Wydarzenia


Ekipa forum
Sala balowa
AutorWiadomość
Sala balowa [odnośnik]06.07.16 0:36
First topic message reminder :

Sala balowa

Okazała sala balowa w rezydencji Lady Adelaide Nott gościła niejeden sabat. To jedno z ważniejszych miejsc dla młodych szlachciców, bowiem każdy, kto pragnie zaistnieć w świecie arystokracji musi choć raz zatańczyć na marmurach Hampton Court. Sala jest bardzo jasna, z akcentami kolorystycznymi charakterystycznymi dla rodu Nottów; na podwyższeniu w jednym z rogów sali stoją instrumenty gotowe zagrać najpiękniejszą muzykę do tańca, znajdująca się na półpiętrze arkada, na którą prowadzą szerokie i kręte marmurowe schody umożliwia dogodne obserwowanie parkietu, a gdzie nie gdzie pod ścianami stoją sofy o skórzanych obiciach, zapraszające zmęczonych tancerzy do chwili wypoczynku. Jednak zdecydowanie najbardziej kunsztowny element wystroju stanowią bogate żyrandole, mieniące się tysiącami kryształów umieszczonych na ramionach ze szczerego złota.



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 25 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala balowa [odnośnik]25.08.21 19:34
Lennox poczuł ogień Pożogi rozlewający się po jego żyłach aż nadto, co z pewnością było jednym z niewielu powodów które skłoniły go do nawiązaniach rozmowy z osobami które kojarzył mniej niż bardziej. Z widzenia zapewne, z głębszej rozmowy być może mniej, jednak czy to kwestia odległości, czy losu i odpowiedniej liczby kroków jakie wykonał skierowały go by dołączyć do Gasparda oraz Aresa.

Dźwięk cięzkich, męskich obcasów zwiastował jego nadejście i już wkrótce czerwone pióro maski lorda Slughorna zakołysało się pomiędzy Carrowem i Lestrangem. Zwyczajowo chłodne sporjzenie przypominało teraz roztopione może, swoim niecodziennym wzruszeniem nadając zaskakującego ciepła twarzy jednego z przedstawiciela Ministerstwa Magii. - Chociaż zostało to powtórzone z pewnością już nie raz, nasza szanowna gospodarz przeszła samą siebie, nieprawdaż? Osobiście tym co najbardziej zwróciło moją uwagę jest niezwykle ciekawa kolekcja trunków, lecz to z pewnością zwyczajne skrzywienie po naukach mojego ojca. - Zachwyt był oczywiście równie sztuczny jak czarodziejsko wzmocnione wzruszenie wydarzeniem, kryjące się w delikatnie drżącym tonie głosu samego Lennoxa. Głowa lorda Slughorna pochyliła się w płytkim ukłonie, zaraz gdy uwaga obojga mężczyzn zdążyła na chociaż drobny moment skierować się ku jego osobie. - Dobrze widzieć was zdrowych i śmiałych, lordowie. - Połowa twarzy wystarczała by zidentyfikować Gasparda. Gdyby Lennox nie pozostawił tworzenia samej maski dla swojego krawca z pewnością wybrałby podobny kształt. Maskarada była okropnym pomysłem, zabawą która pasowała bardziej dla świeżo przedstawionej młodzieży aniżeli czarodziejów i wiedźm którzy cenili nie tylko przyjemność rozmowy, ale także swój czas. Zwłaszcza na Sabacie, gdzie nigdy nie udało się w czas przeprowadzić wszystkich wymarzonych dysput. Jednak jego koci towarzysz nie przedstawiał dla rzadziej widywanego lorda Slughorna łatwego strzału, pozostało więc jedynie być odpowiednio uprzejmym a odpowiedź z pewnością sama się ukażę. -Mam także nadzieję że interesy, mimo ogólnego zawieruchy, trzymają się w przewidywanych zyskach. - Te słowa skierowane były już szczególniej w stronę towarzysza lorda Lestrange, przenikając pomiędzy pełnymi ustami Lennoxa z wyćwiczoną wyraźną gracją wokalną.
Lennox Slughorn
Lennox Slughorn
Zawód : Ekonomista w Ministerstwie Magii
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Economics are the method; the object is to change the soul.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10066-lennox-slughorn?highlight=Lennox+Slughorn https://www.morsmordre.net/t10091-zmora#305520 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10089-skrytka-bankowa-nr-2281 https://www.morsmordre.net/t10088-lennox-m-slughorn#305492
Re: Sala balowa [odnośnik]25.08.21 23:44
Istniały szanse, że wieści o prowodyrach całego zamieszania nie dotrą do szerszych kręgów. W końcu wiedziały tylko ich rodziny i chociaż robiły sobie nadzieje, to może będą wolały milczeć dla uniknięcia ewentualnych plotek. Oczywiście zawsze pozostawała szansa, że rozpozna ich ktoś z obecnych, jednak może będzie to już w takim momencie przyjęcia, że następnego ranka nikt już niczego nie będzie pewny, jak to zresztą często bywało po przechyleniu kilku kieliszków za wiele. A nawet jeśli i na to nie było co liczyć... Octavia akurat nigdy nie przejmowała się podobnymi rzeczami. Na plotki reagowałaby śmiechem, a na wspomnienie wspólnych kreacji z dumą. I to podwójną. Raz, że udało jej się wpaść na coś oryginalnego, dwa, że Perseus miał z tego frajdę chyba równie wielką co ona. A wyciągnąć go ze szpitala i sprawić, by był z tego jeszcze zadowolony stanowiło chyba największy sukces.
Na widok jego zmagań z maską zaśmiała się cicho, a w oczach pojawił się figlarny błysk. Była ciekawa jak poradzi sobie z podobnymi akrobacjami w dalszej części wieczoru, zwłaszcza z większą dawką alkoholu we krwi. Widać jednak już pierwszy drink poradził sobie z zadaniem pozbawienia Blacka typowych zahamowań, a Octavia z coraz większym zdumieniem odnotowywała jego kolejne poczynania. Gdyby też wiedziała co właśnie dzieje się w jego głowie. Jaki kompletny zamęt tam powstał, a uporządkowane dotąd elementy zmieniają swoje miejsca. Na legilimencji się jednak nie znała, a jej własny trunek nie sprzyjał racjonalnemu myśleniu, kiedy więc z jego ust, acz nie do końca jego głosem, padł zdecydowanie nietypowy komplement nie zawył żaden alarm i nie zapaliła się żadna ostrzegawcza lampka. Wręcz przeciwnie, widać było po niej zadowolenie z usłyszanych słów.
-Aż czuję wyzwanie, by dać dziś dowody tej tezy - ach, ich typowe przekomarzanki, teraz jednak mogli nie do końca jednakowo je odczytywać. To jednak tylko podkręcało zabawę, prawda?
-Cicho liczę, że alkohole nie znikną. Nie ma jednak sensu na siłę kręcić się w tłumie. Możemy iść coś wypić, natomiast pojawienie się kogoś ciekawego uznamy za powód do przerwy - zadecydowała i skierowała się w kierunku stołów zastawionych różnokolorowymi trunkami.
Pamiętała jak za młodu zgarniało się pierwsze z brzegu butelki i uciekało do jakiejś kryjówki, by niedostrzeżonym przez dorosłych opróżnić ich zawartość. Kiedy w końcu osiągnęło się dorosłość patrzyło się na jak najwyższe procenty, teraz była na etapie eksperymentów i degustacji co bardziej egzotycznych i rzadkich trunków. Dlatego też kiedy znaleźli się na miejscu sięgnęła po kieliszek z najbardziej nietypową kolorystycznie zawartością.
-Za długą i owocną noc - wzniosła kieliszek, kiedy i jej towarzysz wybrał już sobie napój.
Ciepło alkoholu szybko rozlał się po ciele, a dosyć ognisty smak palił w język. Wyczuwała jakieś owoce i korzenne przyprawy, musiała więc stwierdzić, ze jak na ślepy traw wybrała całkiem nieźle. Gdy podniosła wzrok zobaczyła kolejne zmagania Perseusa z maską i nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Biedak naprawdę nie przemyślał tego elementu stroju. I wtedy właśnie jej wzrok napotkał inny, dobrze znany, zawsze poszukiwany na przyjęciach. Uniesiony kieliszek jedynie utwierdził ją w tym kogo widzi, a ona sama odpowiedziała tym samem gestem.
-No i mamy przerwę, chodź, czas się przywitać - nim zdążyłby zaprotestować pociągnęła Blacka za sobą by znaleźć się przy Vivienne.
Przeciśnięcie się przez tłum nie było proste, jednak dla chcącego nic trudnego i już po paru chwilach Lestrange udało się dotrzeć do celu, wtedy dopiero orientując się, że wkracza chyba w środek rozmowy, było już niestety za późno na wycofanie się, przedstawienie musi więc trwać.
-Jak mija wieczór? Dobrze jest zacząć od rozmowy ze znajomą... no, może nie twarzą, ale wiemy o co chodzi - uśmiechnęła się promiennie do Vivi, przy okazji skinęła też głową jej towarzyszowi.
Octavia A. Lestrange
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9793-octavia-lestrange#297025 https://www.morsmordre.net/t9802-nutka#297514 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9803-skrytka-bankowa-nr-2239#297516 https://www.morsmordre.net/t9804-o-lestrange#297521
Re: Sala balowa [odnośnik]26.08.21 19:45
|W odpowiedzi na post Mathieu


Był tajemnicą, ponieważ nadal nie była do końca pewna kto się skrywa pod maską. Głos nie był jej znany i nie miała już pewności czy rozmawia z kimś z rodu Rosier czy może maska wprowadziła ją w błąd, ale przecież nie będzie się zamartwiać. Drink wprowadził ją w lekki humor i ograniczał krytyczne myślenie. Nie miała pojęcia, że rozmawia z Mathieu o zmienionym głosie. Ponadto cała atmosfera jaki stworzyła lady Nott zachęcała do porzucenia zbytniej ostrożności. Przybyli aby się bawić i choć na chwilę zapomnieć o swych troskach, o wojnie, która się przedłużała, o nienawiści jaka toczyła ten kraj. To była jedna noc, w której cały świat przestawał istnieć.
Porwana w taneczny wir podążyła za tanecznym partnerem jakim był tajemniczy mężczyzna w masce. Nawet jeżeli nie był wytrawnym tancerzem nie dostrzegła tego. Znał kroki tańca i pewnie się w nim poruszał jak na przedstawiciela arystokracji wypadało.
Uchwyt dłoni, postawa i te oczy skryte za maską. Znała je, choć musiała zadrzeć lekko głowę aby dostrzec ciemne spojrzenie. Mathieu Rosier, tego była niemalże pewna, tylko co się stało z jego głosem? Obrócił ją w tańcu, a wielowarstwowa suknia zawirowała niczym wzburzone morze, ruch powietrza zaś uniósł w górę zapach kwiatu lotosu, którym była otulona specjalnie na tę noc.
-Projekt maski jest mojego autorstwa. - Odparła w kolejnej figurze tańca, a gdy znów znalazła się na przeciwko czarodzieja poruszając się w takt muzyki. -W wykonaniu jednak potrzebowałam jeszcze drobnej pomocy.
Jeszcze nie opanowała aż tak umiejętności jubilerskich aby wykonać tak precyzyjną robotę, ale większość była dziełem jej własnych rąk. Taniec sprawiał, że czuła się lekka niczym piórko. Na ustach pojawił się delikatny acz zadowolony uśmiech, miała się bawić więc właśnie to czyniła, drobiła kroki tańca, a przy każdym kolejnym obrocie wielobarwny tłum zmieniał się w kolorową smugę zmieszaną z muzyką. Czy to efekt drinka, czy może szybszego łapania powietrza, ale poczuła jak szumi jej przyjemnie w głowie. Drobna dłoń skryta w jego, pewny chwyt przez partnera, w takim stanie można zapomnieć o całym świecie.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sala balowa - Page 25 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Sala balowa [odnośnik]26.08.21 20:45
W pewnym sensie Mulciber miał nawet rację. Znał mnie, a ja znałam jego, nawet jeśli z tyłu głowy miałam ochotę przewrócić oczami i oblać go zimnym spojrzeniem, odchodząc w dal za to wszystko, co uczynił Cassandrze. Ile to już czasu? Trzy miesiące, o ile mnie pamięć nie myliła. Trzy miesiące, gdy zostawił ją w centrum wojny. Uśmiechałam się jednak do niego, choć pod maską nie mógł dostrzec ni krzty spiętych mięśni w policzkach, tak moje oczy mnie nie zdradzały, a przynajmniej taką miałam nadzieję. - Całe to szanowne grono ma swoje sekrety, trudno, abym to te moje wydały się im interesujące. Spójrz - wskazałam podbródkiem na jegomościa w masce wysadzanej srebrem i platyną (Mathieu). - Czyż jego bardziej nie zainteresuje dziś tamta dama? - tym razem dłoń pokazała w stronę kobiety w butelkowej zieleni (Odetta). - Tamten jegomość (Cygnus) spogląda z kolei w stronę tej w różowej sukience, (Cordelia) nie na mnie - czyż to wszystko nie było ciekawsze niż ja i to, co skrywałam dziś pod maską odbierającą mi każdą ukazaną emocję? Plecy miałam wyprostowane, a lata w wiedźmiej straży nauczyły mnie już poruszania się cicho, niezwracania na siebie uwagi. Dzisiaj zamierzałam uczynić to samo, pozostając tu obserwatorem, a nie uczestnikiem hucznej zabawy, nawet jeśli odcięcie od rzeczywistości i zatopienie się w tym luksusie, przerażającym bogactwie opływającym złotem, a także litrach alkoholu i wystawnego jedzenia, kusiło. Ciekawa byłam czy mnie rozpoznał po samym głosie, w końcu nie widzieliśmy się już sporo czasu, nawet jeśli w międzyczasie otrzymałam od niego list, który zmienił wiele w moim życiu. Myślę, że wiedział, kim jestem już w tamtym momencie, nie był roztrzepanym chłopaczkiem, który zupełnie nie potrafił poradzić sobie z rzeczywistością, a mężczyzna o wielkim umyśle i zapewne doskonałej pamięci. Odkrył mnie, gdy tylko spytał, czy czuję się tu nieswojo i nawet wypowiedziany potem komplement nie zmienił tego faktu. Maska pomagała mi kłamać, ale tym razem nie miałam zamiaru tego czynić. W zamian za to na początku zwyczajnie milczałam, a moja cisza była wymowna, ale w końcu postanowiłam odpowiedzieć. - Dziękuję - kiwnęłam mu głową. A może powinnam dygnąć? Naprawdę nie najlepiej znałam się na tej całej etykiecie, chociaż oczywiście nie zamierzałam przynieść wstydu ani sobie, ani ludziom, pośród których szeregów się znalazłam. Najbezpieczniejsze było unikanie wszelkich niebezpieczeństw w postaci kusicieli do złego. Co z tego, że byliśmy równi w maskach, skoro pod nimi, to ja chyliłam głowę przed możnymi lordami, licząc na zarobek płynący prosto z ich kieszeni. Nie przeszkadzało mi to, nawet jeśli nie odnajdywałam się doskonale w tym świecie, to rozumiałam jego zależności. - Każdy równy, a jednak każdy szuka tu czegoś innego i wypatruje za kimś innym. Tamten dżentelmen wypatruje tej pięknej damy, tamten zdaje się spoglądać jedynie na tace z alkoholem, a ty? - A Ty, Ramseyu Mulciberze? Co dzisiaj trawi Twoje serce i gdzie pada Twój wzrok? Nie wiedziałam jakich planów na wieczór spodziewać się po tym człowieku, nie sądziłam, że zamierza doprowadzić do masakry w środku sali balowej, bo przecież nie miał ku temu powodu, ale równie trudno było mi wyobrazić go sobie w walcu pod rękę z bladą szlachcianką. Kolejną kwestią było to, czy w tym miejscu znaleźć mogłam również Cassandrę i jak ona zareaguje gdy zobaczy Mulcibera. Nie było to ekscytujące pytanie, właściwie nawet przerażała mnie myśl o mej przyjaciółce przelewającej złość na niego.


