Przed wejściem
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
AutorWiadomość
Przed wejściem
W promieniu kilkunastu metrów od wejścia rozchodzi się słodkawy, kwiatowo-korzenny zapach, ściągając uwagę przechodniów w stronę wejścia jak i ogromnej, i bez tego trudnej do przeoczenia, witryny lokalu. Wysoka na dwa piętra, niemal całkowicie przeszklona i oświetlona ciepłym, niezbyt jaskrawym światłem za dnia i w nocy sama z siebie dość łatwo ściąga uwagę. Zawsze pełno tu roślin, starannie dobieranych, sprowadzanych głównie ze strefy śródziemnomorskiej.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 1 raz
3 lutego
Pracując w ministerstwie nie trudno było się zorientować jakie nastroje panują wśród niektórych pracowników. Większość z nich nie obnosiła się głośno ze swoimi przekonaniami, ale od czasu do czasu w jednym z barów można było przypadkiem spotkać "kolegów" z pracy. Tak też było w przypadku Sykesa, na którego Mulciber wpadł zupełnym przypadkiem. Facet był w staniu co najmniej wskazującym, kiedy półszeptem dobitnie prezentował argumenty innemu zapijaczonemu urzędasowi z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Podsłuchana rozmowa była potwierdzeniem słów Avery'ego odnośnie grupki popleczników Grindelwalda wśród pracowników ministerstwa. Krótka wymiana zdań z Perseusem podczas przypadkowego spotkania kolejnego dnia szybko zakończyła się wnioskiem, że należałoby zidentyfikować jednostki i zaprosić na pogawędkę. Sykes wydawał się łatwym celem na początek.
Wyjątkowo nie wybierał się do Dziurawego Kotła tego wieczora. Śledzony od samego Ministerstwa zaszedł do... cukierni i tam właśnie się rozsiadł na dłużej. Ile czasu można było obżerać się słodyczami? Fakt. Śledzony przez niego i Perseusa czarodziej, którego dostrzegali przez okno cukierni wyglądał jak wyrzucony przez morze waleń, który w osamotnieniu czeka na ratunek ekologów. Istny obraz nędzy i rozpaczy, ale ani Mulciber, ani Avery nie mieli całego wieczoru, aby podpierać ściany budynków na Pokątnej i czekać łaskawie aż grubas ruszy swoje cztery litery.
Ramsey niecierpliwił się już. Często obserwował, analizował — nie znosił jednak bezczynności i ta po jakimś czasie zaczynała go drażnić. Przed jakimkolwiek działaniem powstrzymywał go nieco spokojniejszy członek wiedźmiej straży i własny rozsądek. Potarł ręce o siebie, wciąż oparty lewym przedramieniem o wilgotny mur, podczas, gdy Perseus... No właśnie, co robił Perseusz? dałby sobie głowę uciąć, że jeszcze minutę temu stał tuż obok niego, a teraz go nie było. Wzruszył ramieniem — może poszedł się odlać. W końcu stali tu już dość długo. Było chłodno, a sterczenie w bezruchu w końcu mogło przyciągnąć czyjąś uwagę, szczególnie, że pomimo ciemnych ubrań i kapturów zasłaniających twarze i nie wyglądania jak uliczne zbiry raczej nie przypominali gminu, który ze szpachlą postanowił naprawiać nocą ubytki w murze.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Sykes zdawał się być wręcz podręcznikowym przykładem urzędnika niższego szczebla - nigdy nie wspiął się na wyżyny ambicji i musiał się zadowolić dożywotnim grzaniem stołka i przerzucaniem setki papierów, jednych coraz bzdurniejszych od drugich i wywołujących ostatecznie konieczność zresetowania się w lokalu niezbyt wysokiej klasy. Mniej podręcznikowa była jego narastająca niechęć do akcji podejmowanych przez ministerstwo, a ta z kolei nie umknęła uwadze Avery’ego, który wyjątkowo często obcował z mężczyzną w trakcie składania wniosków o udostępnienie dokumentacji w departamencie, w którym obaj pracowali. Taka niechęć często czyniła ludzi podatnymi na skłanianie się ku innym opcjom politycznym, lecz wciąż brakowało dowodów na to, że podejrzenia szlachcica są słuszne. Perseus nie zareagował od razu, chociaż myśl, że w jego służbowym otoczeniu mogą funkcjonować poplecznicy Grindelwalda rozpalała jego umysł do czerwoności - minęło kilka tygodni, nim swoimi spostrzeżeniami podzielił się z Mulciberem, a niedługo później otrzymał potwierdzenie, na które czekał. Niemalże natychmiast zgodzili się co do dalszego planu.
Pierwszą myślą, jaka przebiegła przez głowę Avery’ego w wieczór, w który podążali za urzędnikiem aż do cukierni, było to, jak ciężko będzie uprowadzić człowieka o tak dużej masie ciała i tak niewygodnych rozmiarach. Czy Sykes w ogóle zmieściłby się do kominka przeciętnych wymiarów? Czy jego podróże nie powodowały poważnych zakłóceń w działaniu sieci Fiuu? Czas mijał szybciej, lecz z pewnością nie tak szybko jak Sykesowi, pochłaniającemu właśnie kolejnego już pączka. Młody szlachcic wzniósł ku niebiosom wymowne spojrzenie, po czym odpalił czwartego już papierosa, uprzednio oferując jednego swojemu niecierpliwiącemu się towarzyszowi. Sam zazwyczaj nie miał nic przeciwko pozornej bezczynności w trakcie śledzenia obiektu, lata szkoleń nauczyły go spokojnego czekania, lecz w tym przypadku podzielał częściowo poirytowanie Mulcibera - obserwowanie chorobliwego obżarstwa nie prowadziło do niczego. Odepchnął się więc stopą od nieco wilgotnego muru i ciskając niedopałek na bruk, przesunął się kawałek dalej, w kierunku nieznacznie uchylonego okna cukierni, skąd miał zaprawdę wyborny widok na znajdującego się nieopodal urzędnika, który wgryzał się z niesłabnącym smakiem w słodkości oblepiające lukrem jego pulchne dłonie.
- Silencio - wyszeptał, celując cisową różdżką wprost w mężczyznę i licząc na to, że pierwszy etap skłaniania do rozmów przebiegnie bezproblemowo.
Pierwszą myślą, jaka przebiegła przez głowę Avery’ego w wieczór, w który podążali za urzędnikiem aż do cukierni, było to, jak ciężko będzie uprowadzić człowieka o tak dużej masie ciała i tak niewygodnych rozmiarach. Czy Sykes w ogóle zmieściłby się do kominka przeciętnych wymiarów? Czy jego podróże nie powodowały poważnych zakłóceń w działaniu sieci Fiuu? Czas mijał szybciej, lecz z pewnością nie tak szybko jak Sykesowi, pochłaniającemu właśnie kolejnego już pączka. Młody szlachcic wzniósł ku niebiosom wymowne spojrzenie, po czym odpalił czwartego już papierosa, uprzednio oferując jednego swojemu niecierpliwiącemu się towarzyszowi. Sam zazwyczaj nie miał nic przeciwko pozornej bezczynności w trakcie śledzenia obiektu, lata szkoleń nauczyły go spokojnego czekania, lecz w tym przypadku podzielał częściowo poirytowanie Mulcibera - obserwowanie chorobliwego obżarstwa nie prowadziło do niczego. Odepchnął się więc stopą od nieco wilgotnego muru i ciskając niedopałek na bruk, przesunął się kawałek dalej, w kierunku nieznacznie uchylonego okna cukierni, skąd miał zaprawdę wyborny widok na znajdującego się nieopodal urzędnika, który wgryzał się z niesłabnącym smakiem w słodkości oblepiające lukrem jego pulchne dłonie.
- Silencio - wyszeptał, celując cisową różdżką wprost w mężczyznę i licząc na to, że pierwszy etap skłaniania do rozmów przebiegnie bezproblemowo.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Mulciber nie przejmował się (w pierwszej chwili) rozmiarami urzędnika, które zdecydowanie wykraczały poza powszechnie obowiązująca normę i nie próbował się zastanawiać jakie racje żywieniowe przysługują mu w domu. Z góry założył, że jeśli będzie trzeba rozpłaszczą wszystkie dostępne pączki i przeciągną go po marmoladzie wzdłuż ulicy, nie zważając na to, czy ktokolwiek zwróci na to uwagę, czy nie. Obserwował ze znudzeniem kawiarnie, w myślach odliczając te cholerne kęsy — nie mógł przecież jeść w nieskończoność, kiedyś się nasyci albo skończą mu się knuty.
Poczęstowanego przez Perseusza papierosa spalił w tempie trzech pączków. Zaczynał się poważnie zastanawiać nad wymyśleniem nowej jednostki czasu na ten wieczór, bo obaj z Averym doskonale by się zrozumieli, gdyby użyli stwierdzenia, że ciągnęli grubasa z prędkością dwudziestu pączków na godzinę. Ale Mulciber stracił na chwilę czujność. To był ten moment, w którym Avery go opuścił. Oderwał się od ściany dopiero kiedy pod oknem cukierni dostrzegł ciemną sylwetkę Perseusa.
Co on, kurwa, zamierza zrobić?, zapytał się w myślach, marszcząc brwi, a gdy dostrzegł jego różdżkę, od razu przeniósł wzrok na grubasa. Nie pomyślał oczywiście, że Avery postanowi władować się do środka przez okno, zamiast po szlachecku przejść przez otwarte drzwi, o nie. Błysk zaklęcia nie wystrzelił, choć gdyby stał bliżej pewnie dostrzegły jakieś drgania w powietrzu. Grubas żarł dalej, pewnie niczego nie zauważył — tak jak Ramsey. Nie mógł wiedzieć, że teraz mieli do czynienia z milczącym grubasem, który w ciszy wciąż zajadał się pączkami. Być może zwróci na to uwagę, kiedy przyjdzie mu wziąć resztę na wynos.
Poprawił kaptur i wyciągnął różdżkę, zamierzając w swoich działaniach wesprzeć Perseusa, choć nie wiedział, czy mu się powiodło i do czego zmierzał. Zawierzył intuicji.
— Slugulus Erecto — wyszeptał, mierząc różdżką w urzędnika Ministerstwa. Dostał mdłości przy czwartej drożdzowcej piłce jaką pochłonął, teraz z przyjemnością ofiaruje mu to samego. Oczywiście, liczył, że z przyzwoitości zwymiotuje przed cukiernią, a wtedy się nim zajmą.
Poczęstowanego przez Perseusza papierosa spalił w tempie trzech pączków. Zaczynał się poważnie zastanawiać nad wymyśleniem nowej jednostki czasu na ten wieczór, bo obaj z Averym doskonale by się zrozumieli, gdyby użyli stwierdzenia, że ciągnęli grubasa z prędkością dwudziestu pączków na godzinę. Ale Mulciber stracił na chwilę czujność. To był ten moment, w którym Avery go opuścił. Oderwał się od ściany dopiero kiedy pod oknem cukierni dostrzegł ciemną sylwetkę Perseusa.
Co on, kurwa, zamierza zrobić?, zapytał się w myślach, marszcząc brwi, a gdy dostrzegł jego różdżkę, od razu przeniósł wzrok na grubasa. Nie pomyślał oczywiście, że Avery postanowi władować się do środka przez okno, zamiast po szlachecku przejść przez otwarte drzwi, o nie. Błysk zaklęcia nie wystrzelił, choć gdyby stał bliżej pewnie dostrzegły jakieś drgania w powietrzu. Grubas żarł dalej, pewnie niczego nie zauważył — tak jak Ramsey. Nie mógł wiedzieć, że teraz mieli do czynienia z milczącym grubasem, który w ciszy wciąż zajadał się pączkami. Być może zwróci na to uwagę, kiedy przyjdzie mu wziąć resztę na wynos.
Poprawił kaptur i wyciągnął różdżkę, zamierzając w swoich działaniach wesprzeć Perseusa, choć nie wiedział, czy mu się powiodło i do czego zmierzał. Zawierzył intuicji.
— Slugulus Erecto — wyszeptał, mierząc różdżką w urzędnika Ministerstwa. Dostał mdłości przy czwartej drożdzowcej piłce jaką pochłonął, teraz z przyjemnością ofiaruje mu to samego. Oczywiście, liczył, że z przyzwoitości zwymiotuje przed cukiernią, a wtedy się nim zajmą.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Koniec zdawał się nigdy nie nadchodzić, a znikające systematycznie w usmarowanych lukrem, pretensjonalnie nadętych ustach urzędnika pączki nakazywały Avery’emu poważnie zastanowić się nad tym, czy aby na pewno Sykes nie opracował systemu wymiennych żołądków, a ich samych nie czekało wielogodzinne czatowanie pod cukiernią. Jeszcze nawet nie znaleźli się z nim twarzą w twarz, a facet już nieświadomie grał im na nerwach, co niestety nie przemawiało na jego korzyść. W myślach zaczął już wykreślać niektóre zaklęcia, które były tylko pozornie przydatne ich sprawie, a w praktyce skutkowałyby ubabraniem butów w połowie przetrawionymi słodkościami.
Ile minie czasu, nim ściągną na siebie uwagę niepowołanych oczu? Ulicy Pokątnej daleko było do specyfiki Nokturnu, gdzie nikt nie przypatrywał się zbyt długo przechodniom, by nie ściągać na siebie żadnych nieprzyjemności. Perseus nigdy nie przestąpił progu Słodkiej Próżności, ale teraz już pewny był tego, że nienawidził tej cukierni z całego serca - za stratę czasu, za długie godziny otwarcia, za dostatecznie szerokie drzwi wejściowe, by wtaczały się do środka grubasy pokroju Sykesa, którego łatwiej już było przeskoczyć niż obejść, za najwyraźniej uzależniające pączki, za samo istnienie. Żółć rozlewała się w jego trzewiach, a w myślach kiełkowało zapytanie, czy tej części magicznej dzielnicy nie mógłby niedługo nawiedzić jakiś siejący zniszczenie pożar, który nieszczęśliwie spaliłby lokal łącznie z fundamentami, rozmyślania te jednak przerwał Ramsey, szepczący formułę uroczego zaklęcia, na którego efekty Avery czekał chyba pierwszy raz w życiu z niecierpliwością. Grubas faktycznie powstał chwiejnie z miejsca, krzesełko, które maltretował, przez parę sekund nie chciało się odczepić od jego cielska i uniosło się razem z nim, by po chwili opaść na posadzkę z niesubtelnym trzaskiem - Sykes zrobił się czerwony jak burak, lecz jak na dzielnego urzędnika Ministerstwa przystało, zamiast wymamrotać słowa przeprosin za zakłócanie spokoju osób znajdujących się w cukierni, momentalnie poturlał się w kierunku wyjścia. To był ich moment.
- Gotowy na przechwycenie orki? - zapytał na rozluźnienie atmosfery, nim pojawili się po przeciwległych stronach urzędnika, a była to dosyć duża odległość, Avery prawie nie widział Mulcibera! - Panie Sykes, pójdzie pan z nami - oznajmił w ramach przywitania, a urzędnik z pewnością poczuł lekkie ukłucie cisowej różdżki, która schowana dyskretnie w rękawie szlachcica, teraz stykała się z ramieniem mężczyzny, który otworzył usta w proteście, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Confundus - szepnął jeszcze, by zmiękczyć opory Sykesa.
Ile minie czasu, nim ściągną na siebie uwagę niepowołanych oczu? Ulicy Pokątnej daleko było do specyfiki Nokturnu, gdzie nikt nie przypatrywał się zbyt długo przechodniom, by nie ściągać na siebie żadnych nieprzyjemności. Perseus nigdy nie przestąpił progu Słodkiej Próżności, ale teraz już pewny był tego, że nienawidził tej cukierni z całego serca - za stratę czasu, za długie godziny otwarcia, za dostatecznie szerokie drzwi wejściowe, by wtaczały się do środka grubasy pokroju Sykesa, którego łatwiej już było przeskoczyć niż obejść, za najwyraźniej uzależniające pączki, za samo istnienie. Żółć rozlewała się w jego trzewiach, a w myślach kiełkowało zapytanie, czy tej części magicznej dzielnicy nie mógłby niedługo nawiedzić jakiś siejący zniszczenie pożar, który nieszczęśliwie spaliłby lokal łącznie z fundamentami, rozmyślania te jednak przerwał Ramsey, szepczący formułę uroczego zaklęcia, na którego efekty Avery czekał chyba pierwszy raz w życiu z niecierpliwością. Grubas faktycznie powstał chwiejnie z miejsca, krzesełko, które maltretował, przez parę sekund nie chciało się odczepić od jego cielska i uniosło się razem z nim, by po chwili opaść na posadzkę z niesubtelnym trzaskiem - Sykes zrobił się czerwony jak burak, lecz jak na dzielnego urzędnika Ministerstwa przystało, zamiast wymamrotać słowa przeprosin za zakłócanie spokoju osób znajdujących się w cukierni, momentalnie poturlał się w kierunku wyjścia. To był ich moment.
- Gotowy na przechwycenie orki? - zapytał na rozluźnienie atmosfery, nim pojawili się po przeciwległych stronach urzędnika, a była to dosyć duża odległość, Avery prawie nie widział Mulcibera! - Panie Sykes, pójdzie pan z nami - oznajmił w ramach przywitania, a urzędnik z pewnością poczuł lekkie ukłucie cisowej różdżki, która schowana dyskretnie w rękawie szlachcica, teraz stykała się z ramieniem mężczyzny, który otworzył usta w proteście, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Confundus - szepnął jeszcze, by zmiękczyć opory Sykesa.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Był daleko; zbyt daleko, aby zaklęcie mogło przemknąć przez uchylone okno i trafić grubasa; ale liczył się z tym. Wypuścił powietrze z płuc, obserwując nieustannie tłustego urzędnika, który nagle usiłował się podnieść z miejsca. Nie przemyślał swojego planu — wrzucenie w siebie kolejnych pączków sprawiło, że tyłek najprawdopodobniej spuchł mu jeszcze bardziej, bo na jedną chwilę krzesełko wstało razem z nim. Mulciber przewrócił oczami i spojrzał na Perseusa, który pozostawał skupiony, choć mógłby przysiąc, że gdyby to nie była śmiertelnie poważna misja to Avery (podobnie jak i on) nabiłby Sykesa na pal i powiesił nad ogniskiem, jak prosię przeznaczone na kolację. Od tak, dla zwykłej zabawy.
Ruszył w kierunku drzwi cukierni, zamierzając zajść go z drugiej strony niż Perseus i posłał mu jedynie przeciągłe spojrzenie. To nie będzie łatwe zadanie, szczególnie, że ani Mulciber ani młodszy od niego Avery nie mogli pochwalić się siłą pracującego w polu robola. Skinął mu głową i poprawił kaptur na głowie. Pojawił się u boku Sykesa, w chwili, gdy ten postawił stopę na wilgotnym bruku.
— Panie Sykes — powitał go z enigmatycznym uśmiechem, a zaraz po tym, odezwał się Perseus z drugiej strony, który również wyrósł zupełnie spod ziemi. Uśmiech poszerzył mu się, kiedy ich cel chciał im coś odpowiedzieć, pewnie sprzedać jakąś regułkę, ale Perseus uraczył go zaklęciem, które szybko otumaniło ofiarę. Już po chwili dało się zobaczyć w jego oczach totalne zmieszanie.
— Chodźmy stąd zanim ktoś się pojawi — powiedział, spoglądając na Avery'ego. Na Pokątnej wciąż obowiązywał dekret szanownej Pani Minister, a ostatnie o czym myślał to utknąć w Tower za próbę uprowadzenia "kolegi z pracy" w niejasnym celu. Chwycił więc grubasa pod ramię, podobnie jak i Avery i obaj pociągnęli go na drugą stronę ulicy. Kilka lokali dalej znajdował się salon wróżbity, którego Mulciber odwiedził kilka godzin wcześniej i w ramach przysługi "kolegi po fachu" obiecał mu odstąpić swoje miejsce pracy na kilka godzin, aby Ramsey mógł przyjąć kilku klientów. Oczywiście, właściciel salonu nie miał pojęcia, że Mulciber w towarzystwie innego czarodzieja postanowią sobie urządzić małe miejsce tortur dla ministerialnego urzędnika.
Ciągnęli mężczyznę w tamtym kierunku, a gdy już znaleźli się pod drzwiami, Mulciber nacisnął na klamkę i otworzył drzwi.
— Właź — warknął do Sykesa i wszyscy zniknęli w środku, nim ktokolwiek zdążył zauważyć ich obecność w tym miejscu.
| Poszliśmy tu
Ruszył w kierunku drzwi cukierni, zamierzając zajść go z drugiej strony niż Perseus i posłał mu jedynie przeciągłe spojrzenie. To nie będzie łatwe zadanie, szczególnie, że ani Mulciber ani młodszy od niego Avery nie mogli pochwalić się siłą pracującego w polu robola. Skinął mu głową i poprawił kaptur na głowie. Pojawił się u boku Sykesa, w chwili, gdy ten postawił stopę na wilgotnym bruku.
— Panie Sykes — powitał go z enigmatycznym uśmiechem, a zaraz po tym, odezwał się Perseus z drugiej strony, który również wyrósł zupełnie spod ziemi. Uśmiech poszerzył mu się, kiedy ich cel chciał im coś odpowiedzieć, pewnie sprzedać jakąś regułkę, ale Perseus uraczył go zaklęciem, które szybko otumaniło ofiarę. Już po chwili dało się zobaczyć w jego oczach totalne zmieszanie.
— Chodźmy stąd zanim ktoś się pojawi — powiedział, spoglądając na Avery'ego. Na Pokątnej wciąż obowiązywał dekret szanownej Pani Minister, a ostatnie o czym myślał to utknąć w Tower za próbę uprowadzenia "kolegi z pracy" w niejasnym celu. Chwycił więc grubasa pod ramię, podobnie jak i Avery i obaj pociągnęli go na drugą stronę ulicy. Kilka lokali dalej znajdował się salon wróżbity, którego Mulciber odwiedził kilka godzin wcześniej i w ramach przysługi "kolegi po fachu" obiecał mu odstąpić swoje miejsce pracy na kilka godzin, aby Ramsey mógł przyjąć kilku klientów. Oczywiście, właściciel salonu nie miał pojęcia, że Mulciber w towarzystwie innego czarodzieja postanowią sobie urządzić małe miejsce tortur dla ministerialnego urzędnika.
Ciągnęli mężczyznę w tamtym kierunku, a gdy już znaleźli się pod drzwiami, Mulciber nacisnął na klamkę i otworzył drzwi.
— Właź — warknął do Sykesa i wszyscy zniknęli w środku, nim ktokolwiek zdążył zauważyć ich obecność w tym miejscu.
| Poszliśmy tu
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
|21.04.1956r
Zaczęli już wystawiać stoliki przed cukiernię. Było coraz więcej ciepłych dni, a oni jakby przeciwstawiali się temu, co działo się na ulicach i starali się wystawiać swoją magię na zewnątrz. Bertie z każdym dniem bardziej doceniał to, jak spokojną ostoją jest Słodka Próżności. Nie dotyczyły jej polityczne spory, czy jakiekolwiek kłótnie, tutaj wszystko zawsze było proste i przyjemne.
Stał na zewnątrz, rozstawiając stoliki po mugolsku, nie chcąc narażać się nowej policji, choć nie chciałby nadużywać tego słowa. Nie był to z resztą problem, kończył już i rozstawiał krzesła, zdążył idealnie, bo i nikt w tym czasie nie wchodził do środka.
Z cukiernią tak już było, czasami mała ilość pracowników działała na plus: byli zżyci i dobrze zgrani, czasem, w mniej ruchliwym okresie było ich wręcz za dużo, by zaraz odkryć, że każde z nich powinno mieć jeszcze po trzy pary rąk: ktoś piekł, ktoś inny ganiał po sali roznosząc zamówienia, ktoś stał za ladą.
Dzisiaj dawał jednak radę sam, przynajmniej z rana. Może koło południa ktoś do niego dołączy, miał dać znać gdyby potrzebował - tego nie dało się przewidzieć. Teraz jednak ruszył do środka, w chwili z resztą gdy zobaczył, że ktoś inny także się tam kieruje.
- Dzień dobry.
Odezwał się jak zwykle szczerze wesołym tonem. Lubił to miejsce i wcale nie musiał udawać dobrego nastroju. Mężczyzna który wszedł z nim był tu niedawno, Bertie go pamiętał. Był z resztą obdarzony bardzo dobrą pamięcią do twarzy i szybko zapamiętywał, co lubi który klient - a mieli tu wiele osób, które wracało znów i znów, coraz chętniej próbując kolejnych polecanych specjalnie im smakołyków.
- Coś słodkiego na początek dnia? - zagadnął zaraz, wchodząc za ladę, gdzie wszystko czekało przygotowane na kolejnych klientów. Słodkich bułeczek i większych ciasteczek nadających się na drugie, lub pierwsze śniadanie już prawie nie było. Te produkty rankami zawsze rozchodziły się błyskawicznie.
Zaczęli już wystawiać stoliki przed cukiernię. Było coraz więcej ciepłych dni, a oni jakby przeciwstawiali się temu, co działo się na ulicach i starali się wystawiać swoją magię na zewnątrz. Bertie z każdym dniem bardziej doceniał to, jak spokojną ostoją jest Słodka Próżności. Nie dotyczyły jej polityczne spory, czy jakiekolwiek kłótnie, tutaj wszystko zawsze było proste i przyjemne.
Stał na zewnątrz, rozstawiając stoliki po mugolsku, nie chcąc narażać się nowej policji, choć nie chciałby nadużywać tego słowa. Nie był to z resztą problem, kończył już i rozstawiał krzesła, zdążył idealnie, bo i nikt w tym czasie nie wchodził do środka.
Z cukiernią tak już było, czasami mała ilość pracowników działała na plus: byli zżyci i dobrze zgrani, czasem, w mniej ruchliwym okresie było ich wręcz za dużo, by zaraz odkryć, że każde z nich powinno mieć jeszcze po trzy pary rąk: ktoś piekł, ktoś inny ganiał po sali roznosząc zamówienia, ktoś stał za ladą.
Dzisiaj dawał jednak radę sam, przynajmniej z rana. Może koło południa ktoś do niego dołączy, miał dać znać gdyby potrzebował - tego nie dało się przewidzieć. Teraz jednak ruszył do środka, w chwili z resztą gdy zobaczył, że ktoś inny także się tam kieruje.
- Dzień dobry.
Odezwał się jak zwykle szczerze wesołym tonem. Lubił to miejsce i wcale nie musiał udawać dobrego nastroju. Mężczyzna który wszedł z nim był tu niedawno, Bertie go pamiętał. Był z resztą obdarzony bardzo dobrą pamięcią do twarzy i szybko zapamiętywał, co lubi który klient - a mieli tu wiele osób, które wracało znów i znów, coraz chętniej próbując kolejnych polecanych specjalnie im smakołyków.
- Coś słodkiego na początek dnia? - zagadnął zaraz, wchodząc za ladę, gdzie wszystko czekało przygotowane na kolejnych klientów. Słodkich bułeczek i większych ciasteczek nadających się na drugie, lub pierwsze śniadanie już prawie nie było. Te produkty rankami zawsze rozchodziły się błyskawicznie.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Poranek był rześki choć dość chłodny - dało się jednak wyczuć wiosnę, która rzekomo nadeszła. Zanim udam się do pracy mam jeszcze pary godzin wolnego, od kilku dni bowiem dręczy mnie coś w rodzaju bezsenności. Zresztą sam także nie chcę powracać do snów, a raczej koszmarów, które wydają się jeszcze straszniejsze niż rzeczywistość. Postanawiam nie marnować czasu na próżne wpatrywanie się w sufit swojego pokoju, więc opuszczam dworek, starając się nie zbudzić moich współlokatorów. Czas załatwić do końca pewne sprawy. A zawsze lepiej z uprzedzeniem, niż spóźnionym - już wkrótce przemierzam londyńskie ulice, by dotrzeć na Pokątną. Potrzebuję dobrej cukierni, a wiem już gdzie ją znaleźć. Czystość krwi właścicieli i pracowników może pozostawiać nieco do życzenia, ale nie są to w końcu szlamy - przynajmniej Ci, z którymi miałem do czynienia - a ja mimo wszystko przedkładam talenta nad urodzenie, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie takie jak ta. Nie znam zbyt wiele wysoko urodzonych osób, które znałyby się dobrze na pieczeniu. Z daleka widzę, jak rozstawiasz stoliki przed wejściem, więc kieruję się w stronę drzwi. Uprzedzasz mnie w dostaniu się do środka, ja zaś wyjmuję ręce z kieszeni mojego płaszcza i uśmiecham się nieznacznie. Chcę już pokręcić głową, ale myślę, że w sumie kilka ciastek na śniadanie mi nie zaszkodzi - w sumie i tak rzadko je jadałem, choć wielokrotnie słyszałem, że jest najważniejszym posiłkiem dnia.
- Właściwie, to nie pogardziłbym jakąś babeczką, jeżeli jakiekolwiek zostały - mówię, przypominając sobie ostatnie wypieki.
Byłem tu wcześniej z jedną z moich znajomych i udało nam się już poznać wtedy poznać.
- Choć przyszedłem tu z zupełnie innego powodu - zaczynam, przyglądając się różnością znajdującym się za ladą. - Chciałem spytać czy przyjmujecie zamówienia na torty?
W końcu urodziny Lucindy zbliżają się nieubłaganie, ja zaś jestem marnym cukiernikiem. Kwestię prezentu zdążyłem już omówić z rudą lady Weasley - to znaczy, z młodą lady Travers, jednak czym byłyby urodziny bez słodkości? Szczególnie, że Lucy tak bardzo je uwielbia.
- Właściwie, to nie pogardziłbym jakąś babeczką, jeżeli jakiekolwiek zostały - mówię, przypominając sobie ostatnie wypieki.
Byłem tu wcześniej z jedną z moich znajomych i udało nam się już poznać wtedy poznać.
- Choć przyszedłem tu z zupełnie innego powodu - zaczynam, przyglądając się różnością znajdującym się za ladą. - Chciałem spytać czy przyjmujecie zamówienia na torty?
W końcu urodziny Lucindy zbliżają się nieubłaganie, ja zaś jestem marnym cukiernikiem. Kwestię prezentu zdążyłem już omówić z rudą lady Weasley - to znaczy, z młodą lady Travers, jednak czym byłyby urodziny bez słodkości? Szczególnie, że Lucy tak bardzo je uwielbia.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Od Bertiego także nietrudno usłyszeć, że śniadanie jest istotne, bardzo istotne i nie wolno go pomijać. Nie ma co się jednak oszukiwać, Bott może tak powiedzieć o każdym posiłku, czy jedzenie nie dodaje energii, nie poprawia nastroju? Owszem, tak jest! Najlepiej jeszcze jak jest słodkie - aż nie dziw, że cukiernik ma w sobie tyle energii, skoro tak dużo słodyczy jada - jednak wcale być nie musi. Bott osobiście uwielbiał poranne słodkie bułeczki przy kawie, która swoim cierpkim smakiem w jakiś sposób idealnie się z nimi komponowała.
Często widywał na twarzach klientów rozbawienie. Być może jego entuzjazm mógł tak działać, być może po prostu to to miejsce tak działało. Niezależnie jednak od powodu - skutki są dobre, uśmiech jest tym, co przede wszystkim powinno gościć w tych progach. I w tej chwili nie ma znaczenia, że ma do czynienia z Nottem: Bertie być może naiwnie nie ma w zwyczaju oceniania ludzi których nie zna, nawet przez pryzmat nazwiska które być może wiele może powiedzieć.
- Coś zostało choć niewiele. - przyznał. - Są za to jeszcze ciepłe. Czekoladowa z jagodami albo jogurtowa z malinami.
Dodał zerkając na ladę. Będzie trzeba zaraz zmienić słodycze wystawione tutaj, te śniadaniowe pewnie za chwilę się sprzedadzą, lepiej wystawić więcej zwykłych ciast po które ludzie zaczną chętniej przychodzić, kiedy minie południe.
- Tak, realizujemy właściwie wszystkie zamówienia cukiernicze jakie klientom wpadną do głowy. - przyznał wprost. Zapewniali już słodycze na niejedno przyjęcie urodzinowe, czy wieczorki towarzyskie. Bertie bardzo czekał, aż przyjdzie mu piec coś ślubnego - to dopiero będzie pole do popisu. Był jednak względnie cierpliwy, szczególnie że zamówień mieli coraz więcej, popularność Próżności rosła z każdym dniem, takie przynajmniej odnosił wrażenie.
- Jakieś konkretne smaki? Powinien być raczej zwyczajny, czy z nutą magii?
Dwa podstawowe pytania. Domyślał się, że klient nie ma dokładnego pomysłu, jednak w końcu od tego jest tu Bott - musi jedynie poznać oczekiwania i podsunąć możliwości.
Często widywał na twarzach klientów rozbawienie. Być może jego entuzjazm mógł tak działać, być może po prostu to to miejsce tak działało. Niezależnie jednak od powodu - skutki są dobre, uśmiech jest tym, co przede wszystkim powinno gościć w tych progach. I w tej chwili nie ma znaczenia, że ma do czynienia z Nottem: Bertie być może naiwnie nie ma w zwyczaju oceniania ludzi których nie zna, nawet przez pryzmat nazwiska które być może wiele może powiedzieć.
- Coś zostało choć niewiele. - przyznał. - Są za to jeszcze ciepłe. Czekoladowa z jagodami albo jogurtowa z malinami.
Dodał zerkając na ladę. Będzie trzeba zaraz zmienić słodycze wystawione tutaj, te śniadaniowe pewnie za chwilę się sprzedadzą, lepiej wystawić więcej zwykłych ciast po które ludzie zaczną chętniej przychodzić, kiedy minie południe.
- Tak, realizujemy właściwie wszystkie zamówienia cukiernicze jakie klientom wpadną do głowy. - przyznał wprost. Zapewniali już słodycze na niejedno przyjęcie urodzinowe, czy wieczorki towarzyskie. Bertie bardzo czekał, aż przyjdzie mu piec coś ślubnego - to dopiero będzie pole do popisu. Był jednak względnie cierpliwy, szczególnie że zamówień mieli coraz więcej, popularność Próżności rosła z każdym dniem, takie przynajmniej odnosił wrażenie.
- Jakieś konkretne smaki? Powinien być raczej zwyczajny, czy z nutą magii?
Dwa podstawowe pytania. Domyślał się, że klient nie ma dokładnego pomysłu, jednak w końcu od tego jest tu Bott - musi jedynie poznać oczekiwania i podsunąć możliwości.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Bardzo lubiłem pogodnych ludzi - może to dlatego, że do pogody ducha wiele mi brakowało. Lubiłem patrzeć na innych którzy uśmiechali się, na dodatek szczerze, czułem się wtedy w pewien sposób dotkniętych ich radością. Co najdziwniejsze potrafili cieszyć się z najmniejszych rzeczy, niemal radować się z niczego. U sprzedawców taką cechę powinno cenić się jeszcze bardziej, przecież także na tym polega kontakt z klientem - niemili, gburowaci ekspedienci natychmiast wprawiali mnie w zły humor. A że należałem do ludzi bogatych - w końcu szlachetnie urodzonych - miałem pełne prawo i często z niego korzystałem, by trzasnąć drzwiami i wyjść, rozejrzeć się za innym lokalem. Nie ważne jak dobry ktoś w czymś był, o ile nie umiał tego sprzedać, nie umiał sprzedać nawet pomysłu na siebie, niezwykle tracił w moich oczach. Niekiedy patrzę nawet na szlachciców na salonach ledwo składających poprawne zdania i mogę jedynie załamywać ręce nad ich niewątpliwą głupotą.
Kiwam głową na Twoją odpowiedź. Ciężki wybór - nie są to może i moje ulubione smaki, ale zawsze warto spróbować czegoś zupełnie nowego. Jogurtowa z malinami brzmi jednak mniej atrakcyjnie i choć wierzę w talenta kulinarne pracowników Słodkiej Próżności, wolę nie ryzykować. Nigdy nie byłem może największym fanem jagód, tak mi się przynajmniej wydaje, choć muszę przyznać, że nie pamiętam kiedy je ostatnio jadłem. I w dodatku czekolada - czekoladą można by wykupić moją duszę, serce i cały majątek.
- Świetnie, poproszę tą z jagodami - mówię, zupełnie pogodnie i beztrosko.
Podążam za Twoim wzrokiem na ladę i myślę o tym jak wiele mógłbym przytyć gdybym częściej tu przychodził. A jednak, czy stres nie wypaliłby ze mnie ostatnich kalorii?
- W takim razie chciałbym zamówić tort na urodziny przyjaciółki. Co prawda do nich jeszcze sporo czasu, ale wolę upewnić się odpowiednio wcześniej. Czy byłaby możliwość odebrania go 13 maja, ale z samego rana? - pytam rzeczowo.
Jeśli tak, zapewne wyślę po niego skrzata mieszkającego w dworku - w kwestii zamówienia wolę jednak pozostać wierny samemu sobie. Inni zawsze wszystko plątają.
- Z pewnością coś z nutą cytrusów i byłbym wdzięczny za jakieś udekorowanie go, choć nieprzesadzone. Poleca Pan jakieś konkretne kombinacje smaków?
Kiwam głową na Twoją odpowiedź. Ciężki wybór - nie są to może i moje ulubione smaki, ale zawsze warto spróbować czegoś zupełnie nowego. Jogurtowa z malinami brzmi jednak mniej atrakcyjnie i choć wierzę w talenta kulinarne pracowników Słodkiej Próżności, wolę nie ryzykować. Nigdy nie byłem może największym fanem jagód, tak mi się przynajmniej wydaje, choć muszę przyznać, że nie pamiętam kiedy je ostatnio jadłem. I w dodatku czekolada - czekoladą można by wykupić moją duszę, serce i cały majątek.
- Świetnie, poproszę tą z jagodami - mówię, zupełnie pogodnie i beztrosko.
Podążam za Twoim wzrokiem na ladę i myślę o tym jak wiele mógłbym przytyć gdybym częściej tu przychodził. A jednak, czy stres nie wypaliłby ze mnie ostatnich kalorii?
- W takim razie chciałbym zamówić tort na urodziny przyjaciółki. Co prawda do nich jeszcze sporo czasu, ale wolę upewnić się odpowiednio wcześniej. Czy byłaby możliwość odebrania go 13 maja, ale z samego rana? - pytam rzeczowo.
Jeśli tak, zapewne wyślę po niego skrzata mieszkającego w dworku - w kwestii zamówienia wolę jednak pozostać wierny samemu sobie. Inni zawsze wszystko plątają.
- Z pewnością coś z nutą cytrusów i byłbym wdzięczny za jakieś udekorowanie go, choć nieprzesadzone. Poleca Pan jakieś konkretne kombinacje smaków?
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Oczywiście, produkt to jedno, atmosfera to kolejna istotna sprawa i Bott doskonale o tym wiedział. Słodka Próżności była miejscem do którego ludzie chętnie przychodzili nie tylko dlatego, że jedzenie było wyśmienite, ale także przez fakt, iż można spędzić tu czas całkiem przyjemnie. Tego miejsca jakby nie dotyczyła wojna, tutaj nie dzieją się złe rzeczy, tutaj ludzie się uśmiechają.
Bertie czuł czasami, że to jest jego miejsce. Tutaj o wiele łatwiej zobaczyć łagodność, czy pogodę, która jak wierzył, tkwi w każdym, w niektórych po prostu schowana bardzo, bardzo głęboko. Skinął głową, odpowiadając na zamówienie własnym uśmiechem - mając wybór także brał to, co z czekoladą.
Sama figura cukiernika mogła świadczyć o tym, że często jedzone słodycze wcale nie muszą stanowić problemu. Był on raczej chudy, może troszkę za, a czy nie widywano go podjadającego, lub wychodzącego zzakoszonym testowanym ciasteczkiem z kuchni? Kiedy się piecze trzeba jeść, trzeba sprawdzać jakość, Bott miał jednak szczęście, cukry jakby w nim znikały, może to dzięki dość aktywnemu trybowi życia?
- Oczywiście. Im wcześniej pan zamawia tym lepiej, lubimy mieć czas na zaplanowanie wszystkiego, ta kuchnia bywa prawdziwym polem bitwy. - stwierdził wesoło, wspominając jak musieli upiec dwa duże zamówienia na raz, w tym tort, który ma tendencję do wybuchania w trakcie pieczenia, jeśli cokolwiek zrobi się zbyt szybko, lub zbyt późno. W sumie... to było całkiem zabawnie. Choć tylko Merlin wie jakim cudem dosprzątali po tym kuchnię.
Wyjął zaraz zbitek pergaminów na których spisywali zamówienia i pióro. Wszystko było dobrze uporządkowane, był to ich kalendarz, z pozoru lichy, jednak bardzo wygodny, który sam przypominał o zbliżających się zamówieniach - zaczynał pachnieć pomarańczą.
Otworzył stronę na którą ktoś rozpisał pierwszą połowę maja, by odnaleźć cyferkę 13.
- Otwieramy o ósmej, ale zwykle ktoś jest już w okolicy szóstej, będzie mógł wydać zamówienie. - poinformował, swoim bardzo okrągłym pismem zaznaczając ranek.
- Hm, może krem jogurtowy z pomarańczą? - zaproponował pierwsze, co wpadło mu do głowy. Słodki, choć nie przesadnie, przełamany wyrazistym smakiem owoców. - Cytryna z bitą śmietaną też ma swoich fanów, ale to jest przeraźliwie słodkie połączenie. - zastukał lekko piórem o pergamin, jemu pierwsza myśl wydawała się najlepsza, jednak oczywiście wybór należał do klienta.
Bertie czuł czasami, że to jest jego miejsce. Tutaj o wiele łatwiej zobaczyć łagodność, czy pogodę, która jak wierzył, tkwi w każdym, w niektórych po prostu schowana bardzo, bardzo głęboko. Skinął głową, odpowiadając na zamówienie własnym uśmiechem - mając wybór także brał to, co z czekoladą.
Sama figura cukiernika mogła świadczyć o tym, że często jedzone słodycze wcale nie muszą stanowić problemu. Był on raczej chudy, może troszkę za, a czy nie widywano go podjadającego, lub wychodzącego z
- Oczywiście. Im wcześniej pan zamawia tym lepiej, lubimy mieć czas na zaplanowanie wszystkiego, ta kuchnia bywa prawdziwym polem bitwy. - stwierdził wesoło, wspominając jak musieli upiec dwa duże zamówienia na raz, w tym tort, który ma tendencję do wybuchania w trakcie pieczenia, jeśli cokolwiek zrobi się zbyt szybko, lub zbyt późno. W sumie... to było całkiem zabawnie. Choć tylko Merlin wie jakim cudem dosprzątali po tym kuchnię.
Wyjął zaraz zbitek pergaminów na których spisywali zamówienia i pióro. Wszystko było dobrze uporządkowane, był to ich kalendarz, z pozoru lichy, jednak bardzo wygodny, który sam przypominał o zbliżających się zamówieniach - zaczynał pachnieć pomarańczą.
Otworzył stronę na którą ktoś rozpisał pierwszą połowę maja, by odnaleźć cyferkę 13.
- Otwieramy o ósmej, ale zwykle ktoś jest już w okolicy szóstej, będzie mógł wydać zamówienie. - poinformował, swoim bardzo okrągłym pismem zaznaczając ranek.
- Hm, może krem jogurtowy z pomarańczą? - zaproponował pierwsze, co wpadło mu do głowy. Słodki, choć nie przesadnie, przełamany wyrazistym smakiem owoców. - Cytryna z bitą śmietaną też ma swoich fanów, ale to jest przeraźliwie słodkie połączenie. - zastukał lekko piórem o pergamin, jemu pierwsza myśl wydawała się najlepsza, jednak oczywiście wybór należał do klienta.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Choć jestem pewien że znajdę w Londynie sto innych kawiarenek i cukiernie, wiele z nich być może częściej odwiedzanych przez szlachciców, ja decyduję się jednak na Słodką Próżność i to z wielu różnych powodów. Nie podążam ślepo za modą, przynajmniej w kwestiach jedzenia - jeśli coś mi smakuje, to mi smakuje, jeśli nie to nie i nieistotne, że zrobił to najlepszy kucharz w mieście. Nie rozumiem jedzenia wykwintnych dań o smaku papieru, które może i mają nienaganną prezencję, jednak nie reprezentują sobą żadnego smaku. Po co? Dlaczego? Jaki to ma sens? Przecież mija się z definicją jedzenia, a już tym bardziej wypieków.
- Około szóstej czy siódmej byłoby świetnie - kwituję krótko, zadowolony z takiego obrotu konwersacji.
Oczywiście, niebo nie zaczęłoby się walić gdybyśmy odebrali tort o ósmej, jednak im wcześniej tym lepiej. Więcej czasu to więcej możliwości i zawsze najlepiej planować z uprzedzeniem - zwłaszcza, że wszystko może się przedłużyć. A rano w cukierni będzie z pewnością masa ludzi, którzy zbiorą się tu na śniadanie czy w celu zakupienia czegoś co spakują do pracy. Nie, lepiej nie ryzykować - przynajmniej kiedy ma się wybór. I kiedy sprawa dotyczy tak ważnych rzeczy jak wypieki. Uśmiecham się raz jeszcze na wspomnienie pola bitwy. Może i nie potrafię sobie wyobrazić, ale i moja praca staje się niekiedy polem bitwy, nawet jeśli walczę wytrwale z papierami - inni też nie potrafią tego pojąć. Kątem oka zerkam na kalendarz, jednak nie przykuwa mojej uwagi na zbyt długo. Dla mnie to zwykłe kartki, a tych mam już serdecznie dość. Zanim odpowiem zastanawiam się przez dłuższą chwilę. Nie do końca chodzi nawet o mój wybór, raczej to co lubi czy nie Lucinda.
- Ku mojemu ubolewaniu, obawiam się, że moja przyjaciółka nie przepada za kremem jogurtowy. Nie znam się wprawdzie zbyt dobrze na cukiernictwie, ale skoro twierdzi pan, że drugie połączenie jest przeraźliwie słodkie to też nie wiem czy przypadnie jej do gustu. Może coś bardziej neutralnego? Wydaję mi się, że miałem kiedyś przyjemność spróbować połączenia kremu cytrynowego z ciastem śmietankowym i białą czekoladą. Czy coś takiego brzmi sensownie?
Wcale nie musi, bo przecież zupełnie nie znam się na gotowaniu.
- Około szóstej czy siódmej byłoby świetnie - kwituję krótko, zadowolony z takiego obrotu konwersacji.
Oczywiście, niebo nie zaczęłoby się walić gdybyśmy odebrali tort o ósmej, jednak im wcześniej tym lepiej. Więcej czasu to więcej możliwości i zawsze najlepiej planować z uprzedzeniem - zwłaszcza, że wszystko może się przedłużyć. A rano w cukierni będzie z pewnością masa ludzi, którzy zbiorą się tu na śniadanie czy w celu zakupienia czegoś co spakują do pracy. Nie, lepiej nie ryzykować - przynajmniej kiedy ma się wybór. I kiedy sprawa dotyczy tak ważnych rzeczy jak wypieki. Uśmiecham się raz jeszcze na wspomnienie pola bitwy. Może i nie potrafię sobie wyobrazić, ale i moja praca staje się niekiedy polem bitwy, nawet jeśli walczę wytrwale z papierami - inni też nie potrafią tego pojąć. Kątem oka zerkam na kalendarz, jednak nie przykuwa mojej uwagi na zbyt długo. Dla mnie to zwykłe kartki, a tych mam już serdecznie dość. Zanim odpowiem zastanawiam się przez dłuższą chwilę. Nie do końca chodzi nawet o mój wybór, raczej to co lubi czy nie Lucinda.
- Ku mojemu ubolewaniu, obawiam się, że moja przyjaciółka nie przepada za kremem jogurtowy. Nie znam się wprawdzie zbyt dobrze na cukiernictwie, ale skoro twierdzi pan, że drugie połączenie jest przeraźliwie słodkie to też nie wiem czy przypadnie jej do gustu. Może coś bardziej neutralnego? Wydaję mi się, że miałem kiedyś przyjemność spróbować połączenia kremu cytrynowego z ciastem śmietankowym i białą czekoladą. Czy coś takiego brzmi sensownie?
Wcale nie musi, bo przecież zupełnie nie znam się na gotowaniu.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
Przed wejściem
Szybka odpowiedź