Podziemia
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Podziemia
Zejście po podziemi jak i same podziemia łączą w sobie symetrię i niezwykłe bogactwo ozdób i ornamentów. Wnętrze, pełne złotych i marmurowych płaskorzeźb, sztukaterii, figur przodków oraz postaci z mitologii greckiej oraz fresków. Przestrzenny układ korytarzy i schodów przypomina bardziej operę niż podziemne części pałacu. Jest tam ciąg korytarzy rozległych pod posiadłością, ale również i wychodzących na teren ogrodu. Nie wiadomo ile tajemnych przejść kryją ich zakamarki. Na samym dole znajduje się jezioro, w którym giną rozległe schody.
Na pomieszczenie nałożone jest: muffliato[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 27.12.16 23:28, w całości zmieniany 2 razy
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'k10' : 5
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'k10' : 5
Cyneric nie widział tego co miał przed oczami Morgoth. Nie brał udziału w inicjacji, która odbyła się w podziemiach Białej Wywerny. Nie czuł jeszcze tej mocy na sobie, w sobie, dookoła... Nie wiedział dokładnie do tego był zdolny Riddle i jak daleko się posunie. Jeśli jego kuzyn sądził, że niedługo będzie lepiej, mylił się. Wszystkie wydarzenia zapowiadały i prowadziły ich do szerszego i otwartego konfliktu. Być może jeszcze nie w następnym miesiącu, ale wkrótce miało się to wydarzyć i była to jedynie kwestia czasu. Yaxley nie wiedział jak będzie to wyglądało. Nikt nie znał przyszłości, a ci wszyscy jasnowidze mogli od razu rzucić się ze skały ze swoimi darami. Morgoth nie mógł zapewnić Ciny, że będzie żył spokojnie z nową małżonką, trzymając nadchodzące zmiany z daleka od niej. Podejrzewał, że fala, która nadchodziła miała uderzyć we wszystkie jednostki i to bez wyjątku. Nikt nie mógł pozostać obojętny na taką skalę reform. Może i nie powinien był nic mówić Rosalie w ogrodach, gdzie zasiał w niej ziarno niepewności. Ale nie była już dzieckiem i jako dorosła kobieta powinna zdawać sobie z niektórych rzeczy sprawę. Jego matka nie mówiła o tym na głos, ale wiedziała. Lady Yaxley wiedziała naprawdę bardzo wiele...
Morgoth nie odezwał się, a jedynie dłonią odsunął różdżkę kuzyna od swojej skroni. Odwrócił się w stronę jednego z ciemnych wejść prowadzących w dzikie podziemia. Tylko mieszkańcy pałacu mogli bez obaw wejść w ich ramiona i być pewnym, że ściany nie zmienią swoich miejsc. Lub jeśli zgubiliby drogę, labirynt odprowadzi ich do celu. Nie jeden nieznajomy chciał zwiedzić to wspaniałe dzieło prastarych architektów, ale nigdy nie wracał. Stojąc pośrodku dzieła przodków, Morgoth zastanawiał się nad potęgą, którą niegdyś posiadali. Mieli moc, której nikt nie mógł się oprzeć, a teraz... Spojrzał powoli w górę, zatrzymując wzrok na jednej z figur prezentujących wielkiego kruka zatrzymanego w pozie jakby zaraz miał pikować w dół po swoją ofiarę. Zawieszony ptak łypał kamiennym okiem na Śmierciożercę, chociaż nawet nie mrugnął. A przynajmniej jeszcze nie. Przez chwilę Yaxley przyglądał się tej rzeźbie z marmuru wykonanej z taką drobiazgowością, aż w końcu wyciągnął różdżkę i wymruczał odpowiednie zaklęcie, dotykając koniuszkiem łba zwierzęcia. Wpierw dziób zaczął trawić płomień, chociaż nie palił się, a jedynie spopielał pokrywę. Zaraz nieożywiony stał się żywym ptakiem, który wykluł się z kamiennej otoczki i wytrzepał wszystkie drobinki z piór. Nienaturalny popiół jeszcze chwilę unosił się w powietrzu jakby mieli do czynienia co najmniej z feniksem, nie zaś zwyczajnym krukiem. Ptak uwolniony z okowów zimnego nieżycia spojrzał na patrzącego na niego mężczyznę i zamachał skrzydłami jakby chciał je rozprostować.
- Mam posłać po Rosalie, żebyś znalazł w sobie motywację? - spytał w pewnym momencie Morgoth, wciąż nie spuszczając spojrzenia z kruka. Jeśli chciał, żeby jego kuzyn zrobił postępy, musiał mu pokazać coś innego. Odsunął się kilka kroków, a żywy posąg sfrunął na posadzkę, przyglądając się z ciekawością na obu mężczyzn. - Organus dolor - rzucił Yaxley, a po całych podziemiach rozniósł się skrzek torturowanego zwierzęcia. Ptak przewrócił się i wierzgał cienkimi nogami jakby próbując się uwolnić spod władzy niewidzialnego ostrza. Szybko jednak nastała cisza, a wraz z nią odezwał się młodszy z kuzynów. - Znasz trzy zaklęcia. Możesz rzucić dwa - odparł głucho i odsunął się na bok, siadając przy małej sadzawce i czekając, aż Cyneric zacznie działać. Jeśli nie potrafił skupić się przy mniej wymagającym zaklęciu to może następne mocniejsze sprawi, że się ocknie. Nie sprawiało mu to przyjemności, a wręcz lament zwierzęcia coś w nim łamał. Nie mógł jednak przestać. Nie, kiedy podjął decyzję.
Morgoth nie odezwał się, a jedynie dłonią odsunął różdżkę kuzyna od swojej skroni. Odwrócił się w stronę jednego z ciemnych wejść prowadzących w dzikie podziemia. Tylko mieszkańcy pałacu mogli bez obaw wejść w ich ramiona i być pewnym, że ściany nie zmienią swoich miejsc. Lub jeśli zgubiliby drogę, labirynt odprowadzi ich do celu. Nie jeden nieznajomy chciał zwiedzić to wspaniałe dzieło prastarych architektów, ale nigdy nie wracał. Stojąc pośrodku dzieła przodków, Morgoth zastanawiał się nad potęgą, którą niegdyś posiadali. Mieli moc, której nikt nie mógł się oprzeć, a teraz... Spojrzał powoli w górę, zatrzymując wzrok na jednej z figur prezentujących wielkiego kruka zatrzymanego w pozie jakby zaraz miał pikować w dół po swoją ofiarę. Zawieszony ptak łypał kamiennym okiem na Śmierciożercę, chociaż nawet nie mrugnął. A przynajmniej jeszcze nie. Przez chwilę Yaxley przyglądał się tej rzeźbie z marmuru wykonanej z taką drobiazgowością, aż w końcu wyciągnął różdżkę i wymruczał odpowiednie zaklęcie, dotykając koniuszkiem łba zwierzęcia. Wpierw dziób zaczął trawić płomień, chociaż nie palił się, a jedynie spopielał pokrywę. Zaraz nieożywiony stał się żywym ptakiem, który wykluł się z kamiennej otoczki i wytrzepał wszystkie drobinki z piór. Nienaturalny popiół jeszcze chwilę unosił się w powietrzu jakby mieli do czynienia co najmniej z feniksem, nie zaś zwyczajnym krukiem. Ptak uwolniony z okowów zimnego nieżycia spojrzał na patrzącego na niego mężczyznę i zamachał skrzydłami jakby chciał je rozprostować.
- Mam posłać po Rosalie, żebyś znalazł w sobie motywację? - spytał w pewnym momencie Morgoth, wciąż nie spuszczając spojrzenia z kruka. Jeśli chciał, żeby jego kuzyn zrobił postępy, musiał mu pokazać coś innego. Odsunął się kilka kroków, a żywy posąg sfrunął na posadzkę, przyglądając się z ciekawością na obu mężczyzn. - Organus dolor - rzucił Yaxley, a po całych podziemiach rozniósł się skrzek torturowanego zwierzęcia. Ptak przewrócił się i wierzgał cienkimi nogami jakby próbując się uwolnić spod władzy niewidzialnego ostrza. Szybko jednak nastała cisza, a wraz z nią odezwał się młodszy z kuzynów. - Znasz trzy zaklęcia. Możesz rzucić dwa - odparł głucho i odsunął się na bok, siadając przy małej sadzawce i czekając, aż Cyneric zacznie działać. Jeśli nie potrafił skupić się przy mniej wymagającym zaklęciu to może następne mocniejsze sprawi, że się ocknie. Nie sprawiało mu to przyjemności, a wręcz lament zwierzęcia coś w nim łamał. Nie mógł jednak przestać. Nie, kiedy podjął decyzję.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie widział - pragnął zobaczyć. Był raptem na początku trudnej ścieżki Rycerza, ledwie zyskał dostęp do wiedzy o zgromadzeniu, o potędze Czarnego Pana, o możliwościach, jakie ta moc niesie za sobą. To oczywiste, że póki co nie zdoła poznać takiej wiedzy jak Morgoth. Nie zostanie dopuszczony do najbliższego kręgu zaufanych osób dopóki nie podniesie swoich umiejętności oraz nie dowiedzie swojej lojalności. Był gotów - tak uważał - na wszystko, być może zbyt optymistycznie patrząc w przyszłość. Owszem, wiedział, że to nie będzie proste, że strawi ich wojna - wierzył natomiast w ich moc. Że zapewnią własnym rodzinom bezpieczeństwo, odgrodzą ich od szlam oraz zdrajców, budując na zgliszczach nowy, lepszy świat. Pozbawiony obaw o własne życie, o życie dzieci, które powinny być wychowywane w sterylnym, pozbawionym brudu ziemskim padole. W otoczeniu wartościowych czarodziejów. Tym samym uda się odrzucić zagrożenie spowodowane nieuniknioną walką - skoro wygrają, to nie ma szans na straty w jakiejkolwiek formie. Tak, tkwił właśnie w swoim idealnym wyobrażeniu o przyszłości, chociaż krył się z podobnymi odkryciami. Gdzieś w środku świadomość podpowiadała mu, że może się przeliczyć - stawka była wszakże zbyt ogromna. Wolał nie dopuszczać do siebie zrozumienia powyższych obaw z prostego względu. Musiałby odrzucić prywatne szczęście u boku kobiety, a rzucić się w wir służby oraz batalii, licząc się z tym, że może umrzeć. Lecz tak naprawdę obojętnie czy będzie przy Rosie czy nie, czarodzieje byli zagrożeni. Zagrożeni plagą szlamu coraz szybciej wylewającego się na magiczne tereny. Należało działać.
To właśnie to go tu przygnało i to go napędzało do walki. Do nauki trudnej sztuki czarnej magii. Widocznie zbyt trudnej dla Cynerica. Najprostsze zaklęcie nie wychodziło, a sam Yaxley coraz bardziej się frustrował. Nie chciał zajmować kuzynowi więcej czasu niż było to konieczne. Podświadomie dążł do tego, żeby ten był wręcz z niego dumny, nie musiał się wstydzić, a on tak po prostu zawodził. Raz po raz. Zgrzytnęły zęby, palce zaciskające trzonek różdżki pobielały, mężczyzna skierował swoją uwagę na ożywającym kruku. Wyglądał wspaniale, nawet wtedy, kiedy wił się z powodu nieistniejącego cierpienia, chociaż treserowi daleko było do sadysty. Słowa Morgotha były gorzkie, ostre, lecz prawdopodobnie to o to w nich chodziło. O walkę. O motywację. O ruszenie naprzód. W milczeniu przełknął ślinę, a wraz z nią resztkę dumy. Musiał uzyskać efekty, inaczej oszaleje rzucając się w bagienną toń oraz tonąc w niej bez reszty.
- Organus dolor - ponowił twardo, szybko, zdecydowanie. W tym samym czasie zbliżał się z wyciągniętą przed siebie różdżką w stronę zwierzęcia. - Flammare - dodał krótko po tym, przytykając koniec magicznego drewna do jego prawego skrzydła. Starał się maksymalnie skoncentrować pomimo szalejącej w żyłach złości. Był spięty, był rozbity, był zniecierpliwiony. Oczekiwał efektów natychmiast, tak jakby od tego zależało jego życie. Pragnął czuć się użyteczny, a nie niedołężny. Nawet nie wiedział kiedy ścisnęło mu się gardło, a gałki oczne znieruchomiały oczekując wreszcie na posłuszeństwo względem jego woli.
[bylobrzydkobedzieladnie]
To właśnie to go tu przygnało i to go napędzało do walki. Do nauki trudnej sztuki czarnej magii. Widocznie zbyt trudnej dla Cynerica. Najprostsze zaklęcie nie wychodziło, a sam Yaxley coraz bardziej się frustrował. Nie chciał zajmować kuzynowi więcej czasu niż było to konieczne. Podświadomie dążł do tego, żeby ten był wręcz z niego dumny, nie musiał się wstydzić, a on tak po prostu zawodził. Raz po raz. Zgrzytnęły zęby, palce zaciskające trzonek różdżki pobielały, mężczyzna skierował swoją uwagę na ożywającym kruku. Wyglądał wspaniale, nawet wtedy, kiedy wił się z powodu nieistniejącego cierpienia, chociaż treserowi daleko było do sadysty. Słowa Morgotha były gorzkie, ostre, lecz prawdopodobnie to o to w nich chodziło. O walkę. O motywację. O ruszenie naprzód. W milczeniu przełknął ślinę, a wraz z nią resztkę dumy. Musiał uzyskać efekty, inaczej oszaleje rzucając się w bagienną toń oraz tonąc w niej bez reszty.
- Organus dolor - ponowił twardo, szybko, zdecydowanie. W tym samym czasie zbliżał się z wyciągniętą przed siebie różdżką w stronę zwierzęcia. - Flammare - dodał krótko po tym, przytykając koniec magicznego drewna do jego prawego skrzydła. Starał się maksymalnie skoncentrować pomimo szalejącej w żyłach złości. Był spięty, był rozbity, był zniecierpliwiony. Oczekiwał efektów natychmiast, tak jakby od tego zależało jego życie. Pragnął czuć się użyteczny, a nie niedołężny. Nawet nie wiedział kiedy ścisnęło mu się gardło, a gałki oczne znieruchomiały oczekując wreszcie na posłuszeństwo względem jego woli.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Ostatnio zmieniony przez Cyneric Yaxley dnia 01.07.17 20:35, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'k100' : 36
--------------------------------
#4 'k10' : 4
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'k100' : 36
--------------------------------
#4 'k10' : 4
Może źle się za to zabierali? Może Cyneric musiał podejść do tego jak on, gdy uczył się animagii... Skoro jego kuzyn nie mógł rzucić żadnych zaklęć z dziedziny czarnej magii były dwie opcje - albo nie powinien się za to zabierać, albo Morgoth nie potrafił mu przekazać tej wiedzy w odpowiedni sposób? Nie zamierzał oddawać się uczuciu, że nie każdy był stworzony do posługiwania się tym rodzajem magii, ale Yaxleyowie posiadali ją w swoich żyłach czy tego chcieli, czy nie. Jeśli on odczuł tę siłę, blondyn również powinien ją zrozumieć i poczuć jak ta budzi się w nim do życia. Ich przodkowie nie ukrywali się ze swoją wiedzą jak oni teraz. Był to pewien rodzaj złożenia im hołdu, a Morgoth zamierzał to zrobić. Nawet jeśli miał spędzić w podziemiach całą noc. Najwidoczniej potrzebowali zmiany taktyki. Przejechał dłonią we włosach, nie ruszając się z małej sadzawki, przy której siedział. Czuł chłód panujący dookoła, który działał niezwykle trzeźwiąco. W tym samym miejscu uczył się zmiany w postać zwierzęcia i po latach mu się udało. Cyneric nie miał tyle czasu, ale podstawa z czarnej magii nie powinna tyle zajmować. Próbował sobie przypomnieć słowa babki o panowaniu nad własnymi emocjami. Bez problemu potrafiła przeprowadzić swojego wnuka przez tę trudną sztukę i on też zamierzał pomóc w osiągnięciu celu Cinie.
- Odłóż na chwilę różdżkę - mruknął, nie podnosząc przez moment spojrzenia. Przez chwilę wpatrywał się w kamień przed sobą, ale musiał wpierw poukładać w głowie słowa, które zamierzał skierować do bliskiego mu kuzyna. Wpierw zerknął na wciąż siedzącego tak kruka i wpatrującego się w nich z zaciekawieniem, a potem na blondyna. - Musisz osiągnąć najlepszą możliwą kontrolę nad własnym umysłem, a wtedy w wystarczającym stopniu zapanujesz także nad ciałem. Spróbuj zwizualizować moc magii, którą masz w sobie. Skup się na jej kolorze, poświacie. Musisz ją w sobie obudzić, żeby dobrze rzucić zaklęcie. Oczyść się wpierw ze wszystkich emocji, myśli, uczuć... Skup się tylko na zaklęciu... - powiedział nieco ciszej, mając nadzieję, że to pomoże odnaleźć kuzynowi właściwą drogę przy próbach. Musiał to w sobie poczuć, bo bez tego nie mogli iść dalej.
- Odłóż na chwilę różdżkę - mruknął, nie podnosząc przez moment spojrzenia. Przez chwilę wpatrywał się w kamień przed sobą, ale musiał wpierw poukładać w głowie słowa, które zamierzał skierować do bliskiego mu kuzyna. Wpierw zerknął na wciąż siedzącego tak kruka i wpatrującego się w nich z zaciekawieniem, a potem na blondyna. - Musisz osiągnąć najlepszą możliwą kontrolę nad własnym umysłem, a wtedy w wystarczającym stopniu zapanujesz także nad ciałem. Spróbuj zwizualizować moc magii, którą masz w sobie. Skup się na jej kolorze, poświacie. Musisz ją w sobie obudzić, żeby dobrze rzucić zaklęcie. Oczyść się wpierw ze wszystkich emocji, myśli, uczuć... Skup się tylko na zaklęciu... - powiedział nieco ciszej, mając nadzieję, że to pomoże odnaleźć kuzynowi właściwą drogę przy próbach. Musiał to w sobie poczuć, bo bez tego nie mogli iść dalej.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cyneric już sam nie wiedział co robił źle - koncentrował się jak tylko umiał, poprawnie wymawiał każdą inkantację, nie rozpraszał się zbędnymi myślami. Pomimo tego magia znów z niego zakpiła kiedy nie wydarzyło się nic. Prócz kilku iskier podczas rzucania drugiego zaklęcia, które jednak nie przyniosło żadnych efektów. Ni krzty bólu w ciele kamiennego kruka. Tylko jego bolało serce, że okazał się być tak bezużytecznym, tak wielkim beztalenciem. Nie odnajdywał przyczyny we własnych pomyłkach, a to frustrowało go jeszcze mocniej. Sam się nakręcał czując jak gniew rozporządza jego ciałem. W ferworze nerwów zamachnął się i kopnął głupie ptaszysko, które zaskrzeczało obijając się o pobliski postument oraz wykruszając kilka piór ze swoich rozłożystych skrzydeł. Zrobił mu większą krzywdę siłą fizyczną niż magią. Yaxley zaczął podejrzewać, że nagle stał się charłakiem lub zwyczajnie jego atutem była jedynie przemoc w postaci mięśni. I nic więcej. Zaklął siarczyście pod nosem nie mogąc znieść tego upokorzenia, nawet przez Morgothem. Wiedział, że był w stanie wybaczyć mu wiele, lecz każdy miał swoje nieprzekraczalne granice. Cyneric zdawał sobie sprawę z marnotrawstwa czasu własnego kuzyna, co na nowo wywoływało w nim nieprzebrane pokłady złości. Złości, która nie odnajdywała swojego ujścia nawet w czarnej magii. Naprawdę miał ochotę utopić się w sadzawce.
Resztki zdrowego rozsądku zakazały mu zanurzanie się w wodzie, lecz zamiast tego mężczyzna opuścił dłonie. Zrezygnowany, pokonany. Tak jakby nagle wszystko się skończyło - on się skończył. Spokojny głos nauczyciela go zdziwił, jednocześnie - paradoksalnie - podnosząc na duchu. Poluzował uścisk dłoni, wziął głęboki wdech. Rozmasował skronie szukając ratunku w Merlinie, do którego teraz w duchu przemawiał. Jednocześnie analizował słowa, próbując wdrożyć je w życie. Zamknął oczy, najpierw licząc do dziesięciu, a następnie zwizualizował sobie wszystko tak, jak chciał tego Morgoth. Widział głęboką czerń, smętną szarość bagiennej mgły, zieleń fenlandzkich lasów oraz brunatność ziemi. Wierzył, że to barwy zwycięstwa oraz brzemienia, które przyjdzie im nieść. O ile wreszcie wykrzesa z siebie coś więcej niż gówno warte iskry.
- Organus dolor - wypowiedział wreszcie, zachrypniętym tonem. Uniósł różdżkę na nowo wycelowując ją w kruka. Tym razem pracował nad emocjami, nad oddechem, spokojem, który mógłby go uratować przed tą serią pomyłek. Ostatecznym pogrążeniem się w beznadziei. Myślach samobójczych jeśli znów się nie powiedzie. Był zdeterminowany, chociaż wewnętrznie już trochę wątpiący. Wydawało mu się, że coś go blokuje lub zwyczajnie nie nadaje się do praktyki tej dziedziny magii. Być może Czarny Pan się pomylił wykazując nim zainteresowanie. Być może Morgoth się pomylił wierząc w jego sukces. Być może on sam się pomylił mając nadzieję na niemożliwe. To właśnie ta seria.
Resztki zdrowego rozsądku zakazały mu zanurzanie się w wodzie, lecz zamiast tego mężczyzna opuścił dłonie. Zrezygnowany, pokonany. Tak jakby nagle wszystko się skończyło - on się skończył. Spokojny głos nauczyciela go zdziwił, jednocześnie - paradoksalnie - podnosząc na duchu. Poluzował uścisk dłoni, wziął głęboki wdech. Rozmasował skronie szukając ratunku w Merlinie, do którego teraz w duchu przemawiał. Jednocześnie analizował słowa, próbując wdrożyć je w życie. Zamknął oczy, najpierw licząc do dziesięciu, a następnie zwizualizował sobie wszystko tak, jak chciał tego Morgoth. Widział głęboką czerń, smętną szarość bagiennej mgły, zieleń fenlandzkich lasów oraz brunatność ziemi. Wierzył, że to barwy zwycięstwa oraz brzemienia, które przyjdzie im nieść. O ile wreszcie wykrzesa z siebie coś więcej niż gówno warte iskry.
- Organus dolor - wypowiedział wreszcie, zachrypniętym tonem. Uniósł różdżkę na nowo wycelowując ją w kruka. Tym razem pracował nad emocjami, nad oddechem, spokojem, który mógłby go uratować przed tą serią pomyłek. Ostatecznym pogrążeniem się w beznadziei. Myślach samobójczych jeśli znów się nie powiedzie. Był zdeterminowany, chociaż wewnętrznie już trochę wątpiący. Wydawało mu się, że coś go blokuje lub zwyczajnie nie nadaje się do praktyki tej dziedziny magii. Być może Czarny Pan się pomylił wykazując nim zainteresowanie. Być może Morgoth się pomylił wierząc w jego sukces. Być może on sam się pomylił mając nadzieję na niemożliwe. To właśnie ta seria.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k10' : 10
Może krew Prewettów sprawiła, że nawet tak bardzo pasujący do Yaxleyów Cyneric miał mieć problemy z mniej legalnymi zaklęciami? Morgoth próbował sobie przypomnieć czy u niego ta nauka również wyglądała podobnie. Owszem było ciężko, ale chcąc zaimponować ojcu oraz posiąść wiedzę, która później miała być dla niego bronią posiadał motywację, której nie dało się odłożyć na bok. Nie wierzył w to, że Cina zwyczajnie nie był stworzony do czarnej magii. Byli Yaxleyami, mieli to w genach i tego się trzymał. Najwidoczniej oczekiwał więcej niż powinien, ale nie zamierzał odpuszczać kuzynowi, który sam wyszedł do niego z tą propozycją nauki. Śmierciożerca nie mógł już mu pomóc jak jedynie tłumaczyć na czym polega posługiwanie się tym rodzajem magii. Tylko to nie w słowach kryła się moc, a we wnętrzu czarodzieja. Cyneric musiał ją odkryć, jeśli chciał władać czymś zakazanym. Ostatnie zaklęcie było rzucone źle, ale przynajmniej nie odbiło się na jego zdrowiu. W końcu ta ciemna energia również miała wpływ na tego, kto rzucał słowami należącymi do czarnej magii. Morgo chciał, by jego kuzyn poznał siłę, której tak pragnął, ale z drugiej strony zastanawiał się czy przypadkiem nie lepiej by było go w to nie wciągać. Nie chciał widzieć jak jego najbliższych zżera pragnienie władzy i siły, które widział u innych Rycerzy Walpurgii. Wiedział, że Cina jest zdolny do wielkich rzeczy, ale czy za cenę, którą tak chciał zapłacić, chociaż przychodziło mu to z trudem? Gdzie leżał problem? Nie musiał mówić jeszcze raz. To było oczywiste. Musieli przez to przejść. Morgoth wpatrywał się bez wyrazu i pusto w zwierzę, które skakało z nogi na nogę jakby czekając na to co miało się wydarzyć. Później i tak miało wrócić jako posąg, więc czy chwila oddechu nawet w podziemiach nie była wyzwoleniem? Słyszał przekleństwo rzucone przez starszego z nich. On wciąż milczał, wiedząc, że jego słowa nie były teraz potrzebne. Wszystko zależało od Cynerica i tego czy podejmie się działać dalej, czy też nie...
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Być może nie tylko krew Prewettów hańbiąco odznaczająca się na krwi Cynerica stanowiła nie lada problem tak trudny do przeskoczenia, być może to była jeszcze gorsza prawda - domniemająca, że Yaxley zwyczajnie nie nadawał się do tego rodzaju magii. Jego wstąpienie w szeregi Rycerzy okazało się prawdopodobnie nietrafione, lecz nie było już odwrotu - czy tego chciał - a chciał - czy nie, musiał zrobić wszystko, żeby nauczyć się tej trudnej umiejętności. Nawet jeśli faktycznie miałby tu stać cały tydzień oraz próbować rzucić jedno z najprostszych zaklęć, to tak właśnie należało mu uczynić. Nie mógł się poddać, tak jak nie mógł pokazać się z niczym przed obliczem Czarnego Pana. Nie mógł walczyć jedynie znajomością zwyczajnych inkantacji, za tym musiało iść coś jeszcze. Potęga, wiedza, hart ducha oraz właśnie umiejętności, których na chwilę obecną po prostu nie posiadał. Gotowało się w nim z każdą nieudaną próbą, a milczenie kuzyna odebrał jako złą monetę. Doceniał to, że tracił dla niego czas, że próbował przekazać mu swoje informacje oraz doświadczenia, lecz nie zmieniało to istotnego faktu, że czuł się źle. Z niczym niezmąconą, przewiercającą na wskroś ciszą oraz zawieszonym w powietrzu widmem porażki.
Czuł się fatalnie, coraz trudniej opanowywał jątrzącą się na wierzchu złość, gniew, który przekułby w agresję fizyczną. Nie mógł jednak tego zrobić, jego zadaniem była mobilizacja. Koncentracja. Wziął kilka głębokich, wręcz łapczywych oddechów, przymknął oczy starając się wyciszyć. Ukoić to, co tak gwałtownie w nim wezbrało w postaci ciętej frustracji. Musiał odnaleźć wewnętrzną równowagę, nastawić się na absolutny sukces.
- Organus dolor - powiedział znów, stanowczo. Dokładnie w momencie, w którym czuł się gotowy. To mogło być jedynie złudnym przeświadczeniem, mimo to próbował. Raz po raz wyciągał przed siebie różdżkę, celował w kruka, koncentrował się na wymowie oraz gestach, nie chcąc ani spudłować, ani dać ponownie plamy. Wewnętrzne uczucie niemocy trawiło go od środka nie mają dlań litości, umysł podszeptywał najgorsze scenariusze, tym samym poddając w powątpiewanie jego umiejętności. To była najgorsza z tortur, wstyd gorejący w całym ciele, parzący zażenowaniem. Musiał go ugasić, chociaż tracił siły. Musiał wzbić się na wyżyny magii, pokazać, że początki są trudne, lecz koniec chwalebny. Nie wiedział jak tego dokonać, skoro najwidoczniej nie był zdolny do rzeczy wielkich. Starał się jednak oszukać psotne przeznaczenie.
Czuł się fatalnie, coraz trudniej opanowywał jątrzącą się na wierzchu złość, gniew, który przekułby w agresję fizyczną. Nie mógł jednak tego zrobić, jego zadaniem była mobilizacja. Koncentracja. Wziął kilka głębokich, wręcz łapczywych oddechów, przymknął oczy starając się wyciszyć. Ukoić to, co tak gwałtownie w nim wezbrało w postaci ciętej frustracji. Musiał odnaleźć wewnętrzną równowagę, nastawić się na absolutny sukces.
- Organus dolor - powiedział znów, stanowczo. Dokładnie w momencie, w którym czuł się gotowy. To mogło być jedynie złudnym przeświadczeniem, mimo to próbował. Raz po raz wyciągał przed siebie różdżkę, celował w kruka, koncentrował się na wymowie oraz gestach, nie chcąc ani spudłować, ani dać ponownie plamy. Wewnętrzne uczucie niemocy trawiło go od środka nie mają dlań litości, umysł podszeptywał najgorsze scenariusze, tym samym poddając w powątpiewanie jego umiejętności. To była najgorsza z tortur, wstyd gorejący w całym ciele, parzący zażenowaniem. Musiał go ugasić, chociaż tracił siły. Musiał wzbić się na wyżyny magii, pokazać, że początki są trudne, lecz koniec chwalebny. Nie wiedział jak tego dokonać, skoro najwidoczniej nie był zdolny do rzeczy wielkich. Starał się jednak oszukać psotne przeznaczenie.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'k10' : 3
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'k10' : 3
Morgoth nie spuszczał z kuzyna spojrzenia. Nie dlatego że tak miało być łatwiej, ale szukał pewnej niezgodności, która mogłaby mieć jakikolwiek wpływ na brak efektu przy rzucaniu tych zaklęć. Ruch różdżki, ustawienie się, ton głosu. Wszystko było ważne, dlatego też obserwował go uważnie. Widział tę złość i frustrację, która wzrastała w Cynenricu. Rzadko kiedy Yaxleyowie pozwalali sobie na takie uzewnętrznianie się, jednak to była inna sytuacja i byli tylko we dwójkę. Nikt więcej tego nie widział i nie miał też zobaczyć. Znali się najlepiej ze wszystkich ludzi na świecie, dlatego nic dziwnego że ufali sobie całkowicie i mogli okazywać nawet niektóre słabości, chociaż starali się, by te nie wyszły na jaw. Bo ich ród nie słynął z miękkości i łagodnego podchodzenia do życia. Wpasowywali się tam idealnie i Morgoth mógł wprost powiedzieć, że Cina miał być najlepszym z nich. Ta chwila słabości o niczym nie świadczyła i miał nadzieję, że o tym wiedział. Poniekąd jednak rosnąca złość na samego siebie, frustracja i irytacja, które kotłowały się we wnętrzu blondyna dały mu siłę, by w końcu wykrzesać z siebie gniew, który dał pokłady do poprawnego zaklęcia. Kącik ust młodszego z Yaxleyów poruszył się praktycznie niewidocznie, gdy w podziemiach rozległ się skrzek cierpiącego zwierzęcia. Widać było jak coś rozszarpuje jego wnętrzności, przemieszczając w różne miejsca. W tym czasie jednak nie patrzył na ptaka. Nie odrywał spojrzenia od twarzy kuzyna, szukając w nich oznak satysfakcji. Ale nie tej z udanego zaklęcia. Ona również nadchodziła, ale posiadała inny wydźwięk. Napatrzył się już na tak wielu ludzi związanych z czarną magią, że wiedział, kiedy ktoś czerpał zadowolenie z samego cierpienia. Nie chciał, żeby spotkało to samo jego kuzyna. Nie, żeby w niego wątpił, ale zakazane umiejętności potrafiły zmieniać ludzi. Chciał jednak wierzyć w to, że ten się nie zachłyśnie tą nową mocą i nie będzie jej używał zbyt często. Nie była ona przecież potrzebna. Młodszy Yaxley starał się jej unikać za wszelką cenę.
Patrzył jeszcze jakąś chwilę na Cynerica. Jako że było to jego pierwsze udane czarnomagiczne zaklęcie, musiał odczuwać osłabienie. W końcu tak samo było z Morgothem i niekiedy ciągle potrafiło nim wstrząsnąć, gdy jej używał. Musiał poczuć to uderzenie, które niczym fala czasem mogła zwalać z nóg. Nie podniósł się, by mu pomóc. Cina musiał odetchnąć, chociażby na chwilę.
- Wystarczy - odezwał się w pewnym momencie i skinął głową blondynowi, gdy spotkali się spojrzeniami. Był zadowolony. Cyneric musiał to dostrzec w jego oczach, dlatego nie powiedział nic więcej. Za chwilę pewnie mieli powtórzyć kolejne zaklęcie, ale teraz uczeń potrzebował oddechu.
Patrzył jeszcze jakąś chwilę na Cynerica. Jako że było to jego pierwsze udane czarnomagiczne zaklęcie, musiał odczuwać osłabienie. W końcu tak samo było z Morgothem i niekiedy ciągle potrafiło nim wstrząsnąć, gdy jej używał. Musiał poczuć to uderzenie, które niczym fala czasem mogła zwalać z nóg. Nie podniósł się, by mu pomóc. Cina musiał odetchnąć, chociażby na chwilę.
- Wystarczy - odezwał się w pewnym momencie i skinął głową blondynowi, gdy spotkali się spojrzeniami. Był zadowolony. Cyneric musiał to dostrzec w jego oczach, dlatego nie powiedział nic więcej. Za chwilę pewnie mieli powtórzyć kolejne zaklęcie, ale teraz uczeń potrzebował oddechu.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Rzadko popadał w stany złości, a bliski takiej furii jak dzisiejszego dnia doprawdy nie był prawdopodobnie nigdy. Nie znosił żadnej formy ułomności - posiadał wysokie wymagania nie tylko wobec innych, lecz przede wszystkim wobec siebie samego. Niespełnianie własnych wymogów, wysoko postawionej poprzeczki uważał za hańbiące. Nic dziwnego, że w końcu puściły mu nerwy - chociaż nie rzucał się szaleńczo po podziemiach, nie wyklinał w głos wszystkiego wokół, to subtelnie mruczane pod nosem przekleństwa oraz nerwowe ruchy zdradzały jego stan ducha. Czuł się jak charłak, jak ktoś, kto nie miał prawa żyć. Ubodło go to najmocniej. I dalej próbował. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Nie potrafił sięgnąć po najprostsze zaklęcie - i jak to o nim świadczyło? - zakopując się we własnej żółci z tego powodu. Dobrze, że przynajmniej przejawiał zacięcie oraz determinację.
Wreszcie, za którymś razem - nawet tego nie liczył - udało się. Magia przepłynęła przez różdżkę kumulując się w ciele kamiennego kruka. Ten zaskrzeczał boleśnie, trochę rozdzierająco. Cyneric nie lubił zadawać cierpienia dla samej idei cierpienia, wolał kiedy towarzyszy temu konkretny powód. Jak na przykład unicestwienie świata ze szlam oraz ich sympatyków. Ptak nie był niczemu winien, jednakże Yaxley nie rozckliwiał się nad nim - wszakże był jedynie posągowym tworem, niczym więcej. Zatem widok ten go ani nie fascynował, ani nie bolał. Nie poczuł również żadnej formy ulgi ani wesołości z powodu udanego zaklęcia. Przyjął to ze stoickim spokojem, typowym dla siebie.
I nagle poczuł się trochę zmęczony tym treningiem. Dlatego przysiadł na chwilę obok kuzyna, wzdychając ciężko. Przy nim mógł się nieco odsłonić ze swoimi uczuciami, nawet jeśli była to bezsilność. Ten ruch zbiegł się z wypowiedzianym przez Morgotha słowem, na które Cyneric kiwnął jedynie głową.
- Zawsze tak jest? Zmęczenie? - spytał, po czym zaraz wstał. - Muszę się zmotywować - wyjaśnił. Nie mieli chwili do stracenia. Był Yaxley'em, treserem trolli, nie mógł poddać się magii. Nie po tym, jak sobie wyznaczył cel.
Wreszcie, za którymś razem - nawet tego nie liczył - udało się. Magia przepłynęła przez różdżkę kumulując się w ciele kamiennego kruka. Ten zaskrzeczał boleśnie, trochę rozdzierająco. Cyneric nie lubił zadawać cierpienia dla samej idei cierpienia, wolał kiedy towarzyszy temu konkretny powód. Jak na przykład unicestwienie świata ze szlam oraz ich sympatyków. Ptak nie był niczemu winien, jednakże Yaxley nie rozckliwiał się nad nim - wszakże był jedynie posągowym tworem, niczym więcej. Zatem widok ten go ani nie fascynował, ani nie bolał. Nie poczuł również żadnej formy ulgi ani wesołości z powodu udanego zaklęcia. Przyjął to ze stoickim spokojem, typowym dla siebie.
I nagle poczuł się trochę zmęczony tym treningiem. Dlatego przysiadł na chwilę obok kuzyna, wzdychając ciężko. Przy nim mógł się nieco odsłonić ze swoimi uczuciami, nawet jeśli była to bezsilność. Ten ruch zbiegł się z wypowiedzianym przez Morgotha słowem, na które Cyneric kiwnął jedynie głową.
- Zawsze tak jest? Zmęczenie? - spytał, po czym zaraz wstał. - Muszę się zmotywować - wyjaśnił. Nie mieli chwili do stracenia. Był Yaxley'em, treserem trolli, nie mógł poddać się magii. Nie po tym, jak sobie wyznaczył cel.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Mało kiedy można było zobaczyć Yaxleya, który dał się ponieść emocjom. A jeśli już nie można było wytrzymać, widzieli ich jedynie najbliżsi. Przy obcych nie pozwalali sobie na utratę kontroli. Dlatego Morgoth w pewien sposób był ukontentowany i spokojniejszy faktem, że to własnie jego Cyneric poprosił o pomoc i to przed nim okazywał swoje słabości. Oczywiście nie potępiał ani nie gardził kuzynem za to. W pewnym sensie nawet dobrze się złożyło, że czarna magia nie przychodziła mu z taką łatwością. Może miało to go zniechęcić do jej używania i darować mu skutki idące za każdym rzuconym zaklęciem. Sam wolał unikać tej dziedziny magii, chociaż jego różdżka nie radziła sobie z nią najgorzej. W ostateczności używał inkantacji, jednak zdarzało się to bardzo rzadko. W końcu nie był jakimś fanatykiem. Wolał rozwijać się również w innej magii, niekoniecznie tej zakazanej, chociaż dawała pozornie więcej możliwości i władzy. Miał nadzieję, że Cina również to dostrzeże i zobaczy płynące z tego korzyści. Zagrożenia, jak te które go opanowały, na razie nie wpływające znacznie na jego zdrowie i życie mogły być tragiczne w skutkach. Patrzył na posadzkę przed nim, gdy Cyneric wreszcie skończył i podszedł, by spocząć obok niego. Po tym zapadło chwilowe milczenie, które w żaden sposób nie było niewłaściwe ani nie wymagało przerwania. Akurat między nimi, między tak bliskimi sobie ludźmi, nie było miejsca na niezręczność czy udawanie kogoś, kim się nie było. Byli Yaxleyami, a oni nigdy nie musieli grać. Ani przed sobą, ani tym bardziej przed innymi ludźmi. W końcu jednak przez podziemia rozniósł się spokojny, wypruty z emocji głos Cynerica. Chociaż Morgoth wyczuwał w nim zmęczenie lepiej niż ktokolwiek. Odprowadził spojrzeniem blondyna, gdy zaraz wstał i widać było, że chciał więcej. W pewnym sensie dobrze, ale z drugiej zbytnie zafascynowanie się czarną magią...
- Nie zawsze - zanegował w końcu na pytanie kuzyna. - Zależy od tego jak silne jest to zaklęcie i od twojej pewności.
Skinął głową, przyjmując do wiadomości jego zapał. Wstał więc i skierował różdżkę na ptaka, który patrzył na niego czarnymi oczami. Morgoth wypowiedział odpowiednie zaklęcie i po chwili zwierzę leżało nieprzytomne. Z tej perspektywy gdy nie oddychało tak szybko jak wcześniej i nie ruszało się wyglądało jak martwe. Później miało jednak wrócić do swojej kamiennej nicości i znowu byciem jedynie posągiem pomiędzy wieloma innymi.
- Animiatio - powiedział, starając się poruszyć nieprzytomnym pierzastym ciałkiem według swojej woli. Jeden szybki ruch, który miał być nakierowany na Cynerica. Kruk miał naskoczyć mu na ramię.
- Nie zawsze - zanegował w końcu na pytanie kuzyna. - Zależy od tego jak silne jest to zaklęcie i od twojej pewności.
Skinął głową, przyjmując do wiadomości jego zapał. Wstał więc i skierował różdżkę na ptaka, który patrzył na niego czarnymi oczami. Morgoth wypowiedział odpowiednie zaklęcie i po chwili zwierzę leżało nieprzytomne. Z tej perspektywy gdy nie oddychało tak szybko jak wcześniej i nie ruszało się wyglądało jak martwe. Później miało jednak wrócić do swojej kamiennej nicości i znowu byciem jedynie posągiem pomiędzy wieloma innymi.
- Animiatio - powiedział, starając się poruszyć nieprzytomnym pierzastym ciałkiem według swojej woli. Jeden szybki ruch, który miał być nakierowany na Cynerica. Kruk miał naskoczyć mu na ramię.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k10' : 8
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k10' : 8
Ból oraz zmęczenie napędzało go do działania - pragnienie wiedzy i umiejętności skutecznie łaknęło dalszej nauki. Jeżeli należałoby mówić o jakimkolwiek podekscytowaniu, to było one większe na początku. Teraz w dużej mierze przemawiało przez niego uszczuplenie sił. Gdyby nie to, że był z natury wojownikiem - niczym najprawdziwszy Yaxley - na pewno chciałby odłożyć to na dalszy plan. Późniejszy termin. Jednakże nie potrafił odpuścić, zdarzało mu się to niestety w życiu i nie wspominał tego najlepiej. Przywołał umysłem własne mięśnie do porządku, dźwignął się wyprostowany oraz dumny, a ewentualne słabości czaiły się jedynie w jego pozbawionemu ikry spojrzeniu. Musiał działać i dopóki Morgoth nie wyrzucał go ze swojego domu, dopóty on zamierzał tu tkwić oraz trenować. To już nie chodziło o udowadnianie czegokolwiek innym - i tak widział to jedynie jego kuzyn - a przede wszystkim sobie. Musiał sięgnąć po swoją pewność siebie, wartość, która została nadwyrężona tak nieudanymi zaklęciami jak jeszcze chwilę temu. Musiał poświęcić wiele nerwów aż wreszcie doprowadzić magię do porządku. Nie zamierzał tego zmarnować. Ani chwili.
Dlatego gdy tylko poczuł się lepiej miał nadzieję, że młodszy Yaxley podąży w jego ślady. Wstanie oraz pokaże mu coś, czego będzie mógł się nauczyć. Pozyska słodką wiedzę, którą być może kiedyś przyjdzie mu wykorzystać. A nawet jeśli nie, ponieważ szlamy same poddadzą się ich panowaniu, to tym lepiej. Nie był zwolennikiem bezsensownego stosowania siły dla chorej satysfakcji, lecz jednocześnie trudno było o bardziej zaciętego w boju wojownika. Przyświecający jej cel wręcz dodawał skrzydeł. Może to właśnie dlatego porażka bolała Cynerica tysiąc razy mocniej.
Skinął głową, a następnie obserwował z uwagą poczynania swojego kuzyna, w umyśle odnotowując brzmienie inkantacji, ruch nadgarstkiem oraz wreszcie efekt tego działania. Kruk wykonał jego polecenie siadając na ramieniu starszego z nich. Treser trolli odgonił go dłonią, wszakże nie chciał celować w samego siebie. I kiedy ptaszysko znalazło się z powrotem na ziemi, on wycelował w nie różdżkę.
- Animiatio - powiedział starannie oraz wykreślił dłonią kółko w powietrzu. Koniec bzowej różdżki skierował się na nieżywe zwierzę. Yaxley skoncentrował się na tym całkowicie, wyobrażając sobie swój gniew oraz inne emocje potrzebne do zastosowania w czarnej magii. Co dziwniejsze, wymyślił, że opierzony posąg dziobnie Morgotha w stopę. Naprawdę dałby wiele, żeby tym razem zaklęcie powiodło się od razu. Widok miny kuzyna być może zrekompensowałby mu wszystkie poprzednie niepowodzenia. Niestety coraz mniej wierzył w powodzenie własnych działań już za pierwszym razem. Nie zmieniało to jednak tego, że próbował. Mocno się starał, żeby urzeczywistnić swój sukces.
Dlatego gdy tylko poczuł się lepiej miał nadzieję, że młodszy Yaxley podąży w jego ślady. Wstanie oraz pokaże mu coś, czego będzie mógł się nauczyć. Pozyska słodką wiedzę, którą być może kiedyś przyjdzie mu wykorzystać. A nawet jeśli nie, ponieważ szlamy same poddadzą się ich panowaniu, to tym lepiej. Nie był zwolennikiem bezsensownego stosowania siły dla chorej satysfakcji, lecz jednocześnie trudno było o bardziej zaciętego w boju wojownika. Przyświecający jej cel wręcz dodawał skrzydeł. Może to właśnie dlatego porażka bolała Cynerica tysiąc razy mocniej.
Skinął głową, a następnie obserwował z uwagą poczynania swojego kuzyna, w umyśle odnotowując brzmienie inkantacji, ruch nadgarstkiem oraz wreszcie efekt tego działania. Kruk wykonał jego polecenie siadając na ramieniu starszego z nich. Treser trolli odgonił go dłonią, wszakże nie chciał celować w samego siebie. I kiedy ptaszysko znalazło się z powrotem na ziemi, on wycelował w nie różdżkę.
- Animiatio - powiedział starannie oraz wykreślił dłonią kółko w powietrzu. Koniec bzowej różdżki skierował się na nieżywe zwierzę. Yaxley skoncentrował się na tym całkowicie, wyobrażając sobie swój gniew oraz inne emocje potrzebne do zastosowania w czarnej magii. Co dziwniejsze, wymyślił, że opierzony posąg dziobnie Morgotha w stopę. Naprawdę dałby wiele, żeby tym razem zaklęcie powiodło się od razu. Widok miny kuzyna być może zrekompensowałby mu wszystkie poprzednie niepowodzenia. Niestety coraz mniej wierzył w powodzenie własnych działań już za pierwszym razem. Nie zmieniało to jednak tego, że próbował. Mocno się starał, żeby urzeczywistnić swój sukces.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Podziemia
Szybka odpowiedź