Podziemia
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Podziemia
Zejście po podziemi jak i same podziemia łączą w sobie symetrię i niezwykłe bogactwo ozdób i ornamentów. Wnętrze, pełne złotych i marmurowych płaskorzeźb, sztukaterii, figur przodków oraz postaci z mitologii greckiej oraz fresków. Przestrzenny układ korytarzy i schodów przypomina bardziej operę niż podziemne części pałacu. Jest tam ciąg korytarzy rozległych pod posiadłością, ale również i wychodzących na teren ogrodu. Nie wiadomo ile tajemnych przejść kryją ich zakamarki. Na samym dole znajduje się jezioro, w którym giną rozległe schody.
Na pomieszczenie nałożone jest: muffliato[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 27.12.16 23:28, w całości zmieniany 2 razy
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaczęło się. Ból wygiął twarz Morgotha, potworny ból. Patrzyła w jego oczy w których pojawiają się łzy bólu, nie odzywała się ani słowem, choć jej serce ścisnęło się nagłą potrzebą niesienia pomocy swojemu wnukowi. Wiedziała, że nic nie może zrobić i wiedziała, że ten moment nastąpi, mimo to i dla niej był trudną chwilą. Ciężko patrzeć na cierpiącego potomka nawet, jeśli wie się, że to coś przejściowego, co zakończy się szczęściem i sukcesem.
- Wiem.
Tyle tylko odpowiedziała na jego skargę. Żadnego pocieszenia. Nie było sensu mówić, że to nie potrwa długo, chłopak sam odczuje różnicę już za niedługo. Patrzyła na jego przemianę i prócz obawy o niego i niechęci dla przyglądania się jego cierpieniu, czuła dumę.
Chrupot kości był nieprzyjemny. Nie chciała go słyszeć, jednak nie było szans, by od niego uciec. Nie chciała z resztą uciekać od tego, co właśnie się dzieje, była jedną z przyczyn zaistniałej sytuacji. Która mimo swojej otoczki - była czymś dobrym.
- Od tej pory będzie tylko lepiej.
Oznajmiła mu więc tylko, kiedy przemiana się dokonała.
- Wiem.
Tyle tylko odpowiedziała na jego skargę. Żadnego pocieszenia. Nie było sensu mówić, że to nie potrwa długo, chłopak sam odczuje różnicę już za niedługo. Patrzyła na jego przemianę i prócz obawy o niego i niechęci dla przyglądania się jego cierpieniu, czuła dumę.
Chrupot kości był nieprzyjemny. Nie chciała go słyszeć, jednak nie było szans, by od niego uciec. Nie chciała z resztą uciekać od tego, co właśnie się dzieje, była jedną z przyczyn zaistniałej sytuacji. Która mimo swojej otoczki - była czymś dobrym.
- Od tej pory będzie tylko lepiej.
Oznajmiła mu więc tylko, kiedy przemiana się dokonała.
I show not your face but your heart's desire
Z każdą chwilą rosło w nim napięcie i gdy wybuchło, poczuł jak nieznośny ból rozrywa mu mięśnie. Wszystko od momentu, gdy upadł, do tamtej chwili trwało zaledwie pół minuty, chociaż dla niego była to nieprzerwana agonia. Czuł, że tylko gniew i nienawiść trzymają go w jednym kawałku. By się nie poddać. Z jego wnętrza wydobył się jakiś dziwny pomruk, chociaż może tylko mu się wydawało. To wszystko mogło równocześnie dziać się naprawdę i być fikcją. Mimo, że obraz cały czas był w odblaskowej czerni i bieli, widział każdy cień tańczący na ścianach podziemi. Gdy wydawało mu się, że uda mu się podnieść, przeszył go przeraźliwy ból głowy. Był tak silny, że upadł ponownie na kolana.
- Tak - wycharczał, ale dobiegł go tylko wygłuszony, daleki głos zza rosnącego ciśnienia w głowie.
Chcąc wydostać się z tego miejsca, zebrał się w sobie i przeszedł dystans dzielący go od ciemnego korytarza. Nie wiedział, co robił. Po prostu uciekał przed cierpieniem i przed pokazywaniem tego Genevieve. Mając nadzieję, że ból ustąpi, przystanął. Jednak tylko się pogarszało. Czuł jak krew prócz z ust leci mu z nosa i uszu, a co chwilę dostawał ataków dreszczy jakby ktoś co chwila ciągnął go za włosy, odginając głowę do tyłu. W końcu opadł z sił, skręcając się pod za zakrętem w cieniu antycznej figury. Czuł jakby go rozrywano lub krojono na kawałki, łamiąc do tego każdą kość. Klatka piersiowa dosłownie zapadała się, a żebra, każde po kolei, łamały się i rosły tak, że widział to przez koszulę, rozrywając materiał. Serce łomotało jakby zaraz miało wybuchnąć. Chciał krzyczeć, ale głos utkwił gdzieś w piersi. Wielkie krople potu mieszały się z krwią. Twarz pulsowała i wydłużała się – czuł jak czaszka zwiększa swoją objętość, napierając na skórę. To samo zaczęło dopadać jego rąk i nóg. Kości rosły, łamiąc się w niektórych miejscach, a wnętrze płonęło. W pewnym momencie w końcu zapadła cisza i ból zniknął.
- Tak - wycharczał, ale dobiegł go tylko wygłuszony, daleki głos zza rosnącego ciśnienia w głowie.
Chcąc wydostać się z tego miejsca, zebrał się w sobie i przeszedł dystans dzielący go od ciemnego korytarza. Nie wiedział, co robił. Po prostu uciekał przed cierpieniem i przed pokazywaniem tego Genevieve. Mając nadzieję, że ból ustąpi, przystanął. Jednak tylko się pogarszało. Czuł jak krew prócz z ust leci mu z nosa i uszu, a co chwilę dostawał ataków dreszczy jakby ktoś co chwila ciągnął go za włosy, odginając głowę do tyłu. W końcu opadł z sił, skręcając się pod za zakrętem w cieniu antycznej figury. Czuł jakby go rozrywano lub krojono na kawałki, łamiąc do tego każdą kość. Klatka piersiowa dosłownie zapadała się, a żebra, każde po kolei, łamały się i rosły tak, że widział to przez koszulę, rozrywając materiał. Serce łomotało jakby zaraz miało wybuchnąć. Chciał krzyczeć, ale głos utkwił gdzieś w piersi. Wielkie krople potu mieszały się z krwią. Twarz pulsowała i wydłużała się – czuł jak czaszka zwiększa swoją objętość, napierając na skórę. To samo zaczęło dopadać jego rąk i nóg. Kości rosły, łamiąc się w niektórych miejscach, a wnętrze płonęło. W pewnym momencie w końcu zapadła cisza i ból zniknął.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Genevive patrzyła na to wszystko bez słowa. Nie sądziła, by te mogły dotrzeć do jej wnuka w tej chwili, a i nie było słów, które wypowiedziane mogłyby uśmierzyć ból. Widziała, jak jego ciało się zmienia, przełamuje, kończyny kurczą, lub wydłużają. Istota przed nim coraz bardziej przypominała to, co chciał osiągnąć Morgoth i choć zmiana była bolesna, osiągał sukces.
I w końcu ruszył. W zwierzęcym odruchu ucieczki przed bólem. Nie próbowała go zatrzymywać, nie odzywała się, nie sięgała po różdżkę. Nie bała się, bo wiedziała, że nic złego mu nie grozi, przemiana dobiegała końca, a Morgoth nie jest głupcem, który zrobiłby cokolwiek nieodpowiedniego.
Pałając dumą i zadowoleniem mimo ciężko bijącego w piersi serca wstała więc i ruszyła znów ku schodom. Wycie drapieżnika rozbrzmiewało jeszcze chwilę w jej głowie, kiedy ruszyła do góry.
zt
I w końcu ruszył. W zwierzęcym odruchu ucieczki przed bólem. Nie próbowała go zatrzymywać, nie odzywała się, nie sięgała po różdżkę. Nie bała się, bo wiedziała, że nic złego mu nie grozi, przemiana dobiegała końca, a Morgoth nie jest głupcem, który zrobiłby cokolwiek nieodpowiedniego.
Pałając dumą i zadowoleniem mimo ciężko bijącego w piersi serca wstała więc i ruszyła znów ku schodom. Wycie drapieżnika rozbrzmiewało jeszcze chwilę w jej głowie, kiedy ruszyła do góry.
zt
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 30.12.16 12:13, w całości zmieniany 1 raz
Otworzył oczy. Było ciemno, a dokoła panowała nieprzerwana cisza. Patrzył na to z ciekawością i dopiero po chwili zorientował się, że coś jest nie tak. Mrugnął i nerwowo rozejrzał się dokoła. Nikogo nie było w pobliżu, towarzyszyły mu tylko cisza oraz ciemności. Jeszcze do końca się nie wybudził, ale serce zabiło mu mocniej. Jednak nie tylko położenie, w jakim się znalazł, wzbudziło jego niepokój. Ostatnim wspomnieniem był przeolbrzymi ból – niemal agonalny. Wzdrygnął się na samą myśl. Nic jednak nie czuł, a dokładnie wręcz przeciwnie. Czuł, że mógł biec i nie zatrzymywać się do świtu. Przepełniony tą myślą, instynktownie spojrzał na podłogę i momentalnie zesztywniał, wstrzymując oddech. Tuż przy nim leżało jakieś zwierzę. Zobaczył wielkie łapska założone jedna na drugą. Jednak zwierzę chyba spało, bo kończyny leżały spokojnie na marmurze. Starając się nie oddychać, napiął mięśnie, by jak najszybciej spróbować się stąd wydostać. Podniósł rękę i w tym samym momencie stworzenie się obudziło. Wydawało mu się, że z jego ust dobiegło jakieś słowo. Lecz zamiast ludzkiego głosu, doszedł go niski pomruk, wyczuwalny w płucach. Dopiero wtedy pojął, co się stało. Wciągnął powietrze, uspakajając oddech i opuścił wzrok. Nie bał się. Już nie. W końcu podniósł się i ruszył pędem przez korytarze wyłożone marmurem do jedynego miejsca, gdzie chciał teraz być - do przestrzeni. Mięśnie pracowały już w ciele wilka bez problemu jakby ból nigdy się nie wydarzył. Jakby to wszystko było jedynie złym snem. Samoistne wycie wydobył się z jego wnętrza. Wiedział, czego pragnął. Chciał po prostu biec.
|zt
|zt
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
30.04 po spotkaniu Rycerzy
Odczuwał wewnętrzny głód wiedzy - nie teoretycznej, praktycznej - który nie dawał mu spokoju od marca, kiedy Morgoth zaufał mu na tyle, żeby podzielić się z nim pewnymi informacjami. Wyczekiwał tego spotkania odczuwając wewnętrzną fascynację tym, co miało nastąpić. Oczekiwał wiele. Emocji, władzy, potęgi - czegoś, co przygwoździ go do ziemi oraz zabierze dech w piersiach. Co będzie mógł realnie podziwiać i czego stanie się częścią - spotkanie w Białej Wywernie wywołało w nim uczucie rozczarowania. Nawet nie mógł dojrzeć potęgi Czarnego Pana leżąc bez ruchu na podłodze. Jedynie odczuć, zobaczyć skutek - palący się lokal. I nic więcej. Dziś był nastawiony wręcz optymistycznie, puszczając wczorajszą noc w niepamięć, lecz najpierw należało poczynić odpowiednie kroki ku byciu zasłużonym wybrańcem. Lord Voldemort zechciał go poznać nie bez powodu, w co Yaxley święcie wierzył. On sam pragnął natomiast sprostać tym wymaganiom przeskakując przez poprzeczkę bez względu na wysokość jej umiejscowienia. Nie mógł przewidzieć, że los okaże się być przewrotny, w dodatku z tendencją do niesprzyjania właśnie im. Tym, którzy mieli oczyścić magiczny świat z panoszącego się brudu. Nigdy nie pomyślałby w ten sposób - to niemożliwe, żeby ktoś oprócz samych szlam mógł tego nie chcieć. To brzmiało zbyt absurdalnie, żeby mogło zawitać w jego głowie.
Właśnie w tym celu najpierw napisał kuzynowi list z prośbą o spotkanie. Nie zawarł w nim o co chodziło - byłoby to wysoce niebezpieczne - lecz zamierzał mu wszystko wyjaśnić kiedy się zobaczą. Dopiero uzyskawszy pozytywną odpowiedź narzucił na siebie ciemny płaszcz, następnie udając się w pieszą wędrówkę do dworu nieopodal Yaxley’s Hall. Lubił spacerować bagnami kiedy jego stopy zapadały się w grząskim, miękkim gruncie, kiedy drzewa przysłaniały słoneczne światło. W tym miejscu było dość duszno, lecz niedługo później wydostał się na otwartą przestrzeń. Na dziedzińcu wydobył różdżkę prędko oczyszczając buty z błota, po czym zapowiedział się u służby. Morgotha powitał oszczędnie, krótkim uściśnięciem dłoni.
- Potrzebuję lekcji po tym nieszczęsnym spotkaniu - powiedział enigmatycznie, posyłając mężczyźnie sugestywne spojrzenie, zaraz przenosząc je do zejścia w podziemia. Nie chciał mówić o tym oficjalnie wprost, wiedział natomiast, że kto jak kto, ale akurat jego kuzyn zrozumie w czym rzecz. I że jest nowicjuszem. Przez całe swoje życie może jedynie kilka razy przeczytał coś w ukrytej biblioteczce ojca, to jednak było niewystarczające do tego, żeby móc nazywać się znawcą czarnej magii. To będzie wyczerpujący trening.
Odczuwał wewnętrzny głód wiedzy - nie teoretycznej, praktycznej - który nie dawał mu spokoju od marca, kiedy Morgoth zaufał mu na tyle, żeby podzielić się z nim pewnymi informacjami. Wyczekiwał tego spotkania odczuwając wewnętrzną fascynację tym, co miało nastąpić. Oczekiwał wiele. Emocji, władzy, potęgi - czegoś, co przygwoździ go do ziemi oraz zabierze dech w piersiach. Co będzie mógł realnie podziwiać i czego stanie się częścią - spotkanie w Białej Wywernie wywołało w nim uczucie rozczarowania. Nawet nie mógł dojrzeć potęgi Czarnego Pana leżąc bez ruchu na podłodze. Jedynie odczuć, zobaczyć skutek - palący się lokal. I nic więcej. Dziś był nastawiony wręcz optymistycznie, puszczając wczorajszą noc w niepamięć, lecz najpierw należało poczynić odpowiednie kroki ku byciu zasłużonym wybrańcem. Lord Voldemort zechciał go poznać nie bez powodu, w co Yaxley święcie wierzył. On sam pragnął natomiast sprostać tym wymaganiom przeskakując przez poprzeczkę bez względu na wysokość jej umiejscowienia. Nie mógł przewidzieć, że los okaże się być przewrotny, w dodatku z tendencją do niesprzyjania właśnie im. Tym, którzy mieli oczyścić magiczny świat z panoszącego się brudu. Nigdy nie pomyślałby w ten sposób - to niemożliwe, żeby ktoś oprócz samych szlam mógł tego nie chcieć. To brzmiało zbyt absurdalnie, żeby mogło zawitać w jego głowie.
Właśnie w tym celu najpierw napisał kuzynowi list z prośbą o spotkanie. Nie zawarł w nim o co chodziło - byłoby to wysoce niebezpieczne - lecz zamierzał mu wszystko wyjaśnić kiedy się zobaczą. Dopiero uzyskawszy pozytywną odpowiedź narzucił na siebie ciemny płaszcz, następnie udając się w pieszą wędrówkę do dworu nieopodal Yaxley’s Hall. Lubił spacerować bagnami kiedy jego stopy zapadały się w grząskim, miękkim gruncie, kiedy drzewa przysłaniały słoneczne światło. W tym miejscu było dość duszno, lecz niedługo później wydostał się na otwartą przestrzeń. Na dziedzińcu wydobył różdżkę prędko oczyszczając buty z błota, po czym zapowiedział się u służby. Morgotha powitał oszczędnie, krótkim uściśnięciem dłoni.
- Potrzebuję lekcji po tym nieszczęsnym spotkaniu - powiedział enigmatycznie, posyłając mężczyźnie sugestywne spojrzenie, zaraz przenosząc je do zejścia w podziemia. Nie chciał mówić o tym oficjalnie wprost, wiedział natomiast, że kto jak kto, ale akurat jego kuzyn zrozumie w czym rzecz. I że jest nowicjuszem. Przez całe swoje życie może jedynie kilka razy przeczytał coś w ukrytej biblioteczce ojca, to jednak było niewystarczające do tego, żeby móc nazywać się znawcą czarnej magii. To będzie wyczerpujący trening.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
List nadesłany przez kuzyna był kolejną rzeczą, która sprawiła, że Morgoth nie wiedział w co włożyć ręce. Trzy dni wcześniej dowiedział się miejscu spotkań jak i kilku członkach Zakonu Feniksa, do którego należała również młoda Megara Carrow - dziecko. To była ich wina, że pozwolili jej dołączyć. Gdyby była dobrą żoną dla Deimosa, nigdy nie musiałby grozić jej dziecku ani jej. Nie próbowałaby uciekać i nie doznałaby rozszczepienia. Gdy ją zostawiał na wzgórzu, stan dziewczyny był krytyczny. Żyła jednak i to się liczyło. Deportował się chwilę przed Marianną, pozwalając jej na dopięcie zadania w pojedynkę. Ta uzdrowicielka była zbyt impulsywna, za mało myślała, jeśli przychodziło do działania w terenie. Podejmowała decyzję w stanie emocjonalnego wzburzenia tak obcego i dalekiego Yaxley'om, a co za tym szło możliwe że miało ją to kiedyś zgubić. Następnego dnia po tej misji przybyła do niego Rosalie, chcąc porozmawiać o zaręczynach, a później to spotkanie lady Parkinson i posążek świstoklik... Na koniec spotkanie w Białej Wywernie, które zakończyło się ogromnym zniszczeniem, a z tego co wiedział również i ofiarami śmiertelnymi. Trójka ocalałych wciąż znajdowała się w szpitalu Świętego Munga, gdzie uzdrowiciele robili wszystko, by utrzymać ich przy życiu. Między innymi był wśród nich Quentin Burke, Goshawk i jakiś policjant. Podobno ten ostatni spisany był na straty. Intensywność tych wszystkich dziwnych wydarzeń nie była zdecydowanie codziennością Morgotha. Kogoś tak wycofanego ze świata towarzyskiego i ceniącego ciszę oraz spokój. Los jednak chciał inaczej i pokierował go taką drogą. I między tymi wszystkimi wydarzeniami list od Cynerica był czymś tak normalnym, że aż zbijającym z tropu. Szybko jednak się ocknął i spisał kilka słów na pergaminie, po czym kazał zanieść kopertę Kylo do Yaxley's Hall. Puchacz zamachał skrzydłami i już go nie było. Wiadomość od kuzyna była jednak pewną ostoją. Morgoth wiedział, że więź ze starszym Yaxley'em powinna właśnie teraz, na świeżo po wydarzeniach poprzedniej nocy związana kolejnym supłem. Tajemnicy. Powód listu mógł mieć dwojakie znaczenie, a przynajmniej w pierwszym odruchu. W końcu niedawne zaręczyny mogły nieco zaburzyć świat Cynerica i wcale nie chodziło o wątpliwości. Morgo wiedział, że akurat Cina był tak stały w swoich przekonaniach jak kilkusetletnie drzewo wybijające korzenie na wiele metrów w głąb ziemi. Był nie do ruszenia. Gdyby nie nocne spotkanie, młodszy Yaxley może i miałby obiekcje co do powodu napisania listu. Teraz jednak ich nie posiadał. Opuszczając Wywernę wraz z pozostałymi Śmierciożercami, myślał co wywołało to poruszenie w głównym lokalu. Czy było to wypróbowanie Rycerzy? Wiedział jednak że nie mógł się tam pokazać. Musiał czekać na wiadomości od kuzyna.
Gdy zobaczył znajomą twarz, poczuł ulgę, ale nie dał tego po sobie poznać. Cyneric zresztą znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że obaj się o siebie martwili. Skinął mu głową na powitanie i czekał na wyjaśnienie, chociaż gdy padły pierwsze słowa, wskazał głową, że powinni udać się w inne miejsce. Odczytał również, gdzie najlepiej byłoby to przedyskutować. Przeszli więc w milczeniu w stronę podziemi, a schodząc po długich schodach, nie zamienili ani słowa. Dopiero gdy zeszli na poziom lochów, Morgoth przystanął, zastanawiając się nad tym wszystkim. Analizował w głowie wszystkie argumenty za i przeciw idące wraz z nauką kuzyna dziedziny czarnej magii.
- Nie musisz tego robić, żeby być dobrym Rycerzem, Cina - odparł, patrząc prosto w oczy blondyna i czekając na jego odpowiedź. Wiedział, że nie przekona Yaxleya, który już raz podjął decyzję, ale nie byłby sobą, gdyby tego nie powiedział.
Gdy zobaczył znajomą twarz, poczuł ulgę, ale nie dał tego po sobie poznać. Cyneric zresztą znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że obaj się o siebie martwili. Skinął mu głową na powitanie i czekał na wyjaśnienie, chociaż gdy padły pierwsze słowa, wskazał głową, że powinni udać się w inne miejsce. Odczytał również, gdzie najlepiej byłoby to przedyskutować. Przeszli więc w milczeniu w stronę podziemi, a schodząc po długich schodach, nie zamienili ani słowa. Dopiero gdy zeszli na poziom lochów, Morgoth przystanął, zastanawiając się nad tym wszystkim. Analizował w głowie wszystkie argumenty za i przeciw idące wraz z nauką kuzyna dziedziny czarnej magii.
- Nie musisz tego robić, żeby być dobrym Rycerzem, Cina - odparł, patrząc prosto w oczy blondyna i czekając na jego odpowiedź. Wiedział, że nie przekona Yaxleya, który już raz podjął decyzję, ale nie byłby sobą, gdyby tego nie powiedział.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przed spotkaniem faktycznie dużo myślał o Rosalie, która była przecież tym, czego pragnął od dłuższego czasu - nadal do końca nie dowierzał, że cała ta sytuacja z pomysłem na zaręczyny skończyła się tak dobrze. Niedługo mieli się pobrać, wiążąc tym samym swoje życia na zawsze. Lub do śmierci. Którą poczuł namacanie w Białej Wywernie minionej nocy. Nie podejrzewał, żeby coś po tym miejscu zostało - ponad zgliszcza oraz wspomnienia szemranych typków. Nie sterczał tam do końca obserwując destrukcję w najczystszej postaci, dążył do ocalenia własnego życia. Miał wiele szczęścia, że udało mu się w tak niesprzyjających warunkach skoncentrować na tyle mocno, żeby w ostateczności powrócić na ukochane bagna Fenland. Oprócz nieznośnych oparzeń ledwie dotykających jego skórę wyszedł ze starcia bez szwanku. Szwanku na ciele - za to najmocniej ucierpiała jego godność. Nie mógł być z siebie dumny, powiedzieć, że się wykazał. Wręcz przeciwnie. Odczuwał złość na samego siebie, zażenowanie palące organy wewnętrzne oraz determinację, żeby to wszystko zatrzeć. Nie czasem - a potęgą, umiejętnościami, wiedzą. Tych wszystkich upatrywał czarnej magii, tej zaś mógł się nauczyć tylko od Morgotha. Do nikogo innego nie zwróciłby się z jednaką prośbą, nie ufając nikomu ponad rodzinę - tylko ona była siłą godną powierzenia mu życia. Tylko ona w podbramkowej sytuacji nie wydałaby go stróżom prawa - był tego pewien bardziej niż czegokolwiek na tym świecie. Nawet własnego imienia. Wybór zatem jawił się jako oczywisty.
Cyneric czuł się dobrze w przesiąkniętych ciemnością dworach Cambrigeshire należących do jego rodu. Tak jakby był w domu - bez względu na to u kogo konkretnie. W posiadłości wuja również czuł się bezpiecznie, jakby należał do tego miejsca od zawsze. Nie krępowało go spojrzenie kuzyna - jako małomówni czarodzieje w dużej mierze posługiwali się wzrokiem jako formą rozmowy - odwzajemnił je, wręcz odbijała się w nim pewność siebie, którą Morgoth słusznie dostrzegł.
- Po tym, co widziałem, co tam się stało wiem, że muszę - odparł spokojnie, bez pośpiechu, przystając tuż obok mężczyzny. - Był potęgą, której chciałbym być godzien - dodał z mocą w głosie. - Pokaż mi coś, co zapamiętam na długo. I najlepiej w dużej ilości, mam sporo do nadrobienia - zastrzegł od razu będąc zaciekawionym reakcją młodszego Yaxley'a. I tym, czy faktycznie spełni jego prośbę, skądinąd brzmiącą bardziej jak rozkaz. Obaj wiedzieli, że tak naprawdę taki był ich styl bycia oraz mówienia. Możliwe, że w każdym innym kręgu zabrzmiałoby to niewłaściwie - w ich własnym było to normalnością.
Cyneric czuł się dobrze w przesiąkniętych ciemnością dworach Cambrigeshire należących do jego rodu. Tak jakby był w domu - bez względu na to u kogo konkretnie. W posiadłości wuja również czuł się bezpiecznie, jakby należał do tego miejsca od zawsze. Nie krępowało go spojrzenie kuzyna - jako małomówni czarodzieje w dużej mierze posługiwali się wzrokiem jako formą rozmowy - odwzajemnił je, wręcz odbijała się w nim pewność siebie, którą Morgoth słusznie dostrzegł.
- Po tym, co widziałem, co tam się stało wiem, że muszę - odparł spokojnie, bez pośpiechu, przystając tuż obok mężczyzny. - Był potęgą, której chciałbym być godzien - dodał z mocą w głosie. - Pokaż mi coś, co zapamiętam na długo. I najlepiej w dużej ilości, mam sporo do nadrobienia - zastrzegł od razu będąc zaciekawionym reakcją młodszego Yaxley'a. I tym, czy faktycznie spełni jego prośbę, skądinąd brzmiącą bardziej jak rozkaz. Obaj wiedzieli, że tak naprawdę taki był ich styl bycia oraz mówienia. Możliwe, że w każdym innym kręgu zabrzmiałoby to niewłaściwie - w ich własnym było to normalnością.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
O czym myślał Morgoth przed spotkaniem ze swoim kuzynem? Trudno było określić jedną jedyną rzecz, bo zdawało mu się, że wszystkie wydarzenia zaczynające się od przeklętego Sabatu pod koniec grudnia przez chorobę jego matki ostatecznego spotkania Śmierciożerców w Wywernie krzyczały o jego uwagę i chciały jakoś go zaciągnąć do przykucia jego uwagi tylko tej jednej rzeczy. A on nie potrafił nad tym zapanować. Był zły na siebie, że tak sie działo, ale od połowy stycznia wszystko zaczęło mówić mu, że tracił kontrolę nad swoim życiem. Bo czy gdyby potrafił to zrobić, doszłoby do tego wszystkiego? Ale Yaxley nie chciał o tym myśleć i im bardziej się starał, tym wspomnienia coraz bardziej go przytłaczały. Dlatego pojawienie się służącego w jego komnatach i oznajmienie, że przybył jego szanowny kuzyn było czymś w rodzaju wyswobodzenia się spod ich jarzma. Morgoth mógł mieć powód i to tak silny, by odtrącić wszystkie nurtujące go sprawy i poświęcić uwagę Cynericowi. Obaj mieli problemy, z którymi mieli się zmierzyć w pojedynkę, ale na pewno nie oznaczało to, że jeden miał zostawić bez wsparcia tego drugiego. Pytanie jednak brzmiało - jak daleko się posuną?
Morgothowi starczyła obserwacja kuzyna, który wydawał się inny. Wpływ ostatniej nocy na pewno zostawił na nim duże wrażenie i trudno było o tym zapomnieć. Młodszy Yaxley również za każdym razem czuł tę siłę i niepewność związaną z kolejnym listem i kolejnym powiadomieniem o spotkaniach z Riddlem. Nie dlatego że się bał tego, co może się wydarzyć, ale... Obawiał się tego, że ludzie siedzący przy stole wraz z Tomem zapominali o idei, dla której powstała ta organizacja. Czy nie istnieli po to, by oczywiście magiczny świat z nieczystej krwi, a nie po to by służyć Czarnemu Panu? Czegoś tu nie rozumiał i miał nadzieję, że były to tylko próżne przypuszczenia, nie mające w sobie nic z prawdy. Czas tak naprawdę miał pokazać czy się nie mylił. Widząc entuzjazm Cynerica, obawiał się, że potęga Riddle'a może przyćmić mu cel, jednak szybko wyrzucił te myśli z głowy. Zmęczenie i nakład obowiązków nieco go przytłoczył i zrzucił to właśnie na nie. Odezwał się dopiero jakiś czas po kuzynie, wiedząc, że cisza nie oznaczała między nimi odmowy. Był to czas na przemyślenie i analizowanie. A akurat ich ród był znany z niepodejmowania decyzji we wzburzonym, emojonalnym stanie. Zresztą Morgo nie chciał nawet sobie tego wyobrażać. Jakim strasznie lekkomyślnym musi być dla człowieka burzliwy temperament. Gdy szli obok siebie, dotarli w końcu do celu i stanęli, wiedząc, że już nikt ich nie usłyszy. Ich głosy odbijały się od zimnych ścian podziemnego labiryntu, aż w końcu echo milkło, zostawiając dwójkę samym sobie. Młodszy z Yaxleyów zauważył pewność, która biła od starszego, a później znowu zabrzmiał jego głos. Morgoth słuchał go uważnie, nie pomijając ani jednego słowa, które padało z ust kuzyna. Akurat oni znali ich wartość. Gdy Cina skończył, opiekun smoków nie odezwał się. Nie od razu.
- Używanie czarnej magii odbija się na każdym, kto po nią sięga - odparł w końcu, podnosząc spojrzenie na blondyna. - Masz być godzien rodziny - dodał, pozwalając by różdżka pojawiła się w jego dłoni. Ze specjalnej kieszonki wewnątrz rękawa zsunęła się do ręki właściciela, a Yaxley poczuł tak dobrze znane sobie ciepło cisu. Wiedział, że żeby się przekonać czym tak naprawdę jest Czarna Magia trzeba było doświadczyć jej na własnej skórze. On wciąż czuł zaklęcia, którym go obdarzono. A Cyneric? Czy on to znał? Jeśli mieli zacząć to właśnie od tego. Wyszeptane po chwili Flammare było jedynie początkiem.
Morgothowi starczyła obserwacja kuzyna, który wydawał się inny. Wpływ ostatniej nocy na pewno zostawił na nim duże wrażenie i trudno było o tym zapomnieć. Młodszy Yaxley również za każdym razem czuł tę siłę i niepewność związaną z kolejnym listem i kolejnym powiadomieniem o spotkaniach z Riddlem. Nie dlatego że się bał tego, co może się wydarzyć, ale... Obawiał się tego, że ludzie siedzący przy stole wraz z Tomem zapominali o idei, dla której powstała ta organizacja. Czy nie istnieli po to, by oczywiście magiczny świat z nieczystej krwi, a nie po to by służyć Czarnemu Panu? Czegoś tu nie rozumiał i miał nadzieję, że były to tylko próżne przypuszczenia, nie mające w sobie nic z prawdy. Czas tak naprawdę miał pokazać czy się nie mylił. Widząc entuzjazm Cynerica, obawiał się, że potęga Riddle'a może przyćmić mu cel, jednak szybko wyrzucił te myśli z głowy. Zmęczenie i nakład obowiązków nieco go przytłoczył i zrzucił to właśnie na nie. Odezwał się dopiero jakiś czas po kuzynie, wiedząc, że cisza nie oznaczała między nimi odmowy. Był to czas na przemyślenie i analizowanie. A akurat ich ród był znany z niepodejmowania decyzji we wzburzonym, emojonalnym stanie. Zresztą Morgo nie chciał nawet sobie tego wyobrażać. Jakim strasznie lekkomyślnym musi być dla człowieka burzliwy temperament. Gdy szli obok siebie, dotarli w końcu do celu i stanęli, wiedząc, że już nikt ich nie usłyszy. Ich głosy odbijały się od zimnych ścian podziemnego labiryntu, aż w końcu echo milkło, zostawiając dwójkę samym sobie. Młodszy z Yaxleyów zauważył pewność, która biła od starszego, a później znowu zabrzmiał jego głos. Morgoth słuchał go uważnie, nie pomijając ani jednego słowa, które padało z ust kuzyna. Akurat oni znali ich wartość. Gdy Cina skończył, opiekun smoków nie odezwał się. Nie od razu.
- Używanie czarnej magii odbija się na każdym, kto po nią sięga - odparł w końcu, podnosząc spojrzenie na blondyna. - Masz być godzien rodziny - dodał, pozwalając by różdżka pojawiła się w jego dłoni. Ze specjalnej kieszonki wewnątrz rękawa zsunęła się do ręki właściciela, a Yaxley poczuł tak dobrze znane sobie ciepło cisu. Wiedział, że żeby się przekonać czym tak naprawdę jest Czarna Magia trzeba było doświadczyć jej na własnej skórze. On wciąż czuł zaklęcia, którym go obdarzono. A Cyneric? Czy on to znał? Jeśli mieli zacząć to właśnie od tego. Wyszeptane po chwili Flammare było jedynie początkiem.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 7
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 7
Cel wydawał się być oczywisty - oczyszczenie świata z brudnej, skażonej krwi było priorytetem. Czy jedynym? Trudno było przejść obojętnie obok tak doskonałej potęgi jaką był Czarny Pan, pomimo doświadczenia jej zaledwie niewielkiego ułamka, ledwie muśnięcia prawdziwego sedna sprawy. Odczuwał ekscytację oraz przestrach, serce silnie dudniło w okowach żeber; impuls wyjątkowo dominował nad samym Yaxley'em. Oczywiście najpierw swoje przemyślał, lecz i tak jego decyzja w większej mierze podyktowana była emocjami, co zdarzało się niezwykle rzadko. Chęć działania rozsadzała go od środka nie pozwalając skoncentrować się na typowych działaniach rutyny dnia codziennego - po nakarmieniu trolli nie miał najmniejszej ochoty na ich tresurę. Zauważył to zresztą jego wuj zwalniając z obowiązków dzisiejszego dnia. Cyneric pragnął to wykorzystać na swoja korzyść - istniało prawdopodobieństwo, że Morgoth nie zechce spotkać się z nim akurat dziś - do czego miał prawo po nocnych wydarzeniach - lecz nie zamierzał odpuszczać. I dobrze zrobił.
Ściskał różdżkę w dłoni pewnie, kiedy schodzili w dół milcząc. Nie przeszkadzała mu ta pozorna otoczka grozy oraz budowania napięcia. Przekonany o własnej gotowości na nauki nie był do końca świadom na co się pisał. Owszem, widział pewne przypadki, czytał o czymś w księgach, lecz to nadal pozostawało niedopowiedzianym oraz mglistym czymś, bez przełożenia na rzeczywistość. Stąd obracał się we własnym kręgu pewnego rodzaju niewiedzy - taki stan nie mógł trwać wiecznie.
Posłuszeństwo należało wymierzać siłą. Karać za ewidentne uchybienia jak chociażby niskie pochodzenie. Czarna magia była narzędziem do osiągnięcia zamierzonego celu, najlepszym środkiem ku temu, żeby obrosnąć w niezbędną do walki siłę - wierzył w to całym sobą.
Przystanął w przestronnej sali, rozglądając się po niej jedynie chwilowo. Prawdopodobnie ją znał, chociaż i tak wywoływała w nim mieszane uczucia. Jak gdyby od lat przygotowywana była na tego rodzaju praktyki. Na zagładę. Tej, której smak sam miał poznać.
Nie spodziewał się. Nawet słowa - które skwitował skinięciem głowy - nie dały mu jasno do myślenia nad tym, co za chwilę się wydarzy. Poczuł piekący ból - zacisnął zęby, z jego krtani wydobyło się krótkie mruknięcie mogące świadczyć o doznanych obrażeniach. Wytrzymał jednak - w pracy z trollami narażał się na większe niedogodności - a duma z nazwiska była tarczą obronną.
Ściskał różdżkę w dłoni pewnie, kiedy schodzili w dół milcząc. Nie przeszkadzała mu ta pozorna otoczka grozy oraz budowania napięcia. Przekonany o własnej gotowości na nauki nie był do końca świadom na co się pisał. Owszem, widział pewne przypadki, czytał o czymś w księgach, lecz to nadal pozostawało niedopowiedzianym oraz mglistym czymś, bez przełożenia na rzeczywistość. Stąd obracał się we własnym kręgu pewnego rodzaju niewiedzy - taki stan nie mógł trwać wiecznie.
Posłuszeństwo należało wymierzać siłą. Karać za ewidentne uchybienia jak chociażby niskie pochodzenie. Czarna magia była narzędziem do osiągnięcia zamierzonego celu, najlepszym środkiem ku temu, żeby obrosnąć w niezbędną do walki siłę - wierzył w to całym sobą.
Przystanął w przestronnej sali, rozglądając się po niej jedynie chwilowo. Prawdopodobnie ją znał, chociaż i tak wywoływała w nim mieszane uczucia. Jak gdyby od lat przygotowywana była na tego rodzaju praktyki. Na zagładę. Tej, której smak sam miał poznać.
Nie spodziewał się. Nawet słowa - które skwitował skinięciem głowy - nie dały mu jasno do myślenia nad tym, co za chwilę się wydarzy. Poczuł piekący ból - zacisnął zęby, z jego krtani wydobyło się krótkie mruknięcie mogące świadczyć o doznanych obrażeniach. Wytrzymał jednak - w pracy z trollami narażał się na większe niedogodności - a duma z nazwiska była tarczą obronną.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Nie chciał, by jego kuzynowi stała się jakakolwiek krzywda. A na pewno nie z jego ręki. Jak jednak miał mu pokazać do czego będzie zdolny? A widząc Voldemorta w Białej Wywernie Cyneric musiał zdawać sobie sprawę, że był to dopiero początek. Przywołane przez niego Flammare było najmniejszym z szeregu czarów, które zaliczały się do dziedziny, którą miał poznać blondyn. Morgoth widział doskonale w oczach mężczyzny, co działo się w jego wnętrzu. Był wzburzony i łaknął wiedzy. Władzy. Umiejętności, które mógłby wykorzystać. Każdy kto władał zaklęciami podobnymi do tych, mógł mieć przewagę nad szarym czarodziejem, który nigdy się z nimi nie spotkał. Rozumiał podniecenie Ciny, ale czuł pewien niepokój. Te emocje mogły zapanować nad nim o wiele poważniej, jednak nie miał wyjścia. Znał determinację swojego rodu, znał siebie, znał stojącego przed nim Yaxleya. Gdyby nie był przekonany w stu procentach, że tego pragnie - nie pojawiłby się tutaj. Było to w pewien sposób dziwne, że młodszy uczył starszego, jednak nie wszystko musiało zawsze iść zgodnie z ogólnymi zasadami. Morgoth był w pewien sposób ukontentowany, że Cyneric nie miał nigdy wcześniej styczności z czarną magią. Sprawiało to, że mógł przeżyć swoje życie w inny sposób. Nie martwiąc się, aż do teraz. I tak miał o wiele trudniejsze życie od swojego kuzyna, któremu nigdy niczego nie brakowało - od uwagi matki po autorytet ojca. A teraz patrząc na niego, całego spiętego i starającego się nie krzyknąć... Morgoth czuł się winny jakby jednym machnięciem różdżki przywołał to cierpienie ponownie. Nie trwało to długo, jednak wystarczająco...
- Zapamiętaj to uczucie - odparł nieco skołowany, cofając się o krok od kuzyna i odwracając się, by zejść na sam dół schodów. Gdyby ktokolwiek powiedział mu kiedyś, że stanie w takiej sytuacji nie mógłby powiedzieć, że mogłoby się to wydarzyć. A jednak działo się. Yaxley uważał, że tylko on będzie musiał znosić tę wiedzę i świadomość, że w każdej chwili ktoś z aurorów może go złapać, kończąc równocześnie walkę o dalsze losy szlacheckiej rodziny. Nie chciał, żeby któryś z nich miał pretekst, by zatrzymać Cynerica. Szczególnie że władanie czarną magią nie było jedynym przestępstwem, którego dopuścił się młodszy z kuzynów. Oby jednak nigdy nie doszło do wydania tego wszystkiego na zewnątrz. Co byłoby z ich rodziną? Skończyliby jak Craig - schwytany przez nieprzyjaciela? Lub jak Marianna i Quentin, o którego członkostwie w szeregach Rycerzy Walpurgii dowiedział się po wymienieniu nazwisk rannych. Na pewno nie należał do przeciwnej strony, więc był z nimi. Co miało się wydarzyć? Morgo podniósł spojrzenie, obserwując swojego przyjaciela, którego zaklęcie w pewien sposób miało ochrzcić i uświadomić to, co miał robić. By być pewnym swojej decyzji, trzeba było poznać to, czego się tak pragnęło. - Zacznijmy od czegoś słabszego. Istnieje zaklęcie, które odkrywa czy dana osoba zna czarną magię.Mallus atera. Musisz przyłożyć mi różdżkę do skroni i to sprawdzić - odparł jedynie, czekając na krok tresera trolli. To był dopiero początek. Długiej drogi, która miała pochłonąć go w całości.
- Zapamiętaj to uczucie - odparł nieco skołowany, cofając się o krok od kuzyna i odwracając się, by zejść na sam dół schodów. Gdyby ktokolwiek powiedział mu kiedyś, że stanie w takiej sytuacji nie mógłby powiedzieć, że mogłoby się to wydarzyć. A jednak działo się. Yaxley uważał, że tylko on będzie musiał znosić tę wiedzę i świadomość, że w każdej chwili ktoś z aurorów może go złapać, kończąc równocześnie walkę o dalsze losy szlacheckiej rodziny. Nie chciał, żeby któryś z nich miał pretekst, by zatrzymać Cynerica. Szczególnie że władanie czarną magią nie było jedynym przestępstwem, którego dopuścił się młodszy z kuzynów. Oby jednak nigdy nie doszło do wydania tego wszystkiego na zewnątrz. Co byłoby z ich rodziną? Skończyliby jak Craig - schwytany przez nieprzyjaciela? Lub jak Marianna i Quentin, o którego członkostwie w szeregach Rycerzy Walpurgii dowiedział się po wymienieniu nazwisk rannych. Na pewno nie należał do przeciwnej strony, więc był z nimi. Co miało się wydarzyć? Morgo podniósł spojrzenie, obserwując swojego przyjaciela, którego zaklęcie w pewien sposób miało ochrzcić i uświadomić to, co miał robić. By być pewnym swojej decyzji, trzeba było poznać to, czego się tak pragnęło. - Zacznijmy od czegoś słabszego. Istnieje zaklęcie, które odkrywa czy dana osoba zna czarną magię.Mallus atera. Musisz przyłożyć mi różdżkę do skroni i to sprawdzić - odparł jedynie, czekając na krok tresera trolli. To był dopiero początek. Długiej drogi, która miała pochłonąć go w całości.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie doszukiwał się żadnych zagrożeń. Cyneric był przepełniony motywacją do działania, wzięcia sprawy w swoje ręce - nic więcej i nic mniej. Owszem, marzył o potędze nie tyle dla siebie, co dla rodu, dążył do uznania go za kogoś użytecznego. Do tej pory raczej widniał w mocnym cieniu - sierota przebywająca więcej czasu z trollami lub na bagnach niż ze zwykłymi ludźmi. Nie wyróżniał się absolutnie niczym, pozostając cichym oraz pokornym. Gdzieś w tym wszystkim zatracił cząstkę siebie, zapomniał o swojej sile, o tym, na co go stać - jeśli tylko po to sięgnie - pomimo niepozornej aparycji. Nie widział w tym swojego błędu, nie dopatrywał się niezdrowych oznak w błyszczących, jasnych oczach oraz ogólnemu podekscytowaniu. To jasne, że Yaxley'owie mrok posiedli w genach - nie bez powodu ich historia opiewała w rozliczne wojny, przelaną krew, zniewolenie trolli oraz osiedlenie na bagnach Fenland, odgradzając się od reszty świata grubym murem koron drzew oraz fosą mętnych wód. Nie mieli powodów do wstydu - Cyneric jeśli czegoś się wstydził, to braku umiejętności. Wiedział, że jego kuzyna mocniej przyciągały idee czystości krwi oraz narzędzia, którymi należało ten podział egzekwować - on sam nie miał kiedy poznać te tajniki. Ojciec zmarł szybko, wuj nie był skory do nauki podobnych praktyk - pozostały mu więc księgi oraz odległe marzenia o posiadaniu niezbędnych do walki ze szlamami umiejętności. Teraz miał powód, miał motywację, miał mentora - nawet jeśli ten był od niego młodszy; wiek to tylko liczba - mógł wreszcie sięgnąć po niedostępny do tej pory owoc. Mógł oraz chciał.
Właśnie dlatego zjawił się na dworze Morgotha, właśnie dlatego pozwalał na wypalenie znaku na swoim ciele. Poczuł ból - odczuwał w swoim życiu gorsze, lecz ten był inny niż wszystkie. Być może nawet wyjątkowy. Rozumiał pobudki młodszego Yaxley'a, nie miał - nawet nie pomyślałby o tym - mu tego za złe. Cyneric zdawał sobie sprawę z istotnego faktu jakim była konieczność poświęceń oraz tego, że gdyby nie było to konieczne, kuzyn nie skrzywdziłby go - byli rodziną, bliższą niż mogło świadczyć o tym pokrewieństwo, jeden dla drugiego pragnął jak najlepiej.
Skinął głową pokonując własne słabości.
- Mallus atera - wypowiedział jak najstaranniej, wyciągnąwszy różdżkę, której koniec przytknął do głowy Morgotha. Dziwnie pobudzony do dalszej nauki, chłonął każde słowo, zapamiętywał inkantacje, mocno koncentrował się na efekcie, który chciał otrzymać. Wiedział, że obaj nie będą mieć wiecznie nieograniczonego czasu, to sprawiało, że starał się wykorzystywać każdą sekundę tego spotkania. Być może nawet się w duchu nieco niecierpliwił, jednocześnie wiedząc, że nie zdoła posiąść dziś wszystkich informacji oraz umiejętności. Wierzył natomiast, że nic nie będzie zbyt trudne mając po swojej stronie Yaxley'a. W ciszy oczekiwał rezultatów.
Właśnie dlatego zjawił się na dworze Morgotha, właśnie dlatego pozwalał na wypalenie znaku na swoim ciele. Poczuł ból - odczuwał w swoim życiu gorsze, lecz ten był inny niż wszystkie. Być może nawet wyjątkowy. Rozumiał pobudki młodszego Yaxley'a, nie miał - nawet nie pomyślałby o tym - mu tego za złe. Cyneric zdawał sobie sprawę z istotnego faktu jakim była konieczność poświęceń oraz tego, że gdyby nie było to konieczne, kuzyn nie skrzywdziłby go - byli rodziną, bliższą niż mogło świadczyć o tym pokrewieństwo, jeden dla drugiego pragnął jak najlepiej.
Skinął głową pokonując własne słabości.
- Mallus atera - wypowiedział jak najstaranniej, wyciągnąwszy różdżkę, której koniec przytknął do głowy Morgotha. Dziwnie pobudzony do dalszej nauki, chłonął każde słowo, zapamiętywał inkantacje, mocno koncentrował się na efekcie, który chciał otrzymać. Wiedział, że obaj nie będą mieć wiecznie nieograniczonego czasu, to sprawiało, że starał się wykorzystywać każdą sekundę tego spotkania. Być może nawet się w duchu nieco niecierpliwił, jednocześnie wiedząc, że nie zdoła posiąść dziś wszystkich informacji oraz umiejętności. Wierzył natomiast, że nic nie będzie zbyt trudne mając po swojej stronie Yaxley'a. W ciszy oczekiwał rezultatów.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'k10' : 10
Morgoth nie uważał swojego kuzyna za kogoś zbędnego czy nieużytecznego. Cina był typowym przedstawicielem swojego rodu i to już tworzyło z niego idealnego Yaxleya. Wiedział czego chciał, działał w dobrym imieniu rodziny i jej chciał służyć. Bo tylko ona się liczyła. Nie ich sojusznicy, nie reszta szlachciców. Chodziło tylko i wyłącznie o nich i jeśli chcieli to osiągnąć, musieli ryzykować. Przystanie do Riddle'a było właśnie podjęciem ryzyka, ale nie miało żadnego związku z aktem desperacji ani strachem. Ojciec Morgotha nie był ani desperatem, ani tchórzem. Poparł ideę Toma, bo była w zgodzie z jego własnymi, a potem wprowadził w nią swojego syna. Żaden z nich nie popierałby czegoś w co nie pokładał wiary. Młodszy Yaxley miał nadzieję, że się mylił co do innych Śmierciożerców i nie mieli przełożyć postaci swojego przywódcy nad celem, do którego dążyli. Nie zamierzał się tym dzielić z nikim. Nawet z kuzynem, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Cyneric nie wiedział, co jego młodszy cioteczny brat przyrzekł Czarnemu Panu i nie miał się dowiedzieć jeszcze jakiś czas. Morgo miał nadzieję, że nie będzie potrzeby, by musiał się przekonywać na własnej skórze.
Nie drgnął, gdy Cina wypowiedział inkarnację zaklęcia. Czekał na to, aż powie, że poczuł różnicę. Łatwo było jednak rozpoznać w jego niebieskich oczach, że nie udało mu się odczytać tego co chciał. Nie musiał nic mówić - znali się przecież lepiej niż ktokolwiek i w milczeniu odnajdowali swoje myśli zupełnie jakby byli mistrzami legilimencji. Obaj wiedzieli, że to o co prosił Cyneric nie było rzeczą prostą. Nie mogli więc oczekiwać wielkich postępów podczas pierwszej próby pierwszego dnia. To by było naiwne, ale stali tam dalej, zmotywowani by powtarzać każde zaklęcie nawet po sto razy, żeby tylko osiągnąć zamierzony efekt. W pewien sposób Morgoth wiedział, że następny miesiąc będzie przełomowym. Zniszczenie Białej Wywerny i zabicie szefa czarodziejskiej policji nie mogło zostać wyciszone. To było niemożliwe.
- Jeszcze raz - powiedział i skinął lekko głową Cynericowi. Pomimo łatwego zaklęcia czarna magia zawsze się opierała początkującym. Nic dziwnego że trzeba było jej poświęcić o wiele więcej czasu niż reszcie. A przynajmniej tak to wyglądało w jego przypadku. Łaknienie wiedzy nie szło w parze z prostotą, ale to dobrze. Coś co łatwo zdobyć, nie ma wartości. Wiedział o tym zdecydowanie więcej niż można było przypuszczać. - Za dużo myślisz. Zrób to. Albo nie rób - rzucił jeszcze, zanim kuzyn wypowiedział odpowiednie słowa.
Nie drgnął, gdy Cina wypowiedział inkarnację zaklęcia. Czekał na to, aż powie, że poczuł różnicę. Łatwo było jednak rozpoznać w jego niebieskich oczach, że nie udało mu się odczytać tego co chciał. Nie musiał nic mówić - znali się przecież lepiej niż ktokolwiek i w milczeniu odnajdowali swoje myśli zupełnie jakby byli mistrzami legilimencji. Obaj wiedzieli, że to o co prosił Cyneric nie było rzeczą prostą. Nie mogli więc oczekiwać wielkich postępów podczas pierwszej próby pierwszego dnia. To by było naiwne, ale stali tam dalej, zmotywowani by powtarzać każde zaklęcie nawet po sto razy, żeby tylko osiągnąć zamierzony efekt. W pewien sposób Morgoth wiedział, że następny miesiąc będzie przełomowym. Zniszczenie Białej Wywerny i zabicie szefa czarodziejskiej policji nie mogło zostać wyciszone. To było niemożliwe.
- Jeszcze raz - powiedział i skinął lekko głową Cynericowi. Pomimo łatwego zaklęcia czarna magia zawsze się opierała początkującym. Nic dziwnego że trzeba było jej poświęcić o wiele więcej czasu niż reszcie. A przynajmniej tak to wyglądało w jego przypadku. Łaknienie wiedzy nie szło w parze z prostotą, ale to dobrze. Coś co łatwo zdobyć, nie ma wartości. Wiedział o tym zdecydowanie więcej niż można było przypuszczać. - Za dużo myślisz. Zrób to. Albo nie rób - rzucił jeszcze, zanim kuzyn wypowiedział odpowiednie słowa.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pozostając długo bez odpowiednich wzorców Cyneric miał problemy z dokładną analizą własnych poczynań. Mógł mieć jedynie nadzieję, że robił dobrze - po prawdzie ostatnimi czasy nałożyło się nań wiele ważnych wydarzeń, co mogło powodować, że gubił w tym sedno sprawy, lecz był już dorosłym mężczyzną. Nawet jeśli faktycznie nie był całkowicie przekonany - nie tyle o słuszności podjętych decyzji, co o ich odpowiednim rozplanowaniu w czasie - to sam musiał nieść na barkach ich ciężar oraz mierzyć się z przyszłościowymi konsekwencjami. Być może popełnił błąd łącząc służbę u Czarnego Pana z zakładaniem rodziny; to bardzo mocno się zazębiało niebezpiecznie zbliżając swoje macki do siebie nawzajem, lecz gdzieś pod tym wszystkim kryła się nikła nadzieja, że po burzy naprawdę nastanie słońce. A intensywne ostatnie dwa miesiące zmienią się w nadchodzący spokój oraz pogodzenie tych dwóch istotnych spraw. Wolałby nigdy nie wybierać między jednym a drugim, chciałby złapać wiele srok za ogon nie będąc rozliczanym z tych decyzji. Jak zwykle wszystko rozwikła czas, będący najlepszym narzędziem do obnażania sukcesów bądź błędów popełnionych zawczasu.
Dziś o prywacie nie myślał wcale - na pierwszym planie był cel, który Morgoth nadał mu już jakiś czas temu. Starszy Yaxley zastanawiał się nad swoją rolą już wcześniej, lecz to dopiero jego kuzyn otworzył mu oczy na możliwość realizacji swoich - zdawałoby się - mrzonek. Coraz mocniej transmutujących się w namacalne efekty, których pragnął zobaczyć. Tak jak teraz w fenlandzkich podziemiach. Starał się przekuć niematerialne pragnienia w materialną moc siejącą spustoszenie, przybliżającą go do osiągnięcia zaplanowanych celów. Trudno dokładnie wyrazić frustrację Cynerica kiedy jego zaklęcie nie przyniosło żadnych efektów. Najpierw poczuł złość targającą ciałem, następnie gorycz porażki skraplającą się na podniebieniu. To był dopiero początek, a już zawodził. Przed każdym innym czułby się głupio taplając się we własnym zażenowaniu, lecz Morgoth był mu bliższy niż ktokolwiek inny - jeśli przy kimś mógł się czuć swobodnie nawet ze swoim brakiem umiejętności, to właśnie przy nim.
Ledwie zauważalnie skinął głową, na nowo koncentrując się na swoich zamierzeniach.
- Mallus atera - powtórzył z naciskiem, mocą, którą zamierzał wreszcie uświadczyć. Nie było czasu na półśrodki, nie chciał spędzić całego dnia na ćwiczeniu jednego zaklęcia. Bywał raptowny oraz niecierpliwy, kuzyn znał go doskonale. Próbował uciszyć wrzące w żyłach emocje, krążące po orbicie świadomości myśli, skoncentrować się jedynie na celu. I jego osiągnięciu. Musiał to zrobić, chciał to zrobić i miał nie cofać się przed niczym.
Dziś o prywacie nie myślał wcale - na pierwszym planie był cel, który Morgoth nadał mu już jakiś czas temu. Starszy Yaxley zastanawiał się nad swoją rolą już wcześniej, lecz to dopiero jego kuzyn otworzył mu oczy na możliwość realizacji swoich - zdawałoby się - mrzonek. Coraz mocniej transmutujących się w namacalne efekty, których pragnął zobaczyć. Tak jak teraz w fenlandzkich podziemiach. Starał się przekuć niematerialne pragnienia w materialną moc siejącą spustoszenie, przybliżającą go do osiągnięcia zaplanowanych celów. Trudno dokładnie wyrazić frustrację Cynerica kiedy jego zaklęcie nie przyniosło żadnych efektów. Najpierw poczuł złość targającą ciałem, następnie gorycz porażki skraplającą się na podniebieniu. To był dopiero początek, a już zawodził. Przed każdym innym czułby się głupio taplając się we własnym zażenowaniu, lecz Morgoth był mu bliższy niż ktokolwiek inny - jeśli przy kimś mógł się czuć swobodnie nawet ze swoim brakiem umiejętności, to właśnie przy nim.
Ledwie zauważalnie skinął głową, na nowo koncentrując się na swoich zamierzeniach.
- Mallus atera - powtórzył z naciskiem, mocą, którą zamierzał wreszcie uświadczyć. Nie było czasu na półśrodki, nie chciał spędzić całego dnia na ćwiczeniu jednego zaklęcia. Bywał raptowny oraz niecierpliwy, kuzyn znał go doskonale. Próbował uciszyć wrzące w żyłach emocje, krążące po orbicie świadomości myśli, skoncentrować się jedynie na celu. I jego osiągnięciu. Musiał to zrobić, chciał to zrobić i miał nie cofać się przed niczym.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Podziemia
Szybka odpowiedź