Wydarzenia


Ekipa forum
Magiczna Oranżeria
AutorWiadomość
Magiczna Oranżeria [odnośnik]16.07.16 18:29
First topic message reminder :

Magiczna Oranżeria

Znajdująca się nieopodal Ogrodów Królewskich oranżeria zasłynęła przede wszystkim w czarodziejskim świecie, stając się symbolem wielkiej, nieszczęśliwej miłości. To wszystko za sprawą ostatniego dzieła magopisarza, który w swojej ostatniej powieści uczynił z niej ostatnie miejsce spotkania dwójki kochanków. Głośna historia szanowanego szlachcica i nieczystokrwistej czarownicy (która doczekała się tak samo wielu romantycznych zwolenników jak i kontrowersji w świecie arystokratów) bezlitośnie kojarzona jest z tym miejscem. Mówi się, że niezwykła aura oranżerii pozytywnie wpływa na spotkania zakochanych, stąd jeszcze do niedawna była stale oblegana.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.08.18 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]10.05.19 19:22
3.12

Płatki śniegu wirowały w powietrzu, nadając parkowi niemal romantyczny wygląd. Michael, mający sam siebie za praktycznego człowieka, zdusił w sobie nagły zachwyt nad malowniczym widokiem. Na pewno odczuwał ulgę, że wreszcie przestało padać, nic więcej. Śnieżna zamieć była równie nieprzyjemna jak burza, ale chociaż dało się przebywać na zewnątrz w odpowiednio ciepłym płaszczu. Wolał śnieg za kołnierzem niż bycie przemokniętym do suchej nitki i nie tracił nadziei, że już niedługo wreszcie wsiądzie na miotłę. Gdy wreszcie zelżeje wiatr.
Aurorskie obowiązki wysłały go dzisiaj do jednej z bogatszych dzielnic miasta. Prowadzili tutaj z Peterem nieskomplikowane i w sumie mało owocne śledztwo w sprawie anomalii i rozdzielili się po południu. Zawodowy partner Michaela wrócił do ciepłego domu, do swojej prawdziwej partnerki - pomimo chorobliwej nieśmiałości, Peter znalazł dziewczynę, która często gotowała mu kolacje. Wyznał nawet dzisiaj koledze, że niedługo zamierza się oświadczyć.
Michealowi nie śpieszyło się do pustego i cichego domu w głębi lasu, szczególnie po wysłuchaniu radosnych wieści kolegi. Peter był od niego sześć lat młodszy, a jego małżeńskie plany nieprzyjemnie przypomniały Tonksowi, że w jego wieku sam uganiał się za irracjonalnymi marzeniami zamiast rozejrzeć się za jakąś miłą dziewczyną półkrwi lub mugolaczką. Może gdyby podszedł do swojego życia bardziej pragmatycznie, to nigdy nie pojechałby do Norwegii, nie został ugryziony przez wilkołaka i miał teraz trójkę dzieci o dziwnych imionach (zawsze podobały mu się romantyczne imiona z czarodziejskiej staroangielskiej literatury typu Nymphadora, ale w sumie wątpił że jakakolwiek matka pozwoliłaby tak nazwać swoją córkę). Ale mógł przecież obwiniać tylko siebie. Sztucznie wydłużając trasę do domu, tak jakby park miał załagodzić jego pesymism, skręcił do Ogrodów Królewskich, a potem jeszcze dalej, w stronę Oranżerii. Nogi niosły go same, wolał pospacerować i zabijać czas teraz niż nie mieć co ze sobą zrobić później. Szedł nieco bezmyślnie, nie zważając na własne otoczenie aż...

...zobaczył ducha.

Wiedział, że ona żyje gdzieś daleko, ale przez moment nie dotarło do niego, że naprawdę może znajdować się w parku, zaledwie kilkanaście metrów od niego. Prawdę mówiąc, był szczerze przekonany, że to jego zwidy, głupia anomalia, idiotyczna reakcja na małżeńskie plany kolegi. Jeśli tak, to naprawdę z nim źle. Nie potrafił o niej zapomnieć, chociaż minęło sześć albo już siedem lat od ich ostatniego spotkania. Wyrzucał to sobie jako powód do wstydu. Żadnemu rozsądnemu człowiekowi nie przychodziłaby przecież do głowy po tak długim czasie - a mimo wszystko, wciąż była uparcie obecna w jego myślach, mniej lub bardziej intensywnie, chociaż prawie zniknęła z nich po ugryzieniu. Pomyślał o niej dopiero dzisiaj, słuchając o szczęściu rodzinym Petera. Przystanął na alejce, osłupiały, aż uświadomił sobie, że przecież widziałby zwidę jako osiemnastoletnią dziewczynę. Przez śnieg i odległość nie widział wyraźnie jej twarzy, ale sama szczupła sylwetka wyglądała inaczej, bardziej elegancko, bardziej kobieco. Jasne, mógł pomylić ją z każdą inną kobietą.
Ale nie pomyliłby.
Cofnął się o krok, mając nadzieję, że ona go nie zauważyła. Czas się ewakuować zanim to zrobi (tylko jeszcze ostatni rzut oka...).



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 05.03.20 0:17, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Magiczna Oranżeria - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]11.05.19 0:43
Przede wszystkim starała się być dyskretna i jak dotąd nic nie wskazywało na to, by jej to nie wychodziło. Miała za sobą lata praktyki; sama długo czuła się bardzo nieswojo pod obcymi, częściej niż rzadziej oceniającymi spojrzeniami. Nie potrafiła jednak, a właściwie nie starała się, powstrzymać własnego zainteresowania. Lubiła patrzeć na zakochanych. Młodzi, starzy, otwarci i ostrożni. Zawsze dawali po sobie poznać, że przeżywają coś niezwykłego. Można było spotkać ich wszędzie, ale w Oranżerii i podobnych do niej miejscach zdawali się pozostawiać szczególną aurę. Wciąż ją uspokajała, mimo rosnącego dystansu, który dzielił ją od tego rodzaju emocji. Po wszystkim co wydarzyło się w Londynie, po anomaliach, przy narastającym terrorze próżno było tu jednak szukać oznak uczuciowego życia mieszkańców miasta. Pozostała po nim cisza.
Nawet ona dawała się jednak wykorzystać. Do Londynu sprowadził Elaine niepokój. Próbowała zostawić go za sobą wśród gwarnych ulic, atrakcyjnych wystaw sklepowych, wykwintnych potraw. Na nic się to jednak nie zdało, więc zmieniła kierunek. Długotrwałe załamanie pogody nie sprzyjało ogrodom, śnieg nie zdążył jeszcze zakryć tego, co zrujnowały ulewy. Ale wystarczyło podejść kawałek, by odnaleźć się właśnie w tym miejscu, perełce wśród bagien. Wkraczając do środka, Elaine zsunęła z głowy obszerny kaptur płaszcza. Nałożony znacznie zacieniał jej twarz, co ułatwiało jej poruszanie się nierozpoznaną. Wdowia czerń nie przyciągała szczególnej uwagi. Nie miała szczególnych powodów by się ukrywać, ale nie odnajdywała też szczególnych powodów dla zapraszania kogokolwiek do kontaktu. W Oranżerii mogła liczyć na to, że inni obecni będą zajęci sobą. Póki co jednak ogród wydawał się pusty. Ciepły, pachnący wiecznie kwitnącą roślinnością.  
Mimo, że od jej ostatniej wizyty minęło trochę czasu, wszystko tu pozostało na swoim miejscu, łącznie z jej ulubioną ławką. Nie narzucając się szczególnie niczyjemu spojrzeniu, ale też nie pozostając w zupełnym ukryciu, miała stąd dobry widok na otoczenie i przechadzających się wśród alejek. Gdyby tylko się tu znaleźli. Skoro jednak nie było na czym na dłużej zawiesić spojrzenia, Elaine pochyliła się nad kupioną niespełna godzinę wcześniej książką. Zajęta lekturą nie od razu odczuła zmianę temperatury z czasem jednak ciepły płaszcz, który wciąż miała na sobie, zaczął ją nieco uwierać. Wreszcie, między rozdziałami, zsunęła go z ramion i przewiesiła przez oparcie ławki. Jednocześnie kątem oka zarejestrowała coś nowego w otoczeniu. Sylwetkę człowieka, mężczyzny. Pierwsze o czym pomyślała, to o lokalizacji swojej różdżki. O zaklęciu, które miałoby sens w tej sytuacji i otoczeniu, gdyby czasem przyszła konieczność się bronić. Cóż, znak czasu. Moment później jej brwi uniosły się, a usta rozchyliły. Dłonie zacisnęły, marszcząc karty trzymanej na kolanach księgi. Nie była to jednak oznaka potwierdzonej obawy.
Dzieliła ich spora odległość, dzieliła szyba, po której spływało to, co pozostało ze spadającego śniegu. Elaine jednak nie miała wątpliwości co do tego, kogo widzi. Siedem lat to mnóstwo czasu, ale najwidoczniej – nie dość. Brwi opadły, usta zacisnęły się w wąską linię. Zdobyła się na powolne, łatwo dostrzegalne i jakże uprzejme skinienie głową. Jedynie dłonie wciąż odmawiały posłuszeństwa.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]11.05.19 2:39
Jeszcze ostatni rzut oka. To miało być szybkie, pożegnalne spojrzenie - sekunda, która wciąż umożliwi mu odwrócenie się plecami, oddalenie się anonimowo. Zakończył wtedy wszystko - jak mu się wydawało - z klasą. Jako odpowiedzialny auror, który wytłumaczył dopiero wkraczającej w dorosłość dziewczynie, że nie mogą się już widywać, gdy jest zaręczona. Zresztą, przecież nic ich nie łączyło - naiwnie łudził się, że była zbyt młoda, aby zauważyć jak bardzo był w niej zauroczony. Sam był wtedy naiwny, dopiero teraz, po latach, przekonał się, że kobiety wiedzą. Ale, nawet jeśli wiedziała, to czemu miałaby o to dbać? Powinna dbać o własną, nienaruszoną reputację. Może dlatego do dziś odczuwał lekkie zażenowanie, że powiedział jej o swoim pochodzeniu dopiero na samym końcu. Na jego usprawiedliwienie, nigdy przecież nie spytała o status krwi wprost. Michael lubił się łudzić, że zakończyli swoją znajomość niewinnie i przyzwoicie, ale powinien mieć na tyle przyzwoitości, aby odczuwać chociaż wyrzuty sumienia z powodu swojego niedopowiedzenia. Ale nie żałował chwil spędzonych razem, chociaż wykradł je z jej życia niczym złodziej.
I chociaż nie miał do tego prawa, to nadal czuł w gardle gorycz na myśl, że wyszła akurat za lorda Avery. Że nie mógł wypędzić z własnej głowy czyjejś narzeczonej, a teraz już żony.
Chociaż to miało być tylko ostatnie spojrzenie, to wrósł w ziemię jak osłupiały, rozzuchwalony oddzielającą ich odległością, szybą oranżerii i książką w dłoniach Elaine. Jej zaczytanie kupiło mu jeszcze kilka ostatnich chwil, podczas których zawiesił wzrok na jej arystokratycznym profilu, smukłej linii szyi, delikatnych dłoniach. Zwykle spotykał się z blondynkami o konwencjonalnych, miłych rysach twarzy i ciepłym uśmiechu, nie znajdował jednak słów aby opisać typ urody panny Nott lady Avery Elaine. Była zupełnie inna niż wszystkie i chociaż na sabatach olśniewała szlachciców może nie konwencjonalnym pięknem, a stylem i elegancją, to właśnie ona nie mogła opuścić myśli pewnego mugolaka. W nozdrzach znów na moment poczuł zapach powietrza po deszczu, nierozerwalnie związany ze wspomnieniem dnia, w którym Elaine wyczarowała pierwszego patronusa. Jeśli miałaby się teraz bronić przed intruzem w parku, to istniała spora szansa, że użytego zaklęcia nauczył ją właśnie Michael.
Ale powietrze nie pachniało przecież deszczem, było mroźne. Wręcz lodowate - jak nagła świadomość, że dzieli ich teraz jeszcze więcej niż dawniej. Już pomijając takie prozaiczne rzeczy jak mąż...nowa rodzina Elaine zatrudniała prywatnych łowców wilkołaków.
Oderwał wreszcie wzrok i odszedłby niezauważony, gdyby akurat w tym momencie lady Avery nie postanowiła zdjąć płaszcza.
Zastygł, przyłapany na gorącym uczynku, przygwożdżony jej spojrzeniem. Mogła go nie poznać, mogła udać, że go nie poznaje. Ale poznała i skinęła mu głową.
Odejść teraz byłoby niegrzecznie, choć chyba powinien. Powinien skinąć głową i odejść? A może przywitać się i odejść? Nie znał szlacheckiej etykiety, nie znał etykiety i jak zwykle w sytuacjach speszenia nie umiał podjąć szybkiej decyzji. Podjął więc najniezręczniejszą z możliwych, usiłując zignorować upartą myśl, że właśnie gra na swoim egoistycznym pragnieniu by jeszcze raz usłyszeć jej głos i wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Wszedł do oranżerii.
-El...Lady N..Avery. - skinął jej głową. Przynajmniej ten gest wyszedł mu dostojnie, w przeciwieństwie do słów. Trzy razy pomyliłby jej tytuł, ale jakoś się opamiętał, może nie usłyszała drżenia w jego głosie.
Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć, a raczej czy powinien coś powiedzieć - może jego towarzystwo było jej teraz niemiłe, może zaraz da mu do zrozumienia - werbalnie czy niewerbalnie, że powinien natychmiast zniknąć z zajmowanej przez nią przestrzeni. Może zachowa się tak jak powinna jako lady Avery - nastawił się Michael, zduszając w sobie rozpaczliwą myśl o tym, że jej brat został niedawno wydziedziczony za wystąpienie przeciw promugolskim rodom. Percival, którego tak kiedyś kochała i idealizowała. Czy tamta dziewczyna zniknęła, tak jak szlachectwo jej brata?
Odruchowo zerknął na okładkę książki, którą trzymała w dłoniach. Oboje lubili dużo czytać, choć to Elaine była intelektualistką. Tłumaczył sobie, że jeśli dojrzy tytuł, postara się o nim zapomnieć i wcale nie uda się prosto do Biblioteki Londyńskiej.
W końcu zapominał o Elaine już tyle lat. Kiedyś mu się uda!



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Magiczna Oranżeria - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]05.06.19 10:25
Ich drogi rozeszły się nagle. Z jej strony sentyment nazbyt szybko przyćmiła duma i złość na to, że ktoś z zewnątrz śmiał pouczać ją na co może może sobie pozwolić a na co nie. Michael miał oczywiście w dużej mierze słuszność w swojej zapobiegliwości. Dzisiaj Elaine byłaby w stanie dostrzec to o wiele wyraźniej, wtedy jednak wciąż jedynie przeczuwała szykowany jej sztywny gorset rygoru stworzonego już nie z oczekiwań, ale wymagań. Tym więcej odnajdywała w sobie niezgody, graniczącej z desperacją w działaniu wbrew wytycznym, jak gdyby nie dostrzegała w tym zagrożenia nie tylko dla siebie, ale dla nich obojga. Machinalnie wygładziła kartki trzymanej przez siebie książki i zamknęła ją, odkładając na bok. Obiektywnie nie była to być może szczególnie porywająca lektura. Traktowała o obronie przed czarną magią i kierowana była do niezbyt zaawansowanych czytelników. Do tej kategorii należała i Elaine, w szczególności po latach zajmowania się na co dzień sprawami dość odległymi od faktycznego stosowania magii ofensywnej czy defensywnej. Nawet teoria i szerszy kontekst, zapamiętanie których przychodziło jej zwykle łatwo, stały się raczej mglistym wspomnieniem. Na szczęście jej umysł chętnie absorbował on je na nowo, karmiony wątłą nadzieją na podbudowanie własnego poczucia bezpieczeństwa. Na szczęście tym razem zagrożenie było tylko potencjalne.
Oczywiście auror, jeśli Tonks wciąż jeszcze nim był (w obecnych czasach nie było to łatwe do przewidzenia), miał o wiele większe szanse w tego rodzaju starciu, Elaine jednak nie spodziewała się po nim ataku, magicznego czy nie. Właściwie trudno było jej spodziewać się po nim czegokolwiek i to właśnie ją niepokoiło. Gdy ruszył w stronę wnętrza Oranżerii poczuła jak mięśnie jej ciała napinają się, wymusiła jednak na sobie pozorne rozluźnienie głębokim oddechem. Ręce złożyła na kolanach, prawą dłoń z pierścieniem Averych odruchowo kładąc na wierzchu. Utkwiła w nim wzrok na dłuższą chwilę, zanim przeniosła go na zbliżającego się mężczyznę. Musiała przyznać, że czas obszedł się z nim łaskawie. Wyglądał dojrzalej, rysy jego twarzy wydawały się ostrzejsze, spojrzenie bardziej wyraziste. Efekt ten jednak zaburzyło jego zachowanie, gdy wreszcie zbliżył się wystarczająco, by móc swobodnie zwrócić się bezpośrednio do niej.
- Elaine wystarczyłoby w zupełności. - odparła, a kąciki jej ust zadrżały leciutko. Jej rozbawienie naznaczone było pewną dozą utrzymującego się w niej napięcia, ale tym bardziej próżno było szukać w nim kpiny. Tonks nie był może pierwszym mężczyzną, który zająknął się w konfrontacji z nią, ale zawahanie przypominające próbę gorączkowego przypomnienia sobie jak w ogóle się nazywa wydawało się w kontekście ich znajomości dość ironiczne. Kiedyś może zinterpretowałaby to na jego i pośrednio swoją niekorzyść, jako faktyczne problemy ze zlokalizowaniem jej w niekończącym się pochodzie kobiet, które poznał w życiu. Bardziej dojrzała i świadoma siebie, a przy tym uważniejsza względem całości wrażenia, jakie robił jej rozmówca, daleka była już od tego rodzaju domysłów. Podążając za jego wzrokiem, zerknęła na odstawioną na bok lekturę.
- Człowiek uczy się przez całe życie. Czasem jednego więcej niż raz. - wyjaśniała bez krzty zażenowania, po czym podniosła się z ławki, zabierając z niej również książkę i płaszcz. Na moment stanęła dokładnie naprzeciw niego. Wydawał się jej wyższy niż kiedyś. Być może była to kwestia zgoła innego, dzielącego ich teraz dystansu. Po krótkiej chwili minęła go jednak i kilka drobnych kroków postawiła w stronę jednej ze ścieżek prowadzących w głąb oranżerii. W tej mierze ograniczała ją głównie suknia, dość wąska, odpowiednio dla jej stanu czarna, wyjątkowo jak na jej status prosta i skromna.
- Zgodzisz się mi towarzyszyć?


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]18.06.19 21:46
Urwanie kontaktu z Elaine złamało mu serce - niespodziewanie i wbrew wszelkiej logice. Był starszy, był wtedy młodszy i przystojny (to ostatnie chyba się nie zmieniło, ale dawno się nad tym nie zastanawiał), miał powodzenie. Jeśli nie chciał, nie musiał spędzać samotnie wieczorów ani nocy ani poranków. Zauroczenie w młodziutkiej szlachciance było irracjonalne i całkowicie nieodpowiednie. I w teorii nie powinno być tak intensywne, bo przecież nic ich nawet nie łączyło. Tymczasem zapomniał już imienia pierwszej dziewczyny, z którą się całował (na jego usprawiedliwienie, byli w Hogwarcie i trochę podchmieleni wbrew szkolnym zasadom), a nadal pamiętał muśnięcie dłoni panny Nott, gdy instruował ją jak poprawnie wyczarować Patronusa. Zapewne byłby nieco rozczarowany wiedząc, że już nie umiała rzucić tego zaklęcia. Ale jeszcze bardziej był rozczarowany sobą i swoim nieznośnym sentymentalizmem. Przecież to nie była już panienka Nott, tylko lady Avery - o czym brutalnie przypominał mu lśiący a jej dłoni pierścień.
Rozstali się z pozorną kurtuazją - a przynajmniej tak interpretował to Mike - i z wulkanem złości i rozczarowania tlącym się pod powierzchnią dobrych manier. Przynajmniej z jego strony, bo nie sądził aby w Elaine wzbudziło to cokolwiek więcej niż irytację i obojętność. Paradoksalnie, wolałby irytację, choć palił go wstyd na myśl o niedomówieniu, na którym zbudował ich znajomość. Oboje, młodzi i beztroscy, spotykali się na lekcje obrony przed czarną magią tylko dzięki sieci kłamstw, albo raczej milczeia. Michael nie wspomniał młodej szlachciance, że jest mugolakiem, choć powinien. Ona nie zająknęła się o swoich zaręczynach. Gdy się dowiedział, stłumił więc uczucie zazdrości i złamaego serca którego nie potrafił nazwać i stał się odpowiedzialnym, dorosłym mężczyzną, którym powinien przecież być przy tamtej młodziutkiej dziewczynie. Pomimo wstydu, przyznał się jej do swojego pochodzenia i przypomniał, że jako zaręczona szlachcianka nie może widywać się z innym mężczyzną, a szczególnie mugolakiem, choćby w najniewinniejszym kontekście.
Może musiał jej o tym przypomnieć właśnie dlatego, że z jego strony to wszystko wcale nie było takie niewinne. Ona zapewne myślała tylko o tym, aby podszkolić się w przydatnej dziedzinie magii, a on o tym jaką ma piękną i inteligentną uczennicę. No cóż. Wszystko wyszło potem jakoś okropnie, a teraz spoglądał przeszłości w jej piękne, nieprzeniknione oczy, nie wiedząc nawet czy go pamięta. Czy nadal jest zirytowana, czy też zupełnie obojętna, czy może nasiąkła ideami swojego nowego rodu i widzi w nim brudną szlamę.
Dlatego zupełnie zaskoczyła go propozycja, aby nadal mówił jej po imieniu.
-Elaine. - powtórzył odruchowo, zapominając o manierach, o planowaniu tej rozmowy, o uprzednim zakłopotaniu, a nawet o rozbawieniu swojej rozmówczyni. Uśmiechnął się szczerze, jak zawsze na jej widok, choć teraz z wyraźną ulgą.
-Dobrze cię widzieć. - dodał prostolinijnie, znów zastanawiając się czy to dziwny sen, w którym stoi w altance zakochanych z Elaine, nad książką odnoszącą się do początków ich znajomości, zapominając o tym, że sam jest szlamą-wilkołakiem, a dama przed nim to lady Avery. Przecież ona miała chyba męża, o czym przypominał mu kłujący w oczy pierścień. Jako typowy mężczyzna, nie zwrócił uwagi na znaczący kolor jej sukni. Czerń idealnie podkreślała jej smukłą kibić i zgrabne biodra i biedny Mike tylko na tym mógł się skupić, chociaż taktownie przyglądał się jednak książce.
-Nadal interesujesz się obroną przed czarną magią? - skomentował tylko z uznaniem (albo raczej egoizmem), nie odnosząc się do początkującego poziomu lektury. Sam przecież uczył się teraz run zupełnie od podstaw.
Chociaż gdyby Elaine nadal mogła się z nim spotykać, gdyby nie była zaręczona, to na pewno czytałaby już zaawansowane lektury. Był dobrym nauczycielem, choć zakochiwanie się w o wiele młodszej uczennicy było zupełnie niepedagogiczne. Na swoje usprawiedliwienie, idealnie ukrywał swoje uczucia, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Elaine wstała, tak jakby miała go wyminąć i odejść, a ta perspektywa brutalnie przywróciła go do zimnej rzeczywistości. Jednak znów go zaskoczyła - a on znów odepchnął na bok myśl, że nie powinien towarzyszyć lady Avery jako zarejestrowany wilkołak i zamiast tego nieco zbyt entuzjastycznie skinął głową.
-Oczywiście. - potwierdził, podążając za nią. Czy powinien zaoferować jej swoje ramię? Chyba nie, miała przecież męża. Szkoda.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Magiczna Oranżeria - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]23.06.19 0:36
Była młodsza, ale nie już wtedy była dzieckiem. Nie była też głupia. Bywała młodzieńczo naiwna, ale nawet to nie było dość dobrym powodem, wystarczającym usprawiedliwieniem dla tego, że nawiązała tę relację, że pozwoliła sobie ją  kontynuować mimo świadomości, że byłaby fatalnie widziana w towarzystwie. Wiedziała, jak ojciec pewnego razu ukarał Percivala za narażenie rodziny na śmieszność. Ją zawsze traktował inaczej, ale i tak nie była ani odrobinę ciekawa jego ewentualnej reakcji, nawet na długo przed tym, kiedy Michael otwarcie przyznał się do swojego statusu krwi. A jednak, każdorazowo decydowała się podjąć ryzyko. Dobrze wiedziała, że nie mogła tłumaczyć się tylko głodem wiedzy. Na szczęście nie musiała tłumaczyć się wcale. Tym bardziej, gdy jego obecność stała się przeszłością. Dopóki była przeszłością. Kiedy się żegnali, zrobiła dobrą minę do złej gry. To może za dużo powiedziane. Nie zrobiła żadnej miny, po raz pierwszy w ich relacji zachowując się tak, jak przystało na pannę Nott. Po części uniosła się wtedy dumą. Pozostała uprzejma, ale niewzruszona. Strumienie łez wylała dużo później. W ukryciu.
Chociaż dobrze odnajdywali się w swoim towarzystwie, dzieliło ich więcej, niż kiedykolwiek mogło połączyć. Nie chodziło jedynie o pochodzenie, majętność, status krwi. Chodziło również o wizję świata, przyszłości, o wolność wyboru. Wiedziała to teraz, trudniej było jej widzieć to wtedy. To on podjął jedynie słuszną decyzję, wycofując się z jej życia. Teraz, bezceremonialnie wkroczył do niego znowu. Od tamtego czasu Elaine zdążyła wziąć ślub i owdowieć. Urodzić syna. Stracić brata. Poznać smak upokorzenia i porażki, zemsty i triumfu. Nie wiedziała, czy w czymś jeszcze przypomina tamtą dziewczynę. Czy Michael potrafiłby ją w niej rozpoznać, gdyby nawet miał ku temu okazję? O tym, jak sądziła, żadne z nich się nie przekona. Bardziej ciekawa była jego przemiany lub jej braku. Jak wpłynęły na niego te wszystkie lata, przypuszczalnie dużo trudniejsze dla ludzi o jego statusie? Jak radził sobie z wykonywaniem obowiązków pod kolejnymi ministrami? Czy założył już własną rodzinę? Szybkie spojrzenie oferowało odpowiedź. Nie nosił obrączki.
- Michael. - przywitała się z nim na nowo, właściwie, skoro już zdecydował zwrócić się do niej po imieniu. Jego uśmiech jeszcze utrwalił jej, czyniąc go trochę łagodniejszym, trochę cieplejszym. Stało się to zupełnie mimo jej woli, jak gdyby jej twarz zapamiętała dokładnie jej reakcję sprzed lat i teraz reagowała odruchowo, zupełnie tak samo jak wtedy. To nie była dobra wiadomość. - Ciebie również. Jak dopisuje ci zdrowie?
Pytanie, choć uprzejme, należało do rozbudowanego repertuaru powierzchownych grzeczności, z których sama zwykła bezlitośnie kpić. Po latach również wydawały jej się częściej niż rzadziej stratą czasu, a tym razem posługując się jedną z nich próbowała kupić go sobie więcej. Na rozpatrzenie sytuacji, opanowanie emocji, które zaczęły męczyć ją, jeszcze zanim przybrały pełen kształt. Czuła zdecydowanie więcej, niż tylko zaskoczenie na jego widok, rozbawienie jego reakcją. Trochę radości, trochę smutku, więcej złości, niż by się spodziewała. To niepokoiło ją najbardziej, nakręcając spiralę.
- Tak. - odpowiedziała, trochę ostrzej, niż zamierzała. Przecież tytuł mówił sam za siebie i Michael z łatwością mógł go dojrzeć. Z drugiej strony, sądząc po jego błądzącym spojrzeniu, może i nie do końca tak było. Uniosła nieznacznie jedną brew, jednak nie zareagowała w żaden inny sposób. - Zdaje się, że to dość dobry moment, żeby do niej powrócić. Zresztą, wiesz o tym zapewne dużo więcej ode mnie.
Sama nie wykluczała, że go tam zostawi. Nie byłoby to pozbawione sensu. Towarzystwo aurora jednak miało też zupełnie pragmatyczne korzyści. Potrafił to, czego ona najpewniej nie; obronić ją przed faktycznym, namacalnym niebezpieczeństwem. O własnej nieudolności w tej dziedzinie boleśnie przekonała się stawiając nieco ponad miesiąc wcześniej czoła jednemu z poważniejszych przejawów anomalii. Zupełnie inny rodzaj lęku zajrzał jej wtedy w oczy i chociaż było dla niej coś nieodmiennie pociągającego w podejmowaniu tego rodzaju ryzyka, musiała też przyznać, że decyzja o wskoczeniu na tak głęboką wodę i pociągnięcie za sobą bliskiego znajomego była karygodnym błędem. Kara jednak właściwie nie nadeszła, rany zagoiły się szybko i nie pozostawiły po sobie śladu.
