Wydarzenia


Ekipa forum
Pub "Stepujący Leprokonus"
AutorWiadomość
Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]16.07.16 18:16
First topic message reminder :

Pub "Stepujący Leprokonus"

-
Stukoty zderzających się kufli, gwar rozmów, pijackie przyśpiewki i rozlegający się systematycznie śmiech są stałym akompaniamentem towarzyszącym wizytom w Pubie "Stepujący Leprokonus". Nic dziwnego - drzwi prawie nigdy się tutaj nie zamykają, a wszystkie stoliki są zajęte przez licznie gromadzących się gości. Do kakofonii dołącza się dźwięk kostek rzucanych na drewniane stoły i głośne przekleństwa tych, którzy przegrywają własne różdżki w grze w Kościanego Pokera. Cóż, rozsądek nigdy nie pasował do tego lokalu; mało który gość może pochwalić się pełną trzeźwością, skoro "Stepujący Leprokonus" szczyci się nie tylko najlepszą Ognistą Whisky na Wyspach, ale także wyjątkowym, niespotykanym nigdzie indziej trunkiem przypominającym mugolskie poteen.

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, kościanego pokera


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:02, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]14.10.21 2:51
Zawiodłam się na samej sobie, a skwitowałam to głębokim westchnięciem, nieco nawet rozbawionym. Czy to ja byłam tak słaba, czy on tak dobry? Przez chwilę korciło mnie, aby spytać, ale ostatecznie odpuściłam sobie tę zagwozdkę. Chociaż postronny widz z kocim wzrokiem wyłapałby to, jak usiłuję własne tęczówki wbić w nieznajomego, tak jak nie dostrzegłam nic oprócz cienia zarostu na jego twarzy. Źle postawiłam stopę i jedna z desek wydała z siebie dźwięk, a może zrządzeniem losu światło księżyca, które jakby mdłe padało gdzieś w oddali, zostało przysłonięte przez moje ciało, dając mężczyźnie znak, że się zbliżam. Gdy powiedział, więc, że nie jestem niewidzialna, zawiodłam się sama na sobie. Coś w głębi duszy mówiło mi, że to nie jest prawda, ale druga strona wręcz biła pięściami w cienką szybkę, aby uświadomić mi, że jestem nikim. Otrząsnęłam się jednak z tych myśli, jak zwykle... Skupiłam na tu i teraz, nawet jeśli wymagało to więcej wysiłku niż zwykle. Owszem, zatrzymując piersiówkę pełną Zielonej Wróżki pod bosą stopą oraz kierując do niego pierwsze zdanie, świadomie zdradzałam swoją pozycję, ale on widział mnie wcześniej. Potwierdził mi to... Tak mi się zdawało.
- Źle mi poszło, czy jesteś tak wprawnym obserwatorem? - rzuciłam w eter pytanie, ale jeśli mam być szczera, to nigdy nie oczekiwałam odpowiedzi na nie. Wiedziałam, że pomimo szampana, którego skosztowałam w Hampton Court, to nie była moja wina. Pewna byłam wręcz, że w tym co robię, jestem świetna. To on musiał mieć szczególnie dobry wzrok. Wspomagany magią, czy zwyczajnie wyuczony?
W pewnym momencie chyba zapomniałam co tak naprawdę mam na sobie, ale on mi przypomniał. Szykowna i droga granatowa suknia o misternych zdobieniach nie należała nawet do mnie, a do Deirdre. Miałam wrażenie, że zebrała już dostatecznie dużo kurzu z tego miejsca. Pewnie nie zwrócę już jej tego stroju, ale moja kuzynka nie wydawała się być owym zwrotem zainteresowana.
- To pożyczone, ale ktoś powiedział, że suknia pasuje mi do oczu - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, wzruszając lekko ramionami, choć nie byłam pewna, czy zauważył ten subtelny ruch w ciemności. Nasza gra w prawdę czy fałsz wydawała się dobiec końca, a właściwie ewoluować w coś większego. Analizy były coraz trafniejsze i stawiane z coraz większą pewnością.
- Przewidywalni ludzie szybko mnie nudzą - odwróciłam głowę gdzieś w bok w stronę drzwi, ale te pozostały niewzruszone, wciąż zamknięte, opierające się przed siłą noworocznego wiatru, usiłującego wryć się w tą przestrzeń. Chociaż posadzka była zimna, tak grube ściany zdawały się dobrze chronić przestrzeń przed zimnem. A może to stare zaklęcia transmutacyjne pozostały w tym pustostanie, ostatecznie czyniąc go nawet przytulnym? - Eleganckie salony pełne są masek, a te nic nie kryją. Ich właściciele pragną, aby sekrety ujrzały światło dzienne. Skandaliści, egoiści, płytcy ważniacy. Oni nie są intrygujący - wszechogarniająca ciemność za to chowała przede mną wszystko. Tu było znacznie ciekawiej. Schyliłam się więc w dół, dłonią, w której nie dzierżyłam orzesznikowej różdżki, podnosząc zatrzymaną wcześniej piersiówkę, a następnie stawiając ją na stole obok. Tylko czemu tak bardzo chciałam wiedzieć o nim więcej, równocześnie nie wiedząc zupełnie nic? Czemu pragnęłam zostawić nieznajomego w owianej tajemnicą przestrzeni, a jednak dokopać się do jego sekretów, głęboko pod powierzchnię. Jaka właściwie ona była?
- Zaryzykuję - odpowiedziałam i łapiąc wzrokiem cień krzesła stojącego obok, zawahałam się, czy na nim nie usiąść. Postanowiłam jednak podjąć się innej taktyki, ciekawa tego co zrobi nieznajomy. Jak miał mnie rozczarować, skoro nie miałam oczekiwań? Intrygująca była ta gra, gdy jedyne co widziałam to jego cień i głos z delikatnym akcentem, gdzieś z tyłu języka, ledwo wyczuwalnym. Oczywiście, do tego wiedziałam, że jest wysoki, jest brunetem, jest samotnikiem i ma brązowe oczy, a także dostrzegałam cień zarostu na twarzy. Wiedziałam, że jest mi dziwnie podobny. Mogłabym uznać, że nie jest młodzikiem, bazując tylko i wyłącznie na tonie, ale poza tym nie czułam nic. Ani jak się nazywa, ani skąd się tu wziął, ani czym się pała na co dzień. I szczerze? Nie obchodziło mnie to dzisiaj. Szampan uderzył mi w głowę i chociaż byłam szczególnie skupiona, tak miałam wrażenie, że nie zachowuję pełnego instynktu samozachowawczego. A co jeśli tu zginę? Nie... Raczej nie. W pomieszczeniu nie czuć było chłodu, na szczęście okna i drzwi wciąż były szczelne, chociaż odbierały źródło światła. I jedynie posadzka wywoływała ciarki na moim ciele, gdy to stałam na niej gołymi stopami, odzianymi jedynie w pończochy. Unikałam poświaty księżyca, chowałam się w cieniu. Przecież wiedziałam jak. - Nie jesteś mną onieśmielony. Przeciwnie... Zaciekawiony. Nie jesteś też tchórzem, ani tym bardziej histerykiem. Właściwie to bawisz się tu lepiej niż przez ostatnie tygodnie - wydedukowałam z jego wąskich słów i śmiałego tonu głosu, może nieprawidłowo, ale jednak mój osąd był wystarczająco pewny, aby wypowiedzieć go głośno i poddać ocenie. - Czemu więc nie zbliżysz się? - spytałam nieco krnąbrnie i butnie, ale bez przekąsu, czy ironii w mym tonie. Może rzucałam mu wyzwanie? Nie byłam do końca przekonana dlaczego, ale to wydało mi się właściwe. Wydawało mi się, że patrzę mu w oczy, ale w ciemności widziałam jedynie ciemne plamy łudząco przypominające twarz.

zt, a reszta jest milczeniem


dobranoc panowie

Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Rita Runcorn
Rita Runcorn
Zawód : wiedźmi strażnik, szpieg
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
different eyes see
different things
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9622-rita-runcorn https://www.morsmordre.net/t9822-raido#297856 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f367-borough-of-enfield-chase-side-21 https://www.morsmordre.net/t9823-skrytka-bankowa-nr-2203 https://www.morsmordre.net/t9824-rita-runcorn#297859
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]09.06.22 16:16
3.04
Belfast

Dzisiaj się nie umówił, ale nie mógł czekać. Jutro pełnia. Unikali spotkań tuż przed pełnią, ale proszę bardzo, O'Donnell, będziesz miał swoje wyzwanie magipsychiatryczne, znaczy psychiatryczne. Nawet mugolskie nazewnictwo go dzisiaj irytowało. Zmierzając zamaszystym krokiem do znajomego domu na uboczu, pomyślał, że jeszcze nie-daj-Merlinie będzie musiał Faolanowi wszystko wytłumaczyć i że psychiatra skomentuje magicznie ruszające się w gazecie zdjęcia i że dzisiaj nie będzie to wcale zabawne, a szalenie wkurzające, bo jutro pełnia i w s z y s t k o było wkurzające, szczególnie gdy było się martwym i najwyraźniej już nieposzukiwanym przez nikogo "terrorystą". W kieszeni trzymał wydania "Walczącego Maga" i "Czarownicy" i miał ochotę podrzeć je na strzępy, ale wtedy musiałby streszczać wszystko swojemu psychiatrze i to byłoby jeszcze gorsze, wdech-wydech, wsadź sobie gdzieś te swoje ćwiczenia oddechowe O'Donnell, ale w sumie kilka wdechów pomogło i gdy głośno pukał do drzwi domu nie miał już przynajmniej ochoty ich kopnąć. Chciałbym coś kopnąć - pomyślał, ale ku własnej uldze rozpoznał w tym głosie po prostu własną zachciankę - a nie Fenrira, który zwykle brzmiał podobnie. Dzięki O'Donnellowi nauczył się myśleć o i n t r u z i e jako o myślach, których sam się wstydził - wtedy trochę łatwiej było je rozpoznać i kontrolować.
Po drodze, przelatując nad Irlandią, zdjął z pewnego kawałka materiału zaklęcie Proteusza - i zniszczył wstążkę. Black nie może wiedzieć, że przeżył, mieć z nim jakiejkolwiek łączności.
Gdzieś z tyłu głowy czuł wstyd - mimo wszystko, chciał pokazywać się O'Donnellowi z dobrej strony, udowodnić, że robi postępy, zasłużyć na to wymagane zaświadczenie dla Ministra Longbottoma. Nadal zresztą był trochę niezadowolony i pełen obaw, czy zaświadczenie mugola - nawet z czarodziejskiej rodziny - wystarczy? Fancourt byłaby idealna, zwłaszcza z jej doświadczeniem, ale jej wyjazd na kilka tygodni zatrząsł terapią Michaela. Niby zostawiła mu jakieś nazwiska, ale był poszukiwany listem gończym, nikomu nie ufał. W lutym próbował sobie wmawiać, że poradzi sobie sam, aż w końcu własny ojciec (!) z typową dla siebie milczącą subtelnością opowiedział mu o synu swojego przyjaciela. Mike uznał, że skoro już nawet tata martwi się o jego terapię, to chyba jednak jest naprawdę źle i niechętnie dał szansę Irlandii i Faolanowi O'Donnell, z którym od dwóch miesięcy spotykał się regularnie co dwa tygodnie. MagiPsychiatra okazał się... miłym zaskoczeniem, a jego rady zdawały się dość skuteczne. Nawet bez eliksirów i zaklęć. Michaelowi trochę to nie pasowało, ale podpytał Castora o tego jego kolegę i podobno tamten magipsychiatra też rzadko przepisywał eliksiry, więc może nic nie traci. Wolał już chodzić do O'Donnella niż budować kruche zaufanie u kolejnego nieznajomego czarodzieja.
Mimo tego pozornego zaufania, zawsze uparcie umawiał się po pełni. Nigdy przed. I zawsze się umawiał i zawsze był punktualny i nigdy nie pukał do domu swojego psychiatry z samego rana. Miał nadzieję, że zjadł już śniadanie.
-Nie żyję, słyszałeś? - burknął zamiast powitania, gdy tylko otworzyły się drzwi. W dłoni trzymał numer "Walczącego Maga", który chyba chciał wcisnąć w rękę Faolanowi. -...masz dzisiaj czas? - dodał łagodniej, ze wstydem, reflektując się, ale oczy nadal ciskały gromy. Doświadczony psychiatra mógł natychmiast rozpoznać oznaki nadciągającego kryzysu, który jego pacjent najwyraźniej zdecydował się zażegnać - tu, teraz i bez zapowiedzi.



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 02.11.22 17:24, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]11.06.22 14:45
Dziś nie miał umówionych wizyt. Zresztą, większość z nich, ze względu na brzemienny stan małżonki Faollan O'Donnel organizował poza rodzinnym domem. Najczęściej pacjenci sami zapraszali go do siebie, a on odmawiał, wskazując im adres własnego gabinetu położonego całkiem niedaleko samego centrum Belfastu. Dwa razy w tygodniu przyjmował również potrzebujących w ramach usług oferowanych przez publiczną służbę zdrowia — coś, czego znajomi jego żony nie potrafili zrozumieć, bowiem pomysł taki dobiegał, wedle jego wiedzy, naprawdę daleko od tego, jak skonstruowana była sieć medyczna w świecie czarodziejskim. Zatrważająco niewielka ilość szpitali (żona mówiła wyłącznie o Mungu, jakby nie istniały inne placówki w Wielkiej Brytanii) musiała przecież prowadzić do obniżenia usług medycznych i po części to sprawiło właśnie, że zupełnie nie dziwił się, gdy otrzymał list od przyjaciela własnego ojca, proszący go, by w pilnym trybie przyjął pod swe skrzydła jeszcze jednego, potrzebującego pomocy żołnierza.
Aurora, nie żołnierza — poprawiała go żona, czarownica, a on wzdychał wtedy dość wymownie, bowiem nie nazwa czyni zawód, a obowiązki, które ma powierzone. W lutym, gdy spotkali się po raz pierwszy, z budzącą się fascynacją odkrył, że człowiek stojący przed nim — wysoki, choć nieszczególnie barczysty, nieco zapadnięty w sobie — był w jego wieku. Uniesieniem brwi zareagował na widok różdżki (przez dziewięc lat małżeństwa nauczył się nie mówić na nią "kijek"), zastanawiając się bardziej, skąd ojciec może znać rodzinę czarodziejów, gdy przekonany był, że to on pierwszy otworzył O'Donnelom drzwi do świata magii. Czasami żałował tego uczynku. Widywał odmalowane na twarzy żony zmęczenie, smutek, strach. Jej przyjaciele czasami zjawiali się w ich domu, kierowali swoje różdżki na drzwi, na okna, w które stukały dziobami sowy, czasami przynosili jedzenie, czasami patrzyli na niego wymownie, ale jak na dziecko, zupełnie jakby niczego nie rozumiał. A rozumiał przecież wiele i wiele układał w swej głowie na podstawie samych strzępków informacji. Dobrze wiedział, że nie działo się dobrze, ale po to zakupił kilka miesięcy temu dubeltówkę, którą trzymał przy drzwiach. Jesteście łatwym celem, szeptała jedna z przyjaciółek jego żony, udając, że nie patrzy na Faollana i ich starszą córkę, fruwającą momentalnie pod sufitem. Młodsza bawiła się wtedy z ich jedynym synem w drugim pokoju, słyszał tupot bosych stóp.
Może i byli łatwym celem, ale nie zamierzał poddawać się łatwo. Nie poddawał się przy żadnym pacjencie, wierzył szczerze, że ratował ich życia, sam widział przecież okrucieństwo II Wojny Światowej i obiecał sobie, że swą pracą uczyni świat lepszym. Także dla swoich dzieci.
Żona i dzieci wyjechali na kilka dni do Cushendall, niewielkiej mieściny za Belfastem, on został pilnować domu. I tak poradzić sobie musiał z przygotowaniem skromnego śniadania, ot pajda chleba z twarogiem i lura zbożowej kawy w metalowym kubku. Biała koszula nie została zapięta na wszystkie guziki, tylko na trzy dolne, odsłaniając założoną pod nią również białą podkoszulkę. Czarne spodnie miał jednak ściśnięte paskiem, jak zawsze, więc gdy usłyszał głośne pukanie do drzwi, kierowany typową dla siebie rzeczowością, ugryzł pajdę, trzymając ją w zębach i podszedł do drzwi, wyciągając rękę do stojącej przy nich strzelby.
Na całe szczęście w wizjerze zobaczył nikogo innego niż Michaela Tonksa. Żołnierza. Aurora. Jakkolwiek lubił się nazywać.
Drzwi otworzyły się, a psychiatra — poza elementem garderoby i kromką, teraz już trzymaną w prawej ręce — nie wydawał się zaskoczony wizytą. Co więcej, na dźwięk miernego powitania uniósł lekko brwi do góry, połykając ostatni gryz porannej kanapki, po czym powoli zmierzył wzrokiem swego pacjenta. Od czubków butów po czubek głowy.
— Też miło mi ciebie widzieć, Michaelu — odpowiedział, odbierając gazetę, choć jeszcze nie skupił na niej wzroku. Odsunął się za to na bok, szerokim gestem zapraszając Tonksa do środka. — Jak na nieboszczyka wyglądasz i zachowujesz się całkiem energicznie — dodał, a jego głos mógł sprawiać wrażenie irytująco niewzruszonego i spokojnego. Faollan miał typową dla psychiatrów skłonność do analizowania informacji i dopiero później przedstawiania swego zdania, choć zawsze robił to w sposób, który według jego obserwacji najbardziej odpowiadał odbiorcy. Żołnierze nie lubili wzruszeń i litości. Lepsze efekty przynosiły proste komendy, zbudowanie zaufania i uznanie, że to wspólny problem. Że tak, jak na polu bitwy nie zostawia się rannego kolegi, tak i psychiatra nie zostawi w potrzebie pacjenta. Że to walka, którą mogli wygrać. I wygrają.
Zamknął za nimi drzwi, po czym poprowadził Michaela do kuchni. Zabrał prędko talerz po kanapce oraz wypił resztki kawy, nawet metalowy kubek odkładając do zlewu.
— Mam czas, ale niestety nie mam przekąsek — zazwyczaj było to trudne do wyczucia, ale przyzwyczajony do uważnego słuchania i wyłapywania niuansów Michael mógł wreszcie dostrzec jakąś emocję w słowach swego lekarza. To, że naprawdę było mu głupio, że nie mógł go niczym poczęstować. — Niemniej jednak miło mi, że znów się spotykamy — powiedział, kładąc wreszcie gazetę na stół. Zajął swoje wcześniejsze miejsce, rozprostowując papier. — Rozumiem, że ta gazeta ma związek z tą niezapowiedzianą wizytą i twoim byciem nieboszczkiem? — spytał, wskazując brodą na "Walczącego Maga", po czym skupione spojrzenie przeniósł wprost na twarz Tonksa. — Opowiesz mi o tym?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]10.08.22 12:42
Faollan zawsze bywał irytująco spokojny, zupełnie jak Ronja i Farley i inni znani Tonksowi (magi)psychiatrzy. Może ich charakter też sprawdzano podczas egzaminów wstępnych na gdziekolwiek-uczyli-się-fachu, tak jak sprawdzane były kompetencje przyszłych aurorów? To wymowne uniesienie brwi, pokerowa twarz i badawcze spojrzenie (nie znosił, gdy tak na niego patrzono - to o n patrzył tak na innych, gdy ich przesłuchiwał) dodatkowo zepsułyby mu poranek, gdyby nie pewien istotny szczegół.
Zapach zimnego potu, zapach strachu - subtelny, ale znany już doskonale nadwrażliwemu, wilkołaczemu powonieniu. I opuszczana ręka - tak, jakby sięgał po strzelbę przy drzwiach. Tonks już ją tutaj widział, pamiętał, gdzie psychiatra ją trzymał.
-Nie odkładałbym broni, Faollanie. - mruknął, nie mogąc powstrzymać się przed ironicznym wtrąceniem jego imienia. Michaelu, Michaelu, czy O'Donnel zdawał sobie sprawę jak irytująco i protekcjonalnie brzmiało to w jego ustach? Na pewno dzisiaj, tuż przed pełnią - Tonks postanowił się odgryźć, dziecinnie i pewnie niezauważalnie. O'Donnel miał irytującą tendencję do całkowitego ignorowania wszystkich aluzji i złośliwości - ale za to, gdy Michaelowi niechcący wyrwało się coś upokarzającego (a zdaniem psychiatry ważnego), zadziwiająco skutecznie potrafił łapać go za słówka, więc nie był zupełnym debilem. Właściwie, w porównaniu z łagodną Ronją, wydawał się czasem wręcz okrutny, a czasami odświeżająco niepoważny. Wbrew sobie, Mike musiał przyznać, że chyba wie, co robi - i może to dlatego szukał dziś jego towarzystwa.
-Nie przyszedłem cię objadać. - burknął, chyba urażony. Nie mam przekąsek, naprawdę? No dalej, wytknij mi, że to moja siostra hoduje kury, a mi trudno nawet kupić mięso - miał ochotę warknąć, ale ugryzł się w język, gdy przypomniał sobie, że Faollan nigdy mu tego nie wytknął. To on raz to sobie wyrzucił, podczas jednej z wizyt, a O'Donnel cierpliwie przypominał mu, że kiedyś upolował jelenia.
Westchnął i wziął głęboki wdech. Raz, dwa, trzy, przytrzymaj powietrze w płucach, wypuść je powoli, spokojnie. Tego też go nauczył, a teraz mógł patrzeć na owoce swojej pracy.
-Dziękuję, że... masz czas. - wycedził powoli, chyba dzisiaj uprzejmości sporo go kosztowały. -Zapłacę. - dodał, jakby obronnie. Zachowywał się tak podczas pierwszych spotkań, nie tych marcowych gdy już zbudowali zaufanie, co samo w sobie mogło dać Faollanowi do myślenia.
-Sam przeczytaj. - wzniósł oczy do góry, gdy usłyszał znienawidzone opowiedz, ale potem znów wziął b a r d z o głęboki wdech i przeszedł za Faollanem do salonu. Powinien usiąść, korciło go, by chodzić w kółko, ale nie chciał obudzić jego rodziny - stanął więc na środku, niezręcznie przestępując z nogi na nogę. Zdjął płaszcz i przewiesił go przez łokieć, a lewą dłoń wcisnął do kieszeni.
-To propagandowa gazeta czarodziejów. Ale teraz to jedyna oficjalna gazeta z wiadomościami, zwykli obywatele nie biorą jej już za propagandę. - zaczął wyjaśniać, z początku niechętnie, ale rzeczowo. Był aurorem, w streszczaniu faktów był akurat dobry. To o emocjach nie lubił rozmawiać. -Napisali, że nie żyję. Że odmówiłem poddania się w obliczu aresztowania - to akurat nie takie niezgodne z prawdą - i rzuciłem plugawe, czarnomagiczne zaklęcie, które spaliło cały las, a mnie wraz z nim. Zaklęcie, którego używają tylko czarnoksiężnicy, nie aurorze, ale ludzie i tak pewnie w to uwierzą, w końcu listy gończe przedstawiają mnie jako terrorystę. - parsknął. -Nie ma... nie mam już listu gończego. - dodał ciszej, poważniej. Wreszcie podniósł wzrok na Faollana, wcześniej błądził w nim po całym pomieszczeniu. -Chyba mogę zacząć... od nowa? Wszyscy pomyślą, że nie żyję. Wszyscy. - spojrzenie nagle pociemniało. -I nie, nie wiem, jak się czuję. - dodał buntowniczo, choć Faollan nawet nie zdążył jeszcze o to spytać. -Może powinno mi ulżyć, ale jestem wściekły i nie wiem, co robić, a on zawsze pojawia się, gdy nie wiem, co robić... - jeśli Faollan jeszcze w progu nie dostrzegł strachu w jasnoniebieskich tęczówkach, to widział go teraz jak na dłoni, słyszał w drżącym głosie. -...brzmię teraz, jak ja, prawda? - padło cicho, niepewnie. Nie słyszał Fenrira od ponad miesiąca, przynajmniej nieczęsto, ale co jeśli wróci? Co jeśli nawet nie zdawał sobie sprawy, z tego, kiedy był... mniej sobą? Faollan uspokajał go podczas całej terapii, uczył to rozpoznawać, uczył jak nad sobą panować i unikać kryzysów, ale teraz Michael zapomniał o wszystkich tych lekcjach, nerwowo krzyżując ramiona na piersi.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]24.08.22 12:46
— Ufam moim pacjentom — odpowiedział grzecznie, może nieco zbyt grzecznie jak na standardy tegoż z pacjentów, który akurat przeszedł przez próg jego domu. Jednakże taka była właśnie rzeczywistość pracy z ludźmi, w szczególności tak delikatnej jak praca z ludzką psychiką. Nie mógł sprawić, by pacjenci pomyśleli, że się ich obawia, że w jakikolwiek sposób się przed nimi odgradza. Miał być przede wszystkim obok, ale nie za blisko. Czy kiedyś zdarzało się, że bał się tego, czy owego pacjenta? Owszem. Ale związany przysięgą hipokratesa, a także specjalnymi procedurami, których przestrzegania wymagał od niego szpital w Belfaście, potrafił odnajdywać złoty środek. Michael natomiast nigdy nie wydawał mu się zupełnie straszny, uważał go bardziej za człowieka szorstkiego w obyciu, ale i to miało — według jego żony — jakiś swój urok. — Zresztą, czy przyszedłbyś do mnie jeszcze raz, gdybym powitał cię z lufą między oczami? — żart ze strony Faollana był prawdopodobnie nieoczekiwany, lecz psychiatra uniósł lekko brwi do góry, spoglądając na Michaela delikatnie spod byka i uśmiechnął się, jak na swoje standardy, bardzo szeroko. Niedługo jednak pokiwał głową na boki, gestem zaprosił mężczyznę do środka, a gdy drzwi się za nimi zamknęły, przeniósł na niego całą swoją uwagę.
