Dział Ksiąg Nieużywanych
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Dział Ksiąg Nieużywanych
Jest to sektor biblioteki, w którym rzadko można spotkać jakiegokolwiek gościa, zwłaszcza teraz - niegdyś znajdowały się tu gatunki ksiąg z zakresu literatury paranormalnej, nietypowej literatury dziecięcej, czy też badań popularno-naukowych autorstwa niechwalebnych profesorów, jednak odkąd przeprowadzono skrupulatny przegląd zbiorów, półki świecą pustkami. Czarodzieje zaszywali się w tym dziale, gdy poszukiwali nowego spojrzenia na kwestie, na które odpowiedzi nie znajdą w zbiorach ksiąg magicznych, teraz zaś poszukują tutaj ciszy i spokoju. Sektor ten wciąż złożony jest z wielu regałów książek, w których łatwo się zgubić.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:07, w całości zmieniany 2 razy
Wsparty o regał ramieniem, czytał tom o eksperymentalnych metodach leczenia mugolskich lekarzy. Teksty popularno-naukowe pisane przez mugoli trafiały do niego w znacznie większym stopniu niż te, które spisywane były z rąk czarodziei. Gdyby nie ogromne braki w wiedzy i brak kwalifikacji do uczeniu uzdrowiciela o magii leczniczej, pewnie zamknąłby się w tych woluminach, z których mugole uczyli się na wieloletnich studiach. Uzdrawianie magiczne było znacznie trudniejsze, pełne niezrozumianych formuł, zależności i głębszych informacji anatomicznych. Dlatego tą lekturę akademicką sprzed 30 lat, Cassian czytał niczym bajkę do poduszki. Mimo to, czasem, zdążywszy już zapomnieć nazewnictwo niektórych zabiegów lekarskich czy czynności, drapał się po brodzie, masując sobie szczękę w zamyślaniu.
— Niech to — mruknął w końcu, chowając dłoń do kieszeni spodni. Drugą spróbował przewrócić kartkę trzymanej książki. Zabrakło mu jednak zręczności. Zatrzasnął więc w końcu tom, odkładając go na swoje miejsce. Kładąc księgę, usłyszał czyjeś kroki po drugiej stronie regału, a dopiero później, przez szparę, dostrzegł znajomą twarz. Przekręcił głowę na bok, obserwując jak dziewczę przechadza się wśród rzadko odwiedzanych przez mugoli części biblioteczek. Rękę z tomem trzymanym w stalowym uścisku, oparł o półkę nad sobą, pochylając się w ten sposób wygodniej nad luką, w której brakowało książki. Minerwa przesunęła się dalej. Cassian odkładając wolumin, ruszył wzdłuż gablot, dochodząc do końca regałów. Minnie przesuwała się na północ biblioteki, korytarzykiem pomiędzy dwoma rzędami biblioteczek. Morisson szedł lewą stroną, wychylając się zza regałów . Obserwował ją z bezpiecznej odległości. W końcu kiedy dziewczę zatrzymało się przy jednych ze zbiorów biblioteki, otoczył całą długość półek, zachodząc Minerwę od prawej strony, zamykając jej przejście jedną ręką, którą oparł się na półce obok jej głowy.
— Cześć — rzucił na początek, przezornie zatrzaskując ją jednak pomiędzy oboma ramionami, gdyby postanowiła uciec. Nie miał pojęcia z jakiego powodu, ale wolałby, żeby takie ucieczki nie weszły jej w krew. Wychwycił jej spojrzenie, pochylając głowę w dół, w jej stronę.
— Co się stało? — przeszedł do sedna, bo od ostatniego… incydentu, zupełnie ze sobą nie rozmawiali. Długo zastanawiał się co spowodowało jej nagłe wyjście i chciał się nawet wytłumaczyć, że jak tylko uciekła mu z domu, próbował za nią wyjść, ale jedynie shaftował się na podłogę. Miał jednak dziwne wrażenie, że taka informacja mogłaby nie być dobrym początkiem rozmowy.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tym razem znalazła się w bibliotece w celach czysto rozrywkowych. Skończyła już na dzisiaj pracę, zbliżał się weekend i choć nie zamierzała spędzić go wyłącznie na rozrywce, to jednak stęskniła się za słodkim lenistwem. Poszukiwała czegoś na przedłużający się wieczór, ale mijała same krótkie broszurki, coś tak cienkiego jak dwustronicowy manifest wolnościowy centaurów nie starczyłoby jej nawet na sam piątek, a była jeszcze sobota i niedziela. Sunęła więc wzdłuż regałów, rozglądając się po tytułach - przystanęła na widok szcześsetstronicowej Teorii Magii wg Arianny Bashewank, ostrożnie zdejmując księgę z półki - ostrożnie, bo już na pierwszy rzut oka wydawała się bardzo ciężka. Sam tytuł mówił jej niewiele, nie znała autorki, choć już wiedziała, że bardzo chętnie by ją poznała. Pozycja naprawdę wyglądała na odprężającą lekką lekturę.
Nie od razu poznała go po głosie, zbyt wystrasozna jego nagłym wejściem. Westchnęła, nabrała powietrza, skuliła sie w sobie, kiedy jego ramię odcięło jej drogę ucieczki, po czym obejrzała się, by spojrzeć na jego twarz - i dopiero wtedy dostrzegła jego.
- Cassian - szepnęła, niechętnie odwracając wzrok z powrotem w kierunku książki, nie rozumiejąc wszystkich kotłujących się w niej emocji. Bała się go, nie rozumiała jego zachowania, a nade wszystko wstydziła się nagości, którą zupełnie niechcący mu okazała. Nie powinien jej widzieć - a to, że ją widział... wciąż nie była pewna, czyja to była wina, co tylko potęgowało w niej uczucie niechęci. Nie powinna była przyjmować zaproszenia do jego mieszkania, nie powinna była... Skuliła w sobie ramiona, tuląc do piersi zbyt ciężką, opasłą księgę. - Szukam lektury - dodała wymijająco, uciekając wzrokiem w bok, chciała uciec. Ale odciął jej drogę, potęgując uczucie popłochu. - Powinieneś... powinieneś dać mi przejść - wydusiła w końcu, wciąż na niego nie patrząc. Jej głos był cichy, pozbawiony iskry i wyraźnie spłoszony.
Co się stało, nic się nie stało. To tylko książka, choć Minerwa czuła, że zaczynały piec ją oczy. Nie tak wyobrażała sobie samodzielne życie, wyprowadzając się do Londynu - może powinna wrócić do rodziców? Do Douga? Może oni wszyscy mieli rację, nie radziła sobie sama z zupełnie niczym, choć tak bardzo chciała sprawiać wrażenie, że było zupełnie inaczej. Odwrotnie.
Podniosła na niego spojrzenie, szkliste, proszące.
Nie od razu poznała go po głosie, zbyt wystrasozna jego nagłym wejściem. Westchnęła, nabrała powietrza, skuliła sie w sobie, kiedy jego ramię odcięło jej drogę ucieczki, po czym obejrzała się, by spojrzeć na jego twarz - i dopiero wtedy dostrzegła jego.
- Cassian - szepnęła, niechętnie odwracając wzrok z powrotem w kierunku książki, nie rozumiejąc wszystkich kotłujących się w niej emocji. Bała się go, nie rozumiała jego zachowania, a nade wszystko wstydziła się nagości, którą zupełnie niechcący mu okazała. Nie powinien jej widzieć - a to, że ją widział... wciąż nie była pewna, czyja to była wina, co tylko potęgowało w niej uczucie niechęci. Nie powinna była przyjmować zaproszenia do jego mieszkania, nie powinna była... Skuliła w sobie ramiona, tuląc do piersi zbyt ciężką, opasłą księgę. - Szukam lektury - dodała wymijająco, uciekając wzrokiem w bok, chciała uciec. Ale odciął jej drogę, potęgując uczucie popłochu. - Powinieneś... powinieneś dać mi przejść - wydusiła w końcu, wciąż na niego nie patrząc. Jej głos był cichy, pozbawiony iskry i wyraźnie spłoszony.
Co się stało, nic się nie stało. To tylko książka, choć Minerwa czuła, że zaczynały piec ją oczy. Nie tak wyobrażała sobie samodzielne życie, wyprowadzając się do Londynu - może powinna wrócić do rodziców? Do Douga? Może oni wszyscy mieli rację, nie radziła sobie sama z zupełnie niczym, choć tak bardzo chciała sprawiać wrażenie, że było zupełnie inaczej. Odwrotnie.
Podniosła na niego spojrzenie, szkliste, proszące.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
Nie zwracajacie na mnie uwagi
26 marca
Znowu teoria. Mógłby się zaśmiać sam do siebie, patrząc na częstotliwość konieczności, która skłaniała go do działań, od którym zazwyczaj stronił. Znał ich wagę (a przynajmniej starał się znać) i dzisiejszego wieczora, jeszcze przed zamknięciem Londyńskiej Biblioteki, zaanektował się w dziale, który na pierwszy rzut oka mógł wydawać się głupi.
Dział ksiąg nieużywanych - tak wieściła nazwa przed wejściem do pomieszczenia wypełnionego charakterystycznym, lekko mdłym zapachem pergaminu. Nieużywanego od bardzo dawna pergaminu. Przynajmniej z perspektywy wielu poszukiwaczy literatury. Skamander potrzebował świeżego spojrzenia na zagadnienie, a to miejsce wydawało się wystarczająco pociągające dla takiego zadania. Początkowo miał plan pójść po najmniejszej linii oporu, sięgnąć do pozycji, które mógłby o wiele szybciej znaleźć na liście bardziej znanych autorów. Ale zainteresowanie aurora tym szczególnym miejscem zakiełkowało, gdy usłyszał fragment rozmowy. To czego nie można znaleźć publicznie, szuka się wśród porzuconych.
Samuel znalazł miejsce pomiędzy szerokimi półkami, z maleńkim, pojedynczym stolikiem, krzesełkiem i możliwością oświetlenia sobie widoku prosta magią. Był ostrożny, ale w zasięgu wzroku nie dostrzegał zbyt wielu person. Z cichym westchnieniem, owiewającym zakurzona półkę, odnalazł tematycznie - zbiór dotyczący ukrywania. Oczywistym było, że morze ksiąg traktowało w większości o sposobach ukrywania - samych ludzi, o zwykłych metodach kamuflażu, animagii, metamorfomagii, po mugolskie traktaty o paranormalnych zdolnościach do niewidzialności. Skamander musiał wśród całej masy wiadomości wydobyć to, co rzeczywiście mogło pomóc w ich badaniach. Zastanawiała się nawet, czy nie sięgnąć po dzieła opisujące niekonwencjonalne metody transmutacji, ale na sama myśl coś przewróciło mu się w żołądku. Nigdy nie lubił dziedziny magii, która trudniła się zmianą czegoś zastałe, w coś...zupełnie niepodobnego. Tym bardziej, jeśli miano dotyczyć jego osoby. Przejrzał jednak kolejne pozycji, wiedząc, że nawet błaha myśl potrafiła poprowadzić gdzieś dalej, albo - zepchnąć na manowce. Skupił się więc na magii, która kryła, ale nie zmieniała natury przedmiotu, czy (niestety) osoby. Chodziło przecież o gazetę, która miała ukazywać prawdę, mieć w sobie drugie dno, które odkryć mogło konkretne hasło, niby skryty wojownik ujawniający się dopiero w konkretnych warunkach.
Spędził nad lekturą tyle czasu, że miał wrażenie lekkich zawrotów głowy od nadmiaru przeczytanych tytułów i liter śledzonych wzrokiem. Zadbał o samopiszące pióro, które kreśliło jego ciche słowa, zbierające to, co uznał za przydatne. Zapewne będzie musiał przejrzeć notatki i z nich wyłuskać wartościową wiedzę. I wiedział też, że musiał pokazać zebrane informacje komuś, kto będzie potrafił zrobić z nich właściwszy użytek.
zt (+15 ze spostrzegawczości)
26 marca
Znowu teoria. Mógłby się zaśmiać sam do siebie, patrząc na częstotliwość konieczności, która skłaniała go do działań, od którym zazwyczaj stronił. Znał ich wagę (a przynajmniej starał się znać) i dzisiejszego wieczora, jeszcze przed zamknięciem Londyńskiej Biblioteki, zaanektował się w dziale, który na pierwszy rzut oka mógł wydawać się głupi.
Dział ksiąg nieużywanych - tak wieściła nazwa przed wejściem do pomieszczenia wypełnionego charakterystycznym, lekko mdłym zapachem pergaminu. Nieużywanego od bardzo dawna pergaminu. Przynajmniej z perspektywy wielu poszukiwaczy literatury. Skamander potrzebował świeżego spojrzenia na zagadnienie, a to miejsce wydawało się wystarczająco pociągające dla takiego zadania. Początkowo miał plan pójść po najmniejszej linii oporu, sięgnąć do pozycji, które mógłby o wiele szybciej znaleźć na liście bardziej znanych autorów. Ale zainteresowanie aurora tym szczególnym miejscem zakiełkowało, gdy usłyszał fragment rozmowy. To czego nie można znaleźć publicznie, szuka się wśród porzuconych.
Samuel znalazł miejsce pomiędzy szerokimi półkami, z maleńkim, pojedynczym stolikiem, krzesełkiem i możliwością oświetlenia sobie widoku prosta magią. Był ostrożny, ale w zasięgu wzroku nie dostrzegał zbyt wielu person. Z cichym westchnieniem, owiewającym zakurzona półkę, odnalazł tematycznie - zbiór dotyczący ukrywania. Oczywistym było, że morze ksiąg traktowało w większości o sposobach ukrywania - samych ludzi, o zwykłych metodach kamuflażu, animagii, metamorfomagii, po mugolskie traktaty o paranormalnych zdolnościach do niewidzialności. Skamander musiał wśród całej masy wiadomości wydobyć to, co rzeczywiście mogło pomóc w ich badaniach. Zastanawiała się nawet, czy nie sięgnąć po dzieła opisujące niekonwencjonalne metody transmutacji, ale na sama myśl coś przewróciło mu się w żołądku. Nigdy nie lubił dziedziny magii, która trudniła się zmianą czegoś zastałe, w coś...zupełnie niepodobnego. Tym bardziej, jeśli miano dotyczyć jego osoby. Przejrzał jednak kolejne pozycji, wiedząc, że nawet błaha myśl potrafiła poprowadzić gdzieś dalej, albo - zepchnąć na manowce. Skupił się więc na magii, która kryła, ale nie zmieniała natury przedmiotu, czy (niestety) osoby. Chodziło przecież o gazetę, która miała ukazywać prawdę, mieć w sobie drugie dno, które odkryć mogło konkretne hasło, niby skryty wojownik ujawniający się dopiero w konkretnych warunkach.
Spędził nad lekturą tyle czasu, że miał wrażenie lekkich zawrotów głowy od nadmiaru przeczytanych tytułów i liter śledzonych wzrokiem. Zadbał o samopiszące pióro, które kreśliło jego ciche słowa, zbierające to, co uznał za przydatne. Zapewne będzie musiał przejrzeć notatki i z nich wyłuskać wartościową wiedzę. I wiedział też, że musiał pokazać zebrane informacje komuś, kto będzie potrafił zrobić z nich właściwszy użytek.
zt (+15 ze spostrzegawczości)
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
stąd
Nic. Żadnej, nawet najmniejszej wzmianki. Biografie okazały się strzałem chybionym, lecz nie zamierzał się poddawać. Sprawdzał kolejne regały, z systematycznością oraz dokładnością, jakby ponownie znajdował się na stażu w Mungu i skrupulatnie prowadził dokumentację medyczną za swego przełożonego, w nadziei, że ambicja bycia najlepszym szybciej popchnie go na początek łańcuszka kariery, nawet w tak trywialnym zadaniu. Nie okazało się to wcale tak dalekie od prawdy, aczkolwiek w tym wypadku... Czuł się znużony. Kolejną godzinę spędzoną w bibliotece zaczynał czuć w bolącym kręgosłupie - przez cały czas na przemian stał, klęczał i wspinał się na najwyższe kondygnacje po chybotliwej drabinie, aby upewnić się, czy na tej ostatniej półeczce tuż przy samym suficie nie natrafi na coś przydatnego. Kilkakrotnie wracał się z dołu na górę, aby sprawdzić, czy może się nie pomylił, lecz w efekcie natrafiał wyłącznie na podobnie brzmiące nazwiska. Nic, co mogłoby mu pomóc. W akcie desperacji otwierał niektóre księgi na chybił trafił, licząc na łut szczęścia. Może akurat otworzy przypadkowy tom na właściwej stronie? Może znajdzie zakładkę zostawioną tam nieopatrznie przez poprzedniego czytelnika z czymś, co okaże się pomocne? Nie pamiętał, ile książek sprawdził w ten sposób. W głowie przewijały mu się wyrywkowe zdania: od porad tyczących się patroszenia trolli do instrukcji dla początkujących miotlarzy. Formuły zdejmowania klątw, daty pierwszej rebelii goblinów, dzieje Hogwartu... Wszystko, wszystko, multum informacji, z każdej dziedziny magii. Słowniki trytońsko-angielskie, ciężkie leksykony rzadkich roślin, encyklopedie zawierające wyłącznie specjalistyczne hasła magizoologiczne. Spisy kawalerów Orderu Merlina, roczniki poświęcone wybitnym osobistościom, nawet kroniki szkolne z XIX wieku. Założyłby się, że mógłby znaleźć tu odpowiedź na dowolne zadane mu pytanie. Znajdował się w samym środku skarbnicy wiedzy, ale nie potrafił dotrzeć do tej informacji, na jakiej wyjątkowo mu zależało.
Nie rezygnował. Zszedł na niższe piętro, aby rozejrzeć się w innym miejscu. Wśród kurzu i brudu, zapachu stęchlizny, starych, nieużywanych już książek. Czy może tutaj natknie się na jakiś trop? Niewielki, drobny ślad, umożliwiający mu kontynuowanie poszukiwań? Rozwinął pierwszy lepszy zwój pergaminu, jaki wpadł mu w ręce: tutaj nie panował porządek, tutaj księgi rządziły się własnymi prawami.
|zt
Nic. Żadnej, nawet najmniejszej wzmianki. Biografie okazały się strzałem chybionym, lecz nie zamierzał się poddawać. Sprawdzał kolejne regały, z systematycznością oraz dokładnością, jakby ponownie znajdował się na stażu w Mungu i skrupulatnie prowadził dokumentację medyczną za swego przełożonego, w nadziei, że ambicja bycia najlepszym szybciej popchnie go na początek łańcuszka kariery, nawet w tak trywialnym zadaniu. Nie okazało się to wcale tak dalekie od prawdy, aczkolwiek w tym wypadku... Czuł się znużony. Kolejną godzinę spędzoną w bibliotece zaczynał czuć w bolącym kręgosłupie - przez cały czas na przemian stał, klęczał i wspinał się na najwyższe kondygnacje po chybotliwej drabinie, aby upewnić się, czy na tej ostatniej półeczce tuż przy samym suficie nie natrafi na coś przydatnego. Kilkakrotnie wracał się z dołu na górę, aby sprawdzić, czy może się nie pomylił, lecz w efekcie natrafiał wyłącznie na podobnie brzmiące nazwiska. Nic, co mogłoby mu pomóc. W akcie desperacji otwierał niektóre księgi na chybił trafił, licząc na łut szczęścia. Może akurat otworzy przypadkowy tom na właściwej stronie? Może znajdzie zakładkę zostawioną tam nieopatrznie przez poprzedniego czytelnika z czymś, co okaże się pomocne? Nie pamiętał, ile książek sprawdził w ten sposób. W głowie przewijały mu się wyrywkowe zdania: od porad tyczących się patroszenia trolli do instrukcji dla początkujących miotlarzy. Formuły zdejmowania klątw, daty pierwszej rebelii goblinów, dzieje Hogwartu... Wszystko, wszystko, multum informacji, z każdej dziedziny magii. Słowniki trytońsko-angielskie, ciężkie leksykony rzadkich roślin, encyklopedie zawierające wyłącznie specjalistyczne hasła magizoologiczne. Spisy kawalerów Orderu Merlina, roczniki poświęcone wybitnym osobistościom, nawet kroniki szkolne z XIX wieku. Założyłby się, że mógłby znaleźć tu odpowiedź na dowolne zadane mu pytanie. Znajdował się w samym środku skarbnicy wiedzy, ale nie potrafił dotrzeć do tej informacji, na jakiej wyjątkowo mu zależało.
Nie rezygnował. Zszedł na niższe piętro, aby rozejrzeć się w innym miejscu. Wśród kurzu i brudu, zapachu stęchlizny, starych, nieużywanych już książek. Czy może tutaj natknie się na jakiś trop? Niewielki, drobny ślad, umożliwiający mu kontynuowanie poszukiwań? Rozwinął pierwszy lepszy zwój pergaminu, jaki wpadł mu w ręce: tutaj nie panował porządek, tutaj księgi rządziły się własnymi prawami.
|zt
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Gdyby to była jakakolwiek inna kobieta, prawdopodobnie by nie posłuchał, ale to była Minerwa. Dlatego, kiedy uniosła do niego wzrok zaszklony, błagalny, z początku zacisnął palce na półce obok jej głowy, ale następnie ramię mu drgnęło. Te oczy, piękne, łanie oczęta, tak bardzo podobne do oczu jego żony wywołały pospolite ruszenie w jego bebechach. Zacisnął szczęki, chcąc jej to wyjaśnić. Ich spotkanie, to ostatnie, bardzo źle zakończone. Był uzdrowicielem, do licha! Czy Minerwa miała pojęcie ile nagich ciał już widział? Chociaż nie każde działało na jego zmysły tak samo, jak ten skrawek nagiej skóry jaką widział tamtego wieczora. Jak miał to wyjaśnić młodemu dziewczęciu? Jak w ogóle cokolwiek dało się sprostować? Wpatrywał się w jej twarz, krótki co prawda moment, ale dla niego ten trwał wiecznie. Chrząknął nie wyraźnie, w końcu wyrzucając.
— Taaa… oczywiście.
Cofnął ramię i w gruncie rzeczy cofnął się też sam, kilka kroków, zanim rzucił krótko:
— Owocnych poszukiwań.
Sam nie wiedział czemu z jego ust zamiast zwykłych słów wydostało się warknięcie. W prośbie o pozwolenie na przejście dało się wyczuć niewypowiedzianą też prośbę o opuszczenie jej towarzystwa. Właśnie to zrobił, chociaż kilka kroków później, kiedy zniknął między innymi regałami tego samego działu, sterta książek zleciała z półki na ziemię, strącona w złości jego dłonią.
Oparł się o regał rękoma, pochylając głowę w dół, nieświadomie wypowiadając głośno swoje myśli:
— Muszę się, cholera, naprawdę napić.
— Taaa… oczywiście.
Cofnął ramię i w gruncie rzeczy cofnął się też sam, kilka kroków, zanim rzucił krótko:
— Owocnych poszukiwań.
Sam nie wiedział czemu z jego ust zamiast zwykłych słów wydostało się warknięcie. W prośbie o pozwolenie na przejście dało się wyczuć niewypowiedzianą też prośbę o opuszczenie jej towarzystwa. Właśnie to zrobił, chociaż kilka kroków później, kiedy zniknął między innymi regałami tego samego działu, sterta książek zleciała z półki na ziemię, strącona w złości jego dłonią.
Oparł się o regał rękoma, pochylając głowę w dół, nieświadomie wypowiadając głośno swoje myśli:
— Muszę się, cholera, naprawdę napić.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Fiona żyła w tym dziale od kilkuset lat. Minęło tyle czasu, że przestała zauważać swoją inność, za to całkowicie uważała się za strażnika tego miejsca. A słysząc huk strącanych książek i głos mężczyzny mówiący o upiciu się, podlecialła do niego zdenerwowana.
- Co ty robisz? Co ty robisz, głupcze! - krzyknęła.
Zatrzymała się tuż przy jego twarzy, wpatrując się w niego swoimi szarymi już oczyma, które kiedyś miały piękną, niebieską barwę. Teraz biła od nich tylko złość. Niemal można było czuć tą bijącą od niej złość.
- Zero szacunku!! Nasze dziedzictwo, nasza duma, nasze książki - warknęła. - Niszczysz! Psujesz! Nieszanujesz!!
Odsunęła się od niego, obleciała go kilkakrotnie, co jakiś czas przelatując przez niego. W końcu zatrzymała się w powietrzu, ale jej stopy dotykały ziemi. Była mniejsza od niego i trochę młodsza, na pewno jednak miała więcej szacunku do książek niż on.
- Sprzataj - nakazała. - Alfabetycznie musisz je ułożyć.
Wskazała ręką na zrzucone książki, wyczekując jego reakcji.
- Co ty robisz? Co ty robisz, głupcze! - krzyknęła.
Zatrzymała się tuż przy jego twarzy, wpatrując się w niego swoimi szarymi już oczyma, które kiedyś miały piękną, niebieską barwę. Teraz biła od nich tylko złość. Niemal można było czuć tą bijącą od niej złość.
- Zero szacunku!! Nasze dziedzictwo, nasza duma, nasze książki - warknęła. - Niszczysz! Psujesz! Nieszanujesz!!
Odsunęła się od niego, obleciała go kilkakrotnie, co jakiś czas przelatując przez niego. W końcu zatrzymała się w powietrzu, ale jej stopy dotykały ziemi. Była mniejsza od niego i trochę młodsza, na pewno jednak miała więcej szacunku do książek niż on.
- Sprzataj - nakazała. - Alfabetycznie musisz je ułożyć.
Wskazała ręką na zrzucone książki, wyczekując jego reakcji.
I show not your face but your heart's desire
Jakież było zdziwienie Cassiana, kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się opiekun tego działu. Duch. Warto wspomnień. Kiedy go dojrzał, wyprostował się. Instynktownie też cofnął w tył. Nagle myśl o napiciu się zastąpiła nowa idea. Spierniczenia stąd zanim wściekła dusza zdąży się na nim wyładować za naruszanie jej spokoju. Odetchnął, tylko połowicznie, kiedy okazało się, z to nie jej spokój zakłócał, a jedyni tych książek, które pospadały na ziemię. Z ulgą wypuścił powietrze z płuc. Może za szybko, bo duch przeszył jego ciało kilka razy w złości. Wstrząsnęło nim, raz, drugi, za którymś z kolejnych pojedynczych razów miał wrażenie, jakby zbyt dużo czasu spędził w zimie na dworze. Nieprzyjemne dreszcze ogarniające ciało, nie wprawiały go w dobry nastrój.
— To tylko książki! — odwarknął nierozważnie i był to pewnie jeden z kolejnych jego błędów. Zamiast posprzątać, założył ręce na piersi, wpatrując się w oczy ducha. Te, które spotykał w Hogwarcie były niegroźne. Ten wydawał się inny.
— Spokojnie. Jakie dziedzictwo, jaka duma? Nic nie psuje. Spadły. Wystarczy podnieść. Nie będę tego zbierał kiedy na mnie patrzysz.
No… może pozbiera. Jedną czy dwie. Podniósł, niedbale układając je na półce.
— Już, zadowolona?! Boże drogi…
Nie wiedział, ze duchy też miewają okres. Biologicznie, kobiety miały zapisany taki czas w miesiącu, kiedy trzeba było znosić ich humory.
— To tylko książki! — odwarknął nierozważnie i był to pewnie jeden z kolejnych jego błędów. Zamiast posprzątać, założył ręce na piersi, wpatrując się w oczy ducha. Te, które spotykał w Hogwarcie były niegroźne. Ten wydawał się inny.
— Spokojnie. Jakie dziedzictwo, jaka duma? Nic nie psuje. Spadły. Wystarczy podnieść. Nie będę tego zbierał kiedy na mnie patrzysz.
No… może pozbiera. Jedną czy dwie. Podniósł, niedbale układając je na półce.
— Już, zadowolona?! Boże drogi…
Nie wiedział, ze duchy też miewają okres. Biologicznie, kobiety miały zapisany taki czas w miesiącu, kiedy trzeba było znosić ich humory.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdy mężczyzna stwierdził, że to przecież tylko książki, szare policzki Fiony niemal się zaczerwieniły, a para poszła uszami. Patrzyła na niego ze złością, faktycznie, to co powiedział, było dla niego jak gwóźdź do trumny. Ponownie przez niego przeleciała wzbijając się w powietrze i unosząc tak, aby wszyscy ją widzieli.
- TO TYLKO KSIĄŻKI?!? - Ryknęła. - Jak ci nie wstyd, ty, ty… ten mężczyzna tutaj książek w ogóle nie szanuje!
Krzyknęła tak głośno, że nawet bibliotekarka w końcu na nią spojrzała, a sprawiała wrażenie już absolutnie przyzwyczajonej do zachowania Fiony. Tak samo jak bibliotekarka zwróciła uwagę, tak wszyscy w tym dziale również odwrócili głowy. Część miało wzrok pełen współczucia, ale część faktycznie obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem. W końcu jak można nie szanować książek?
- Ułóż ładniej, dokładniej, alfabetycznie, WSZYSTKIE - powiedziała. - I z kurzu też wytrzyj je.
Ponownie przez niego przeleciała, wiedziała bowiem, że czarodzieje tego nie lubią. Znów “stanęła” obok mężczyzny i patrząc mu się na ręce czekała, aż w końcu je posprząta i odda im należyty szacunek.
- TO TYLKO KSIĄŻKI?!? - Ryknęła. - Jak ci nie wstyd, ty, ty… ten mężczyzna tutaj książek w ogóle nie szanuje!
Krzyknęła tak głośno, że nawet bibliotekarka w końcu na nią spojrzała, a sprawiała wrażenie już absolutnie przyzwyczajonej do zachowania Fiony. Tak samo jak bibliotekarka zwróciła uwagę, tak wszyscy w tym dziale również odwrócili głowy. Część miało wzrok pełen współczucia, ale część faktycznie obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem. W końcu jak można nie szanować książek?
- Ułóż ładniej, dokładniej, alfabetycznie, WSZYSTKIE - powiedziała. - I z kurzu też wytrzyj je.
Ponownie przez niego przeleciała, wiedziała bowiem, że czarodzieje tego nie lubią. Znów “stanęła” obok mężczyzny i patrząc mu się na ręce czekała, aż w końcu je posprząta i odda im należyty szacunek.
I show not your face but your heart's desire
Na szczęście Cassiana nie widzieli wszyscy, a tylko Ci, którzy stali w tym samym dziale, co on. Większość z nich musiała widzieć jak się miała sytuacja i mogli się domyślić, że nie do końca Morison wyrządził tak wielką zbrodnię, jaka mu była zarzucana. Niemniej jednak teraz musiał stać i wysłuchiwać humorów wściekłego ducha. Co było, musiał to z przykrością stwierdzić (bo wcześniej większego zła nie znał), gorsze od wściekłości kobiety.
— To chyba domena mężczyzn. Czasem się mylą.
Przyjął winę na siebie, chociaż do żadnej się nie poczuwał, ale kiedy kobieta zaczynała szaleć, bezpieczniej było po prostu przyznać jej rację, dla własnego spokoju. Może z duchami było podobnie. Odkrząknął, wyciągając różdżkę i patrząc bykiem na ducha, popodnosił te książki, układając je zaklęciem na półce. Wszystkie w rządku, co prawda nie alfabetyczne, ale tu wszystko było ułożone dość chaotycznie. Nie pozostawił to w większym bałaganie niż zastał.
— Hej! — zaprotestował, kiedy znów przymierzyła się, żeby przez niego przelecieć — Przestań! Bo Cię każę spetryfikować!
Nie wiedział jak to dokładnie działa, ale na pewno się dało, gdzieś o tym czytał. Może nawet w tej bibliotece, ale już się tego nie przekona, bo obiecał sobie już więcej tu nie zawitać. Dzięki duchowi Fiony. Ciekawe, czy w większym gronie zdążyła już zrobić taką antyreklamę Działu Ksiąg Nieużywanych w Magicznej części Biblioteki?
— To chyba domena mężczyzn. Czasem się mylą.
Przyjął winę na siebie, chociaż do żadnej się nie poczuwał, ale kiedy kobieta zaczynała szaleć, bezpieczniej było po prostu przyznać jej rację, dla własnego spokoju. Może z duchami było podobnie. Odkrząknął, wyciągając różdżkę i patrząc bykiem na ducha, popodnosił te książki, układając je zaklęciem na półce. Wszystkie w rządku, co prawda nie alfabetyczne, ale tu wszystko było ułożone dość chaotycznie. Nie pozostawił to w większym bałaganie niż zastał.
— Hej! — zaprotestował, kiedy znów przymierzyła się, żeby przez niego przelecieć — Przestań! Bo Cię każę spetryfikować!
Nie wiedział jak to dokładnie działa, ale na pewno się dało, gdzieś o tym czytał. Może nawet w tej bibliotece, ale już się tego nie przekona, bo obiecał sobie już więcej tu nie zawitać. Dzięki duchowi Fiony. Ciekawe, czy w większym gronie zdążyła już zrobić taką antyreklamę Działu Ksiąg Nieużywanych w Magicznej części Biblioteki?
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Fiona obserwowała, jak mężczyzna układa książki. Może nie było tak idealnie jak by tego chciała, nie były alfabetycznie, ale robił to z większym szacunkiem i jak patrząc na niego, to nie mogła nic więcej oczekiwać.
- Ty w ogóle wiesz, co pertyfikacja znaczy? - zapytała ze zdziwieniem. - Żebym ja za te słowa cię spetryfikować nie musiała.
Zaczekała z nim, aż podniósł wszystkie książki i ułożył je na półkach. Może będzie miał nauczkę, aby nie zachowywać się tak nigdy więcej z bibliotece. A jeśli jeszcze kiedyś jego noga tu postanie, to Fiona miała zamiar bacznie go obserwować, choćby miała latać za nim krok w krok. Albo przelatywać przez niego, gdy będzie zachowywał się nieodpowiednio.
- Czy to trudne takie było? - zapytała, patrząc jak odkłada ostatnią książkę. - Nigdy więcej nie rób tak.
Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i, jakby na złość mu, ponownie przeleciała przez jego ciało, co zresztą uwielbiała robić i zniknęła za regałami. A tego mężczyznę naprawdę polubiła.
zt
- Ty w ogóle wiesz, co pertyfikacja znaczy? - zapytała ze zdziwieniem. - Żebym ja za te słowa cię spetryfikować nie musiała.
Zaczekała z nim, aż podniósł wszystkie książki i ułożył je na półkach. Może będzie miał nauczkę, aby nie zachowywać się tak nigdy więcej z bibliotece. A jeśli jeszcze kiedyś jego noga tu postanie, to Fiona miała zamiar bacznie go obserwować, choćby miała latać za nim krok w krok. Albo przelatywać przez niego, gdy będzie zachowywał się nieodpowiednio.
- Czy to trudne takie było? - zapytała, patrząc jak odkłada ostatnią książkę. - Nigdy więcej nie rób tak.
Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i, jakby na złość mu, ponownie przeleciała przez jego ciało, co zresztą uwielbiała robić i zniknęła za regałami. A tego mężczyznę naprawdę polubiła.
zt
I show not your face but your heart's desire
Było coś bardzo perwersyjnego w tym, jak bardzo Fiona zapalała się do przelecenia Cassiana. Nie mu to jednak było oceniać, chociaż widział chory błysk w jej szarych, mdłych pół-rzeźroczystych oczodołach, kiedy przenikała go na wskroś, żeby z satysfakcją obserwować, jak Morisson się od tego wzdryga. Jeśli nie z szacunku do książek, to z faktu nieprzyjemności towarzyszącej temu działaniu ducha, Cass postanowił jednak pozbierać porozrzucane tomiszcze. Cofnął się, obserwując ułożone książki z dystansu, a zaraz uniósł zmrużone ślepia na Fionę.
Tyle z tego było dobrego, że chociaż zdążył zapomnieć o pierwotnym powodzie swojej złości. Teraz był zły na tą zmarłą duszę, która zmroziła mu serce do żywego przez bardzo krótki czas trwania ich rozmowy.
— Jestem magomedykiem! — warknął, co w teorii powinno znaczyć tyle, że zna się na każdej medycznej kwestii. Nawet petryfikowaniu, chociaż to zahaczało, z tego co mu było wiadomo też i o legendy czy zielarstwo. Te już nie całkiem były jego konikiem.
— O, możesz mi wierzyć, ze nie zrobię — zapewnił ją, pewien, że już tu więcej nie zawita. Chociaż kto wie, może ten szalony duch pomógłby mu zrozumieć kobiety? W końcu z żadną z nich od dawna nie był tak blisko, jak z przenikającą jego ciało Fioną.
Opuszczając bibliotekę, starał się już nie myśleć tak absurdalnymi kategoriami, ale nic nie mógł na to poradzić, że myśli same kłębiły mu się wokół męskich rozwazań.
| zt
Tyle z tego było dobrego, że chociaż zdążył zapomnieć o pierwotnym powodzie swojej złości. Teraz był zły na tą zmarłą duszę, która zmroziła mu serce do żywego przez bardzo krótki czas trwania ich rozmowy.
— Jestem magomedykiem! — warknął, co w teorii powinno znaczyć tyle, że zna się na każdej medycznej kwestii. Nawet petryfikowaniu, chociaż to zahaczało, z tego co mu było wiadomo też i o legendy czy zielarstwo. Te już nie całkiem były jego konikiem.
— O, możesz mi wierzyć, ze nie zrobię — zapewnił ją, pewien, że już tu więcej nie zawita. Chociaż kto wie, może ten szalony duch pomógłby mu zrozumieć kobiety? W końcu z żadną z nich od dawna nie był tak blisko, jak z przenikającą jego ciało Fioną.
Opuszczając bibliotekę, starał się już nie myśleć tak absurdalnymi kategoriami, ale nic nie mógł na to poradzić, że myśli same kłębiły mu się wokół męskich rozwazań.
| zt
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
| po przesłuchaniu, przed odsieczą
Biblioteka Londyńska nie wydawała jej się ani odrobinę spokojniejsza niż otaczające ją ulice.
W Dziale Ksiąg Nieużywanych było cicho i ciemno – półmrok rozpraszała jedynie połowa z ustawionych na stolikach lamp – ale Margaux i tak oglądała się przez ramię nienaturalnie często, reagując nerwowo na każde skrzypnięcie podłogi czy rozlegające się szeptem słowa. Stan wyższej czujności towarzyszył jej od samego przesłuchania, popychając ją na tereny niemalże paranoiczne i sprawiając, że każda napotkana osoba jawiła się w jej oczach jako funkcjonariusz policji antymugolskiej. Nie spała, bojąc się zostawać we własnym mieszkaniu zbyt długo i przenosząc błagalne spojrzenie na Bena za każdym razem, gdy rozległo się pukanie do drzwi, chociaż lęk związany z wychodzeniem na zewnątrz wcale nie był łagodniejszy. Z przezorności unikała jednak miejsc z natury oczywistych, przestając pojawiać się zarówno w siedzibie pogotowia, jak i na dodatkowych dyżurach w Mungu; stan zawieszenia był nie do zniesienia i powoli ją zabijał.
Nie mogła jednak nie robić niczego; wycofanie się z udziału w odsieczy nie wchodziło w grę, dlatego w jeden z ostatnich dni kwietnia zaszyła się w rzadko używanym dziale Biblioteki Londyńskiej, licząc na to, że wśród odrzuconych zbiorów odnajdzie informacje przez innych pominięte. Fakt, że ta część placówki należała do raczej opuszczonych i rzadko uczęszczanych, stanowił dodatkowy plus: wrażenie, że śledzono każdy jej krok i bez przerwy spoglądano na ręce, było zdecydowanie słabsze, pozwalając na względnie swobodne przemieszczanie się wzdłuż wysokich półek. Początkowo przeszukiwała je dosyć pobieżnie, wyciągając pozycje, których tytuły z jakiegoś powodu rzuciły jej się w oko; stosik woluminów składowanych na jednym z blatów rósł szybko i wkrótce Margaux ukryła się bezpiecznie za zbudowaną z książek ścianą, przeglądając je w nadziei na odkrycie czegokolwiek przydatnego. Ponieważ sama nie była do końca pewna, czego właściwie szukała, w jej zasięgu znalazło się dosłownie wszystko – od geograficznych atlasów, przez dzieła historyczne i biografie, aż po zbiory lokalnych legend i opowieści. Wertowała je z niegasnącą nadzieją, z krótkim ołówkiem zaciśniętym w palcach, gotowym do przepisania bądź przerysowania przydatnych skrawków na osobny kawałek pergaminu, napędzana palącą świadomością, że gdzieś tam byli jej przyjaciele. Zwłaszcza myśl o Just sprawiała jej ból niemal fizyczny; za każdym razem, gdy powieki opadały jej sennie, przywoływała z pamięci jasną twarz przyjaciółki i kontynuowała poszukiwania ze zdwojonym zaangażowaniem.
Kiedy była już pewna, że pierwsza partia wybranych przez nią egzemplarzy nie zawierała nic, co mogłaby przeoczyć, postanowiła zmienić taktykę. Poczucie upływającego czasu rozmyło się w jakiejś nieokreślonej czasoprzestrzeni, barwiąc niebo za oknami biblioteki na odcienie głębokiego granatu, ale Margaux nie myślała nawet o powrocie do mieszkania; odłożywszy przeszukane już księgi na bok, znów zaczęła chodzić między długimi regałami, tym razem wyciągając tytuły na chybił trafił. Trzeszczący pod rosnącym ciężarem stolik po raz kolejny się zapełnił, goszcząc bez cienia skargi zarówno grube tomiszcza, jak i cieniutkie książeczki. Wśród pozycji, które z jakiegoś powodu zasłużyły na miano interesujących, znalazły się nawet archiwalne wydania Proroka Codziennego oraz kilku czasopism naukowych, które przeglądała uważnie, skanując tekst i podskakując z ekscytacji za każdym razem, gdy jej wzrok natrafił na słowa krucza, wieża albo Wight, choć takie momenty – niestety – zdarzały się coraz rzadziej; im dłużej siedziała przy stoliku, tym częściej za to przecierała zmęczone powieki, stanowczo odmawiając sobie jednak odpoczynku i powtarzając jak mantrę: może w następnej. Tknięta desperacją, przez moment rozważała nawet poproszenie o pomoc w poszukiwaniach jednego z pracowników biblioteki, ale po krótkim zastanowieniu odrzuciła ten pomysł jako zbyt ryzykowny. Być może odzywała się tutaj jej nowonarodzona paranoja, ale nie chciała, żeby ktokolwiek zaczął patrzeć na nią podejrzanie; a co, jeśli zapytano by ją o powód, dla którego tak bardzo interesowała ją Krucza Wieża? Owiane mgiełką tajemnicy miejsce raczej nie stanowiło częstego celu podróży.
Nie była pewna, w którym momencie litery zaczęły jej się mieszać, a ciasno upakowane linijki zamieniać miejscami, jednak wielogodzinne poszukania wreszcie dały o sobie znać nie tylko tępym bólem w zesztywniałym karku, ale też trudnym do odpędzenia zmęczeniem. Możliwe, że zdarzyło jej się nawet przysnąć nad książkami – gdzieś między rozczytywaniem położenia znajdujących się na wyspie posiadłości, a mało interesującym artykułem o zakończonych porażką planach otworzenia tam hodowli magicznych stworzeń – ale i tak opuściła placówkę dopiero wtedy, gdy cichy głosik niskiej pracownicy biblioteki poinformował ją, że zaraz zamykają. Podziękowała jej grzecznie (starając się opanować nerwową potrzebę sięgnięcia po różdżkę albo schowania się przed jej wzrokiem za najbliższym regałem) i z przeciągłym westchnięciem zebrała ze stolika poczynione notatki. Nie wiedziała, czy było ich wystarczająco wiele, żeby w czymkolwiek im pomóc, ani czy zawarta tam wiedza była przydatna, ale złapała się ulotnej nadziei, że tak; co innego jej pozostało?
| zt (779)
Biblioteka Londyńska nie wydawała jej się ani odrobinę spokojniejsza niż otaczające ją ulice.
W Dziale Ksiąg Nieużywanych było cicho i ciemno – półmrok rozpraszała jedynie połowa z ustawionych na stolikach lamp – ale Margaux i tak oglądała się przez ramię nienaturalnie często, reagując nerwowo na każde skrzypnięcie podłogi czy rozlegające się szeptem słowa. Stan wyższej czujności towarzyszył jej od samego przesłuchania, popychając ją na tereny niemalże paranoiczne i sprawiając, że każda napotkana osoba jawiła się w jej oczach jako funkcjonariusz policji antymugolskiej. Nie spała, bojąc się zostawać we własnym mieszkaniu zbyt długo i przenosząc błagalne spojrzenie na Bena za każdym razem, gdy rozległo się pukanie do drzwi, chociaż lęk związany z wychodzeniem na zewnątrz wcale nie był łagodniejszy. Z przezorności unikała jednak miejsc z natury oczywistych, przestając pojawiać się zarówno w siedzibie pogotowia, jak i na dodatkowych dyżurach w Mungu; stan zawieszenia był nie do zniesienia i powoli ją zabijał.
Nie mogła jednak nie robić niczego; wycofanie się z udziału w odsieczy nie wchodziło w grę, dlatego w jeden z ostatnich dni kwietnia zaszyła się w rzadko używanym dziale Biblioteki Londyńskiej, licząc na to, że wśród odrzuconych zbiorów odnajdzie informacje przez innych pominięte. Fakt, że ta część placówki należała do raczej opuszczonych i rzadko uczęszczanych, stanowił dodatkowy plus: wrażenie, że śledzono każdy jej krok i bez przerwy spoglądano na ręce, było zdecydowanie słabsze, pozwalając na względnie swobodne przemieszczanie się wzdłuż wysokich półek. Początkowo przeszukiwała je dosyć pobieżnie, wyciągając pozycje, których tytuły z jakiegoś powodu rzuciły jej się w oko; stosik woluminów składowanych na jednym z blatów rósł szybko i wkrótce Margaux ukryła się bezpiecznie za zbudowaną z książek ścianą, przeglądając je w nadziei na odkrycie czegokolwiek przydatnego. Ponieważ sama nie była do końca pewna, czego właściwie szukała, w jej zasięgu znalazło się dosłownie wszystko – od geograficznych atlasów, przez dzieła historyczne i biografie, aż po zbiory lokalnych legend i opowieści. Wertowała je z niegasnącą nadzieją, z krótkim ołówkiem zaciśniętym w palcach, gotowym do przepisania bądź przerysowania przydatnych skrawków na osobny kawałek pergaminu, napędzana palącą świadomością, że gdzieś tam byli jej przyjaciele. Zwłaszcza myśl o Just sprawiała jej ból niemal fizyczny; za każdym razem, gdy powieki opadały jej sennie, przywoływała z pamięci jasną twarz przyjaciółki i kontynuowała poszukiwania ze zdwojonym zaangażowaniem.
Kiedy była już pewna, że pierwsza partia wybranych przez nią egzemplarzy nie zawierała nic, co mogłaby przeoczyć, postanowiła zmienić taktykę. Poczucie upływającego czasu rozmyło się w jakiejś nieokreślonej czasoprzestrzeni, barwiąc niebo za oknami biblioteki na odcienie głębokiego granatu, ale Margaux nie myślała nawet o powrocie do mieszkania; odłożywszy przeszukane już księgi na bok, znów zaczęła chodzić między długimi regałami, tym razem wyciągając tytuły na chybił trafił. Trzeszczący pod rosnącym ciężarem stolik po raz kolejny się zapełnił, goszcząc bez cienia skargi zarówno grube tomiszcza, jak i cieniutkie książeczki. Wśród pozycji, które z jakiegoś powodu zasłużyły na miano interesujących, znalazły się nawet archiwalne wydania Proroka Codziennego oraz kilku czasopism naukowych, które przeglądała uważnie, skanując tekst i podskakując z ekscytacji za każdym razem, gdy jej wzrok natrafił na słowa krucza, wieża albo Wight, choć takie momenty – niestety – zdarzały się coraz rzadziej; im dłużej siedziała przy stoliku, tym częściej za to przecierała zmęczone powieki, stanowczo odmawiając sobie jednak odpoczynku i powtarzając jak mantrę: może w następnej. Tknięta desperacją, przez moment rozważała nawet poproszenie o pomoc w poszukiwaniach jednego z pracowników biblioteki, ale po krótkim zastanowieniu odrzuciła ten pomysł jako zbyt ryzykowny. Być może odzywała się tutaj jej nowonarodzona paranoja, ale nie chciała, żeby ktokolwiek zaczął patrzeć na nią podejrzanie; a co, jeśli zapytano by ją o powód, dla którego tak bardzo interesowała ją Krucza Wieża? Owiane mgiełką tajemnicy miejsce raczej nie stanowiło częstego celu podróży.
Nie była pewna, w którym momencie litery zaczęły jej się mieszać, a ciasno upakowane linijki zamieniać miejscami, jednak wielogodzinne poszukania wreszcie dały o sobie znać nie tylko tępym bólem w zesztywniałym karku, ale też trudnym do odpędzenia zmęczeniem. Możliwe, że zdarzyło jej się nawet przysnąć nad książkami – gdzieś między rozczytywaniem położenia znajdujących się na wyspie posiadłości, a mało interesującym artykułem o zakończonych porażką planach otworzenia tam hodowli magicznych stworzeń – ale i tak opuściła placówkę dopiero wtedy, gdy cichy głosik niskiej pracownicy biblioteki poinformował ją, że zaraz zamykają. Podziękowała jej grzecznie (starając się opanować nerwową potrzebę sięgnięcia po różdżkę albo schowania się przed jej wzrokiem za najbliższym regałem) i z przeciągłym westchnięciem zebrała ze stolika poczynione notatki. Nie wiedziała, czy było ich wystarczająco wiele, żeby w czymkolwiek im pomóc, ani czy zawarta tam wiedza była przydatna, ale złapała się ulotnej nadziei, że tak; co innego jej pozostało?
| zt (779)
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Dział Ksiąg Nieużywanych
Szybka odpowiedź