Tyły posiadłości
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tyły posiadłości
Tereny oddzielone od reprezentacyjnych ogrodów i pałacowych balkonów umiejscowione w tylnej części rezydencji lady Nott zachęcają świeżością powietrza - eleganckie zadbane ogrody ścieżką przechodzą tu duktem w gęstniejący las. Co się w nim kryje i jak daleko sięga, wie zapewne jedynie sama lady Nott. Są to obszary mniej okazałe, bardziej zaniedbane, gdzie goście przeważnie, poza sezonowymi polowaniami, raczej nie są wprowadzani. Ponoć łatwo tutaj zgubić drogę...
The member 'Quentin Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
nie ogarnęłam tych budynków, przepraszam!
Nie spodziewał się, że zaklęcie wskaże budynek po jego lewej – najmniejszy ze wszystkich, z drzwiami zabitymi deską, był tym, na który w pierwszej chwili nie zwrócił nawet uwagi. Zawahał się na moment; czy to możliwe, że urok go zwodził? Obejrzał się na Inarę, której sylwetka ledwie majaczyła mu w ciemnościach, ale koniec końców zaklął pod nosem i ruszył w kierunku, w którym popychała go magia.
Odległość między zabudowaniami przebył truchtem, poruszając się względnie cicho i stawiając przyspieszone kroki w rytm głośnego bicia serca. Zatrzymał się przed drzwiami, jeszcze raz przyglądając się im dokładnie. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, coś mu się gryzło; minęła zaledwie minuta, a już żałował, że zostawił Inarę samą sobie. Co, jeśli ktoś podążał ich śladami, albo jeśli coś – niekoniecznie człowiek – czaiło się w zaroślach dookoła?
Potrząsnął głową, jakby starając się wyrzucić z niej natrętne myśli i wyciągnął różdżkę w stronę drzwi. Wiedział, że jego zaklęcie narobi hałasu, ale nie dbał o to – w budynku pozbawionym okien i tak nie było żadnej innej drogi ucieczki. – Sezam Materio – mruknął, celując w blokującą drzwi deskę i dopiero wtedy do głowy przyszło mu inne rozwiązanie: a co, jeżeli osoba w środku wcale nie ukrywała się przed pościgiem, tylko została tam zamknięta? Ślady pozostawione przez ciężkie, nierówne kroki nabrały nagle sensu, a on sam drgnął lekko; jeżeli miał rację i osoby były dwie, to gdzie znajdował się prawdziwy winowajca?
Cóż, tak czy inaczej – miał zamiar najpierw sprawdzić budynek. A później dopiero martwić się resztą.
Nie spodziewał się, że zaklęcie wskaże budynek po jego lewej – najmniejszy ze wszystkich, z drzwiami zabitymi deską, był tym, na który w pierwszej chwili nie zwrócił nawet uwagi. Zawahał się na moment; czy to możliwe, że urok go zwodził? Obejrzał się na Inarę, której sylwetka ledwie majaczyła mu w ciemnościach, ale koniec końców zaklął pod nosem i ruszył w kierunku, w którym popychała go magia.
Odległość między zabudowaniami przebył truchtem, poruszając się względnie cicho i stawiając przyspieszone kroki w rytm głośnego bicia serca. Zatrzymał się przed drzwiami, jeszcze raz przyglądając się im dokładnie. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, coś mu się gryzło; minęła zaledwie minuta, a już żałował, że zostawił Inarę samą sobie. Co, jeśli ktoś podążał ich śladami, albo jeśli coś – niekoniecznie człowiek – czaiło się w zaroślach dookoła?
Potrząsnął głową, jakby starając się wyrzucić z niej natrętne myśli i wyciągnął różdżkę w stronę drzwi. Wiedział, że jego zaklęcie narobi hałasu, ale nie dbał o to – w budynku pozbawionym okien i tak nie było żadnej innej drogi ucieczki. – Sezam Materio – mruknął, celując w blokującą drzwi deskę i dopiero wtedy do głowy przyszło mu inne rozwiązanie: a co, jeżeli osoba w środku wcale nie ukrywała się przed pościgiem, tylko została tam zamknięta? Ślady pozostawione przez ciężkie, nierówne kroki nabrały nagle sensu, a on sam drgnął lekko; jeżeli miał rację i osoby były dwie, to gdzie znajdował się prawdziwy winowajca?
Cóż, tak czy inaczej – miał zamiar najpierw sprawdzić budynek. A później dopiero martwić się resztą.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Darcy spojrzała na Quentina i odruchowo nic nie mówiąc, wycofała się za jego ramie. W końcu to on był tu dżentelmenem, skoro tak, to niech on zajmie się obcą osobą. Zresztą zaklęcie, które wcześniej rzuciła, nie wykryło jej wcale, Darcy obawiała się, że osobnik mógł być już martwy. Jedyne w czym mogli pomóc, to w identyfikacji ciała. Nie było to zajęcie dla dam. Truchło, które leżało tu nie wiadomo ile musiało już nieźle cuchnąć. - Nie jesteś zbyt rozmowny - zauważyła kobieta, mówiąc do pleców lorda Burke. - Wydaje mi się, że lepiej dogadasz się z trupem. - Puściła go przodem z pełną serdecznością.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Celne zaklęcie Ceasara i krzyk podejrzanej kobiety wybudził Lorne'a z dziwnego zamyślenia. Przez ostatnich parę minut snuł się w ciszy za swym szwagrem-kuzynem (dziwna konotacja, ale cóż zrobić!), czując, że eleganckie ubrania nie są najlepszym zestawem na przeczesywanie lasów. Gdy obiekt ich pościgu osunął się na ziemię, podbiegli czym prędzej i Lorne wycelował w nią różdżką. Stojąc nad podejrzaną, czuł jak wzbiera się w nim ogromna nienawiść, którą ciężko opanować. Gdyby była niewinna, nie uciekałaby, musiała zatem coś wiedzieć. I tę wiedzę Lorne chciał za wszelką cenę wyciągnąć. Musi przy tym cierpieć, tak jak cierpieli ci szlachetni ludzie, których znaleźli martwych parę godzin temu.
- Mów wszystko, co wiesz. Mów, kim jesteś i dlaczego przed nami uciekałaś. Mów czym prędzej, czy to ty jesteś odpowiedzialna za wymordowanie członków naszych rodów. Mów, bo inaczej będziesz cierpieć, a twoja śmierć rozciągać się będzie w nieskończoność. - Lorne cedził te słowa, egzaltował każdą sylabę. - Aquassus.
Będzie mówiła. Zadba o to.
- Mów wszystko, co wiesz. Mów, kim jesteś i dlaczego przed nami uciekałaś. Mów czym prędzej, czy to ty jesteś odpowiedzialna za wymordowanie członków naszych rodów. Mów, bo inaczej będziesz cierpieć, a twoja śmierć rozciągać się będzie w nieskończoność. - Lorne cedził te słowa, egzaltował każdą sylabę. - Aquassus.
Będzie mówiła. Zadba o to.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Lorne Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Barry: Tajemnicza postać szybko wspięła się po drzewie i pojawiła się na tarasie, intuicja cię nie myliła. Trudno byłoby ci pomylić z kimś tego człowieka - sir Gawaina Longbottoma, aurora. Mężczyzna przez moment trzymał różdżkę wyciągniętą w twoją stronę - lecz dość szybko jego dłoń opadła.
- Weasley - rzucił, choć stwierdzał rzecz oczywistą, kiedy uważnie rozglądał się wokół. Wyglądał na zawiedzionego... ale i zaniepokojonego. - Myślałem, że... nieważne. Wszystko w porządku? - Dopiero teraz jego wzrok skoncentrował się na twojej kulejącej nodze.
Darcy i Quentin: Expelliarmus odrzucił różdżkę od ciała, ale mężczyzna w żaden sposób nie zareagował, nawet nie drgnął. Prawdopodobnie Darcy miała rację - był już trupem jedynie opartym o ścianę, ale był trupem świeżym, o czym niewątpliwie świadczyła wciąż niezastygnięta krew; być może gdyby nie balowe buciki, być może gdybyście przyśpieszyli kroku i zjawili się tutaj wcześniej, udałoby się wam odnaleźć go żywego.
Jeśli któreś z was zdecyduje się podejść bliżej, rozpozna w nim Reagana Avery'ego, męża Laidan Avery, ojca Samaela, Sorena i Allison. Wuja Darcy.
Lorne (i Caesar): Lorne, poczułeś na sobie spojrzenie sarnich oczu dziewczyny, jęknęła, a z jej ust spłynęła strużka krwi. Kimkolwiek była i cokolwiek się stało, porażenie prądem poważnie jej zaszkodziło. Zbyt poważnie, jak na pijacko rzucony urok. Poruszyła ustami, choć początkowo nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Proszę... - szepnęła. - Nie róbcie mi krzywdy, nic nie widziałam... nikomu nie powiem... proszę, jest mi tak bardzo zimno... - Twoja klątwa nie zadziałała, lecz teraz, kiedy znalazłeś się bliżej, mogłeś zauważyć, że gdybyś rzucił swoje zaklęcie precyzyjniej, dziewczyna by tego nie przeżyła.
Trudno było ją poznać - leżącą w śniegu zmieszanym z błotem, z zakrwawioną twarzą, ale obok urody tak wyjątkowej nie sposób przejść obojętnie; rozpoznaliście w niej Emerald Parkinson. Emerald, która umierała.
Percival i Inara: Rygiel roztrzaskał się w drzazgi, a drzwi niewielkiego budynku otwarły się same, odchylając się na zewnątrz - wewnątrz nie było nikogo. Niewysokie ściany otoczone zostały półeczkami uginającymi się pod ciężarem różnego rodzaju większych i mniejszych słoików, a na drewnianej podłodze... na drewnianej podłodze leżała różdżka.
Inara, twoje zaklęcie zostało rzucone poprawnie. Od zewnętrznych zarośli odgrodziła cię niewidzialna bariera, której niewątpliwie nikt nie przekroczy bez twojej wiedzy. Nie usłyszałaś już żadnego hałasu.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h.
- Weasley - rzucił, choć stwierdzał rzecz oczywistą, kiedy uważnie rozglądał się wokół. Wyglądał na zawiedzionego... ale i zaniepokojonego. - Myślałem, że... nieważne. Wszystko w porządku? - Dopiero teraz jego wzrok skoncentrował się na twojej kulejącej nodze.
Darcy i Quentin: Expelliarmus odrzucił różdżkę od ciała, ale mężczyzna w żaden sposób nie zareagował, nawet nie drgnął. Prawdopodobnie Darcy miała rację - był już trupem jedynie opartym o ścianę, ale był trupem świeżym, o czym niewątpliwie świadczyła wciąż niezastygnięta krew; być może gdyby nie balowe buciki, być może gdybyście przyśpieszyli kroku i zjawili się tutaj wcześniej, udałoby się wam odnaleźć go żywego.
Jeśli któreś z was zdecyduje się podejść bliżej, rozpozna w nim Reagana Avery'ego, męża Laidan Avery, ojca Samaela, Sorena i Allison. Wuja Darcy.
Lorne (i Caesar): Lorne, poczułeś na sobie spojrzenie sarnich oczu dziewczyny, jęknęła, a z jej ust spłynęła strużka krwi. Kimkolwiek była i cokolwiek się stało, porażenie prądem poważnie jej zaszkodziło. Zbyt poważnie, jak na pijacko rzucony urok. Poruszyła ustami, choć początkowo nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Proszę... - szepnęła. - Nie róbcie mi krzywdy, nic nie widziałam... nikomu nie powiem... proszę, jest mi tak bardzo zimno... - Twoja klątwa nie zadziałała, lecz teraz, kiedy znalazłeś się bliżej, mogłeś zauważyć, że gdybyś rzucił swoje zaklęcie precyzyjniej, dziewczyna by tego nie przeżyła.
Trudno było ją poznać - leżącą w śniegu zmieszanym z błotem, z zakrwawioną twarzą, ale obok urody tak wyjątkowej nie sposób przejść obojętnie; rozpoznaliście w niej Emerald Parkinson. Emerald, która umierała.
Percival i Inara: Rygiel roztrzaskał się w drzazgi, a drzwi niewielkiego budynku otwarły się same, odchylając się na zewnątrz - wewnątrz nie było nikogo. Niewysokie ściany otoczone zostały półeczkami uginającymi się pod ciężarem różnego rodzaju większych i mniejszych słoików, a na drewnianej podłodze... na drewnianej podłodze leżała różdżka.
Inara, twoje zaklęcie zostało rzucone poprawnie. Od zewnętrznych zarośli odgrodziła cię niewidzialna bariera, której niewątpliwie nikt nie przekroczy bez twojej wiedzy. Nie usłyszałaś już żadnego hałasu.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h.
Wpatrywał się w rozpadający się rygiel, podświadomie zaciskając palce na drewnie różdżki tak mocno, że zbielały mu knykcie. Kiedy drzwi stanęły otworem, odruchowo zrobił krok w tył, ostrożnie zaglądając do środka, ale… w środku nie było nikogo. Przesunął wzrokiem po ścianach i już miał zamiar wycofać się i odnaleźć Inarę, ale jego spojrzenie zatrzymało się na – pierwotnie niezauważonej – różdżce. Wróciła podejrzliwość; skąd się tu wzięła? Czy ktoś krył się w cieniach, pod osłoną zaklęcia albo magicznego płaszcza?
Uniósł wyżej własną różdżkę, jakby oczekując ataku, który nie nadszedł. W głowie zamajaczyło mu zaklęcie, dosyć trudne i złożone, ale… może nie szkodziło spróbować? Wciągnął do płuc mroźne powietrze, przypominając sobie formułę, którą usłyszał dawno temu i równie dawno miał okazję, żeby jej użyć. – Clario – szepnął, zapewne niepotrzebnie zniżając głos; jeżeli ktoś faktycznie znajdował się w pobliżu, to jego poprzedni czar i tak narobił wystarczająco dużo hałasu, żeby zaalarmować o jego obecności każdego w promieniu kilkudziesięciu metrów.
Uniósł wyżej własną różdżkę, jakby oczekując ataku, który nie nadszedł. W głowie zamajaczyło mu zaklęcie, dosyć trudne i złożone, ale… może nie szkodziło spróbować? Wciągnął do płuc mroźne powietrze, przypominając sobie formułę, którą usłyszał dawno temu i równie dawno miał okazję, żeby jej użyć. – Clario – szepnął, zapewne niepotrzebnie zniżając głos; jeżeli ktoś faktycznie znajdował się w pobliżu, to jego poprzedni czar i tak narobił wystarczająco dużo hałasu, żeby zaalarmować o jego obecności każdego w promieniu kilkudziesięciu metrów.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Rudzielec miał jeszcze chwilę niepewności, lecz gdy ujrzał twarz Longbottoma, zniżył swoją różdżkę, ba. Schował ją nawet za pazuchę, a za to wzmocnił uścisk na barierce.
- Longbottom.- powiedział z nieukrywaną ulgą. Jak to dobrze, że zjawił się jakiś sojusznik. I to auror na dodatek, chwilowo nie musi się obawiać ataku dzięki niemu.
- Coś z nogą sobie zrobiłem skacząc z góry. Nie mogę chodzić, więc pozostali ruszyli do przodu, a ja próbowałem wezwać jakiegoś medyka do pomocy.- powiedział nieco krzywiąc się, gdy na chwilę spojrzał na ranną nogę. Spróbował na niej ustać, ale poczuł taki ból, że zaraz oparł się bokiem o barierkę i skierował swój ciężar ciała na zdrową nogę. Nie, definitywnie nie da rady chodzić. - Wiadomo już, kto to zrobił? Jak do tego doszło?- zaraz dopytał się podnosząc wzrok na aurora. Czy już coś wiadomo? - I Lyra... nic jej się nie stało?- nie mógł pozostać obojętny wobec siostry, mimo przeszłości. Zarówno chciał znać odpowiedzi na zadane chwilę temu pytania, jak i mieć pewność, że siostra jest cała i zdrowa. W końcu byli rodziną, a o nią powinno się troszczyć.
- Longbottom.- powiedział z nieukrywaną ulgą. Jak to dobrze, że zjawił się jakiś sojusznik. I to auror na dodatek, chwilowo nie musi się obawiać ataku dzięki niemu.
- Coś z nogą sobie zrobiłem skacząc z góry. Nie mogę chodzić, więc pozostali ruszyli do przodu, a ja próbowałem wezwać jakiegoś medyka do pomocy.- powiedział nieco krzywiąc się, gdy na chwilę spojrzał na ranną nogę. Spróbował na niej ustać, ale poczuł taki ból, że zaraz oparł się bokiem o barierkę i skierował swój ciężar ciała na zdrową nogę. Nie, definitywnie nie da rady chodzić. - Wiadomo już, kto to zrobił? Jak do tego doszło?- zaraz dopytał się podnosząc wzrok na aurora. Czy już coś wiadomo? - I Lyra... nic jej się nie stało?- nie mógł pozostać obojętny wobec siostry, mimo przeszłości. Zarówno chciał znać odpowiedzi na zadane chwilę temu pytania, jak i mieć pewność, że siostra jest cała i zdrowa. W końcu byli rodziną, a o nią powinno się troszczyć.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Objął spojrzeniem twarz kobiety rozpoznając w niej panienkę Parkinson - piękną siostrę Venus. Wątpił, naprawdę wątpił, by kobieta - nie taka kobieta - była zdolna do uczynienia tej ohydnej zbrodni. Doglądał jej na sabatach i nie wierzył, by mogła przyłożyć do tego rękę. Lecz dostrzegł w niej potencjał, w słowach, które wypowiadała i strachu, jaki ją pętał.
Umierała. Widział to gołym okiem. Lecz dlaczego? Czy kobieta tuż obok także była martwa? Czy to Venus?
Nie miał na to czasu - Emerald umierała i ktoś musiał się do tego przyczynić.
-Panienko... - zaczął niezdarnie kucając tuż przy kobiecie - najmocniej przepraszam - głos mu zadrżał, gdy zdejmował wierzchni garnitur narzucając go na ramiona kobiety. Wierząc, że to coś pomoże. Że zadośćuczyni to, co jej wyrządził. Lecz nie czuł wstydu, jeszcze nie. Wściekłość owszem. Żal przebijający się przez alkoholową znieczulicę, lecz nie wstyd. Był to prędzej odruch warunkowy, niż akt skruchy. Potem będzie żałował.
-Kto... kto to był? Kto mógł uczynić coś tak bestialskiego? - którędy ruszył? Dokąd uciekł?
Powiedz mi natychmiast, dla ciebie i tak nie ma już ratunku.
Lecz czy potrafił przejść obok niej obojętnie? Z ciężkim sercem. Nie zasługiwała na to. Na śmierć w zimnie. W samotności.
-Dokąd uciekł? - ostatnie pytanie wycedził przez zaciśnięte zęby. Gotów wydusić z niej odpowiedź, jeśli będzie trzeba.
Umierała. Widział to gołym okiem. Lecz dlaczego? Czy kobieta tuż obok także była martwa? Czy to Venus?
Nie miał na to czasu - Emerald umierała i ktoś musiał się do tego przyczynić.
-Panienko... - zaczął niezdarnie kucając tuż przy kobiecie - najmocniej przepraszam - głos mu zadrżał, gdy zdejmował wierzchni garnitur narzucając go na ramiona kobiety. Wierząc, że to coś pomoże. Że zadośćuczyni to, co jej wyrządził. Lecz nie czuł wstydu, jeszcze nie. Wściekłość owszem. Żal przebijający się przez alkoholową znieczulicę, lecz nie wstyd. Był to prędzej odruch warunkowy, niż akt skruchy. Potem będzie żałował.
-Kto... kto to był? Kto mógł uczynić coś tak bestialskiego? - którędy ruszył? Dokąd uciekł?
Powiedz mi natychmiast, dla ciebie i tak nie ma już ratunku.
Lecz czy potrafił przejść obok niej obojętnie? Z ciężkim sercem. Nie zasługiwała na to. Na śmierć w zimnie. W samotności.
-Dokąd uciekł? - ostatnie pytanie wycedził przez zaciśnięte zęby. Gotów wydusić z niej odpowiedź, jeśli będzie trzeba.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Mam więcej szczęścia niż rozumu. Niewyjaśnionym zbiegiem okoliczności różdżka odleciała od nieznanej mi (jeszcze) osoby. Wstaję nie patrząc na Darcy i przyspieszam kroku. Idę w stronę miejsca, gdzie jak mniemam leży ten magiczny kawałek drewna. Muszę się upewnić, że tajemnicza postać jej nie zabierze. Jeszcze nie wiem, że to fizycznie niemożliwe. Dopiero zbliżając się do celu, kiedy lumos wspiera księżyc oświetleniem otoczenia, widzę, że człowiek przy ścianie jest mężczyzną. Przyglądam mu się uważnie. Kojarzę, że jest mężczyzną z rodu Avery. I nie wygląda zbyt żywo. Ignoruję zaczepki kobiety, jej uwagi mnie nie interesują. Przystawiam różdżkę do martwego ciała oglądając je uważnie. Sprawca się wymknął, szliśmy za wolno. Nie ma sensu go gonić. Trzeba się zająć zamordowanym szlachcicem. Jego rodzina z pewnością będzie chciała go pochować.
Powiedziałbym do arystokratki, żeby lepiej tu nie podchodziła, ale i tak to zignoruje. Poza tym lepiej, żeby sama nie wracała. Może natknąć się na niebezpieczne osoby lub inne trupy. Wątpię w to co prawda, uciekinierzy są już dawno daleko stąd, ale nie mogę ryzykować. Wolę nie dźwigać trupa na moich wątłych ramionach, mógłbym tego nie wytrzymać. Spróbuję z magią.
- Mobilicorpus - mówię cicho zwracając koniec różdżki w stronę Avery'ego. Nie jestem pewien czy mi się uda, alkohol nadal krąży w moich żyłach. Mężczyzna wydaje się być ciężki, no i jest bezwładny. Mam natomiast następujące wyjścia z sytuacji: spróbować użyć magii, zabrać go na plecy lub pociągnąć Darcy za sobą i zostawić go tutaj na pastwę losu, ewentualnie wezwać służby. Nie myślę o tym, że nijak nie mogę udowodnić, że to moja sprawka. Nieważne. Jak trzeba będzie, to go dźwignę - wolę najpierw zrobić wszystko, co w mojej mocy, byleby do tego nie dopuścić.
Powiedziałbym do arystokratki, żeby lepiej tu nie podchodziła, ale i tak to zignoruje. Poza tym lepiej, żeby sama nie wracała. Może natknąć się na niebezpieczne osoby lub inne trupy. Wątpię w to co prawda, uciekinierzy są już dawno daleko stąd, ale nie mogę ryzykować. Wolę nie dźwigać trupa na moich wątłych ramionach, mógłbym tego nie wytrzymać. Spróbuję z magią.
- Mobilicorpus - mówię cicho zwracając koniec różdżki w stronę Avery'ego. Nie jestem pewien czy mi się uda, alkohol nadal krąży w moich żyłach. Mężczyzna wydaje się być ciężki, no i jest bezwładny. Mam natomiast następujące wyjścia z sytuacji: spróbować użyć magii, zabrać go na plecy lub pociągnąć Darcy za sobą i zostawić go tutaj na pastwę losu, ewentualnie wezwać służby. Nie myślę o tym, że nijak nie mogę udowodnić, że to moja sprawka. Nieważne. Jak trzeba będzie, to go dźwignę - wolę najpierw zrobić wszystko, co w mojej mocy, byleby do tego nie dopuścić.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Mimowolnie odwróciła spojrzenie, gdy usłyszała trzask niszczonego rygla w drzwiach, przez które wszedł Percival. Znieruchomiała na moment, ale nie słysząc kolejnych dźwięków, skupiła się na miejscu, w którym była. Wciąż czułą na całym ciele drżenie, którego nie potrafiła się pozbyć od samego początku pogoni. Kolejny raz musiała przypominać sobie, ze nie mogła tracić rozpraszanej czujności. Czar wyszedł, ale nadal niespokojnie zastanawiała się, skąd pochodziło źródło hałasu, które – umilkło. Zagrożenie albo ukryło się gdzieś poza zasięg jej zmysłów, albo...czekało by zaatakować z zaskoczenia. Żadna opcja jej się nie podobała. Stanęła bliżej ściany, wciąż zahaczając o wejście do budynku. Uderzył ją chłód, ale ciało drżało już wystarczająco mocno, by zwrócić na to uwagę. Zacisnęła wargi i na krótką chwilę przymknęła oczy.
- Veritas Claro – poruszyła różdżką wypowiadając zaklęcie i silniej zaciskając palce na trzymanym przedmiocie. Czego miała szukać? Musiała spróbować i upewnić, że rzeczywistość nie próbuje ukryć przed nią niebezpieczeństwa. I tak większego wyboru nie miała.
- Veritas Claro – poruszyła różdżką wypowiadając zaklęcie i silniej zaciskając palce na trzymanym przedmiocie. Czego miała szukać? Musiała spróbować i upewnić, że rzeczywistość nie próbuje ukryć przed nią niebezpieczeństwa. I tak większego wyboru nie miała.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
The member 'Inara Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 42
'k100' : 42
Tyły posiadłości
Szybka odpowiedź