- Dziękuję. - Odpowiedziała machinalnie, obracając się przez ramię. Nie spodziewała się raczej innej odpowiedzi. Tym razem to po jej stronie leżała inicjatywa, to ona decydowała. A że impulsywnie? Najwidoczniej, mimo wszystko, nie aż tak daleko było od podlotka, pod którym załamuje się lód do kobiety, która postanawia bronić bibliotekę przed monstrualnym wytworem anomalii. Poczekała, aż do niej dołączy, nim przemówiła znowu.
- Chętnie usłyszę, jak sobie radzisz.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]23.06.19 5:37
Czy gdyby wiedział o łzach wylanych przez Elaine, połechtałoby to jego dumę i rozbudziło irracjonalną nadzieję, czy też pogłębiło rozczarowanie samym sobą? Młodziutka lady Nott wkroczyła w jego poukładane życie niczym słońce, pojawiające się na szarym niebie. Lubił się czasem zabawić, ale myślał wtedy głównie o karierze i trzymał emocje na wodzy. Aż nagle wszystko stało się jaśniejsze i weselsze, a spotkania z uczennicą zaczęły go napawać dziwną radością, jakiej nie czuł nigdy wcześniej. Ani później. Bo instynktownie porównywał kolejne znajomości do tamtego zauroczenia i być może przegapił szansę na miłość, stabilizację i obrączkę z powodu własnego sentymentalizmu. W Norwegii poznał w końcu kobietę, gotową oddać za niego życie - ale to, że Astrid go kochała, zrozumiał dopiero po jej śmierci. Słońce, którym było uczucie do Elaine, zaczęło go oślepiać siedem lat temu, czasami nadal igrając mu pod powiekami - już boleśnie, a nie pogodnie. Nawet teraz Elaine wzbudzała w nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszył się z tego spotkania, bo nie wierzył, że los przetnie jeszcze jego drogę z panną Nott lady Avery. Dlatego chciał aby ta chwila trwała, zachłannie zapamiętując każdy szczegół twarzy i figury Elaine zanim znów pozostaną mu tylko smutne wspomnienia. Z drugiej strony - spotkanie z posągowo piękną i elegancką lady Avery tylko przypominało mu o własnych brakach i o tym jak groteskowo i beznadziejnie potoczyło się jego życie. Gdy poznał Elaine był młodym i obiecującym aurorem, pierwszym w swojej rodzinie. Gdyby wtedy wyobraził sobie własne życie za siedem lat, zobaczyłby starszego aurora po kilku awansach i z pewną pozycją zawodową, który wyszalał się już na zagranicznych misjach i założył rodzinę ku zadowoleniu mamy. Tymczasem podlegał ludziom młodszym od siebie, drżał o pracę pod rządami Malfoya, obwiniał po części siebie o śmierć mamy, był starym kawalerem i wilkołakiem. W porównaniu z tym wszystkim mugolskie pochodzenie, które tak skwapliwie ukrywał na początku przed Elaine, było prawdziwą pestką. Nie chciał już kłamać, ale nie chciał też aby Elaine zapamiętała tego nowego Michaela. O ile w ogóle go czasem wspominała, lepiej aby w jej pamięci gościł tamten radosny i młody auror.
Ona też przeszła swoje, choć Michael wiedział tylko, że od kilku ładnych lat jest mężatką i że straciła brata, co było podane w Proroku. Przegapił za to informację o śmierci jej męża - lista ofiar pożaru w Ministerstwie była za długa, a poza tym był wtedy podekscytowany powrotem do pracy. Wiedział, że oboje nie są już tymi samymi ludźmi ale jej uśmiech i sposób w jaki wymawiała jego imię pozostały te same. Widząc ten najpiękniejszy uśmiech świata, wciąż widział w damie przed sobą dawną Elaine - nawet jeśli obecna Elaine już o niej zapomniała. Patrzył na nią tak samo jak przed laty: ciepło, z czułością przemieszaną z podziwem. Jak zawsze, ukrywał te uczucia pod maską grzeczności i wydawało mu się, że radzi sobie doskonale. Nie był przecież świadom, jak wiele potrafią odczytać kobiety ze spojrzenia i z mowy ciała. Zapewne sama Elaine podszkoliła się w tym przez lata, nie była już przecież niewinną dziewczyną.
Zawsze podziwiał jej inteligencję i przenikliwość, ale dzisiaj to zwykła uprzejmość niechcący zawadziła o jego nowy sekret: sekret o wiele bardziej przykry niż mugolska krew. Likantropia była w teorii klątwą, a nie chorobą, ale miał chroniczny i nieuleczalny problem. Problem, który w teorii skazywał go na życie na marginesie do końca jego dni. W praktyce, Tonks chwytał się złudnej nadziei, eliksiru tojadowego i bezczelnie usiłował żyć normalnie. Praca pomagała mu oderwać myśli od dożywotniego wyroku i uciec od samotności, która czekała na niego w domu. Konfrontacja z przeszłością i widok Elaine również na moment pozwoliły mu zapomnieć, ale niewinne pytanie brutalnie przywróciło go od rzeczywistości. Szlachcice odpowiadali na takie pytania wyuczonymi formułkami, normalni ludzie nie mieli czego ukrywać. A on miał.
Z powodu problemów zdrowotnych i rodzinnych prawie zdołał zapomnieć o Elaine; nawiedzała już jego myśli o wiele rzadziej niż kiedyś. Czy gdy minie początkowy zachwyt będzie przeklinał ten dzień - rozdrapujący zabliźnione już rany i przypominający mu, że jest niegodny towarzystwa Elaine jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej? A może będzie cieszył się, że zdążył zobaczyć dawną miłość raz jeszcze, zanim dorwą go (zatrudniani zresztą na przykład przez jej własny nowy ród) działający na własną rękę łowcy wilkołaków?
Przez jego twarz przemknął dziwny cień - Elaine mogła pamiętać tę minę, która przed laty towarzyszyła pytaniom o rodzinę Michaela (zanim przestała pytać). Teraz Tonks wydał się jednak jeszcze smutniejszy, chociaż przybrał na twarz blady uśmiech i jemu samemu wydawało się, że nie zdradził po sobie niepokoju.
-Jakoś dopisuje, biorąc pod uwagę ryzyko zawodowe. - wybrał niekonkretną odpowiedź (a nawet nieco zgodną z prawdą: ryzykując zawodowo, został ugryziony przez wilkołaka, ale dopisało mu szczęście, bo żył), wiedząc, że Elaine jest zbyt inteligentna aby z entuzjazmem zapewnić ją, że wszystko w porządku. Aby uspokoić własne sumienie, skupił się na myśli, że zdrowie dopisuje mu w tym czasie miesiąca: nie był już ani osłabiony po poprzedniej pełni ani jeszcze poirytowany następną.
-Ufam, że tobie również? - odwzajemnił grzeczność, choć desperacko naprawdę chciał wiedzieć jak Elaine się ma. Pomimo jej ostrej odpowiedzi na temat książki, z ulgą przyjął temat obrony przed czarną magią - z pozoru bardziej polityczny niż wymiana uprzejmości na temat zdrowia, a dla niego samego mniej...ryzykowny.
-Defensywa zawsze się przydaje, każdemu. - zapewnił, choć mugolakom przyda się w tych czasach bardziej niż damom z antymugolskich rodów. Nie zamierzał jednak wdawać się w szczegóły, egoistycznie przeciągając rozmowę i nie zdając sobie sprawy, że Elaine najwyraźniej robi to samo.
-Chociaż przy anomaliach nie ćwiczy się tak łatwo, jak kiedyś - odgonił szybko wspomnienie cichej łąki, kwiatów bzu i powietrza po burzy, chcąc skupić się na wątku -W Biurze Aurorów przestaliśmy już liczyć przypadki, gdy próbując rzucić zaklęcie na zewnątrz poparzyliśmy siebie lub kogoś anomalicznym piorunem... na szczęście, nie zostawiają dużych obrażeń i wpisaliśmy je w specyfikę zawodu, czekając niecierpliwie aż ta burza się skończy. - przywołał anegdotę, tak jakby mogło ją to interesować. A może interesowało, skoro chciała wiedzieć, jak sobie radzi? Elaine zawsze była enigmą i może dlatego się w niej zakochał, lgnąc do ryzyka i tajemnicy niczym ćma do światła. Nawet teraz nie był pewny, czy oczekuje od niego szczerości, czy też pyta z grzeczności. Kiedyś byli przy sobie na tyle swobodni i szczerzy na ile to możliwe, a Michael uwielbiał żartować i wywoływać u Elaine uśmiech albo śmiech, nie przejmując się tym, że powinien być sztywniejszy przy szlachciance. Wręcz przeciwnie - wiedział, że nie dorównuje szlachcicom majątkiem ani nazwiskiem, więc napawało go pewną dumą, że mógł być mniej nudny niż oni. Teraz jednak wszystko się zmieniło - czy Elaine znów pragnęła ciekawych opowieści starego znajomego, z którym rozstała się w chłodzie etykiety? Czy oczekiwała konwencjonalnej odpowiedzi?
Wiedziała przecież, że ze swoim pochodzeniem nie mógł radzić sobie zupełnie dobrze. A on nie wiedział, czy zostały mu w ogóle jakieś wesołe i ciekawe opowieści - nie był już radosnym i pełnym nadziei młodzieńcem, a doświadczonym przez los mężczyzną, który od pewnego czasu lękał się o życie swoich bliskich i swoje własne.
-Nadal pracuję w Biurze Aurorów. - zapewnił, co było dobrą wiadomością. Minęło półtorej miesiąca od objęcia rządów przez Malfoya i jeszcze nie zwolnili go za likantropię ani pochodzenie.
-Jakiś czas byłem współpracowałem z placówką w Norwegii, a niedawno wróciłem do Londynu. - w sumie całkiem dawno, bo ponad półtorej roku temu, ale do pracy wrócił przecież dopiero w lecie.
-Radzę sobie. - zapewnił cieplejszym głosem, bo wszystkie te fakty o pracy zabrzmiały jakoś sucho. Nie chciał, aby się o niego martwiła. -A... co u Ciebie? - chciał sformułować pytanie jakoś zręczniej, tak jak ona swoje, ale wyszło jak wyszło. Elaine miała władzę nad rozmową, przebiegiem spotkania i nim samym. Była w końcu wykształconą, inteligentną i świadomą swoich atutów lady, rozmawiającą z prostolinijnym i nieradzącym sobie z własnym zauroczeniem (zakochaniem?) mugolakiem.




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Magiczna Oranżeria - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]24.06.19 17:47
Kim był dla niej młody auror wtedy, przed laty? Osobą, która ją uratowała, która zaoferowała jej drogę rozwoju, która uważana była przez większość jej otoczenia za stratę czasu, a do pewnego stopnia nawet zagrożenie ze względu na jej płeć? Ciepłym uśmiechem, dobrym słowem, odrobiną swobody wyszarpniętej życiu, o którym wiedziała głównie, że nigdy nie będzie go wiodła? Nie potrafiła wtedy chyba dostrzec w nim całkowicie mężczyzny, którym był. Był bardziej wizją, wyobrażeniem na temat tego, co by było, gdyby nie było to, co jest. Był wyjątkiem od reguł, restrykcyjnych zasad w zgodzie z którymi toczyło się jej życie. Był też niestety ucieczką. Czymś, na co nie zdecydowałaby się nigdy później, a co tak kusząco wyglądało wtedy, kiedy na tak niewiele miała wpływ.
Nie miała już od czego uciekać. Znalazła się dokładnie tam, gdzie sobie życzyła. Więcej; tam gdzie zabiegała, aby być. Łatwo było pozbyć się wdowy z domu, łatwo wdowie uciec do rodu, z którego pochodziła. Sytuację zmieniał jeszcze fakt posiadania męskiego potomka, ale nawet gdyby nie on, gdyby nie mały Julius, Elaine zrobiłaby co tylko możliwe by zostać tam, w Ludlow, wśród Averych. Na swoją pozycję pracowała siedem długich lat i nawet po przejściu władzy w ręce nowego nestora nie straciła zaufania i pozycji, nawet jeśli ta druga nie była już tak pewna. Wiedziała też, na co liczyć i pracować mogła nadal.
Nie chciał jej czegoś powiedzieć. Gdyby po prostu odpowiedział zdawkowo, od niechcenie, pewnie przyjęłaby tę odpowiedź taką, jaką była. Dostrzegając jednak wyraz jego twarzy, dobrze jej skądinąd znany, wiedziała, że pod tą oszczędną odpowiedzią kryło się coś więcej. Coś, co aktywnie ukrywał, czego wstydził się lub obawiał jej powiedzieć. Sam zdecydował się wskazać na swój zawód. Czy doznał jakiegoś szczególnie nieprzyjemnego urazu? A może chodziło o coś zupełnie innego? Nic oczywistego nie przychodziło jej do głowy, w końcu skoro wciąż pełnił obowiązki aurora, musiał być w nienagannej fizycznej formie. O co mogło mu więc chodzić? Spojrzała na niego pytająco i milczała, dając mu dość jasno do zrozumienia, że oczekuje na rozwinięcie słów, które wypowiedział.
Tak naprawdę nie było powodu, dla którego po latach miałby się jej spowiadać. Elaine przyzwyczaiła się jednak do pewnego rodzaju władzy i kontroli nad otoczeniem, przyzwyczaiła się do specyficznej reakcji na jej obecność, cóż dopiero oczekiwania. Większość czasu spędzała w końcu w Shropshire, które wciąż jeszcze pozostawało pod wpływem Averych w zgodzie z ich dewizą; niech nienawidzą, byleby się bali. Sama była właściwie dość daleka zdobywania posłuchu w ten sposób, z czasem przywykła jednak, że nosząc to nazwisko tak właśnie jest widziana i coraz mniej to przeszkadzało. Cena, jaką była mniej lub bardziej skrywana niechęć innych wobec zdobycia tego, na czym jej zależało wydawała jej się coraz niższą. Lęk przyjmowała chętniej, niż lekceważenie.
- Jeszcze kilka miesięcy temu odpowiedziałabym, że lata doświadczenia z pierwszej ręki sugerują, że to nieprawda. - Odparła lekko, ale wyraz jej twarzy pozostał poważny. - Po tym, co zaszło w Ministerstwie i w Stonehenge... - zamiast dokończyć, po prostu uniosła trochę wyżej książkę. Przypomniała sobie jednocześnie, że przecież on też mógł tam być. Być w upokarzająco szerokim gronie lepiej poinformowanych od niej na temat ostatnich chwil jej brata jako członka rodu Nott. Czy był świadkiem przemowy Percivala? Co o niej sądził? Pewnie byłby zadowolony. Idąc w tę stronę, wszyscy skończyliby równi. Czy naprawdę? Elaine szczerze w to wątpiła. Nigdy nie była skora do tego rodzaju utopijnych wizji.
Późniejsza wzmianka o ćwiczeniu obrony przed czarną magią kiedyś ożywiła nieco jej spojrzenie. Zwolniła odrobinę i przechyliła głowę, nie tyle spoglądając co zaglądając Michaelowi w oczy, poszukując oznak tego, że miał na myśli właśnie ich wspólne ćwiczenia. Lekcje, które stawały się spotkaniami znajomych i spotkania znajomych, które zamieniały się w lekcje. Wspólnie spędzony czas, o który tak martwił się, że zostanie uznany za schadzki. Rzeczywiście, wtedy było łatwiej. Być może nie tylko czarować.
- Sama nie wiem, jak miałabym w tych warunkach rzeczywiście próbować na nowo, kiedy byle machnięcie różdżką może skończyć się katastrofą. Polowanie na drobnych złodziejaszków musi być teraz potwornie uciążliwe, tak samo trudne co poważnych przestępców. Żegnacie się teraz słowami niech cię piorun nie trzaśnie? - uniosła jedną brew. To, że został w zawodzie zdawało się sprawiać mu radość i ani jedno, ani drugie nie dziwiło szczególnie Elaine. Po wspomnieniu tego, co stało się w Ministerstwie i w Stonehenge wreszcie dotarło do niej jednak, jak on mógł widzieć, jak prawo potraktować ją miał on. Ród Avery stanął za nowym ministrem, za Lordem Voldemortem. Nestor jasno przedstawił swoje stanowisko na temat czerwcowego pożaru i brudnokrwistych, jak on.
- Czy ty się mnie boisz? - Zapytała filigranowa archiwistka o piętnaście centymetrów wyższego od siebie aurora. Nie czekając jednak na odpowiedź, odniosła się do jego pytania. - Śmierć Médérica była sporym wstrząsem, ale mam jeszcze Juliusa. Ma pięć lat, potrzebuje mnie. - Słowa o swoim synie wypowiedziała miękko, ale jej twarz przybrała wyraz surowy, pełen zaciętości. Stało się to poniekąd jej nawykiem, kiedy tylko powracał temat jej wdowieństwa. Wprost nie znosiła sposobu, w jaki wiele osób mówiło i myślało o wdowach. Biedot, które wymagały natychmiastowego i dozgonnego zaopiekowania. Wolała już tę garstkę, która gotowa była snuć teorie konspiracyjne o żonach-trucicielkach czy wesołych wdówkach, nie mogących doczekać się kolejnego, jeszcze bardziej fortunnego zamążpójścia. Elaine nie życzyła sobie żadnej z tych rzeczy. Samotności nie rozumiała jako osamotnienia, a tym bardziej bezbronności.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]03.07.19 0:41
Nikt inny poza mamą, ale to było spojrzenie innego rodzaju nie patrzył na niego w ten sposób. Sposób, przez który miękł, łamał się, nie umiał kłamać i zaczynał brzydzić się milczeniem. Pewnie byłoby to na swój sposób urocze, gdyby urodzili się czarodziejami jednego stanu, gdyby kiedykolwiek mieli szansę być razem lub chociażby być dla siebie ważni. Elaine mogłaby wtedy używać swojej władzy nad Michaelem we flircie bądź przyjaźni, a on chętnie by się poddawał. Teraz jednak był zmuszony niechętnie trzymać tarczę, budować mur wokół swojego sekretu. Żyć ze świadomością, że tamtej, niewinnej i czarującej Elaine może już nie być. Nie wiedział, jak zmieniły ją lata wśród Averych. Czy zradykalizowały się jej poglądy? Ku jego uldze, nie gardziła chyba otwarcie mugolakami, skoro zdecydowała się na jego towarzystwo. Z drugiej strony, każdy o zdrowych zmysłach gardził wilkołakami. Sam Michael też, do nie-tak-dawna. Zniósłby jej obojętność, znosił przeczucie, że jest dla niej ucieczką od rzeczywistości, jakoś zniósł nawet swoje złamane serce i zazdrość o tego cholernego Avery'ego. Chyba nie zniósłby jednak jej strachu ani pogardy. Dlatego umknął szybko (zbyt szybko, zbyt nerwowo) wzrokiem, zaciskając lekko usta. Niech myśli, że ma sinicę, niech myśli cokolwiek...
...a co, jeśli sprawdzi rejestr wilkołaków? Na samą myśl ścisnęło mu się serce. Nie być z nią nieszczery, nie z n o w u.
-Miałem wypadek przy pracy - wypalił, zanim zdążył się powstrzymać, pomyśleć. Wspomnienie wstydu, który odczuwał mówiąc jej o swoim mugolskim pochodzeniu (nie wstydu z powodu pochodzenia, wstydu z powodu tego, że tak długo zatajał prawdę) przyćmiło na moment zdrowy rozsądek. Zdążył jednak ugryźć się w język i dodał pośpiesznie. -Ale już w porządku. - uśmiechnął się z przymusem, gotów szybko zmienić temat. Elaine wiedziała, że praca zawsze była dla niego ważna, może takie wyjaśnienie ją zadowoli.
Stonehenge było idealnym tematem zastępczym, tematem, na który Michael zareagował zbyt prostolinijnie by móc przemysleć swoje słowa:
-Przykro mi z powodu Percivala. Pamiętam, że był dla ciebie ważny. - czy chciała to usłyszeć, czy też właśnie przekroczył niepisaną barierę savoire-vivru (którego nie znał)? Nie znał samego Percivala, nie słyszał też jego przemówienia - tylko czytał o nim w gazetach. Dawało mu nieco naiwną nadzieję, że być może sama Elaine podziela te poglądy. Ale nie poruszył tematu jej brata, aby ją wybadać. Wspomniał go, bo pamiętał, że Elaine go kochała. Jemu samemu pękłoby serce gdyby stracił rodzeństwo, a fakt, że oddalili się od siebie, był dla niego nieustającym wyrzutem sumienia. Spoglądał na nią ze szczerym współczuciem, ale nie z litością. Podziwiał ją za bardzo, by się litować. I to podziw i sentyment mogła ujrzeć w jego oczach, gdy zajrzała w nie przy okazji wspominania lekcji obrony przed czarną magią.
Nigdy nie zapomniał tamtych lekcji, co zapewne stanowiło jego słabość. Dorosły auror nie powinien być tak naiwny, nie powinien patrzeć na szlachciankę maślanym wzrokiem, godnym pożałowania jakiegoś zakochanego młodziaka. Chociaż starał się ukrywać to zakazane uczucie - nawet przed nią, zwłaszcza przed nią - z pewnością mogła zbyt wiele wyczytać w jego twarzy. I wtedy i teraz.
Jej dowcip o Ministerstwie Magii skwitował rozbawionym uśmiechem. Zawsze potrafiła go rozbawić.
-Radzimy sobie, a używanie magii jest tak samo uciążliwe dla nas, jak i dla nich. To trochę jak gra w rosyjską ruletkę, każda strona może nagle oberwać własnym zaklęciem. I nie wpadliśmy jeszcze na tak inteligentne pożegnanie, ale może pozwolę sobie je od ciebie zapożyczyć. - wyjaśnił żartobliwym tonem. Przez te kilka sekund przekomarzali się i żartowali, jak kiedyś. Bezpośrednie i przenikliwe pytanie Elaine przywróciło go do rzeczywistości: rzeczywistości, w której był szlamą, a ona lady Avery. Może i nie czekała na odpowiedź, ale nigdy nie lekceważył ani jej, ani jej dociekań.
-Nie boję się ciebie, Elaine. - zapewnił łagodnie, spoglądając na nią ciepło. Ale uśmiech powoli spełzł z jego twarzy, ustępując żalowi. -Ale byłbym głupcem, nie bojąc się twojego rodu; ich poglądów i polityki. Moja matka zginęła podczas ministerialnych przesłuchań mugolaków w maju, a obecne rządy mogą być... jeszcze mniej fortunne dla mojej rodziny, choć dbają o interesy rodzin...wyższego stanu. - takich, jak twoja. Zapewne nie spodziewała się po nim takiej szczerości. Nie chciał od niej litości, nie chciał psuć jej nastroju. Chciał tylko, dla odmiany, być szczery. Wyjaśnić swoje onieśmielenie i dystans, choć w całej przemowie wciąż brakowało najważniejszego elementu układanki, czyli łowieckich tradycji i prywatnych brygadzistów rodu Avery.
Zaś w jego prywatnej układance i w życiu Elaine brakowało teraz lorda Avery. Otworzył lekko usta i zamrugał, przyswajając tą zaskakującą informację. Była wdową. No tak, dopiero teraz skojarzył, że jest odziana w czerń z tego konkretnego powodu. Serce zabiło mu mocniej i musiał włożyć w całą energię w to, by odruchowo się nie uśmiechnąć. Utrzymał pokerowy wyraz twarzy, nie zdołał jednak w pełni kontrolować tonu głosu:
-Och. Przykro mi z powodu twojego męża. - w pośpiesznych kondolencjach wybrzmiało zdziwienie, dezorientacja, ale nie przykrość. Pielęgnowana przez siedem lat zazdrość zgasła właśnie we wspomnieniu zgliszcz Ministerstwa, ustępując... sam nie wiedział czemu. Stąpał po ziemi zbyt twardo, by móc powiedzieć, że poczuł teraz naiwną nadzieję. Ale poczuł chyba pewne uspokojenie na myśl, że gdy będzie zastanawiał się "co robi teraz Elaine", nie będzie już go nawiedzała odpowiedź "pewnie śpi w ramionach swojego męża." Czy był bardzo podły, żałując martwego Médérica mniej, niż żywego Percivala?
-Na pewno jesteś wspaniałą matką. - dodał jeszcze bardziej pośpiesznie, uświadamiając sobie, że z wrażenia zignorował istnienie jakiegoś Janusa. Juliusza. Znaczy, Juliusa.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Magiczna Oranżeria - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]08.09.19 1:32
Im bardziej skomplikowany stawał się jego wyraz twarzy, tym mocniejsze było przekonanie Elaine, że Michael nie poczynił szczególnych postępów w ukrywaniu przed nią swoich rozterek, ale przede wszystkim... że to, czym nie chciał się z nią dzielić musiało być dla niego ważne. Musiało dotknąć go do żywego, naprawdę zaboleć. Tak przynajmniej czytała jego rozbicie. W końcu mógł nie wspominać o tym wcale! Urwać temat. Zamiast tego jednak, nawet pozornie go bagatelizując, coś, może niezupełnie świadomie, starał się o nim opowiedzieć. Tak było też wtedy, chociaż dopiero teraz przyszło jej to do głowy. Do ostatniej chwili nie opowiedział jej niczego wprost, ale na swój sposób... próbował przekazać jej problem. Wtedy nie chciała tego widzieć, tak było wygodniej.
Równie wygodnie byłoby jej teraz nie zauważyć go wcale. Nie zaprosić, by do niej dołączył. Nie zadawać żadnych pytań. Czy jej działanie było zatem aktem odwagi? Wątpliwe. Nie miała złudzeń, że w tej relacji każde jej zachowanie łatwo było tłumaczyć wygodą. Nie ryzykowała wiele. Wiedziała już, że mogła sobie pozwolić na to, by właśnie w tym miejscu i tym momencie spędzić chwilę z kimkolwiek. A o ile było to wygodniejsze, kiedy z tym kimkolwiek pozostawała w relacji władzy! A czyż nie było tak w tym przypadku? Ze względu choćby na jej stan? Na jej nazwisko? Pozornie. Pod wieloma względami to on mógł więcej. Elaine jednak nawet przez myśl nie przeszło, że sytuacja ta może obrócić się przeciwko niej. Wygoda w myśleniu? Zaufanie do statusu? Relacji?
- Wypadek... czyli nie chodziło wcale o wykonywanie obowiązków? - zapytała w zamyśleniu, po części otwarcie dzieląc się własną próbą zrozumienia jego słów, po części mając nadzieję, że bardziej ogólne pytanie, brzmiące może trochę niewinnie, jeśli nie naiwnie, skłoni go do opowiedzenia czegoś więcej, niż dopytywanie wprost.
- Tak - przygryzła delikatnie dolną wargę. Ból był tępy, ale nie czyniło go to mało dotkliwym. Zawsze ten czas przeszły, zawsze ten dystans. Jak gdyby człowiek, który do niedawna był najbliższy mógł stać się martwy tylko dzięki słowom! Nieważne, że wypowiedział je sam. Nieważne, że sam tak właśnie zadecydował. Nieważne, że tak musiało być, że jego odejście ona sama również przypieczętowała w rodzinnych archiwach. Nie dzielił ich żaden dystans. Jej gniew nie był ukierunkowany w pustkę, jaka pozostaje po zmarłym. Znała już tą różnicę - zapamiętałeś dobrze. Dziękuję.
Ostatnie słowo wypowiedziała machinalnie; nawyk odbiorcy zbyt wielu nieszczerych kondolencji. Nie osiadła jednak w swoim rozgoryczeniu, krok po kroku, słowo po słowie, ona i Michael odrywali się od tematów przykrych, by dotknąć czegoś bardziej... własnego. Chociaż rozmowa o obronie przed czarną magią, o anomaliach i ich konsekwencjach wcale nie musiała należeć do lekkich, spojrzenia, które między sobą wymieniali, żart na który sobie pozwoliła, jego reakcja... wszystko to zupełnie nie dotyczyło tych wielkich spraw. Dużo mniej doniosłe, szybko stawały się bardziej zajmujące. Każdy szczegół zaczynał obrastać w znaczenia. Nieme przyzwolenie na wykorzystanie jej pomysłu. Ostatnia wypowiedziana przez niego sylaba. Materiał jej sukienki muskający jego spodnie.
- Bardzo mi przykro - dość nagle wcięła mu się w zdanie. Domagała się wyjaśnień i oto je miała. Powitanie z rzeczywistością. Matka Michaela zginęła podczas przesłuchań. Tak naprawdę nic dziwnego. Był w końcu mugolakiem, jednym z tych innych, gdzieś niżej. Takie rzeczy zdarzały się co jakiś czas, ostatnio coraz częściej. Nie, nie zdarzały się same. Były każdorazowo decyzją. Na pewno tam, gdzie do głosu mieli szansę dojść Avery. Aktywnie zwalczali mugoli. Nie od wczoraj, nie w obronie, nie pod presją. Z przekonaniem, z nienawiści. Kondolencje, które jej złożył nie do końca do niej dotarły. Wciąż zmagała się z tym, co usłyszała wcześniej. Uwaga dotycząca bycia matką też jej nie obeszła. Jaka była matka Michaela Tonksa? Jaka osoba, mugol, wychowała takiego czarodzieja? Jak blisko byli? Niema, przyglądała się twarzy Michaela jak gdyby tam mogła odnaleźć odpowiedzi. Jak gdyby te odpowiedzi coś mogły jeszcze zmienić, albo przynajmniej podsunąć jej pomysł na to, co mogła zrobić. Lodowate palce swojej prawej dłoni splotła z jego w uścisku tak mocnym, na jaki potrafiła sobie pozwolić. Na krótką chwilę zapomniała, że na kciuku nosi sygnet Averych, sygnet męża. Przyciągnęła jego rękę trochę bliżej, jak gdyby ta bliskość mogła nadać autentyczności jej słowom, wbrew czynom, których nie podjęła. Jej blada twarz nabrała nieco koloru, puls i oddech przyspieszył. Co mogła, przeprosić...?


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]14.09.19 9:39
Chociaż nauczył się ukrywać troski i emocje przed światem, a nawet przed sobą samym, to Elaine czytała go dobrze - jak otwartą księgę z archiwum Averych; jak odrobioną przed laty lekcje. W końcu jako nastolatka pozwoliła mu przemilczeć pewne sprawy, czyżby teraz nauczyła się nie tracić czujności?
Dopytywała, a on musiał sprowadzać samego siebie na ziemię i przypominać sobie, że nie rozmawia już z niewinną nastolatką. To przecież lady Avery, nie widzieli się tyle lat, nie powinien sobie roić, że zaproszenie go do rozmowy cokolwiek znaczy. Nie powinien mylić dobrego wychowania lub ciekawości z pozorami przyjaźni. A o likantropii wystarczająco ciężko było mówić przyjaciołom, co dopiero damom które mogą znów złamać ci serce.
-Po prostu aurorska akcja poszła nie do końca zgodnie z planem. - wzruszył ramionami, jakby jak najszybciej chciał strząsnąć z nich ten temat: sekret brudny i obrzydliwy, jeszcze gorszy niż nieczysta krew.
Całe życie uciekał od nudy mugolskiego świata, by znaleźć się w jeszcze gorszym koszmarze. Niegdyś najgorszym losem wydawała mu się praca za mugolskim biurkiem, a tymczasem stał się potworem, a wokół szalała wojna.
Zmieniło się wszystko, nawet nazwisko brata Elaine - Tonksowi nie uszedł cień bólu na jej twarzy, zapamięta dobrze również tą chwilę. Ale pewne rzeczy się nie zmieniały, tak jak lekkość ich rozmowy, jej poczucie humoru, jego bicie serca, jej oczy.
Jej... empatia? Złożyli sobie kondolencje, a Elaine wpatrywała się w niego nieprzeniknionym wzrokiem, ściskając jego dłoń tak mocno, jak nigdy wcześniej. A więc naprawdę było jej przykro, podczas gdy jego kondolencje na temat jej męża były tylko pustą formułką.
Czy nadal miał przed sobą zagubioną nastolatkę o dobrym sercu, która po prostu dorosła? Która nie miała nic wspólnego ze straszną polityką rodu swoich krewnych i rodu swojego męża? Tak bardzo chciał w to wierzyć. Może wygodnie było mu wierzyć, że jedynym co stawało na drodze ich znajomości, jest czystość krwi?
Przez moment spoglądał jej prosto w oczy i nagle uderzyła go świadomość, że oboje próbują czytać we własnych - nieprzeniknionych - twarzach. Choć pochodzili z różnych światów, czasami bywali do siebie zbyt podobni - Elaine była dla niego fascynującą enigmą (co zapewne ułatwiało idealizowanie jej postaci), a on w pracy nauczył się kontrolować mimikę twarzy (co ułatwiało konwersacje z onieśmielającymi kobietami). Uświadomił sobie, jak lodowate są dłonie kobiety i instynktownie objął palce Elaine swoimi, cieplejszymi. A potem uniósł jej dłoń do swoich ust i ucałował, tak jak całuje się dłoń damy. Nie lady, nie kogoś ze szlacheckim nazwiskiem, a prawdziwej damy - kobiety, którą się szanuje. Kobiety, wobec której pozwalał sobie tylko na takie gesty i to w tylko takich sytuacjach jak teraz, gdy byli z dala od wszelkich spojrzeń. Tylko oni, ironiczna oranżeria zakochanych i płatki śniegu.
-Wszystko się pokręciło, co? - szepnął ze smutnym uśmiechem, odnosząc się do aktualnej sytuacji politycznej. Do ich sytuacji. -Wyszło na to, że miałem rację wtedy, gdy...przerwałem nasze lekcje. - i cały kontakt i wszystko. -Ale żałuję. - dodał dziwnie chrapliwie, takim tonem, jakby to miało być kolejne i ostateczne pożegnanie. Potem skinął jej głową i odszedł, a śnieg szybko zasypał ślady jego stóp.

/zt



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Magiczna Oranżeria - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]12.01.21 1:21
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący przed wejściem do oranżerii list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:


Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:

  • Dylan Chambers – były przedstawiciel Magicznej Policji, zabity w trakcie publicznej egzekucji po przeciwstawieniu się aktualnej władzy.
  • Johnson Vanity – sprzątacz, który został zamordowany, gdy próbował ratować życie swojej dziesięcioletniej córki oraz jej mugolskiej przyjaciółki. Dziewczynki uszły z życiem. Johnson został znaleziony dwa dni później w okolicznym śmietniku przez sąsiadkę. Ciało nosiło ślady tortur.
  • Darren Russel – kucharz, bestialsko zamordowany po tym, jak wyraził sprzeciw swojemu szefowi, odmawiając przygotowania tortu weselnego dla jednego z arystokratycznych rodów.

Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Magiczna Oranżeria - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Magiczna Oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach