Wydarzenia


Ekipa forum
Sala balowa
AutorWiadomość
Sala balowa [odnośnik]06.07.16 0:36
First topic message reminder :

Sala balowa

Okazała sala balowa w rezydencji Lady Adelaide Nott gościła niejeden sabat. To jedno z ważniejszych miejsc dla młodych szlachciców, bowiem każdy, kto pragnie zaistnieć w świecie arystokracji musi choć raz zatańczyć na marmurach Hampton Court. Sala jest bardzo jasna, z akcentami kolorystycznymi charakterystycznymi dla rodu Nottów; na podwyższeniu w jednym z rogów sali stoją instrumenty gotowe zagrać najpiękniejszą muzykę do tańca, znajdująca się na półpiętrze arkada, na którą prowadzą szerokie i kręte marmurowe schody umożliwia dogodne obserwowanie parkietu, a gdzie nie gdzie pod ścianami stoją sofy o skórzanych obiciach, zapraszające zmęczonych tancerzy do chwili wypoczynku. Jednak zdecydowanie najbardziej kunsztowny element wystroju stanowią bogate żyrandole, mieniące się tysiącami kryształów umieszczonych na ramionach ze szczerego złota.



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 16:13
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością


'k100' : 63
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 16:35
O północy wraz ze swoim narzeczonym zaczęłam kierować się w stronę sali balowej, gdzie wszyscy wspólnie mieli przywitać nowy rok. Liczyłam na tańce. Szłam podekscytowana, już wyobrażałam sobie jak Corvus prosi mnie do tańca i wirujemy wśród innych par, przyćmiewając ich swoim blaskiem. A właściwie moim. Miałam też obiecany taniec od Tristiana, przy okazji chciałam z nim także porozmawiać.
Schodziliśmy akurat po schodach, mocno trzymałam się poręczy, ponieważ zawroty głowy jeszcze mnie nie opuściły, kiedy doszedł do nas okropny kobiecy krzyk. Zmarszczyłam lekko nosek, mocniej zaciskając dłoń na ramieniu towarzyszącego mi mężczyzny.
- Coś się stało - stwierdziłam, widząc jak ludzie wbiegają do sali balowej.
I my tam poszliśmy również. Przebrnęliśmy przez tłumy, od razu jednak pożałowałam swojej decyzji. Na środku sali, pod roztrzaskanym żyrandolem leżeli zakrwawieni ludzie. Nogi się pode mną ugięły widząc ilość krwi, jaka pojawiła się na posadzce. Ze strachem zaczęłam przyglądać się twarzom, by po chwili dotarło do mnie, że na ziemi leżą martwi nestorowie. Lord Travers, lord Avery, lord Flint, byli nam przecież znani. Zamarłam, gdy mój wzrok spoczął na twarzy nestora mojego rodu. M O J E G O. Lord Yaxley leżał na ziemi.
Z moich ust wyrwał się niesamowity krzyk. Zaraz po krzyku, zalałam się łzami. Zaczęłam miotać się szukając kogoś, sama nie wiedziałam kogo. Nie zwróciłam uwagi na wybiegających ludzi, na mdlejące szlachcianki. Oddychałam bardzo szybko, bardzo płytko. Byłam niesamowicie zdenerwowana.
- Trzeba zawiadomić ojca, gdzie jest Liliana… GDZIE JEST LILIANA? - zawołałam.
Nie wiadomo kto to zrobił, nie wiadomo czy nie ma tu innych, którzy polują na życie szlachciców. Zaatakowany został wielki ród Yaxley’ów, co jeśli celem są także inni jego członkowie? Gdyby coś jej się stało...
Mój wzrok napotkał wzrok lorda Black. Zrobiłam ku niemu krok, dłoń kładąc na klatce piersiowej i osunęłam mu się w ramiona.
- Duszno - wysyczałam tylko.
Tyle myśli krążyło mi teraz po głowie. Co będzie z moim rodem? Co z nestorem? Kto nim zostanie? Co z moim ślubem? Trzeba było zawiadomić ojca, nie wiedziałam gdzie jest moja siostra. I jeszcze na dodatek sama nie wiedziałam czy mam płakać, krzyczeć czy próbować się uspokoić, żeby się w ramionach narzeczonego nie udusić.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala balowa - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 16:58
Wydawało się, że nic nie będzie w stanie zepsuć Librze Sabatu bardziej niż wypity alkohol. Okazało się to jednak płytkie, po tym, co stało się w okolicach północy. Usłyszawszy przeszywający krzyk, skierowała się w stronę głównej sali balowej, tak jak większość obecnych na uroczystości czarodziejów. Od samego początku targało ją złe przeczucie, a każde jedno uderzenie obcasa o marmurową podłogę, kiedy zbliżała się do miejsca z którego pochodził krzyk, tylko je podsycało. Przyszła tam jako jedna z ostatnich, ustępując drogi tym, którzy polecieli tam w biegu lub po prostu nie zwracali uwagi na to, co się wokół nich dzieje, zbyt skupieni na dotarciu na miejsce. Przez całą drogę czuła się jednak dziwnie oderwana od rzeczywistości, jakby to wszystko było jedynie snem, a wypity alkohol tylko to podsycał.
Kiedy tylko znalazła się w sali balowej i zobaczyła ciała, natychmiast odwróciła głowę i przyłożyła jedną z bladych rąk do skroni, aby na pewno nic nie migało jej w kącie oka. Widziała tę masakrę zaledwie sekundę i już odebrało jej dech. Jak dobrze, że rano przyjęła leki. Słyszała głos nestora jej rodu, który wymieniał martwych. Byli to głównie seniorzy szlacheckich rodzin. Zacisnęła palce w jednej dłoni i przycisnęła ją do piersi. To się nie mogło dziać. Właśnie stała się świadkiem okropnej sytuacji, która swój rozgłos będzie miała w całym brytyjskim świecie magii. To było niemalże jak atak na całe rody, na czystą krew ogólnie. I to do tego tak podły, podczas Sabatu, najważniejszego spotkania szlachty. Odwróciła się całkowicie bokiem do ciał i podeszła bliżej drzwi, żeby nie musieć ich oglądać. To był pierwszy raz, kiedy spotkała się z tak makabrycznym widokiem i sekunda spoglądania na martwych czarodziejów była zdecydowanie sekundą za dużo. Odwracała twarz jak tylko mogła, ale i tak zareagowała lepiej niż niektóre lady, zauważyła, że Lord Travers swoją nową małżonkę musiał wynosić na rękach. Na twarzy Libry nie można było dostrzec strachu, ale dziwne skupienie, kiedy wpatrywała się w marmurową podłogę pod sobą. Jej przytłumiony winem umysł z lekkim opóźnieniem przypomniał sobie o tym, że każda z ofiar opowiadała się przeciwko Grindelwaldowi. Bardziej usłyszała, niż zobaczyła, że część arystokratów pobiegła w jakimś kierunku, najwyraźniej w pościgu. Morderca wciąż musiał tu być. Wyciągnęła różdżkę, którą miała w ukrytej w połaciach sukni kieszeni. Ściskała ją teraz między palcami, dociśniętą do ciała, unosząc w końcu głowę, ale nie kierując wzroku na centrum sali. Pod żadnym pozorem. Ostrożnie wycofała się z przepełnionej sali chcąc odejść jak najdalej od miejsca masakry.

/zt


Ostatnio zmieniony przez Libra Black dnia 24.07.16 12:06, w całości zmieniany 2 razy
Libra Black
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Toujours Pur
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2943-libra-black https://www.morsmordre.net/t2964-aurora#48554 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f275-pinner-middlesex-dworek-blackow https://www.morsmordre.net/t3756-skrytka-bankowa-nr-778#68891 https://www.morsmordre.net/t2965-libra#48557
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 17:27
Zbliżająca się północ uratowała Laidan od dalszego towarzystwa Samaela, jednak wiedziała, że dębowe drzwi, odgradzające salonik Adelaide Nott od chłodnego korytarza, stanowią tylko chwilową barierę. Ot, kolejne kilkanaście minut wytchnienia, przerwa w zabawie, właściwie bardziej potrzebna drapieżcy niż ofierze. Ta musiała nabrać sił do dalszej rozrywki, uspokoić się, umocnić, by nie upaść w tańcu zbyt wcześnie, pozbawiając agresora satysfakcji z rozciągniętej w czasie przyjemności. Lai nie okazywała jednak zdenerwowania, od razu po przekroczeniu progu wystawnie urządzonego pokoiku uśmiechając się lekko do Cedriny. Na nowo nakładała maskę, posiadającą jednak wyraźny ryt smutku, na szczęście łatwego do wytłumaczenia zmęczeniem. Debiut na salonach po wyczerpującej chorobie pozwalał lady Avery na subtelne dawkowanie oznak słabości. Usiadła więc na miękkiej kanapie obok przyjaciółki, rozpoczynając uprzejmą rozmowę. Musiała zająć czymś myśli, jeszcze rozkołatane bliskością Samaela. Odsuwała obraz syna od siebie, opiniując z lady Rosier zachowanie szlachcianek i wyczekując pojawienia się Adelaide. Organizatorka Sabatu nie pojawiała się jednak dość długo i dopiero przeraźliwy, paniczny krzyk, dobiegający echem z sali balowej, przerwał niecierpliwe oczekiwanie. Laidan zamarła, wpatrując się w równie zdezorientowaną twarz Cedriny. Przez kilka chwil siedziały sparaliżowane, lecz gdy pierwsze kołatanie zszokowanego serca uspokoiło się, Avery poderwała się z szezlongu i ruszyła na dół, w kierunku kolejnych jękliwych pisków.
Nie myślała, nie skupiała się na tym, co zobaczy za drzwiami. Owszem, przeczuwała, że wydarzyło się coś niedobrego - kilkanaście par opuszczało w popłochu salę balową a mężczyźni podtrzymywali szlochające partnerki - ale nie potrafiła przewidzieć tego, co faktycznie zgotował arystokracji morderczy los. Z tyłu tłumu nie widziała tego, co działo się dalej, dlatego - coraz bledsza - przesunęła się do przodu, zatrzymując się gwałtownie dopiero w momencie, w którym system nerwowy nadążył za przekazywaniem rzeczywistych informacji. Krew. Głośno wypowiedziane nazwiska. Siwe włosy Malcolma, jego barczyste ciało, okrutnie zdeformowane i przyciśnięte do podłogi kryształowym żyrandolem. Jej krewny, nestor jej rodu, opiekun, obrońca i sędzia. Laidan przestała widzieć to, co działo się dookoła. Jakaś grupka osób rozpoczęła szaleńczy bieg, znikając za drzwiami, ktoś płakał, gdzieś obok błysnęło zaklęcie - złotowłosa kobieta coraz szybciej traciła kontrolę nad swoimi zmysłami, dziwnie otępiałymi, jakby przesyt bodźców konsekwentnie wyłączał poszczególne obwody. Zadrżała nerwowo, nie widząc, czy bardziej przeraził ją bestialski widok czy fakt, że ktoś odważył się uderzyć w przedstawicieli szlachty a zwłaszcza - w Malcolma Avery'ego, jednego z najmożniejszych nestorów. Świat rozsypywał się dalej a coś, co uważała za niepodważalny fundament - nawet w czasie tragedii ostatnich tygodni - właśnie rozpadło się na kawałki. Zbyt dużo bólu, szoku i strachu; wyczerpany organizm kobiety łaskawie dopiął swego i Laidan zachwiała się gwałtownie, by chwilę potem osunąć się w kierunku ziemi.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 2 Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 17:38
Nadszedł w końcu wyczekiwany przez wszystkich moment otwarcia sali balowej, tylko nic nie wyglądało tak, jak powinno. Może to zwykłe złudzenie, a może rozwinięta w pracy intuicja, ale Perseus niemalże czuł pod skórą, że coś jest nie w porządku, gdy razem z narzeczoną dołączyli do tłumu gromadzącego się pod bogato zdobionymi drzwiami. Nim wszystko zaczęło się łączyć w całość, w odruchu objął talię Lilith, przyciągając ją bliżej siebie w obronnym geście i wtem zza drzwi zamiast radosnej muzyki dobiegł przejmujący krzyk. Avery nie miał wątpliwości, to nie była sztuczka ani zabawa, to był przejaw czystej grozy, dokładnie takiej, z jaką miał już do czynienia nie jeden raz. Machinalnie ruszył w kierunku drzwi, popychając je mocno i znajdując nieistniejącą drogę pomiędzy stłoczonymi szlachcicami.
Najpierw zobaczył stróżkę krwi, niemalże artystycznie rozlewającą się żywą czerwienią na sławnej marmurowej posadzce Hampton Court. Dopiero po chwili spostrzegł stos zmasakrowanych ciał przytwierdzonych do podłoża kryształowym żyrandolem i identyfikującego je uzdrowiciela. Ryk bezsilnej złości wydarł się ze spierzchniętych ust Avery’ego, gdy zarówno lord Black, jak i niosące się jeszcze długo echo, bezlitośnie przedstawiło listę zamordowanych. Malcolm Avery, którego widzieli zaledwie parę dni temu, który nie dalej niż przed tygodniem życzył im powodzenia na nowej drodze życia i wyrażał aprobatę co do ich małżeństwa i poprawiania relacji międzyrodowych z Greengrassami. Yaxley, Flint, Travers. Wiedział już wszystko. Wiedział, co łączyło te osobistości, tylko ten jeden raz tkwiące w spokoju tuż obok siebie - śmierć drwiła sobie z zamierzchłych waśni, stawiając ich wszystkich na równi. To nie była już tylko prowokacja, jak w przypadku aresztowania Leandry, to był cios wymierzony prosto i celnie w elitę czarodziejskiej społeczności.
- Nigdzie nie idziesz - nie, Lilith, nie wyrywaj się. Słowa same wydobyły się z jego gardła, palce same zacisnęły się dookoła jej nadgarstka, trzymając w miejscu, gdy pędzona głupim odruchem chciała wybiec na łowy. - Spójrz co zrobili nestorom. Pomyśl co zrobiliby młodej szlachciance - a teraz nie patrz już wcale, niech makabryczne widoki nie wżynają ci się w pamięć, odbierając możliwość spokojnego snu w nocy. Mówił cichym, lecz zdecydowanym głosem, który docierał do niego samego jak zza tafli szkła. Wciąż nie był w stanie uwierzyć w to, czego świadkami właśnie byli. Rozluźnił palce, pozwalając pannie Greengrass zbliżyć się do ochlapanej krwią przerażonej lady Nott, lecz nim sam podążył jej tropem, by próbować wypytać o cokolwiek zdruzgotaną damę, jego rozbiegane spojrzenie padło na Isolde, opadającą bezwładnie na posadzkę tuż przy ciałach. Krew łapczywie jęła wsiąkać w materiał jej drogiej sukni, ale Avery nie widział już tego, brnąc jak w transie przed siebie, by - niezależnie od tego, czy lady Bulstrode sobie tego życzyła, czy nie - stanąć tuż przed nią, plecami do zrzuconego żyrandola, odgradzając ją tym samym od makabreski.
- Nie patrz na to, Izoldo - odezwał się miękkim tonem, pochylając się nad nią, nie do końca świadomy tego, jak powinien postąpić. Wiem, Izoldo, tragedia przyciąga jak ogień ćmy, ale nie wpatruj się w wybałuszone nierozumnie martwe oczy swoich krewnych ani ich rozlewające się po podłodze wnętrzności. Z tymi na pewno wiele razy miałaś styczność w szpitalu, ale to co innego. Te wnętrzności chętnie przywitają się z Ondyną, a tego przecież nie chcesz. - Chodź, wstań, teraz już niczego nie zmienimy - mówił, wyciągając obie dłonie w jej kierunku, by pomóc jej wstać, a może wręcz samodzielnie postawić ją na nogi wśród tej kałuży krwi, po której stąpał, uważając tylko, by się nie poślizgnąć. Nie wiedział jak pomóc, ciepło nie było zapisane w jego genach.
Odrzućmy na bok wszelkie animozje, Izoldo, dzisiaj jestem twoim przyjacielem.

| zt Pers, Lilith, Izolda


stars, hide your fires:
  let not light see my black and deep desires.
 
Perseus Avery
Perseus Avery
Zawód : wiedźmia straż
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
vicious
vengeful
victorious
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nothing good ever stays with me
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1103-perseus-julius-avery https://www.morsmordre.net/t1235-persowa-poczta#9205 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2783-skrytka-bankowa-nr-318#44957 https://www.morsmordre.net/t1181-perseus-avery#8549
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 18:02
Ponoć o północy działy się rzeczy niezwykłe. Jaki czar miał przestać działać? Może niewolące Laidan dziwne kajdany usztywniające każdy ruch, sprawiające, że nawet w tańcu poruszała się niezdarnie i ociężale nareszcie puszczą, zsyłając na kobietę zapomnienie? Albo akceptację tego, co nieuchronne.
Powinna już być przyzwyczajona do godzenia się z losem, lecz czy jego matka równie często nie wyzywała go na pojedynki? Jeśli tym razem pragnęła sądu bożego, w tym starciu musiała zmierzyć się z nim. Przybranie miana sekundanta Fortuny nie wprawiało Samaela w dumę - uznawał to za konieczność, nie do końca przykrą, lecz również nie przydającą satysfakcji.
Zostawił ją na moment dobrowolnie, wręcz usłużnie podprowadzając pod drzwi prywatnych komnat lady Nott i muskając wierzch jej dłoni pachnącymi winem wargami. Grali pięknie, tym razem wystawiając spektakl dla szerszej i bardziej wymagającej widowni niż zwykle, która jednak nie miała pojęcia, iż w dramacie następuje nieodwołalne złamanie zasady decorum, a uśmiech obojga aktorów jeszcze nigdy nie był tak sztuczny. Nie czatował na Laidan pod drzwiami, nie czuł już tej postępującej desperacji oraz skrajnego szaleństwa, popychającego go do radykalnych czynów. Korzystał z uroków Sabatu, prawie beztrosko, choć z doskonale odmalowanym na twarzy smutkiem konwersował z damami i lordami, choć jego myśli wciąż koncentrowały się na odseparowanej od niego matce.
Był monotematyczny, acz w dramatycznym blasku wydarzeń zwłaszcza ostatniego tygodnia; jak w kalejdoskopie przeskakiwały mu przed oczami migawki kolejnych obrazów: ostra kłótnia, kończąca się gniewnym gwałtem, ciało szorujące o szorstkie deski, drzazgi wbite w bladą, delikatną skórę, język, liżący jego buty. Sine obręcze na nadgarstkach, płonący czerwienią policzek, twarde słowa oraz chyba najgorsze, bierna pokora, z jaką godziła się na wszystko i... pluła mu w twarz, dając sobie wepchnąć język do gardła Morpheusowi. Żałował tylko, że nie zdołał zabić Malfoya... najlepiej na jej oczach, by wiedziała na pewno, że nie cofnie się przed niczym. Poza tym drobnym niedomówieniem, Samael miał poczucie należycie spełnionego obowiązku. Okazywała szacunek i nie sprzeciwiała się: planując usunięcie Reagana posiadał odpowiednio dużo czasu, aby wyłożyć przed kobietą jej kolejne obowiązki i powinności.
Otwarte wrota sali balowej zakłóciły niestety ten święty porządek, równocześnie uniemożliwiając Avery'emu zaproszenie matki do kolejnego namiętnego tanga. Przerażone krzyki ciżby nie komponowały się właściwie z taneczną melodią, a zalegające na parkiecie martwe ciała także nie zdawały się sylwestrową dekoracją. Drgnął lekko, wpychając się przed tłum, aby przyjrzeć się temu z bliska. Widział krew, rozpoznawał twarze; uderzyła w niego olbrzymia fala niemożliwego do zatrzymania gniewu. Oraz strachu.
Gdzie ona jest?
Łowił wzrokiem stłoczonych razem ludzi, przeczesując tłum w poszukiwaniu blasku złotych włosów, bardziej zaaferowany odnalezieniem Laidan - też przecież mogła być w niebezpieczeństwie - niż śmiercią potężnych nestorów, w tym i samego Malcolma Avery'ego. Krewny nie liczył się zupełnie, kiedy Samaeala napędzało szaleństwo, bo nie wiedział, co się dzieje z Lai.
Umierała? Została porwana, zgwałcona, okaleczona?
Dopóki nie zobaczył, jak osuwa się na ziemię, myślał, że jego serce się zatrzymało. W chwili, gdy łapał ją w ramiona, tuż przed tym, nim uderzyła głową o zimną, marmurową posadzkę zrozumiał, że żyje. Tylko dzięki niej.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 19:40
jestem spóźnialską kluską, więc wstawię sobie tu sukienkę, a co

Spódnice i treny balowych sukien szurały po śliskiej posadce, upodabniając się do pełzających gadów.
Prawdopodobnie węży - po krótszym namyśle Eurydice stwierdziła, że było to jedno z jej najbardziej trafnych porównań.
Lawirowała pomiędzy tłumami szykownie ubranych ofiar i sępów, wymieniających uśmiechy i najświeższe informacje, jeszcze ciepłe od raczkujących skandalów. Trzymali w dłoniach kieliszki, mniejsze i większe, mniej błyszczące i bardziej połyskujące, z rozbijającymi się we wnętrzach trunkami. Odruchowo zerknęła ku dołowi. Jej posrebrzane naczynie było do połowy wypełnione krwistoczerwonym winem, rocznika tego i owamtego, producenta o nazwisku brzmiącym z francuska, którego nie sposób było zapamiętać. Pamięć. Szwankowała, od kiedy jej umysł zamroczyło kilka innych kieliszków. Magia alkoholu nie służyła jej w żadnych ilościach, a po zanurzeniu ust owijała wokół metaforycznego palca, stąd stanowczo odmówiła kolejnych, zgubnych łyków. Mimowolnie rozejrzała się wokoło siebie. Znajome twarze pojawiały się i znikały, jak duchy, a nie żywe istoty. Nie tylko one były martwe; wszystko zdawało się mienić fałszem i nadmuchiwaną ekscytacją. Wszystko, z wyjątkiem przeraźliwego krzyku, który rozdarł gwar okolicznych rozmów.
Gwałtownie odwróciła głowę w stronę masywnych wrót, które już po kilku sekundach pochłonęły zdecydowaną większość zebranych gości. Niesiona nurtem fraków i zdobionych sukienek trafiła do sali balowej, dusznej, ogromnej, mrocznej... cuchnącej. Zmysł węchu Eurydice zawołał na alarm, rozszerzając jej źrenice do smolistej czerni, a uwagę do najwyższych obrotów. Nie zważała już na ramiona, nachalnie trącające jej własne, ani na wrzaski, które w jej głowie przycichły na miarę szeptu. Wytrwale przesuwała się do przodu - dalej, dalej, dalej - dopóki wewnętrzny głos uprzejmie nie poprosił jej, aby przystanęła. Gdzieś rozbrzmiał krzyk Rosalie Yaxley, nieopodal upadła Laidan Avery, a ona nie mogła zrobić nic, oprócz obserwowania makabrycznego obrazu nieznanego autorstwa. Dziadku. Ciało jego, i paru innych ofiar, było już w trakcie rozkładu. Ich serca milczały, oczy zionęły pustką, a usta otworzyły się w bolesnym grymasie. Kielich Eurydice wysunął się z jej dłoni, spektakularnie roztrzaskując o posadzkę i mieszając krew z winem. Rozchyliła drżące wargi, z których wydobył się głuchy wrzask, stłumiony bolesnymi wspomnieniami, obawą o przyszłość i najbliższych. Gwałtownie wycofała się do najbliższej ściany. Przylgnęła do niej całym ciałem, jakby życzyła sobie, aby kolorowe freski pochłonęły ją od srebrnych obcasów aż do opaski zdobionej kamieniami. I znalazły Mortimera. Niezwłocznie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 22:03
Byłem prawie pewien, że się zrzygam, kiedy mnie ciągnął świstoklik na to miejsce, gdzie podobno miała być dalsza część imprezy. Zdążyłem tylko stanąć o własnych nogach (a ramiona mieć rozpostarte na Adrienie i Perciwalu-Fobosie), zabrać się w sobie (zabrać ramiona do siebie, coby wygląd mieć też lepszy) i przejść kilka kroków po świezym powietrzu.. i zaraz zacząłem odczuwać wstępnego kaca. I jak to zawsze jest, kiedy głowa zaczyna boleć już podczas wieczornych harcy, należało uzupełnić płyny. I jeżeli kolejnej kawy nie znalazłem, to kiedy tylko wchodzę na teren Sabatu, widzę buteleczki i kieliszeczki. Tojours Pur, mój przyjacielu.
A później odnalazłem (Adrien i Percival mi ją wskazali) Megarę, dziś niezwykle miło nam się rozmawiało, chociaż sądzę że to kwestia alkoholu. I świętowaliśmy Nowy Rok, a nagle wpadłem na najgłupszy pomysł na jaki mogłem wpaść. Powiedziałem Chodźmy do sali balowej co absolutnie nie mogło się skończyć dobrze, chociaż ona pewnie liczyła na taniec. Wchodzimy i widzę zamieszanie, ciszę i krzyki. I niepokój rośnie w naszych sercach, chociaż rzeczywistość trudno jest mi ogarniać będąc aż tak pijanym, że pięć razy pytałem pana obok mnie co się wydarzyło. Za piątym razem patrzę skupiony na środek krwawej sceny, a części ciała mnie bolą od samego spojrzenia. I patrze i nie wierzę, kiedy Megara wciska nos pod moje ramię chcę ją stamtąd zabrać aż nagle dostrzegam, że nie tylko my tego dnia straciliśmy kogoś nam bliskiego. Nie interesuje mnie zgromadzenie. Ani jedna z tysiąca osób. Prócz tej co trzyma nos pod moją pachą i tą która się na ścianie właśnie rozjechała.
- Weźmy Eurydykę stąd - informuję, bo to nawet nie była propozycja skierowana do żony, ale informacja stanowcza. Kiedy idę z Megarą, która nie chce patrzeć, bo nikt nie chce patrzeć. Czy ja coś widzę prócz Eurydyki? Mam gdzieś z tyłu głowy, że to także mój dziadek. Ale ta informacja zbombarduje mnie, w chwili, kiedy będę już trzeźwy. Teraz staję przed moją siostrą nie-siostrą i kręcę głową, żeby nie jęczała już, żeby się zachowywała. Niech powstrzyma się, niech ma kawałek mojej siły, niech pokaże się taką jaką chciałby widzieć ją o n.
Jest tylko jeden ktoś, kto w razie mojej dysfunkcji, a teraz jestem z byt pijany, by odprowadzić Eurydykę do domu, może zająć się nią. To Mortimer, bo innego nie znam człowieka, któremu mógłbym dać ją w opiekę.
- Chodź, zaprowadzę cię do Mortimera - mrucze przez fryzurę do jej ucha, mruczę harczę albo grożę jej, żeby odsunęła się od ściany i dała mi się zaprowadzić po dobroci, bo nie chcę jej ściskać przez całą drogę za głowę, tak jak teraz. Odpuszczam i szukam pod ręką Megary. Niech prowadzi nas, bo ja nie jestem w stanie.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 22:18
Nadal szumiało mi w głowie kiedy usłyszałam przeraźliwy krzyk. W pierwszej chwili pomyślałam, że to pewnie kolejna, dzisiejsza atrakcja. Po tym jak lady Nott umiejętnie upiła niemal wszystkie arystokratki, mogłam spodziewać się niespodzianki w stylu Halloween. Bo dlaczego nie? Poza tym, że okropnie nie pasowała do dzisiejszego wieczoru, to na pewno wszyscy byliby pod wrażeniem. Jednak scena, którą miałam niedługo potem ujrzeć, wydawała się aż nazbyt realistyczna.
Alkohol krążący w moich żyłach wprawiał mnie w dobry nastrój. Byłam bardziej wygadana niż zazwyczaj, wciąż tylko się uśmiechałam i być może nie zawsze pamiętałam o chwilach, kiedy powinnam ugryźć się w  język. Ale czy zaraz nie miał zacząć się kolejny rok a wraz z nim i wszystko powinno od nowa się rozpocząć?
Kiedy zjawiłam się w sali balowej, było w niej już mnóstwo osób. Od razu poczułam, że krzyk, który przed chwilą usłyszałam, nie był w żaden sposób związany z zabawą. Ludzie zaglądali do środka mniej więcej w miejsce gdzie, jak mi się wydawało, na suficie jeszcze niedawno musiał wisieć żyrandol. Ze swoim niskim wzrostem nic nie widziałam, próbowałam jak najkulturalniej się między nimi przecisnąć. Co tam się stało? Gdzieś w pobliżu Tristan rzucił zaklęciem - nawet nie wiedziałam w kogo. Poczułam jednak przerażenie, które tym bardziej narosło, kiedy Black wypowiedział imię nestora naszego rodu. Wreszcie ktoś się przesunął i zobaczyłam całą krwawą scenę. Zasłoniłam usta dłonią, kiedy wyrwał mi się z nich cichy okrzyk. Och. Jak to? Słyszałam jak wszędzie dookoła ludzi coś mówią, inni krzyczą, niektórzy gdzieś wybiegali, jednak tylko stałam i patrzyłam się krew. Chociaż był to okropny widok, nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 22:45
Nareszcie będzie mogła potańczyć. Nareszcie jej piękna suknia będzie wirować na wszystkie strony a ona nareszcie będzie szczęśliwa. Tak długo na to czekała! Przecież po to chciała przyjść na sabat, by się porwać anielskim dźwiękom. Tańczyć i tańczyć do utraty tchu. Dla tego wciąż się uśmiechała gdy wraz z mężem szła w stronę sali balowej. Krok po kroku, krzyk, kolejne trzy kroki, kolejny wrzask. Już nie można było się uśmiechać. Może powinni tam pobiec? Ale przecież żadne z nich nie miało na tyle siły. Deimos próbował się kogoś pytać, chciał wiedzieć co się dzieje. To ona weszła pierwsza. Patrzyłam w martwe oczy dobrze znanych sobie ludzi. Tyle krwi, jak ludzie mogą pomieścić sobie w niej aż tyle ?. Pytała sam siebie. I dobrze inaczej zaczęłaby krzyczeć jak wszyscy inni. Niebieskie tęczówki prześlizgiwały się po ciałach aż w końcu zatrzymały się na tym jednej. Malcolm Avery nie żyje . Znowu ktoś krzyczał. Dla czego wszyscy krzyczą? Dla czego ona nie może krzyczeć? Malcolm Avery nie żyje . Powtarzała bez ustanku. Na razie tylko drżące dłonie zdradzały, że coś się stało że w ogóle zrozumiała co się dzieje. Szukała ramienia Deimosa, zacisnęła na nim palce i ukryła twarz. Żeby nowe mogło zaistnieć stare musi odejść. Nowa myśl, nowy cytat z jakiejś starej książki. Z każdą sekundą przed jej oczami pojawiały się kolejne historie, niekończące się wspomnienia, cytaty. Pochodziły z różnych epok, z różnych światów ale wszystkie dotyczyły rozpaczy, chaosu i wojny. Deimos coś mówił ale nic do niej nie docierało. Pociągnął ją za sobą a ona posłusznie ruszyła się z miejsca. Uniosła wzrok zdając sobie sprawę, że wciąż znajdują się w sali balowej. Eurydyka no tak. Trzeba ją stąd zabrać jak najszybciej. Megara puściła ramię Deimosa i stanęła przed dziewczyną tak by zasłonić jej bolesny widok. - Chodź z nami - mówiła cicho i spokojnie. Nie krzyczała, nie płakała bo na to nigdy nie był odpowiedni moment. Resztki alkoholu już dawno opuściły jej organizm. To źle…to bardzo źle…wtedy może by tego nie zapamiętała. Podeszła bliżej do panny Flint i wsunęła jej dłoń pod plecy tak by zmusić ją do ruszenia się z miejsca. - Zaprowadzimy cię do brata - drugą dłoń wsunęła pomiędzy jej palce. Jeszcze miała w sobie na tyle sił by to zrobić., zanim osunie się na ziemię. Chciała pociągnąć za sobą Eurydykę i Deimosa. To przecież tylko kilka kroków i zostawią ten koszmar za sobą. To tylko parę kroków...ale dla czego ci ludzie ciągle krzyczą.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Sala balowa [odnośnik]06.07.16 22:48
| po rozmowie na balkonie

Słysząc krzyki z górnego piętra nie mógł początkowo rozpoznać do kogo należał głos. Czy była to jedna z części spektakularnej północy lady Nott? Jak większość wychylił się przez balustradę, by spojrzeć w dół na gromadzących się prze wejściu do sali balowej gości. Ktoś krzyknął ponownie. Wszyscy stali zbyt oszołomieni, by się poruszyć, ale jakby na zawołanie całe mrowie gości zaczęło się rozpierzchać. Niektórzy biegli w sobie znanym kierunku, inni cucili osunięte na podłogę kobiety, jeszcze inni znikali szybciej niż można było cokolwiek zauważyć. Poczuł jak ktoś uderzył go w plecy, pchając się w stronę schodów na parter, a następnie do wyjścia. Ludzie przepychali się w dziwnym przerażeniu niczym spłoszone stado zwierząt, a on dalej nie wiedział, co się działo. Szybko poszukał wzrokiem kogoś odpowiedniego. Złapał za ramię jakiegoś półłysego lorda i przyciągnął do siebie.
- Co się dzieje?! - warknął, patrząc na niego wyczekująco. Pomimo wrzasków zdołał usłyszeć odpowiedź. Morgoth puścił ramię mężczyzny, nie mogąc dowierzać w to, co usłyszał. Malcolm Avery, Haslett Salazar Yaxley, Iceni Albus Flint, Adam Lowell Travers nie żyli. Wiadomość dosłownie pozbawiła go na dobrą chwilę władzy we własnym ciele. Stał pośrodku biegających i przerażonych gości Noworocznego Sabatu, który miał być kolejną niezapomnianą perełką. Oj, tak. I na pewno taka właśnie będzie. Zaraz jednak ocknął się, pędząc myślami w stronę kuzynek. - Rosalie. Liliana - wyszeptał, zanim zaczął odpychać ludzi i zbiegać po schodach, kierując się w stronę największego tłumu. One musiały gdzieś tu być! Niełatwo było dostać się choćby na kilka metrów do wejścia sali balowej, ale to mu wystarczyło. Zauważył omdlałą Rosalie, a tuż obok jej narzeczonego. Podbiegł w tamtą stronę, klękając przy kuzynce i sprawdzając czy wszystko w porządku. Miała ciężki oddech, ale dalej łapała powietrze. - Rosie, Rosie. Słyszysz mnie? - spytał z przerażeniem w głosie, delikatnie klepiąc ją po policzkach. Wiedział, że klątwa dawała o sobie znać i możliwe, że niedługo miała dosięgnąć i jego. Na szczęście praca ze smokami nieco pomogła mu nad nią panować. Ale nie cały czas. Wydawało mu się, że usłyszał imię młodszej kuzynki, po czym spojrzał na lorda Corvusa Blacka. - Zabierz ją stąd - rzucił tylko, wiedząc, że nie musiał tego mówić, po czym wstał i zaczął kierować się pod prąd w stronę wejścia. Odpychał uciekających w panice i po dłuższym czasie w końcu zobaczył postać Liliany. Stała jak zaczarowana, wpatrując się w coś przed sobą. - Liliana! - wykrzyknął jej imię, zanim złapał za ramię i obrócił do siebie, przytulając i zmuszając równocześnie, by odwróciła wzrok. Dopiero wtedy to dostrzegł. Zakrzepłą krew, zielono-żółte mózgi i kawałki czaszki odbijające się w rozgruchotanym żyrandolu. A pomiędzy wykrzywionymi ciałami dostrzegł twarz nestora Yaxley'ów. Swojego rodu. Zacisnął szczęki, po czym nie puszczając Liliany, zaczął wycofywać się w stronę wyjścia z posiadłości.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala balowa [odnośnik]07.07.16 0:28
Słyszałam, że ktoś mnie woła, ale nie byłam w stanie się na tym skoncentrować. Miałam wrażenie, że moje zwyczajne opanowanie gdzieś zniknęło - chociaż nie mdlałam i nie krzyczałam jak inne kobiety. Patrzyłam na kolejne ciała, które wydawały się wcale nie przypominać mężczyzn, którymi jeszcze niedawno byli. Żołądek dziwnie mi się skręcał, chyba robiło mi się niedobrze od tego widoku. Czułam się dziwnie, żadne sensowe myśli  nie dochodziły do mojej głowy. Słyszałam jak Black wymienia nazwiska kolejnych ofiar, normalnie pewnie byłam w stanie powiązać je z Grindelwaldem, ale teraz tylko zastanawiałam się dlaczego? Taki wieczór jak dzisiaj, niespodzianka z okazji północy? Natychmiast przyszło mi do głowy, że to może być czarna magia i poczułam obrzydzenie, trochę do samej siebie, dziwne uczucie. Przecież sama próbowałam tej zakazanej sztuki. Ale w taki sposób, widowiskowo, nestorów rodów? To chyba było co innego, prawda?
Moje imię wypowiedziane tuż przy uchu i dotyk Morgotha jakby trochę mnie otrzeźwił. Dałam mu się odwrócić i przytulić, schowałam twarz w jego ramieniu. Dobrze było mieć go przy sobie. Chociaż w około pełno było znajomych twarzy, to miałam wrażenie, że w tej chwili każdy przejmuje się sobą i swoimi najbliższymi.
- Och, Morgoth - powiedziałam gdzieś do jego szyi, gdybym o tym pomyślała, pewnie nawet nie byłabym pewna czy mnie słyszy. Wszędzie panował harmider, a ja mówiłam niewyraźnie. - Co teraz będzie? - zapytałam naiwnie, niczym jakaś małolata, wierząc przez chwilę, że mój kuzyn będzie znał odpowiedź na to pytanie.
Pozwoliłam prowadzić się ku wyjściu, trzymając kuzyna chyba tak samo jak on mnie. Nie chciałam go zgubić i poczuć się samotnie jak przed chwilą. Mój wcześniejszy dobry nastrój zmienił się w coś nieokreślonego, byłam zszokowana a równocześnie chyba dziwnie obojętna na to, co przed chwilą widziałam.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Sala balowa [odnośnik]07.07.16 11:13
Obraz krwawego koszmaru na dobre utkwił pod powiekami Laidan, nie dając się wyczyścić żadnym psychologicznym sposobem. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Kilka ciał, przygniecionych ciężkim żyrandolem. Krew spływająca wąskimi, krzepnącymi szybko strumyczkami pomiędzy klejnotami, które odpadły z luksusowego oświetlenia. Rozcięte eleganckie szaty, odsłaniające głębokie rany, jątrzące się świeżą posoką, tkankami i mięsem, poprzetykanymi bielą wystających gdzieniegdzie kości. Puste oczodoły, zmasakrowane twarze i dłonie. Martwe jak ta, którą otrzymała niedawno w prezencie. Wszystkie złe wspomnienia z ostatnich tygodni skumulowały się, zalewając Laidan prawdziwą paniką, znacznie silniejszą od tej, jaka podtapiała ją zaledwie przedwczoraj. Czym innym był jednostkowy strach i petryfikacja w konfrontacji z ukochanym mężczyzną, zamieniającym się w kata, a czym innym tak niespodziewane uderzenie noża prosto w prawdziwą świętość.
To miał być wspaniały Sabat, wypełniony tańcem, alkoholem i radością. Bankiet-furtka do dawnego świata, którym Laidan chciała się upić, zbierając siły na sprostanie kolejnym okrucieństwom, serwowanym jej lekką ręką przez Samaela. W ciągu tych zaledwie kilku godzin spędzonych na salonach, Avery poczuła, że odżywa, że może oddychać swobodniej, że nie zapomniała szczegółów odgrywanej roli. Dalej mogła spełniać się aktorsko, próbując odnaleźć się w nowym świecie, jednak ta wspaniała nadzieja została nagle i równie brutalnie ucięta. Ktoś podniósł rękę na szlachtę, zadając jej bolesny, szokujący cios. Nestorzy i para młodych Bulstrode'ów, przecież także należących do jej najbliższej rodziny. Przesuwała słabnącym wzrokiem po ciałach, oddychając coraz bardziej płytko, by zatrzymać spojrzenie na Malcolmie. Silnym, zdecydowanym mężczyźnie, w którym upatrywała opokę rodu, teraz połamaną, zamordowaną. I to w takich okolicznościach, w takiej grupie czarodziejów o niezwykłej mocy. Kto mógł pozbawić życia potężnych nestorów? Za jednym zamachem? W tak bestialski sposób, zapewne torturując ich przed wydaniem ostatniego tchnienia? Do tego w Hampton Court, dworze pełnym ludzi, tętniącym życiem. Nie stało się to w poszczególnych posiadłościach w czasie mrocznego wieczoru a tutaj, zaledwie kilka kroków od rozbawionych Sabatem ludzi. Dlaczego nic nie słyszeli? A może ciała zostały tutaj przeniesione, by przesłać im jakąś wiadomość?
Szok, ból i przerażenie, napędzane tylko histeryczną próbą zrozumienia sytuacji, odebrały Laidan przytomność. Ostatnim wspomnieniem sprzed chwilowej, czarnej kurtyny był zapach krwi i perfum Samaela, mieszający się w idealnym aromacie grozy. Nie wiedziała, na jak długo mrok przesłonił jej oczy, pozwalając choć na chwilę odseparować się od przerażającej rzeczywistości. Przytomność wracała niezwykle szybko. Ktoś ją podtrzymywał, mocne, szorstkie dłonie przyciskały się do jej ciała a ciepły oddech owiewał twarz. Ktoś inny płakał, krzyczał; woda - a może krew? - uderzała kroplami o marmurową posadzkę. Avery nabrała spazmatycznie powietrza, rozchylając oczy. To pierworodny syn uchronił ją od upadku, trzymając teraz ściśle w swoich ramionach. Nie wyrywała się, nie przeraziła jeszcze bardziej - nie była w stanie. Po prostu instynktownie wtuliła się w jego ciało, wciskając głowę w klatkę piersiową, by już więcej nie spoglądać na pozostałości szlacheckiego spokoju, które zarżnięte leżały pod roztrzaskanym żyrandolem. Czuła szybko bijące serce Samaela, ale nie myślała teraz o tym, co jej uczynił. Świeże, bolesne wspomnienia wyparły choć na moment te wcześniejsze a Laidan ufnie wtulała się w mężczyznę, zaciskając kurczowo dłonie na materiale jego szaty. Byleby jej nie puszczał, byleby i ten fundament nie rozpadł się na kawałki, byleby jego umięśnione ciało ktoś rozorał zaklęciami, byleby mogła na kimś się oprzeć. Nawet jeśli miał to być ktoś, kto połamał ją i zamordował zaledwie kilka dni wcześniej. Cała drżała, nie próbując nawet formułować pytań ani oskarżeń, ciągle osłabiona i na granicy kolejnego zemdlenia.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 2 Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala balowa [odnośnik]07.07.16 14:04
Nie w ten sposób spodziewałem się zakończenia roku 1955 i rozpoczęcia nowego, który miał przynieść same nowości i zmiany w moim życiu. Już schodząc do salonu mogłem wyczuć nerwowość osób zmierzających do wielkiej sali balowej a potem wybiegające z niej szlachcianki i służbę która krzątała się dookoła w panice. Wiedziałem, że coś poszło nie tak i że coś się stało ale nawet w najstraszniejszych koszmarach nie mogłem przypuszczać, że doszło do takiej potworności. Zamierzałem nawet powstrzymać Rosalie przed wejściem do środka, zanim sam nie sprawdzę czy nie grozi jej jakiejś niebezpieczeństwo i co tak właściwie się stało, ale ona mnie ubiegła. Weszła pierwsza i to ona zobaczyła ten okropny widok na podłodze, który wstrząsnął nawet mną mimo że na co dzień miałem przecież do czynienia ze śmiercią.
Nie codziennie tylko była to śmierć czworga nestorów rodów. Ich ciała spoczywały w kałuży krwi a ja nerwowo szukałem wśród nich swojego przodka, ale na szczęście to nie jego twarz wykrzywiona grymasem była jedną ze zmarłych. Dostrzegłem za to martwą sylwetkę lorda Yaxley'a a chwilę później tuż u mojego boku usłyszałem przeraźliwy krzyk Rosalie, która dostrzegła to samo co ja. Przytrzymałem jej rękę, którą położyła na mojej klatce piersiowej, aby przypadkiem nie wpadła na pomysł podbiegnięcia do nestora. W szoku robi się różne rzeczy a już na pewno robią to kobiety, które bardzo łatwo ulegają emocjom.
- Znajdziemy Lilianę, na pewno jest tu gdzieś w pobliżu – powiedziałem ostro, ale spokojnie, próbując zapanować nad paniką, którą widziałem w oczach lady Yaxley. Ostatnie co nam było teraz potrzeba to panująca szlachcianka, ale przynajmniej nie zemdlała jak niektóre kobiety wokół. To zdecydowanie nie był widok dla słabych osób. - Teraz się musisz uspokoić, to nie jest dobre miejsce. Chodź ze mną, dajmy im pracować – ująłem ją pod ramię, starając się ją jak najszybciej wyprowadzić z sami. Duchota i wszechobecna panika z pewnością nie pomogłyby Rosalie dojść do siebie a nie mogła ryzykować kolejnego ataku. Po drodze słyszałem urywane rozmowy, że podobno ktoś już ruszył w pościg za mordercą, ale nie liczyłem na to, że uda się im go złapać. Ktoś kto morduje nestorów nie ma nic do stracenia.
Z/t dla mnie i Rosalie
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala balowa [odnośnik]07.07.16 22:20
Trzymając Lilianę za rękę, zaczął się wycofywać i przepychać przez tłum. Kierował się w stronę, gdzie zostawił Rosalie i jej narzeczonego. Musiał się upewnić, że nic nie jest nikomu z jego najbliższej rodziny. Co do reszty krewnych się nie martwił. Dziękował w duchu za to, że ani matka, ojciec czy Leia nie pojawili się na dzisiejszym sabacie. Kto wie co mogłoby się jeszcze wydarzyć? Ktoś wpadł między niego a Lilianę, rozdzielając ich, ale Yaxley szybko ogarnął kuzynkę ramieniem, przyciągając do siebie. Nie miał zamiaru jej gubić. Usłyszał jak Tristan wykrzykuje zaklęcie, krzyki się nasiliły, a panika nabrała szybszego tempa. Było to naprawdę zaskakujące zważywszy na to, że część gości już zdążyła się ewakuować. Ktoś spadł ze schodów, a ponad głowami przeleciało parę przedmiotów. Schylili się, jednak zaraz szybko ruszyli dalej. Gdy znaleźli się w tamtym miejscu, gdzie zostawił Rosalie i Blacka, nikogo nie było, co Morgoth przyjął z wyjątkową ulgą. Przynajmniej obie kuzynki były bezpieczne. Nie ufał lordowi Blackowi, ale raczej ten nie miał zamiaru mordować dziewczyny i zwracać tym uwagę na siebie jako potencjalnego mordercę. Ścisnął dłoń blondynki, rozglądając się dookoła. Ponad głowami tłumu dalej widział górną część zwalonego żyrandola. Resztę mógł już dorysować sobie w myślach.
- Teraz wracamy do domu - odpowiedział na pytanie Liliany, po czym zatrzymał się i spojrzał jej w oczy. - Trzymamy się razem, a wszystko będzie dobrze - urwał, zmuszając ją, by na niego spojrzała. - Liliana! Obiecuję! A teraz naprawdę musimy już iść!
Obrócił się, ciągnąć ją dalej w stronę wyjścia. Opuścili posiadłość, by zaraz na zewnątrz przywołać powóz zabierający ich do domu.

z/t Morgoth + Liliana
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 08.07.16 13:02, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390

Strona 2 z 32 Previous  1, 2, 3 ... 17 ... 32  Next

Sala balowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach