Wydarzenia


Ekipa forum
Fontanna tańczących driad
AutorWiadomość
Fontanna tańczących driad [odnośnik]03.07.16 23:48

Fontanna tańczących driad

W gąszczu ogrodów łatwo się zagubić, punktem orientacyjnym wydaje się być marmurowa fontanna przedstawiająca figury trzech pięknych driad tańczących wokół wody. Zimą była pusta, a z posągów zwisały potężne sople, lecz magia tego miejsca pozostawiała nutę zacisznego romantycznego zakątka. Kiedy nikt nie patrzy, kamienne driady czasem zmieniają swoje ułożenie, oglądają się za młodzieńcami i chichoczą, widząc schadzki młodych - nigdy jednak nie zostały przyłapane na gorącym uczynku. Spod fontanny łatwo trafić wytyczoną dróżką z powrotem do posiadłości. Sama fontanna jest zaś dość wysoka, by bezpiecznie i wygodnie przysiąść na jej brzegu.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 05.08.19 13:53, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna tańczących driad Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]04.07.16 12:00
Cudownie lekko.
Tak się czuję, cudownie lekko, jakbym stąpała po chmurze przytępiającej wszystkie zmysły. Trochę kręci mi się w głowie, to taki przyjemny stan, nie pamiętam kiedy po raz ostatni go doświadczyłam. Chce mi się chichotać. Wszystkie ciążące myśli utopiły się w kolejnych kieliszkach wina, nie dam im już dzisiaj wypłynąć. 
Dzisiaj jest sabat. Dzisiaj się bawię. Po raz ostatni jako Bulstrode, jakie to zabawne. 
Mam ochotę tańczyć. Śpiewać zdecydowanie nie, ale na pewno tańczyć. Mam ochotę żartować. W mojej głowie kłębi się tysiąc anegdotek, tylko czekają na okazję. Jestem znacznie milsza pod wpływem alkoholu, mniej wyniosła. Znika pogarda. Może, gdyby regularnie dawała się ponieść fali czerwonego wina, zostałabym prędzej niż później królową towarzystwa?
Rzeczywiście korzystam z okazji by przypudrować nosek - i większość czasu spędzam chichocząc do lutra. Oczy mam roziskrzone w sposób do mnie niepodobny, policzki lekko zaczerwienione, wydaje się znacznie... Żywsza niż zazwyczaj. 
Składa się też tak doskonale, że kiedy chcę wrócić do towarzystwa, natrafiam na swoją parę. I to nie tylko wieczoru, jakie to zabawne. Przecież na palcu noszę twój rodowy pierścień i gdybym, z powodów o których teraz nie myślę, nie zdecydowała się na czerń, zapewne wystąpiłabym w błękicie. Jak dobrze, że jest mi w nim do twarzy, wyobrażasz sobie jaka to by była tragedia gdybym wyglądała w nim niekorzystnie? Całe zaręczyny do zerwania - Caesar! - witam się znacznie wylewniej niż zazwyczaj, och, najwyżej będzie o czym plotkować - Jesteś trzeźwy - zaskoczenie w moim głosie miesza się z nutką zawodu, jak to, tylko ja się będę dzisiaj bawić? Widzę ten marsowy wyraz na twojej twarzy i z bruzd na czole wyczytuję, że planujesz morderstwo, nie możemy o tym pomyśleć od jutra? Jutro znowu będziemy rozżaleni, wściekli i pełni pogardy, odpocznijmy od tego chociaż przez jeden wieczór - I taki przystojny! - mówiłam to ci już kiedyś? Jesteś niesamowicie przystojny. To dobrze, inaczej całe zaręczyny do zerwania - Chodź, chodź, muszę się przewietrzyć - a ty rozchmurzyć!
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna tańczących driad Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]04.07.16 14:24
Najpierw musiał ją odnaleźć. Dopiero potem mógł chwycić za kielich.
Mijające go, wstawione panienki tylko pobudzały jego obawy względem Isoldy i jego sióstr, które także brały udział w zabawie zorganizowanej przez lady Nott. Nie był zły ni to zdziwiony, że ulubienica sabatów posunęła się do upojenia całej arystokracji. Głupcy, którzy zszokowani i oburzeni uciekali od stołu, zapewne całą kadencję tej słodkiej damy spędzili zamknięci w piwnicy, skoro oczekiwali kulturalnego spędu i politycznych rozmówek.
Pogrążony w samotnej wędrówce (pogoni) nie dostrzegał lordów, którzy witali go uprzejmie, gratulowali i zachwalali jego szczęście. Dziękował niewylewnie, krótko, witał się pobieżnie i nie pozwalał zatrzymać siebie choćby na chwilę dłużej wszelkie próby nawiązania konwersacji ucinając. W końcu ją dostrzegł, na dworze, gdy ich dwoje obejmował mróz. Pozwolił im na chwilę bliskości nie doszukując się w niej ani odrobiny romantyzmu. Dzisiaj krytyczny, wyjątkowo oschły i nieprzyjemny. Czyżby role się odwróciły? Czyżby dzisiaj dane mu było stawiać ją do pionu i doprowadzać do porządku?
Było to jednak na swój sposób miłe. Ciepłe. Zaskakujące. Inne. Może chciałby tu zostać, pochłonięty przez bajeczną scenerię, zostać jeszcze trochę. Oddać się tej chwili na dłużej. Znikną, nikt ich nie będzie szukał, cóż za szaleniec szukałby pocieszenia w tym chłodzie? Cóż za szaleniec szukałby ukojenia nad zamrożoną, skutą lodem fontanną – widok wprawdzie niepokojący, przyprawiający go o dreszcze, gdy oboje szli po odśnieżonej kamiennej ścieżce w kierunku martwego ogrodu.
Nie powinien poddawać się jej woli. Jej pijackim zachciankom – jutro zachorujesz i tyle będziesz z tego miała. Prócz bólu głowy, obolałych mięśni i ciężkiego oddechu.
-Zmarzniesz – oświadczył głucho, nieprzekonująco, jak gdyby szeptał w próżnię, a słowa, które mówił, były jałowe – Zapomniałem – dodał nagle, jakby w lekkim olśnieniu, zatrzymał ją siłą, zmusił, by przystanęła, odwróciła się w jego stronę, zbliżyła. Była jak lalka, szmaciana kukła, którą mógłby dziś podrygiwać i miotać nią według swych zachcianek. Jego zimna dłoń na jej rozgrzanym ciele, błąkająca się z wolna, melancholijnie, po odsłoniętej skórze: przez ramiona, linię obojczyka, kończąc tuż przy uwypukleniu mostka, ujmując w palce podarowany jej przez niego bursztyn – Czujesz? - pytał o jego dłonie, o zmarznięte, zsiniałe długie palce, które dotykały jej ciała.
Czujesz, Isoldo?
Czy to moja miłość – miłość? - sprawia, że nie czujesz n i c?
-Następnym razem nie pozwól się doprowadzić do takiego stanu – pouczył ją cicho, chwytając jej ciemne spojrzenie, napawając się nim – sarnimi zagubionymi, rozkochanymi oczyma.
Wątpił, by zapamiętała tę lekcję.
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna tańczących driad 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]04.07.16 17:15
Agatha nie powinna zostawać teraz sama. Samotność okrywała ją jak matczyne ramiona, których ciepła nie pamiętała, kołysała ją jednostajnie, niczym natchniony rzeźbiarz kształtując jej rozchylone spękane wargi, wysmukłą sylwetkę zamarłą w wiecznym niedokończeniu ruchów i podkrążone oczy, przedwcześnie pozbawione beztroskiego blasku niewinnej młodości. Cisza uzależnia silniej niż jakikolwiek narkotyk. Chyba nikt nie wiedział o tym tak dobrze, jak ona.
Gdy zakrywała się szalem, poczuła, że chowa pod czernią materiału wszystkie swoje noce, że zakrywa zasłoną dziwny zapach pościeli w cudzych łóżkach, w których budziła się nad ranem, przepełniona smakiem absyntu; że jednym gestem ucisza w sobie melodie Strawińskiego, Rachmaninowa i Debussy'ego, przygrywające wśród zwodniczych szeptów, pięknych, najpiękniejszych. Nie dało się uciec od tamtych dni, ale może dało się na chwilę odsunąć je poza horyzont percepcji. Na to właśnie liczyła Agatha, zakrywając się czarnym szalem i wychodząc na zewnątrz, w poszukiwaniu Isoldy Bulstrode (albo może czegoś - kogoś - zupełnie innego).
Isolda też nie powinna zostawać teraz sama. Dla takich ludzi jak ona, rozsądnych, kryształowo świadomych, którzy nawet w snach postępują logicznie, alkohol był najgroźniejszy. Agatha sama znajdowała się w porównywalnym stanie, lecz znała siebie pijaną tak samo dobrze jak trzeźwą (jeżeli nie lepiej). Nauczyła się stawiać stopy tak, by nie przeszkadzało jej lekkie drżenie nóg, przymykać niezauważenie powieki, gdy zaczynało się jej kręcić w głowie i wspomagając się chwilami milczenia, układać zdania tak złożone i wielobarwne, jak świątynie zaginionych cywilizacji. Wątpiła, żeby Isolda znała wszystkie te obrzydliwe sztuczki ludzi zepsutych, dlatego niepokoiła się o nią i na dźwięk głosu przyjaciółki natychmiast przybiegła do fontanny, z uczuciem głębokiej ulgi.
- Isoldo, martwiłam... - lecz przerwała nagle, widząc dla kogo przeznaczony był usłyszany z daleka głos panny Bulstrode.
