Bedford Square
Uwagę Louisa zwrócił tłum gromadzący się w sali wykładowej. Gdy udało mu się do niej dostać, okazało się, że na uczelni zorganizowano pokaz magii. Ze względu na ciągle przybywających widzów wyjście z sali okazało się niemożliwe. Louisowi udało opuścić się pomieszczenie dopiero, gdy ostatnie brawa pożegnały Lily schodzącą ze sceny wśród głośnych owacji. Panna MacDonald na zapleczu pakując swoje przyrządy dostrzegła, że wśród przedmiotów brakuje jej piersiówki "Bezdna". Przeszukiwania prowizorycznych kulis nie przyniosły skutku. Podobnie oglądanie opustoszałej już sali wykładowej, która na ten jeden wieczór robiła za teatr.
Tymczasem piersiówkę odnalazł Louis. Kopana przez ludzi, którzy nawet jej nie zauważyli doturlała się aż na na dwór. I tam w rogu spoczęła otwarta. Tworzyła się wokół niej coraz większa kałuża. To zwróciło uwagę Louisa, który rozpoznał w piersiówce rekwizyt magiczki ze sceny. Wylewająca się ciecz zdawała się nie mieć końca.
Lily, która w poszukiwaniach dotarła wreszcie poza budynek zastała Louisa tuż przy swoim rekwizycie. Chłopak także zauważył magiczkę. Jak Lily wytłumaczy się mugolowi z nieskończonego zapasu płynu, który już dawno powinien się skończyć? Czy odzyska piersiówkę?
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
Dostrzegłszy rude włosy i czarodziejskie sztuczki, serce zabiło mi momentalnie mocniej. No bo przecież znałem tego rudzielca! To przecież...
- Ly...! - zacząłem już wyciągając rękę do góry, żeby pomachać do dziewczyny. Urwałem jednak nagle, kiedy zorientowałem się, że to przecież nie Lyra. I że ona z pewnością nie przyszłaby na moją uczelnię, żeby dawać pokaz magicznych sztuczek. Szybko spuściłem rękę, choć parę osób przede mną obróciło się obrzucając mnie dziwnymi spojrzeniami. No co? Nie można się już pomylić?
Lyra, czy nie Lyra, nie zamierzałem wychodzić przedwcześnie z przedstawienia. W końcu to magiczne sztuczki! Nawet jeśli nie takie prawdziwe - czarodziejskie. Te przynajmniej można było rozgryźć - wykoncypować jak są wymyślone - bo przecież każda sztuczka, to czysta logika i fizyka pod przykrywką. Co jednak zaskakujące, te były wyjątkowo dobre i nie miałem bladego pojęcia jak dziewczyna je robi. Kiedy więc już schodziła ze sceny, byłem jednym z tych, którzy najgłośniej bili jej brawo. Pewnie stałbym ta jeszcze długo (bo może magiczka jeszcze wróci?), ale tłum zaczął na niego napierać, więc ostatecznie musiał mu się poddać i wyjść na zewnątrz.
Sam nie wiem jakim cudem to ja i nikt inny nie zauważył tej piersiówki leżącej w powiększającej się z każdą sekundą kałuży.
Może dlatego, że wszyscy pospiesznie się rozeszli, a ja jeszcze stałem zastanawiając się nad dopiero co zobaczonymi sztuczkami? Tu najwyraźniej miałem przykład kolejnej.
Zmarszczyłem brwi podchodząc powoli do leżącego przedmiotu. Dziwaczne. Cieczy wokół było już dużo więcej niż zmieściłoby się do pojemniczka, więc o co tu chodziło? Czyżbym miał okazję rozgryźć jedną z jej sztuczek?
Bez wahania podniosłem piersiówkę. W dłoni była ciężka, jak gdyby nadal była pewna. Gdybym znajdował się teraz na Pokątnej pewnie by mnie to tak nie dziwiło, ale tutaj?
Oglądnąłem uważnie piersiówkę, powąchałem zawartość, przechyliłem... znów lało się z niej jak z kranu. Z powrotem odchyliłem pojemnik tak, by przestało z niego ciec.
I wtedy właśnie dostrzegłem rudą czuprynę dziewczyny. Uniosłem głowę i brwi spoglądając na nią, zaskoczony tak samo jak ciężarem wciąż pełnego naczynia.
Not war.
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
Koniec przerwy, czas wrócić do występów. Lily całkiem się za nimi stęskniła i, kiedy się dowiedziała, że pierwsze nadchodzą, była pełna entuzjazmu. Jones zarezerwował już kilka miejsc i terminów na małe pokazy w celach promocyjnych - MacGonagall przed trzema laty była tu już całkiem znana jednak trzeba pokazać, że we Francji nie zapomniała czym jest iluzja, a rozwinęła się tym bardziej! Jednocześnie warto pokazać się tym, którzy jakimś sposobem nigdy o niej nie słyszeli, co między mugolami londyńskiego pochodzenia jest raczej rzadkie.
Tym razem prawie w ogóle nie korzystała z magii. To nie jej miejsce, nie przywykła do niego, a w takich nie ryzykowała. Milion razy sprawdziła, czy jej asystenci są dobrze pochowani, milion razy upewniała się, że wszystko byłoby dyskretne, ostatecznie jednak skupiła się na prawdziwej iluzji, wplatając w nią jedynie kilka udoskonaleń.
Zebrał się całkiem ładny tłumek i widać było, że rudą to cieszy. Na scenie była kimś zupełnie innym. Wypowiadała się inaczej, była pewna siebie, żarty po prostu wpływały jej na język - całkowicie nie przypominała szarej myszki, jaką znano w szkole i jaką nadal zna wielu czarodziejów. Tak, czy inaczej w całym tym napływie entuzjazmu jakimś sposobem zgubiła piersiówkę...
nie przejęłaby się aż tak mocno, gdyby nie fakt, że była to MAGICZNA piersiówka, a ona w swoim zawodzie ryzykowała dostatecznie wiele. I serce tłukło jej w piersi jak szalone, przeszukała każdy skrawek pomieszczenia, aż do podwórka. Jakim cudem ten przedmiot zawędrował aż tam? I jeszcze mocniej zbladła, kiedy zobaczyła, że ktoś się nią bawi w wyraźnym szoku. W sekundę poczuła, jak oblewa ją zimny pot, ale musiała nad sobą zapanować.
- To nie jest do sztuczek dla młodzieży. Jeszcze rektor uzna, że was deprawuję. - wiedziała, że nie może sobie teraz pozwolić na myślenie o tym, co się stanie, jeśli... bo jeśli dopuści do siebie choć jedną, najmniejszą myśl, wpadnie w histerię. I będzie źle. A mugoli przecież tak łatwo nabrać. Najlepiej mówić wprost, że używa się magii, a tym bardziej nie uwierzą i będą szukali we wszystkim chemii, lub fizyki. Starała się to traktować, jak część występu. Tak. Nadal jest obserwowana. Ten chłopak to jej wywołany z widowni ochotnik. Teraz niech się nadziwi. Na scenie Lily doskonale kłamała. To jakby część występu...
- Chyba nie zamierzasz mnie pozbawić życiowego zapasu alkoholu? Albo pracy, tu już dość mocno śmierdzi. - spytała wesołym, uprzejmym tonem, choć skrzywiła się, bo i faktycznie wódkę czuć było dość mocno. Wyciągnęła dłoń po swoją własność ciekawa zachowania studenta. To naturalne, że uzna to za jakąś sztuczkę. Mugole nie wierzą w magię...
any other person.
- Fakt, rektor nie byłby zachwycony sztuczkami z niekończącą się ilością alkoholu - przyznałem wciąż z uśmiechem. - Studenci wręcz przeciwnie - dodałem obracając w palcach piersiówkę. Niby wiedziałem, że należy do niej i że powinienem jej ją zwrócić... ale coś mnie powstrzymywało. Nawet wtedy, kiedy magiczka wyciągnęła dłoń po swoją własność.
- Oddam ci ją, jeśli pokażesz mi jak działa - powiedziałem wyjątkowo jak na siebie stanowczo. No hej! Kto nie chciałby znać tajemnicy niekończącego się alkoholu w piersiówce? Nawet jeśli to zwykła sztuczka, to i tak fajnie by było ją poznać. Tym bardziej, że coś mi się chyba należało jako znalazcy, nie?
Spojrzałem na nią wyczekująco.
Not war.
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
- Magicy nie zdradzają swoich sztuczek. W każdym razie na pewno nie tak łatwo. - stwierdziła i uśmiechnęła się pod nosem, zakładając przy tym ręce na piersi i patrząc na swojego rozmówcę wyzywająco. - Z resztą co to za zabawa, kiedy dostajesz rozwiązanie na tacy?
Uniosła brwi. A wiele jej sztuczek miało rozwiązanie, w większości całkiem mugolskie, bardzo często wręcz oczywiste dla kogoś, kto widział jak trik powstaje, na szczęście jednak zwykle niewidoczne dla publiki.
- Nawet nie próbuj rozlewać więcej. - dodała ostrzegawczym tonem, choć uśmiechnęła się przy tym pod nosem. Nie chciała dalej tracić alkoholu. Choć zdecydowanie bardziej nie chciała, żeby Lou poszukiwał rozwiązania, którego nie może znaleźć. - Trochę mi dzisiaj spieszno. Możemy się umówić, że mi ją oddasz, ale jeśli wpadniesz na to, w czym może tkwić jej sekret, dostaniesz taką samą, hm? Będę tu wpadała jeszcze nie raz, więc jeśli na coś wpadniesz, na pewno nie ucieknę.
Stwierdziła w końcu. Jeśli chłopak na prawdę coś wymyśli, co by mogło działać, co za problem mu to zrobić? Jednocześnie zyskałaby nowy trik. Choć nie sądziła, by był w stanie. Tak, czy inaczej niech się pozastanawia.
any other person.
- Nie uważasz, że bardziej by mi się opłacało po prostu zostawić sobie o tą piersiówkę? - odparłem jej prosto z mostu uśmiechając się przy tym chytrze. Tak, tak... przecież jej ją oddam, ale wcześniej może uda mi się wynegocjować jakieś korzystne warunki, nie? Jak politycznie!
- Coś mi się chyba należy za odnalezienie twojej zguby, hm? - zapytałem podrzucając jej manierkę. - O, mogłabyś mi na przykład postawić tyle piwa ile by się w niej zmieściło? - zaproponowałem. To byłoby przecież sprawiedliwe!
- Przy kielichu na pewno wpadłbym na pomysł jak to działa - dodałem uśmiechając się szeroko. I co z tego, że właśnie wyciągałem magiczkę na piwo? Nie wyglądała na dużo starszą, ba, w ogóle nie wyglądała na starszą, ale mniejsza o to.
Not war.
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
- Stoi. W takim razie chodź, upiję cię i zostawię z zagadką. - stwierdziła. Jej rozmówca i tak nigdy nie dowie się, ile ta piersiówka może zmieścić alkoholu. Co najwyżej Lily może wymyślać, choć to, co się wylało i, co wylał sam student pewnie było już ponad litrem.
- Znasz jakieś konkretne miejsce?
Dopytała. Miała w Londynie knajpki które lubiła, ale wiele z nich już nie istnieje. A jak już, większość była gdzieś indziej - nie, żeby w ogóle było ich niesamowicie wiele.
Z resztą chłopak pewnie dużo lepiej zna te okolice.
any other person.
- Jeszcze zobaczymy kto tu kogo upije! - odparłem jej w każdym razie hardo, znów patrząc na rudzielca (tylko piersiówkę trzymając mocniej). I nie, wcale w tych przechwałkach nie przeszkadzała mi świadomość, że moja głowa jest... po prostu słaba. Przecież to dziewczyna! Dam radę dziewczynie, nie?!
- Bo pijesz razem ze mną - zaznaczyłem, jeśli przypadkiem sądziła inaczej. Samemu przecież chlać nie wypada.
O! Dobrze, że zapytała. Znałem doskonałe miejsce do picia. A nawet miejsca, ha! Tutaj okolicę zdążyłem już poznać jak własną kieszeń, a nawet lepiej.
- Byłaś w Baggins? To tutaj niedaleko - uśmiechnąłem się i skinąłem głową w odpowiednią stronę. - Tak w ogóle to jestem Lou. Lou Bott - przedstawiłem się i ukłoniłem przed nią zmyślnie jakbym właśnie sam był na scenie i grał rolę jakiegoś księcia.
Not war.
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
- Nie byłam. Prowadź więc. - stwierdziła wesoło, bo i stres powoli jej minął. Miała pewność, że chłopak nie będzie więcej rozlewał, więc nie może rozkręcać jej piersiówki, czy na prawdę szukać rozwiązania. Niech więc sobie pogłówkuje, jak chce. Może podpowie jej coś fajnego.
- Lily MacDonald. Miło cię poznać, Lou. - zaśmiałam się rozbawiona jego pokłonem. - Lubię występować dla studentów. Jesteście najśmieszniejsi. Najmocniej staracie się rozpracować każdą sztuczkę.
Powiedziała po chwili pierwsze, co jej przyszło na myśl, kiedy razem ruszyli do wspomnianej przez blondyna knajpki.
any other person.
Ale co tam podejrzliwość! Uśmiechałem się dalej. Cała ta sytuacja była mocno zabawna - niespodziewane poznanie magiczki, znalezienie magicznego rekwizytu... no i knajpa. A tak, właśnie!
- Tędy - wyszczerzyłem się do niej i ruszyłem powoli w tamtą stronę. - Najśmieszniejsi? - powtórzyłem za nią jak papuga. - A nie boisz się, że ktoś jednak rozpracuje twoje sztuczki i zostaniesz zdemaskowana? Bo dopóki nikt nie wie jak to - tu pomachałem zakorkowaną piersiówką - działa, to to najprawdziwsza magia - zauważyłem.
Faktycznie, w tej chwili, kiedy nie umiałem jej udowodnić, że to, co zdziałała na scenie, jest czystą fizyką - mogłem ją uznawać za czarownicę. Taką jak te z Pokątnej. Jak Lyra na przykład.
- Ktoś już z widzów rozgryzł którąś z twoich sztuczek? - zagadnąłem, ot, z ciekawości, po czym skręciłem za róg podążając prosto do celu.
Powinienem wiedzieć jak wysoko mam postawioną poprzeczkę, prawda?
Not war.
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
Uśmiechnęła się wesoło. W końcu przecinanie człowieka to sztuczka stara jak świat, a jednak nadal działała, bo widz choć wiedział, że w skrzynce są właściwie dwie osoby, nadal pozwalał się oszukiwać. Jeśli tylko magik był dobry i potrafił wszystkim zakręcić, ukryć. Zrobić show. Nawet te najstarsze sztuczki wychodziły. W najgorszej opcji trzeba było zmienić sposób.
- Wszystko cały czas się dopracowuje. Nikt nie zostaje przy knifach dawnych iluzjonistów. - wzruszyła ramionami. - A może magików? - dodała wesoło, bo przecież on nie wierzy w magię, więc można wspomnieć o czarodziejach. W tym wszystkim chodziło o to, żeby ludzie myśleli, że ona czaruje kiedy tego nie robi, a jak już robi, żeby szukali logicznego wyjaśnienia. O mieszanie mugolom w głowach.
Na kolejne pytanie trochę się zamyśliła. To nie były dobre wspomnienia i właściwie nie wiedziała, jak ująć odpowiedź.
- Tak, ktoś mnie rozgryzł. Ale... powiedzmy, że miał spore ułatwienia. Właściwa publika nigdy tego nie zrobiła. A czasem dostaję listy z pytaniami i próbami. - uśmiechnęła się lekko. Tak, listy są fajne. Czasami pomagają jej w pracy, w wymyślaniu nowych sztuczek. - Jeśli rozgryziesz cokolwiek od podstaw bez pomocy i podpowiedzi, będziesz pierwszy. Ale od początku do końca, we fragment innym też zdarzało się trafić, to się nie liczy.
Zaznaczyła już weselej, idąc tuż obok niego.
any other person.
Pokiwałem głową. Gorzej, że nadal nie przychodziło mi do głowy jak mogła być ta piersiówka skonstruowana. To będzie ciężkie... ale przy piwie myślenie na pewno pójdzie mi lepiej, nie ma bata. Przecież akurat mi nie namiesza w żadnej głowie! Jestem człowiekiem nauki, a jednocześnie znam się na czarach! To znaczy... wiem, że one istnieją, a to już coś, nie? Zwykła magiczka przy mnie wymięknie prędzej czy później.
O, ktoś ją rozgryzł? Ale nie był to nikt z widowni? Zmarszczyłem brwi nie bardzo rozumiejąc. Może chodziło o innego magika, który robił podobne sztuczki? W każdym razie wyglądało na to, że łatwo nie będzie.
Podniosłem piersiówkę przed twarz i jeszcze raz bacznie jej się przyjrzałem.
- Na pewno jest zrobiona tak, żeby wyglądała na mniejszą niż jest w rzeczywistości... i ma coś w sobie, co sprawia, że ma się wrażenie, że nie traci na wadze w miarę wypływania jej zawartości... - myślałem na głos. Nie, niewiele mi to pomogło.
- Usiądziemy przy piwie i na pewno to rozgryzę - stwierdziłem z pewnością w głosie, by zatrzymać się raptownie i otworzyć Pannie Czarującej drzwi do pubu. - Mówiłem, że to niedaleko - uśmiechnąłem się do niej pogodnie, gestem zapraszając do środka.
[ztx2]
Not war.
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
Oddech Tamuny gwałtownie przyspieszał. Od dłuższego czasu biegła, próbując pochwycić uciekającego opryszka, którego wypatrzyła w jednej z uliczek. Teraz docierała do otwartego placu. Zbieg okoliczności, a jednak - mężczyzna łudząco przypominał poszukiwanego listem gończym przez Biuro. Aurorka zareagowała szybko, chcąc zatrzymać podejrzanego i przepytać. Ten jednak - bardzo szybko zerwał się z miejsca, zapewne przeczuwając niebezpieczeństwo i salwując się ucieczką. Tylko czy uciekinier był tym, za kogo brała go Tamuny? Czy prawdziwie niewinny umykałby przed zwykłym pytaniem?
Okazją do zmniejszenia dystansu stał się przechodzeń, który wstając z jednej z ławek nie zauważył przemykającego w pośpiechu mężczyznę.
- Zejdź mi drogi inaczej po mnie! Albo mi pomóż, błagam! - wysapał uciekinier, dobiegając do Fredericka, który w przebraniu, zmieniony nie do poznania czekał na pojawienie się swojego informatora. Spotkanie miało być tajne. O najnowszym śledztwie wiedział Fox i Rogers, który wyraźnie dał do zrozumienia aurorowi, że powinien je zachować w tajemnicy. Nieznajomy ubrany był tak, jak wyglądać miał informator. Frederick miał okazję zareagować, zanim jegomość zdekoncentrowany zderzeniem, odbiegnie wystarczająco daleko. Kątem oka mógł zauważyć też biegnącą Tamunę. Co zrobi Frederick? Ochroni domniemanego informatora przed koleżanką z pracy czy wyda go w jej ręce grzebiąc jednocześnie swoje szanse na pomyślne zakończenie misji? A może wymyśli coś zupełnie innego?
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
Kaszkiet, kraciasty prochowiec, jasne spodnie. Niewielu tak ekstrawagancko ubranych osobników kręciło się po placu – w zasadzie od czterdziestu minut siedziałem na ławce, powoli tracąc nadzieję, że informator raczy się pojawić. Z nudów przeglądałem mugolską gazetę, co chwila podnosząc spojrzenie i uważnie lustrując okolicę. Wyglądałem jak zwyczajny przechodzień – ulizane, ciemne włosy, lekko przyprószone siwizną, okulary w cienkich, okrągłych oprawkach i elegancko przystrzyżony wąs – ale po tym właśnie miał rozpoznać mnie informator.
Powoli tracąc nadzieję, że jegomość raczy się zjawić, wepchnąłem zwiniętą gazetę do kieszeni i wstałem z ławki, chcąc rozejrzeć się po okolicy – jednak zajęty przez moment wgapianiem się w kieszenie trenczu, zupełnie nie zauważyłem biegnącego przechodnia, który niemal złapał mnie za fraki.
Auror, który dał się zaskoczyć w środku dnia. Nieładnie, Frredericku.
Szybko jednak zdaję sobie sprawę, że być może nie przypadkiem mężczyzna niemal uwiesił mi się na barkach – był ubrany dokładnie jak ten, na którego czekałem. Jego twarz wydała mi się jednak niepokojąco znajoma. Błyskawicznie sięgnąłem do najgłębszych czeluści pamięci, by spróbować wydobyć tożsamość mężczyzny. Czy nie był przypadkiem jednym z opryszków poszukiwanych listem gończym przez Ministerstwo? Przyjrzałem mu się jeszcze raz, nieco uważniej – wydawał się zdyszany, jakby dopiero co przed kimś uciekał. I chyba nie pomyliłem się zbytnio, bo w oddali zamajaczyła mi dobrze znana sylwetka Tamuny, która zbliżała się do nas nieuchronnie.
Nagromadzona ilość sygnałów była zbyt duża, by uznać uciekiniera za przypadkowego przechodnia. Choć Rogers dał mi do zrozumienia, że póki co powinienem zachować śledztwo dla siebie, uciekanie przed koleżanką z pracy nie było najrozsądniejszym wyjściem. Błyskawicznie dobyłem różdżki, na wszelki wypadek wypowiadając w myślach inkantację Colloshoo i tym samym celując w buty domniemanego informatora.
- Pomogę. - Rzuciłem cicho. - Tylko bez żadnych sztuczek, dobrze? - Ostrzegłem cicho mężczyznę, przytykając koniec mojej różdżki do jego pleców tak, by nie miał wątpliwości, że trzymam go na celowniku.
Tamuna była coraz bliżej, ale w głowie miałem już gotowy zarys planu.
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,