Ślepy zaułek
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ślepy zaułek
Opodal podniszczonej knajpy, gdzieś koło wiecznie nieświecącej latarni znajduje się wąska, pogrążona w mroku uliczka - uliczka zakończona wysokim, masywnym murem, którego to nie sposób przeskoczyć, na którego nie sposób się wspiąć, nawet przy pomocy drugiej osoby. Ludzie szemrają, iż to właśnie tutaj, wśród wiecznie zalegających śmieci i odpadków, kamiennych ścian budynków poplamionych czerwienią, swe spotkania odbywają podejrzane typki Śmiertelnego Nokturnu. Paserzy, nieszkodliwi przemytnicy, handlarze ziela wiedźm, czy i gorsi, zepchnięci poza margines społeczny recydywiści umiłowali sobie ów ślepy zaułek do załatwiania swych szemranych interesów, ubijania targów, załatwiania między sobą zatargów. Obowiązuje ich chyba jakaś niepisana zasada, gdyż zaułkiem tym potrafią się dzielić, potrafią nie wchodzić sobie w paradę - a przynajmniej w większości przypadków. Jedynie czasem znaleźć tu można jakiegoś nieboszczyka.
|2 kwietnia, tuż przed północą
Nie tego oczekiwał, nie tego się spodziewał. Zaskoczenie wręcz wstrząsnęło ciałem Avery'ego, kiedy upragnione inicjały fundatora dostrzegł ukryte - niewyraźne już i zupełnie niewidoczne dla ludzkiego oka, o ile się ich nie szukało - na mosiężnej tabliczce przed wejściem do tego konkretnego budynku. Obecnie burdelu.
Harrington raczej nie oczekiwał takiej przyszłości dla swojej inwestycji; pomyślał kwaśno, wyjątkowo niezadowolony, że musi przekroczyć próg tego przybytku. Wiedział, dlaczego bawili tutaj ci panowie, zapamiętywał ich i przypuszczał, że również zapadnie niektórym w pamięć. Jak ognia jednak unikał próby zwiedzenia go i odprowadzenia przed portret bogini, umknął także i usłużnemu lokajowi, pragnącemu odebrać od niego płaszcz i odprowadzić do stolika. Zręcznie wymawiał się od wszelkich usług, w końcu jednak pozwalając na przygotowanie dla siebie posiłku. Zajął prywatną lożę w sali restauracyjnej, gdzie prócz drogiego dania, butelki wina (sprytny Cezar nie sprzedawał go na kieliszki) oraz hojnego napiwku wprost do kieszeni starszego już mężczyzny, poprosił o dokumenty z przeszłości lokalu. Wierzył, że musiały istnieć jakieś roczniki, albumy, akty własności, cokolwiek, co powiedziałoby mu o rodzinie Harringtonów. O pochodzeniu ich fortuny. Wątpił, by Caesar zechciał pomóc mu w tych poszukiwaniach, więc do dłoni kelnera powędrował jeszcze jeden mieszek galeonów - za dyskrecję. Pewnie to wizja nagrody wyjątkowo szybko sprowadziła go z powrotem, bo po niedługiej chwili prócz parującej dziczyzny oraz przedniego skrzaciego wina, przed Averym leżała wcale okazała dokumentacja, świadcząca o działaniach byłych właścicieli. Podejrzanej, szemranej, pokątnej i... zapewne nielegalnej, skoro wszystkie tropy prowadziły wprost na Nokturn. Samael nie okazał jednak ani podekscytowania, ani rozczarowania. Perfekcyjnie odgrywał obojętność, ponieważ nie chciał zrodzić niczyich podejrzeń. W Wenus patrzyło na niego zbyt wiele par wścibskich oczu, aby mógł sobie na to pozwolić. Kolejna brzęcząca sakiewka trafiła do rąk usługującego mu mężczyzny: Avery zaś spokojnie dokończył posiłek oraz dopił wino. Wyszedł z Wenus zadowolony, zaspokojony, aczkolwiek po pełną satysfakcję ruszył wprost na niebezpieczny Nokturn.
Nie tego oczekiwał, nie tego się spodziewał. Zaskoczenie wręcz wstrząsnęło ciałem Avery'ego, kiedy upragnione inicjały fundatora dostrzegł ukryte - niewyraźne już i zupełnie niewidoczne dla ludzkiego oka, o ile się ich nie szukało - na mosiężnej tabliczce przed wejściem do tego konkretnego budynku. Obecnie burdelu.
Harrington raczej nie oczekiwał takiej przyszłości dla swojej inwestycji; pomyślał kwaśno, wyjątkowo niezadowolony, że musi przekroczyć próg tego przybytku. Wiedział, dlaczego bawili tutaj ci panowie, zapamiętywał ich i przypuszczał, że również zapadnie niektórym w pamięć. Jak ognia jednak unikał próby zwiedzenia go i odprowadzenia przed portret bogini, umknął także i usłużnemu lokajowi, pragnącemu odebrać od niego płaszcz i odprowadzić do stolika. Zręcznie wymawiał się od wszelkich usług, w końcu jednak pozwalając na przygotowanie dla siebie posiłku. Zajął prywatną lożę w sali restauracyjnej, gdzie prócz drogiego dania, butelki wina (sprytny Cezar nie sprzedawał go na kieliszki) oraz hojnego napiwku wprost do kieszeni starszego już mężczyzny, poprosił o dokumenty z przeszłości lokalu. Wierzył, że musiały istnieć jakieś roczniki, albumy, akty własności, cokolwiek, co powiedziałoby mu o rodzinie Harringtonów. O pochodzeniu ich fortuny. Wątpił, by Caesar zechciał pomóc mu w tych poszukiwaniach, więc do dłoni kelnera powędrował jeszcze jeden mieszek galeonów - za dyskrecję. Pewnie to wizja nagrody wyjątkowo szybko sprowadziła go z powrotem, bo po niedługiej chwili prócz parującej dziczyzny oraz przedniego skrzaciego wina, przed Averym leżała wcale okazała dokumentacja, świadcząca o działaniach byłych właścicieli. Podejrzanej, szemranej, pokątnej i... zapewne nielegalnej, skoro wszystkie tropy prowadziły wprost na Nokturn. Samael nie okazał jednak ani podekscytowania, ani rozczarowania. Perfekcyjnie odgrywał obojętność, ponieważ nie chciał zrodzić niczyich podejrzeń. W Wenus patrzyło na niego zbyt wiele par wścibskich oczu, aby mógł sobie na to pozwolić. Kolejna brzęcząca sakiewka trafiła do rąk usługującego mu mężczyzny: Avery zaś spokojnie dokończył posiłek oraz dopił wino. Wyszedł z Wenus zadowolony, zaspokojony, aczkolwiek po pełną satysfakcję ruszył wprost na niebezpieczny Nokturn.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Nie wiedział, jak długo będzie musiał się tutaj błąkać. Nie wiedział, czego dokładnie poszukuje. Kolejnych inicjałów, niesionych wiatrem kartek wyrwanych z księgi rachunkowej, może cichego szeptu z głębi brudnego zaułka, wabiącego go brzmieniem znajomego nazwiska? Czy liczył na uśmiech losu, łut szczęścia, czy na własny spryt? Kroczył właściwie po omacku, wybierając nieznane ścieżki, nieprzetarte szlaki, drogi, które równie dobrze mogły nigdy się nie kończyć - albo prowadzić w pułapkę. A może impas? Postawić go w sytuacji bez wyjścia? To nie mogło skończyć się teraz, kiedy zaczynał czuć się już coraz pewniej w tym specyficznym wyścigu. Nie wiedział wprawdzie, czy gra na czas, lecz przestał już nawet odczuwać zmęczenie. Wysiłek fizyczny odszedł w nieznane, ustępując miejsca umysłowemu - łamał sobie głowę, wytężał mózg i naprawdę starał się dopasować do siebie brakujące kawałki układanki. Wciąż jednak czegoś mu brakowało i nie mógł dojść do faktycznego celu. Najpierw- od nazwiska, aż po szczątkowe, bardzo biedne informacje - zdołał ustalić jedną prawdę. Ta rodzina istniała. Posiadała znaczny majątek, kiedyś, w przeszłości. Nie wiedział, jak dawno. Drugi trop: mieszkali tutaj, w Londynie. Bogate okolice, musieli rzeczywiście być zamożnymi ludźmi. Uwikłanymi w coś niedobrego. Nokturn zwiastował kłopoty, samo słowo było złowróżbne. Niewielu załatwiało tutaj swoje interesy, woląc inwestować w równie nielegalny biznes, acz niedziałający w takim miejscu. Ludzie spoza nokturnowego nawiasu nie mogli tutaj liczyć na ciepłe przywitanie. Arystokraci tracili ulgowe traktowanie. Tutaj rządziły inne, twarde prawa. Cóż takiego skusiło Harringtonów, by zainteresować się wpływami na Nokturnie?
Było coraz ciemniej, więc narzucił kaptur, usiłując wtopić się w mrok. Czarna szata zlewała się kolorem z oblepiającą go nocą: tutaj nie sięgał księżyc, więc miał złudzenie, że pozostanie niezauważony. Oby na długo, gdyż nie zapowiadało się, by mógł wkrótce wrócić do Shropshire. Mury milczały, ulice milczały, a jedynym odgłosem, jaki Avery był w stanie rozpoznać, stanowił ciężki, chrapliwy oddech człowieka, zapewne wykrwawiającego się gdzieś nieopodal.
Było coraz ciemniej, więc narzucił kaptur, usiłując wtopić się w mrok. Czarna szata zlewała się kolorem z oblepiającą go nocą: tutaj nie sięgał księżyc, więc miał złudzenie, że pozostanie niezauważony. Oby na długo, gdyż nie zapowiadało się, by mógł wkrótce wrócić do Shropshire. Mury milczały, ulice milczały, a jedynym odgłosem, jaki Avery był w stanie rozpoznać, stanowił ciężki, chrapliwy oddech człowieka, zapewne wykrwawiającego się gdzieś nieopodal.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Nie bał się, uzbrojony w różdżkę i wyczulony na nadchodzący atak. Zresztą wątpił, by tutejsze zbiry okazały się równie finezyjne w swym brutalnym okrucieństwie, jak Czarny Pan. Którego sztukę dostrzegał po czasie i choć oczywiście nie marzył o tym, by ponownie stać się jego celem, to pożądał możliwości obejrzenia takiego spektaklu. Na żywo, ze wszystkimi efektami specjalnymi. Krwią tryskającą z otwartych ran, dźwiękiem łamanych kości oraz głośnymi jękami. Aby dostąpić jednak tego zaszczytu - i nade wszystko, udowodnić Lordowi Voldemortowi swoją wierność, musiał dorwać Sylvię Harrington. Znaleźć ją... I co potem? Tego nie wiedział. Czy Czarnemu Panu starczy informacja o miejscu jej pobytu? Czy będzie musiał dostarczyć mu ją żywą? Czy dostanie polecenie jej zniewolenia, okaleczenia, a może nawet zabicia? Czy była im wroga, czy tylko niepokorna i w subtelny sposób należało ją nawrócić na jedyną słuszną drogę?
Dość dotkliwie uwłaczała mu ta niewiedza, jednakowoż starał się okazywać cierpliwość. Dobrą wolę (stalową?) oraz determinację w dążeniu do celu. Nadal przemierzał ciasne uliczki, czując charakterystyczny smród Nokturnu - spoconych mężczyzn, wydzielających specyficzną woń eliksirów, nadpsutych ingrediencji wyrzucanych bezpośrednio przed krzywo stojące domy. Uporczywie kluczył, przesuwając nawet dłonią po budynkach - wyczuwał śliskie cegły, kamienie, zadrapania, nawet ślady krwi, ściekającej z jakiegoś obdrapanego muru - ale nigdzie nie wyczuł nic, co mogłoby chociaż przypominać wyryte nazwisko, coś upamiętniającego tajemniczych Harringtonów, o których słuch praktycznie zaginął. Czas uciekał. Avery zaś nie znosił go tracić.
Wolałby stracić na przykład... nerkę, czym ryzykował, zaczepiając stojącego samotnie mężczyznę, przewyższającego go co najmniej o głowę. Wyglądał na miejscowego i prawdopodobnie na kogoś czekał. Może na dilera, może na przemytnika, ale Samaela zupełnie to nie obchodziło. Chciał informacji i gotów był je wymienić za godziwą stawkę.
-Harrington. Mówi ci coś to nazwisko? - spytał bezpardonowo, zatrzymując się tuż obok draba, w pozornie niedbałym geście poprawienia nierówno układającego się płaszcza. W mroku błysnęło złoto galeonów, zadźwięczały kieszenie, gdy dyskretnie podawał mężczyźnie monety. Ufając (głupio?) w jego uczciwość.
Dość dotkliwie uwłaczała mu ta niewiedza, jednakowoż starał się okazywać cierpliwość. Dobrą wolę (stalową?) oraz determinację w dążeniu do celu. Nadal przemierzał ciasne uliczki, czując charakterystyczny smród Nokturnu - spoconych mężczyzn, wydzielających specyficzną woń eliksirów, nadpsutych ingrediencji wyrzucanych bezpośrednio przed krzywo stojące domy. Uporczywie kluczył, przesuwając nawet dłonią po budynkach - wyczuwał śliskie cegły, kamienie, zadrapania, nawet ślady krwi, ściekającej z jakiegoś obdrapanego muru - ale nigdzie nie wyczuł nic, co mogłoby chociaż przypominać wyryte nazwisko, coś upamiętniającego tajemniczych Harringtonów, o których słuch praktycznie zaginął. Czas uciekał. Avery zaś nie znosił go tracić.
Wolałby stracić na przykład... nerkę, czym ryzykował, zaczepiając stojącego samotnie mężczyznę, przewyższającego go co najmniej o głowę. Wyglądał na miejscowego i prawdopodobnie na kogoś czekał. Może na dilera, może na przemytnika, ale Samaela zupełnie to nie obchodziło. Chciał informacji i gotów był je wymienić za godziwą stawkę.
-Harrington. Mówi ci coś to nazwisko? - spytał bezpardonowo, zatrzymując się tuż obok draba, w pozornie niedbałym geście poprawienia nierówno układającego się płaszcza. W mroku błysnęło złoto galeonów, zadźwięczały kieszenie, gdy dyskretnie podawał mężczyźnie monety. Ufając (głupio?) w jego uczciwość.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Kontynuacja
Ból był przeraźliwy. Coś na kształt niewidzialnych szponów rozdzierało wasze ciała, a silne mdłości atakowały żołądek. Zostaliście - obaj - przez kilka sekund zawieszeni w mieniącej się błyskami szarości, by w końcu twardo opaść na śliską powierzchnię. Zostaliście rozszczepieni - i to była pierwsza, skotłowana myśl, jaka zakwitła w w chaosie umysłu, gdy wracaliście do świadomości.
Brendan - leżałeś na jednej z ciemnych, brudnych uliczek. W dłoni wciąż zaciskałeś różdżkę, ale początkowo nie byleś w stanie się poruszyć. Ból w klatce piersiowej odbierał dech, gdy usta łapczywie próbowały sięgnąć powietrza. Jeśli tylko sięgnąłeś dłonią do bolesnego miejsca, pod palcami wyczułeś głębokie rozdarcie idące od obojczyka, aż do brzucha. Obficie krwawiłeś. Tuż obok dostrzegałeś niewyraźną sylwetkę, leżącą na boku.
Craig - upadłeś plecami o mokrą i zdecydowanie obleśnie brudną, brukowana powierzchnię. Jednak ból, który cię obejmował nie wynikał z uderzenia o ziemię. Podłużna i głęboka rana szła rozcięciem przez lewe ramię, bark i policzek, wciąż skryty pod maską Śmierciożercy. Nie miałeś przy sobie różdżki, a obok, jak przez mgłę, widziałeś leżącą postać.
Żaden z was nie orientował, gdzie się znajdował
Rzucacie dwiema kośćmi k100. Pierwszy będzie odpowiadał za refleks + sprawność (wyższy, zsumowany wynik gwarantuje pierwszeństwo ruchu), drugi za działanie (próba ucieczki lub ataku, ale BEZ użycia różdżki - jesteście jeszcze zbyt nieprzytomni, by używać w tej kolejce magii). Obaj macie minusy do rzutów (została wzięta pod uwagę Koncentracja) - Bren -25, Craig -20, po dodatkowym uwzględnieniu Siły woli - Bren -5, Craig-15.
Na odpis macie 48h
Ból był przeraźliwy. Coś na kształt niewidzialnych szponów rozdzierało wasze ciała, a silne mdłości atakowały żołądek. Zostaliście - obaj - przez kilka sekund zawieszeni w mieniącej się błyskami szarości, by w końcu twardo opaść na śliską powierzchnię. Zostaliście rozszczepieni - i to była pierwsza, skotłowana myśl, jaka zakwitła w w chaosie umysłu, gdy wracaliście do świadomości.
Brendan - leżałeś na jednej z ciemnych, brudnych uliczek. W dłoni wciąż zaciskałeś różdżkę, ale początkowo nie byleś w stanie się poruszyć. Ból w klatce piersiowej odbierał dech, gdy usta łapczywie próbowały sięgnąć powietrza. Jeśli tylko sięgnąłeś dłonią do bolesnego miejsca, pod palcami wyczułeś głębokie rozdarcie idące od obojczyka, aż do brzucha. Obficie krwawiłeś. Tuż obok dostrzegałeś niewyraźną sylwetkę, leżącą na boku.
Craig - upadłeś plecami o mokrą i zdecydowanie obleśnie brudną, brukowana powierzchnię. Jednak ból, który cię obejmował nie wynikał z uderzenia o ziemię. Podłużna i głęboka rana szła rozcięciem przez lewe ramię, bark i policzek, wciąż skryty pod maską Śmierciożercy. Nie miałeś przy sobie różdżki, a obok, jak przez mgłę, widziałeś leżącą postać.
Żaden z was nie orientował, gdzie się znajdował
Rzucacie dwiema kośćmi k100. Pierwszy będzie odpowiadał za refleks + sprawność (wyższy, zsumowany wynik gwarantuje pierwszeństwo ruchu), drugi za działanie (próba ucieczki lub ataku, ale BEZ użycia różdżki - jesteście jeszcze zbyt nieprzytomni, by używać w tej kolejce magii). Obaj macie minusy do rzutów (została wzięta pod uwagę Koncentracja) - Bren -25, Craig -20, po dodatkowym uwzględnieniu Siły woli - Bren -5, Craig-15.
Na odpis macie 48h
Udało się: cokolwiek miało to znaczyć. Przed oczyma zamigotały mu błyski, białe światła, zatańczyła feeria barw, żołądek podniósł się, zatańczył i zaognił, przechodząc przejmującym bólem, Brendan poczuł, jak rozrywa się od środka niesprawną, lekkomyślnie podjętą teleportacją w złym momencie. Zamaskowany człowiek ratował się jak mógł - a Brendan jak pies gończy nie chciał ani nie mógł dać mu uciec, nawet jeśli ten wymykał mu się z rąk z łatwością, jak płynna woda, raniony, obezwładniony, pozbawiony różdżki - uciekał jak szczur nieustannie. Nie mógł na to pozwolić, nie po to targnął się na ten czyn, żeby z niego znów nic nie wynikło: choć zaciskał dłoń na różdżce, wiedział, że nie znajdzie w sobie dość sił, by skorzystać z magii, ciało go piekło, skroń mętnie pulsowała, a obraz wokół był niewyraźny. Poza jednym szczegółem - zamaskowany sprawca z całą pewnością znajdował się obok, równie poraniony co on. Miejsce, w którym się teraz znajdowali, miało czwartorzędne znaczenie. Najważniejsze było to, co musiał zrobić: schwytać sprawcę. Skupił się w sobie, zebrał myśli, marszcząc brew i krzywiąc się nad chłodną zimą, nie przywarł nawet dłonią do rany: czuł ją i wiedział, że spływa z niej strużka krwi; teraz z nią nic nie mógł zrobić. Teraz - musiał działać, niezależnie od tego jak potworny ból mu towarzyszył. Zacisnął pięści, powoli się podnosząc - jego usta wykrzywiły się z bólu - i nawet nie podnosząc się do pozycji pionowej, pogarbiony, wiszący nad ziemią, miał zamiar rzucić się na leżącego i przygwoździć go do ziemi własnym ciężarem ciała.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 74, 42
'k100' : 74, 42
W pewnym sensie się udało.
Ale tylko w pewnym. Nie sądził, że auror będzie na tyle głupi, by przerwać jego deportację. Ból i feeria barw na dobrą chwilę oślepiły śmierciożercę, żołądek wywrócił się niemal na drugą stronę. A kiedy głucho uderzył plecami o bruk, sytuacja w cale nie była wiele lepsza. Niech diabli porwą tego przeklętego głupca. Miał nadzieję, że ucieczka pójdzie gładko. Ale nie, nadal musiał walczyć. Sytuację pogarszał jeszcze fakt, że był świadom tego, jak mocno zawiódł. Nie dość, że nie dowiedzieli się niczego szczególnie przydatnego, to jeszcze na dodatek zostawili w rękach jednego z aurorów doskonałe źródło informacyjne. Crispin może nie wiedział wszystkiego, po prostu nie był godzien by dowiedzieć się o wielu rzeczach. W końcu nie dostąpił zaszczytu wzięcia udziału w próbie rycerza, nie złożył Czarnemu Panu przysięgi, był jedynie pomniejszym pionkiem. Ale już ta ranga sprawiała, że jako zdrajca był konkretnym zagrożeniem.
A teraz jeszcze wylądował w jakiejś brudnej uliczce - ranny, bezbronny, oszołomiony. Cóż, przynajmniej jest o jedną różdżkę mniej przeciwko jego osobie. Przez kilka pierwszych sekund nie był nawet pewien, czy teleportował się w miejsce, w które pragnął. Szybkie, gorączkowe spojrzenie zaraz jednak potwierdziło jego domysły. Nokturn. Miejsce, które było mu niemalże domem.
Jęknął głucho, kiedy się poruszył, ramię i bark ponownie przeszyła błyskawica bólu. Nie mógł jednak leżeć bezczynnie. Nadal nie był bezpieczny, nadal wisiało nad nim - po chwili niemal dosłownie - zagrożenie w postaci drugiego aurora... Niech go diabli wezmą.
Podpierając się prawą ręką, stękając cicho i klnąc pod nosem, Craig również próbował się podnieść. Gdy mężczyzna próbował się na niego rzucić, Burke nie pozostał bierny. Jego cel jednak był nieco inny - wyrwać, albo chociaż wytrącić napastnikowi różdżkę z ręki. Albo jeszcze lepiej - połamać. O tak. Gdyby to mu się udało, zdecydowanie odczułby przynajmniej jakąś satysfakcję.
Ale tylko w pewnym. Nie sądził, że auror będzie na tyle głupi, by przerwać jego deportację. Ból i feeria barw na dobrą chwilę oślepiły śmierciożercę, żołądek wywrócił się niemal na drugą stronę. A kiedy głucho uderzył plecami o bruk, sytuacja w cale nie była wiele lepsza. Niech diabli porwą tego przeklętego głupca. Miał nadzieję, że ucieczka pójdzie gładko. Ale nie, nadal musiał walczyć. Sytuację pogarszał jeszcze fakt, że był świadom tego, jak mocno zawiódł. Nie dość, że nie dowiedzieli się niczego szczególnie przydatnego, to jeszcze na dodatek zostawili w rękach jednego z aurorów doskonałe źródło informacyjne. Crispin może nie wiedział wszystkiego, po prostu nie był godzien by dowiedzieć się o wielu rzeczach. W końcu nie dostąpił zaszczytu wzięcia udziału w próbie rycerza, nie złożył Czarnemu Panu przysięgi, był jedynie pomniejszym pionkiem. Ale już ta ranga sprawiała, że jako zdrajca był konkretnym zagrożeniem.
A teraz jeszcze wylądował w jakiejś brudnej uliczce - ranny, bezbronny, oszołomiony. Cóż, przynajmniej jest o jedną różdżkę mniej przeciwko jego osobie. Przez kilka pierwszych sekund nie był nawet pewien, czy teleportował się w miejsce, w które pragnął. Szybkie, gorączkowe spojrzenie zaraz jednak potwierdziło jego domysły. Nokturn. Miejsce, które było mu niemalże domem.
Jęknął głucho, kiedy się poruszył, ramię i bark ponownie przeszyła błyskawica bólu. Nie mógł jednak leżeć bezczynnie. Nadal nie był bezpieczny, nadal wisiało nad nim - po chwili niemal dosłownie - zagrożenie w postaci drugiego aurora... Niech go diabli wezmą.
Podpierając się prawą ręką, stękając cicho i klnąc pod nosem, Craig również próbował się podnieść. Gdy mężczyzna próbował się na niego rzucić, Burke nie pozostał bierny. Jego cel jednak był nieco inny - wyrwać, albo chociaż wytrącić napastnikowi różdżkę z ręki. Albo jeszcze lepiej - połamać. O tak. Gdyby to mu się udało, zdecydowanie odczułby przynajmniej jakąś satysfakcję.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 47, 21
'k100' : 47, 21
Świadomość wracała razem z narastającym bólem. Lepka ciecz pod palcami miała zapach słodko-metaliczny i nie było wątpliwości czym była. NIE rozpoznawaliście gdzie się znajdujecie, a jedyne co mogliście stwierdzić, to stęchliznę i brud płynący z błotnistej brei pod ciałem. Brukowane kamienie wbijały się w plecy, zalewając zimnem i nieprzyjemnym odczuciem mdlącego zapachu powietrza.
Lata treningów i wyuczony zmysł refleksu pozwoliło Brendanowi, podjeść się jako pierwszemu. I mimo przeraźliwego bólu, atakującego jego ciało - zaskakująco zwinnie rzucił się na sylwetkę obok, dopiero podnoszącą się z miejsca. Craig został dociśnięty do lepkiej od brudu, brukowanej uliczki, mocno ograniczając ruch i wywołując kolejną falę bólu i płynącego szkarłatu. Szanse na wyrwanie były znikome.
Brendan - możesz użyć różdżki i unieruchomić kryjącego się za maską wroga.
Atakujesz. Jeśli czarujesz, skuteczne zaklęcie całkowicie wyeliminuje Śmierciożercę z walki. Jeśli używasz siły fizycznej - musisz osiągnąć st 60+ sprawność, by znokautować lezącego.
Craig możesz próbować się wyrwać tylko jeśli działanie Brendana się nie powiedzie. St wyrwania 70+ sprawność. I przypominam, ze NIE WIESZ, gdzie się znajdujesz.
Kolejka: Brendan, Craig
Nadal obowiązują was minusy z poprzedniej kolejki (Craig -15, Brendan -5)
Na odpis macie 48h
Lata treningów i wyuczony zmysł refleksu pozwoliło Brendanowi, podjeść się jako pierwszemu. I mimo przeraźliwego bólu, atakującego jego ciało - zaskakująco zwinnie rzucił się na sylwetkę obok, dopiero podnoszącą się z miejsca. Craig został dociśnięty do lepkiej od brudu, brukowanej uliczki, mocno ograniczając ruch i wywołując kolejną falę bólu i płynącego szkarłatu. Szanse na wyrwanie były znikome.
Brendan - możesz użyć różdżki i unieruchomić kryjącego się za maską wroga.
Atakujesz. Jeśli czarujesz, skuteczne zaklęcie całkowicie wyeliminuje Śmierciożercę z walki. Jeśli używasz siły fizycznej - musisz osiągnąć st 60+ sprawność, by znokautować lezącego.
Craig możesz próbować się wyrwać tylko jeśli działanie Brendana się nie powiedzie. St wyrwania 70+ sprawność. I przypominam, ze NIE WIESZ, gdzie się znajdujesz.
Kolejka: Brendan, Craig
Nadal obowiązują was minusy z poprzedniej kolejki (Craig -15, Brendan -5)
Na odpis macie 48h
Właśnie na niego spadł; czuł przejmujące zmęczenie, a krwista posoka nawilżała jego szatę; zapach, ból, wszechobecny smród - ich własny smród nadchodzącej śmierci, czuł, że było źle, z obojgiem. Ale choćby miał tutaj zdechnąć - nie mógł pozwolić mu się wymknąć, nie po tym wszystkim. Zaatakował ich, zamaskowany, z ciemności jak tchórz, by ledwie chwilę później popisać się przerażającymi czarnymi mocami, jakich Brendan mimo kilkuletniego już doświadczenia nigdy dotąd nie widział. Kimkolwiek był ten człowiek - wiedział o nim jedno, że był diabelnie niebezpieczny... i z jakiegoś powodu bardzo chciał z nimi porozmawiać, wydając im absurdalne komendy, łudząc się, że ich posłuchają - dlaczego by mieli? Kim był ten człowiek - przywykły do wydawania poleceń? Wstawał, ale wstać nie zdołał, Brendan był górą.
Docisnął jego pierś, docisnął mocno; nie chciał, by jego przeciwnik mógł wziąć oddech, nie chciał, by mógł w jakikolwiek sposób się wymknąć. Musiał: musiał wykrzesać z siebie ostatki sił i dokonać niemożliwego, przezwyciężając szalę tej walki w swoją stronę. Niewiele myśląc, szarpnął jego włosy - by uderzyć czaszką oponenta o bruk zimnej ulicy, chcąc pozbawić go przytomności.
Docisnął jego pierś, docisnął mocno; nie chciał, by jego przeciwnik mógł wziąć oddech, nie chciał, by mógł w jakikolwiek sposób się wymknąć. Musiał: musiał wykrzesać z siebie ostatki sił i dokonać niemożliwego, przezwyciężając szalę tej walki w swoją stronę. Niewiele myśląc, szarpnął jego włosy - by uderzyć czaszką oponenta o bruk zimnej ulicy, chcąc pozbawić go przytomności.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Ciężkie jak diabli cielsko przygniotło go do bruku. Sapnął głośno, jęknął głucho, kiedy pokiereszowany bark odczuł to najmocniej. Musiał przyznać, że podziwia odwagę aurora - odwagę albo głupotę. Miał też świadomość, że być może w tym momencie zachowuje się jak tchórzliwy szczur, uciekając byle uratować swoje życie. Nie posiadał nawet różdżki która mogłaby go uratować, a był pewien, że Crispin wyśpiewa drugiemu Weasleyowi wszystko co wie. Sytuacja niemal beznadziejna, tak czy siak jego tożsamość wyjdzie na jaw.
Nie miał jednak zamiaru dać się zamykać w Tower. Nawet będąc spalonym mógł coś zdziałać. Miał informacje do przekazania. Więc chociaż ból rozrywał mu bark, w głowie nadal szumiało od oszołomienia a ciało przygniatał do ziemi wrogi mu auror... musiał jakoś uciec.
Kiedy mężczyzna podjął próbę rozbicia mu czaszki o bruk, Craig odruchowo usztywnił kark, co najwyraźniej uratowało go przed natychmiastowym nokautem. Pora było wziąć jakiś odwet, i to szybko. Podczas siłowania się pod palcami wyczuł konkretną ilość wilgoci na torsie napastnika. Więc to tam go trafiły skutki nieudanej teleportacji łączonej, tak? Nadal siłując się z nim prawą ręką, lewą Craig wcisnął z całych sił w brzuch przeciwnika - szukając rany, by podrażnić ją jak najmocniej, uszkodzić mu może coś w środku i, Gudrødzie bądź łaskaw, sprawić, że mężczyzna zmuszony będzie ustąpić.
Nie miał jednak zamiaru dać się zamykać w Tower. Nawet będąc spalonym mógł coś zdziałać. Miał informacje do przekazania. Więc chociaż ból rozrywał mu bark, w głowie nadal szumiało od oszołomienia a ciało przygniatał do ziemi wrogi mu auror... musiał jakoś uciec.
Kiedy mężczyzna podjął próbę rozbicia mu czaszki o bruk, Craig odruchowo usztywnił kark, co najwyraźniej uratowało go przed natychmiastowym nokautem. Pora było wziąć jakiś odwet, i to szybko. Podczas siłowania się pod palcami wyczuł konkretną ilość wilgoci na torsie napastnika. Więc to tam go trafiły skutki nieudanej teleportacji łączonej, tak? Nadal siłując się z nim prawą ręką, lewą Craig wcisnął z całych sił w brzuch przeciwnika - szukając rany, by podrażnić ją jak najmocniej, uszkodzić mu może coś w środku i, Gudrødzie bądź łaskaw, sprawić, że mężczyzna zmuszony będzie ustąpić.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ślepy zaułek
Szybka odpowiedź