Podziemia
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Podziemia
Zejście po podziemi jak i same podziemia łączą w sobie symetrię i niezwykłe bogactwo ozdób i ornamentów. Wnętrze, pełne złotych i marmurowych płaskorzeźb, sztukaterii, figur przodków oraz postaci z mitologii greckiej oraz fresków. Przestrzenny układ korytarzy i schodów przypomina bardziej operę niż podziemne części pałacu. Jest tam ciąg korytarzy rozległych pod posiadłością, ale również i wychodzących na teren ogrodu. Nie wiadomo ile tajemnych przejść kryją ich zakamarki. Na samym dole znajduje się jezioro, w którym giną rozległe schody.
Na pomieszczenie nałożone jest: muffliato[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 27.12.16 23:28, w całości zmieniany 2 razy
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kolejne spotkanie z babcią odbywało się jak zwykle w podziemiach pałacu Fenland. Genevieve Flint była kobietą wszelkich darów, a talentów które posiadała Morgoth nie potrafił zliczyć. Równie idealna, chociaż nieco zbyt energiczna szlachcianka zadziwiała swojego wnuka nie tylko charyzmą, ale również i znajomością świata, chociaż nie podróżowała za wiele. Nie wypadało jej z racji tego, że jako członkini rodu Abbott musiała być doskonałą przedstawicielką socjety arystokratycznej. Młodemu Yaxley'owi zawsze wydawało się, że jego babcia od strony matki nie była zawsze ugodowa. Posiadała na pewno tajemniczą przeszłość, o której nie chciała nikomu powiedzieć. Nikomu za wyjątkiem swojego pierwszego wnuka. Morgoth nie znał oczywiście całej historii życia Genevieve, chociaż opowiadała mu niektóre swoje przygody. Czasami nie mógł uwierzyć w to, że wydarzyło się to naprawdę. Że jedna osoba, jedna kobieta mogło to wszystko przeżyć. A jednak. Zadziwiała go, zaskakiwała, potrafiła powiedzieć też wprost, że jest zdecydowanie za sztywny jak na jej gusta. Że powinien więcej czerpać z życia. Że jest za bardzo za ojcem, a powinien być ciepły i dobry jak matka. Wiedział jednak że kochała swojego wnuka takim jakim był. A on uwielbiał słuchać jej upomnień. Od małego gdy dowiedział się o tym, że kobieta opanowała sztukę animagii, prosił ją lub właściwie błagał, by nauczyła go tego samego. Wpierw się wykręcała, tłumacząc, że był za młody, jednak gdy dorósł, nie miała wymówki. Zgodziła się pod jednym warunkiem - nigdy nie miał tego wykorzystywać dla własnego widzimisię. Ta zdolność nie jest wyjątkowa, Morgo. Pamiętaj o tym. Pamiętał i zgodził się na wszystko. Dlatego też właśnie zjawił się w podziemiach, gdzie za jakąś chwilę miała przybyć jego babka. Lubiła się spóźniać, jednak od innych wymagała punktualności. Morgoth akurat zawsze wolał być wcześniej niż inni. Przejechał dłonią po włosach i w tym samym czasie tuż przed nim pojawiła się Genevieve Flint.
- Dobry wieczór, babciu - powiedział, poprawiając podwinięte już rękawy koszuli i lekko się jej kłaniając.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Starość ma swoje przywileje i jednym z nich jest fakt, że osoby starszej nie wypada upominać i należy odnosić się do niej z najwyższym szacunkiem. Genevive lubiła ten drobny fakt od czasu do czasu wykorzystywać, co przejawiało się między innymi w jej notorycznym spóźnialstwie. Kiedy schodziła po schodach do podziemi dworu zamieszkiwanego przez ród Yaxleyów, była pewna, że jej nad wyraz sztywny i idealnie ułożony wnuk już tam czeka.
- Dobrze cię widzieć, Morgoth. - odpowiedziała mu, rozglądając się po miejscu w jakim umówili się na swoje nauki. Dopiero później uważnym, jakby krytycznym spojrzeniem zmierzyła swojego wnuczka. - Jak rozumiem, nadal jesteś przekonany, że ta umiejętność jest ci niezbędna. - bardziej stwierdziła, niż spytała i może był to idealny moment na dokonanie prezentacji, ta jednak nie miała mieć miejsca. - Mam nadzieję, że jeśli chodzi o teorię jesteś przygotowany. Nigdy nie czułam powołania wykładowcy.
Starsza kobieta w eleganckiej szacie mającej podkreślać jej nie gasnącą, acz zmieniającą się urodę zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu najwyraźniej oczekując na to, że wnuk opowie jej, jakie informacje zdołał zdobyć do tej pory, odkąd wyraziła zgodę na uczenie go animagii. Od czasu do czasu przerywała mu w wypowiedzi, uzupełniając ją, lub poprawiając, jeśli tylko było trzeba - oraz jeśli potrzeba zdarzyła się więcej, niż raz, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
- Dobrze cię widzieć, Morgoth. - odpowiedziała mu, rozglądając się po miejscu w jakim umówili się na swoje nauki. Dopiero później uważnym, jakby krytycznym spojrzeniem zmierzyła swojego wnuczka. - Jak rozumiem, nadal jesteś przekonany, że ta umiejętność jest ci niezbędna. - bardziej stwierdziła, niż spytała i może był to idealny moment na dokonanie prezentacji, ta jednak nie miała mieć miejsca. - Mam nadzieję, że jeśli chodzi o teorię jesteś przygotowany. Nigdy nie czułam powołania wykładowcy.
Starsza kobieta w eleganckiej szacie mającej podkreślać jej nie gasnącą, acz zmieniającą się urodę zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu najwyraźniej oczekując na to, że wnuk opowie jej, jakie informacje zdołał zdobyć do tej pory, odkąd wyraziła zgodę na uczenie go animagii. Od czasu do czasu przerywała mu w wypowiedzi, uzupełniając ją, lub poprawiając, jeśli tylko było trzeba - oraz jeśli potrzeba zdarzyła się więcej, niż raz, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
I show not your face but your heart's desire
Morgoth akurat przyzwyczaił się do faktu, że jego babka była dość wolną kobietą. Nie praktykowała czegoś podobnego jak sztywne trzymanie się zasad, chociaż nigdy też się im nie sprzeciwiała. Była szlachcianką z krwi i kości, chociaż posiadała iskrę buntowniczki i odkrywczyni. Nie przeszkadzało mu to. Była starszą, ale dalej pełną życia czarownicą potrafiącą przekazać swoją wiedzę innym. Może nie aż tak chętnie, ale gdy zaczęła go uczyć, zmieniła nastawienie. A przynajmniej nie chciała się do tego przyznać to Morgoth widział w niej to. Zależało jej na tym, by jak najlepiej wykorzystywał magię, którą starała się mu wpoić. Była też jego skarbnicą mądrości, w której nauki wpatrywał się z uwagą i poszanowaniem. Nigdy się jej nie postawił, zawsze uważał, że starsi wiedzą więcej. A przynajmniej z ich rodziny. Bo przecież patrząc na co poniektórych starszych arystokratów była to jedna wielka tragedia. Gubili się między toaletą a swoimi sypialniami. Flintowie jak i Yaxley'owie do śmierci mieli otwarty i skupiony umysł. Nigdy nie chorowali na żadne dolegliwości z zapominaniem. Lub... Młodo umierali.
- Nie zmieniłem nastawienia, odkąd zaczęłaś mnie uczyć po zakończeniu szesnastu urodzin - odparł, znosząc jej spojrzenie. Czasami niektórzy uważali, że są do siebie podobni. Tak samo uparci, jednak babka nie raz i nie dwa sądziła, że jej wnuk ma za dużo w siebie gniewu Yaxley'ów, a krwi nie da się zmienić. Nie odpowiedział za to na jej kolejne słowa, obserwując jak długowłosa czarownica schodziła wolno ze szczytu schodów, które prowadziły do podziemi pod pałacem. On natomiast siedział dalej przy tamtejszym źródle, z którego zrobiono coś na podstawie fontanny. Oboje wiedzieli, że był to dopiero początek całego szeregu labiryntów, które składały się na to miejsce. Wykonane w najbogatszy sposób mogły pochłonąć niezaznajomionego z ich układem i pochłonąć bezpowrotnie. Morgoth wierzył, że wszystkie korytarze były obłożone zaklęciem, którego jedynie prawdziwi Yaxley'owie się nie imali. A przynajmniej jego nigdy nie zwiodły.
Włożył dłoń do lodowatej wody, czując jak boląc ścięgna w lewej ręce zaczynają odpuszczać. Nie był przyzwyczajony do tak intensywnych ćwiczeń, ale nie miał zamiaru zawodzić swojej babki. Dlatego przez kilka dni wstecz praktykował transmutacje, nie robiąc sobie praktycznie w ogóle przerwy. Tak długo, że na jego dłoniach pojawiały się zatarcia. W końcu jednak poczuł na sobie spojrzenie kobiety, więc podniósł się i stanąwszy wyprostowany zaczął mówić:
- Tak jak mówiłaś zaopatrzyłem się w stosowne książki. Przeczytałem je, jednak wszystko opiera się nie tylko na treningu, a na sile woli.
Jego głos niósł się po podziemiach, jednak nie bał się tego. Wręcz to uwielbiał.
- Opisów transformacji nauczyłem się już na początku naszej nauki - kontynuował. Wkładał w to całego siebie. Zajmowało to przecież lata. Lata, żeby nie tylko przeczytać te wszystkie manuskrypty, odszukać je czy w odpowiedni sposób zbadać. Krok po korku, stopień po stopniu, litera po literce pochłaniał uważnie etapy przemiany. Zupełnie jakby w samych słowach znajdowała się magia. Nie zaś w jego ciele i umyśle. - Jednak rytuały, które mają mi pomóc w skupieniu się, wcale nie działają - odpowiedział, przypominając sobie nieudane próby. Tysiące jak nie setki tysiące razy wypowiadał te same gesty z różdżką w dłonie, a jego usta wypowiadały te same słowa. I dalej nic.
- Nie zmieniłem nastawienia, odkąd zaczęłaś mnie uczyć po zakończeniu szesnastu urodzin - odparł, znosząc jej spojrzenie. Czasami niektórzy uważali, że są do siebie podobni. Tak samo uparci, jednak babka nie raz i nie dwa sądziła, że jej wnuk ma za dużo w siebie gniewu Yaxley'ów, a krwi nie da się zmienić. Nie odpowiedział za to na jej kolejne słowa, obserwując jak długowłosa czarownica schodziła wolno ze szczytu schodów, które prowadziły do podziemi pod pałacem. On natomiast siedział dalej przy tamtejszym źródle, z którego zrobiono coś na podstawie fontanny. Oboje wiedzieli, że był to dopiero początek całego szeregu labiryntów, które składały się na to miejsce. Wykonane w najbogatszy sposób mogły pochłonąć niezaznajomionego z ich układem i pochłonąć bezpowrotnie. Morgoth wierzył, że wszystkie korytarze były obłożone zaklęciem, którego jedynie prawdziwi Yaxley'owie się nie imali. A przynajmniej jego nigdy nie zwiodły.
Włożył dłoń do lodowatej wody, czując jak boląc ścięgna w lewej ręce zaczynają odpuszczać. Nie był przyzwyczajony do tak intensywnych ćwiczeń, ale nie miał zamiaru zawodzić swojej babki. Dlatego przez kilka dni wstecz praktykował transmutacje, nie robiąc sobie praktycznie w ogóle przerwy. Tak długo, że na jego dłoniach pojawiały się zatarcia. W końcu jednak poczuł na sobie spojrzenie kobiety, więc podniósł się i stanąwszy wyprostowany zaczął mówić:
- Tak jak mówiłaś zaopatrzyłem się w stosowne książki. Przeczytałem je, jednak wszystko opiera się nie tylko na treningu, a na sile woli.
Jego głos niósł się po podziemiach, jednak nie bał się tego. Wręcz to uwielbiał.
- Opisów transformacji nauczyłem się już na początku naszej nauki - kontynuował. Wkładał w to całego siebie. Zajmowało to przecież lata. Lata, żeby nie tylko przeczytać te wszystkie manuskrypty, odszukać je czy w odpowiedni sposób zbadać. Krok po korku, stopień po stopniu, litera po literce pochłaniał uważnie etapy przemiany. Zupełnie jakby w samych słowach znajdowała się magia. Nie zaś w jego ciele i umyśle. - Jednak rytuały, które mają mi pomóc w skupieniu się, wcale nie działają - odpowiedział, przypominając sobie nieudane próby. Tysiące jak nie setki tysiące razy wypowiadał te same gesty z różdżką w dłonie, a jego usta wypowiadały te same słowa. I dalej nic.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Skinęła głową, nie oczekując innej odpowiedzi. Nie powiedziałaby tego otwarcie, ale na pewno byłaby bardzo zawiedziona, gdyby Morgoth się poddał i porzucił tę naukę. Chyba tak na prawdę lubiła spędzać z nim czas w ten właśnie sposób. Wiele było rzeczy o których oboje wiedzieli, ale o których po prostu się nie mówiło, wisiały w powietrzu, wplecione delikatnie w łączącą ich więź.
Słuchała też słów swojego wnuka. Wiedziała jednak, że siły woli mu nie brakuje, problem jej zdaniem mógł tkwić w całkowicie innym miejscu.
- Twój gniew ci przeszkadza. Masz go w sobie wiele i póki nie potrafisz go stłamsić, będzie ci trudno osiągnąć odpowiednie skupienie. - choć był blisko, tak przynajmniej uważała. Minęło już wiele lat, a Morgoth wykazał się wytrwałością, uporem i sumiennością. Nie poddawał się i uczył, czytał wszelkie księgi, jakie mu poleciła, lub jakie sam zdobył. I, co tak na prawdę najważniejsze: trenował.
- Może powinieneś spróbować w podobny sposób oczyszczać umysł, jak robią to oklumenci. Poszukaj książek na ten temat. - zaleciła mu wierząc, że nauka jednej umiejętności z powodzeniem może, a wręcz powinna opierać się na przynajmniej pobieżnym orientowaniu w naukach w jakiś sposób podobnych.
Nie przeciągała jednak już rozmowy widząc, że Morgo jak zawsze przygotował się do spotkania jak należy. Nie spodziewałaby się czegokolwiek innego po Yaxleyu.
- Liczę, że zobaczę w najbliższym czasie zmianę. - powiedziała w końcu i skinęła głową, dając tym samym znak swojemu potomkowi, że powinien przejść już do właściwych ćwiczeń w których ona będzie mu towarzyszyć i służyć radą.
Jej ręce zaplotły się na piersi. Siedziała prosto, jak przystało arystokratce i czekała w nadziei, że znów zobaczy u swojego wnuka postępy.
Słuchała też słów swojego wnuka. Wiedziała jednak, że siły woli mu nie brakuje, problem jej zdaniem mógł tkwić w całkowicie innym miejscu.
- Twój gniew ci przeszkadza. Masz go w sobie wiele i póki nie potrafisz go stłamsić, będzie ci trudno osiągnąć odpowiednie skupienie. - choć był blisko, tak przynajmniej uważała. Minęło już wiele lat, a Morgoth wykazał się wytrwałością, uporem i sumiennością. Nie poddawał się i uczył, czytał wszelkie księgi, jakie mu poleciła, lub jakie sam zdobył. I, co tak na prawdę najważniejsze: trenował.
- Może powinieneś spróbować w podobny sposób oczyszczać umysł, jak robią to oklumenci. Poszukaj książek na ten temat. - zaleciła mu wierząc, że nauka jednej umiejętności z powodzeniem może, a wręcz powinna opierać się na przynajmniej pobieżnym orientowaniu w naukach w jakiś sposób podobnych.
Nie przeciągała jednak już rozmowy widząc, że Morgo jak zawsze przygotował się do spotkania jak należy. Nie spodziewałaby się czegokolwiek innego po Yaxleyu.
- Liczę, że zobaczę w najbliższym czasie zmianę. - powiedziała w końcu i skinęła głową, dając tym samym znak swojemu potomkowi, że powinien przejść już do właściwych ćwiczeń w których ona będzie mu towarzyszyć i służyć radą.
Jej ręce zaplotły się na piersi. Siedziała prosto, jak przystało arystokratce i czekała w nadziei, że znów zobaczy u swojego wnuka postępy.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 30.12.16 12:11, w całości zmieniany 1 raz
Było to naprawdę ciężkie - przyznać się do tego, że nie mógł jeszcze czegoś opanować po tylu wysiłkach. W końcu powinien, powinien już to umieć! Nie rosła w nim frustracja czy niechęć. Chodziło o coś innego - był ciekawy jak długo jeszcze zostało mu do osiągnięcia zamierzonego celu. Ciekawość, ambicja i chęć rozwijania się pchała go naprzód. Do czegoś więcej. Do przyłożenia się do ważnej sprawy, której się poświęcił. I być może później mógłby rozwinąć swoje talenty jak i również sprostować wyższym wymaganiom jakie przed nim postawiono. Obserwując postać babki wciąż miał te przygotowania, by jej nie zawieść. Z księgami przed oczami starał się zgodnie z ich wskazówkami oczyszczać umysł. Jednak czy miało się to okazać skuteczne w jego przypadku? Flint wspominała mu, że nigdy nie był schematyczny, a jego działania odbiegały od normy. Nigdy tego nie pojmował. Ale może właśnie teraz miało się to zmienić?
Podniósł na nią spojrzenie zielonych oczu, gdy powiedziała, gdzie leży problem w jego skupieniu. Zaskoczyła go. Nie dlatego że nie zdawał sobie sprawy z tego, co go trapiło od dłuższego czasu.
- Nigdy nie wpadaj w gniew. Nigdy nie stosuj groźby. Przekonuj ludzi - wypowiedział słowa, które doskonale znali oboje. - Nigdy bym tego nie złamał - dodał, patrząc prosto w oczy kobiecie. Mocne słowa dawnego nestora rodziny Yaxley wciąż odbijały mu się echem w głowie, gdy wyprawiono dość spory bankiet właśnie z okazji kolejnej okrągłej rocznicy trwania sojuszu rodów Flint i Yaxley. Tym się kierowano i właśnie w tym tkwił cały sekret ich siły. A przynajmniej jego część. Na jej dalszą wypowiedź skinął krótko głową na znak, że rozumiał. Nie przyszli tu jednak jedynie rozmawiać. Czas było zaczynać. Stanął na środku zejścia między schodami, gdzie wyżej usadowiła się jego babka i obserwowała każdy jego ruch. Zamknął na chwilę oczy, zasysając powietrze i wypuszczając je tak, że rozbolały go płuca. Musiał się przygotować jak należy. Mimo że zdawał sobie sprawę, że nauka zbliża się w zastraszającym tempie, to jednak na złość jego myśli krążyły w różnych miejscach. Od latarni, po ojca, przez matkę do Lynn i znowu. Szybko jednak się opanował, gdy pomyślał o Lei.
Spokojna twarz siostry wyrosła przed nim niczym obraz, co odgoniło wszelkie niepokoje. Był gotowy. Ponownie wziął głęboki wdech, jednak zaraz za nim poszła również różdżka, odpowiednie słowa do rytuału wspomagające jak i oczywiście do skupienia się. Tylko dlaczego znowu nie mógł sobie pomóc? Gdzie robił błąd? Skończył wszystko i dalej nie czuł absolutnie nic.
Podniósł na nią spojrzenie zielonych oczu, gdy powiedziała, gdzie leży problem w jego skupieniu. Zaskoczyła go. Nie dlatego że nie zdawał sobie sprawy z tego, co go trapiło od dłuższego czasu.
- Nigdy nie wpadaj w gniew. Nigdy nie stosuj groźby. Przekonuj ludzi - wypowiedział słowa, które doskonale znali oboje. - Nigdy bym tego nie złamał - dodał, patrząc prosto w oczy kobiecie. Mocne słowa dawnego nestora rodziny Yaxley wciąż odbijały mu się echem w głowie, gdy wyprawiono dość spory bankiet właśnie z okazji kolejnej okrągłej rocznicy trwania sojuszu rodów Flint i Yaxley. Tym się kierowano i właśnie w tym tkwił cały sekret ich siły. A przynajmniej jego część. Na jej dalszą wypowiedź skinął krótko głową na znak, że rozumiał. Nie przyszli tu jednak jedynie rozmawiać. Czas było zaczynać. Stanął na środku zejścia między schodami, gdzie wyżej usadowiła się jego babka i obserwowała każdy jego ruch. Zamknął na chwilę oczy, zasysając powietrze i wypuszczając je tak, że rozbolały go płuca. Musiał się przygotować jak należy. Mimo że zdawał sobie sprawę, że nauka zbliża się w zastraszającym tempie, to jednak na złość jego myśli krążyły w różnych miejscach. Od latarni, po ojca, przez matkę do Lynn i znowu. Szybko jednak się opanował, gdy pomyślał o Lei.
Spokojna twarz siostry wyrosła przed nim niczym obraz, co odgoniło wszelkie niepokoje. Był gotowy. Ponownie wziął głęboki wdech, jednak zaraz za nim poszła również różdżka, odpowiednie słowa do rytuału wspomagające jak i oczywiście do skupienia się. Tylko dlaczego znowu nie mógł sobie pomóc? Gdzie robił błąd? Skończył wszystko i dalej nie czuł absolutnie nic.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Wiem o tym. Ale to w tobie jest.
Odpowiedziała mu spokojnie, nie odwracając spojrzenia od zielonych oczu Yaxleya. Nie kontynuowała jednak tematu. Nie wierzyła, a zwyczajnie wiedziała, że jej wnuk potrafi zachować się jak należy. Swoje nerwy trzyma na wodzy i nie pozwala się ponosić emocjom. Został w końcu wychowany na arystokratę i to takiego, jaki mógłby stać wzorem dla wielu innych, to o czymś świadczyło.
Dalej nie mówiła już nic, patrząc na próbę, która nie przyniosła żadnego efektu. Genevive Flint nie wstawała z miejsca, dalej siedziała na ławie elegancko wyprostowana. Jej gesty, czy zachowanie od czasu do czasu zdradzały żywiołowość, jaką w sobie nosiła, nadal jednak i ona wychowana została do bardzo konkretnej roli.
- Spróbuj inaczej. Jeśli nie potrafisz oczyścić umysłu, musisz to trenować z podręcznikami do oklumencji. Póki co spróbuj wykorzystać wspomnienie, którego używasz do przywołania patronusa.
Była to bardzo niestandardowa metoda, jednak i jej wnuk nie mieszał się nigdy zbytnio ze standardami. Flint doszła do wniosku, że warto spróbować i tego.
- Ale skup się bardziej na jego formie. On jest w tobie. Musisz ją jedynie wydobyć, pamiętaj o tym.
Skinęła mu głową. Wierzyła, że Morgoth jest już bliski osiągnięcia celu. Te ćwiczenia, przynajmniej jej zdaniem z zajęć na zajęcia przynosiły jakieś efekty, choć może nie widoczne gołym okiem, z czasem dadzą o sobie znać. Była tego jak najbardziej pewna. Wierzyła w niego i zapewne zawsze wierzyć będzie.
Odpowiedziała mu spokojnie, nie odwracając spojrzenia od zielonych oczu Yaxleya. Nie kontynuowała jednak tematu. Nie wierzyła, a zwyczajnie wiedziała, że jej wnuk potrafi zachować się jak należy. Swoje nerwy trzyma na wodzy i nie pozwala się ponosić emocjom. Został w końcu wychowany na arystokratę i to takiego, jaki mógłby stać wzorem dla wielu innych, to o czymś świadczyło.
Dalej nie mówiła już nic, patrząc na próbę, która nie przyniosła żadnego efektu. Genevive Flint nie wstawała z miejsca, dalej siedziała na ławie elegancko wyprostowana. Jej gesty, czy zachowanie od czasu do czasu zdradzały żywiołowość, jaką w sobie nosiła, nadal jednak i ona wychowana została do bardzo konkretnej roli.
- Spróbuj inaczej. Jeśli nie potrafisz oczyścić umysłu, musisz to trenować z podręcznikami do oklumencji. Póki co spróbuj wykorzystać wspomnienie, którego używasz do przywołania patronusa.
Była to bardzo niestandardowa metoda, jednak i jej wnuk nie mieszał się nigdy zbytnio ze standardami. Flint doszła do wniosku, że warto spróbować i tego.
- Ale skup się bardziej na jego formie. On jest w tobie. Musisz ją jedynie wydobyć, pamiętaj o tym.
Skinęła mu głową. Wierzyła, że Morgoth jest już bliski osiągnięcia celu. Te ćwiczenia, przynajmniej jej zdaniem z zajęć na zajęcia przynosiły jakieś efekty, choć może nie widoczne gołym okiem, z czasem dadzą o sobie znać. Była tego jak najbardziej pewna. Wierzyła w niego i zapewne zawsze wierzyć będzie.
I show not your face but your heart's desire
Wsłuchał się w jej słowa, zdając sobie sprawę, że nie był w prostej sytuacji. Może jeszcze pół miesiąca temu byłoby inaczej. Nie rozpraszałoby go tak wiele rzeczy. Sęk w tym że w pewien sposób cieszył się z tego, że nie jest inaczej. Dzięki tym przejściom mógł być silniejszy. Może i było mu trudniej się skupić, zaufać i oczyścić umysł. Ale jeśli miało mu się to udać teraz... Oznaczało to, że zdołał opanować coś więcej niż nowe osiągnięcie. Opanował sam siebie, chociaż jego stan nie był wcale najlepszy. Uwagi od babki Flint były więc dla niego równie cenne co każde słowo ojca w chwilach w których go potrzebował. Wielcy ludzie nie rodzą się wielkimi, tylko się nimi stają. I dokładnie to samo mógł powiedzieć o Leonie czy o Genevieve. Gdy mówiła mu o podręcznikach o oklumencji, lekko się zdziwił, ale nic nie powiedział. Skoro uznała to za przydatne w jego przypadku... Niech tak będzie. Mimo że nie czytała w myślach, Morgoth czuł, że wiedziała dokładnie co działo się pod czarną czupryną wnuka. Jakby tak jak on znała wszystkie zdarzenia ostatnich kilku miesięcy. Ale wiedział jedno. Były rzeczy, które trzeba zrobić, i robi się je, ale nigdy o nich nie mówi. Nie próbuje się ich usprawiedliwiać. Są nie do usprawiedliwienia. Po prostu się je robi. A potem o nich zapomina. Jak wtedy z czarnoksiężnikiem, gdy pojedynkował się z nim na latarni. A potem zabrał jego krew... W życiu każdego człowieka zawsze przychodził taki moment, w którym podejmował decyzję wpływającą na jego przyszłe los, kiedy na skrzyżowaniu wielu dróg musiał wybrać jedną z nich, nie wiedząc, dokąd ona go prowadzi. I własnie przed taką decyzją stanął wtedy młody Yaxley.
Nawet nie zauważył kiedy zapomniał gdzie stoi, ale jego dłonie i usta ciągle powtarzały to co pamiętały. Ruchy, słowa. Ręce kolejny raz zaczynały mu doskwierać, gdy wypolerowane drewno ugniatało odpowiednie miejsca na dłoni. Zgodził się z babką. Musiał na chwilę przerwać. Wrócił do wody, po czym po raz kolejny przykucnął, by włożyć w nią obolałą dłoń. Wiedział, że była to słabość, ale jeśli dzięki temu mógł ćwiczyć dalej - oznaczało to, że dzięki tej chwili słabości, mógł stać się silniejszy. Flint była bardziej doświadczona, starsza, błyskotliwa i mógł jej zaufać, dlatego nie protestował. Wstał szybko i otrząsnął dłoń z kropel wody, by jeszcze chwilę później przejechać nią we włosach.
W myślach wezwał swoich przodków na pomoc. By dali mu siłę. Odetchnął, chcąc oczyścić myśli. Dawał im ujście, a one posłusznie uciekały. Jedna za drugą dając mu miejsce na skupienie. Pomyślał o ukrytej w nim formie. O tym co łączyło go ze zwierzęciem. Wyobraził sobie jego zarys, miękkość futra i ciszę, w jakiej się poruszał. I zaczął rytuał od początku. Krok za krokiem. Ruch różdżki. W bok i odpowiednie słowo, które mruczał po raz setny tego dnia. Musiało się udać. Przynajmniej coś. I właśnie wtedy zawahał się, gdy przez jego umysł przebiegło niewygodne wspomnienie. Zmarszczył brwi i wycofał się. Odetchnął głęboko, nie zerkając na babkę. Wiedział, że coś powie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Nawet nie zauważył kiedy zapomniał gdzie stoi, ale jego dłonie i usta ciągle powtarzały to co pamiętały. Ruchy, słowa. Ręce kolejny raz zaczynały mu doskwierać, gdy wypolerowane drewno ugniatało odpowiednie miejsca na dłoni. Zgodził się z babką. Musiał na chwilę przerwać. Wrócił do wody, po czym po raz kolejny przykucnął, by włożyć w nią obolałą dłoń. Wiedział, że była to słabość, ale jeśli dzięki temu mógł ćwiczyć dalej - oznaczało to, że dzięki tej chwili słabości, mógł stać się silniejszy. Flint była bardziej doświadczona, starsza, błyskotliwa i mógł jej zaufać, dlatego nie protestował. Wstał szybko i otrząsnął dłoń z kropel wody, by jeszcze chwilę później przejechać nią we włosach.
W myślach wezwał swoich przodków na pomoc. By dali mu siłę. Odetchnął, chcąc oczyścić myśli. Dawał im ujście, a one posłusznie uciekały. Jedna za drugą dając mu miejsce na skupienie. Pomyślał o ukrytej w nim formie. O tym co łączyło go ze zwierzęciem. Wyobraził sobie jego zarys, miękkość futra i ciszę, w jakiej się poruszał. I zaczął rytuał od początku. Krok za krokiem. Ruch różdżki. W bok i odpowiednie słowo, które mruczał po raz setny tego dnia. Musiało się udać. Przynajmniej coś. I właśnie wtedy zawahał się, gdy przez jego umysł przebiegło niewygodne wspomnienie. Zmarszczył brwi i wycofał się. Odetchnął głęboko, nie zerkając na babkę. Wiedział, że coś powie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 30.12.16 12:16, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Widziała, że próbuje i czekała. W końcu wstała z miejsca i powoli podeszła, nie odrywając od niego wzroku. To nie musi się stać dzisiaj. Wiedziała, że chłopak, czy raczej młody mężczyzna niebawem da sobie radę. Ma wiele siły i wytrwałości. Genevive mogła nie wiedzieć o wszystkim, co robił i, co działo się w jego życiu, uważała jednak, że zna go wystarczająco, by odpowiednio odczytywać jego zachowania.
Patrzyła, jak doprowadza się do porządku i nie wypowiadała ani słowa licząc, że kolejne podpowiedzi pomogą mu zrobić jeszcze jeden choćby mały kroczek do przodu. Starał się bardzo i skupiał. Stanęła w miejscu, by nie rozpraszać go choćby dźwiękiem swoich kroków i czekała, choć widziała doskonale, że czas na największy sukces jeszcze nie nadszedł. Być może to już blisko, była niemal pewna, że od przemiany Morgotha dzielą ich najwyżej miesiące, ale to jeszcze nie teraz.
W końcu coś go wyraźnie rozproszyło i jasnym było, że to już dość treningu na dziś. Jakkolwiek by to z boku nie wyglądało, tego typu próby męczą zarówno psychicznie, jak i fizycznie i nie należy zbyt mocno ich przeciągać. Skinęła lekko głową.
- Postaraj się do naszego kolejnego spotkania poukładać swoje myśli. Podręczniki o jakich ci mówiłam powinny ci pomóc w oczyszczaniu umysłu. Ucząc się jednej zdolności, warto przyglądać się też innym i wyciągać z nich to, co może okazać się korzystne.
Powiedziała mu spokojnym tonem, nie zamierzając zadawać pytań. Gdyby wnuk chciał jej opowiedzieć o swoim problemie, czy poprosić o radę, zrobiłby to. Wiedział, że może. Był już jednak dorosłym mężczyzną, w którego życie nie powinna się mieszać bez zaproszenia.
- Uda ci się, kiedy twoje wspomnienia i rozterki przestaną nad tobą panować, Morgoth. To będzie podwójny sukces. Na dziś wystarczy. Do zobaczenia. - powiedziała mu jeszcze, po czym ruszyła schodami ku górze, by niebawem wydostać się z podziemi.
zt
Patrzyła, jak doprowadza się do porządku i nie wypowiadała ani słowa licząc, że kolejne podpowiedzi pomogą mu zrobić jeszcze jeden choćby mały kroczek do przodu. Starał się bardzo i skupiał. Stanęła w miejscu, by nie rozpraszać go choćby dźwiękiem swoich kroków i czekała, choć widziała doskonale, że czas na największy sukces jeszcze nie nadszedł. Być może to już blisko, była niemal pewna, że od przemiany Morgotha dzielą ich najwyżej miesiące, ale to jeszcze nie teraz.
W końcu coś go wyraźnie rozproszyło i jasnym było, że to już dość treningu na dziś. Jakkolwiek by to z boku nie wyglądało, tego typu próby męczą zarówno psychicznie, jak i fizycznie i nie należy zbyt mocno ich przeciągać. Skinęła lekko głową.
- Postaraj się do naszego kolejnego spotkania poukładać swoje myśli. Podręczniki o jakich ci mówiłam powinny ci pomóc w oczyszczaniu umysłu. Ucząc się jednej zdolności, warto przyglądać się też innym i wyciągać z nich to, co może okazać się korzystne.
Powiedziała mu spokojnym tonem, nie zamierzając zadawać pytań. Gdyby wnuk chciał jej opowiedzieć o swoim problemie, czy poprosić o radę, zrobiłby to. Wiedział, że może. Był już jednak dorosłym mężczyzną, w którego życie nie powinna się mieszać bez zaproszenia.
- Uda ci się, kiedy twoje wspomnienia i rozterki przestaną nad tobą panować, Morgoth. To będzie podwójny sukces. Na dziś wystarczy. Do zobaczenia. - powiedziała mu jeszcze, po czym ruszyła schodami ku górze, by niebawem wydostać się z podziemi.
zt
I show not your face but your heart's desire
Odetchnął głośno zły na siebie, że dał się rozproszyć. Nie chciał dawać sobie odpocząć. A na pewno nie teraz, gdy możliwe że był blisko. Ale najwidoczniej babka wiedziała lepiej, oznajmiając mu, że powinien się bardziej skupić na technikach oczyszczania umysłu związanych z oklumencją. Nie mogła zobaczyć, że lekko wykrzywił usta w pogardliwym grymasie. Nie miał dobrych wspomnień z tą umiejętnością. Zresztą gdy tylko o wspominał co się wydarzyło podczas spotkania Rycerzy Walpurgii przechodził go okrutny dreszcz nieprzyjemności. Cieszył się, że babcia od strony matki tego nie potrafiła. Nie chciałby, żeby odnajdywała w zakamarkach jego umysłu ukryte wspomnienia. Tego jeszcze mu brakowało! Na razie nie rozmawiali wiele. Większość jeśli nie całość ich rozmów dotyczyła właśnie nauki animagii. Chciał myśleć, że faktycznie już niedaleko zostało im do osiągnięcia sukcesu. Że niedługo zdoła opanować przemianę. I chociaż pierwsza zapewne będzie okrutnie bolesna i traumatyczna, było warto.
Gdy babka opuściła podziemia, udając się zapewne do swojej córki na chwilę rozmowy, Morgoth skupił się na wyobrażeniu sobie kształtu. By obudzić zwierzę, które się w nim kryło i kształtowało. Wyobraził sobie miękkie futro, ciszę, w jakiej się poruszał i ruch mięśni. Jeśli naprawdę o to jej chodziło, był na dobrej drodze. Teraz pozostało mu jedynie oczyścić myśli i zakończyć rytuał. Odetchnął raz jeszcze i przebiegł spojrzeniem po opuszczonym korytarzu. Koniec na dziś. Schował szybkim ruchem różdżkę w rękawie i udał się śladem Flint.
|zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gdy babka opuściła podziemia, udając się zapewne do swojej córki na chwilę rozmowy, Morgoth skupił się na wyobrażeniu sobie kształtu. By obudzić zwierzę, które się w nim kryło i kształtowało. Wyobraził sobie miękkie futro, ciszę, w jakiej się poruszał i ruch mięśni. Jeśli naprawdę o to jej chodziło, był na dobrej drodze. Teraz pozostało mu jedynie oczyścić myśli i zakończyć rytuał. Odetchnął raz jeszcze i przebiegł spojrzeniem po opuszczonym korytarzu. Koniec na dziś. Schował szybkim ruchem różdżkę w rękawie i udał się śladem Flint.
|zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 30.12.16 12:17, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Musiał wykorzystać przełom, który nastąpił ostatnim razem. Jego ciało czuło się, że się zmienia i jego umysł również. Był pozbawiony ograniczających go emocji, gniew ukrył głęboko w sobie. Nie było lepszego momentu na osiągnięcie tego, na co tak długo czekał. Dosłownie czuł wibracje pod skórą i mrowienie, które czekało tylko na wydobycie się na powierzchnię. Dlatego też spisał dość sprawnie list do swojej ukochanej nauczycielki, by w miarę możliwości odwiedziła go, by dokończyć trening. Zregenerował się o wiele szybciej niż można było przypuszczać. Nie wiedział jeszcze czym było to spowodowane, ale nie interesowało go to. Podejrzewał, że siła pochodziła od znaku Czarnego Pana. Owszem, dawał mu energię, ale nie aż taką. Nie by uzdrowić go praktycznie samoistnie. Ale o tym miał dowiedzieć się później.
Z szybko bijącym sercem wypatrywał swojej przodkini, która dziś miała się zjawić w pałacu, by pokierować nim po raz ostatni. Czuł, że to miał być ten dzień. Dzień, w którym osiągnie to czego od zawsze pragnął. Sam nie był pewien skąd miał tę pewność. Nie wierzył, że jakiś gen jasnowidzenia od Flintów przeszedł na niego, ale można było to nazwać pewnym rodzajem przeczuwaniem przyszłości. Zdarzały mu się już takie momenty już wcześniej jak każdemu człowiekowi. Nie jednak aż tak silne jak teraz. Może było to też spowodowane spotkaniem Lynn, zaginięciem jego smoka i nowym zadaniem od Czarnego Pana. Fakt faktem mogło się to zmienić. Mógł zdobyć to, czego tak bardzo pragnął. Nie czekając na Genevieve, zaczął przygotowania bez niej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 31.03.17 18:52, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zdziwiła ją tak szybka wiadomość od wnuka. Oczekiwała, że dość szybko się odezwie, oczekiwała efektów już niebawem, jednak spodziewała się, że kontuzja ramienia trochę go spowolni. Mimo to na list zareagowała niemalże od razu. Dlatego schodziła właśnie do podziemi posiadłości w swojej eleganckiej szacie, który koniec lekko unosił się nad ziemią.
Kiedy dotarła, zastała Morgotha już ćwiczącego. Widziała znaczne postępy. Uśmiechnęła się łagodnie i patrzyła na niego w wyraźnym oczekiwaniu. Już niewiele. Niedługo się uda. Może nawet dziś.
Podeszła bliżej, a jej kroki unosiły się lekkim echem w podziemiach posiadłości Yaxleyów. Spojrzała na wnuka nie zamierzając mu przeszkadzać w kolejnej próbie. Dostrzegała drobne zmiany zachodzące w nim. Narazie nieznaczne, jednak już niedługo nabiorą na sile.
- Czekam. - powiedziała tylko zamiast powitania, kiedy przerwał, by spojrzeć na nią i skinęła łagodnie głową, mierząc go spojrzeniem swoich bystrych oczu. Oboje od wielu lat czekali na tę chwilę.
Kiedy dotarła, zastała Morgotha już ćwiczącego. Widziała znaczne postępy. Uśmiechnęła się łagodnie i patrzyła na niego w wyraźnym oczekiwaniu. Już niewiele. Niedługo się uda. Może nawet dziś.
Podeszła bliżej, a jej kroki unosiły się lekkim echem w podziemiach posiadłości Yaxleyów. Spojrzała na wnuka nie zamierzając mu przeszkadzać w kolejnej próbie. Dostrzegała drobne zmiany zachodzące w nim. Narazie nieznaczne, jednak już niedługo nabiorą na sile.
- Czekam. - powiedziała tylko zamiast powitania, kiedy przerwał, by spojrzeć na nią i skinęła łagodnie głową, mierząc go spojrzeniem swoich bystrych oczu. Oboje od wielu lat czekali na tę chwilę.
I show not your face but your heart's desire
Nie wiedział ile już był w podziemiach. Lubił to miejsce, bo należało do niego, a do tego w określonym stanie umysłu, w którym się znajdował, czas zanikał. Liczyła się jedynie więź z zaklętą, rosnącą w jego wnętrzu mocą. Czekała, przebudzała się, by wybuchnąć i pochłonąć nie tylko jego jaźń, ale również i ciało. Właśnie tego chciał. Do tego zmierzał już dobre kilka lat. Lat, które ciągnęły się w nieskończoność, ale nie poddawał się wtedy, ani nie zamierzał tego robić i teraz. Chciał w końcu poczuć jak to jest. Czytanie i słuchanie o łamanych kościach nie wzbudzało w nim zachwytu, ale później miało mu to dać umiejętność na całe życie. Kusząca wizja, która nie była już tylko na poziomie kiedyś, być może, jeszcze trochę. Animagia była tu i teraz. W tym miejscu gotowa i czekająca na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło, by po nią sięgnął i właśnie taki był jego zamiar. Każdy gest który czynił, zbliżał go do niej i wiedział, że zostało mu niewiele. Był młody, a wizja wykorzystywania tej umiejętności w dalszym życiu była naprawdę porywająca. Anonimowość, którą zdobyłby dzięki temu, swobodę. W większości przypadkach czarodzieje zamieniali się w najbardziej odpowiadające ich charakterom stworzenia. Ich wyglądał był silnie związany nie tylko z ich charakterem czy wyglądem, oddawały również pragnienia.
Jak to byłoby stanąć nie jako człowiek, a jako wielki pies? Uczucie wyzwolenia, które opisywała Genevieve Flint zapewne było jedynie jedną setną prawdy, której nie dało się zobrazować. Musiało się poczuć, a Morgoth bardzo tego pragnął. Słyszał ją już zanim weszła do części posiadłości, która kierowała się ku schodom do podziemi. Jednak zatrzymał się dopiero wtedy, gdy i ona to zrobiła. Miał rozedrgane mięśnie, a oddech przyspieszył. Klątwa Ondyny nie pomagała mu w jego uspokojeniu, ale nie zamierzał dać jej przejąć kontroli. Gdy babcia się odezwała, skinął jej głową i zrobił to, czego oczekiwała.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jak to byłoby stanąć nie jako człowiek, a jako wielki pies? Uczucie wyzwolenia, które opisywała Genevieve Flint zapewne było jedynie jedną setną prawdy, której nie dało się zobrazować. Musiało się poczuć, a Morgoth bardzo tego pragnął. Słyszał ją już zanim weszła do części posiadłości, która kierowała się ku schodom do podziemi. Jednak zatrzymał się dopiero wtedy, gdy i ona to zrobiła. Miał rozedrgane mięśnie, a oddech przyspieszył. Klątwa Ondyny nie pomagała mu w jego uspokojeniu, ale nie zamierzał dać jej przejąć kontroli. Gdy babcia się odezwała, skinął jej głową i zrobił to, czego oczekiwała.
[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 03.01.17 18:55, w całości zmieniany 2 razy
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wyzwolenie. Anonimowość. Poczucie siły. Posiadanie drugiego ciała, jakby drugiego życia, choć z tą samą jaźnią. Sukces. Duma z własnej wytrwałości. Animagia nie była łatwą nauką, jednak porządnie opłacała wszelkie trudy i cierpienia tym, którzy zechcieli pójść jej drogą. Lady Flint przysiadła na jednej z kamiennych ław i obserwowała wnuka, nie odzywając się, nie przeszkadzając mu w skupieniu, z oczekiwaniem, pewną ekscytacją obserwując jak jego mięśnie pracują, jak jego ciało powoli, delikatnie reaguje. To było niesamowite widzieć, jak jej potomek przechodzi, jest już u krańca drogi, którą ona przeszła wiele lat temu i stoi już tak blisko progu nowej umiejętności.
Dostrzegała, jak wiele trudu mu to sprawia i przypominała sobie, że i dla niej nie było to łatwe. Zmęczenie, przyspieszony oddech. W wypadku Morgotha dochodzi jeszcze jeden problem. Ale wszystko jest do pokonania, szczególnie z uporem i silną wolą chłopaka.
Dostrzegała, jak wiele trudu mu to sprawia i przypominała sobie, że i dla niej nie było to łatwe. Zmęczenie, przyspieszony oddech. W wypadku Morgotha dochodzi jeszcze jeden problem. Ale wszystko jest do pokonania, szczególnie z uporem i silną wolą chłopaka.
I show not your face but your heart's desire
Nie zwracał już na nic uwagi. Z różdżką w dłoni, która miała mu jedynie pomóc, a nie stać się przyczyną przemiany powtarzał wszystkie ruchy i gesty, spisane w księgach, które tak wytrwale studiował. Dziwne rysunki, runy, słowa w prastarych językach, które zawierały same w sobie magię w najczystszej postaci. Nie zwracał uwagi na jakieś nowe sposoby przemiany. Od zawsze skupiał się jedynie na starej magii. Jak jego przodkowie. Właśnie taki chciał być i zamierzał kiedyś dołączyć do ich zacnego grona nie jako kolejny członek rodziny, a jako ich godny następca. Krok za krokiem postępował według starych nauk. Początkowo mógł mieć wątpliwość czy aby na pewno zadziała, ale porzucił te dziecięce trwogi. Na tym budowała się potęga Yaxley'ów i Flintów i tego się trzymał. Nawet nie zauważył, że rytuał zmienił się już z teorii w praktykę.
W końcu poczuł jak coś cisnęło nim na ziemię, mocno i bez pardonu. Był to moment, który zmienił bieg wydarzeń, a wszystkie lata treningu zmieniły się, dając początek czemuś nowemu. Czemuś co miało służyć wyższemu dobru. Morgoth poczuł jak ogarnia go ciemna mgła, ale nie w sensie materialnym. Poczuł jakby jego umysł pogrążał się w ciemnościach. Czuł gorącą krew przepływającą przez żyły i tętnice, zwiększając pulsacyjnie swoje ciśnienie. Każdy mięsień napinał się pod wpływem adrenaliny, która się tam pojawiła.
- To parzy! - wycharczał, próbując podnieść się na nogi, ale nie mógł nic zrobić. Wydawało mu się, że Genevieve coś powiedziała. Jej głos wydawał się potrojony, zupełnie jakby odbijał się w studni. Zaczął się trząść, a zimne dreszcze wyginały jego ciałem. Świat zdawał się migać w różnych kolorach, to oddalając się to zbliżając. W chwili, gdy poczuł bliskość swojej nauczycielki, błyskawicznie spojrzał jej w oczy. Podniebienie pulsowało od bólu i poczuł jak wysuwają się wolno kły. Tak jakby potwór ukryty w jego głowie próbował wydostać się przez podniebienie. Szczęka chrupnęła, wyhaczając się i opadając bezwładnie na piersi, a palące łzy przysłaniają mu widok. Krew zalała usta Morgotha - poczuł jej słony smak i zapach. Wyczuł przyspieszone bicie serca kobiety. Z każdego kawałka jego ciała próbował się wydostać wilk, zgniatając po drodze kości, a ich chrupot rozbrzmiewał w całym podziemiu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
W końcu poczuł jak coś cisnęło nim na ziemię, mocno i bez pardonu. Był to moment, który zmienił bieg wydarzeń, a wszystkie lata treningu zmieniły się, dając początek czemuś nowemu. Czemuś co miało służyć wyższemu dobru. Morgoth poczuł jak ogarnia go ciemna mgła, ale nie w sensie materialnym. Poczuł jakby jego umysł pogrążał się w ciemnościach. Czuł gorącą krew przepływającą przez żyły i tętnice, zwiększając pulsacyjnie swoje ciśnienie. Każdy mięsień napinał się pod wpływem adrenaliny, która się tam pojawiła.
- To parzy! - wycharczał, próbując podnieść się na nogi, ale nie mógł nic zrobić. Wydawało mu się, że Genevieve coś powiedziała. Jej głos wydawał się potrojony, zupełnie jakby odbijał się w studni. Zaczął się trząść, a zimne dreszcze wyginały jego ciałem. Świat zdawał się migać w różnych kolorach, to oddalając się to zbliżając. W chwili, gdy poczuł bliskość swojej nauczycielki, błyskawicznie spojrzał jej w oczy. Podniebienie pulsowało od bólu i poczuł jak wysuwają się wolno kły. Tak jakby potwór ukryty w jego głowie próbował wydostać się przez podniebienie. Szczęka chrupnęła, wyhaczając się i opadając bezwładnie na piersi, a palące łzy przysłaniają mu widok. Krew zalała usta Morgotha - poczuł jej słony smak i zapach. Wyczuł przyspieszone bicie serca kobiety. Z każdego kawałka jego ciała próbował się wydostać wilk, zgniatając po drodze kości, a ich chrupot rozbrzmiewał w całym podziemiu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 03.01.17 18:56, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Podziemia
Szybka odpowiedź