Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Parszywy Pasażer
Syreni obraz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Syreni obraz
Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, i smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą nam będzie się śnił... Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover i znów noc w kubryku wśród legend i bajd...
W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...
W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Uniósł brwi i popatrzył na niego szerzej otwartymi oczami, kiedy Tymek wspomniał o choreografii.
- Teraz to dopiero się obawiam tej twojej przyśpiewki. - rzucił, coraz bardziej pewny, że rzeczywiście będą musieli się znacznie, ale to znacznie mocniej wstawić. Mimochodem sięgnął po swoją szklankę, ale szybko przypomniał sobie, że opróżnił ja przed momentem. Wygiął na moment usta w podkówkę, ale i tak postanowił ją wychylić, wypijając roztopiony lód, zmieszany z resztkami alkoholu.
Obserwował jego mały teatrzyk z niekrytym rozbawieniem i szczerym, wyszczerzonym uśmiechem.
- Czekaj, czekaj, czekaj.... posiłek? To wino się koniecznie pije do jedzenia? Ah, to taaaką zależność pominąłem. - wypity alkohol zaczął definitywnie wchodzić w jego drobnym, nie zaprawionym w boju ciele, co przejawiał gestykulując częściej i bardziej zamaszyście. Fakt, że wszystko go bawiło, mógł zrzucić na to, że Lestrange posiadał dokładnie ten typ poczucia humoru i dystansu, który uwielbiał. Z faktem, że już są praktycznie umówieni na kolejną randkę w winiarni (i jeszcze na jazdę konno!) uznał za los przypieczętowany i zupełnie nie miał zamiaru z tym walczyć. Lubił jego towarzystwo. Mógł to stwierdzić bez zająknięcia po tych kilku godzinach, które ze sobą spędzili, nawet jeśli nie wiedział o im zbyt wiele. Nie wszystko na raz, nie?
- Wydaje mi się, że to był dzień. Ale mogę się mylić.. - mógł zrozumieć, dlaczego to tej kary obawiał się najbardziej. Błona pomiędzy palcami nie brzmiała zachęcająco i definitywnie również w Borginie wywołała by niechęć, gdyby dotyczyła jego własnych dłoni. Lubił mieć je czyste i nienaganne; coś, co trudno byłoby osiągnąć w przypadku dłoni-płetw.
Złapał się na tym, że wstrzymał na moment oddech, kiedy towarzysz sięgał po kolejną kartę i..
Czoło przystojnego, młodego pana lorda, pokryło się zielonymi krostami, tak bardzo kontrastującymi z gładką twarzą. Ull przycisnął sobie dłoń do ust, żeby nie roześmiać się nieokrzesanie i przy okazji nie pokazać na niego paluchem, po prostu się mu przyglądając z iskierkami rozbawienia tańcującymi w oczach.
- Hey, nie jest źle. Poczekaj, poprawię. - wyciągnął dłoń, sięgając nią nad stolikiem, prosto w grzywę Tymka. Podjął próbę rozburzenia jego zaczeski tak, by gęste kosmyki spadły na czoło, zakrywając efekt przegranej. Teraz już idiotycznego chichotu nie powstrzymywał, przypominając rozbawionego chochlika.
- Teraz to dopiero się obawiam tej twojej przyśpiewki. - rzucił, coraz bardziej pewny, że rzeczywiście będą musieli się znacznie, ale to znacznie mocniej wstawić. Mimochodem sięgnął po swoją szklankę, ale szybko przypomniał sobie, że opróżnił ja przed momentem. Wygiął na moment usta w podkówkę, ale i tak postanowił ją wychylić, wypijając roztopiony lód, zmieszany z resztkami alkoholu.
Obserwował jego mały teatrzyk z niekrytym rozbawieniem i szczerym, wyszczerzonym uśmiechem.
- Czekaj, czekaj, czekaj.... posiłek? To wino się koniecznie pije do jedzenia? Ah, to taaaką zależność pominąłem. - wypity alkohol zaczął definitywnie wchodzić w jego drobnym, nie zaprawionym w boju ciele, co przejawiał gestykulując częściej i bardziej zamaszyście. Fakt, że wszystko go bawiło, mógł zrzucić na to, że Lestrange posiadał dokładnie ten typ poczucia humoru i dystansu, który uwielbiał. Z faktem, że już są praktycznie umówieni na kolejną randkę w winiarni (i jeszcze na jazdę konno!) uznał za los przypieczętowany i zupełnie nie miał zamiaru z tym walczyć. Lubił jego towarzystwo. Mógł to stwierdzić bez zająknięcia po tych kilku godzinach, które ze sobą spędzili, nawet jeśli nie wiedział o im zbyt wiele. Nie wszystko na raz, nie?
- Wydaje mi się, że to był dzień. Ale mogę się mylić.. - mógł zrozumieć, dlaczego to tej kary obawiał się najbardziej. Błona pomiędzy palcami nie brzmiała zachęcająco i definitywnie również w Borginie wywołała by niechęć, gdyby dotyczyła jego własnych dłoni. Lubił mieć je czyste i nienaganne; coś, co trudno byłoby osiągnąć w przypadku dłoni-płetw.
Złapał się na tym, że wstrzymał na moment oddech, kiedy towarzysz sięgał po kolejną kartę i..
Czoło przystojnego, młodego pana lorda, pokryło się zielonymi krostami, tak bardzo kontrastującymi z gładką twarzą. Ull przycisnął sobie dłoń do ust, żeby nie roześmiać się nieokrzesanie i przy okazji nie pokazać na niego paluchem, po prostu się mu przyglądając z iskierkami rozbawienia tańcującymi w oczach.
- Hey, nie jest źle. Poczekaj, poprawię. - wyciągnął dłoń, sięgając nią nad stolikiem, prosto w grzywę Tymka. Podjął próbę rozburzenia jego zaczeski tak, by gęste kosmyki spadły na czoło, zakrywając efekt przegranej. Teraz już idiotycznego chichotu nie powstrzymywał, przypominając rozbawionego chochlika.
Ostatnio zmieniony przez Ull Borgin dnia 26.08.22 23:14, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Ull Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
-No mówię przecież, że musimy więcej do tego wypić. Ta pieśń musi być odśpiewywana przy pewnym stężeniu alkoholu. Inaczej się nie godzi- oznajmił z pełną powagą. Zresztą wcześniej i tak było się zbyt trzeźwym, żeby ją śpiewać.
-no nie trzeba, ale niektóre smaki dobrze pasują do konkretnych win- nic nie stało na przeszkodzie, żeby pić samo wino, ale o ile było lepsze z odpowiednią przekąską! No nic, może z Borgina będą jeszcze ludzie. No a przynajmniej miał jeszcze szansę wyjść na ludzi.
Timothee również był w coraz lepszym humorze. Alkohol miło mu zaczął szumieć w głowie, a obraz jakby przy krańcach lekko się rozmazywał. Może i to spotkanie nie zaczęło się najszczęśliwiej, ale całkiem mu się podobało jak przebiegało w tym momencie.
-Jak dzień to jeszcze do przeżycia- stwierdził i pociągnął kartę. Ull łatwo mógł wydedukować, że karta nie była dobra po minie Lestrange’a. Wykrzywił się w jakimś grymasie mającym oznaczać dezaprobatę dla wyciągniętej karty. -To miało wyglądać inaczej!- oznajmił i rzucił karty na stół. Swoją drogą teraz już nie trzymał ich z takim obrzydzeniem jak wcześniej. Widać odpowiednia ilość alkoholu już weszła by się odpowiednio znieczulić. -I co?- zapytał patrząc na swoje dłonie. Te wyglądały tak jak wcześniej, więc to nie to. Dopiero po chwili poczuł coś na czole, zanim jednak zdążył przejrzeć się w szkle (co nie byłoby łatwym zadaniem) Ull zdążył sięgnąć przez stół do jego grzywy, by ukryć efekt przegranej w Czarodziejskie Oczko. Timothee, nawet nie uciekł głową slusznie zresztą zakładając, że Ull dużo lepiej widzi co robi. Zielona wysypka nie brzmiała tak źle i w istocie grzywka mogła pomóc. Spod niej zielony kolor byłoby widać znacznie słabiej. Zresztą, w słabym świetle i tak nie było widać. Problem solved.
- Brzmisz jak chochlik Kornwaliski! Przetasuj karty, żądam rewanżu- zarządził wstajac od stolika.
- A ja idę po te karniaki.- oznajmił. Nie mogli siedzieć tak o suchym pysku. Kiedy ruszył w kierunku baru widać było, że trzymał się całkiem nieźle, jego krok może był nieco bardziej zamaszysty niż zazwyczaj, ale dalej prosty. Nie było tragedii, jeszcze. Po chwili Timothee powrócił do stolika z… butelką podejrzanej wódy.–Podobno całkiem niezła, domowa- powiedział do swojego towarzysza z szerokim uśmiechem. Wyglądało na to, że Francuz przywlókł do stolika bimber. Vaya con Dios, panowie. To z pewnością będzie ciekawy wieczór. Timothee nalał sobie i Ullowi do kieliszków. -Santé wykonał krótki toast i wypił od razu. Zaraz też nalał sobie drugi kieliszek i postąpił dokładnie tak samo. Karniak to karniak
-Zaczynam tym razem- oznajmił i pociągnął pierwszą kartę. Poczekał, aż Borgin weźmie swoją i nie czekając sięgnął po kolejną. To dopiero od trzeciej zaczynała się cała zabawa. No chyba, że ktoś miał pecha i trafił na dwa asy.
-no nie trzeba, ale niektóre smaki dobrze pasują do konkretnych win- nic nie stało na przeszkodzie, żeby pić samo wino, ale o ile było lepsze z odpowiednią przekąską! No nic, może z Borgina będą jeszcze ludzie. No a przynajmniej miał jeszcze szansę wyjść na ludzi.
Timothee również był w coraz lepszym humorze. Alkohol miło mu zaczął szumieć w głowie, a obraz jakby przy krańcach lekko się rozmazywał. Może i to spotkanie nie zaczęło się najszczęśliwiej, ale całkiem mu się podobało jak przebiegało w tym momencie.
-Jak dzień to jeszcze do przeżycia- stwierdził i pociągnął kartę. Ull łatwo mógł wydedukować, że karta nie była dobra po minie Lestrange’a. Wykrzywił się w jakimś grymasie mającym oznaczać dezaprobatę dla wyciągniętej karty. -To miało wyglądać inaczej!- oznajmił i rzucił karty na stół. Swoją drogą teraz już nie trzymał ich z takim obrzydzeniem jak wcześniej. Widać odpowiednia ilość alkoholu już weszła by się odpowiednio znieczulić. -I co?- zapytał patrząc na swoje dłonie. Te wyglądały tak jak wcześniej, więc to nie to. Dopiero po chwili poczuł coś na czole, zanim jednak zdążył przejrzeć się w szkle (co nie byłoby łatwym zadaniem) Ull zdążył sięgnąć przez stół do jego grzywy, by ukryć efekt przegranej w Czarodziejskie Oczko. Timothee, nawet nie uciekł głową slusznie zresztą zakładając, że Ull dużo lepiej widzi co robi. Zielona wysypka nie brzmiała tak źle i w istocie grzywka mogła pomóc. Spod niej zielony kolor byłoby widać znacznie słabiej. Zresztą, w słabym świetle i tak nie było widać. Problem solved.
- Brzmisz jak chochlik Kornwaliski! Przetasuj karty, żądam rewanżu- zarządził wstajac od stolika.
- A ja idę po te karniaki.- oznajmił. Nie mogli siedzieć tak o suchym pysku. Kiedy ruszył w kierunku baru widać było, że trzymał się całkiem nieźle, jego krok może był nieco bardziej zamaszysty niż zazwyczaj, ale dalej prosty. Nie było tragedii, jeszcze. Po chwili Timothee powrócił do stolika z… butelką podejrzanej wódy.–Podobno całkiem niezła, domowa- powiedział do swojego towarzysza z szerokim uśmiechem. Wyglądało na to, że Francuz przywlókł do stolika bimber. Vaya con Dios, panowie. To z pewnością będzie ciekawy wieczór. Timothee nalał sobie i Ullowi do kieliszków. -Santé wykonał krótki toast i wypił od razu. Zaraz też nalał sobie drugi kieliszek i postąpił dokładnie tak samo. Karniak to karniak
-Zaczynam tym razem- oznajmił i pociągnął pierwszą kartę. Poczekał, aż Borgin weźmie swoją i nie czekając sięgnął po kolejną. To dopiero od trzeciej zaczynała się cała zabawa. No chyba, że ktoś miał pecha i trafił na dwa asy.
Ostatnio zmieniony przez Timothee Lestrange dnia 26.08.22 23:25, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Timothee Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6, 3
'k6' : 6, 3
Zgodził się tylko z powagą pijackiej pieśni gorliwym przytaknięciem, jakby to była najbardziej oczywista prawda z prawd, już dawno poddając się w swoich próbach maskowania rozbawienia. Alkohol wjechał, krążył radośnie w żyłach, buzował w głowie i wywoływał ogólną beztroskę i wesołość; gdyby Ull mógł się bardziej skupić, pewnie stwierdziłby, że ten stan podoba mu się nieco bardziej niż powinien. Postanowił zapamiętać, żeby raczyć się napojami z prądem odrobinę częściej, skoro wprawiały go w tak szampański nastrój i zamiatały w kąt codzienne smutki.
- Słyszałem tylko o serach... Czekaj, to wy robicie sery, czy wy robicie wina do serów, które robią ludzie z jakiegoś innego państwa? Brzmi.. Skomplikowanie. - zmarszczył lekko brwi, próbując złapać uciekającą myśl i odnosząc w tym sromotną porażkę. Niby pierwsze, co przyszło mu do głowy, to rzeczywiście było połączenie wino i sery, ale z drugiej strony szwajcarskie sery brzmiały dumnie gdzieś obok, zakłócając mocno spójność tej wizji. Pokręcił głową, tym samym próbując odpędzić nachalne myśli o serze, sprawiające, że robił się głodny.
- Myślisz, że maja tu coś do jedzenia? Zjadłbym.. tosta. - to był już czas na gastro? Szybko mu poszło. Mimochodem rozglądnął się po stolikach wokół, potem wysilił wzrok w stronę baru, jakby to miało pomóc mu ustalić, czy sprzedawali jedzonko. Wyraźnie zdążył zapomnieć o ich zgodnej niechęci do schludności lokalu.
Na komentarz chłopaka, porównujący blondyna do Kornwalijskiego Chochlika, ten roześmiał się nawet bardziej. No ubaw po pachy.
- Chochliki są całkiem słodkie, dzięki. - rzucił wdzięcznie, udając, że zarzuca długie włosy na ramię. Nie miał długich włosów. To były wyimaginowane włosy. Tak czy siak, przyglądnął się swojej stylistycznej robocie i stwierdził, że wygląda to całkiem dobrze; nie zdziwił się właściwie, w końcu ładnemu we wszystkim ładnie, nie?
- Yes, sir! - wyraźnie młody lord miał duszę hazardzisty i był skłonny zaryzykować kolejną przegraną. Ullowi w to graj. Kręcąc z pobłażaniem głową, zebrał karty, tasując dość chaotycznie, ale liczyło się bardziej to, że porządnie, tak? No tak.
Wytrzeszczył lekko oczy na butelkę którą przyniósł; po pierwsze była to butelka, po drugie, instynkt podpowiadał mu, że wszystko, co robione domowo w tym konkretnym pubie musiało być.. zabójcze.
- Ty naprawdę chcesz, żebym niósł cię do domu, co? - mógłby być problem. Byli podobnego wzrostu, do tego Tim wydawał mu się znacznie lepiej zbudowany, a przez to na pewno cięższy, zwłaszcza jeśli doprowadziłby się do stanu, w którym trzeba go ciągnąć za fraki. Koniec końców, Borgin stwierdził, że najwyżej zaimprowizuje jakieś taczki, albo ściągnie koszule i będzie go na niej ciągnąć. Niemalże rycersko, nie? Tym razem toast przyjął krótkim "aye", wychylając zaraz później zawartość swojego kieliszka. Bimber wchodził gładko i podejrzanie nie gryzł aż tak.. Pewnie miał kopnąć z opóźnieniem.
- Dobra, zobaczymy co tam wytasowałem... - klepnął się obiema dłońmi w rozgrzane alkoholem policzki, idiotycznie rumiane w porównaniu z bladą twarzą, zanim przyjął minę gracza, marszcząc brwi, skupiając się, jakby to miało w czymś pomóc. To nie szachy. To głupie szczęście.
- Słyszałem tylko o serach... Czekaj, to wy robicie sery, czy wy robicie wina do serów, które robią ludzie z jakiegoś innego państwa? Brzmi.. Skomplikowanie. - zmarszczył lekko brwi, próbując złapać uciekającą myśl i odnosząc w tym sromotną porażkę. Niby pierwsze, co przyszło mu do głowy, to rzeczywiście było połączenie wino i sery, ale z drugiej strony szwajcarskie sery brzmiały dumnie gdzieś obok, zakłócając mocno spójność tej wizji. Pokręcił głową, tym samym próbując odpędzić nachalne myśli o serze, sprawiające, że robił się głodny.
- Myślisz, że maja tu coś do jedzenia? Zjadłbym.. tosta. - to był już czas na gastro? Szybko mu poszło. Mimochodem rozglądnął się po stolikach wokół, potem wysilił wzrok w stronę baru, jakby to miało pomóc mu ustalić, czy sprzedawali jedzonko. Wyraźnie zdążył zapomnieć o ich zgodnej niechęci do schludności lokalu.
Na komentarz chłopaka, porównujący blondyna do Kornwalijskiego Chochlika, ten roześmiał się nawet bardziej. No ubaw po pachy.
- Chochliki są całkiem słodkie, dzięki. - rzucił wdzięcznie, udając, że zarzuca długie włosy na ramię. Nie miał długich włosów. To były wyimaginowane włosy. Tak czy siak, przyglądnął się swojej stylistycznej robocie i stwierdził, że wygląda to całkiem dobrze; nie zdziwił się właściwie, w końcu ładnemu we wszystkim ładnie, nie?
- Yes, sir! - wyraźnie młody lord miał duszę hazardzisty i był skłonny zaryzykować kolejną przegraną. Ullowi w to graj. Kręcąc z pobłażaniem głową, zebrał karty, tasując dość chaotycznie, ale liczyło się bardziej to, że porządnie, tak? No tak.
Wytrzeszczył lekko oczy na butelkę którą przyniósł; po pierwsze była to butelka, po drugie, instynkt podpowiadał mu, że wszystko, co robione domowo w tym konkretnym pubie musiało być.. zabójcze.
- Ty naprawdę chcesz, żebym niósł cię do domu, co? - mógłby być problem. Byli podobnego wzrostu, do tego Tim wydawał mu się znacznie lepiej zbudowany, a przez to na pewno cięższy, zwłaszcza jeśli doprowadziłby się do stanu, w którym trzeba go ciągnąć za fraki. Koniec końców, Borgin stwierdził, że najwyżej zaimprowizuje jakieś taczki, albo ściągnie koszule i będzie go na niej ciągnąć. Niemalże rycersko, nie? Tym razem toast przyjął krótkim "aye", wychylając zaraz później zawartość swojego kieliszka. Bimber wchodził gładko i podejrzanie nie gryzł aż tak.. Pewnie miał kopnąć z opóźnieniem.
- Dobra, zobaczymy co tam wytasowałem... - klepnął się obiema dłońmi w rozgrzane alkoholem policzki, idiotycznie rumiane w porównaniu z bladą twarzą, zanim przyjął minę gracza, marszcząc brwi, skupiając się, jakby to miało w czymś pomóc. To nie szachy. To głupie szczęście.
The member 'Ull Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5, 4
'k6' : 5, 4
Zmarszczył brwi gdy im temat zszedł na sery. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć o co w ogóle się rozchodzi.
-No robimy i sery i wino. Inne kraje też robią, ale nasze wina są najlepsze. Mówię Ci, nie ma lepszych! Sery… to już różnie, chyba zależy jaki rodzaj. Włosi i Szwajcarzy mają niezłe. – o ile z winami wygrywał w nim zdecydowanie patriotyzm tak do serów dopuszczał jeszcze jakąś konkurencję. Chociaż z tym, że francuskie wina są najlepsze na pewno nie zgodziliby się Włosi. Zamrugał kiedy Ull wspomniał o jedzeniu. On chciał tutaj jeść? Odważnie.
-No… ja myślę, że może te twoje tosty by się znalazły, ale ja nie będę ryzykować- oznajmił po chwili namysłu. Nie, nie był jeszcze aż tak zdesperowany.
-Słodkie?- powtórzył i popatrzył na blondyna nieco zaniepokojony. Może ten alkohol mu źle wszedł? Jakoś nigdy te stworzenia nie skojarzyły mu się ze słowem „słodkie”. Wredne, owszem.
-Gdzie ty widziałeś słodkiego chochlika? – zapytał. W sumie może jest jakiś inny gatunek czy coś i faktycznie nie wygląda tak paskudnie?
-Oj tam nie panikuj, dam sobie radę- zapewnił chyba trochę na wyrost. Na razie jeszcze się trzymał, ale czy tak dalej będzie po karniakach i kolejnych kolejkach? -Najwyżej mnie poturlasz albo co…- wzruszył ramionami. Widać zdrowy rozsądek już dawno się z Tymkiem pożegnał, a ten wyszedł z założenia, że będzie się martwił kłopotami jak te wystąpią, a nie na zapas. Proste. Dwa karniaki weszły całkiem gładko, aż Timothee był zaskoczony po niedawnej drapiącej wódce. Mogli od razu wziąć tę butelkę i się nie męczyć innymi wynalazkami.
-Ech, zdecydowanie lepiej Ci karty idą- westchnął patrząc na karty Borgina a potem na swoje. Jego przeciwnik na razie był bezpieczny przed przekroczeniem 21 punktów, czego nie mógł powiedzieć o sobie.
-Wiesz co… wygrany też powinien wypić karniaki- jak wpadł na ten genialny pomysł, sam nie wiedział, ale w tym konkretnym momencie wydawał mu się genialny! No bo przecież ten kto wygrał nie może mieć tak dobrze, co nie? Że tak bez magicznej kary i jeszcze pijąc swoim tempem. Nie, nie,nie. Trzeba było to zmienić.
-No dobra, zobaczmy co tam na mnie czeka- westchnął i pociągnął kolejną kartę.
-No robimy i sery i wino. Inne kraje też robią, ale nasze wina są najlepsze. Mówię Ci, nie ma lepszych! Sery… to już różnie, chyba zależy jaki rodzaj. Włosi i Szwajcarzy mają niezłe. – o ile z winami wygrywał w nim zdecydowanie patriotyzm tak do serów dopuszczał jeszcze jakąś konkurencję. Chociaż z tym, że francuskie wina są najlepsze na pewno nie zgodziliby się Włosi. Zamrugał kiedy Ull wspomniał o jedzeniu. On chciał tutaj jeść? Odważnie.
-No… ja myślę, że może te twoje tosty by się znalazły, ale ja nie będę ryzykować- oznajmił po chwili namysłu. Nie, nie był jeszcze aż tak zdesperowany.
-Słodkie?- powtórzył i popatrzył na blondyna nieco zaniepokojony. Może ten alkohol mu źle wszedł? Jakoś nigdy te stworzenia nie skojarzyły mu się ze słowem „słodkie”. Wredne, owszem.
-Gdzie ty widziałeś słodkiego chochlika? – zapytał. W sumie może jest jakiś inny gatunek czy coś i faktycznie nie wygląda tak paskudnie?
-Oj tam nie panikuj, dam sobie radę- zapewnił chyba trochę na wyrost. Na razie jeszcze się trzymał, ale czy tak dalej będzie po karniakach i kolejnych kolejkach? -Najwyżej mnie poturlasz albo co…- wzruszył ramionami. Widać zdrowy rozsądek już dawno się z Tymkiem pożegnał, a ten wyszedł z założenia, że będzie się martwił kłopotami jak te wystąpią, a nie na zapas. Proste. Dwa karniaki weszły całkiem gładko, aż Timothee był zaskoczony po niedawnej drapiącej wódce. Mogli od razu wziąć tę butelkę i się nie męczyć innymi wynalazkami.
-Ech, zdecydowanie lepiej Ci karty idą- westchnął patrząc na karty Borgina a potem na swoje. Jego przeciwnik na razie był bezpieczny przed przekroczeniem 21 punktów, czego nie mógł powiedzieć o sobie.
-Wiesz co… wygrany też powinien wypić karniaki- jak wpadł na ten genialny pomysł, sam nie wiedział, ale w tym konkretnym momencie wydawał mu się genialny! No bo przecież ten kto wygrał nie może mieć tak dobrze, co nie? Że tak bez magicznej kary i jeszcze pijąc swoim tempem. Nie, nie,nie. Trzeba było to zmienić.
-No dobra, zobaczmy co tam na mnie czeka- westchnął i pociągnął kolejną kartę.
The member 'Timothee Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Proste! Logiczne. Alkohol, karty, wino i.. sery. Jak sery, to tosty. Wychodziło na to, że świadomość Ulla weszła w tryb bardzo prostolinijny, mało zawiły i raczej łatwy do przewidzenia; a przynajmniej jemu się taki właśnie wydawał. Bawiło go tak czy siak niesamowicie zagubienie, które dostrzegał w jasnych oczach kompana.
- Hvaa? Włoskie? Jakie to są włoskie sery, czekaj. - norweskie wstawki nie były niczym dla niego nowym, prawda, ale miał wrażenie, że teraz pójdzie z górki i ani się oglądnie, a będzie zmieniał języki jak za sprawą magicznego pstryczka. Dobrze, że znał tylko dwa. Przyglądnął mu się tak, jakby oprócz tej wysypki na czole, wyrosła mu druga głowa.
- ...Mówimy o tych samych chochlikach? Oczywiście, że są słodkie. Czekaj, no. - rozglądnął się po stole szukając jakiejś chusteczki albo czegoś, co papier przynajmniej przyglądało.. Ale to nie był lokal tego typu. Zmarszczył brwi, zaraz wzruszając ramionami, z kieszeni wynajdując.. Kawałek węgla. Mały, skruszony, ale właśnie takie znaleziska sprawiały, że nie posiadał w swojej garderobie ani jednej pary jasnych spodni. Nawet jeansom mówił stanowcze nie. - Są małe. I chyba trochę puchate, nie? Albo takie się wydają.. I mają duże głowy. I oczy. Nie? - w miarę mówienia, bazgrał na stole bardzo prosty szkic chochlika w swojej wyobraźni, który nijak pewnie tego prawdziwego nie przypominał. To były lata, odkąd miał z tymi stworkami do czynienia i zapamiętał je głownie z tego, że ciągnęły go za przydługie wtedy włosy. A i to, że baźgrał po stole? Meh. To odmalowane już kila razy drewno wyraźnie widziało gorsze rzeczy, niż węgiel.
Skomentował to turlanie jedyne pobłażliwym śmiechem, bo i tego raczej sobie nie wyobrażał. Wyraźnie Tim nie miał styczności jeszcze z nawalonymi w trzy dupy ludźmi i nie wiedział jak ciężko było nimi operować. Niby mięciutcy, ale sztywni, niby ciężcy jak cholera, ale czasami przemieszczający się zdecydowanie zbyt prędko. To nigdy nie było takie proste.
- Głupi ma zawsze szczęście. - odpowiedział pogodnie, a na jego propozycje z karniakami dla obu stron, niewiele myśląc, zanim jeszcze wyciągnął kartę, złapał za butelkę. Przysunął sobie oba kieliszki, nalał szczodrze, wyszczerzył się do młodego lorda szeroko, zadziornie, po raz kolejny przypominając chochlika; zanim złapał oba kieliszki i wychylił jeden za drugim. Miał wypić jeden czy dwa? Nie ważne! Odstawił je z mocą na miejsce, odetchnął i dopiero wtedy pociągnął swoją kartę.
- Co tam dla mnie masz~ - rzucił śpiewnie, mimo swoich wcześniejszych zapewnień, że on nie śpiewa. Bo nie śpiewał. Zazwyczaj. Czasami mu się zdarzało, w końcu muzyka była super, nie?
- Hvaa? Włoskie? Jakie to są włoskie sery, czekaj. - norweskie wstawki nie były niczym dla niego nowym, prawda, ale miał wrażenie, że teraz pójdzie z górki i ani się oglądnie, a będzie zmieniał języki jak za sprawą magicznego pstryczka. Dobrze, że znał tylko dwa. Przyglądnął mu się tak, jakby oprócz tej wysypki na czole, wyrosła mu druga głowa.
- ...Mówimy o tych samych chochlikach? Oczywiście, że są słodkie. Czekaj, no. - rozglądnął się po stole szukając jakiejś chusteczki albo czegoś, co papier przynajmniej przyglądało.. Ale to nie był lokal tego typu. Zmarszczył brwi, zaraz wzruszając ramionami, z kieszeni wynajdując.. Kawałek węgla. Mały, skruszony, ale właśnie takie znaleziska sprawiały, że nie posiadał w swojej garderobie ani jednej pary jasnych spodni. Nawet jeansom mówił stanowcze nie. - Są małe. I chyba trochę puchate, nie? Albo takie się wydają.. I mają duże głowy. I oczy. Nie? - w miarę mówienia, bazgrał na stole bardzo prosty szkic chochlika w swojej wyobraźni, który nijak pewnie tego prawdziwego nie przypominał. To były lata, odkąd miał z tymi stworkami do czynienia i zapamiętał je głownie z tego, że ciągnęły go za przydługie wtedy włosy. A i to, że baźgrał po stole? Meh. To odmalowane już kila razy drewno wyraźnie widziało gorsze rzeczy, niż węgiel.
Skomentował to turlanie jedyne pobłażliwym śmiechem, bo i tego raczej sobie nie wyobrażał. Wyraźnie Tim nie miał styczności jeszcze z nawalonymi w trzy dupy ludźmi i nie wiedział jak ciężko było nimi operować. Niby mięciutcy, ale sztywni, niby ciężcy jak cholera, ale czasami przemieszczający się zdecydowanie zbyt prędko. To nigdy nie było takie proste.
- Głupi ma zawsze szczęście. - odpowiedział pogodnie, a na jego propozycje z karniakami dla obu stron, niewiele myśląc, zanim jeszcze wyciągnął kartę, złapał za butelkę. Przysunął sobie oba kieliszki, nalał szczodrze, wyszczerzył się do młodego lorda szeroko, zadziornie, po raz kolejny przypominając chochlika; zanim złapał oba kieliszki i wychylił jeden za drugim. Miał wypić jeden czy dwa? Nie ważne! Odstawił je z mocą na miejsce, odetchnął i dopiero wtedy pociągnął swoją kartę.
- Co tam dla mnie masz~ - rzucił śpiewnie, mimo swoich wcześniejszych zapewnień, że on nie śpiewa. Bo nie śpiewał. Zazwyczaj. Czasami mu się zdarzało, w końcu muzyka była super, nie?
The member 'Ull Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 2
'k6' : 2
Timothee spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-No jak to nie wiesz jakie sery są włoskie. Parmezan na przykład, albo taka mozzarella to włoskie wynalazki- poszerzył horyzonty kolegi. -A wy tu w Anglii macie na przykład Cheddara. – dodał jeszcze, bo kto wie może Ull nie wiedział, że Brytyjczycy mają taki znany ser. Niech wie i będzie dumny z bycia ojczyzną cheddara! Możliwe, że Lestrange jeszcze coś by na temat tego wyrobu ciekawego powiedział, no ale zeszło na chochliki.
-Jak to słodkie. Pas possible!- widać i jemu zaczęły wchodzić wtręty z ojczystego języka. Nic zresztą dziwnego, trochę już w siebie wlali. Tymek w skupieniu obserwował powstawanie rysunku rzeczonego chochlika i z każdą kreską miał coraz większe oczy.
-Ty czekaj… to takie łyse brzydkie to co to było jak nie chochlik?- zapytał. Nie żeby w szkole był nienajgorszy z ONMS, widać po alkoholu cała wiedza z tego zakresu postanowiła się schować. No albo wypaliło mu już część szarych komórek. To na pewno po tej całej Krwawej Mary. Na bank to było to. W każdym razie jeśli Ull miał rację to te chochliki wcale nie były takie paskudne. Mogły nawet uchodzić za urocze, o ile nie byłyby takie wredne.
Tutaj Ull miał rację. Do tej pory Timothee nie miał zbyt dużego doświadczenia z nawalonymi ludźmi, a jak się kiedyś coś trafiło, to delikwent raczej był drobnej postury i chłopak nie miał problemu by takowego gdzieś zaciągnąć. Cóż, nowy kraj, nowe doświadczenia, co nie?
-Nie żeby coś, ale na głupiego nie wyglądasz, więc to szczęście czy nie przysługuje- zawyrokował, po czym musiał zmienić tę opinię. Tymek wcale nie chciał, żeby nadrabiał tamte karniaki, no ale… skoro sam się za nie zabrał to nie będzie mu kieliszka z rąk wyrywał. Na zdrowie!
-Oddawaj, nie przyzwyczajaj się- burknął przyciągając swój kieliszek z powrotem do siebie jakby to był jakiś skarb, a nie lekko przybrudzone, chociaż już na pewno zdezynfekowane szkło. -Ten jest mój- oznajmił. Na razie jednak nie nalewał sobie i kompanowi. Kto wie jaką kartę zaraz pociągnie. -Jak to mówią, do odważnych świat należy-powiedział i odsłonił kartę. Niby mógłby spasować, ale wtedy kto wie co by podeszło Ullowi? A może w tym rozdaniu dopisze mu szczęście i teraz wylosuje dobrą kartę? Oby tak było.
-No jak to nie wiesz jakie sery są włoskie. Parmezan na przykład, albo taka mozzarella to włoskie wynalazki- poszerzył horyzonty kolegi. -A wy tu w Anglii macie na przykład Cheddara. – dodał jeszcze, bo kto wie może Ull nie wiedział, że Brytyjczycy mają taki znany ser. Niech wie i będzie dumny z bycia ojczyzną cheddara! Możliwe, że Lestrange jeszcze coś by na temat tego wyrobu ciekawego powiedział, no ale zeszło na chochliki.
-Jak to słodkie. Pas possible!- widać i jemu zaczęły wchodzić wtręty z ojczystego języka. Nic zresztą dziwnego, trochę już w siebie wlali. Tymek w skupieniu obserwował powstawanie rysunku rzeczonego chochlika i z każdą kreską miał coraz większe oczy.
-Ty czekaj… to takie łyse brzydkie to co to było jak nie chochlik?- zapytał. Nie żeby w szkole był nienajgorszy z ONMS, widać po alkoholu cała wiedza z tego zakresu postanowiła się schować. No albo wypaliło mu już część szarych komórek. To na pewno po tej całej Krwawej Mary. Na bank to było to. W każdym razie jeśli Ull miał rację to te chochliki wcale nie były takie paskudne. Mogły nawet uchodzić za urocze, o ile nie byłyby takie wredne.
Tutaj Ull miał rację. Do tej pory Timothee nie miał zbyt dużego doświadczenia z nawalonymi ludźmi, a jak się kiedyś coś trafiło, to delikwent raczej był drobnej postury i chłopak nie miał problemu by takowego gdzieś zaciągnąć. Cóż, nowy kraj, nowe doświadczenia, co nie?
-Nie żeby coś, ale na głupiego nie wyglądasz, więc to szczęście czy nie przysługuje- zawyrokował, po czym musiał zmienić tę opinię. Tymek wcale nie chciał, żeby nadrabiał tamte karniaki, no ale… skoro sam się za nie zabrał to nie będzie mu kieliszka z rąk wyrywał. Na zdrowie!
-Oddawaj, nie przyzwyczajaj się- burknął przyciągając swój kieliszek z powrotem do siebie jakby to był jakiś skarb, a nie lekko przybrudzone, chociaż już na pewno zdezynfekowane szkło. -Ten jest mój- oznajmił. Na razie jednak nie nalewał sobie i kompanowi. Kto wie jaką kartę zaraz pociągnie. -Jak to mówią, do odważnych świat należy-powiedział i odsłonił kartę. Niby mógłby spasować, ale wtedy kto wie co by podeszło Ullowi? A może w tym rozdaniu dopisze mu szczęście i teraz wylosuje dobrą kartę? Oby tak było.
The member 'Timothee Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 3
'k6' : 3
Jak się tu znaleźli? Nie miał pojęcia. Dlaczego słuchał z taką uwagą, lekko rozchylonymi wargami i szeroko otwartymi oczami wywodu o serach? Tak, o tym zdecydowanie nie miał pojęcia. Może był w tym momencie swojej podróży przez upojenie alkoholowe, w którym cokolwiek ładny człowiek do niego mówił, wydawało się diabelnie interesujące. Tymek był zdecydowanie ładnym człowiekiem, więc nawet mówiąc o serach brzmiał w tym momencie mądrze i jak ktoś, kogo Ull chciał słuchać. Proste!
- Taki ze mnie anglik, jak z ciebie hiszpan. - rzucił, lekko oburzony, mimo że właściwie Lestrange się nie mylił. W teorii blondyn urodził się na angielskiej ziemi i pomimo korzeni z północy, norweska krew już dawno się przerzedziła.. To nie miało znaczenia. Koniec końców, ewentualnie mógłby się zgodzić na nazwanie się anglo-norwegiem. Nie było czegoś takiego. To też nie miało znaczenia, on właśnie to wymyślił.
- Łyse, brzydkie..? - zawiesił węgielek nad blatem, podnosząc na niego pytające spojrzenie. Przez moment wyraźnie głęboko się zastanawiał, marszcząc brwi, w głowie przeszukując katalog ze znanymi sobie stworzeniami, które były łyse i brzydkie. Troll na pewno należał do brzydkich, ale z chochlikiem by takiego wielkiego śmierdziela raczej nie pomylił...
- Że.. Gnomy ogrodowe może? Albo po prostu, gnomy? Te z wywaloną dolną szczęką do przodu? Wyglądające trochę jak.. Ziemniak? - gdzieś po drodze wypuścił z palców węgiel, który stoczył się z blatu i poleciał gdzieś w pizdu. Nie istotne, już i tak wiele pożytku by z niego nie było. Blondyn nie omieszkał dłońmi rysować przy swojej twarzy te elementy wyglądu o których mówił, tak żeby towarzyszowi było łatwiej sobie wyobrazić. Oprócz gnomów nie przychodziło mu, szczerze, nic innego do głowy.
Postanowił się z nim nie kłócić w temacie swojej inteligencji czy jej braku, uważając to za bezcelowe. Wykonał tylko gest nadgarstkiem, w bardzo przerysowany, teatralny sposób, coś, przy czym powinien był powiedzieć "oh, stop it, you". Tak, uznał to za komplement, bo skoro nie był głupi, to w takim razie był mądry, nie? Nie. Wcale nie był. Potwierdził to z resztą kradnąc Tymkowi kieliszek i wychylając oba na raz. Wykrzywił usta w podkówkę, kiedy kielonek został mu odebrany.
- Hyy... O jaki fart. - szli łeb w łeb, Ull był przekonany, że młody lord znów przegra, a tu.. niespodzianka! Może jednak wygra ten swój rewanż? Wziął głębszy oddech, w ramach przygotowania, zanim sięgnął po kolejną kartę. Przeciwieństwie do bruneta, położył ją na stole od razu, prostując się jak struna, jakby to miało mu w czymś pomóc, jeśli rzeczywiście by przegrał. Here goes..
- Taki ze mnie anglik, jak z ciebie hiszpan. - rzucił, lekko oburzony, mimo że właściwie Lestrange się nie mylił. W teorii blondyn urodził się na angielskiej ziemi i pomimo korzeni z północy, norweska krew już dawno się przerzedziła.. To nie miało znaczenia. Koniec końców, ewentualnie mógłby się zgodzić na nazwanie się anglo-norwegiem. Nie było czegoś takiego. To też nie miało znaczenia, on właśnie to wymyślił.
- Łyse, brzydkie..? - zawiesił węgielek nad blatem, podnosząc na niego pytające spojrzenie. Przez moment wyraźnie głęboko się zastanawiał, marszcząc brwi, w głowie przeszukując katalog ze znanymi sobie stworzeniami, które były łyse i brzydkie. Troll na pewno należał do brzydkich, ale z chochlikiem by takiego wielkiego śmierdziela raczej nie pomylił...
- Że.. Gnomy ogrodowe może? Albo po prostu, gnomy? Te z wywaloną dolną szczęką do przodu? Wyglądające trochę jak.. Ziemniak? - gdzieś po drodze wypuścił z palców węgiel, który stoczył się z blatu i poleciał gdzieś w pizdu. Nie istotne, już i tak wiele pożytku by z niego nie było. Blondyn nie omieszkał dłońmi rysować przy swojej twarzy te elementy wyglądu o których mówił, tak żeby towarzyszowi było łatwiej sobie wyobrazić. Oprócz gnomów nie przychodziło mu, szczerze, nic innego do głowy.
Postanowił się z nim nie kłócić w temacie swojej inteligencji czy jej braku, uważając to za bezcelowe. Wykonał tylko gest nadgarstkiem, w bardzo przerysowany, teatralny sposób, coś, przy czym powinien był powiedzieć "oh, stop it, you". Tak, uznał to za komplement, bo skoro nie był głupi, to w takim razie był mądry, nie? Nie. Wcale nie był. Potwierdził to z resztą kradnąc Tymkowi kieliszek i wychylając oba na raz. Wykrzywił usta w podkówkę, kiedy kielonek został mu odebrany.
- Hyy... O jaki fart. - szli łeb w łeb, Ull był przekonany, że młody lord znów przegra, a tu.. niespodzianka! Może jednak wygra ten swój rewanż? Wziął głębszy oddech, w ramach przygotowania, zanim sięgnął po kolejną kartę. Przeciwieństwie do bruneta, położył ją na stole od razu, prostując się jak struna, jakby to miało mu w czymś pomóc, jeśli rzeczywiście by przegrał. Here goes..
The member 'Ull Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Zerknął z ukosa na Ulka, gdy ten porównał go do Hiszpana. To jeszcze nie tak źle, za Włocha mógłby się obrazić, o. Mimo wszystko Timothee był dumny z bycia Francuzem, co może nie było najlepszą rzeczą pod słońcem kiedy mieszkało się w Wielkiej Brytanii. Swoją drogą ciekawiło go czy jego kuzyni z Wyspy Wight mieli takie same przemyślenia na temat swojej narodowości co Ull. Czy też czuli się bardziej Francuzami niż anglikami mimo, że urodzili się na Wyspach? Jak dobrze, że on sam nie musiał mieć takich rozterek.
-Wy Norwedzy macie produkt seropodobny, który nazywacie serem- powiedział nieco obruszony. -Nie wiem kto nazwał ten wasz Brunost serem- mruknął. Jakoś kiedyś miał okazję tego spróbować, pewnie przy okazji jednego z koncertów swojego ojca. Nie był zły, ale… no serem by go nie nazwał.
-O no! Gnomy! Faktycznie wyglądają jak ziemniak- ożywił się kiedy Ull o nich wspomniał. Może mu się po prostu nazwy pomieszały. Jakby nie było do tej pory ONMS miał po francusku.
Usta w podkówkę nie zrobiły na Tymku wrażenia. Kieliszek był jego i już. Nie będzie przecież walić prosto z gwinta. Bądźmy cywilizowani. W międzyczasie, kiedy Ull zajął się wyciąganiem swojej karty Lestrange z powrotem napełnił kieliszki. Widać jeśli obaj mieli wcześniej jakieś opory przed szybkim tempem picia… teraz nie mieli już żadnych.
-HA! Jednak jest sprawiedliwość na tym świecie- oznajmił widząc jak to tym razem Ull wyciągał przegrywającą kartę. Teraz jak mieli remis Timothee nie czuł potrzeby domagania się rewanżu, bo i po co.
-No to raz!- podniósł kieliszek i poczekał aż jego kompan zrobi to samo. I dwa- szybciutko polał ponownie by obaj mogli wypić drugiego karniaka. Chociaż czy to karniak w takim wypadku?
-E, nie jest tak źle- skwitował karę jaką dostał za przegraną Ull. Mogli z tym żyć, szczególnie, że musieli się męczyć tylko dzień. Francuzowi już coraz bardziej zaczęło szumieć w głowie. Nalał jeszcze po kieliszku… i przystąpił do brawurowego odśpiewania francuskiej piosenki pijackiej.
-Rób to co ja. – zastrzegł wcześniej
-Ami Ull, lève ton verre- zaczął chociaż bardziej to brzmiało jak darcie ryjka niż śpiew. No ale ciężko o jakąkolwiek intonację bo wlanym w siebie alkoholu i próbie przekrzyczenia marynarzy drących się na kilka głosów, co było wyczynem, bo Tymek dałby sobie rękę uciąć, że było ich trzech a słyszał z sześciu. Równocześnie podniósł kieliszek w górę.
- Et surtout, ne le renverse pas!- kontunuował - Et porte-le du frontibus- kieliszek powędrował do czoła. - au nasibus- tym razem do nosa… i w sumie darował sobie dalsze możliwe opcje, głównie dlatego, że sam ryzykował wylaniem alkoholu, a to się nie godziło.
- Et glou, et glou, et glou- dał Ulkowi znak, że to moment w którym trzeba wypić zawartość szkła. Sam zresztą uczynił to samo
- Il est des nôtres! Il a bu son verre comme les autres. C’est un ivrogne Ça se voit rien qu’à sa trogne. – wyszczerzył się kończąc. Przy okazji starczyło mu na tyle instynktu samozachowawczego, żeby stwierdzić, iż tych paru marynarzy obok zaczęło mu się dziwnie przyglądać.
-Wiesz co… chyba nie przepadają tutaj za francuskim. Bierz butelkę i kieliszki i spadamy. Trzeba zmienić lokal- zarządził. Ciekawe jak zgrabnie się wyturlają.
|rzucam na karę dla Ulka
-Wy Norwedzy macie produkt seropodobny, który nazywacie serem- powiedział nieco obruszony. -Nie wiem kto nazwał ten wasz Brunost serem- mruknął. Jakoś kiedyś miał okazję tego spróbować, pewnie przy okazji jednego z koncertów swojego ojca. Nie był zły, ale… no serem by go nie nazwał.
-O no! Gnomy! Faktycznie wyglądają jak ziemniak- ożywił się kiedy Ull o nich wspomniał. Może mu się po prostu nazwy pomieszały. Jakby nie było do tej pory ONMS miał po francusku.
Usta w podkówkę nie zrobiły na Tymku wrażenia. Kieliszek był jego i już. Nie będzie przecież walić prosto z gwinta. Bądźmy cywilizowani. W międzyczasie, kiedy Ull zajął się wyciąganiem swojej karty Lestrange z powrotem napełnił kieliszki. Widać jeśli obaj mieli wcześniej jakieś opory przed szybkim tempem picia… teraz nie mieli już żadnych.
-HA! Jednak jest sprawiedliwość na tym świecie- oznajmił widząc jak to tym razem Ull wyciągał przegrywającą kartę. Teraz jak mieli remis Timothee nie czuł potrzeby domagania się rewanżu, bo i po co.
-No to raz!- podniósł kieliszek i poczekał aż jego kompan zrobi to samo. I dwa- szybciutko polał ponownie by obaj mogli wypić drugiego karniaka. Chociaż czy to karniak w takim wypadku?
-E, nie jest tak źle- skwitował karę jaką dostał za przegraną Ull. Mogli z tym żyć, szczególnie, że musieli się męczyć tylko dzień. Francuzowi już coraz bardziej zaczęło szumieć w głowie. Nalał jeszcze po kieliszku… i przystąpił do brawurowego odśpiewania francuskiej piosenki pijackiej.
-Rób to co ja. – zastrzegł wcześniej
-Ami Ull, lève ton verre- zaczął chociaż bardziej to brzmiało jak darcie ryjka niż śpiew. No ale ciężko o jakąkolwiek intonację bo wlanym w siebie alkoholu i próbie przekrzyczenia marynarzy drących się na kilka głosów, co było wyczynem, bo Tymek dałby sobie rękę uciąć, że było ich trzech a słyszał z sześciu. Równocześnie podniósł kieliszek w górę.
- Et surtout, ne le renverse pas!- kontunuował - Et porte-le du frontibus- kieliszek powędrował do czoła. - au nasibus- tym razem do nosa… i w sumie darował sobie dalsze możliwe opcje, głównie dlatego, że sam ryzykował wylaniem alkoholu, a to się nie godziło.
- Et glou, et glou, et glou- dał Ulkowi znak, że to moment w którym trzeba wypić zawartość szkła. Sam zresztą uczynił to samo
- Il est des nôtres! Il a bu son verre comme les autres. C’est un ivrogne Ça se voit rien qu’à sa trogne. – wyszczerzył się kończąc. Przy okazji starczyło mu na tyle instynktu samozachowawczego, żeby stwierdzić, iż tych paru marynarzy obok zaczęło mu się dziwnie przyglądać.
-Wiesz co… chyba nie przepadają tutaj za francuskim. Bierz butelkę i kieliszki i spadamy. Trzeba zmienić lokal- zarządził. Ciekawe jak zgrabnie się wyturlają.
|rzucam na karę dla Ulka
Syreni obraz
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Parszywy Pasażer