Przejście
Przejście jest dobrze oświetlone nawet w nocy, a nieopodal mieszka wielu czarodziejów. Dzięki temu jest tu bardzo bezpiecznie i nie trzeba obawiać się niespodziewanego ataku ani kieszonkowców.
Zmierzchało już. Ulicę Pokątną oświetlały ostatnie promienie wiosennego słońca, pogoda była znośna, lecz ulice wciąż pokrywały liczne kałuże. Ludzi krążących od sklepu do sklepu bez celu było jakby mniej. Nie dało się ukryć, że po ostatnich zmianach wprowadzonych przez Ministerstwo niektórzy czarodzieje przestali czuć się bezpieczni. To nie był też dobry czas na kupowanie różdżek — u Ollivandera tego dnia panowały pustki. Titus właśnie pożegnał klienta, który wyraził swoje obawy dotyczące przyszłości czarodziejów z mugolskich rodzin.
Kiedy młody Ollivander opuścił sklep, ktoś na niego wpadł. Jak się od razu okazało, był to dobry przyjaciel ze szkolnych lat. Twarz miał bladą jak ściana, skronie pokrywały kropelki potu, a jego ubranie było brudne i mokre, jakby tarzał się w błocie.
— Tito, Tito, musisz mi pomóc — wysapał, rozpaczliwie chwytając go za ubrania. — Ścigają mnie, rozumiesz? Ścigają! Odmówiłem pójścia z nimi na przesłuchanie, a teraz chcą mnie tam zabrać siłą. Nie pójdę. Wiem, co się wydarzy. Wiem, do czego to zmierza. Musisz mi pomóc!
Nim Ollivander zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zza rogu wyłonili się czarodzieje, należący do antymugolskiej policji. Widząc to, znajomy Titusa puścił go i rzucił się biegiem przed siebie. Nie udało mu się uciec zbyt daleko, bo już po kilku krokach wpadł na młodą kobietę. Lilliana Yaxley wracała właśnie z zakupów. Miała do zaliczenia jeszcze jeden sklep po drodze i wtedy spokojnie mogła deportować się do domu. Niestety, wraz z obcym mężczyzną wylądowała na chodniku. Jej ubrania gwałtownie przemokły, nie wspominając już o tym, że błoto znajdowało się wszędzie.
Funkcjonariusze antymugolskiej policji od razu doskoczyli do Titusa, Lilliany i poszukiwanego czarodzieja. Nie chcieli słuchać o pochodzeniu panienki ani możliwościach jej rodziny, podobnie jak w przypadku Titusa. Od razu założyli (słysząc wcześniej prośbę), że byli w spisku z młodym uciekinierem i zamierzali pomóc mu zlekceważyć ustanowione wyżej decyzje.
Cała trójka miała trzy możliwości:
a) Mogli odwrócić uwagę policjantów i uciec. Jeśli zdecydują się na taki krok muszą znaleźć kryjówkę na Pokątnej i tam przeczekać, aż funkcjonariusze zaprzestaną poszukiwań (kilka godzin).
- mechanika:
- Jeśli zdecydujecie się na ten ruch, po znalezieniu kryjówki jedna osoba z pary rzuca kością k3, by ustalić, czy udało Wam się uniknąć odpowiedzialności.
1- Znaleźliście kryjówkę, lecz policja antymugolska deptała wam cały czas po piętach. Po pewnym czasie udało im się was znaleźć, ale uciekiniera nie było już wtedy z wami. Zmył się. Musicie przekonać policjantów, że nie jesteście winni, mechanika jak w punkcie b)
2 - Znaleźliście kryjówkę, a śledząca was policja, choć podążyła waszym tropem, nie znalazła was. Uciekinier zdecydował, że was zostawi. Zaraz po tym jak opuścił kryjówkę dał się złapać, ale o was nikt nie pytał.
3 - Znaleziona przez was kryjówka okazała się nie być wcale opuszczona. Ktoś tam był i nie okazał zbytniego zadowolenia z waszej obecności. Decyzja, kogo tam znaleźliście, należy do was.
b) Mogli również od razu spróbować przekonać policjantów, że nie mają nic wspólnego z uciekinierem. Funkcjonariusze nie będą chcieli uwierzyć, ale gdyby Titus wyparłby się znajomości z poszukiwanym, puściliby tę dwójkę wolno. Los Liliany byłby zależny od decyzji Titusa. Szkolny kolega Titusa wyzwałby go jednak od najgorszych.
- mechanika:
- Przekonanie policjantów jest możliwe tylko po przedstawieniu odpowiednich argumentów i rzuceniu kością k100 na powodzenie. ST przekonania funkcjonariuszy to 50, liczba oczek sumuje się z bonusem za biegłość retoryka. Zarówno Titus jak i Liliana posiadają wyłącznie dwie próby podjęcia rozmowy. Jeżeli postaciom nie uda się przekonać policjantów, muszą skorzystać z rozwiązań a) lub c).
c) Mogli również otwarcie przeciwstawić się trzem funkcjonariuszom antymugolskiej policji. Przypadkowo złapana dwójka miała do dyspozycji różdżki. Rozwiązanie sytuacji przy pomocy siły nie mogło się jednak skończyć dobrze. Wszyscy musieli stanąć do walki. Czy którekolwiek ze złapanych zaryzykuje dobrem tego drugiego i sięgnie po różdżkę? Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że wtedy wszyscy skończą w Tower.
- mechanika:
- W przypadku rozpoczęcia walki, każdy gracz w każdej kolejce rzuca dodatkową kością k3 na powodzenie rzucenia oszałamiającego zaklęcia przez antymugolskiego policjanta.
1 - zaklęcie policjanta nie trafia nikogo.
2 - zaklęcie policjanta trafia drugą osobę z pary.
3 - zaklęcie policjanta trafia osobę, która rzuciła kością.
Przed atakiem policjanta można bronić się Protego bądź unikiem. ST uniku to 60. Jeżeli mimo to postać zostanie trafiona, traci przytomność i zostanie uwięziona w Tower.
Jeżeli któremuś graczowi uda się rzucić zaklęcie, jeden z policjantów zostaje oszołomiony. Uniknąć Tower można tylko wtedy, gdy trzej policjanci zostaną pokonani, a Titus oraz Liliana pozostaną przytomni.
Datę spotkania możecie założyć sami. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
W związku z tym, że rozgrywka może zakończyć się trafieniem przez postać do Tower, nie można odgrywać wątków o dacie późniejszej niż w tym wątku.
Miłej zabawy!
To miał być spokojny, zwyczajny dzień - a przede wszystkim przyjemny. Zakupiłam kilka nowych sukien i dodatków, nie obyło się też bez paru flakoników perfum. Nie mogłam się już doczekać, kiedy w domu po raz kolejny je przymierzę i obejrzę się w lustrze, czasem wyglądałam wtedy zupełnie inaczej niż w sklepie. Oczywiście nie taszczyłam ze sobą pełnych toreb, skrzat już dawno temu zabrał je do domu, a ja chciałam wstąpić jeszcze do apteki. Wpadnięcie na wątpliwej reputacji osobę było na pewno ostatnim, czego się spodziewałam. Zderzenie było nieprzyjemne ale chyba bardziej przejęłam się tym, że musiałam wylądować w jakiejś kałuży i wyglądałam chyba gorzej od tego człowieka. W pierwszej chwili chciałam wyjąć różdżkę i wcale nie po to, żeby potraktować go jakąś klątwą, a żeby samą siebie doprowadzić do porządku. W porę przypomniałam sobie jednak o dekrecie, nie chciałam przecież łamać prawa.
Miałam właśnie na niego nakrzyczeć ze złością myśląc, że wszyscy czarodzieje związani w jakikolwiek sposób z mugolami nie powinni mieć wstępu na Pokątną, ale pojawiła się przy nas policja antymugolska. Tylko na chwilę ucieszyłam się, że jednak postanowiłam nie używać różdżki, ulga i zadowolenie natychmiast się ulotniły, kiedy zrozumiałam, że uważają mnie za winną. Dopiero teraz zwróciłam też uwagę na Titusa Ollivandera, nie znałam go, ale oczywiście wiedziałam kim jest. Czy miał coś wspólnego z podejrzanym typem? Nie miałam pojęcia, jednak wyglądało to trochę tak, jakby tamten chciał coś od Titusa.
Byłam w dosyć opłakanym stanie, piękna suknia cała ubłocona nie do końca przypominała taką w jakiej mogłaby chodzić szlachcianka ale przynajmniej twarz i fryzura zostały we względnie nienaruszonym stanie. Funkcjonariusze nie mogli być chyba tak głupi, żeby aresztować również mnie?
- Panowie, zapewniam, że nie mam nic wspólnego z tym człowiekiem. Wiecie chyba, że Yaxleyowie nie pobrudziliby się nawet rozmową z kimś takim? - Chyba, że ktoś taki pobrudzi mnie, jak przed chwilą. - Gdybym miałam okazję, z chęcią przyczyniłaby się do jego aresztowania - próbowałam ich przekonać. - Lord Ollivander również go nie zna. - Spojrzałam na Titusa, który jednym słowem mógł przecież pogorszyć całą sytuację. Ale czy naprawdę chciał zostać aresztowany? Znałam politykę Ollivanderów wobec mugoli, ale sytuacja ich popieranie trochę różniła się od tej w której byliśmy obecnie.
'k100' : 95
To był niemożliwie wręcz nudny dzień - klientów tyle co mrówka napłakała, a jak się już ktoś trafił, to raczej nie był w dobrym humorze. Titus marzył tylko o tym by wreszcie znaleźć się w domu i trochę odpocząć. Pożegnał ostatniego klienta, ogarnął trochę sklep i wreszcie mógł wyjść na zewnątrz. Klucz do różdżkarni był masywny i mosiężny, skrzypiał za każdym razem gdy przekręcało się w dziurce i tak było również teraz. Głośne iiiiii przecięło powietrze, jednak zanim Ollivander zdążył go wyciągnąć poczuł czyjś dotyk, usłyszał prośbę i wreszcie dostrzegł przyjaciela z lat szkolnych - w innych okolicznościach pewnie ucieszyłby się z tego spotkania, ale teraz nawet nie zdążył nic powiedzieć, choć w pierwszej chwili chciał ukryć go w sklepie. Niestety zza rogu wyłonili się czarodzieje z oddziału policji antymugolskiej. Przeklęta policja antymugolska!... Titus czym prędzej schował klucz, pospiesznym krokiem zmierzając w kierunku pozostałej dwójki. W blondynce rozpoznał lady z rodu Yaxleyów, może nie znali się osobiście, ale szlachecki świat wbrew pozorom był bardzo mały. Wyciągnął rękę by pomóc jej wstać, a później przesunął spojrzeniem po każdym po kolei, przystając pomiędzy funkcjonariuszami a swoim przyjacielem, którego tym samym zasłonił. Ollivanderowie opowiedzieli się po stronie atakowanej, zobowiązali się bronić czarodziejów niezależnie od ich pochodzenia, a Titus nie byłby sobą, gdyby zostawił znajomego w potrzebie. Tak czy siak póki co milczał, słuchając wszystkiego co Liliana miała do powiedzenia. Zmarszczył brwi, nieznacznie się przy tym krzywiąc... Policjanci chyba naprawdę jej uwierzyli, a jeden z nich postąpił krok w kierunku mugolaka, kazał się Titusowi odsunąć, ale ten ani drgnął. Przez krótką chwilę mierzyli się spojrzeniami, zaś gdy tamten dobył różdżkę (raczej nie miał ochoty na jakiekolwiek podchody) to Ollivander wyciągnął coś z kieszeni - niewielki przedmiot przypominający zapalniczkę (ooo, wiedział, że kiedyś mu się przyda!); pstryknął wygaszaczem, a wokół zapanowała całkowita ciemność, wszystkie światła w okolicy zostały zamknięte w tym drobnym artefakcie. Korzystając z rozproszenia policjantów wyciągnął z torby coś jeszcze - jeden z fajerwerków doktora Filibustera, który wylądował prosto pod nogami czarodziejów - buchnęło, huknęło, narobiło się trochę dymu, trochę rabanu, kolorowe iskry wyleciały w powietrze, a Titus złapał za nadgarstek Liliany ciągnąc ją za sobą, pchnął również swojego przyjaciela, by nie stał jak ten słup soli tylko jak najszybciej dał nogę. Sam zresztą zaczął biec, wraz z panną Yaxley, ciągnąc ją do jednej z mieszkalnych kamienic, może trochę zbyt brutalnie wpychając w pierwszą otwartą klatkę.
If they can do it,
why not us?
'k3' : 1
- Co robisz? - spytałam spanikowana, ale jeden upadek dzisiaj był już dla mnie wystarczający, więc pozwoliłam się ciągnąć. To był szaleńczy bieg i po chwili zupełnie nie wiedziałam gdzie jesteśmy. Wreszcie się zatrzymaliśmy, okazało się, że weszliśmy do klatki - w górę prowadziły schody, a nasz dotychczasowy towarzysz, przez którego zaczęły się problemy, gdzieś zniknął.
- Po co mnie tutaj przyciągnąłeś? - Przez zdenerwowanie i stres zupełnie zapomniałam o całym tym "lordowaniu". Zresztą Titus zachowywał się w taki sposób, że ten tytuł zupełnie do niego nie pasował. - Wiesz, że nie mam z nim nic wspólnego, to jedno wielkie nieporozumienie, a teraz na pewno mi nie uwierzą - mówiłam, z każdą chwilą będąc coraz bardziej przerażoną perspektywą złapania i trafienia do więzienia. Wtedy jeszcze mogłam próbować rozmawiać, bo chociaż byli bardzo podejrzliwi, nie widzieli nic co dowodziłoby moją winę. A teraz? Ciężko było wytłumaczyć ucieczkę - to zawsze świadczyło o posiadaniu czegoś na sumieniu.
Na zewnątrz nadal nie było słychać kroków i miałam maleńką nadzieję, że może jednak udało nam się ich zgubić. To nie byłoby takie złe. Usiadłam na schodku, który pewnie był trochę brudny, ale ponieważ całą suknię miałam w błocie, nie robiło to dużej różnicy.
- A co? Miałem cię tam zostawić i mieć nadzieję, że nie zaczną w ciebie ciskać zaklęciami? Albo, że nie oberwiesz jakąś klątwą przeznaczoną dla kogoś innego? - zmarszczył brwi, opierając się plecami o jedną z obdartych ścian - pewnie będzie miał brudną szatę - Wiem, ale ja nie wyprę się przyjaciół choćby ich krew była najbrudniejszą z brudnych. Zobowiązaliśmy się pomagać wszystkim tym, którzy o pomoc poproszą, niezależnie od ich pochodzenia. - i młody Ollivander był z tego naprawdę dumny. Wiedział, że wojna przynosi ze sobą tylko cierpienie i śmierć, ale wiedział także, że nie można już jej uniknąć, z dnia na dzień było coraz gorzej. Zrzucił torbę z ramienia i przykucnął, obejmując rękami kolana - Ale co ty możesz o tym wiedzieć. Twój ród nienawidzi mugoli i mugolaków. To co im powiedziałaś, że Yaxleyowie nie pobrudziliby się nawet rozmową z kimś takim. - pokręcił głową - Szkoda gadać. - skrzywił się. Mówi się, że człowiek człowiekowi wilkiem i niestety jest to nad wyraz prawdziwe. I jakie przykre! Przez chwilę milczał, wlepiając spojrzenie w podłogę pod swoimi stopami, po czym głośno nabrał w płuca powietrza, unosząc wzrok na pannę Yaxley.
- Wiesz co? Ten człowiek, którego najchętniej oddałabyś w ręce policji antymugolskiej to taki sam czarodziej jak ty, jak ja. Ma taką samą różdżkę, która wybrała go w sklepie mojego wuja, uczył się w tej samej szkole, w Hogwarcie, skończył go zresztą ledwie rok wstecz. Na egzaminach wypadł świetnie, chciał być aurorem. - uśmiechnął się jak tylko sobie przypomniał sobie rozentuzjazmowaną twarz przyjaciela, kiedy tylko wspominał o owym zawodzie. Titus zawsze mu powtarzał, że będzie z niego świetny stróż prawa, a teraz spotykali się w takich okolicznościach i Ollivander wiedział, że jego znajomy może pożegnać się ze swoimi marzeniami. Kwiecień przyniósł ze sobą tylko rozczarowanie, a maj miał być jeszcze gorszy. Uśmiech szybko spełzł z lica chłopaka, a błękitne, smutne spojrzenie przeniósł z podłoża na przymknięte drzwi.
If they can do it,
why not us?
- Może tak by było lepiej - odparłam, wciąż przekonana, że gdybym sama nie rzucała w nich klątwami, to nie spotkałoby mnie nic złego. Gdyby rzeczywiście zaczął się pojedynek, mogłabym po prostu postawić tarczę i ją przeczekać, albo nawet schować się gdzieś niedaleko, za rogiem, żeby nie łamać zakazu używania różdżki.
- Dobrze. Nie będę oceniać twoich poglądów i dociekać dlaczego to zrobiłeś, ale ty w zamian mógłbyś odwdzięczyć się tym samym - powiedziałam, wysłuchawszy wszystkiego, co miał do powiedzenia. To naprawdę był temat do spierania się godzinami, a ja nie miałam zwyczaju rozmawiać o tym z kimś, kto myślał zupełnie inaczej. Titus był osobą, z którą mogłabym załatwiać interesy i być może miło dyskutować, gdyby tylko nie poruszać tych drażliwych kwestii. Wiedziałam, że nie przekonam go do swoich - jedynych słusznych - poglądów, wolałam więc nawet nie wdawać się w dalsze polityczne rozmowy. Yaxleyowie nigdy nie chcieli zrobić sobie wrogów z Ollivanderów, więc i ja nie zamierzałam się do tego przyczyniać.
- Jeśli rzeczywiście jest niewinny - i nie ukradł swojej różdżki, pomyślałam, ale nie powiedziałam na głos. Różne rzeczy mówiono, ciężko powiedzieć co było prawdą i lepiej nie dzielić się wszystkim, szczególe z sympatykami mugoli, - dlaczego tak bardzo chciał uciec? Mógł powiedzieć im wszystko to, co teraz ty mi tłumaczysz. - Z jednej strony byłam przekonana o sprawiedliwości magicznego prawa, a z drugiej, pracując w Ministerstwie, mogłam się domyślać, że są tam równi i równiejsi. Być może ja, schwytana przez pomyłkę, mogłam liczyć na natychmiastowe uwolnienie, ale mugolak? Cóż, na pewno zadaliby mu odpowiednie pytania i zrobili z nim co trzeba.
Może nie do końca spokojnie sobie gawędziliśmy, ale przez chwilę dało się zapomnieć, że uciekamy przed czarodziejską policją. Spojrzenie Titusa sprawiło, że i ja tam skierowała swój wzrok. Przez chwilę milczeliśmy, nasłuchiwałam więc kroków i wydawało mi się, że coś słyszę. Co gorsza, brzmiały one jak dwie idące osoby.
- Chodźmy na górę - powiedziałam cicho i poderwałam się z pozycji siedzącej. Gdybyśmy wpadli komuś do mieszkania, na pewno szybko by nas złapali, ale może wystarczy wejść na kolejne piętro. A nuż policjanci tylko otworzą drzwi i nie widząc niczego podejrzanego, pójdą szukać dalej? Wbiegłam po schodach po dwa stopnie, zupełnie nieelegancko, podtrzymując lekko suknię, żeby się o nią nie potknąć.
Dwa piętra wyżej zatrzymałam się i czekałam co będzie dalej.
- Mhm. - pokiwał głową sięgając po pasek torby; zarzucił go na ramię stając na równych nogach i ruszył za dziewczyną na kolejne piętro.
Drzwi od kamienicy z hukiem uderzyły o ścianę, dało się słyszeć czyjeś głosy, kroki na schodach, w końcu powietrze przecięły pierwsze smugi zaklęć, które odbijały się od murów sprawiając, że odpadał tynk.
- STOP! STOP! NIE STRZELAĆ! - krzyczał, unosząc ręce w geście kapitulacji i zasłaniając Lilianę, bo przecież nie chciał żeby przez niego oberwała jakąś paskudną klątwą, zaś kiedy zza rogu wyłonili się znajomi funkcjonariusze z policji antymugolskiej, Titus zaczął swoją gadkę - mówił o tym, że to jakaś dziwaczna pomyłka, że przecież tamtego mężczyzny nawet tutaj nie ma, a oni wcale się nie ukrywają, zaś to co robią nie powinno nikogo obchodzić. Zarzucił jednemu z mężczyzn, że to on jako pierwszy sięgnął po broń, zamierzając się na szlachetnie urodzonych, że przecież bezmyślnie rzucali zaklęcia nawet nie wiedząc w kogo w tym momencie celują! Zapewnił, że każdy człowiek o zdrowych zmysłach dałby nogę gdyby zobaczył co się wówczas działo na Pokątnej - wybuchy, huk zaklęć, krzyki i oskarżenia. Wyraził także swoje wielkie zdziwienie faktem, że wciąż są ścigani, a użył przy tym mnóstwa niezwykle długich oraz skomplikowanych słów, których znaczenie pewnie było tajemnicą dla policjantów. Nie jąkał się ani nie zawahał, tylko ręce powoli opuścił, żeby w razie czego móc dobyć różdżkę. Nie wiedział czy jego przemówienie było na tyle przekonujące, albo chociaż na tyle męczące by w tym momencie dali im spokój.
+10 za retorykę
If they can do it,
why not us?
'k100' : 58
Co prawda oboje znaleźliśmy się na górze jeszcze nim policjanci dotarli do drzwi, ale niestety nie byli tak głupi jak początkowo miałam nadzieję. Szybko nas odnaleźli i zaczęli rzucać zaklęciami. Tylko przez chwilę zastanowiłam się dlaczego to właśnie na nas trafili, a nie na tamtego, co naprawdę chciał uciec i miał coś na sumieniu. Widocznie nasza rola przynęty okazała się sukcesem. Moje myśli bardziej zajęło przejęcie tym, że zaraz skończę w więzieniu, wcześniej jeszcze trafiona zaklęciem. Jednak Ollivander zachował się prawie jak na lorda przystało, byłam pod wrażeniem, że spróbował z nimi rozmawiać (chociaż co innego mógł robić?). Obserwowałam całą scenę z niepokojem, niemalże oczekując, że w odpowiedzi zwrotnej dostanie Drętwotą prosto w twarz. I chociaż policjanci przekonywali się bardzo powoli i na pewno nie tak łatwo jak kiedy wcześniej ja z nimi rozmawiałam, to chyba wreszcie się udało.
Mogliśmy wyjść z kamienicy, ale panowie podążali za nami jeszcze wtedy, kiedy znaleźliśmy się z powrotem na Pokątnej.
- Kto by pomyślał, że potrafi lord coś więcej, niż rzucanie zaklęciami - powiedziałam cicho, trochę z sarkazmem a trochę żartując. Nawet słowo "lord" nie brzmiało ironicznie, chociaż wcześniej się tak do niego nie zwracałam. Ciężko powiedzieć, bym była zadowolona z całego zdarzenia, ale ostatecznie udało się nie doprowadzić do skandalu, jakim niewątpliwie byłoby trafienie do Tower.
Kiedy opuścili kamienicę i znaleźli się znowu na bruku Pokątnej, Titus zerknął przez ramię na funkcjonariuszy policji, mocno się przy tym krzywiąc. Ostatecznie jednak wbił spojrzenie w swoją towarzyszkę, bo była zdecydowanie przyjemniejszym obiektem obserwacji niż dwójka podstarzałych lumpów.
- Tak szczerze to raczej średnio rzucam zaklęciami, ale za to nie widziałaś jeszcze jak żongluję. - stwierdził, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze. Zawsze robił sobie ze wszystkiego jaja, taki już był i chyba trzeba się do tego przyzwyczaić. Zresztą... śmiech to zdrowie! A jeśli czarodzieje i tak żyli ponad sto lat, to może Ollivander pożyje i kolejne sto. Poprawił pasek torby, coś w niej załomotało, bo miał tam naprawdę mnóstwo rzeczy i po raz kolejny zerknął przez ramię.
- Co oni? Będą za nami szli aż do Lancashire? - bo on zmierzał właśnie tam, prosto do Lancaster Castle, gdzie wreszcie sobie trochę odpocznie. Chociaż znając życie to jak tylko przekroczy próg od razu zagonią go do roboty. Pokręcił głową, wywracając przy tym oczami. Zaraz zatrzymał się przy pierwszym lepszym sklepie wlepiając gały w wystawę, bo chciał żeby ich wreszcie minęli. Jak im tak deptali po piętach, to Titus się czuł jak jakiś przestępca albo nawet i jeszcze gorzej. Przesunął spojrzeniem po pazurach i flakach, bo tak się akurat złożyło, że zatrzymał się przed apteką.
If they can do it,
why not us?
Uśmiechnęłam się, naprawdę moglibyśmy się polubić, gdyby nie tak skrajne poglądy a przede wszystkim fakt, iż zdążyliśmy się nimi podzielić i to w dość burzliwy sposób.
- Żonglujesz? Różdżkami? - Spytałam, mówiąc chyba pierwsze co przyszło mi do głowy. Ten pomysł właściwie nie wydawał się aż tak głupi. Widziałam kiedyś na Pokątnej, jak pewien człowiek żonglował właśnie kijkami, które po obydwu stronach miały prawdziwy ogień. Wydawało mi się, różni artyści występowali kiedyś na magicznej ulicy, teraz było ich zdecydowanie mniej. Tamtego dnia zachwyciłam się tym co widziałam, przynajmniej dopóki ktoś nie powiedział mi, że nie ma w tym ani odrobinę magii, a czarodziej najpewniej nauczył się sztuczek od mugoli.
- Zapewne chcą sprawdzić czy rzeczywiście jesteśmy niewinni. Może tylko udają, że ci uwierzyli? - Znowu powiedziałam ściszonym głosem. Ale kiedy się zatrzymaliśmy, policjanci z widocznym z ociąganiem poszli dalej, tylko na chwilę przystając, jakby trochę niezdecydowani. Patrzyłam za nimi, stojąc bokiem do szyby i udając, że też tam zerkam, chociaż w rzeczywistości nic nie widziałam. Dopiero kiedy zniknęli za rogiem, zauważyłam, że stoimy pod apteką, czyli miejscem do którego wcześniej zmierzałam.
- Wstąpię tutaj - oznajmiałam, przyglądając się różnym składnikom ułożonym na miseczkach i zamkniętych w butelkach, wypatrując tych, które chciałam nabyć. - A ty, Lancashire? - spytałam, co miało być formą pożegnania. Widziałam oczywiście, że właśnie tam mieszkają Ollivanderowie.
- Różdżkami, jajkami, zależy co wpadnie mi w ręce. Wyobraź sobie - wchodzisz do różdżkarni po nową różdżkę, a tam ja stoję za ladą i żongluję, a później rzucam ci jedną z nich i okazuje się, że to właśnie ta. To by było całkiem widowiskowe. - stwierdził, z rozbawieniem kręcąc łbem. Jakby tak faktycznie żonglował różdżkami i w ten sposób dobierał je do odpowiednich czarodziejów... To by było coś! Wątpił tylko by owa idea spodobała się wujowi Garricowi.
Szybko jednak spochmurniał, kątem oka wodząc za funkcjonariuszami.
- Oby nie, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż użeranie się z jakimiś... - chciał pewnie powiedzieć coś w rodzaju bezmózgami, ale sobie darował takie obraźliwe słowa - Z nimi. - kiwnął głową, patrząc jak wchodzą za róg, a gdy zniknęli z pola widzenia, powrócił spojrzeniem do panienki Yaxley.
- Lepiej się pospieszyć, zaraz zamykają. - stwierdził zerknąwszy na zegarek, który miękkim, skórzanym paskiem otulał jego chudy nadgarstek - Mhm. - kiwnął głową - To znaczy najpierw Kocioł, wypiję tam herbatę i skorzystam z kominka. - może zabawi rozmową Toma. Tak, to on, Titus Ollivander, będzie zabawiał rozmową Toma, barmana w Dziurawym Kotle, nie odwrotnie! Bo przecież z takim Tomem to każdy chciał porozmawiać, gość miał łeb na karku i zapewne wiedział o wszystkim co dzieje się w magicznym świecie - jakby na to nie spojrzeć pracował w miejscu, które było do tego świata wejściem. Przez chwilę milczał, jedynie wgapiając się w swoją towarzyszkę, a później kilkukrotnie zamrugał - Cóż, to do zobaczenia? Oby w innych okolicznościach.
/ztx2
If they can do it,
why not us?
Ostatnio zmieniony przez Titus F. Ollivander dnia 13.02.17 21:25, w całości zmieniany 1 raz
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla czarodziejów żyjących w zgodzie z mugolami. Nawet krocząc ulicą Pokątną, Eden był świadkiem schwytania jednego z uciekinierów, który wzbraniał się przed współpracą z policją antymugolską. Ta coraz bardziej otwarcie korzystała ze swoich praw i nadużywała nadanej jej władzy.
Kiedy Eden miał już opuszczać to miejsce, za rękaw chwycił go młody chłopak w tiarze. Jego twarz była blada jak kreda, policzki zostały pokryte różem, a usta przecinała wyrysowana węglem wygięta na kształt uśmiechu linia. Pociągnął młodego czarodzieja pod ścianę, nie zamierzając uczynić mu żadnej krzywdy. Ściągnął na siebie uwagę widza i stanął przed słoikiem, w którym zalegały dwie, może trzy czarodziejskie monety. Chcąc zatrzymać Edena przy sobie na dłużej, porwał trzymaną przez niego torbę, w którym znajdowało się coś nad wyraz cennego dla jej właściciela. Odebranie mu zdobyczy przez ulicznego pajaca z pewnością nie znajdowało się w jego planach, tym bardziej, że młody magik szybko w palcach, bez użycia różdżki, przetransmutował pakunek w dziwną, nieatrakcyjną kolczastą roślinę; gdyby Eden znał się na zielarstwie choć odrobinę lepiej, odgadłby, że to Mimbulus Mimbletonia.
Uliczny magik okazał się zwykłym złodziejaszkiem - chciał jedynie chwycić słoik z monetami i doniczkę, a następnie deportować się ze swoimi skarbami daleko stąd. Parszywy oszust. Zanim jednak zdążył to uczynić, przez tłum zaczęli przedzierać się odziani w czarne szaty mężczyźni.
- Magiczna policja, proszę się zatrzymać! - krzyczeli, kierując różdżkami w kierunku chłopaka, który, czarując na Ulicy Pokątnej, bezczelnie pogwałcił dekret Minister zabraniający używania magii. Magik wpadł w wyraźną panikę, potknął się o własny płaszcz i wylądował na ziemi, a Mimbulus Mimbletonia wypadł mu z dłoni i mocno uderzył o bruk; tuż po tym, jak roślina została zdeptana przez przypadkowego przechodnia, eksplodowała dziwnym sokiem.
W tym samym czasie Eileen przechodziła nieopodal. Była skupiona na swoich sprawach, lecz kątem oka dostrzegła znajomo wyglądający okaz. Biorąc pod uwagę jej znakomitą znajomość zielarstwa, nie mogła się pomylić — to była Mimbulus Mimbletonia, niezwykle rzadka roślina, która... właśnie spadała na ziemię. Upuszczona przez ulicznego magika, została potraktowana jak byle chwast! Lada moment zostanie połamana, podeptana i sponiewierana, a cuchnący sok pryśnie we wszystkie strony. Po zostaniu stratowaną przez paru czarodziejów, doniczka poturlała się pod nogi Eileen i roślina obryzgała ją odorosokiem — zielonym, gęstym płynem, który swoim smrodem przypominał zjełczały nawóz naturalny; okropna substancja trafiła ją w oko, wywołując nieznośne pieczenie.
Chłopak będący sprawcą zamieszania aportował się z miejsca zdarzenia, zostawiając roślinę-prezent, Eileen i Edena samych z tym przedziwnym problemem. Magiczna policja jeszcze przez krótką chwilę przekrzykiwała się i strzelała na oślep zaklęciami, a potem także zniknęła, zapewne puszczając się w pogoń za uciekinierem.
Eileen potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej; można jej udzielić albo za pomocą magii leczniczej, albo biegłości anatomii. Niepodjęcie próby wyczyszczenia oczu Eileen (w dowolny z podanych sposobów) sprawi, że szybko wda się zakażenie i będzie ona potrzebować pomocy uzdrowiciela.
- leczenie za pomocą magii leczniczej:
- Odbywa się ono zgodnie z mechaniką forum; magii leczniczej mogą używać wyłącznie postaci posiadające co najmniej 5 punktów statystyk w tej dziedzinie. Nie istnieje ograniczenie prób, jakie można podjąć, a klęska nie przynosi żadnych niepożądanych skutków.
Uwaga - dekret zabrania używania magii na Ulicy Pokątnej, więc aby to uczynić, Eileen i Eden muszą przenieść się w bezpieczne miejsce.
- leczenie bez magii:
- Zarówno Eileen, jak i Eden mogą podjąć tylko jedną próbę oczyszczenia oczu Eileen. Jest to możliwe wyłącznie po opisie wykonywanych czynności i rzucie kością k100 na powodzenie akcji; liczbę oczek sumuje się z bonusem za biegłość anatomii. ST wyczyszczenia oczu Eileen to:
- 40 dla Edena;
- 80 dla Eileen.
Jeżeli chociaż jedna próba zakończy się sukcesem, oczy Eileen zostaną wyczyszczone. Jeżeli tylko jedno z nich podejmie próbę wyczyszczenia oczu Eileen i poniesie klęskę, Eileen do wszystkich rzutów do końca wątku otrzyma karę -5. Jeżeli obie osoby podejmą próbę wyczyszczenia oczu Eileen i poniosą klęskę, Eileen do wszystkich rzutów do końca wątku otrzyma karę -10.
Oprócz tego Eden i Eileen mogą podjąć próbę odczarowania torby Edena.
- na ratunek torbie:
- Odbywa się ono zgodnie z mechaniką forum; odczarowanie torby zagwarantować mogą dwa zaklęcia - Reparifarge oraz Finite Incantatem (ST=80). Każde z czarodziejów może podjąć dwie próby odczarowania torby. Jeżeli żadna z nich nie zakończy się sukcesem, Mimbulus Mimbletonia znów wybuchnie, oblewając Eden i Eileen cieczą oraz bezpowrotnie niszcząc zawartość torby Edena.
Uwaga - dekret zabrania używania magii na Ulicy Pokątnej, więc aby to uczynić, Eileen i Eden muszą przenieść się w bezpieczne miejsce.
Datę spotkania możecie założyć sami. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!