Isolda stała w objęciach Caesara Lestrange'a, swojego narzeczonego, bezpieczna i harmonijna. Nie potrzebowała tej dziwnej, egoistycznej troski kobiety, która śmiała nazywać się jej przyjaciółką, choć zasługiwała na najbardziej lodowatą formę nienawiści. Zimny wiatr zwiał szal Agathy, gdy patrzyła w oczy Caesara, spojrzeniem pełnym dźwięków fortepianu i rosy błyszczącej na źdźbłach trawy. Odnalazła w jego źrenicach zaszyfrowane szlaki dawnych wieczorów, kropki na mapie Anglii wyznaczające wszystkie miejsca, w których zatracali się wspólnie, nie znając do końca swoich rysów twarzy, zniekształconych przez opary dymu i smak czystego alkoholu; odnalazła to w jednej sekundzie, wiedząc, że to już zakończone, jak wiersz bez puenty, ale za to z decydującą, stanowczą czarną kropką. Kropką w kształcie łagodnych oczu Isoldy.
Miała nadzieję, że będa szczęśliwi. To była szczera nadzieja, taka, na którą stać tylko osoby przegrane, ale wolne od wszelkich roszczeń wobec świata. "Isolda może dać mu prawdziwą miłość" - pomyślała bez goryczy. - "Coś nieskończenie większego i piękniejszego od rozmytych akwarelowych nocy w moich ramionach. Coś, co go uratuje." Agatha nie umiała nikogo uratować. Mogła jedynie słuchać spójnego dwudźwięku oddechów narzeczonych, trzymać pijaną głowę wysoko uniesioną i mieć nadzieję, że Caesar nigdy nie skrzywdzi Isoldy, że nie będzie szukał baśniowych złudzeń w objęciach jakiejś innej Agathy Greengrass o tak samo smutnych oczach i inaczej brzmiącym nazwisku.
- Widzę, że jesteś pod dobrą opieką - powiedziała spokojnie. - Niepokoiłam się trochę, w końcu upijanie się na salonach to igranie z ogniem - Lestrange o tym wiedział, ona też wiedziała aż za dobrze, a jednak była pijana (może Samael Avery miał rację, mówiąc, że Agatha przesuwa granicę?) - Nie będę już wam przeszkadzać.
"Jeśli znienacka, o północy usłyszysz, jak przeciąga niewidzialny pochód z cudowną muzyką, z gwarem głosów - wtedy losu, co w końcu zawiódł cię, trudów, co poszły na marne, planów, które wszystkie okazały się pomyłką, nie opłakuj bez sensu. Jak ktoś od dawna gotów, ktoś odważny, pożegnaj ją, tę odchodzącą Aleksandrię."(1) Agatha poprawiła szal. Jej spojrzenie sięgało niezdobytych szczytów odległych gór. Nie czuła zimna w zdrętwiałych dłoniach. Płatki śniegu spadały na jej jasne włosy, a ona pozwalała im rozpuszczać się w lodowate strumienie, pełna niewysłowionej godności młodej egipskiej królowej.

(1) Konstandinos Kawafis, "Bóg opuszcza Antoniusza"
Gość
Anonymous
Gość
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]04.07.16 18:12
Może to prawda. 
Osoby na codzień wyrafinowane, chłodne i rozsądne - idealna odpowiedź na pytanie jak opisać Isoldę Bulstrode w trzech słowach - powinny uważać bardziej i sprytnie oszukiwać  podczas gier lady Nott by nie stracić głowy. W końcu brak mi wprawy, aktualna lekkość bytu to stan nieczęsty i niezbyt mi znany. Niekontrolowany. Może za chwilę dopadnie mnie smutek i zaleję się łzami, siedząc przy tej nieszczęsnej fontannie, rujnując wszystkim wieczór? Może zachichoczę w trakcie wieczoru zbyt głośno i trochę nie w porę, tym samym sprowadzając na siebie spojrzenie pogardliwe, wręcz naganne? Poczuję jak policzki palą mnie ze wstydu - ale wreszcie coś poczuję z całą mocą. 
Jak teraz. Chociaż refleks zdaje się otępiony, w uszach lekko mi szumi, a bodźce docierają z opóźnieniem, czuję. Tyle przyjemnych doznań. Wiatr łaskoczący odsłonięty kark, śnieg trzeszczący pod stopami. Ciepły oddech na mojej skórze, rozgrzewający, zimny dotyk. 
Nie przestawaj, chcę poprosić.
Nie zmieniaj tego przyjemnego momentu w gorzką lekcję, wręcz żądam. 
Mam nadzieję, że dostrzegasz w swoich słowach nieco hipokryzji mój drogi - przecież wiem, że damom mniej przystoi, nie przystoi, ale to tylko chichot, to tylko lekkość. Nie chcę pozwolić ci na przekłucie swojej bańki, powalczę o nią trochę, dobrze mi w niej. Może jutro nie wstanę z łóżka, zmęczona, obolała, zasłaniająca się migreną, może Peony będzie musiała napoić mnie eliksirem pieprzowym, ale do jutra jeszcze tyle czasu - Czy próbujesz właśnie zająć moje myśli na najbliższe półtorej miesiąca? - powiedz tak, powiedz, że właśnie o to w tym momencie chodzi, mnie i ciebie - Dzisiaj wybierzmy życie, proszę - naprawdę proszę, ciepłymi palcami muskając twój zimny policzek. Wybierzmy dzisiaj życie, na przekór śmierci, krążącej coraz bliżej nas, próbującej zakleszczyć na naszych szyjach swoje lodowate palce. A co jeśli - co jeśli to mój ostatni Sabat? Co jesli twój? Nie zmuszaj mnie do takich myśli. 
Te sprawiają, że mam ochotę na kolejny kielich wina. 
Nie przeszkadzasz - głos Agathy sprowadza na ziemię, chociaż nie umniejsza wesołości, jej widok, równie upojonej ciężkim winem, rozbawia jeszcze bardziej - Wyszłam się przewietrzyć i spójrz kogo znalazłam - trzymając w swojej dłoni tę zimną, twoją, zbliżam do siebie całą naszą trójkę, tak cudownie nieświadoma, rozkosznie naiwna - Zakładam, że się znacie? - bo przecież wszyscy znamy się w towarzystwie, wiemy czyj protoplasta spłonął na stosie, a czyj podpalił leżące pod nim drewna, wiemy kto ma największy kominek w południowym salonie, a kto potajemnie ceruje pończochy bo nie stać go na nowe - Agatha zgodziła się zostać moją druhną - ot, temat na rozpoczęcie niezobowiązującej rozmowy. 
Raz weźmiesz ślub i nie zabraknie ci ich do końca życia.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna tańczących driad Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]06.07.16 15:44
-Nigdy – nie przyzna się do błędu, nie powie tak, choć jego oczy szeptały inaczej. Mroźne, przymrużone, wpatrzone srogo w jej gładziutkie, rozanielone lico. Władczo zagarniające jej spojrzenie, błądzące po jej krwistych usteczkach, jasnej skórze stapiającej się z zimową scenerią. Jej bezbronność, ta uległość i dziewczęca natarczywość budziły w nim pożądanie, którego winien się wstydzić. Wobec przeszłości, wobec samego siebie – żałobny wędrowiec poszukujący swej ukochanej, błądzący po wysuszonej pustyni, z sercem równie jałowym, napotykając co chwila studnię, którą opróżnia do końca. By ruszyć dalej, znaleźć kolejną.
W poszukiwaniu źródła nieskończonego nasycenia. Z ustami popękanymi, spierzchniętymi. Ze wzrokiem błąkającym się po spalonych słońcem górach – gdzie jesteś, moja oazo?
Mój kwiecie. Moja różo.
-Dzisiaj wybierzmy życie – powtarza.
Lecz życia na pustyni nie ma. Tylko skorpiony kryjące się pod piaskiem. Trucizna. I szaleństwo. Tak łatwo o szaleństwo, tak łatwo się zatracić.
Dłonie opuszczają jej ciało, cofają się – to tylko Aghata. Aż Aghata Greengrass.
Nie przeszkadzasz, nie krępuj się.
Nie wiedział, czy winien być jej wdzięczny za to, że pozwoliła mu odetchnąć zapachem innym niż włosy Isoldy, czy karcić, że odebrała mu tę jedyną, gorzką chwilę rozkoszy. Może nienawidzić, bo jest przeszłością, która wraca nieustannie, nawiedza go już nie w snach a na jawie. Przeszłość o jasnych włosach panienki Greengrass, pani tysiąca historii, przeszłość przysłonięta dusząco słodkimi oparami opium, kontrastowo jaskrawa i blada, raz niewyraźna i obca, jak gdyby grał cudze życie, innym razem zapamiętywał blask jej biżuterii, szorstki jedwab szlafroku czy dotyk dywanu pod jego kolanami.
Isolda zbliża ich do siebie – nikt się nie oparł, on się nie opierał. Dotknął zimnej dłoni Aghaty, beztrosko, nieświadomie, zamknął ją w dziecięcym, niewinnym uścisku pozwalając, by utworzyli krąg win, tajemnic i nieprzebytych rozkoszy.
-Cieszę się – to tak niepodobne, takie nieprawdziwe, takie obce – Nie przeszkadzasz – jesteś zjawią? Duchem? Ścisnął jej dłoń mocniej, niepewny, nieświadomy lęków, jakie niedługo się obudzą. Bezbronny wobec wielkości tego świata i praw nim rządzących – moja droga, Eilis, cóż on z tobą uczynił?
Dlaczego cię zniszczył?
Ale dzisiaj wybieramy życie.
-Zostań – powiedział, choć jego spojrzenie krzyczało odejdź, a dłoń zamykała się na jej własnej niczym imadło – Byłyście kiedyś zimą na plaży? Jest cicho, a woda to skute lodem strzępy, niby martwe, ale, moje drogie panie, strach porywać się na te pustynne lodowisko – to tylko ułuda. Jak szczęście. Przemija, topnieje, gdy uczynisz niewłaściwy krok, toniesz pod ciężarem swoich naiwnych marzeń – Otulimy cię złotem, na tle poszarpanego morza. Watr będzie silny, będzie mroźno, ale czarująco – tak blisko, tak dużo przed nami, choć gdy stał w śniegu w samym garniturze, mógłby przysiąc, że to stanie się za chwilę.
I jedno pytanie, krótkie, bez wyrazu – a co jeśli życia nie ma?
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna tańczących driad 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]08.07.16 2:38
Prawda, zgodziła się. Isolda stała wtedy pośrodku rozświetlonego porankiem pokoju i roztaczała wokół siebie kręgi szczęścia, jak kamień rzucony na gładką taflę jeziora. Agatha nie mogła usunąć się z zasięgu jej radości; zgodziła się, w końcu nie czekało ją już nic trudniejszego od widoku tej niewinnej błogości na twarzy przyjaciółki, zazwyczaj tak surowej w swoim opanowaniu. Uścisk chudych ramion, filiżanka herbaty, powiew wczesnego wiatru i ta myśl, że ona, Agatha, nigdy nie będzie stała na miejscu Isoldy, że nigdy nie zapyta przyjaciółki, czy będzie jej druhną, nigdy nie uczyni skromnego salonu królestwem swojego szczęścia.
Śnieg nie zna żalu ani rozgrzeszenia. Pewnie dlatego Agatha tak uwielbiała jego miękkość, która za każdym razem obiecywała jej zbyt wiele. Isolda zbliżyła ich do siebie, zamknęła w niemej trójcy, jednym, naturalnie hojnym ruchem drobnej dłoni łącząc przeszłość z przyszłością i winę z odkupieniem. W tej chwili była poetką, nieświadomą własnej twórczej potęgi, a Agatha i Caesar poddali się jej jak dzieci, upojone pięknem, winem i bielą śniegu. "A gdy kocham, kocham lepiej zimą, niźli latem; lepiej i serdeczniej drwię z wrogów swoich od czasu, gdy zima u mnie gości."(1) Nietzsche i tu miał rację.
Caesar uścisnął jej dłoń, tak jakby dotyk jej skóry mógł udzielić mu jakichkolwiek odpowiedzi. Jej ciało nie umiało jednak przemawiać żadnym z języków świata. Milczało zatem, piękniej i ciszej niż chmury. Tonęli wspólnie w trzyosobowym jeziorze mrozu - lecz nie tylko powietrze zdawało się skute lodem. Agatha poczuła nagle jakiś inny rodzaj zimna, marmurowy, grobowy, przepływający przez jej dłonie, piersi i biodra. Chłód greckich rzeźb zamarłych w nieosiągalnym pięknie. Lodowatość próchniejącego drewna. "To idzie ze mnie" - pomyślała. - "To tylko ja." Ale dłoń Caesara więżąca jej dłoń również nosiła na sobie cień tego pogrzebowego wiatru (bo wiatr nigdy nie spóźnia się na pogrzeby). Gdy zaczął mówić o zimowych plażach, zrozumiała od razu. Obydwoje bronili się przed życiem ruchomą armią metafor. Chowali się przed nim w podbitych atłasem kruchych pałacach, w których nie mógł ich dosięgnąć ten niepokonany chłód, szelest skrzydeł widmowego ptaka. Czy Isolda też była tak słaba jak oni? Agatha czuła płatki śniegu zatrzymujące się na jej rzęsach. Tak, dobrze znała zapach plaży zimą.
- To jest jak piękna baśń, którą opowiada się dzieciom, by oswoić je ze śmiercią - powiedziała cicho, w nagłym porywie szczerości.
"Jak ktoś od dawna gotów, ktoś odważny, pożegnaj ją, tę odchodzącą Aleksandrię. Przede wszystkim nie oszukuj się, nie mów, że to był tylko sen albo że słuch cię zmylił. Taką próżną nie poniżaj się nadzieją." Przeszłość pozdrawiała Agathę z oddali. "Muszę zostawić ich samych" - pomyślała. - "Tylko pary przetrwają zagładę."

(1) Friedrich Nietzsche, "Tako rzecze Zaratustra"
Gość
Anonymous
Gość
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]20.01.18 13:15
21 czerwca, sabat, po tańcu na lodzie

Osiągnęła swój cel.
Dzisiejszy wieczór mógł pójść źle na wiele różnych sposobów, a jednak dała radę pokazać się z jak najlepszej strony i swoją postawą zyskać uznanie ludzi, których zdanie liczyło się w społeczeństwie. Zależało jej na ich opinii, bowiem wiązała się ona nieodzownie z przynoszeniem chluby swojemu rodowi, a jako młoda szlachcianka miała naprawdę niewiele więcej wpływu na to, jak będzie postrzegana jej rodzina. To nie wielkimi czynami czy wzniosłymi mowami, ale właśnie prezencją i zachowaniem mogła zjednać sobie odpowiednie osoby i dołożyć własną cegiełkę do dobrej sławy rodu Lestrange. Wciąż byli skryci, lecz nigdy nie mogli odsunąć się w cień. Czuła nie tylko obowiązek godnego reprezentowania rodziny, ale także wielką tego potrzebę; barwy rodowe eksponowane na sukni i jej elementach nie były tylko pięknymi dekoracjami, ale jednocześnie jej tarczą i orężem. Coś tak błahego, jak taniec na lodzie, dało jej poczucie dobrze wypełnionej misji, a co za tym idzie, podniosło pewność siebie, czyli cechę niezbędną do osiągania dalszych celów. Jeśli ich zdobywanie miało pójść tak samo przyjemnie, jak przebiegł jej towarzyski debiut, Marine nie mogłaby być bardziej zadowolona.
Po zejściu z lodowiska i wymienieniu ostatnich pozdrowień i pożegnań z lordem Ollivanderem, od razu została porwana przez swojego ojca, który zadowolony jej wyczynem nie szczędził pochwał, ale także konstruktywnej krytyki. W końcu dwa razy to jej omsknęła się łyżwa, a ucierpieć mogli na tym oboje z partnerem – Theseus Lestrange swobodnie udzielał jej rad na przyszłość, lecz przez ton jego głosu przebijała się duma z jedynej córki, którą ta doskonale wyczuwała. Uśmiechnięta dała się poprowadzić ścieżkami ogrodowymi z dala od zgiełku, po drodze oczywiście odbierając gratulacje ze strony ludzi podziwiających jej występ. Dumna i wyprostowana kroczyła ramię w ramię z ojcem, przyjmując komplementy, jak na wzorową damę przystało. Główna atrakcja była już za nimi, lecz wieczór jeszcze się nie skończył, a Marine przeczuwała, że rodzic szykuje dla niej coś specjalnego.
Ich rozmowa zeszła na temat Flaviena i panny Rosier, którzy przez większą część tańca na lodzie skradali zachwycone spojrzenia lady Adelaide Nott, lecz wtedy ojciec przypomniał sobie nagle, że powinien pomówić z bratankiem, zanim sprawi niespodziankę swej córce, dlatego poprosił ją o chwilę oczekiwania, po czym ruszył w drogę powrotną do sadzawki, gdzież to rozgrywało się całe przedstawienie.
Marine była zadowolona z takiego obrotu spraw, oznaczał on bowiem chwilę wytchnienia dla młodej szlachcianki, która tego wieczora dawała z siebie wszystko w tak wielu dziedzinach, by wreszcie móc przyznać się przed samą sobą, że potrzebuje chwili odpoczynku. Rozejrzała się więc i dostrzegła urokliwą fontannę, do której zdecydowała się podejść, by móc podziwiać ją z bliska. Czarodziejskie pochodnie ustawione na ścieżce sięgały swym światłem nawet ku tej ogrodowej ozdobie, dlatego dziewczyna nie bała się zejść na chwilę z wytyczonej małymi kamyczkami dróżki; widok tańczących driad przypomniał jej jak dobrze sama czuła się w tańcu jeszcze chwilę temu – choć nie miał w sobie nic z beztroski, w przeciwieństwie do tego przedstawionego na fontannie, sprawił jej wiele przyjemności. Czuła radość i satysfakcję. Czyż mogło istnieć przyjemniejsze podsumowanie jej debiutu?



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Fontanna tańczących driad 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]20.01.18 18:53
|po wszystkim

Nie spodziewał się, że w taki sposób rozpocznie swój następny sabat. Jednak czego oczekiwał? Że wejdzie spokojnie niezauważony? Niezaczepiony? Lub właściwie to pozostawiony samemu sobie, by pojawić się na chwilę przy boku matki i ojca, przemknąć spojrzeniem po twarzach Cynerica i Rosalie i znów zniknąć? Los nie zamierzał mu odpuszczać, dlatego też postanowił postawić zaraz na wejściu przed nim nikogo innego, a właśnie Lucindę. Wiele by oddał, by nie musieć znów się na nią natykać. Nie dlatego że nie chciał jej oglądać, a dlatego że jej postać przywoływała wszystkie wspomnienia. I nie tylko te złe, chociaż Morgoth przyjąłby je z otwartymi ramionami, gdyby to były jedynie one. Te dobre również, jednak musiał się pogodzić z faktem, że to nie miało minąć. Nieważne jak długo by sobie wmawiał, walczył z tym; musiał się z tym pogodzić i nauczyć normalnie funkcjonować. Miał o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż własne omyłki, którym dał się zwieść. Na szczęście szła za tym nauka, nieważne jak bolesna. Najważniejsze, że miał ją dobrze zapamiętać i nie być już tak naiwnym jak wcześniej. Odpowiadało mu to, co działo się w tym momencie w jego rodzinie - kuzynostwo złączyło się sakramentem małżeństwa, matka znów promieniowała, ojciec zajmował się swoimi zadaniami i szło mu doskonale jak zawsze. Miał problem z Lilianą, ale z tego co wiedział, tej nocy towarzyszył jej Quentin. Zastanawiał się ile w tym wszystkim było dobrej woli Burke'a, a ile wilego czaru niepokornej kuzynki, jednak na to miał przyjść czas później. Tej nocy zamierzał obserwować jak każdej poprzedniej i odszukać dawno niewidzianych członków rodziny. Na początku przebywał jakiś czas z matką, lecz gdy ta udała się wraz z ojcem na tańce, Morgoth przez chwilę obserwował ich zgrany duet, by wraz z kolejnymi parami na parkiecie, samemu opuścić wielką salę balową. Z tego co zrozumiał ze słów siedzących przy stoliku Yaxleyów, ominęły go popisy na lodzie. Ten jednak wolał nie brać udziału w zbiegowisku, a w międzyczasie natknął się już na Lupusa, z którym od jakiegoś czasu łączyła również tajemnica Rycerzy Walpurgii. Wrogowie, przyjaciele, fałszywi sojusznicy mieszali się w jednym wielkim motłochu uśmiechając się do siebie, wymieniając spojrzenia i uściski dłoni. Lady Nott nie była jednak do końca aż tak pomylona, by posadzić nieprzepadających za sobą szlachciców niedaleko siebie. Morgoth zauważył, że rodzina Longbottomów i Abbottów znajdowały się po drugiej stronie sali. Nie dało się jednak udawać, że nie istnieli. Zabawa po północy zawrzała ponownie wraz z głośniejszą, donośniejszą, dostojniejszą muzyką, która miała zachęcić każdego do wzięcia udziału w kolejnej atrakcji. Pierworodny Leona Vasilasa wolał nie zajmować się tym zadaniem, przeznaczonym dla par, preferując wycofanie. Nie było z nimi jego siostry, która ostatnio czuła się słabiej i Morgoth obawiał się, że chodziło o anomalie. Od pojawienia się ich w Wielkiej Brytanii Leia marniała, przypominając bardziej ducha niż energiczną, pełną woli do życia dziewczynę. Wiedział, że podczas spotkań z nim udawała silniejszą niż była, by nie przynieść bratu kolejnych smutków. Wydawało mu się, że wiedziała wszystko, chociaż nie było to możliwe - nic dziwnego jednak że tak się czuł. Była jego lepszą połową, była jego siostrą, była Yaxleyem. Mimo to brakowało mu jej na tym hucznym balu. Zawsze mógł odetchnąć w jej towarzystwie, gdy zewsząd atakowali go rządni wiedzy lordowie i lady. Wiedziała co powiedzieć, gdy coś go trapiło i by go uspokoić. Zamierzał wrócić jednak specjalnie wcześniej właśnie dla niej, by nie była sama. Nie mógł czuć się w pełni swobodnie, gdy nie wiedział jak się czuła. Nie mógł wyjść właśnie teraz. Dopiero co przyszedł, a nagłe zniknięcie nie byłoby odpowiednio widziane po sporym spóźnieniu. Nie zamierzał mimo wszystko tkwić w dusznej sali. Potrzebował chwili oddechu, choć tak naprawdę nie zrobił jeszcze nic, co mogłoby go zmęczyć. Znał siebie - wystarczyła obecność tylu osób, by sprawić, że czuł się nieswojo. Odkąd zaczął przemieniać się w wilka ta izolacja stała się jeszcze bardziej odczuwalna, a potrzeba przebywania na świeżym powietrzu wyraźnie zarysowana. Nic dziwnego, że opuścił w spokoju salę balową, lecz ciche odetchnięcie, gdy znalazł się na zewnątrz, usunęła z niego część niechęci do znajdujących się wewnątrz budynku gości. Znów był sam. A przynajmniej tak podejrzewał, bo kilkanaście metrów dalej zauważył mężczyznę, który wchodził do Hampton Court. Morgoth podążył spojrzeniem w kierunku, skąd przyszedł i dostrzegł sporych rozmiarów fontannę, a przy niej czyjąś postać. Zdecydowanie należała do kobiety. Może coś się stało i potrzebowała pomocy? A może ów mężczyzna, którego widział właśnie po nią szedł? Żeby uspokoić niepewne sumienie ruszył przed siebie, słysząc jak śnieg chrzęścił pod butami. Chłód jednak nie dokuczał zbyt szczególnie, gdyż odpowiednie zaklęcia nie pozwoliły temperaturze spaść zbyt mocno. Drobny lecz jak przydatny zabieg. Osobie, do której szedł więc nie groziło nic poważnego związanego z zimnem, lecz co się stało?
- Przepraszam, czy... - Potrzebuje lady pomocy? Nie. Nie dokończył tego zdania, bo zauważył, że postacią siedzącą przy fontannie był nie kto inny, a Marine Lestrange - jego tajemnicza towarzyszka ze snów. Chyba tej nocy miały go spotykać jedynie niezręczne sytuacje. Zatrzymał się parę kroków przed nią i po uderzeniu serca, odpowiednio skłonił, by wypowiedzieć jej tytuł w formie powitania. Dopiero po tej chwili ciszy odezwał się ponownie. - Sądziłem, że coś się stało - odparł ciszej, nie wiedząc za bardzo co zrobić dalej. Nie powinien podchodzić, nie powinien odchodzić. Musiał dowiedzieć się czy naprawdę nic się nie wydarzyło. Więc czekał.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]20.01.18 22:05
Bez względu na to, co płatało figle – czy był to umysł, czy serce, a może oba na raz – zwiedzionemu człowiekowi przybywało słabości i czyniło go to podatnym na ataki z zewnątrz. Na manipulacje, na zaślepienie ze strony fałszywych przyjaciół, a w generalnym rozrachunku nie chodziło przecież tylko jednostkę, a całą rodzinę, która była tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo. Niektórzy nie mogli pozwolić sobie na rozkojarzenie, by sięgać większych celów, inni nie mogli znieść myśli, że coś mogłoby wpłynąć na ich trzeźwy osąd i podejmowane decyzje. Zachowaniem najbardziej racjonalnym i rozsądnym było więc pozbywanie się własnych słabości, odgradzanie się od nich i nie pozwolenie na to, by kiedykolwiek jeszcze miały wpływ na cokolwiek. Niektórzy mawiali „wygrywasz albo giniesz” lecz Marine o wiele bardziej wolała myśleć, że wygrywa się lub wynosi nauczkę na przyszłość. A uczyć można się nie tylko na własnych błędach.
Choć była jeszcze młodą dziewczyną, świeżą absolwentką Hogwartu i debiutującą na salonach damą, zdążyła zasmakować goryczy oraz uczuć i rzeczy, które czyniły ją słabszą. Choroba z dzieciństwa uderzyła w całą jej rodzinę, a choć dorastała już wyleczona, nie mogła pozbyć się myśli, że naraziła na krzywdę nie tylko siebie, ale także i bliskich. Chociaż w rzeczywistości niewiele mogła zrobić, by zapobiec Pladze Koszmarów, przez jakiś czas wyrzucała sobie, że nie zachowała dość jasnego umysłu, że dała się zwieść, wyprowadzić na manowce tylko dlatego, że jej pragnienie było silniejsze od osądu. Tak bardzo chciała mieć najlepszą przyjaciółkę, że nie zauważyła nawet iż ta nie była prawdziwa. Zaślepiona przez bodźce i falę nowych uczuć, jaką przynosiła ta znajomość, długo nie mogła dojść do siebie, gdy nastąpił wielki finał i związane z nim wyleczenie. Po dziś dzień bała się ujrzenia omenu zwiastującego nawrót choroby, lecz nauczyła się wreszcie nie oglądać paranoicznie przez ramię, a swoje słabości przekuła na mocne strony. Choć momentami cechowała ją impulsywność odpowiednia młodemu wiekowi, zdecydowanie częściej panna Lestrange okazywała się być osobą wstrzemięźliwą, analizującą sytuację i podchodzącą z odpowiednim dystansem do mniej lub bardziej ważnych spraw. Być może kiedyś miała problem z odróżnieniem fikcji od rzeczywistości, lecz teraz była niezwykle pewna siebie i wierzyła, że drugi raz nie popełni tego samego błędu.
A później nadeszły sny, które same w sobie, choć intensywne i wypełnione fantazją, były dość zwyczajne, przynajmniej do czasu, gdy okazało się, że nie śniła ich sama. Że gdzieś na świecie znajdowała się druga osoba, która przeżywała je razem z nią. I że ta osoba jest tym równie zaskoczona, co ona sama.
Przez cały wieczór nie sięgała pamięcią do spotkania w ogrodach Yaxley’s Hall; nawet natknięcie się na przedstawicielki szanowanego rodu nie wybiło jej z pantałyku, a jednak zaczerpnięcie świeżego powietrza tutaj, w Hampton Court, przywołało bliźniacze wspomnienie sprzed kilku dni. A za wspomnieniem nadeszła rzeczywistość, bowiem w chwili, w której Marine próbowała przekonać się, czy jedna z driad aby na pewno nie uśmiechnęła się nieoczekiwanie, za plecami młodej czarownicy rozległ się znajomy głos.
Odwróciła się, niczym przyłapana na gorącym uczynku.
Czy naprawdę śmiała nazywać go znajomym, nawet jeśli realnie widzieli się tylko raz? Pamiętała jego głos, jego twarz, nawet obecność jego nowej blizny, lecz były to obrazy przemieszane przez jej świadomość i podświadomość, a także przez liczne próby przeanalizowania tego, co stało się podczas wesela. Nie minęło dużo czasu, a jednak myślała o tym niezwykle intensywnie, a nawet podzieliła się swoimi myślami w liście, którego adresatem był mężczyzna stojący teraz przed nią.
Zatrzymał się i przez ułamek sekundy wyglądał na zatroskanego, lecz po chwili przyjął poprawną szlachcicowi postawę i skłonił się, tytułując ją odpowiednio. Powstała z fontanny i uczyniła to samo, w myślach notując jednak, że tym razem obierali zupełnie inną drogę, niż podczas pierwszego spotkania. Etykieta miała zostać zachowana, a dobre wychowanie obsadzono w roli głównej. Pannie Lestrange nie pozostało nic innego, jak tylko rozwiać potencjalne wątpliwości swojego rozmówcy.
- Wszystko jest w porządku – nie pospieszyła z odpowiedzią od razu, dając mu chwilę na zorientowanie się w sytuacji. Świeże powietrze, światło pochodni i gwiazdy jako jedyni świadkowie tego spotkania. Zadziwiająco znajoma sceneria – Na moment rozstałam się z ojcem, który wrócił do środka po jakąś niecierpiącą zwłoki niespodziankę – uśmiechnęła się lekko na samo wspomnienie dumnego rodzica.
Czuła potrzebę wytłumaczenia swojej obecności przy fontannie; młoda panna w takim miejscu po północy – a co, jeśli pomyślał, że wybrała się na jakąś tajną schadzkę z absztyfikantem, który w długich listach obiecywał jej wyłowienie najpiękniejszych pereł z najgłębszych mórz? Nie, to niemożliwe, nie dbał przecież o nią. A może jednak? Może skoro pojawił się tu wiedziony niepokojem o kobietę, przez ułamek sekundy przeszło mu przez myśl dowiedzenie się, co naprawdę tu robiła?
Wyrywając się z absurdalnych rozmyślań, poświęciła kilka uderzeń serca na przyjrzenie się mu. Wydawał się strapiony, lecz za nic nie zapytałaby go bezpośrednio cóż takiego się stało. Nie byli już w swojej wspólnej fantazji, a scenografią ich kolejnego spotkania było jak najbardziej prawdziwe Hampton Court.
Nie poruszyła się nawet o cal, trwając w oficjalnej, dumnej pozie, lecz spojrzenie mogło ją zdradzać, a przecież on potrafił czytać z niej jak z otwartej księgi. Po raz kolejny chciała mu zadać serię pytań, ale coś podpowiadało jej, że tak naprawdę wcale nie ma takiej potrzeby. Że chwila na złapanie oddechu wciąż może pozostać taką chwilą, nawet pomimo towarzystwa.
- Dziękuję za troskę, lordzie Yaxley – uzupełniła formalności, na koniec języka spychając ochotę zapytania go, co sądził o jej listownej odpowiedzi.
Umysłowe połączenie nie było rzeczą, jaką można było zbagatelizować, lecz jednocześnie fontanna tańczących driad nie była scenerią odpowiednią do tego typu rozmowy.
Lśniłam, tańcząc na lodzie. Wiedziałeś o tym? Jestem prawdziwa.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Fontanna tańczących driad 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]21.01.18 3:41
Zdecydowanie bardziej wolał powiedzenie przestajesz myśleć, giniesz. Dość osobiście odnosił się do tych słów, które poniekąd były jego własnym, prywatnym motto. Nigdy nie przestawał analizować tego, co widział, słyszał. Zupełnie jakby jego umysł gromadził to wszystko, nie wiedząc, kiedy jakaś informacja miała okazać się przydatna. W ten sposób na pewno zaśmiecał sobie niepotrzebnie pamięć, lecz w dużym stopniu dawało mu to zdrowy pogląd na otoczenie i poruszających się w nim ludzi. Nie bez powodu Yaxley nie był kimś, kto wylewał każdą swoją myśl przed dalszymi osobami. Dobierał niezwykle starannie sojuszników, których dopuszczał do swojej osoby, lecz mało kiedy były to osoby o nazwisku odmiennym od jego własnego. Lupus może i był Blackiem, ale płynęła w nich ta sama krew Flintów. Ich matki wychowywały się wspólnie, dlatego nic dziwnego, że utrzymywały kontakt przez resztę życia, przenosząc to również na swoje dzieci. Jego dalszy kuzyn był niewiele starszy, a podobne, nieco zdystansowane względem świata usposobienie równocześnie ich do siebie przekonało. Może nie była to równie braterska więź, którą dzielił wraz z Cynericiem, ale na pewno był jednym z garstki szlachciców, którym zawierzył. Ostatnimi czasy oddalili się od siebie, jednak wspólna sprawa znów sprawiła, że stali się sobie bliżsi. Nawet nie rozmawiając. Obaj bliscy mu kuzyni zaczynali jednak nowe życia - Cina przy boku Rosalie, Lupus był związany słowem z lady Parkinson. Doświadczali coś, czego on jeszcze nie miał i w pewien sposób nawet nie pragnął. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś to nadejdzie. Być może była to kwestia tygodni, gdy wspominał rozmowę z Blackiem. Póki co jednak wolał, żeby ojciec nie zaskoczył go wieścią w ciągu najbliższego czasu, gdy tak niepewny był jego przyszły los. Wyprawa do Azkabanu chyliła się za rogiem, a możliwości porażek piętrzyły się w stosunku do szans powodzenia. Nie był czarnowidzem; był realistą i wiedział, że konsekwencje porażki były dewastujące. Mógł trafić do celi obok własnego ojca chrzestnego, któremu odebrało zmysły już dużo wcześniej, zanim trafił do więzienia. Morgoth żywił do niego okrutną niechęć odkąd tylko pamiętał, lecz zmienił początkowy osąd, gdy wraz z Lucindą dotarli do prawdy. Jego imiennik, jego ojciec chrzestny, ten, który powinien być drugim po ojcu najważniejszym mężczyzną i autorytetem w życiu dorastającego szlachcica, poświęcił tak wiele dla dobra ukochanej siostry. I chociaż był szalony, wiedział co robił. Może nie musiał mordować tej rodziny mugoli, lecz chodziło o coś więcej. Coś, co przez wiele młodemu Yaxleyowi umykało. Tak jak wuj był gotów oddać wszystko dla dobra rodu. A jeśli oznaczało to również istnienie, niech i tak będzie. Nie zamierzał czynić żadnej młodej szlachcianki wdową - ojciec musiał to uszanować. Musiał.
Nie tylko przecież Azkaban go martwił. Wciąż z myślami przy siostrze wędrował po korytarzach Hampton Court, odnajdując drogę do wyjścia z przetłoczonego miejsca. Musiał złapać oddech, zobaczyć światło księżyca, który ostatnimi czasy stał się jego częstym towarzyszem. To było łatwiejsze. Być zwierzęciem, zdać się jedynie na instynkt. Nie musiałby w żaden sposób obawiać się konsekwencji ponownego, losowego spotkania z lady Lestrange. Obserwowałby ją, czując znajomy zapach o wiele wyraźniej i silniej. Byłby jak wibracje, jak fale unoszące się w powietrzu, a każda z nich odpowiadała innym aromatom. Zapamiętałby jej własną, niepowtarzalną woń, by z łatwością podążyć jej śladem, gdyby tego wymagała sytuacja. Odnalezienie tropów zdawało się być teraz błahostką, która kiedyś mogła stanowić pewną trudność. Mimo wszelkich wątpliwości Morgoth uwielbiał swoje drugie ciało, drugą świadomość, drugiego jego. Niezależnego i dzikiego. Znajdującego się tylko tu i teraz, nie rozmyślającego o przyszłości. Wilk mógł czuć tylko jedną rzecz na raz i najczęściej myślał jedynie o bieganiu. Wciąż do przodu przez lasy Fenland, zbliżając się do granic hrabstwa. Czasem przechodził dalej, gdy nie czuł w mięśniach zmęczenia. Potrafił biec całą noc, mając dokoła siebie jedynie naturę, a nad głową tarczę księżyca. Nie żałował tych poświęconych lat na naukę animagii i była to jedna z lepszych decyzji, jakie podjął w swoim życiu. Czy wyczuwając z daleka znajome towarzystwo, odszedłby w swoją stronę? Czy wiedząc, kogo tam znajdzie, zawróciłby? Na niektóre pytania nie chciał znać odpowiedzi, woląc skupić się na sytuacji, która rozgrywała się zaraz przed nim. Gdy zobaczył dystyngowane dygnięcie i odpowiedź łagodnego głosu, zrozumiał, że ich pierwsze spotkanie może było pełne kontrowersji, niepoprawności i zagubienia, jednak jakaś jego część kazała mu patrzeć przez to na Marine inaczej niż na jedynie kolejną młódkę, czekająca na wydanie. Zaskoczył go fakt, że wyglądała wciąż tak samo jak w Yaxley's Hall, choć jego rozumowanie przeczyło logice i sam się sobie dziwił, doskonale o tym wiedząc. Mimo to stanięcie z nią ponownie twarzą w twarz było intrygującym doświadczeniem. To były dokładnie te same rysy, które przyszło mu badać we śnie i na jawie, a dalej zadziwiały.
Dziękuję za troskę, lordzie Yaxley.
Skinął delikatnie głową na oznakę przyjęcia jej słów. I w sumie mogłoby to być na tyle. On wróciłby do Hamptin Court lub dalszego spaceru po terenach posiadłości, a ona czekałaby w samotności na ojca, który najwidoczniej zamierzał zrobić wyjątkowy prezent córce. Tak powinno to wyglądać, gdyby byli jedynie kolejnymi obcymi dla siebie twarzami w tłumie. Nikim więcej nikim mniej. A jednak coś innego jeszcze trwało, czuwało ponad tym wszystkim i nie pozwoliło Morgothowi po raz drugi opuścić kolejnej kobiety tej nocy. - Przepraszam, że nie odpisałem - zaczął, gdy wraz z postacią lady Lestrange wróciły wszystkie wspomnienia z nią związane. Również i list, który tkwił w szufladzie jego biurka czekający wiernie, by na niego odpisać. Lecz nie każdy dzień pozwalał na pamiętanie o najdrobniejszej z rzeczy. Yaxleyowi nie starczało czasu nawet na te większe, dlatego z żalem musiał przytrzymać adresatkę w niepewności. Na pewno na dniach otrzymałaby odpowiedź jeszcze przed jego wyprawą do Azkabanu. I być może miała być ostatnią osobą, do której trafiłaby korespondencja podpisana jego imieniem. Czy powinien był ją obkładać tym ciężarem? Los dał mu sposobność, by wyjaśnił wszystko werbalnie i nie zamierzał też postąpić inaczej. - To był istny terror - dodał, unosząc kąciki ust w bladym uśmiechu, by znów stanąć z tą samą zatroskaną twarzą. Nie chciał swoją postawą w żaden sposób martwić czy godzić w dobre samopoczucie dziewczyny. - Jeśli mógłbym, odpowiedziałbym teraz - powiedział po chwili, podnosząc na nią wzrok i wpatrując się dość zdecydowanie.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]24.01.18 22:39
Jeszcze kilka miesięcy temu była przekonana, że na młodą szlachciankę mogą czekać tylko takie niebezpieczeństwa, jakie część ludzi mogła uznać za zbyt błahe bądź po prostu płytkie – towarzyski nietakt, fałszywa nuta podczas występu, czy wrogowie pragnący wykorzystać ją, by przynieść wstyd rodowi. Teraz, po pierwszomajowych anomaliach, strach przeobraził się w coś więcej. Nie nosił już znajomych masek, nie dał się przeanalizować lub przewidzieć. Zawsze mogła podejrzewać, z której strony nadejdzie cios, lecz magia płatała teraz figle w najmniej oczekiwanych sytuacjach i na najbardziej dotkliwe ze sposobów. Jej droga kuzynka niedawno dopiero wróciła do pełni zdrowia, a inna wciąż jeszcze leczyła się po ataku choroby. Rodzina zawsze była dla Marine najważniejsza, nic więc dziwnego, że dziewczyna drżała na samą myśl, że coś złego może spotkać jej bliskich. Jednak jak mogła temu zapobiec? Podczas rozmowy z Victorią obiecała jej, że nie będzie próbowała wtykać nosa w nie swoje sprawy, jednak prawda była taka, że kwestia anomalii wciąż nie dawała jej spokoju – zdawała sobie sprawę, że nigdy sama nie dotrze do ich źródła, jednak dookoła niej działo się teraz tyle niewytłumaczalnych logicznie rzeczy, że gotowa była próbować dopóty, dopóki nie odnajdzie odpowiedzi na choćby jedno z pytań, jakie kłębiły się w jej głowie. W chwilach słabości wciąż mogła czuć ciemność rozpościerającą się nad nią i uczucie chłodu, jakiego nie czuła nigdy wcześniej. Ani na szczęście nigdy później – chociaż minęło ponad półtora miesiąca, na samą Marine nie spadły już żadne niedogodności, a zaklęcia nie płatały figli, choć dziewczyna słyszała, że niektórym czarowanie sprawia naprawdę wiele problemów.
Sprawa powracających snów i ich głównego bohatera była z jednej strony zbyt oczywista, by od razu próbować wyjaśnić ją anomaliami, lecz z drugiej musiało przecież istnieć jakieś konkretne wyjaśnienie tego, dlaczego jej towarzysz ze snów okazał się prawdziwą osobą. Lub odwrotnie – dlaczego ona i ktoś inny śnili o sobie, nie wiedząc wcześniej o swym istnieniu? Taki rodzaj penetracji umysłu, ingerencji w jej sny i podświadomość lekko ją przerażał, głównie dlatego, że za nic nie potrafiła mu zaradzić, bo żeby to zrobić, musiałaby dotrzeć do źródła magicznego połączenia. Jednak gdyby ktoś miał zapytać ją, czy chciałaby wyśnić jeszcze jedną taką przygodę, bez wahania odpowiedziałaby twierdząco. Potrafiła odgrodzić sen od rzeczywistości i widziała wyraźnie, że nic nie jest dokładnie takie, jak było w świecie fantazji. Jawa miała jednak swoje intrygujące strony, które panna Lestrange chciała odkrywać.
Nie spodziewała się przeprosin odnoście listu; w gruncie rzeczy lord Yaxley naprawdę nie był jej nic winien, minęło bowiem zbyt mało czasu, by uznać jego zwłokę za szkodliwą. Oczywiście, że miała nadzieję iż ustosunkuje się do jej pewnego rodzaju propozycji, lecz musiałaby być bardzo naiwna by sądzić, że z miejsca to uczyni, a ona ujrzy jego sowę już następnego poranka. Pewne rzeczy wymagały przemyślenia, analizy, a pod tym względem byli z Morgothem trochę do siebie podobni. Dodatkowo lord z Fenland na pewno miał mnóstwo obowiązków, do których nie zaliczało się ślęczenie nad pergaminem. Gdy tylko Marine dowiedziała się, że jej znajomy ze snów zajmuje się smokami, zapragnęła jeszcze mocniej wyjaśnić wszystko, co ich połączyło. To nie mógł być przypadek, nie przy takiej ilości zbiegów okoliczności – mogła przecież trafić na fana druzgotków.
I już miała odpowiedzieć, że nie ma sprawy, że nie ma najmniejszego problemu, lecz postanowiła dać mu jeszcze chwilę; słusznie, bo jak się okazało, wyraził chęć wytłumaczenia się tu i teraz, werbalnie i do tego wydawał się być naprawdę zdecydowany. To przejęcie inicjatywy spodobało jej się; ciężar rozmowy nie leżał na jednej osobie, a ona z ochotą wysłucha tego, co miał jej do powiedzenia. W cztery oczy na pewno można było przekazać znacznie więcej, niż na papierze. Gestykulacja, postawa, nawet ledwo widoczne grymasy na twarzy mogły powiedzieć więcej, mogły sprawić, że druga osoba wyczytałaby miedzy wierszami wszystko, co pozostałoby niedopowiedziane. I choć Marine nie spodziewała się energicznej ekspresji, bo oboje przecież wiedzieli doskonale, jak powinni się zachować, nawet powściągliwość w tej kwestii pomogłaby jej dowiedzieć się więcej, niż ze słów spisanych na pergaminie.
- Oczywiście – przytaknęła gorliwie, lecz nie nadmiernie; nie chciała przecież wyjść na desperatkę, a jedynie ciekawą odpowiedzi młodą damę – Proszę się nie krępować, jesteśmy chyba jedynymi osobami połączonymi podobnym zjawiskiem. Wysłucham wszystkiego, co ma lord do powiedzenia.
Zapewniła go spokojnym tonem, lecz jej głos był pewny i nie wkradło się do niego najdrobniejsze nawet drgnięcie. Była szczerze ciekawa jego odpowiedzi, choćby nawet miał ją wyśmiać i oznajmić, że za żadne skarby tego świata nie zamierzał współpracować z podlotkiem. Znała swoją wartość, a niepowodzenia zwykły ją w końcu umacniać. Cokolwiek, co Morgoth mógł jej powiedzieć, dałoby jej także lepszy obraz jego osoby. Podświadomie pragnęła jego aprobaty, a świadomie liczyła na przychylność z jego strony. Było bowiem dokładnie tak, jak napisała mu w liście – tylko łącząc siły mogli osiągnąć cel i rozwiązać zagadkę sennego powiązania.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Fontanna tańczących driad 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]26.01.18 0:29
Wszyscy ponosili straty i musieli powstać z kolan po przesileniu kwietnia i maja, lecz nie można było się skupiać jedynie na przeszłości. Ci, którzy żyli dawnymi dniami zatracali się jedynie w rozmyślaniach i przegapiali to, co było najważniejsze - przyszłość. Oczywiście, że nie można było zapominać o tym co było, w końcu Yaxleyowie doskonale o tym wiedzieli, lecz walka nie odbywała się jedynie na tym polu. Przewidując ruchy tych, z którymi należało się ścierać, trzeba było być zorientowanym w tu i teraz. Morgoth nie mógł zbyt długo pozostawać w przeszłości, by chronić to, co było mu najdroższe i znajdowało się właśnie na sali balowej i w sypialni jednej z wielu komnat Yaxley's Hall. Dlatego nie zamierzał pozwalać sobie, by w jakikolwiek spotkanie z Lucindą wpłynęło na jego decyzje. Wszystko, co kiedykolwiek się w nim działo zostało w tamtym wąwozie, a ta chwila w bibliotece była niczym więcej niż testem, których zapewne miał mieć jeszcze wiele na swojej drodze. A przynajmniej jeśli miał wrócić z miejsca, w które niedługo się udawali wraz z innymi Śmierciożercami. Nie mówił nikomu żegnaj. I jeśli miało się to skończyć w najgorszy ze sposób - wiedział, że zrozumieliby. Rodzice, Leia, Cyneric, Rosalie, Liliana. Część z nich zapewne byłaby poruszona, lecz w końcu mieli się pogodzić z jego zdaniem. Taki właśnie był i wiedział, że bez niego mieli pozostać silni. Byli rodziną, której niestraszne były przeciwności losu, a upadki jej członków jedynie umacniały ich filary i poczucie związania. Im większy ból przeżywali, tym stawali się silniejsi, a wróg nie miał się roztrzaskać o tarcze, które chroniły to, co najważniejsze, i nadziewali się na włócznie wyciągnięte w ich kierunku. Tym byli Yaxleyowie i nic nie mogło ich zniszczyć. Za taką teraźniejszość i przyszłość chciał walczyć i się poświęcać. Dla przeszłości, która warta była zapamiętania. Nic nie było ważniejsze.
Podniósł na nią spojrzenie, gdy wspomniała o tym, że są jedynymi osobami połączonymi snami. Gdyby była legilimentką, sprawa byłabym o wiele prostsza lub przynajmniej mieliby jakieś podłoże do działania, lecz szlachcianka przed nim nie miała żadnego powiązania z magią umysłu, a przynajmniej nie ujawniła mu swoich zdolności. Zresztą była tak samo zagubiona jak on w tym wszystkim. Gdyby coś wiedziała, powiedziałaby mu. Ale skąd ta pewność? Morgoth mało kiedy potrafił powiedzieć coś takiego o człowieku, którego spotkał tylko raz. Lecz nie było to w pełni zaufanie, chociaż pewien przywilej, którym ją obdarzył nie mógł zostać wypleniony, nawet jeśli bardzo by tego chciał. Nawet o tym nie wiedząc, stała się częścią jego rzeczywistości, a nie snów i musiał się z tym liczyć.
- Zgadzam się - powiedział jedynie, odwołując się do pytania o współpracę zawartego w liście. Tylko to na razie było istotne. I na to Marine chciała znać odpowiedź, czyż nie? Obserwował ją przez chwilę, by spokojnie i wolno przesunąć się w stronę drugiej strony fontanny. Obejście jej nie było jego celem, jednak w pewien sposób uważał, że nieustanny ruch nie dający oznak zaniepokojenia był jak najbardziej wskazany. Czy podpowiadał mu to instynkt, któremu tak chętnie się poddawał? Jego druga dusza wsiąknęła w niego i zaakceptowała ciało, w którym się częściej znajdował, lecz nie oznaczało to, że zamierzała pozostać cicha. Morgoth czuł jak zwierzę, które utrzymywał na uwięzi czaiło się pod jego skórą i mruczało, nie spuszczając spojrzenia z człowieka stojącego kilka kroków dalej. Yaxley delikatnie uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że dalsza część tej nocy po powrocie do Cambridgeshire będzie należała do wilka będącego jednością z nieprzeniknioną ciemnością lasów. Iskra obiecanej samemu sobie wyprawy na chwilę porwała go z daleka od Hampton Court, z daleka od muzyki, od rozmów, od przeludnienia. Umysłem był wśród meandrującej mgły znad bagien Fenland i pełnym wilgoci powietrzu. Dopiero cichy śmiech jednej z driad przyciągnął go z powrotem na ziemię, do domu lady Nott. Jego spojrzenie spokojnie powędrowało ku kamiennemu już licu posągu za jego plecami, lecz był pewien, że to właśnie ona zachichotała, gdy nie patrzył. - Żeby uniknąć nieporozumień proponuję wyznaczyć akredytorów - odezwał się w końcu, obracając profilem do młodej arystokratki znajdującej się w niedalekiej ćwiartce fontanny, przy której oboje stali. Zerknął na nią porozumiewawczo. Wiedział, że zrozumie co miał na myśli. Potrzebowali jeszcze kogoś, kto miał poświadczyć o braku jakichkolwiek poczynań niestosownych i wybiegających zdecydowanie poza dopuszczalne założenia zachowań między dwójką młodych, niespowinowaconych szlachciców. Morgoth nie miał jednak przed oczami Cynerica, lecz jego żonę. Rosalie wiedziała o spotkaniu, które odbyło się w Yaxley's Hall i obroniła ich przed opinią publiczną. Był jej winien przynajmniej jakieś wyjaśnienia i chociaż na pewno miała zadawać wiele pytań, nie miała w żaden sposób mu się przeciwstawiać. Ufał jej, znał ją, by móc wyłożyć przed nią część istoty znajomości, jaka łączyła go z lady Lestrange. Nie wliczały się w to sny, lecz wspólne poszukiwania i wspieranie się w nauce dziedziny mało komu znanej. W końcu nocne mary zawsze stanowiły temat spoza jaźni - odszukanie odpowiedzi na pytania, których poszukiwali nie miały zostać podane im na tacy. Jeśli zamierzali współpracować to oficjalnie z dwójką świadków, którzy mieli potwierdzić ich czyste intencje.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]28.01.18 18:36
Cisza sprzyjała rozmyślaniom, a przez moment pomiędzy jej zapewnieniem a jego odpowiedzią, Marine pozwoliła, by dopadły ją wątpliwości. Nie osłoniła się dostatecznie, a natrętne myśli przedostały się do jej głowy. Co się stanie, jeśli lord Yaxley odrzuci jej propozycje? A jeśli ją wyśmieje? Zależało jej przecież na tej współpracy, lecz na dobrą sprawę nie mogła rościć sobie prawa do przewidzenia jego reakcji, bo przecież nie znała go wcale tak dobrze, na jawie spotkali się raptem dwa razy. Jak więc miałaby go przekonać, gdyby okazał się sceptycznie nastawiony do jej pomysłu? Musiałaby się bardzo postarać, by przyjąć odmowę z godnością i jednocześnie nie wyjść na desperatkę. Nie miała wielkiego doświadczenia w rozmowach z mężczyznami; rówieśnicy nie zawsze zaliczali się do tej kategorii, będąc zawsze widziani przez nią jako tylko i włącznie zwykli znajomi. A przecież Morgoth ani przez sekundę nie był dla niej zwykły, nawet jeśli tym razem postępowali zgodnie z etykietą i wdrażali procedurę wpajaną im od lat. Obserwowała starsze kuzynki i koleżanki, obserwowała pary znajomych, narzeczeństwa i małżeństwa, lecz nie umiała dopasować dla siebie żadnego wzoru postępowania przydatnego w tej chwili. Nie chciała być zresztą kimś innym, nie chciała zachowywać się tak, jak być może zachowałaby się osoba bardziej doświadczona, kobieta zaznajomiona z tajemnym mechanizmem męskiego ego – obiecała sobie, że postawi na szczerość, a bycie sobą jawiło się przecież jako główny trzon takiej postawy. Gdyby odmówił…
Zgadzam się.
Ulga w postaci lekkiego grymasu uwydatniła się na jej twarzy, oświetlanej dobrze przez znajdującą się nieopodal pochodnię. Na ścieżce w okolicy fontanny wciąż nie pojawił się nikt, kto mógłby przerwać im kolejną schadzkę lub podsłuchać, o czym rozmawiają, czy nawet nabrać podejrzeń co do intencji ich rozmowy. Nie planowali przecież niczego zdrożnego, wręcz przeciwnie. Chcieli dowiedzieć się, co leży u podstaw magicznego połączenia, jakim zostali obdarowani. Czy mieszały w tym palce osoby trzecie? Czy istniał sposób, by to powstrzymać? Czy kiedyś jeszcze spotkają się we śnie?
Zdając sobie sprawę z tego, że odpowiedzi na powyższe pytania miała już szukać w jego towarzystwie, po połączeniu sił, Lestrange uśmiechnęła się lekko i skinęła głową, a później obserwowała, jak mężczyzna rusza dookoła fontanny powolnym krokiem. Ona sama nie drgnęła nawet o cal; zabawne odwrócenie ról nie pozwoliło, by uśmiech zszedł z jej ust. Sztuczkę podobnego spaceru stosowały bowiem panny pragnące zwrócić uwagę na swoje nienaganne sylwetki, czerpiące satysfakcję z męskiego wzroku, prześlizgującego się po ich ciałach. Gdyby była kimkolwiek innym, być może posunęłaby się do tego zagrania, jednak w zaistniałej sytuacji wolała w ciszy obserwować swojego rozmówcę. Próba odgadnięcia kierunku, w którym popłynęły jego myśli, wydała jej się nader ciekawa. Jego chwilowo nieobecny wzrok był dla niej wyzwaniem, a w nim samym było coś fascynującego; Marine o mało co nie postąpiła kroku do przodu, by przyjrzeć mu się lepiej, lecz w tym samym momencie to Morgoth poruszył się, przenosząc wzrok na jedną z kamiennych driad.
Jego następna propozycja wydała jej się oczywista, skinęła więc głową bez większego namysłu i wiedziała już doskonale, kogo poprosi o pomoc w tej sprawie. Wierzyła, że ma wobec tej relacji czyste intencje. Gdyby było inaczej, miał już przecież dwie sposobności do wykorzystania jej naiwności i za żadnym z razów nie doszło do niczego, co mogłoby pozwolić jej sądzić, że lord Yaxley ma niecne zamiary.
- Mój kuzyn Flavien… - zaczęła spokojnym tonem, nieco podobnym do tego, jakim próbowała czasem zjednać sobie własnego kota, by ten spełniał jej polecenia raz za razem – Jest poniekąd wtajemniczony w sprawę. Zasięgałam u niego porady w kwestii dotyczących magii umysłu, sądzę więc, że zrozumie moje ambicje i zgodzi się zostać naszym… świadkiem – brzmiało to wszystko tak bardzo oficjalnie, jakby Marine i Morgoth umawiali się na pojedynek na śmierć i życie i wybierali właśnie swoich sekundantów. A przecież chodziło tylko o – między innymi – wybranie się do biblioteki.
Nie planowała zdradzać znajomemu ze snów, że lord Lestrange jest oklumentą; pamiętała też słowa kuzyna odnośnie jego stosunków ze stojącym teraz przed nią mężczyzną i upatrywała w całej sytuacji możliwości do naprawienia stosunków między nimi. Sama nie wiedziała, czemu zależało jej na sympatii między nimi. O Evandrze nie pomyślała tylko dlatego, że za nic w świecie nie chciałaby wciągać ją w nic, co mogłoby przynieść jej choćby gram stresu; w jej stanie było to szalenie niewskazane.
Poruszywszy się wreszcie, Marine postąpiła dwa kroki i usiadła z gracją na kamiennym murku, dzięki zaczarowanej sukni i pelerynie nie czując zimna bijącego od marmuru. Umowa to umowa, a ona poczuła się nagle dziwnie swobodnie, jakby spadł jej z ramion jakiś ciężar. Teraz, gdy już podjęli się współpracy, mogła się zwierzyć także jemu, prawda?
- Kiedy to wszystko należało jeszcze do świata snów, uwielbiałam do niego wracać – przyznała, a lekko zaróżowione policzki mogły być zarówno oznaką lekkiego zawstydzenia, co wyjątkowo mroźnego podmuchu powietrza – Ale gdy okazało się, że jest inaczej, zaczęła przerażać mnie myśl, że ktoś może mieć wgląd w mój umysł. Lordzie Yaxley, zróbmy coś z tym, proszę.
Patrzyła na niego tak, jakby rzucała mu wyzwanie, a nie prośbę. Intensywnie wpatrywała się w jego zielone oczy, nie szukając w nich odpowiedzi ani pocieszenia. Zrozumienie całkowicie by jej wystarczyło.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Fontanna tańczących driad 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Fontanna tańczących driad [odnośnik]28.01.18 23:52
Nigdy nie spieszył się z odpowiedzią, nawet gdy tego wymagała sytuacja. Powiedzenie czegoś w przypływie emocji nie było dla niego normalne, nie pasowało do jego osobowości, która zdecydowanie preferowała pragmatyczne podejście do wydarzenia, z którym się zmagał. Wymagał chwili ciszy. Ani mniej, ani więcej. Jedna chwila najwidoczniej potrafiła rozbudzić w człowieku wiele uczuć podobnie jak teraz w Marine, która nie miała pojęcia z czym się mierzyć; na co być gotową. Morgoth nie zamierzał jej w żaden sposób wystawiać na próbę czy wprowadzać w zakłopotanie. Ciałem może i przebywał wraz z nią przy fontannie, lecz myśli błądziły mu gdzieś między ich wspólnymi nocnymi marami, a czymś znacznie większym, co nadchodziło i okrywało jego umysł ciemnością. Zupełnie jakby niedługo na horyzoncie miały pojawić się burzowe chmury zwiastujące kolejną anomalię. Nie chodziło to jednak o pogodę, Yaxley wyczuwał to również w animagicznej postaci. Zło nadciągało, a świat brał głęboki wdech przed skokiem do wody. Jednak czym było to zło? Czy wiązało się to z planami, które miały uderzyć w Azkaban, czy było coś, co przegapili lub o czym jeszcze nie wiedzieli? Jeśli tak to co i czym było? To było jego przekleństwo i dar w jednym - rozmyślanie każdej opcji i analizowanie wydarzeń. Łączył nawet najdrobniejsze z elementów, by pozornie nic nieznaczące drobiny stały się częścią całości. Tak jak i teraz nie potrafił się odprężyć i porwać zabawie tak dobrze znanej, kochanej innym arystokratom. Wciąż czuwał i przez to też nie mógł znaleźć wytchnienia. Nie potrafił zapomnieć na moment jak zrobił to Cyneric, biorąc ślub i ciesząc się tymi chwilami błogości. Morgoth cieszył się szczęściem kuzyna i faktem, że ten mógł sobie pozwolić na odpłynięcie daleko poza rzeczywistość. Nie wątpił, że wkrótce znów miał zejść na ziemię, ale póki co trwał w błogiej nieświadomości, którą nałożyła na niego Rosalie. Oby trwało to jak najdłużej. Być może dlatego też nie był w stanie skupić się całkowicie na osobie lady Lestrange. Oderwany od ogrodów, w których się znajdowali, równocześnie trwał w nich mocno stąpając po pokrytej puchem śniegu ziemi. Nie spodziewał się, że powie mu kim miał być jej wybraniec, jednak gdy zaczęła mówić, skinął głową. Tylko to i aż to świadczyło o przyjęciu tej informacji do wiadomości. Yaxley pamiętał Flaviena Lestrange'a, chociaż była to nikła wizja starszego lekko szlachcica, którego raczej postrzegał jako tego, który wolał oddawać działania w ręce innych niż sam się ich podejmować, preferując zatapianie się w infantylnej sztuce. Różniło ich wszystko, od sposobu wychowania przez pochodzenie na zajęciu, które obrali kończąc. Nic więc dziwnego, że Morgoth dystansował się od arystokraty podczas ich nauki w Hogwarcie, jak również i później na przyjęciach podobnych do tych. Lecz nie chodziło o postać samego Flaviena - każdy czarodziej o najszlachetniejszej krwi mógł się spotkać z tą chłodną postawą ze strony opiekuna smoków. Nie wiedział co kryło się w zakamarkach myśli młodszej towarzyszki - jednak czy ta wiedza i jego odpowiedź uspokoiłyby ją? Odpowiednio usatysfakcjonowały? Musiała widzieć w nim człowieka oziębłego i odsuniętego od wszystkich. Sam fakt, że spotkała go wtedy na schodach ogrodowych świadczyło o jego ucieczce poza krąg pochłoniętych zabawą czarodziejów i czarownic. A mimo to wciąż szukała podjęcia jakiegoś tematu?
Lordzie Yaxley, zróbmy coś z tym, proszę.
Nie wiesz o co prosisz. Nie jestem odpowiednim człowiekiem. Powinien był jej to powiedzieć jeszcze tamtej nocy, gdy spotkali się w Yaxley's Hall. Daleko było mu do oderwanych od rzeczywistości paniątek, które mogły zatapiać się w błahych sprawach życia codziennego. Dlatego też nie powinien był w żaden sposób kalać wstępującej dopiero w dorosłe sprawy Marine. Odetchnął. Dostrzegał to spojrzenie, które mu rzucała. Pełne wyzwania i pewności. Pełne zawziętości i chęci do działania. Nie powinna była, aż tak się w to angażować. Morgoth widział to zgoła inaczej niż ona. Patrzył przez pryzmat nadchodzących wydarzeń, które miały przynieść mu nieznane. Podobnie zresztą jak całej reszcie czarodziejów i czarownic biorących w tym wszystkim udział. Nie patrz tak na mnie. Chciał, żeby odeszła, nawet obruszyła się jego milczeniem. Czyżby nie pojął lekcji z ostatnich wydarzeń, które miały się opierać jedynie na współpracy? Nie podejrzewał nawet, żeby lady Lestrange patrzyła na niego w ten sposób lecz przyzwyczajanie się do czyjegoś towarzystwa nie było dobrym pomysłem. Szczególnie, że oboje mieli jeszcze swoje role do odegrania, które być może były już ustalone lub dopiero powstawały zarysy tych układów, którym mieli służyć. A mimo tego wszystkiego, coś mówiło mu, że było już za późno na takie decyzje. Że godząc się na wspólne rozwiązanie tego połączenia, sam sobie przeczył, chociaż odmowa byłaby równie nie w tonie jak i nie do pomyślenia. - Teraźniejszość i przyszłość ma znaczenie - odezwał się w końcu, odnosząc się do jej słów o wspólnych snach. To prawda. Ta kraina mogła być najpiękniejszym co widzieli i co przeżywali. Lecz to wciąż była jedynie ułuda. Nic więcej. Nie mogli sobie pozwolić na zatracanie się w niej. - Odrzućmy transmutację - dodał, przechodząc dalej, a tym samym zataczając koło i zbliżając się do siedzącej przy brzegu fontanny dziewczyny. Wiedziałby, gdyby czary leżały w tej dziedzinie. Wystarczająco również już czytał na ten temat i nie znalazł nic, co by mogło poświadczyć o działaniu transmutacji. Nie wyczuwał zresztą jej wpływu. Nie, gdy zaczął ją tak dobrze poznawać.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Fontanna tańczących driad
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach