Cela
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cela
Najmniejsze pomieszczenie wysunięte najbardziej na wschód wewnątrz rozległego podziemnego labiryntu to stara niewielka cela, o czym niewątpliwie świadczą kraty i przykute do kamiennych ścian łańcuchy. W środku nie ma nic, ani pryczy, ani siana, ani świecy, która mogłaby dawać światło. Prawdopodobnie pochodzi z bardzo dawnego okresu i od lat nie była używana – od lat, aż do teraz, ale w ciemnościach nie widać świeżych kropli krwi zraszających zakurzoną posadzkę. Klucze do niej wiszą na ścianie naprzeciwko, a przy celi znajdują się dwa ciężkie krzesła o stalowych okuciach – pomiędzy nimi wąski stolik – prawdopodobnie służące niegdyś strażnikom.
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Pozostawał niezmiennie rozdrażniony, zarówno własną niemocą jak i minionymi wydarzeniami, wciąż żywymi. Palącymi wszystkie wnętrzności, zatruwającymi względnie spokojny dotąd umysł. Musiał wyładować frustrację w działaniu - uporządkowanie piwnicy Białej Wywerny miało być jednym z pomysłów, na które wpadł. Skoro chwilowo tresura trolli okazała się być zawieszona - w obecnym stanie tych stworzeń byłoby to misją samobójczą - a zajmowanie się nimi ograniczało się do sprzątania oraz podawania jedzenia, musiał znaleźć dla siebie odmienne zajęcie. Coś, co pochłonie jego nerwy wraz z pesymistycznymi myślami. Jeszcze nie wiedział, że jego podły nastrój rozciągnie się na najbliższe kilka dni; nie spodziewał się również kolejnej porcji problemów, jaka prawdopodobnie na niego spłynie wraz z mijającym czasem. Nie pozostawał beztroski, raczej strapiony, lecz kumulował swoją złość głęboko w podświadomości. Morgoth nie powinien być ofiarą jego emocji, był mu bliższy niż ktokolwiek mógłby być - zatem zawód nie wchodził w grę.
Dotarli. Biała Wywerna jeszcze stała, jednakże nie przypominała w niczym dawnego lokalu. Szatańska Pożoga była potężna, a Czarny Pan jeszcze silniejszy. Cyneric niezmiennie pozostawał zarówno zafascynowany jak i przerażony tym odkryciem. Wspomnieniem przewijającym się w jego umyśle dość regularnie, szczęśliwie nienachalnie. Zdziwił go również stan piwnic, w których nota bene nigdy jeszcze nie był. Wyglądały dość koszmarnie i upiornie, co miało się zresztą zmienić. Wszakże po to tu przyszli - żeby uporządkować te sterty gruzu, zabezpieczyć wszystkie przedmioty oraz ważny obraz.
Chwilę po tym, jak rozświetlił sobie drogę zaklęciem, zastanawiał się czy to dobry pomysł używać magii. Ta była kapryśna już wcześniej, teraz natomiast wydawała się wręcz zabójcza. Yaxley realnie czuł w niej zagrożenie dla własnego zdrowia oraz życia. Zobaczywszy rozżarzony koniec różdżki zląkł się, przez ułamek sekundy rozważając nawet upuszczenie drewna, lecz promień okazał się być szybszy. Treser nagle poczuł napływ sił witalnych, parszywy humor drastycznie zelżał, zupełnie jakby pozbywał się upiornej migreny. Nabrał werwy.
Rozejrzał się za źródłem światła, bez niego nie mógł rzucać zaklęć ani nawet w prosty, siłowy sposób usprzątnąć ten bałagan. Dostrzegłszy na ścianach parę pochodni, postanowił zaryzykować.
- Incendio - wypowiedział starannie formułę zaklęcia, tak jak starał się wykonać należyty ruch nadgarstkiem w powietrzu, kierując różdżkę na jedną z potencjalnych lamp. Sądził, że tym samym oszuka zdradziecką magię, a ta okaże mu się posłuszna kiedy nie popełni żadnego błędu. Tylko czas mógł pokazać czy się mylił lub nie.
Dotarli. Biała Wywerna jeszcze stała, jednakże nie przypominała w niczym dawnego lokalu. Szatańska Pożoga była potężna, a Czarny Pan jeszcze silniejszy. Cyneric niezmiennie pozostawał zarówno zafascynowany jak i przerażony tym odkryciem. Wspomnieniem przewijającym się w jego umyśle dość regularnie, szczęśliwie nienachalnie. Zdziwił go również stan piwnic, w których nota bene nigdy jeszcze nie był. Wyglądały dość koszmarnie i upiornie, co miało się zresztą zmienić. Wszakże po to tu przyszli - żeby uporządkować te sterty gruzu, zabezpieczyć wszystkie przedmioty oraz ważny obraz.
Chwilę po tym, jak rozświetlił sobie drogę zaklęciem, zastanawiał się czy to dobry pomysł używać magii. Ta była kapryśna już wcześniej, teraz natomiast wydawała się wręcz zabójcza. Yaxley realnie czuł w niej zagrożenie dla własnego zdrowia oraz życia. Zobaczywszy rozżarzony koniec różdżki zląkł się, przez ułamek sekundy rozważając nawet upuszczenie drewna, lecz promień okazał się być szybszy. Treser nagle poczuł napływ sił witalnych, parszywy humor drastycznie zelżał, zupełnie jakby pozbywał się upiornej migreny. Nabrał werwy.
Rozejrzał się za źródłem światła, bez niego nie mógł rzucać zaklęć ani nawet w prosty, siłowy sposób usprzątnąć ten bałagan. Dostrzegłszy na ścianach parę pochodni, postanowił zaryzykować.
- Incendio - wypowiedział starannie formułę zaklęcia, tak jak starał się wykonać należyty ruch nadgarstkiem w powietrzu, kierując różdżkę na jedną z potencjalnych lamp. Sądził, że tym samym oszuka zdradziecką magię, a ta okaże mu się posłuszna kiedy nie popełni żadnego błędu. Tylko czas mógł pokazać czy się mylił lub nie.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nietrudno było zauważyć, że Cyneric pozostawał pod pewnymi względami rozdrażniony. Nie musiał się odzywać, by Morgoth to zauważył. W końcu byli jak bracia i znali się lepiej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Długie lata spędzone wspólnie nie tylko na rodzinnych ziemiach, ale również w Hogwarcie sprawił, że jeden nie potrafił zataić przed drugim prawdy. A zaciśnięte brwi i zęby starszego Yaxleya wyraźnie wskazywały na to, że blondyn nie miał ochoty na rozmowy. Morgoth nie zamierzał go również naciskać ani nawet w żaden sposób nie interweniował. Sam nie lubił, gdy ktoś próbował z dobroci serca pomóc uporać mu się z bolesnymi myślami. Jeśli sam sobie z nimi nie poradzi, oznaczało to, że był słaby. A żaden z nich nie chciał się tak czuć i nie mógł na to pozwolić. Dlatego też milczał, wiedząc, że jakiekolwiek słowa nie miały spełnić odpowiedniej roli. W ciszy zszedł za kuzynem na sam dół tego co zostało z Białej Wywerny, obserwując ukradkiem czy aby nikt nie czaił się w pobliżu. Nie było to takie proste, bo jednak Ulica Śmiertelnego Nokturnu pełna była wprawionych złodziejaszków i innych pomiotów, którzy całe życie skradali się, by stać się zawodowcami. Mógłby się zmienić i gdyby ktokolwiek niechciany pojawił się w okolicy, wyczułby go. Cina jednak nie znał jego umiejętności i chwilowo im mniej osób to wiedziało, tym lepiej. Zbyt dużo już ryzykowali, przychodząc tu, a dodatkowa uwaga była im nie na rękę.
Rzucone przez niego zaklęcie dość sprawnie usunęło wodę, która pojawiła się na ziemi, po której stąpali. Zostawianie śladów nie było rozsądne, podobnie jak pozwolenie, by większa liczba cieczy rozlała się po wnętrzu Białej Wywerny. Dzięki światłu bijącemu z różdżki Cynerica dostrzegł w dalszej części jamy zwaloną komodę, która zagradzała im dalsze przejście i przeszukanie miejsca. Musieli się jej pozbyć, by przynajmniej dotrzeć do obrazu, który był ich priorytetem. Morgoth wciąż miał w myślach węża, który przypominał tego, który widniał na jego lewym przedramieniu.
- Pomóż mi - powiedział jedynie, nie patrząc nawet na kuzyna i podchodząc do jednej z szafek, która leżała im na drodze. Pod spodem znajdowały się średniej wielkości rzeźby upodabniające się do najsłynniejszych czarnoksiężników i czarownic. Użycie magii, która czasem działała, a czasem nie zważywszy na anomalie, nie było dobrym pomysłem. Nie chciał również uszkodzić żadnej z cennych figur, które na szczęście znajdowały się w wyrwie. Nie dostrzegał na razie, by któraś została uszkodzona. Mimo to mogło się okazać, że chaos nie oszczędził również i ich. Stanął po jednej stronie, czekając, aż Cyneric pojawi się po drugiej i wspólnymi siłami podniosą lub przynajmniej przesuną komodę. Albo to co z niej zostało.
Rzucone przez niego zaklęcie dość sprawnie usunęło wodę, która pojawiła się na ziemi, po której stąpali. Zostawianie śladów nie było rozsądne, podobnie jak pozwolenie, by większa liczba cieczy rozlała się po wnętrzu Białej Wywerny. Dzięki światłu bijącemu z różdżki Cynerica dostrzegł w dalszej części jamy zwaloną komodę, która zagradzała im dalsze przejście i przeszukanie miejsca. Musieli się jej pozbyć, by przynajmniej dotrzeć do obrazu, który był ich priorytetem. Morgoth wciąż miał w myślach węża, który przypominał tego, który widniał na jego lewym przedramieniu.
- Pomóż mi - powiedział jedynie, nie patrząc nawet na kuzyna i podchodząc do jednej z szafek, która leżała im na drodze. Pod spodem znajdowały się średniej wielkości rzeźby upodabniające się do najsłynniejszych czarnoksiężników i czarownic. Użycie magii, która czasem działała, a czasem nie zważywszy na anomalie, nie było dobrym pomysłem. Nie chciał również uszkodzić żadnej z cennych figur, które na szczęście znajdowały się w wyrwie. Nie dostrzegał na razie, by któraś została uszkodzona. Mimo to mogło się okazać, że chaos nie oszczędził również i ich. Stanął po jednej stronie, czekając, aż Cyneric pojawi się po drugiej i wspólnymi siłami podniosą lub przynajmniej przesuną komodę. Albo to co z niej zostało.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie potrzebował słów pocieszenia, rzewnych zapewnień, że przecież wszystko będzie dobrze. Morgoth o tym wiedział. Wystarczyło, że po prostu był przy swoim kuzynie i trwał w milczeniu - w razie czego gotów do pomocy, Cyneric był tego pewien jak niczego innego na świecie. I to właśnie utwierdzało go w przyjemnym poczuciu bezpieczeństwa kiedy zmierzali w głąb piwnic. Nawet jeśli to uczucie było dość płoche, rozwiewane przez silne podmuchy obaw o kaprysy niepoprawnie działającej magii, istniało. Rozdrażnienie również przebijało się przez roziskrzone spojrzenie tresera, tak jak zresztą uwaga oraz koncentracja, lecz najważniejsza była świadomość. Kojąca gdzieś na dnie, pod grubymi warstwami negatywnych emocji czy przeczuć. Uśmiechnąłby się nawet gdyby nie powaga zadania - i przede wszystkim konieczność bezwzględnej koncentracji.
