Korytarz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz
Całe szczęście!, ten nadzwyczaj paskudny okres, podczas którego większość pomieszczeń była na tyle przepełniona pacjentami, że łóżka stawiano właśnie na korytarzach, już się skończył. Pozostały po nim jednak dosyć wyraźne ślady w postaci powycieranej gdzieniegdzie drewnianej podłogi, zarysowań i obdrapań na ścianach w miejscach, gdzie kończą się powierzchnie pomalowane farbą olejną, a zaczynają te pociągnięte tylko najzwyklejszą, białą farbą łuszczącą się pomiędzy drzwiami prowadzącymi do poszczególnych sal. Dźwięk kroków niesie się tutaj głośnym echem, a stukot wszelkiego rodzaju próbek, pojemniczków na maści czy eliksiry praktycznie nie milknie. Jeśli nie chcesz, by złapał Cię ból głowy, lepiej zwyczajnie jak najszybciej przenieś się w inne miejsce.
— Poza pracą nie jestem kulturalnym człowiekiem — zapewnił ją, chociaż najpewniej już zdążyła zapamiętać, że potencjalnie to był po pracy, mimo, ze nie zdążył zrzucić z siebie szat. Wolał mieć jasność. Też potrafił patrzyć na ludzi z góry i oceniać ich. Splótł ręce na piersi, napinając instynktownie w nerwach mięśnie, mrużąc przy tym w niezadowoleniu oczy. Taka młoda, a będzie pouczać Uzdrowiciela, co powinien, a czego nie powinien robić. W tym momencie był jedyną przychylną jej tu osobą, bo w gruncie rzeczy zasady często naginał dla własnych korzyści, czy częściej, zwyczajnie wygody. Ktoś inny mógłby jej nie udzielić żadnych informacji. Zwłaszcza, ze znaczna większość wiedziała, że była to Katya Ollivander wraz z narzeczonym, Mulciberem. Cassian zaś kojarzył ją jako dziewczę z Zakonu i też niewiele, bo i spotkanie przebiegło mu bardzo szybko i niejasno, jako, że - jak zawsze – bolała go wtedy głowa.
— Słuchaj, laleczko — trochę jak laleczka wyglądała. Rumiane policzki, delikatna skóra, niewielki wzrost, wrażliwość. Gdyby był trochę młodszy i życie nie dało mu tak popalić, prawdopodobnie ten obrazek by go podniecał, teraz tylko drażnił z jakiegoś powodu. Takie słodkie dziewczę nie powinno mu działać na nerwy, ale działało. Było w niej coś niewyjaśnionego. Jakby nie wiedział o niej wszystkiego, mimo, ze już zdążył dopiąć jej łatkę. Miał wrażenie, ze zrobił to zbyt pochopnie i ten właśnie instynktowny wniosek doprowadzał go do zażenowania.
— W takim razie może warto nauczyć się gotować? — zasugerował jeszcze z odrobiną kpiny, aż w końcu rozłożył się na fotelu obok niej, wpatrując się z rezygnacją w sufit. Zrzucił z ciuchow szaty magomedyka, przewieszając je przez podłokietnik mebla dziewczęcia.
— Co dokładnie znaczy szlachecki policzek? Jak uderza się szlachcica i czym różni się to od uderzania plebsu? — spytał ze zmęczenia nie zauważajac bezsensu zadawanego pytania. Wpatrywał się w nią uważnie, w głowie weryfikując, czy mógłby w jakiś sposób, na przykład doświadczalnie to sprawdzić. Mógł być jeszcze większym gnojkiem i poczekać aż sama mu przyłoży. Przy odrobinie szczęścia, jak jej narzeczony trafi na izbę przyjęć i pierwszy raz od wielu lat w końcu porządnie się wyśpi.
— Kochanie. — miał ochotę jej powiedzieć, że jej mężczyzna był jasnowidzem, ale uznał to za zbyt proste. — Myślę, że jak się obudzi, sama powinnaś go o to spytać. Być może będziesz chciała wiedzieć, za kogo wychodzisz za mąż.
Chociaż cholera ją wie. Szlachcice to były dziwne twory. To za kogo wychodzą za mąż zdawało się ich nie interesować o ile dobrze wyglądało to na salonach i przy ich nazwisku. Nic personalnego, oczywiście, ale Cassian nie znosił arystokracji. Tak samo jak aurorów, urzędników, kobiet i czarnoksiężników. Chociaż jedni z wymienionych sobie na to zasłużyli.
— Słuchaj, laleczko — trochę jak laleczka wyglądała. Rumiane policzki, delikatna skóra, niewielki wzrost, wrażliwość. Gdyby był trochę młodszy i życie nie dało mu tak popalić, prawdopodobnie ten obrazek by go podniecał, teraz tylko drażnił z jakiegoś powodu. Takie słodkie dziewczę nie powinno mu działać na nerwy, ale działało. Było w niej coś niewyjaśnionego. Jakby nie wiedział o niej wszystkiego, mimo, ze już zdążył dopiąć jej łatkę. Miał wrażenie, ze zrobił to zbyt pochopnie i ten właśnie instynktowny wniosek doprowadzał go do zażenowania.
— W takim razie może warto nauczyć się gotować? — zasugerował jeszcze z odrobiną kpiny, aż w końcu rozłożył się na fotelu obok niej, wpatrując się z rezygnacją w sufit. Zrzucił z ciuchow szaty magomedyka, przewieszając je przez podłokietnik mebla dziewczęcia.
— Co dokładnie znaczy szlachecki policzek? Jak uderza się szlachcica i czym różni się to od uderzania plebsu? — spytał ze zmęczenia nie zauważajac bezsensu zadawanego pytania. Wpatrywał się w nią uważnie, w głowie weryfikując, czy mógłby w jakiś sposób, na przykład doświadczalnie to sprawdzić. Mógł być jeszcze większym gnojkiem i poczekać aż sama mu przyłoży. Przy odrobinie szczęścia, jak jej narzeczony trafi na izbę przyjęć i pierwszy raz od wielu lat w końcu porządnie się wyśpi.
— Kochanie. — miał ochotę jej powiedzieć, że jej mężczyzna był jasnowidzem, ale uznał to za zbyt proste. — Myślę, że jak się obudzi, sama powinnaś go o to spytać. Być może będziesz chciała wiedzieć, za kogo wychodzisz za mąż.
Chociaż cholera ją wie. Szlachcice to były dziwne twory. To za kogo wychodzą za mąż zdawało się ich nie interesować o ile dobrze wyglądało to na salonach i przy ich nazwisku. Nic personalnego, oczywiście, ale Cassian nie znosił arystokracji. Tak samo jak aurorów, urzędników, kobiet i czarnoksiężników. Chociaż jedni z wymienionych sobie na to zasłużyli.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
-Twierdzisz, że nie jesteś w pracy? - zapytała dość arogancko i skrzywiła się nieznacznie. -Pragnę przypomnieć, że wciąż znajduje się pan na terenie szpitala i byłoby jednak cudownie, gdybyś schował na moment bezczelność w kieszeń - była zła i nie kryła tego, wszak naprawdę się martwiła, a ktoś nad wyraz niesubordynowany robił sobie z niej żarty. Jak w ogóle śmiał? Zmierzyła mężczyzne nienawistnym spojrzeniem i fakt, że musieli zachowywać pozory powstrzymywał ją przed zasadzeniem mu pożądnego kuksańca. Każdy bowiem doskonale wiedział, że Katya przełamywała wszelkie możliwe zasady szlacheckiego pochodzenia, ale w obecnych czasach... Miała też wszystko gdzieś i nie obchodziło jej to, że przyszłość, którą miała rozpocząć w niedługim czasie stoi pod znakiem zapytania, bo przywykła do tego, że egzystencja, którą wiedzie jest jedną wielką niewiadomą. Ironia losu, czyż nie?
Laleczko.
Zastygła w bezruchu, gdy padło to słowo i poczuła jak fala irytacji zalewa ją z każdej strony. Oddychała ciężko, a klatka piersiowa unosiła się w zbyt wolnych ruchach. Zmrużyła nieznacznie oczy i odwróciła się bokiem do Cassiana, by wbić w niego jeszcze intensywniejsze spojrzenie. Czarne tęczówki pokrywały się jeszcze głębszą czernią, która była niejednoznaczna i zbyt nieprzewidywalna.
-Radzę to panu odwołać - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Liczyła się z tym, że może jej nie posłuchać, ale przesadził i to zdecydowanie. Nie pojmowała takiego zachowania, ale to głównie przez fakt, że sama trzymała się z dala od osób wulgarnych, choć było to oszustwem. Przy niej maskowali się doskonale, a ona nie miała nawet o tym pojęcia.
-Chodziło mi o to, że kobieta szlacheckiego pochodzenia uderza inaczej niż ta, która wychowywała się chociażby na Nokturnie... Nie emanuje aż taką siłą, ale jeśli chce się pan przekonać, to chętnie pokażę, co miałam na myśli - mruknęła pod nosem i wzruszyła lekko ramionami, bo jeżeli chciał się przekonać o tym, co oznaczało to wszystko, to nie widziała żadnego problemu w tym, by naprawdę udowodnić mu różnice. Owszem, zaserwowała Ramseyowi cios, ale był nad wyraz delikatny i subtelny, tak samo jak potrząsanie za ramiona, ale nie wpadłaby na to, że wpędziła go do świata, z którego nie mógł sam wyjść. Dlatego słowa Morissona były dla niej szokujące.
-O czym pan mówi? - zapytała od razu, bo nie potrafiła powstrzymać swojej nadmiernej ciekawości. -Sugeruje pan coś?
Laleczko.
Zastygła w bezruchu, gdy padło to słowo i poczuła jak fala irytacji zalewa ją z każdej strony. Oddychała ciężko, a klatka piersiowa unosiła się w zbyt wolnych ruchach. Zmrużyła nieznacznie oczy i odwróciła się bokiem do Cassiana, by wbić w niego jeszcze intensywniejsze spojrzenie. Czarne tęczówki pokrywały się jeszcze głębszą czernią, która była niejednoznaczna i zbyt nieprzewidywalna.
-Radzę to panu odwołać - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Liczyła się z tym, że może jej nie posłuchać, ale przesadził i to zdecydowanie. Nie pojmowała takiego zachowania, ale to głównie przez fakt, że sama trzymała się z dala od osób wulgarnych, choć było to oszustwem. Przy niej maskowali się doskonale, a ona nie miała nawet o tym pojęcia.
-Chodziło mi o to, że kobieta szlacheckiego pochodzenia uderza inaczej niż ta, która wychowywała się chociażby na Nokturnie... Nie emanuje aż taką siłą, ale jeśli chce się pan przekonać, to chętnie pokażę, co miałam na myśli - mruknęła pod nosem i wzruszyła lekko ramionami, bo jeżeli chciał się przekonać o tym, co oznaczało to wszystko, to nie widziała żadnego problemu w tym, by naprawdę udowodnić mu różnice. Owszem, zaserwowała Ramseyowi cios, ale był nad wyraz delikatny i subtelny, tak samo jak potrząsanie za ramiona, ale nie wpadłaby na to, że wpędziła go do świata, z którego nie mógł sam wyjść. Dlatego słowa Morissona były dla niej szokujące.
-O czym pan mówi? - zapytała od razu, bo nie potrafiła powstrzymać swojej nadmiernej ciekawości. -Sugeruje pan coś?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
- Masz dla mnie wiele bezuzytecznych rad, o które wcale nie prosilem. Jesteś pewna, że nie pomylilas pieter? Oddzial zamkniety magipsychiatrii znajduje sie gdzieś indziej. - mruknal wpatrując sie nachalnie w jej oczy. Byla bardzo drazniaca. Tak, był po pracy. A teren szpitala wcale nie zobowiazywal go do kultury osobistej.
- Skladalem przysięgę dbania o zdrowie fizyczne pacjentow i ich komfort psychiczny. W przysiedze nikt nie mówił o wstrzemiezliwosci w mowieniu i wysokiej kulturze wlasnej. A ty nie jesteś ani pacjentem, ani moim przełożonym czy nikim mi bliskim, zebym musial sie przejmowac kobiecymi chimerami.
Poprawił sie na fotelu, wyciągając się na nim wygodnie. Chyba ostatecznie uznal, ze latwiej jest jej po prostu udzielic odpowiedzi, zeby sie jej pozbyc, niz sie z nia droczyc. Dlatego wlasnie wstal z miejsca, przerzucajac kilt przez ramię. W sumie odejscie tez mogloby przynieść zamierzony efekt. Pozostawienie jej tu samej na korytarzu, zdanej na wlasne myśli i obawy wzgledem stanu jej mezczyzny, kochanka, czy kim tam Ramsey Mulciber dla niej byl. Chwile pozniej jednak obejrzal sie przez ramie w jej kierunku.
- No idziesz, stoisz, siedzisz czy co robisz?
Dla wyjasnienia, postanowil jeszcze doprecyzowac kolejna kwestie żeby rozwiac jej watpliwosci. Niedoinformowana byla wyjatkowo irytujaca.
- Nie sugeruje. Stwierdzam, ze obowiazuje mnie tajemnica lekarska. Jedyne co Ci moge powiedziec to ze jest caly.
A to tez nie bylo prawda. Nie mogl, ale lepiej dla niego, zeby wiedziala co sie dzieje, wtedy on mial mniej marudzenia nad glowa.
- Przeniesli go na inny oddzial.
- Skladalem przysięgę dbania o zdrowie fizyczne pacjentow i ich komfort psychiczny. W przysiedze nikt nie mówił o wstrzemiezliwosci w mowieniu i wysokiej kulturze wlasnej. A ty nie jesteś ani pacjentem, ani moim przełożonym czy nikim mi bliskim, zebym musial sie przejmowac kobiecymi chimerami.
Poprawił sie na fotelu, wyciągając się na nim wygodnie. Chyba ostatecznie uznal, ze latwiej jest jej po prostu udzielic odpowiedzi, zeby sie jej pozbyc, niz sie z nia droczyc. Dlatego wlasnie wstal z miejsca, przerzucajac kilt przez ramię. W sumie odejscie tez mogloby przynieść zamierzony efekt. Pozostawienie jej tu samej na korytarzu, zdanej na wlasne myśli i obawy wzgledem stanu jej mezczyzny, kochanka, czy kim tam Ramsey Mulciber dla niej byl. Chwile pozniej jednak obejrzal sie przez ramie w jej kierunku.
- No idziesz, stoisz, siedzisz czy co robisz?
Dla wyjasnienia, postanowil jeszcze doprecyzowac kolejna kwestie żeby rozwiac jej watpliwosci. Niedoinformowana byla wyjatkowo irytujaca.
- Nie sugeruje. Stwierdzam, ze obowiazuje mnie tajemnica lekarska. Jedyne co Ci moge powiedziec to ze jest caly.
A to tez nie bylo prawda. Nie mogl, ale lepiej dla niego, zeby wiedziala co sie dzieje, wtedy on mial mniej marudzenia nad glowa.
- Przeniesli go na inny oddzial.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zazwyczaj dawała ludziom bezwartościowe rady, dlatego odpuściła. Nie chciała już nikomu podpowiadać, a przyjęła słowa Cassiana ze spokojem, może nawet z nieco ironicznym uśmiechem. Złapała potrzebny dystans do tego, by się uwolnić od potrzeby bycia, bo przecież nie była wietrzna. Każdy ją stracił w pewien sposób, ale nikt o tym nie wiedział. Milczała i nie planowała zwierzać się ze swoich rozterek, które łamały jej serce, ale któż mógł wiedzieć o tym, co ją męczyło od dawna?
Nikt.
Była bezużyteczna.
Dlatego zapewne momenty, w których Morisson się do niej odzywał, milczała. Nie brała pod uwagę, że w ten sposó mogłaby zostać potraktowana jako gburowata istota, ale przecież to nie miało znaczenia. Magomedyk nadrabiał za nich oboje i dzięki temu pozostawała cicha, bo tak było łatwiej. Zwłaszcza teraz, gdy ona martwiąc się o los Ramseya wychodziła na skończoną idiotkę. Nie sądziła, że zaraz po przebudzeniu wyjdzie ze szpitala i uda się do pierwszej lepszej kobiety, ale taki jego urok. Katya nie liczyła się dla mężczyzny i może to dlatego złapała na tyle duży dystans, by nie zawracać sobie dłużej głowy? Zrozumiała to w dniu, kiedy doszło do nieszczęśliwego wypadku. Jego oschłość i obojętność zraniły ją do żywego, ale miał się nigdy o tym nie dowiedzieć. Błachostki, które nie należały do sfery jego zainteresowań, a zwierzenia? Ollivander była zbyt zamknięta w sobie, żeby cokolwiek wydusić.
-W porządku - przytaknęła otwarcie, bo nie widziała sensu w pójsciu do pokoju, w którym leżał Mulciber. Chciała przemyśleć pewne sprawy, ale ostatecznie zdecydowała, że pójdzie za Cassianem. Wypuściła powietrze z płuc i zbyt szybkie wstanie na równe nogi sprawiło jej niemały ból w biodrze. Syknęła pod nosem, ale idąc spokojnie, bez gwałtownych ruchów - udało się dotrzeć we wskazane miejsce.
-Dziękuje.
Nikt.
Była bezużyteczna.
Dlatego zapewne momenty, w których Morisson się do niej odzywał, milczała. Nie brała pod uwagę, że w ten sposó mogłaby zostać potraktowana jako gburowata istota, ale przecież to nie miało znaczenia. Magomedyk nadrabiał za nich oboje i dzięki temu pozostawała cicha, bo tak było łatwiej. Zwłaszcza teraz, gdy ona martwiąc się o los Ramseya wychodziła na skończoną idiotkę. Nie sądziła, że zaraz po przebudzeniu wyjdzie ze szpitala i uda się do pierwszej lepszej kobiety, ale taki jego urok. Katya nie liczyła się dla mężczyzny i może to dlatego złapała na tyle duży dystans, by nie zawracać sobie dłużej głowy? Zrozumiała to w dniu, kiedy doszło do nieszczęśliwego wypadku. Jego oschłość i obojętność zraniły ją do żywego, ale miał się nigdy o tym nie dowiedzieć. Błachostki, które nie należały do sfery jego zainteresowań, a zwierzenia? Ollivander była zbyt zamknięta w sobie, żeby cokolwiek wydusić.
-W porządku - przytaknęła otwarcie, bo nie widziała sensu w pójsciu do pokoju, w którym leżał Mulciber. Chciała przemyśleć pewne sprawy, ale ostatecznie zdecydowała, że pójdzie za Cassianem. Wypuściła powietrze z płuc i zbyt szybkie wstanie na równe nogi sprawiło jej niemały ból w biodrze. Syknęła pod nosem, ale idąc spokojnie, bez gwałtownych ruchów - udało się dotrzeć we wskazane miejsce.
-Dziękuje.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Cassian oparł się o ścianę przed pokojem Mulcibera. Wspierał się o nią ramieniem, dorzucając jeszcze w gwoli wyjaśnienia.
— Uzdrowiciele próbują go wybudzić ze śpiączki. Na razie bezskutecznie, ale to dlatego, że opiekują się nim sami idioci.
Nie czuł potrzeby solidaryzowania się ze swoimi kolegami z pracy. Co prawda w dziedzinie takich urazów, będących skutkiem naturalnej magii, a nie magii pozaklęciowej, nie był ekspertem, ale był prawie pewien, że mógłby wyprowadzić mężczyznę z tego stanu szybciej. Kiedy już zidentyfikowano go jako śpiączkę w jaką wpadł w wyniku wizji jasnowidza.
— Nie masz ochoty mi dziękować. Pięć minut temu chciałaś mi przyłożyć — zauważył, poprawiając kilt przewieszony przez ramię i ocenił krótkim, taksującym spojrzeniem dziewczynę. Zmieniła swoje nastawienie tak gwałtownie, że zaczął się zastanawiać, czy była zrównoważona psychicznie, albo czy nie trzeba skontrolować jej. Może oberwała jakim zaklęciem, którego działanie dopiero teraz się aktywowało? Podszedł do niej, bezpardonowo, w swoim medycznym odruchu, przykładając dłoń do jej czoła. Zmarszczył brwi, bo nie wyczuł różnicy temperatur.
— Jesteś zbyt statyczna — stwierdził wprost — weź eliksir wzmacniający. Nie chcesz żeby Twój fagas oglądał Cię w tym stanie.
Miał na myśli to, że przez to całe zamartwianie się wyglądała trochę słabo i blado. Taka tam uzdrowicielska przypadłość, że dokonywał oceny jej stanu zupełnie niepytany.
— Uzdrowiciele próbują go wybudzić ze śpiączki. Na razie bezskutecznie, ale to dlatego, że opiekują się nim sami idioci.
Nie czuł potrzeby solidaryzowania się ze swoimi kolegami z pracy. Co prawda w dziedzinie takich urazów, będących skutkiem naturalnej magii, a nie magii pozaklęciowej, nie był ekspertem, ale był prawie pewien, że mógłby wyprowadzić mężczyznę z tego stanu szybciej. Kiedy już zidentyfikowano go jako śpiączkę w jaką wpadł w wyniku wizji jasnowidza.
— Nie masz ochoty mi dziękować. Pięć minut temu chciałaś mi przyłożyć — zauważył, poprawiając kilt przewieszony przez ramię i ocenił krótkim, taksującym spojrzeniem dziewczynę. Zmieniła swoje nastawienie tak gwałtownie, że zaczął się zastanawiać, czy była zrównoważona psychicznie, albo czy nie trzeba skontrolować jej. Może oberwała jakim zaklęciem, którego działanie dopiero teraz się aktywowało? Podszedł do niej, bezpardonowo, w swoim medycznym odruchu, przykładając dłoń do jej czoła. Zmarszczył brwi, bo nie wyczuł różnicy temperatur.
— Jesteś zbyt statyczna — stwierdził wprost — weź eliksir wzmacniający. Nie chcesz żeby Twój fagas oglądał Cię w tym stanie.
Miał na myśli to, że przez to całe zamartwianie się wyglądała trochę słabo i blado. Taka tam uzdrowicielska przypadłość, że dokonywał oceny jej stanu zupełnie niepytany.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Była zszokowana bezczelnością i arogancją mężczyzny, który z nią rozmawiał. Może to świąteczny alkohol pozostał mu w organizmie, skoro tak naprawdę nie potrafił zabłysnąć ogładą? Pokręciła nerwowo głową, kiedy padały te wulgarne słowa i miała ochotę go spoliczkować, a to tylko dlatego, że działał jej na nerwy jak mało kto. Trzymała fason i nerwy na wodzy, kiedy raz po raz przyglądała mu się, a zaraz potem odwracała spojrzenie, bo... Co to za popisówka?
-Nadal mam na to ochotę i zaraz to zrobię, jeżeli będzie zachowywał się pan w ten sposób i gwarantuję, że... - zawiesiła głos i zrobiła krok w przód, by palcem uderzyć w jego tors. -Ślad zostanie - mógł to potraktować jako groźbę. Ba! To nawet tym było, a Katya nigdy nie rzucała słów na wiatr. Patrzyła mu w oczy z pewnego rodzaju wyzwaniem, jakby celowo prowokując do tego, czy odważy się przekroczyć granicę. Jeżeli tylko odważyłby się ją dotknąć, obrazić i...
Dotknął.
Cofnęła się w tył, a potem tylko padło to obraźliwe słowo pod adresem Mulcibera, które sprawiło, że skrzywiła się i lekko cofnęła, by tylko ich skóry się nie wyczuwały. Miał typowo lekarskie dłonie, ale to nie o to chodziło. Ollivander nie znosiła bliskości obcych ludzi.
-Co powiedziałeś? - warknęła przez zaciśnięte zęby. -Obrażasz czarodzieja czystej krwi, a przy tym szlachetnie urodzoną czarownicę. Zawód i fakt, że go doglądasz nie zwalnia cię z szacunku do nas - mówiła spokojnie, ale gniew był wyczuwalny w jej tonie. -Powinni cię nauczyć pokory, ale jak widać - niektórzy nawet nie mają pojęcia o takich rzeczach - zakpiła i pokręciła głową. Gdyby tylko wiedziała o jego krwi, a przecież nie miała pojęcia, że jest mugolakiem, to z pewnością zrozumiałaby co wszyscy mają na myśli, kiedy mówią o niechęci do nich. Zero poszanowania dla świata, w którym dostali szansę żyć, ale lady? Lady głupio wierzyła, że są więcej warci niż ci, w których żyłach płynie błękitna krew.
-Nadal mam na to ochotę i zaraz to zrobię, jeżeli będzie zachowywał się pan w ten sposób i gwarantuję, że... - zawiesiła głos i zrobiła krok w przód, by palcem uderzyć w jego tors. -Ślad zostanie - mógł to potraktować jako groźbę. Ba! To nawet tym było, a Katya nigdy nie rzucała słów na wiatr. Patrzyła mu w oczy z pewnego rodzaju wyzwaniem, jakby celowo prowokując do tego, czy odważy się przekroczyć granicę. Jeżeli tylko odważyłby się ją dotknąć, obrazić i...
Dotknął.
Cofnęła się w tył, a potem tylko padło to obraźliwe słowo pod adresem Mulcibera, które sprawiło, że skrzywiła się i lekko cofnęła, by tylko ich skóry się nie wyczuwały. Miał typowo lekarskie dłonie, ale to nie o to chodziło. Ollivander nie znosiła bliskości obcych ludzi.
-Co powiedziałeś? - warknęła przez zaciśnięte zęby. -Obrażasz czarodzieja czystej krwi, a przy tym szlachetnie urodzoną czarownicę. Zawód i fakt, że go doglądasz nie zwalnia cię z szacunku do nas - mówiła spokojnie, ale gniew był wyczuwalny w jej tonie. -Powinni cię nauczyć pokory, ale jak widać - niektórzy nawet nie mają pojęcia o takich rzeczach - zakpiła i pokręciła głową. Gdyby tylko wiedziała o jego krwi, a przecież nie miała pojęcia, że jest mugolakiem, to z pewnością zrozumiałaby co wszyscy mają na myśli, kiedy mówią o niechęci do nich. Zero poszanowania dla świata, w którym dostali szansę żyć, ale lady? Lady głupio wierzyła, że są więcej warci niż ci, w których żyłach płynie błękitna krew.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Cassian się nie popisywał. Cassian po prostu taki był, że kiedy czuł, ze za dużo osób zaczyna go lubić, a na spotkaniu Zakonu ze zbyt dużą ich ilością wszedł w koleżeńskie stosunki, musiał to sobie odbić odstręczając do siebie innych. Jakby sam karał się za coś, co jego zdaniem wymagało takiej pokuty. Wybrał ścieżkę męczennika, nie dlatego, że nie potrafił nawiązywać z ludźmi zdrowych relacji, a nie chciał. Uśmiechnął się pół-gębkiem, bardzo nieszczerze, obserwując jak dziewczyna dżga go smukłym palcem w pierś i odciągnął jej dłoń na bok.
— Słodka obietnica — rzucił bezczelnie, wpatrując się wprost w jej tęczówki oczu — tylko czy odpowiednia do pokrycia dla damy?
Stanął dokładnie przy drzwiach Sali, w której leżał Mulciber. Mężczyzna się jeszcze nie ocknął i pewnie trochę jeszcze potrwa zanim dojdzie do siebie i opuści szpital, ale jeśli Katyę doglądanie narzeczonego miało uspokoić to Cassian przestał jej stawać na drodze. On tez miał swoje sprawy do pozałatwiania. Bardzo ważne. Trzeba było się napić. Trzeba było poeksperymentowac z eliksirami. Może napisać list do Garretta, żeby uprzykrzyć mu życie. To bardzo odpowiedzialne zajęcia, godne dla osobnika mugolskiej krwi.
— Powiedziałem, że wyglądasz jak śmierć — powtórzył cierpliwie, skoro bardzo chciała to usłyszeć. Splótł ręce na piersi, tylko na chwilę, wsłuchując się w rosnące napięcie w jej tonie. Warknięcie zwiastowało, ze nadepnął na jakiś słaby punkt. Nazywanie jej facta fagasem jeszcze nie traktował jako szczyt obrażania czyjegoś imienia — Ach, więc jest czystej krwi? Wybacz, milady, w karcie było napisane tylko: wykitował ze stresu, bo szlachetnie urodzona narzeczona jączy, jak zarzynana diwa operowa. O czystości krwi nic nie wspomnieli, panienka wybaczy.
Pchnął w końcu jedną ręką drzwi mulciberowej sali, a sam odepchnął się od ściany, kłaniając się jej w bardzo przerysowany sposób.
— Muszę przeprosić panienkę, ma lady swojego mężczyznę do męczenia, a ja sprawy do załatwienia.
Czy teraz mógł uznać swój dyżur za zakończony? Odprowadził kobietę do pacjenta. Zadbał o doinformowanie ją o jego kondycji więc teraz udał się na należyty spoczynek. Na miejscu Mulcibera, mając do czynienia z kobietą tak drażliwą też wolałby utknąć w wizji, żeby nie musieć jej więcej słuchać. Jego szczęście, że go nie wiązała z nią żadna przysięga i zamiast uciekać się do wizji, jakich nie mógł mieć, wystarczyło wycofać się z korytarza, na byle jak najbardziej odległy od tego, na którym stał lady Olivander.
| zt
— Słodka obietnica — rzucił bezczelnie, wpatrując się wprost w jej tęczówki oczu — tylko czy odpowiednia do pokrycia dla damy?
Stanął dokładnie przy drzwiach Sali, w której leżał Mulciber. Mężczyzna się jeszcze nie ocknął i pewnie trochę jeszcze potrwa zanim dojdzie do siebie i opuści szpital, ale jeśli Katyę doglądanie narzeczonego miało uspokoić to Cassian przestał jej stawać na drodze. On tez miał swoje sprawy do pozałatwiania. Bardzo ważne. Trzeba było się napić. Trzeba było poeksperymentowac z eliksirami. Może napisać list do Garretta, żeby uprzykrzyć mu życie. To bardzo odpowiedzialne zajęcia, godne dla osobnika mugolskiej krwi.
— Powiedziałem, że wyglądasz jak śmierć — powtórzył cierpliwie, skoro bardzo chciała to usłyszeć. Splótł ręce na piersi, tylko na chwilę, wsłuchując się w rosnące napięcie w jej tonie. Warknięcie zwiastowało, ze nadepnął na jakiś słaby punkt. Nazywanie jej facta fagasem jeszcze nie traktował jako szczyt obrażania czyjegoś imienia — Ach, więc jest czystej krwi? Wybacz, milady, w karcie było napisane tylko: wykitował ze stresu, bo szlachetnie urodzona narzeczona jączy, jak zarzynana diwa operowa. O czystości krwi nic nie wspomnieli, panienka wybaczy.
Pchnął w końcu jedną ręką drzwi mulciberowej sali, a sam odepchnął się od ściany, kłaniając się jej w bardzo przerysowany sposób.
— Muszę przeprosić panienkę, ma lady swojego mężczyznę do męczenia, a ja sprawy do załatwienia.
Czy teraz mógł uznać swój dyżur za zakończony? Odprowadził kobietę do pacjenta. Zadbał o doinformowanie ją o jego kondycji więc teraz udał się na należyty spoczynek. Na miejscu Mulcibera, mając do czynienia z kobietą tak drażliwą też wolałby utknąć w wizji, żeby nie musieć jej więcej słuchać. Jego szczęście, że go nie wiązała z nią żadna przysięga i zamiast uciekać się do wizji, jakich nie mógł mieć, wystarczyło wycofać się z korytarza, na byle jak najbardziej odległy od tego, na którym stał lady Olivander.
| zt
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie sądził, że nocna akcja skończy się właśnie w ten sposób. Że Wiedźmia Straż wyprowadzi policję w pole i narazi jej funkcjonariuszy na poważne obrażenia. Z tego co wiedział, tylko on został tak mocno poharatany i gdyby nie to, że udało mu się cudem dotrzeć do prosektorium, gdzie pracowała jeszcze po północy Rowan - mógłby się wykrwawić. Głupi ma zawsze szczęście czy chodziło o coś więcej? Analizował co zrobił nie tak. Wrócił myślami do chwili, która doprowadziła go do takiego stanu. Niby zwyczajna kontrola. Okazało się, że pomylili się o wiele bardziej niż sądzili. A dlaczego? Otóż dostali cynk od człowieka z Wiedźmiej Straży, który podobno współpracował z ich wydziałem. Niewielkie zagrożenie. Ot jakiś dwóch chujków. W porywach może trzech, którzy rozprowadzali nielegalne substancje wśród młodej społeczności czarodziejów. Raiden musiał przyznać, że te wszystkie dragi były niezwykle na chodzie. Nie mógł pojąć jakim draniem trzeba było być, by to produkować i dawać dzieciom. Nakręceni adrenaliną i wierząc w słuszność informacji, udali się do miejsca odpowiadającego opisowi lokacji, zamierzając aresztować dilerów i zarekwirować to, co mieli. Jednak zamiast dzieciaków na kanapie zastali po prostu całą fabrykę tego gówna. I wtedy się zaczął koszmar. Na szczęście wszyscy policjanci zdołali się ewakuować, ktoś zawołał posiłki, jednak Carter udał się w pościg. Złapał jednego z odpowiedzialnych za to wszystko, który okazał się... Dziewczyną. Zszokowany nie mógł rzucić zaklęcia, co wykorzystał jakiś nastolatek chroniący swoją towarzyszkę. Zostawili go tam poranionego. Nie były to jednak rany, które mogły spowodować od razu śmierć. Dotarł przecież do kostnicy.
Yaxley go zszyła, pozwoliła wypocząć, a zaraz następnego dnia rano zgłosił się do Munga. Zajęto się nim w pierwszej i dość ekspresowej kolejce. W końcu rannego stróża prawa należy chronić jeszcze bardziej. I chociaż nie umierał, widok ładnych panien uzdrowicielek mu nie przeszkadzał. Teraz musiał spędzić trochę czasu na korytarzu, czekając, aż eliksir zacznie działać i będzie można przeprowadzić następne badania. Raiden musiał się przejść i nie zamierzał czekać na to w umieralni.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Kolejny dzień w pracy nie przyniósł Cece żadnych godnych zapamiętania przeżyć. Mogła być jedynie dumna z siebie. Dzielnie w niego brnęła, a gdy łatała pacjentów, wcale nie wyglądała na znudzoną, chociaż przecież tak było. Magizoologia dzisiaj świeciła pustkami. Od czasu do czasu napatoczył się jakiś nieszczęśnik ugryziony przez kuguchara, a najpoważniejszym dzisiejszym urazem było pokąsanie przez wyjątkowo agresywne pluskwy, na które zaradziło jedno proste zaklęcie i propozycja odkażenia rezydencji pacjenta. Młoda uzdrowicielka snuła się więc z oddziału na oddział, ale jak na złość nie mogła odnaleźć dla siebie miejsca. Pan Zagadka czuł się już lepiej (w końcu zdążył już minąć miesiąc od wprowadzenia odpowiednich kuracji), a pozbawiona osoby, której mogłaby doglądać, Sykes czuła się odrobinę nieswojo. Zdążyła już przywyknąć do zrzędliwego, ustawicznie próbującego ją pogryźć przy podawaniu zastrzyków pacjenta, więc gdy Adrien ostatecznie podpisywał jego wypis, czuła się jakby utraciła coś ważnego, kiedy przecież był to ich wielki sukces.
Cece nawet nie zdawała sobie sprawy z miejsca, w którym się znalazła, dopóki prawie nie rozjechał jej jadący na noszach pacjent, w asyście biegających wokół niego ratowników. Dopiero wówczas rozejrzała się wokół, przyglądając się opisom na drzwiach. Huh, urazy pozaklęciowe, o ironio. Czyżby podświadomie chciała odwiedzić Cassiana? Mogło tak być, zwłaszcza, że zatrzymała się w połowie drogi do jego gabinetu. Zdecydowana była odwrócić się na pięcie, aby wycofać się na swoje bezpieczne pierwsze piętro, kiedy to jej uwagę przykuła znajoma sylwetka. Ponad dwadzieścia centymetrów wyższy, niechętny do łyżwiarstwa stróż prawa właśnie opuszczał jedną z sal.
- Raiden? - zapytała głupio, zbliżając się odruchowo ku niemu, a chociaż wcale nie chciała okazywać aż tak żywego zainteresowania, nic nie mogła poradzić na wkradający się w jej głos niepokój. Była uzdrowicielem, więc zmartwienie na widok znajomej twarzy w murach szpitala nie było niczym aż tak dziwnym, prawda? - Wszystko w porządku? - spytała jeszcze, gdy znalazła się już w zasięgu głosu na tyle, aby nie musieć go podnosić. Niedyskretnie obejrzała go od stóp do głów, analizując jego stan. Zmarszczyła brwi, wsuwając dłonie do kieszeni medycznego kitla, ale zatrzymując na zewnątrz kciuki obu dłoni i w ten sposób najwyraźniej czekała na odpowiedź.
Cece nawet nie zdawała sobie sprawy z miejsca, w którym się znalazła, dopóki prawie nie rozjechał jej jadący na noszach pacjent, w asyście biegających wokół niego ratowników. Dopiero wówczas rozejrzała się wokół, przyglądając się opisom na drzwiach. Huh, urazy pozaklęciowe, o ironio. Czyżby podświadomie chciała odwiedzić Cassiana? Mogło tak być, zwłaszcza, że zatrzymała się w połowie drogi do jego gabinetu. Zdecydowana była odwrócić się na pięcie, aby wycofać się na swoje bezpieczne pierwsze piętro, kiedy to jej uwagę przykuła znajoma sylwetka. Ponad dwadzieścia centymetrów wyższy, niechętny do łyżwiarstwa stróż prawa właśnie opuszczał jedną z sal.
- Raiden? - zapytała głupio, zbliżając się odruchowo ku niemu, a chociaż wcale nie chciała okazywać aż tak żywego zainteresowania, nic nie mogła poradzić na wkradający się w jej głos niepokój. Była uzdrowicielem, więc zmartwienie na widok znajomej twarzy w murach szpitala nie było niczym aż tak dziwnym, prawda? - Wszystko w porządku? - spytała jeszcze, gdy znalazła się już w zasięgu głosu na tyle, aby nie musieć go podnosić. Niedyskretnie obejrzała go od stóp do głów, analizując jego stan. Zmarszczyła brwi, wsuwając dłonie do kieszeni medycznego kitla, ale zatrzymując na zewnątrz kciuki obu dłoni i w ten sposób najwyraźniej czekała na odpowiedź.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mruczał pod nosem piosenkę z radia, obserwując pracowników szpitala, którzy biegali to tu to tam jak poparzeni, poświęcając się swojej pracy. Musiał im to oddać - podziwiał ich. I oni i on służyli swojemu krajowi najlepiej jak potrafili. Ratowali życia, czasem je tracili, ale ta walka nigdy nie miała się skończyć. Taki był ich los i najwidoczniej ta syzyfowa praca przynosiła im satysfakcję. Masochiści, ale Raiden cieszył się z tego i nigdy nie wyobrażałby sobie siebie na innym miejscu. Chciał to robić, chciał strzec prawa tak jak jego ojciec i wszyscy mężczyźni wcześniej przed nim. Carterowie dość silnie byli związanie z Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów i zapewne nie miało się to zmienić. Patrząc przyszłościowo nieświadomy jeszcze Raiden miał spodziewać się nowe życia również z pracownicą tego oddziału Ministerstwa Magii i związać się z nią tym samym swoje życie już na zawsze. Ale na razie żadne z nich o tym nie wiedziało. Artis zapewne unikała mężczyzny jak tylko się dało, bo nie widział jej na korytarzu ani razu od tamtego incydentu. A może wcale go nie unikała? Cóż. Zapewne jednak nie chciała się z nim widzieć, o czym świadczyła krótka notka, którą mu zostawiła. Nie zdawał sobie sprawy jak szybko blondynka od Macmillanów znowu zajmie na długo jego myśli. Ale teraz jego uwagę przykuł ktoś inny.
Nagle usłyszał swoje imię z kobiecych ust, więc podniósł spojrzenie, by zatrzymać je na znajomej twarzy, chociaż ubranie było schowane pod monotonnym fartuchem uzdrowiciela. Uśmiechnął się szerzej niż do panien, które wcześniej się nim zajmowały, widząc po raz kolejny, że przypadki wcale się nie zdarzały. Drobna brunetka podeszła do niego, obserwując z lekkim niepokojem jego obecność na oddziale, ale on sobie za dużo z tego nie robił. Teraz w sumie już mu nic nie było. Rowan dała mu odpowiednie eliksiry na odnowienie utraconej krwi, a rany szybko się zasklepiały. Gdy miał odpowiednią opiekę, to był dosłownie moment. Zdał sobie sprawę, że za długo milczy, więc zaraz się wyprostował i posłał wymowne spojrzenie roziskrzonych oczu w stronę dziewczyny.
- Hej, piękna. Poderwałaś tego chłopaka z lodowiska? - rzucił na wstępie, ignorując jej pytanie. Z początku. Zaraz jednak się zrehabilitował, wzruszając ramionami i zaraz tego żałując, gdy ból rozszedł się po całej ręce:
- Nieporozumienie w nocy, ale było zabawnie. A ty co tutaj robisz?
Dla niego jej obecność tutaj też była pewną abstrakcją, chociaż doskonale wiedział, że tu pracowała i nosiła fartuch. Najwyraźniej jednak jego myśli były zupełnie w innym miejscu. Może to wina trochę tych leków?
Nagle usłyszał swoje imię z kobiecych ust, więc podniósł spojrzenie, by zatrzymać je na znajomej twarzy, chociaż ubranie było schowane pod monotonnym fartuchem uzdrowiciela. Uśmiechnął się szerzej niż do panien, które wcześniej się nim zajmowały, widząc po raz kolejny, że przypadki wcale się nie zdarzały. Drobna brunetka podeszła do niego, obserwując z lekkim niepokojem jego obecność na oddziale, ale on sobie za dużo z tego nie robił. Teraz w sumie już mu nic nie było. Rowan dała mu odpowiednie eliksiry na odnowienie utraconej krwi, a rany szybko się zasklepiały. Gdy miał odpowiednią opiekę, to był dosłownie moment. Zdał sobie sprawę, że za długo milczy, więc zaraz się wyprostował i posłał wymowne spojrzenie roziskrzonych oczu w stronę dziewczyny.
- Hej, piękna. Poderwałaś tego chłopaka z lodowiska? - rzucił na wstępie, ignorując jej pytanie. Z początku. Zaraz jednak się zrehabilitował, wzruszając ramionami i zaraz tego żałując, gdy ból rozszedł się po całej ręce:
- Nieporozumienie w nocy, ale było zabawnie. A ty co tutaj robisz?
Dla niego jej obecność tutaj też była pewną abstrakcją, chociaż doskonale wiedział, że tu pracowała i nosiła fartuch. Najwyraźniej jednak jego myśli były zupełnie w innym miejscu. Może to wina trochę tych leków?
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Nie robi się tak. To była pierwsza i najwyraźniej jedyna myśl Cece w tym momencie. Mmm, a przynajmniej przez tę krótką chwilę. Spojrzenie tego typu mogłoby zmiękczyć kolana nawet najbardziej zatwardziałych starych panien, a słowa które mu towarzyszyły jednocześnie poruszały serce do szybszego bicia jak i… zupełnie studziły początkowy entuzjazm. Odruchowe westchnienie wyrwało się spoza warg uzdrowicielki. Sama nie wiedziała czy ma być zawiedziona, że nie mogła udzielić mu pozytywnej odpowiedzi i zasypać go stekiem słów o jej kwitnącym romansie. Sykes była romantyczką. Poznanie się na lodowisku, wśród delikatnie prószącego śniegu, zdecydowanie mieściło się w ramach odpowiednich okoliczności, a mimo wszystko nic z tego. Chłopak nie zdecydował się na poczynienie pierwszego kroku, a sama dziewczyna nie była specjalnie nowoczesna. W całym swoim krótkim życiu liczyła na męską inicjatywę i to nie bezpodstawnie. Wciąż pamiętała jak się czuła, gdy wykonała ten pierwszy krok w stosunku do chłopca, jeszcze w murach Hogwartu i nie chciała tego przechodzić ponownie. Dodatkowe lata z pewnością mogłyby złagodzić smak ewentualnej porażki, ale czy było jej to potrzebne? Kiedy ma się pracę, malarstwo i balet, na szukanie romansu nie ma się wystarczająco dużo czasu. Być może rzeczywistość zweryfikuje wkrótce jej poglądy.
- Nie - odpowiedziała wreszcie na jego pytanie, kręcąc do kompletu głową. - Nie dał rady podjechać do barierek. Ciężko doprowadzić do flirtu, gdy dwóch ludzi dzieli połać lodu. - jakby to cokolwiek wyjaśniało. Cece najwyraźniej uznawała, iż wyznała wystarczająco wiele i odpowiednio się przy tym usprawiedliwiła. - Właśnie widzę, kupa śmiechu. - podsumowała jego mętne wyjaśnienia, przechodząc do ofensywy, a chociaż w jej słowach dźwięczał sarkazm, usta same wykrzywiły się w uśmiechu. - A jak myślisz? Pracuję tutaj. - postanowiła nie dodawać, że jej oddział znajduje się cztery piętra niżej, a zamiast tego roześmiała się. - Jaka diagnoza? Będziesz żył czy potrzeba Ci czegoś? Jeśli przyjmował Cię Cassian to zupełnie nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. - przy ostatnich słowach nachyliła się nieco, aby ściszyć głos. Lepiej, aby nie dotarły one do uszu Morissona.
- Nie - odpowiedziała wreszcie na jego pytanie, kręcąc do kompletu głową. - Nie dał rady podjechać do barierek. Ciężko doprowadzić do flirtu, gdy dwóch ludzi dzieli połać lodu. - jakby to cokolwiek wyjaśniało. Cece najwyraźniej uznawała, iż wyznała wystarczająco wiele i odpowiednio się przy tym usprawiedliwiła. - Właśnie widzę, kupa śmiechu. - podsumowała jego mętne wyjaśnienia, przechodząc do ofensywy, a chociaż w jej słowach dźwięczał sarkazm, usta same wykrzywiły się w uśmiechu. - A jak myślisz? Pracuję tutaj. - postanowiła nie dodawać, że jej oddział znajduje się cztery piętra niżej, a zamiast tego roześmiała się. - Jaka diagnoza? Będziesz żył czy potrzeba Ci czegoś? Jeśli przyjmował Cię Cassian to zupełnie nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. - przy ostatnich słowach nachyliła się nieco, aby ściszyć głos. Lepiej, aby nie dotarły one do uszu Morissona.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jak się nie robi? Raiden chętnie otrzymałby odpowiedź na to pytanie, szczególnie że nie interesowały go żadne zasady, bo przecież robił co chciał i nie przejmował się, co wypadało, a co nie. Widok Cartera przejmującymi się etykietą? Zapewne bezcenny. Mimo że od ich spotkania na lodowisku minęło sporo czasu, Carterowi wydawało się to naprawdę nie taką oddaloną przeszłością. Jak zawsze w międzyczasie wydarzyło się w jego życiu dość sporo ciekawych rzeczy i zapewne u Cece również. Raiden zwyczajnie nie pojmował tego, że można było egzystować spokojnie i powoli. Chyba szybciej umarłby z nudów, jeśli kazano by mu zostać w domu przez tydzień i nic nie robić. Okrutna tortura, o której wolał i nie myślał. Zabawne było to, że Sykes nie szło wcale tak najgorzej z tą rozmową z przeciwną płcią. A przynajmniej on tego tak nie postrzegał. Mogła przecież wcale do niego nie podchodzić ani nie zadawać tych wszystkich pytań. Mieli odmienne doświadczenia w sprawach damsko-męskich, ale nie powinno to skreślać jej dalszych działań. No, tak... Jemu miały się te relacje bardzo ukrócić w najbliższej przyszłości i wcale nie miał o dziwo po nich płakać.
- Skoro taką masz klasyfikację mężczyzn, którzy mogą cię poderwać to naprawdę wysoka poprzeczka - rzucił poważnie, ale zaraz się roześmiał, przypominając sobie ich ostatnie spotkanie. Naprawdę intrygująco oryginalne. Do tego zdziwiło go to, że dziewczyna doskonale pamiętała o kim mówił. Sam nie pamiętał twarzy tamtego dzieciaka, ale raczej trudno było wybić sobie z głowy ich rozmowę. Chociażby te większe fragmenty. Słysząc jej słowa, gdy komentowała jego wyjaśnienia, uspokoił się lekko, chociaż ramiona dalej drżały od tłumionego już śmiechu. - Uzdrowiciel powiedział, że nie zostało mi za wiele czasu, dlatego szukam sobie żony, która wyjdzie za mnie w ostatnich chwilach życia - odparł z typowym dla siebie wyrazem twarzy, równocześnie zauważając kątem oka, że przechodzące koło niego kobiety zakryły sobie twarze dłońmi, zapewne zaraz rozmawiając o biednym nieszczęśniku. Poruszone wyznaniem żywego trupa, oddaliły się, ale Raiden nie mógł się powstrzymać przed pochyleniem głowy, by chociaż w najmniejszym stopniu zakryć kolejny atak chichotu. Dłuższą chwilę zajęło mu opanowanie się, ale gdy to zrobił, wyprostował się i przejechał dłonią po włosach, przenosząc uwagę na dziewczynę przed sobą. Otworzył szerzej oczy, posyłając jej kolejne spojrzenie mówiące o wiele za dużo. - No... - zaczął od niechcenia. - Na czym skończyliśmy?
I oparł się ramieniem o ścianę, przy której stali.
- Skoro taką masz klasyfikację mężczyzn, którzy mogą cię poderwać to naprawdę wysoka poprzeczka - rzucił poważnie, ale zaraz się roześmiał, przypominając sobie ich ostatnie spotkanie. Naprawdę intrygująco oryginalne. Do tego zdziwiło go to, że dziewczyna doskonale pamiętała o kim mówił. Sam nie pamiętał twarzy tamtego dzieciaka, ale raczej trudno było wybić sobie z głowy ich rozmowę. Chociażby te większe fragmenty. Słysząc jej słowa, gdy komentowała jego wyjaśnienia, uspokoił się lekko, chociaż ramiona dalej drżały od tłumionego już śmiechu. - Uzdrowiciel powiedział, że nie zostało mi za wiele czasu, dlatego szukam sobie żony, która wyjdzie za mnie w ostatnich chwilach życia - odparł z typowym dla siebie wyrazem twarzy, równocześnie zauważając kątem oka, że przechodzące koło niego kobiety zakryły sobie twarze dłońmi, zapewne zaraz rozmawiając o biednym nieszczęśniku. Poruszone wyznaniem żywego trupa, oddaliły się, ale Raiden nie mógł się powstrzymać przed pochyleniem głowy, by chociaż w najmniejszym stopniu zakryć kolejny atak chichotu. Dłuższą chwilę zajęło mu opanowanie się, ale gdy to zrobił, wyprostował się i przejechał dłonią po włosach, przenosząc uwagę na dziewczynę przed sobą. Otworzył szerzej oczy, posyłając jej kolejne spojrzenie mówiące o wiele za dużo. - No... - zaczął od niechcenia. - Na czym skończyliśmy?
I oparł się ramieniem o ścianę, przy której stali.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ona sama miała zupełnie odmienny pogląd na tę kwestię. Mama kompletnie wyprała jej mózg, gdy chodziło o przestrzeganie konwenansów, a taki Raiden trochę burzył jej światopogląd. W jego towarzystwie zaczynała stawać się zaskakująco niespokojna. Dziwny dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, a Sykes nie potrafiła jasno określić co takiego wywołało w jej ciele podobną reakcję. Nieco wykrzywiła wargi, co jednocześnie miało stanowić reakcję odruchową, jak i wymuszoną w odpowiedzi na jego słowa.
- Skoro ja podjechałam nie tracąc zębów, mój przyszły narzeczony również powinien odznaczać się chociaż odrobiną gracji na lodzie. - stwierdziła, jednocześnie panując nad rozbawieniem. W gruncie rzeczy to była jedynie otoczka, a Cece była w tym momencie śmiertelnie poważna, chociaż na jej wargach zaczął błąkać się przyjazny uśmiech. - Cóż to za mąż, który nie potrafi zatańczyć ze swoją żoną. - nie sądziła, aby miała wygórowane wymagania. Wszystko tak naprawdę, sprowadzało się jedynie do odrobiny odwagi. Nie musiał umieć tańczyć, ani szaleć na lodowiskach. Panience Sykes wystarczyła jedynie tycia odwaga cywilna, wystarczająca do wciągnięcia jej w piękny romans, wypełniony wielokolorowymi kwiatami i deklaracjami miłości, aż po grób. - Zresztą, wcale za nikim się nie rozglądam. - dodała jeszcze, chcąc nieco wszystko uściślić. Jej mama pewnie właśnie skrzywiłaby się malowniczo, taktownie powstrzymując się od komentarza. Phillys uważała, że nie posiadanie wnuków w tym wieku jest dla niej prawdziwą ujmą, a ani Cece, ani jej starszy brat póki co nie poczynili żadnych kroków ku zmianie tego stanu. Jak na razie z korzyścią dla siebie samych.
- Ach tak? - zapytała nagle rozbawiona, przyłączając się spontanicznie do panującej wokoło wesołości. Skoro już nawet przypadkowo mijające ich kobiety śmiały się z tego co wygadywał, Sykes mogła zagrać w tę grę. - Myślisz, że jakaś w ogóle okaże się chętna? - jej ton nieco się zmienił, chociaż największa zmiana zaszła w spojrzeniu, jakie mu posłała. Zmrużyła lekko oczy, krzyżując ramiona na wysokości piersi i czekała, ciekawa czy zacznie się chełpić czy może wprost przeciwnie i zachowa skromność.
- Skoro ja podjechałam nie tracąc zębów, mój przyszły narzeczony również powinien odznaczać się chociaż odrobiną gracji na lodzie. - stwierdziła, jednocześnie panując nad rozbawieniem. W gruncie rzeczy to była jedynie otoczka, a Cece była w tym momencie śmiertelnie poważna, chociaż na jej wargach zaczął błąkać się przyjazny uśmiech. - Cóż to za mąż, który nie potrafi zatańczyć ze swoją żoną. - nie sądziła, aby miała wygórowane wymagania. Wszystko tak naprawdę, sprowadzało się jedynie do odrobiny odwagi. Nie musiał umieć tańczyć, ani szaleć na lodowiskach. Panience Sykes wystarczyła jedynie tycia odwaga cywilna, wystarczająca do wciągnięcia jej w piękny romans, wypełniony wielokolorowymi kwiatami i deklaracjami miłości, aż po grób. - Zresztą, wcale za nikim się nie rozglądam. - dodała jeszcze, chcąc nieco wszystko uściślić. Jej mama pewnie właśnie skrzywiłaby się malowniczo, taktownie powstrzymując się od komentarza. Phillys uważała, że nie posiadanie wnuków w tym wieku jest dla niej prawdziwą ujmą, a ani Cece, ani jej starszy brat póki co nie poczynili żadnych kroków ku zmianie tego stanu. Jak na razie z korzyścią dla siebie samych.
- Ach tak? - zapytała nagle rozbawiona, przyłączając się spontanicznie do panującej wokoło wesołości. Skoro już nawet przypadkowo mijające ich kobiety śmiały się z tego co wygadywał, Sykes mogła zagrać w tę grę. - Myślisz, że jakaś w ogóle okaże się chętna? - jej ton nieco się zmienił, chociaż największa zmiana zaszła w spojrzeniu, jakie mu posłała. Zmrużyła lekko oczy, krzyżując ramiona na wysokości piersi i czekała, ciekawa czy zacznie się chełpić czy może wprost przeciwnie i zachowa skromność.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Najwidoczniej większość młodych kobiet, które stawały przed nim w ostatnim czasie miały zupełnie inne spojrzenie na świat niż on. Czy to jednak powodowało, że zmieniłby to postrzeganie? O, nie. Na pewno nie. W końcu była to idealna okazja do interesującej rozmowy. Wprawne oko policjanta dostrzegło ten praktycznie niezauważalny tik, który przebiegł przez twarz Cece. Tak. Najwidoczniej ten temat był jakimś tematem tabu pośród otaczających go Anglików. Ponad dekada w Ameryce przyzwyczaiły go do otwartości.
- O. Uderzasz od razu na całego - odparł, wydąwszy wargi i wpatrując się w nią przez chwilę. Słowo narzeczony teraz jemu nie przypadło do gustu. Było zdecydowanie zbyt... Szybkie, naglące i zdecydowanie nie pasujące do jego oczekiwań. Pomimo że został wychowany z rodzicami, którzy byli małżeństwem idealnym, nie palił się do zrobienia tego samego kroku. Najwidoczniej jednak wszyscy dookoła mieli inne zdanie. - Nie wiem jakie tańce mamy na myśli - odparł, kolejny raz posyłając to wymowne spojrzenie dziewczynie przy okazji unosząc jedną brew w górę. - Może tak ma być... - skomentował jej słowa o nierozglądaniu się, udając, że myśli. - Im mniej konkurencji tym lepiej.
Musiał przyznać, że mijające ich kobiety musiały mieć dobrze pod pięćdziesiątkę, co rozbawiło go jeszcze bardziej. Nie wiedział czy słowa Cece były skierowane właśnie pod tym kontekstem, ale pokręcił głową na to nasączone ironią i sarkazmem pytanie.
- Aj, tam. Aż tak mnie nisko cenisz? Nie chcę jakiejś pierwszej lepszej panny. Nawet umierającemu należy się coś pięknego, nie sądzisz?
- O. Uderzasz od razu na całego - odparł, wydąwszy wargi i wpatrując się w nią przez chwilę. Słowo narzeczony teraz jemu nie przypadło do gustu. Było zdecydowanie zbyt... Szybkie, naglące i zdecydowanie nie pasujące do jego oczekiwań. Pomimo że został wychowany z rodzicami, którzy byli małżeństwem idealnym, nie palił się do zrobienia tego samego kroku. Najwidoczniej jednak wszyscy dookoła mieli inne zdanie. - Nie wiem jakie tańce mamy na myśli - odparł, kolejny raz posyłając to wymowne spojrzenie dziewczynie przy okazji unosząc jedną brew w górę. - Może tak ma być... - skomentował jej słowa o nierozglądaniu się, udając, że myśli. - Im mniej konkurencji tym lepiej.
Musiał przyznać, że mijające ich kobiety musiały mieć dobrze pod pięćdziesiątkę, co rozbawiło go jeszcze bardziej. Nie wiedział czy słowa Cece były skierowane właśnie pod tym kontekstem, ale pokręcił głową na to nasączone ironią i sarkazmem pytanie.
- Aj, tam. Aż tak mnie nisko cenisz? Nie chcę jakiejś pierwszej lepszej panny. Nawet umierającemu należy się coś pięknego, nie sądzisz?
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
- Nie interesują mnie półśrodki i przelotne miłostki - powiedziała, jasno określając swoje stanowisko w kwestii zamążpójścia. Zabawne, jeszcze kilka lat temu dostawałaby dreszczy na samą myśl o rodzeniu dzieci. Ograniczony czas na treningach baletowych z pewnością pomagał jej w zachowaniu zdrowego rozsądku. Wszystkie baleriny, jakie do tej pory spotykała Cece, były takie same. Nastawione na zrobienie wielkiej kariery nierzadko srogo się zawodziły, gdy prowadząca zajęcia madame wybierała ich przyjaciółkę podczas obsadzania głównej roli w Giselle czy Śpiącej Królewnie. Promowanie gwiazd było nauczycielkom tańca niezwykle niepotrzebne. Mogły przebierać w dziewczętach i korzystały z tego niejednokrotnie, więc jeśli któraś tylko popadała w zauroczenie i zaczynała opuszczać treningi, nierzadko nie było dla niej odwrotu. Balet wymagał regularnych treningów, a ten zawodowy nader wszystko wykluczał potomstwo. Jednakże, priorytety zmieniały się wraz z wiekiem. Pamiętaj, nigdy nie mów nigdy.
- Jak dla kogo, niektórym mężczyznom konkurencja służy i wspomaga odwagę. - porzuciła zamyślenie, wracając do rzeczywistości. Chociaż nie miała zbyt bogatego doświadczenia, tak właśnie uważała. Zmierzyła Raidena szybkim, taksującym spojrzeniem, przechylając nieznacznie głowę w bok w wyrazie zaintrygowania.
- Nie chodzi o Ciebie. Umierający chyba nie powinien zbytnio wybrzydzać - zauważyła przytomnie, a potem uśmiechnęła się niewinnie, już szykując się na zadanie mu pytania. - W takim razie, cóż takiego masz niesprawnego, iż ochrzczono Cię umierającym?
- Jak dla kogo, niektórym mężczyznom konkurencja służy i wspomaga odwagę. - porzuciła zamyślenie, wracając do rzeczywistości. Chociaż nie miała zbyt bogatego doświadczenia, tak właśnie uważała. Zmierzyła Raidena szybkim, taksującym spojrzeniem, przechylając nieznacznie głowę w bok w wyrazie zaintrygowania.
- Nie chodzi o Ciebie. Umierający chyba nie powinien zbytnio wybrzydzać - zauważyła przytomnie, a potem uśmiechnęła się niewinnie, już szykując się na zadanie mu pytania. - W takim razie, cóż takiego masz niesprawnego, iż ochrzczono Cię umierającym?
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Korytarz
Szybka odpowiedź