Pracownia twórcy perfum
AutorWiadomość
Pracownia twórcy perfum
Jest to prywatna pracownia Victorii Parkinson, gdzie ta ma możliwość tworzenia nowych perfum. Również w tym miejscu odbywają się wszystkie poszczególne etapy wytwórstwa flakoników, w których sprzedawane lub rozdawane będą te cudowne eliksiry. Osoby pracujące w Domu Mody mają tu dowolny wstęp, mogą tu wejść również osoby z zewnątrz, zaproszone przez samą Victorię. Samo pomieszczenie jest wystarczających rozmiarów. Po środku stoi duży stół, na którym stoją puste buteleczki, kilka kociołków, pod którymi pali się ogień. Za stołem stoi wielki regał z potrzebnymi ingrediencjami oraz roślinnością nadającą zapach, na przykład kwiatami. Oczywiście jest także gdzie usiąść, w pomieszczeniu jest także na tyle jasno, aby w razie potrzeby móc pracować w nocy.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:47, w całości zmieniany 2 razy
20 stycznia
Moja droga kuzynka, Megara Carrow, wyraziła chęć naszego spotkania informując mnie, że ma do mnie jakąś sprawę. Na początku ja chciałam pojawić się u niej. Usiąść na wygodnej kanapie, wypić filiżankę herbaty i na spokojnie porozmawiać. Ta jednak szybko zaprzeczyła, nie chciała, abym do niej przychodziła, co mnie trochę zmartwiło, ale przystałam na jej propozycję, abyśmy spotkały się właśnie tutaj, w mojej pracowni. Miałam ją od niedawna, jeszcze nikt nie pojawił się tutaj, ot tak, dlatego czekałam na ten moment, chciałam się trochę pochwalić swoją “zdobyczą”. Megara nie poinformowała mnie o której dokładnie godzinie się pojawi, dlatego od rana byłam już tutaj, zajmując się swoimi sprawami.
A moje sprawy wcale nie były takie łatwe. Pracowałam nad nowym zapachem oraz nad nowym flakonikiem i o ile prace nad flakonikiem powoli posuwały się do przodu, tak prace nad zapachem stały w miejscu. Stworzyłam coś, ale sama nie potrafiłam określić co to właściwie jest i czym pachnie. Zmieszanie zapachów bez dodania eliksiru wyszło bardzo dobrze, czuć było wyraźny zapach, ale gdy przechodziłam do głównej części, wszystko się sypało.
Usiadłam zrezygnowana na jednym z krzeseł, stojących przy wielkim stole i oparłam się łokciami o blat. Nie lubiłam zimy, brakowało mi świeżych roślin, a to one dawały mi siłę, aby brnąć na przód. Zasuszone były piękne i równie pięknie pachniały, ale trudno się z nimi pracowało.
Uniosłam rękę, aby dotknąć wiszącą nad stołem lawendę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam szybko, a gdy zauważyłam, że to Megara, chwyciłam jeden roboczy flakonik z cieszą i podeszłam do niej.
- Moja droga, tak dobrze cię widzieć - przywitałam ją szczerym uśmiechem. - Powąchaj…
Przytknęłam jej do nosa fiolkę i poczekałam, aż weźmie kilka wdechów. Sama również się nad nią pochyliłam, wciągając zapach przez nos, zaraz szybko się odwracając i odkładając swoje dzieło na stół.
- Miał być zdecydowanie wyczuwalny owocowy, ale delikatny zapach, a to pachnie jak… - chciałam powiedzieć jak mugole, czyli najgorzej jak tylko mogło być, jednak westchnęłam jedynie.
Odwróciłam się ponownie w stronę kuzynki. Znów do niej podeszłam, chwyciłam ją lekko za rękę, zapraszając na kanapę, stojącą pod ścianą w dalszej części pomieszczenia. Tak bardzo cieszyłam się na jej wizytę. Może chwila odpoczynku, oderwania myśli od ostatnich wydarzeń, pozwoli mi skupić się bardziej na swojej pracy? Bo ostatnio nie mogłam, tak dużo się wydarzyło.
- Ciesze się, że mnie odwiedziłaś. Jak podoba ci się moja pracownia? To miło ze strony domu mody, że pozwolili mi się tu zadomowić - zaczęłam, siadając obok niej. - Dawno się nie widziałyśmy, proszę, powiedz mi, co u ciebie słychać, Megaro? Jak w domu?
Moja droga kuzynka, Megara Carrow, wyraziła chęć naszego spotkania informując mnie, że ma do mnie jakąś sprawę. Na początku ja chciałam pojawić się u niej. Usiąść na wygodnej kanapie, wypić filiżankę herbaty i na spokojnie porozmawiać. Ta jednak szybko zaprzeczyła, nie chciała, abym do niej przychodziła, co mnie trochę zmartwiło, ale przystałam na jej propozycję, abyśmy spotkały się właśnie tutaj, w mojej pracowni. Miałam ją od niedawna, jeszcze nikt nie pojawił się tutaj, ot tak, dlatego czekałam na ten moment, chciałam się trochę pochwalić swoją “zdobyczą”. Megara nie poinformowała mnie o której dokładnie godzinie się pojawi, dlatego od rana byłam już tutaj, zajmując się swoimi sprawami.
A moje sprawy wcale nie były takie łatwe. Pracowałam nad nowym zapachem oraz nad nowym flakonikiem i o ile prace nad flakonikiem powoli posuwały się do przodu, tak prace nad zapachem stały w miejscu. Stworzyłam coś, ale sama nie potrafiłam określić co to właściwie jest i czym pachnie. Zmieszanie zapachów bez dodania eliksiru wyszło bardzo dobrze, czuć było wyraźny zapach, ale gdy przechodziłam do głównej części, wszystko się sypało.
Usiadłam zrezygnowana na jednym z krzeseł, stojących przy wielkim stole i oparłam się łokciami o blat. Nie lubiłam zimy, brakowało mi świeżych roślin, a to one dawały mi siłę, aby brnąć na przód. Zasuszone były piękne i równie pięknie pachniały, ale trudno się z nimi pracowało.
Uniosłam rękę, aby dotknąć wiszącą nad stołem lawendę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam szybko, a gdy zauważyłam, że to Megara, chwyciłam jeden roboczy flakonik z cieszą i podeszłam do niej.
- Moja droga, tak dobrze cię widzieć - przywitałam ją szczerym uśmiechem. - Powąchaj…
Przytknęłam jej do nosa fiolkę i poczekałam, aż weźmie kilka wdechów. Sama również się nad nią pochyliłam, wciągając zapach przez nos, zaraz szybko się odwracając i odkładając swoje dzieło na stół.
- Miał być zdecydowanie wyczuwalny owocowy, ale delikatny zapach, a to pachnie jak… - chciałam powiedzieć jak mugole, czyli najgorzej jak tylko mogło być, jednak westchnęłam jedynie.
Odwróciłam się ponownie w stronę kuzynki. Znów do niej podeszłam, chwyciłam ją lekko za rękę, zapraszając na kanapę, stojącą pod ścianą w dalszej części pomieszczenia. Tak bardzo cieszyłam się na jej wizytę. Może chwila odpoczynku, oderwania myśli od ostatnich wydarzeń, pozwoli mi skupić się bardziej na swojej pracy? Bo ostatnio nie mogłam, tak dużo się wydarzyło.
- Ciesze się, że mnie odwiedziłaś. Jak podoba ci się moja pracownia? To miło ze strony domu mody, że pozwolili mi się tu zadomowić - zaczęłam, siadając obok niej. - Dawno się nie widziałyśmy, proszę, powiedz mi, co u ciebie słychać, Megaro? Jak w domu?
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
List został wysłany. Nie ma odwrotu. Decyzja została podjęta i Deimos musiał zapłacić. Nigdy nie dowie się co tak naprawdę się stało, jak stracił swoje pierworodne dziecko. Poronienia się zdarzają, zwłaszcza za pierwszym razem, zwłaszcza gdy próbuje się zmusić do rodzenia organizm zbyt słaby i zbyt kruchy. Nie ma odwrotu. Decyzja została podjęta.
Szła przez zatłoczona uliczki Londynu kierując się w stronę Domu Mody Parkinson. Była tylko jedna osoba, której była wstanie zaufać w tej delikatnej sprawie. Wierzyła, że kuzynka nie zostawi jej w potrzebie. Przystanęła przed głównym wejście po raz ostatni przyglądając się swojego odbiciu w wystawie sklepowej. Podkrążone oczy i bladą skórkę można było ukryć pod makijażem. Przez kilka dni omawiała spożywania czegokolwiek co odbiło się na jej wyglądzie. Wychudzona twarz dziwnie kontrastowała coraz mocniej widocznymi zaokrągleniami. Te na szczęście można było jeszcze ukryć pod luźniejszą sukienką i mocno zapiętym gorsetem. Świat nie wiedział, że lady Carrow jest w ciąży póki sama głośno tego nie powiedziała.
Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech i weszła do środka. Pracownicy jak zawsze witali ją z niemałą uprzejmością. W końcu rody Parkinson i Malfoy od wielu pokoleń żyły ze sobą w przyjaźni. Pokierowano ją w stronę pracowni kuzynki. Kolejny wdech i cicha modlitwa o to by Victoria nie zawiodła. W końcu przeszła przez próg przyklejając do twarzy przyjazny uśmiech. - Ciebie również dobrze widzieć Vici - zdążyła powiedzieć zanim podsunięto jej pod nos flakonik. Pozwoliła by zapach wypełnił jej nozdrza. Zapach był bardo ładny delikatny. Uśmiech Megary nabrał trochę szczerszego wyrazu. - Nie bądź dla siebie taka surowa - czuła, że za tym niedokończonym zdaniem kryje się jakieś mało pozytywny przymiotnik. Dobrze jednak, że Victoria w porę zamilkła. To jedno słowo mogłoby sprowadzić ich rozmowę w zupełnie inną stronę. Megara pewnie nigdy się nie nauczy, że powinna zaniechać prób przeciągania krewnych na tą bardziej…tolerancyjną stronę. - Nie od razu Rzym zbudowano- przypomniała jej spoglądając dobrotliwie. Zdjęła zimowy płaszcz i powiesiła go. Zapachy wypełniające pracownie napełniły ją dziwnym spokojem. Z ciekawością przyglądała się rzeczą zgromadzonym na stole póki kuzynka nie zaciągnęła ją w stronę kanapy. Kiwnęła potakująco głową dając do zrozumienia, że ona również bardzo się cieszy. - Pięknie- - pochwaliła ją rozglądając się na wszystkie strony. - A te zapachy to coś niesamowitego. Dom w ciebie wierzy i w twoje zdolności. Jestem pewna, że tworzysz tu niesamowite rzeczy - nie chodziło o zalanie jej komplementami przed proszeniem/błaganiem o pomoc. Megara wierzyła w kuzynkę i życzyła jej jak najlepiej. Zresztą jak wszystkim którzy byli jej bliscy. - W domu wszystko porządku. Nareszcie zaaklimatyzowałam się w Marseet. Wrzosowiska Wiltshire to nic w porównaniu ze potężnymi wzniesieniami i plażami Yorkshire- kłamstwo łatwo przeszło jej przez usta. Wiedziała, że Victoria właśnie to chciała usłyszeć. Nie ważne ile bólu kosztowało ją wspomnienie tych kilku szczęśliwych chwil, które spędziła w towarzystwie męża. - Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku i na nic nie musisz narzekać? - wbiła spojrzenie w twarz kuzynki. Chwyciła jej dłonie w przyjacielskim geście. Wciąż jeszcze nie wiedziała jak najlepiej ująć w słowa to po co tu przyszła.
Szła przez zatłoczona uliczki Londynu kierując się w stronę Domu Mody Parkinson. Była tylko jedna osoba, której była wstanie zaufać w tej delikatnej sprawie. Wierzyła, że kuzynka nie zostawi jej w potrzebie. Przystanęła przed głównym wejście po raz ostatni przyglądając się swojego odbiciu w wystawie sklepowej. Podkrążone oczy i bladą skórkę można było ukryć pod makijażem. Przez kilka dni omawiała spożywania czegokolwiek co odbiło się na jej wyglądzie. Wychudzona twarz dziwnie kontrastowała coraz mocniej widocznymi zaokrągleniami. Te na szczęście można było jeszcze ukryć pod luźniejszą sukienką i mocno zapiętym gorsetem. Świat nie wiedział, że lady Carrow jest w ciąży póki sama głośno tego nie powiedziała.
Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech i weszła do środka. Pracownicy jak zawsze witali ją z niemałą uprzejmością. W końcu rody Parkinson i Malfoy od wielu pokoleń żyły ze sobą w przyjaźni. Pokierowano ją w stronę pracowni kuzynki. Kolejny wdech i cicha modlitwa o to by Victoria nie zawiodła. W końcu przeszła przez próg przyklejając do twarzy przyjazny uśmiech. - Ciebie również dobrze widzieć Vici - zdążyła powiedzieć zanim podsunięto jej pod nos flakonik. Pozwoliła by zapach wypełnił jej nozdrza. Zapach był bardo ładny delikatny. Uśmiech Megary nabrał trochę szczerszego wyrazu. - Nie bądź dla siebie taka surowa - czuła, że za tym niedokończonym zdaniem kryje się jakieś mało pozytywny przymiotnik. Dobrze jednak, że Victoria w porę zamilkła. To jedno słowo mogłoby sprowadzić ich rozmowę w zupełnie inną stronę. Megara pewnie nigdy się nie nauczy, że powinna zaniechać prób przeciągania krewnych na tą bardziej…tolerancyjną stronę. - Nie od razu Rzym zbudowano- przypomniała jej spoglądając dobrotliwie. Zdjęła zimowy płaszcz i powiesiła go. Zapachy wypełniające pracownie napełniły ją dziwnym spokojem. Z ciekawością przyglądała się rzeczą zgromadzonym na stole póki kuzynka nie zaciągnęła ją w stronę kanapy. Kiwnęła potakująco głową dając do zrozumienia, że ona również bardzo się cieszy. - Pięknie- - pochwaliła ją rozglądając się na wszystkie strony. - A te zapachy to coś niesamowitego. Dom w ciebie wierzy i w twoje zdolności. Jestem pewna, że tworzysz tu niesamowite rzeczy - nie chodziło o zalanie jej komplementami przed proszeniem/błaganiem o pomoc. Megara wierzyła w kuzynkę i życzyła jej jak najlepiej. Zresztą jak wszystkim którzy byli jej bliscy. - W domu wszystko porządku. Nareszcie zaaklimatyzowałam się w Marseet. Wrzosowiska Wiltshire to nic w porównaniu ze potężnymi wzniesieniami i plażami Yorkshire- kłamstwo łatwo przeszło jej przez usta. Wiedziała, że Victoria właśnie to chciała usłyszeć. Nie ważne ile bólu kosztowało ją wspomnienie tych kilku szczęśliwych chwil, które spędziła w towarzystwie męża. - Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku i na nic nie musisz narzekać? - wbiła spojrzenie w twarz kuzynki. Chwyciła jej dłonie w przyjacielskim geście. Wciąż jeszcze nie wiedziała jak najlepiej ująć w słowa to po co tu przyszła.
Zdziwił mnie fakt, że Megarze podoba się ten zapach. Ja najchętniej walnęłabym flakonikiem o ścianę, ale powstrzymywał mnie fakt, że całe to okropieństwo wypełniłoby pomieszczenie i przez długi czas, czuć byłoby woń tego nieudanego eksperymentu.
- Nie, nie Megaro - zaprzeczyłam, gdy ta stwierdziła, żebym nie była dla siebie tak bardzo krytyczna. - To nie jest to, co chciałam stworzyć.
Jak pianiści irytowali się, gdy nie mogli ułożyć idealnie brzmiącej melodii, albo wytwórcy różdżek, gdy te podczas tworzenia, łamały się na pół, tak jak, jak prawdziwy artysta złościłam się w momencie, gdy moje perfumy nie pachniały tak, jak sobie tego wymarzyłam.
- Nie do razu Rzym zbudowano, powiadasz? - westchnęłam cicho, prowadząc ją na kanapę.
Rozpromieniłam się dopiero, gdy przyznała, że pomieszczenie jej się podoba. Byłam z tego miejsca niezwykle dumna. W końcu moja własna, prywatna pracownia. Póki co na półkach perfumerii znajdowały się moje dwa zapachy, najważniejsze było póki co, aby nadarzyć z ich dodatkową produkcją. Ja jednak przychodziłam tu niemal dzień w dzień i tworzyłam, jak nie pachnące eliksiry, tak uczyłam się tworzenia luster i wykorzystywania ich do własnych potrzeb.
- Staram się sprostać wymaganiom, czuję się tutaj znakomicie i chętnie poświęcam swój czas na wytwórstwo - przyznałam ze szczerością. - Dziękuje, że we mnie wierzysz.
Zostawiłyśmy już temat perfum za sobą, moja droga kuzynka zaczęła opowiadać co u niej, a ja z delikatnym uśmiechem wysłuchiwałam pozytywnych słów na temat jej życia. Cieszyłam się jej szczęściem, że udało jej się zaaklimatyzować, że było tam coś, co sprawiało jej przyjemność.
- Naprawdę cieszę się, że powoli układa ci się w życiu. Wiem, jak wieki był to dla ciebie szok, gdy musiałaś wyjść za mąż - przyznałam.
Sama niedawno również przecież doznałam takiego szoku. Przecież dopiero kilka dni temu poznałam swojego przyszłego narzeczonego, wszystko już było uzgodnione. Musiałam tylko poczekać na oficjalną część, by móc sygnować się tytułem narzeczonej lorda Notta. To było dla mnie ciężkie do pojęcia.
- Oh, Megaro. Narzekać na nic nie muszę, ale tyle się wydarzyło ostatnio. Ta pracownia i… nie wiem czy dotarły do ciebie plotki? Bo ja już o nich słyszałam, więc wiem, że krążyły - zaczęłam, skupiając swój wzrok na dłoniach kuzynki. - Niedługo i ja przybiorę białą suknię i stanę na ślubnym kobiercu.
Nie było sensu, abym miała to przed kuzynką ukrywać. Prędzej czy później i tak dotarłaby do niej ta informacja, przeczytała by z gazet, lub dostała oficjalną informację, albo nawet była świadkiem samych zaręczyn. Spojrzałam na nią z uśmiechem, wyglądałam na szczęśliwą, radosną z faktu, że niedługo zostanę żoną. Wewnątrz mnie toczyła się jednak bitwa, w końcu moje serce należało do mojego starszego, niestety martwego już brata, Aarona.
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać? - zapytałam w końcu.
- Nie, nie Megaro - zaprzeczyłam, gdy ta stwierdziła, żebym nie była dla siebie tak bardzo krytyczna. - To nie jest to, co chciałam stworzyć.
Jak pianiści irytowali się, gdy nie mogli ułożyć idealnie brzmiącej melodii, albo wytwórcy różdżek, gdy te podczas tworzenia, łamały się na pół, tak jak, jak prawdziwy artysta złościłam się w momencie, gdy moje perfumy nie pachniały tak, jak sobie tego wymarzyłam.
- Nie do razu Rzym zbudowano, powiadasz? - westchnęłam cicho, prowadząc ją na kanapę.
Rozpromieniłam się dopiero, gdy przyznała, że pomieszczenie jej się podoba. Byłam z tego miejsca niezwykle dumna. W końcu moja własna, prywatna pracownia. Póki co na półkach perfumerii znajdowały się moje dwa zapachy, najważniejsze było póki co, aby nadarzyć z ich dodatkową produkcją. Ja jednak przychodziłam tu niemal dzień w dzień i tworzyłam, jak nie pachnące eliksiry, tak uczyłam się tworzenia luster i wykorzystywania ich do własnych potrzeb.
- Staram się sprostać wymaganiom, czuję się tutaj znakomicie i chętnie poświęcam swój czas na wytwórstwo - przyznałam ze szczerością. - Dziękuje, że we mnie wierzysz.
Zostawiłyśmy już temat perfum za sobą, moja droga kuzynka zaczęła opowiadać co u niej, a ja z delikatnym uśmiechem wysłuchiwałam pozytywnych słów na temat jej życia. Cieszyłam się jej szczęściem, że udało jej się zaaklimatyzować, że było tam coś, co sprawiało jej przyjemność.
- Naprawdę cieszę się, że powoli układa ci się w życiu. Wiem, jak wieki był to dla ciebie szok, gdy musiałaś wyjść za mąż - przyznałam.
Sama niedawno również przecież doznałam takiego szoku. Przecież dopiero kilka dni temu poznałam swojego przyszłego narzeczonego, wszystko już było uzgodnione. Musiałam tylko poczekać na oficjalną część, by móc sygnować się tytułem narzeczonej lorda Notta. To było dla mnie ciężkie do pojęcia.
- Oh, Megaro. Narzekać na nic nie muszę, ale tyle się wydarzyło ostatnio. Ta pracownia i… nie wiem czy dotarły do ciebie plotki? Bo ja już o nich słyszałam, więc wiem, że krążyły - zaczęłam, skupiając swój wzrok na dłoniach kuzynki. - Niedługo i ja przybiorę białą suknię i stanę na ślubnym kobiercu.
Nie było sensu, abym miała to przed kuzynką ukrywać. Prędzej czy później i tak dotarłaby do niej ta informacja, przeczytała by z gazet, lub dostała oficjalną informację, albo nawet była świadkiem samych zaręczyn. Spojrzałam na nią z uśmiechem, wyglądałam na szczęśliwą, radosną z faktu, że niedługo zostanę żoną. Wewnątrz mnie toczyła się jednak bitwa, w końcu moje serce należało do mojego starszego, niestety martwego już brata, Aarona.
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać? - zapytałam w końcu.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zmieniła się, może w końcu dorosła. Sytuacja zmusiła ją do tego by zachować zimną krew? Bo przecież jeszcze kilka miesięcy temu reagowała gniewem na każą próbę wtrącania się w sprawy jej małżeństwa. Nienawidziła każdego kto śmiał jej przypomnieć, że teraz jest żoną i powinna się zachowywać jak na żonę przystało. Podobne argumenty przecież i tak nigdy do niej nie przemawiały. Teraz siedzi naprzeciwko swojej kuzynki i okłamuje ją w żywe oczy. Może Deimos ma racje i rzeczywiście jest kłamliwą…ladacznicą do której nie można mieć zaufania. Kącik jej ust drgnął w ironicznym uśmiechu. Ile by dała by móc wyciągnąć z kieszeni papierośnice i zapalić.Może lepiej nie jednak nie niszczyć azylu Vici trującym dymem. - Lekki- kiwnęła głową w geście zgody. Bezpieczniej będzie nie wchodzić głębiej w ten temat. Jeszcze jak zwykle powie o te parę słów za dużo. - Czas leczy wszystkie rany - uśmiechnęła się wesoło. Czuła do siebie szczere obrzydzenie. Gdyby wierzyła w te słowa nie byłby jej tutaj. Siedziałaby w Marseet przeglądając kroje nowych ciążowych sukienek. Ten wybuch entuzjazmu sprawił, że spojrzenie Megary stało się uważniejsze. Analizowała każdy fragment tak dobrze znanej twarzy. Oczywiście, że wiedziała…wszyscy wiedzieli. W rodzinie nie ma tajemnic zwłaszcza gdy transakcja została już praktycznie zrealizowana. Megara kiwnęła potakująco głową. - Moje gratulacje - wdusiła w końcu nie siląc się nawet na wesoły ton. Tego chyba już by nie wytrzymała. Victoria i Leandra były dla niej takie same. Wychowane na idealne panny, posłuszne, grzeczne i uprzejme w każdej sytuacji. Co znaczyły ich własne uczucia i marzenia skoro mogły zadowolić rodzinę? Megara kochała swoje kuzynki ale czasem miała naprawdę ochotę potrząsnąć nimi i wywrzeszczeć do ucha kilka niemiłych słów. Ale może po prostu chodziło o to, że ją wydano za mąż za kare i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. - To świetna rodzina - przyznała w końcu po chwili ciszy - Co prawda o twoim narzeczonym nie wiele słyszałam ale to na pewno szybko się zmieni - posłała kuzynce zadziorny uśmiech. Każda nowo zespolona para jest na ustach wszystkich. Dwa tygodnie a Megara będzie wiedziała jakie było pierwsze słowo jej przyszłego kuzyna. - Tak ci współczuje - zaczęła się cicho śmiać - Będziesz teraz pod ostrzałem na każdym przyjęciu. Ciotki nie dadzą ci spokoju -zaśmiała się pod nosem. U niej oczywiście wyglądało to trochę inaczej ale to przecież Megara i ona nigdy nie potrafiła postępować jak wszyscy. Jej stręczycielem zawsze był Deimos i jego coraz to wymyślniejsze groźby. Ach uroki narzeczeństwa- sarknęła w duchu. Na ostatnie pytanie Victorii cała zesztywniała. Spuściła wzrok milcząc przez kilka sekund. - Mam do ciebie prośbę. Przychodzę z tym do ciebie bo tylko tobie mogę zaufać. - zaczęła ostrożnie. - Na początku proszę cię jednak żebyś mi obiecała, że ta rozmowa zostanie między nami - Megara wkręciła swoje poważne spojrzenie w oczy kuzynki. Gdy ta złożyła obietnicę ( miejmy nadzieję) Meg wzięła głęboki oddech. - Chce żebyś sporządziła dla mnie eliksir poronny - ścisnęła mocniej jej dłonie. Zapanowała cisza, miała wrażenie, że od tych słów powietrze stało się jakieś cięższe. - Nie pytaj o rzeczy o których nie chcesz wiedzieć - ostrzegła ją. Nie mogła jej powiedzieć o gwałcie, nie mogła jej powiedzieć o własnym egoizmie. Nawet kłamstwo o zdradzie nie przeszłoby jej przez gardło.
Pogodziłam się już z faktem mojego narzeczeństwa i z biegiem czasu uznawałam, że rozmowa z lordem Nott przebiegła bardzo miło i przyjemnie, a sama często przyłapywałam się na myślach o nim. Ale w żadnym wypadku nie byłam niż zauroczona, bardziej zainteresowana jego osobą. Ciekawił mnie, budował bowiem wobec siebie dziwną aurę, która momentami była przerażająca, a momentami fascynująca.
Z ulgą przyznałam, że Megarka zaczynała dorastać. Jej słowa były bardzo pewne, dojrzałe. Miałam wrażenie, że coś się w mojej kochanej kuzynce zmieniło. Miałam nadzieję, że na lepsze, że w końcu znalazła swoje miejsce i swój spokój. Słowa gratulacji przyjęłam z lekkim uśmiechem.
- Uwierz mi, że ja również nie dużo o nim słyszałam. Wysłałam list do mojego kuzyna, Nicholasa i mam nadzieję, że on trochę przybliży mi postać tego mężczyzny. Wygląda na niewiele młodszego od lorda Carrow.
Zdziwiłam się słysząc, że mi współczuje. gdy jednak dziewczyna rozwinęła myśl, zaśmiałam się cicho, zasłaniając usta lekko dłonią. Pokiwałam głową, zdecydowanie zdawałam sobie sprawę. A najbardziej obserwowana będę przez lady Nott, która to wpadła na pomysł naszego połączenia, informując o tym nasze rodziny i zgrabnie przekonując ich do swojego planu. Nie mogłam zawieść tej kobiety i jej wygórowanych wymagań, w stosunku do jej bratanków.
- Dam radę, muszę. Mój ojciec już o to zadba, abym nie zrobiła nic, co mogło by zaszkodzić opinii mojego rodu - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Kiedyś może mówiąc takie rzeczy, byłoby mi przykro, że moja rodzina tak mnie traktuje. Ja się już jednak do tego przyzwyczaiłam, dlatego wspominając o surowości swojego ojca i to jak mnie traktował, mogłam się uśmiechnąć i wyznać to dość lekkim tonem, jakby nie był to dla mnie żaden problem.
Atmosfera wokół nas zagęściła się lekko w momencie, gdy zapytałam o to, o czym chciała porozmawiać ze mną moja kuzynka. Widziałam jej spuszczony wzrok, słyszałam jej poważny ton, gdy pytała mnie, czy zachowam to wszystko dla siebie. Zaczynałam się stresować. Bałam się, że to coś niezwykle poważnego. Może chciała mi powiedzieć, że jest chora? Że potrzebuje pomocy?
- Oczywiście, moja droga. Nasza rozmowa zostanie między nami - powiedziałam, zmartwionym głosem.
Ścisnęłam jej dłonie również, starając się dodać jej otuchy, ale to co usłyszałam, kompletnie zbiło mnie z tropu. Spojrzałam na nią zdziwiona, szeroko otwierając oczy ze zdumienia. Moja kochana kuzynka była w ciąży i chciała je usunąć.
- Megaro… - zaczęłam, ale więcej słów z mojego gardła się nie wydobyło.
Wzięłam jedną dłoń i delikatnie przyłożyłam do jej brzucha, zaciskając mocno usta. Dużo się nie pomyliłam myśląc, że dziewczyna będzie chciała poinformować mnie być może o jakiejś chorobie.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego o co mnie prosisz? - zapytałam ją niepewnie. - Żyje w tobie dziecko, twoje dziecko, dziecko… twojego męża, prawda? Megaro, czy to jest dziecko Carrowa?
Westchnęłam cicho, objęłam kuzynkę i przyciągnęłam ją do siebie przytulając mocno. Nie wiem, czy to ja teraz potrzebowałam wsparcia, w końcu czekało mnie podjęcie bardzo trudnej decyzji, czy chciałam wesprzeć Megarę, w tym trudnym dla niej okresie.
- Jak je zabijesz, to nie będzie odwrotu. Nie chcę byś kiedyś tego żałowała, ciąża przeminie, a jak zobaczysz te małe rączki, oczka wpatrzone w ciebie, to pokochasz - powiedziałam, gładząc ją po głowie. - Dlaczego chcesz to zrobić, nie rozumiem.
Nie potępiałam kuzynki, chciałam po prostu poznać prawdę.
Z ulgą przyznałam, że Megarka zaczynała dorastać. Jej słowa były bardzo pewne, dojrzałe. Miałam wrażenie, że coś się w mojej kochanej kuzynce zmieniło. Miałam nadzieję, że na lepsze, że w końcu znalazła swoje miejsce i swój spokój. Słowa gratulacji przyjęłam z lekkim uśmiechem.
- Uwierz mi, że ja również nie dużo o nim słyszałam. Wysłałam list do mojego kuzyna, Nicholasa i mam nadzieję, że on trochę przybliży mi postać tego mężczyzny. Wygląda na niewiele młodszego od lorda Carrow.
Zdziwiłam się słysząc, że mi współczuje. gdy jednak dziewczyna rozwinęła myśl, zaśmiałam się cicho, zasłaniając usta lekko dłonią. Pokiwałam głową, zdecydowanie zdawałam sobie sprawę. A najbardziej obserwowana będę przez lady Nott, która to wpadła na pomysł naszego połączenia, informując o tym nasze rodziny i zgrabnie przekonując ich do swojego planu. Nie mogłam zawieść tej kobiety i jej wygórowanych wymagań, w stosunku do jej bratanków.
- Dam radę, muszę. Mój ojciec już o to zadba, abym nie zrobiła nic, co mogło by zaszkodzić opinii mojego rodu - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Kiedyś może mówiąc takie rzeczy, byłoby mi przykro, że moja rodzina tak mnie traktuje. Ja się już jednak do tego przyzwyczaiłam, dlatego wspominając o surowości swojego ojca i to jak mnie traktował, mogłam się uśmiechnąć i wyznać to dość lekkim tonem, jakby nie był to dla mnie żaden problem.
Atmosfera wokół nas zagęściła się lekko w momencie, gdy zapytałam o to, o czym chciała porozmawiać ze mną moja kuzynka. Widziałam jej spuszczony wzrok, słyszałam jej poważny ton, gdy pytała mnie, czy zachowam to wszystko dla siebie. Zaczynałam się stresować. Bałam się, że to coś niezwykle poważnego. Może chciała mi powiedzieć, że jest chora? Że potrzebuje pomocy?
- Oczywiście, moja droga. Nasza rozmowa zostanie między nami - powiedziałam, zmartwionym głosem.
Ścisnęłam jej dłonie również, starając się dodać jej otuchy, ale to co usłyszałam, kompletnie zbiło mnie z tropu. Spojrzałam na nią zdziwiona, szeroko otwierając oczy ze zdumienia. Moja kochana kuzynka była w ciąży i chciała je usunąć.
- Megaro… - zaczęłam, ale więcej słów z mojego gardła się nie wydobyło.
Wzięłam jedną dłoń i delikatnie przyłożyłam do jej brzucha, zaciskając mocno usta. Dużo się nie pomyliłam myśląc, że dziewczyna będzie chciała poinformować mnie być może o jakiejś chorobie.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego o co mnie prosisz? - zapytałam ją niepewnie. - Żyje w tobie dziecko, twoje dziecko, dziecko… twojego męża, prawda? Megaro, czy to jest dziecko Carrowa?
Westchnęłam cicho, objęłam kuzynkę i przyciągnęłam ją do siebie przytulając mocno. Nie wiem, czy to ja teraz potrzebowałam wsparcia, w końcu czekało mnie podjęcie bardzo trudnej decyzji, czy chciałam wesprzeć Megarę, w tym trudnym dla niej okresie.
- Jak je zabijesz, to nie będzie odwrotu. Nie chcę byś kiedyś tego żałowała, ciąża przeminie, a jak zobaczysz te małe rączki, oczka wpatrzone w ciebie, to pokochasz - powiedziałam, gładząc ją po głowie. - Dlaczego chcesz to zrobić, nie rozumiem.
Nie potępiałam kuzynki, chciałam po prostu poznać prawdę.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Słuchała uważnie słów kuzynki głównie dla tego by wychwycić z nich choć nutę wahania. Ale nie…Victoria była zbyt idealna. Za to Meg nie mogła się nie uśmiechnąć na dźwięk imienia przyszłego szwagra. Wszyscy śpią ze wszystkimi przeszło jej przez myśl. Dziwne, że jeszcze ktoś śmiał się dziwić, że co drugi szlachcić umierał z powodu chorób genetycznych skoro wszyscy byli ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać nad tym czy jej dziecko urodziłoby się zdrowe. Czy może któregoś dnia ona i Deimos stanęliby nad dziecięcym łóżeczkiem obrzucając się winą a to kto przekazał wadliwy gen. Na pewno odpowiedzialność zrzucono by na nią. Bo przecież to ona zawsze jest tą złą. Potrząsnęła głową nie chcąc o tym myśleć. Nigdy nie będzie mogła się o tym przekonać…zresztą była winna kuzynce te kilka chwil poświęconych jej szczęściu. Nie była tylko pewna czy Vici mądrze postępuje prowadząc wywiad wśród członków rodziny swojego narzeczonego. Mężczyznę najłatwiej poznać poprzez kobiety jakimi się otacza. W przypadku męża Megary ta teza sprawdziła się w 100 %. Ale do tego trzeba kogoś tak zdesperowanego i szalonego jak lady Carrow. Czasem po prostu lepiej jest nie wiedzieć. - Wiem jak to zabrzmi z moich ust ale uważam, że to dobrze że jest od ciebie straszy. Dwanaście lat to oczywiście zdecydowanie za dużo ale jak sama mówiłaś lord Nott jest młodszy od Deimosa. Lepiej mieć przy sobie kogoś starszego, doświadczonego i opanowanego a nie młokosa który tylko hulałby po świecie a ciebie traktował jak kule u nogi. - Znajdzie się parę osób, które powinny usłyszeć jak te słowa padają z ust buntowniczej blondynki. Część z nich pewnie od razu wylądowałby w trumnie i przynajmniej nie byłoby już więcej z nimi problemu. Co do tego, że Victoria da sobie radę postawionymi przed nią oczekiwaniami Meg nie miała najmniejszych wątpliwości. - Zależy mu na twojej przyszłości - kiwnęła potakująco głową. Przecież to prawda, każdy ojciec chciał dla swojego dziecka jak najlepiej. Zwłaszcza wtedy gdy dobro potomka oznaczało powiększenie się rodowych koneksji i majątków.
Była wdzięczna już za samą obietnicę dochowana milczenia. Megara głęboko wierzyła, że bez względu na podjętą decyzję kuzynka nie zdradzi nikomu jej planów. Zachowa dla siebie prawdę o tym co się stało z pierworodnym dzieckiem Carrowów. Bez względu na to o się stanie…
Megara widziała malujące się na jej twarzy zaskoczenie ale czy mogła się dziwić. Kobiety pragną dzieci…bo przecież nie ma nic piękniejszego niż zostać matką. W tym dotyku, drobnym geście było coś obrzydliwego i odrzucającego. Miała ochotę zrzucić jej dłoń, odsunąć się i najlepiej wyjść trzaskając drzwiami. Nie mogła, nie mogła nic zrobić. Victoria była jej ostatnią deską ratunku. Jeśli się nie zgodzi pozostanie już tylko Nokturn. Poczuła dreszcz przerażenia na samą myśl. Tam nigdy nie można było być pewnym co się kupuje, kto cię obserwuje, kto o wszystkim doniesie Carrowi w zamian za kilka złotych monet. - Wiem - kiwnęła lekko głową - Wierz mi, że dobrze to przemyślałam. To najlepsza decyzja- głos jej się łamał, czemu miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze? Nie, to nie wątpliwości. Nie odpowiedziała na pytanie o ojcostwo. Wydawało się, że kurczy się w sobie i próbuje uciec przed wzrokiem kuzynki. Nie mogła powiedzieć, że go zdradziła. Nie wydusiłaby z siebie choćby jednego słowa z historii o romansach, bękartach i prawdzie, która zawsze wychodzi na jaw. Możliwość, że jakiś inny mężczyzna mógłby jej dotknąć wydawała się absurdalna. Obce pocałunki, oddech na jej skórze inne spojrzenie. Nie to nie możliwe.
Victoria objęła ją w ostatnim momencie. Jeszcze chwila a po policzkach zaczęliby spływać strugi łez. Chciała żeby jaj mąż cierpiał tak ja ona…tylko nie mogła się pogodzić z faktem, że to oznacza koniec…koniec wszystkiego. Odejdzie, zostawi ją i zezwoli na rozwód którego przecież zawsze pragnęła.
- To moja decyzja Vici. Wiem jaką odpowiedzialność na siebie biorę - Z jej spojrzenia zniknęły wszelki oznaki strachu czy rozpaczy. Była w nich powaga i stanowczość Decyzja została podjęta, to dziecko nigdy się nie narodzi. Pokręciła przecząco głową. Ani ja ani Deimos nigdy nie pokochamy tego…dziecka - to słowo wciąż ledwo przechodziło jej przez gardło. - Wierz mi będzie dla niego lepiej jeśli nigdy się nie urodzi - Bo Deimos musi cierpieć. Musi patrzyć jak po udach jego żony spływają czerwone krople. Musi patrzeć jak barwią dywan pod jej stopami. Musi patrzeć jak dziecko umiera i wiedzieć, że nie może zrobić nic by mu pomóc. Musi cierpieć. - Mam tylko ciebie Vici. - mimo pewności, którą słychać było w jej głosie i która biła z jej spojrzenia zaczęła się trząść. Zdradzenie swojego planu światu okazało się zbyt dużym wyzwaniem?
Była wdzięczna już za samą obietnicę dochowana milczenia. Megara głęboko wierzyła, że bez względu na podjętą decyzję kuzynka nie zdradzi nikomu jej planów. Zachowa dla siebie prawdę o tym co się stało z pierworodnym dzieckiem Carrowów. Bez względu na to o się stanie…
Megara widziała malujące się na jej twarzy zaskoczenie ale czy mogła się dziwić. Kobiety pragną dzieci…bo przecież nie ma nic piękniejszego niż zostać matką. W tym dotyku, drobnym geście było coś obrzydliwego i odrzucającego. Miała ochotę zrzucić jej dłoń, odsunąć się i najlepiej wyjść trzaskając drzwiami. Nie mogła, nie mogła nic zrobić. Victoria była jej ostatnią deską ratunku. Jeśli się nie zgodzi pozostanie już tylko Nokturn. Poczuła dreszcz przerażenia na samą myśl. Tam nigdy nie można było być pewnym co się kupuje, kto cię obserwuje, kto o wszystkim doniesie Carrowi w zamian za kilka złotych monet. - Wiem - kiwnęła lekko głową - Wierz mi, że dobrze to przemyślałam. To najlepsza decyzja- głos jej się łamał, czemu miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze? Nie, to nie wątpliwości. Nie odpowiedziała na pytanie o ojcostwo. Wydawało się, że kurczy się w sobie i próbuje uciec przed wzrokiem kuzynki. Nie mogła powiedzieć, że go zdradziła. Nie wydusiłaby z siebie choćby jednego słowa z historii o romansach, bękartach i prawdzie, która zawsze wychodzi na jaw. Możliwość, że jakiś inny mężczyzna mógłby jej dotknąć wydawała się absurdalna. Obce pocałunki, oddech na jej skórze inne spojrzenie. Nie to nie możliwe.
Victoria objęła ją w ostatnim momencie. Jeszcze chwila a po policzkach zaczęliby spływać strugi łez. Chciała żeby jaj mąż cierpiał tak ja ona…tylko nie mogła się pogodzić z faktem, że to oznacza koniec…koniec wszystkiego. Odejdzie, zostawi ją i zezwoli na rozwód którego przecież zawsze pragnęła.
- To moja decyzja Vici. Wiem jaką odpowiedzialność na siebie biorę - Z jej spojrzenia zniknęły wszelki oznaki strachu czy rozpaczy. Była w nich powaga i stanowczość Decyzja została podjęta, to dziecko nigdy się nie narodzi. Pokręciła przecząco głową. Ani ja ani Deimos nigdy nie pokochamy tego…dziecka - to słowo wciąż ledwo przechodziło jej przez gardło. - Wierz mi będzie dla niego lepiej jeśli nigdy się nie urodzi - Bo Deimos musi cierpieć. Musi patrzyć jak po udach jego żony spływają czerwone krople. Musi patrzeć jak barwią dywan pod jej stopami. Musi patrzeć jak dziecko umiera i wiedzieć, że nie może zrobić nic by mu pomóc. Musi cierpieć. - Mam tylko ciebie Vici. - mimo pewności, którą słychać było w jej głosie i która biła z jej spojrzenia zaczęła się trząść. Zdradzenie swojego planu światu okazało się zbyt dużym wyzwaniem?
Megara miała zdecydowaną rację. Nigdy nie chciałam mieć męża w moim wieku lub ode mnie młodszego. Kobieta powinna stać u boku starszego do siebie mężczyzny, który byłby bardziej doświadczony, mądrzejszy, ale i przez swój wiek i szacunek w społeczeństwie, jaki już sobie wyrobił, potrafił zapewnić jej bezpieczeństwo i dostatnie życie.
- Tak, masz rację. Ciesze się, że lord Nott jest starszy. Mam nadzieje, że będę mogła u jego boku czuć się bezpiecznie - przytaknęłam kuzynce.
Gdy zeszłyśmy na temat mojego ojca, prychnęłam lekko pod nosem. Nie wierzyłam w to, że chciał mojego dobra i dziwiłam się swojej kuzynce, że ona w coś takiego wierzyła. Mój ojciec dbał tylko o dobro swojego rodu i młodszego Oliviera. Jeśli dbał o mnie, to tylko narzucając obowiązków i dodatkowych lekcji, abym w przyszłości odpowiednio się prezentowała. Ale nie tylko po to, bym przynosiła chwałę naszemu rodowi, ale przede wszystkim po to, aby jak najszybciej wydać mnie za mąż.
- Dba o mnie? Nigdy mu na mnie nie zależało. Dziwię się, że dopiero teraz znalazł dla mnie partnera, a nie pozbył się mnie od razu po powrocie z Hogwartu - powiedziałam spokojnie. - Naprawdę się tego spodziewałam, ale był zbyt zajęty narodzinami kolejnego syna. On już chyba nawet nie pamięta Aarona.
Widziałam ulgę na twarzy przyjaciółki, gdy mówiłam, że dochowam tajemnicy. Teraz rozumiałam dlaczego tak bardzo jej na tym zależało. Mówiła, że wie o co prosi, że rozumie, ale ja nie potrafiłam tego zrozumieć. Prosiła mnie, abym przyczyniła się do śmierci jej dziecka. Naprawdę myślała, że zgodzę się bez wahania? Przytulając ją i słuchając jej słów, nie potrafiłam zaakceptować jej decyzji, jeszcze nie teraz. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego żadne z nich nie miałoby pokochać tego dziecka. Słuchając, miałam wrażenie, że zaraz sama się rozpłacze. Przecież tak nie mogło się postąpić.
- Dlaczego mielibyście go nie pokochać? Ktoś cię skrzywdził? Wykorzystał cię ktoś inny niż twój mąż? Boisz się, że mógłby nie zaakceptować tego dziecka? - zaczęłam zadawać pytania, chociaż miałam wrażenie, że nie uzyskam na nie odpowiedzi. - Jeśli to dziecko Deimosa, to dlaczego chcesz je zabić?
Odsunęłam się lekko od kuzynki. Jej ostatnie słowa mocno mnie poruszyły. Przetarłam dłonią skroń, mocno się zastanawiając. Bałam się o nią, bałam się, że kiedyś będzie żałować tej decyzji. Najchętniej bym się nie zgodziła, wysłała ją do męża i kazała o tym zapomnieć. Ale o ile z kimś innym by to wyszło, tak Megara znalazła bym inny sposób na pozbycie się ciąży, a ja dobrze o tym wiedziałam.
- Oh, Megaro - jęknęłam.
Znów położyłam dłonie na jej brzuchu, zsunęłam się z kanapy i klęknęłam przed nią, wpatrując się w miejsce, w którym rozwijał się nowy człowiek. Nowy czarodziej, który już niedługo miał zakończyć swój żywot, nim jeszcze pojawił się na świecie.
- Wybacz mi, na brodę Merlina, wybacz mi drogie dziecko - powiedziałam cicho, pochylając się lekko. - Mam nadzieję, że nie dosięgnie mnie żadna kara…
Uniosłam głowę, spojrzałam na kuzynkę. Kiwnęłam lekko, wzdychając ciężko. Wiedziałam, że jej nie powstrzymam, a tak, przynajmniej mogłam zadbać o to, aby nie stała jej się krzywda.
- Nie powstrzymam cię, prawda? Obiecaj mi, że jeszcze to przemyślisz, nim spotkamy się ponownie - powiedziałam, z nadzieją w głosie. - Nie mogę ci tego uwarzyć od razu, nigdy nie warzyłam eliksiru poronnego, muszę o tym poczytać. Po za tym, musimy pomyśleć jak to przeprowadzić. Jeśli ktoś się dowie, że użyłaś eliksiru poronnego, nie tylko ty możesz mieć kłopoty.
Miałam nadzieję, że Megara wie o czym mówiłam. Gdyby Deimos dowiedział się, że pomogłam, to i mnie mogłaby dosięgnąć jego złość. Jeżeli moja kuzynka chce, abym jej pomogła, musiałam także zadbać o swoje bezpieczeństwo. Tylko jeszcze nie wiedziałam jak.
- Tak, masz rację. Ciesze się, że lord Nott jest starszy. Mam nadzieje, że będę mogła u jego boku czuć się bezpiecznie - przytaknęłam kuzynce.
Gdy zeszłyśmy na temat mojego ojca, prychnęłam lekko pod nosem. Nie wierzyłam w to, że chciał mojego dobra i dziwiłam się swojej kuzynce, że ona w coś takiego wierzyła. Mój ojciec dbał tylko o dobro swojego rodu i młodszego Oliviera. Jeśli dbał o mnie, to tylko narzucając obowiązków i dodatkowych lekcji, abym w przyszłości odpowiednio się prezentowała. Ale nie tylko po to, bym przynosiła chwałę naszemu rodowi, ale przede wszystkim po to, aby jak najszybciej wydać mnie za mąż.
- Dba o mnie? Nigdy mu na mnie nie zależało. Dziwię się, że dopiero teraz znalazł dla mnie partnera, a nie pozbył się mnie od razu po powrocie z Hogwartu - powiedziałam spokojnie. - Naprawdę się tego spodziewałam, ale był zbyt zajęty narodzinami kolejnego syna. On już chyba nawet nie pamięta Aarona.
Widziałam ulgę na twarzy przyjaciółki, gdy mówiłam, że dochowam tajemnicy. Teraz rozumiałam dlaczego tak bardzo jej na tym zależało. Mówiła, że wie o co prosi, że rozumie, ale ja nie potrafiłam tego zrozumieć. Prosiła mnie, abym przyczyniła się do śmierci jej dziecka. Naprawdę myślała, że zgodzę się bez wahania? Przytulając ją i słuchając jej słów, nie potrafiłam zaakceptować jej decyzji, jeszcze nie teraz. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego żadne z nich nie miałoby pokochać tego dziecka. Słuchając, miałam wrażenie, że zaraz sama się rozpłacze. Przecież tak nie mogło się postąpić.
- Dlaczego mielibyście go nie pokochać? Ktoś cię skrzywdził? Wykorzystał cię ktoś inny niż twój mąż? Boisz się, że mógłby nie zaakceptować tego dziecka? - zaczęłam zadawać pytania, chociaż miałam wrażenie, że nie uzyskam na nie odpowiedzi. - Jeśli to dziecko Deimosa, to dlaczego chcesz je zabić?
Odsunęłam się lekko od kuzynki. Jej ostatnie słowa mocno mnie poruszyły. Przetarłam dłonią skroń, mocno się zastanawiając. Bałam się o nią, bałam się, że kiedyś będzie żałować tej decyzji. Najchętniej bym się nie zgodziła, wysłała ją do męża i kazała o tym zapomnieć. Ale o ile z kimś innym by to wyszło, tak Megara znalazła bym inny sposób na pozbycie się ciąży, a ja dobrze o tym wiedziałam.
- Oh, Megaro - jęknęłam.
Znów położyłam dłonie na jej brzuchu, zsunęłam się z kanapy i klęknęłam przed nią, wpatrując się w miejsce, w którym rozwijał się nowy człowiek. Nowy czarodziej, który już niedługo miał zakończyć swój żywot, nim jeszcze pojawił się na świecie.
- Wybacz mi, na brodę Merlina, wybacz mi drogie dziecko - powiedziałam cicho, pochylając się lekko. - Mam nadzieję, że nie dosięgnie mnie żadna kara…
Uniosłam głowę, spojrzałam na kuzynkę. Kiwnęłam lekko, wzdychając ciężko. Wiedziałam, że jej nie powstrzymam, a tak, przynajmniej mogłam zadbać o to, aby nie stała jej się krzywda.
- Nie powstrzymam cię, prawda? Obiecaj mi, że jeszcze to przemyślisz, nim spotkamy się ponownie - powiedziałam, z nadzieją w głosie. - Nie mogę ci tego uwarzyć od razu, nigdy nie warzyłam eliksiru poronnego, muszę o tym poczytać. Po za tym, musimy pomyśleć jak to przeprowadzić. Jeśli ktoś się dowie, że użyłaś eliksiru poronnego, nie tylko ty możesz mieć kłopoty.
Miałam nadzieję, że Megara wie o czym mówiłam. Gdyby Deimos dowiedział się, że pomogłam, to i mnie mogłaby dosięgnąć jego złość. Jeżeli moja kuzynka chce, abym jej pomogła, musiałam także zadbać o swoje bezpieczeństwo. Tylko jeszcze nie wiedziałam jak.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zastanów się przez chwilę co zobaczyłby bezstronny obserwator. Dwie młode kobiety dzielące się nadziejami, dziwnie szczęśliwe. Czy nie wydaj ci się to choć trochę zabawne? Dwudziestolatka mówiąc o tym jak powinno wyglądać idealne małżeństwo. Dwudziestolatka potwierdzająca każde słowo. Kilkadziesiąt sekund i wszystko się zmienia. Bo zeszły na temat rodzin. Głos Victorii wydawał się przeraźliwie spokojny. Nie pasował do słów, które padały z jej ust. Nie pasował też do spojrzenia w którym jej kuzynka ( może na siłę) dostrzegła gniew. Sama nie chciała głębiej wnikać w ten temat. Wypowiedzieć Victorii i tak była zgodna z jej tokiem myślenia w którym to rodzice troszczą się o przyszłości swoich dzieci bo od tego zależą ich własne interesy. - Lepiej nie zastanawiać się co ukrywa męski umysł - mruknęła cicho mimowolnie myśląc o własnym stwórcy.- Pomyśl sobie, że mnie znaleziono narzeczonego już w szóstej klasie. - przypomniała cicho. Może niepotrzebnie skoro przecież nie chciała drążyć tego tematu. - Niech biedak spoczywa w spokoju - pozwoliła sobie na szybki, lekko ironiczny uśmieszek. Jeszcze dwóch takich przedwcześnie schodzących z tego świata narzeczonych a zyskałaby miano czarnej wdowy. To dopiero byłoby ciekawe!
Victoria zadawała pytania na które Megara nie chciała i nie mogła odpowiedzieć. Wiedziała, że dla kogoś takiego jak panna Parkinson połowa powodów dla których chciała usunąć dziecko wyda się błaha i łatwa do przezwyciężania. Dla tego milczała, dla tego w pewnej chwili przestała dławić płacz i dała upust emocją. Gdy się od niej odsunęła Carrow ukryła twarz w dłoniach. - On..Vici proszę cię nie każ mi o tym mówić - przetarła oczy by móc spojrzeć na kuzynkę. W momencie w którym prosiła ją o to spotkanie zastanawiała się co powie gdyby przyznała się do tego co zrobił Deimos. Nie wiedziała czy umiałaby jej wybaczyć gdyby stwierdziła, że podobne akty nie mają miejsca gdy jest się już po ślubie. Bo przecież mąż ma prawo do rozporządzania ciałem żony według własnego upodobania. Zza przeszklonych oczu Megara uważnie obserwowała każdy ruch kuzynki. Widziała, że ze sobą walczy. Miała nawet wrażenie, że zaraz ją stąd wyrzuci. Ale wtedy wypowiedziała jej imię i Carrow już wiedziała, że kuzynka jej nie zostawi. Miała ochotę przytulić ją i zacząć dziękować za wszystko co zrobi. Jednak to co zrobiła jej kuzynka zupełnie ją zaskoczyło. Obserwowała jak osuwa się na ziemię i przykładając dłonie do jej brzucha przeprasza….przeprasza to nienarodzone dziecko. Właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę jak wiele zrzuciła na barki swojej drogiej kuzynki. Nie, nie żałowała. Bez Victorii była już całkiem sama. Czym prędzej przygarnęła ją do siebie. - Nikt się nie dowie. Przysięgam ci to - wypuściła ją z objęć ale gdy widziała jak kiwa głową nie mogła się powstrzymać i przytuliła ją po raz kolejny. - Wynagrodzę ci to - złożyła kolejną obietnicę. Choć tym razem nie mogła być tak pewna swoich słów. Bo jak można wynagrodzić pomoc w zabójstwie niewinnego dziecka? Mogła tylko zapewnić, że Victoria będzie bezpieczna.
Prosiła by jeszcze raz wszystko przemyślała. Megara kiwnęła głową w geście zgody. Mogła jej to obiecać, ale tak zdania nie zmieni. Tak będzie najlepiej zarówno dla matki jak i dla dziecka. - Jak to wszystko rozumiem Vici - zapewniła ją gorąco. Przepełniała ją wdzięczność jaką czuła w tej chwili do kuzynki. - Nie wiem jak ci dziękować za to co dla mnie robisz! - opanowała łzy. - Nikt się nie dowie - zapewniła ją. - Deimos ufa tylko dwójce uzdrowicieli. Żaden z nich mnie nie wyda. Bądź o to spokojna, wszystko przygotuje. - wzięła głęboki wdech. Nie wydadzą jej bo wiedzą, że inaczej potężna dłoń Deimosa będzie zaciskać się na kruchej szyi jego żony puki ta nie wyda ostatniego tchnienia. - Wybacz, że to na cie zrzucam ale naprawdę nie mam nikogo
Victoria zadawała pytania na które Megara nie chciała i nie mogła odpowiedzieć. Wiedziała, że dla kogoś takiego jak panna Parkinson połowa powodów dla których chciała usunąć dziecko wyda się błaha i łatwa do przezwyciężania. Dla tego milczała, dla tego w pewnej chwili przestała dławić płacz i dała upust emocją. Gdy się od niej odsunęła Carrow ukryła twarz w dłoniach. - On..Vici proszę cię nie każ mi o tym mówić - przetarła oczy by móc spojrzeć na kuzynkę. W momencie w którym prosiła ją o to spotkanie zastanawiała się co powie gdyby przyznała się do tego co zrobił Deimos. Nie wiedziała czy umiałaby jej wybaczyć gdyby stwierdziła, że podobne akty nie mają miejsca gdy jest się już po ślubie. Bo przecież mąż ma prawo do rozporządzania ciałem żony według własnego upodobania. Zza przeszklonych oczu Megara uważnie obserwowała każdy ruch kuzynki. Widziała, że ze sobą walczy. Miała nawet wrażenie, że zaraz ją stąd wyrzuci. Ale wtedy wypowiedziała jej imię i Carrow już wiedziała, że kuzynka jej nie zostawi. Miała ochotę przytulić ją i zacząć dziękować za wszystko co zrobi. Jednak to co zrobiła jej kuzynka zupełnie ją zaskoczyło. Obserwowała jak osuwa się na ziemię i przykładając dłonie do jej brzucha przeprasza….przeprasza to nienarodzone dziecko. Właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę jak wiele zrzuciła na barki swojej drogiej kuzynki. Nie, nie żałowała. Bez Victorii była już całkiem sama. Czym prędzej przygarnęła ją do siebie. - Nikt się nie dowie. Przysięgam ci to - wypuściła ją z objęć ale gdy widziała jak kiwa głową nie mogła się powstrzymać i przytuliła ją po raz kolejny. - Wynagrodzę ci to - złożyła kolejną obietnicę. Choć tym razem nie mogła być tak pewna swoich słów. Bo jak można wynagrodzić pomoc w zabójstwie niewinnego dziecka? Mogła tylko zapewnić, że Victoria będzie bezpieczna.
Prosiła by jeszcze raz wszystko przemyślała. Megara kiwnęła głową w geście zgody. Mogła jej to obiecać, ale tak zdania nie zmieni. Tak będzie najlepiej zarówno dla matki jak i dla dziecka. - Jak to wszystko rozumiem Vici - zapewniła ją gorąco. Przepełniała ją wdzięczność jaką czuła w tej chwili do kuzynki. - Nie wiem jak ci dziękować za to co dla mnie robisz! - opanowała łzy. - Nikt się nie dowie - zapewniła ją. - Deimos ufa tylko dwójce uzdrowicieli. Żaden z nich mnie nie wyda. Bądź o to spokojna, wszystko przygotuje. - wzięła głęboki wdech. Nie wydadzą jej bo wiedzą, że inaczej potężna dłoń Deimosa będzie zaciskać się na kruchej szyi jego żony puki ta nie wyda ostatniego tchnienia. - Wybacz, że to na cie zrzucam ale naprawdę nie mam nikogo
To była prawda, że Megara bardzo dużo na mnie zrzucała. Prosiła o coś, co było dla mnie niezwykle trudne. Absolutnie nie rozumiałam dlaczego chciała usunąć dziecko, obawiałam się, że ktoś mógłby zrobić jej krzywdę. Ale kto? Jej własny mąż? Przecież to niedorzeczne. Ktoś inny? To zamiast usuwać ciąże powinna poinformować o tym Deimosa. Jednak pomoc kuzynce była dla mnie ważniejsza, tym bardziej kiedy widziałam, jak wiele to dla niej znaczy, jak łzy płyną jej po policzkach. Sama również się wzruszyłam. Nie wiedziałam na ile będę mogła jej pomóc, czy dam radę uwarzyć taki eliksir. Nie miałam pojęcia nawet jak to się robi, ani jak wygląda poronienie. I pewnie nigdy bym się nie dowiedziała gdyby nie Megara. Do głowy by mi to nawet nie przyszło, a sama byłabym prze szczęśliwa gdyby okazało się, że po ślubie zaszłam w ciążę. Było mi tak przykro, że Megara nie była szczęśliwa, że nie mogła się z tej wiadomości cieszyć. Naprawdę było mi jej żal.
Przytuliłam kuzynkę, by po chwili odsunąć się od niej i gdy ona mówiła mi o tym, że mi to wynagrodzi, że nikt się nie dowie, że wszystko załatwi, starałam się zetrzeć resztki jej łez z policzków. Co się stało z moją kuzynką? Zawsze pokazywała, że jest silna i z charakterem, a teraz siedziała u mnie na kanapie i płakała, niemal błagając o pomoc.
- Ciii, już wszystko dobrze, coś na to poradzimy - zapewniłam ją. - Nie martw się.
Zaczęłam zastanawiać się czy w miejskiej bibliotece dostałabym książkę na ten temat. Byłam pewna, że w swojej kolekcji takowej nie posiadałam. A może powinnam wybrać się do Świętego Munga i tam poszukać odpowiedzi na uwarzenie takiego eliksiru? Nie miała zbyt dużo czasu, musiała się śpieszyć, bo im dłużej Megara tkwiła w tym stanie tym gorzej. Jeszcze trochę i brzuszek zacznie widać i nawet luźne suknie nie pomogą. Wtedy niestety będzie już po ptakach i najlepszy eliksir nie pomoże.
- Megaro, czy będę mogła wysłać ci list z tym czego się dowiem? Czy lepiej spotkać się osobiście? Nie wiem czy twój mąż ma dostęp do twojej korespondencji - zapytałam.
Nie chciałam stwarzać zagrożenia. Jeśli był choć cień szansy na to, że Carrow dowie się co planują z listu, wolałam nawet nie próbować. Nie tylko Megara by za to odpowiedziała, ale i na mnie wtedy zacisnęły by się jego dłonie i nie wiem czy ochrona lorda Notta by na to pomogła cokolwiek. Byłam jednak pewna, że uda nam się coś wymyślić, aby wyglądało to najnaturalniej jak tylko się da.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - zapewniłam ją jeszcze.
Podałam jej chusteczkę, aby otarła twarz do końca. Wychodząc stąd nie mogła wyglądać tak, jakby przed chwilą płakała. Wzbudziłoby to zbyt duże zainteresowanie. Jeszcze by ktoś kiedyś powiązał fakty? Nie możemy ryzykować. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, gładząc delikatnie po głowie. Wiedziałam, że moje gesty nie poprawią jej nastroju, ani nie poczuje ulgi, dopóki sprawa nie zostanie załatwiona, ale czułam wewnętrzną potrzebę pokazania jej swojego wsparcia. Myślę, że tego właśnie potrzebowała.
- No, uśmiechnij się już. Musisz dobrze wyglądać - ścisnęłam jej dłoń. - Co powiesz na to, aby wybrać się do restauracji napić herbaty i zjeść coś dobrego? Muszę odpocząć od pracy, a tobie chwila relaksu dobrze zrobi.
Przytuliłam kuzynkę, by po chwili odsunąć się od niej i gdy ona mówiła mi o tym, że mi to wynagrodzi, że nikt się nie dowie, że wszystko załatwi, starałam się zetrzeć resztki jej łez z policzków. Co się stało z moją kuzynką? Zawsze pokazywała, że jest silna i z charakterem, a teraz siedziała u mnie na kanapie i płakała, niemal błagając o pomoc.
- Ciii, już wszystko dobrze, coś na to poradzimy - zapewniłam ją. - Nie martw się.
Zaczęłam zastanawiać się czy w miejskiej bibliotece dostałabym książkę na ten temat. Byłam pewna, że w swojej kolekcji takowej nie posiadałam. A może powinnam wybrać się do Świętego Munga i tam poszukać odpowiedzi na uwarzenie takiego eliksiru? Nie miała zbyt dużo czasu, musiała się śpieszyć, bo im dłużej Megara tkwiła w tym stanie tym gorzej. Jeszcze trochę i brzuszek zacznie widać i nawet luźne suknie nie pomogą. Wtedy niestety będzie już po ptakach i najlepszy eliksir nie pomoże.
- Megaro, czy będę mogła wysłać ci list z tym czego się dowiem? Czy lepiej spotkać się osobiście? Nie wiem czy twój mąż ma dostęp do twojej korespondencji - zapytałam.
Nie chciałam stwarzać zagrożenia. Jeśli był choć cień szansy na to, że Carrow dowie się co planują z listu, wolałam nawet nie próbować. Nie tylko Megara by za to odpowiedziała, ale i na mnie wtedy zacisnęły by się jego dłonie i nie wiem czy ochrona lorda Notta by na to pomogła cokolwiek. Byłam jednak pewna, że uda nam się coś wymyślić, aby wyglądało to najnaturalniej jak tylko się da.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - zapewniłam ją jeszcze.
Podałam jej chusteczkę, aby otarła twarz do końca. Wychodząc stąd nie mogła wyglądać tak, jakby przed chwilą płakała. Wzbudziłoby to zbyt duże zainteresowanie. Jeszcze by ktoś kiedyś powiązał fakty? Nie możemy ryzykować. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, gładząc delikatnie po głowie. Wiedziałam, że moje gesty nie poprawią jej nastroju, ani nie poczuje ulgi, dopóki sprawa nie zostanie załatwiona, ale czułam wewnętrzną potrzebę pokazania jej swojego wsparcia. Myślę, że tego właśnie potrzebowała.
- No, uśmiechnij się już. Musisz dobrze wyglądać - ścisnęłam jej dłoń. - Co powiesz na to, aby wybrać się do restauracji napić herbaty i zjeść coś dobrego? Muszę odpocząć od pracy, a tobie chwila relaksu dobrze zrobi.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dorosłość. Największe przekleństwo rzeczywistości. Nagle twoim największym problemem przestają być stopnie czy ubrania upchane gdzieś w kąt garderoby. Masz podejmować decyzje które padną cieniem na całe twoje życie, twoją przyszłość. Nikt nie zrobi tego za ciebie. Walcz o to co ci się należy i tego chcesz. A jeśli nie to rozsyp się wśród łez i objęć bliskiej ci osoby. Tylko później odbij się od dna. Wtedy droga prowadzi już tylko ku zwycięstwu…prawda? Megara do sobie rade…przecież zawsze daje sobie rade. - Dziękuje - szepnęła raz jeszcze zanim kuzynka odsunęła ją od siebie. Dziwnych odruch kazał jej dotknąć brzucha w którym rozwijało się nowe życie i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Powstrzymała się jednak w porę. Na takie gesty będzie czas gdy wróci do domu i zabarykaduje się w swojej samotni. Wtedy będzie czas na trochę więcej łez i rozmyślania które przecież obiecała Victorii.
Zaczęła doprowadzać swój wygląd do porządku mając jedynie nadzieję, że lekko przekrwione oczy nie zdradzą zbyt szybko że coś z nią nie tak. Kogo chciała oszukać? Przecież od dawna nie wyglądała najlepiej. Wzięła głęboki wdech by do reszty zdławić płacz i choć trochę się uspokoić. Na pytanie o listy kiwnęła potakująco głową. - Możesz do mnie napisać gdy będziesz coś wiedzieć. Nikt nie przechwytuje mojej korespondencji. - po aferze z listem z pracy Megara zadbała o swoją prywatność. Deimos nie był aż takim despotom by zaglądać w korespondencje żony. To raczej ona uwielbiała wiele spraw wyolbrzymiać. Zresztą jeśli miała być szczera obawiała się kolejnego spotkania z kuzynką. Bała się, że ta mimo ofiarowanej pomocy spróbuje ją jednak przekonać do zmiany zdania lub co gorsza sama Megara zwątpi w swoją decyzję. Nie, listy wydawały się najlepszym rozwiązaniem.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła - zapewniła ją po raz kolejny jednocześnie biorąc od niej chusteczkę. Otarła twarz podniosła się z miejsca podchodząc w stronę lustra. Okazało się, że oczy zdradzały wszystko. Westchnęła cicho i po kilku minutach wyglądał…w miarę normalnie. Wszystkie słowa podziękowań nie były tylko efektem obiecanej pomocy. Meg była wdzięczna za możliwość wypłakania się. Może teraz już wszystko będzie prostsze. To świetny pomysł - przyznała ochoczo. - Ja odpocznę a może ty dostaniesz natchnienia - zdobyła się w końcu na wesoły uśmiech. Kilka minut później obie opuściły dom mody Parkinson. Dwie młode, wesołe damy. Czy to nie piękny widok?
/zt
Zaczęła doprowadzać swój wygląd do porządku mając jedynie nadzieję, że lekko przekrwione oczy nie zdradzą zbyt szybko że coś z nią nie tak. Kogo chciała oszukać? Przecież od dawna nie wyglądała najlepiej. Wzięła głęboki wdech by do reszty zdławić płacz i choć trochę się uspokoić. Na pytanie o listy kiwnęła potakująco głową. - Możesz do mnie napisać gdy będziesz coś wiedzieć. Nikt nie przechwytuje mojej korespondencji. - po aferze z listem z pracy Megara zadbała o swoją prywatność. Deimos nie był aż takim despotom by zaglądać w korespondencje żony. To raczej ona uwielbiała wiele spraw wyolbrzymiać. Zresztą jeśli miała być szczera obawiała się kolejnego spotkania z kuzynką. Bała się, że ta mimo ofiarowanej pomocy spróbuje ją jednak przekonać do zmiany zdania lub co gorsza sama Megara zwątpi w swoją decyzję. Nie, listy wydawały się najlepszym rozwiązaniem.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła - zapewniła ją po raz kolejny jednocześnie biorąc od niej chusteczkę. Otarła twarz podniosła się z miejsca podchodząc w stronę lustra. Okazało się, że oczy zdradzały wszystko. Westchnęła cicho i po kilku minutach wyglądał…w miarę normalnie. Wszystkie słowa podziękowań nie były tylko efektem obiecanej pomocy. Meg była wdzięczna za możliwość wypłakania się. Może teraz już wszystko będzie prostsze. To świetny pomysł - przyznała ochoczo. - Ja odpocznę a może ty dostaniesz natchnienia - zdobyła się w końcu na wesoły uśmiech. Kilka minut później obie opuściły dom mody Parkinson. Dwie młode, wesołe damy. Czy to nie piękny widok?
/zt
4 luty
Właśnie nastał luty, Megara miała coraz mniej czasu. Jeśli chciałam jej pomóc w pozbyciu się ciąży, musiałam uwarzyć eliksir już teraz. Ostatnio bardzo dużo czasu spędziłam w Londyńskich magicznych bibliotekach, przeglądając ich zbiory w działach z eliksirami leczniczymi oraz truciznami. To w tej drugiej udało mi się znaleźć szczątkowe informacje na temat warzenia eliksiru Rue. Nie było tego zbyt wiele, jedynie podane składniki, w niektórych po krótki opis warzenia, gdzieniegdzie absolutnie go nie było. Tak jak się spodziewałam, był to niezwykle trudny eliksir, a ja właśnie wybierałam się z motyką na słońce, licząc na to, że moje umiejętności mi wystarczą, aby sobie z tym poradzić.
Zebrałam wszystko co potrzebowałam. Serce, czyli piołun, udało mi się zakupić. Do tego potrzebowałam jeszcze jednego składnika roślinnego, w tym przepisie jakim znalazłam był to cis, oraz trzech zwierzęcych. Jako zwierzęce miałam suszone pająki, krew nietoperza oraz jaja bahanki.
Zapalając ogień pod swoim kociołkiem wiedziałam, że nie robię najlepiej. Obiecałam jednak, a wolałam zrobić to sama, niż pozwolić, aby moja droga kuzynka udała się do kogoś innego, nie wiadomo kogo, narażając się na nieprzyjemności.
Proces przygotowania eliksiru rozpoczęłam oczywiście od nalania wody. Znalazłam tylko jeden przepis, gdzieś w starych księgach, zapomnianych, na szarym końcu biblioteki. Nie miałam innego wyjścia, jak podążać jego wskazówkami, chociaż one i tak były niepełne. Wiele słów zostało zamazanych, strony wyblakły, a rysunki pomocnicze były absolutnie nie do rozczytania. Musiałam więc wykorzystać swoją wiedzę.
Warzenie eliksirów zawsze mnie fascynowało, to od nich wzięła się moja teraźniejsza pasja. Wtedy jednak, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, nie wiedziałam, że istnieją eliksiry, które potrafią zabijać. Nawet na kursie rzadko o takich mówiliśmy, chociaż część, tą mniej drastyczną, omawialiśmy. Kto by wtedy przypuszczał, że przyjdzie mi robić coś takiego?
Chociaż nie wierzyłam w to, ze eliksir mi wyjdzie, to niezwykle się denerwowałam. Najchętniej rzuciłabym to wszystko i wytrzęsła z Megary ten pomysł. Jednak moja kuzynka, to moja kuzynka. Jeśli ja bym jej nie pomogła, to jestem w stu procentach pewna, że sama by wymyśliła coś innego, aby osiągnąć swój cel.
Z tego co przeczytałam, dobrze przygotowana mikstura powinna mieć zielony kolor i być przejrzysta. Pisali także o gorzkim smaku, ale nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Gdy zagotowała się woda, miała osiągnąć temperaturę stu stopni, zmniejszyłam ogień, rozpoczynając przygotowania.
Miałam ze sobą tę księgę, w której był najpełniejszy opis eliksiru. Według niego powinnam była dodać składnik zwierzęcy, potem roślinny, dwa zwierzęce i na samym końcu serce eliksiru, ostatni roślinny składnik. Jako pierwsze trafiły do środka suszone pająki, musiałam je wcześniej pokruszyć, skupiając się dokładnie na ich odwłokach, aby nie zostawić większych kawałków. Następnie należało zamieszać cztery razy w prawą stronę, trzy razy w lewą i ponownie, tym razem pięć razy w prawą. Woda musiała się zagotować, a potem trzeba było odczekać dokładnie trzy minuty, ponownie zmniejszając ogień. Przyszła pora na składnik roślinny, garść owoców cisu była już przygotowana. Wszystko dokładnie rozrobiłam. Gdy je dodałam, kolor mikstury z ciemnoszarego zmienił na mocno brązowy, dokładnie tak jak w przepisie. Wystarczyło teraz gotować to na małym ogniu, pozostawić na dziesięć minut, aż kolor wyblaknie. Po tych dziesięciu minutach ponownie miałam dodać składnik zwierzęcy, był nim krew nietoperza. Dokładnie osiem kropelek krwi w odstępach pół minutowych. Po kolejnych dziesięciu minutach i mieszaniu piętnaście razy w lewą stronę przyszła kolej na ostatni składnik zwierzęcy, jaja bahanki. Były niezwykle małe, dziwnego koloru. Uderzając w nie mocnym przyrządem rozgniotłam je na miazgę, dodając wszystko od razu, jednocześnie wzmacniając ogień. Trzeba było poczekać. Eliksir, miałam wrażenie, że jest bardzo ciemno zielony, trochę gęsty i mało klarowny. Trwało to pół godziny, nim mogłam dodać najważniejszy składnik. Mówiło się na to serce, w tym wypadku był to piołun. Według instrukcji, liście tej rośliny musiałam pokroić na cieniutkie plasterki, a następnie w kosteczkę i dodawać w dwóch porcjach, drugą dokładnie po minucie. Po pewnym czasie, nie od razu, gdyż temperatura w kościołku znów musiała osiągnąć sto stopni, eliksir Rue miał przybrać odpowiednią barwę i klarowność. Odczekałam więc, na koniec gasząc ogień i przelewając zawartość kociołka do przezroczystych fiolek, chcąc ocenić jakoś tego co mi wyszło. A gdy to robiłam, serce waliło mi jak oszalałe.
Właśnie nastał luty, Megara miała coraz mniej czasu. Jeśli chciałam jej pomóc w pozbyciu się ciąży, musiałam uwarzyć eliksir już teraz. Ostatnio bardzo dużo czasu spędziłam w Londyńskich magicznych bibliotekach, przeglądając ich zbiory w działach z eliksirami leczniczymi oraz truciznami. To w tej drugiej udało mi się znaleźć szczątkowe informacje na temat warzenia eliksiru Rue. Nie było tego zbyt wiele, jedynie podane składniki, w niektórych po krótki opis warzenia, gdzieniegdzie absolutnie go nie było. Tak jak się spodziewałam, był to niezwykle trudny eliksir, a ja właśnie wybierałam się z motyką na słońce, licząc na to, że moje umiejętności mi wystarczą, aby sobie z tym poradzić.
Zebrałam wszystko co potrzebowałam. Serce, czyli piołun, udało mi się zakupić. Do tego potrzebowałam jeszcze jednego składnika roślinnego, w tym przepisie jakim znalazłam był to cis, oraz trzech zwierzęcych. Jako zwierzęce miałam suszone pająki, krew nietoperza oraz jaja bahanki.
Zapalając ogień pod swoim kociołkiem wiedziałam, że nie robię najlepiej. Obiecałam jednak, a wolałam zrobić to sama, niż pozwolić, aby moja droga kuzynka udała się do kogoś innego, nie wiadomo kogo, narażając się na nieprzyjemności.
Proces przygotowania eliksiru rozpoczęłam oczywiście od nalania wody. Znalazłam tylko jeden przepis, gdzieś w starych księgach, zapomnianych, na szarym końcu biblioteki. Nie miałam innego wyjścia, jak podążać jego wskazówkami, chociaż one i tak były niepełne. Wiele słów zostało zamazanych, strony wyblakły, a rysunki pomocnicze były absolutnie nie do rozczytania. Musiałam więc wykorzystać swoją wiedzę.
Warzenie eliksirów zawsze mnie fascynowało, to od nich wzięła się moja teraźniejsza pasja. Wtedy jednak, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, nie wiedziałam, że istnieją eliksiry, które potrafią zabijać. Nawet na kursie rzadko o takich mówiliśmy, chociaż część, tą mniej drastyczną, omawialiśmy. Kto by wtedy przypuszczał, że przyjdzie mi robić coś takiego?
Chociaż nie wierzyłam w to, ze eliksir mi wyjdzie, to niezwykle się denerwowałam. Najchętniej rzuciłabym to wszystko i wytrzęsła z Megary ten pomysł. Jednak moja kuzynka, to moja kuzynka. Jeśli ja bym jej nie pomogła, to jestem w stu procentach pewna, że sama by wymyśliła coś innego, aby osiągnąć swój cel.
Z tego co przeczytałam, dobrze przygotowana mikstura powinna mieć zielony kolor i być przejrzysta. Pisali także o gorzkim smaku, ale nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Gdy zagotowała się woda, miała osiągnąć temperaturę stu stopni, zmniejszyłam ogień, rozpoczynając przygotowania.
Miałam ze sobą tę księgę, w której był najpełniejszy opis eliksiru. Według niego powinnam była dodać składnik zwierzęcy, potem roślinny, dwa zwierzęce i na samym końcu serce eliksiru, ostatni roślinny składnik. Jako pierwsze trafiły do środka suszone pająki, musiałam je wcześniej pokruszyć, skupiając się dokładnie na ich odwłokach, aby nie zostawić większych kawałków. Następnie należało zamieszać cztery razy w prawą stronę, trzy razy w lewą i ponownie, tym razem pięć razy w prawą. Woda musiała się zagotować, a potem trzeba było odczekać dokładnie trzy minuty, ponownie zmniejszając ogień. Przyszła pora na składnik roślinny, garść owoców cisu była już przygotowana. Wszystko dokładnie rozrobiłam. Gdy je dodałam, kolor mikstury z ciemnoszarego zmienił na mocno brązowy, dokładnie tak jak w przepisie. Wystarczyło teraz gotować to na małym ogniu, pozostawić na dziesięć minut, aż kolor wyblaknie. Po tych dziesięciu minutach ponownie miałam dodać składnik zwierzęcy, był nim krew nietoperza. Dokładnie osiem kropelek krwi w odstępach pół minutowych. Po kolejnych dziesięciu minutach i mieszaniu piętnaście razy w lewą stronę przyszła kolej na ostatni składnik zwierzęcy, jaja bahanki. Były niezwykle małe, dziwnego koloru. Uderzając w nie mocnym przyrządem rozgniotłam je na miazgę, dodając wszystko od razu, jednocześnie wzmacniając ogień. Trzeba było poczekać. Eliksir, miałam wrażenie, że jest bardzo ciemno zielony, trochę gęsty i mało klarowny. Trwało to pół godziny, nim mogłam dodać najważniejszy składnik. Mówiło się na to serce, w tym wypadku był to piołun. Według instrukcji, liście tej rośliny musiałam pokroić na cieniutkie plasterki, a następnie w kosteczkę i dodawać w dwóch porcjach, drugą dokładnie po minucie. Po pewnym czasie, nie od razu, gdyż temperatura w kościołku znów musiała osiągnąć sto stopni, eliksir Rue miał przybrać odpowiednią barwę i klarowność. Odczekałam więc, na koniec gasząc ogień i przelewając zawartość kociołka do przezroczystych fiolek, chcąc ocenić jakoś tego co mi wyszło. A gdy to robiłam, serce waliło mi jak oszalałe.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Ostatnio zmieniony przez Victoria Parkinson dnia 20.08.16 20:09, w całości zmieniany 1 raz
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Nie miał pojęcia, jak doszło do tego, że stał przed drzwiami, za którymi Victoria skrywała się całymi dniami. Ostatni raz widział ją, gdy wchodziła do kominka, opuszczając restaurację i przez niemal tydzień wiódł względnie spokojne życie, nie przejmując się oczekiwaniami swojego rodu. Wolał jednak sam wytyczać ścieżkę, którą ta znajomość miała przebiegać, aniżeli pozwolić nestorom na planowanie terminów i dat bez jakiejkolwiek konsultacji z nimi. Z resztą nie chciał robić niczego w pośpiechu, bowiem po pierwszym spotkaniu czuł się wyjątkowo źle i najwyraźniej cudem nie zawalił misji wykonywanej wspólnie z Rosierem. Niewątpliwie tamte wydarzenia wpłynęły na niego zbyt mocno, rozkładając Cassiusa na łopatki, gdy tylko zaczynał zastanawiać się nad niechcianym narzeczeństwem. Wiedział także, że ciągłe rozmyślanie o tym było równie bezcelowe jak próba rzucenia zaklęcia bez różdżki. Fakt, niektórym się to udawało, lecz poświecili oni lata praktyki, by wyćwiczyć w sobie tę umiejętność, jednak myślenia nie można było zatrzymać. Kierując je na inne tory i tak wracał do punktu wyjścia; do drzwi, które bał się pchnąć, aby przekroczyć ich próg.
Biorąc głęboki wdech, sięgnął do zimnej gałki osadzonej w drewnie i przekręcił nią tak, jakby po drugiej stronie czekały na niego tortury. Zapach Victorii niewątpliwie był dla niego największym cierpieniem, jakie go dotychczas spotkało, lecz w duchu liczył, że wybranka nestora oraz cioci nie będzie pytała o incydent, które w ogóle nie powinien mieć miejsca. Przywodził wszystkie złe wspomnienia z dzieciństwa, z lasu, skrupulatnie omijając wydarzenie z szóstego roku nauki w Hogwarcie, które – notabene – wyrwało na nim zdecydowanie więcej, jeśli się nad tym głębiej zastanowić.
Wszedł do środka, rozglądając się po pracowni, na tyle cicho, aby Victoria nie usłyszała go od razu. Zdołał zrobić kilka kroków, jeszcze bardziej blednąc, gdy dotarła do niego woń kwiatów. Nie zrobił jednak z tym nic. Zaciśniętą pięścią powstrzymał ruch mięśni trzymających różdżkę w rękawie eleganckiego płaszcza z guzikami w kształcie lwich łbów. Wdychając odór lasu rozpoczynał bój, który musiał stoczyć sam i nawet Victoria nie mogła mu pomóc. Należała do zupełnie innego świata, gdzie takie rzeczy nie miały znaczenia. Ich znajomość przez moment porównywał do ognia i wody, choć z pewnością znalazłby na to zupełnie inne określenie, gdyby takowe istniało. Tymczasem stał, wbijając obojętne spojrzenie w Victorię, pozwalając jej ujrzeć swą bladą twarz i, nieco rozchylone, spierzchnięte wargi. Patrzył na nią, oczekując reakcji. Zaczynali grę, w której stawką było ich wspólne życie.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dzisiejszego dnia nie spodziewałam się żadnej wizyty. Tak jak nie spodziewałam się żadnej wizyty wczoraj oraz nie spodziewałam się żadnej wizyty na jutro. Byłam pochłonięta pracą, pochylona nad bulgoczącym kociołkiem, w którym nie można było stwierdzić, czy właśnie warzy się tam niezwykle skomplikowany eliksir, czy może tworzy nowe dzieło sztuki, które wszystkie panny będą pragnąć, a możliwość skropienia sobie ciała tą cieczą było największym zaszczytem.
Duży stół, który stał po środku pomieszczenia jak zawsze pełny był wszystkiego. Stały tu kociołki, pod niektórymi palił się ogień, inne właśnie stygły. Gdzieś leżały zwoje pergaminu zapisane odręcznym pismem od góry do dołu, to znowu stare księgi, lekko zakurzone, na których bokach widniały napisy wskazujące na wytwórstwo luster. Przy innym stoliku można było ujrzeć pełno małych lustereczek, lustereczek, które wyszły i takie, które zakrzywiały obraz. Udane i mniej udane.
A ja sama, pochłonięta własną pracą nie przejmowałam się zbytnio swym wyglądem. Długa zielona spódnica sięgała do ziemi, na sobie miałam ciemną, prawie czarną koszulę, z podwiniętymi rękawami i rozpiętymi górnymi guzikami, w pomieszczeniu było dosyć ciepło. Włosy miałam związane w koka, ale na szyi jak zawsze wisiały błyszczące korale.
Nie usłyszałam, gdy drzwi do mojej pracowni otworzyły się, nawet nie skrzypnęły zawiasy, ani nie ugięła się podłoga pod ciężarem osoby, która weszła do środka. Nie przejęta więc tym, wyłączyłam ogień pod kociołkiem, przelewając zawartość do fiolki. Uniosłam rękę lekko do góry, chciałam sprawdzić klarowność roztworu i wtedy zobaczyłam jego twarz.
Fiolka wypadła mi z dłoni, zaczęła lecieć w dół, a ja nawet nie zareagowałam, aby ją złapać. Stałam tak, wpatrując się w twarz mężczyzny, dopóki nie usłyszałam odgłosu roztrzaskującego się szkła. Odskoczyłam lekko do tyłu, nie chcąc pobrudzić sobie butów, spojrzałam w dół na rozlewającą się ciecz, a potem uniosłam głowę, znów spoglądając na mężczyznę.
- Lordzie - powiedziałam tylko.
Na nic więcej nie było mnie stać. Byłam niezwykle zdziwiona jego obecnością. Skąd wiedział, że mnie tu znajdzie, skąd wiedział jak do mnie dotrzeć? Dygnęłam nisko, nie pozwalając, aby moje zdziwienie wpłynęło na brak mojego dobrego zachowania.
- Nie spodziewałam się, że lord się tu pojawi - dodałam ze szczerością. - Proszę, proszę nie stać tak przy drzwiach.
Zaczęłam się krzątać. Chwyciłam różdżkę i jednym machnięciem zgasiłam ogień pod kociołkami, drugim ruchem otworzyłam okna, chcąc wywietrzyć, a trzecim wyczyściłam podłogę. Skoro już lord Nott zastał mnie w takim bałaganie, to chociaż ogarnę szybciutko, aby nie rozpraszać się niczym podczas naszej rozmowy. Bo czułam, że na rozmowę się zapowiadało.
Duży stół, który stał po środku pomieszczenia jak zawsze pełny był wszystkiego. Stały tu kociołki, pod niektórymi palił się ogień, inne właśnie stygły. Gdzieś leżały zwoje pergaminu zapisane odręcznym pismem od góry do dołu, to znowu stare księgi, lekko zakurzone, na których bokach widniały napisy wskazujące na wytwórstwo luster. Przy innym stoliku można było ujrzeć pełno małych lustereczek, lustereczek, które wyszły i takie, które zakrzywiały obraz. Udane i mniej udane.
A ja sama, pochłonięta własną pracą nie przejmowałam się zbytnio swym wyglądem. Długa zielona spódnica sięgała do ziemi, na sobie miałam ciemną, prawie czarną koszulę, z podwiniętymi rękawami i rozpiętymi górnymi guzikami, w pomieszczeniu było dosyć ciepło. Włosy miałam związane w koka, ale na szyi jak zawsze wisiały błyszczące korale.
Nie usłyszałam, gdy drzwi do mojej pracowni otworzyły się, nawet nie skrzypnęły zawiasy, ani nie ugięła się podłoga pod ciężarem osoby, która weszła do środka. Nie przejęta więc tym, wyłączyłam ogień pod kociołkiem, przelewając zawartość do fiolki. Uniosłam rękę lekko do góry, chciałam sprawdzić klarowność roztworu i wtedy zobaczyłam jego twarz.
Fiolka wypadła mi z dłoni, zaczęła lecieć w dół, a ja nawet nie zareagowałam, aby ją złapać. Stałam tak, wpatrując się w twarz mężczyzny, dopóki nie usłyszałam odgłosu roztrzaskującego się szkła. Odskoczyłam lekko do tyłu, nie chcąc pobrudzić sobie butów, spojrzałam w dół na rozlewającą się ciecz, a potem uniosłam głowę, znów spoglądając na mężczyznę.
- Lordzie - powiedziałam tylko.
Na nic więcej nie było mnie stać. Byłam niezwykle zdziwiona jego obecnością. Skąd wiedział, że mnie tu znajdzie, skąd wiedział jak do mnie dotrzeć? Dygnęłam nisko, nie pozwalając, aby moje zdziwienie wpłynęło na brak mojego dobrego zachowania.
- Nie spodziewałam się, że lord się tu pojawi - dodałam ze szczerością. - Proszę, proszę nie stać tak przy drzwiach.
Zaczęłam się krzątać. Chwyciłam różdżkę i jednym machnięciem zgasiłam ogień pod kociołkami, drugim ruchem otworzyłam okna, chcąc wywietrzyć, a trzecim wyczyściłam podłogę. Skoro już lord Nott zastał mnie w takim bałaganie, to chociaż ogarnę szybciutko, aby nie rozpraszać się niczym podczas naszej rozmowy. Bo czułam, że na rozmowę się zapowiadało.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pracownia twórcy perfum
Szybka odpowiedź