dobranoc panowie

Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Rita Runcorn
Rita Runcorn
Zawód : wiedźmi strażnik, szpieg
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
different eyes see
different things
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9622-rita-runcorn https://www.morsmordre.net/t9822-raido#297856 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f367-borough-of-enfield-chase-side-21 https://www.morsmordre.net/t9823-skrytka-bankowa-nr-2203 https://www.morsmordre.net/t9824-rita-runcorn#297859
Re: Sala balowa [odnośnik]27.08.21 5:50
Wieczór dopiero co się rozpoczynał, a Cygnus stawał się powoli zmęczony. Pomieszczenie wypełnione tylko różnymi zapachami perfum i alkoholi, a przede wszystkim tylu masek, które nie tylko ukrywały twarz a prawdziwą osobę trochę go przytłaczało. To nie było jego pierwsze rodeo, ale bez porównania wolałby być na balu dyplomatycznym, na którym od wojny zależałaby ilość kostek lodu w szklance rozmówcy. To były dopiero ciekawe imprezy. Tutaj, cóż takiego może się wydarzyć. Coroczna kłótnia nielubiących się rodów? Schadzki zakazanych kochanków gdzieś w ogrodach? Wszystko było do przewidzenia. Pewnie wielu by stwierdziło że taka nuda była jak najbardziej stosowna, zwłaszcza w tych czasach i pewnie te osoby miałyby racje, ale to nie wystarczało Cygnusowi.
Stał sobie spokojnie i popijał drinka. Co jakiś czas rozglądał się po zebranym tłumie gości, lecz nie skupiał zbyt mocno na nich swojej uwagi.
- Być może opowiem przy następnej okazji. - powiedział z lekkim uśmiechem w stronę Cordelii. Wolał pozostać tajemniczy co ma też swój urok. Prawda jest taka, że sam nie powie o sobie czegoś co później może zostać wykorzystane przeciwko niemu. To nie jest jakaś wielka rzecz strzeżona w najgłębszych odmętach Gringotta, bo raczej wystarczyłoby porozmawiać z osobami, które pamiętają tamten rok i to co robił Cygnus.
- Jak się sprawy mają w szerzeniu prawdy wśród społeczeństwa? - zwrócił się tym razem bezpośrednio do Abraxa. Już nie wytrzymał. Musiał nawiązać do pracy bo by nie był sobą. Teraz poczuł jak całe ciśnienie z niego uleciało. Ewidentnie był pracoholikiem. Sam też tak uważał, gdyż uwielbiał to co robił. Tak się na tym skupił, że przeleciało mu gdzieś koło ucha to co Lady mówiła, że widziała jakiegoś czarodzieja w spódnicy. Akurat nie takie dziwy widział w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy czarodzieje tak przychodzili do MACUSy na spotkania parlamentu, ale czego można się spodziewać po dawnych koloniach. Nie zobaczył spojrzenia siostry, a być może nie chciał go zobaczyć?
Cygnus Black
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Conquer your demons
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9221-cygnus-black https://www.morsmordre.net/t9227-canis#280549 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9236-skrytka-nr-2150#280921 https://www.morsmordre.net/t9228-cygnus-black#280550
Re: Sala balowa [odnośnik]27.08.21 12:13
Zaśmiał się dźwięcznie, słysząc jej nawiązanie do przekazanej mu wraz z nazwiskiem inklinacji do przywdziewania masek wszelkiej maści. Nie mógł się nie zgodzić, faktycznie już od maleńkości uczono go jak najoptymalniej dobierać wystudiowane wyrazy twarzy do okoliczności, by osiągać sobie tylko znane cele i nie uzewnętrzniać prawdziwych emocji - zupełnie jakby ich okazanie miało się równać najgorszej możliwej katastrofie. I może tak właśnie było? Wszak w gruncie rzeczy nie wiedział o niej zbyt wiele, kilkakrotna wymiana korespondencji i parę przyjemnych spotkań nie dawało mu żadnych podstaw do sądzenia, że może skutecznie przypuszczać co kryje się w jej głowie. Była Rosierem, przedstawicielką rodu oficjalnie mu nieprzychylnego, rodu słynącego z ostrych kolców skrytych pod kuszącymi płatkami i słodkim zapachem; tym baczniej powinien uważać na każde swe słowo i gest, by kontynuować rozgrywanie na swojej planszy i swoich zasadach, zamiast nieświadomie dać się wciągnąć w jej własną grę, nieznaną i nieprzewidywalną.
- Oby zdrady jednostek niegodnych otrzymanych nazwisk i przywilejów były ostatnimi, jakie dotkną nasze społeczeństwo - wciąż nie potrafił pojąć jak to możliwe; mieć wszystko, status, pozycję, konszachty, zasoby, wielowiekowe tradycje i zamiast szanować swe dziedzictwo do ostatniego tchnienia, plugawić je okrutnie i zwracać się przeciwko niemu z bzdurnych, kompletnie niezrozumiałych powodów. Zgadzał się więc z pełnym przekonaniem ze stwierdzeniem, że były to jednostki chore i upośledzone, które należało jak najszybciej odciąć od korzeni i wymazać ich imiona bez śladu litości, nim swym zdradzieckim jadem zatrują niewinne, młode umysły. - Szczerze wątpię, by którykolwiek nestor był świadom podobnego wybryku swojego krewniaka - bo i który z nich miałby akceptować podobny ubiór przywdziany w dodatku w takich okolicznościach, w miejscu, w którym zebrali się wszyscy znaczący przedstawiciele socjety? - Być może w następujących dniach rozejdzie się wieść o popadłych w niełaskę lordach, a tajemnica rozwikła się sama - wszak podobne faux pas rzadko kiedy przechodziły bez echa, a teraz wydawało się to wręcz niemożliwe; gdy Bulstrode odnalazł wzrokiem rzeczonego czarodzieja w osobliwym odzieniu, dostrzegł wyraźnie, że jego sylwetkę śledzi zdecydowana większość oczu skrytych za maskami. Przez parę chwil jego głowę zaprzątała natrętna myśl co do tożsamości ignoranta, jednak szybko ją porzucił. To w gruncie rzeczy nie było dla niego istotne, nie teraz.
- Ale nie dajmy sobie popsuć tak zacnego wydarzenia podobnymi prowokacjami - zadecydował ostatecznie, ponownie odnajdując spojrzeniem jej twarz, by odwzajemnić uśmiech, tym razem już doskonale dla niej widoczny, gdy ponownie unosił kieliszek do ust, a kościane volto rozmyło się w powietrzu na kilka sekund. - Cierpliwość nie oznacza braku entuzjazmu, lady Rosier - zaprzeczył z rozbawieniem rozbrzmiewającym w jego głosie, chociaż przyjemnie schlebiał mu fakt, że odczytywała go dokładnie takim, jakim pragnął jej się jawić; zdecydowanego, opanowanego, kalkulującego na chłodno i planującego szczegółowo, w niczym nieprzypominającego rozgorączkowanego podlotka, który szafował zbędnymi słowami i czynami bez opamiętania. Wił naokoło niej swą sieć, z początku z bezpiecznej odległości, jakby badając jej podatność i plastyczność, by następnie zacząć ją zacieśniać, z każdym krokiem nieznacznie, lecz stanowczo, wszystkie swe przemyślenia odnośnie wyznaczania granicy pomiędzy tym, gdzie kończył się bezwstydny flirt, a gdzie zaczynały większe ambicje wciąż zachowując tylko i wyłącznie dla siebie. Po raz ostatni upił łyk ciemnoczerwonego trunku, tak rozkosznie komponującego się z barwą jej kreacji, po czym odstawił niedopity drink na kolejną ze srebrnych tac.
- Z najwyższą przyjemnością przyjąłbym podobną obietnicę do serca, lady Rosier, lecz nie śmiałbym występować przeciwko naturalnemu porządkowi rzeczy oraz pradawnemu ceremoniałowi - odparł w podobnym tonie, jakby kwestie, nad którymi dywagowali żartobliwie faktycznie były powodem do rozmawiania w sposób, w jaki rozmawia się o niefortunnych historiach z niesfornymi nieśmiałkami w roli głównej, a nie o oficjalnych ścieżkach zażegnania zaszłości rodowych czy negocjacjach prowadzonych przez nestorów. Przyjęła jednak mlecznobiałą jagodę, malachitowe tęczówki błysnęły butnie, krzyżując się z jego własnym spojrzeniem, zrobiła krok w jego stronę - a on się nie cofnął. Nie miał w zwyczaju tego robić. - Jestem tradycjonalistą, lady Rosier, niech więc tradycji stanie się zadość - oznajmił, ściszając nieco głos i odpowiadając pośrednio na jej pytanie. Centralnie nad nimi wisiała w powietrzu gałązka jemioły, gdy Bulstrode delikatnym gestem palca wskazującego uniósł jej podbródek jeszcze odrobinę ku górze, z rozmysłem i niespiesznie, dając Fantine tym samym ostatnią szansę do zmienienia zdania, do wycofania się, do zwrócenia głowy w przeciwnym kierunku lub do odepchnięcia go w skrajnym przypadku. Nie zrobiła tego. - Tyle na razie wystarczy mi do szczęścia - szepnął z szelmowskim uśmiechem, odznaczającym się pojawieniem się dołeczka w lewym policzku, nim otoczony różano-porzeczkową wonią pochylił się, by zmniejszyć dzielący ich dystans do zera, zetknąć swe usta z tymi naznaczonymi szkarłatem, kuszącymi ciepłem i miękkością ustępującą pod lekkim naciskiem i przez parę, nienadwyrężających zanadto konwenansów chwil kosztować zderzonej z wyobrażeniami rzeczywistości. Smakowała bryzą morską i owocami granatu.
Smakowała triumfem.


half gods are worshipped
in wine and flowers
real gods require blood


Maghnus Bulstrode
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 death before dishonor
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9868-maghnus-i-bulstrode https://www.morsmordre.net/t9891-helios#299311 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t9894-skrytka-bankowa-nr-2246#299355 https://www.morsmordre.net/t9896-maghnus-bulstrode#299374
Re: Sala balowa [odnośnik]27.08.21 19:32
Nie miał pojęcia czy zostanie do końca sabatu albo chociaż do północy, by nowy rok przywitać w takim mieszanym towarzystwie. Mimo to z każdą kolejną minutą, którą spędzał w sali wypełnionej czarodziejami, był bardziej zaciekawiony tym, co może się wydarzyć. Pozory, że wszyscy byli równi, mogły w końcu pęknąć, nawet jeśli maski dodawały anonimowości, zabierając nazwiska. Przesuwał się powoli po sali, szukając znajomych sylwetek, a całą przemowę lady Nott wysłuchał, zajmując miejsce przy ścianie. Nie porywało go to, a faktyczne zainteresowanie wzbudził dopiero toast. Uniósł kieliszek, wtórując gestem arystokratce, podobnie jak cała sala. W takim towarzystwie nikt nie mógł się wyłamać i powątpiewał, aby komukolwiek przeszło to przez myśl. Pamiętając treść listu, każdy zebrany tutaj powinien mieć te same poglądy, identyczny cel. Wychylił łyk alkoholu, czując posmak maliny i pomarańczy, nie było to złe w połączeniu z wódką. Smakowało dobrze, zwłaszcza gdy było schłodzone. Powiódł spojrzeniem po towarzystwie, czując, jak z tym pierwszym łykiem zmieniają się odczuwane emocje. Zerknął na trzymany kieliszek, próbując zdławić w sobie to przedziwne wzruszenie, kiełkujący zachwyt otoczeniem, ale okazało się to silniejsze, niż przypuszczał.
Zatrzymując się obok Elviry, przesunął leniwie spojrzeniem po jej kreacji, nie wahając się przed zaczepieniem kobiety. Co prawda, dopiero jej odpowiedź, stała się potwierdzeniem, że dobrze rozpoznał przyjaciółkę, nawet jeśli określenie kobiety w podobny sposób nie przeszłoby mu przez gardło.- Wiesz, że cały twój czar pryska, gdy się odzywasz? – rzucił może nieco zbyt ostro, ale czy na to nie zasłużyła? Widział złość w jej oczach, przez krótką chwilę było to bardziej zauważalne, niż pewnie blondynka chciała. Odkąd ją znał, nie wydawała się taką, która obnosi się z emocjami w przesadny sposób. Może teraz miał się zderzyć z błędnym przekonaniem o Multon?
- Co się stało? – nie był troskliwy, nie przejmował się cudzymi problemami, czy drażniącymi kwestiami, ale zdziwił się, że tak szybko Elvira zaczęła żałować pojawienia na sabacie.- Kto ci zaszedł za skórę? – dopytał zaraz, będąc zwyczajnie ciekaw. Tak morderczy humor nie przychodził bez powodu, nie tworzył się z niczego.
Wzruszył lekko ramionami.
- Ciężko powiedzieć. Chwilowo nie narzekam, chociaż do dobrej zabawy daleko.- był tu zbyt krótko i niewiele się działo jeszcze. Nie był jednak pewny czy czekanie na rozrywkę, która wpisywałaby się w jego gust to dobry pomysł. Zwłaszcza że pokrywałaby się z Pożogą, której tak chciała Multon. Przyjrzał się uważniej dziewczynie, kiedy przyznała, że cieszy się z jego obecności. Wydawała się spięta, zbyt fałszywa, jak na siebie, ale zaraz jednak zwrócił uwagę na swobodny gest z jej strony. Nie cofnął dłoni od razu, a jedynie wzmocnił ten lekki uścisk, nie wnikając, co się za tym kryło ze strony Elviry.
- A co można tu robić? Jesteś pewnie lepiej doinformowana o wszelkich atrakcjach.- sam nie przykładał uwagi do takich kwestii, a jeśli i ona miała podobnie, mogli się rozejrzeć po Hampton Court.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Sala balowa [odnośnik]27.08.21 22:48
Dostrzegła go, kiedy jej uwaga mimowolnie pomknęła w kierunku Rity. Czerwone usta wygięły się w uśmiech, starannie dobrany, wystarczający, by oznaczyć uwagę, niedostateczny, by podpowiedzieć zamiary. Odnalazła tęczówki jego oczu, zatrzymując na nich własne spojrzenie dłuższą chwilę, zbyt długą, by uznać to za przypadkowe pochwycenie jego wzroku. Poczynił w jej kierunku toast, uniosła nieznacznie wyżej swój kieliszek, upijając z niego drobny łyk alkoholu, by ledwie moment później zniknąć gdzieś za przechodzącymi parami. Trzecie oko wydawało się jej mocne: poczuła, że traci kontrolę, choć to uczucie wydawało się dziwnie, nadzwyczajnie znajome. Weszła w tłum, między przypadkowe osoby, całkowicie niknąc z zasięgu pola widzenia Ramseya, potrzebowała chwili dla siebie - czy to uczucie nie było bliskie... trzecie oko, tak, coś było blisko, a jednak daleko, nieuchwytna wizja majaczyła na krańcach świadomości. Zawsze zdawała sobie sprawę z błahości doczesności, ale moc przyszłości nigdy dotąd nie wydawała się równie ostateczna. Sylwetki, które mijała, zamaskowanych czarodziejów, damy w lśniących sukniach, zdawały się figurami pozbawionymi znaczenia. Odłożyła drinka na pobliską półkę, nie chcąc pozwolić się dekoncentrować. Znalazłszy się pod jednym z otwartych okien, wzięła głębszy oddech, pozwalając otulić się podmucham świeżego powietrza. Co, na Morganę, było w tym przeklętym drinku? Nieistotne, powróciła na salę, zmierzając prosto w miejsce, w które poprzednio dostrzegła Ritę. Wyglądało na to, że Ramsey wciąż dotrzymywał jej towarzystwa. Z daleka nie słyszała jej głosu, nie potrafiła też dostrzec ruchu jej ust, ale skupienie Mulcibera zdradzało, że toczyła się między nimi rozmowa. Podeszła bliżej, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki, nie wiedząc, na ile wtrąciła się w ich rozmowę, nachyliła się nad uchem Rity, szepcząc w jej stronę kilka cichych słów, porwanych wszechobecnym gwarem balu. Kiedy się wyprostowała, dopiero wtedy spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę, z uwagą lustrując maskę Ramseya, niby to przypadkiem, zaskoczona ponownym spotkaniem. Kącik ust drgnął subtelnie w górę, spojrzenie na dłużej zatrzymało się na jego sylwetce, wpierw na kołnierzu, po którym wspięło się wzwyż, po ustach aż ku oczom, by na źrenicach zatrzymać się nieprzypadkowo dłużej. Wyminęła go, nie oglądając się za siebie - choć wiedziała, że on to zrobi - zamierzając zejść w jedną z bocznych naw.

/zt, idę tu




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Sala balowa [odnośnik]28.08.21 11:29
breathe through the fear
and walk through the fire

To nie wydaje się rzeczywiste. Każdy oddech głębiej brany, każde uniesienie ciemnych rzęs, wirujące w powietrzu złote opiłki nadające niepowtarzalnego uroku pomimo ciemnych zdobień sali. I sylwetki obleczone w najprzedniejsze suknie oraz szaty, skryte za materiałem kunsztownych masek również nierealne się zdawały. A jednak marmurowa posadzka była podobnie twarda, jak każda inna, trochę bardziej tylko zimna, aż nazbyt idealnie wypolerowana. I to śmieszne, że pośród tylu cudów oraz niewysłowionego bogactwa, to ona, podłoga była tym, co dostrzegła pierwsze, co zmusiło serce do trwożliwego w piersi trzepotu. Jakby nie wstępowała właśnie w wilcze leże, ona, jak owca na rzeź skazana, jeżeli występ jej nie zadowoli żadnego z drapieżców. Ale widmo poślizgnięcia się, potknięcia zwykłego wydawało się teraz największym ryzykiem, porażki groźbą. Niespełnieniem niewypowiedzianych oczekiwań, echem niemego zawodu odbijającego się w brązie oczu pana Carringtona. I musiała aż raz jeszcze czubkiem półpoint przesunąć po gładkiej powierzchni, upewnić się, że to lęki bezpodstawne, że wszystko jest w porządku, a miesiąc intensywnych ćwiczeń nie pójdzie tak łatwo na zmarnowanie. Że to lekka trema, myśli paranoiczne, a przecież powinna wyobrazić sobie, iż to zwykły trening. Trening skąpany w duszących zapachach kobiecych perfum, fałszywie uprzejmych szeptów, uśmiechów tak ładnych i wyuczonych, że Finnie nawet za milion lat nie byłaby w stanie wyszlifować ich tak perfekcyjnie, wyważyć odpowiednie emocje weń się kryjące. Przestań, jak mantrę powtarza, chcąc wypchnąć z drobnego ciała wszelkie drżenie, niepewność słabością członki wypełniającą. Przecież wie, że to przeminie, że wystarczy znak, by trwoga z linii błękitnych żył zniknęła, a wraz z krwią począł żywy ogień płynąć. Ale jeszcze przez chwilę, ledwie moment, pozwoliła sobie być dziewczęco oraz dziecięco płochliwa, kiedy rola jej przydzielona należała do jednych z najważniejszych. Gram strachu i kilo odwagi, mawiała dobrodusznie gospodyni w tym życiu, którego już nie było i Finley na nowo musiała przyswoić sobie tę przedziwną mądrość, jaka za mądrość nawet mogła nie uchodzić, nim wyprostowała się niemal dumnie, popielatym spojrzeniem obserwując otoczenie. Szlachetni goście zbierali się w gromadę, wymieniając ze sobą parę grzeczności, może nawet kilka dłuższych zdań, zapewne przekazując sobie istotne informacje: kto ile kawioru danego wieczoru zjadł, albo pomstował nad niekompetencją służby zbyt dużo drewna do kominka dokładającej, tudzież ile niewinnych istnień planowano wymordować, bądź wykorzystać niecnie. Tak, to zdecydowanie brzmiało, jak tematy poruszane przy powitaniach. Finley się nie znała, ale przecież to takie dalekie od prawdy być nie mogło. Poruszenie i nowy, czysty głos zmusił wzrok ku sięgnięciu w stronę kurtyny. Palce zacisnęły się mocniej na trzymanym przedmiocie, krótka prośba do gwiazd skierowana w jej duszy wybrzmiała, bo zaraz mieli wyłonić się z cienia i wślizgnąć się w tłum, wzbudzić zachwyt oraz przynajmniej drobne zdziwienie. Gram strachu, kilo odwagi, powtórzyła sobie spokojnie, i żeby tak lord Sroldemord na głupi ryj upadł, dodała jeszcze dla własnej satysfakcji, ciesząc się wyjątkowo, że nie musiała brać udziału w toaście. Artyści jeden po drugim wyłaniali się spomiędzy zgromadzonych sylwetek wraz z melodią, którą rozpoczęła grać orkiestra na scenie. Ptasie maski zakrywały ich lica, żywe kolory przybrane wyzierały z kostiumów zdobionych w poszczególnych miejscach piórami. Żonglerzy z lekkością podrzucali zmieniające barwy piłeczki, akrobaci już swe salta robili, ale to, co szczególną uwagę przyciągnąć mogło, to połykacze ognia, którzy miast pochłaniać płomienie, tak wydychali je wraz z własnym oddechem, a kąśliwe języki poddane ich woli układały się w zwierzęce sylwetki mknące ponad głowami arystokratów. Parli przed siebie, niejako zmuszając urzeczoną gawiedź do cofnięcia się przed nimi i uderzenie laski było znakiem, iż blondyneczka winna ruszyć za swymi towarzyszami. Ach, jakże skocznie dołączyła do tego korowodu, wykonując piruety z uśmiechem szerokim, z dźwiękami dzwoneczków wybrzmiewających wokół bębenka baskijskiego. Cyrkowcy rozstąpili się przed nią, pozwalając okupować fragment tuż przed samą sceną, stawiając ją w samym centrum, choć i reszta trupy swe sztuczki nader chętnie wykonywała wokół. Ustawiła się w pozycji wyjściowej, lekko odchylone plecy, buzia ku ciemnemu sklepieniu skierowana, pod ptasią maską ukryta wdzięcznie, ręka nad głową trzymała bębenek, gdy dłoń mała na biodrze się ułożyła, zaś prawa noga wysunęła do przodu. Nie pozwoliła im czekać, zaraz ręka dotąd podtrzymująca bok, uderzyła w bębenek, kolana ugięły się, przechodząc do kolejnej pozycji, przy której musiała stanąć na samych czubkach stóp. Ledwie pięć sekund, nie potrafiła wytrzymać tak zbyt długo, acz madame V. zadbała, by było wystarczająco. Skrzyżowanie nóg, niewielki podskok, gdy półpointy wciąż do podłogi przylegały pozwalający przejść do passé, zmiana, tym razem unosi się na kości śródstopia, by koniuszkami palców mogła uderzyć w bębenek, z którego jęły się sypać czerwono-zielone skry z chwilą zetknięcia. Powrót do początkowej figury, znowu instrument widnieje nad jej głową, kiedy staje w pozycji czwartej, raz jeszcze na czubki palców się wspinając. Figlarny uśmiech błąka się na ustach, bo powraca do swoich pląsów, do uderzeń w bębenek, ręką, ponownie krańcem półpoint a skry sypią się ślicznie, nie robiąc żadnej krzywdy bladej skórze, aż wreszcie wykonuje zgrabny piruet, jeden, potem drugi, podrzucając do góry instrument, nim gwiazdę na jednej ręce zrobi i stając prosto, złapie w locie bębenek, obracając się jeszcze dla efektu. Zatrzymuje się, ponownie na palcach stając, tym razem bębenek uderza rytmicznie od łokcia uniesionej niby łabędzie skrzydło dłoni po stopę przynajmniej trzy razy, nim w wyskokach ponownie do dwóch piruetów przejdzie i podrzuciwszy bębenek do góry, na jedno kolano wpadnie. Rzucone przez pana Carringtona confringo sprawia, że przedmiot wybucha pośród czerwono-zielonych iskier, a dotąd opadający złoty śnieg zamiera. Sala pogrąża się na ledwie uderzenie serca w ciemności, nim płatki na nowo sypiąc zaczną, tym razem w kolorze srebra. Melodia zmienia się wyraźnie, świadcząc o tym, iż psotliwy taniec blondyneczki obierającej postać kwezala, był ledwie wstępem do czegoś znacznie bardziej interesującego.

| występ częściowo inspirowany tym filmikiem, kostium Finnie wygląda w ten sposób, acz czerń zastąpiła czerwień, podobnie jak w przypadku maski, niebieskie pióra są czerwone a dziób żółty i nieco krótszy.


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 25 IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Sala balowa [odnośnik]28.08.21 22:56
Taniec, plotki, wesołe pogawędki. Czy to miejsce nie było zbyt oderwane od szarej rzeczywistości splamionej krwią? Czuł się tak, jakby czas stanął w miejscu, a wszystko co złe rozmyło się w niebycie, zostawiając ich w przyjemnej rzeczywistości, w której szampan i alkohole różnej maści przyjemnie uderzały do głowy, a otaczający ich świat był sielanka. Jutrzejszy poranek otworzy nowy, kolejny rok, w którym przyjdzie im zmierzyć się z przeciwnikami siejącymi zamęt w wielu hrabstwach Anglii, zmierzyć się z własnymi demonami czyhającymi gdzieś z tyłu ich umysłów. Dzisiejszy wieczór był jednak inny od szarości dnia codziennego. Był barwy, niejednokrotnie krzykliwy i… zupełnie inny.
Płynność ruchów w tańcu była najważniejsza. Pamiętał każdą lekcją, którą raczyli go w Różanym Zamku, chcąc wytrenować kolejnego idealnego potomka. Czy bez tej umiejętności nie mógłby być po prostu sobą? Często zastanawiał się czy te nauki nie miały na celu przyćmienia prawdziwej osobowości, ucharakteryzowania i ułożenia w pewien logiczny sposób, wpasowania w schemat. Ciągle powtarzano im jedno i to samo, wymagano, karano, ganiano z najmniejsze przewinienia. Teraz, kiedy koszmary nabierały na sile, a wątpliwości pojawiały się z każdym kolejnym dniem, zastanawiał się czy to właśnie nie jego prawdziwa natura dochodziła do głosu, oddając w niepamięć przeszłość, to jaki był, kim był.
- Wyjątkowy projekt spod wyjątkowej dłoni. – powiedział szarmancko ponownie obracając partnerkę w tańcu. Starał się, aby każdy jego ruch wykonany był w rytm muzyki, aby prezentował się jak najlepiej, jak najgodniej. Był kimś, kogo warto było zauważać, kogo warto było się wystrzegać. – Oby nowy rok był dla nas łaskawy, Lady Burke. – szepnął przyjemnie miękkim głosem, który wciąż działał pod wpływem magicznego drinka. Wiedział, że na tym balu może spodziewać się wielu niespodzianek, wiedział, że ten będzie inny od każdego poprzedniego. Z jednej strony ponownie ukryłby się z Xavierem gdzieś w czeluściach Hampton Court, chowając przed całym światem, w towarzystwie przyjaciela, a z drugiej… chciał tu być. Chciał zatańczyć z wieloma damami, dać możliwość oderwania własnych myśli od rzeczywistości, która ich otaczała. Być może to jego ostatni bal, być może to ostatni taniec, jaki przyjdzie mu wykonać. Czasy wojny były ciężkie, brutalne, przelewała się krew… skąd mogli wiedzieć czy za kilka dni nie będą opłakiwani przez najbliższych? Nie mieli pewności co do niczego.
Taniec minął, mieli okazję ujrzeć niezwykły pokaz. Spektakl musiał trwać. Maski na ich twarzach ukrywały wszelakie emocje, skrywane głęboko i daleko. Czy nie takimi byli na co dzień? Czy nie musieli tego robić każdego kolejnego poranka, wkładając na twarz maskę - grozy, obojętności... obojętnie jaką.
- Dziękuję za taniec, Lady Burke. - podziękował grzecznie, słysząc, że barwa jego głosu zmienia się. Teraz na pewno Primrose rozpoznała kto stał przed nią. Mathieu uśmiechnął się pod maską, czego już dostrzec nie mogła. Ruszył jednak w stronę wyjścia z sali balowej, chcąc na moment choć zaczerpnąć świeżego powietrza, jego myśli powędrowały ponownie w stronę niewłaściwą dla tego momentu. Niestety, po drodze wpadł jednak na drobną postać o jasnych włosach. Zapach jej perfum poznałby z daleka. Był ciekaw, czy rozpozna jego pod tą maską.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Sala balowa [odnośnik]28.08.21 23:22
wanda

