Wydarzenia


Ekipa forum
Potańcówka braci Fancourt
AutorWiadomość
Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]16.07.16 18:33
First topic message reminder :

Potańcówka braci Fancourt

★★
Nawet czarodzieje od czasu do czasu potrzebują się rozerwać i w rytm rock and rolla odtańczyć skocznego jive'a. Dwaj bracia Fancourt założyli przed paroma laty wypełniony muzyką lokal na wzór mugolskich potańcówek. Gwarantują wszystkie czynniki zapewniające przednią zabawę - najznamienitsze szlagiery, olbrzymi parkiet, klimatyczne oświetlenie i doborowe towarzystwo. Gdy ktoś zmęczy się tańcem, może odpocząć przy jednym ze stolików otaczających gęsto zaludniony parkiet. W powietrzu nieprzerwanie dryfują szklanki wody i kieliszki słabego, najpewniej rozcieńczonego czerwonego wina.
Choć nawet w trakcie tygodnia można tu ujrzeć co najmniej kilkanaście par wirujących w energicznym tańcu, prawdziwe tłumy spotyka się dopiero w weekendy - a przynajmniej tak było przed wprowadzeniem jednego z dekretów Minister Magii. Dalej czarodzieje gromadzą się tutaj, by dobrze się zabawić, jednak nie tak licznie, jak mieli w zwyczaju. Czyżby ponownie nastały czasy, w których lepiej nie wychylać nosa poza dom?
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
potańcówka - Potańcówka braci Fancourt - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]11.12.22 18:32
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
potańcówka - Potańcówka braci Fancourt - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]14.12.22 21:13
-Spierze się przecież... - przez moment szedł w zaparte, bowiem instynktowna niechęć do kobiet zaostrzyła w nim chyba męską dumę i poczucie własnej nieomylności. Przez pijacką mgłę przebił się jednak ton, jakim mówiła o siostrze. Zaalarmowany, niespokojny.
Podobnie źle czuł się, gdy myślał i mówił o Willricu, apodyktycznym starszym bracie.
-...prawda? - dodał ciszej, po raz pierwszy w to wątpiąc. Nie znał się na praniu i obowiązkach domowych, małżeństwo go tego nie nauczyło - wręcz przeciwnie, to ona miała na głowie dom, gdy on wziął na siebie etat w banku, prace dorywcze i działalność dla Zakonu. Nie wiedział, czy trwale uszkodził sukienkę, ale przecież... w domu się to naprawi, prawda? Myśli biegły zresztą zbyt wolno, zamroczone. Zamiast pomyśleć o tym, by naprawić szkodę, pomyślał o tym, że biedna dziewczyna musi czuć się głupio z taką plamą i że najlepiej będzie ją przebrać.
Zanim zdążył zwerbalizować te plany, zainterweniował ktoś stokroć gorszy od Willrica i tajemniczej siostry. Policjant. Coś w jego arogancji kojarzyło się z bratem, ale spojrzenie miał inne, zimne, pozbawione ciepłej ironii. Steff uwierzył w jego personalia, uwierzył też, że faktycznie mógłby go aresztować, choć nie był na służbie. Z powodu wojennej działalności ciągle oglądał się przez ramię, spodziewał zagrożenia, wykrycia. Bertie zginął właśnie tak, nagle i głupio. Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz na wspomnienie wiadomości o śmierci przyjaciela, na wspomnienie pojedynków w antykwariacie i na moście. Groźni okazywali się przecież nie tylko policjanci - tamten babrający się w czarnej magii chłopak w jego wieku, niehonorowy pan Caelan z Klubu Pojedynków, agresywny lord z kruczowłosą panią... Oni wszyscy mieli co prawda lepsze preteksty do ataku niż piwo wylane na sukienkę nieznajomej, ale Marcel i Jim i Tomek trafili do Tower za jakąś pierdołę (Steff do dziś wypierał ich winę), a Rycerze najpierw atakowali, nigdy nie pytali.
Może powinno go pokrzepić, że pan Day chociaż dużo mówił. Steffena, za to, zatkało. Choć zwykle wychodził z opresji za pomocą słów, choć jego drugą skórą było udawanie porządnego obywatela, nawet frajera i naiwniaka - to wypity alkohol związał mu usta, odejście żony zagłuszyło pewność siebie, policjant nie na żarty przestraszył. I to właśnie widziała Maria kątem oka - pobladłą twarz, szeroko otwarte oczy, zgarbione plecy. Gdy niechcący otarła się o niego ramienia, poczuła, że mięśnie ma zesztywniałe z nerwów, że go zamurowało.
Znała te uczucia, choć jej strach towarzyszył z innych powodów.
I dziś go pokonała. Uniesiony podbródek, harde spojrzenie, nie do końca przemyślane słowa.
Steff zamrugał, choć nie aż z tak wielkim niedowierzaniem, jakby mógł. Do niedawna ktoś faktycznie nazywał go mężem, słowo nie brzmiało już obco.
Dante wygiął ironicznie wargi, lustrując Marię spojrzeniem równie natarczywym co przed chwilą, ale nagle zaintrygowanym, może nawet pełnym uznania - by posłusznie odejść.
-Z..nasz go? - wydukał Steff, przypatrując się zawziętej mince i rejestrując, że mówiła do niego na "ty". On w sumie też, ale on był chłopakiem.
Chciał się odpłacić czarem, ale nie wiedział, co w sumie poszło nie tak. Zaklęcie na szafie siostry Marii okazało się silne, reagując opornie z jego własną magią? Nie powinien rzucać tego na ślepo? (Pewnie nie, nawet na pewno nie, nie pomyślał). Czy może jednak nagiął magię całkowicie do swojej woli, ale własna podświadomość spłatała mu figla? Przyszedł tu, by usilnie nie myśleć o żonie, więc niechcący pomyślał akurat o sukni ślubnej?
Zamarł na moment, z lekko rozdziawionymi ustami. Ciemna noc, blondynka w sukni ślubnej, przykre deja vu. Dolna warga zadrżała lekko, w spojrzeniu odmalował się bezgraniczny smutek. Nie wyglądał, jak ktoś, kto jest pijakiem.
Wyglądał jak ktoś, kto tu od czegoś ucieka.
A teraz - muszą stąd uciec razem? Powinien naprawić błąd z sukienką, ale dziewczyna pociągnęła go do wyjścia. Był jej to winien, powinien... powinien... nie wiedział co, powinien chyba iść za nią.
-J..jasne. - wydukał. Już prawie byli przy wyjściu, gdy minęli grupkę młodych chłopaków. Gorzka wóda, Steff skrzywił się lekko, zaatakowany wspomnieniami z własnego wesela. Posłał im wymuszony uśmiech - nie ma sensu korygować błędu, potrzebowali po prostu stąd wyjść, potrzebował świeżego powietrza.
Złapał je łapczywie, gdy wypadli na ulicę. Oparł się o mur, w głowie mu się kręciło.
-Przepraszam... - powtórzył ciszej, przepraszał tą nieznajomą, przepraszał upiora dawnej ukochanej, choć to ona była mu winna przeprosiny. -Może jednak powinnaś się przebrać. - zasugerował praktycznie, w tym stroju zwróci uwagę.
Przymknął oczy. Za murem coś cicho piszczało.
Zaułek. Szczury.
-Tam za zakrętem, będzie bezpiecznie. Ciszej. - szczury nie piszczały, szukając jedzenia, gdy wkoło był tłok. W tej postaci nie rozumiał, co mówiły, ale w takich zaułkach czuł się bezpiecznie, zwiedził jako gryzoń cały Londyn. Chwiejnie poszedł w stronę zakrętu, obejrzał się na Marię. -Ja... już pójdę, ale jak mogę pomóc..? - bo chciała wracać na imprezę, prawda?

1. szczur wybiega z zaułka, przebiega tuż obok nóg Marii
2. na ścianie za zakrętem widać wymalowany farbą obrzydliwy rysunek kopulującej pary. Steff ma wrażenie, że to kreska Bojczuka, ale może się mylić, farba jest odrapana, wandal był tu bardzo dawno temu.
3. Dante Vanity wybiega z klubu z rudowłosą dziewczyną, wbiegają w zaułek zanim Steff zdąży tam wejść - ignorują całkowicie Marię i Steffena, ale z daleka słychać mlaśnięcia pocałunków.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]14.12.22 21:13
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
potańcówka - Potańcówka braci Fancourt - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]25.12.22 16:26
— A jeżeli nie? — odbija piłeczkę, zupełnie jak nie ona. Ma bardzo podstawową wiedzę z zakresu transmutacji, ale wie, że wymieniona z szafy sukienka wraca na miejsce starej. I rozumie, że zapach wylanego piwa wycieka teraz z szafy Violet, którą oczami wyobraźni widzi już czerwieniejącą ze złości, namawiającą męża, żeby nie wracał po Marię przed godziną policyjną, żeby zostawił ją samą sobie.
— Nie wiem — przyznaje wreszcie, ze smutkiem. Gdyby zareagowała od razu, może udałoby się uniknąć zniszczenia, może wspólnymi siłami doprowadziliby sukienkę do stanu używalności, udali, że nic się z nią nie stało. Ale do tego potrzeba przecież kooperacji tego biednego, pijanego chłopaka. Co zmusiło go do wprowadzenia się w aż taki stan?
Stan, w którym nie odezwał się nawet wobec groźby, którą składał tamten człowiek z lasu, teraz przedstawiający się imieniem Dante. Miała nadzieję, że skoro był taki rozmowny wcześniej, uda mu się jakoś wyłgać z zagrożenia, ale musiała obejść się smakiem. Widziała, jak pobladł, przypadkiem poczuła, że jest tak spięty, jakby został spetryfikowany. Nie mogła mu teraz pomóc, musiała przede wszystkim zająć się tym, żeby Dante zszedł im z oczu, żeby zniknął gdzieś pomiędzy falami ludzkiego morza. Nie mogła pozwolić, żeby spełniły się jego groźby, choć przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz realizacji. Coś podpowiedziało jej, że człowiek ten mógł ją śledzić. Nie chciała o tym myśleć, nie teraz.
I zadziałało. Widziała zmianę w jego spojrzeniu, a gdy zniknął, pozwoliła sobie na rozluźnienie ramion.
— Chyba tak... — odpowiedziała, co tak naprawdę nie mogło odpowiedzieć Steffenowi niczego, nie mogło go naprowadzić na to, co właściwie łączyło ją z tamtym mężczyzną. Nie mogła powiedzieć, że zna kogoś, gdy nie była nawet pewna, jak miał na imię. — Pracuje w Ministerstwie. Trzeba uważać — dodała szeptem, polegając na swoich wcześniejszych doświadczeniach z tym człowiekiem. Brygada Ścigania Wilkołaków, Magipolicja, co to była teraz za różnica?
Przez moment wydawało się, że Steffen jest jeszcze bardziej smutny od niej samej, jakby ten tragiczny ciąg wydarzeń wpłynął na niego jeszcze mocniej niż na nią. Chciała dowiedzieć się, czemu jest... taki. W jakiś sposób wyglądał naprawdę żałośnie, a Maria nie potrafiła obok żałości przejść obojętnie. Ale byli już spaleni na potańcówce, nie mogli sobie pozwolić na dalszą zabawę, nie tak, nie w sukni ślubnej i nie po pijaku.
Gdy mijali tamtych pijanych młodych chłopców, to ją sparaliżował strach, mimo tego, że jeszcze przed chwilą mówiła, że ten chłopak jest jej mężem, aby odgonić od siebie Dantego. I tylko obecność Steffena, wymuszony uśmiech i parcie przed siebie pomimo tych zaczepek sprawiło, że wydostali się z kotła, że nawet ta duszność, która spadła na nią wraz z pijanymi spojrzeniami nie dała rady ich powstrzymać.
Zimne, czerwcowe powietrze zadziałało orzeźwiająco, a z każdym kolejnym oddechem bijące w przestrachu sercu zaczynało powracać na dobre tory. Przystanęła przy nim, przez moment próbując samej doprowadzić się do spokoju, ale widziała, że i on potrzebował pomocy.
— Nie wyglądasz najlepiej... — szepnęła przejęta, zagryzając lekko wnętrze policzka. — Jeżeli chcesz wrócić do domu, to idź, ja... Poradzę sobie... — dodała, wciąż cicho, otwierając mu przecież drogę do wydostania się z tej sytuacji. Wyglądał, jakby potrzebował odpoczynku, a najlepiej wypocznie w swoim łóżku. Może przez moment byli młodą parą, ale teraz, poza budynkiem potańcówki byli już wolni, byli tylko nieznajomymi.
Wyłapała piśnięcie, odruchowo spojrzała pod swoje nogi. Szczur przebiegł tuż obok, zabawnie zainteresowany własnymi, szczurzymi sprawami i bez poszanowania do spraw ludzkich. Nie cofnęła się przed nim, nie pisnęła, próbując wskoczyć na Steffena. Nie bała się zwierząt, nie bała się przez to także szczura. Zabawnie, że potencjalnie czyste miasto dalej było ich pełne.
— Nie przepraszaj — powiedziała, nim ruszyła za nim w kierunku zaułka, oglądając się przez ramię po to, by upewnić się, że nikt nie będzie ich oglądał, nikt nie pójdzie za nimi. Znaleźli się w komfortowym cieniu, na końcu zaułka nie było już światła, ginęło około dwóch kroków od nich. Skromna suknia ślubna nie rzucała już się w oczy, był odrobinę ciszej, mogli oddychać.
Wtórowało im tylko chwilowe, szczurze popiskiwanie.
— Dasz sobie radę sam? — zapytała z troską; był pijany, choć trzeźwiał z każdą sekundą, ale nie potrafił poradzić sobie z perspektywą aresztowania. — Gdybyś mógł... Zmienić mi znowu sukienkę? Siostra się wścieknie, gdy poczuje piwo, ja sobie... Ją już wyczyszczę, dobrze? — obuta w pantofelek stopa poczęła kręcić kółka na bruku, Maria musiała jakoś... pozbyć się tego dziwnego uczucia. — Już i tak nie wrócę na tańce, to może... Postaram się wrócić do domu...


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]27.12.22 22:16
-To odkupię! - zaperzył się, tak jakby chodziło o coś więcej niż tylko przyzwoite pokrycie kosztów własnego bałaganu, jakby dziewczyna ugodziła bezpośrednio w jego dumę.
Dam radę, może nie jestem pieprzonym szlachciem ani pieprzonym Francuzem, ale ciężko pracuje i jeszcze stać mnie na sukienkę. Rumieńce na policzkach i ściągnięte brwi nie były chyba spowodowane myślą o Marii - spojrzenie miał nieobecne, odległe.
Smutne.
Już chciał spytać ją o nazwisko i adres, ale nadejście urzędnika Ministerstwa momentalnie go otrzeźwiło. Nagle podanie własnej tożsamości nie wydawało się doskonałym pomysłem, skoro ta dziewczyna znała policjantów, albo oni ją. Wdech - wydech. Nie trać czujności, Steff. W teorii nie miał nic do ukrycia, ale w praktyce poświęcał wiele czasu i energii na udawanie szarego obywatela, potrzebował dostępu do Londynu i pracy w Gringottcie, nie chciał podpaść jakiemuś gliniarzowi jakąś zrobioną po pijaku głupotą.
Może... może nie warto było się tak z jej powodu upijać?
Na szczęście ta blondynka też chciała uważać i nie wydawała się zachwycona towarzystwem nieznajomego. Dlaczego? Nie myśl zbyt wiele, Steff, może po prostu był obleśny. Nigdy nie umiał tego ocenić.
A gdy znaleźli się na zewnątrz i zimny wiatr otrzeźwił go jeszcze bardziej, pomyślał, że może... może niesłusznie osądził każdego w tamtym klubie. W złości znienawidził ich wszystkich za ich radość, beztroskę, przywileje - ale ta dziewczyna wcale nie wyglądała ani na radosną ani na beztroską, a policji bała się równie mocno, jak on.
-Nie wracasz... na tańce? Jak zmienisz sukienkę? - zdziwił się, spoglądając na nią ze zmęczeniem. Faktycznie nie wyglądał najlepiej, oczy miał podkrążone od bezsenności, a od alkoholu kręciło mu się w głowie - ale w odpowiedzi na jej pytanie jedynie wzruszył smętnie ramionami. To nieważne.
Podążył wzrokiem za szczurem, którego pisków nie rozumiał w tej postaci. Może mógłby się zmienić, gdy już dziewczyna odejdzie. Spędzić trochę czasu wśród gryzoniów, zapomnieć o własnych problemach...
...dopiero po sekundzie dotarło do niego, że prawie wprowadził blondynkę w zaułek ze szczurem. Gryzoń jednak umknął, a ona szła dalej.
-Nie boisz się go? - zagaił z pewnym zdziwieniem. Uśmiechnął się blado, ale...
....już drugi raz poddała w wątpliwość (jego zdaniem) jego męskość, więc uśmiech spełzł z twarzy, a Steff obronnie skrzyżował ramiona.
-Jasne, że dam radę! Słuchaj, na potańcówce było ślisko - udał, że to właśnie dlatego się potknął i ją oblał. -ale jasne, że dam radę, ze wszystkim dam radę, Dissimulato! - powiedział na jednym wydechu, celując w sukienkę dziewczyny zgodne z jej prośbą. Białe falbany zniknęły, na szczęście. Maria znów była we własnej sukni, pobrudzonej żółtawą plamą od piwa.
-Myślisz, że Chłoszczyść i Evanesco wystarczą? - upewnił się, grzeczniej, bacząc na to, że był ekspertem od transmutacji, ale nie od magicznego prania.
I dopiero wtedy dotarły do niego jej kolejne słowa.
-Jak to - nie wrócisz? Przeze mnie? - zaniepokoił się. -Daj spokój, tam... jest ciemno, nikt nie zauważy plamy!





intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]28.12.22 13:08
Usta zacisnęły się same z siebie, gdy chłopak zaoferował, że odkupi tę sukienkę. Miał tyle pieniędzy, by wydawać je na nieznajomą dziewczynę? A może to alkohol uderzył mu do głowy tak, że już w ogóle nie kontaktował? Póki co najrozsądnie było chyba przytaknąć albo zignorować zupełnie jego słowa, prędko zmienić temat na jakiś inny, wydostać się jak najprędzej z tego miejsca. Nie wiedziała, kiedy zaczęła przejmować się nim, jego stanem i policzkami oblanymi czerwienią, i smutnym spojrzeniem bardziej, niż sobą samą. Potrafiła jednak wtrącić się w chwilową symbiozę z każdym — dostosować rytm do rytmu drugiego człowieka, jego potrzeby zrównać ze swoimi.
A teraz oboje potrzebowali powietrza.
Przymknęła oczy, pozwalając ciepłemu wiatrowi wprawić sukienkę w ruch, skromne falbanki poruszyły się na nim prawie tak, jakby zostały do tego zaklęte. Maria poczuła też kolejne dmuchnięcia niedaleko swoich kostek, choć jedno z nich nie było wcale wietrzne, popiskiwało z szarością futerka, ale to nie problem na teraz, teraz należało wziąć kolejny wdech, uspokoić rozkołatane ze strachu serce i znaleźć zajęcie dla drżących dłoni.
Te wzniosły się nieco wyżej, do jednego z pękatych loków — włosy Marii zawsze były dzikie w swej naturze, dawały się poskromić wyłącznie kilku fryzurom, najczęściej warkoczom. Dzisiaj jednak miała je rozpuszczone, mogła próbować zająć dłonie rozprostowywaniem pasma, które, gdy tylko wypadło spomiędzy palców, odbijało się sprężyście, powracając do swojego wcześniejszego ułożenia.
Pokręciła przecząco głową; nie chciała tam wracać. Nie chciała się nawet tam zjawiać, ale nie potrafiła odmawiać siostrze, jeszcze nie teraz. Dodatkowo pojawienie się tamtego mężczyzny o nieruchomych oczach sprawiło, że potańcówka i nawet najbardziej skoczne piosenki nie była już miejscem bezpiecznym i miłym, prędko zostało obdarte z całej swojej magii, z udawanego raju. Czego na potańcówce mogła szukać taka dziewczyna jak ona? Dziś zrozumiała, że odpowiedź była prosta.
Tylko i wyłącznie kłopotów.
Na twarzy nieznajomego pojawił się uśmiech. Blady i zmęczony, ale zawsze; w dodatku pytał o szczura przebiegającego obok, stworzenie, które nie mogło jej zrobić krzywdy niesprowokowane — był więc jakiś powód do strachu?
— A powinnam? Szczury to mądre stworzenia, nie atakują niesprowokowane — odpowiedziała tonem znawcy, zupełnie tak, jakby było to dla niej oczywiste. — Poza tym, znają wiele sekretów i mają wyostrzone zmysły. Gdy szczury uciekają z miasta, należy uciekać razem z nimi — pokiwała głową w zamyśleniu. Historia znała przypadki, gdy ludzie zatopieni w poczuciu własnej nieomylności ignorowali szczurze sygnały tak długo, aż było za późno na reakcję. Maria nie chciała taką być, zaufanie szczurowi w pójściu do zaułka było zresztą jedyną logiczną opcją, gdy za innego towarzysza miało się pijanego pasjonata transmutacji.
Nie zdążyła odezwać się ponownie, gdy po zaklęciu bruneta raz jeszcze wróciła do swej pierwszej kreacji, pachnącej piwem i z jasnożółtą plamą na klatce piersiowej. Zmianę przyjęła z ulgą, spomiędzy jasnych warg uciekło radosne westchnienie, a ona sama przestąpiła z nogi na nogę, wyraźnie zadowolona.
— Bardzo dziękuję — skłoniła się grzecznie, wreszcie wyciągając swą własną różdżkę. Nakierowała ją na plamę i próbując odegnać od siebie demony wahania, rzekła: Evanescoa plama skurczyła się początkowo dość prędko, po czym zniknęła zupełnie, pozostawiając suknię tak dobrą, jak nowa. Dopiero wtedy wzniosła ponownie wzrok na nieznajomego. Nieśmiały uśmiech zamigotał w kącikach warg. — Ja... Przepraszam, jeżeli cię uraziłam. W ogóle nie potrafię rzucać zaklęć z transmutacji, a ty... Wydaje się, że robisz to tak, jakbyś potrafił wszystko. Musisz być bardzo mądry — szeptała zmieszana, powoli opuszczając wzrok na czubki własnych butów. Palce na powrót powróciły do rozplątywania loków, przynajmniej do czasu, aż zadał kolejne pytania.
— Oj, nie przez ciebie — powiedziała wreszcie, na moment krzyżując ze sobą ich spojrzenia. Nie trwało to dłużej, niż jedną sekundę, później znów uciekła wzrokiem w bok, policzek przysuwając do lewego ramienia, dla dodania sobie otuchy. — Ja... W ogóle nie chciałam tam przychodzić. Ale siostra mnie namówiła, no i poszłam, nie zdążyłam nawet zatańczyć pierwszego tańca... — pożaliła się ściszonym głosem; nie spodziewała się, że odnajdzie w nim jakiekolwiek zrozumienie, był w końcu chłopcem, ale słowa płynęły niezależnie od tego. — Przepraszam, że też musiałeś wyjść. Gdybym odskoczyła, to ten... ktoś nie zwróciłby na ciebie uwagi. Nie chciałam zrobić ci kłopotów.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]06.01.23 6:39
Faktycznie, wypił trochę... dużo i może nie myślał do końca ekonomicznie - ale zniszczył coś, chciał wziąć za to odpowiedzialność. Sukienka nie wydawała się droga, a poza tym na co miał wydawać pieniądze? Zbierał na prezenty dla żony, ale to już nieaktualne...
Wdychał świeże powietrze, usiłując skupić wzrok w jednym punkcie - ale oglądał się co chwila przez ramię, jakby spodziewając się kłopotów. Wreszcie zawiesił smutne, brązowe oczy na jej fryzurze, równie nieokiełznanej co czasem jego włosy.
-Oszczędnie użyte Siccitasio czasem mi pomaga, gdy sterczą. - eksperymentował ze wszystkim, jeśli dotyczyło to transmutacji, również fryzurą. W końcu włosy kręciły się z powodu wilgotności - a jego się nie kręciły, ale puszyły. Dziś eksperymentował z alkoholem i zapomniał, że nie wolno mówić dziewczynom, że mają sterczące włosy. -Tylko uważaj, niewprawnie użyte albo zbyt często stosowane może za bardzo wysuszyć, albo i zniszczeń fryzurę. - doradził uprzejmie.
Zaniepokoił go to pokręcenie głową, znak, że nie wróci na tańce. Posmutniał. Czyli naprawdę zniszczył jej zabawę...?
Jeśli cokolwiek mogło go rozweselić, to nieoczekiwane komplementy na temat... szczurów.
Roześmiał się, ze szczerym zdumieniem. Samemu nie wiedział o nich tyle zanim nie odkrył swojej ani magicznej formy, więc skąd...?
-Skąd wiesz tyle o szczurach? - przechylił lekko głowę, przypatrując się jej uważniej. -Myślałem, że dziewczyny się ich boją... - wyjaśnił, odpowiadając zarazem na jej poprzednie pytanie. Nie, nie powinna się ich bać, ale... zaskakiwała.
Wreszcie i ona poweselała, choć tylko z powodu zamienionej - i wysuszonej - sukienki.
-I co z tą plamą? - zmrużył oczy, w ciemności niewiele widział, a i trochę dwoiło mu się przed oczyma. Wiatr otrzeźwił go na tyle, by nie pochylać się za blisko nad nieznajomą dziewczyną - lepiej spytać ją samą o stan garderoby. -Zeszła? Zejdzie?
Jego mama trochę szyła, na pewno wiedziałaby, co zrobić! Ale zanim sowa zaniesie list do Bawarii, lepiej będzie kupić nową sukienkę.
-Nie, nie uraziłaś. - odparł machinalnie. W sensie, może troszkę tak, ale trudno było tak naprawdę go urazić. Brat dokuczał mu całe życie, a i Marcel i Jim nie hamowali języka. Nauczył się to ignorować, a nawet tego nie zauważać. Na komplementy reagował za to wdzięcznością i niedowierzaniem - więc uśmiechnął się, z niedowierzaniem.
-Ja... hehe, dziękuję! - przeczesał włosy palcami. Największym strapieniem nielegalnych animagów było to, że to wykroczenie karane aresztem nie mogą się tym chwalić przed dziewczynami, ale miał inne asy w rękawie. -Transmutacja to moja ulubiona dziedzina nauk, jestem swego rodzaju specjalistą. - pochwalił się ochoczo, zupełnie nie przejmując się tym, jak podobne stwierdzenie brzmi w ustach kogoś, kto zmienił sukienkę w suknię ślubną.
-Co? To nie twoja wina. - zdziwił się. -W takich miejscach zawsze są głupi kolesie. To ja przepraszam, że nie zdążyłaś zatańczyć tańca przez moje piwo. - utkwił w niej czujne, smutne spojrzenie. -Nie przyszedłem tutaj tańczyć. - wyznał cicho, choć nie wyjaśnił, co przyszedł robić. Zresztą, widziała. Było mu trochę wstyd. -Ale... może chcesz odtańczyć chociaż taniec? Nawet tu, albo... tam, przy moście, żeby nie tak w zaułku. - roześmiał się, nerwowo. Czemu się denerwował?
To pewnie piwo (zmieszane z whiskey i Merlin wie czym).


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]06.01.23 18:52
To rozglądanie się — czy też oglądanie za siebie — nie sprawiło, że Maria poczuła się jeszcze mniej pewnie. Wbrew pozorom dodało jej trochę odwagi, a sercu spokoju: wydawało się bowiem, że chłopak wreszcie powraca do zdrowych, trzeźwych instynktów, a to pozwalało zaufać mu odrobinkę bardziej, zrzucić strach o własne bezpieczeństwo odrobinę dalej albo może nawet trochę się nim podzielić.
Podniosła na niego zaskoczone spojrzenie, gdy zaczął mówić o zaklęciach.
— One nie sterczą... — szepnęła zawstydzona, a palce niemal od razu, zamiast plątać się pomiędzy lokami, zaczęły przygładzać wszystkie kosmyki, szybko, trochę w panice, ale jeszcze bardziej w zawstydzeniu. Poradził jej z dobrego serca — miała taką nadzieję, ale przy okazji dotknął jednego z kompleksów dziewczęcia, które od razu cofnęło się bardziej w głąb zaułku, ginąc niemal zupełnie w cieniu. Jeżeli miała nie tylko ubrudzoną piwem sukienkę, ale jeszcze jakieś brzydkie, sterczące włosy, nie chciała, żeby ktokolwiek na nią patrzył. A tym bardziej chłopiec. — N—nie będę tego rzucać... — zadeklarowała jeszcze ciszej, gdyby nie to, że noc była bezwietrzna, słowa mogłyby się pogubić między porywami wiatru. Czuła gorąco rozlewające się na czubku nosa, uszu, na obydwu policzkach. Rumieniec wstydu kazał jej odwrócić oczy od smutnej twarzy nieznajomego, przestąpić z nogi na nogę, nawet wtedy, gdy zaśmiał się (ze mnie?), przyglądając jej się uważniej.
Czuła na sobie jego spojrzenie; nie było szczególnie nachalne, daleko było mu od spojrzenia Dantego, jeszcze dalej od spojrzenia tego człowieka z Rękawu Praplatanów. Chyba tylko dlatego nie spanikowała zupełnie i nie rzuciła się do ucieczki.
— Lub... Lubię zwierzęta — wyrzuciła wreszcie z siebie, zaskakująco przecież niepewnie. Wtedy, na potańcówce, gdy zagroził im magipolicjant była zdecydowana i pewna siebie, przepędziła go swym gorącym sprzeciwem, a teraz zdawało się, że straciła go zupełnie, jedno głupie wspomnienie włosów zupełnie zachwiało jej samooceną. — Te magiczne i niemagiczne. Bać to się można tego, czego się nie zna albo tego, przed czym nie można się ochronić. Na przykład Śmierciotuli. Widziałeś taką kiedyś? Przypomina czarną pelerynę, zjada czarodzieja żywcem w jego własnym łóżku, gdy śpi. I nie zostawia po nim nawet śladu — o tak, Śmierciotul należało się bać, ale na całe szczęście — nie wiedziała, czy nieznajomy posiadał wystarczającą wiedzę o magicznych stworzeniach, by móc to wiedzieć — występowała tylko w tropikalnych klimatach, więc szczęśliwie mogli spać spokojnie.
Wreszcie, na pytanie o plamę, zdobyła się na odrobinę odwagi. Wyszła z cienia niemal zupełnie, zatrzymując się całkiem niedaleko Steffena, po jego lewej stronie. Dłonią wyprostowała materiał sukienki, ukazując ją zupełnie czystą.
— Zeszła. Całe szczęście. Mam nadzieję, że przez ten czas, jak wisiała w szafie, inne sukienki nie prześmiardły piwem... — westchnęła cicho, wznosząc powoli dłoń do policzka, ale wtedy przypomniała sobie, że jej sterczące włosy są w centrum widoku chłopaka, dlatego też raz jeszcze poczęła gładzić je dłońmi tak, jakby miało jej to pomóc w wyeliminowaniu każdego odstającego kosmyka.
Napięcie uciekło z uniesionych ramion dopiero wtedy, gdy przyznał, że go nie uraziła (więc może ten komentarz o sterczących włosach nie był umyślnie nieuprzejmy?). Później zaśmiał się jeszcze, nagle pełen wigoru, deklarując się specjalistą od transmutacji. Pokiwała głową na zgodę, to zaklęcie, które wspominał na początku (nie mogła zapomnieć sterczących włosów) chyba też musiało być zaklęciem transmutacyjnym, ale na tyle złożonym, że nie uczono jej go na zajęciach w szkole.
Szarozielone spojrzenie wreszcie wzniosło się wyżej, natrafiło na brąz oczu nieznajomego konesera piwa tak, jakby do tego tylko zostało stworzone. Policzki — bladoróżowe od jakiegoś czasu — zapiekły raz jeszcze, teraz jakoś przyjemniej, aż musiała stanąć na palcach, próbując powstrzymać fizyczne objawy swej...
Radości?
— W zaułku... Chyba nie jest najbardziej bezpiecznie... — zaczęła cicho, choć z przekonaniem i odrobinę ostrożnie. Jej myśli pobiegły ku mostowi, to było ładne miejsce do tańca. W ciepły, czerwcowy wieczór, z kimś zupełnie nieznajomym. Jak w bajce. — Jeszcze nadepniemy na jakiegoś szczura i będzie mu przykro — dodała z uśmiechem, a niedługo po tym odpowiedziało jej ciche popiskiwanie, gdzieś niedaleko prawej pięty Steffena. Mógł poczuć znajomy podmuch wiatru po szczurzej ucieczce. Chyba natura musiała się z nią zgadzać. — A jeżeli ruszymy teraz, powinniśmy zdążyć wrócić do domów przed godziną policyjną — plan układał się w logiczną całość, była już nawet gotowa wymknąć się z bezpieczeństwa cieni zaułka, gdy raz jeszcze spojrzała w jego smutne oczy. Nie pasowały mu. Zupełnie.
— Oczywiście, jeżeli naprawdę tego chcesz. Nie chcę cię do niczego zmuszać, nie jesteś mi nic winien, dobrze?


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]10.01.23 1:49
-To naturalne, że jak jest wilgotno to trochę s... - zaczął pouczającym tonem, wciąż przez alkoholową mgłę. W porę (albo za późno?) zobaczył jednak smutną minkę dziewczyny i przypomniał sobie, że kobietom nie mówi się takich rzeczy...
...ups.
Z jednej strony, mówił już jednej kobiecie wszystko, co powinien i skończyło się to źle i teraz chciałby wszystkie znienawidzić i mówić co mu się żywnie podoba.
Z drugiej strony, dziewczyna miała wielkie, smutne oczy i powoli docierało do niego, że przecież nie jest winna jego sercowej tragedii.
-Nie-e martw się, dzisiaj nie jest wilgotno! W sensie, rzeka jest blisko, ale powietrze jest suche! - spróbował wybrnąć, choć ocena wilgotności powietrza była raczej kreatywną retoryką niż stanem faktycznym.
Mimowolnie uniósł lekko brew, bo wiele dziewczyn mówiło, że lubi zwierzęta - by zawęzić tą kategorię jedynie do puszków, pufków i może tych okropnych kugucharów. Wyglądało jednak na to, że blondynka wliczyła gryzonie w kategorię zwierząt (słusznie!), choć jej głos brzmiał zadziwiająco niepewnie. Może jednak się bała? Rozejrzał się kontrolnie po zaułku, gotów bronić ją przed kolejnym przypadkowym szczurem, choć w ludzkiej postaci miał ograniczone pole manewru i zerowe środki szczurzej perswazji.
-Nie no, spokojnie, piwo nie śmierdzi aż tak bardzo. - skwitował z pewnością siebie kogoś, kto wypił dziś pięć albo dziesięć piw. Kontrolnie zerknął na jej dłonie (od Bezksiężycowej Nocy patrzył ludziom na ręce jakoś częściej niż przeciętnie), nieco zdziwiony tym, że nadal bawiła się włosami - wciąż nie docierało jednak do niego, że naprawdę ją zaniepokoił.
A potem jej twarz pojaśniała nagle, choć mimika przeczyła łagodnym słowom o niebezpieczeństwie. Nie znał dziewczyny na tyle, by rozpoznać zmianę smutku w radość - prawdę mówiąc, ledwo wychwycił nawet jej speszenie. Jedynie złość, tam w budynku, wybijała się jasno w spektrum niezrozumiałych emocji. Blondynka cieszyła się inaczej niż on, zupełnie inaczej. Subtelnie, podczas gdy on radował się całym sobą - ale ostatnio był szczęśliwy bardzo dawno temu. Teraz spotkali się gdzieś w połowie - gdy zmuszał się do uprzejmej wesołości, natykał się na tą szczerą.
Słysząc nagłą troskę o szczura - czy to może żart? - uśmiechnął się szerzej, już bez przymusu.
-Na pewno docenią twoje dobre serce. - odpowiedział w dowcipnej konwencji, bo inaczej nie wypadało, ale każde słowo mówił szczerze. Nie chciałby zostać zdeptany...
-Nie no, co ty, odprowadzę cię do domu! I znajdziemy jakieś miejsce po drodze... - miał na końcu języka, że może nawet gdzieś gra muzyka, ale mugolscy - i cygańscy - grajkowie zniknęli z miasta z zeszłym roku. -Już i tak nie powinienem tam wracać. - uśmiechnął się przepraszająco, wciąż było mu trochę wstyd za oblanie jej piwem, ale pamięć o własnym pijaństwie przywołała jeszcze trudniejsze emocje. Powinien wracać, do pustego domu. Przed godziną policyjną. Smutek znów zamglił brązowe oczy.
-To w którą stronę? - zapytał, a gdy już się upewnił, poprowadził Marię uliczkami, które tak dobrze znał. Nie miał głowy myśleć o tym, że być może opiekunowie upomną ją za szwendanie się z nieznajomym, samemu żył sam (sam, sam, sam) zbyt długo, by ktokolwiek zwracał mu uwagę. Żona już nie zwróci mu uwagi.
Wreszcie, gdy przechodzili pod mostem, zanucił cicho melodię Elvisa, jedną z tych wygrywanych przez Jima - i skłonił się lekko, by porwać dziewczynę do krótkiego tańca.

jak mi idzie?
1. nucenie, -40
2. taniec, I



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]10.01.23 1:49
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 98

--------------------------------

#2 'k100' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
potańcówka - Potańcówka braci Fancourt - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]12.01.23 19:50
Zacisnęła mocno usta, słuchając tego, jak bardzo mocno ten chłopak obstawał przy swoim. Im bardziej to robił zresztą, tym bardziej Marii zdawało się, że jej włosy naprawdę sterczą i wygląda przez to komicznie, jak klaun cyrkowy w niedopasowanej peruce (w dopasowanej też wyglądali komicznie, ale nie o tym mowa!). Nie spodziewała się jednak, że nieznajomy będzie tak chętnie i tak często zaglądał w jej oczy — o barwie szarawej zieleni, w cieniu zaułka zupełnie niemal nijakiej. Maria nie była interesująca, raczej nigdy, tak o sobie myślała. Ale teraz, gdy już jej włosy miały sterczeć, chłopak i tak spoglądał od czasu do czasu w jej oczy i nawet dzięki temu załapał się na drobny moment refleksji.
— Gdyby było wilgotno, oddychałoby ci się ciężej — wtrąca dzielnie i przyziemnie, chociaż dalej nie odzyskała tego samego rezonu, który zaprezentowała w środku potańcówki. Oczywiście, że nie jest wilgotno, dodałaby jeszcze, gdyby nie to, że temat prędko został zmieniony i zamiast sterczących włosów, wilgotności powietrza, czy nawet królestwa zwierząt, dwójce młodych ludzi przyszło rozmawiać o niczym innym, jak o piwie.
— Jak ktoś pije dużo piwa, to mu nie śmierdzi, ale ja... Chyba nie lubię alkoholu. A moja siostra w ogóle go nie pije, tylko jej mąż — już chciałaby oprzeć się o ścianę zaułka, ale w porę przypomniała sobie, że nie widziała tych ścian. Mogły być brudne, zalane Merlin jeden wiedział czym, a po jednej przygodzie z plamą, nie zamierzała ryzykować kolejnymi. Ostatecznie przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, opuszczając powoli dłonie z włosów. Jeszcze przez moment bawiła się tylko końcówkami włosów, aż wreszcie uwolniła je spomiędzy palców, skupiając się na wyprostowaniu sukienki. — Nie powinieneś... Zbyt często tego robić. Tamten zbir mógł cię naprawdę aresztować — dodała po chwili, ze szczerym przejęciem i troską w głosie. Może byli tylko nieznajomymi, może ten chłopak miał w sobie prawdziwą, niesamowitą zdolność do przekraczania granic dobrego smaku w zakresie komentowania dziewczęcej mody i urody, ale mimo wszystko bardzo dobrze mu z oczu patrzyło. Był... Tak uroczo żywiołowy, w pewnym sensie prostolinijny, ale mądry. I jeszcze uśmiechał się tak szeroko, gdy troszczyła się o szczury... Nie chciała, żeby stała mu się krzywda.
— Dobrze, ale pod jednym warunkiem — zgodziła się, przestępując miękko dzielące ich od siebie kroki. Ściszyła głos do jeszcze większego szeptu, to tajemnica, musiała być pewna, że nie wydostanie się spomiędzy nich. — Gdy dam ci znać, rozdzielimy się. Nie chcę, żeby... Moja siostra i jej mąż cię widzieli. Same z nimi kłopoty — gdy tylko sformułowała myśl, policzki zapłonęły gorącym rumieńcem. Nie mogła mu powiedzieć, że Violet bardzo chciała, żeby znalazła sobie narzeczonego, a bycie odprowadzoną pod dom przez chłopca znaczyło przecież... Prawie to samo. Nie zasługiwał na ten błąd, na wszystkie niemiłe konsekwencje.
— Tutaj — powiedziała, wychodząc pierwsza z zaułka. W świetle ulicznych lamp wyglądała na weselszą i chyba naprawdę tak było. Zakręciła się wokół własnej osi, skromna sukienka zrobiła to samo, a ona zatrzymała się, wskazując ręką kierunek. Wydawało się zresztą, że nieznajomy zna to miasto tak dobrze, jakby mieszkał w nim od urodzenia. Londyn był ogromny, mogło tak być, dlatego nie zadawała pytań, posłusznie przemykając pod jego ochroną między mniej zatłoczonymi uliczkami.
Gdy znaleźli się pod mostem, uniosła lekko głowę w górę. Obok płynęła Tamiza, szeroka i duża, nawet niekoniecznie śmierdząca. A przed nią, w świetle księżyca kłaniał się młody chłopak, nucąc i porywając do obiecanego tańca. Jedynego dzisiejszego wieczoru, wyjątkowego.
Odpowiedziała mu dygnięciem, podając obie dłonie. Nucił nieznaną jej melodię, ale skoczną i chwytliwą, ciało samo rwało się do tańca. Problem w tym, że jej dzisiejszy partner musiał przechylić o kilka kufli za dużo, a Maria bardzo nie chciała zostać podeptana...

| jak mi idzie?
1) tańczę rock'n'rolla (taniec współczesny I)
2) unik przed deptaniem stópek, ST70


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]12.01.23 19:50
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 99

--------------------------------

#2 'k100' : 88
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
potańcówka - Potańcówka braci Fancourt - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Potańcówka braci Fancourt [odnośnik]03.02.23 8:51
-Mam dobrą kondycję. - skłamał na poczekaniu, nie wiedząc, co ma powietrze do oddychania - nie znał się na takich czynnikach, kojarzył tylko, że po biegu łapał zadyszkę.
Choć starał się o tym nie myśleć, przypomniał sobie nagle ostatni raz gdy nie mógł oddychać. Szaleńczy bieg po wyspie, płuca palące od wysiłku, a potem słona woda, wdzierająca się do nich gdy minęło Protego Totalum. A może tamto mu się wydawało, może Minister zdążył ich ochronić i dusił się tylko we własnych koszmarach? Koszmarach śnionych w pustej sypialni, bo od razu po tamtym horrorze wrócił do p u s t e g o domu.
Zamrugał, orientując się, że na moment zapatrzył się gdzieś w dal. Ostatnio tak się zawieszał, a nie powinien. Co sobie ludzie pomyślą? Poza tym - musiał zachować czujność, zwłaszcza w Londynie. Ten glina nieźle go nastraszył.
-Żadnego? - zdziwił się. -Widać nie piłaś jeszcze dobrego alkoholu. - na przykład Toujours Pur. Szkoda, że wszystkie butelki przeznaczył na własny ślub i nie miał czym opić rozstania. Tylko podłym piwem. -Ale nie zawsze pije się dla smaku. Niektórzy piją, żeby zapomnieć. - wzruszył ramionami i odrzucił włosy lekko do tyłu, w geście, który podpatrzył od Jima.
Skrzywił się lekko, gdy wspomniała o glinie, bo niestety miała rację. I to byłaby jego wina i jego nieostrożności. Tyle, że nie lubił czuć się winny, szczególnie gdy i tak czuł się ze sobą źle.
-Myślisz, że potrzebował wymówki? Jakby miał ochotę, to aresztowałby i trzeźwego mnie. - wyrwało mu się na własną obronę, ale zaraz przypomniał sobie, że mówi o urzędniku prawa i uśmiechnął się z przymusem. -Pewnie inny policjant nie, ale temu jakoś źle z oczu patrzyło, nie? - dodał, by nie sprawić pozorów, że nie lubi glin.
Chyba lubił jak wpadali w Dunę. Zastanawiał się wtedy, ilu z nich minęło obojętnie pojedynek Bertiego ze Śmierciożercą.
-Och... dobrze! Spokojnie, umiem się kryć. - roześmiał się nieco nerwowo, gdy wspomniała o siostrze i mężu. Nie chciał nikomu podpadać ani sprawić je jeszcze więcej kłopotów.
A potem - napięcie opadło, rozmywając się w jej uśmiechu i tańcu. Zanucił melodię tak, że dało się rozpoznać rytm, ale kręciło mu się w głowie - na szczęście dziewczyna tańczyła chyba dużo lepiej. Uśmiechnął się, pod koniec chyba nawet roześmiał gdy wirowała. Już nie był pijany, ale teraz łatwo było nie myśleć.
Zaczął myśleć dopiero w pustym domu, gdy odprowadził już blondynkę na właściwą ulicę i jako szczur pomknął (by nie być człowiekiem blisko godziny policyjnej) na granice miasta poza barierę teleportacyjną. Pomyślał wtedy, że zapomniał jej spytać jak ma na imię.

/zt x 2 :pwease:


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Potańcówka braci Fancourt
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach