Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade
Miodowe Królestwo
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Miodowe Królestwo
Miodowe Królestwo to słynny sklep ze słodyczami oraz cukiernia założona przez państwo Flume. Zlokalizowana jest przy głównej ulicy Hogsmeade i należy do najchętniej odwiedzanych obiektów w wiosce - nie tylko przez studentów Hogwartu, ale również przez dorosłych amatorów słodyczy. Specjalnością Miodowego Królestwa są czekolady - w rozmaitych smakach i z najbardziej wymyślnymi nadzieniami, lecz oprócz nich, w ofercie znajdują się także inne, pyszne łakocie - każdy znajdzie tam coś dobrego dla swojego podniebienia. Od słynnych fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta i czekoladowych żab, przez lewitujące kulki oraz pieprzne diabełki, aż po takie smakołyki jak karaluchowy blok. Miodowe Królestwo to prawdziwy raj dla łasuchów, który zaspokoi nawet najbardziej wyrafinowane gusta kulinarne.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:04, w całości zmieniany 5 razy
The member 'Norman Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Czasami tak było po prostu łatwiej, czasami po prostu zabawniej. Całe życie obserwowali ludzi skaczących po deskach teatru, którzy po przekroczeniu magicznej granicy nagle stawali się kimś innym. To był sposób na wszystko. Mogli być kim tylko chcieli. Na przykład kimś, kto rozumie co się dzieje dookoła i jest w stanie jeszcze coś na to poradzić. To dopiero rola!
- Można powiedzieć, że teraz jest lepiej, trudno jednak nadążyć za tym co dzieje się w umysłach nami władających. - przyznał wprost, przybijając sobie w myślach punkty za najlepiej sklecone niczego nie rozumiem w historii ich zabawy. A jednak nie były to radosne punkty, bo i był to moment, kiedy na prawdę powinien rozumieć. Chciał i starał się.
- O wiele byłoby łatwiej gdyby Stary Mag nie był tak odcięty od wszystkiego. - dziadek bywał Mędrcem, czasem wcielał się w rolę Maga. Wiele wiedział, wiele potrafił, był osobą którą Oscar najbardziej na świecie podziwiał, tylko... no właśnie. Tylko niczego nie wiedział o magii i nie miał dostępu do świata magii. On na pewno nie ukrywałby przed nimi niczego, a i pomógłby im pojąć informacje które i oni są w stanie zdobyć.
Nie ma jednak nad czym gdybać, dziadek nie wiedział nic. Nie wiedział nawet w jak koszmarnym znajdował się ostatnio zagrożeniu. Co najwyżej po części, bo i Oscar starał się mu wiele wyjaśniać, jednak bariera pomiędzy tymi światami pozostawała zbyt duża, a świadomość Oscara mimo starań - nadal zbyt mała.
Dalej słuchał planów przyjaciela i żałował, że nie może w nich uczestniczyć. Byłoby raźniej, ot po prostu, zwykle przecież działali razem. Tak mógł jedynie liczyć że Norman nie wkręci się samotnie w zbyt wielkie tarapaty.
Na zadane mu pytanie, trochę się zamyślił. Nauczyciele odpadali, od razu odesłaliby Normana do rodziców, a nie o to tutaj chodziło. Prócz nich nie znał wielu dorosłych czarodziejów. Rodzice przyjaciół, to jednak zwykle ludzie których sam na oczy nie widział.
- Nikt nie przychodzi mi do głowy. Większość których znam to niereformowalni służbiści. - przyznał. - Nie ufaj władzom ani ich poplecznikom.
Nie ufaj nikomu. Po wszystkim co działo się do tej pory z pozycji charłaka to chyba najlepsze co można zrobić - nie ufać nikomu, kto ma różdżkę.
- Liczę, że będziesz zgłaszał swoje postępy i dołączę do twoich poszukiwań kiedy tylko uda mi się stąd wydostać. - dodał jeszcze.
- Można powiedzieć, że teraz jest lepiej, trudno jednak nadążyć za tym co dzieje się w umysłach nami władających. - przyznał wprost, przybijając sobie w myślach punkty za najlepiej sklecone niczego nie rozumiem w historii ich zabawy. A jednak nie były to radosne punkty, bo i był to moment, kiedy na prawdę powinien rozumieć. Chciał i starał się.
- O wiele byłoby łatwiej gdyby Stary Mag nie był tak odcięty od wszystkiego. - dziadek bywał Mędrcem, czasem wcielał się w rolę Maga. Wiele wiedział, wiele potrafił, był osobą którą Oscar najbardziej na świecie podziwiał, tylko... no właśnie. Tylko niczego nie wiedział o magii i nie miał dostępu do świata magii. On na pewno nie ukrywałby przed nimi niczego, a i pomógłby im pojąć informacje które i oni są w stanie zdobyć.
Nie ma jednak nad czym gdybać, dziadek nie wiedział nic. Nie wiedział nawet w jak koszmarnym znajdował się ostatnio zagrożeniu. Co najwyżej po części, bo i Oscar starał się mu wiele wyjaśniać, jednak bariera pomiędzy tymi światami pozostawała zbyt duża, a świadomość Oscara mimo starań - nadal zbyt mała.
Dalej słuchał planów przyjaciela i żałował, że nie może w nich uczestniczyć. Byłoby raźniej, ot po prostu, zwykle przecież działali razem. Tak mógł jedynie liczyć że Norman nie wkręci się samotnie w zbyt wielkie tarapaty.
Na zadane mu pytanie, trochę się zamyślił. Nauczyciele odpadali, od razu odesłaliby Normana do rodziców, a nie o to tutaj chodziło. Prócz nich nie znał wielu dorosłych czarodziejów. Rodzice przyjaciół, to jednak zwykle ludzie których sam na oczy nie widział.
- Nikt nie przychodzi mi do głowy. Większość których znam to niereformowalni służbiści. - przyznał. - Nie ufaj władzom ani ich poplecznikom.
Nie ufaj nikomu. Po wszystkim co działo się do tej pory z pozycji charłaka to chyba najlepsze co można zrobić - nie ufać nikomu, kto ma różdżkę.
- Liczę, że będziesz zgłaszał swoje postępy i dołączę do twoich poszukiwań kiedy tylko uda mi się stąd wydostać. - dodał jeszcze.
Zasępiony patrzył w puszysty kożuch piany zbierającej się na powierzchni kremowego piwa. To nie było sprawiedliwe. To, że tak wiele zatajano przed nimi, korzystając z wygodnego stwierdzenia "jesteście dziećmi, zostawcie to dorosłym", kiedy tak właściwie chaos dotykał ich bezpośrednio w takim samym stopniu, jak właśnie tych samych dorosłych. Może, gdyby byli zwyczajnymi urwisami byłoby łatwiej, lecz książki oraz teatr dały im zdecydowanie szerszą wizję.
Norman westchnął, a jego drobne ramiona uniosły się i opadły.
- Czas przynosi radę. Należy oczekiwać jej cierpliwie - zacytował niemieckiego dramatopisarza, Friedricha Schillera uznając, że słowa te idealnie pasują w sytuacje i czas. Uśmiechnął się przy tym blado i upił kremowego piwa. Gesta piana uformowała się w bajeczny wąs. Starł go klimatycznym, karczemnym ruchem przed ramienia.
- Jego wieża mam nadzieję, że wciąż stoi nie zruszona - nie mógł w oczach ukryć faktycznej obawy o dziadka Oscara. Norman choć pełen był odwagi i niezłomności to nie miał zbyt licznej rodziny, przynajmniej tej prawdziwej. Bo tak to cały teatr był nią przepełniony ze starym Reidem na czele. Nie chciał nawet myśleć o tym, że te różne dziwy mogłyby zakłócić lub zniszczyć pracę teatru, bądź spowodować zniknięcie jakiegoś aktora - Jego świata jest cała...? Jeśli coś wiesz to powiedz, a jeśli nie to jeszcze dziś mogę poczynić zwiad przyległych wierzy terenów - powiedział ze śmiertelną powagą. Miał trochę szersze pole do manewrów niż jego rycerski kompan. Jego szkoła nie miała tak surowych zasad. Łatwiej było ją zwyczajnie opuścić. Zaś magiczne pochodzenie sprawiało, że wiedział jak poruszać się za pomocą kominków. Swobodnie czuł się w towarzystwie czarodziei i wszystkich magicznych dziwności dzięki czemu również nie zwracał na siebie niepotrzebnej uwagi.
Miało być więc trudno.
- Będę mieć na uwadze twe słowa - zapewnił przyjaciela składając mu bratersko dłoń na ramieniu w pocieszającym geście. Nie chciał by przyjaciel za bardzo się martwił - Będę miał przy boku Arondighta, damy radę - nie będzie sam. Uśmiechnął się przy tym pokrzepiająco. Skinął głową na znak, że będzie mu raportował na bieżąco o wszystkim - A czy w twojej akademii odnotowano jakieś zniknięcia? - wiedział, że ludzie znikali, jednak czy to miało miejsce też w magicznym świecie, w Hogwarcie? Spojrzał na Oscar z troską.
Norman westchnął, a jego drobne ramiona uniosły się i opadły.
- Czas przynosi radę. Należy oczekiwać jej cierpliwie - zacytował niemieckiego dramatopisarza, Friedricha Schillera uznając, że słowa te idealnie pasują w sytuacje i czas. Uśmiechnął się przy tym blado i upił kremowego piwa. Gesta piana uformowała się w bajeczny wąs. Starł go klimatycznym, karczemnym ruchem przed ramienia.
- Jego wieża mam nadzieję, że wciąż stoi nie zruszona - nie mógł w oczach ukryć faktycznej obawy o dziadka Oscara. Norman choć pełen był odwagi i niezłomności to nie miał zbyt licznej rodziny, przynajmniej tej prawdziwej. Bo tak to cały teatr był nią przepełniony ze starym Reidem na czele. Nie chciał nawet myśleć o tym, że te różne dziwy mogłyby zakłócić lub zniszczyć pracę teatru, bądź spowodować zniknięcie jakiegoś aktora - Jego świata jest cała...? Jeśli coś wiesz to powiedz, a jeśli nie to jeszcze dziś mogę poczynić zwiad przyległych wierzy terenów - powiedział ze śmiertelną powagą. Miał trochę szersze pole do manewrów niż jego rycerski kompan. Jego szkoła nie miała tak surowych zasad. Łatwiej było ją zwyczajnie opuścić. Zaś magiczne pochodzenie sprawiało, że wiedział jak poruszać się za pomocą kominków. Swobodnie czuł się w towarzystwie czarodziei i wszystkich magicznych dziwności dzięki czemu również nie zwracał na siebie niepotrzebnej uwagi.
Miało być więc trudno.
- Będę mieć na uwadze twe słowa - zapewnił przyjaciela składając mu bratersko dłoń na ramieniu w pocieszającym geście. Nie chciał by przyjaciel za bardzo się martwił - Będę miał przy boku Arondighta, damy radę - nie będzie sam. Uśmiechnął się przy tym pokrzepiająco. Skinął głową na znak, że będzie mu raportował na bieżąco o wszystkim - A czy w twojej akademii odnotowano jakieś zniknięcia? - wiedział, że ludzie znikali, jednak czy to miało miejsce też w magicznym świecie, w Hogwarcie? Spojrzał na Oscar z troską.
Gość
Gość
The member 'Norman Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Dobrym było to, iż w swoim wieku żadne z nich jeszcze nie wie, jak bardzo dorośli sami niczego nie rozumieją. Ta błoga nieświadomość dawała choć nieznaczne poczucie bezpieczeństwa - choć wiązała się także z irytacją. Zupełnie jakby dorośli wierzyli że kiedy powiedzą "nie przejmuj się", ustawią magiczną blokadę na przejmowanie się w ich głowach.
Na pytanie o dziadka też wzruszył ramionami. W sumie to nie wiedział nic i jednocześnie wiedział sporo - bo im mniej dziadek mówił tym więcej się Oscar domyślał. Stary Foss go znał - wychował go w znacznie większej mierze niż ojczym, nie powinien więc spodziewać się że milczenie uciszy pytania, czy jakkolwiek go uspokoi, być może jednak pogubił się w tym wszystkim i nie wiedział co napisać?
- Dostaję tylko głupie wiadomości z zapewnieniem że wszystko jest dobrze. Jednocześnie od przyjaciół słyszę o wybuchających sprzętach, pożarach i omdleniach. - uśmiechnął się cierpko. Denerwowało go to. Nie obchodził go Leo czy mieszkanie w którym mieszkał, no - jedynie Orloka by stamtąd chętnie zabrał! - ale teatr i dziadkowie to centrum jego świata.
- Tak. Mnie wyrzuciło do samego Londynu, razem kilkunastu uczniów znalazło się w różnych miejscach i z różnymi obrażeniami, to wszystko jakby całkowicie losowo. - nie miał informacji które mogłyby pomóc przyjacielowi i to także go martwiło. Dopiero chwilę temu polowano w Londynie na takich jak on, teraz dookoła mugoli działy się dziwne rzeczy. Co może się wydarzyć? Oscar zawsze lubił swoją bujną wyobraźnię, jednak obraz przyjaciela wybuchającego w jakiejś anomalii wcale go nie bawił.
Napił się swojego kremowego piwa, trochę powoli wychodząc z roli - wygodnie było kryć rzeczywistość za zabawą, jednak tej rzeczywistości zrobiło się jak dla niego trochę za dużo.
- Wyobrażasz sobie, że nic całkowicie o magii nie wiesz, nawet nie słyszałeś o tym świecie i nagle wszystko dookoła ciebie zaczyna magicznie szaleć, płonąć, wybuchać? - przerażało go to. I jasne - dziadkowie wiedzieli od niego, jednak nie wiedzieli wiele, większości rzeczy nie rozumieli bo chyba magia jest czymś czego nie do końca da się rozumieć, co raczej trzeba widzieć. Sam Norman w pierwszych chwilach wiedział o świecie magii więcej niż Oscar, Reidowi nawet wydawało się fajne, że przeskakuje między światami - kiedy jeszcze oba były dla niego w miarę przyjazne. Sam Oscar doznał niemałego szoku pierwszego dnia - choć był to zdecydowanie szok pozytywny. Do teraz uwielbiał towarzystwo duchów - one w szkole są najlepsze. Ale gdyby tak nie był na to przygotowany, gdyby cała ta magia była agresywna i pojawiła się znikąd?
Na pytanie o dziadka też wzruszył ramionami. W sumie to nie wiedział nic i jednocześnie wiedział sporo - bo im mniej dziadek mówił tym więcej się Oscar domyślał. Stary Foss go znał - wychował go w znacznie większej mierze niż ojczym, nie powinien więc spodziewać się że milczenie uciszy pytania, czy jakkolwiek go uspokoi, być może jednak pogubił się w tym wszystkim i nie wiedział co napisać?
- Dostaję tylko głupie wiadomości z zapewnieniem że wszystko jest dobrze. Jednocześnie od przyjaciół słyszę o wybuchających sprzętach, pożarach i omdleniach. - uśmiechnął się cierpko. Denerwowało go to. Nie obchodził go Leo czy mieszkanie w którym mieszkał, no - jedynie Orloka by stamtąd chętnie zabrał! - ale teatr i dziadkowie to centrum jego świata.
- Tak. Mnie wyrzuciło do samego Londynu, razem kilkunastu uczniów znalazło się w różnych miejscach i z różnymi obrażeniami, to wszystko jakby całkowicie losowo. - nie miał informacji które mogłyby pomóc przyjacielowi i to także go martwiło. Dopiero chwilę temu polowano w Londynie na takich jak on, teraz dookoła mugoli działy się dziwne rzeczy. Co może się wydarzyć? Oscar zawsze lubił swoją bujną wyobraźnię, jednak obraz przyjaciela wybuchającego w jakiejś anomalii wcale go nie bawił.
Napił się swojego kremowego piwa, trochę powoli wychodząc z roli - wygodnie było kryć rzeczywistość za zabawą, jednak tej rzeczywistości zrobiło się jak dla niego trochę za dużo.
- Wyobrażasz sobie, że nic całkowicie o magii nie wiesz, nawet nie słyszałeś o tym świecie i nagle wszystko dookoła ciebie zaczyna magicznie szaleć, płonąć, wybuchać? - przerażało go to. I jasne - dziadkowie wiedzieli od niego, jednak nie wiedzieli wiele, większości rzeczy nie rozumieli bo chyba magia jest czymś czego nie do końca da się rozumieć, co raczej trzeba widzieć. Sam Norman w pierwszych chwilach wiedział o świecie magii więcej niż Oscar, Reidowi nawet wydawało się fajne, że przeskakuje między światami - kiedy jeszcze oba były dla niego w miarę przyjazne. Sam Oscar doznał niemałego szoku pierwszego dnia - choć był to zdecydowanie szok pozytywny. Do teraz uwielbiał towarzystwo duchów - one w szkole są najlepsze. Ale gdyby tak nie był na to przygotowany, gdyby cała ta magia była agresywna i pojawiła się znikąd?
Jakoś w sierpniu
Można było odnieść wrażenie, że Heath w dniu dzisiejszym dostał małpiego rozumu. A to wszystko przez obietnicę Aydena, że zabierze go do Miodowego Królestwa. Normalnie święto lasu. Umówmy się, w Wielkiej Brytanii jest dużo więcej ciekawszych miejsc, ale dla pięciolatka Miodowe Królestwo w Hogsmeade było gdzieś w najlepszej trójce. Wyżej był tylko sklep z miotłami oraz lodziarnia na Pokątnej. No może jeszcze magiczna menażeria była gdzieś exe quo z Miodowym Królestwem. A nie… no przecież był jeszcze sklep z magicznymi gadżetami, ale tam nikt o zdrowych zmysłach nie wpuściłby młodego. Za dużo mógłby później nabroić. Jeszcze jego wujki by posiwiały przedwcześnie i co?
Gdy już dotarli do Hogsmeade ekscytacja Heatha sięgnęła zenitu i ten chciał prawie od razu pobiec w stronę sklepu, ale Ayden jakimś cudem powstrzymał go przed bieganiem po wiosce czarodziejów. Więc póki co szedł obok ojca zadając mu co i rusz różne pytania.
- Myślisz, że mają coś nowego? Takiego super? – wypalił I zanim zdążył usłyszeć odpowiedź dodał – albo czy mają te cukierki wywołujące czkawkę?- Ayden mógł się tylko domyślać, że jeśli faktycznie sklep ma je w swoim asortymencie to prawdopodobnie przez dom Macmillanów będzie przechodzić epidemia czkawki.
-A może ktoś wymyślił musy-świstusy po których wyżej się lewituje? – gadał dalej jak najęty. – cukrowe myszy byłyby fajne gdyby były jeszcze w innych smakach- trochę się rozmarzył. – albo gigantojęzyczne toffi tylko czekoladowe…
Młody nie wytrzymał gdy zobaczył drzwi do Midowego Królestwa. Zerwał się i ostatni odcinek drogi przeleciał pędem zatrzymując się tylko na chwilę przed kolorową witryną żeby popatrzeć się na słodycze, które położono na wystawie, których było mnóstwo. Dla każdego coś dobrego. Heath zaczął sukcesywnie iść wzdłuż szyby obczajając co jest. Od czasu do czasu zatrzymywał się przy jakimś wyjątkowo kolorowym rodzaju na dłużej i po chwili kontynuował swoją wędrówkę. Akurat Ayden miał chwilę by dołączyć do chłopca bez konieczności uprawiania biegów.
Ostatnio zmieniony przez Heath Macmillan dnia 12.07.18 15:18, w całości zmieniany 4 razy
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Czas spędzony z synem, był dla Aydena na wagę złota. Starał się więc poświęcać mu każdą wolną chwilę, czy to w domu: ucząc go nowych zwodów na miotle, czy też poza nim: rozpieszczając, tak jak teraz. Wypad do Miodowego Królestwa miał stanowić pewną rekompensatę, za nieudany jarmark na którym to doszło do wielu niefortunnych zdarzeń. Głowę mężczyzny wciąż zaprzątała osoba Solene, jednak nie miał zamiaru poświęcać jej teraz nadmiernej uwagi - w końcu przybyli tu w innym celu.
- Myślę, że będziemy musieli przekonać się sami, biorąc po trochu z każdego - odparł konspiracyjnym szeptem, posyłając synowi znaczące spojrzenie. Co prawda, takie rozpieszczanie pięciolatka nie spotkałoby się ze szczególną aprobatą jego babki, która to co rusz strofowała Aydena w kwestii wychowania młodego lorda. Czego jednak oczy Celine nie widziały, za to nie mogła wezwać ich na dywanik.
Arystokrata powiódł wzrokiem za dzieckiem, które widząc witrynę sklepową, rzuciło się pędem w jej kierunku, zręcznie omijając kroczących ulicą ludzi. Kąciki ust Aydena drgnęły ku górze w reakcji na ów zachowanie; on sam nie zamierzał jednak poddawać się podobnej czynności. Ostatnie metry przemierzył więc ze spokojem, a kiedy dotarł już do małego urwisa, delikatnie położył mu swoją dłoń na ramieniu i podprowadził w kierunku drzwi.
- Pamiętaj - zwrócił się do syna, wręczając mu niewielki koszyczek, zgarnięty przy wejściu - Musty-świstusy, czekoladowe żaby, cukierki i fasolki wkładasz tutaj, nie do buzi - znał możliwości pięciolatka, w końcu nie odwiedzali cukierni po raz pierwszy. Wiedział więc, że przynajmniej jedna z wymienionych przez niego rzeczy, z pewnością wyląduje w ustach chłopczyka.
- To po co idziemy najpierw? - spytał po chwili, przenosząc wzrok z kolorowej wystawy słodyczy, na stojącego przy nim chłopca. - Musy czy czekoladowe żaby? - wybór oczywiście nie był prosty, to też pozwolił dziecku na chwilę namysłu, po czym ruszył za nim wgłąb sklepu.
- Myślę, że będziemy musieli przekonać się sami, biorąc po trochu z każdego - odparł konspiracyjnym szeptem, posyłając synowi znaczące spojrzenie. Co prawda, takie rozpieszczanie pięciolatka nie spotkałoby się ze szczególną aprobatą jego babki, która to co rusz strofowała Aydena w kwestii wychowania młodego lorda. Czego jednak oczy Celine nie widziały, za to nie mogła wezwać ich na dywanik.
Arystokrata powiódł wzrokiem za dzieckiem, które widząc witrynę sklepową, rzuciło się pędem w jej kierunku, zręcznie omijając kroczących ulicą ludzi. Kąciki ust Aydena drgnęły ku górze w reakcji na ów zachowanie; on sam nie zamierzał jednak poddawać się podobnej czynności. Ostatnie metry przemierzył więc ze spokojem, a kiedy dotarł już do małego urwisa, delikatnie położył mu swoją dłoń na ramieniu i podprowadził w kierunku drzwi.
- Pamiętaj - zwrócił się do syna, wręczając mu niewielki koszyczek, zgarnięty przy wejściu - Musty-świstusy, czekoladowe żaby, cukierki i fasolki wkładasz tutaj, nie do buzi - znał możliwości pięciolatka, w końcu nie odwiedzali cukierni po raz pierwszy. Wiedział więc, że przynajmniej jedna z wymienionych przez niego rzeczy, z pewnością wyląduje w ustach chłopczyka.
- To po co idziemy najpierw? - spytał po chwili, przenosząc wzrok z kolorowej wystawy słodyczy, na stojącego przy nim chłopca. - Musy czy czekoladowe żaby? - wybór oczywiście nie był prosty, to też pozwolił dziecku na chwilę namysłu, po czym ruszył za nim wgłąb sklepu.
People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.
I dream of kissing it.
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Umówmy się, od tego czasu Heath zdążył już z pięć razy zapomnieć o tym co się działo na jarmarku. Było, minęło i nie wróci. Dzieciak miał tendencje do puszczania w niepamięć nieprzyjemnych zdarzeń. Filozofia życia dobra jak każda inna. No i teraz jego głowę zaprzątały tylko słodycze.
-Uhm... pewnie tak - ucieszył się na proste rozwiązanie jakie podpowiedział mu ojciec. A co do samej babci, to Heath jakoś specjalnie się jej zdaniem nie przejmował. Kiedyś uznał po prostu, że jest wyjątkowo mało rozrywkowa i widać jej zadaniem jest wszystkich ustawiać do pionu. Oczywiście, gdy mu się od niej obrywało po łbie wyglądał na dość skruszonego, ale pięć minut później zapominał o wszystkim i z powrotem zajmował się swoimi niecnymi sprawkami. Chłopak był zdecydowanie bardziej skłonny słuchać męskiej części rodziny, no z małym wyjątkiem jakim była siostra Aydena. Już dawno zbajerowała młodego i miała u niego względny posłuch.
Gdy już znaleźli się w środku Heath wydawał się nieco oszołomiony jakby mu się mózg przegrzał. Mechanicznie wziął od taty koszyczek strzelając oczami na wszystkie strony. Tak samo automatycznie zgodził się z nim co do kwestii umiejscowiania słodyczy w koszyku, ale ile z tego do niego dotarło... cóż okaże się.
Ocknął się dopiero gdy usłyszał pytanie.
-Hmmm, sam nie wiem. Może... - rozglądał się przez chwilę, aż mu coś wreszcie wpadło w oko- eksplodujące cukierki- zawołał i ruszył w ich kierunku. No ale zanim tam dotarł zatrzymał się przed bryłami nugatu. Co prawda Heath nie był ich fanem, ale nie chciał ich dla siebie.
-Myślisz, że Solene lubi nugat? - zapytał Aydena - no bo w sumie mi pomogła na jarmarku i pomyślałem, że może by się z czegoś stąd ucieszyła... chociaż może czekoladowe kociołki byłyby lepsze. - zastanawiał się na głos. - mógłbym jej je dać jak ją kiedyś odwiedzimy czy coś- dodał jeszcze nieświadomy, że relacje Solene i Aydena uległy ostatnio lekkiemu ochłodzeniu. No ale przecież Heath nie musi o wszystkim wiedzieć, nie?
Na razie zostawił sobie wybór czegoś dla Sol na później, bo dojrzał wstrząsoladki i ruszył w ich kierunku. Oczywiście po drodze dobierając sobie różne łakocie. Na razie był jeszcze twardy i niczego nie zeżarł od razu. Pytanie jak długo jeszcze wytrzyma jedząc oczami.
-Uhm... pewnie tak - ucieszył się na proste rozwiązanie jakie podpowiedział mu ojciec. A co do samej babci, to Heath jakoś specjalnie się jej zdaniem nie przejmował. Kiedyś uznał po prostu, że jest wyjątkowo mało rozrywkowa i widać jej zadaniem jest wszystkich ustawiać do pionu. Oczywiście, gdy mu się od niej obrywało po łbie wyglądał na dość skruszonego, ale pięć minut później zapominał o wszystkim i z powrotem zajmował się swoimi niecnymi sprawkami. Chłopak był zdecydowanie bardziej skłonny słuchać męskiej części rodziny, no z małym wyjątkiem jakim była siostra Aydena. Już dawno zbajerowała młodego i miała u niego względny posłuch.
Gdy już znaleźli się w środku Heath wydawał się nieco oszołomiony jakby mu się mózg przegrzał. Mechanicznie wziął od taty koszyczek strzelając oczami na wszystkie strony. Tak samo automatycznie zgodził się z nim co do kwestii umiejscowiania słodyczy w koszyku, ale ile z tego do niego dotarło... cóż okaże się.
Ocknął się dopiero gdy usłyszał pytanie.
-Hmmm, sam nie wiem. Może... - rozglądał się przez chwilę, aż mu coś wreszcie wpadło w oko- eksplodujące cukierki- zawołał i ruszył w ich kierunku. No ale zanim tam dotarł zatrzymał się przed bryłami nugatu. Co prawda Heath nie był ich fanem, ale nie chciał ich dla siebie.
-Myślisz, że Solene lubi nugat? - zapytał Aydena - no bo w sumie mi pomogła na jarmarku i pomyślałem, że może by się z czegoś stąd ucieszyła... chociaż może czekoladowe kociołki byłyby lepsze. - zastanawiał się na głos. - mógłbym jej je dać jak ją kiedyś odwiedzimy czy coś- dodał jeszcze nieświadomy, że relacje Solene i Aydena uległy ostatnio lekkiemu ochłodzeniu. No ale przecież Heath nie musi o wszystkim wiedzieć, nie?
Na razie zostawił sobie wybór czegoś dla Sol na później, bo dojrzał wstrząsoladki i ruszył w ich kierunku. Oczywiście po drodze dobierając sobie różne łakocie. Na razie był jeszcze twardy i niczego nie zeżarł od razu. Pytanie jak długo jeszcze wytrzyma jedząc oczami.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Płonne były jednak nadzieje mężczyzny. W chwilach podwyższonej ekscytacji - tak jak teraz - Heath zdawał się być głuchy, na wszelkie przekazywane mu informację. Koszyczek od ojca przyjął i owszem, jednak Ayden szczerze wątpił w jego użyteczność. Malec wystrzelił do przodu, wcześniej jedynie rzucając coś o eksplodujących cukierkach.
- Eksplodujące cukierki mówisz - rzucił już bardziej do siebie, niż do dziecka po czym posławszy uprzejmy uśmiech w kierunku ekspedientki, ruszył śladem małego Macmillana. Wodząc wzrokiem po kolorowych półkach - niemal uginających się od nadmiaru słodyczy - dotarł w końcu do swej pociechy, która z wyraźnym skupieniem obserwowała właśnie bryłkę nugatu. Pytanie zadane przez chłopca niemal natychmiast oplotło się wokół żołądka mężczyzny, czego jednak nie zamierzał pokazywać. Zamiast więc skrzywić się na dźwięk imienia swej przyjaciółki, kucnął tuż obok wspomnianych słodyczy, jasnym spojrzeniem opiewając twarz pięciolatka.
- Nie mam pojęcia, nigdy wcześniej nie miałem okazji się tego dowiedzieć - odparł zupełnie szczerze, dopiero teraz dostrzegając pewne niedociągnięcia w długoletniej znajomości. Jednak skąd właściwie miałby wiedzieć, czy kobieta lubi podobne rzeczy? Chyba nigdy wcześniej nie mieli okazji razem udać się do Miodowego Królestwa, w celu zweryfikowania swych upodobań. - Możemy wręczyć jej i kawałek nugatu - to mówiąc, sięgnął dłonią w kierunku leżących nieopodal papierowych torebek. Następnie ostrożnie wsunął doń bryłkę nugatu, by zapakowany już słodycz, umieścić w koszyczku trzymanym przez Heatha. - I jednen z czekoladowych kociołków - dodał, podnosząc się do pionu. Gorzkie słowa, niezależnie od pozostawionego po sobie niesmaku, nie zmieniały przecież uczuć jakimi darzył półwilę. Ich sprawy, nie powinny również odbijać się na dziecku, to też Ayden nie miał zamiaru wzbraniać małemu prezentów czy odwiedzin Francuzki.
- Kiedy chciałbyś ją odwiedzić? - spytał, siląc się by w jego głosie nie rozbrzmiała żadna, mogąca zdradzić jego wewnętrzny stan, nuta. Nie wiedział bowiem jak rozwiązać kwestię ewentualnych odwiedzin.
- Eksplodujące cukierki mówisz - rzucił już bardziej do siebie, niż do dziecka po czym posławszy uprzejmy uśmiech w kierunku ekspedientki, ruszył śladem małego Macmillana. Wodząc wzrokiem po kolorowych półkach - niemal uginających się od nadmiaru słodyczy - dotarł w końcu do swej pociechy, która z wyraźnym skupieniem obserwowała właśnie bryłkę nugatu. Pytanie zadane przez chłopca niemal natychmiast oplotło się wokół żołądka mężczyzny, czego jednak nie zamierzał pokazywać. Zamiast więc skrzywić się na dźwięk imienia swej przyjaciółki, kucnął tuż obok wspomnianych słodyczy, jasnym spojrzeniem opiewając twarz pięciolatka.
- Nie mam pojęcia, nigdy wcześniej nie miałem okazji się tego dowiedzieć - odparł zupełnie szczerze, dopiero teraz dostrzegając pewne niedociągnięcia w długoletniej znajomości. Jednak skąd właściwie miałby wiedzieć, czy kobieta lubi podobne rzeczy? Chyba nigdy wcześniej nie mieli okazji razem udać się do Miodowego Królestwa, w celu zweryfikowania swych upodobań. - Możemy wręczyć jej i kawałek nugatu - to mówiąc, sięgnął dłonią w kierunku leżących nieopodal papierowych torebek. Następnie ostrożnie wsunął doń bryłkę nugatu, by zapakowany już słodycz, umieścić w koszyczku trzymanym przez Heatha. - I jednen z czekoladowych kociołków - dodał, podnosząc się do pionu. Gorzkie słowa, niezależnie od pozostawionego po sobie niesmaku, nie zmieniały przecież uczuć jakimi darzył półwilę. Ich sprawy, nie powinny również odbijać się na dziecku, to też Ayden nie miał zamiaru wzbraniać małemu prezentów czy odwiedzin Francuzki.
- Kiedy chciałbyś ją odwiedzić? - spytał, siląc się by w jego głosie nie rozbrzmiała żadna, mogąca zdradzić jego wewnętrzny stan, nuta. Nie wiedział bowiem jak rozwiązać kwestię ewentualnych odwiedzin.
People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.
I dream of kissing it.
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To chyba akurat nie było nic niezwykłego. Zbyt dużo różnych rzeczy było dookoła by chłopiec mógł się od tak skupić i przyjąć do wiadomości słowa Aydena. A szczególnie dzieciak o takim temperamencie jak Heath.
-Och…- trochę się zmartwił, że nie wie czy Solene polubi nugat. Ale od razu się rozpromienił słysząc propozycję ojca, któreś musi jej smakować, nie? No chyba, że nie lubi słodyczy, ale ludzie którzy nie lubią słodkiego są z góry podejrzani. Przynajmniej według Heatha.
-Kiedy? Nie wiem… nie myślałem o tym – odpowiedział jednocześnie wrzucając do koszyczka rzeczone eksplodujące cukierki o których mówił na początku przy wejściu. Zamierzał jednego cukierka wsadzić niepostrzeżenie do buzi, ale przeszkodził mu w tym ostry ból w gardle. Skrzywił się przełykając ślinę. Na szczęście nie trwało to długo, ale było bardzo nieprzyjemne. Za to Heath uznał, że to jakaś kara za próbę pożarcia słodyczy na miejscu. Istniała szansa, że dzisiaj posłucha swojego taty.
-Tato, podasz mi tamte musy świstusy?- wskazał na półkę na regale, która była poza zasięgiem jego łapek. Przy okazji się okazało, że teraz niemiłosiernie chrypi. Dziwne. Ale nic mu się więcej nie działo, więc postanowił to chwilowo zignorować. Na razie nie wracał do tematu Solene. Coś innego zajęło jego uwagę. Na regale obok dojrzał stosy czekoladowych żab. Już chciał jedną z nich pożreć na miejscu, ale przypomniał sobie o gardle, zatrzymał się w połowie i tylko wrzucił kilka z nich do koszyczka, który dalej dzielnie taszczył przez sklep.
-Właśnie, tato…- zaczął. Tym razem jego głos brzmiał prawie normalnie. Prawie, bo był trochę wyższy niż zazwyczaj. No ale na to nic nie poradzi, więc tylko mógł mówić dalej i mieć nadzieję, że za jakiś czas wszystko wróci do normy. – pomożesz mi później napisać list? Do Miriam -zapytał patrząc z ukosa na swojego ojca. – chciałem jej wysłać mieszek zapachowy, który mam z jarmarku, z festiwalu- dodał jeszcze.
-Och…- trochę się zmartwił, że nie wie czy Solene polubi nugat. Ale od razu się rozpromienił słysząc propozycję ojca, któreś musi jej smakować, nie? No chyba, że nie lubi słodyczy, ale ludzie którzy nie lubią słodkiego są z góry podejrzani. Przynajmniej według Heatha.
-Kiedy? Nie wiem… nie myślałem o tym – odpowiedział jednocześnie wrzucając do koszyczka rzeczone eksplodujące cukierki o których mówił na początku przy wejściu. Zamierzał jednego cukierka wsadzić niepostrzeżenie do buzi, ale przeszkodził mu w tym ostry ból w gardle. Skrzywił się przełykając ślinę. Na szczęście nie trwało to długo, ale było bardzo nieprzyjemne. Za to Heath uznał, że to jakaś kara za próbę pożarcia słodyczy na miejscu. Istniała szansa, że dzisiaj posłucha swojego taty.
-Tato, podasz mi tamte musy świstusy?- wskazał na półkę na regale, która była poza zasięgiem jego łapek. Przy okazji się okazało, że teraz niemiłosiernie chrypi. Dziwne. Ale nic mu się więcej nie działo, więc postanowił to chwilowo zignorować. Na razie nie wracał do tematu Solene. Coś innego zajęło jego uwagę. Na regale obok dojrzał stosy czekoladowych żab. Już chciał jedną z nich pożreć na miejscu, ale przypomniał sobie o gardle, zatrzymał się w połowie i tylko wrzucił kilka z nich do koszyczka, który dalej dzielnie taszczył przez sklep.
-Właśnie, tato…- zaczął. Tym razem jego głos brzmiał prawie normalnie. Prawie, bo był trochę wyższy niż zazwyczaj. No ale na to nic nie poradzi, więc tylko mógł mówić dalej i mieć nadzieję, że za jakiś czas wszystko wróci do normy. – pomożesz mi później napisać list? Do Miriam -zapytał patrząc z ukosa na swojego ojca. – chciałem jej wysłać mieszek zapachowy, który mam z jarmarku, z festiwalu- dodał jeszcze.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Norman był pełen brawury nie tylko tej wynikającej z młodego wieku, lecz zwyczajnie z charakteru. Nie było dla niego normalnym wegetować, zwlekać oraz czekać na to, aż coś się wyjaśni ułoży samo z siebie lub też za interwencją dorosłych, którzy lubili wszystko niepotrzebnie komplikować. To, że tu był, dowiadywał się co się działo ze światem wbrew woli dorosłych, był właściwie bliżej odkrycia tego czy jego matka jest cała niż ktokolwiek inny już to o czymś świadczyło - osiągnął to wszystko po prostu mając odwagę wyjść przez okno.
- A więc ją mogło spotkać coś podobnego - w sensie mogła zniknąć, pojawić się w obcym dla siebie miejscu. Mogła być ranna. Norman miał nadzieję, że jeżeli to niepoważnie. Mogła być właśnie w drodze do domu - Może przeniosło ją poza Anglię - stwierdził bo to właściwie była jedyna możliwość dla której nie dała jeszcze znaku życia - Albo przeniosło ją bez różdżki - W to już nie chciał do końca wierzyć. Kompletnie nie radziła sobie z mugolskim światem. Starała się lecz Norman w ten sam sposób starał się pojąć mugolską geometrię. Podrapał się po brodzie podobnie pozwalając sobie wyjść z roli bo chciał powiedzieć przyjacielowi coś co dotyczyło bezpośrednio jego samego, a nie sir Rinehearta.
- Mnie też się to zdarza - magiczne rzeczy. Najgorsze jest to... - mówił, lecz zatrzymał się czując dziwne ciągniecie w krtani, jak również w tym samym momencie zauważając, że jego głos stał się wyższy, dziewczęcy -....no właśnie, to, że przychodzą tak nagle. Zupełnie jakbym wypił eliksir na zmianę głosu... - zamyślił, po czym kontynuował dalej zarzucając nogę na nogę i nieco prostując sylwetkę - jakoś tak mu ta postawa estetyczniej pasowała do głosu którym operował w chwili obecnej - Raz tez mnie teleportowało. Wczoraj. Ja...ja naprawdę bym się cieszył, jednak nie mam na to jakiegokolwiek wpływu - był nieco wystraszony, jak również podekscytowany bo mimo wszystko w pewien sposób, co prawda niekontrolowany, czarował. Zdawał sobie jednak doskonale sprawę z tego, że dla kogoś nie mającego kompletnie żadnej styczności z magicznym światem podobne rewelacje mogą jedynie przerażać. Nie zdziwiłby się, gdyby ktoś inny na jego miejscu, jakiś kompletny mugol uznał siebie za potwora. Norman zatem kiwnął posępnie potakująco głową na słowa Oscara. Oczywiście, że potrafił sobie to wyobrazić.
Razem podyskutowali jeszcze chwilę.
- Dam ci znać, jak tylko się czegoś dowiem. Trzymaj się - powiedział do swojego przyjaciela, kiedy żegnał się z nim już będąc na zewnątrz. Położył mu pokrzepiająco dłoń na ramieniu tak by czuł ciężar wsparcia. Kiwaną głową uśmiechając się nikle.
|zt
- A więc ją mogło spotkać coś podobnego - w sensie mogła zniknąć, pojawić się w obcym dla siebie miejscu. Mogła być ranna. Norman miał nadzieję, że jeżeli to niepoważnie. Mogła być właśnie w drodze do domu - Może przeniosło ją poza Anglię - stwierdził bo to właściwie była jedyna możliwość dla której nie dała jeszcze znaku życia - Albo przeniosło ją bez różdżki - W to już nie chciał do końca wierzyć. Kompletnie nie radziła sobie z mugolskim światem. Starała się lecz Norman w ten sam sposób starał się pojąć mugolską geometrię. Podrapał się po brodzie podobnie pozwalając sobie wyjść z roli bo chciał powiedzieć przyjacielowi coś co dotyczyło bezpośrednio jego samego, a nie sir Rinehearta.
- Mnie też się to zdarza - magiczne rzeczy. Najgorsze jest to... - mówił, lecz zatrzymał się czując dziwne ciągniecie w krtani, jak również w tym samym momencie zauważając, że jego głos stał się wyższy, dziewczęcy -....no właśnie, to, że przychodzą tak nagle. Zupełnie jakbym wypił eliksir na zmianę głosu... - zamyślił, po czym kontynuował dalej zarzucając nogę na nogę i nieco prostując sylwetkę - jakoś tak mu ta postawa estetyczniej pasowała do głosu którym operował w chwili obecnej - Raz tez mnie teleportowało. Wczoraj. Ja...ja naprawdę bym się cieszył, jednak nie mam na to jakiegokolwiek wpływu - był nieco wystraszony, jak również podekscytowany bo mimo wszystko w pewien sposób, co prawda niekontrolowany, czarował. Zdawał sobie jednak doskonale sprawę z tego, że dla kogoś nie mającego kompletnie żadnej styczności z magicznym światem podobne rewelacje mogą jedynie przerażać. Nie zdziwiłby się, gdyby ktoś inny na jego miejscu, jakiś kompletny mugol uznał siebie za potwora. Norman zatem kiwnął posępnie potakująco głową na słowa Oscara. Oczywiście, że potrafił sobie to wyobrazić.
Razem podyskutowali jeszcze chwilę.
- Dam ci znać, jak tylko się czegoś dowiem. Trzymaj się - powiedział do swojego przyjaciela, kiedy żegnał się z nim już będąc na zewnątrz. Położył mu pokrzepiająco dłoń na ramieniu tak by czuł ciężar wsparcia. Kiwaną głową uśmiechając się nikle.
|zt
Gość
Gość
The member 'Norman Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Miodowe Królestwo
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade