Salon
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Największe i najbardziej okazałe pomieszczenie w posiadłości. Znajduje się na parterze, za jego oknami widać ogród różany Guinevere Slughorn. To tutaj zwykle przyjmowane są wizyty. Znajduje się tu duży, zdobiony kominek i obrazy w ciężkich ramach.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Może i był banalny, ale Evelyn dla członków swojej rodziny miała dużo więcej wyrozumiałości niż dla innych ludzi. Gdyby ktoś spoza grona krewnych lub bliższych znajomych próbował odrywać ją od eliksirów (lub innych lubianych zajęć), pewnie by taka zachwycona nie była. Jej siostra chyba dużo lepiej czuła się w świecie salonów, spotkań i konwenansów aniżeli Evelyn. Młodsza panna Slughorn czuła się najlepiej pozostawiona w spokoju, kiedy mogła zajmować się eliksirami, pochłaniać kolejne książki, spacerować po okolicy lub grać na fortepianie. Ale nie była też zupełną dzikuską uciekającą przed ludźmi.
Mimo zwyczajowych niechęci pomiędzy Slughornami i Yaxleyami, więź pokrewieństwa znaczyła dla Evelyn więcej niż prastare konflikty, i liczyła, że to działało również w drugą stronę.
Usiadły razem przy stole nad parującą herbatką i pysznym ciastem.
- Chociaż rzadko interesuję się wydarzeniami politycznymi, mnie również to ciekawi. – Może dlatego, że to było coś bardzo innego, niepasującego do tego, z czym zawsze kojarzyło jej się ministerstwo. – Mam wrażenie, że to zapowiedź jakichś zmian, w końcu nie pamiętam niczego podobnego w ostatnich latach. Oby tylko nic nie zmieniało się nie na gorsze. – W każdym razie, dla nas, dokończyła w myślach. Coś się zmieniało, każdy mógł to wyczuć. Nawet żyjący na uboczu Slughornowie. Również ojciec Evelyn ostatnio częściej niż zwykle wynurzał się z pracowni, kilka razy przyłapała go nawet wertującego „Proroka codziennego”, choć zwykle utrzymywał, że jest ponad takie bzdety.
- W rezerwacie? Naprawdę dobrze. Zawsze potrafię znaleźć sobie jakieś zajęcie, lub inni alchemicy je dla mnie znajdują. Czasami widuję smoki, choć zazwyczaj przez szyby pracowni. Nadal robią na mnie tak samo silne wrażenie, jak wtedy, kiedy zobaczyłam je pierwszy raz. – Nadal to doskonale pamiętała; była jeszcze dzieckiem, pierwszy raz zabranym do rezerwatu przez matkę, i z zachwytem patrzyła na wielkiego, pokrytego łuską stwora, który na wielkich skrzydłach przemknął nad dachem z zaskakującą szybkością i gracją jak na tak okazałe stworzenie. – Jeśli mnie tam kiedyś odwiedzisz, możemy je pooglądać razem.
Upiła łyk herbatki, uśmiechając się lekko. Eliksiry i smoki należały do lubianych przez nią tematów, chociaż może nie były to tematy najbardziej pasujące do młodej szlachcianki, która powinna raczej rozprawiać o balach i przyjęciach.
- Większość źródeł mówi, że ślaz wykazuje najlepsze właściwości, jeśli zbierze się go podczas pełni księżyca. Samo miejsce nie ma już tak wielkiego znaczenia, chociaż najlepiej zerwać go w czystym, nieskażonym mugolskimi brudami miejscu – skrzywiła się lekko. Nie wiedziała zbyt wiele o mugolach, ale trochę słyszała o tym, jak bardzo niszczyli świat wokół nich. Co, jeśli miało to wpływ także na zioła i stworzenia, także te magiczne?
Mimo zwyczajowych niechęci pomiędzy Slughornami i Yaxleyami, więź pokrewieństwa znaczyła dla Evelyn więcej niż prastare konflikty, i liczyła, że to działało również w drugą stronę.
Usiadły razem przy stole nad parującą herbatką i pysznym ciastem.
- Chociaż rzadko interesuję się wydarzeniami politycznymi, mnie również to ciekawi. – Może dlatego, że to było coś bardzo innego, niepasującego do tego, z czym zawsze kojarzyło jej się ministerstwo. – Mam wrażenie, że to zapowiedź jakichś zmian, w końcu nie pamiętam niczego podobnego w ostatnich latach. Oby tylko nic nie zmieniało się nie na gorsze. – W każdym razie, dla nas, dokończyła w myślach. Coś się zmieniało, każdy mógł to wyczuć. Nawet żyjący na uboczu Slughornowie. Również ojciec Evelyn ostatnio częściej niż zwykle wynurzał się z pracowni, kilka razy przyłapała go nawet wertującego „Proroka codziennego”, choć zwykle utrzymywał, że jest ponad takie bzdety.
- W rezerwacie? Naprawdę dobrze. Zawsze potrafię znaleźć sobie jakieś zajęcie, lub inni alchemicy je dla mnie znajdują. Czasami widuję smoki, choć zazwyczaj przez szyby pracowni. Nadal robią na mnie tak samo silne wrażenie, jak wtedy, kiedy zobaczyłam je pierwszy raz. – Nadal to doskonale pamiętała; była jeszcze dzieckiem, pierwszy raz zabranym do rezerwatu przez matkę, i z zachwytem patrzyła na wielkiego, pokrytego łuską stwora, który na wielkich skrzydłach przemknął nad dachem z zaskakującą szybkością i gracją jak na tak okazałe stworzenie. – Jeśli mnie tam kiedyś odwiedzisz, możemy je pooglądać razem.
Upiła łyk herbatki, uśmiechając się lekko. Eliksiry i smoki należały do lubianych przez nią tematów, chociaż może nie były to tematy najbardziej pasujące do młodej szlachcianki, która powinna raczej rozprawiać o balach i przyjęciach.
- Większość źródeł mówi, że ślaz wykazuje najlepsze właściwości, jeśli zbierze się go podczas pełni księżyca. Samo miejsce nie ma już tak wielkiego znaczenia, chociaż najlepiej zerwać go w czystym, nieskażonym mugolskimi brudami miejscu – skrzywiła się lekko. Nie wiedziała zbyt wiele o mugolach, ale trochę słyszała o tym, jak bardzo niszczyli świat wokół nich. Co, jeśli miało to wpływ także na zioła i stworzenia, także te magiczne?
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Yaxleyowie z tajemniczych powodów nie przepadali za znaczną częścią rodzin szlacheckich. Oczywiście, znałam historię i w teorii rozumiałam dlaczego, ale w praktyce... minęło tyle lat i z częścią zwaśnionych rodów moi przodkowie zdążyli się pożenić. Jak mogłam teraz pogardzać chociażby krewnymi swojej matki?
- Niewątpliwie, musi to oznaczyć coś dużego. Nie wiem czy pamiętam kiedy ostatnio Ministerstwo pytało o zdanie całe społeczeństwo czarodziejów. Chociaż nie wiem na ile wyniki będą... zadowalające dla nas, skoro mógł głosować każdy, kto posiada różdżkę - dodałam myśl, która chodziła po głowie chyba każdemu czarodziejowi o odpowiednio czystej krwi, ale nie zawsze wypadało się nią dzielić. - Z drugiej strony niektóre czasopisma ostatnio śmiało sobie poczynają. Czytałaś ostatnie wydanie Maga? Zawsze przedstawiali jasne poglądy, ale ta rudość włosów?
Znałam parę osób z płomienną czupryną i nigdy wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że mogłoby to coś znaczyć poza oczywistym faktem, że po prostu mają taki kolor. Właściwie, nawet mi się podobały, były takie żywe i wyróżniające się.
- Kojarzysz żonę mojego kuzyna, Rowan? Ona ma rude włosy i nie umiem sobie wyobrazić, że mogłaby być zdrajcą. Oby nigdy nie zdarzył się żaden o nazwisku Yaxley - powiedziałam całkiem optymistycznie, bo w sumie wierzyłam, że właśnie tak będzie. - Myślisz, że naprawdę pachną glonami? - spytałam rozbawiona, bo wydawało się to śmieszne.
- To na pewno przyjemniej niż gdybyś miała je warzyć gdzieś w piwnicy. Tak było w Hogwarcie, pracownie znajdowały się w lochach - wyjaśniłam, przypominając sobie, że Evelyn mogła przecież o tym nie wiedzieć. Moja matka nie zdążyła mnie zafascynować smokami, bardziej mnie one raczej przerażały, chociaż miałam gdzieś tam świadomość, że wiele bliski mi osób właśnie nimi się zajmowało. Chyba bałabym się stać zbyt blisko nich, ale perspektywa oglądania ich zza szyby bezpieczniej pracowni brzmiała całkiem zachęcająco. - Z przyjemnością kiedyś przyjdę - odparłam, uświadamiając sobie, że jeszcze nigdy ich tak po prostu nie oglądałam.
Chętnie rozmawiałam o naszych prawdziwych zainteresowaniach, bo ile można było plotkować tylko o nowych narzeczonych i sukniach? Nie żeby te tematy szybko mnie nudziły, ale było też tyle innych, ciekawych rzeczy.
- Doskonale się więc składa. Wydaje mi się, że widziałam ostatnio ślaz w suchszej części naszych bagien i zastanawiałam się czy mógłby być przydatny, ale to co mówisz zupełnie rozwiewa moje wątpliwości - powiedziałam zadowolona. - Swoją drogą, czytałam w jakiejś dziwne książce w bibliotece, że on lubi rosnąć w miejscach zniszczonym przez mugoli. Ta odmiana chyba nie może mieć żadnych właściwości magicznych? - zastanawiałam się, wyobrażając sobie, że jakbym dodała taką roślinę do eliksiru to albo nic by się nie stało, albo by wybuchnął.
- Niewątpliwie, musi to oznaczyć coś dużego. Nie wiem czy pamiętam kiedy ostatnio Ministerstwo pytało o zdanie całe społeczeństwo czarodziejów. Chociaż nie wiem na ile wyniki będą... zadowalające dla nas, skoro mógł głosować każdy, kto posiada różdżkę - dodałam myśl, która chodziła po głowie chyba każdemu czarodziejowi o odpowiednio czystej krwi, ale nie zawsze wypadało się nią dzielić. - Z drugiej strony niektóre czasopisma ostatnio śmiało sobie poczynają. Czytałaś ostatnie wydanie Maga? Zawsze przedstawiali jasne poglądy, ale ta rudość włosów?
Znałam parę osób z płomienną czupryną i nigdy wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że mogłoby to coś znaczyć poza oczywistym faktem, że po prostu mają taki kolor. Właściwie, nawet mi się podobały, były takie żywe i wyróżniające się.
- Kojarzysz żonę mojego kuzyna, Rowan? Ona ma rude włosy i nie umiem sobie wyobrazić, że mogłaby być zdrajcą. Oby nigdy nie zdarzył się żaden o nazwisku Yaxley - powiedziałam całkiem optymistycznie, bo w sumie wierzyłam, że właśnie tak będzie. - Myślisz, że naprawdę pachną glonami? - spytałam rozbawiona, bo wydawało się to śmieszne.
- To na pewno przyjemniej niż gdybyś miała je warzyć gdzieś w piwnicy. Tak było w Hogwarcie, pracownie znajdowały się w lochach - wyjaśniłam, przypominając sobie, że Evelyn mogła przecież o tym nie wiedzieć. Moja matka nie zdążyła mnie zafascynować smokami, bardziej mnie one raczej przerażały, chociaż miałam gdzieś tam świadomość, że wiele bliski mi osób właśnie nimi się zajmowało. Chyba bałabym się stać zbyt blisko nich, ale perspektywa oglądania ich zza szyby bezpieczniej pracowni brzmiała całkiem zachęcająco. - Z przyjemnością kiedyś przyjdę - odparłam, uświadamiając sobie, że jeszcze nigdy ich tak po prostu nie oglądałam.
Chętnie rozmawiałam o naszych prawdziwych zainteresowaniach, bo ile można było plotkować tylko o nowych narzeczonych i sukniach? Nie żeby te tematy szybko mnie nudziły, ale było też tyle innych, ciekawych rzeczy.
- Doskonale się więc składa. Wydaje mi się, że widziałam ostatnio ślaz w suchszej części naszych bagien i zastanawiałam się czy mógłby być przydatny, ale to co mówisz zupełnie rozwiewa moje wątpliwości - powiedziałam zadowolona. - Swoją drogą, czytałam w jakiejś dziwne książce w bibliotece, że on lubi rosnąć w miejscach zniszczonym przez mugoli. Ta odmiana chyba nie może mieć żadnych właściwości magicznych? - zastanawiałam się, wyobrażając sobie, że jakbym dodała taką roślinę do eliksiru to albo nic by się nie stało, albo by wybuchnął.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Evelyn także nie pamiętała takiej sytuacji. Nie była pewna, czy podobne wydarzenie miało miejsce za jej życia, chyba że wtedy, kiedy była dzieckiem i zupełnie nie interesowała się tego typu sprawami. Może to też właśnie sprawiało, że teraz się zainteresowała – bo było to coś nietypowego, a coś, co odbiega od normy, nie powinno zostać zupełnie zlekceważone. Nauczyły ją tego między innymi eliksiry – jeśli jakiś wywar zachowywał się inaczej, niż powinien, to oznaczało, że coś jest nie tak.
Co do wyników, nie można było być niczego pewnym. Z jednej strony, szlamy i mieszańcy dominowali liczebnie, ale z drugiej, szlachetnie urodzeni czarodzieje posiadali spore wpływy. Wszystko zapewne zależało od tego, czy ministerstwo będzie sprawiedliwe, czy może już zostało pożarte od środka przez układy korzystne dla starych rodów. Tego nie wiedziała, ponieważ od czasu ukończenia alchemicznego kursu nie bywała w ministerstwie, jeśli nie licząc jakichś pilnych spraw, a takie rzadko miały miejsce w jej życiu.
- Czytałam, ale, prawdę powiedziawszy, uważam, że niektóre fragmenty tego artykułu były dosyć... dziwaczne – powiedziała. Owszem, gardziła zdrajcami krwi, z premedytacją sprzeniewierzającymi się swoim rodzinom i wpajanym od urodzenia zasadom, ale miała na tyle zdrowego rozsądku, żeby wiedzieć, że sam kolor włosów nie był wyznacznikiem niczego, jeśli w grę nie wchodziły także inne niepokojące czynniki. Może jedynie kojarzył się z rodem Weasleyów, których spora część miała w pogardzie szlacheckie obyczaje i powinności, ale przecież istnieli rudzi czarodzieje i wśród członków bardziej szanowanych rodów. – Właściwie to sama nie wiem, co o tym myśleć, ale sam fakt, że w ogóle pozwolono na publikację tego artykułu, świadczy o tym, że niedawne wydarzenia rzeczywiście mogą być zapowiedzią zmian.
Zamyśliła się na moment. Walczący Mag chyba jednak powinien bardziej uważać, w jaki sposób przedstawia swoje poglądy (jakby nie patrzeć, w większości słuszne), bo jeśli dalej będzie to robił w taki sposób, to straci na wiarygodności i zostanie uznany za bełkot fanatyków.
- Cóż, nigdy nie wąchałam szlamy ani zdrajcy i nie zamierzam tego robić – uśmiechnęła się nieznacznie, jednocześnie rozbawiona i zdegustowana tego typu absurdalną wizją. – Trudno mi sobie wyobrazić zdrajcę w waszym gronie, chociaż nie znam Rowan zbyt dobrze.
Tak samo trudno było jej sobie wyobrazić zdrajcę wśród Slughornów, choć zapewne w dziejach rodu zdarzały się i takie przypadki, skrzętnie tuszowane przez krewnych. Każda rodzina miała swoją czarną owcę.
- Ależ warzę je w piwnicy, przynajmniej tutaj – powiedziała; jakoś tak się złożyło, że większość alchemików ulubowała sobie piwniczne pomieszczenia. Może dzięki ciszy i spokojowi, a może dzięki grubym murom i odległości od mieszkalnej części, dzięki czemu okazjonalne wybuchy byłyby mniej słyszalne? Ostatecznie nawet doświadczonym alchemikom zdarzało się czasami coś wysadzić; Evelyn zdarzyło się to kilkakrotnie, i błogosławiła grube mury, dzięki którym nikt z domowników nie zdawał sobie sprawy, co się działo w piwnicach.
- Ale w rezerwacie jest inaczej. Właściwie to nie jest typowa pracownia alchemiczna, a bardziej laboratorium, które służy też do innych celów – wyjaśniła. – I myślę, że będziesz tam mile widziana, wątpię, żeby Tristan miał coś przeciwko.
Uśmiechnęła się, ale, skoro już poruszyła temat kuzyna, przypomniała sobie o innej kwestii.
- Czy wybrałaś już suknię na jego ślub? Został nam zaledwie tydzień – zapytała ją; sama miała pewien dylemat, i choć nie była panną wykazującą nadmierne zainteresowanie kwestiami ubraniowymi, to chciała prezentować się na ślubie odpowiednio, tym bardziej, że na pewno będzie tam duża część ich rodziny.
- A jeśli chodzi o ślaz... Jestem pewna, że te na waszych bagnach nie powinny być... zanieczyszczone – powiedziała po chwili. – Jeśli tylko jest możliwość użycia składnika z pewnego, magicznego źródła, zawsze lepiej tak zrobić, by uniknąć ewentualnych skutków ubocznych, które mogą mieć szczególne znaczenie przy eliksirach leczniczych.
Co do wyników, nie można było być niczego pewnym. Z jednej strony, szlamy i mieszańcy dominowali liczebnie, ale z drugiej, szlachetnie urodzeni czarodzieje posiadali spore wpływy. Wszystko zapewne zależało od tego, czy ministerstwo będzie sprawiedliwe, czy może już zostało pożarte od środka przez układy korzystne dla starych rodów. Tego nie wiedziała, ponieważ od czasu ukończenia alchemicznego kursu nie bywała w ministerstwie, jeśli nie licząc jakichś pilnych spraw, a takie rzadko miały miejsce w jej życiu.
- Czytałam, ale, prawdę powiedziawszy, uważam, że niektóre fragmenty tego artykułu były dosyć... dziwaczne – powiedziała. Owszem, gardziła zdrajcami krwi, z premedytacją sprzeniewierzającymi się swoim rodzinom i wpajanym od urodzenia zasadom, ale miała na tyle zdrowego rozsądku, żeby wiedzieć, że sam kolor włosów nie był wyznacznikiem niczego, jeśli w grę nie wchodziły także inne niepokojące czynniki. Może jedynie kojarzył się z rodem Weasleyów, których spora część miała w pogardzie szlacheckie obyczaje i powinności, ale przecież istnieli rudzi czarodzieje i wśród członków bardziej szanowanych rodów. – Właściwie to sama nie wiem, co o tym myśleć, ale sam fakt, że w ogóle pozwolono na publikację tego artykułu, świadczy o tym, że niedawne wydarzenia rzeczywiście mogą być zapowiedzią zmian.
Zamyśliła się na moment. Walczący Mag chyba jednak powinien bardziej uważać, w jaki sposób przedstawia swoje poglądy (jakby nie patrzeć, w większości słuszne), bo jeśli dalej będzie to robił w taki sposób, to straci na wiarygodności i zostanie uznany za bełkot fanatyków.
- Cóż, nigdy nie wąchałam szlamy ani zdrajcy i nie zamierzam tego robić – uśmiechnęła się nieznacznie, jednocześnie rozbawiona i zdegustowana tego typu absurdalną wizją. – Trudno mi sobie wyobrazić zdrajcę w waszym gronie, chociaż nie znam Rowan zbyt dobrze.
Tak samo trudno było jej sobie wyobrazić zdrajcę wśród Slughornów, choć zapewne w dziejach rodu zdarzały się i takie przypadki, skrzętnie tuszowane przez krewnych. Każda rodzina miała swoją czarną owcę.
- Ależ warzę je w piwnicy, przynajmniej tutaj – powiedziała; jakoś tak się złożyło, że większość alchemików ulubowała sobie piwniczne pomieszczenia. Może dzięki ciszy i spokojowi, a może dzięki grubym murom i odległości od mieszkalnej części, dzięki czemu okazjonalne wybuchy byłyby mniej słyszalne? Ostatecznie nawet doświadczonym alchemikom zdarzało się czasami coś wysadzić; Evelyn zdarzyło się to kilkakrotnie, i błogosławiła grube mury, dzięki którym nikt z domowników nie zdawał sobie sprawy, co się działo w piwnicach.
- Ale w rezerwacie jest inaczej. Właściwie to nie jest typowa pracownia alchemiczna, a bardziej laboratorium, które służy też do innych celów – wyjaśniła. – I myślę, że będziesz tam mile widziana, wątpię, żeby Tristan miał coś przeciwko.
Uśmiechnęła się, ale, skoro już poruszyła temat kuzyna, przypomniała sobie o innej kwestii.
- Czy wybrałaś już suknię na jego ślub? Został nam zaledwie tydzień – zapytała ją; sama miała pewien dylemat, i choć nie była panną wykazującą nadmierne zainteresowanie kwestiami ubraniowymi, to chciała prezentować się na ślubie odpowiednio, tym bardziej, że na pewno będzie tam duża część ich rodziny.
- A jeśli chodzi o ślaz... Jestem pewna, że te na waszych bagnach nie powinny być... zanieczyszczone – powiedziała po chwili. – Jeśli tylko jest możliwość użycia składnika z pewnego, magicznego źródła, zawsze lepiej tak zrobić, by uniknąć ewentualnych skutków ubocznych, które mogą mieć szczególne znaczenie przy eliksirach leczniczych.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ciekawa byłam czy referendum mogło zostać sfałszowane, a przede wszystkim co to oznaczało. To, co widziałam w Walczącym Magu zmierzało w naprawdę przedziwną stronę.
- O tak, dokładnie to miałam na myśli - przytaknęłam, ucieszona, że Evelyn myślała w ten sam sposób. - Artykuły przeważnie mają bardzo rozsądne, ale dziwię się, że zgodzili się na coś takiego. Trochę to zaczyna być niepoważne.
To, że wolałam czasem spędzić czas aktywniej, niż tylko na siedzeniu i ładnym wyglądaniu, nie oznaczało, że moje poglądy zmierzały w złą stronę. Yaxleyowie na pewno nie mieli o co się obawiać jeśli o to chodzi, jednak nie zamierzałam przestać myśleć i przyjmować do głowy wszystko, co mi powiedziano. Z innymi punktami z artykułu mogłam się zgodzić, bo przecież było oczywistym, że prawdziwy czarodziej nie przebywał w otoczeniu mugolaków czy nie interesował się mugolskimi wynalazkami.
Zaśmiałam się, marszcząc przy tym lekko nosek. O nie, też na pewno nie chciałam ich wąchać. Wyobrażałam sobie, że niektórzy z nich mogą nie być specjalnie zadbani, chociaż na pewno próbują maskować to zapachami perfum.
- Oby te zmiany nie były dużo większe niż podobne artykuły w gazetach - wyraziłam dosyć wątpliwie nadzieje. - Chociaż dobrze by było, gdyby nam powiedzieli co właściwie zamierzają - dodałam. Niby pracowałam w Ministerstwie, a i tak nie miałam o niczym pojęcia.
- A wiesz, że nie? To rzeczywiście już tak niedługo! - przypomniałam sobie nagle. Ostatnio wcale nie miałam głowy do myślenia o takich rzeczach, ale ja jednak lubiłam to całe strojenie się. Przymierzanie kolejnych kreacji i wybieranie tej odpowiedniej sprawiało mi przyjemność, chociaż nigdy nie mogłam się zdecydować na tylko jedną. - A ty? - spytałam, bo sposób w jaki Evelyn zadała pytanie nie brzmiał jakby chciała się pochwalić swoją kreacją, zresztą chyba nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek to robiła. - Czy nie byłoby cudownie razem wybrać się na poszukiwanie sukien? - zaproponowałam zaraz. W końcu ślub Tristana to nie była byle jaka uroczystość tylko okazja, na której wypadało wyglądać naprawdę ładnie.
- Och, naprawdę? - bąknęłam tylko odrobinę speszona i tylko na chwilę. Ja się nie zajmowałam eliksirami zawodowo, jedynie czasem coś tak próbowałam i pracownia wcale nie mieściła się pod ziemią, jednak eliksiry kojarzyły mi się z takim miejscem właśnie ze względu na Hogwart. - Mimo wszystko, pomijając wszelkie praktyczne aspekty, na pewno jest przyjemniej patrzeć na widoki za oknem, szczególnie tak niezwykłe jak ty masz w pracy. - Uśmiechnęłam się, jeszcze raz przytakując, że chętnie przyjdę, również wydawało mi się, że nasz kuzyn nie będzie miał nic przeciwko, szczególnie jeśli nie będziemy robić nic głupiego.
- Bardzo dobrze. Chyba zupełnie rozwiałaś moje wątpliwości. Będę jeszcze tylko musiała znowu znaleźć to miejsce - odparłam, bo akurat wtedy kiedy wydawało mi się, że widziałam ślaz, wstyd się przyznać, ale skręciłam w całkiem nieoczekiwaną ścieżkę. A może nawet żadnej dróżki nie było?
- O tak, dokładnie to miałam na myśli - przytaknęłam, ucieszona, że Evelyn myślała w ten sam sposób. - Artykuły przeważnie mają bardzo rozsądne, ale dziwię się, że zgodzili się na coś takiego. Trochę to zaczyna być niepoważne.
To, że wolałam czasem spędzić czas aktywniej, niż tylko na siedzeniu i ładnym wyglądaniu, nie oznaczało, że moje poglądy zmierzały w złą stronę. Yaxleyowie na pewno nie mieli o co się obawiać jeśli o to chodzi, jednak nie zamierzałam przestać myśleć i przyjmować do głowy wszystko, co mi powiedziano. Z innymi punktami z artykułu mogłam się zgodzić, bo przecież było oczywistym, że prawdziwy czarodziej nie przebywał w otoczeniu mugolaków czy nie interesował się mugolskimi wynalazkami.
Zaśmiałam się, marszcząc przy tym lekko nosek. O nie, też na pewno nie chciałam ich wąchać. Wyobrażałam sobie, że niektórzy z nich mogą nie być specjalnie zadbani, chociaż na pewno próbują maskować to zapachami perfum.
- Oby te zmiany nie były dużo większe niż podobne artykuły w gazetach - wyraziłam dosyć wątpliwie nadzieje. - Chociaż dobrze by było, gdyby nam powiedzieli co właściwie zamierzają - dodałam. Niby pracowałam w Ministerstwie, a i tak nie miałam o niczym pojęcia.
- A wiesz, że nie? To rzeczywiście już tak niedługo! - przypomniałam sobie nagle. Ostatnio wcale nie miałam głowy do myślenia o takich rzeczach, ale ja jednak lubiłam to całe strojenie się. Przymierzanie kolejnych kreacji i wybieranie tej odpowiedniej sprawiało mi przyjemność, chociaż nigdy nie mogłam się zdecydować na tylko jedną. - A ty? - spytałam, bo sposób w jaki Evelyn zadała pytanie nie brzmiał jakby chciała się pochwalić swoją kreacją, zresztą chyba nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek to robiła. - Czy nie byłoby cudownie razem wybrać się na poszukiwanie sukien? - zaproponowałam zaraz. W końcu ślub Tristana to nie była byle jaka uroczystość tylko okazja, na której wypadało wyglądać naprawdę ładnie.
- Och, naprawdę? - bąknęłam tylko odrobinę speszona i tylko na chwilę. Ja się nie zajmowałam eliksirami zawodowo, jedynie czasem coś tak próbowałam i pracownia wcale nie mieściła się pod ziemią, jednak eliksiry kojarzyły mi się z takim miejscem właśnie ze względu na Hogwart. - Mimo wszystko, pomijając wszelkie praktyczne aspekty, na pewno jest przyjemniej patrzeć na widoki za oknem, szczególnie tak niezwykłe jak ty masz w pracy. - Uśmiechnęłam się, jeszcze raz przytakując, że chętnie przyjdę, również wydawało mi się, że nasz kuzyn nie będzie miał nic przeciwko, szczególnie jeśli nie będziemy robić nic głupiego.
- Bardzo dobrze. Chyba zupełnie rozwiałaś moje wątpliwości. Będę jeszcze tylko musiała znowu znaleźć to miejsce - odparłam, bo akurat wtedy kiedy wydawało mi się, że widziałam ślaz, wstyd się przyznać, ale skręciłam w całkiem nieoczekiwaną ścieżkę. A może nawet żadnej dróżki nie było?
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Evelyn zamyśliła się. Także była zaskoczona takim obrotem sprawy, ale obnoszenie się z fanatyzmem mogło tylko pogorszyć sytuację i sprawić, że czarodzieje zamiast popierać proszlacheckie poglądy, zaczną się od nich odwracać, uznając, że to wszystko szło w złą stronę.
- Jestem ciekawa, co napiszą za jakiś czas – powiedziała więc. – I też chciałabym wiedzieć. Nie lubię niewiedzy, obojętnie, czego dotyczy. Te dziwne wydarzenia, przemiany... Wolałabym, żeby nic się nie zmieniało – zmarszczyła się lekko. Była konserwatywna, ale nie fanatyczna, wcale nie czekała na świat całkowicie zdominowany przez czarodziejów, chociaż przerażała ją również druga strona medalu – powszechna równość, w której byłaby zwyczajną czarownicą, traktowaną dokładnie tak samo jak szlama czy mieszaniec.
Zmiana tematu jej się spodobała; może suknie i bale nie należały do jej najbardziej ulubionych tematów rozmów, ale dobrze było się oderwać od tych ponurych rozważań o zmianach.
- Ja też nie. To znaczy, mogłabym wybrać coś ze swojej garderoby, ale tak sobie ostatnio uświadomiłam, że dawno jej nie powiększałam... – przygryzła lekko wargę, spoglądając na Lilianę. – To chyba dobry pomysł, wybrać się na małe zakupy. W końcu to ślub Tristana, nie wypada pokazywać się w starej sukni. – Gdyby chodziło o kogoś, kogo nawet nie lubiła, a musiała pojawić się na ślubie z czystego obowiązku, to by się nie przejmowała, ale Tristan? Był jedną z bliskich jej osób i dla niego mogła się bardziej postarać.
- Tak, jest przyjemniej. Ale jako Slughorn chyba już przywykłam do piwnic – powiedziała z rozbawieniem. Chociaż na pewno nie pogardziłaby oknami w pracowni domowej. Może jakieś sprytne zaklęcie imitujące okna i widoki za nim, jak w ministerstwie? Akurat to rozwiązali bardzo sensownie. – Koniecznie go poszukaj. A jeśli nie... Wydaje mi się, że w naszym lasku też niedługo powinien pojawić się pierwszy ślaz. Mogę ci trochę podesłać.
Powoli dopijała swoją herbatkę. Nagle jednak wpadła na pewien pomysł.
- Co ty na to, żebyśmy już dzisiaj wybrały się na poszukiwania odpowiednich kreacji? O ile, oczywiście, masz czas – zaproponowała. Do ślubu pozostawało niewiele czasu, a skoro dzisiaj trafił się w miarę luźny dzień, można go było wykorzystać. – Możemy skorzystać z sieci Fiuu i przenieść się na Pokątną. Lub możemy odwiedzić salon Parkinsonów.
Chociaż Evelyn słabo znała się na najnowszych trendach, nawet ona wiedziała, gdzie wypadało się ubierać dobrze urodzonym pannom, jakimi obie były.
- Jestem ciekawa, co napiszą za jakiś czas – powiedziała więc. – I też chciałabym wiedzieć. Nie lubię niewiedzy, obojętnie, czego dotyczy. Te dziwne wydarzenia, przemiany... Wolałabym, żeby nic się nie zmieniało – zmarszczyła się lekko. Była konserwatywna, ale nie fanatyczna, wcale nie czekała na świat całkowicie zdominowany przez czarodziejów, chociaż przerażała ją również druga strona medalu – powszechna równość, w której byłaby zwyczajną czarownicą, traktowaną dokładnie tak samo jak szlama czy mieszaniec.
Zmiana tematu jej się spodobała; może suknie i bale nie należały do jej najbardziej ulubionych tematów rozmów, ale dobrze było się oderwać od tych ponurych rozważań o zmianach.
- Ja też nie. To znaczy, mogłabym wybrać coś ze swojej garderoby, ale tak sobie ostatnio uświadomiłam, że dawno jej nie powiększałam... – przygryzła lekko wargę, spoglądając na Lilianę. – To chyba dobry pomysł, wybrać się na małe zakupy. W końcu to ślub Tristana, nie wypada pokazywać się w starej sukni. – Gdyby chodziło o kogoś, kogo nawet nie lubiła, a musiała pojawić się na ślubie z czystego obowiązku, to by się nie przejmowała, ale Tristan? Był jedną z bliskich jej osób i dla niego mogła się bardziej postarać.
- Tak, jest przyjemniej. Ale jako Slughorn chyba już przywykłam do piwnic – powiedziała z rozbawieniem. Chociaż na pewno nie pogardziłaby oknami w pracowni domowej. Może jakieś sprytne zaklęcie imitujące okna i widoki za nim, jak w ministerstwie? Akurat to rozwiązali bardzo sensownie. – Koniecznie go poszukaj. A jeśli nie... Wydaje mi się, że w naszym lasku też niedługo powinien pojawić się pierwszy ślaz. Mogę ci trochę podesłać.
Powoli dopijała swoją herbatkę. Nagle jednak wpadła na pewien pomysł.
- Co ty na to, żebyśmy już dzisiaj wybrały się na poszukiwania odpowiednich kreacji? O ile, oczywiście, masz czas – zaproponowała. Do ślubu pozostawało niewiele czasu, a skoro dzisiaj trafił się w miarę luźny dzień, można go było wykorzystać. – Możemy skorzystać z sieci Fiuu i przenieść się na Pokątną. Lub możemy odwiedzić salon Parkinsonów.
Chociaż Evelyn słabo znała się na najnowszych trendach, nawet ona wiedziała, gdzie wypadało się ubierać dobrze urodzonym pannom, jakimi obie były.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Poparłam zaraz pomysł Evelyn, przytakując jej, że na ślub kuzyna na pewno nie wypada iść w sukni, w której byłyśmy już gdzieś chociaż raz. Takie zmiany... polegające na dodaniu paru pięknych elementów do mojej garderoby, zdecydowanie były takimi, na które z przyjemnością mogłam się zgodzić. Nigdy nawet nie myślałam o tym, że większość obecnych pewnie nie zauważyłoby, gdyby zdarzyło mi się powtórzyć strój na jakichś ważnych uroczystościach. Zresztą, wszystkie te dziennikarki z Czarownicy, czy nie właśnie za to im płacono, aby wychwytywały takie mało znaczące, acz zawstydzające szczegóły? O ile lubiłam czytać o gafach innych szlachcianek, tak nie uśmiechało mi się tam zobaczyć samej siebie.
Uśmiechnęłam się trochę smutno na myśl o tych wszystkich przyzwyczajeniach, które sprawiały, że kwestionowałyśmy czasem najbardziej absurdalnych rzeczy... bo po prostu tak było. Ministerstwo rzeczywiście wymyśliło całkiem mądrze, ale może też dlatego, że w tych podziemnych pomieszczeniach pracowali ludzie, którzy musieli mieć odpowiedniej warunki do wykonywania pracy, nawet jeśli często upychani byli w istnych klitkach. A ich zadania nie kojarzyły się, w przeciwieństwie do warzenia eliksirów, z podziemiami.
- Dziękuję ci bardzo. Poszukam na pewno i gdyby jednak tajemniczo zniknęły, napiszę do ciebie - powiedziałam z wdzięcznością, chociaż te eliksiry to nie było nic poważnego, tylko takie eksperymenty. - O tak, to doskonały pomysł - zgodziłam się. - Możemy się wybrać, chociażby za chwilę.
Ucieszyłam się na to dzisiejsze spędzenie czasu na zakupach, bo i ja nie miałam w planach nic konkretnego, a ślub rzeczywiście zbliżał się zadziwiająco szybko. Kiedy więc dogadałyśmy co i jak, a ja zaproponowałam, żeby to był jednak dom Parkinsonów, postanowiłyśmy się tam przenieść za pomocą sieci Fiuu. Nie wiem jak to się stało, że źle wymówiłam nazwę. Coś ewidentnie poszło jednak nie tak, a ja po raz pierwszy w swoim dwudziestojednoletnim życiu wylądowałam nie w tym kominku, w którym chciałam.
zt (x2?) kominkujemy się
Uśmiechnęłam się trochę smutno na myśl o tych wszystkich przyzwyczajeniach, które sprawiały, że kwestionowałyśmy czasem najbardziej absurdalnych rzeczy... bo po prostu tak było. Ministerstwo rzeczywiście wymyśliło całkiem mądrze, ale może też dlatego, że w tych podziemnych pomieszczeniach pracowali ludzie, którzy musieli mieć odpowiedniej warunki do wykonywania pracy, nawet jeśli często upychani byli w istnych klitkach. A ich zadania nie kojarzyły się, w przeciwieństwie do warzenia eliksirów, z podziemiami.
- Dziękuję ci bardzo. Poszukam na pewno i gdyby jednak tajemniczo zniknęły, napiszę do ciebie - powiedziałam z wdzięcznością, chociaż te eliksiry to nie było nic poważnego, tylko takie eksperymenty. - O tak, to doskonały pomysł - zgodziłam się. - Możemy się wybrać, chociażby za chwilę.
Ucieszyłam się na to dzisiejsze spędzenie czasu na zakupach, bo i ja nie miałam w planach nic konkretnego, a ślub rzeczywiście zbliżał się zadziwiająco szybko. Kiedy więc dogadałyśmy co i jak, a ja zaproponowałam, żeby to był jednak dom Parkinsonów, postanowiłyśmy się tam przenieść za pomocą sieci Fiuu. Nie wiem jak to się stało, że źle wymówiłam nazwę. Coś ewidentnie poszło jednak nie tak, a ja po raz pierwszy w swoim dwudziestojednoletnim życiu wylądowałam nie w tym kominku, w którym chciałam.
zt (x2?) kominkujemy się
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
5.05.1956r.
Zmęczenie spowodowane anomaliami, a właściwie ich skutkami, odmalowywało się na twarzy lady Burke. Zwykle zdrowa, błyszcząca cera teraz stała się ziemista, trochę wysuszona. Ziva wyglądała jakby nie spała kilka dni i nie odżywiała się odpowiednio. I było sporo prawdy w tych podejrzeniach. Dokuczały jej bóle głowy, przez które ciężko jej było usnąć, a kiedy wreszcie oddała się w ramiona Morfeusza, budził ją głuchy łomot i krzyk którejś z bliźniaczek. Koszmary były idealną pożywką dla rozwijającej się, niekontrolowanej magii u dzieci. Nie mogła nic na to poradzić. Chciała zabrać je do uzdrowiciela, ale na listowne zapytania, delikatnie ją zniechęcano do przyjścia. Dopóki były to tylko sporadyczne ataki (o ile sporadycznymi można nazwać codzienne objawy magii), a fizycznie dziewczynkom nic nie dolegało, zalecano wstrzymanie się z wizytą. Podobno uzdrowiciele mieli teraz pełne ręce roboty z czarodziejami, którzy potrzebowali natychmiastowej, doraźnej pomocy. Do czasu unormowania się sytuacji, pozostało jej jedynie uspokajanie w nocy córek i tłumaczenie, że nieświadome zrzucanie książek i zabawek z regałów przy pomocy magii, nie jest niczym złym, albo broń Merlinie, nienormalnym.
Przybyła w godzinach popołudniowym do posiadłości Slughornów ubrana w suknię, na którą miała narzuconą szatę z kapturem. Deszcz nie oszczędzał, a nie chciała pograszczać swojego złego humoru przemoczonym ubraniem. W progu posiadłości przywitał ją skrzat Slughornów, któremu oddała swoją ociekającą, wierzchnią warstwę. Poprosiła, aby zaprowadził ją do lady Slughorn, co też uczynił. Przywitała się z kobietą i złożyła jej najszczersze kondolencje z powodu ostatnich przykrych wydarzeń, które ugodziły wprost w jej bliskich. Zapewniła ją również o tym, że ród Burke służy jej pomocą oraz wsparciem, jeśli by takowego potrzebowała. Następnie skrzat zaprowadził Zivę do salonu, w którym czekała już na nią Evelyn. Uściskała ją serdecznie, ciesząc się że nie odbiły się na niej skutki wybuchu.
- Przykro mi, że musiałyśmy się spotkać w takich przykrych okolicznościach. - westchnęła smutno, siadając na wskazanym miejscu. Wolałaby beztrosko rozmawiać o nowych szatach w Domu Mody Parkinsonów, albo o bukietach smakowych win i nalewek podczas jakiejś degustacji.
Zmęczenie spowodowane anomaliami, a właściwie ich skutkami, odmalowywało się na twarzy lady Burke. Zwykle zdrowa, błyszcząca cera teraz stała się ziemista, trochę wysuszona. Ziva wyglądała jakby nie spała kilka dni i nie odżywiała się odpowiednio. I było sporo prawdy w tych podejrzeniach. Dokuczały jej bóle głowy, przez które ciężko jej było usnąć, a kiedy wreszcie oddała się w ramiona Morfeusza, budził ją głuchy łomot i krzyk którejś z bliźniaczek. Koszmary były idealną pożywką dla rozwijającej się, niekontrolowanej magii u dzieci. Nie mogła nic na to poradzić. Chciała zabrać je do uzdrowiciela, ale na listowne zapytania, delikatnie ją zniechęcano do przyjścia. Dopóki były to tylko sporadyczne ataki (o ile sporadycznymi można nazwać codzienne objawy magii), a fizycznie dziewczynkom nic nie dolegało, zalecano wstrzymanie się z wizytą. Podobno uzdrowiciele mieli teraz pełne ręce roboty z czarodziejami, którzy potrzebowali natychmiastowej, doraźnej pomocy. Do czasu unormowania się sytuacji, pozostało jej jedynie uspokajanie w nocy córek i tłumaczenie, że nieświadome zrzucanie książek i zabawek z regałów przy pomocy magii, nie jest niczym złym, albo broń Merlinie, nienormalnym.
Przybyła w godzinach popołudniowym do posiadłości Slughornów ubrana w suknię, na którą miała narzuconą szatę z kapturem. Deszcz nie oszczędzał, a nie chciała pograszczać swojego złego humoru przemoczonym ubraniem. W progu posiadłości przywitał ją skrzat Slughornów, któremu oddała swoją ociekającą, wierzchnią warstwę. Poprosiła, aby zaprowadził ją do lady Slughorn, co też uczynił. Przywitała się z kobietą i złożyła jej najszczersze kondolencje z powodu ostatnich przykrych wydarzeń, które ugodziły wprost w jej bliskich. Zapewniła ją również o tym, że ród Burke służy jej pomocą oraz wsparciem, jeśli by takowego potrzebowała. Następnie skrzat zaprowadził Zivę do salonu, w którym czekała już na nią Evelyn. Uściskała ją serdecznie, ciesząc się że nie odbiły się na niej skutki wybuchu.
- Przykro mi, że musiałyśmy się spotkać w takich przykrych okolicznościach. - westchnęła smutno, siadając na wskazanym miejscu. Wolałaby beztrosko rozmawiać o nowych szatach w Domu Mody Parkinsonów, albo o bukietach smakowych win i nalewek podczas jakiejś degustacji.
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Również do odległego dworku w Westmorland dotarły wieści o anomaliach ogarniających magiczny świat. Sami Slughornowie szczęśliwie uniknęli poważniejszych problemów; żadne z nich nie zostało teleportowane gdzieś daleko i poza odczuciem pewnego dyskomfortu i pogorszenia samopoczucia, a także pęknięciem części szyb w szklarni nie wydarzyło się nic szczególnie groźnego. Na razie, bo kto wie, co jeszcze mogło się wydarzyć w tak niespokojnym czasie? Matka Evelyn zniosła to nieco gorzej, była osłabiona, blada i doskwierały jej bóle głowy, a kolejnego dnia nadeszły tragiczne wieści ze strony rodziny matki. Żadne z nich nie rozumiało tego, co się stało; dlaczego zginął wuj Rosier i kilka smoków w rezerwacie, dlaczego wielu innych czarodziejów zostało wyrwanych ze swoich siedzib i rozrzuconych w różnych miejscach, często z rozmaitymi obrażeniami. Jakby tego było mało, tajemnicza moc wciąż szalała, wpływając na czarodziejów, na magiczne przedmioty i miejsca, a podobno także i na mugoli, którzy doświadczyli przepływu magii. Działo się coś bardzo złego, to nie ulegało wątpliwości, ale nawet jej ojciec, choć był w oczach Evelyn największym autorytetem, rozkładał bezradnie ręce i mówił, że nigdy nie widział niczego podobnego.
Otrzymała też wiadomość o zniszczeniu zabezpieczeń w rezerwacie i rozszaleniu się smoków, z których część uciekła, a pozostałe atakowały pracowników i przypadkowych gapiów, którzy pragnęli je zobaczyć. Ojciec kategorycznie zabronił zbliżania jej się tam, dopóki sytuacja nie zostanie opanowana, więc pozostało jej zostać w posiadłości i zajmować się alchemią w tutejszych piwnicach, chociaż i tu nie mogła mieć pewności, czy magia nagle nie zwróci się przeciwko niej. Używała różdżki bardzo ostrożnie, wciąż nie mogąc uwierzyć, że przyjdzie dzień, gdy nie będzie mogła w pełni ufać temu nieodłącznemu atrybutowi czarodziejskiej mocy, która płynęła w jej ciele wraz ze znakomitą szlachetną krwią.
Wymieniła kilkanaście listów z krewnymi i znajomymi, upewniając się co do ich stanu i dowiadując się o innych szkodach poczynionych przez anomalie. Momentami czuła się nieco przytłoczona zamknięciem w murach posiadłości, gdzie widywała się tylko z innymi domownikami. Potrzebowała spotkać się i porozmawiać z kimś spoza najbliższej rodziny, więc przyjęła z ulgą wieść, że Ziva może wpaść z wizytą. Była bardzo ciekawa jej spostrzeżeń; Ziva była w końcu inteligentną czarownicą, która widziała więcej niż tylko bale i sukienki, i być może wiedziała lub domyślała się czegoś, o czym Evelyn wciąż nie miała pojęcia.
Gdy kobieta weszła do salonu, wstała z kanapy, na której siedziała i odwzajemniła uścisk, ciesząc się, że widzi ją całą i zdrową.
- Mi też przykro. Kto by pomyślał, że spotkamy się ponownie przy okazji takich wydarzeń? – zastanowiła się, zapraszając kobietę, by usiadła, podczas gdy skrzat przyniósł im gorącą herbatę i ciasto. – Wciąż nie rozumiem tego, co się dzieje, choć od kilku dni razem z ojcem przeczesuję rodowe księgi, próbując się czegoś dowiedzieć. To na nic, ale nie poddajemy się – westchnęła; dawno nic nie niepokoiło jej równie mocno jak ostatnie wydarzenia. – Anomalie spowodowały wiele szkód. Zginął lord Rosier, a moja młodsza kuzynka napisała do mnie, że anomalie wyrwały ją z zabezpieczonego zaklęciami Hogwartu. I podobno nie tylko jej się to przydarzyło, Mung ponoć pękał w szwach po tamtej dziwacznej i niepokojącej nocy – mówiła, uważnie obserwując twarz Zivy. – Wspominałaś w liście, że ta dziwna magia odzywa się też u twoich dzieci? – zapytała, ale miała nadzieję, że krewnym Zivy nic poważnego nie dolegało.
Otrzymała też wiadomość o zniszczeniu zabezpieczeń w rezerwacie i rozszaleniu się smoków, z których część uciekła, a pozostałe atakowały pracowników i przypadkowych gapiów, którzy pragnęli je zobaczyć. Ojciec kategorycznie zabronił zbliżania jej się tam, dopóki sytuacja nie zostanie opanowana, więc pozostało jej zostać w posiadłości i zajmować się alchemią w tutejszych piwnicach, chociaż i tu nie mogła mieć pewności, czy magia nagle nie zwróci się przeciwko niej. Używała różdżki bardzo ostrożnie, wciąż nie mogąc uwierzyć, że przyjdzie dzień, gdy nie będzie mogła w pełni ufać temu nieodłącznemu atrybutowi czarodziejskiej mocy, która płynęła w jej ciele wraz ze znakomitą szlachetną krwią.
Wymieniła kilkanaście listów z krewnymi i znajomymi, upewniając się co do ich stanu i dowiadując się o innych szkodach poczynionych przez anomalie. Momentami czuła się nieco przytłoczona zamknięciem w murach posiadłości, gdzie widywała się tylko z innymi domownikami. Potrzebowała spotkać się i porozmawiać z kimś spoza najbliższej rodziny, więc przyjęła z ulgą wieść, że Ziva może wpaść z wizytą. Była bardzo ciekawa jej spostrzeżeń; Ziva była w końcu inteligentną czarownicą, która widziała więcej niż tylko bale i sukienki, i być może wiedziała lub domyślała się czegoś, o czym Evelyn wciąż nie miała pojęcia.
Gdy kobieta weszła do salonu, wstała z kanapy, na której siedziała i odwzajemniła uścisk, ciesząc się, że widzi ją całą i zdrową.
- Mi też przykro. Kto by pomyślał, że spotkamy się ponownie przy okazji takich wydarzeń? – zastanowiła się, zapraszając kobietę, by usiadła, podczas gdy skrzat przyniósł im gorącą herbatę i ciasto. – Wciąż nie rozumiem tego, co się dzieje, choć od kilku dni razem z ojcem przeczesuję rodowe księgi, próbując się czegoś dowiedzieć. To na nic, ale nie poddajemy się – westchnęła; dawno nic nie niepokoiło jej równie mocno jak ostatnie wydarzenia. – Anomalie spowodowały wiele szkód. Zginął lord Rosier, a moja młodsza kuzynka napisała do mnie, że anomalie wyrwały ją z zabezpieczonego zaklęciami Hogwartu. I podobno nie tylko jej się to przydarzyło, Mung ponoć pękał w szwach po tamtej dziwacznej i niepokojącej nocy – mówiła, uważnie obserwując twarz Zivy. – Wspominałaś w liście, że ta dziwna magia odzywa się też u twoich dzieci? – zapytała, ale miała nadzieję, że krewnym Zivy nic poważnego nie dolegało.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ciężko było ufać czemukolwiek, co wykazywało magiczne właściwości. Nawet własna różdżka, która w większości przypadków nie zawodziła, mogła obrócić się przeciwko własnemu właścicielowi. Z tego też powodu, w posiadłości Burke’ów ograniczono używanie różdżek do niezbędnego minimum. Nikt nie chciał zostać ugodzony rykoszetem podczas rzucania zwykłego Alohomora czy Lumos. Żadna z guwernantek nie miała prawa posługiwać się zaklęciami w obecności dziewczynek. Nie miał też prawa ich drażnić, aby nie wywołać kolejnego niekontrolowanego uderzenia mocy. Skrzaty również musiały większość swoich czynności wykonywać ręcznie. Paproch narzekał, że jego pani próbuje zmienić go w mugola, że musi używać miotełki do kurzu i szmaty do mycia podłóg. Nawet jedzenie smakowało inaczej przyrządzane bez użycia zaklęć. Nawet sama Ziva czuła się trochę jak mugolka, kiedy musiała po wszystko chodzić. Dawno nie przemierzyła tylu kilometrów w swojej posiadłości. Wcześniej przecież wystarczyło Accio i nigdzie nie trzeba było się ruszać. Czasem łapała się na odruchowym zaciskaniu dłoni na rękojeści różdżki i chęci wypowiedzenia wybranej inkantacji.
Lady Burke nie rozumiała tej siły. Nie potrafiła znaleźć logicznego wytłumaczenia ostatnich wydarzeń, chociaż bardzo się starała. Spekulowała w myślach nawet nad swego rodzaju skażeniem spowodowanym tym wybuchem. Może ta czarna magia się rozpyla po całym kraju niczym opary źle uwarzonego eliksiru?
- Ja również wertowałam wszystkie swoje księgi w poszukiwaniu wzmianek o tego typu anomaliach. Nic nie znalazłam. - westchnęła zrezygnowana. Jej biblioteka była pokaźnym arsenałem wiedzy historycznej. Niektóre z pozycji znała niemal na pamięć, ale podejrzewała, że mogła w natłoku informacji dat, zignorować wtrącenie o jakimś dziwnym wybuchu. - Wysłałam dzisiaj sowę do Ministerstwa Magii. - wydusiła wreszcie z siebie. - Zaoferowałam im swoją pomoc w poszukiwaniach odpowiedzi na pytanie: "Czy to wydarzyło się już wcześniej?" - dodała i przyjęła filiżankę herbaty od skrzata. Napar sparzył jej wargi, ale niezbyt się tym faktem przejęła. - Sama rozumiesz, oni mają dostęp do takich ksiąg, których nie znajdziemy w rodzinnych bibliotekach. Do ksiąg sprzed wieków, może niezbyt legalnych, które zachowały się w pojedynczych egzemplarzach, albo tylko we fragmentach. - podejrzewała, że Ministerstwo może dysponować odpowiedzią. Mogą ją mieć podaną na tacy, trzeba tylko wiedzieć, gdzie jej szukać. - Mam nadzieję, że przyjmą moją pomocną dłoń. - mruknęła, ale jakoś sama nie była przekonana. Władza niezbyt chętnie współpracuje ze szlachtą, a jeszcze gorzej z kobietami o nazwisku Burke.
Ożywiła się trochę na pytanie Evelyn o swoje córki.
- U dziewczynek zaczęły występować pewne… napady. - zaczęła, krzywiąc się lekko na wspomnienie o pierwszych objawach zdolności magicznych. - Gorzej się czują. W nocy miewają koszmary, z których budzą się z powodu hałasów. Potrafią zrzucać księgi z półek. Nie jakieś dziecięce książeczki, opasłe tomiska lądują z hukiem na podłodze. Porcelanowe lalki chyba już wszystkie zdążyły wytłuc przez te kilka dni. I to mogłoby być nawet urocze, albo zabawne, ale kiedy się zdenerwują… coś zaczyna płonąć. Lampy, zasłony, obrazy. - zacisnęła zęby i odstawiła filiżankę na spodek, aby jej przypadkiem nie uszkodzić. - To narasta i staje się wręcz niebezpieczne.
Lady Burke nie rozumiała tej siły. Nie potrafiła znaleźć logicznego wytłumaczenia ostatnich wydarzeń, chociaż bardzo się starała. Spekulowała w myślach nawet nad swego rodzaju skażeniem spowodowanym tym wybuchem. Może ta czarna magia się rozpyla po całym kraju niczym opary źle uwarzonego eliksiru?
- Ja również wertowałam wszystkie swoje księgi w poszukiwaniu wzmianek o tego typu anomaliach. Nic nie znalazłam. - westchnęła zrezygnowana. Jej biblioteka była pokaźnym arsenałem wiedzy historycznej. Niektóre z pozycji znała niemal na pamięć, ale podejrzewała, że mogła w natłoku informacji dat, zignorować wtrącenie o jakimś dziwnym wybuchu. - Wysłałam dzisiaj sowę do Ministerstwa Magii. - wydusiła wreszcie z siebie. - Zaoferowałam im swoją pomoc w poszukiwaniach odpowiedzi na pytanie: "Czy to wydarzyło się już wcześniej?" - dodała i przyjęła filiżankę herbaty od skrzata. Napar sparzył jej wargi, ale niezbyt się tym faktem przejęła. - Sama rozumiesz, oni mają dostęp do takich ksiąg, których nie znajdziemy w rodzinnych bibliotekach. Do ksiąg sprzed wieków, może niezbyt legalnych, które zachowały się w pojedynczych egzemplarzach, albo tylko we fragmentach. - podejrzewała, że Ministerstwo może dysponować odpowiedzią. Mogą ją mieć podaną na tacy, trzeba tylko wiedzieć, gdzie jej szukać. - Mam nadzieję, że przyjmą moją pomocną dłoń. - mruknęła, ale jakoś sama nie była przekonana. Władza niezbyt chętnie współpracuje ze szlachtą, a jeszcze gorzej z kobietami o nazwisku Burke.
Ożywiła się trochę na pytanie Evelyn o swoje córki.
- U dziewczynek zaczęły występować pewne… napady. - zaczęła, krzywiąc się lekko na wspomnienie o pierwszych objawach zdolności magicznych. - Gorzej się czują. W nocy miewają koszmary, z których budzą się z powodu hałasów. Potrafią zrzucać księgi z półek. Nie jakieś dziecięce książeczki, opasłe tomiska lądują z hukiem na podłodze. Porcelanowe lalki chyba już wszystkie zdążyły wytłuc przez te kilka dni. I to mogłoby być nawet urocze, albo zabawne, ale kiedy się zdenerwują… coś zaczyna płonąć. Lampy, zasłony, obrazy. - zacisnęła zęby i odstawiła filiżankę na spodek, aby jej przypadkiem nie uszkodzić. - To narasta i staje się wręcz niebezpieczne.
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn również doskwierała konieczność ograniczenia używania magii do minimum. Nie była przyzwyczajona do wykonywania czynności jak mugolka. O ile podczas warzenia eliksirów i zbierania ziół zwykle wolała wykonywać czynności własnoręcznie (nie licząc tych najbardziej obrzydliwych, gdzie lepiej było jednak posłużyć się różdżką), tak w innych aspektach często wyręczała się magią. Różdżka towarzyszyła jej przez cały czas i czasami musiała przypominać sobie o możliwych konsekwencjach, gdy odruchowo po nią sięgała. Niektóre zaklęcia działały nie tak, jak trzeba, lub wręcz osłabiały; zupełnie jakby różdżki zaczęły buntować się wobec właścicieli. Zamiast więc przywoływać potrzebne przedmioty, musiała chodzić po nie pieszo, pokonując liczne korytarze dworku. Chwila wygodnictwa nie była warta możliwych urazów, ale miała nadzieję, że anomalie uspokoją się szybko i wszystko wróci do normy.
- To bardzo zastanawiające. Że to wydarzyło się tak nagle i miało tak duży zasięg – powiedziała; oczywiście wciąż zastanawiała się nad przyczyną. Czyżby to były jakieś eksperymenty, które wymknęły się spod kontroli? Może ministerstwo, które w ostatnich dniach wydawało się upaść na głowę, testowało jakąś nową broń na polecenie szurniętej pani minister, i ta zadziałała w taki sposób? – Cokolwiek to było, nie ulega wątpliwości, że jest niebezpieczne. To było zdolne ranić nie tylko czarodziejów, ale nawet smoki, które same w sobie są chronione potężną mocą. A ministerstwo postąpiłoby niemądrze, odrzucając pomoc tak znakomitego historyka magii. – No chyba, że sami maczali palce w tym wszystkim, ale nawet jeśli tak, chyba w interesie wszystkich było uspokojenie sytuacji. – Kto wie, może istnieją gdzieś jakieś rzadkie i stare księgi, do których nie mamy dostępu, a które mogą skrywać odpowiedzi na pytania dotyczące tej magii.
Ministerstwo mogło mieć dostęp do zasobów, jakich nie miały nawet szlacheckie rody. Gdzieś potencjalnie mogły skrywać się odpowiedzi na pytanie, czy anomalie zanikną same, czy może wymagały jakiegoś konkretnego sposobu pozbycia się ich. Ale istniało też prawdopodobieństwo, że nie będą chcieli angażować nikogo z zewnątrz, zwłaszcza kobiety z rodu Burke.
Jej dłoń lekko zadrżała, gdy sięgnęła po filiżankę herbaty, ale upiła łyk, wciąż obserwując Zivę. Na jej bladej twarzy rysowało się zmęczenie, wczoraj do późnej nocy buszowała w księgach i robiła to też rano.
- To coś więcej niż standardowa dziecięca magia? – zapytała; o ile było jej wiadomo, dziecięca magia bywała niekiedy gwałtowna, ale nie aż tak. Sama będąc małą dziewczynką kilka razy coś potłukła, gdy się zdenerwowała, ale jej dziecięca magia przebiegała w sposób raczej łagodny i nie miała takiego natężenia, jak opowiadała Ziva o swoich córkach. – Uzdrowiciele nie potrafią nic na to poradzić? Nie da się ograniczyć zgubnego wpływu tej magii na nie i na pozostałych domowników? – zapytała; nie była pewna, jak to działa, sama miała bardzo marne pojęcie o sprawach leczniczych. Poważny brak, biorąc pod uwagę jej alchemiczną pasję, musiała chyba odkurzyć nieco zapomnianą wiedzę, zwłaszcza w obecnych okolicznościach. Ale to, o czym mówiła Ziva, i tak brzmiało bardzo niepokojąco.
- Nie wiem, ile w tym prawdy, ale słyszałam pogłoski, że nawet wokół mugoli dochodzi do magicznych zjawisk – dodała jeszcze; to samo w sobie było niezwykłe, ale i niepokojące, stwarzało też ryzyko, że mugole dowiedzą się o świecie czarodziejów.
- To bardzo zastanawiające. Że to wydarzyło się tak nagle i miało tak duży zasięg – powiedziała; oczywiście wciąż zastanawiała się nad przyczyną. Czyżby to były jakieś eksperymenty, które wymknęły się spod kontroli? Może ministerstwo, które w ostatnich dniach wydawało się upaść na głowę, testowało jakąś nową broń na polecenie szurniętej pani minister, i ta zadziałała w taki sposób? – Cokolwiek to było, nie ulega wątpliwości, że jest niebezpieczne. To było zdolne ranić nie tylko czarodziejów, ale nawet smoki, które same w sobie są chronione potężną mocą. A ministerstwo postąpiłoby niemądrze, odrzucając pomoc tak znakomitego historyka magii. – No chyba, że sami maczali palce w tym wszystkim, ale nawet jeśli tak, chyba w interesie wszystkich było uspokojenie sytuacji. – Kto wie, może istnieją gdzieś jakieś rzadkie i stare księgi, do których nie mamy dostępu, a które mogą skrywać odpowiedzi na pytania dotyczące tej magii.
Ministerstwo mogło mieć dostęp do zasobów, jakich nie miały nawet szlacheckie rody. Gdzieś potencjalnie mogły skrywać się odpowiedzi na pytanie, czy anomalie zanikną same, czy może wymagały jakiegoś konkretnego sposobu pozbycia się ich. Ale istniało też prawdopodobieństwo, że nie będą chcieli angażować nikogo z zewnątrz, zwłaszcza kobiety z rodu Burke.
Jej dłoń lekko zadrżała, gdy sięgnęła po filiżankę herbaty, ale upiła łyk, wciąż obserwując Zivę. Na jej bladej twarzy rysowało się zmęczenie, wczoraj do późnej nocy buszowała w księgach i robiła to też rano.
- To coś więcej niż standardowa dziecięca magia? – zapytała; o ile było jej wiadomo, dziecięca magia bywała niekiedy gwałtowna, ale nie aż tak. Sama będąc małą dziewczynką kilka razy coś potłukła, gdy się zdenerwowała, ale jej dziecięca magia przebiegała w sposób raczej łagodny i nie miała takiego natężenia, jak opowiadała Ziva o swoich córkach. – Uzdrowiciele nie potrafią nic na to poradzić? Nie da się ograniczyć zgubnego wpływu tej magii na nie i na pozostałych domowników? – zapytała; nie była pewna, jak to działa, sama miała bardzo marne pojęcie o sprawach leczniczych. Poważny brak, biorąc pod uwagę jej alchemiczną pasję, musiała chyba odkurzyć nieco zapomnianą wiedzę, zwłaszcza w obecnych okolicznościach. Ale to, o czym mówiła Ziva, i tak brzmiało bardzo niepokojąco.
- Nie wiem, ile w tym prawdy, ale słyszałam pogłoski, że nawet wokół mugoli dochodzi do magicznych zjawisk – dodała jeszcze; to samo w sobie było niezwykłe, ale i niepokojące, stwarzało też ryzyko, że mugole dowiedzą się o świecie czarodziejów.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ostatni raz tak poważne obawy miała w 1945 roku, kiedy Grindelwald po zabiciu Dumbledore’a rozpoczął terroryzowanie magicznego społeczeństwa. Ojciec zapewniał, że nie porwie się on na rody krwi szlachetnej, a ich członkowie mogą żyć w względnym spokoju. Nie wierzyła, że ten szaleniec w napadzie furii, nie postanowi kiedyś ugodzić w serce brytyjskiego, magicznego świata jakim były rodziny wymienione w Skorowidzu Notta. Nic nie było gwarantem. Nawet fakt, że w tamtym okresie pobierała nauki u Bathildy Bagshot, krewnej Grindelwalda, jej nie uspokajał. Wręcz przeciwnie, będąc na swego rodzaju świeczniku, byłaby łatwą, młodą ofiarą. Bała się do tego stopnia, że zaraz po zakończeniu nauki, zdecydowała się na wyjazd, którego daty zakończenia sama nie była pewna. Jeśli pozostanie w Gizie zapewniłoby jej bezpieczeństwo, nie wróciłaby już nigdy do rodzimego kraju, będąc świadomą, że byłoby to równoznaczne z wydziedziczeniem. Jednak podczas jej nieobecności wszystko przycichło, Ministerstwo zaczęło negocjacje mające na celu zapewnienie względnego spokoju i harmonii. A teraz? Nie była już panienką z dobrego rodu, bez poważniejszych zobowiązań. Była szlachcianką, żoną i matką. Jej życie nie należało już tylko do niej. Miała bliskich, których musiałaby chronić najpierw, a na samym końcu siebie. I teraz samo Ministerstwo Magii zdawało się nie znać powodów tej przedziwnej siły, która spustoszyła sporą część kraju. Jak mieli przeciwdziałać czemuś, czego w pełni nie rozumieli? Można było porwać się na stwierdzenie za Grindelwalda było stabilniej.
- To jest coś naprawdę potężnego. Tak jak mówisz, powala nawet smoki, więc czarodzieje to dla tego czegoś czekoladowa żaba. - również słyszała coś o niekontrolowanych i tajemniczych teleportacjach w różne zakątki kraju. Czy jest jakaś zasada? Czemu ona i Eve nie zostały nigdzie teleportowane, a niektórzy członkowie szlachetnych rodów już tak? Czy istnieje jakakolwiek zależność czy tym wszystkim steruje czysty przypadek? Tak wiele pytań, a odpowiedzi żadnej. Tylko domysły i spekulacje. - Na Rowenę, jak mamy temu przeciwdziałać, skoro własne różdżki stały się dla nas tylko niepewnym kawałkiem drewna? - rzuciła chociaż wcale nie oczekiwała odpowiedzi.
Czyżby lady Slughorn miała podobne myśli do Zivy, że Ministerstwo Magii może coś ukrywać przed opinią publiczną? Było tyle niedopowiedzeń i tajemniczych informacji, nietrzymających się kupy, że tylko naiwny głupiec nie miałby wątpliwości.
- To nie jest tylko dziecięca magia. To jest zdecydowanie coś… mroczniejszego. - nie znała przypadków, aby pięcioletnie dzieci, u których rozwijały się zdolności magiczne, stanowiły zagrożenie dla siebie, albo otoczenia. Zwykle kończyło się na zrzuceniu sztućców ze stołu, albo delikatnej, chwilowej lewitacji jakiegoś niewielkiego przedmiotu jak solniczka. - Zbywają mnie. Mają pełne ręce roboty z powodu poważnie rannych czarodziejów, którzy ucierpieli przez anomalie. Dzieci nie są dla nich takim priorytetem. - parsknęła rozzłoszczona. Udzielą pomocy wreszcie. Galeony przekonują każdego, zwłaszcza dyrekcję szpitala, ale oby nie było wtedy za późno.
- U mugoli? - zapytała z niedowierzaniem. - To brzmi niedorzecznie. U zwykłych, przeciętnych mugoli? Może to charłaki, u których magia przybrała na mocy z powodu anomalii? - pokręciła głową i znowu napiła się herbaty. Jeszcze tego brakuje, aby mugole nauczyły się czarować. Kolejne zmartwienie i zagrożenie, bo przecież te gumochłony nie potrafią nawet buta czasem zawiązać, a co dopiero władać nadprzyrodzonymi zdolnościami!
- To jest coś naprawdę potężnego. Tak jak mówisz, powala nawet smoki, więc czarodzieje to dla tego czegoś czekoladowa żaba. - również słyszała coś o niekontrolowanych i tajemniczych teleportacjach w różne zakątki kraju. Czy jest jakaś zasada? Czemu ona i Eve nie zostały nigdzie teleportowane, a niektórzy członkowie szlachetnych rodów już tak? Czy istnieje jakakolwiek zależność czy tym wszystkim steruje czysty przypadek? Tak wiele pytań, a odpowiedzi żadnej. Tylko domysły i spekulacje. - Na Rowenę, jak mamy temu przeciwdziałać, skoro własne różdżki stały się dla nas tylko niepewnym kawałkiem drewna? - rzuciła chociaż wcale nie oczekiwała odpowiedzi.
Czyżby lady Slughorn miała podobne myśli do Zivy, że Ministerstwo Magii może coś ukrywać przed opinią publiczną? Było tyle niedopowiedzeń i tajemniczych informacji, nietrzymających się kupy, że tylko naiwny głupiec nie miałby wątpliwości.
- To nie jest tylko dziecięca magia. To jest zdecydowanie coś… mroczniejszego. - nie znała przypadków, aby pięcioletnie dzieci, u których rozwijały się zdolności magiczne, stanowiły zagrożenie dla siebie, albo otoczenia. Zwykle kończyło się na zrzuceniu sztućców ze stołu, albo delikatnej, chwilowej lewitacji jakiegoś niewielkiego przedmiotu jak solniczka. - Zbywają mnie. Mają pełne ręce roboty z powodu poważnie rannych czarodziejów, którzy ucierpieli przez anomalie. Dzieci nie są dla nich takim priorytetem. - parsknęła rozzłoszczona. Udzielą pomocy wreszcie. Galeony przekonują każdego, zwłaszcza dyrekcję szpitala, ale oby nie było wtedy za późno.
- U mugoli? - zapytała z niedowierzaniem. - To brzmi niedorzecznie. U zwykłych, przeciętnych mugoli? Może to charłaki, u których magia przybrała na mocy z powodu anomalii? - pokręciła głową i znowu napiła się herbaty. Jeszcze tego brakuje, aby mugole nauczyły się czarować. Kolejne zmartwienie i zagrożenie, bo przecież te gumochłony nie potrafią nawet buta czasem zawiązać, a co dopiero władać nadprzyrodzonymi zdolnościami!
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn słabo pamiętała tamte czasy, ale niewątpliwie miały wpływ na to, dlaczego uczyła się w Beauxbatons a nie w Hogwarcie. Ojciec przychylił się do woli matki, chcącej by jej dzieci uczyły się w szkole, którą sama ukończyła, właśnie z troski o ich bezpieczeństwo. Tak więc Evelyn przetrwała ten czas daleko od rodziny, ale i potencjalnych zagrożeń i mogła skupić się tylko na nauce. W momencie, gdy ukończyła szkołę, sytuacja była już w miarę stabilna, a jej rodzina i tak nie angażowała się mocniej w politykę. Najmłodsza Slughornówna mogła w spokoju zadebiutować towarzysko, a także rozpocząć profesjonalny alchemiczny kurs, na który przyszła przygotowana znacznie lepiej niż większość jej rówieśników, którzy nie nosili nazwiska Slughorn.
Tak więc jej pierwsze lata dorosłości układały się wręcz wspaniale i dopiero niedawno pojawiły się i cienie; dziwny incydent na Pokątnej, niepokojący liścik z pogróżkami, dziwaczne reformy, które w pewien sposób godziły i w jej rodzinę... Działo się coś bardzo dziwnego, a anomalie i kolejne zmiany w ministerstwie, które wycofywało się z wcześniej podjętych decyzji, tylko utwierdzały ją w tym przekonaniu, że czas spokoju chyba dobiegał końca. Zamieszanie odczuli w jakiś sposób wszyscy, nawet szlachcianki, które zwykle trzymały się z dala od problemów codzienności.
Evelyn jeszcze nie miała własnej rodziny, ale martwiła się o rodzeństwo, rodziców i innych krewnych. Ziva, która miała już męża i dzieci, zapewne odczuwała to wszystko jeszcze silniej, bo nie odpowiadała tylko za siebie, ale też za kilkoro małych czarodziejów, którzy byli zupełnie bezbronni w obliczu tej dziwnej mocy.
- Sama czuję się niezwykle nieswojo z myślą, że już nie mogę darzyć pełnym zaufaniem swojej różdżki – wyznała; czuła się dziwnie bezradna, gdy nie mogła dowolnie używać zaklęć bez obaw, że niechcący się porani lub wysadzi w powietrze połowę pomieszczenia w którym była. – Czuję, że to będzie ciężka sprawa, ale nie pozostaje nam nic innego, jak poszukiwanie odpowiedzi... I nadzieja, że jakieś rozwiązanie istnieje. I ktoś w końcu na nie wpadnie.
Ojciec zawsze uczył ją, że niemal każdy problem da się rozwiązać, jeśli tylko podejdzie się do niego z rozsądkiem i odpowiednim przygotowaniem. Ale nie dało się ukryć, że nie darzyła ministerstwa wielkim zaufaniem, nawet jeśli rodzina trzymała ją od niego z daleka. Slughornowie zawsze czaili się w cieniu i tam działali. Nie wysuwali się na pierwszy plan, nie przyciągali niepożądanej uwagi.
- Cóż, wobec tego mam nadzieję, że w końcu potraktują to odpowiednio poważnie, zwłaszcza, jeśli takich dzieci jest więcej – rzekła. Była przekonana, że nie powinno się bagatelizować tej sprawy, w końcu nie wiadomo, ile złej magii zniosą dziecięce organizmy i jaki to będzie mieć na nie wpływ.
- Tak, to jest niedorzeczne, ale słyszałam takie pogłoski, że anomalie występują także w ich świecie. Nie sądzę, by mugole nagle zyskali zdolność czarowania i używania mocy świadomie. – To było raczej oczywiste; ich światy istniały obok siebie, ale znacząco się różniły. W jednym płynęła magiczna moc, w drugim nie, i tak powinno pozostać. Mugole nie posiadali prawdziwych magicznych mocy, nie mogły ich im dać nawet anomalie, a to sprawiało, że nie byli równi czarodziejom i nie powinni mieć wstępu do magicznego świata.
Znowu upiła łyk herbaty, a jej zamyślone spojrzenie przez moment spoczęło na kominku.
- Mam nadzieję, że poza tymi zawirowaniami wszystko się jakoś układa – zaczęła po chwili. Anomalie anomaliami, ale codzienne życie toczyło się dalej. Choć niewątpliwie nie było dokładnie takie, jak przedtem. Nie mogło być, skoro wydarzyło się dużo złego, a codzienność została naznaczona niepokojem o nadchodzącą przyszłość.
Tak więc jej pierwsze lata dorosłości układały się wręcz wspaniale i dopiero niedawno pojawiły się i cienie; dziwny incydent na Pokątnej, niepokojący liścik z pogróżkami, dziwaczne reformy, które w pewien sposób godziły i w jej rodzinę... Działo się coś bardzo dziwnego, a anomalie i kolejne zmiany w ministerstwie, które wycofywało się z wcześniej podjętych decyzji, tylko utwierdzały ją w tym przekonaniu, że czas spokoju chyba dobiegał końca. Zamieszanie odczuli w jakiś sposób wszyscy, nawet szlachcianki, które zwykle trzymały się z dala od problemów codzienności.
Evelyn jeszcze nie miała własnej rodziny, ale martwiła się o rodzeństwo, rodziców i innych krewnych. Ziva, która miała już męża i dzieci, zapewne odczuwała to wszystko jeszcze silniej, bo nie odpowiadała tylko za siebie, ale też za kilkoro małych czarodziejów, którzy byli zupełnie bezbronni w obliczu tej dziwnej mocy.
- Sama czuję się niezwykle nieswojo z myślą, że już nie mogę darzyć pełnym zaufaniem swojej różdżki – wyznała; czuła się dziwnie bezradna, gdy nie mogła dowolnie używać zaklęć bez obaw, że niechcący się porani lub wysadzi w powietrze połowę pomieszczenia w którym była. – Czuję, że to będzie ciężka sprawa, ale nie pozostaje nam nic innego, jak poszukiwanie odpowiedzi... I nadzieja, że jakieś rozwiązanie istnieje. I ktoś w końcu na nie wpadnie.
Ojciec zawsze uczył ją, że niemal każdy problem da się rozwiązać, jeśli tylko podejdzie się do niego z rozsądkiem i odpowiednim przygotowaniem. Ale nie dało się ukryć, że nie darzyła ministerstwa wielkim zaufaniem, nawet jeśli rodzina trzymała ją od niego z daleka. Slughornowie zawsze czaili się w cieniu i tam działali. Nie wysuwali się na pierwszy plan, nie przyciągali niepożądanej uwagi.
- Cóż, wobec tego mam nadzieję, że w końcu potraktują to odpowiednio poważnie, zwłaszcza, jeśli takich dzieci jest więcej – rzekła. Była przekonana, że nie powinno się bagatelizować tej sprawy, w końcu nie wiadomo, ile złej magii zniosą dziecięce organizmy i jaki to będzie mieć na nie wpływ.
- Tak, to jest niedorzeczne, ale słyszałam takie pogłoski, że anomalie występują także w ich świecie. Nie sądzę, by mugole nagle zyskali zdolność czarowania i używania mocy świadomie. – To było raczej oczywiste; ich światy istniały obok siebie, ale znacząco się różniły. W jednym płynęła magiczna moc, w drugim nie, i tak powinno pozostać. Mugole nie posiadali prawdziwych magicznych mocy, nie mogły ich im dać nawet anomalie, a to sprawiało, że nie byli równi czarodziejom i nie powinni mieć wstępu do magicznego świata.
Znowu upiła łyk herbaty, a jej zamyślone spojrzenie przez moment spoczęło na kominku.
- Mam nadzieję, że poza tymi zawirowaniami wszystko się jakoś układa – zaczęła po chwili. Anomalie anomaliami, ale codzienne życie toczyło się dalej. Choć niewątpliwie nie było dokładnie takie, jak przedtem. Nie mogło być, skoro wydarzyło się dużo złego, a codzienność została naznaczona niepokojem o nadchodzącą przyszłość.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Świat magiczny stanął na głowie. Różdżki odmawiały posłuszeństwa, a magia zwracała się przeciwko czarodziejom. Ministerstwo w popłochu próbowało odkręcać decyzje podjęte przez szaloną, byłą minister Tuft. Obecnie nic nie było pewnie, niczego nie można było nazwać gwarantem. Nikt nie był w stanie zaręczyć, że ta nadnaturalna magia zostanie okiełznana, a żaden kolejny czarodziej nie straci z jej powodu życia. Przyszłość malowała się najmroczniejszych barwach, które spędzały Zivie sen z powiek. Nie była pewna jak długo zdoła żyć w tym stresie i czy nie odbije się to na jej zdrowiu. Chociaż doskonale wiedziała, że swoim zamartwianiem, niewiele wskóra.
Dotychczas też myślała, że każdy problem da się rozwiązać. Do momentu aż tajemnicza siła spustoszyła pół kraju, a czarodzieje pozostawali wobec niej niemal całkowicie bezbronni. Nawet jeśli tę magię da się okiełznać, minie z pewnością sporo czasu, aż Ministerstwo znajdzie na to właściwy sposób. Nie odpowiadał jej ten brak stabilizacji. Ziva myślała, że największe przewroty swojego życia już ma za sobą, a kolejne zdarzenia nie będą już niczym nowym, ani ekscytującym. Cóż, jak widać - myliła się. Teraz gdy budziła się w swoim łóżku, pierwszą myślą było A co się stanie, gdyby…, a nie Kolejny typowy dzień w Durham....
- Muszą. Arystokracja nie pozwoli, aby najmłodsi przedstawiciele rodów byli pomijani, albo traktowani jak obywatele drugiej kategorii, bo powinno być wręcz przeciwnie. - Naturalnym dla niej było, iż dzieci z rodów wymienionych w Skorowidzu, powinny być ważniejsze. Życie i zdrowie mugolaków nigdy nie powinno być priorytetem. Nie po to na Szpital Świętego Munga rodziny szlacheckie przekazywały datki, aby później jego personel lekceważył najmłodszych czarodziejów. - Świat staje na głowie. Mugole wykazujący jakieś magiczne zdolności - niemal splunęła tymi słowami. - Oby tylko nie zorientowali się, że powodem dziwnych zdarzeń w ich otoczeniu, są oni sami. - Dodała i wypiła łyk herbaty. Na samą myśl o otwartym konflikcie z mugolami, zaschło jej w gardle. To nie był dobry moment na takie ekscesy.
Po kolejnym stwierdzeniu, a właściwie niemym pytaniu Evelyn, Ziva się na chwilę zamyśliła. Ostatnio nic się nie układało. Ład w jej rodzinie zbudowany przez pięć lat, w czasie ostatnich dni został porządnie naruszony.
- Chciałabym. - Westchnęła i znowu odstawiła filiżankę na spodeczek. - Edgar niewiele mi mówi. Ostatnio ciągle dzieje mu się jakaś krzywda, a ja mam wrażenie jakby specjalnie wystawiał się na niebezpieczeństwo.
Dotychczas też myślała, że każdy problem da się rozwiązać. Do momentu aż tajemnicza siła spustoszyła pół kraju, a czarodzieje pozostawali wobec niej niemal całkowicie bezbronni. Nawet jeśli tę magię da się okiełznać, minie z pewnością sporo czasu, aż Ministerstwo znajdzie na to właściwy sposób. Nie odpowiadał jej ten brak stabilizacji. Ziva myślała, że największe przewroty swojego życia już ma za sobą, a kolejne zdarzenia nie będą już niczym nowym, ani ekscytującym. Cóż, jak widać - myliła się. Teraz gdy budziła się w swoim łóżku, pierwszą myślą było A co się stanie, gdyby…, a nie Kolejny typowy dzień w Durham....
- Muszą. Arystokracja nie pozwoli, aby najmłodsi przedstawiciele rodów byli pomijani, albo traktowani jak obywatele drugiej kategorii, bo powinno być wręcz przeciwnie. - Naturalnym dla niej było, iż dzieci z rodów wymienionych w Skorowidzu, powinny być ważniejsze. Życie i zdrowie mugolaków nigdy nie powinno być priorytetem. Nie po to na Szpital Świętego Munga rodziny szlacheckie przekazywały datki, aby później jego personel lekceważył najmłodszych czarodziejów. - Świat staje na głowie. Mugole wykazujący jakieś magiczne zdolności - niemal splunęła tymi słowami. - Oby tylko nie zorientowali się, że powodem dziwnych zdarzeń w ich otoczeniu, są oni sami. - Dodała i wypiła łyk herbaty. Na samą myśl o otwartym konflikcie z mugolami, zaschło jej w gardle. To nie był dobry moment na takie ekscesy.
Po kolejnym stwierdzeniu, a właściwie niemym pytaniu Evelyn, Ziva się na chwilę zamyśliła. Ostatnio nic się nie układało. Ład w jej rodzinie zbudowany przez pięć lat, w czasie ostatnich dni został porządnie naruszony.
- Chciałabym. - Westchnęła i znowu odstawiła filiżankę na spodeczek. - Edgar niewiele mi mówi. Ostatnio ciągle dzieje mu się jakaś krzywda, a ja mam wrażenie jakby specjalnie wystawiał się na niebezpieczeństwo.
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Także Evelyn bardzo tęskniła za stabilizacją. Lubiła żyć według ustalonego porządku, bez prawdziwych problemów, lęków i obaw, które pojawiły się w jej głowie odkąd kraj ogarnęły anomalie. Nie wiedziała, czym są, a więc po prostu bała się nieznanego zagrożenia, które pociągnęło za sobą sporo spustoszeń i kto wie, ile ich jeszcze przyniesie w przyszłości. Byli bezradni dopóki ktoś, prawdopodobnie ministerstwo, nie znajdzie sposobu żeby to okiełznać i powstrzymać.
Trudno było skupić się na zwyczajnych czynnościach, skoro magia odmawiała posłuszeństwa, a jej siostrę mocniej niż zwykle dręczyła choroba. Evelyn oczywiście starała się jej pomóc, zarówno obecnością przy niej, jak i próbami poszerzenia swojej wiedzy w nadziei, że nie będzie musiała jedynie bezradnie się przyglądać, nie wiedząc, co dzieje się z Estelle.
- Oczywiście, że powinno. Niestety w pewnych kręgach czysta krew znaczy coraz mniej i nie zawsze możemy liczyć na należyte traktowanie. – Evelyn skrzywiła się. Byli elitą czarodziejskiego świata, powinni cieszyć się przywilejami i móc zawsze liczyć na dobrą opiekę, zarówno dorośli jak i dzieci. Niestety, przez te wszystkie brednie o równości teraz musieli czekać tak jak wszyscy inni, i czasami nawet galeony nie gwarantowały lepszej i szybszej obsługi. Przynajmniej nie w tych trudnych, kryzysowych czasach, gdy wszystko dosłownie stawało na głowie. I wszyscy byli tak samo bezradni wobec tego, co się działo, bo nawet szlachetna krew nie gwarantowała bezpieczeństwa.
- Skoro przy tym jesteśmy... Niektórzy zwolennicy równości stają się coraz bardziej bezczelni – zaczęła nagle. Nie lubiła wracać do tamtego dnia, ale czuła się w obowiązku ostrzec Zivę, żeby na siebie uważała. – Dwa tygodnie temu wraz z moją siostrą zostałyśmy napadnięte podczas zwykłego wyjścia do salonu piękności na Pokątnej. Ktoś zamknął nas w środku i podrzucił nam paczkę, w której były zaklęte zjawy i zamknięte we flakonach uroki. Był też anonimowy liścik o wyraźnie antyszlacheckim zabarwieniu – wspomniała, przywołując w myślach tamten dzień. Zwykłe kobiece wyjście, podczas którego Evelyn miała trochę o siebie zadbać razem z siostrą, a które nieoczekiwanie zmieniło się w istny koszmar z powodu podłego żartu... a może akcji zemsty? Sama nie wiedziała, dlaczego ktoś to zrobił i dlaczego wybrał na ofiary właśnie je dwie. Po treści liścików mogła przypuszczać tylko, że to ktoś niechętnie nastawiony do szlachetnie urodzonych, pragnący im pokazać, że wcale nie różnią się od zwykłych ludzi i tak samo jak oni są bezsilni w obliczu zagrożenia. – Chyba powinnyśmy teraz uważać nie tylko na anomalie.
Skrzywiła się, nie rozumiejąc, dlaczego niektórym tak bardzo nie odpowiadał dotychczasowy porządek i tradycyjne, trwające od lat podziały społeczne.
- Mam nadzieję, że ministerstwo szybko się za to weźmie i usunie anomalie, a także pozbawi mugoli wszelkich wspomnień naszego świata. Wszystko powinno wrócić do normy. – Pytanie tylko, jak długo to potrwa i czy zostanie powstrzymane dostatecznie szybko, by uniknąć kolejnych tragedii?
Słysząc uwagę o Edgarze, zamyśliła się. Dosyć dawno nie miała okazji go widzieć, nie mówiąc o rozmawianiu, więc nie miała pojęcia, co się z nim działo.
- I nie wspominał, dlaczego coś mu się dzieje? – zapytała, zastanawiając się nad tym. Raczej nie podejrzewała, by ktoś chciał napadać Edgara tak jak ją i Estelle. One były kobietami, postrzegano je jako istoty słabe i bezbronne, ale Edgar na pewno taki bezbronny nie był. Nie mógł być, prowadząc interesy na Nokturnie i zajmując się przeklętymi przedmiotami.
- Też nie mam pojęcia. Od dawna nie miałam okazji z nim rozmawiać, więc to dla mnie zaskakująca wieść. Nie wiem, jak ci pomóc, Zivo. Wydaje mi się, że może powinniście szczerze porozmawiać?
Niestety nie wiedziała, jak to jest w małżeństwie. Na jej palcu wciąż jeszcze nie błyszczał żaden pierścionek, nadal czekała na to, aż ojciec przedstawi jej jakiegoś godnego kandydata do jej ręki.
Trudno było skupić się na zwyczajnych czynnościach, skoro magia odmawiała posłuszeństwa, a jej siostrę mocniej niż zwykle dręczyła choroba. Evelyn oczywiście starała się jej pomóc, zarówno obecnością przy niej, jak i próbami poszerzenia swojej wiedzy w nadziei, że nie będzie musiała jedynie bezradnie się przyglądać, nie wiedząc, co dzieje się z Estelle.
- Oczywiście, że powinno. Niestety w pewnych kręgach czysta krew znaczy coraz mniej i nie zawsze możemy liczyć na należyte traktowanie. – Evelyn skrzywiła się. Byli elitą czarodziejskiego świata, powinni cieszyć się przywilejami i móc zawsze liczyć na dobrą opiekę, zarówno dorośli jak i dzieci. Niestety, przez te wszystkie brednie o równości teraz musieli czekać tak jak wszyscy inni, i czasami nawet galeony nie gwarantowały lepszej i szybszej obsługi. Przynajmniej nie w tych trudnych, kryzysowych czasach, gdy wszystko dosłownie stawało na głowie. I wszyscy byli tak samo bezradni wobec tego, co się działo, bo nawet szlachetna krew nie gwarantowała bezpieczeństwa.
- Skoro przy tym jesteśmy... Niektórzy zwolennicy równości stają się coraz bardziej bezczelni – zaczęła nagle. Nie lubiła wracać do tamtego dnia, ale czuła się w obowiązku ostrzec Zivę, żeby na siebie uważała. – Dwa tygodnie temu wraz z moją siostrą zostałyśmy napadnięte podczas zwykłego wyjścia do salonu piękności na Pokątnej. Ktoś zamknął nas w środku i podrzucił nam paczkę, w której były zaklęte zjawy i zamknięte we flakonach uroki. Był też anonimowy liścik o wyraźnie antyszlacheckim zabarwieniu – wspomniała, przywołując w myślach tamten dzień. Zwykłe kobiece wyjście, podczas którego Evelyn miała trochę o siebie zadbać razem z siostrą, a które nieoczekiwanie zmieniło się w istny koszmar z powodu podłego żartu... a może akcji zemsty? Sama nie wiedziała, dlaczego ktoś to zrobił i dlaczego wybrał na ofiary właśnie je dwie. Po treści liścików mogła przypuszczać tylko, że to ktoś niechętnie nastawiony do szlachetnie urodzonych, pragnący im pokazać, że wcale nie różnią się od zwykłych ludzi i tak samo jak oni są bezsilni w obliczu zagrożenia. – Chyba powinnyśmy teraz uważać nie tylko na anomalie.
Skrzywiła się, nie rozumiejąc, dlaczego niektórym tak bardzo nie odpowiadał dotychczasowy porządek i tradycyjne, trwające od lat podziały społeczne.
- Mam nadzieję, że ministerstwo szybko się za to weźmie i usunie anomalie, a także pozbawi mugoli wszelkich wspomnień naszego świata. Wszystko powinno wrócić do normy. – Pytanie tylko, jak długo to potrwa i czy zostanie powstrzymane dostatecznie szybko, by uniknąć kolejnych tragedii?
Słysząc uwagę o Edgarze, zamyśliła się. Dosyć dawno nie miała okazji go widzieć, nie mówiąc o rozmawianiu, więc nie miała pojęcia, co się z nim działo.
- I nie wspominał, dlaczego coś mu się dzieje? – zapytała, zastanawiając się nad tym. Raczej nie podejrzewała, by ktoś chciał napadać Edgara tak jak ją i Estelle. One były kobietami, postrzegano je jako istoty słabe i bezbronne, ale Edgar na pewno taki bezbronny nie był. Nie mógł być, prowadząc interesy na Nokturnie i zajmując się przeklętymi przedmiotami.
- Też nie mam pojęcia. Od dawna nie miałam okazji z nim rozmawiać, więc to dla mnie zaskakująca wieść. Nie wiem, jak ci pomóc, Zivo. Wydaje mi się, że może powinniście szczerze porozmawiać?
Niestety nie wiedziała, jak to jest w małżeństwie. Na jej palcu wciąż jeszcze nie błyszczał żaden pierścionek, nadal czekała na to, aż ojciec przedstawi jej jakiegoś godnego kandydata do jej ręki.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Bała się wejść. Nie chciała przeszkadzać. Nie powinna tego robić. Koniuszki długich uszu dygotały przy każdym poruszeniu, a wąskie i lekko sine usta zaciskały się, jak u przerośniętej żaby. Ale kobieta, starszej daty dama, która z takim uporem nalegała na wejście, nie ustępowała pod żadnymi, żałosnymi prośbami. Matrona miała czekać w gościnnym salonie, a ona, biedna, nie mogła nie wpuścić roszczeniowej arystokratki. Mała, służalcza skrzatka czuła się źle. I dłuższą chwilę zajęło jej stanie z nosem przy drzwiach, bijąc się z myślami i zatykając uszy dłońmi, by przypadkiem nie podsłuchać rozmowy, którą toczyły w środku dwie panienki. To na pewno była ważna rozmowa, bardzo ważna! Bo lady Slughorn, jako wyśmienita alchemiczka, przyjmowała samych znamienitych gości, by wykonywać najtrudniejsze eliksiry. A przez głupia skrzatkę za moment miały przerwać konwersację.
Kilka razy kiwnęła się, zaczepiając długim nosem o framugę wejścia i prostowała się gwałtownie, gdy tylko mignęła jej w oddali sylwetka jednego z domowników. Była wyczulona na wszelkie hałasy, chociaż nauczyła się ignorowania charakterystycznego szczęku kociołkowego warzenia w pracowniach. Tu rządziły się nieco inne zasady. W końcu wzięła głęboki wdech, zapukała i z cichym szelestem wsunęła się za wejście.
Stanęła tuż przy drzwiach, skłoniła się głęboko i ze splecionymi łapkami i przygarbioną postawą, odnalazła spojrzeniem dwie damy - Proszę o wybaczenie Panienko - wodniste źrenice utkwiła z lekkim przestrachem w lady Slughorn - Nie chciałam Panience przeszkadzać, bardzo Panienkę przepraszam, ale... - głos jej zadrżał - w salonie czeka na panienkę Lady Aleksandra - sylwetka musiała być znana Evelyn. O tym doskonale wiedziała skrzatka. I wiedziała też, że podstarzała matrona była niesamowicie uparta, niełatwo dawała się zbyć komukolwiek, gdy liczyła na pomoc w odzyskiwaniu zdrowia i urody (której zawsze brakowało) od zdolnej alchemiczki.
Pochyliła głowę, czekając na ostateczna decyzję, czy też naganę. Tak bardzo nie chciała zawieść Panienki, a mimo to pozwoliła, by spotkanie zakłóciła nie tylko jej obecność, ale i informacja o niezbyt przyjemnym gościu.
Kilka razy kiwnęła się, zaczepiając długim nosem o framugę wejścia i prostowała się gwałtownie, gdy tylko mignęła jej w oddali sylwetka jednego z domowników. Była wyczulona na wszelkie hałasy, chociaż nauczyła się ignorowania charakterystycznego szczęku kociołkowego warzenia w pracowniach. Tu rządziły się nieco inne zasady. W końcu wzięła głęboki wdech, zapukała i z cichym szelestem wsunęła się za wejście.
Stanęła tuż przy drzwiach, skłoniła się głęboko i ze splecionymi łapkami i przygarbioną postawą, odnalazła spojrzeniem dwie damy - Proszę o wybaczenie Panienko - wodniste źrenice utkwiła z lekkim przestrachem w lady Slughorn - Nie chciałam Panience przeszkadzać, bardzo Panienkę przepraszam, ale... - głos jej zadrżał - w salonie czeka na panienkę Lady Aleksandra - sylwetka musiała być znana Evelyn. O tym doskonale wiedziała skrzatka. I wiedziała też, że podstarzała matrona była niesamowicie uparta, niełatwo dawała się zbyć komukolwiek, gdy liczyła na pomoc w odzyskiwaniu zdrowia i urody (której zawsze brakowało) od zdolnej alchemiczki.
Pochyliła głowę, czekając na ostateczna decyzję, czy też naganę. Tak bardzo nie chciała zawieść Panienki, a mimo to pozwoliła, by spotkanie zakłóciła nie tylko jej obecność, ale i informacja o niezbyt przyjemnym gościu.
I show not your face but your heart's desire
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Salon
Szybka odpowiedź