— Jako gospodarz powinienem cię ugościć, taki jest zwyczaj — tłumaczył, zupełnie niewzruszony, choć Michael w swej podróży w głąb siebie mógł uznać spokojny ton Faollana za delikatnie patronizujący — nie słyszał jednak (chyba), jak O'Donnel rozmawiał ze swoimi dziećmi; gdyby miał to porównanie, nigdy podobna myśl nie przyszłaby mu do głowy. Niemniej jednak mężczyzna poświęcił chwilę, by posprzątać kuchnię ze śniadaniowych resztek, przy okazji odwracając się raz przez ramię i pytając: — Jak podejmujecie gości w Londynie? — jego ojciec wspominał mu przecież, że to stamtąd się znali, założył zatem, że Tonks pochodził właśnie stamtąd. Relacjom Irlandzko—Angielskim daleko było do dobrych, w okolicy narastało wiele stereotypów na temat i jednych, i drugich. A Faollan był po prostu ciekawy.
Na propozycję zapłaty, wystosowaną gdy zasiadł już na krześle, przymknął tylko powieki i uniósł otwartą dłoń do góry. Zaczekaj. Z jednej strony pieniądze w dzisiejszym świecie były potrzebne jak nigdy, a niezapowiedziana wizyta domowa mogła stanowić dobry do tego pretekst, lecz wolał podobne sprawy (i decyzje, czy w ogóle powinien sięgnąć po wynagrodzenie) pozostawić na koniec spotkania.
Gdy otworzył wreszcie oczy, skupione spojrzenie przeniósł na postać Michaela. Sposób, w jaki poruszał się po pokoju, powiedział Faollanowi wszystko, czego Tonks nie potrafił ubrać w słowa. Streszczał mu przecież wyłącznie skrót z gazety, nie swoje własne odczucia. A przynajmniej nie przez pierwszą połowę monologu. Niebieskie oczy psychiatry — na prośbę pacjenta — przemknęły prędko przez fragment gazety, który z pamięci przywoływał Michael.
Ruszające się zdjęcia nigdy nie przestały go fascynować, ale na moment musiał przesunąć tę myśl kawałek dalej. Na później.
— Ruch, Michael. Pamiętasz, rozmawialiśmy o tym, że pomaga ci wyładowywać napięcie. Chodź, jeżeli czujesz, że ci to pomoże. Jesteśmy tu dziś sami — Faollan postawił sobie za cel wyposażenie Michaela w środki, czasami doraźne, czasami długofalowe, które pomogłyby mu ograniczyć stres i nerwowość. Jak większość mężczyzn w tym wieku Tonks potrzebował bowiem czegoś do roboty, siedzenie w udawanym spokoju i oczekiwanie na rozkazy tłumiło tylko to, co leżało — w ocenie O'Donnela — u źródła jego problemu.
Brwi psychiatry uniosły się raz jeszcze do góry na wieść o braku listu gończego. Mimika Faollana pozostawiała wiele do życzenia, potrafił być wręcz irytująco nieresponsywny na całej twarzy, za wyjątkiem brwi właśnie. To one najlepiej zdradzały jego zainteresowanie, ciche podszepty irytacji, spokój, dumę...
— List był jednym z twoich problemów, a ta gazeta właśnie go rozwiązała — podsumował krótko i w żołnierskich słowach, składając papier na pół, następnie raz jeszcze, aż na stole przed nim leżał papier wielkości ćwiartki pierwotnego rozmiaru gazety. Przeniósł wzrok na pacjenta. — Pytam o twoje samopoczucie, gdyż informacja o własnej śmierci — nieistotne jak daleka od prawdy, najczęściej kończy się dwoma reakcjami: prędkim wyparciem połączonym ze złością lub rozbawieniem, albo zachwianiem naszego poczucia tożsamości — rozpoczął metodycznie, starając się używać jak najprostszych słów. Skomplikowane terminy medyczne niewiele tu pomogą, ale Michael powinien rozumieć, że to, co się z nim w tej chwili działo było całkowicie normalne. — Sam zresztą ubrałeś to w słowa. Zauważ, że najpierw wyrzuciłeś z siebie to, co myślisz, że powinieneś, jakieś twoje założenie. "Powinno mi ulżyć" to droga wyparcia i rozbawienia, która jest równie powszechna, co ta, którą poszedłeś — wyparcia i złości. Jednakże nie ma, chciałbym, byś to zapamiętał, drogi dobrej ani złej. Obie są naturalną reakcją twojego rozumu na to, co się dzieje. Twoje ciało, twój mózg i podświadomość — wszystko to chce cię bronić.
Przekręcił się na krześle, by teraz znaleźć się en face pacjenta. Spoglądał na niego z dołu, choć zupełnie czujnie i przytomnie. Byli w podobnym wieku, Faollan pomimo pracy lekarza nie pozwolił sobie na porzucenie aktywności fizycznej, byli w jego domu, a strach, który powoli wypełniał pomieszczenie, należał wyłącznie do Michaela. Pomimo wszystkich słów i rewelacji opisanej w gazecie, podejście psychiatry do pacjenta nie zmieniło się ani o jeden stopień. Czasami nawet taki detal potrafił ugruntować człowieka w rzeczywistości, zapewnić mu komfort myśli, że gdyby nawet cały świat znajdował się przeciw niemu, ten jeden człowiek dalej nie jest mu przeciwny, dalej chce go wysłuchać i co ważniejsze — pomóc.
— Ale nie broni cię już w tamten sposób, co jest z pewnością efektem twojej ciężkiej pracy — na jednym z pierwszych spotkań, jeszcze w lutym, Faollan potwierdził pierwsze oceny wcześniejszych psychiatrów Michaela. Druga osobowość stanowiła wyłącznie tarczę, sposób obrony przed tym, co niezrozumiałe w swym okrucieństwie. — Może wydawać ci się, że nie wiesz, co robić, ale spróbuj teraz odetchnąć głęboko, tak jak się uczyliśmy — każdy potrzebował przecież czasem drobnego naprowadzenia. — Uważasz, że nie wiesz, co robić, a jednak nie siedziałeś w domu bezczynnie. Przyszedłeś dzisiaj do mnie i to już jest zrobienie czegoś. Wykorzystałeś możliwość rozmowy ze mną, sięgnąłeś po pomoc, a to akt nie tylko samoświadomości, ale i odwagi, z którego powinieneś być dumny.
Łuk brwi O'Donnela ułożył się jakoś łagodniej, a spostrzegawczy Michael mógł już dojść do wniosku, że lekarz jest również dumny z jego postępów, choć naturalnie tego nie pokazywał.
— Wyobraź sobie, że nie znamy się. Nie znasz też innych psychiatrów, którzy pomagali ci przede mną. Dzieje się rzecz taka, jak dzisiaj, wychodzi ta gazeta. Co zrobiłby stary Michael? Jak by się czuł? — mężczyzna wstał wreszcie z miejsca, a mijając Michaela, przeszedł do niewielkiej, komody znajdującej się w salonie, z której wyciągnął kartkę papieru i ołówek. Położył ją na stole, po czym wskazał Michaelowi miejsce do zajęcia. — Pomyśl nad tym i zapisz opowiedzi.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]31.08.22 22:32
Ufam moim pacjentom. - może po pełni zniósłby takie wyznanie spokojniej, ale dzisiaj wzniósł oczy do nieba.
-Nawet tym z... - zaczął powątpiewająco, zaczepnie, ale w połowie zdania głos się załamał. Z rozdwojeniem jaźni, wilkołakom, poszukiwanym potworom - chciał powiedzieć, ale nie był w stanie. Może terapia faktycznie działała, powstrzymując go przed tak pochopnym osądzaniem samego siebie. -...problemami z agresją? - westchnął, marszcząc lekko brwi. Wybrał neutralniejszy synonim, ale nie do końca prawdziwy. To nie z agresją miał problemy, choć z boku mogło tak się wydawać. Pracował normalnie od miesięcy i świadom problemu nie podjął żadnej zbyt pochopnej decyzji - a do jedynych przemian pod wpływem emocji popchnęły go raczej bezsilność i problemy z rozchwianymi po Azkabanie emocjami niż czysta złość.
-Wyobraź sobie, że przyszedłbym, bo przecież muszę. - wydął lekko policzki, ten żart wcale nie był zabawny. -Rozkaz to rozkaz. - dodał łagodniej, Faolan wiedział, że Tonks został na terapię skierowany. Zarazem wiedział też, że auror chce tu być, że chyba wróciłby nawet bez rozkazu swojego zwierzchnika - na pewno dzisiaj, gdy wpadł bez zapowiedzi - ale że nigdy tego nie przyzna, nie na głos. -A jeśli wojna dotrze do Irlandii, będziesz musiał witać tak ludzi. - burknął.
Niechętnie poszedł za upartym psychiatrą do kuchni, znów wznosząc oczy do góry, tym razem za jego plecami. Nie znosił być traktowany jak dziecko, zwłaszcza, że Faollan był chyba od niego trochę młodszy. Młodszy i bardziej poukładany - żona, trójka dzieci, pogoda ducha. Tonks rozejrzał się po kuchni, tłumiąc myśl, że też mógłby mieć to wszystko, gdyby w młodości nie był aroganckim idiotą, gdyby siedział w Londynie zamiast gnać do Norwegii, gdyby nie stawiał kariery ponad wszystko.
Z drugiej strony - był tutaj, szukał pomocy, bo naprawdę stawiał pracę (już nie karierę, raczej misję) ponad wszystko, nawet ponad własną dumę, wyrzuty sumienia i zdolność do autodestrukcji. Gdyby nie kotwica z Biura Aurorów, rzucona mu jeszcze przed wybuchem wojny, być może nigdy nie wyszedłby z odrętwienia po ugryzieniu ani z leśniczówki w Mickleham, być może czekałby obojętnie aż w kwietniu przyjdą po niego brygadziści lub szmalcownicy. Pewnie broniłby się wtedy, żeby nie wydać siostry - ale jeśli nie miałby z nią kontaktu, nie mógłby jej zaszkodzić. A gdyby nie rozkaz Ministra, być może nie miałby odwagi pójść do psychiatry, zmierzyć się z demonami i ciężarem błędnych decyzji. I durnymi ćwiczeniami i notatkami, które tak uporczywie zadawał mu Faollan - muszę to przebrnąć, nawet jeśli wydają się głupie, tak samo jak na kursie aurorskim nie wszystko wydawało się mądre.
Cień przemknął po twarzy, gdy Irlandczyk wspomniał o Londynie. Londynie, w którym Mike już nigdy nie podejmie żadnych gości, Londynie bezpowrotnie utraconym dla mugoli.
-Na razie to czarodzieje okupujący Londyn podejmują gości patrolami policyjnymi. - odciął się. -A ja nie miewam gości, nie z tym listem nad głową. Bez niego też nie będę miał, to zbyt ryzykowne. - lubisz konkrety, O'Donnell? Oto konkrety. Zaślepiony złośliwą dumą, nie był nawet świadom, jak smutno musi brzmieć - jak zaszczute zwierzę, odwykłe nawet od tak prostych uprzejmości.
-Ruch. Mhm. - powtórzył, łagodniej. To akurat była dobra rada, otrzymywana zresztą konsekwentnie od wszystkich uzdrowicieli - tuż po kryzysie i pierwszej przemianie pod wpływem emocji Farley kazał mu rąbać drewno (od tamtej pory mieli we Wrzosowej Przystani zapasy na dwie zimy, a teraz Mike oddawał nadmiar ojcu w Kornwalii), Ronja zalecała ćwiczenia fizyczne, Faollan nauczył go, że w chwilach zwątpienia powinien robić cokolwiek, nawet chodzić w kółko po kuchni (jak teraz). I oddychać. Pamiętać o oddychaniu.
Przystanął na moment, gdy Faollan ujął w tak proste słowa, to co Tonks wiedział - i o czym bał się chyba myśleć. Skazując tylu Zakonników na wyimaginowaną śmierć, gazeta faktycznie rozwiązała jego problem. Być może nie powinien się z tego cieszyć, gdy wciąż nie mieli wieści o wszystkich zaginionych, gdy istniała groźba, że kogoś Ministerstwo mogło dorwać naprawdę. Ale gdzieś w głębi duszy cieszył się, że chwilowo nie będzie musiał oglądać się przez ramię aż tak często, że teraz - choć wciąż pozostawał wrogiem rządu, choć wciąż będą na niego polować - byle wieśniaka nie skusi pięć tysięcy galeonów.
-Rozwiązała. - przyznał. -Nie wiem dlaczego i to trochę frustrujące - mieli problemy budżetowe? Wizerunkowe? Chcieli ich wywabić, zastraszyć? -ale to faktycznie... praktyczne. - przeczesał włosy palcami i znów zaczął chodzić w kółko.
-A co, jeśli już ma się zachwiane poczucie tożsamości? - odparował w odpowiedzi na wywód Faollana, ale potem przygryzł wargę, słuchając dalej i uświadamiając sobie, że psychiatra chyba ma rację. Zachwiane poczucie tożsamości miał dopiero odkąd umarł po raz pierwszy - wykrwawiając się powoli na norweskim śniegu z przekonaniem, że już z tego nie wyjdzie. A wszystko pogorszyło się po Azkabanie, w którym dementory dosłownie zabijały we wszystkich radość życia i dokąd też szedł z przekonaniem, że nie wyjdzie. Że to ogromne ryzyko i że woli się poświęcić, byleby komuś udało się wydostać Just.
-Można jakoś kontrolować te reakcje? W moim przypadku każda jest... niebezpieczna. - przełknął ślinę. To, co mówił Faollan brzmiało jak dwie drogi obrony: albo rozchwiana tożsamość albo złość. Fenrira musiał wyprzeć, zdusić raz na zawsze, ale jeśli pozostawał mu gniew... I tak napędzał go gniew i nienawiść do wrogów, codziennie, ale musiał je kontrolować. Wilkołaki nie powinny poddawać się zbyt silnym emocjom.
Wypuścił powietrze z płuc i po raz pierwszy uśmiechnął się blado, gdy Faollan potwierdził, że nie bronił się już w ten sposób, że d z i ś Fenrira między nimi nie ma. Że faktycznie był cicho od kilku tygodni.
-Ja... uhm... dziękuję. - bąknął w odpowiedzi na słowa o odwadze, O'Donnell był zwykle do bólu logiczny i Mike nie pamiętał, kiedy ostatnio powiedział mu coś tak miłego. A to, że pochwały były rzadkie, sprawiało, że był zdolny - z trudem, ale zawsze - uwierzyć akurat w tą.
-Że byłeś w domu i mnie przyjąłeś. - dodał prędko, bo zrobiło mu się niezręcznie.
A dobre chwile nie mogą trwać wiecznie, bo Faollan od razu zadał mu trudne pytanie - i uprzedził słowa Michaela o tym, że nie wie, że musiałby to przemyśleć, podając mu kartkę.
Cholerne notatki.
Usiadł, niechętnie. Obracał chwilę pióro w dłoniach.
-Coraz mniej pamiętam starego Michaela. Pamiętam, co robił i co mógłby zrobić, ale nie, jak się czuł. - powiedział w końcu cicho, bardzo niechętnie. Czuł się tak od dawna, ale po raz pierwszy powiedział to na głos.
-I boję się, że to jak się czuję teraz, to wspomnienia, które zbudowałem... - przełknął ślinę. -...nie będąc w pełni sobą. - Faollan wszystko wiedział, w lutym Tonks zagryzł zęby i wycedził mu jak na spowiedzi nie tylko to, co tyczyło się pracy, ale wszystkie błędy Fenrira. Te, które zaczęły się od ognistej whiskey i trwały aż do stycznia, do otwierającego oczy wybrnięcia z kłamstw - i to przez cholerne wspomnienia, przez uczucia zwlekał z ostatecznym końcem aż do lutego. Do przedyskutowania wszystkiego z Faollanem, tak właściwie.
Zapisał na kartce kilka słów, porozmawiałby z rodziną, ale urwał. T a m t e n Michael nie mieszkał z rodziną, tamten Michael bałby się o siebie jako aurora, ale nie o siostry, tamten Michael miał matkę, tamten Michael nie czuł, że kogokolwiek zawiódł.
-Cały czas próbowałem go wykorzenić, by znowu być tamtym Michaelem, ale to chyba niemożliwe, prawda? - westchnął gorzko. Pytanie było szczere, ale wiedział, że Faollan pewnie uzna je za retoryczne.
Wiedział, że musiał zbudować się na nowo, na gruzach dawnego życia - nie uciekając już od problemów w hedonistycznej osobowości, nie szukając wrażeń by zagłuszyć ból, nie próbując udawać dawnego siebie.
Po prostu starał się ignorować tą świadomość - Faollan pewnie powiedziałby, że bronił się przed tym, co bolało, albo jakiś inny psychiatryczny frazes.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]02.09.22 18:33
Michael mógł czuć się z tym odrobinę niezręcznie, ale psychiatra nie spuszczał z niego spojrzenia. Naturalnie więc zobaczył wzniesione do sufitu oczy, a wraz z kolejnymi słowami mężczyzny, zawahaniem i wybraniem innego wariantu (nie byłoby tej przerwy, gdyby mówił słowami, których chciał użyć od początku), układał sobie w głowie obraz tego, dokąd zmierzały myśli jego pacjenta.
— Im przede wszystkim — odparł bez mrugnięcia okiem, brzmiąc przy tym tak pewnie, jak tylko się dało. Podniósł dłoń do porośniętego zarostem policzka, drapiąc się po nim palcem wskazującym. — W szczególności, gdy robią takie postępy jak ty. Poza tym kiedyś pokażę ci, jak rozpoznawać pierwsze oznaki gniewu u innych. Możliwe, że przyda ci się w pracy — ale to prawdopodobnie będzie ich pożegnalnym prezentem. Faollan był dumny z proaktywnej postawy swego pacjenta, widział w jego oczach ogień determinacji, to, że niezależnie od ilości kłód, które trafiały pod jego nogi, Michael wciąż i wciąż podnosił się na równe nogi, ale jednocześnie nie był w tym wszystkim pyszny, pielęgnował w sobie pokorę konieczną do wprowadzenia prawdziwych, trwałych zmian. Ostrożnie przewidywał, że pozostały im tylko trzy, maksymalnie cztery miesiące regularnych spotkań. Zawsze uważał, że trzeba było terapię skończyć zanim pacjent czuł się gotowy.
— Rozkaz rozkazem, ale twoją wolą jest wypełnienie go i zdobycie pomocy — wtrącił, nie reagując specjalnie na nadęte policzki dorosłego mężczyzny, może za wyjątkiem iskierek rozbawienia, które rozświetliły jego jasne oczy. Michael potrafił być człowiekiem wyjątkowo poważnym, ale jednocześnie zabawnie zdziecinniałym. — Robisz rzeczy również dlatego, że chcesz je robić. Doceń czasem swój wkład — polecił, uwagę o wojnie zbliżającej się do Irlandii kwitując jedynie krótkim obejrzeniem się przez ramię w kierunku drzwi. Spojrzenie zawiesił na moment na broni, zagryzając wnętrze swego policzka. Widać było, że mężczyzna zamyślił się na chwilę, zastanawiał się chyba, czy nie powinien pociągnąć Michaela za język trochę mocniej. Jeżeli posiadał jakieś tajne informacje i rzeczywiście tak było, będzie musiał pomyśleć nad tym, jak zabezpieczyć dobrobyt rodziny.
Chwilę później zamrugał kilkukrotnie, jakby głos Michaela ponownie przywrócił go na powierzchnię myśli. Pozostali w rzeczywistości wojennej, lecz wybrali się na moment do stolicy Zjednoczonego Królestwa, miejsca, w którym ostatni raz był kilkanaście lat temu, odbierając dyplom ukończenia studiów medycznych.
— Wiesz, że nie o to pytałem — zwrócił mu uwagę, bo Michael przecież we właściwy sobie sposób właśnie próbował odgryźć się O'Donnelowi za żart o podejmowaniu gości. — Poza tym, pamiętasz, o czym rozmawialiśmy na naszym pierwszym spotkaniu? — spytał, kładąc rękę na blacie stołu, przy którym siedział. — Zbyt dużo czasu poświęcasz temu, na co nie masz wpływu, a przez to odczuwasz jeszcze większą frustrację — przypomniał, posyłając Tonksowi kolejne ze swych wydłużonych o kilka sekund względem sposobu, w jaki patrzyli na niego zwykli ludzie, spojrzenie.
Dalej kiwnął jeszcze głową, potwierdzając słowa powtarzane przez Michaela. Ruch działał na niego do tej pory najlepiej, ale Faollan uważał, że proste i powtarzalne czynności nie pomogą mu na dłuższą metę. Że potrzebował też zająć sobie myśli, że pomimo raczej grubiańskiej warstwy (tworzonej oczywiście po to, by zapewnić sobie komfort na początku znajomości, gdy nie był jeszcze pewien, czy zainwestować emocje w daną relację), był człowiekiem inteligentnym, w lot łapał podstawione mu elementy układanki. Nie miał problemów z logicznym myśleniem i rozwiązywaniem wielorakich problemów. Powinien zatem rozwijać się także intelektualnie. I na tyle, ile rozumiał istotę jego zawodu z opowieści samego Michaela, jak i pani O'Donnel — powrót do pełni obowiązków zawodowych również przyniósłby mu korzyść.
— Czy wiedza d l a c z e g o sprawiłaby, że podszedłbyś do tej wiadomości inaczej? — spytał, przechylając nieco głowę w bok. Tonks widział już taki wyraz twarzy Faollana, to był dopiero początek pewnych dłuższych rozważań. — Nawet jeżeli posiadłbyś taką wiedzę, czy jest coś, co zrobiłbyś z tym post factum? — psychiatra uważał, że chyba nie było takiej wiedzy, której posiadanie mogłoby w tej chwili zmienić sytuację Michaela. Ale był ciekawy podejścia swojego pacjenta, czy może wpadłby na coś, co jednak mogłoby odmienić podaną im rzeczywistość.
— Wtedy postępuje jeszcze bardziej — rzeczowy do bólu Faollan przeszedł bowiem w tryb, który najlepiej działał na odwiedzających jego gabinet żołnierzy. Prosty komunikat, bez owijania w bawełnę. Zerknął jeszcze raz na nagłówek gazety. Pierwszy kwietnia. Minęły dwa dni. — Co robiłeś, odkąd przeczytałeś ten artykuł? Coś cię szczególnie zaniepokoiło? — musiał wybadać, czy niepewność Michaela wynikała jedynie z konieczności upewnienia się, ze nie wpadał w regres, czy faktycznie problem, nad którym wspólnie pracowali, ponownie się uaktywnił. Wtedy będzie mógł zaoferować aurorowi bardziej kompleksową pomoc, niż tylko tę opartą na własnych domysłach.
Ich spojrzenia spotkały się w momencie, gdy Tonks dziękował psychiatrze. Kamienna dotychczas twarz Faollana pękła, mężczyzna uśmiechnął się bowiem; niezbyt szeroko, ale szczerze, w milczeniu pozwalając im przejść przez tę drobną niezręczność, dusząc w sobie chęć pociągnięcia Michaela za język. Zrobiłby to i tak tylko dla zaspokojenia własnej ciekawości, pewnie bez efektu dla terapii. A jeżeli coś nie miało być użyteczne dla pacjenta, starał się tego nie robić, jeżeli nie uzyskał wyraźnego sygnału z jego strony.
— Wspomnienia są immanentną częścią tego, kim jesteśmy — zaczął, nie spoglądając na kartkę położoną przed Tonksem, jedynie lawirując spojrzeniem gdzieś pomiędzy jego oczami a kuchenną szafką. Nie chciał przytłaczać go swoją uwagą, gdy wyraźnie próbował coś nazwać i z siebie wyrzucić. To wyjątkowo istotny element terapii, a Michael był człowiekiem o niezwykłej łatwości refleksji, gdy tylko tego chciał i nie upierał się przy swoim. — Takie panuje przeświadczenie, ale to nieprawda. Nawet gdybym stracił w tej chwili wszystkie wspomnienia, dalej byłbym Faollanem O'Donnelem. Ponieważ jedynym, kto ma wpływ na to, jaki jestem i kim jestem — jestem ja — wreszcie zatrzymał wzrok w oczach Michaela, chcąc pochwycić jego spojrzenie, utrzymać kontakt wzrokowy dłużej. Zawsze tak robił, gdy miał do przekazania coś istotnego. — Zmiana jest konieczna, a uparte jej odmawianie nie czyni nikogo bardziej sobą, tylko nie pozwala mu na progres. Stary Michael to nie tylko chłopak, który dostał pracę w służbachmugolskie określenie musiało niestety wpaść, Faollan mówił w tej chwili z serca, choć nie miał uniesionych brwi ani nie uśmiechał się — Stary Michael to dzieciak robiący w pieluchy, mówiący na chleb "bep"; Stary Michael to też ten, co pierwszy raz wsiadł na miotłę. Przy tym wszystkim nie istnieje ktoś taki jak nowy Michael. Przeszłość możemy oceniać, bo jako jedyna jest p e w n a. Teraźniejszość, Mike — zastukał palcem w blat stołu. — Teraźniejszość jest z kolei plastyczna. W twoich rękach jest nie tylko to, co tu i teraz. Twoim świadomym wyborem jest to, kim będziesz w przyszłości i to, jak będzie wyglądał za kilka lat stary Michael. Więc nie, prawdopodobnie nigdy nie będziesz tamtym Michaelem, przede wszystkim dlatego, że wiesz od niego więcej. I chciałbym, byś na podstawie swoich doświadczeń podejmował kolejne decyzje. Przejdźmy więc do drugiej części. Zapisz, proszę, co uważasz, że powinieneś zrobić, gdyby podobny kryzys pojawił się raz jeszcze, na przykład za miesiąc.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]13.09.22 18:14
-Postępy...? - wyrwało mu się z cichą nadzieją, ale prędko pokręcił głową. Wolał nic nie słyszeć przedwcześnie, nie robić sobie nadziei, chociaż w i e d z i a ł przecież, że robi postępy. Że słyszy g o coraz rzadziej, a jeśli już się to zdarza, to potrafi odróżnić własne myśli, podjąć własne decyzje. Że dzięki diagnozie Rosji przestał wreszcie uważać wewnętrzny głos za prawdziwego potwora lub klątwę, ani nawet za osobę, a dzięki pomocy Faollana nauczył się nazywać manifestowane i wypierane w ten toksyczny sposób wspomnienia i kompleksy. Proces był łagodnie ujmuąc nieprzyjemny, Michael próbował w końcu nie myśleć o własnym poczuciu winy i kryzysie tożsamości na tyle desperacko, że jego podświadomość zbudowała drugą tożsamość, ale najwyraźniej był skuteczny. Na początku nie znosił wizyt u Faollana, a teraz... teraz spróbował nazwać swoje emocje, tak jak psychiatra go uczył i chyba gdzieś pod niepokojem i złością na "Walczącego Maga" czuł szczerą wdzięczność. Za to, że Faollan tu był, że przyjął go dzisiaj, że pomagał od lutego. -Uhm. - mruknął tonem oznaczającym chyba masz rację. Z postępami i w wielu innych kwestiach.
Uniósł lekko brew, jestem aurorem, chciał powiedzieć, umiem rozpoznawać oznaki gniewu u przesłuchiwanych, cały czas są rozgniewani, ale jeśli Faollan go czegoś nauczył to chwili na refleksję.
A refleksja była gorzka.
-Szkoda, że nie nauczyłeś mnie tego dwa i pół roku temu. - przyznał z rozbawieniem, ale przerażająco gorzkim. Bym umiał w porę zareagować na gniew przemieniającego się wilkołaka - po Olavie rzadko było widać gniew, zawsze był taki... skryty. Nawet w t e d y  cierpiał w milczeniu. Faollan wiedział to wszystko, wiedział też dlaczego dwa i pół roku. Wiedział, że Tonks odlicza miesiące od pierwszej przemiany, każdą pełnię. -Ale przyda się. Możliwe, że - zerknął za okno, czoło przecięła zmarszczka zamyślenia. -będę tego potrzebował w... innych kontekstach niż w pracy. - potrafił radzić sobie ze skutymi czarnoksiężnikami, ale relacje interpersonalne to inna sprawa. Jeśli plany snute z lordem Prewettem się powiodą, będzie regularnie rozmawiał z innymi wilkołakami - tych, których emocji nie potrafił rozpoznawać w mig (jak Castora) i z którymi przyda mu się raczej subtelność niźli stanowczość.
-Wypełnianie rozkazu, od deski do deski i jak najlepiej, jest obowiązkiem, niczym godnym pochwały. A najmniejszy błąd potrafi kosztować wszystko. Nie nauczyłem się... doceniać własnych obowiązków. - westchnął, siadając (! co Faollan od razu mógł uznać za oznakę uspokojenia) i lekko bębniąc palcami w stół. Nie sprzeczał się z O'Donnellem, był świadom, że podchodzi do siebie bardzo surowo. Zarazem wychował się w żołnierskim podejściu od osiemnastego roku życia - wtedy był w swoim mniemaniu dorosłym, ale nie wiedział przecież o życiu wiele ponad sukcesami na boisku Quidditcha. Wpojono mu rygor i poczucie obowiązku, jego brat i siostra poszli w te same ślady, nigdy nie założył rodziny, w której byłoby inaczej - a troskę matki i ojca lekceważył, bo nic nie wiedzieli o jego pracy. W teorii Faollan też wiedział niewiele, ale w praktyce rozumiał zaskakująco dużo - i Mike nauczył się w miarę czasu rozumieć jego punkt widzenia.
-Pycha na polu walki może kosztować życie. Jak nauczyć się zdrowego... doceniania? - najwyraźniej nie rozumiał jednak jeszcze, że granica pomiędzy dobrym samopoczuciem a pychą jest głębsza niż mu się zdawało. Pokora, to zawsze mu wpajano.
Chwilowa pycha, znam Olava, nicnamniezrobi kosztowała życie trójki ludzi. O tym Faollan też wiedział, wszystko o nim wiedział. Tonks nie sądził wcześniej, ze kiedykolwiek powie tak wiele nieznajomemu, rozkaz to rozkaz, ale w głębi duszy cieszył się chyba, że może pogadać jak mężczyzna z mężczyzną. Wyznanie wszystkich upokorzeń Ronji byłoby jeszcze gorsze - przed wyjazdem zdążyła poznać jedynie część.
Podążył za wzrokiem Faollana, a jeśli na czymś się znał, to przecież na strachu. Też potrafił czytać ludzi.
-Ja... potem... - jak skończymy? Wprosił się, w teorii to nie była formalna wizyta, choć chyba taką się stała. -...masz pomieszczenia, w których nigdy nie przyjmujesz gości? Piwnicę z wyjściem z domu? Mogę je zabezpieczyć magicznie, sama strzelba to za mało. Wyjaśnię twojej żonie, co i jak. - wtrącił nagle, wypadając z roli. -Mam dziś czas. - dodał, nie chcąc chyba wracać do domu, do zaniepokojonych sióstr, do myśli o innych Zakonnikach. Poza tym, miał też interes. Nikt nie wiedział o jego spotkaniach z Faollanem i tak pozostanie, Irlandii wciąż nie ogarnęła wojna, ale gdyby ktoś dorwał kiedyś psychiatrę to Mike straci zarówno poczucie tajemnic i bezpieczeństwa, jak i... kogoś, kogo chyba szczerze polubił. Kogoś, kto ma trójkę dzieci. Kogoś, kogo narażał samą swoją obecnością.
Nie mógł kontrolować wszystkiego, ale mógł chociaż próbować zadbać o bezpieczeństwo osób, na których mu zależało.
-Są sytuacje, w których muszę kontrolować wszystko. - wtrącił obronnie, ale bez przekonania. -W pracy. - dodał jeszcze ciszej. I nie czekając na ripostę Faollana -...w pracy tak było, ale już nie jest. - znów nerwowo zabębnił w blat stołu. -Mówiłeś mi, że muszę zostawić niektóre rzeczy za sobą, ale wciąż myślę o tamtej rodzinie, tamtym Crucio, kobiecie, której nie zdążyłem ochronić. - z rozpędu zapomniał, że Faollan nie zna inkantacji zaklęć, ale słyszał tą opowieść w marcu, chyba pamiętał jej sedno. -Mówiłeś, że druga tożsamość była wtedy... ucieczką, że mnie ochroniła, ale nie zdążyłem ochronić ich. - co prawda wszyscy poza wykrwawiającą się kobietą byli już martwi, ale co gdyby zareagował szybciej? Z jednej strony wiedział, że błąd leżał w nieudanej obronie własnej, że po Crucio przegrał już tamten pojedynek, że Fenrir wtedy pomógł, a przynajmniej nie przeszkodził - ale to od tamtego zdarzenia rozpoczęła się spirala w dół.
Podobno od Crucio można oszaleć i cały czas zastanawiał się, czy...
Pokręcił pośpiesznie głową, nie może wpaść w wir czarnych myśli. Faollan zadawał już zresztą kolejne pytania.
-Gdybym znał ich motywacje, wiedziałbym, co zrobić. Czy ukrywać się staranniej, czy raczej obalić ich propagandę... - mruknął, ale nagle podniósł na psychiatrę jaśniejsze spojrzenie. -Chociaż, właściwie nie. - stwierdził z zaskoczeniem. -Po liście gończym uważałem, ale się nie ukrywałem. I nawet gdyby ten artykuł miał dowieść, że nie żyję, nie mógłbym publicznie pokazać się w Londynie, ich propaganda nie sprawi, że przestanę uważać - na siebie i na sekrety, których jestem powiernikiem. - uśmiechnął się blado, nieśmiało, jakby chciał spytać czy dobrze? O to chodziło, o przyznanie, że jest... ponad tym wszystkim, że nie może dać zmanipulować się ich propagandzie?
Radość trwała krótko, do bólu żołnierski komunikat zaowocował zmarszczeniem brwi.
-Nie może postępować jeszcze bardziej. Nie mogę... muszę to zahamować, cofnąć, jeśli się da. - już nie wyparcie, a bunt. Decyzyjność, której jeszcze w lutym Tonksowi brakowało. Westchnął, oparł łokcie na stole, a czoło na dłoniach. -Myślałem, że ugryzienie było najbardziej upokarzającym zdarzeniem w moim życiu, ale jeśli w Biurze będą myśleć, że jestem wariatem, jeśli naprawdę stanę się... to będzie tysiąckroć gorsze. - nazwał wreszcie to, co Faollan widział już od dawna.
Psychiatra widział też coś innego, coś, co do Michaela jeszcze nie docierało - że nagle likantropia stała się mniejszym problemem niż w przeszłości, gdy zdominowała samoocenę i całe życie Michaela. Terapia nie leczyła w końcu wilkołactwa, a problemy z psychiką - i zmusiła Tonksa do nazwania szeregu innych problemów, które obok klątwy przyczyniły się do jego stanu. Wojny, poczucia winy, izolacji, autoagresji, samotności i tak dalej.
Podniósł głowę, nie mogąc zbyt długo usiedzieć w miejscu.
-Co robiłem? Porozmawiałem z siostrami, od razu. Upewniłem się, że Just jest bezpieczna. Zjadłem śniadanie, wściekłem się, porąbałem drewno, poszedłem do Biura w Plymouth dowiedzieć się co z innymi, siedziałem tam cały dzień, poszedłem spać, nie mogłem spać, przyszedłem do ciebie. - wyliczył prędko, artykuł ukazał się wczoraj. Zmrużył lekko oczy - nazywając po kolei czynności zrozumiał, że cały czas czuł złość i strach, że Fenrir powróci, ale że nie zrobił nic nierozsądnego.
Odchylił się na krześle, słuchając o wspomnieniach. Wyraz twarzy zmienił się nagle, gdy Faollan przyznał, że to nieprawda, że to one definiują.
-Co, jeśli wspomnienia - przełknął ślinę, intensywnie o czymś myśląc. -coś utrudniają? Jeśli są zbudowane na kłamstwie, ale i na uczu - nie, nie uczuciach, emocjach -emocjach i... - odchrząknął nerwowo, to było w końcu najbardziej upokarzającym faktem, do którego przyznał się przed Faollanem. Październikowe zapomnienie, listopad i grudzień, dezorientacja, żądza, fałszywe tożsamości i styczniowa gorycz. Jestem zerem, tak durny i nieostrożny... padło, gdy streszczał wszystko Faollanowi, zrzucając z serca ciężar relacji z Rileyem i długo nie mogąc się uspokoić. -O niektórych rzeczach najchętniej bym zapomniał. Zapamiętał przestrogę, a nie to, jaki byłem durny. - parsknął. -Wiesz, że czarodzieje to mogą? Na moment schować własne wspomnienie, wrócić do niego potem? Zawsze się trochę bałem, choć robiłem to innym - o wiele mniej bezpiecznym sposobem. - niż Memoria, najmniej szkodliwa wśród zaklęć wpływających na pamięć. -Potrafiłbyś ocenić, czy to nie zepsuje komuś czegoś w głowie? - jak zwykle, gdy się nakręcał, Faollan zlecił mu kolejne zadanie.
Wziął głęboki wdech, z wahaniem sięgnął po pióro.
-Rozumiem, że przyjście do ciebie o szóstej rano nie wchodzi w grę? - zażartował, a potem zapisał punkt pierwszy, wziąć głęboki wdech, drugi nazwać własne emocje, niegdyś wydawałyby się mu g ł u p i e, ale przez ostatnie tygodnie faktycznie pomagały.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]02.10.22 12:47
Gorzkość refleksji pacjentów była zaskakująca i intrygująca. Zdarzali się bowiem tacy, którzy nie byli w ogóle przygotowani do wyciągania wniosków z odebranych życiowych lekcji. Takich musiał uczyć O'Donnel podstawowych sposobów radzenia sobie z konsekwencjami własnych decyzji, czy też zdarzeń, które miały miejsce bez wpływu takiego człowieka. Po drugiej stronie spektrum stali ludzie tacy jak Michael — przejmujący się zanadto, wyskakujący do konkluzji za wcześnie, za szybko, zbyt gwałtownie. Próbując być ostrożnym i samokrytycznym, sprawiali sobie krzywdę ponad miarę, a ubierali ją w sprawiedliwość.
A w swoim życiu Faollan widział już wiele rzeczy dalekich od sprawiedliwości.
— Nie rozpatrujemy tego w kategorii winy — przypomniał mu tylko, możliwe, że w odczuciu Tonksa nieco wymijająco. Mugol miał bowiem skłonność do powtarzania swoich słów, powracania co jakiś czas do wcześniejszych spotkań, rad, których już udzielił. A ta, którą przywoływał teraz, była jedną z pierwszych, których udzielił Michaelowi, gdy ten odkrywał się przed nim z własnej historii, gdy w zaufaniu przedstawiał mu swój rys historyczny. Poczucie winy w tym człowieku było namacalne, nie stanowiło tylko pewnej lekkiej, eterycznej zasłony, przypominało kamienne wrota, przez które początkowo zdawało się nie przechodzić nic — żaden dźwięk, żadne światło. Teraz jednak, po kilku miesiącach ciężkiej pracy, Michael kruszył ten kamień, układał go w inne kombinacje. Oczywiście, że popełniał błędy — misją Faollana było jednak pokazanie mu tego, że nie na wszystko miał wpływ i kontrolę. Tak jak wtedy z Olavem. Być może nigdy nie udałoby się mu go uspokoić, może rzuciwszy się do ucieczki, rozjuszyłby go tylko bardziej, może nie przeżyłby zupełnie.
— A jednak był w twoim życiu okres, gdy nie wypełniłeś rozkazu — skupione spojrzenie O'Donnela skupiło się na siedzącym pacjencie, gdy brwi irlandczyka podeszły do góry a błękitne spojrzenie skupiło się w niebieskoszarych tęczówkach Tonksa. Obniżony ton głosu nawet nie sugerował — wskazywał dokładnie zdarzenie, do którego odnosił się psychiatara, o którym opowiedział mu sam Tonks. Chodziło oczywiście o Bezksiężycową Noc. — Jesteś w stanie podejmować własne wybory, w oparciu o swe wartości, o poczucie dobra i zła. Gdybyś uważał nasze spotkania i moją pomoc za coś immanentnie złego, żaden rozkaz nie byłby w stanie zmusić cię do leczenia. Dlatego zwracam uwagę na twój wkład — wyjaśnił powoli, brwi opadły do naturalnej pozycji, a sam Faollan oparł się plecami o oparcie krzesła, wyciągając nogi pod stołem. Ostrożnie, by nie zetknąć ich z nogami siedzącego naprzeciw Michaela.
Przez moment towarzyszył im tylko dźwięk palców Tonksa uderzających o blat.
— Sukcesy i ich celebracja to coś, co wpisane jest w psychikę człowieka od lat. Robimy wiele rzeczy właśnie celebracyjnie, mamy swoje rytuały, jak chociażby święta bożego narodzenia. Mógłby być to zwykły dzień w roku, ale przez tradycje, pewien sposób zachowań w naszej kulturze i określoną symbolikę, staje się on czymś niezwykłym, czego wyczekujemy przez cały rok — zaczął, chyba znów nieco wymijająco, przynajmniej z początku. Przeniósł wzrok na palce aurora, niewzruszony kontynuując. — Celebracja jest jednym ze sposobów na wyrzucenie z siebie stresu, zabutelkowanych emocji. Jeżeli nie chcesz popaść w pychę, możesz sam siebie wynagradzać. Są jakieś rzeczy, które lubisz robić? Takie, które poza pracą sprawiają ci przyjemność i nie robisz ich dlatego, że musisz? Jakieś hobby? Jeżeli nie, możesz po prostu wynagradzać się po udanym dniu ulubionym daniem. Ciepłą kąpielą z książką. Rytuał nie musi być rozbudowany ani drogi, ma za zadanie wpić ci się w pamięć, że gdy robisz określoną rzecz, powinieneś być z siebie dumny i szczęśliwy.
Mógłby ciągnąć dalej, przywołać przykłady celebracji, które wprowadzili w domu z żoną i dziećmi, lecz Michael poruszył inny temat. Oczy Faollana natychmiast zrobiły się jeszcze bardziej czujne, niż zazwyczaj i z trudem opanował chęć odwrócenia się przez ramię w kierunku pozostawionej przy drzwiach strzelby. Zamiast tego uniósł lekko brew do góry, zapraszając Tonksa do dalszego tłumaczenia.
Magiczne zabezpieczenia. Czego oni nie wymyślą.
— To działa? — sceptycyzm przebijał się przez głoski krótkiego pytania. Faollan, choć mąż czarownicy i ojciec trójki umagicznionych dzieci, wciąż jeszcze sceptycznie podchodził do magii i świata czarodziejów. Przez chwilę trwał w milczeniu, przez zaciśnięte w zamyśleniu usta i zmarszczone brwi wybijało się to, jak trudno było mu podjąć tą — wydawałoby się — oczywistą decyzję. Ostatecznie skapitulował, wzdychając dość ciężko i przenosząc już nieco złagodniałe spojrzenie na pacjenta. — Pokoje dzieci, na piętrze. I mamy piwnicę, zaprowadzę cię na koniec.
Ostatecznie chodziło przecież o bezpieczeństwo jego pociech. Czy byłby dobrym ojcem, gdyby odmówił udzielenia im ochrony, nawet tak bardzo niepewnej we własnych oczach, jak ta czarodziejska? Wierzył, że gdy żona wróci z wizyty na wsi, będzie wszystko rozumieć i potwierdzi jego przypuszczenia, że była to dobra decyzja. Tymczasem jednak musieli zająć się inną rodziną. Tą, która nie miała wystarczająco dużo szczęścia. Której zabrakło czasu.
— Michael — zaczął, opierając łokcie na blacie stołu i wychylając się do Tonksa — To część twojej pracy. Nie wszystkich da się uratować — sam słyszał kiedyś te słowa, w szpitalu polowym w trakcie II Wojny Światowej, tamten żołnierz był w wieku jego ojca, odszedł mu na rękach. — Lekarze też starają się ochronić, uleczyć wszystkich. Ale czasami się po prostu nie da, czasami dowiadujemy się za późno, czasami organizm człowieka jest zbyt słaby, by mu pomóc. Ale to nie oznacza, że lekarz powinien zdjąć kilt, odmówić wykonywania swoich obowiązków, żyć w strachu, że zaraz stanie się to znowu. Nie. To trudna świadomość, ale tak samo, jak potrzebni są lekarze wykonujący swój zawód według najwyższych standardów, tak samo swoim ludziom jesteś potrzebny ty — rzadko kiedy odwoływał się do swoich własnych doświadczeń w rozmowie z pacjentami, lecz teraz miał wrażenie, że mógł. Że pokaże to Michaelowi, że nie tylko on jeden zmaga się z jakimś demonami, że tak po prostu został skonstruowany świat. Tonks nie wiedział jeszcze, że podobne rady, choć trochę kanciaściej, stawiał swemu młodszemu przyjacielowi, gdy tamten chciał rzucać wszystko, by tylko rzucić się na wrogi bagnet.
Dalsze słowa Michaela spotkały się z aprobującym kiwnięciem głową. Mężczyzna samodzielnie stawał na nogi, potrafił logicznie spojrzeć na swoją sytuację oraz wyciągnąć wnioski. Na monolicie twarzy Faollana zamigotał drobny, ledwie zauważalny uśmiech.
Uśmiech dumy.
— Nie przejmuj się na zapas. Właśnie wyliczyłeś mi poprawne reakcje na sytuacje, w której zostałeś postawiony. Popraw mnie, jeżeli myślisz inaczej, ale według mnie żadna z nich nie stanowi oznaki szaleństwa, jak to nazywasz — nikt się nie dowie, bo i nie ma o czym, mógłby jeszcze dodać, gdyby nie był jego psychiatrą, a po prostu powiernikiem, czy też przyjacielem. Niestety, dziś nie było na to wyznanie miejsca. — Wykorzystałeś kontakt z ludźmi, sprawdzenie prawdziwości informacji oraz aktywność fizyczną. Wszystkie sposoby radzenia sobie z nagłą emocją, o których dyskutowaliśmy.
Czasem praca z Michaelem przypominała właśnie pisanie podsumowującego raportu i wymienianie od podpunktów wszystkich ważnych informacji. Ale O'Donnelowi nie przeszkadzało to szczególnie mocno.
— Istnieje coś takiego jak fałszywe wspomnienie, ale nie jest to coś, o czym mówisz — wtrącił w słowotok Tonksa, układając dłonie płasko na blacie stołu. Na słowa o umiejętności czarodziejów wyciągania wspomnień ze swej głowy uniósł lekko prawą brew do góry, odrobinę zaintrygowany. — Porozmawiamy o tym przy następnej okazji. Muszę się przygotować — zawyrokował wreszcie, próbując trzymać na wodzy swą ciekawość. Pacjent, który dobrowolnie i samodzielnie mógł chwilowo pozbawiać się wspomnień... Gdyby nie to, że ich spotkania znajdowały się na granicy legalności (albo były zupełnie nielegalne w magicznym świecie), prawdopodobnie podpaliłby się do pomysłu od razu. Teraz jednak musiał pamiętać, że jego pacjent nie był zwierzęciem eksperymentalnym. Nie wolno było naruszać i tak kruchej konstrukcji psychiki dla medycznych ambicji pewnego psychiatry z Belfastu.
Psychiatry, który opuścił znów brwi i pokręcił krótko głową.
— Niestety, musisz poradzić sobie bez tego.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]13.10.22 1:46
-Ale to była moja wina. - odparował może nieco zbyt gwałtownie, a potem zacisnął mocno usta i odwrócił wzrok. Troje dwoje ludzi nie żyło, przez jeden drobny błąd, ale jego błąd. A potem popełniał te błędy dalej i dalej.
-I nie tylko to. Nawet to, jak sobie z tym radzę albo nie radzę. - fuknął, zanim Faollan zdążył mu przerwać. Jeśli naprawdę zachorował na głowę przez to, że nie radził sobie z likantropią, to przecież t e ż jego wina. -Nienawidzę siebie za to... co w jesieni i zimie. - wyrzucił z siebie, ze złością i gwałtownie. Samo przyznanie się psychiatrze do niemoralnego romansu sporo go kosztowało i najwyraźniej nie zinternalizował jeszcze w pełni spostrzeżeń Faollana o tym, kto zataił przed nim swoją odpowiedzialność - i kto na tamtej plaży był mimo wszystko trzeźwiejszy.
-Nieważne. - fuknął, choć doskonale wiedział, że to ważne i że Faollan wróci pewnie do tematu przy kolejnym spotkaniu. Ale nie teraz, nerwami Tonksa szarpało już dziś zbyt wiele strun.
Uśmiechnął się blado, słuchając o rozkazach. Nie zaprzeczył, choć trudno mu było potwierdzić - męska duma i tak z trudem tolerowała to, że musiał się leczyć na głowę.
Miał w sobie na tyle empatii, by nie wytknąć Faollanowi, że zyskujący przewagę w wojnie czarodzieje najchętniej wykorzeniliby wszystkie mugolskie święta. Nawet psychiatra wydawał się dziś nieco zestresowany polityczną rzeczywistością.
-Lubię... - kiedy kobieta zastyga w objęciu, kiedy wzdycha..., podpowiedział mu od razu instynkt, przed pełnią zawsze za t y m tęsknił, ale prędko zamrugał i defensywnie wzruszył ramionami. Nie mógł tak odreagowywać, to właśnie pragnienie jakiejkolwiek bliskości i substytutu wpędziło go w kłopoty. -czytać. - przyznał cicho, bojąc się, że Faollan uzna rąbanie drewna za obowiązek.
Długie wahanie, jakie poprzedziło te dwa słowa, mogło powiedzieć psychiatrze, że jego pacjent od bardzo dawna nie robił nic dla siebie - i że zdawał się bardzo nieszczęśliwy.
-Działa. - smutek na twarzy przyblakł, zastąpiony rozbawieniem, gdy mówił o pułapkach dla rodziny Faollana. Gdy mógł okazać się przydatny. -Spiszę twojej żonie co i jak. - obiecał.
-Ale ci, których nie uratowałem wracają. - pokręcił lekko głową, zastanawiając się, czy Faollan zrozumie. Czy jego też nawiedzały sny i wyrzuty sumienia związane z pacjentami, którym nie mógł pomóc. Czy jeśli nie zdoła pomóc niemu, dołączy do galerii poczucia winy?
Może powinien walczyć o siebie choćby dla Faollana. I dla innych, którzy wciąż w niego wierzyli - sióstr, Castora, lorda Ministra.
Pojaśniał wyraźnie, słysząc, że jego dzisiejsze reakcje były poprawne - w stresie wcale się take nie wydawały, ale ambicja Michaela była łasa na sukcesy, na klarowne potwierdzenie, że robi coś dobrze.
-Hm. - uśmiechnął się pod nosem. -Skoro zareagowałem poprawnie, w takim razie następnym razem poradzę sobie bez nachodzenia cię z rana. - przytaknął, wyraźnie nastrojony optymistycznej. -I przemyśl to o... pamięci. Opowiem ci jak działa ta magia, następnym razem. - obiecał. Podczas tych wizyt obserwowali i poznawali siebie wzajemnie, nauczył się już rozpoznawać ciekawość na twarzy lekarza.
-I... dziękuję. - coś ścisnęło mu gardło, uśmiech stał się nerwowy. Nie lubił okazywać wzruszenia. -Zabiorę się do pracy. - zadecydował prędko, obmyślając już odpowiednią scenę dla Zawieruchy - taką, która nie przestraszy zanadto dzieci.

