Tyły posiadłości
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tyły posiadłości
Tereny oddzielone od reprezentacyjnych ogrodów i pałacowych balkonów umiejscowione w tylnej części rezydencji lady Nott zachęcają świeżością powietrza - eleganckie zadbane ogrody ścieżką przechodzą tu duktem w gęstniejący las. Co się w nim kryje i jak daleko sięga, wie zapewne jedynie sama lady Nott. Są to obszary mniej okazałe, bardziej zaniedbane, gdzie goście przeważnie, poza sezonowymi polowaniami, raczej nie są wprowadzani. Ponoć łatwo tutaj zgubić drogę...
The member 'Cynthia Malfoy' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k6' : 6
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k6' : 6
Nie mogło być inaczej – przed młodą Bulstrode siedział nie kto inny jak niedawno porzucona przez męża lady Carrow. Miała te same włosy, sylwetkę, wzrost… a nade wszystko ostatnio nie było dużo ciężarnych szlachcianek, które byłyby podobne jej wyglądem. Musiała więc to być ona.
Na twarzy Uny pojawił się niemal niezauważalny uśmiech. Nie chciała od razu zdradzić, kim jest, ale było jej lżej, gdy wiedziała, że nie ona jedna jest w nienajlepszej sytuacji. Najpewniej lady Carrow bawiła się równie koszmarnie co ona – jeżeli nie gorzej, sądząc po dodatkowym ograniczeniu ruchowym.
Pozostawała jednak nadal kwestia trzeciej osoby siedzącej w powozie. Musiała to być szlachcianka, w końcu na salony nie wpuszcza się byle kogo… Una nie znała za dobrze kogokolwiek, kto mógłby kryć się pod tą maską, ale kto wie? Może gdyby przyjrzała się włosom, kolorowi skóry i oczom, mogłaby…
– Myślę, że jest to bardziej niż wiadome, znając dotychczasowe rozrywki zapewnione przez lady Nott… – zaczęła wymijająco, powstrzymując się od dodania „droga lady Carrow”. Nie zdążyła jednak dokończyć, kiedy powóz lekko podskoczył, przez co prawie nie spadła z siedzenia.
Westchnęła nieco poirytowana. Pomimo niezaprzeczalnej wygody w środku, powóz zdawał się strasznie tłuc. Może było to spowodowane prędkością albo wyboistą drogą, ale odrobinę się to Unie nie podobało. Nie umiała w spokoju pozbierać myśli.
Dlatego też chcąc czy nie chcąc, podniosła się, by pochylić w kierunku woźnicy. Zmiana drogi na pewno by im się w tych warunkach przydała – nie myślała, zresztą teraz tylko o swoim dobru, ale też innych pasażerek. Domyślała się, że lady Carrow, będąc w zaawansowanej ciąży, mogła mieć w tym wypadku spore nieprzyjemności, więc jej szczególnie wolała nie narażać na nadmierne trudy drogi.
Widziała, jak jedna z towarzyszek próbuje złapać śnieżynkę, ale nie zainteresowała się tym zbytnio. Nie zamierzała łapać śnieżynek ani oddawać się innym przyjemnościom, zależało jej jedynie na tym, by dotrzeć na wyznaczone miejsce.
Tak więc Una po chwili wahania ostrożnie wstała i chwiejnie próbowała utrzymać się na nogach. Chciała dać znać trzema puknięciami, by skręcili w prawo.
| 1. rzut na zwinność k100, żeby dostać się do szyby
2. rzut na spostrzegawczość, żeby rozpoznać Cress
3. rzut na k3 w ramach ilości puknięć
(i dalej nie piję, bo Una mi się nie dotarabani do tego woźnicy)
Na twarzy Uny pojawił się niemal niezauważalny uśmiech. Nie chciała od razu zdradzić, kim jest, ale było jej lżej, gdy wiedziała, że nie ona jedna jest w nienajlepszej sytuacji. Najpewniej lady Carrow bawiła się równie koszmarnie co ona – jeżeli nie gorzej, sądząc po dodatkowym ograniczeniu ruchowym.
Pozostawała jednak nadal kwestia trzeciej osoby siedzącej w powozie. Musiała to być szlachcianka, w końcu na salony nie wpuszcza się byle kogo… Una nie znała za dobrze kogokolwiek, kto mógłby kryć się pod tą maską, ale kto wie? Może gdyby przyjrzała się włosom, kolorowi skóry i oczom, mogłaby…
– Myślę, że jest to bardziej niż wiadome, znając dotychczasowe rozrywki zapewnione przez lady Nott… – zaczęła wymijająco, powstrzymując się od dodania „droga lady Carrow”. Nie zdążyła jednak dokończyć, kiedy powóz lekko podskoczył, przez co prawie nie spadła z siedzenia.
Westchnęła nieco poirytowana. Pomimo niezaprzeczalnej wygody w środku, powóz zdawał się strasznie tłuc. Może było to spowodowane prędkością albo wyboistą drogą, ale odrobinę się to Unie nie podobało. Nie umiała w spokoju pozbierać myśli.
Dlatego też chcąc czy nie chcąc, podniosła się, by pochylić w kierunku woźnicy. Zmiana drogi na pewno by im się w tych warunkach przydała – nie myślała, zresztą teraz tylko o swoim dobru, ale też innych pasażerek. Domyślała się, że lady Carrow, będąc w zaawansowanej ciąży, mogła mieć w tym wypadku spore nieprzyjemności, więc jej szczególnie wolała nie narażać na nadmierne trudy drogi.
Widziała, jak jedna z towarzyszek próbuje złapać śnieżynkę, ale nie zainteresowała się tym zbytnio. Nie zamierzała łapać śnieżynek ani oddawać się innym przyjemnościom, zależało jej jedynie na tym, by dotrzeć na wyznaczone miejsce.
Tak więc Una po chwili wahania ostrożnie wstała i chwiejnie próbowała utrzymać się na nogach. Chciała dać znać trzema puknięciami, by skręcili w prawo.
| 1. rzut na zwinność k100, żeby dostać się do szyby
2. rzut na spostrzegawczość, żeby rozpoznać Cress
3. rzut na k3 w ramach ilości puknięć
(i dalej nie piję, bo Una mi się nie dotarabani do tego woźnicy)
How long ago did I die?
Where was I buried?
The member 'Una Bulstrode' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'k100' : 22
--------------------------------
#3 'k3' : 1
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'k100' : 22
--------------------------------
#3 'k3' : 1
Męska sylwetka wydawała jej się dziwnie znajoma, ale nie udało jej się jeszcze powiązać jej z konkretną osobą. Była Nottem, ale wciąż młodziutką debiutantką na swoim pierwszym w życiu noworocznym sabacie, nic więc dziwnego, że pewne rzeczy jeszcze jej umykały. Miała czas, żeby dojść do takiej wprawy jak jej ciotka, która zdawała się wiedzieć wszystko o tym, co działo się na salonach. Istniało prawdopodobieństwo, że towarzysze podróży nie należeli do jej najbliższego grona znajomych, bo wtedy na pewno łatwo i szybko rozpoznałaby oboje. Mogli być od niej starsi, przez co nie pamiętała ich ze szkoły, w takim wypadku zapewne też obracali się w nieco innym towarzystwie. Była jednak bardzo ciekawa tego, jakie twarze skrywają ich maski.
Powóz ruszył, sunąc przez zasypane śniegiem tereny otaczające posiadłość ciotki Adelaide. Elise przysunęła się bliżej okna, ciekawa gdzie teraz się znajdują, ale wtedy we wnętrzu powozu pojawiło się... coś. Przypominało to dużą mydlaną bańkę, która znikąd zmaterializowała się przed nimi. Elise przekrzywiła głowę leciutko na bok, zastanawiając się, co to jest. Na ściankach bańki igrały ciemniejsze kształty. Nottówna przez chwilę nie wiedziała, co to takiego i zmarszczyła pod maską brwi, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to, co widziała na bańce, przypominało nieco rozmokłe fusy na dnie filiżanki.
Wróżbiarstwo nigdy nie było jej ulubionym zajęciem. Nigdy nie potrafiła w stercie rozmokłych fusów, kryształowych kulach i tego typu rzeczach dostrzegać przyszłości. Przez ten krótki czas, kiedy uczęszczała na wróżbiarstwo (które w momencie konieczności wybierania na trzecim roku dodatkowych przedmiotów wydawało się mniejszym złem niż brzmiąca jak coś koszmarnie nudnego i trudnego numerologia czy, o zgrozo, obrzydliwe i niegodne damy mugoloznawstwo) nigdy się tej sztuki nie nauczyła, więc żeby zadowolić nauczycielkę nauczyła się dobrze zmyślać. Cóż, jasnowidzem nie była, więc przyszłość pozostawała dla niej nieprzenikniona.
- Czy tylko mnie te kształty przypominają fusy w herbacie? – odezwała się głośno, ciekawa, czy towarzysze podróży mieli podobne skojarzenie. Zmrużyła oczy, przypatrując się owym kształtom. Czy w ogóle cokolwiek pamiętała z tych lekcji? Nigdy nie była pilną uczennicą, nie interesowało ją praktycznie nic, czego nauczano w Hogwarcie, a już na pewno nie czytanie fusów. – Przypomina mi to trochę tańczących czarodziejów. To pewnie oznacza, że ten rok będzie pełen wspaniałych bali i przyjęć – rozmarzyła się. Cóż, być może widziała tam to, co chciała zobaczyć, nie od dziś było wiadomo, jak prezentują się priorytety Elise. Jak przystało na Notta najważniejsze było dla niej salonowe życie pełne przyjemności, zabawy i blichtru.
| próbuję rzucić na etap I (wróżbiarstwo, brak biegłości) + rzut na zdarzenie losowe
Powóz ruszył, sunąc przez zasypane śniegiem tereny otaczające posiadłość ciotki Adelaide. Elise przysunęła się bliżej okna, ciekawa gdzie teraz się znajdują, ale wtedy we wnętrzu powozu pojawiło się... coś. Przypominało to dużą mydlaną bańkę, która znikąd zmaterializowała się przed nimi. Elise przekrzywiła głowę leciutko na bok, zastanawiając się, co to jest. Na ściankach bańki igrały ciemniejsze kształty. Nottówna przez chwilę nie wiedziała, co to takiego i zmarszczyła pod maską brwi, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to, co widziała na bańce, przypominało nieco rozmokłe fusy na dnie filiżanki.
Wróżbiarstwo nigdy nie było jej ulubionym zajęciem. Nigdy nie potrafiła w stercie rozmokłych fusów, kryształowych kulach i tego typu rzeczach dostrzegać przyszłości. Przez ten krótki czas, kiedy uczęszczała na wróżbiarstwo (które w momencie konieczności wybierania na trzecim roku dodatkowych przedmiotów wydawało się mniejszym złem niż brzmiąca jak coś koszmarnie nudnego i trudnego numerologia czy, o zgrozo, obrzydliwe i niegodne damy mugoloznawstwo) nigdy się tej sztuki nie nauczyła, więc żeby zadowolić nauczycielkę nauczyła się dobrze zmyślać. Cóż, jasnowidzem nie była, więc przyszłość pozostawała dla niej nieprzenikniona.
- Czy tylko mnie te kształty przypominają fusy w herbacie? – odezwała się głośno, ciekawa, czy towarzysze podróży mieli podobne skojarzenie. Zmrużyła oczy, przypatrując się owym kształtom. Czy w ogóle cokolwiek pamiętała z tych lekcji? Nigdy nie była pilną uczennicą, nie interesowało ją praktycznie nic, czego nauczano w Hogwarcie, a już na pewno nie czytanie fusów. – Przypomina mi to trochę tańczących czarodziejów. To pewnie oznacza, że ten rok będzie pełen wspaniałych bali i przyjęć – rozmarzyła się. Cóż, być może widziała tam to, co chciała zobaczyć, nie od dziś było wiadomo, jak prezentują się priorytety Elise. Jak przystało na Notta najważniejsze było dla niej salonowe życie pełne przyjemności, zabawy i blichtru.
| próbuję rzucić na etap I (wróżbiarstwo, brak biegłości) + rzut na zdarzenie losowe
The member 'Elise Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k6' : 3
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k6' : 3
Myślała, że rozpozna melodię po kilku taktach, wszak zdawała się być tak znajoma, lecz czas mijał, a ona wciąż nie mogła przypomnieć sobie powiązanych z nią słów. Co się z nią działo...? Czyżby wypity podczas balu alkohol mącił jej w głowie...? Niemożliwe; pilnowała tego, iloma kieliszkami szampana umila sobie zabawę, nie była przecież nieopierzonym podlotkiem zauroczonym swym pierwszym sabatem. Opieszale odwróciła wzrok od siedzącego na przeciwko lorda, od zajmującej zagadki tego wieczoru, i spojrzała w kierunku rozciągających się za oknem krajobrazów. Aetonany wciąż nie odrywały się od ziemi, toteż rozmyślania te umilały jej oświetlane bladym światłem gwiazd rzeźby, zadbane żywopłoty i starannie przycięte drzewa... Ona jednak zdawała się ich nie dostrzegać, zbyt zajęta docieraniem do posiadanego na końcu języka rozwiązania. Bo przecież znała je, słyszała tę melodię, i to nie raz! Rozpoznanie rozbrzmiewającej w powozie muzyki powinno być dla niej dziecinnie łatwe, a mimo to miała z tym pewne problemy, lecz ambicja nie pozwalała jej się poddać.
- Czy lord poznaje tę kompozycję? - zapytała cicho, na chwilę zapominając o opanowaniu i powściągliwości, z błyskiem w oku. Nie potrafiła, albo nie chciała, skrywać swego rozemocjonowania, wyraźnego zainteresowania pozytywką. Wciąż jednak próbowała dojść do prawdy samodzielnie, odtwarzając w głowie kolejne nuty, przywołując związane z nimi, a zasnute mgłą niepamięci obrazy.
| o ile dobrze rozumiem, to mogę próbować poprawić pierwszy etap - rzut na wiedzę o muzyce (poziom I)
- Czy lord poznaje tę kompozycję? - zapytała cicho, na chwilę zapominając o opanowaniu i powściągliwości, z błyskiem w oku. Nie potrafiła, albo nie chciała, skrywać swego rozemocjonowania, wyraźnego zainteresowania pozytywką. Wciąż jednak próbowała dojść do prawdy samodzielnie, odtwarzając w głowie kolejne nuty, przywołując związane z nimi, a zasnute mgłą niepamięci obrazy.
| o ile dobrze rozumiem, to mogę próbować poprawić pierwszy etap - rzut na wiedzę o muzyce (poziom I)
Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.
even in a cage,
even dressed in silk.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cynthia Malfoy' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Twarz młódki rozświetliła się w uśmiechu, gdy w końcu - z niewypowiedzianą ulgą i niemałą satysfakcją - przypomniała sobie, jaką to melodię uwięzili w zaczarowanej pozytywce. No tak, przecież słyszała tę arię ledwie kilka tygodni temu, gdy gościła jeszcze u francuskiej części rodziny! Od raz spojrzała to ku skrzatce, to ku towarzyszącemu im lordowi, próbując wyczytać z ich twarzy, czy była pierwsza, czy ubiegła ich w rozwiązaniu tej zagadki. Jednak ta chwila niekłamanej radości prędko przeminęła, a może nie tyle przeminęła, co została stłumiona przez zdrowy rozsądek - wszak Cynthia wciąż ją pielęgnowała, lecz w ukryciu. Jej uśmiech zbladł, gdy szczerość została zastąpiona przez kurtuazję, zaś ciało przybrało wystudiowaną pozę.
Przechyliła głowę, uważnym wzrokiem wodząc od ust tajemniczej persony do jej ciemnych, pobłyskujących w półmroku powozu oczu. Mimowolnie wygładziła okrywający kolana materiał sukni, wyczuwając pod opuszkami palców charakterystyczne, przypominające plamy krwi zdobienia; nie powinna się niczego obawiać, przecież nikt jej tu nie znał, nikt nawet nie pamiętał...
Może to alkohol dodał jej animuszu, a może to ta pozorna anonimowość sprawiła, że panna Malfoy podjęła niemalże samobójczą próbę dołączenia się do rozbrzmiewającej w powozie muzyki. Nigdy nie ćwiczyła się w śpiewie, a przynajmniej nie odkąd zrozumiała - zrozumieli - że powinna skierować swą uwagę ku innym zajęciom godnym lady. Lecz teraz słowa arii same pchały jej się na język, ona zaś nie próbowała stawiać im oporu.
| próbuję z etapem II - nie mam biegłości śpiewu (-50), ale za to wypiłam kieliszek alkoholu (+5)
Przechyliła głowę, uważnym wzrokiem wodząc od ust tajemniczej persony do jej ciemnych, pobłyskujących w półmroku powozu oczu. Mimowolnie wygładziła okrywający kolana materiał sukni, wyczuwając pod opuszkami palców charakterystyczne, przypominające plamy krwi zdobienia; nie powinna się niczego obawiać, przecież nikt jej tu nie znał, nikt nawet nie pamiętał...
Może to alkohol dodał jej animuszu, a może to ta pozorna anonimowość sprawiła, że panna Malfoy podjęła niemalże samobójczą próbę dołączenia się do rozbrzmiewającej w powozie muzyki. Nigdy nie ćwiczyła się w śpiewie, a przynajmniej nie odkąd zrozumiała - zrozumieli - że powinna skierować swą uwagę ku innym zajęciom godnym lady. Lecz teraz słowa arii same pchały jej się na język, ona zaś nie próbowała stawiać im oporu.
| próbuję z etapem II - nie mam biegłości śpiewu (-50), ale za to wypiłam kieliszek alkoholu (+5)
Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.
even in a cage,
even dressed in silk.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cynthia Malfoy' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Zdecydował się krótkim skinieniem przytaknąć słowom damy, które zechciała skierować do skrzatki również w jego imieniu. Podobny zabieg wcale go nie raził, był wręcz wdzięczny za to, że sam nie musiał zwracać się do drobnej istoty, choć wiedział, że lepiej nie lekceważyć jej obecności. Oto mieli obok siebie oczy i uszy samej gospodyni, głodnej wszelakiej wiedzy o bawiących się podczas sabatu gościach. Skrzatka nie podała im swego imienia, a Black nie zamierzał o nie pytać, bo i nie było mu ono do niczego potrzebne. Wolał skupić się na ciekawszej części towarzystwa obecnego w powozie, do czego nie zrażała go konieczność zachowania wzmożonej ostrożności. I gotów byłby urozmaić całą podróż rozmową, gdyby nie przypomnienie, że bierze obecnie udział w wyścigu. Nagłe pojawienie się pośrodku zamkniętej przestrzeni niepozornego przedmiotu zmusiło go do skupienia się na pierwszej próbie, jaka im przypadła. Z zaciekawieniem spoglądał na podnoszone przez kobiecą dłoń wieko. Ten ruch pozwolił im odkryć, że pudełko było pozytywką. Melodia, która rozbrzmiała, była mu znajoma, lecz nie był w stanie przypomnieć sobie wygrywanego utworu w całości. Jednak próba wyśpiewania arii, poczyniona przez szlachciankę, od razu przyniosła rozwiązanie jego rozważań. Uśmiechnął się subtelnie, ponieważ głos damy, może niekoniecznie wprawny w śpiewie, pozostawał mimo to przyjemny dla ucha.
– Teraz już wiem, cóż to za utwór – przyznał spokojnie, przyglądając się krótką chwilę lady, aby zaraz znów wbić uważne spojrzenie w pozytywkę. Jej tajemnica nie pozostała rozwiązana całkowicie, dlatego i Black postanowił spróbować swoich sił w tchnięciu w arię życia z pomocą własnego śpiewu. Choć był świadom tego, że nie jest posiadaczem wokalnego talentu, choćby najbardziej nikłego, to jednak próbował jak najbardziej płynnie, prowadzony rytmem, wyrzucać z siebie kolejne słowa. To nie przypomnienie tekstu było w tej chwili wyczynem, lecz to, aby nie zadał zbyt wielkiej boleści innym. Nie śpiewał zbyt donośnie, ale miał nadzieję, że czyni to wystarczająco wyraźnie. Dobrze, że miał chociaż tę podstawową wiedzę o muzyce, aby wiedzieć, że nie powinien silić się na wydobycie z siebie dźwięków, które są stanowczo poza jego zasięgiem, nawet jeśli przez to będzie musiał fałszować.
| etap II, rzut na śpiew (brak biegłości)
– Teraz już wiem, cóż to za utwór – przyznał spokojnie, przyglądając się krótką chwilę lady, aby zaraz znów wbić uważne spojrzenie w pozytywkę. Jej tajemnica nie pozostała rozwiązana całkowicie, dlatego i Black postanowił spróbować swoich sił w tchnięciu w arię życia z pomocą własnego śpiewu. Choć był świadom tego, że nie jest posiadaczem wokalnego talentu, choćby najbardziej nikłego, to jednak próbował jak najbardziej płynnie, prowadzony rytmem, wyrzucać z siebie kolejne słowa. To nie przypomnienie tekstu było w tej chwili wyczynem, lecz to, aby nie zadał zbyt wielkiej boleści innym. Nie śpiewał zbyt donośnie, ale miał nadzieję, że czyni to wystarczająco wyraźnie. Dobrze, że miał chociaż tę podstawową wiedzę o muzyce, aby wiedzieć, że nie powinien silić się na wydobycie z siebie dźwięków, które są stanowczo poza jego zasięgiem, nawet jeśli przez to będzie musiał fałszować.
| etap II, rzut na śpiew (brak biegłości)
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Z ulgą powitał brak opaski przesłaniającej i tak dość ograniczone maską pole widzenia. Był wdzięczny za skończenie tego krótkiego przedstawienia oraz zajęcie miejsca w powozie z dwiema postaciami, których przebrania w obecnej chwili kojarzył zaledwie mgliście, nie skupiając się zanadto na tym, kim owe damy były, lecz na tym, co działo się w wolnej przestrzeni powozu między nimi.
Wpatrywał się w mydlaną bańkę dość obojętnie. Cisza przerwana pytaniem jednej z dam rozproszyła go, jednocześnie oznajmiła, że także dostrzegał herbaciane fusy tak bliskie jego codziennym rytuałom spożywania odpowiednio długo parzonej herbaty. Jej smak niemal dosłownie przemknął mu przez język, niemal odruchowo sięgając po kieliszeczek z gorącym alkoholem. Niewielki łyk wywołał przyjemne dreszcze; ośmielił do odpowiedzenia na pytanie.
— Tak, też to widzę — odpowiedział, spoglądając na fusy w bańce szeroko otwartymi oczyma, nie zadając sobie zbyt wiele trudu w odgadnięcie wróżby. Sztuka ta nigdy nie była mu znana; ba, nigdy po nią nie sięgnął, oddając się bezgranicznie zajęciom znacznie poważniejszym i dużo bardziej szanowanym w jego uzdrowicielskim odczuciu. Miał jednak wrażenie, że powinien spróbować. Nie wystawiał się na pośmiewisko, wszak pozostawali w skromnym gronie pracującym na wspólny sukces i nawet jeśli nie udałoby mu się poprawnie odgadnąć tego, co fusy przedstawiały, zawsze mogły być wskazówką do tego, co rzeczywiście skrywało się za mglistą bańką.
— Z tej perspektywy przypomina to bardziej ptaki — odparł na kolejne stwierdzenie tej samej damy, nachylając się bliżej bańki, by sprawić choć cień autentyczności tego, co powiedział. Nie chciał brzmieć tak, jakby całkowicie zgadywał, choć zawsze mógł swoją perspektywę zrzucić na ciepło połączone z wypitym alkoholem. Chwilę później rzucił uważnym spojrzeniem w stronę dotychczasowej rozmówczyni, starając się przypomnieć sobie, gdzie słyszał podobny ton i przypisać do twarzy, którą spotkał gdzieś pośród towarzyskich zabaw. Był pewien, że gdzieś zetknęli się, a nawet zamienili kilka słów i nie stanowiło to wymysłu jego wyobraźni.
|Piję alkohol, rzucam na wróżbiarstwo (brak biegłości), próbuję rozpoznać Elise
Wpatrywał się w mydlaną bańkę dość obojętnie. Cisza przerwana pytaniem jednej z dam rozproszyła go, jednocześnie oznajmiła, że także dostrzegał herbaciane fusy tak bliskie jego codziennym rytuałom spożywania odpowiednio długo parzonej herbaty. Jej smak niemal dosłownie przemknął mu przez język, niemal odruchowo sięgając po kieliszeczek z gorącym alkoholem. Niewielki łyk wywołał przyjemne dreszcze; ośmielił do odpowiedzenia na pytanie.
— Tak, też to widzę — odpowiedział, spoglądając na fusy w bańce szeroko otwartymi oczyma, nie zadając sobie zbyt wiele trudu w odgadnięcie wróżby. Sztuka ta nigdy nie była mu znana; ba, nigdy po nią nie sięgnął, oddając się bezgranicznie zajęciom znacznie poważniejszym i dużo bardziej szanowanym w jego uzdrowicielskim odczuciu. Miał jednak wrażenie, że powinien spróbować. Nie wystawiał się na pośmiewisko, wszak pozostawali w skromnym gronie pracującym na wspólny sukces i nawet jeśli nie udałoby mu się poprawnie odgadnąć tego, co fusy przedstawiały, zawsze mogły być wskazówką do tego, co rzeczywiście skrywało się za mglistą bańką.
— Z tej perspektywy przypomina to bardziej ptaki — odparł na kolejne stwierdzenie tej samej damy, nachylając się bliżej bańki, by sprawić choć cień autentyczności tego, co powiedział. Nie chciał brzmieć tak, jakby całkowicie zgadywał, choć zawsze mógł swoją perspektywę zrzucić na ciepło połączone z wypitym alkoholem. Chwilę później rzucił uważnym spojrzeniem w stronę dotychczasowej rozmówczyni, starając się przypomnieć sobie, gdzie słyszał podobny ton i przypisać do twarzy, którą spotkał gdzieś pośród towarzyskich zabaw. Był pewien, że gdzieś zetknęli się, a nawet zamienili kilka słów i nie stanowiło to wymysłu jego wyobraźni.
|Piję alkohol, rzucam na wróżbiarstwo (brak biegłości), próbuję rozpoznać Elise
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 65, 10
'k100' : 65, 10
Powóz ruszył, a wraz z nim zasiadający wewnątrz ludzie - w tym Melisande. Zerknęła za szybę powozu spokojnie obserwując jak odrywają się od ziemi - nie obawiała się wysokości. Jasne spojrzenie zawisło na kobiecej sylwetce, by za chwilę przesunąć się na tą należąca do mężczyzny. Zaraz jej skupienie przeniosło się na przedmiot, który pojawił się pomiędzy nimi. Zmarszczyła lekko brwi - co skutecznie ukryła maska - i zerknęła na kobietę. Ale nie powiedziała nawet słowa, chwilowo milcząc. Przeniosła wzrok na mężczyznę, który potwierdził słowa swojej poprzeczniki. Zmarszczka na jej czole pogłębiła się, niewidoczna dla pozostałych. Melisande nie widziała nic. Jej praktyczna natura nie odnajdywała się w wróżbiarstwie, a ono samo w jakiś sposób ją odstręczało. Nie rozumiała go i to budziło frustrację, przez którą nie chciała przechodzić. Odetchnęła powoli, cicho, spokojnie. Przez chwilę zastanawiała się nad opcjami i możliwościami. Mogła próbować dostrzec coś więcej, ale jej wewnętrzne oko, jeśli w ogóle je posiadała, pozostawało bardzo mocno uśpione.
- To tylko kula. - stwierdziła spokojnie, podnosząc się ostrożnie. Prędkość, którą osiągał powóz nie pozwalał na swobodne poruszanie się. Należało odpowiednio się skupić by grawitacja nie ściągnęła sylwetkę do podłogi powozu. Przemieściła się do okna. - Spróbujmy szczęścia. - powiedziała więc, choć i to należało do jednej z mniej ulubionych dróg, którymi się posługiwała. Podniosła dłoń i skierowała ją w stronę szybki w którą zapukała trzy razy. Miała nadzieję, że ta liczba przyniesie im szczęście. Cóż, najwyżej zjawią się na górze jako ostatni. To była tylko zabawa i przywiązywanie do tego, by osiągnąć najlepszy wynik nie leżało w jej naturze. Nie, gdy chodziło jedynie o wyścig. Choć wyprzedzenie Alpharda Blacka z pewnością było kusząca propozycją. Wiedziała jednak, że każdy wynik jest w stanie odpowiednio ograć. Mogła wziąć na swoje barki winę za przegraną, jeśli jakąś ktoś zamierzał obdarzać. Na razie dopiero zaczynali, jeszcze wiele mogło się wydarzyć.
rzucam na zwinność i na pukanie - gdyby nie wyszła zwinność, pukam trzy razy
- To tylko kula. - stwierdziła spokojnie, podnosząc się ostrożnie. Prędkość, którą osiągał powóz nie pozwalał na swobodne poruszanie się. Należało odpowiednio się skupić by grawitacja nie ściągnęła sylwetkę do podłogi powozu. Przemieściła się do okna. - Spróbujmy szczęścia. - powiedziała więc, choć i to należało do jednej z mniej ulubionych dróg, którymi się posługiwała. Podniosła dłoń i skierowała ją w stronę szybki w którą zapukała trzy razy. Miała nadzieję, że ta liczba przyniesie im szczęście. Cóż, najwyżej zjawią się na górze jako ostatni. To była tylko zabawa i przywiązywanie do tego, by osiągnąć najlepszy wynik nie leżało w jej naturze. Nie, gdy chodziło jedynie o wyścig. Choć wyprzedzenie Alpharda Blacka z pewnością było kusząca propozycją. Wiedziała jednak, że każdy wynik jest w stanie odpowiednio ograć. Mogła wziąć na swoje barki winę za przegraną, jeśli jakąś ktoś zamierzał obdarzać. Na razie dopiero zaczynali, jeszcze wiele mogło się wydarzyć.
rzucam na zwinność i na pukanie - gdyby nie wyszła zwinność, pukam trzy razy
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Melisande Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k3' : 2
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k3' : 2
Tyły posiadłości
Szybka odpowiedź