British Museum
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
British Museum
Każdy obywatel Anglii powinien znać historię swego kraju i dbać o to, by pamięć o niej była wciąż żywa - tyczy się to nie tylko społeczności mugolskiej, ale również czarodziejskiej. Nie dziwi więc nikogo, że najbardziej okazałe muzeum w kraju ma również dwoistą naturę. Magiczna część muzeum doskonale ukryta jest przed niepożądanymi gośćmi, skrywając w sobie sekrety czarodziejskiej przeszłości Anglii. Zaczarowane wystawy przyciągają spojrzenia zarówno młodych, jak i starszych odwiedzających. Bogate zbiory muzeum umożliwiają prześledzenie dziejów danych czarodziejów, wielkich figur w świecie magii czy też wyobrażenie sobie życia zwykłych ludzi na przestrzeni wieków - również w czasach tych lat bardziej strasznych, na których wspomnienie niektórym z czarodziejów wciąż włos się jeży na głowie. Na zwiedzających czekają przewodnicy, gotowi w najdrobniejszych szczegółach opowiedzieć o wszystkim, o co tylko zostaną zapytani. Po muzeum krążą też nieustannie ochroniarze, dbający o spokój i bezpieczeństwo zarówno ludzi, jak i eksponatów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:13, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'Londyn' :
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'Londyn' :
7.08
Ostrożne wypady do Londynu stawały się pewną smutną codziennością. Nigdy nie przypuszczałby, że będzie musiał kryć się w cieniach i zaułkach w mieście, w którym się wychował. Że konsekwencją nieostrożności będą mogły być areszt i śmierć, a nie ewentualne spartaczenie śledztwa. W sumie, spartaczenie śledztwa odbiło się na jego życiu równie poważnie - do dzisiaj wypominał sobie, że powinen znaleźć jakąś poszlakę, że zmierzają do wilkołaka, a nie do zwykłego czarnoksiężnika, powinien zabrać ze sobą brygadzistów, powinien rozmawiać z nim ostrożniej, osłonić Astrid i tak dalej i tak dalej... Własny błąd był jednak czym innym niż metodyczne prześladowania mugolaków w stolicy, a widok własnego miasta w takim stanie napawał Michaela mieszanką smutku, determinacji i gniewu.
Dziś po raz pierwszy wybrał się do stolicy z panną Grey, a nie jednym z aurorów. Najwyższa pora, obiecał w końcu Gwen, że pomoże jej odnaleźć się w Zakonie. Trudno było mu zdobyć się na ryzykowną wyprawę do Londynu w towarzystwie malarki. Choć wiedział o tym, że zdolna z niej czarodziejka, to z młodą dziewczyną u boku czułby się w niebezpiecznym mieście jeszcze mniej swobodnie niż zwykle. Zamartwiał się nawet o Maeve Clearwater gdy zabezpieczali razem księgarnię, a była przecież doświadczoną wiedźmią strażniczką. Tym razem nie mógł jednak zbyć panny Grey - to jej znajomi ukrywali się w muzeum, a wiedział z doświadczenia, jak nieufni bywają przerażeni mugole. Pewnie dałby radę ich jakoś do siebie przekonać, powołując się na własne dzieciństwo, ale bezpieczniej będzie pójść do nich z ich znajomą. Mugolscy pracownicy nie mieli jak skontaktować się z kimkolwiek, a czarodzieje z nimi. Gwen słyszała o nich tylko pogłoski, które musieli dziś sprawdzić. Wiedziała, kogo szukali i znała cały budynek - jej wiedza była dziś Michaelowi potrzebna.
-Sprytne to zaklęcie. Jak wyglądałbym jako brunet? - zażartował, gdy bezpiecznie przedostali się przez las. Później uśmiech jednak spełzł z jego twarzy. Świetlista bariera blokowała całą ulicę.
-To zbyt ryzykowne, Gwen. Żadne z nas nie może sobie pozwolić na "rozmowy" z policją. Wrócimy jutro. - szepnął, nie mając zamiaru ryzykować.
/zt x 2
Ostrożne wypady do Londynu stawały się pewną smutną codziennością. Nigdy nie przypuszczałby, że będzie musiał kryć się w cieniach i zaułkach w mieście, w którym się wychował. Że konsekwencją nieostrożności będą mogły być areszt i śmierć, a nie ewentualne spartaczenie śledztwa. W sumie, spartaczenie śledztwa odbiło się na jego życiu równie poważnie - do dzisiaj wypominał sobie, że powinen znaleźć jakąś poszlakę, że zmierzają do wilkołaka, a nie do zwykłego czarnoksiężnika, powinien zabrać ze sobą brygadzistów, powinien rozmawiać z nim ostrożniej, osłonić Astrid i tak dalej i tak dalej... Własny błąd był jednak czym innym niż metodyczne prześladowania mugolaków w stolicy, a widok własnego miasta w takim stanie napawał Michaela mieszanką smutku, determinacji i gniewu.
Dziś po raz pierwszy wybrał się do stolicy z panną Grey, a nie jednym z aurorów. Najwyższa pora, obiecał w końcu Gwen, że pomoże jej odnaleźć się w Zakonie. Trudno było mu zdobyć się na ryzykowną wyprawę do Londynu w towarzystwie malarki. Choć wiedział o tym, że zdolna z niej czarodziejka, to z młodą dziewczyną u boku czułby się w niebezpiecznym mieście jeszcze mniej swobodnie niż zwykle. Zamartwiał się nawet o Maeve Clearwater gdy zabezpieczali razem księgarnię, a była przecież doświadczoną wiedźmią strażniczką. Tym razem nie mógł jednak zbyć panny Grey - to jej znajomi ukrywali się w muzeum, a wiedział z doświadczenia, jak nieufni bywają przerażeni mugole. Pewnie dałby radę ich jakoś do siebie przekonać, powołując się na własne dzieciństwo, ale bezpieczniej będzie pójść do nich z ich znajomą. Mugolscy pracownicy nie mieli jak skontaktować się z kimkolwiek, a czarodzieje z nimi. Gwen słyszała o nich tylko pogłoski, które musieli dziś sprawdzić. Wiedziała, kogo szukali i znała cały budynek - jej wiedza była dziś Michaelowi potrzebna.
-Sprytne to zaklęcie. Jak wyglądałbym jako brunet? - zażartował, gdy bezpiecznie przedostali się przez las. Później uśmiech jednak spełzł z jego twarzy. Świetlista bariera blokowała całą ulicę.
-To zbyt ryzykowne, Gwen. Żadne z nas nie może sobie pozwolić na "rozmowy" z policją. Wrócimy jutro. - szepnął, nie mając zamiaru ryzykować.
/zt x 2
Can I not save one
from the pitiless wave?
| 08.08
Poprzedniego dnia ich próba odnalezienia ukrywających się mugoli skończyła się na niczym. Michael zarządził odwrót. Gwen nawet nie śmiała z nim dyskutować. Wiedziała, że ich bezpieczeństwo mimo wszystko było najważniejsze. Jeśli coś im się stanie nie tylko nikogo nie uratują, ale mogą też wydać zbyt wiele informacji. Dlatego też przyszli sprawdzić okolicę kolejnego dnia.
Dotarli właściwie do tego samego miejsca. Panna Grey miała na sobie inny płaszcz, a jej włosy przemienione przez Capillusem były nieco jaśniejsze. Wciąż nienaturalnie ciemne, ale jednak. Czapka na głowie i szal sprawiały, że rozpoznanie jej z odległości mogło być trudne, ale nie niemożliwe. Tym razem jednak zapomniała o zaklęciu postarzającym. Wczorajsza porażka trochę wytrąciła ją z równowagi. Co, jeśli ci ludzie zostali zamordowani tej nocy? Co, jeśli zmarli przez to, że rebelianci poprzedniego dnia byli zbyt ostrożni? Gwen wolała nie zadawać sobie takich pytań, ale one nasuwały się jej mimowolnie.
Prawą dłoń zacisnęła na różdżce w kieszeni, gotowa wyciągnąć ją w każdej sekundzie. Lewą delikatnie chwyciła Michaela za przedramię. Jej dotyk był dość niepewny, ale po wczorajszym dniu panna Grey naprawdę miała liczne wątpliwości co do tego, czy dziś im się powiedzie. Fizyczna bliskość zaś zawsze dodawała otuchy. Poza tym po prostu najzwyczajniej w świecie i po ludzku nie mogła się powstrzymać. Nie była może w stanie powiedzieć Michaelowi co n a p r a w d ę o nim sądzi, ale chyba liczyła, że drobnymi, fizycznymi gestami sprawi, że on sam się domyśli. A nawet jeśli nie… Nie powinien mieć nic przeciwko, a każda chwila spędzona bliżej niego sprawiała, że panna Grey jednocześnie czuła się pewniej, szczęśliwiej i jeszcze tragiczniej zakochana. Chyba nie była nic w stanie poradzić na swoją romantyczną duszę. Taki już był los artystów.
W każdym razie, nawet zbliżając się odrobinę do Tonksa nie przestawała uważnie rozglądać się po okolicy i wypatrywać ewentualnych zagrożeń. W centrum patroli mogło być naprawdę wiele i Gwen nie zdziwiłaby się, gdyby i dzisiaj ktoś pilnował tak istotnego miejsca, jak Muzeum Brytyjskie.
Poprzedniego dnia ich próba odnalezienia ukrywających się mugoli skończyła się na niczym. Michael zarządził odwrót. Gwen nawet nie śmiała z nim dyskutować. Wiedziała, że ich bezpieczeństwo mimo wszystko było najważniejsze. Jeśli coś im się stanie nie tylko nikogo nie uratują, ale mogą też wydać zbyt wiele informacji. Dlatego też przyszli sprawdzić okolicę kolejnego dnia.
Dotarli właściwie do tego samego miejsca. Panna Grey miała na sobie inny płaszcz, a jej włosy przemienione przez Capillusem były nieco jaśniejsze. Wciąż nienaturalnie ciemne, ale jednak. Czapka na głowie i szal sprawiały, że rozpoznanie jej z odległości mogło być trudne, ale nie niemożliwe. Tym razem jednak zapomniała o zaklęciu postarzającym. Wczorajsza porażka trochę wytrąciła ją z równowagi. Co, jeśli ci ludzie zostali zamordowani tej nocy? Co, jeśli zmarli przez to, że rebelianci poprzedniego dnia byli zbyt ostrożni? Gwen wolała nie zadawać sobie takich pytań, ale one nasuwały się jej mimowolnie.
Prawą dłoń zacisnęła na różdżce w kieszeni, gotowa wyciągnąć ją w każdej sekundzie. Lewą delikatnie chwyciła Michaela za przedramię. Jej dotyk był dość niepewny, ale po wczorajszym dniu panna Grey naprawdę miała liczne wątpliwości co do tego, czy dziś im się powiedzie. Fizyczna bliskość zaś zawsze dodawała otuchy. Poza tym po prostu najzwyczajniej w świecie i po ludzku nie mogła się powstrzymać. Nie była może w stanie powiedzieć Michaelowi co n a p r a w d ę o nim sądzi, ale chyba liczyła, że drobnymi, fizycznymi gestami sprawi, że on sam się domyśli. A nawet jeśli nie… Nie powinien mieć nic przeciwko, a każda chwila spędzona bliżej niego sprawiała, że panna Grey jednocześnie czuła się pewniej, szczęśliwiej i jeszcze tragiczniej zakochana. Chyba nie była nic w stanie poradzić na swoją romantyczną duszę. Taki już był los artystów.
W każdym razie, nawet zbliżając się odrobinę do Tonksa nie przestawała uważnie rozglądać się po okolicy i wypatrywać ewentualnych zagrożeń. W centrum patroli mogło być naprawdę wiele i Gwen nie zdziwiłaby się, gdyby i dzisiaj ktoś pilnował tak istotnego miejsca, jak Muzeum Brytyjskie.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'Londyn' :
'Londyn' :
8.08
Nie mogli zwlekać z drugą wyprawą do Londynu. Jeśli w muzeum faktycznie ukrywali się ludzie, to liczyła się każda chwila. Michael nie miał pojęcia, jak zdobywali pożywienie, ale podejrzewał, że mogli nocami wymykać się z miasta lub korzystać z pomocy zaprzyjaźnionych czarodziejów. Jeśli nikt wcześniej nie dał znać Zakonowi i pogłoski dotarły dopiero to Gwen, to "pomocnicy" nie mieli dostępu do organizowanej w Londynie siatki przerzutu uciekinierów i sporo ryzykowali. Z każdym tygodniem sytuacja w stolicy była trudniejsza, a patroli coraz więcej. Co, jeśli czarodzieje nie mogli już ryzykować, a ukrywający się mugole wychodzić na zewnątrz? Nie był pewien, czy mogą podawać mugolom eliksiry wzmacniające i czy zadziałają na nich w ten sam sposób, co na czarodziejów. Tą kwestię zostawił Gwen, samemu zabierając do torby trochę kanapek.
Pojawił się na umówionym miejscu z kruczoczarną czupryną i ciemną brodą. Ostatnio zapuszczał włosy, właśnie pod kątem wizyt w Londynie, golił się też rzadziej niż kiedyś.
-Zainspirowałem się tym Capillusem. I jak, teraz trudniej mnie poznać? - zażartował, gdy tylko zobaczył Gwen. Uśmiechem spróbował dodać jej otuchy, a często rzucane w jego kierunku spojrzenia zwalił na karb nowej fryzury. Na pewno wyglądał dziwacznie, nie był ani mistrzem transmutacji ani stylizacji. Podobno kobietom podobali się niebieskoocy bruneci, ale chyba nie tacy z chorobliwie bladą cerą i cieniami pod oczyma. Może i nie powinien być już zmęczony po pełni, ale w tym miesiącu cierpiał jakoś bardziej niż zwykle. Może to skutki uboczne lipcowego Cruciatusa, a może zapasy z wężem wodnym nadwyrężyły jego zdrowie.
-Jak się czujesz? - upewnił się, trochę mając na myśli wianki (o których nie zdążyli porozmawiać ani wczoraj ani wcześniej - patrol tak zirytował Michaela, że w drodze powrotnej głównie milczał), a trochę całą wyprawę.
-Są tutaj jakieś tylne wejścia, korytarze dla pracowników, którymi możemy poruszać się niepostrzeżenie? Magazyny, gdzie mogą się ukrywać? - szepnął. Na spacer wybrali wczesny wieczór, tuż przed zamknięciem muzeum. Widok przechodniów nie powinien jeszcze nikogo dziwić, na ulicach było mniej patroli niż w nocy, ale budynek powinien opustoszeć, gdy oboje będą szukać w nim uciekinierów.
Nie mogli zwlekać z drugą wyprawą do Londynu. Jeśli w muzeum faktycznie ukrywali się ludzie, to liczyła się każda chwila. Michael nie miał pojęcia, jak zdobywali pożywienie, ale podejrzewał, że mogli nocami wymykać się z miasta lub korzystać z pomocy zaprzyjaźnionych czarodziejów. Jeśli nikt wcześniej nie dał znać Zakonowi i pogłoski dotarły dopiero to Gwen, to "pomocnicy" nie mieli dostępu do organizowanej w Londynie siatki przerzutu uciekinierów i sporo ryzykowali. Z każdym tygodniem sytuacja w stolicy była trudniejsza, a patroli coraz więcej. Co, jeśli czarodzieje nie mogli już ryzykować, a ukrywający się mugole wychodzić na zewnątrz? Nie był pewien, czy mogą podawać mugolom eliksiry wzmacniające i czy zadziałają na nich w ten sam sposób, co na czarodziejów. Tą kwestię zostawił Gwen, samemu zabierając do torby trochę kanapek.
Pojawił się na umówionym miejscu z kruczoczarną czupryną i ciemną brodą. Ostatnio zapuszczał włosy, właśnie pod kątem wizyt w Londynie, golił się też rzadziej niż kiedyś.
-Zainspirowałem się tym Capillusem. I jak, teraz trudniej mnie poznać? - zażartował, gdy tylko zobaczył Gwen. Uśmiechem spróbował dodać jej otuchy, a często rzucane w jego kierunku spojrzenia zwalił na karb nowej fryzury. Na pewno wyglądał dziwacznie, nie był ani mistrzem transmutacji ani stylizacji. Podobno kobietom podobali się niebieskoocy bruneci, ale chyba nie tacy z chorobliwie bladą cerą i cieniami pod oczyma. Może i nie powinien być już zmęczony po pełni, ale w tym miesiącu cierpiał jakoś bardziej niż zwykle. Może to skutki uboczne lipcowego Cruciatusa, a może zapasy z wężem wodnym nadwyrężyły jego zdrowie.
-Jak się czujesz? - upewnił się, trochę mając na myśli wianki (o których nie zdążyli porozmawiać ani wczoraj ani wcześniej - patrol tak zirytował Michaela, że w drodze powrotnej głównie milczał), a trochę całą wyprawę.
-Są tutaj jakieś tylne wejścia, korytarze dla pracowników, którymi możemy poruszać się niepostrzeżenie? Magazyny, gdzie mogą się ukrywać? - szepnął. Na spacer wybrali wczesny wieczór, tuż przed zamknięciem muzeum. Widok przechodniów nie powinien jeszcze nikogo dziwić, na ulicach było mniej patroli niż w nocy, ale budynek powinien opustoszeć, gdy oboje będą szukać w nim uciekinierów.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Uśmiechnęła się ciepło, słysząc słowa Michaela, a w jej spojrzeniu zamigotały ciepłe iskierki. Zgodnie z zasadą, że ładnemu jest we wszystkim ładnie, Tonks wydawał się jej tak samo przystojny jak zawsze, choć musiała sama przed sobą przyznać, że było mu w tej kreacji nieco… dziwnie. Na pewno niecodziennie. Potrzebowałaby chwili, aby przywyknąć do takiego wyglądu wilkołaka. Na szczęście, wiedziała, że nie musi. To było tylko zaklęcie. Nie pozwoliła sobie na śmiech. Musieli zachowywać się możliwie cicho.
– Tak – przyznała, po chwili dodając: – Ale wolę cię… normalnie.
Nie dość, że mieli komuś pomagać, to on jeszcze martwił się o nią. Niby wiedziała, że to całkiem normalne, przecież sama non stop myślała o innych znajomych, ale nawet takie zainteresowanie Michaela wzmagało bicie serca panny Grey. Gdyby tylko Tonks był trochę młodszy. Może wtedy by się nie wahała. A tak? Wolała nie ryzykować. Życie w niepewności wydawało jej się lepsze, niż odrzucenie z jego strony. Teraz mogła przynajmniej udawać przed nim i samą sobą, że byli tylko wspólnie połączeni przez Kerstin, mimo że przecież ich znajomość była pierwsza.
– Dobrze – powiedziała z pewnością, nie chcąc, aby Michael się tym martwił. – Tylko coś mnie w oku kuje i nie chce przejść, uzdrowiciele rozkładają ręce. Ale radzę sobie. – Mogła skłamać i powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale to byłoby niesprawiedliwie. Tu było niebezpiecznie. Micheal musiał znać jej słabości.
Ulica wydawała się w miarę bezpieczna. Tym razem patrol musiał po prostu skręcić w inną uliczkę, więc mieli chwilę, aby spokojnie przemknąć pod wejście. Mówiła już wczoraj Tonksowi, jak wyglądała sprawa, ale mogła się przecież powtórzyć:
– Jak mówiłam wczoraj, z boku powinna być otwarta brama i mały budynek dla ochroniarzy. Jeśli ktoś się tu chowa to właśnie tam. Nie sądzę, by ktoś ocalał w Muzeum. Magiczna część na pewno dalej działa, choć nie sądzę, by sprawnie. Nie w takiej sytuacji. – Westchnęła.
Zacisnęła palce mocniej na różdżce. Czuła, jak adrenalina wypełnia ciało, sprawiając, że była jednocześnie spięta i gotowa na atak w każdej chwili. Drżała delikatnie. Stres również robił swoje. To była niebezpieczna akcja i panna Grey przeżyła już wystarczająco, aby wiedzieć, że należy uważać i nie ufać w pełni swoim umiejętnością.
Ścisnęła mocniej rękę, którą trzymała Michaela i puściła go, odsuwając się o kilka centymetrów.
– Idziemy? Może… ja sprawdzę czy nikogo tu nie ma… – powiedziała, wyciągając różdżkę: – Homenum Revelio.
– Tak – przyznała, po chwili dodając: – Ale wolę cię… normalnie.
Nie dość, że mieli komuś pomagać, to on jeszcze martwił się o nią. Niby wiedziała, że to całkiem normalne, przecież sama non stop myślała o innych znajomych, ale nawet takie zainteresowanie Michaela wzmagało bicie serca panny Grey. Gdyby tylko Tonks był trochę młodszy. Może wtedy by się nie wahała. A tak? Wolała nie ryzykować. Życie w niepewności wydawało jej się lepsze, niż odrzucenie z jego strony. Teraz mogła przynajmniej udawać przed nim i samą sobą, że byli tylko wspólnie połączeni przez Kerstin, mimo że przecież ich znajomość była pierwsza.
– Dobrze – powiedziała z pewnością, nie chcąc, aby Michael się tym martwił. – Tylko coś mnie w oku kuje i nie chce przejść, uzdrowiciele rozkładają ręce. Ale radzę sobie. – Mogła skłamać i powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale to byłoby niesprawiedliwie. Tu było niebezpiecznie. Micheal musiał znać jej słabości.
Ulica wydawała się w miarę bezpieczna. Tym razem patrol musiał po prostu skręcić w inną uliczkę, więc mieli chwilę, aby spokojnie przemknąć pod wejście. Mówiła już wczoraj Tonksowi, jak wyglądała sprawa, ale mogła się przecież powtórzyć:
– Jak mówiłam wczoraj, z boku powinna być otwarta brama i mały budynek dla ochroniarzy. Jeśli ktoś się tu chowa to właśnie tam. Nie sądzę, by ktoś ocalał w Muzeum. Magiczna część na pewno dalej działa, choć nie sądzę, by sprawnie. Nie w takiej sytuacji. – Westchnęła.
Zacisnęła palce mocniej na różdżce. Czuła, jak adrenalina wypełnia ciało, sprawiając, że była jednocześnie spięta i gotowa na atak w każdej chwili. Drżała delikatnie. Stres również robił swoje. To była niebezpieczna akcja i panna Grey przeżyła już wystarczająco, aby wiedzieć, że należy uważać i nie ufać w pełni swoim umiejętnością.
Ścisnęła mocniej rękę, którą trzymała Michaela i puściła go, odsuwając się o kilka centymetrów.
– Idziemy? Może… ja sprawdzę czy nikogo tu nie ma… – powiedziała, wyciągając różdżkę: – Homenum Revelio.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Uśmiechnął się, ale jakoś blado. Normalnie miało w jego przypadku nieco szerszy wydźwięk, choć doskonale wiedział, że pannie Grey chodzi o włosy.
Też wolał się normalnie. Czasem udawało mu się o tym nie myśleć, próbować godzić się z comiesięczną przypadłością, szczególnie w wirze pracy. Od lipca słyszał jednak wilczy głos w głowie coraz częściej, również poza pełnią, a to napawało go niepokojem. To było nienormalne. Wciąż tęsknił za swoim życiem przedtem, za czasami, w których nie musiał obawiać się samego siebie, a każdy dzień miesiąca był dla niego taki sam.
Odpędził jednak natrętne myśli. Panna Grey znała o nim prawdę i okazała mu wtedy, po jednej z pełni, tylko serdeczność. Zdumiewające. Poza tym, mieli zadanie do wykonania, a to najskuteczniej pomagało mu się skupić. Nie rozpraszało go nawet ciepłe spojrzenie Gwen, bo to właśnie różnica wieku (i cały... bagaż doświadczeń) uniemożliwiała na razie mu spojrzenie na pannę Grey jak na młodą kobietę.
-W oku? - zdziwił się. -A jak to się zaczęło? - znał się na anatomii tylko trochę, ale wzrok był jednym z podstawowych narzędzi jego pracy, więc się zaciekawił.
Skinął głową, pozwalając prowadzić się do bramy. Panna Grey cofnęła po chwili swoją ciepłą dłoń i wzniosła różdżkę, a Michael zerknął na nią pytająco.
-I jak, widzisz kogoś? - upewnił się, samemu również wznosząc różdżkę. Zakładał, że panna Grey zobaczyła zarówno osoby w muzeum, jak i w stróżówce.
-Musimy przejść przez plac? - dodał, rozglądając się. Nikogo nie było w pobliżu, ale ktoś mógł zobaczyć ich z okna.
-Salvio Hexia. - mruknął, chcąc odgrodzić barierą bramę, plac i stróżówkę od samego muzeum. Możliwe, że będą potrzebować również zaklęcia Kameleona, ale na początek Salvio powinno wystarczyć. Drgnął, czując, że magia go nie usłuchała. -Gwen, dasz radę powtórzyć Salvio Hexia? - poprosił, zamiast samemu rzucić inkantancję po raz drugi. Jeszcze nikt ich nie widział, a Mike chciał dodać Gwen nieco pewności siebie.
Tymczasem podszedł ostrożnie do bramy, która...
-Cholera, zamknięte. - mruknął pod nosem, a potem ugryzł się w język. Nie wypadało przeklinać przy damach. -Alohomora. - szepnął, żeby otworzyć bramę. Miał nadzieję, że to wystarczy. Zależało im na dyskrecji, nie chciał uciekać się do Sezam Materio.
rzuty
Też wolał się normalnie. Czasem udawało mu się o tym nie myśleć, próbować godzić się z comiesięczną przypadłością, szczególnie w wirze pracy. Od lipca słyszał jednak wilczy głos w głowie coraz częściej, również poza pełnią, a to napawało go niepokojem. To było nienormalne. Wciąż tęsknił za swoim życiem przedtem, za czasami, w których nie musiał obawiać się samego siebie, a każdy dzień miesiąca był dla niego taki sam.
Odpędził jednak natrętne myśli. Panna Grey znała o nim prawdę i okazała mu wtedy, po jednej z pełni, tylko serdeczność. Zdumiewające. Poza tym, mieli zadanie do wykonania, a to najskuteczniej pomagało mu się skupić. Nie rozpraszało go nawet ciepłe spojrzenie Gwen, bo to właśnie różnica wieku (i cały... bagaż doświadczeń) uniemożliwiała na razie mu spojrzenie na pannę Grey jak na młodą kobietę.
-W oku? - zdziwił się. -A jak to się zaczęło? - znał się na anatomii tylko trochę, ale wzrok był jednym z podstawowych narzędzi jego pracy, więc się zaciekawił.
Skinął głową, pozwalając prowadzić się do bramy. Panna Grey cofnęła po chwili swoją ciepłą dłoń i wzniosła różdżkę, a Michael zerknął na nią pytająco.
-I jak, widzisz kogoś? - upewnił się, samemu również wznosząc różdżkę. Zakładał, że panna Grey zobaczyła zarówno osoby w muzeum, jak i w stróżówce.
-Musimy przejść przez plac? - dodał, rozglądając się. Nikogo nie było w pobliżu, ale ktoś mógł zobaczyć ich z okna.
-Salvio Hexia. - mruknął, chcąc odgrodzić barierą bramę, plac i stróżówkę od samego muzeum. Możliwe, że będą potrzebować również zaklęcia Kameleona, ale na początek Salvio powinno wystarczyć. Drgnął, czując, że magia go nie usłuchała. -Gwen, dasz radę powtórzyć Salvio Hexia? - poprosił, zamiast samemu rzucić inkantancję po raz drugi. Jeszcze nikt ich nie widział, a Mike chciał dodać Gwen nieco pewności siebie.