Chciał rozświetlić mroki celi zapalając pochodnię - i niestety nie udało mu się to. Zamiast światła dostał migreny - najprawdopodobniej wywołał ją własnymi myślami. Skrzywił się z bólu i odruchowo złapał za pulsującą skroń. Nie odezwał się jednakże ni słowem w stronę sprzątającego młodszego Yaxley'a. minęły długie sekundy - minuty? - nim ucisk w głowie nieco zelżał. Nadal pozostawiając brodacza w gniewie, tępym, ćmiącym uczuciu we wnętrzu czaszki i smakiem porażki na języku. Był bezużytecznym człowiekiem, a magia znów z niego zakpiła. Zacisnął zęby.
- Lumos - zażądał ponownie, ignorując potrzebę rozświetlenia pokoju. Trudno. Nie zamierzał bawić się w magię dłużej niż było to konieczne. Zamiast tego obejrzał się w bok, skąd dobiegał go słos Morgo. Udał się tam powolnym, ciężkim krokiem, dudniącym w pomieszczeniu głośniej niż zwykle.
Cyneric spojrzał krytycznym okiem na cień stojącej komody. Odłożył różdżkę gdzieś w pobliżu, żeby nadal dawała im niewielkie światło. Kiwnął kuzynowi na znak, że zaczynają przenosić. Dźwignęli mebel na słynne trzy, przesuwając szafę w dogodniejsze miejsce. Następnie zabrali się za rzeźby, delikatnie je ustawiając w należnym im miejscu. Praca fizyczna odprężała starszego szlachcica, od razu poczuł się lepiej, nawet pomimo bólu głowy.
Później zabrał się za odgruzowywanie wszystkich zakamarków, co było już zadaniem trudniejszym, przynajmniej bez magii. Przerzucał wszystkie elementy dawnej Wywerny oraz uszkodzonych mebli czy przedmiotów ku drzwiom, żeby tam się później ich pozbyć. Wyprostował się na chwilę, odgarniając kilka kropel potu pojawiających się na jego czole. Spojrzał w kierunku krewnego.
- Przydałoby się trochę magii - dodał chrapliwie, przemieszczając wzrok na wnętrze dookoła. Znał kilka zaklęć, które mogłyby im pomóc gdyby tylko czarowanie nie okazywało się zbyt niebezpieczne.
Chciał rozświetlić mroki celi zapalając pochodnię - i niestety nie udało mu się to. Zamiast światła dostał migreny - najprawdopodobniej wywołał ją własnymi myślami. Skrzywił się z bólu i odruchowo złapał za pulsującą skroń. Nie odezwał się jednakże ni słowem w stronę sprzątającego młodszego Yaxley'a. minęły długie sekundy - minuty? - nim ucisk w głowie nieco zelżał. Nadal pozostawiając brodacza w gniewie, tępym, ćmiącym uczuciu we wnętrzu czaszki i smakiem porażki na języku. Był bezużytecznym człowiekiem, a magia znów z niego zakpiła. Zacisnął zęby.
- Lumos - zażądał ponownie, ignorując potrzebę rozświetlenia pokoju. Trudno. Nie zamierzał bawić się w magię dłużej niż było to konieczne. Zamiast tego obejrzał się w bok, skąd dobiegał go słos Morgo. Udał się tam powolnym, ciężkim krokiem, dudniącym w pomieszczeniu głośniej niż zwykle.
Cyneric spojrzał krytycznym okiem na cień stojącej komody. Odłożył różdżkę gdzieś w pobliżu, żeby nadal dawała im niewielkie światło. Kiwnął kuzynowi na znak, że zaczynają przenosić. Dźwignęli mebel na słynne trzy, przesuwając szafę w dogodniejsze miejsce. Następnie zabrali się za rzeźby, delikatnie je ustawiając w należnym im miejscu. Praca fizyczna odprężała starszego szlachcica, od razu poczuł się lepiej, nawet pomimo bólu głowy.
Później zabrał się za odgruzowywanie wszystkich zakamarków, co było już zadaniem trudniejszym, przynajmniej bez magii. Przerzucał wszystkie elementy dawnej Wywerny oraz uszkodzonych mebli czy przedmiotów ku drzwiom, żeby tam się później ich pozbyć. Wyprostował się na chwilę, odgarniając kilka kropel potu pojawiających się na jego czole. Spojrzał w kierunku krewnego.
- Przydałoby się trochę magii - dodał chrapliwie, przemieszczając wzrok na wnętrze dookoła. Znał kilka zaklęć, które mogłyby im pomóc gdyby tylko czarowanie nie okazywało się zbyt niebezpieczne.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Gdyby chociaż jeden chciałby pocieszyć drugiego w sposób w jaki robili to inni ludzie, byłoby zdecydowanie odebrane przez Yaxleyów nieszczery i zdecydowanie odstający od wszystkiego, co sobą reprezentowali. Nie potrzebowali potoku słów czy gestów mówiących, że ktoś przy nich czuwa. Sama obecność i wymowne milczenie było dla nich znacznym wsparciem. Obaj to rozumieli i nie zamierzali tego zmieniać, nie czując nawet potrzeby, by to robić. Musieli działać i nie było czasu na podobne zachowania - według nich odbierane jako oznaki słabości. Morgoth był zadowolony z faktu, że to właśnie z kuzynem u boku mógł zajmować się sprawami Białej Wywerny, chociaż może nie aż tak odpowiednie do ich statusu. Nie miał jednak nic przeciwko, bo nikt inny nie miał za nich tego robić. Sam wybór daty na początku maja oznaczał ich szybką reakcję. Z tego co widzieli, ktoś znalazł już wejście do piwnicy, dzięki czemu mogli swobodnie zejść na niższe, bardziej niebezpieczne poziomy, by spróbować ogarnąć chociażby część tego chaosu. Nie powinni byli starać się sprzątać wszystkiego z tego względu, że mogliby zwrócić czyjąś uwagę i nie mieli również tyle czasu. Część Rycerzy na pewno miała też tutaj wkrótce dotrzeć, dlatego nie musieli się specjalnie martwić. Nie oznaczało to jednak, że mieli zostawić to miejsce bez własnej interwencji. Nie odpowiedział na słowa Cynerica, gdy poradzili sobie z szafą, doskonale wiedząc, co miał na myśli. Kuzyn również zauważył anomalie, które występowały przy rzucaniu zaklęć. Niekiedy wszystko działo się poprawnie, a innym razem mogły pojawić się nieprzyjemne, nieoczekiwane skutki uboczne. To nie było miejsce i czas, by o tym dyskutować. Bez słowa ruszył dalej, przechodząc przez miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu leżała komoda i zasłaniała przejście do dalszej dziury, którą była teraz Biała Wywerna. Pod zwalonymi belkami kryły się przedmioty, które leżały w piwnicach tego miejsca. Figury już zostały wydobyte i odstawione na jedno z bezpieczniejszych miejsce, gdzie wilgoć już nie docierała. Tę część powinni byli jeszcze uporządkować, ale Morgoth chciał pójść kawałek dalej, by sprawdzić, czy zostało coś z obrazu chroniącego wejście do sali, gdzie spotykali się z Riddlem.
- Libramuto - mruknął, kierując różdżkę w stronę kryjących się w mroku drzwi. Poświata od różdżki kuzyna świeciła wciąż dość delikatnie, ale wystarczająco by zauważyć odpowiedni zarys przed sobą. Musieli uważać. Wszak w tych piwnicach były inferiusy, z którymi lepiej nie było się spotykać. Jeśli chcieli przejść w dalszą część podziemi, musieli pokonać drzwi, które w niektórych miejscach roztrzaskane wciąż zagradzały im drogę pół-leżąc, pół-stojąc wykrzywione w dziwacznym dramatycznym akcie. Zupełnie jakby ktoś próbował sforsować je od środka, ale równocześnie wychylił jedynie jeden zawias, by przecisnąć się w powstałej w góry między framugą a drewnem szczeliną. Rzucone zaklęcie było również zignorowaniem rady ukrytej pod słowami kuzyna, ale nie mogli dokonać wszystkiego nie ryzykując.
- Libramuto - mruknął, kierując różdżkę w stronę kryjących się w mroku drzwi. Poświata od różdżki kuzyna świeciła wciąż dość delikatnie, ale wystarczająco by zauważyć odpowiedni zarys przed sobą. Musieli uważać. Wszak w tych piwnicach były inferiusy, z którymi lepiej nie było się spotykać. Jeśli chcieli przejść w dalszą część podziemi, musieli pokonać drzwi, które w niektórych miejscach roztrzaskane wciąż zagradzały im drogę pół-leżąc, pół-stojąc wykrzywione w dziwacznym dramatycznym akcie. Zupełnie jakby ktoś próbował sforsować je od środka, ale równocześnie wychylił jedynie jeden zawias, by przecisnąć się w powstałej w góry między framugą a drewnem szczeliną. Rzucone zaklęcie było również zignorowaniem rady ukrytej pod słowami kuzyna, ale nie mogli dokonać wszystkiego nie ryzykując.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Tak naprawdę Cyneric czuł się dziwnie. Nigdy, ale to nigdy w życiu jeszcze nie sprzątał. Zawsze robiły to za niego skrzaty. Nieczystości trolli również nie tykał, to było niegodne jego statusu społecznego, dlatego zatrudniali do tego czarodziejów bez nazwiska. Miał wrażenie, że robi coś dobrego i złego, tak naprzemiennie. W jednej chwili sądził, że zajął się czymś pożytecznym, w drugiej zaś, że czekało go jedynie poniżenie. Świadomość, że sprzątał dla Rycerzy i przede wszystkim Czarnego Pana dodawała mu nieco otuchy. Pracował solidnie, co rusz przestawiając rzeźby oraz meble, a przynajmniej to, co pozostało w nienaruszonym stanie. Nie było tego wiele, lecz ogień rozprzestrzenił się w głównej mierze na górze i to powodowało, że dół prezentował się naprawdę nieźle. Skrupulatnie również odgruzowywał kolejne zakamarki celi oraz korytarza, wszystko pakując w kartony. Było ciężko, zwłaszcza przez brak solidnego światła. Liche lumos rozświetlające część piwnicznego mroku działało zbyt słabo, żeby nie zagubić orientacji w przestrzeni. Być może Yaxley powinien postarać się bardziej, popróbować dalej z pochodniami, lecz ból głowy skutecznie wyperswadował mu podobne wątpliwości z głowy. Przez większą część czasu mężczyzna używał siły swoich mięśni, co rusz przesuwając ciężkie przedmioty lub pozostałości po nich.
Przystanął na chwilę w pracy, żeby ocenić jak celne zaklęcie rzucił Morgoth i czy nie potrzeba go ratować z opresji spowodowanej anomalią. Ułożył ręce na biodrach, na szczęście dochodząc do wniosku, że jego kuzyn nie potrzebował jego pomocy. Najwidoczniej radził sobie z krnąbrną magią dużo lepiej od swojego starszego krewnego i Cyneric nie był ani trochę zdziwiony. Zresztą, przy okazji odpoczął sobie chwilę, w głowie układając dalszy plan.
Robiło mu się coraz goręcej, a kurz i pył, do tej pory osadzony na powierzchni rzeczy, które przestawiali, unosiły się w powietrzu drażniąc płuca. Treser odkaszlnął kilka razy zwijając dłoń w pięść, którą przytykał do spierzchniętych ust. Odnalazł gdzieś w kącie schowaną miotłę, a także ścierę. Wyglądała bardziej jak do podłogi niż mebli, lecz darował sobie rozmyślania na ten temat. Nie był żadnym specem od porządkowania skoro robił to pierwszy raz w życiu.
- Facere - wypowiedział chwytając swoją różdżkę. Jej koniec nakierował właśnie na te dwa przedmioty chcąc, żeby wzięły się do pracy. Przydałby się pewnie także mop i wiadro z wodą, jednakże Yaxley nie zabrał ze sobą takich rarytasów. Być może powinien bardziej zainteresować się jakże trudną sztuką konserwacji powierzchni płaskich, chociaż najprawdopodobniej już nigdy więcej mu się to już nie przyda. Całe szczęście.
Przystanął na chwilę w pracy, żeby ocenić jak celne zaklęcie rzucił Morgoth i czy nie potrzeba go ratować z opresji spowodowanej anomalią. Ułożył ręce na biodrach, na szczęście dochodząc do wniosku, że jego kuzyn nie potrzebował jego pomocy. Najwidoczniej radził sobie z krnąbrną magią dużo lepiej od swojego starszego krewnego i Cyneric nie był ani trochę zdziwiony. Zresztą, przy okazji odpoczął sobie chwilę, w głowie układając dalszy plan.
Robiło mu się coraz goręcej, a kurz i pył, do tej pory osadzony na powierzchni rzeczy, które przestawiali, unosiły się w powietrzu drażniąc płuca. Treser odkaszlnął kilka razy zwijając dłoń w pięść, którą przytykał do spierzchniętych ust. Odnalazł gdzieś w kącie schowaną miotłę, a także ścierę. Wyglądała bardziej jak do podłogi niż mebli, lecz darował sobie rozmyślania na ten temat. Nie był żadnym specem od porządkowania skoro robił to pierwszy raz w życiu.
- Facere - wypowiedział chwytając swoją różdżkę. Jej koniec nakierował właśnie na te dwa przedmioty chcąc, żeby wzięły się do pracy. Przydałby się pewnie także mop i wiadro z wodą, jednakże Yaxley nie zabrał ze sobą takich rarytasów. Być może powinien bardziej zainteresować się jakże trudną sztuką konserwacji powierzchni płaskich, chociaż najprawdopodobniej już nigdy więcej mu się to już nie przyda. Całe szczęście.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Nie zastanawiał się nad tym. Po prostu chciał to zrobić i wrócić do swoich zajęć. Już i tak wystarczająco dużo nachodziło go wątpliwości dotyczących stanu, w jakim znajdowała się jego rodzina i konsekwencji działań, które podejmował nie tylko jego ojciec, ale również on sam. Pewna jego część uspokoiła się, gdy do Rycerzy dołączył również i Cyneric, który od zawsze była dla niego niczym starszy brat - ten nieomylny, przecierający szlaki i wspierający młodszego Yaxleya na każdym kroku. Nigdy nie musieli mieć przed sobą tajemnic i jeden wiedział, co robił drugi. Przez jakiś czas tak nie było, bo Morgoth musiał ukrywać swoje powiązania z tajną organizacją. Początkowo nie był sam, mając ojca u boku, jednak wraz z zostaniem nestorem rodu, Leon Vasilas przestał angażować się w tak samo aktywny sposób w działalność Rycerzy Walpurgii jak wcześniej, zostawiając pierworodnego pomiędzy ludźmi bez zasad, bez wiary i bez celu pomijając chęć władzy i okrucieństwa.
Pchnął ramieniem lekkie już drzwi, które ugięły się pod naporem nowej siły i zaskrzypiały opadając w ciszy na pokrytą kurzem ziemię. Tumany wzbiły się w górę, powodując łzawienie oczu, jednak Yaxley nie zatrzymywał się. Nikłe światło bijące od różdżki Cynerica wciąż dawało mu podgląd na to, co znajdowało się w ciemnościach. Lub właściwie czego nie zobaczył. Za drzwiami pół metra w głąb znajdowało się gruzowisko, które całkowicie blokowało przejście do dalszej części piwnicy Białej Wywerny. Morgoth skrzywił się, zdając sobie sprawę, że jedno zaklęcie mogłoby zniszczyć kamienie, jednak nie stać ich było na to, by hałasować i przyciągać uwagę. Już i tak dużo ryzykowali. Nie wątpił w to, że jeszcze ktoś pojawi się, by uprzątnąć ten chaos. Na dziś powoli kończyli. Odwrócił się do kuzyna, który rzucił poprawne zaklęcie, pozwalając, by miotła i kilka ścierek opanowały tę część piwnicy z łatwością wykonując zadania, do których zostały stworzone. Niewiele już zostało tutaj do pracy prócz porozrzucanych jeszcze gdzieniegdzie starych książek, do których podszedł, by zacząć je zbierać i układać w równe stosy na czystym już fragmencie posadzki. Nie było ich za wiele, ale raczej nie znalazły się w tym zdegenerowanym miejscu dla rozrywki. Jedna z nich leżała na brudnym, chociaż niepotłuczonym o dziwo lustrze w złotej, owalnej oprawie. Yaxley podniósł je i zawiesił na widocznym haku na jednej ze ścian, a gdy to zrobił jedna z zaczarowanych szmatek od razu przefrunęła do tafli, by sprawnie zacząć ją oczyszczać. Zaśmiecona wcześniej piwnica zaczynała nabierać odpowiednich kształtów i chociaż odrobinę przypominała coś, co można było nazywać wnętrzem budynku. Morgoth spojrzał na kuzyna. Zbyt długo tu zabawili. Jeszcze kilka chwil i będą musieli wracać.
Pchnął ramieniem lekkie już drzwi, które ugięły się pod naporem nowej siły i zaskrzypiały opadając w ciszy na pokrytą kurzem ziemię. Tumany wzbiły się w górę, powodując łzawienie oczu, jednak Yaxley nie zatrzymywał się. Nikłe światło bijące od różdżki Cynerica wciąż dawało mu podgląd na to, co znajdowało się w ciemnościach. Lub właściwie czego nie zobaczył. Za drzwiami pół metra w głąb znajdowało się gruzowisko, które całkowicie blokowało przejście do dalszej części piwnicy Białej Wywerny. Morgoth skrzywił się, zdając sobie sprawę, że jedno zaklęcie mogłoby zniszczyć kamienie, jednak nie stać ich było na to, by hałasować i przyciągać uwagę. Już i tak dużo ryzykowali. Nie wątpił w to, że jeszcze ktoś pojawi się, by uprzątnąć ten chaos. Na dziś powoli kończyli. Odwrócił się do kuzyna, który rzucił poprawne zaklęcie, pozwalając, by miotła i kilka ścierek opanowały tę część piwnicy z łatwością wykonując zadania, do których zostały stworzone. Niewiele już zostało tutaj do pracy prócz porozrzucanych jeszcze gdzieniegdzie starych książek, do których podszedł, by zacząć je zbierać i układać w równe stosy na czystym już fragmencie posadzki. Nie było ich za wiele, ale raczej nie znalazły się w tym zdegenerowanym miejscu dla rozrywki. Jedna z nich leżała na brudnym, chociaż niepotłuczonym o dziwo lustrze w złotej, owalnej oprawie. Yaxley podniósł je i zawiesił na widocznym haku na jednej ze ścian, a gdy to zrobił jedna z zaczarowanych szmatek od razu przefrunęła do tafli, by sprawnie zacząć ją oczyszczać. Zaśmiecona wcześniej piwnica zaczynała nabierać odpowiednich kształtów i chociaż odrobinę przypominała coś, co można było nazywać wnętrzem budynku. Morgoth spojrzał na kuzyna. Zbyt długo tu zabawili. Jeszcze kilka chwil i będą musieli wracać.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Niby Cyneric był tym starszym, lecz Morgoth od zawsze przewyższał go umiejętnościami oraz wiedzą. To zwykle właśnie treser stawał na samym końcu pokrętnej kolejki życiowych wydarzeń. Może to miało związek z praktycznie wychowywaniem się bez rodziców w trudnym okresie dorastania? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, przyjmując los na swoje barki. Życzył kuzynowi wszystkiego, co najlepsze - cieszył się z jego sukcesów, wszakże one były także sukcesami jego samego. Stanowili rodzinę, filar, który był nie do zniszczenia, zwłaszcza z powodu nazwiska oraz przekazywanych z pokolenia na pokolenie słusznych wartości. W ich krwi wrzała odwaga przodków, wspomagana chęcią do walki oraz jej zwycięstwa. Nie było od nich nikogo lepszego i nawet jeśli bycie na szczycie mogłoby być męczące, to musieli nieść to brzemię.
Tak jak pomoc Rycerzom, całej sprawie, której się poświęcili wstępując do ugrupowania. Żeby się spotykać musieli mieć odpowiednią siedzibę - taką, do której nie wejdzie nikt niepowołany. I chociaż ostatnie wydarzenia przeczą tej tezie, nie stać ich było na ryzyko związane z byle jakim miejscem obrad. Ustalania następnych kroków mających na celu oczyszczenia tego świata. Z brudu, ze szlamu płynącego wartkimi strumieniami nawet po magicznych ulicach. Tych samych, które powinny być bezpieczne - wszakże stanowiły ich dom, azyl wszystkich czarodziejów. Ogólne dobro wymagało zatem poświęceń.
Martwił się o swoje zdolności do sprzątania; tych zaklęć nie używał nigdy w życiu. Pomimo anomalii promień uroku opuścił jego różdżkę wprawiając proste przedmioty w ruch. Niestety tym samym zgasło jedyne źródło światła jakie posiadali. Starszy Yaxley westchnął, nie mając siły walczyć z upierdliwą magią.
Zrobili kawał dobrej roboty. Cela została całkowicie odgruzowana oraz uporządkowana. Zostało jeszcze zabezpieczyć ważny obraz wiszący w korytarzu. Niestety nie mieli już ani czasu, ani sił. Robiło się coraz później - winni wracać do Yaxley's Hall. W każdej chwili mogli zostać przyłapani na grzebaniu w szczątkach Białej Wywerny, lokalu, który de facto nie należał do nich.
Kurz czy brud również zniknęły. Cyneric zaś nie widział spojrzenia Morgotha, lecz czytał mu w myślach. Otarł dłonią czoło i twarz, przestępując bliżej wyjścia. Ostatni raz spojrzał na pochodnie, które nie zapłonęły żywym światłem.
Kiwnął głową, chociaż nie musiał. Domyślał się, że jego kuzyn chciał już wracać. Tak jak starszy szlachcic. Mieli również obowiązki czekające na nich w domu, a zbytnie sprzątanie nie przystoiło ich pozycjom społecznym. Dlatego z różdżką w dłoni zaczął wdrapywać się po schodach w górę.
Tak jak pomoc Rycerzom, całej sprawie, której się poświęcili wstępując do ugrupowania. Żeby się spotykać musieli mieć odpowiednią siedzibę - taką, do której nie wejdzie nikt niepowołany. I chociaż ostatnie wydarzenia przeczą tej tezie, nie stać ich było na ryzyko związane z byle jakim miejscem obrad. Ustalania następnych kroków mających na celu oczyszczenia tego świata. Z brudu, ze szlamu płynącego wartkimi strumieniami nawet po magicznych ulicach. Tych samych, które powinny być bezpieczne - wszakże stanowiły ich dom, azyl wszystkich czarodziejów. Ogólne dobro wymagało zatem poświęceń.
Martwił się o swoje zdolności do sprzątania; tych zaklęć nie używał nigdy w życiu. Pomimo anomalii promień uroku opuścił jego różdżkę wprawiając proste przedmioty w ruch. Niestety tym samym zgasło jedyne źródło światła jakie posiadali. Starszy Yaxley westchnął, nie mając siły walczyć z upierdliwą magią.
Zrobili kawał dobrej roboty. Cela została całkowicie odgruzowana oraz uporządkowana. Zostało jeszcze zabezpieczyć ważny obraz wiszący w korytarzu. Niestety nie mieli już ani czasu, ani sił. Robiło się coraz później - winni wracać do Yaxley's Hall. W każdej chwili mogli zostać przyłapani na grzebaniu w szczątkach Białej Wywerny, lokalu, który de facto nie należał do nich.
Kurz czy brud również zniknęły. Cyneric zaś nie widział spojrzenia Morgotha, lecz czytał mu w myślach. Otarł dłonią czoło i twarz, przestępując bliżej wyjścia. Ostatni raz spojrzał na pochodnie, które nie zapłonęły żywym światłem.
Kiwnął głową, chociaż nie musiał. Domyślał się, że jego kuzyn chciał już wracać. Tak jak starszy szlachcic. Mieli również obowiązki czekające na nich w domu, a zbytnie sprzątanie nie przystoiło ich pozycjom społecznym. Dlatego z różdżką w dłoni zaczął wdrapywać się po schodach w górę.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Nie mieli tu już nic więcej do roboty. Dalsza część piwnicy pozostawała nie do przejścia i zbadania, a próba wyburzenia głazów była jednym z gorszych pomysłów, który mógł przyciągnąć czyjąś niechcianą uwagę. Najpewniej było inne wejście do tamtych komnat, ale Yaxleyowie nie mieli czasu, by go szukać. Cyneric miał rację - zajęli się tym terenem i wyglądał już lepiej niż wcześniej. Nie był już zagracony tak jak na początku, nigdzie nie ciekła woda, a deski nie wyginały się w przeróżne strony. Morgothowi udało się też wyratować stare rzeźby, które kojarzył, że stały w rogu sali, w której się niegdyś zbierali. Do tego spora gromada woluminów tkwiła w miejscu, gdzie je ułożył. Te cenniejsze księgi zabrał ze sobą, by odpowiednio je wysuszyć i przechować do czasu, aż Biała Wywerna znów będzie tak samo mocna jak wcześniej. Jego kuzyn za to zajął się inną częścią zadań i wywiązał się z tego tak samo dobrze. Obaj wiedzieli, że następne zadania związane z odbudową musieli też zawierzyć reszcie Rycerzy. Yaxleyowie byli gotowi, by zrobić również o wiele więcej nad jedynie sprzątanie tego miejsca. Jednak chwilowo nie mogło się to udać jedynie z ich dwójką.
Bezgłośne Wracamy przeniosło się od jednego kuzyna do drugiego, gdy wspólnie już zdecydowali, że powinni się usunąć z tego miejsca. Zbyt długie przebywanie na terenie dawnej Białej Wywerny nie było roztropne z tego względu, że wciąż znajdowali się na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu, a tutaj kręciło się tyle szumowin ile kostek leżało na nierównych, brukowanych uliczkach. Puścił Cynerica przodem, gdy już zorientowali się czy aby niczego za sobą nie zostawili, co naprowadziłoby potencjalnych ciekawskich na ich trop. Zanim wyszedł na powierzchnię, udało mu się dojrzeć jedną ocalałą książkę, którą schował do połów płaszcza. Zgasił różdżkę, by nie przyciągać niepożądanych spojrzeń. Przed opuszczeniem tego miejsca, Morgoth rozejrzał się uważnie czy aby na pewno nikt ich nie obserwował, a następnie wspólnie z kuzynem wynieśli się ze śmierdzącego Nokturnu, powracając do uśpionego Yaxley's Hall.
|zt x2
Bezgłośne Wracamy przeniosło się od jednego kuzyna do drugiego, gdy wspólnie już zdecydowali, że powinni się usunąć z tego miejsca. Zbyt długie przebywanie na terenie dawnej Białej Wywerny nie było roztropne z tego względu, że wciąż znajdowali się na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu, a tutaj kręciło się tyle szumowin ile kostek leżało na nierównych, brukowanych uliczkach. Puścił Cynerica przodem, gdy już zorientowali się czy aby niczego za sobą nie zostawili, co naprowadziłoby potencjalnych ciekawskich na ich trop. Zanim wyszedł na powierzchnię, udało mu się dojrzeć jedną ocalałą książkę, którą schował do połów płaszcza. Zgasił różdżkę, by nie przyciągać niepożądanych spojrzeń. Przed opuszczeniem tego miejsca, Morgoth rozejrzał się uważnie czy aby na pewno nikt ich nie obserwował, a następnie wspólnie z kuzynem wynieśli się ze śmierdzącego Nokturnu, powracając do uśpionego Yaxley's Hall.
|zt x2
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/17.08
Ból głowy powoli ustępował, tak samo jak osłabienie wynikłe z nagłej fali wspomnień z Azkabanu. Skinąłem Czarnemu Panu z szacunkiem, zarówno na pochwałę jak i odpowiedź dotyczącą mojego pytania. Wciąż nie wiedziałem co z kamieniem wskrzeszenia, ale nie odważyłem się zapytać. Widocznie Lord Voldemort miał do tego pewne plany, na pewno wiedział też co robi. Nie kazałby nam się tak starać gdyby nie miał zamiaru pozyskać brakującego elementu lub go czymś zastąpić. Dlatego nie zwątpiłem, a zamiast tego podziwiałem moc, jaka drzemała w ciele naszego Pana. Nie zdążyłem go jednak pożegnać, ten szybko zniknął w czarnej mgle zostawiając nas samych.
- Myślę, że czas na odpoczynek – powiedziałem to, o czym na pewno myśleliśmy wszyscy, ale ja powiedziałem to najszybciej. Zerknąłem jeszcze na Cassandrę, która dowodziła naszą grupą i kiedy otrzymałem potwierdzenie, wróciłem na Grimmauld Place.
Później mieliśmy się wszyscy stawić w Białej Wywernie. Jakoś od ostatnich wydarzeń nie przepadałem za Nokturnem, ale dzięki Merlinowi nie zgubiłem się. Co więcej, do piwnic odprowadził nas barman, gdzie w jednej z sal czekał już na nas Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Skłoniłem mu się przy wejściu, po czym ruszyliśmy do celi zajmowanej przez samego Grindelwalda. Jeden człowiek, który tak bardzo namieszał w magicznym świecie, który pokonał samego Dumbledora, teraz siedział zmizerniały na zimnej podłodze w ciemnym więzieniu. Niesłychane. Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył na własne oczy. Szybko oceniłem jego stan zdrowia na bardzo słaby; liczne rany, ślady po użyciu czarnej magii, to wszystko składało się na człowieka pozbawionego siły i witalności, która mogłaby nam zagrozić. – Jestem uzdrowicielem. Mógłbym zaleczyć te rany, przynieść ulgę – powiedziałem do Gellerta, niby sugestywnie, ale nie mówiąc jeszcze wprost, że chciałbym współpracy. Niestety mężczyzna nie wyglądał na takiego, który chciałby zdradzić jakikolwiek sekret, tak samo jak nie chciałby wchodzić w układy. Ale gdzieś tam w środku łudziłem się, że obietnica zesłania na niego uzdrowienia mogłaby zachęcić go do współpracy. Zresztą, ja jako ja nie mogłem zaproponować mu nic więcej. To pozostali władali czarną magią lepiej ode mnie, pewnie znali lepsze sposoby na wyduszenie z niego informacji. – Diagno Coro – powiedziałem, przykładając różdżkę do klatki piersiowej mężczyzny. Musiałem się dowiedzieć czy to na pewno było jego serce, w tamtej wizji z Azkabanu. Czy to w ogóle możliwe, że można żyć bez serca, czy to tylko złudzenie, a organ był w tym samym miejscu, natomiast serce było jedynie symbolem. Miałem nadzieję, że zaklęcie rozwieje moje wątpliwości.
Ból głowy powoli ustępował, tak samo jak osłabienie wynikłe z nagłej fali wspomnień z Azkabanu. Skinąłem Czarnemu Panu z szacunkiem, zarówno na pochwałę jak i odpowiedź dotyczącą mojego pytania. Wciąż nie wiedziałem co z kamieniem wskrzeszenia, ale nie odważyłem się zapytać. Widocznie Lord Voldemort miał do tego pewne plany, na pewno wiedział też co robi. Nie kazałby nam się tak starać gdyby nie miał zamiaru pozyskać brakującego elementu lub go czymś zastąpić. Dlatego nie zwątpiłem, a zamiast tego podziwiałem moc, jaka drzemała w ciele naszego Pana. Nie zdążyłem go jednak pożegnać, ten szybko zniknął w czarnej mgle zostawiając nas samych.
- Myślę, że czas na odpoczynek – powiedziałem to, o czym na pewno myśleliśmy wszyscy, ale ja powiedziałem to najszybciej. Zerknąłem jeszcze na Cassandrę, która dowodziła naszą grupą i kiedy otrzymałem potwierdzenie, wróciłem na Grimmauld Place.
Później mieliśmy się wszyscy stawić w Białej Wywernie. Jakoś od ostatnich wydarzeń nie przepadałem za Nokturnem, ale dzięki Merlinowi nie zgubiłem się. Co więcej, do piwnic odprowadził nas barman, gdzie w jednej z sal czekał już na nas Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Skłoniłem mu się przy wejściu, po czym ruszyliśmy do celi zajmowanej przez samego Grindelwalda. Jeden człowiek, który tak bardzo namieszał w magicznym świecie, który pokonał samego Dumbledora, teraz siedział zmizerniały na zimnej podłodze w ciemnym więzieniu. Niesłychane. Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył na własne oczy. Szybko oceniłem jego stan zdrowia na bardzo słaby; liczne rany, ślady po użyciu czarnej magii, to wszystko składało się na człowieka pozbawionego siły i witalności, która mogłaby nam zagrozić. – Jestem uzdrowicielem. Mógłbym zaleczyć te rany, przynieść ulgę – powiedziałem do Gellerta, niby sugestywnie, ale nie mówiąc jeszcze wprost, że chciałbym współpracy. Niestety mężczyzna nie wyglądał na takiego, który chciałby zdradzić jakikolwiek sekret, tak samo jak nie chciałby wchodzić w układy. Ale gdzieś tam w środku łudziłem się, że obietnica zesłania na niego uzdrowienia mogłaby zachęcić go do współpracy. Zresztą, ja jako ja nie mogłem zaproponować mu nic więcej. To pozostali władali czarną magią lepiej ode mnie, pewnie znali lepsze sposoby na wyduszenie z niego informacji. – Diagno Coro – powiedziałem, przykładając różdżkę do klatki piersiowej mężczyzny. Musiałem się dowiedzieć czy to na pewno było jego serce, w tamtej wizji z Azkabanu. Czy to w ogóle możliwe, że można żyć bez serca, czy to tylko złudzenie, a organ był w tym samym miejscu, natomiast serce było jedynie symbolem. Miałem nadzieję, że zaklęcie rozwieje moje wątpliwości.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Cela
Szybka odpowiedź