Sala główna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala główna
Sala główna pełniąca również funkcję jadalni jest jednym z najbogatszych pomieszczeń w całym pałacu. Stanowi przykład sztuki zdobniczej Drugiego Cesarstwa Francuskiego. Centrum zajmuje wielki czarny stół i żyrandole. Na suficie Eugène Appert przedstawił świetliste niebo z egzotycznymi ptakami. Każde z ręcznie rzeźbionych krzeseł obite jest miękkimi pufkami nabitymi złotymi okrągłymi ćwiekami, a w komnacie przeważają ciemnozielone kolory. Sala stanowi również miejsce ważniejszych spotkań.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 28.08.19 16:16, w całości zmieniany 8 razy
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Skinięciem głowy dał przyzwolenie stojącemu obok skrzatowi na podniesienie wreszcie srebrnej pokrywy i zarazem na odsłonięcie zagadkowego dania. W tej samej chwili kremowo biała kartka, która wcześniej leżała przed talerzem pusta, wypełniła się eleganckim pismem, przybliżając nazwę dania, ale również je opisując. Z grzeczności zapoznał się z tekstem, nie chcąc swoją ignorancją wykazać braku szacunku dla zaangażowania gospodarza, choć jego wzrok zaraz przyciągnęła unosząca się nad posiłkiem para, co układała się w małe ptaszki. Aromat podpowiadał, że przyszło mu mieć do czynienia z daniem ostrym w smaku, choć przeczytana charakterystyka jasno wskazywała, że do jego przygotowania nie użyto żadnych przypraw. Nie zwlekał już dłużej, chwycił za sztućce i wziął pierwszy kęs, a pikantny posmak rozszedł się po jego podniebieniu. Wyczuwalna ostrość jaj nie była absolutna, był w stanie ją zaakceptować, nie musząc desperacko po przełknięciu sięgać po napitek. Podczas posiłku skupiał się na jedzeniu, zachowując wszelkie zasady kultury, choć ciemne spojrzenie czasem przemykało po zgromadzonych gościach. Zwłaszcza osoba Ministra Magii dość mocno go interesowała, lecz nie sądził, żeby udało mu się zamienić kilka słów z lordem Malfoyem. Kiedy po zakończeniu spotkania w sali pojawiły się damy, już wiedział, że to nie czas na rozprawianie bardziej szczegółowo o polityce. Wielka szkoda.
Po zakończeniu posiłku uraczył się jeszcze kieliszkiem czerwonego wina, którego słodycz szybko zwyciężyła nad wcześniejszymi kulinarnymi doznaniami. Złamanie pikanterii smakiem alkoholu pozwoliło mu szybciej zdystansować się do przeżytej tego wieczora kolacji. Udało mu się bez zbędnego zamieszania powstać od stołu, a w odpowiedniej chwili pożegnać z gospodarzem i z resztą towarzystwa, aby móc odejść bez budzenia jakichkolwiek niezadowolonych reakcji. W głowie układał pierwsze zdania artykułu do Walczącego Maga i zarazem treść listu, jaki zamierzał skierować do kuzyna, który wciąż dla tej gazety pracuje. Czuł też, że znów pochyli się nad zdobytą korespondencją Proroka Codziennego, aby raz jeszcze sprawdzić, jakie osoby zdecydowały się wyrazić poparcie dla rebelianckich wręcz działań.
Nim jednak opuścił siedzibę rodu Yaxley, skierował się jeszcze w stronę Dolohova, chcąc zamienić z nim kilka słów odnośnie prowadzonych przez niego badań. Odzyskał z powrotem przekazaną wcześniej sakiewkę ze środkami, gdy okazało się, że nie są one jednak niezbędne. Zdecydował się również wysłuchać badacza i dopomóc mu w innych technicznych aspektach. Gdy wszystko między sobą ustalili, Black z całym asortymentem opuścił elegancką rezydencję.
| z tematu
Po zakończeniu posiłku uraczył się jeszcze kieliszkiem czerwonego wina, którego słodycz szybko zwyciężyła nad wcześniejszymi kulinarnymi doznaniami. Złamanie pikanterii smakiem alkoholu pozwoliło mu szybciej zdystansować się do przeżytej tego wieczora kolacji. Udało mu się bez zbędnego zamieszania powstać od stołu, a w odpowiedniej chwili pożegnać z gospodarzem i z resztą towarzystwa, aby móc odejść bez budzenia jakichkolwiek niezadowolonych reakcji. W głowie układał pierwsze zdania artykułu do Walczącego Maga i zarazem treść listu, jaki zamierzał skierować do kuzyna, który wciąż dla tej gazety pracuje. Czuł też, że znów pochyli się nad zdobytą korespondencją Proroka Codziennego, aby raz jeszcze sprawdzić, jakie osoby zdecydowały się wyrazić poparcie dla rebelianckich wręcz działań.
Nim jednak opuścił siedzibę rodu Yaxley, skierował się jeszcze w stronę Dolohova, chcąc zamienić z nim kilka słów odnośnie prowadzonych przez niego badań. Odzyskał z powrotem przekazaną wcześniej sakiewkę ze środkami, gdy okazało się, że nie są one jednak niezbędne. Zdecydował się również wysłuchać badacza i dopomóc mu w innych technicznych aspektach. Gdy wszystko między sobą ustalili, Black z całym asortymentem opuścił elegancką rezydencję.
| z tematu
Ostatnio zmieniony przez Alphard Black dnia 08.02.20 17:18, w całości zmieniany 1 raz
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Karkówka z Hipogryfa smakowała wybornie – zdecydowane bardziej przypadła do jego gustu niżeli dość przerażająca cisza. Czyżby naprawdę tak mało mieli sobie do powiedzenia? Nie wychylał się jednak pozwalając jedynie na krótkie spojrzenia w kierunku towarzyszów. Być może to ostatnie pasmo porażek wybitnie dało się im w kość i tym samym szampański nastrój przerodził się w paskudną stypę. Zapewne miało to swój sens; nie wątpił, że wielu ogarnął strach po słowach Ignotusa o śmierci kilku z ich grona, jednakże był zdania, iż musieli zacząć działać wspólnie, aby móc naprostować popełnione błędy. Milczenie było złotem, lecz nie w podobnej sytuacji.
Skończywszy kielich wina przeniósł wzrok na Caelana, który zdawał się jeszcze bardziej skupiony i nieobecny niżeli zazwyczaj. Czyżby druh wymyślał już plan na ich wyprawę do Hogsmeade? Byłoby iście cudownie, bowiem sam był zwolennikiem opracowania taktyki i wysunięcie ewentualnych rozwiązań, gdyby plan miał pójść w złym kierunku. Nie lubił działać spontanicznie, kiedy ważność sprawy była na wyjątkowo wysokim poziomie – a tak też było tym razem. Bezmyślne działanie mogło być opłakane w skutkach, a krążenie niczym dzieci we mgle, także nie świadczyłyby o ich zaangażowaniu wystraczająco dobrze. Musiał posłać do niego sowę i podjąć dyskusję – nie teraz, nie dziś, lecz w najbliższych dniach.
Pojawienie się dam, a następnie wyjątkowych osobistości zdawało się poprawić niektórym nastroje. Zachęceni do rozmowy napędzali kolejne argumenty w dyskusji, jednak Drew nie wychylał się właściwie w ogóle. Nie szukał podobnemu zachowaniu powodów – bardziej skupił się na uważnym słuchaniu i analizie, niżeli wypuszczaniu własnych myśli w eter. Nie bywał na salonach, zwykle mijał podobny ton spotkań szerokim łukiem, lecz dziś nie mógł wyjść wcześniej niżeli inni goście. Oczekiwał więc do końca i kiedy takowy nastał skinął głową w kierunku prowadzących obrady, a następnie pożegnał grzecznościowo gospodarzy gustownego pałacu.
Narzuciwszy płaszcz na ramiona udał się w kierunku wyjścia i teleportował z powrotem do swej ulubionej rzeczywistości – wprost na Nokturn.
/zt
Skończywszy kielich wina przeniósł wzrok na Caelana, który zdawał się jeszcze bardziej skupiony i nieobecny niżeli zazwyczaj. Czyżby druh wymyślał już plan na ich wyprawę do Hogsmeade? Byłoby iście cudownie, bowiem sam był zwolennikiem opracowania taktyki i wysunięcie ewentualnych rozwiązań, gdyby plan miał pójść w złym kierunku. Nie lubił działać spontanicznie, kiedy ważność sprawy była na wyjątkowo wysokim poziomie – a tak też było tym razem. Bezmyślne działanie mogło być opłakane w skutkach, a krążenie niczym dzieci we mgle, także nie świadczyłyby o ich zaangażowaniu wystraczająco dobrze. Musiał posłać do niego sowę i podjąć dyskusję – nie teraz, nie dziś, lecz w najbliższych dniach.
Pojawienie się dam, a następnie wyjątkowych osobistości zdawało się poprawić niektórym nastroje. Zachęceni do rozmowy napędzali kolejne argumenty w dyskusji, jednak Drew nie wychylał się właściwie w ogóle. Nie szukał podobnemu zachowaniu powodów – bardziej skupił się na uważnym słuchaniu i analizie, niżeli wypuszczaniu własnych myśli w eter. Nie bywał na salonach, zwykle mijał podobny ton spotkań szerokim łukiem, lecz dziś nie mógł wyjść wcześniej niżeli inni goście. Oczekiwał więc do końca i kiedy takowy nastał skinął głową w kierunku prowadzących obrady, a następnie pożegnał grzecznościowo gospodarzy gustownego pałacu.
Narzuciwszy płaszcz na ramiona udał się w kierunku wyjścia i teleportował z powrotem do swej ulubionej rzeczywistości – wprost na Nokturn.
/zt
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Kolacja miała być przyjemnym zwieńczeniem tego wieczoru; Yaxleyowie przyjęli rycerzy ze wszelkimi honorami, a Rosalie, która zaraz zjawiła się u jego boku, nie mogła okazać się zaskoczeniem - zawsze wspierała swojego kuzyna i zawsze reprezentowała tak siebie, jak swój ród, dokładnie tak jak powinna, przykładając do swoich obowiązków wielką wagę.
- Rosalie - odpowiedział na jej powitanie, w istocie, nie mieli okazji, by ze sobą pomówić, już przez długi czas - jej brzemienny stan, jego obowiązki, niespokojna sytuacja w kraju, to wszystko rodziło burzowy krajobraz niesprzyjający zaciskaniu więzi. - Naturalnie, usiądź z nami. Evandra pojawi się lada moment... już jest - Obejrzał się przez ramię na wejściowe wrota, w których piękna półwila pojawiła się w towarzystwie Melisande. Obie czarownice prezentowały się zjawiskowo, ale wzrok Tristana spoczął, co wydaje się oczywiste, na jego małżonce; pojawiła się dziś jako jego żona, żona nestora, reprezentując ród Rosier. Lubił widzieć ją w motywach kwiatów, lubił, gdy przywdziewała zdobienia przynależne jego rodowi - wstał, zamierzając powitać ją - je obie - należycie, nie przerywając wcześniej w powitaniach z Rosalie. Tajny charakter rycerskich obrad w mig zmienił charakter na towarzyski - a spokojne rozmowy przy stole pozwalały na zaciesnienie więzi na poziomie dotąd niespotykanym - obrali wspólny front, wszyscy, bez wyjątku, którzy zajęli miejsce przy tym stole. Nestorzy, którzy doskonale wiedzieli, co oznacza ich obecność tutaj - i co oznacza poparcie wszystkich wciąż liczących się angielskich rodów. Lord Voldemort, ich Czarny Pan, rósł w siłę, która wkrótce zalać miała swoją potęgą wszystko i wszystkich. Na stołach zaczęły pojawiać się talerze z daniami, przed nim - foie gras z dirkrakra, wyborne i subtelne w smaku, na doskonałej, musiał przyznać, wątróbce i choć kusiło go skosztować również antrykotu z centaura - wydawała się ku temu dość niepowtarzalna okazja - nie było mu dane. Niektórzy kontynuowali myśli rozpoczęte na obradach, on tych tematów już nie podnosił - nie byli sami, nie znał też wszystkich nestorów, nie mógł wiedzieć, czy któryś z nich nie pojawił się między nimi wiedziony wyłącznie strachem. Nie było w tym nic złego, posłuszeństwo wymuszone grozą bywało najbardziej oddane... przynajmniej do najbliższego zmiennego podmuchu wiatru.
Dopiero po kolacji, gdy kielichy opustoszały z wina, wraz z rodziną opuścił Fenland, przenosząc się do Dover.
zt rosierowie
- Rosalie - odpowiedział na jej powitanie, w istocie, nie mieli okazji, by ze sobą pomówić, już przez długi czas - jej brzemienny stan, jego obowiązki, niespokojna sytuacja w kraju, to wszystko rodziło burzowy krajobraz niesprzyjający zaciskaniu więzi. - Naturalnie, usiądź z nami. Evandra pojawi się lada moment... już jest - Obejrzał się przez ramię na wejściowe wrota, w których piękna półwila pojawiła się w towarzystwie Melisande. Obie czarownice prezentowały się zjawiskowo, ale wzrok Tristana spoczął, co wydaje się oczywiste, na jego małżonce; pojawiła się dziś jako jego żona, żona nestora, reprezentując ród Rosier. Lubił widzieć ją w motywach kwiatów, lubił, gdy przywdziewała zdobienia przynależne jego rodowi - wstał, zamierzając powitać ją - je obie - należycie, nie przerywając wcześniej w powitaniach z Rosalie. Tajny charakter rycerskich obrad w mig zmienił charakter na towarzyski - a spokojne rozmowy przy stole pozwalały na zaciesnienie więzi na poziomie dotąd niespotykanym - obrali wspólny front, wszyscy, bez wyjątku, którzy zajęli miejsce przy tym stole. Nestorzy, którzy doskonale wiedzieli, co oznacza ich obecność tutaj - i co oznacza poparcie wszystkich wciąż liczących się angielskich rodów. Lord Voldemort, ich Czarny Pan, rósł w siłę, która wkrótce zalać miała swoją potęgą wszystko i wszystkich. Na stołach zaczęły pojawiać się talerze z daniami, przed nim - foie gras z dirkrakra, wyborne i subtelne w smaku, na doskonałej, musiał przyznać, wątróbce i choć kusiło go skosztować również antrykotu z centaura - wydawała się ku temu dość niepowtarzalna okazja - nie było mu dane. Niektórzy kontynuowali myśli rozpoczęte na obradach, on tych tematów już nie podnosił - nie byli sami, nie znał też wszystkich nestorów, nie mógł wiedzieć, czy któryś z nich nie pojawił się między nimi wiedziony wyłącznie strachem. Nie było w tym nic złego, posłuszeństwo wymuszone grozą bywało najbardziej oddane... przynajmniej do najbliższego zmiennego podmuchu wiatru.
Dopiero po kolacji, gdy kielichy opustoszały z wina, wraz z rodziną opuścił Fenland, przenosząc się do Dover.
zt rosierowie
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Spotkanie w Yaxley’s Hall było jego zdaniem całkiem udane. Nie spodziewał się wybitnej liczby rozmów, sam przecież był typem milczka, który niewiele mówił, skupiając się na nasłuchiwaniu i zdobywaniu informacji. Nie zamierzał tego zmieniać. Z jednej strony miał pewność, że wszyscy zgromadzeni byli sojusznikami, choć… Zaufanie w tej kwestii było ograniczone. Pewność to jedno, ale nigdy nie wiadomo co drzemie duszy drugiej osoby. Nie był podejrzliwy, miał nadzieję, że każdy kto popierał Czarnego Pana wiedział co robi i jaki jest cel jego służby. On wiedział, nigdy nie zmieniłby swego postępowania, nie działałby inaczej. Tristan prowadził go w to wszystko, a Mathieu ufał kuzynowi i jego osądom. Niemniej jednak, w przeszłości zdarzyło się, że osoby najbardziej godne zaufania, zaprzyjaźnione, najbliższe, potrafiły wbić nóż w serce. Owszem miał na myśli jedną, konkretną osobę, po której nie spodziewał się takiego działania, a co było głęboko raniące. Dla niego to bolesna strata, ale pogodził się z tą zdradą. Niemniej jednak, spotkania Rycerzy były potrzebne im wszystkim, a ustalanie planu działania było najlepszym wyjściem. Natomiast spotkania towarzyskie… były jak najbardziej wskazane.
Rozluźniona atmosfera, dobra strawa, była ciekawym urozmaiceniem. Gospodarze postarali się zapewnić swoim gościom wszystko co najlepsze, co oczywiście bardzo się chwaliło. Mathieu zjadł posiłek, choć niekoniecznie był głodny. Niemniej jednak całkiem zadowolony rozpoczął rozmowę z kilkoma osobami. Dzisiejsze czasy były trudne, nie mieli zbyt wiele czasu na spotkania towarzyskie, a rozmowy niejednokrotnie ograniczone były do zbędnego minimum. Dlatego teraz mieli okazję do swobodnych rozmów, żartów i śmiechu. Nawet jednak takie spotkania były ograniczone czasowo. Mathieu nie przepadał za takimi spędami, sądził, że załatwienie kwestii Rycerzy będzie najważniejsze i młodszy Rosier zwinie się jak szybko będzie to możliwe. Nie zerkał jednak nerwowo na zegar.
Zauważył, że kilku gości opuściło towarzystwo. Najwyższy czas się zbierać. Zerknął na kuzyna, który opuścił towarzystwo podobnie jak kilku innych. Sam Mathieu nie czekał dłużej, pożegnał się z gospodarzami, dziękując za możliwość uczestnictwa w tym spotkaniu, wziął swój płaszcz i ruszył do wyjścia, aby ostatecznie skierować się do Chateau Rose.
ZT
Rozluźniona atmosfera, dobra strawa, była ciekawym urozmaiceniem. Gospodarze postarali się zapewnić swoim gościom wszystko co najlepsze, co oczywiście bardzo się chwaliło. Mathieu zjadł posiłek, choć niekoniecznie był głodny. Niemniej jednak całkiem zadowolony rozpoczął rozmowę z kilkoma osobami. Dzisiejsze czasy były trudne, nie mieli zbyt wiele czasu na spotkania towarzyskie, a rozmowy niejednokrotnie ograniczone były do zbędnego minimum. Dlatego teraz mieli okazję do swobodnych rozmów, żartów i śmiechu. Nawet jednak takie spotkania były ograniczone czasowo. Mathieu nie przepadał za takimi spędami, sądził, że załatwienie kwestii Rycerzy będzie najważniejsze i młodszy Rosier zwinie się jak szybko będzie to możliwe. Nie zerkał jednak nerwowo na zegar.
Zauważył, że kilku gości opuściło towarzystwo. Najwyższy czas się zbierać. Zerknął na kuzyna, który opuścił towarzystwo podobnie jak kilku innych. Sam Mathieu nie czekał dłużej, pożegnał się z gospodarzami, dziękując za możliwość uczestnictwa w tym spotkaniu, wziął swój płaszcz i ruszył do wyjścia, aby ostatecznie skierować się do Chateau Rose.
ZT
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Cóż, na jego talerzu bez wątpienia znajdował się boczek położony na, początkowo, bliżej niezidentyfikowanym kawałku mięsa. Kumulujący się pod pokrywą zapach uderzył oczywiście z wyprzedzeniem w twarz aromatycznymi nutami zmuszając go do nieco nerwowego przełknięcia śliny i chrząknięcia. Realna obawa, że niechcący kapnie mu ślinka była przez moment... faktycznie realna. Po zażegnaniu pierwszego kryzysu zabrał się za rozpracowanie kolejnego - wybranie sztućców. Tych przy stole znajdowało się kilka co było nieco kłopotliwe. Po chwilowym przemyśleniu zdecydował się sięgnąć po te, które swoimi gabarytami i kształtem przypominały mu te standardowe, które służyły mu do pałaszowania obiadów. Bo to był obiad, prawda? W pierwszej kolejności nadział na widelec boczek, lecz ten w ustach zaskoczył go mnogością doświadczeń. Zdecydowanie nie był to boczek do którego był przyzwyczajony. Ten niemalże rozpuszczał mu się w ustach sprawiając, że mimowolnie przymknął oczy i mruknął pod nosem z rozkoszy zapominając gdzie był i kim był otoczony.
W miarę spożywanego posiłku rozglądał się mimowolnie po innych talerzach, jak i szlachcicach, którzy szybko ponawiązywali między sobą prywatne rozmowy. Nie było to takie zaskakujące - wiele rodzin z którymi tu przesiadywał miały bardzo zażyłe, wypracowane na przestrzeni dziesięcioleci relacje. Czuł zaszczyt i wdzięczność, że zdobył wystarczające uznanie by dzielić z nimi tego wieczora czas przy wspólnym stole. Może nie jako równy z nimi, a jako towarzysz wspólnie z którym osiągali zamierzony cel. Było w tym jednak coś nieco pustego. Nie rozmyślał nad tym uznając, że mimo wszystko zwyczajnie tęskni za swoją ukochaną.
Po zakończeniu bankietu postanowił nawiązać jeszcze z lordem Blackiem. Czuł się ostatnimi czasy w stosunku do niego bardziej ośmielony, a powodem tego była nawiązywana między nimi nić współpracy przy badaniach. Chciał prosić go o przechowanie posiadanych ingrediencji - tych które dziś miał przy sobie i tych, które przechowywał w we własnej piwnicy. W związku z tym drugim potrzebował uzgodnić czas i sposób transportu co zajęło mniej niż kwadrans. Piwnica na Nokturnie mimo wszystko przestawała być bezpiecznym miejscem. Zwłaszcza teraz, kiedy planował coraz odważniej się ujawniać i kojarzyć z ruchem Rycerzy Walpurgii. Zakon bez wątpienia dostrzegłby w nim słabe ogniwo. Wolał nie ryzykować. Dlatego zdecydował się przekazać chwilowo wszystkie ingrediencje pod pieczę Alpharda, którego siedziba rodowa znajdowała się w samym centrum wydarzeń - Londynie. Wydał mu również swój kociołek będący równie cennym narzędziem pracy - niech go przechowa dopóki nie ustali ze smierciożercami nowego miejsca do stworzenia laboratorium. Bardzo chciałby by te znajdowało się na terenach któregoś z sympatyzujących Czarnemu Panu rodowi. Po wszystkim uniżenie podziękował mu za fatygę, a gdy nadeszła pora - wrócił do domu.
|zt
W miarę spożywanego posiłku rozglądał się mimowolnie po innych talerzach, jak i szlachcicach, którzy szybko ponawiązywali między sobą prywatne rozmowy. Nie było to takie zaskakujące - wiele rodzin z którymi tu przesiadywał miały bardzo zażyłe, wypracowane na przestrzeni dziesięcioleci relacje. Czuł zaszczyt i wdzięczność, że zdobył wystarczające uznanie by dzielić z nimi tego wieczora czas przy wspólnym stole. Może nie jako równy z nimi, a jako towarzysz wspólnie z którym osiągali zamierzony cel. Było w tym jednak coś nieco pustego. Nie rozmyślał nad tym uznając, że mimo wszystko zwyczajnie tęskni za swoją ukochaną.
Po zakończeniu bankietu postanowił nawiązać jeszcze z lordem Blackiem. Czuł się ostatnimi czasy w stosunku do niego bardziej ośmielony, a powodem tego była nawiązywana między nimi nić współpracy przy badaniach. Chciał prosić go o przechowanie posiadanych ingrediencji - tych które dziś miał przy sobie i tych, które przechowywał w we własnej piwnicy. W związku z tym drugim potrzebował uzgodnić czas i sposób transportu co zajęło mniej niż kwadrans. Piwnica na Nokturnie mimo wszystko przestawała być bezpiecznym miejscem. Zwłaszcza teraz, kiedy planował coraz odważniej się ujawniać i kojarzyć z ruchem Rycerzy Walpurgii. Zakon bez wątpienia dostrzegłby w nim słabe ogniwo. Wolał nie ryzykować. Dlatego zdecydował się przekazać chwilowo wszystkie ingrediencje pod pieczę Alpharda, którego siedziba rodowa znajdowała się w samym centrum wydarzeń - Londynie. Wydał mu również swój kociołek będący równie cennym narzędziem pracy - niech go przechowa dopóki nie ustali ze smierciożercami nowego miejsca do stworzenia laboratorium. Bardzo chciałby by te znajdowało się na terenach któregoś z sympatyzujących Czarnemu Panu rodowi. Po wszystkim uniżenie podziękował mu za fatygę, a gdy nadeszła pora - wrócił do domu.
|zt
Oficjalna część spotkania dobiegała już końca - Burke w milczeniu wysłuchiwał ostatnich ustaleń oraz wymiany informacji, starając się jak najwięcej zapisać w pamięci. Decyzje, które tu zostały podjęte, mogły być kluczowe dla ich dalszego rozwoju. Wszystko znajdowało się na dobrej drodze - pozostało jedynie cieszyć się tym wieczorem. Wszystko to, co było ważne, mogło zaczekać do dnia następnego. Dziś należało skupić się już raczej na przyjemnościach. Burke pozwolił sobie przesunąć spojrzeniem po pięknych, urodziwych damach, które dołączyły do nich przy stole. Gdyby któraś z nich znalazła się bliżej niego, z radością ucałowałby delikatne, gładkie dłonie każdej z nich. Przyjemnie patrzyło się na zgrabne, eleganckie kobiety, które postanowiły towarzyszyć im tego wieczoru. I Craig skłamałby zapewne, gdyby nie przyznał się sam przed sobą, że poczuł delikatne ukłucie. Sam nie był pewien czego - zazdrości? Być może. Stan kawalerski momentami zaczynał mu ciążyć, chociaż głównie w tych chwilach, gdy to seniorzy rodu zaczynali suszyć mu głowę, domagając się, aby w końcu wziął sprawy w swoje ręce. Zbywał ich raz za razem.
Kolacja, którą ich uraczono, była prawdziwie wyborna. Momentami wahał się przed spróbowaniem niektórych dań, poszczególne z zaserwowanych mięs wydawały mu się bowiem odrobinkę zbyt... egzotyczne jak na jego gust. Nie mógł jednak nie docenić kunsztu, który włożono w przygotowanie tej uczty. W połączeniu z wybornym alkoholem, powstał posiłek idealny. Wieczerza, którą się posilali, miała dla rycerzy jednak podwójne znaczenie - Burke dostrzegał w tym zapowiedź lepszych czasów. Czas świętowania każdego z nadchodzących zwycięstw, dobrobytu oraz spokoju. Spokoju dla nich, ale także dla społeczeństwa wolnego od brudu i szlamu. Piękna wizja, doprawdy.
Pora robiła się jednak coraz późniejsza, a z każdą mijającą godziną przy stole było ich coraz mniej. Burke także nie planował nadużywać gościnności gospodarzy. Gdy uznał, że należałoby już opuścić rezydencję, pożegnał się uprzejmie ze wszystkimi nadal obecnymi przy kolacji. Dziś korzystali z uroków życia i hojności rody Yaxley, aby odrobinę odpocząć - ale od następnego ranka ponownie należało zakasać rękawy.
zt
Kolacja, którą ich uraczono, była prawdziwie wyborna. Momentami wahał się przed spróbowaniem niektórych dań, poszczególne z zaserwowanych mięs wydawały mu się bowiem odrobinkę zbyt... egzotyczne jak na jego gust. Nie mógł jednak nie docenić kunsztu, który włożono w przygotowanie tej uczty. W połączeniu z wybornym alkoholem, powstał posiłek idealny. Wieczerza, którą się posilali, miała dla rycerzy jednak podwójne znaczenie - Burke dostrzegał w tym zapowiedź lepszych czasów. Czas świętowania każdego z nadchodzących zwycięstw, dobrobytu oraz spokoju. Spokoju dla nich, ale także dla społeczeństwa wolnego od brudu i szlamu. Piękna wizja, doprawdy.
Pora robiła się jednak coraz późniejsza, a z każdą mijającą godziną przy stole było ich coraz mniej. Burke także nie planował nadużywać gościnności gospodarzy. Gdy uznał, że należałoby już opuścić rezydencję, pożegnał się uprzejmie ze wszystkimi nadal obecnymi przy kolacji. Dziś korzystali z uroków życia i hojności rody Yaxley, aby odrobinę odpocząć - ale od następnego ranka ponownie należało zakasać rękawy.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Z uwagą obserwował to, co działo się w trakcie kolacji po spotkaniu. Doświadczenie to było całkiem inne o tego, które już znał z poprzedniego spotkania, gdzie nerwowa atmosfera towarzyszyła niemal przez cały czas – ta zgromadzona na dzisiejszych obradach rozpłynęła się wraz z zamknięciem części oficjalnej, przejściem do niemal sympatycznej oprawy znanej z towarzyskich spędów. Nie biorąc w nich zbyt częstego udziału, Zachary często zastanawiał się, co było warte uwagi w trakcie rozmów, na należało zwracać uwagę, gdy tak wiele odrębnych poglądów siadało razem i bez zbędnego napięcia wznosiło toast za toastem.
Cisza, która go otaczała w trakcie kolacji była mu tak dobrą towarzyską ja obaj lordowie, między którymi siedział. Ściśle męskie towarzystwo stanowiło dla niego wsparcie wystarczające, aby dotrwać do końca, gdyż – będąc w pełni szczerym z samym sobą – objawiało się u niego znużenie. Niezręczne, ledwie widoczne ruchy, gdy próbował rozprostować kończyny, wprawić mięśnie w ożywczy ruch. Popijanie alkoholu, istotnie przyjemne, nie dawało mu tego, czego potrzebował po godzinach spędzonych na zajmowaniu jednego, absolutnie niezmiennego punktu w przestrzeni. Obracanie głową w żaden sposób nie zmieniało perspektywy. Zdołał już pochłonąć komnatę z każdej strony, prawie tonąc w jej mroku nim pierwsze oznaki nadchodzącego końca do niego dotarły. Gdy pierwsi goście zaczynali żegnać się i odchodzić od stołu, pozostał nieco dłużej, chcąc jeszcze zyskać na przysłuchiwaniu się padającym słowom. Chłonął je, przyjmował do świadomości, układał w miejscach przynależnych im do właściwych moment ze spotkania, chcąc nabrać szerszego obrazu w kwestiach, o których jeszcze nie wiedział. Starał się także docenić gościnność Yaxleyów, kiedy i na niego przyszła kulturalna pora opuszczenia zgromadzonego towarzystwa. Uprzejme pożegnanie każdego z osobna wydawało mu się nieco przeciągać, ale w końcu dobrnął do drzwi i powoli zaczął planować własne poczynania, które miał podjąć w najbliższym czasie. Wcześniej jednak potrzebował nieco dłuższego odpoczynku i ciszy spędzonej jedynie w towarzystwie własnych myśli, a tego mógł zaznać tylko w ścianach komnat na wyspie.
z/t
Cisza, która go otaczała w trakcie kolacji była mu tak dobrą towarzyską ja obaj lordowie, między którymi siedział. Ściśle męskie towarzystwo stanowiło dla niego wsparcie wystarczające, aby dotrwać do końca, gdyż – będąc w pełni szczerym z samym sobą – objawiało się u niego znużenie. Niezręczne, ledwie widoczne ruchy, gdy próbował rozprostować kończyny, wprawić mięśnie w ożywczy ruch. Popijanie alkoholu, istotnie przyjemne, nie dawało mu tego, czego potrzebował po godzinach spędzonych na zajmowaniu jednego, absolutnie niezmiennego punktu w przestrzeni. Obracanie głową w żaden sposób nie zmieniało perspektywy. Zdołał już pochłonąć komnatę z każdej strony, prawie tonąc w jej mroku nim pierwsze oznaki nadchodzącego końca do niego dotarły. Gdy pierwsi goście zaczynali żegnać się i odchodzić od stołu, pozostał nieco dłużej, chcąc jeszcze zyskać na przysłuchiwaniu się padającym słowom. Chłonął je, przyjmował do świadomości, układał w miejscach przynależnych im do właściwych moment ze spotkania, chcąc nabrać szerszego obrazu w kwestiach, o których jeszcze nie wiedział. Starał się także docenić gościnność Yaxleyów, kiedy i na niego przyszła kulturalna pora opuszczenia zgromadzonego towarzystwa. Uprzejme pożegnanie każdego z osobna wydawało mu się nieco przeciągać, ale w końcu dobrnął do drzwi i powoli zaczął planować własne poczynania, które miał podjąć w najbliższym czasie. Wcześniej jednak potrzebował nieco dłuższego odpoczynku i ciszy spędzonej jedynie w towarzystwie własnych myśli, a tego mógł zaznać tylko w ścianach komnat na wyspie.
z/t
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sala główna
Szybka odpowiedź