/zt x 2 :pwease:




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]08.12.22 18:57
3.06

Oswoił się już z tym progiem, z tym domem, obłożonym jego własnymi pułapkami. Faollan McDonnell, psychiatra. Niegdyś nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie chodził do psychiatry, ale z wizytami też zdążył się już oswoić. W trakcie ostatnich miesięcy pękła tama dumy, upokorzenie ohydnymi wyznaniami okazało się nieco bardziej znośne, niż Mike się spodziewał. Faollan słuchał, nie oceniał - ale na szczęście nie zgrywał bezstronnego obserwatora, udzielał praktycznych, żołnierskich rad. Pomocnych. Ćwiczenia oddechowe pomagały, Tonks był też w stanie myśleć o likantropii bez wstrętu. Może nawet jak o... narzędziu. Wyjściu awaryjnym. To chyba o tym chciał dzisiaj porozmawiać. Przepracowali już utratę pozycji zawodowej i listy gończe, żal po pojmaniu Justine, omówili upokarzającą relację i Faollan pomimo pewnego niezrozumienia w kwestiach magii zadbał o to, by Michael uporządkował usunięte wspomnienia - te zbyt bolesne i wstydliwe, by nieustannie je rozdrapywać - a zarazem zachował świadomość o tym, kto znał jego słabości i na kogo uważać. Psychiatra wytłumaczył mu, prosto i łopatologicznie, że Fenrir nie jest ani wilkiem ani demonem z Azkabanu, a reakcją umysłu na wypierane latami traumy, które skumulowały się w zeszłym roku. Crucio, strata siostry, tygodnie czekania na plan ratunku i wreszcie wpływ dementorów w Azkabanie - to mogło złamać każdego, nawet najsilniejszego. Zwłaszcza kogoś, kto od dwóch lat pielęgnował własne kompleksy i poczucie winy, ale uciekał od stawienia czoła emocjom.
Świadomość problemu pomogła, triki na uspokojenie również. Ilekroć czuł w głowie obce podszepty, brał kilka głęboki wdechów i powtarzał sobie, że to wciąż on. Jego własna skłonność do agresji, jego własny żal. Możliwe do okiełznania, do skontrolowania.
W maju pochwalił się Faollanowi tym, że choć chciał zabić gwałciciela starszej kobiety - to aresztował go, tak jak każdego, tak jak powinien, na chłodno. Choć nie mógł zdradzić szczegółów o Tyneham to nieśmiało podzielił się też tym, że nawiązał kontakt z innymi wilkołakami, że chce im pomóc. Że pomagają mu też nieobarczeni klątwą, serdecznie i bez uprzedzeń.
Dzisiaj był chyba gotów na rozmowę o likantropii samej w sobie. Nie o Fenrirze, choć o nim pewnie też, to jego mieli wyleczyć, eksmitować - ale o ciężarze, z którym miał żyć dożywotnio.
-Dzień dobry. Wszystko w porządku? - upewnił się, ale dla formalności. Dom był schludny, jak zawsze, Faollan cały i zdrowy, dzisiejsza wizyta była umówiona i zapowiedziana, wpisująca się w ich stały rytm.
-Ostatnie dwa tygodnie - co tyle się spotykali, naginając czasem rozkład dla patroli i pełni -były spokojne. - przyznał. -Pełnia - dodał z wahaniem, kiedyś to słowo nie przechodziło mu przez usta bez obrzydzenia, ale dzisiaj się postarał. Nawet blado uśmiechnął. -też.



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 30.03.23 19:17, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]19.12.22 20:54
Łapał się na tym, że czasami wracał myślami do swojego pacjenta. Michael Tonks był przypadkiem szczególnym przez więcej niż jeden powód. Zaskakująco — dla mugolskiego lekarza psychiatry najciekawsze nie było wcale to, że miał okazję leczyć kogoś, kto nie należał do jego świata, a tego, który poznawał powoli, mozolnie, dzięki żonie. Najciekawszą kwestią przypadku Tonksa była prędkość, z jaką przeprawiał się przez kolejne przeszkody na drodze do pełnego wyzdrowienia. O'Donnel obserwował ten proces z fascynacją, jednak powstrzymywał się w kluczowych momentach, żeby nie dokładać pacjentowi więcej, niż był w stanie unieść. Niemniej jednak nie ukrywał swojej dumy — skrywał ją wyłącznie przed Tonksem, ale żona Faollana Caoimhe widziała, jak jej mąż uśmiechał się szerzej po każdej zakończonej sesji. Pacjenci nie powinni widzieć zbyt dużo dumy z postępów ze strony swych lekarzy, inaczej spoczęliby na laurach. Przynajmniej takie obejmował stanowisko ten konkretny psychiatra z Belfastu.
Dziś byli umówieni tak jak zawsze, poza przypadkami wymagającymi nagłej interwencji, jak ta na początku kwietnia. Caoimhe i dzieci wybrały się więc na spacer, pozostawiając Faollana w domu samego, skupionego nad roboczym stołem, skręcającego model pociągu wśród niesamowitej ilości śrubek i innych, ciężkich do zidentyfikowania elementów, a także otwartej szeroko instrukcji, która miała przybliżyć go do stworzenia w pełni funkcjonalnego modelu. Odłożył ostrożnie śrubokręt, gdy usłyszał pukanie do drzwi, standardowe i umówione. Po niezapowiedzianej wizycie w kwietniu i przywitania Michaela przy pomocy strzelby zaproponował użycie wspólnego kodu dźwiękowego tak, aby od razu mógł rozpoznać, kto stał za drzwiami. Nie uważał, żeby celowanie z dubeltówki między oczy wzmocniło więź zaufania wypracowywaną mozolnie między lekarzem, a pacjentem, dzięki temu poradzą sobie bez kolejnej, nawet jeżeli niewielkiej, dawki stresu.
— Dzień dobry — tak jak zawsze, na twarzy Faollana nie było widać uśmiechu, jedynie oczy, jaśniejący błękit oraz ton głosu zdradzały, że cieszył się z tego spotkania. Przeniósł spojrzenie na stół w kuchni, przy którym spędzali zazwyczaj swój czas, teraz połowicznie zajęty przez jego wcześniejsze zajęcie. — Tak w porządku, jak może być, gdy dziecko marzy o kolejce, a ojcu przyszło ją składać — syn Faollana zbliżał się nieuchronnie do swych szóstych urodzin, a Faollan musiał pospieszyć się ze składaniem, jeżeli chciał zdążyć z wręczeniem tej szczególnej zabawki w odpowiedni dzień. — Jeżeli przeszkadza ci bałagan — ograniczony wyłącznie do blatu, pozostała część domu, jak zawsze, pozostawała schludna i uporządkowana. — Możemy przejść też do salonu — zaproponował, wymownie spoglądając w kierunku drzwi do drugiego z pomieszczeń, przy czym uniósł brwi, w typowej dla siebie manierze.
I zamilkł, na krótką chwilę oddając Michaelowi pole do rozmowy.
Usłyszał słowa, na które czekał, usłyszał także to, które padało rzadko, zawsze z obrzydzeniem. I zobaczył, zobaczył blady uśmiech, potwierdzenie tego, że Tonks nie kłamał.
— To dobrze — podsumował, kładąc dłonie na oparcie krzesła, na którym wcześniej siedział. — Wiem, że pytanie mogło ci się już znudzić, że znasz odpowiedź na nie, zanim je zadam, ale pozwól, że przejdziemy przez naszą rutynę — znali się wystarczająco długo, Tonks wiedział, jakie słowa zaraz padną: — Jest jakiś temat, który chciałbyś dziś szczególnie poruszyć?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]05.01.23 23:48
Samemu ciągle wracał myślami do Faollana, do wszystkich "dobrych rad". Najpierw nazywał je tak w myślach trochę pogardliwie, ale z upływem miesięcy przekonał się, że faktycznie są dobre. Spróbował wprowadzić w życie zdrowe nawyki, które zalecał mu psychiatra i regularny sen oraz w miarę regularne posiłki (na miarę możliwości...) faktycznie... pomagały. Przede wszystkim, pomogło też nazwanie problemu wprost. Rozdwojenie jaźni, reakcja na traumę. Reakcja na wypieranie wspomnień i emocji. Nie demon z Azkabanu, nie wilcza jaźń, nic nadprzyrodzonego. Czysty racjonalizm. To samo mówiła Ronja, niemagiczny psychiatra wierzył w to w tym bardziej. I w trakcie miesięcy terapii, Michael również w to uwierzył. Męska duma początkowo buntowała się przeciwko temu, że problem leży w nim i że częściowo samodzielnie doprowadził się do takiego stanu - ale potem, gdy ją przełamał, bardzo mu ulżyło. Skoro to nic nadprzyrodzonego, to mógł mieć nad tym kontrolę - i gdy w to uwierzył, gdy nazwał głos własnymi myślami, wszystko stało się o wiele łatwiejsze.
Właściwie, od bardzo dawna wcale go nie słyszał - a przecież jego życie nadal było pełne stresu, emocji, nieprzewidywalności. Nadal stykał się z czarną magią. Nawet we własnym domu, do cholery - i nie stracił wtedy kontroli, pomimo zaskoczenia i krzywdy bliskich.
-Składasz ludzkie umysły, a przerasta cię składanie kolejek? - zażartował, spoglądając na rozsypane drewienka.
Usiadł na podłodze, bezceremonialnie.
-Daj, pomogę. Jeśli to nie przeszkodzi w... rozmowie. - zaproponował. Faollan wiedział zresztą, że jego pacjent lubi mieć zajęte ręce. Sam zalecał mu chodzić wkoło podczas trudnych rozmów, a w wolnym czasie Mike regularnie znajdował sobie coś do roboty żeby rozładować codzienny stres.
Westchnął w duchu. Nie lubił tej rutyny, ale musiał przyznać, że wytyczone ramy trochę go uspokajały. Poza tym, w pracy przywykł do rutyny i hierarchii.
I właściwie - po raz pierwszy od dawna, miał temat.
-O likantropii. - powiedział zadziwiająco lekkim tonem.
Udało się.
-Mówiłeś, że to... rozdwojenie jest wyleczalne. - zaczął ostrożnie. -I dzięki tobie mam własne myśli pod kontrolą. Ale wilkołakiem będę do końca życia - rzucił Faollanowi przenikliwe spojrzenie, wciąż zastanawiając się, jak trudne jest dla mugola zinternalizowanie tego wszystkiego. -i chwilowo nie mam dostępu do eliksirów pomagających zachować kontrolę w pełnię. Za to - bywały razy, gdy zachowywałem ją poza pełnią. Zawsze czułem się potem taki... brudny, zawsze źle to wpływało na moją psychikę, jakbym robił coś złego. Ale przecież w interesie wszystkich jest, bym taką kontrolę zachował. A w moim własnym, żebym... - nerwowo obrócił klocek w dłoniach. -...żebym doszedł do takiej kontroli, by nie przemieniać się pod wpływem emocji i stresu. Ale zarazem... nie chcę pozbawiać się opcji rozniesienia na strzępy policjantów, którzy mnie osaczą, w naprawdę podbramkowej sytuacji. Chcę odejść na własnych warunkach. - i nie jako bezrozumną bestia, a jako śmiertelna broń. -Czy to... czy to ma sens? Czy lepiej o tym nie myśleć, wcale? Zdusić taką pokusę, raz na zawsze? - Lamino w bok szyi i też odszedłby na własnych warunkach, choć nie biorąc nikogo ze sobą.




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]08.01.23 13:20
Za odpowiedź musiało początkowo wystarczyć długie, niemal przeciągłe spojrzenie, tym razem bez unoszenia brwi. Ostatecznie, gdy Tonks usiadł na podłodze obok niego, Faollan uśmiechnął się, co prawda ledwie zauważalnie, po czym przekazał mu karteczkę z instrukcją oraz jeden z woreczków, w których przetrzymywał fragmenty kolejki, za których budowanie jeszcze się nie zabrał.
— Składanie ludzkich umysłów przypomina bardziej puzzle — zaczął, spodziewał się bowiem, że Michael nie rzuca swych słów na wiatr, że nie był to tylko i wyłącznie drobny, niegroźny przytyk. Przy okazji zrozumienie zasad działania psychiatrów albo przynajmniej otrzymanie drobnego obrazu tego, z czym O'Donnel zmierza się na co dzień, pomoże mu także zrozumieć punkt widzenia lekarza. — Nie zaczynamy z pełnym zestawem elementów. Bywa tak, że nigdy się nie dowiemy, ile elementów w ogóle istnieje. I puzzli nie układamy na płaskiej powierzchni, budujemy z nich różne kształty, dostosowane do tego, z kim pracujemy. To wiele bardziej skomplikowane niż kolejka, a jednak — wzruszył ramionami, powoli odkładając elementy kolejki. Jedyne, co zostało mu w dłoniach to niewielki wagonik. Usiadł naprzeciwko aurora, poświęcając mu całą uwagę, gdy tylko rozpoczął mówić.
Nie uśmiechał się dłużej — choć właściwie miał powód. Wszystko, o czym mówił Michael Faollan słyszał już, co prawda w innych słowach, od żołnierzy, z którymi współpracował. Żaden z nich nie był co prawda wilkołakiem, czy tam likantropem, ale O'Donnel uważał, że likantropia nie była głównym problemem Tonksa. Że była wyłącznie pewną pochodną, zapalnikiem, swego rodzaju kozłem ofiarnym na to, czego nie potrafił sobie wytłumaczyć w inny, bardziej logiczny sposób. Nie przeszkadzał mu w swobodnej wypowiedzi. Dopiero gdy ten zadał pytania, na które oczekiwał odpowiedzi, ułożył obie dłonie na kolanach, wagonik stawiając wcześniej przed swoimi stopami.
— Oczywiście, że to ma sens — rozpoczął, szukając jego spojrzenia. — Gdy człowiek jest powiernikiem wielkich tajemnic, gdy od jego zachowania zależy powodzenie lub porażka, a w dodatku odpowiedzialny jest jeszcze za życie innych osób, stres i lęki wyłącznie narastają — specjalnie nie poruszał jeszcze tematu likantropii. Chciał pokazać Michaelowi, jak jego emocje — te same, których nagromadzenie sprawiło, że w krytycznym momencie próbował ochronić się drugą osobowością — wpływają na to, co myśli. Nie sam fakt bycia wilkołakiem. — Miałem i mam pod swoją opieką żołnierzy, którzy mieli nakazane, że w razie wyboru między ujawnieniem tajnych informacji lub swoją śmiercią, mają zawsze wybierać to drugie. Niektórzy usłyszeli to od swoich przełożonych, niektórzy nakazali to sobie sami. Wszyscy siadali w pomieszczeniach w miejscu, z którego mogli doglądać drzwi, zawsze byli gotowi na nadchodzącą eskalację i zawsze próbowali spychać to poczucie, że nigdzie i nigdy nie będą w stanie czuć się bezpiecznie — czy Michael mógł się z nimi utożsamić? Miał taką nadzieję. Mówił spokojnie i powoli, przykładając jednak właściwy nacisk na każde słowo. Chciał, by Michael zapamiętał ten wstęp. — Znajdując się w sytuacji, w której myślisz, że nie masz kontroli, szukasz ostatniej rzeczy, o której będziesz mógł zdecydować — wniosek nasuwał się przecież sam. Przechylił głowę w bok, lustrując go uważnym spojrzeniem. Był ciekaw, czy jakikolwiek nerwowy tik pacjenta pokaże się mu, gdy zada mu kolejne pytanie. — Służysz pod rozkazem dlatego, że chcesz, czy dlatego, że nie umiesz inaczej?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pub "Stepujący Leprokonus" [odnośnik]05.02.23 11:40
Czy wyglądam, jakbym miał czas na puzzle? - przemknęło mu z lekką irytacją przez myśl, choć właśnie wyjmował z woreczka części kolejki dla dzieci. Choć na spotkania z psychiatrą niezmiennie znajdował czas - na początku z powodu rozkazu Ministra Longbottoma, bo tamtej ciemnej jesieni było mu przecież wszystko jedno. Potraktował to jako zadanie, nieco upokarzające, ale nieróżniące się od innych aurorskich akcji.
Z biegiem czasu - dzięki dwóm miesiącom z Ronją i czterem z Faollanem - zaczął jednak naprawdę chcieć poczuć się lepiej i to nie tylko ze strachu przed wilkiem, nie tylko by spełnić życzenia Ministra. Harold w niego uwierzył, ale teraz sam Michael zaczął wierzyć w siebie. Pomoc psychiatrów zbiegła się z zacieśnieniem relacji, ze znalezieniem okruchów nadziei w wojennej zawierusze i pomimo listu gończego. Do jego życia powrócił zaufany przyjaciel, niedawno przypadek ponownie splótł jego ścieżki z tym najstarszym (napomknął już Faollanowi o Alfiem, może powinien powiedzieć więcej), obecność Kerrie w domu dawała motywację do trzymania się w ryzach nie tylko w pracy, ale i w życiu prywatnym. Tylko Just była zamknięta w sobie, ale paradoksalnie nawet to rozumiał lepiej dzięki zrozumieniu na terapii własnych mechanizmów obronnych - a przecież byli z siostrą do siebie podobni.
Słuchał chwilę Faollana, bo czasami wolał go słuchać niż znosić jego przenikliwe spojrzenie. Mimowolnie skrzywił się lekko, gdy psychiatra wspomniał o narastającym stresie i lęku. Dzięki miesięcom wizyt u Faollana zrozumiał już na poziomie intelektualnym, że w tych emocjach nie ma nic złego, że da się je zrozumieć, ale nie da się od nich uciec - że rozdwojenie jaźni było u c i e c z k ą. Emocjonalnie wciąż jednak peszył się lekko ilekroć słyszał, że on - Gryfon, auror - pada ofiarą strachu jak każdy inny. Zerknął uparcie na wagonik, ale podniósł wzrok gdy Faollan mówił o tamtych żołnierzach.
-Ja też - zawahał się, czy to był jego wybór? Najpierw słyszał coś podobnego od Kierana, odgryź sobie język. Potem sam to postanowił, ale przecież wpływ na tą decyzję miało pojmanie Just, wyrżnięcie centaurów w Zakazanym Lesie... -tak postanowiłem. - uznał uparcie.
Wtedy własne życie wydawało się o wiele mniej cenne od wszystkich niewinnych żyć, które mógł narazić. Od sojuszników i przełożonych.
Tylko teraz... teraz chyba jednak chciał żyć i trochę nie wiedział jak to pogodzić.
-I co im doradziłeś? - zapytał z pozoru obojętnie, obracając w dłoniach wagonik. Przełknął ślinę, podniósł głowę.
-Nadal tego chcę. Umrzeć za sprawę w razie potrzeby. - odpowiedział pewnie, cicho, gdy Faollan zadał mu bezpośrednie pytanie.
Znał psychiatrę na tyle, by wiedzieć, że to za mało, że zaraz nadejdą inne pytania dopóki nie uzupełni wypowiedzi, nie udowodni, że to przemyślał. Powoli wciągnął powietrze nosem, zapach drewna uspokajał.
-Wstąpiłem w struktury Biura Aurorów zaraz po szkole. Pewnie można to porównać do mugolskiej elitarnej szkoły wojskowej. Pewnie nie umiem inaczej. - przyznał jeszcze ciszej. -Ale to nic nie zmienia. To wciąż słuszna sprawa. Chcę wierzyć, że w przypadku innej kariery wybrałbym tak samo. - nie znosił nudnych prac na tyle, że miał trudności z wyobrażeniem sobie innej kariery, ale jedną mógł. Quidditch, to była jego druga pasja. A teraz w Zakonie służyli byli gracze, Jastrzębie. Billy. Ben, brat Hannah.
-A jeśli mnie dorwą, chcę im sprawić ostatnią niespodziankę, wykorzystać ostatni... atut? - zamrugał, gdy dotarło do niego, co powiedział.
Czy mógł nazywać likantropię a t u t e m?
-Pamiętam trochę pełnie, coraz częściej. Czasem strzępy, czasem więcej. Wyraźniej niż jeszcze rok temu. - szepnął do wagonika. Nadal zdarzały się miesiące, po których nie pamiętał nic, ale zaczynał się z tym godzić, fazy księżyca bywały nieprzewidywalne. A przypadkowe i nieprzypadkowe przemiany poza pełnią uświadomiły mu, że poza pełnią pamięta jeszcze więcej.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pub "Stepujący Leprokonus" - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Pub "Stepujący Leprokonus"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach