Pracownia twórcy perfum
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pracownia twórcy perfum
Jest to prywatna pracownia Victorii Parkinson, gdzie ta ma możliwość tworzenia nowych perfum. Również w tym miejscu odbywają się wszystkie poszczególne etapy wytwórstwa flakoników, w których sprzedawane lub rozdawane będą te cudowne eliksiry. Osoby pracujące w Domu Mody mają tu dowolny wstęp, mogą tu wejść również osoby z zewnątrz, zaproszone przez samą Victorię. Samo pomieszczenie jest wystarczających rozmiarów. Po środku stoi duży stół, na którym stoją puste buteleczki, kilka kociołków, pod którymi pali się ogień. Za stołem stoi wielki regał z potrzebnymi ingrediencjami oraz roślinnością nadającą zapach, na przykład kwiatami. Oczywiście jest także gdzie usiąść, w pomieszczeniu jest także na tyle jasno, aby w razie potrzeby móc pracować w nocy.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:47, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Odetta Parkinson' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 7, 7, 8
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 7, 7, 8
-To brzmi jak szalenie interesujący pomysł! - powiedział szczerze. - Jestem pewien, że wiele osób z naszego środowiska będzie tym zainteresowana. A jeśli do tego fundusze pójdą na szczytny cel, to chętnych będzie wielu!
Wiedział, że innych obywateli raczej nie będzie stać na podobne ubrania. Jednak wśród szlachty znalazłyby się osoby chcące mieć coś podobnego w swojej kolekcji. Sam Rigel nie miałby nic przeciwko temu, aby kupić strój nawiązujący... na przykład do rodu Crouchów, żeby później powiesić go gdzieś w domu jako trofeum. Albo jako ozdobę jednej z łazienek.
-Jeśli przedstawisz pomysł Evandrze, to na pewno ci pomoże.
Mimowolnie westchnął, przypominając sobie jak jeszcze na przełomie sierpnia i września rozważali podczas partyjki szachów o czymś podobnym. Wtedy przyszłość malowała się w przepięknych jaskrawych barwach. A teraz… No cóż. Wszystko stało się szare i żałobno-czarne.
-Chyba tak… Siostra wspominała... - odpowiedział powoli, uciekając wzrokiem w stronę okna. W pewnym sensie poczuł ulgę, że przynajmniej jego koleżanki będą bezpieczniejsze. Ale gdzieś w głębi duszy zazdrościł im tego, że będą ratować ludzkie życia, a nie - jak on - je odbierać.
Myśli o nadchodzącym eksperymencie pomogły zapomnieć o tym, co dopiero miało nastąpić i na co nie mieli najmniejszego wpływu.
Dym z kadzidła powoli rozchodził się po pomieszczeniu, przenikając do ich płuc i krwi. Z każdym oddechem mięśnie stawały się bardziej zrelaksowane, głowa lżejsza o wszystkie zmartwienia, które ulotniły się wraz z kolejnym wydechem.
Black zdał sobie sprawę, że mógł wcześniej zwrócić się o pomoc do magicznych roślin. Jak robił to zawsze, kiedy życie przytłaczało go na tyle, że jedynym wyjściem z sytuacji mógł być jedynie skok z wysokości. Albo ciepła woda w wannie i ostrze noża.
Rzucił spojrzenie w stronę Odetty i odnotował, że i jej humor wyraźnie się poprawił.
Czas do pracy.
Wsłuchał się w swoje odczucia, przyglądając się szklanym fiolkom, które zabrał ze sobą. Czy to jest czas na coś, co mogłoby uleczyć cierpiących, czy też dodać siły słabym?
A może trzeba podejść do tego inaczej? Może trzeba uwięzić ból i cierpienie?
Powolnym, ale pewnym ruchem różdżki zapalił palnik pod kotłem i sięgnął po fiolkę z cennym jadem smoka - sercem Smoczego eliksiru, na który sie zdecydował, po czym dodał parę kropel na dno kotła. Musiał być bardzo ostrożny, gdyż nie był to specjalnie… legalny specyfik. Na szczęście miał obok zaufaną osobę, byli też w miejscu, do którego nie przyszedłby żaden nieproszony gość.
Kiedy jad rozgrzał sie do odpowiedniej temperatury, przyszła kolej na kręgosłup skorpeny i kły węża - te wylądowały w ciężkim moździerzu, żeby zmienić się w drobny proszek. Ta część tworzenia eliksiru podobała się Rigelowi najbardziej - z lubością wsłuchiwał się w chrzęst zgniatanych kości, a kadzidło tylko potęgowało tę przyjemność. Składniki powoli łączyły się pod wpływem temperatury, poznawały się, żeby spróbować coś pięknego i śmiercionośnego.
-Chyba brakuje im odrobiny szaleństwa… - powiedział szeptem i sięgnął po esencję z jadowitego szaleju, którą wlał do reszty mikstury. W kotle coś cicho syknęło. Jak wąż.
Potrzeba było nadać wszystkiemu odpowiedniej ostrości, więc Black ostrożnie, żeby nie poranić palców i tym samym nie popsuć eliksiru, starł na srebrnej tarce odrobinę korzenia chrzanu. Wolał zrobić to manualnie, żeby mieć pełną kontrolę nad daną czynnością. Szczególnie teraz, kiedy ciało było przyjemnie ociężałe.
Pozostawało już tylko zwieńczyć dzieło paroma żądłami os i mieć nadzieję, że wszystkie elementy eliksiru przejdą transformację, zmieniając się w coś kompletnie nowego.
Wiedział, że innych obywateli raczej nie będzie stać na podobne ubrania. Jednak wśród szlachty znalazłyby się osoby chcące mieć coś podobnego w swojej kolekcji. Sam Rigel nie miałby nic przeciwko temu, aby kupić strój nawiązujący... na przykład do rodu Crouchów, żeby później powiesić go gdzieś w domu jako trofeum. Albo jako ozdobę jednej z łazienek.
-Jeśli przedstawisz pomysł Evandrze, to na pewno ci pomoże.
Mimowolnie westchnął, przypominając sobie jak jeszcze na przełomie sierpnia i września rozważali podczas partyjki szachów o czymś podobnym. Wtedy przyszłość malowała się w przepięknych jaskrawych barwach. A teraz… No cóż. Wszystko stało się szare i żałobno-czarne.
-Chyba tak… Siostra wspominała... - odpowiedział powoli, uciekając wzrokiem w stronę okna. W pewnym sensie poczuł ulgę, że przynajmniej jego koleżanki będą bezpieczniejsze. Ale gdzieś w głębi duszy zazdrościł im tego, że będą ratować ludzkie życia, a nie - jak on - je odbierać.
Myśli o nadchodzącym eksperymencie pomogły zapomnieć o tym, co dopiero miało nastąpić i na co nie mieli najmniejszego wpływu.
Dym z kadzidła powoli rozchodził się po pomieszczeniu, przenikając do ich płuc i krwi. Z każdym oddechem mięśnie stawały się bardziej zrelaksowane, głowa lżejsza o wszystkie zmartwienia, które ulotniły się wraz z kolejnym wydechem.
Black zdał sobie sprawę, że mógł wcześniej zwrócić się o pomoc do magicznych roślin. Jak robił to zawsze, kiedy życie przytłaczało go na tyle, że jedynym wyjściem z sytuacji mógł być jedynie skok z wysokości. Albo ciepła woda w wannie i ostrze noża.
Rzucił spojrzenie w stronę Odetty i odnotował, że i jej humor wyraźnie się poprawił.
Czas do pracy.
Wsłuchał się w swoje odczucia, przyglądając się szklanym fiolkom, które zabrał ze sobą. Czy to jest czas na coś, co mogłoby uleczyć cierpiących, czy też dodać siły słabym?
A może trzeba podejść do tego inaczej? Może trzeba uwięzić ból i cierpienie?
Powolnym, ale pewnym ruchem różdżki zapalił palnik pod kotłem i sięgnął po fiolkę z cennym jadem smoka - sercem Smoczego eliksiru, na który sie zdecydował, po czym dodał parę kropel na dno kotła. Musiał być bardzo ostrożny, gdyż nie był to specjalnie… legalny specyfik. Na szczęście miał obok zaufaną osobę, byli też w miejscu, do którego nie przyszedłby żaden nieproszony gość.
Kiedy jad rozgrzał sie do odpowiedniej temperatury, przyszła kolej na kręgosłup skorpeny i kły węża - te wylądowały w ciężkim moździerzu, żeby zmienić się w drobny proszek. Ta część tworzenia eliksiru podobała się Rigelowi najbardziej - z lubością wsłuchiwał się w chrzęst zgniatanych kości, a kadzidło tylko potęgowało tę przyjemność. Składniki powoli łączyły się pod wpływem temperatury, poznawały się, żeby spróbować coś pięknego i śmiercionośnego.
-Chyba brakuje im odrobiny szaleństwa… - powiedział szeptem i sięgnął po esencję z jadowitego szaleju, którą wlał do reszty mikstury. W kotle coś cicho syknęło. Jak wąż.
Potrzeba było nadać wszystkiemu odpowiedniej ostrości, więc Black ostrożnie, żeby nie poranić palców i tym samym nie popsuć eliksiru, starł na srebrnej tarce odrobinę korzenia chrzanu. Wolał zrobić to manualnie, żeby mieć pełną kontrolę nad daną czynnością. Szczególnie teraz, kiedy ciało było przyjemnie ociężałe.
Pozostawało już tylko zwieńczyć dzieło paroma żądłami os i mieć nadzieję, że wszystkie elementy eliksiru przejdą transformację, zmieniając się w coś kompletnie nowego.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 8, 7, 3
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 8, 7, 3
- Gdybyś chciał mi pomóc, to wiesz, ja bardzo chętnie…ale jeżeli chodzi o większe pomysły na temat przebiegu całego wydarzenia, to wszystko jeszcze przede mną. – Nie chciała obiecywać gruszek na wierzbie, wiedząc, że będzie musiała skupić się na tym, aby nie wyrzucić pieniędzy w błoto, więc musiała podejść do przygotowywania wydarzenia na trzeźwo, mimo to teraz chciała dać znać, że jeżeli Rigel chciał zrobić wraz z nią coś, co miałoby mu sprawiać przyjemność, pomoc w organizacji wydarzenia spała przed nim otworem.
- Wiem, zawsze mogłam na nią liczyć… - westchnęła lekko, bo chociaż czuła, że mówiła prawdę, jednocześnie bardzo dobrze wiedziała, że prawda nie była tak oczywista. Tak, Evandra zawsze jej pomagała, tak, Rigel był bliski Odettcie, ale bardzo dobrze wiedziała, że we wszystkich grupkach i relacjach to nie ona znajdowała się w którejś z nich. Każda z młodych panien miała swoje przyjaciółki, każda miała powierniczkę, a lady Parkinson trwała gdzieś z boku. Sekrety przekazywała jednorożcom, bo one słuchały ją jak nikt inny, ale one nie mogły odpowiedzieć i doradzić, a do tego potrzebowała ludzi.
Te wszystkie rozmyślania jednak rozpierzchły się pod wpływem dymu, wypełnionego mieszanką nie tyle ożywczą co uspokajającą. Z ciała schodziło napięcie, mięśnie się rozluźniały, Odetta oprócz uśmiechu przymknęła jednak oczy. Skupienie nie zapowiadało się jednak na takie, które łatwo by uciekła i lady Parkinson udowodniła, że jej zainteresowanie eliksirami wcale nie poszło na marnie, a przynajmniej jeżeli chodziło o eliksir grozy. Ten, przelany do butelki, mieniąc się barwą brązu, która przypominała ciężki metal, tak jakby to właśnie on miał spaść na drugą osobę, nie zaś słowa.
Starannie wyczyściła kociołek i stanowisko pracy, w międzyczasie przypatrując się jak wszystko wychodzi Rigelowi, niczym zahipnotyzowana obserwując jego ruchy. Lubiła obserwować ludzi nad pracą, a przy tworzeniu strojów i eliksirów było coś hipnotyzującego – w tych wszystkich ruchach, w tych dodawanych kolejnego składnika, tak jakby subtelny taniec nigdy nie miał się skończyć. Tak jak Rigel jednak skupił się na truciźnie, tak Odetta na powrót zajęła się eliksirami psychiki, sięgając do zrobienia Wężowych ust.
Rozgniotła w moździerzu jaja widłowęża, srebrny pył dodając do zagotowanej wody, pozwalając mu ostrożnie rozprowadzić się po całym kotle, z satysfakcją obserwując, jak drobiny wirują, tak jakby to właśnie woda wybrzeży pieniła się i kotłowała, płynąc przed siebie tak jak kłamstwo płynęło z ust człowieka. Nic dziwnego, że dodała do tego zaraz ślinę wili, skoro ich urok potrafił zwabiać do siebie mężczyzn, sprawiając, że pili im każde słowo z ust, idealny wzór dla kłamcy. Pozwoliła składnikom się połączyć, w międzyczasie na nowo miażdżąc składnik, tym razem łuski kameleona, istoty tak zmiennej, że dopasowała się do każdej sytuacji, a zaraz też potem pióra kukułki, ptaka podrzucającego innym swoje potomstwo, tak że tamte ptaki wychowywały je jak własne. Zwieńczyła wszystko płatkami narcyzów, bo kłamstwo wynieść musiało się z zaufania. Kiedy kończyła eliksir, sprawdzała uważnie czy wszystko wyszło i czy zaklęcie wiążące zadziała, a eliksir przyjmie barwę łusek kobry królewskiej.
- Wiem, zawsze mogłam na nią liczyć… - westchnęła lekko, bo chociaż czuła, że mówiła prawdę, jednocześnie bardzo dobrze wiedziała, że prawda nie była tak oczywista. Tak, Evandra zawsze jej pomagała, tak, Rigel był bliski Odettcie, ale bardzo dobrze wiedziała, że we wszystkich grupkach i relacjach to nie ona znajdowała się w którejś z nich. Każda z młodych panien miała swoje przyjaciółki, każda miała powierniczkę, a lady Parkinson trwała gdzieś z boku. Sekrety przekazywała jednorożcom, bo one słuchały ją jak nikt inny, ale one nie mogły odpowiedzieć i doradzić, a do tego potrzebowała ludzi.
Te wszystkie rozmyślania jednak rozpierzchły się pod wpływem dymu, wypełnionego mieszanką nie tyle ożywczą co uspokajającą. Z ciała schodziło napięcie, mięśnie się rozluźniały, Odetta oprócz uśmiechu przymknęła jednak oczy. Skupienie nie zapowiadało się jednak na takie, które łatwo by uciekła i lady Parkinson udowodniła, że jej zainteresowanie eliksirami wcale nie poszło na marnie, a przynajmniej jeżeli chodziło o eliksir grozy. Ten, przelany do butelki, mieniąc się barwą brązu, która przypominała ciężki metal, tak jakby to właśnie on miał spaść na drugą osobę, nie zaś słowa.
Starannie wyczyściła kociołek i stanowisko pracy, w międzyczasie przypatrując się jak wszystko wychodzi Rigelowi, niczym zahipnotyzowana obserwując jego ruchy. Lubiła obserwować ludzi nad pracą, a przy tworzeniu strojów i eliksirów było coś hipnotyzującego – w tych wszystkich ruchach, w tych dodawanych kolejnego składnika, tak jakby subtelny taniec nigdy nie miał się skończyć. Tak jak Rigel jednak skupił się na truciźnie, tak Odetta na powrót zajęła się eliksirami psychiki, sięgając do zrobienia Wężowych ust.
Rozgniotła w moździerzu jaja widłowęża, srebrny pył dodając do zagotowanej wody, pozwalając mu ostrożnie rozprowadzić się po całym kotle, z satysfakcją obserwując, jak drobiny wirują, tak jakby to właśnie woda wybrzeży pieniła się i kotłowała, płynąc przed siebie tak jak kłamstwo płynęło z ust człowieka. Nic dziwnego, że dodała do tego zaraz ślinę wili, skoro ich urok potrafił zwabiać do siebie mężczyzn, sprawiając, że pili im każde słowo z ust, idealny wzór dla kłamcy. Pozwoliła składnikom się połączyć, w międzyczasie na nowo miażdżąc składnik, tym razem łuski kameleona, istoty tak zmiennej, że dopasowała się do każdej sytuacji, a zaraz też potem pióra kukułki, ptaka podrzucającego innym swoje potomstwo, tak że tamte ptaki wychowywały je jak własne. Zwieńczyła wszystko płatkami narcyzów, bo kłamstwo wynieść musiało się z zaufania. Kiedy kończyła eliksir, sprawdzała uważnie czy wszystko wyszło i czy zaklęcie wiążące zadziała, a eliksir przyjmie barwę łusek kobry królewskiej.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Odetta Parkinson' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 4, 6, 4
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 4, 6, 4
-Muszę przyznać, że nie jestem mistrzem, jeśli chodzi o organizację wydarzeń. Jednak jeśli będziesz potrzebowała kogoś, kto mógłby zrobić kosztorys lub oprawę wizualną, to nie krępuj się i przychodź od razu do mnie. - Rigel nie wiedział, jak jeszcze mógłby pomóc. Nigdy specjalnie nie wnikał w to, jak organizowane są wydarzenia tego typu, pozostawiając tę kwestię w rękach przyjaciółek i siostry. Wiedział też, że planowanie wszelkich uroczystości wymagało prawdziwego strategicznego podejścia. Prawie jak na wojnie, a może nawet gorzej. Było tak wiele niuansów i niepisanych zasad, jakie należało przestrzegać, inaczej ktoś mógłby się obrazić na długie lata.
-Nie przejmuj się. Na pewno będzie dobrze. - spróbował ja pocieszyć, wyraźnie zauważając, że Odetta odrobinę zmarkotniała. Niestety, nie wiedział jednak, gdzie dokładnie leżał jej problem.
Kiedy kadzidło pomogło Blackowi odsunąć od siebie wszystkie stresujące i ciężkie jak ołów myśli, podszedł do kotła, żeby spróbować stworzyć coś, czego na trzeźwo raczej by się nie odważył. Mikstura nie wyglądała niestety na stabilną w stu procentach. Może to kwestia nastroju? Może to nie był dobry pomysł, aby sięgać po coś, co mogło kogoś skrzywdzić?
Rigel powoli przelał eliksir do fiolki i szczelnie zamknął ją korkiem, a następnie zerknął na dzieło lady Parkinson. Jej mikstura była poprawna. Wręcz idealny przykład tego, jak powinien wyglądać eliksir grozy.
-Gratuluję. - powiedział powoli, uśmiechając się szeroko. - Opowiesz, czemu zdecydowałaś się na przetworzenie właśnie tej emocji? Czy jest ktoś, kogo potrzebujesz przestraszyć?
Bez zbędnego pośpiechu posprzątał swoje stanowisko. Jeśli chciał ponownie coś uwarzyć, nie mógł zostawić nigdzie ani kropli niestabilnego Smoczego eliksiru, gdyż skończyłoby się to katastrofą.
Jeśli krzywda nie jest wyjściem, to może coś innego?
Tak, trzeba było zmienić podejście do sprawy. Musiał zrozumieć, jak akurat to kadzidło wpływało na tworzenie konkretnych eliksirów. Może znalazłby jakiś schemat?
Black zdecydował, że spróbuje sięgnąć po cos zupełnie przeciwnego podstępnej truciźnie - Eliksir ochrony. Był dość trudny, ale czego się nie robi dla nauki.
W pełnym skupieniu czarodziej sięgnął po małą buteleczkę z żółcią pancernika, którą powoli wlał do kotła, a dopiero po tym wzniecił pod nim nieduży ogień. Każdą czynność należało wykonywać z niezwykłą ostrożnością. Dopiero kiedy Rigel przekonał się, że temperatura w kotle była odpowiednia, dodał to cieczy cztery rozgniecione karaluchy - stworzenia, wydawałoby się odporne na wszystko. Następnie wziął moździerz, w którym to dokładnie starł na proszek róg dwurożca - serce wywaru. Po dodaniu tego składnika eliksir zaczął lekko parować, co oznaczało, że teraz należało działać już sprawniej, oczywiście zachowując precyzję. Do kotła poleciały 4 gramy twardych łusek ramory, odmierzonych na malutkiej złotej alchemicznej wadze, jaką Black zabrał ze sobą. Stabilność czwórki była bardzo ważnym elementem tego eliksiru, a w połączeniu z innymi elementami powinna była dać odpowiedni efekt. Stanowczym ruchem młody lord rozłamał pancerz chropianka również na cztery części i powoli na długiej złotej łyżce zanurzył je w lekko bulgoczącej miksturze. I kiedy już składniki zaczynały powoli łączyć się ze sobą, krusząc w palcach suszone listki, czarodziej wrzucił do kotła szczyptę szałwi - bardzo silnej ochronnej rośliny. Pozostawało już jedynie czekać.
-Nie przejmuj się. Na pewno będzie dobrze. - spróbował ja pocieszyć, wyraźnie zauważając, że Odetta odrobinę zmarkotniała. Niestety, nie wiedział jednak, gdzie dokładnie leżał jej problem.
Kiedy kadzidło pomogło Blackowi odsunąć od siebie wszystkie stresujące i ciężkie jak ołów myśli, podszedł do kotła, żeby spróbować stworzyć coś, czego na trzeźwo raczej by się nie odważył. Mikstura nie wyglądała niestety na stabilną w stu procentach. Może to kwestia nastroju? Może to nie był dobry pomysł, aby sięgać po coś, co mogło kogoś skrzywdzić?
Rigel powoli przelał eliksir do fiolki i szczelnie zamknął ją korkiem, a następnie zerknął na dzieło lady Parkinson. Jej mikstura była poprawna. Wręcz idealny przykład tego, jak powinien wyglądać eliksir grozy.
-Gratuluję. - powiedział powoli, uśmiechając się szeroko. - Opowiesz, czemu zdecydowałaś się na przetworzenie właśnie tej emocji? Czy jest ktoś, kogo potrzebujesz przestraszyć?
Bez zbędnego pośpiechu posprzątał swoje stanowisko. Jeśli chciał ponownie coś uwarzyć, nie mógł zostawić nigdzie ani kropli niestabilnego Smoczego eliksiru, gdyż skończyłoby się to katastrofą.
Jeśli krzywda nie jest wyjściem, to może coś innego?
Tak, trzeba było zmienić podejście do sprawy. Musiał zrozumieć, jak akurat to kadzidło wpływało na tworzenie konkretnych eliksirów. Może znalazłby jakiś schemat?
Black zdecydował, że spróbuje sięgnąć po cos zupełnie przeciwnego podstępnej truciźnie - Eliksir ochrony. Był dość trudny, ale czego się nie robi dla nauki.
W pełnym skupieniu czarodziej sięgnął po małą buteleczkę z żółcią pancernika, którą powoli wlał do kotła, a dopiero po tym wzniecił pod nim nieduży ogień. Każdą czynność należało wykonywać z niezwykłą ostrożnością. Dopiero kiedy Rigel przekonał się, że temperatura w kotle była odpowiednia, dodał to cieczy cztery rozgniecione karaluchy - stworzenia, wydawałoby się odporne na wszystko. Następnie wziął moździerz, w którym to dokładnie starł na proszek róg dwurożca - serce wywaru. Po dodaniu tego składnika eliksir zaczął lekko parować, co oznaczało, że teraz należało działać już sprawniej, oczywiście zachowując precyzję. Do kotła poleciały 4 gramy twardych łusek ramory, odmierzonych na malutkiej złotej alchemicznej wadze, jaką Black zabrał ze sobą. Stabilność czwórki była bardzo ważnym elementem tego eliksiru, a w połączeniu z innymi elementami powinna była dać odpowiedni efekt. Stanowczym ruchem młody lord rozłamał pancerz chropianka również na cztery części i powoli na długiej złotej łyżce zanurzył je w lekko bulgoczącej miksturze. I kiedy już składniki zaczynały powoli łączyć się ze sobą, krusząc w palcach suszone listki, czarodziej wrzucił do kotła szczyptę szałwi - bardzo silnej ochronnej rośliny. Pozostawało już jedynie czekać.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
- Ja w sumie sama nic wcześniej nie organizowałam, poza wiesz, jakimiś drobniejszymi pokazami mody, więc to by było dla mnie zupełną nowością. – Spojrzenie, które rzuciła w jego kierunku, było bardziej niż podziękowaniem. Czas ludzi był cenny, nic więc dziwnego, że Odetta doceniała każdą pomoc, na którą mogła liczyć, a na wspomnienie o tym, jak spore mogło być to przedsięwzięcie, miała wrażenie, że pociły jej się ręce. Powtarzała sobie wielokrotnie, że nie było się co martwić, że przecież rodzina, jeżeli by się zgodziła, nie pozostawiłaby jej samej, ale chyba taka już była, martwiąca się zawsze nad wyraz, tak jakby każde potknięcie się miało być rozważone przez ludzi dookoła jakby było największym szyderstwem? Może dlatego, że od takich jak ona czy Rigel wymagano jednego – perfekcji.
- Dziękuję. I Rigel…jakby co, to drzwi Broadway Tower zawsze stoją otworem. Wiem, że masz bliższe osoby do zwierzania się, ale jakbyś nie wiedział gdzie pójść, posiedzimy nad herbatą w ogrodzie i po prostu pomilczymy. – Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że czasem nawet i to się przydawało – nie siedzenie i dramatyczne wyznania, nie żarty, po prostu cisza pośród natury która niczego nie oceniała i od nikogo nic nie wymagała. Może dlatego tak bardzo kochała towarzystwo jednorożców; bo zapewniało jej właśnie to.
Opary kadzidła pozwalały się jednak odprężać, pozwalając jej dłoniom pracować sprawnie i gładko. Na nowo przelała miksturę do kociołka, pozwalając sobie zakorkować ją i postawić dwie fiolki obok siebie, przyglądając się ich kolorom z zaciekawieniem. Nawet jeżeli nigdy nie miała z nich skorzystać, miło było oglądać efekty swojej pracy, tak jakby to, co mogło wyjść spod jej rąk było równie piękne jak szaty, które nosiła.
- Twój eliksir też wyszedł bardzo udanie. – Odwzajemniła uśmiech, zerkając co jakiś czas na działania Rigela zanim nie postanowiła skupić się na czyszczeniu własnego stanowiska do nowego ustawienia pod eliksiry. – Eliksir ochronny, prawda? Też spróbuję go dziś przyszykować. Chociaż nie wiem, czy wyjdzie mi tak dobry jak tobie. – Na nowo ustawiła kociołek, nie mogąc się nadziwić, że mimo tego, że niektóre czynności alchemiczne były jednakowo żmudne i powtarzalne, to wykonywała je z jakąś niewypowiedzianą przyjemnością. Tak jakby to był ten mały fragment świata, który mogła kontrolować. A może to kwestia kadzidła odpalonego dziś?
- Próbowałam też zrobić emocje których nigdy jakoś nie doświadczam ani nie wytworzę. W końcu chyba nie powiesz, że jestem groźna? Za to twój eliksir to taki…na czasie. – Zaśmiała się, a w jej głosie nie było czuć rozczarowania, a raczej rozbawienie. – Powiesz mi w sumie jak tworzysz kadzidła?
Sięgnęła po kolejne składniki. Przed eliksirem obrony chciała spróbować jeszcze coś innego – sięgnęła więc po składniki do przygotowania eliksiru kameleona.
W pierwszej kolejności sięgnęła po kwiatowe pyłki, lekkie i ulotne, niknące pod wzrokiem ludzkim, tak jak kameleon znikał gdy tylko ktoś zerkał w jego stronę kogo bać się trzeba było. Następnie do złocistego wywaru dodała język kameleona, istoty od której eliksir wziął imię, a zaraz po tym serce całego wywaru – sproszkowane żądło mantykory. Mieszała ostrożnie, obserwując krok po kroku, czy wszystkie składniki łączą się dobrze, dodając czernidło kałamarnicy, pomagające jej w końcu ukryć się przed niepożądanymi intruzami. Tuż przed końcem wywaru dodała jeszcze piór wrony, ostrożnie gotując do rozpuszczenia się wszystkiego, a gdy eliksir był na ukończeniu, machnęła różdżką i wstrzymała oddech, czekając na efekty.
- Dziękuję. I Rigel…jakby co, to drzwi Broadway Tower zawsze stoją otworem. Wiem, że masz bliższe osoby do zwierzania się, ale jakbyś nie wiedział gdzie pójść, posiedzimy nad herbatą w ogrodzie i po prostu pomilczymy. – Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że czasem nawet i to się przydawało – nie siedzenie i dramatyczne wyznania, nie żarty, po prostu cisza pośród natury która niczego nie oceniała i od nikogo nic nie wymagała. Może dlatego tak bardzo kochała towarzystwo jednorożców; bo zapewniało jej właśnie to.
Opary kadzidła pozwalały się jednak odprężać, pozwalając jej dłoniom pracować sprawnie i gładko. Na nowo przelała miksturę do kociołka, pozwalając sobie zakorkować ją i postawić dwie fiolki obok siebie, przyglądając się ich kolorom z zaciekawieniem. Nawet jeżeli nigdy nie miała z nich skorzystać, miło było oglądać efekty swojej pracy, tak jakby to, co mogło wyjść spod jej rąk było równie piękne jak szaty, które nosiła.
- Twój eliksir też wyszedł bardzo udanie. – Odwzajemniła uśmiech, zerkając co jakiś czas na działania Rigela zanim nie postanowiła skupić się na czyszczeniu własnego stanowiska do nowego ustawienia pod eliksiry. – Eliksir ochronny, prawda? Też spróbuję go dziś przyszykować. Chociaż nie wiem, czy wyjdzie mi tak dobry jak tobie. – Na nowo ustawiła kociołek, nie mogąc się nadziwić, że mimo tego, że niektóre czynności alchemiczne były jednakowo żmudne i powtarzalne, to wykonywała je z jakąś niewypowiedzianą przyjemnością. Tak jakby to był ten mały fragment świata, który mogła kontrolować. A może to kwestia kadzidła odpalonego dziś?
- Próbowałam też zrobić emocje których nigdy jakoś nie doświadczam ani nie wytworzę. W końcu chyba nie powiesz, że jestem groźna? Za to twój eliksir to taki…na czasie. – Zaśmiała się, a w jej głosie nie było czuć rozczarowania, a raczej rozbawienie. – Powiesz mi w sumie jak tworzysz kadzidła?
Sięgnęła po kolejne składniki. Przed eliksirem obrony chciała spróbować jeszcze coś innego – sięgnęła więc po składniki do przygotowania eliksiru kameleona.
W pierwszej kolejności sięgnęła po kwiatowe pyłki, lekkie i ulotne, niknące pod wzrokiem ludzkim, tak jak kameleon znikał gdy tylko ktoś zerkał w jego stronę kogo bać się trzeba było. Następnie do złocistego wywaru dodała język kameleona, istoty od której eliksir wziął imię, a zaraz po tym serce całego wywaru – sproszkowane żądło mantykory. Mieszała ostrożnie, obserwując krok po kroku, czy wszystkie składniki łączą się dobrze, dodając czernidło kałamarnicy, pomagające jej w końcu ukryć się przed niepożądanymi intruzami. Tuż przed końcem wywaru dodała jeszcze piór wrony, ostrożnie gotując do rozpuszczenia się wszystkiego, a gdy eliksir był na ukończeniu, machnęła różdżką i wstrzymała oddech, czekając na efekty.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Odetta Parkinson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
-Zawsze musi być ten pierwszy raz. Na pewno dasz sobie radę i w “Czarownicy” napiszą o tym doskonały artykuł. - odpowiedział energicznie. Był pewien, że nawet większe wydarzenie Odetta na pewno zorganizuje w sposób idealny. Była bardzo dokładną osobą, dbająca o każdy szczegół. Rigel wiedział, że każdy debiut był niezwykle stresujący, ale jeśli tylko pokonało się strach - można było zacząć tworzyć swoją własną historię.
-Bardzo ci dziękuję. - odpowiedział ciepło. Wiele rzeczy ciążyło mu na duszy i z wielką chęcią podzieliłby się tym ciężarem z przyjaciółką, jednak czuł ogromną wewnętrzną blokadę. Niedawno, podczas zupełnie niezwykłego spotkania, przesiąkniętego ciężkim opiumowym dymem i mocnym alkoholem, udało mu się na chwilę otworzyć… bardziej. Powiedział wtedy wiele rzeczy, które prawdopodobnie, gdyby tylko wyszły poza wąski krąg najbliższych, doszczętnie zrujnowałby mu reputację. A może nawet i zabiły? Nie chciał ponownie ryzykować, nie chciał też, żeby przyjaciółka miała przez niego problemy. - Z chęcią cię odwiedzę. Nawet jak będzie mróz. Gdzieś czytałem, jakoby zimno dobrze wpływało na jakość cery. Podobno zmarszczki wolniej się tworzą.
Tym drobnym żartem uciekł od tematu, który sprawiał mu dyskomfort. Odprężający zapach kadzidła i tworzenie kolejnych mikstur dodatkowo pomogło mu na chwilę odsunąć od siebie te wszystkie negatywne emocje. Skupiał się dokładnie na przygotowaniu składników: kroił, rozgniatał i ważył wszystko z jak największą precyzją.
-Tak, to on. Chyba w końcu udało mi się stworzyć stabilną miksturę. Nawet nic nie wybuchło. - uśmiechnął się triumfalnie. - Nie jest to prosta receptura… ale wsłuchaj się w siebie i rób. Po prostu rób!
Zabrzmiał trochę jak dzikie połączenie szalonego naukowca z nie mniej szalonym artystą.
-Myślę, że każdy może być straszny. - odpowiedział szczerze. - Nie trzeba wyglądać groźnie, żeby napędzić komuś stracha. Po prostu… wiedzieć, w co uderzyć.
Poczuł lekkie, bardzo delikatne ukłucie smutku. Wiedział przecież dokładnie, o czym mówi.
-Oczywiście, że pokażę! Nawet dziś. Chciałbym jednak spróbować stworzyć jeszcze dwa eliksiry, żeby sprawdzić moją teorię.
Ponownie skupił się na czyszczeniu stanowiska pracy, zastanawiając się, co powinno być następne. Było tyle możliwości… Zamknął oczy, żeby może w ten sposób skupić się na tym, co podpowiadała mu wyraźnie już odurzona intuicja. Wtedy przed oczami znowu zobaczył błysk zaklęć, odległe krzyki. To go niedługo czekało. Odettę w pewnym sensie też. Dlatego zdecydował się na stworzenie maści z wodnej gwiazdy.
-Mówiłaś przed chwilą, że mogę przyjść do ciebie i posiedzimy w ciszy. - zaczął powoli, przelewając do fiolki eliksir ochrony. - Chciałbym porozmawiać o jednej rzeczy już teraz.
O dziwo kadzidło bardzo pomagało w zebraniu myśli w spójną całość.
-Nie boisz się iść na wojnę? Widzieć krew, okaleczonych ludzi? Liczyć się z tym, że nie każdego uda wam się uratować?
Przeniósł spojrzenie na kocioł i zabrał się do pracy. Najpierw wlał do kotła olej z wątroby rekina i zaczarował długą, drewnianą łyżkę, w taki sposób, aby ta powolnymi ruchami mieszała eliksir zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Nie czekając ani chwili dłużej, wyczarował pod kotłem dość mocny ogień i dalej musiał działać bardzo szybko, żeby niczego przypadkiem nie przypalić. Do tłuszczu wrzucił garść całych kwiatów nagietka - idealnych przy ciężkich stanach zapalnych. Oczywiście tuż przed dodaniem dokładnie je zważył. Robienie eliksirów na oko nie zawsze kończyło się pomyślnie. Kiedy pierwsze dwa składniki zaczęły się łączyć, przyszedł czas na serce eliksiru - jagody jemioły. Black zgniótł je bokiem noża tuż nad kociołkiem, żeby nie zmarnować ani kropli cennego soku. Następnie pewnym ruchem różdżki zmusił drewnianą łyżkę, aby ta zwolniła, gdyż wolał nie ryzykować, że ochlapie go rozgrzany do granic możliwości olej. Zaraz po tym wsypał bardzo ostrożnie do wnętrza kotła starty na proszek żywokost - roślinę, która sprawiała, że rany goiły się, nie pozostawiając po sobie żadnych okropnych blizn.
Pozostało już jedynie dodać dwa ostatnie składniki - wodną gwiazdę, która to bardzo dokładnie pokroił na drobne kawałeczki oraz pajęczyny. Zostały one starannie wymieszane w małej szklanej miseczce tuż przed utonięciem w miksturze.
-Bardzo ci dziękuję. - odpowiedział ciepło. Wiele rzeczy ciążyło mu na duszy i z wielką chęcią podzieliłby się tym ciężarem z przyjaciółką, jednak czuł ogromną wewnętrzną blokadę. Niedawno, podczas zupełnie niezwykłego spotkania, przesiąkniętego ciężkim opiumowym dymem i mocnym alkoholem, udało mu się na chwilę otworzyć… bardziej. Powiedział wtedy wiele rzeczy, które prawdopodobnie, gdyby tylko wyszły poza wąski krąg najbliższych, doszczętnie zrujnowałby mu reputację. A może nawet i zabiły? Nie chciał ponownie ryzykować, nie chciał też, żeby przyjaciółka miała przez niego problemy. - Z chęcią cię odwiedzę. Nawet jak będzie mróz. Gdzieś czytałem, jakoby zimno dobrze wpływało na jakość cery. Podobno zmarszczki wolniej się tworzą.
Tym drobnym żartem uciekł od tematu, który sprawiał mu dyskomfort. Odprężający zapach kadzidła i tworzenie kolejnych mikstur dodatkowo pomogło mu na chwilę odsunąć od siebie te wszystkie negatywne emocje. Skupiał się dokładnie na przygotowaniu składników: kroił, rozgniatał i ważył wszystko z jak największą precyzją.
-Tak, to on. Chyba w końcu udało mi się stworzyć stabilną miksturę. Nawet nic nie wybuchło. - uśmiechnął się triumfalnie. - Nie jest to prosta receptura… ale wsłuchaj się w siebie i rób. Po prostu rób!
Zabrzmiał trochę jak dzikie połączenie szalonego naukowca z nie mniej szalonym artystą.
-Myślę, że każdy może być straszny. - odpowiedział szczerze. - Nie trzeba wyglądać groźnie, żeby napędzić komuś stracha. Po prostu… wiedzieć, w co uderzyć.
Poczuł lekkie, bardzo delikatne ukłucie smutku. Wiedział przecież dokładnie, o czym mówi.
-Oczywiście, że pokażę! Nawet dziś. Chciałbym jednak spróbować stworzyć jeszcze dwa eliksiry, żeby sprawdzić moją teorię.
Ponownie skupił się na czyszczeniu stanowiska pracy, zastanawiając się, co powinno być następne. Było tyle możliwości… Zamknął oczy, żeby może w ten sposób skupić się na tym, co podpowiadała mu wyraźnie już odurzona intuicja. Wtedy przed oczami znowu zobaczył błysk zaklęć, odległe krzyki. To go niedługo czekało. Odettę w pewnym sensie też. Dlatego zdecydował się na stworzenie maści z wodnej gwiazdy.
-Mówiłaś przed chwilą, że mogę przyjść do ciebie i posiedzimy w ciszy. - zaczął powoli, przelewając do fiolki eliksir ochrony. - Chciałbym porozmawiać o jednej rzeczy już teraz.
O dziwo kadzidło bardzo pomagało w zebraniu myśli w spójną całość.
-Nie boisz się iść na wojnę? Widzieć krew, okaleczonych ludzi? Liczyć się z tym, że nie każdego uda wam się uratować?
Przeniósł spojrzenie na kocioł i zabrał się do pracy. Najpierw wlał do kotła olej z wątroby rekina i zaczarował długą, drewnianą łyżkę, w taki sposób, aby ta powolnymi ruchami mieszała eliksir zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Nie czekając ani chwili dłużej, wyczarował pod kotłem dość mocny ogień i dalej musiał działać bardzo szybko, żeby niczego przypadkiem nie przypalić. Do tłuszczu wrzucił garść całych kwiatów nagietka - idealnych przy ciężkich stanach zapalnych. Oczywiście tuż przed dodaniem dokładnie je zważył. Robienie eliksirów na oko nie zawsze kończyło się pomyślnie. Kiedy pierwsze dwa składniki zaczęły się łączyć, przyszedł czas na serce eliksiru - jagody jemioły. Black zgniótł je bokiem noża tuż nad kociołkiem, żeby nie zmarnować ani kropli cennego soku. Następnie pewnym ruchem różdżki zmusił drewnianą łyżkę, aby ta zwolniła, gdyż wolał nie ryzykować, że ochlapie go rozgrzany do granic możliwości olej. Zaraz po tym wsypał bardzo ostrożnie do wnętrza kotła starty na proszek żywokost - roślinę, która sprawiała, że rany goiły się, nie pozostawiając po sobie żadnych okropnych blizn.
Pozostało już jedynie dodać dwa ostatnie składniki - wodną gwiazdę, która to bardzo dokładnie pokroił na drobne kawałeczki oraz pajęczyny. Zostały one starannie wymieszane w małej szklanej miseczce tuż przed utonięciem w miksturze.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 2, 6, 3
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 2, 6, 3
- Miło jest mieć kogoś, kto wierzy w ciebie bardziej niż ty w siebie samego – zaśmiała się lekko, chociaż mimo wszystko były to smutne słowa. A jednocześnie nie miała nic przeciwko temu aby ostrożnie spoglądać na okolice i to, co się dzieje, samej też starając się najlepiej jak potrafiła aby jednak nie popadać w rozpacz ani przygnębienie. Było to zdecydowanie coś, czym nie chciała na ten moment dołować swojego towarzysza, bo wydawało się, że na swoich barkach nosi już wystarczająco wiele bólu. Pewnie nawet więcej niż ona, ale nie mogła tego porównać, więc nie mówiła o tym głośno.
- Nie ma za co – zaśmiała się lekko, szturchając jego policzek swoją dłonią, zaraz też spoglądając na to, co pływało w jej kociołku. Na pewno nazwać tego eliksirem kameleona nie można było (chociaż cieszyła się, że kociołek postanowił nie wybuchnąć, bo doprowadzanie do porządku siebie i Rigela byłoby mniej czasochłonne niż ogarnianie pomieszczenia), dlatego bez większego żalu wyczyściła zawartość kociołka, sprzątając blat i jego okolice przed przystąpieniem do następnego eliksiru. – No dobrze, ale nie na długo, bo jak złapiemy magiczny katar to potem będzie to bardzo nieeleganckie. – Nawet teraz ostrożnie zdjęła swój szal, który nosiła na zimę, owijając go dookoła szyi Rigela.
- Dobrze, podążę za tobą i będę robić! – Co prawda ten sam eliksir, bo eliksir ochrony, ale z nieco innymi składnikami. Sięgała po róg dwurożca, z wielką jak na tak niewinną i delikatną damę siłę miażdżąc go w moździerzu aby przetrzeć go na proszek. Dodała do tego żółć pancernika, obserwując, jak mieszają się razem w kociołku, zwierzę kojarząc z ochroną i obroną, co bardzo dobrze pasowało do eliksirów, które miały chronić. Do tego doszła jeszcze wilcza krew, dodana w połowie warzenia eliksiru, tak aby wywarł nabrał ciemniejszej barwy, gotując się ostrożnie na małym ogniu aby nie wykipiał. Na koniec do wywaru trafił pazur hipogryfa, również sproszkowany, a tuż przed skończeniem eliksiru dodała ostrożnie pocięty korzeń stuletniego drzewa.
- Ja bym nie potrafiła, naprawdę. Straszenie jest takie stresujące. Kłamstwo potrafi być miłe, ale to akurat nie. Zresztą, do tego też trzeba mieć wygląd, a ja nie jestem czarownicą której boi się cały Nokturn. – Uśmiechnęła się delikatnie, kręcąc głową. Cokolwiek by nie zrobiła, nie była straszna, a grożenie komuś znajomością czegoś to nie bycie strasznym tylko szantaż. Do tego chyba też by się nie nadawała. – Nie śpiesz się, sama jeszcze mam jeden eliksir do zrobienia, więc poczekam. – Wyprostowała się lekko, ale uśmiech od razu zniknął na jej twarzy, kiedy zapytał o wojnę.
Nie było to łatwe pytanie, bo ona nigdy nie była odważna. Nie uciekała, bo nie miała jeszcze przed czym, ale naprawdę miała wątpliwości, gdyby musiała walczyć o coś, o co nie umiała. Dzielny z niej człowiek wcale, a robiła to co mogła, aby jednak starać się, dla siebie i innych.
- Boję się, Rigelu. Jestem z rodu krawców, nie wojowników, żaden z nas nie jest ekspertem kiedy przychodzi co do czego. Umiem podawać eliksiry, nie leczyć ludzi czy wspomagać w działaniu kończyn. Jak głupi kurczak z obciętą głową, biegający po okolicy. – Westchnęła ciężko. – Ale jak mam odmówić? Nic co powiem nie zmieni zdania ludzi, którzy chcą abym się tam udała.
- Nie ma za co – zaśmiała się lekko, szturchając jego policzek swoją dłonią, zaraz też spoglądając na to, co pływało w jej kociołku. Na pewno nazwać tego eliksirem kameleona nie można było (chociaż cieszyła się, że kociołek postanowił nie wybuchnąć, bo doprowadzanie do porządku siebie i Rigela byłoby mniej czasochłonne niż ogarnianie pomieszczenia), dlatego bez większego żalu wyczyściła zawartość kociołka, sprzątając blat i jego okolice przed przystąpieniem do następnego eliksiru. – No dobrze, ale nie na długo, bo jak złapiemy magiczny katar to potem będzie to bardzo nieeleganckie. – Nawet teraz ostrożnie zdjęła swój szal, który nosiła na zimę, owijając go dookoła szyi Rigela.
- Dobrze, podążę za tobą i będę robić! – Co prawda ten sam eliksir, bo eliksir ochrony, ale z nieco innymi składnikami. Sięgała po róg dwurożca, z wielką jak na tak niewinną i delikatną damę siłę miażdżąc go w moździerzu aby przetrzeć go na proszek. Dodała do tego żółć pancernika, obserwując, jak mieszają się razem w kociołku, zwierzę kojarząc z ochroną i obroną, co bardzo dobrze pasowało do eliksirów, które miały chronić. Do tego doszła jeszcze wilcza krew, dodana w połowie warzenia eliksiru, tak aby wywarł nabrał ciemniejszej barwy, gotując się ostrożnie na małym ogniu aby nie wykipiał. Na koniec do wywaru trafił pazur hipogryfa, również sproszkowany, a tuż przed skończeniem eliksiru dodała ostrożnie pocięty korzeń stuletniego drzewa.
- Ja bym nie potrafiła, naprawdę. Straszenie jest takie stresujące. Kłamstwo potrafi być miłe, ale to akurat nie. Zresztą, do tego też trzeba mieć wygląd, a ja nie jestem czarownicą której boi się cały Nokturn. – Uśmiechnęła się delikatnie, kręcąc głową. Cokolwiek by nie zrobiła, nie była straszna, a grożenie komuś znajomością czegoś to nie bycie strasznym tylko szantaż. Do tego chyba też by się nie nadawała. – Nie śpiesz się, sama jeszcze mam jeden eliksir do zrobienia, więc poczekam. – Wyprostowała się lekko, ale uśmiech od razu zniknął na jej twarzy, kiedy zapytał o wojnę.
Nie było to łatwe pytanie, bo ona nigdy nie była odważna. Nie uciekała, bo nie miała jeszcze przed czym, ale naprawdę miała wątpliwości, gdyby musiała walczyć o coś, o co nie umiała. Dzielny z niej człowiek wcale, a robiła to co mogła, aby jednak starać się, dla siebie i innych.
- Boję się, Rigelu. Jestem z rodu krawców, nie wojowników, żaden z nas nie jest ekspertem kiedy przychodzi co do czego. Umiem podawać eliksiry, nie leczyć ludzi czy wspomagać w działaniu kończyn. Jak głupi kurczak z obciętą głową, biegający po okolicy. – Westchnęła ciężko. – Ale jak mam odmówić? Nic co powiem nie zmieni zdania ludzi, którzy chcą abym się tam udała.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Odetta Parkinson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
-Najważniejsze… to samemu w siebie wierzyć - odpowiedział powoli, leniwie. Kadzidło, oprócz przyjemnego, wręcz oczyszczającego ze zbędnych myśli otępienia, wprawiało go wyraźnie w filozoficzny nastrój. Łatwo było mówić, dawać wskazówki, niestety w praktyce wszystko wygląda zupełnie inaczej i Black doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego dodał:
-Chociaż bywa to czasem bardzo, ale to bardzo trudne.
Na szczęście nie zdążył stoczyć się w zwyczajowe, pesymistyczne rozważania, bo Odetta dotknęła go w policzek.
-Osobiście nie praktykuje podobnych procedur, ale polecam zabiegi olejami. Sama widzisz, jakie wspaniałe efekty można tym osiągnąć. - z radością zmienił temat. Black bardzo ubolewał, że brakuje przestrzeni w prasie, gdzie mógłby poczytać o nowinkach kosmetycznych dla mężczyzn. Dałby sobie nawet uciąć rękę, że znalazłoby się wielu innych panów, którzy podzielają jego zdanie.
-Jestem pewien, że prawdziwi mistrzowie oraz mistrzynie etykiety, znają i chętnie się podzielą sekretnymi wieluset letnimi praktykami kulturalnego smarkania w towarzystwie. - cicho się roześmiał. - Biorąc pod uwagę, jakiego wykładu można posłuchać, kiedy jedno z nich zauważy, że trzymasz widelec, przekręcony o milimetr w złą stronę.
Pokręcił głową z pewną rezygnacją.
-Jakby to właśnie przez ten nieszczęsny milimetr miał się zawalić cały świat.
Rigel z wdzięcznością przyjął szal, ale poprawił go na swój sposób, zawadiacko przerzucił jedną jego część przez ramię, żeby nadać swojemu wyglądowi odrobinę dramatyzmu i ducha chaosu. Następnie nachylił się, żeby przyjrzeć się temu, co robi Odetta. Nie skupiał się jednak na doborze składników tylko temu, jak zachowuje się jego przyjaciółka, na każdym jej ruchu.
Lady Parkinson posiadała talent, wystarczy, żeby nabrała pewności siebie. Wsłuchała się we własne odczucia. Bo, mimo wszystko, eliksiry to też swojego rodzaju sztuka.
-A gdybyś miała taką możliwość, to chciałabyś zostać kimś takim? Prawdziwym postrachem Nokturnu? - zapytał z ciekawości, bez grama ironii w głosie.
Wsłuchiwał się w słowa przyjaciółki, kiedy powolnymi ruchami przekładał gęstą maść, do jednego z płaskich metalowych pudełeczek. Zgadzał się z nią, kiwając głowa w milczeniu, po czym dodał.
-To wszystko jest takie… dziwne. Nie wiem, jakie lepsze słowo można by wybrać. Ponieważ jednej strony od dziecka mówi się nam, o tym, jak wielki wpływ mamy na rzeczywistość, kreując ją według naszej wyobraźni. Na dodatek nasze rodziny posiadają prawdziwą polityczną i finansową moc… a teraz ma nadejść przyszłość, kiedy w końcu odzyskamy wszystko to, co utraciliśmy jako społeczność magiczna... - urwał, po czym dodał gorzko. - A jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że na nic nie mamy wpływu i jesteśmy tylko pionkami na szachownicy. Rzeczywistość boli. Mogliby oszczędzić nam tych bajek.
Lekkim uderzeniem różdżki w brzeg kotła i krótką inkantacją czarodziej oczyścił jego zawartość z maści z gwiazdy wodnej, aby zrobić ostatni z planowanych eliksirów - eliksir kociego wzroku.
Najpierw bardzo dokładnie pokroił ostrym nożem na drobne kawałeczki pióra sowy, aby następnie wymieszać je w kamiennej miseczce z pyłkiem ze skrzydeł ćmy, który ostrożnie wsypał z małej fiolki z kolorowego szkła. W tym samym czasie w kotle powoli nagrzewała się ślina dzikiego kuguchara oraz całe, wrzucone do wewnątrz suszone kwiaty rumianku. Kiedy wywar osiągnął odpowiednią temperaturę, zostały wrzucone do kotła strączki wnykopieńki, będące sercem eliksiru, a następnie i zawartość kamiennej miseczki. Na sam koniec Black wrzucił jeszcze parę suszonych mysich oczu, ostrożnie chwytając je złotą pęsetą z dna pudełka z ciemnego drewna.
-Chociaż bywa to czasem bardzo, ale to bardzo trudne.
Na szczęście nie zdążył stoczyć się w zwyczajowe, pesymistyczne rozważania, bo Odetta dotknęła go w policzek.
-Osobiście nie praktykuje podobnych procedur, ale polecam zabiegi olejami. Sama widzisz, jakie wspaniałe efekty można tym osiągnąć. - z radością zmienił temat. Black bardzo ubolewał, że brakuje przestrzeni w prasie, gdzie mógłby poczytać o nowinkach kosmetycznych dla mężczyzn. Dałby sobie nawet uciąć rękę, że znalazłoby się wielu innych panów, którzy podzielają jego zdanie.
-Jestem pewien, że prawdziwi mistrzowie oraz mistrzynie etykiety, znają i chętnie się podzielą sekretnymi wieluset letnimi praktykami kulturalnego smarkania w towarzystwie. - cicho się roześmiał. - Biorąc pod uwagę, jakiego wykładu można posłuchać, kiedy jedno z nich zauważy, że trzymasz widelec, przekręcony o milimetr w złą stronę.
Pokręcił głową z pewną rezygnacją.
-Jakby to właśnie przez ten nieszczęsny milimetr miał się zawalić cały świat.
Rigel z wdzięcznością przyjął szal, ale poprawił go na swój sposób, zawadiacko przerzucił jedną jego część przez ramię, żeby nadać swojemu wyglądowi odrobinę dramatyzmu i ducha chaosu. Następnie nachylił się, żeby przyjrzeć się temu, co robi Odetta. Nie skupiał się jednak na doborze składników tylko temu, jak zachowuje się jego przyjaciółka, na każdym jej ruchu.
Lady Parkinson posiadała talent, wystarczy, żeby nabrała pewności siebie. Wsłuchała się we własne odczucia. Bo, mimo wszystko, eliksiry to też swojego rodzaju sztuka.
-A gdybyś miała taką możliwość, to chciałabyś zostać kimś takim? Prawdziwym postrachem Nokturnu? - zapytał z ciekawości, bez grama ironii w głosie.
Wsłuchiwał się w słowa przyjaciółki, kiedy powolnymi ruchami przekładał gęstą maść, do jednego z płaskich metalowych pudełeczek. Zgadzał się z nią, kiwając głowa w milczeniu, po czym dodał.
-To wszystko jest takie… dziwne. Nie wiem, jakie lepsze słowo można by wybrać. Ponieważ jednej strony od dziecka mówi się nam, o tym, jak wielki wpływ mamy na rzeczywistość, kreując ją według naszej wyobraźni. Na dodatek nasze rodziny posiadają prawdziwą polityczną i finansową moc… a teraz ma nadejść przyszłość, kiedy w końcu odzyskamy wszystko to, co utraciliśmy jako społeczność magiczna... - urwał, po czym dodał gorzko. - A jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że na nic nie mamy wpływu i jesteśmy tylko pionkami na szachownicy. Rzeczywistość boli. Mogliby oszczędzić nam tych bajek.
Lekkim uderzeniem różdżki w brzeg kotła i krótką inkantacją czarodziej oczyścił jego zawartość z maści z gwiazdy wodnej, aby zrobić ostatni z planowanych eliksirów - eliksir kociego wzroku.
Najpierw bardzo dokładnie pokroił ostrym nożem na drobne kawałeczki pióra sowy, aby następnie wymieszać je w kamiennej miseczce z pyłkiem ze skrzydeł ćmy, który ostrożnie wsypał z małej fiolki z kolorowego szkła. W tym samym czasie w kotle powoli nagrzewała się ślina dzikiego kuguchara oraz całe, wrzucone do wewnątrz suszone kwiaty rumianku. Kiedy wywar osiągnął odpowiednią temperaturę, zostały wrzucone do kotła strączki wnykopieńki, będące sercem eliksiru, a następnie i zawartość kamiennej miseczki. Na sam koniec Black wrzucił jeszcze parę suszonych mysich oczu, ostrożnie chwytając je złotą pęsetą z dna pudełka z ciemnego drewna.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Ostatnio zmieniony przez Rigel Black dnia 05.04.22 20:25, w całości zmieniany 1 raz
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Pracownia twórcy perfum
Szybka odpowiedź