Główne schody
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Schody
Główne schody prowadzą prosto do sali balowej oraz pobocznych pomieszczeń, wewnątrz których w których odbywają się bardziej kameralne przyjęcia. Łączą wnętrza z dziedzińcem oraz najbardziej reprezentacyjnymi częściami ogrodów, niemal zawsze przyozdobione świeżymi kwiatami witają gości z honorami - a ich balkony mogą stanowić ucieczkę od bardziej zatłoczonych sal. Schody są wysokie, lecz za sprawą magii uwieszonych na nich gargulców przesuwają się samoistnie, podążając za myślami gości.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:36, w całości zmieniany 2 razy
Tym razem nawet nie starał się pohamować uśmiechu. Ptasia maska skutecznie go ukrywała, a pod dziobem Cornelius czuł się bardziej sobą niż podczas wszystkich innych spotkań towarzyskich. Może i Sabat onieśmielał, ale przynajmniej nie musiał ukrywać własnej mimiki.
Wszyscy kłamią! - wrzeszczało coś w jego sercu i może chciał mu to wykrzyczeć, nie bądź naiwny, młody lordzie, ale nad słowami panował z jeszcze większą łatwością niż nad mimiką. Był ich panem. Oratorem, lizusem, kłamcą, legilimentą.
-Są sposoby, by przekonać się o ich prawdomówności. Zawsze i wszędzie, ilekroć w zasięgu dłoni jest różdżka. Najwięksi o tym pamiętali. - legilimencja nie mogła uchronić od sztyletu w plecy wbitego znienacka, ale mogła chociaż pomóc się na niego przygotować. Dlatego z usług Corneliusa korzystali lordowie, dlatego najbrutalniejsi panowie Shropshire cenili srebrne języki i zakazane talenty swoich wasali.
-Ludzie dają nam pozycję, ale staramy się dla siebie. - wzruszył lekko ramionami, jakby to było oczywiste. -Są ludzie, którzy nie doceniają nawet... najpiękniejszego skarbu. - dodał ciszej. Ojcowie, którzy wybierają syna łowcę przygód nad poważnego polityka. Ojcowie, którzy wyrzekają się własnych dzieci. Dzieci, które nie chcą uciekać z kraju.
-Naukowcem? - jak kotwicy, chwycił się przyjemniejszego tematu. -Jaką nauką lord się zajmuje? - dopytał, starannie modułując ton w pozory sympatii i ciekawości. Jego zainteresowanie było zgoła bardziej pragmatyczne - poszukiwał naukowców o odpowiednich poglądach, tub propagandy w świecie naukowym, a ktoś goszczący w progach Hampton Court z pewnością miał odpowiednie poglądy.
-Słucham? - zmarszczył lekko brwi, słysząc butne, oskarżycielskie słowa. -Skąd takie podejrzenie? - westchnął.
-Odnoszę się tylko do motta mojej rodziny, sir. Drzewo niesmagane wiatrem nie wyrasta silne i zdrowe. - skłonił się lekko, świadom, że właśnie obnażył swoje nieszlacheckie pochodzenie. -Sam fakt, że tu jestem, jest dla mnie zaszczytem i dowodem na to, że świat ma radosną stronę, w której docenia się... polityków o zasługach dla kraju. - uśmiechnął się lekko, nieskromnie.
Zerknął na posąg. Nie miał więcej pytań, ale...
-...a o co lord spytałby filozofa? - zagaił łagodniej. Usłyszawszy odpowiedź pomnika, pożegnał się z lordem i ruszył w stronę sali balowej.
Nikt, poza Rigelem, nie domyślał się jego tożsamości - uważał przecieź i na słowa i na ludzi kryjących się w kątach, a przy większym towarzystwie zachowywałby się inaczej niż na osobności.
/zt
Wszyscy kłamią! - wrzeszczało coś w jego sercu i może chciał mu to wykrzyczeć, nie bądź naiwny, młody lordzie, ale nad słowami panował z jeszcze większą łatwością niż nad mimiką. Był ich panem. Oratorem, lizusem, kłamcą, legilimentą.
-Są sposoby, by przekonać się o ich prawdomówności. Zawsze i wszędzie, ilekroć w zasięgu dłoni jest różdżka. Najwięksi o tym pamiętali. - legilimencja nie mogła uchronić od sztyletu w plecy wbitego znienacka, ale mogła chociaż pomóc się na niego przygotować. Dlatego z usług Corneliusa korzystali lordowie, dlatego najbrutalniejsi panowie Shropshire cenili srebrne języki i zakazane talenty swoich wasali.
-Ludzie dają nam pozycję, ale staramy się dla siebie. - wzruszył lekko ramionami, jakby to było oczywiste. -Są ludzie, którzy nie doceniają nawet... najpiękniejszego skarbu. - dodał ciszej. Ojcowie, którzy wybierają syna łowcę przygód nad poważnego polityka. Ojcowie, którzy wyrzekają się własnych dzieci. Dzieci, które nie chcą uciekać z kraju.
-Naukowcem? - jak kotwicy, chwycił się przyjemniejszego tematu. -Jaką nauką lord się zajmuje? - dopytał, starannie modułując ton w pozory sympatii i ciekawości. Jego zainteresowanie było zgoła bardziej pragmatyczne - poszukiwał naukowców o odpowiednich poglądach, tub propagandy w świecie naukowym, a ktoś goszczący w progach Hampton Court z pewnością miał odpowiednie poglądy.
-Słucham? - zmarszczył lekko brwi, słysząc butne, oskarżycielskie słowa. -Skąd takie podejrzenie? - westchnął.
-Odnoszę się tylko do motta mojej rodziny, sir. Drzewo niesmagane wiatrem nie wyrasta silne i zdrowe. - skłonił się lekko, świadom, że właśnie obnażył swoje nieszlacheckie pochodzenie. -Sam fakt, że tu jestem, jest dla mnie zaszczytem i dowodem na to, że świat ma radosną stronę, w której docenia się... polityków o zasługach dla kraju. - uśmiechnął się lekko, nieskromnie.
Zerknął na posąg. Nie miał więcej pytań, ale...
-...a o co lord spytałby filozofa? - zagaił łagodniej. Usłyszawszy odpowiedź pomnika, pożegnał się z lordem i ruszył w stronę sali balowej.
Nikt, poza Rigelem, nie domyślał się jego tożsamości - uważał przecieź i na słowa i na ludzi kryjących się w kątach, a przy większym towarzystwie zachowywałby się inaczej niż na osobności.
/zt
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Brwi Rigela lekko drgnęły, lecz ten drobny ruch skutecznie ukryła kocia maska. Osobiście uważał, że jakiekolwiek ofensywne działania magiczne są ostatecznością. Nie, żeby specjalnie obawiał się magii i skutków z niej płynącej. Black zwyczajnie brzydził się przemocą, dlatego zawsze starał się sięgać po subtelniejsze rozwiązania i zwyczajny dialog.
-Gorzej, kiedy nie ma się różdżki na wyciągnięcie ręki. - Takie sytuacje zdarzały się w jego życiu nieczęsto, ale wiedząc, jak niespokojne są to czasy, oraz że nie jest wybitnym mistrzem pojedynków, młodszy czarodziej musiał być przygotowany na chwilę, kiedy jego jedynym orężem będzie uważne oko i język. A wtedy próby rozpoznania, czy ktoś próbuje go oszukać, będą czymś zupełnie innym - o wiele bardziej szczerym, niż niespodziewany atak i krzywda ze strony kogoś bardzo bliskiego.
Na Merlina… jak to jest, że zawsze wszelkie teoretyczne rozważania sprowadzam do ekstremalnych przykładów?
Czarodziej mógłby pozazdrościć innym, którzy przede wszystkim starali się i walczyli o szacunek dla własnej przyjemności. On, niestety, w wielu sytuacjach nie potrafił tego zrobić. Zależało mu bardzo, by ktoś go zauważył i docenił. Nie chodziło nawet o pracę - tam czuł się dobrze. Blackowi bardzo brakowało pochwały, akceptacji ze strony surowej rodziny, która na każdym kroku wymagała od niego coraz więcej.
-Do momentu aż ten skarb stracą - dodał równie cicho, co jego towarzysz. Rigel pamiętał, że i jego brat nie zawsze dogadywał się z ojcem, a kiedy zginął, w końcu zaczął dla starego Polluxa coś znaczyć. Ale czy to była dokładnie ta sytuacja? Czy tak zwana bohaterska śmierć syna przyniosła nestorowi więcej, niż gdyby Alphard nadal żył? Rigel nie pozwolił tej teorii rozwijać się dalej, besztając siebie w myślach, że jak w ogóle śmiał pomyśleć takie okropieństwa o swoim własnym ojcu.
-Hm, jeśli podsumować, to badam to, w jaki sposób poszczególne eliksiry i rośliny wpływają na człowieka. Przede wszystkim na jego umysł - odpowiedział gładko. Właśnie tym zajmował się w czasie wolnym od pracy, a już w samym Departamencie Tajemnic… no cóż. Tam podejmował się najróżniejszych prac naukowych. Ale o tym, jak wiadomo, nie miał prawa mówić. - A Pana co interesuje najbardziej na świecie?
Młodego lorda mocno zdziwiła reakcja mężczyzny na wypowiedziane słowa. Odruchowo zrobił krok w tył, czując, że uderzył w jakiś bolesny punkt rozmówcy. Zrobiło mu się niemiłosiernie głupio. Jak mógł dopuścić się podobnego nietaktu?
-Proszę wybaczyć. Nie chciałem w żaden sposób Pana urazić, panie Sallow. - Black nie miał problemów, by rozpoznać oblicze, które przez cały ten czas, skrywało się pod maską. Nie śpieszył się, by pozbyć się swojej. - Po prostu…
Westchnął.
-To, co Pan powiedział, zabrzmiało dokładnie tak, jakby próbował Pan usprawiedliwiać te wszystkie przykrości, z którymi musiał się Pan mierzyć. A mówię to, gdyż, kiedyś myślałem podobne myśli - przyznał szczerze, po czym dodał, trochę żywszym tonem. - Tylko że z zielarskiego punktu widzenia, żeby drzewo dało bogaty plon, trzeba o nie dbać. Leczyć, kiedy jest chore, przygotować je na zimę, jeśli tego potrzebuje. Liczę, że teraz, tutaj czuje się pan odpowiednio otoczony opieką i zauważony, by zacząć wierzyć w cuda.
Młody lord przekrzywił lekko głowę, po czym skierował spojrzenie na rzeźbę.
-No cóż, możemy zostać przy tym temacie - powiedział cicho, chyba bardziej do siebie, a następnie już głośniej, zadał swoje pytanie. - Filozofie, powiedz, proszę, jak być szczęśliwym w życiu?
-Gorzej, kiedy nie ma się różdżki na wyciągnięcie ręki. - Takie sytuacje zdarzały się w jego życiu nieczęsto, ale wiedząc, jak niespokojne są to czasy, oraz że nie jest wybitnym mistrzem pojedynków, młodszy czarodziej musiał być przygotowany na chwilę, kiedy jego jedynym orężem będzie uważne oko i język. A wtedy próby rozpoznania, czy ktoś próbuje go oszukać, będą czymś zupełnie innym - o wiele bardziej szczerym, niż niespodziewany atak i krzywda ze strony kogoś bardzo bliskiego.
Na Merlina… jak to jest, że zawsze wszelkie teoretyczne rozważania sprowadzam do ekstremalnych przykładów?
Czarodziej mógłby pozazdrościć innym, którzy przede wszystkim starali się i walczyli o szacunek dla własnej przyjemności. On, niestety, w wielu sytuacjach nie potrafił tego zrobić. Zależało mu bardzo, by ktoś go zauważył i docenił. Nie chodziło nawet o pracę - tam czuł się dobrze. Blackowi bardzo brakowało pochwały, akceptacji ze strony surowej rodziny, która na każdym kroku wymagała od niego coraz więcej.
-Do momentu aż ten skarb stracą - dodał równie cicho, co jego towarzysz. Rigel pamiętał, że i jego brat nie zawsze dogadywał się z ojcem, a kiedy zginął, w końcu zaczął dla starego Polluxa coś znaczyć. Ale czy to była dokładnie ta sytuacja? Czy tak zwana bohaterska śmierć syna przyniosła nestorowi więcej, niż gdyby Alphard nadal żył? Rigel nie pozwolił tej teorii rozwijać się dalej, besztając siebie w myślach, że jak w ogóle śmiał pomyśleć takie okropieństwa o swoim własnym ojcu.
-Hm, jeśli podsumować, to badam to, w jaki sposób poszczególne eliksiry i rośliny wpływają na człowieka. Przede wszystkim na jego umysł - odpowiedział gładko. Właśnie tym zajmował się w czasie wolnym od pracy, a już w samym Departamencie Tajemnic… no cóż. Tam podejmował się najróżniejszych prac naukowych. Ale o tym, jak wiadomo, nie miał prawa mówić. - A Pana co interesuje najbardziej na świecie?
Młodego lorda mocno zdziwiła reakcja mężczyzny na wypowiedziane słowa. Odruchowo zrobił krok w tył, czując, że uderzył w jakiś bolesny punkt rozmówcy. Zrobiło mu się niemiłosiernie głupio. Jak mógł dopuścić się podobnego nietaktu?
-Proszę wybaczyć. Nie chciałem w żaden sposób Pana urazić, panie Sallow. - Black nie miał problemów, by rozpoznać oblicze, które przez cały ten czas, skrywało się pod maską. Nie śpieszył się, by pozbyć się swojej. - Po prostu…
Westchnął.
-To, co Pan powiedział, zabrzmiało dokładnie tak, jakby próbował Pan usprawiedliwiać te wszystkie przykrości, z którymi musiał się Pan mierzyć. A mówię to, gdyż, kiedyś myślałem podobne myśli - przyznał szczerze, po czym dodał, trochę żywszym tonem. - Tylko że z zielarskiego punktu widzenia, żeby drzewo dało bogaty plon, trzeba o nie dbać. Leczyć, kiedy jest chore, przygotować je na zimę, jeśli tego potrzebuje. Liczę, że teraz, tutaj czuje się pan odpowiednio otoczony opieką i zauważony, by zacząć wierzyć w cuda.
Młody lord przekrzywił lekko głowę, po czym skierował spojrzenie na rzeźbę.
-No cóż, możemy zostać przy tym temacie - powiedział cicho, chyba bardziej do siebie, a następnie już głośniej, zadał swoje pytanie. - Filozofie, powiedz, proszę, jak być szczęśliwym w życiu?
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Ostatnio zmieniony przez Rigel Black dnia 14.10.22 1:13, w całości zmieniany 2 razy
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Stał oparty niedbale o filar. Ubrany w ciemny, burgundowy surdut prezentował się niezwykle szlachetnie, trochę awangardowo z połyskującymi, granatowymi butami wiązanymi nad kostkę. Przyglądał się rzeźbom, które odpowiadały na pytania zebranych wokół nich ludzi, kłaniały się, patrzyły i zbywały swoich rozmówców odpowiedziami, które miały coś znaczyć. Od niechcenia podrzucał pomarańczę niczym piłkę w dłoni, a spod kociej maski połyskiwała para, jasnych niczym akwamaryn oczu.
Zaśmiał się cicho słysząc odpowiedź filozofa.
-Natura pełna jest nieskończonych rzeczy, niedostępnych doświadczeniu. - Powtórzył za filozofem i niespiesznym krokiem podszedł do Rigela. Kocia maska intrygowała, dawała sygnał. Dawała zaproszenie, które przyjął od razu. Zasłonięte twarze dawały anonimowości, chociaż można było się domyślać, kto jest po drugiej stronie. Wargi wykrzywił grymas leniwego uśmiechu, gdy zaczął obierać pomarańczę, a jej słodkawy zapach od razu owinął się wokół nich. -Jak to jest być szczęśliwym w życiu? - Przystanął obok, dalej skubiąc pomarańczę z jej skórki. -Szczęśliwym się bywa, momentami w życiu przesyconymi smakami, zapachami i emocjami, tak gorącymi, że sprawiają iż krew kipi w żyłach. - Z tymi słowami oderwał cząstkę soczystego owocu i włożył między wargi. Skosztował słodkiego soku. -Doświadczył pan kiedyś czegoś podobnego?
Zerkał na czarodzieja z intrygującym błyskiem w oczach. Całą swoją postawą pokazując, że nie ma zamiaru bawić się w uprzejmości. Nie po to nosili maski, choć pan Sallow uznał, że na chwilę zdradzi kim jest. Jaki miał w tym cel, ciężko stwierdzić, ale na pewno tak wprawny polityk wiedział co robi. Takim nie wchodzi się w paradę, chyba, że życie było dla kogoś zbyt nudne. Dla nieznajomego w ogóle. Widział w nim ciągłą pasję i możliwości, z których korzystał jak tylko nadarzyła się okazja. -Kamienna rzeźba nie da odpowiedzi na pytania. Życie zaś jest najlepszą odpowiedzią. - Oderwał kolejny kawałek i przez chwilę bawił się nim między palcami nim ponownie kawałek zniknął w ustach zamaskowanego mężczyzny.
I show not your face but your heart's desire
Wzrok Rigela momentalnie skierował się w stronę źródła dźwięcznego śmiechu, który wybrzmiał w pomieszczeniu. Nieznany mu mężczyzna, zalotnie bawiący się dojrzałym owocem przyciągał wzrok, hipnotyzował. Arystokrata postarał się skupić, by po tonie jego głosu spróbować rozpoznać, z kim mógłby mieć do czynienia, lecz nie na wiele to się zdało - tożsamość nieznajomego pozostała słodką tajemnicą. Pewnie czarodziej nie byłby aż tak bardzo zainteresowany tą osobą, jeśli by nie… kocia maska i te jasne oczy, które przeszywały na wskroś, zaglądały w dusze.
Wypowiedziane słowa sprawiły, że po plecach Blacka przeszedł dreszcz, a spojrzenie podążyło za kropelką soku, spływającą po dłoni nieznajomego.
-Oczywiście - odpowiedział krótko, uśmiechając się uprzejmie, czując przy tym nieprzyjemną suchość w gardle. Widział zaproszenie, jakie oferował mu nieznajomy, wręcz czuł je namacalnie na swojej skórze. I pewnie by z niego skorzystał, gdyby spotkali się gdzie indziej. W innym życiu, gdy jeszcze był samotny. Ale jego serce już zostało oddane komu innemu, a Lord Black nie należał do tego typu mężczyzn, którzy zabawiają się z innymi na boku. W tym akurat był bardzo podobny do swojego ojca, który, mimo iż był politykiem, potrafił kłamać i manipulować, był wierny jak pies swojej żonie. Wielu próbowało szukać na niego różnych brudów, kochanek, które mógłby powiedzieć coś więcej… jednak żadnej nigdy nie znaleziono. I to nie dlatego, że miały wymazaną pamięć, czy nie żyły. Nie. Stary Pollux Black przez te wszystkie lata zawsze wolał zasypiać w ramionach swojej ukochanej Irmy.
-Nie mogę się z tym nie zgodzić - przyznał. - Życie jest najlepszym nauczycielem. Poddaje nas również najróżniejszym próbom, zastawia pułapki, by sprawdzić siłę naszego charakteru.
Z tymi słowami skrzyżował swoje spojrzenie z zamaskowanym mężczyzną. Niestety, będzie on musiał wybrać sobie kogo innego, by spędzić tę niesamowitą noc.
-Panie Sallow. - Skinieniem głowy pożegnał się z politykiem, a następnie z nieznajomym mężczyzną, po czym szybkim krokiem ruszył do jednej z sal balowych, mając nadzieję, że maska skutecznie ukryje zdradliwy rumieniec.
/zt
Wypowiedziane słowa sprawiły, że po plecach Blacka przeszedł dreszcz, a spojrzenie podążyło za kropelką soku, spływającą po dłoni nieznajomego.
-Oczywiście - odpowiedział krótko, uśmiechając się uprzejmie, czując przy tym nieprzyjemną suchość w gardle. Widział zaproszenie, jakie oferował mu nieznajomy, wręcz czuł je namacalnie na swojej skórze. I pewnie by z niego skorzystał, gdyby spotkali się gdzie indziej. W innym życiu, gdy jeszcze był samotny. Ale jego serce już zostało oddane komu innemu, a Lord Black nie należał do tego typu mężczyzn, którzy zabawiają się z innymi na boku. W tym akurat był bardzo podobny do swojego ojca, który, mimo iż był politykiem, potrafił kłamać i manipulować, był wierny jak pies swojej żonie. Wielu próbowało szukać na niego różnych brudów, kochanek, które mógłby powiedzieć coś więcej… jednak żadnej nigdy nie znaleziono. I to nie dlatego, że miały wymazaną pamięć, czy nie żyły. Nie. Stary Pollux Black przez te wszystkie lata zawsze wolał zasypiać w ramionach swojej ukochanej Irmy.
-Nie mogę się z tym nie zgodzić - przyznał. - Życie jest najlepszym nauczycielem. Poddaje nas również najróżniejszym próbom, zastawia pułapki, by sprawdzić siłę naszego charakteru.
Z tymi słowami skrzyżował swoje spojrzenie z zamaskowanym mężczyzną. Niestety, będzie on musiał wybrać sobie kogo innego, by spędzić tę niesamowitą noc.
-Panie Sallow. - Skinieniem głowy pożegnał się z politykiem, a następnie z nieznajomym mężczyzną, po czym szybkim krokiem ruszył do jednej z sal balowych, mając nadzieję, że maska skutecznie ukryje zdradliwy rumieniec.
/zt
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Główne schody
Szybka odpowiedź