Już bez słowa skinął głową Aresowi i Gaspardowi, jeszcze nim wraz z Evandrą odszedł na parkiet, by wkrótce dołączyć do wirujących na parkiecie par. Zawsze poruszała się w tańcu z niebywałą gracją, charakterystyczną dla nią życiową iskrą, piękna jak sen i spowita wilim urokiem pochłaniała jego uwagę w całości. Najważniejsze wydarzenie towarzyskie roku wymogło na niej niebywałą prezencję, a na nim ten widok wciąż robił wrażenie: znacznie cięższy niż zwykle makijaż w pełni podkreślał magię krwi, która po kądzieli krążyła w jej żyłach. Z bliska mógł poczuć jej zapach, mający w sobie coś z nuty, którą pamiętał tak ze ślubnych uroczystości, jak z jej debiutu, tu na tych samych salonach. Sam jej widok, karminowych ust i lśniących złotych włosów, sprawiał przyjemność - dziś większą jeszcze niż zwykle - a on bynajmniej nie miał nigdy zwyczaju odmawiać sobie przyjemności. To już drugi rok, w który wchodzili wspólnie, czas płynął zaskakująco szybko.
- Czy tło abstrakcyjnych innych, na tle których zawsze musimy wypaść lepiej, nie może też zadziałać stymulująco? Czy sukcesy innych nie pozwalają zapomnieć o obawach przed porażką, wizualizując sukces? Czy to nie w ten sposób właśnie dawne zwycięskie wojny stają się wzorem, jak prowadzić i zwyciężać dzisiejsze? - kontynuował rozpoczętą wcześniej myśl, gdy znaleźli się sami, zawzięcie zbaczając na wojenne tory, nie dając się w pełni ponieść ulotnej przyjemności, wypity alkohol wciąż szumiał w skroni. Drink nie pozwalał zapomnieć o tym, co działo się na zewnątrz pałacu, ale jednocześnie utrwalał przekonanie o pomyślności wszelkich podjętych działań. Planowane Staffordshire nie musiał go martwić, wiedział, że zwyciężą. Mówił w momentach, w których znajdowała się bliżej, gdy pod pretekstem rozmowy mógł nachylić się nad jej ramieniem, choć jego oddech, jego głos, tłumiła porcelanowa maska, której nieprzejednane oblicze skrywało też grymas ust. Angielski walc z reguły wymuszał bliskość ciał, płynęli muzyką. - Nikt, kto nie ryzykuje, nigdy niczego nie wygra. - Choćby wojny - echo wypitego alkoholu wciąż dawało o sobie znać. - Pociąga cię ryzyko, Evandro? Prawdziwe rozpocznie się dopiero wtedy, kiedy zamkniesz ukryte za maską oczy - dodał ściszonym głosem, na tyle, by słowa pozostały między nimi, co w tańcu wymuszającym dystans wobec innych par nie mogło być trudne. Porwał ją w obroty w rytm skocznej melodii. - Mówię, że to zabawne, bo bawi mnie szukanie prawdy, która być może wcale nie istnieje. Bawi mnie też przekonanie o sprycie rozmytym za porcelaną masek, jak gdyby rzeźbiona facjata, nawet anonimowa, miała moc poszerzyć rozum. Czasem szczerego wyznania nie ma nawet pod maską, a czasem umyślnie maluje się je na jej powierzchni. - Jak u twego kuzyna, który zaskoczył całe towarzystwo. Był już co prawda kawalerem przeszło trzy dekady, co nasuwało pewne skojarzenia, a jednak złożona na masce szczególnego kształtu deklaracja wciąż wydawała się pewnym zaskoczeniem, którego nie zamierzał oceniać. - Jak odgadnąć, z którym przypadkiem masz do czynienia w danej chwili? - Zapewne nie dało się wcale, a wszystko sprowadzało się do tej samej gry pozorów, co zawsze, lecz z odrobinę ciekawszym urozmaiceniem. Jak bieg przez płotki, które zdecydowano podpalić. - Niewątpliwie masz jednak słuszność, wskazując na rosnącą pokusę, tląca się tajemnica wzmacnia pozory, a pozory przysłaniają wszystko. Co miało być przedmiotem wspomnianego eksperymentu? - Testował granice znacznie silniej niż ona, ale dopiero teraz, gdy o tym myślał, docierało do niego, że jeszcze parę lat temu potrafił odnaleźć wśród tych masek Percivala, razem z nim zarzekając się, że nie da się nigdy zamknąć w ciasną obrożę konwenansów. Nie pozostał wierny tym słowom, a dziś sam mógł decydować o ciasnocie więzów, przynajmniej do pewnego stopnia. Ironia losu czy jego okrutny chichot?
- Łączą nas obowiązki - odparł bez skrępowania, które zapewne powinno się w nim zatlić po tym, jak uśmiercił już jej brata. - A dzieli próżniactwo, którego twoja rodzina ma już dosyć. Wygląda na to, że wytypowano go, by zmył hańbę sprowadzoną na wyspę syren przez... - Przez kogoś, kto nigdy nie istniał, czy zapomniał się na Sabacie? Nie było łatwo wyprzeć z głowy jego istnienie, ale na podobne faux pas nie wypił przecież dostatecznie dużo. - By przynieść swemu nazwisku chwałę, na którą zasługuje - poprawił się po chwili, mimowolnie uciekając spojrzeniem na bok, by upewnić się, że nikt inny go nie usłyszał. - Dziś jest doskonała okazja, by poznał własną przyszłość. Cierpki smak pamięta się najmocniej, a kontrasty podkreślają różnice. Piękno nocy zblednie wobec dobitności goryczy niesionych mu wieści, lecz nie będzie to najbrutalniejsze, co spotka go w najbliższym czasie. - Francisowi nie zaanonsował tego dostatecznie dobitnie i przypłacił to życiem czarodzieja. Drugi raz tego błędu popełnić nie zamierzał. Ostre słowa kontrastowały z płynnością ruchów łagodnego tańca, lecz pozostały dobrze odwzorowane w obliczu beznamiętnego grymasu przysłaniającej twarz maski. - Nowy rok niesie zmiany dla wszystkich, a jednak z każdym kolejnym dniem bliżsi jesteśmy upragnionego spokoju. Fin de siecle, gdy wzejdzie świt, nadejdzie nowa rzeczywistość. - Wypity alkohol podsycał te myśli, nadając brzmieniu głosu silniejszej pasji. - Zwyciężę dla ciebie tę wojnę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 06.04.22 1:05, w całości zmieniany 1 raz
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 25 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala balowa [odnośnik]29.08.21 17:42
Wirowała w tańcu, szum rozmów mieszał się z muzyką oraz szelestem drogich tkanin, stukot obcasów na wypolerowanej posadzce łączył się z dźwiękiem kostek lodu obijających się o kryształowe ścianki kieliszków. Wszystko łączyło w jedną melodię sabatu, tak unikalną i niepowtarzalną. Noc sylwestrowa kiedy stary rok odchodzi by nowy mógł wkroczyć, niby symboliczna data, teoretycznie nic się nie zmieni, a jednak… obudzą się w 1958 roku, który zapowiadał się niezwykle burzliwie; wszystko mogło się wydarzyć.
-Oby nowy rok był dla nas łaskawy… - Powtórzyła za nim nadal nie zdradzając się, że to właśnie jego oczy ukryte za maską zdradziły kim jest. Mógł mieć odmieniony głos, ale tego spojrzenia nie dało się zmienić. Ono pozostało takie samo, takie jakie znała. Czuła, że po tym sabacie wiele się zmieni, miała przeczucie, które siedziało głęboko w niej. Zaczęła wychodzić z własnej skorupy, tworzyć siebie w społeczności magicznej, istnieć, by stać się kimś więcej niż jedną z lady Burke, pragnęła stać się lady Burke. Oznaczało to, że musiała do pewnych spraw podchodzić inaczej i wyjść z cienia brata. I choć owy cień był bezpiecznym miejscem, w którym zawsze mogła się schronić, tak teraz musiała wracać do niego coraz rzadziej. Sabat, targowisko próżności było idealnym miejscem i momentem aby się przekształcić, zmienić, wytyczyć nową ścieżkę. Podobnie jak Mathieu chciała tu być, tańczyć, cieszyć się z towarzystwa innych i choć nakładali wiele masek to stanowiły one broń i narzędzie do dalszego działania.
-Miłego wieczoru… lordzie Rosier. - Skłoniła się głęboko, a jej suknia rozpłynęła się w swych warstwach na boki sprawiając wrażenie, że kobieta ją nosząca otoczona była bezgwiezdnym niebem, a może głębokimi falami morskimi. Kiedy się wyprostowała Mathieu zniknął jej z oczu, a ona pozostała sama; kompletnie tym nie zrażona zeszła z parkietu i udała się na małą przechadzkę po sali balowej by słuchać i obserwować zebranych gości. Obserwatorką była całkiem niezłą i sprawiało jej wiele przyjemności możliwość dostrzegania tych drobnych gestów, które zdradzały każdego z ludzi. Nawet ją samą. Wystarczyło wiedzieć gdzie i jak patrzeć. Dostrzegła wśród wirujących par Tristana i Evandrę, nadal nie wiedziała co myśleć ani czuć na ich widok. Przyjaciółka nie zdradziła jej co planuje zrobić z informacjami jakie jej przekazała, ale fakt, że Tristan zamówił u lady Burke szpilę do włosów dla swej małżonki mogło świadczyć o różnych scenariuszach jakie się rozegrały.
Rozpoczął się pokaz tańca, więc przeniosła spojrzenie na scenę gdzie tancerka dała popisowy występ, a Makowa Panna cieszyła wzrok tym wspaniałym kunsztem artystycznym. Należało przyznać, że tancerka była świetnie przygotowana, miała dobrze dopracowany taniec i każdy ruch, zdający się lekki i od niechcenia okupiony musiał być ciężkimi i wyczerpującymi treningami. Kiedy zakończył się pokaz wraz z innymi gośćmi zaczęła klaskać aby wyrazić swoje uznanie dla artystki. Następnie ruszyła dalej w wolny i spokojny spacer po sali tanecznej zastanawiając się czy nie udać się do innej sali.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sala balowa - Page 25 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Sala balowa [odnośnik]29.08.21 19:19
ciąg dalszy cyrkowego występu

Wszechobecny blichtr, obezwładniające bogactwa, wszystko wokół tak okrutnie, podle i strasznie kontrastowało z tym, co znał z własnej codzienności, dostrzegał niesione posiłki, egzotyczne owoce, kakaowe desery, kolorowe alkohole, myśląc o swoich najbliższych, którzy chodzili głodni, patrzył na przepiękne suknie i szaty z materiałów tak drogich, że samo ich dotknięcie zdawało mu się nadmierną śmiałością, myślał o tym, jak bardzo się od siebie różnili - on i oni - i jak to jest możliwe, by na przestrzeni jednego miasta byli w stanie zmieścić się oni wszyscy. Nienawidził ich, całym sercem, nosił w duszy sprzeciw i gniew wobec wszystkiego, co widział na tych salonach. Nigdy nie potrafił ukrywać emocji, ale na scenie nigdy nie musiał tego robić: niech ten gniew przerodzi się w pasję ruchów dodających wstępowi emocjonalności, niech ten występ zachwyci wszystkich, tak jak chciał tego pan Carrington; kusiło wykrzyczeć im wszystkim obłudę w twarz, lecz cóż by z tego miał: dożywotni zakaz sceniczny, wilczy bilet z cyrku, a na niego co najwyżej spojrzeliby jak na wariata. Jeszcze gotując się do własnego wyjścia, stojąc wraz z trupą gdzieś z boku, gdy Finley dawała swój występ, spoglądał za profilami zamaskowanych dziewcząt, jak nigdy - czując się nie na miejscu. W innym świecie, w baśni, która nie należała i nigdy nie będzie należeć do niego. Finley kończyła, kiedy dano mu znak, wbiegł na scenę, z salta wybijając się na trapez, gdzie już pod sklepieniem trafiła go wiązka zaklęcia posłana przez innego artystę; błękitny strój turaka mienił się szmaragdowymi piórami, spodnie, podobnie jak koszula, przylegały do ciała mocno, pozwalając na powietrzne akrobacje; koszula od tyłu ciągnęła się płynącym w powietrzu trenem przypominającym ptasi ogon, wzdłuż ramion ciągnęły się jasne skrzydła z długich zaczarowanych piór, które w mieniły się odmianami błyszczącego błękitu. Maska na oczy pobłyskiwała rubinowymi obręczami wokół oczu i bieliła się kryształami od góry, przysłaniając jego głowę ptasią koroną ozdobnych piór. Znalazłszy się na żerdzi u sufitu mimowolnie rzucił okiem na zgromadzenie, nie potrafił rozpoznać znaczenia zdobień na maskach i ich kształtów, nie wiedział, który ze strojów był adekwatny do przyjęcia, a który nie, wiedział jednak, że wśród tych dystyngowanych poważnych twarzy na próżno było szukać prawdziwie kolorowych ptaków. Rozjaśniony blaskiem poświaty rzuconej na niego powstał, oplatając dłonie wokół wijących się wokół trapezu sznurów - przypominały roślinne liany - i wykonał kilka przewrotów, prostych akrobacji, by lepiej wyczuć scenę i ściągnąć ku sobie uwagę. Serce zabiło mocniej, choć paliło się gniewem, wiedziało też, że nigdy wcześniej - i pewnie już nigdy więcej - nie wystąpi przed publicznością tyle znaczącą, co dzisiejsza.
Wystąpił na żerdź, na jednej nodze, balansując nań bez trudu, bo zaraz przeskoczyć na drugą, ramiona rozplotły się na boki jak wachlarze, rozprostowując pióra zaczarowanych skrzydeł, które zadrżały, ledwie łapiąc balans na poruszającej się wąskiej podkładce. W końcu opadł, w locie chwytając się dłonią zdobionej żerdzi, zwisając na niej na jednej tylko ręce, pociągnięta zaczęła się poruszać, kręcąc nad główną sceną, nad głowami tańczących się par i pozostałych gości, obszerne okręgi. Pociągnął bark w bok, wchodząc w wirujące obroty, z których przeszedł w serię skomplikowanych figur akrobatycznych wykonanych w zwisie na jednej ręce, bokiem, z wygięciem, na usztywnionych przedramionach, napiętych mięśniach brzuchu i nogach z podkurczonych przechodzących w serię wyciągniętych szpagatów. Trapez lewitował coraz szybciej, jednak prędkość nie wytrąciła go ani ze skupienia ani z równowagi, zamknął oczy, by skupić się wyłącznie na balansie własnego ciała i muzyce, która wygrywała rytm jego lotu. To ona, melodia, nie dawała mu się zgubić. To ona, melodia, była wszystkim, co miało się teraz liczyć: i palący w sercu gniew, który przelał w ruchy, coraz gwałtowniej wykonując koleje figury.
Wyskoczył na linę, spleciony wokół nich rękami i nogami, opleciony tymi lianami zawinął się wyżej, by opaść gwałtownie, jak uwięzione w potrzasku ptaszę szukające ocalenia, wyrywające się z pętających go sideł. Finalnie opadł, znów chwytając żerdzi dłońmi, krople potu lśniły już na jego ciele, pod materiałem koszuli, na czole, czyniąc maskę nieprzyjemnie śliską, ale te niewygody były niczym wobec istotności tego występu. Podciągnął proste nogi w górę, by odwrócić swoją pozycję w pionie, odwrócił się w ten sposób jeszcze parę razy, pokonując wszelkie prawa niezależnej grawitacji, rozbujana żerdź pozwoliła mu kilkukrotnie przeskoczyć z kolan na ramiona i z powrotem. Zeskoczył z trapezu zwinnym salto mortale, z wysoka, na ile pozwalało na to sklepienie nad salą balową, opadając lekko na nogi, w czołobitny ukłon prosto przed gospodynię całego wydarzenia, by wyjąć z oplatających ramiona sztucznych skrzydeł biały kwiat lilii, który wręczył Adelaide Nott z pokorą. Biały kwiat lilii, symbol zmian, nowego porządku, symbol zaprowadzonych początków, chrzczony przed rokiem, przywrócony w trakcie jarmarku na Tamizie, gdzie rozdawano go w ręce znamienitszych gości. Samotny, bez ozdób, znaczyć miał więcej niż najpiękniejszy bukiet. Coś w nim umierało, kiedy go wręczał: kwiat olśniewał pięknem, to jego serce więdło.
Pojedyncze brawa prędko cichły, gdy w tle druga ptaszyna już wzbijała się do kolejnego lotu, a muzyka znów zmieniała swój rytm.

inspiracja


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Sala balowa [odnośnik]29.08.21 20:05
Trzymając w dłoni kielich wypełniony gęstym koktajlem rozglądałem się po zebranych w poszukiwaniu znajomych sylwetek tudzież rysów twarzy skrytych pod zdobionymi maskami. Udało mi się rozszyfrować tożsamość głównie tych, którzy nosili colombinę, jednakże było jeszcze nader wcześnie, aby udać się w ramach grzecznościowego powitania. Nie dało się ukryć, że kreacje Pań przykuwały oko; wyborne suknie, elegancko upięte włosy i dopasowany makijaż mogły niejednemu mężczyźnie zawrócić w głowie. Sama Belvina zadbała o każdy najmniejszy szczegół i prezentowała się wyjątkowo w niczym nie ustępując damom ze szlacheckich rodów.
Kiedy obróciła głowa na mych ustach ponownie zagościł delikatny uśmiech. -Obawiam się, że jest to niemożliwe. Gro mężczyzn z pewnością zapragnie odprowadzić cię wzrokiem- szepnąłem z lekką kąśliwością w głosie, po czym wymownie zmierzyłem ją spojrzeniem od stóp do głów.
-Zapomnij, że dzisiaj sama gdziekolwiek pójdziesz. Nie puszczę cię- szepnąłem półżartem do jej ucha, albowiem nie chciałem, aby równie prywatne rozmowy musiał słyszeć ktoś inny. Sala pękała w szwach, a lady Nott najwyraźniej nie zapomniała o nikim, kto piastował wysokie stanowiska tudzież był przychylny i działał w imię sprawy. Nie sądziłem, ze można było wyprawić jeszcze bardziej wystawne przyjęcie niżeli rok temu, jednakże najwyraźniej byłem w błędzie, bowiem obecny przepych przekraczał granice mojej wyobraźni.
Momentalnie kurtyna rozsunęła się i oczom wszystkim ukazała się gospodyni, która w szampańskim nastroju powitała swych gości oraz zachęciła ich do zabawy. Szczególnie toast przypadł mi do gustu, dlatego wraz z resztą uniosłem kieliszek, a następnie zasmakowałem trunku, choć miałem co do niego duże wątpliwości. Nie lubiłem koktajlów, zdecydowanie bardziej preferowałem mocniejsze alkohole niezabarwione przez żadne inne dodatki, jednakże wiedziałem, iż należało zachować się odpowiednio do sytuacji. Oblizałem wargę starając się rozpoznać główny składnik drinka i właściwie nie trwało to długo, albowiem zdradziła go słodkość – skrzacie wino. -Co jest- mruknąłem pod nosem, kiedy na moim barkach pojawił się brokat. Najwyraźniej nie tylko ja odczułem skutki mikstury, albowiem Belvina zdawała się za wszelką cenę powstrzymać ciche chichotanie. -Mogę wiedzieć, co Cię tak bawi?- spytałem wolno obróciwszy ją w swoją stronę. Po oficjalnej części nie musieliśmy już wpatrywać się w parkiet i mogliśmy odejść nieco na bok. -Jakieś podstawowe kroki znam, ale raczej nie nadadzą się na tego typu przyjęcie- rzuciłem marszcząc brwi, gdyż zdawało mi się, że mój głos zaczął brzmieć jakoś inaczej, dziwnie. -W zeszłym roku dałem sobie radę tylko, dlatego że dobrze podglądałem innych. Z boku to pewnie wyglądało komicznie, ale żyję z myślą, iż nie było najgorzej- wyjaśniłem pokrótce mając wrażenie, iż dosłownie – piszczę. Ile to potrwa? Westchnąłem widząc już w jej oczach rozbawienie, po czym odstawiłem na bok koktajl obawiając się, że jeszcze większa jego dawka zapewni mi brokatu i piskliwego głosu na kolejny tydzień. -Wydaje mi się, czy jednak chciałaś byś się znaleźć tam?- spytałem kładąc nacisk na ostatnie słowo i wymownie wskazałem głową parkiet.

| Piję wróżkę




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala balowa [odnośnik]29.08.21 20:55
Wszystko było dopięte na ostatni guzik jak zawsze z resztą. Calypso co prawda nieco niefortunnie schwyciła swój kielich — efekt wypitego drinka poznała, gdy spróbowała się zaśmiać. Jej zwykle delikatny i dźwięczny śmiech przypominał teraz raczej śmiech kogoś, kto był płci przeciwnej, był o 20 lat starszy i z 50 kg grubszy. To nawet nie był baryton. A raczej bas. Wprawnym alchemikiem nie była, ale i tak wystarczyło z miejsca, żeby stwierdzić, że drink był stanowczo za mocny. Kilka kłębów dymu uleciało spomiędzy jej warg, więc czym prędzej odstawiła szklaneczkę gdzieś na bok. Nie zamierzała przepalić sobie gardła jeszcze bardziej. Nie znaczyło to wcale, że przestała czuć palące pragnienie. Była jednak zbyt dumna, żeby spróbować się odezwać. Posłała bratu spojrzenie, ale nie wiedziała, czy je dostrzegł. A nawet jeśli, to czy zrozumie, co chciała mu przekazać. Pozostałym, którzy ich otaczali, skinęła głową, mając nadzieję, że nie uznają, że popalała sobie cygaretkę czy coś. Miała nadzieję, że bardziej będzie to wyglądało na fakt tego, że jest zimno i stąd niewielki dymek wydobywający się spomiędzy jej warg.
Odeszła kilka kroków, rozglądając się za czymś, co ugasi jej pragnienie. Pośród tych, którzy wyszli już na parkiet, wydawało jej sie, że dostrzegła lorda nestora Rosiera wraz z "jaśnie szanowaną", kradnącą chłopaków Evandrą. Calypso zatrzymała się na moment, żeby przyglądać się, jak ta dziewucha, ku wielkiemu niezadowoleniu Calypso, pięknie wyglądała. Czemu takie jak ona zawsze muszą wyglądać idealnie?
A przecież Calypso była pewna, że to wszystko jest pod publikę. Kiedyś na eliksirach wila tłumaczyła się, że opary źle na nią wpływają, podczas gdy Carrow była pewna, że dojrzała na jej twarzy kilka wyprysków. Evandra musiała chcieć ukryć je przed resztą szkoły, żeby się nie ośmieszyć i dlatego nie chodziła na zajęcia. Przez chwilę przyglądała się najpierw im, a potem pokazom zorganizowanym przez Lady Nott. Była jedną z tych, która oklaskiwała zarówno dziewczynę, jak i chłopaka — doceniała włożoną w pokaz pracę. Sama owszem była sprawna fizycznie, ale żeby czynić takie cuda? Dopiero po chwili zorientowała się, że palenie w gardle staje się nie do zniesienia i ruszyła w poszukiwaniu czegoś, co drinkiem nie jest. I kiedy znajdowała się blisko drzwi, ktoś nagle na nią wpadł.
Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który miał maskę na całej twarzy. Tylko oczy dostrzegła. Znajomy błysk przedarł się wraz z błyskiem świateł sali. A ona? Ona nie mogła wyrzec ani słowa. Spłoszy go… ucieknie jej, gdy usłyszy, jak głębokim głosem mówi. A czym była bez swojego ciętego języka? Och, czyż nie ironią losu było to, że przy mężczyźnie, który zajmuje się smokami, musiała ona wypić akurat drinka o smoczej nazwie?
A może pod maską wcale nie było Mathieu? Może ktoś inny… Ale to spojrzenie. Uśmiechnęła się i szybko zasłoniła dłonią usta, by nie było widać dymku. Niestety, ten zaraz zaczął ulatywać uszami. Poddenerwowana Calypso dojrzała wreszcie kelnera z wodą i złapała szklankę. Posłała mężczyźnie przepraszające spojrzenie i upiła kilka łyków. Pragnienie nie ustępowało. Może więc świeże powietrze by pomogło? Ale teraz, gdy istniał cień szansy, że odnalazła tego, dla którego chciała dziś wyglądać pięknie… czy powinna go zostawiać? Chociaż czy przed chwilą nie widziała tego mężczyzny na parkiecie z inną kobietą? Poczuła dziwne ukłucie, dość nowe dla młodej lady. Jeśli to był Mathieu i pierwszy taniec oddał innej, czy on wypatrywał tego spotkania, chociaż w połowie tak mocno, jak ona?

I Wypiłam oddech smoka.



Calypso Carrow


But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose

Calypso Carrow
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless

OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9571-calypso-carrow https://www.morsmordre.net/t9765-tea#296315 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t10558-skrytka-bankowa-2196#319978 https://www.morsmordre.net/t10406-c-carrow#314672

Strona 25 z 32 Previous  1 ... 14 ... 24, 25, 26 ... 28 ... 32  Next

Sala balowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach