Salonik na uboczu
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Salonik na uboczu
Znajdujący się na uboczu salonik, służy przede wszystkim kameralnym rozmowom, nie tylko we dwoje. Dwie przeciwległe ściany zdobią misterne lustra rozstawione niemal na całą szerokość pomieszczenia, nadający całości charakterystycznej przestrzenności. W pomieszczeniu można dopatrzyć się uzupełnianego na bieżąco barku, okrągłego stolika, na którym rozstawiono mieniące się malachitem szachy, kilka artystycznie rzeźbionych foteli i niewielka, obita miękką skórą kanapa, stojąca pod jednym luster. Zieleń ciężkich, atłasowych zasłon, przetykana złotymi dodatkami okala ramy ścian, a jasności nadaje blask wirujących, żyrandolowych świec, które magicznie zapalają się i gasną, gdy tylko pojawiają się goście.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:36, w całości zmieniany 2 razy
Przecież oboje zgodziliśmy się, że chcemy w tym pokoju przeżyć odrobinę niebezpiecznej zabawy, dlatego, a może wcale nie dlatego, moze po prostu tak działały na mnie kobiety, moje usta wykrzywiają się w uśmiechu, który nie zwiastuje nic dobrego. Podobnego uśmiechu miałem przed listopadem tego roku cały kalendarz. Francis mnie o niego przyprawiał każdym swoim słowem, ale odkąd umarł, to ciężko mi się było tak uśmiechać. Chyba aż do teraz.
Kontent, że nigdzie dalej nie pójdzie wieść o moich planach wobec Wenus, pozwalam sobie na ten przywilej zaufania, którym obdarzam towarzyszkę czarów.
Słuchając jej pytania, odniosłem wrażenie, że i ja powinienem zadać podobne. Wolałem jednak oczyścić umysł i nie podbierać jej szansy na wywróżenie sobie przyszłości, dlatego postanowiłem skupić sie na czymś, co było blisko i tak się stało, że w oko wpadł mi jej wielki kolczyk, który tuż za maską prowadził wzrok po szyji, gdzieś na plecy, chociaż gdybym się postarał mógłbym wybrać drogę po drugiej stronie ramion, sunącą w kierunku dekoltu. Ocknąłem się z tego zawieszenia, kiedy w pomieszczeniu zapadła krótka cisza, gdy karty się rozstawiły. Wtedy przenoszę znów spojrzenie na stół.
- Hm, to dopiero ciekawe - mówię na głos, zupełnie nieświadom, że za pytaniem Lady Srebrzystej Nocy nie stał żaden z prawdziwie Sprawiedliwych celów, chociaż te karty aż dwie wypadły na stół. To mnie absolutnie zaskoczyło i aż zauważyłem to na głos: - To chyba jakaś ważna sprawa, skoro aż dwukrotnie wypadła Ci pani Sprawidlowość - ten lekki żart był bardzo naiwny z mojej strony, bo chcoiaż nosiliśmy wszyscy maski, zdawało się, że czasami to ułatwiało ujawianie się bardziej niż gdy był ich brak.
- Ale zaraz... tak, teraz sobie przypominam. Zauważ Lady, ze ta karta mówi zarówno o tym, co powstrzymuje Cię przed rozwinięciem skrzydeł wewnętrznie co.. zewnętrznie - wskazuję palcem to na miejsce drugie i na trzecie i zastanawiam sie głęboko. - A więc powinniśmy to zrozumieć tak, że jest coś w Tobie Pani, co wiesz, że nie jest moralne zarówno dla Ciebie jak i według całego świata... a jednak coś wciąż cię w kierunku tego ciągnie... - zamilkłem, bo ta głośna analiza zaprowadziła mnie na skraj grzeczności i wiedziałem, że jeżeli przejdę tę granicę, to mogę zostać uznany nie tyle niegrzecznym, co nawet bezczelnym. Ale przystaliśmy na umowę, którą zawarliśmi przed grą i teraz kiedy kątem oka obserwuję damę, zdaje mi się, że jeżeli nie przekroczę tej granicy, to cała motywacja będzie już tylko jakąś kluchą, która mogła być intrygująca, ale koniec końców okazała się zbyt trudna by ją zdobyć. A jednak oboje mieliśmy kartę Głupca, która nie tylko mówi o tym, że akurat gry to jest coś co nas kręci, ale też ta zabawa, kiedy nie do końca jesteś pewny czy coś wygrasz, to właśnie ona jest najbardziej warta świeczki. Bo czy jednym pytaniem nie można zarówno wszystkiego wygrać, jak i wszystko przegrać?
- Czy mi się wydaje, czy podnieca cie władza?
Kontent, że nigdzie dalej nie pójdzie wieść o moich planach wobec Wenus, pozwalam sobie na ten przywilej zaufania, którym obdarzam towarzyszkę czarów.
Słuchając jej pytania, odniosłem wrażenie, że i ja powinienem zadać podobne. Wolałem jednak oczyścić umysł i nie podbierać jej szansy na wywróżenie sobie przyszłości, dlatego postanowiłem skupić sie na czymś, co było blisko i tak się stało, że w oko wpadł mi jej wielki kolczyk, który tuż za maską prowadził wzrok po szyji, gdzieś na plecy, chociaż gdybym się postarał mógłbym wybrać drogę po drugiej stronie ramion, sunącą w kierunku dekoltu. Ocknąłem się z tego zawieszenia, kiedy w pomieszczeniu zapadła krótka cisza, gdy karty się rozstawiły. Wtedy przenoszę znów spojrzenie na stół.
- Hm, to dopiero ciekawe - mówię na głos, zupełnie nieświadom, że za pytaniem Lady Srebrzystej Nocy nie stał żaden z prawdziwie Sprawiedliwych celów, chociaż te karty aż dwie wypadły na stół. To mnie absolutnie zaskoczyło i aż zauważyłem to na głos: - To chyba jakaś ważna sprawa, skoro aż dwukrotnie wypadła Ci pani Sprawidlowość - ten lekki żart był bardzo naiwny z mojej strony, bo chcoiaż nosiliśmy wszyscy maski, zdawało się, że czasami to ułatwiało ujawianie się bardziej niż gdy był ich brak.
- Ale zaraz... tak, teraz sobie przypominam. Zauważ Lady, ze ta karta mówi zarówno o tym, co powstrzymuje Cię przed rozwinięciem skrzydeł wewnętrznie co.. zewnętrznie - wskazuję palcem to na miejsce drugie i na trzecie i zastanawiam sie głęboko. - A więc powinniśmy to zrozumieć tak, że jest coś w Tobie Pani, co wiesz, że nie jest moralne zarówno dla Ciebie jak i według całego świata... a jednak coś wciąż cię w kierunku tego ciągnie... - zamilkłem, bo ta głośna analiza zaprowadziła mnie na skraj grzeczności i wiedziałem, że jeżeli przejdę tę granicę, to mogę zostać uznany nie tyle niegrzecznym, co nawet bezczelnym. Ale przystaliśmy na umowę, którą zawarliśmi przed grą i teraz kiedy kątem oka obserwuję damę, zdaje mi się, że jeżeli nie przekroczę tej granicy, to cała motywacja będzie już tylko jakąś kluchą, która mogła być intrygująca, ale koniec końców okazała się zbyt trudna by ją zdobyć. A jednak oboje mieliśmy kartę Głupca, która nie tylko mówi o tym, że akurat gry to jest coś co nas kręci, ale też ta zabawa, kiedy nie do końca jesteś pewny czy coś wygrasz, to właśnie ona jest najbardziej warta świeczki. Bo czy jednym pytaniem nie można zarówno wszystkiego wygrać, jak i wszystko przegrać?
- Czy mi się wydaje, czy podnieca cie władza?
Decydowali się na śmiałe kroki, swobodne słowa, nieodpowiednie spojrzenia i karmienie własnej ciekawości; skryci za kunsztem ładnych masek czuli się niemal bezkarni, pozbawieni całej otoczki sztywnych zasad, które mimo piękna wieczoru taki jak ten, zaciskały się ciasno – wokół kobiecych, gorsetowych talii i około męskich karków przyozdobionych muszką.
Teraz grali bez nich – bez reguł i nudnych pytań, prostych pozwoleń i pustych oczekiwań; pytanie za pytaniem, karta za kartą. Enigmatyczne zagadki, słodkie niepewności – mogli tylko gdybać o faktycznych intencjach tego drugiego, zgadywać strzępki wielkich tajemnic na podstawie kilku ładnych ilustracji.
Dolohov obserwowała pojawiające się na stoliku karty, a w ślad za męskim głosem w górę poszybował kącik jej ust; żadne z nich nie znało się na wróżbiarstwie, była tego absolutnie pewna, a mimo to nieznajomy brzmiał niemalże jak specjalista. Przekrzywiła głowę pierw w jedną, później długą stronę, przysłuchując się interpretacji tego, co rzekomo miało tworzyć jej przyszłość.
Nie jest moralne zarówno dla Ciebie jak i według całego świata; nie potrafiła pohamować kolejnego uśmiechu, tym razem okraszonego nutą zawadiackości, psoty w uniesionych kącikach, chęci złośliwej zabawy w migotliwym spojrzeniu skrytym za srebrem colombiny.
Nie wierzyła zbytnio w prawdziwość wróżb, Wielkie Arkana Tarota były dlań bardziej ciekawym urozmaiceniem; ale skoro nawet karty w ostatnią noc roku zdawały się mówić prawdę?
– To doprawdy ciekawa interpretacja, podoba mi się, mój drogi – stwierdziła, przez moment spoglądając jeszcze na samotasujące się kartoniki, nim wzrok nie powędrował znów w kierunku mężczyzny, osiadając na jego profilu.
Spoglądała na niego bez skrępowania, ciekawa, być może nawet nadmiernie, wciąż chętna poznać jego prawdziwe oblicze – stało się zagadką godną rozszyfrowania w momencie, w którym powierzył jej tajemnicę. Wenus.
Jego kolejne słowa były niespodziewane, co można było odczytać w chwilowym zaskoczeniu wpisanym w oczy i rozchylone wargi.
– Czyż nie wszyscy pragną władać światem? – tym wielkim, nader wszystko jednak swoim własnym. Brew nieznacznie drgnęła do góry, ciało odsunęło się nieco od stolika zastawionego kartami – Podnieca niesamowicie.
Wieczór wypełniony sekretami, słowa słane pod wpływem chwili; odwróciła się na pięcie, wciąż spoglądając na niego przez ramię.
– Odważy się lord zaryzykować i oddać mi jej część? – mogła pytać o wszystko, mogła pytać o nic – Władzę, kontrolę nad sytuacją. Ale proszę nie oddawać jej bez walki – kilka kolejnych kroków zwiększyło dzielący ich dystans, w końcu stanęła przy samym wyjściu – Nie znajdzie mnie lord więcej. Zniknę wśród piękna tego przyjęcia i nie wrócę. Tak zdobędę władzę nad naszym spotkaniem i naszymi sekretami.
Przyrzeczenie, obietnica, być może ostrzeżenie – była wszystkim na raz, kiedy uśmiech zatańczył na wargach, będąc ostatnim pożegnaniem. Później zniknęła za ciemną kotarą, i choć błysk srebrnej sukni był intensywny, ona potrafiła kryć się dostatecznie dobrze.
zt
Teraz grali bez nich – bez reguł i nudnych pytań, prostych pozwoleń i pustych oczekiwań; pytanie za pytaniem, karta za kartą. Enigmatyczne zagadki, słodkie niepewności – mogli tylko gdybać o faktycznych intencjach tego drugiego, zgadywać strzępki wielkich tajemnic na podstawie kilku ładnych ilustracji.
Dolohov obserwowała pojawiające się na stoliku karty, a w ślad za męskim głosem w górę poszybował kącik jej ust; żadne z nich nie znało się na wróżbiarstwie, była tego absolutnie pewna, a mimo to nieznajomy brzmiał niemalże jak specjalista. Przekrzywiła głowę pierw w jedną, później długą stronę, przysłuchując się interpretacji tego, co rzekomo miało tworzyć jej przyszłość.
Nie jest moralne zarówno dla Ciebie jak i według całego świata; nie potrafiła pohamować kolejnego uśmiechu, tym razem okraszonego nutą zawadiackości, psoty w uniesionych kącikach, chęci złośliwej zabawy w migotliwym spojrzeniu skrytym za srebrem colombiny.
Nie wierzyła zbytnio w prawdziwość wróżb, Wielkie Arkana Tarota były dlań bardziej ciekawym urozmaiceniem; ale skoro nawet karty w ostatnią noc roku zdawały się mówić prawdę?
– To doprawdy ciekawa interpretacja, podoba mi się, mój drogi – stwierdziła, przez moment spoglądając jeszcze na samotasujące się kartoniki, nim wzrok nie powędrował znów w kierunku mężczyzny, osiadając na jego profilu.
Spoglądała na niego bez skrępowania, ciekawa, być może nawet nadmiernie, wciąż chętna poznać jego prawdziwe oblicze – stało się zagadką godną rozszyfrowania w momencie, w którym powierzył jej tajemnicę. Wenus.
Jego kolejne słowa były niespodziewane, co można było odczytać w chwilowym zaskoczeniu wpisanym w oczy i rozchylone wargi.
– Czyż nie wszyscy pragną władać światem? – tym wielkim, nader wszystko jednak swoim własnym. Brew nieznacznie drgnęła do góry, ciało odsunęło się nieco od stolika zastawionego kartami – Podnieca niesamowicie.
Wieczór wypełniony sekretami, słowa słane pod wpływem chwili; odwróciła się na pięcie, wciąż spoglądając na niego przez ramię.
– Odważy się lord zaryzykować i oddać mi jej część? – mogła pytać o wszystko, mogła pytać o nic – Władzę, kontrolę nad sytuacją. Ale proszę nie oddawać jej bez walki – kilka kolejnych kroków zwiększyło dzielący ich dystans, w końcu stanęła przy samym wyjściu – Nie znajdzie mnie lord więcej. Zniknę wśród piękna tego przyjęcia i nie wrócę. Tak zdobędę władzę nad naszym spotkaniem i naszymi sekretami.
Przyrzeczenie, obietnica, być może ostrzeżenie – była wszystkim na raz, kiedy uśmiech zatańczył na wargach, będąc ostatnim pożegnaniem. Później zniknęła za ciemną kotarą, i choć błysk srebrnej sukni był intensywny, ona potrafiła kryć się dostatecznie dobrze.
zt
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zaskoczenie malujące się w jej oczach nagle dało mi przewagę. Czyżbym uwierzył w bystrość umysłu? Czyżby to oznaczało, że eliksir, który dziś daje mi żyć to wlasnie ten jeden, z którym będę mógł rozpocząć całkiem nowy Nowy Rok? Czyżby to, że mam już dobre lekarstwo, mogło mi w końcu oczyścić umysł i pozwolić na jasne myśli? Ten uśmiech, o który przyprawiła mnie dopiero co, właśnie się znów ujawnił. Ale nim przeszedłem do słów, które kroiły się w mojej głowie w reakcji na jej zaskoczenie, ona nagle wycofuje się, zabierając piłeczkę przewagi, wyrywając mi ją z serca. Stoję jak ten osioł, który gapił się w malowane wrota, stoję i widzę jak te wrota zaraz się zamkną, umknie mi ta chwila, której nie zdążyłem spróbować. Niedosyt to na prawdę jedna z okrutniejszych tortur.
Oddać kontrolę nad spotkaniem? Pozwolić, żeby już nigdy jej nie zobaczyć? Żeby nie odkryć tajemnicy, którą kryje maska? Nigdy więcej nie powąchać tego zapachu, który odebrany mi jednym krokiem, uświadomił, jak bardzo przypadł do gustu?
- Niedoczekanie.. - powiedziałem pod nosem, ale czy usłyszała, tego nie jestem pewny. Nagle zostałem sam, a karty tarota podniosły się do kolejnych czarów. Nie chciałem ich już jednak próbować, chcoiaż rozważałem jedno pytanie, którego w obecności Srebrnej Damy nie odważyłem się zadać. Teraz straciłem ochotę na nie, na odpowiedź tym bardziej. Kiedy wyszedłem z saloniku, nigdzie nie było śladu po srebrnej sukni. Rozglądałem się na boki, ale ani z jednej strony korytarza, ani z drugiej nie doszedł mnie nawet jeden błysk tego materiału, który jeszcze przed chwilką królował w pomieszczeniu. Ruszyłem więc tam, gdzie jak podejrzewałem, mogłaby się znaleźć Ona. Bo przecież poszukiwania tego wieczoru jeszcze nie dobiegły końca, a jednak coś mi podpowiadało, że nigdy tak jak dziś, jej cel nie zmieniał się tak raptownie.
/zt.
Oddać kontrolę nad spotkaniem? Pozwolić, żeby już nigdy jej nie zobaczyć? Żeby nie odkryć tajemnicy, którą kryje maska? Nigdy więcej nie powąchać tego zapachu, który odebrany mi jednym krokiem, uświadomił, jak bardzo przypadł do gustu?
- Niedoczekanie.. - powiedziałem pod nosem, ale czy usłyszała, tego nie jestem pewny. Nagle zostałem sam, a karty tarota podniosły się do kolejnych czarów. Nie chciałem ich już jednak próbować, chcoiaż rozważałem jedno pytanie, którego w obecności Srebrnej Damy nie odważyłem się zadać. Teraz straciłem ochotę na nie, na odpowiedź tym bardziej. Kiedy wyszedłem z saloniku, nigdzie nie było śladu po srebrnej sukni. Rozglądałem się na boki, ale ani z jednej strony korytarza, ani z drugiej nie doszedł mnie nawet jeden błysk tego materiału, który jeszcze przed chwilką królował w pomieszczeniu. Ruszyłem więc tam, gdzie jak podejrzewałem, mogłaby się znaleźć Ona. Bo przecież poszukiwania tego wieczoru jeszcze nie dobiegły końca, a jednak coś mi podpowiadało, że nigdy tak jak dziś, jej cel nie zmieniał się tak raptownie.
/zt.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Salonik na uboczu
Szybka odpowiedź