Czerwony pokój zabaw
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Czerwony pokój
Czerwony pokój bólu zabaw
Wejście do pokoju zabaw Colina znajduje się za tajemniczym przejściem w bibliotece - musisz wiedzieć, którą książkę wysunąć, aby ukryte drzwi w regale się rozsunęły, prowadząc do jaskini rozpusty i bólu. To właśnie tutaj Colin zaprasza wszystkich swoich wrogów, ogrywając ich do zera w karty i sprawiając, że korzą się na kolanach z bólu przegranej. To jedyne miejsce w domu, do którego wstępu nie mają koty.
Pokój jest prywatnym mini kasynem Colina, gdzie spędza czas na grze w kości, darta, gargulki i korzysta z innych hazardowych przyjemności. W rogu pomieszczenia znajduje się sporej wielkości barek zaopatrzony w najlepsze trunki, a liczne krzesełka, sofy i szezlongi służą wygodzie właściciela.
Pokój jest prywatnym mini kasynem Colina, gdzie spędza czas na grze w kości, darta, gargulki i korzysta z innych hazardowych przyjemności. W rogu pomieszczenia znajduje się sporej wielkości barek zaopatrzony w najlepsze trunki, a liczne krzesełka, sofy i szezlongi służą wygodzie właściciela.
Niewiele brakowało, a Colin cieszyłby się z kolejnego zwycięstwa; w myślach widział już jak ostatnia kostka balansuje na krawędzi i przechyla się na dwa oczka, ale zamiast tego pokazała mu złośliwą trójkę. Westchnął, ale wcale nie był aż tak niezadowolony, bo w przeciwieństwie do Keiry nadał miał na sobie więcej rzeczy. Ona zdjęła bucik, a on równie dobrze mógł zdjąć... sznurówkę. Zaśmiał się w duchu ze swojego złośliwego pomysłu, ale nie zamierzał go realizować. Przynajmniej nie teraz, postanawiając się trochę z nią podrażnić.
- Znów przypadek - skwitował krótko, uśmiechając się i nadymając śmiesznie wargi jak obrażony sześciolatek, któremu matka odmówiła zakupu fasolek wszystkich smaków. Dłonią zaczął rozpinać kolejno guziki, co szło mu dość opornie, bo jeszcze się nie przyzwyczaił do robienia tego jedną ręką... zresztą jak i do wielu innych rzeczy, które teraz były poza jego zasięgiem lub zajmowały mu zdecydowanie więcej czasu niż zawsze. Przy czwartym guziku stracił cierpliwość i szarpnął odrobinę za mocno, w wyniku czego oderwał się od materiału i poleciał gdzieś na bok. Colin skwitował to wzruszeniem ramion, ale z pozostałymi guzikami obchodził się już nieco łagodniej i po chwili siedział przed Keirą z nagim torsem, uśmiechając się łobuzersko. Sięgnął po kości, oczami wyobraźni widząc już dziewczynę całkowicie nagą.
- Znów przypadek - skwitował krótko, uśmiechając się i nadymając śmiesznie wargi jak obrażony sześciolatek, któremu matka odmówiła zakupu fasolek wszystkich smaków. Dłonią zaczął rozpinać kolejno guziki, co szło mu dość opornie, bo jeszcze się nie przyzwyczaił do robienia tego jedną ręką... zresztą jak i do wielu innych rzeczy, które teraz były poza jego zasięgiem lub zajmowały mu zdecydowanie więcej czasu niż zawsze. Przy czwartym guziku stracił cierpliwość i szarpnął odrobinę za mocno, w wyniku czego oderwał się od materiału i poleciał gdzieś na bok. Colin skwitował to wzruszeniem ramion, ale z pozostałymi guzikami obchodził się już nieco łagodniej i po chwili siedział przed Keirą z nagim torsem, uśmiechając się łobuzersko. Sięgnął po kości, oczami wyobraźni widząc już dziewczynę całkowicie nagą.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'k6' : 5, 1, 3, 3, 1
'k6' : 5, 1, 3, 3, 1
Wygrana trzymała się Colina i nie chciała odpuścić. Z jednej strony czuła narastające skrępowanie, a z drugiej... Czyż nie chciała rozbierać się przed tym mężczyzną sama? Grała w jakąś grę pozorów, ale inicjowała kontakt, dbała o ich bliskość - nawet gdy marszczyła nos z niezadowolenia i niesprawiedliwości pokoju.
- Czy wszyscy mają tylko ciebie słuchać? - spytała bezczelnie, a widząc jego lubieżny wzrok poprawiła jeszcze raz krawat. Tym razem zadbała, aby materiał ułożył się między piersiami, znikając pod materiałem koszulki. Czyż nie powinien się zastanawiać, gdzie kończy się jego bieg? Poprawiła się na kolanach Colina, gdy w końcu p r z e g r a ł jedną rundę. Jak oczarowana obserwowała uwalnianie guzika po guziku aż w końcu materiał opadł na poduszki. A jednak wygrywanie było przyjemne. Opuszkami palców zaczęła kreślić kształty po obojczykach mężczyzny, zastanawiając się, do czego w zasadzie ma doprowadzić ich ta gra.
- Może rzeczywiście przynosisz szczęście? - dodała prowokacyjnie, przechwytując kości od Colina. Och, niech los w końcu będzie po jej stronie.
- Czy wszyscy mają tylko ciebie słuchać? - spytała bezczelnie, a widząc jego lubieżny wzrok poprawiła jeszcze raz krawat. Tym razem zadbała, aby materiał ułożył się między piersiami, znikając pod materiałem koszulki. Czyż nie powinien się zastanawiać, gdzie kończy się jego bieg? Poprawiła się na kolanach Colina, gdy w końcu p r z e g r a ł jedną rundę. Jak oczarowana obserwowała uwalnianie guzika po guziku aż w końcu materiał opadł na poduszki. A jednak wygrywanie było przyjemne. Opuszkami palców zaczęła kreślić kształty po obojczykach mężczyzny, zastanawiając się, do czego w zasadzie ma doprowadzić ich ta gra.
- Może rzeczywiście przynosisz szczęście? - dodała prowokacyjnie, przechwytując kości od Colina. Och, niech los w końcu będzie po jej stronie.
Gość
Gość
The member 'Keira Moore' has done the following action : rzut kością
'k6' : 3, 6, 2, 6, 5
'k6' : 3, 6, 2, 6, 5
Keira oczywiście dalej nie znała zasad. Nie wiedziała, ile z tego, co mówi Colin jest prawda, a ile samą chęcią zobaczenia jej w jeszcze większym negliżu. Stąd, gdy wylosowała dwie szóstki, a suma oczek przewyższała jego kości, aż klasnęła w dłonie.
- Widzisz, widzisz, to miejsce mi sprzyja - powiedziała radośnie, zostawiając kości na stoliku. Przeniosła spojrzenie na Colina, zarzucając mu ręce na szyję. Nie rozumiała zasad, więc oczywistym wydawała jej się przeważająca suma oczek. Przekręciła się bokiem na kolanach, żeby nie zginać się aż tak bardzo w talii.
- To co następne: pasek, buty? - udawała, że daje mu wybór, ale dłonią sunęła już po klatce piersiowej. Zadowolona ze swojego toku myślenia aż szarpnęła za sprzączkę i wtedy uzmysłowiła sobie jedną rzecz: jedna para, a dwie pary to znacząca różnica, a osoba, która powinna się rozebrać jest ona sama. Jeszcze raz spojrzała na swoje kostki, kręcąc się na kolanach i próbując ustawić je w jakiejkolwiek korzystnej konformacji.
- Nie, nie, nie, nie - mamrotała pod nosem, czując się oszukana. Jak mógł mieć takie pieruńskie szczęście? Zsunęła drugi trzewik i zeskoczyła z kolan na poduszkę. Tak się nie będziemy bawić. Naburmuszona jeszcze raz rzuciła kościami i doprawdy, zabije Colina za chociażby jeden jęk na temat nieznajomości zasad, których sam jej nie przedstawił tak jak powinno to wyglądać.
- Widzisz, widzisz, to miejsce mi sprzyja - powiedziała radośnie, zostawiając kości na stoliku. Przeniosła spojrzenie na Colina, zarzucając mu ręce na szyję. Nie rozumiała zasad, więc oczywistym wydawała jej się przeważająca suma oczek. Przekręciła się bokiem na kolanach, żeby nie zginać się aż tak bardzo w talii.
- To co następne: pasek, buty? - udawała, że daje mu wybór, ale dłonią sunęła już po klatce piersiowej. Zadowolona ze swojego toku myślenia aż szarpnęła za sprzączkę i wtedy uzmysłowiła sobie jedną rzecz: jedna para, a dwie pary to znacząca różnica, a osoba, która powinna się rozebrać jest ona sama. Jeszcze raz spojrzała na swoje kostki, kręcąc się na kolanach i próbując ustawić je w jakiejkolwiek korzystnej konformacji.
- Nie, nie, nie, nie - mamrotała pod nosem, czując się oszukana. Jak mógł mieć takie pieruńskie szczęście? Zsunęła drugi trzewik i zeskoczyła z kolan na poduszkę. Tak się nie będziemy bawić. Naburmuszona jeszcze raz rzuciła kościami i doprawdy, zabije Colina za chociażby jeden jęk na temat nieznajomości zasad, których sam jej nie przedstawił tak jak powinno to wyglądać.
Gość
Gość
The member 'Keira Moore' has done the following action : rzut kością
'k6' : 1, 4, 5, 1, 6
'k6' : 1, 4, 5, 1, 6
W erotycznej zbrodni doskonałej ofiara jest niewinna, nieświadoma i do końca przekonana, że uda się jej uniknąć złowieszczego losu; dokładnie taka sama jak Keira kilkanaście godzin temu, gdy łagodnie poddawała się w ręce swojego oprawcy, pozwalając mu robić każdą niemoralną i każdą zawstydzającą rzecz, jakiej tylko by zapragnął. W delikatnym muśnięciu dłoni na policzku, w subtelnym pocałunku złożonym w przelocie, w oszałamiającej rozkoszy, która porwała w końcu jego ciało - w tym wszystkim szukał zapomnienia, które w końcu udało mu się uzyskać, pozwalając odetchnąć pełną piersią i zepchnąć na bok cały mrok toczący jego umysł.
- Ty mi przynosisz szczęście - mruknął, przytrzymując na moment jej dłoń zaciśniętą na kościach i zapominając o całej grze, o tym, że miała się znów rozebrać, że zaraz jej skóra zabłyśnie kolejnym rumieńcem, że jego własne ciało ponownie zadrży w tłumionej przyjemności. Uniósł jej dłoń do ust i leciutko pocałował, zaklinając kostki; dopiero wtedy pozwolił jej rzucić nimi po stole, z uśmiechem zwycięzcy kwitując wynik.
- Widzę, widzę, to miejsce wybitnie ci sprzyja - prawie parsknął śmiechem na widok jej miny; była tak pewna kolejnej wygranej, a tu los postanowił spłatać jej małego psikusa. Zeszła na poduszkę cały czas obrażona i obruszona na kostki, ale Colin zamierzał korzystać z dobrej passy i od razu przejął od niej kostki.
- Ty mi przynosisz szczęście - mruknął, przytrzymując na moment jej dłoń zaciśniętą na kościach i zapominając o całej grze, o tym, że miała się znów rozebrać, że zaraz jej skóra zabłyśnie kolejnym rumieńcem, że jego własne ciało ponownie zadrży w tłumionej przyjemności. Uniósł jej dłoń do ust i leciutko pocałował, zaklinając kostki; dopiero wtedy pozwolił jej rzucić nimi po stole, z uśmiechem zwycięzcy kwitując wynik.
- Widzę, widzę, to miejsce wybitnie ci sprzyja - prawie parsknął śmiechem na widok jej miny; była tak pewna kolejnej wygranej, a tu los postanowił spłatać jej małego psikusa. Zeszła na poduszkę cały czas obrażona i obruszona na kostki, ale Colin zamierzał korzystać z dobrej passy i od razu przejął od niej kostki.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'k6' : 2, 5, 1, 6, 6
'k6' : 2, 5, 1, 6, 6
Nie wiem, ale chyba to będzie plus 18
Nieświadoma swojego przeciwnika weszła w grę z nieznanymi zasadami. Musiała nauczyć się ufać Colinowi, który prowadził ją świat dorosłych. Nie wiedziała dlaczego swój największy skarb oddała mu tak ochoczo i zapatrzona w niego, nie liczyła już oddanych fantów. Nawet jeśli przegrywała w prawie każdej rundzie, nie była już zła. Wszystko prowadziło do jakiegoś celu, a Keira wcale nie chciała wracać do domu. Weekend powoli dobiegał końca. Co jeśli znów tydzień będzie dla nich rozłąką? Uczyła się własnego ciała, jego ciała, a przede wszystkim rozumienia ich reakcji.
- Szczęście czy radość patrzenia? - zaśmiała się, bo to Colin był najbardziej ubrany. Tłumaczyła sobie, że to wieczne zmienianie pozycji, tulenie się do niego na kolanach jest spowodowane poczuciem zimna, a nie potrzebą bliskości. Gdy pocałował jej dłoń, poczuła się wyjątkowa. Nigdy nie sądziła, że tak mały gest może całkowicie zmienić jej nastrój. Obserwowała jak zaczarowana, gdy kostki znowu były po jego stronie. Nawet nie musiała czekać na podliczenie wyniku, bo jedna para w dodatku jedynki zawsze będzie na miejscu przegranej. Musiała klęknąć na poduszkach, uwalniając materiał spod nacisku ciała. Zaczęła podciągać centymetr po centymetrze sukienkę, co jakiś czas zerkając na Colina. Zatrzymywała leniwe palce, budując napięcie. Czy naprawdę powinna się rozbierać? Nie mogła rzucić kostkami w ścianę i wyciągnąć Colina z tego pokoju? Gdy materiał ukazał biodra, przygryzła wargę, pytając samej siebie w myślach, co ona wyprawia. Czekała na pozwolenie, czy może dalej podciągać materiał. Minęła dosłownie chwila, a kontynuowała swoją grę. Koszulkę odrzuciła na poduszkę obok, a bieg krawatu przestał być dla Colina zagadką. Wyraźnie zaznaczał ścieżkę między piersiami. Kończąc to przedstawienie, wróciła na swoje miejsce, pozostając jedynie w majtkach i pończochach.
- Ostatnia runda? - starała się mówić spokojnie, lecz przyspieszony oddech trudno było ukryć. W końcu sięgnęła po wino, aby ochłodzić rozgrzany organizm. Po drodze rzuciła kostkami i nie chciała nic już więcej ściągać w wyniku przegranej.
Nieświadoma swojego przeciwnika weszła w grę z nieznanymi zasadami. Musiała nauczyć się ufać Colinowi, który prowadził ją świat dorosłych. Nie wiedziała dlaczego swój największy skarb oddała mu tak ochoczo i zapatrzona w niego, nie liczyła już oddanych fantów. Nawet jeśli przegrywała w prawie każdej rundzie, nie była już zła. Wszystko prowadziło do jakiegoś celu, a Keira wcale nie chciała wracać do domu. Weekend powoli dobiegał końca. Co jeśli znów tydzień będzie dla nich rozłąką? Uczyła się własnego ciała, jego ciała, a przede wszystkim rozumienia ich reakcji.
- Szczęście czy radość patrzenia? - zaśmiała się, bo to Colin był najbardziej ubrany. Tłumaczyła sobie, że to wieczne zmienianie pozycji, tulenie się do niego na kolanach jest spowodowane poczuciem zimna, a nie potrzebą bliskości. Gdy pocałował jej dłoń, poczuła się wyjątkowa. Nigdy nie sądziła, że tak mały gest może całkowicie zmienić jej nastrój. Obserwowała jak zaczarowana, gdy kostki znowu były po jego stronie. Nawet nie musiała czekać na podliczenie wyniku, bo jedna para w dodatku jedynki zawsze będzie na miejscu przegranej. Musiała klęknąć na poduszkach, uwalniając materiał spod nacisku ciała. Zaczęła podciągać centymetr po centymetrze sukienkę, co jakiś czas zerkając na Colina. Zatrzymywała leniwe palce, budując napięcie. Czy naprawdę powinna się rozbierać? Nie mogła rzucić kostkami w ścianę i wyciągnąć Colina z tego pokoju? Gdy materiał ukazał biodra, przygryzła wargę, pytając samej siebie w myślach, co ona wyprawia. Czekała na pozwolenie, czy może dalej podciągać materiał. Minęła dosłownie chwila, a kontynuowała swoją grę. Koszulkę odrzuciła na poduszkę obok, a bieg krawatu przestał być dla Colina zagadką. Wyraźnie zaznaczał ścieżkę między piersiami. Kończąc to przedstawienie, wróciła na swoje miejsce, pozostając jedynie w majtkach i pończochach.
- Ostatnia runda? - starała się mówić spokojnie, lecz przyspieszony oddech trudno było ukryć. W końcu sięgnęła po wino, aby ochłodzić rozgrzany organizm. Po drodze rzuciła kostkami i nie chciała nic już więcej ściągać w wyniku przegranej.
Gość
Gość
The member 'Keira Moore' has done the following action : rzut kością
'k6' : 4, 5, 3, 3, 6
'k6' : 4, 5, 3, 3, 6
Nie musiał patrzeć na kostki, nawet nie chciał tego robić, bo byłoby to jawnym grzechem wobec widoku, który miał zapewniony nieco wyżej i dalej, nad krawędzią stołu, kilkadziesiąt centymetrów od własnego ciała; odległość wyciągniętej ręki dzieliła go od nagrody o wiele subtelniejszej od kolejnej części garderoby spadającej na ziemię, od rozpinanych trzewików, rzucanych niesfornie tasiemek, guzików niknących pod drobnymi palcami. Swoboda toczonej dyskusji znikła w jednej chwili, czyniąc atmosferę napiętą i tak gęstą, że Colin niemalże widział swój oddech przebijający się przez stężoną pajęczynę niedopowiedzeń. Spróbować cokolwiek powiedzieć graniczyło z cudem i mijało się z celem; po co mówić cokolwiek, skoro wszystko można wyrazić gestami? Kostki toczyły się po blacie stołu, ale Colin nie zwracał na nie najmniejszej uwagi, wyciągając dłoń w kierunku Keiry i gładząc palcami jej policzek, przyjemnie uginający się pod jego dotykiem, zsuwając ją w dół na brodę, ujmując podbródek i unosząc go lekko w górę, dopóki niepewne, kobiece spojrzenie nie spotkało się z jego wygłodniałym wzrokiem.
- Wystarczy - wychrypiał obcym głosem, walcząc sam ze sobą o utrzymanie samokontroli, chociaż każda komórka jego ciała, każdy pojedynczy nerw domagały się kontynuacji gry; kto wie, może z braku ubrań Keira ściągałaby z siebie kolejne woalki wstydu, niewinności i pierwszych razów? Przysunął się bliżej, zaledwie kilka centymetrów ledwie dostrzegalnych w migoczącym świetle świec, ale to wystarczyło, by poczuł kolejne emocje i doznania; zapachy, które do tej pory jego umysł ignorował, uderzyły go z podwójną siłą, a kropelka potu błyszcząca w zagłębieniu szyi wydawała się nagle potężnym wodospadem. Nie mógł oderwać od niej oczu, odprowadzając ją wzrokiem aż do momentu, gdy dotarła do materiału krawata i wtopiła się w jego strukturę. Sięgnął do niego palcami, badając dokładnie chropowaty materiał, jakby z zazdrością. - Nic już nie zdejmuj. - Zmiótł hakiem kostki ze stołu, zanim Keira mogłaby dostrzec ich wynik i przechylił się w jej stronę, opierając dłoń na jej udzie. Zmarszczył brwi, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał, a pozioma zmarszczka przebiegła mu przez czoło. - Musimy ci kupić coś, co ma więcej tasiemek i elementów do zdejmowania. Może dzięki temu kiedyś uda ci się wygrać - potarł hakiem brodę w zamyśleniu; nigdy nie kupował żadnej kobiecie niczego, co nie było biżuterią, kwiatami lub herbatą u Lovegoodów. Na Merlina, nawet nie wiedziałby, g d z i e powinien iść, aby kupić jakiś przyjemny dla oka gorset z milionem sznurków, tasiemek i haczyków.
- Wystarczy - wychrypiał obcym głosem, walcząc sam ze sobą o utrzymanie samokontroli, chociaż każda komórka jego ciała, każdy pojedynczy nerw domagały się kontynuacji gry; kto wie, może z braku ubrań Keira ściągałaby z siebie kolejne woalki wstydu, niewinności i pierwszych razów? Przysunął się bliżej, zaledwie kilka centymetrów ledwie dostrzegalnych w migoczącym świetle świec, ale to wystarczyło, by poczuł kolejne emocje i doznania; zapachy, które do tej pory jego umysł ignorował, uderzyły go z podwójną siłą, a kropelka potu błyszcząca w zagłębieniu szyi wydawała się nagle potężnym wodospadem. Nie mógł oderwać od niej oczu, odprowadzając ją wzrokiem aż do momentu, gdy dotarła do materiału krawata i wtopiła się w jego strukturę. Sięgnął do niego palcami, badając dokładnie chropowaty materiał, jakby z zazdrością. - Nic już nie zdejmuj. - Zmiótł hakiem kostki ze stołu, zanim Keira mogłaby dostrzec ich wynik i przechylił się w jej stronę, opierając dłoń na jej udzie. Zmarszczył brwi, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał, a pozioma zmarszczka przebiegła mu przez czoło. - Musimy ci kupić coś, co ma więcej tasiemek i elementów do zdejmowania. Może dzięki temu kiedyś uda ci się wygrać - potarł hakiem brodę w zamyśleniu; nigdy nie kupował żadnej kobiecie niczego, co nie było biżuterią, kwiatami lub herbatą u Lovegoodów. Na Merlina, nawet nie wiedziałby, g d z i e powinien iść, aby kupić jakiś przyjemny dla oka gorset z milionem sznurków, tasiemek i haczyków.
Kolekcjoner pierwszych razów – tak nazwałaby ten weekend oraz Colina, który zdejmował z niej kolejne warstwy wstydu oraz nieśmiałości. Wpatrywała się w niego z wielką niepewnością, zliczając kropelki potu. Nagle zaczęła uwielbiać wszystkie momenty, w których ciemniały mu oczy i pojawiał się w nich uwodzicielski blask. Wciąż otulała ją niepewność, wkraczała w obcy ślad. To właśnie w nim rządził Colin, prowadząc ją za dłoń. Nie lubiła zadawać pytań, które zdradzały jej niewiedzę oraz brak doświadczenia, a przy nim wszystko wyglądało inaczej. Być może spokojniej, zupełnie inaczej niż w książkach. Bała się kolejnego wyniku, bo już czuła się niezręcznie, chociaż próbowała to najlepiej ukryć. Nie zasłaniała swoich piersi jak początkowo miała w planach. Długie kosmyki włosy zasłaniały, co miały zasłaniać, tworząc z krawatem uwodzicielski duet. Przymknęła oczy, przechwytując dłoń Colina i składając na niej delikatny pocałunek.
- Wystarczy? – spytała, bo czyż nie na tym miała polegać gra? Ten głos był przerażający, lecz czy nie miała jego przedsmaku już dwa dni temu, gdy pojawiła się z drżącymi pufkami w dłoniach? Uniosła podbródek tak jak chciał, a końcówki włosów drażniły piersi. Chciała ukryć swoje reakcje na bliskość Colina, ale wszystko podpowiadało Keirze, że pragnie go coraz mocniej. Zaciskała mięśnie, walcząc ze sobą. Przegrała, powinna się obrazić i próbować wyjść z tego pokoju, ale nie szukała wzrokiem nawet drzwi. Skupiona na nim, na swoim nauczycielu, szefie i kochanku, który ryzykował i łamał zbyt wiele zasad. Nim zdążyła spojrzeć na wynik, hak uderzył o stół. Zadrżała pod wpływem dotyku Colina, czekając na jego ruch. Wyciągnęła dłoń, wodząc opuszkami palców po zarysie szczęki. I była mu wdzięczna, że nie musiała po raz kolejny patrzeć na paskudne kości, na pewno były zaczarowane.
- Dzięki gorsetowi będzie się dobrze wygrywało czy dobrze na mnie patrzyło? – spytała, bo doprawdy, co miała profesjonalna bielizna do zaczarowanego pokoju? Keira nadal widziała winę Colina, ale nie chciała mu już nic wypominać. Powinna się odprężyć, wziąć głęboki oddech i chwytać te godziny, które zostały im przed nadejściem pochmurnego poniedziałku i powrotem do rzeczywistości ulotnych momentów między regałami. Podniosła się z poduszek, wracając na kolana Colina. Nie miała zamiaru podnosić tych zdradzieckich kostek. Usiadła na nim okrakiem, walcząc ze swoją i niewinnym głosem w głowie.
- A może nie powinniśmy grać na rozbieranie, a na zadania? Może wtedy to mi by los sprzyjał… – powiedziała cichutko, muskając opuszkami palców dolną wargę Colina.
- Wystarczy? – spytała, bo czyż nie na tym miała polegać gra? Ten głos był przerażający, lecz czy nie miała jego przedsmaku już dwa dni temu, gdy pojawiła się z drżącymi pufkami w dłoniach? Uniosła podbródek tak jak chciał, a końcówki włosów drażniły piersi. Chciała ukryć swoje reakcje na bliskość Colina, ale wszystko podpowiadało Keirze, że pragnie go coraz mocniej. Zaciskała mięśnie, walcząc ze sobą. Przegrała, powinna się obrazić i próbować wyjść z tego pokoju, ale nie szukała wzrokiem nawet drzwi. Skupiona na nim, na swoim nauczycielu, szefie i kochanku, który ryzykował i łamał zbyt wiele zasad. Nim zdążyła spojrzeć na wynik, hak uderzył o stół. Zadrżała pod wpływem dotyku Colina, czekając na jego ruch. Wyciągnęła dłoń, wodząc opuszkami palców po zarysie szczęki. I była mu wdzięczna, że nie musiała po raz kolejny patrzeć na paskudne kości, na pewno były zaczarowane.
- Dzięki gorsetowi będzie się dobrze wygrywało czy dobrze na mnie patrzyło? – spytała, bo doprawdy, co miała profesjonalna bielizna do zaczarowanego pokoju? Keira nadal widziała winę Colina, ale nie chciała mu już nic wypominać. Powinna się odprężyć, wziąć głęboki oddech i chwytać te godziny, które zostały im przed nadejściem pochmurnego poniedziałku i powrotem do rzeczywistości ulotnych momentów między regałami. Podniosła się z poduszek, wracając na kolana Colina. Nie miała zamiaru podnosić tych zdradzieckich kostek. Usiadła na nim okrakiem, walcząc ze swoją i niewinnym głosem w głowie.
- A może nie powinniśmy grać na rozbieranie, a na zadania? Może wtedy to mi by los sprzyjał… – powiedziała cichutko, muskając opuszkami palców dolną wargę Colina.
Gość
Gość
Proste słowa okazywały się najczęściej skuteczniejsze od najpiękniej składanych zdań, nad którymi poeci zdolni byli ślęczeć przez wiele bezsennych nocy. Prostota wypływała ze szczerości, nie była więc przyćmiona planowaniem, ani zamglona wyświechtanymi frazesami. Była czystą spontanicznością z najbielszymi intencjami; 'pragnę' wypowiedziane z przejęciem w głosie, z drżącym akcentem niewinności znaczyło o wiele więcej, niż schematyczne wyznania miłości, czynione tylko po to, aby spełnić niepisane oczekiwania drugiej osoby... a i może własne marzenia o zakochaniu się całym sobą. Dlaczego więc nawet czyste "pragnę" nie mogło przejść Colinowi przez usta, spierzchnięte od wyczekiwania kolejnych pocałunków? Czemu wargi odmawiały mu posłuszeństwa, gdy chciał objąć nimi słodkie usta Keiry, zatapiając w tym pocałunku całe swoje pragnienie? Co sprawiało, że stojąc na wygranej pozycji, mając tuż obok kobietę wyczekującą jego życzeń, dziewczynę dopiero co o d k r y t ą, dopiero co wyrwaną z macek niewinności, z takim trudem godził się przełamywać kolejne tabu jej nagości, ciszą i śmiechem naprzemiennie maskując swoje podniecenie? Wiele pytań, zbyt wiele tych, na które nie znał odpowiedzi lub na które odpowiedzi się obawiał.
- Skłamałbym twierdząc, że nie chciałbym zobaczyć cię w gorsecie, a wtedy wygrana czy przegrana nie miałaby dla mnie żadnego znaczenia. Cała ta gra zmierza w końcu w jednym kierunku, czyż nie? - zapytał łagodnym tonem, delektując się dotykiem jej palców na skórze. Miał ochotę zawołać, że nie musiała być tak delikatna, tak niewinna, tak nieśmiała; że przecież cały wstyd mają już za sobą, pozostawiony w skotłowanej kołdrze w sypialni, w rozrzuconych na podłodze poduszkach, w częściach garderoby, które znajdowali rankiem w różnych miejscach salonu. - Nieważne kto wygra pierwszy, jeśli finalnie oboje będziemy zwycięzcami - poddał się w końcu, pozwalając spojrzeniu ześlizgnąć się po kobiecej szyi i zawirować na piersiach przysłoniętych leciutką kurtyną włosów. Niewiele było trzeba, aby ją odsłonić, ukazując kulisy tak absorbujące często uwagę widza - może nawet bardziej od głównego aktora? Dmuchnął z ciekawości, ale tylko kilka pojedynczych kosmyków zawirowało nieśmiało, po chwili znów opadając na skórę i ponownie chroniąc kobiece piękno przed lubieżnością męskiego wzroku. Nie miał jednaże ochoty zaburzać już teraz ustalonego przez naturę porządku i odsłaniać tego, co było przysłoniętą tajemnicą; podwójną, dobrze mu już znaną, wciąż świeżą w pamięci, ale jednak znów na swój sposób nową, jeszcze bardziej sekretną, jeszcze bardziej nieznaną. Kuszącą i wabiącą, bo chociaż doskonale wiedział, co kryje się pod łagodnymi falami włosów, jego ciało reagowało taką niecierpliwością, jakby ponownie miał zedrzeć tę tajemnicę pierwszy raz.
- Wtedy wymyślałbym ci takie zadania, że zatęskniłabyś za ściąganiem z siebie kolejnych części swojego skromnego ubrania - parsknął dwuznacznie, próbując stłumić jęk wywołany nagłą zmianą pozycji przez Keirę. Wierciła się na jego kolanach nie do wytrzymania, ocierając się o niego zupełnie nieświadomie, pozbawiona wizji konsekwencji, do których mogło prowadzić jej dalsze działanie. - Zapewniam, że nie chciałbyś poznać w pełni mojej wyobraźni. - Ręka obejmująca jej ciało lekko zadrżała; dotknął koniuszkiem języka opuszek jej palca, lekko słonawy, przyjemnie ciepły, wciągając go na sekundę między wargi.
- Skłamałbym twierdząc, że nie chciałbym zobaczyć cię w gorsecie, a wtedy wygrana czy przegrana nie miałaby dla mnie żadnego znaczenia. Cała ta gra zmierza w końcu w jednym kierunku, czyż nie? - zapytał łagodnym tonem, delektując się dotykiem jej palców na skórze. Miał ochotę zawołać, że nie musiała być tak delikatna, tak niewinna, tak nieśmiała; że przecież cały wstyd mają już za sobą, pozostawiony w skotłowanej kołdrze w sypialni, w rozrzuconych na podłodze poduszkach, w częściach garderoby, które znajdowali rankiem w różnych miejscach salonu. - Nieważne kto wygra pierwszy, jeśli finalnie oboje będziemy zwycięzcami - poddał się w końcu, pozwalając spojrzeniu ześlizgnąć się po kobiecej szyi i zawirować na piersiach przysłoniętych leciutką kurtyną włosów. Niewiele było trzeba, aby ją odsłonić, ukazując kulisy tak absorbujące często uwagę widza - może nawet bardziej od głównego aktora? Dmuchnął z ciekawości, ale tylko kilka pojedynczych kosmyków zawirowało nieśmiało, po chwili znów opadając na skórę i ponownie chroniąc kobiece piękno przed lubieżnością męskiego wzroku. Nie miał jednaże ochoty zaburzać już teraz ustalonego przez naturę porządku i odsłaniać tego, co było przysłoniętą tajemnicą; podwójną, dobrze mu już znaną, wciąż świeżą w pamięci, ale jednak znów na swój sposób nową, jeszcze bardziej sekretną, jeszcze bardziej nieznaną. Kuszącą i wabiącą, bo chociaż doskonale wiedział, co kryje się pod łagodnymi falami włosów, jego ciało reagowało taką niecierpliwością, jakby ponownie miał zedrzeć tę tajemnicę pierwszy raz.
- Wtedy wymyślałbym ci takie zadania, że zatęskniłabyś za ściąganiem z siebie kolejnych części swojego skromnego ubrania - parsknął dwuznacznie, próbując stłumić jęk wywołany nagłą zmianą pozycji przez Keirę. Wierciła się na jego kolanach nie do wytrzymania, ocierając się o niego zupełnie nieświadomie, pozbawiona wizji konsekwencji, do których mogło prowadzić jej dalsze działanie. - Zapewniam, że nie chciałbyś poznać w pełni mojej wyobraźni. - Ręka obejmująca jej ciało lekko zadrżała; dotknął koniuszkiem języka opuszek jej palca, lekko słonawy, przyjemnie ciepły, wciągając go na sekundę między wargi.
Nie chciała wielkich słów. Liczyło się to, co tu i teraz. Keira nie zniosłaby wyznań miłości, bo byłoby to wszystko za dużo. Czyż nie wystarczyło jak na siebie patrzą? Górnolotne słowa ociekały fałszem. Gesty były najważniejsze. Nawet zrobienie herbaty i otulenie kocem, gdy zimno trzeszczało w oknach, świadczyło o trosce. Nie liczyła na żaden majątek Colina, chciała jego, całego z dobrodziejstwem inwentarza, z wszystkimi wadami i zaletami. Walczyła o własne marzenia, w których niestety królował Colin. Już od pierwszego spotkania chciała go poznać bardziej i bardziej. Imponowała mu swoją pracą, oddaniem i zdolnościami wciskania klientom sterty promocji. Wkrótce zdobyła Colina albo to on uwiódł Keirę. Czy to ważne? Oddawała się czasowi, które nagle wpadł w ich ręce. Zachłannie walczyła o każdą chwilę. Kiedy może nadarzyć się taka okazja? Nie chciała się wiecznie kontrolować, kiedy może dotknąć dłoni Colina, pocałować go chociażby w policzek. Nie mogła go prosić o wyjście z cienia. Nie powinna o tym teraz myśleć, wszak czas leciał. A tykanie wskazówki zegara odbijało się w głowie. Tik tok, tik tok.
- Nie byłaby słodsza? – spytała cichutko prosto w jego usta, lecz nie złączyła ich w pocałunku. Sama się zastanawiała, dlaczego przedłużała tę chwilę, o której marzyła od początku gry? Przesunęła biodrami, zmniejszając dystans między ich ciałami. Chciała go czuć na każdym centymetrze swojego ciała, stęskniona już jego bliskością, która za kilka godzin się skończy. Powrócą do zasad, do trybu od poniedziałku do piątku, udając pracownicę i szefa. W jego ramionach była jak kwiat, który powoli rozkwitał. Krucha i delikatna. Czubkiem nosa wodziła po zarysie szczęki Colina, przypadkowo ustami zaczepiając skórę w okolicach ucha oraz szyi. Zadrżała pod wpływem dmuchnięcia, wycofując na chwile biodra. Dumnie wypięła klatkę piersiową, odkrywając przed nim kolejne skarby. Niezręcznie czuła się w samych majtkach, pończochach oraz krawacie, ale przy tym mężczyźnie zapominała o wszystkich wątpliwościach. Przynajmniej na daną chwilę.
- Ach, tak, jakie na przykład? – spytała, nie wiedząc, czy jest na nie w ogóle gotowa. Wspaniale było się uczyć Colina, jego ciała, a przede wszystkim poznawać tak oczywiste, ludzkie odruchy. Dlatego nie przestawała się wiercić, rozkoszować się bliskością tak nierealną, a jednak rzeczywistą. Jej oddech znacznie przyspieszył, gdy ujrzała czubek języka Colina. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Pragnęła go, a to uczucie od dwóch nich wciąż było jakieś obce. W końcu złączyła ich oddechy w jeden. Wargami na początku delikatnie muskała usta Colina, cofając swoją dłoń na kark. Drugą zaś wplotła we włosy, mocno przytulając się do jego klatki piersiowej. I znów czas stanął w miejscu, a echo wskazówki zegara w głowie ucichło. Nie wiedziała, co jest wspanialsze: całować go bezkarnie i bez opamiętania czy czuć w każdej krasie.
- Nie byłaby słodsza? – spytała cichutko prosto w jego usta, lecz nie złączyła ich w pocałunku. Sama się zastanawiała, dlaczego przedłużała tę chwilę, o której marzyła od początku gry? Przesunęła biodrami, zmniejszając dystans między ich ciałami. Chciała go czuć na każdym centymetrze swojego ciała, stęskniona już jego bliskością, która za kilka godzin się skończy. Powrócą do zasad, do trybu od poniedziałku do piątku, udając pracownicę i szefa. W jego ramionach była jak kwiat, który powoli rozkwitał. Krucha i delikatna. Czubkiem nosa wodziła po zarysie szczęki Colina, przypadkowo ustami zaczepiając skórę w okolicach ucha oraz szyi. Zadrżała pod wpływem dmuchnięcia, wycofując na chwile biodra. Dumnie wypięła klatkę piersiową, odkrywając przed nim kolejne skarby. Niezręcznie czuła się w samych majtkach, pończochach oraz krawacie, ale przy tym mężczyźnie zapominała o wszystkich wątpliwościach. Przynajmniej na daną chwilę.
- Ach, tak, jakie na przykład? – spytała, nie wiedząc, czy jest na nie w ogóle gotowa. Wspaniale było się uczyć Colina, jego ciała, a przede wszystkim poznawać tak oczywiste, ludzkie odruchy. Dlatego nie przestawała się wiercić, rozkoszować się bliskością tak nierealną, a jednak rzeczywistą. Jej oddech znacznie przyspieszył, gdy ujrzała czubek języka Colina. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Pragnęła go, a to uczucie od dwóch nich wciąż było jakieś obce. W końcu złączyła ich oddechy w jeden. Wargami na początku delikatnie muskała usta Colina, cofając swoją dłoń na kark. Drugą zaś wplotła we włosy, mocno przytulając się do jego klatki piersiowej. I znów czas stanął w miejscu, a echo wskazówki zegara w głowie ucichło. Nie wiedziała, co jest wspanialsze: całować go bezkarnie i bez opamiętania czy czuć w każdej krasie.
Gość
Gość
Łatwo było zliczyć przekleństwa, klątwy i złorzeczenia rzucane w jego kierunku, tak jak łatwo było mu przypomnieć sobie wszystkie złośliwe, ironiczne spojrzenia i komentarze, których nie szczędzono mu na wielkich salonach jaśnie szlacheckiego państwa, gdzie przyjmowany był z konieczności, ale wcale nie z radością, która towarzyszyła gospodarzom na widok o wiele milszych gości. Był złem koniecznym, zbędnym przedmiotem w całej arystokratycznej drabinie, schodkiem, na który nie chciało się nastąpić w wędrówce na górę, ale którego wyrzucenie zniszczyłoby estetykę całych schodów. Dlaczego więc miałby od tego nie uciekać, nie schować się w szkockich lasach, nie zabarykadować w twierdzy, chroniony grubymi murami i zasiekami własnego umysłu, w którym trzymał swoje największe tajemnice? Świat go odrzucił, podważając każdą jego decyzję i kpiąc sobie ze wszystkich jego planów; wyraźnie wskazując mu miejsce w hierarchii gdzieś obok pełzającego robactwa, na które nikt nie zwracał uwagi. Dlaczego miałby nie próbować wybić się z tej zgnilizny, w której za wszelką cenę pragnął go utopić niemalże cały arystokratyczny świat? Zbyt wiele niepowodzeń i zbyt wiele ciosów otrzymał, aby nadstawić drugi policzek; łatwiej było się poddać i szukać ukojenia tam, gdzie żaden szanujący się arystokrata nigdy by się nie sięgnął. A on sięgał. I czerpał całymi garściami ze szczęścia, które otwierało mu się wraz z Keirą.
- Słodycz to pojęcie względne – wymamrotał w odurzeniu, próbując odnaleźć uciekające mu usta dziewczyny; uparcie unikające dotyku jego z jego ustami, jakby bawiły się z nim w jakimś irytującym tańcu niewinności. A przecież nie było jej już w Keirze; p o z w o l i ł sobie zedrzeć niewinność z jej drobnego ciała dwa dni temu, gdy subtelnymi, wyuczonymi ruchami i spokojnymi, cichymi słowami odkrywał przed nią wszystkie tajemnice. - To jest słodkie – zadrżał, gdy nos zaczepił o jego szczękę, wywołując delikatne dreszcze – ale to już esencja słodkości – wyszeptał, czując jej usta na swojej szyi, leciutko muskające skórę, która błyskawicznie pokryła się gęsią skórką. Starał się siedzieć nieruchomo, ale Merlin mu świadkiem, że przy tej dziewczynie zachowanie spokoju było rzeczą absolutnie nieosiągalną. Czego innego mógł się jednak spodziewać proponując jej taką grę i mając świadomość, że jest pewnym zwycięzcą? Losowość rzutów kośćmi nie miała już żadnego znaczenia, gdy Keirę zakrywały już tylko nieliczne strzępki materiału – co nawet ciężko było nazwać bielizną – i rumieniec na twarzy; wiedział, że tego ostatniego będzie się trudniej pozbyć niż nawet najlepszego na świecie pasa cnoty. I może właśnie to było w tym wszystkim najpiękniejsze? Ta delikatność, niepewność, subtelność wyzierająca z każdego dotyku, uśmiechu i oddechu, którego ciepło czuł na swojej skórze niczym palący ogień?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, panno Moore – powiedział, gdy w końcu uwolnił jej usta z pocałunku, który sobie przywłaszczył, obejmując jej wargi swoimi i przez kilkanaście, kilkadziesiąt długich sekund nie pozwalając jej się odsunąć. Zupełnie jakby bicie jej serca go uspokajało, a dłoń błąkająca się po karku wprowadzała ciszę między jego wzburzone myśli. Była słodko-gorzkim lekarstwem na wszystko, a on nie chciał już stosować się do zaleceń medyka, łapczywie sięgając po zbyt dużą dawkę i nie licząc się z konsekwencjami. Cóż gorszego mogło go teraz spotkać, arystokratycznego pariasa odrzuconego nawet przez tego, którego zwał swoim przyjacielem? Niegdyś mógłby poświęcić dla niego życie... i teraz byłby martwy. - Chcesz posiąść wiedzę, która jest nieodpowiednia dla młodych, niewinnych panien uwięzionych sam na sam z wielkimi, wygłodniałymi wilkami – mówił dalej, powracając do spokojnego, beztroskiego tonu, jakby omawiał kolejne zamówienie w księgarni, a nie trzymał na kolanach półnagie dziewczę, drżące lekko (z chłodu czy strachu?), oblane rumieńcem i kuszące go swoimi wargami. - Być może powinnaś jednak rozważyć ucieczkę, zamiast dociekać rzeczy tak... niestosownych. Rzekłbym nawet, że o wiele bardziej niż te, które zrobiłem dwie noce temu – nachylił się do jej ucha, odgarniając włosy z policzka i odwdzięczył się jej takim samym ukąszeniem, które sama sprezentowała mu niedawno w sypialni.
- Słodycz to pojęcie względne – wymamrotał w odurzeniu, próbując odnaleźć uciekające mu usta dziewczyny; uparcie unikające dotyku jego z jego ustami, jakby bawiły się z nim w jakimś irytującym tańcu niewinności. A przecież nie było jej już w Keirze; p o z w o l i ł sobie zedrzeć niewinność z jej drobnego ciała dwa dni temu, gdy subtelnymi, wyuczonymi ruchami i spokojnymi, cichymi słowami odkrywał przed nią wszystkie tajemnice. - To jest słodkie – zadrżał, gdy nos zaczepił o jego szczękę, wywołując delikatne dreszcze – ale to już esencja słodkości – wyszeptał, czując jej usta na swojej szyi, leciutko muskające skórę, która błyskawicznie pokryła się gęsią skórką. Starał się siedzieć nieruchomo, ale Merlin mu świadkiem, że przy tej dziewczynie zachowanie spokoju było rzeczą absolutnie nieosiągalną. Czego innego mógł się jednak spodziewać proponując jej taką grę i mając świadomość, że jest pewnym zwycięzcą? Losowość rzutów kośćmi nie miała już żadnego znaczenia, gdy Keirę zakrywały już tylko nieliczne strzępki materiału – co nawet ciężko było nazwać bielizną – i rumieniec na twarzy; wiedział, że tego ostatniego będzie się trudniej pozbyć niż nawet najlepszego na świecie pasa cnoty. I może właśnie to było w tym wszystkim najpiękniejsze? Ta delikatność, niepewność, subtelność wyzierająca z każdego dotyku, uśmiechu i oddechu, którego ciepło czuł na swojej skórze niczym palący ogień?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, panno Moore – powiedział, gdy w końcu uwolnił jej usta z pocałunku, który sobie przywłaszczył, obejmując jej wargi swoimi i przez kilkanaście, kilkadziesiąt długich sekund nie pozwalając jej się odsunąć. Zupełnie jakby bicie jej serca go uspokajało, a dłoń błąkająca się po karku wprowadzała ciszę między jego wzburzone myśli. Była słodko-gorzkim lekarstwem na wszystko, a on nie chciał już stosować się do zaleceń medyka, łapczywie sięgając po zbyt dużą dawkę i nie licząc się z konsekwencjami. Cóż gorszego mogło go teraz spotkać, arystokratycznego pariasa odrzuconego nawet przez tego, którego zwał swoim przyjacielem? Niegdyś mógłby poświęcić dla niego życie... i teraz byłby martwy. - Chcesz posiąść wiedzę, która jest nieodpowiednia dla młodych, niewinnych panien uwięzionych sam na sam z wielkimi, wygłodniałymi wilkami – mówił dalej, powracając do spokojnego, beztroskiego tonu, jakby omawiał kolejne zamówienie w księgarni, a nie trzymał na kolanach półnagie dziewczę, drżące lekko (z chłodu czy strachu?), oblane rumieńcem i kuszące go swoimi wargami. - Być może powinnaś jednak rozważyć ucieczkę, zamiast dociekać rzeczy tak... niestosownych. Rzekłbym nawet, że o wiele bardziej niż te, które zrobiłem dwie noce temu – nachylił się do jej ucha, odgarniając włosy z policzka i odwdzięczył się jej takim samym ukąszeniem, które sama sprezentowała mu niedawno w sypialni.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Czerwony pokój zabaw
Szybka odpowiedź