Tymczasem podszedł ostrożnie do bramy, która...
-Cholera, zamknięte. - mruknął pod nosem, a potem ugryzł się w język. Nie wypadało przeklinać przy damach. -Alohomora. - szepnął, żeby otworzyć bramę. Miał nadzieję, że to wystarczy. Zależało im na dyskrecji, nie chciał uciekać się do Sezam Materio.
rzuty
Can I not save one
from the pitiless wave?
Michael chyba nie zdawał sobie do końca sprawy, że dla takich osób, jak Gwen – tych, które poznały go już po tamtym wypadku – normalny był… taki jaki był. Likantropia była straszną klątwą, wyglądającej dla nieznającej się zbyt panny Grey ani na czarnej magii, ani na medycynie, jak nieuleczalna choroba. Być może potencjalnie niebezpieczna dla otoczenia, ale to przecież nie oznaczało, że należało cierpiące na nie osoby w pełni wykluczać. A Michael miał zbyt wiele zalet, aby taka drobna wada, na którą i tak nie miał wpływu, diametralnie zmieniała o nim opinię panny Grey. Nie, żeby o niej nie myślała. Gdzieś w podświadomości doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że powinna na Michaela uważać bardziej, niż na innych, ale wmawiała sobie, że dopóki o tym pamięta to przecież nic jej nie grozi. A nawet jeśli, miała różdżkę.
Machnęła ręką. To było tak głupie, że aż…
– Piasek – powiedziała krótko i cicho, orientując się jednak, że powinna wyjaśnić dokładniej: – Wtedy, na plaży…. Ktoś przechodził. I nie chce mi wypaść. Ale to nic takiego. – Wzruszyła ramionami. Naprawdę, nie musiał się przejmować, da sobie radę.
No chyba że coś będzie wymagało natychmiastowej reakcji. A tu, w Londynie… mogło. A ona mogła nie zauważyć… i się spóźnić. Odsunęła jednak te myśli na bok. One nic nie zmienią.
Zaklęcie okazało się skuteczne. Ostatnio naprawdę szło jej coraz to lepiej. Magia słuchała ją często, a współpraca z aurorami i innymi utalentowanymi czarodziejami sprawiała, że rozwijała się jako czarownica szybciej, niż mogłaby kiedykolwiek przypuszczać. I pomyśleć, że po szkole nawet za bardzo nie tęskniła za różdżką… Nie żeby jej wcale nie używała. Po prostu lepiej było jej nie wyciągać w towarzystwie niemagicznych, a nie miała też ku temu jakiejś wielkiej potrzeby.
W każdym razie, zaklęcie pozwoliło jej dojrzeć, że kamienice wokół nich są niemal opustoszałe. Odezwała się:
– W kamienicach są ludzie, ale nie czatują przy oknach. Raczej… daleko od nich. W stróżówce ktoś jest… trzy? Nie, cztery osoby. Muzeum nie widzę, jest za daleko. Ale dziś tu jakoś… dziwnie pusto – pomyślała na głos. A może teraz zawsze tu tak było? Nawet wybierając się do stolicy raczej nie bywała w centrum i wciąż te miejsca kojarzyły jej się z tłumem ludzi, samochodów, zwierząt… i wszystkiego. Poczuła, jak ogarnia ją fala smutku. Nie mogła się jednak na niej skupiać.
Ruszyła za Michaelem, idąc za nim krok w krok, gotowa wykonać każde polecenie. No, prawie każde. Nie była pewna, czy gdyby kazał uciekać jej samotnie byłaby w stanie to zrobić, a jednocześnie była przekonana, że w razie zbyt dużego niebezpieczeństwa Tonks próbowałby ją odprawić. Podeszła z nim do bramy, którą auror otworzył zaklęciem.
– Nie wiem, to trudne – przyznała. – Ale spróbuję. Tylko jak tam podejdziemy…. Mike, osłonisz mnie? Jeśli tam są mugole… Lepiej, jeśli schowam różdżkę. Jeśli coś o nich wiedzą to na pewno nie jest to nic dobrego. Lepiej, by nie panikowali – wyjaśniła, po czym spróbowała trudnej inkantacji: – Salvio Hexia!
Machnęła ręką. To było tak głupie, że aż…
– Piasek – powiedziała krótko i cicho, orientując się jednak, że powinna wyjaśnić dokładniej: – Wtedy, na plaży…. Ktoś przechodził. I nie chce mi wypaść. Ale to nic takiego. – Wzruszyła ramionami. Naprawdę, nie musiał się przejmować, da sobie radę.
No chyba że coś będzie wymagało natychmiastowej reakcji. A tu, w Londynie… mogło. A ona mogła nie zauważyć… i się spóźnić. Odsunęła jednak te myśli na bok. One nic nie zmienią.
Zaklęcie okazało się skuteczne. Ostatnio naprawdę szło jej coraz to lepiej. Magia słuchała ją często, a współpraca z aurorami i innymi utalentowanymi czarodziejami sprawiała, że rozwijała się jako czarownica szybciej, niż mogłaby kiedykolwiek przypuszczać. I pomyśleć, że po szkole nawet za bardzo nie tęskniła za różdżką… Nie żeby jej wcale nie używała. Po prostu lepiej było jej nie wyciągać w towarzystwie niemagicznych, a nie miała też ku temu jakiejś wielkiej potrzeby.
W każdym razie, zaklęcie pozwoliło jej dojrzeć, że kamienice wokół nich są niemal opustoszałe. Odezwała się:
– W kamienicach są ludzie, ale nie czatują przy oknach. Raczej… daleko od nich. W stróżówce ktoś jest… trzy? Nie, cztery osoby. Muzeum nie widzę, jest za daleko. Ale dziś tu jakoś… dziwnie pusto – pomyślała na głos. A może teraz zawsze tu tak było? Nawet wybierając się do stolicy raczej nie bywała w centrum i wciąż te miejsca kojarzyły jej się z tłumem ludzi, samochodów, zwierząt… i wszystkiego. Poczuła, jak ogarnia ją fala smutku. Nie mogła się jednak na niej skupiać.
Ruszyła za Michaelem, idąc za nim krok w krok, gotowa wykonać każde polecenie. No, prawie każde. Nie była pewna, czy gdyby kazał uciekać jej samotnie byłaby w stanie to zrobić, a jednocześnie była przekonana, że w razie zbyt dużego niebezpieczeństwa Tonks próbowałby ją odprawić. Podeszła z nim do bramy, którą auror otworzył zaklęciem.
– Nie wiem, to trudne – przyznała. – Ale spróbuję. Tylko jak tam podejdziemy…. Mike, osłonisz mnie? Jeśli tam są mugole… Lepiej, jeśli schowam różdżkę. Jeśli coś o nich wiedzą to na pewno nie jest to nic dobrego. Lepiej, by nie panikowali – wyjaśniła, po czym spróbowała trudnej inkantacji: – Salvio Hexia!
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Michael faktycznie zbyt często porównywał swoje życie i nowe znajomości do dawnego siebie. Tego, o którym powiedział Corze, że umarł, którego beztroski, marzeń i nadziei nie dało się już wskrzesić. Budowanie nowego życia było mozolne, ale był wdzięczny każdemu nowemu przyjacielowi - w tym Gwen, która niepostrzeżenie wrosła w życie Tonksów - za okazane zaufanie.
-Cztery osoby... to mogą być oni, prawda? Tak czy siak, zachowamy ostrożnośc. Wejdę tam pierwszy. - zadecydował, otwierając bramę. Dostrzegł, że Gwen jest nieco zdenerwowana. Stresowała się? Kolejne zaklęcie wymówiła nieco drżącym głosem, zbyt prędko.
-Za szybko. Spokojnie, dokładnie wytyczaj linię zaklęcia, kontroluj ruch nadgarstka. Poćwicz na spokojnie już w domu. Salvio Hexia. - pokazał. Wiedział, że potknięcia zdarzają się nawet najlepszym, w końcu jego poprzednie zaklęcie też nie odniosło skutku. Oboje poddali się emocjom. Tym razem wymówił inkantancję bardzo starannie, powoli, a niewidzialna bariera odgrodziła ich od muzeum.
Przeszli do stróżówki, Michael przodem.
-Jak myślisz... co stało się z mugolskimi dziełami w muzeum? - zapytał, zastanawiając się, dlaczego jest takie puste. Po chwili uświadomił sobie, że nie chce chyba znać odpowiedzi i przygryzł lekko dolną wargę, mając nadzieję, że nie zdołował Gwen. Przeszli cicho do stróżówki, a pod drzwiami Tonks wymamrotał jeszcze inkantancję.
-Abspectus. - w drzwiach pojawiła się przeźroczysta tafla, ukazująca Michaelowi wnętrze budyneczku. W środku faktycznie kuliły się cztery osoby, dwóch mężczyzn i dwie kobiety, wszyscy w średnim (a nawet nieco więcej niż średnim) wieku. Byli ubrani po mugolsku, dwie osoby spały, a dwie wydawały się czatować.
-To chyba oni, nie są ubrani po czarodziejsku. Czyń honory, zza moich pleców. - szepnął do Gwen, upewniwszy się, że nieznajomi nie wyglądają za agresorów. Różdżkę schował za plecy, choć nie wypuścił jej z ręki. Zamiast otwierać drzwi magicznie, zdecydował się zapukać do drzwi lewą ręką, a widząc spanikowane miny ludzi w środku - zerknął wymownie na Gwen. Niech lepiej ona się przedstawi i rozpocznie rozmowę, skoro ją znali.
rzuty
edit: rzut do zignorowania, był już w temacie rzutów
-Cztery osoby... to mogą być oni, prawda? Tak czy siak, zachowamy ostrożnośc. Wejdę tam pierwszy. - zadecydował, otwierając bramę. Dostrzegł, że Gwen jest nieco zdenerwowana. Stresowała się? Kolejne zaklęcie wymówiła nieco drżącym głosem, zbyt prędko.
-Za szybko. Spokojnie, dokładnie wytyczaj linię zaklęcia, kontroluj ruch nadgarstka. Poćwicz na spokojnie już w domu. Salvio Hexia. - pokazał. Wiedział, że potknięcia zdarzają się nawet najlepszym, w końcu jego poprzednie zaklęcie też nie odniosło skutku. Oboje poddali się emocjom. Tym razem wymówił inkantancję bardzo starannie, powoli, a niewidzialna bariera odgrodziła ich od muzeum.
Przeszli do stróżówki, Michael przodem.
-Jak myślisz... co stało się z mugolskimi dziełami w muzeum? - zapytał, zastanawiając się, dlaczego jest takie puste. Po chwili uświadomił sobie, że nie chce chyba znać odpowiedzi i przygryzł lekko dolną wargę, mając nadzieję, że nie zdołował Gwen. Przeszli cicho do stróżówki, a pod drzwiami Tonks wymamrotał jeszcze inkantancję.
-Abspectus. - w drzwiach pojawiła się przeźroczysta tafla, ukazująca Michaelowi wnętrze budyneczku. W środku faktycznie kuliły się cztery osoby, dwóch mężczyzn i dwie kobiety, wszyscy w średnim (a nawet nieco więcej niż średnim) wieku. Byli ubrani po mugolsku, dwie osoby spały, a dwie wydawały się czatować.
-To chyba oni, nie są ubrani po czarodziejsku. Czyń honory, zza moich pleców. - szepnął do Gwen, upewniwszy się, że nieznajomi nie wyglądają za agresorów. Różdżkę schował za plecy, choć nie wypuścił jej z ręki. Zamiast otwierać drzwi magicznie, zdecydował się zapukać do drzwi lewą ręką, a widząc spanikowane miny ludzi w środku - zerknął wymownie na Gwen. Niech lepiej ona się przedstawi i rozpocznie rozmowę, skoro ją znali.
rzuty
edit: rzut do zignorowania, był już w temacie rzutów
Can I not save one
from the pitiless wave?
Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 11.01.21 19:50, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Pokiwała głową. Mogli być. Nie mogła mieć wprawdzie pewności, w końcu nie widziała ich twarzy, ale wydawało się, że owszem, to mogli być ci, których szukali. Chyba właśnie świadomość, że zaraz być może ocali kogoś, kogo zna, sprawiała że pannie Grey szybciej biło serce i stała się niedokładna, co doprowadziło do źle i zbyt szybko wypowiedzianej inkantacji. Niestety, nie popisała się. A może to przez towarzystwo Michaela? Jego obecność wprowadzała u Gwen tą dziwną chęć pokazania się z jak najlepszej strony i to wcale nie pomagało. Poza tym, co tu ukrywać, po prostu była tym wszystkim zestresowana. Nie byli przecież bezpieczni.
– Przepraszam – odpowiedziała przy bramie, czerwieniejąc delikatnie: – Postaram się – dodała. Jakaś część z jej wspomnień podsunęła jej scenę pod młynem, gdy deszcz spływał na miasto, a ona próbowała ze znacznie łatwiejszym Protego. Wtedy przecież zachowywał się względem niej podobnie… tylko jej reakcja była zdecydowanie inna. Teraz trochę tego żałowała. Może gdyby zaczęli rozmawiać wtedy… gdyby nie zaczęła się unosić i próbować być samodzielna… może ich wspólna droga wyglądałaby inaczej? Może teraz byliby sobie w jakiś sposób bliżsi?
Nie, Gwen, przestań. Nie możesz w ten sposób analizować przeszłości. To nie ma sensu i nic nie zmienia.
Słysząc pytanie Michaela, uśmiechnęła się smutno, wzdychając. Nie zdołował jej bardziej, ale zmusił na chwilę zanurzenia się we wspomnieniach sprzed kilku miesięcy, gdy znajdujące się w muzeum obrazy traktowała niemal jak własne. Teraz jednak… nie czuła względem nich nic. Nie bez powodu.
– Na pewno mają się lepiej, niż mugole, którzy przychodzili je oglądać – powiedziała obojętnym tonem, wzruszając ramionami.
Los sztuki naprawdę nie był istotny w obliczu wojny. Gdy to wszystko się skończy, będą mogli o tym rozmawiać. Szukać zaginionych dzieł i ratować, co tylko się da. Na razie w pierwszej kolejności musieli zająć się ludźmi. Należało ratować żywych, a nie coś, co nigdy nie oddychało. Obrazy namalują ponownie, rzeźby stworzą piękniejsze, niż dawniej. Ale nie zmuszą do ponownego oddychania martwych, ludzkich ciał.
Michael za pomocą zaklęcia sprawił, że i Gwen mogła zajrzeć do budynku. Dziewczyna nie spodziewała się, że Tonks użyje tego czaru i gdy dostrzegła, kto znajdował się wewnątrz, zmarszczyła brwi, robiąc krok do przodu. To przecież Dominica!
– Mike, zaczekaj! – powiedziała, gdy auror zadecydował i ruszył przed nią. Na Merlina, przecież ci ludzie byli przerażeni!
Wszedł pierwszy, sprawiając, że ludzie w budynku skulili się jeszcze bardziej za pojedynczymi meblami. Jeszcze nie zdążyli nic powiedzieć ani krzyknąć, pewnie zbyt przerażeni. Och, nie mógł pozwolić jej spokojnie tego załatwić? Wiedziała, ze się o nią bał i ceniła, że chciał ją osłaniać, ale przecież mówiła, że załatwi to na spokojnie, bez różdżki. Czemu myślał, że jej ludzie będą chcieli zrobić jej krzywdę?
Gdy Gwen weszła do pomieszczenia, oczy jej znajomej rozszerzyły się w zdziwieniu. Młoda dziewczyna w pierwszej chwili wyglądała jak ktoś, kto właśnie odzyskał nadzieję, a następnie jej spojrzenie ponownie skierowało się w stronę Tonksa i pracownica Muzeum rzuciła pannie Grey szybkie, pełne wyrzutu spojrzenie. Zdradziłaś nas?
Malarka nie znała pozostałych osób obecnych w pomieszczeniu. Starszy mężczyzna wydawał się jej dziwnie znajomy, ale obok była dwójka wychudzonych nastolatków, chłopak i dziewczyna. Nie poznała ich nigdy.
– Cześć. – Nie wiedziała, jak powinna zacząć. Starała się wykonywać uspokajające ruchy. – Przyszliśmy wam pomóc. Pomożemy wam stąd wyjść. Jak… z resztą, potem powiecie nam o wszystkim. Dominica, przecież mnie znasz! To ja, Gwen, nie pamiętasz? Przecież… przecież pamiętasz! Mamy bezpieczne miejsce, przerzucimy was tam, dobrze?
Ciemnowłosa Dominica powoli i stopniowo zaczynała akceptować słowa panny Grey. Była przerażona i wyraźnie osłabiona, lecz w końcu wstała z miejsca, podbiegając do dawnej znajomej z pracy. Bo przecież przyjaciółkami nigdy nie były.
– Och, Gwen – powiedziała w końcu, wstając w miejsca i podbiegając do Gwen, przytulając się do niej. Malarka była nieco zaskoczona, ale pozwoliła dziewczynie na to, dając jej kilka chwil na uspokojenie się.
– Kim są twoi towarzysze? – spytała, gdy ta odzyskała głos.
Dominica wyjaśniła jej pokrótce, trochę się plącząc, że spotkali się w trakcie jednej z ucieczek i jakoś tak udało im się tu na razie zabarykadować, ale wczoraj skończyła im się zywność. Gwen, wyjaśniając kim jest Michael, spojrzała na aurora, ale zwróciła się do znajomej i jej towarzyszy:
– Nic wam nie zrobię, dobrze? Nie ruszajcie się. Spróbuję… spróbuję was trochę… zamaskować, to nam pomoże – wyjaśniała, powoli wyciągając różdżkę i próbując nałożyć zaklęcie kameleona na Dominicę i nastoletniego chłopca. `
– Przepraszam – odpowiedziała przy bramie, czerwieniejąc delikatnie: – Postaram się – dodała. Jakaś część z jej wspomnień podsunęła jej scenę pod młynem, gdy deszcz spływał na miasto, a ona próbowała ze znacznie łatwiejszym Protego. Wtedy przecież zachowywał się względem niej podobnie… tylko jej reakcja była zdecydowanie inna. Teraz trochę tego żałowała. Może gdyby zaczęli rozmawiać wtedy… gdyby nie zaczęła się unosić i próbować być samodzielna… może ich wspólna droga wyglądałaby inaczej? Może teraz byliby sobie w jakiś sposób bliżsi?
Nie, Gwen, przestań. Nie możesz w ten sposób analizować przeszłości. To nie ma sensu i nic nie zmienia.
Słysząc pytanie Michaela, uśmiechnęła się smutno, wzdychając. Nie zdołował jej bardziej, ale zmusił na chwilę zanurzenia się we wspomnieniach sprzed kilku miesięcy, gdy znajdujące się w muzeum obrazy traktowała niemal jak własne. Teraz jednak… nie czuła względem nich nic. Nie bez powodu.
– Na pewno mają się lepiej, niż mugole, którzy przychodzili je oglądać – powiedziała obojętnym tonem, wzruszając ramionami.
Los sztuki naprawdę nie był istotny w obliczu wojny. Gdy to wszystko się skończy, będą mogli o tym rozmawiać. Szukać zaginionych dzieł i ratować, co tylko się da. Na razie w pierwszej kolejności musieli zająć się ludźmi. Należało ratować żywych, a nie coś, co nigdy nie oddychało. Obrazy namalują ponownie, rzeźby stworzą piękniejsze, niż dawniej. Ale nie zmuszą do ponownego oddychania martwych, ludzkich ciał.
Michael za pomocą zaklęcia sprawił, że i Gwen mogła zajrzeć do budynku. Dziewczyna nie spodziewała się, że Tonks użyje tego czaru i gdy dostrzegła, kto znajdował się wewnątrz, zmarszczyła brwi, robiąc krok do przodu. To przecież Dominica!
– Mike, zaczekaj! – powiedziała, gdy auror zadecydował i ruszył przed nią. Na Merlina, przecież ci ludzie byli przerażeni!
Wszedł pierwszy, sprawiając, że ludzie w budynku skulili się jeszcze bardziej za pojedynczymi meblami. Jeszcze nie zdążyli nic powiedzieć ani krzyknąć, pewnie zbyt przerażeni. Och, nie mógł pozwolić jej spokojnie tego załatwić? Wiedziała, ze się o nią bał i ceniła, że chciał ją osłaniać, ale przecież mówiła, że załatwi to na spokojnie, bez różdżki. Czemu myślał, że jej ludzie będą chcieli zrobić jej krzywdę?
Gdy Gwen weszła do pomieszczenia, oczy jej znajomej rozszerzyły się w zdziwieniu. Młoda dziewczyna w pierwszej chwili wyglądała jak ktoś, kto właśnie odzyskał nadzieję, a następnie jej spojrzenie ponownie skierowało się w stronę Tonksa i pracownica Muzeum rzuciła pannie Grey szybkie, pełne wyrzutu spojrzenie. Zdradziłaś nas?
Malarka nie znała pozostałych osób obecnych w pomieszczeniu. Starszy mężczyzna wydawał się jej dziwnie znajomy, ale obok była dwójka wychudzonych nastolatków, chłopak i dziewczyna. Nie poznała ich nigdy.
– Cześć. – Nie wiedziała, jak powinna zacząć. Starała się wykonywać uspokajające ruchy. – Przyszliśmy wam pomóc. Pomożemy wam stąd wyjść. Jak… z resztą, potem powiecie nam o wszystkim. Dominica, przecież mnie znasz! To ja, Gwen, nie pamiętasz? Przecież… przecież pamiętasz! Mamy bezpieczne miejsce, przerzucimy was tam, dobrze?
Ciemnowłosa Dominica powoli i stopniowo zaczynała akceptować słowa panny Grey. Była przerażona i wyraźnie osłabiona, lecz w końcu wstała z miejsca, podbiegając do dawnej znajomej z pracy. Bo przecież przyjaciółkami nigdy nie były.
– Och, Gwen – powiedziała w końcu, wstając w miejsca i podbiegając do Gwen, przytulając się do niej. Malarka była nieco zaskoczona, ale pozwoliła dziewczynie na to, dając jej kilka chwil na uspokojenie się.
– Kim są twoi towarzysze? – spytała, gdy ta odzyskała głos.
Dominica wyjaśniła jej pokrótce, trochę się plącząc, że spotkali się w trakcie jednej z ucieczek i jakoś tak udało im się tu na razie zabarykadować, ale wczoraj skończyła im się zywność. Gwen, wyjaśniając kim jest Michael, spojrzała na aurora, ale zwróciła się do znajomej i jej towarzyszy:
– Nic wam nie zrobię, dobrze? Nie ruszajcie się. Spróbuję… spróbuję was trochę… zamaskować, to nam pomoże – wyjaśniała, powoli wyciągając różdżkę i próbując nałożyć zaklęcie kameleona na Dominicę i nastoletniego chłopca. `
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24, 35
'k100' : 24, 35
-Spokojnie. To trudne zaklęcie. - szepnął, wyczuwając, że Gwen jest jakaś zestresowana. Nie mógł się jej dziwić. Musiała opuścić swój dom i miasto, w którym mieszkała, teraz była tutaj wrogiem, szukała swoich dawnych znajomych, którzy mogli nie ufać już ani jej ani nikomu... I była taka młodziutka. Musiał pamiętać, że nie przeszła kursu aurorskiego, że polega tylko na własnych instynktach. Obiecał sobie wymagać od niej nieco mniej, choć zależało mu, by ćwiczyła również trudniejsze zaklęcia. Ale w Oazie, nie tutaj.
Poprosiła go, by ją osłaniał, więc ją osłaniał. Wiedział, że ludzie pod ścianą są zdolni to wszystkiego i choć wątpił, by przerażeni mugole mogli cokolwiek zrobić Gwen, to i tak wolał wejść pierwszy. Kto wie, co przeszli przez ostatnie miesiące i jak zareagują na dawną znajomą. Podejrzliwe spojrzenie młodej kobiety zdawało się być pełne wyrzutu, co tylko utwierdziło go w myśli, że decyzja aby iść przodem była słuszna. Gwen i tak było widać zza jego pleców, a teraz przejęła inicjatywę - zaś uciekinierzy ją poznali.
-Jestem przyjacielem Gwen, Michael. - dodał, gdy panna Grey wyjaśniła sytuację. Po Gwen i jej koleżance widać było emocje, między paniami zakiełkowało zaufanie, ale Tonks spojrzał na pozostałą trójkę. Jeśli nie znali Gwen, a jedynie drugą kobietę, to potrzebowali konkretów. -Umiem czarować, ale wychowałem się w normalnej rodzinie. - podkreślił, wiedząc z doświadczenia, że mugole nie lubili być nazywani mugolami. Nie rozumieli nowego języka, nowego świata. -Pomożemy wam opuścić miasto, ale musimy być dyskretni. - zdjął z siebie długi płaszcz i podał jednemu z mężczyzn. -Poznają wasze ubrania. Ubierz to, resztę z was zaczarujemy nieszkodliwym urokiem, który ukryje was przed cudzymi spojrzeniami. - z kryjówki Zakonników w lesie pójdzie już gładko, ale muszą przebrnąć spacer przez centrum. Gwen spróbowała zakamuflować parę, ale jej zaklęcia nie odniosły sukcesu. Mike nakierował więc różdżkę na Domenicę, znajomą Gwen, a potem na nastoletniego chłopca aby nałożyć na oboje zaklęcie Kameleona.
rzuty: jeden udany na nastolatka i krytyczna porażka na Domenicę
Poprosiła go, by ją osłaniał, więc ją osłaniał. Wiedział, że ludzie pod ścianą są zdolni to wszystkiego i choć wątpił, by przerażeni mugole mogli cokolwiek zrobić Gwen, to i tak wolał wejść pierwszy. Kto wie, co przeszli przez ostatnie miesiące i jak zareagują na dawną znajomą. Podejrzliwe spojrzenie młodej kobiety zdawało się być pełne wyrzutu, co tylko utwierdziło go w myśli, że decyzja aby iść przodem była słuszna. Gwen i tak było widać zza jego pleców, a teraz przejęła inicjatywę - zaś uciekinierzy ją poznali.
-Jestem przyjacielem Gwen, Michael. - dodał, gdy panna Grey wyjaśniła sytuację. Po Gwen i jej koleżance widać było emocje, między paniami zakiełkowało zaufanie, ale Tonks spojrzał na pozostałą trójkę. Jeśli nie znali Gwen, a jedynie drugą kobietę, to potrzebowali konkretów. -Umiem czarować, ale wychowałem się w normalnej rodzinie. - podkreślił, wiedząc z doświadczenia, że mugole nie lubili być nazywani mugolami. Nie rozumieli nowego języka, nowego świata. -Pomożemy wam opuścić miasto, ale musimy być dyskretni. - zdjął z siebie długi płaszcz i podał jednemu z mężczyzn. -Poznają wasze ubrania. Ubierz to, resztę z was zaczarujemy nieszkodliwym urokiem, który ukryje was przed cudzymi spojrzeniami. - z kryjówki Zakonników w lesie pójdzie już gładko, ale muszą przebrnąć spacer przez centrum. Gwen spróbowała zakamuflować parę, ale jej zaklęcia nie odniosły sukcesu. Mike nakierował więc różdżkę na Domenicę, znajomą Gwen, a potem na nastoletniego chłopca aby nałożyć na oboje zaklęcie Kameleona.
rzuty: jeden udany na nastolatka i krytyczna porażka na Domenicę
Can I not save one
from the pitiless wave?
British Museum
Szybka odpowiedź