Ulica Henryka Kapryśnego
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ulica Henryka Kapryśnego
Otoczona z obu stron uroczymi przyportowymi kamieniczkami ulica otrzymała swą nazwę na cześć Henryka Kapryśnego, jednego z najwybitniejszych siedemnastowiecznych czarodziejów, który zasłynął z licznych zwycięstw podczas wojny czarodziejów z olbrzymami. Dzielny mag bywał częstym gościem jednej z dwóch kamienic, gdzie mieszkała jedna z jego kochanek, a także mieszczącego się tutaj do dziś warsztatu miotlarskiego.
Ulica ta jest cicha i spokojna, rzadko kiedy bywają na niej jakiekolwiek tłumy. Z oddali dostrzec można przepływające Tamizą statki, a gdyby wytężyć wzrok jeszcze bardziej, dostrzegłoby się stąd jeden z urokliwych mostów tejże dzielnicy. Po obu stronach znajdują się liczne drzwi do klatek schodowych, a także mrowie maleńkich balkoników jak zwykle pełnych zielonych kwieci, które cudownie odcinają się na tle bieli ścian. Na samym końcu ulicy umiejscowiono warzywniak ze straganem najświeższych w całym Londynie warzyw, a także niewielki mugolski antykwariat. Wieczorami słychać tu bicie dzwonów pobliskiego kościoła, co jeszcze bardziej dopełnia tę miłą i uroczą atmosferę.
Ulica ta jest cicha i spokojna, rzadko kiedy bywają na niej jakiekolwiek tłumy. Z oddali dostrzec można przepływające Tamizą statki, a gdyby wytężyć wzrok jeszcze bardziej, dostrzegłoby się stąd jeden z urokliwych mostów tejże dzielnicy. Po obu stronach znajdują się liczne drzwi do klatek schodowych, a także mrowie maleńkich balkoników jak zwykle pełnych zielonych kwieci, które cudownie odcinają się na tle bieli ścian. Na samym końcu ulicy umiejscowiono warzywniak ze straganem najświeższych w całym Londynie warzyw, a także niewielki mugolski antykwariat. Wieczorami słychać tu bicie dzwonów pobliskiego kościoła, co jeszcze bardziej dopełnia tę miłą i uroczą atmosferę.
The member 'Daniel Wroński' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Zmarszczyła brwi, gdy drugie z zaklęć nie zakończyło się sukcesem; trudno było skupić się w takich warunkach, z policją dyszącą im w karki, z gromadą rebeliantów za plecami. - Evanescentio - wyszeptała, łudząc się, że w ten sposób rozmyje swą sylwetkę, zarówno w celu stania się trudniejszym celem, gdyby doszło do otwartej walki, jak i po to, by utrudnić rozpoznanie swej i tak zmienionej twarzy. Naprawdę nie chciała spalić swej przykrywki, a jednocześnie nie potrafiła zostawić potrzebujących na pastwę losu. - Szybciej - syknęła, spoglądając przez ramię ku gramolącym się do zaułka nieznajomym, ku temu, który zdawał się dowodzić bandą. - Magicus Extremos - dodała równie cicho, chcąc wzmocnić wszystkich, którzy jej towarzyszyli, po czym postąpiła kilka kroków do przodu, w kierunku zaułka, o którym opowiadał im rebeliant. Nie mieli czasu do stracenia, policja mogła do nich dotrzeć w każdej chwili; powinni korzystać, dopóki jeszcze byli daleko, dopóki mur Kaia był w jednym kawałku.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 97, 67
'k100' : 97, 67
Lyallowi udało się zbiec i jak pierwsze zaklęcie udało się bez zarzutu, drugie już nie. Mógł to zrzucić na mgłę, która opanowywała okolicę, ale wolał być szczery - to wszystko było po prostu żałosne. Nie zamierzał jednak tak po prostu tam sterczeć, a przynajmniej do momentu aż nie usłyszał nowych głosów i nie zobaczył kolejnych sylwetek czarodziejów. Te mundury jednak bez trudu poznawał, a cała sytuacja wspierała teorię, że miał do czynienia tym razem z prawdziwymi funkcjonariuszami. Bo inaczej czemu tamci skurwiele i ich panna tak by się spinali? Może była to przypadkowa panienka, ale Lupin sądził, że znała tamtych. Tak nagle by się spotkali w ciemnej ulicy o tej godzinie? Coś ciężko było mu uwierzyć. Bombarda maxima w środku miasta, oszalał pan? Magiczna policja, kapitan Mackay. - Lupin. Brygada - odparł skrótowo, nie sięgając jeszcze po legitymację. Najwidoczniej przybyła kompania wydawała się mocno zdeterminowana, energiczna i pełna woli walki. Dobrze dla nich... - Widziałem trzech mężczyzn w fałszywych mundurach policyjnych, jedna kobieta i ktoś jeszcze. Na pewno minimum jedna osoba. W głąb ulicy - zaraportował, chcąc, żeby to się szybciej skończyło i żeby mógł iść już do siebie. Wiedział, że im dłużej policja miała się z tym grzebać, on miał przy nich trwać. Nawet nie zadawał pytania o powrót czy nie próbował się wymknąć - nie miał złudzeń, że miał trwać na dupie jako świadek. Lub podejrzany do oczyszczenia z zarzutów. Świetnie... Po prostu genialnie. Jak nie urok to sraczka. - Oculus - mruknął pod nosem, a zaraz po tym rzucił następne zaklęcie. - Magicus Extremos. - Machnął nadgarstkiem, starając się wesprzeć jakoś stojących niedaleko policjantów. Skoro i tak kazali mu stać obok - na co nie zamierzał narzekać - dlaczego nie miał chociażby spróbować? Najwidoczniej miał całą wieczność świata. Na swoje nieszczęście.
i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
MY HEART.
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lyall Lupin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79, 77
'k100' : 79, 77
Nie była przekonana Nie miała pojęcia, czy dobrze robi. Jak powinna się zachować. Gubiła się w tym, czego nie była pewna, czego nie znała. Runy, były tym co rozumiała, co lubiła, co było dla niej jasne. Cała reszta zwyczajnie ją przerażała, a teraz porywała się normalnie na coś, co było całkowicie szalone. Odpowiednie w jej odruchu, ale tak bardzo gubiące ją gdzieś po drodze. Nie wszystko zrobiła dobrze, bąblogłowa chyba nie była dobrym pomysłem, dlatego uniosła wolną rękę z różdżką próbując ją przebić, kiedy mężczyzna ciągnął ją za ramię. Słowa które padły od jednego z mężczyzn sprawiły, że zrobiło jej się ciepło. Każda kolejna minuta wbijała ją w coraz większą niewiadomą, traciła grunt pod nogami. Bała się, ale jednocześnie nie chciała przerywać działania. Podjęła swoją decyzję. Chciała zjeść ciastko i mieć ciastko, chociaż wątpiła, żeby to dało się osiągnąć mimo wszystko, poruszyła różdżką postanawiając rzucić niewerbalne zaklęcie - murasio, nie będąc pewną na ile to będzie osiągalne w momencie, kiedy George ciągnął ją za sobą.
| próbuję rzucić niewerbalne murasio za salvio hexia i pozwalam się ciągnąć mężczyźnie
| próbuję rzucić niewerbalne murasio za salvio hexia i pozwalam się ciągnąć mężczyźnie
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Nie zdziwiło jej to, że zaklęcie się nie udało. Pierwszy raz rzucała zaklęcie w biegu, i to nawet nie w biegu, a kiedy ktoś ciągnął ją za ramię za sobą. Musiała spróbować raz jeszcze. Chciała im pomóc. Tak wybrała i tak postanowiła. Wiedziała, że mogą spotkać ją konsekwencje. Była tego świadoma i strach sprawiał, że jej kolana miękły. Mimo to zmuszała się do zrobienia kolejnych kroków. Kolejnych zachowań, zaklęć. Szybkie reagowanie, przecież je potrafiła. Reagowała już nie raz w kryzysowych sytuacjach. Zdecydowanie i szybko. Wtedy jednak była pewna własnych działań. Teraz, wszystko rozbijało się o niewiadome, które napływały do niej z każdej ze stron. Zaciskała wargi, nie będąc pewną, czy podejmowane działania cokolwiek będą w stanie zrobić. Postanowiła spróbować raz jeszcze. Była już blisko, czuła to pod palcami. Szarpnięcie mężczyzny popsuło gest. Musiała się mocniej skupić, bardziej usztywnić rękę i nie dopuścić by stało się to ponownie. Dlatego raz jeszcze wywróciła nadgarstkiem starając się rzucić niewerbalnie Murasio.
| próbuję rzucić niewerbalne murasio za salvio hexia i pozwalam się ciągnąć mężczyźnie
| próbuję rzucić niewerbalne murasio za salvio hexia i pozwalam się ciągnąć mężczyźnie
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Nie próbował komentować sarkazmu nieznajomego. Sytuacja była już i tak wystarczająco napięta, by kontynuować podobne zagrywki. Miał do tego prawo. Znaleźli się w rzeczywiście nieoczekiwanej sytuacji, jak na "spokojnych" przechodniów. Oba zaklęcia zmaterializowały się formą i tak powstał mur, a nad głowa pojawiło się mobilne oko, które od razu posłał w stronę odciętej już części, pilnując, czy znajdujący się za murem policjanci, nie kombinują czegoś więcej. Nie chciał być zaskoczony, przez jakiś ścigający ich syf.
W głowie, kołatały się wypowiedziane słowa - tak, te należące do rebelianta (czy on sam nie działał właśnie przeciw ministerstwu?), jak i Mockeya. Dzisiejszej nocy mało kto mógł spać spokojnie. Nazwy statku nie kojarzył, ale znać wszystkich płynących nie musiał. Zapamiętał - Nas... - urwał, słysząc donośny głos, jak się okazywało jednego z policjantów. Nie, zdecydowanie nie mógł pozwolić na wykonanie rozkazu. Na to było za późno - Curvă - zaklął w znajomym dla siebie języku, jednocześnie , niemal w tym samym momencie słysząc bliźniaczo podobne słowo, wypowiadane głosem Wrońskiego. Tylko jednak przelotnie ujął spojrzenie ciemnowłosego zawadiakę, skupiając się na zbyt szybko umykającym czasem - Duna - zdecydował, sięgając po moc, która nie była mu tak łatwa do przyswojenia, ale wielokrotnie pomagała w trudnych sytuacjach. Widział gromadę władz patrolowych wystarczająco dokładnie, by spróbować wycelować zaklęcie na tyle daleko, by nie sięgnęło małych, wyłaniających się z piwnicy uciekinierów w zaułku i ich samych, a objęło ich aktualnych wrogów. Do czego musiało dojść, żeby musiał działać w takich warunkach?
Wskazana droga do przeciwległego zaułka w teorii nie była długa, ale na otwartym polu, mogli być łatwym celem. A gdy mieli dodatkową "obstawę" w postaci umorusanych dzieci, zadanie nabierało bardziej niebezpiecznego wglądu - Ruszamy - spróbował zgarnąć jedno z niedorosłych, spoglądając też kontrolnie na siostrę i ostatecznie wracając różdżkę ku sobie, korzystając z pomysłu Maeve - Evanescentio - i celowanie i rozpoznanie go w takiej wersji, będzie znacznie utrudnione.
1. Duna
2. Evanescentio
W głowie, kołatały się wypowiedziane słowa - tak, te należące do rebelianta (czy on sam nie działał właśnie przeciw ministerstwu?), jak i Mockeya. Dzisiejszej nocy mało kto mógł spać spokojnie. Nazwy statku nie kojarzył, ale znać wszystkich płynących nie musiał. Zapamiętał - Nas... - urwał, słysząc donośny głos, jak się okazywało jednego z policjantów. Nie, zdecydowanie nie mógł pozwolić na wykonanie rozkazu. Na to było za późno - Curvă - zaklął w znajomym dla siebie języku, jednocześnie , niemal w tym samym momencie słysząc bliźniaczo podobne słowo, wypowiadane głosem Wrońskiego. Tylko jednak przelotnie ujął spojrzenie ciemnowłosego zawadiakę, skupiając się na zbyt szybko umykającym czasem - Duna - zdecydował, sięgając po moc, która nie była mu tak łatwa do przyswojenia, ale wielokrotnie pomagała w trudnych sytuacjach. Widział gromadę władz patrolowych wystarczająco dokładnie, by spróbować wycelować zaklęcie na tyle daleko, by nie sięgnęło małych, wyłaniających się z piwnicy uciekinierów w zaułku i ich samych, a objęło ich aktualnych wrogów. Do czego musiało dojść, żeby musiał działać w takich warunkach?
Wskazana droga do przeciwległego zaułka w teorii nie była długa, ale na otwartym polu, mogli być łatwym celem. A gdy mieli dodatkową "obstawę" w postaci umorusanych dzieci, zadanie nabierało bardziej niebezpiecznego wglądu - Ruszamy - spróbował zgarnąć jedno z niedorosłych, spoglądając też kontrolnie na siostrę i ostatecznie wracając różdżkę ku sobie, korzystając z pomysłu Maeve - Evanescentio - i celowanie i rozpoznanie go w takiej wersji, będzie znacznie utrudnione.
1. Duna
2. Evanescentio
Kai Clearwater
Zawód : Łowca ingrediencji, podróżnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Kai Clearwater' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'k100' : 1
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'k100' : 1
Mężczyzna kiwnął głową w odpowiedzi na słowa Daniela; gdy pytanie zadane przez Maeve zawisło w powietrzu, zawahał się na moment - ale odpowiedział. - Statku. Rejsowego - odezwał się, mówiąc napiętym głosem. Nie zagłębiał się jednak w temat, nie było czasu do stracenia - z ulicy wciąż dochodził hałas, świst zaklęć mieszał się z hukiem pękającego muru. Pierwsze z zaklęć rzuconych przez Daniela okazało się nieudane, poprawione sekundę później przez Maeve - tłoczące się przy wylocie ulicy sylwetki zatonęły w utrudniającej widoczność mgle, by zaraz potem zniknąć za wzniesionym przez Wrońskiego murem - który tymczasowo odciął ich od reszty obecnych na ulicy osób. Dwie bliźniacze ściany na krótką chwilę stworzyły korytarz, wolny od jakichkolwiek przeszkód, i to było wszystko, czego buntownicy w tamtym momencie potrzebowali. - Dobra, ruszamy. Pozostali sobie poradzą - byli na to przygotowani, mają swoje rozkazy. My mamy swoje - odpowiedział jeden z trójki mężczyzn. - Za mną - dodał jeszcze - a uciekinierzy, którzy w międzyczasie wylali się z wąskiego okienka do zaułka, ruszyli dalej, puszczając się biegiem na drugą stronę ulicy.
Maeve, Kai i Daniel również dołączyli do tego nietypowego pochodu, a Maeve bez trudu dodatkowo ukryła swoje rysy, sprawiając, że stały się bardziej niewyraźne. Udało jej się również wzmocnić swoich sojuszników, gdy jednak wraz z nimi dotarła do kolejnego zaułka, niknąc w ciemnościach, mogła się zorientować, że nie było już za nią brata. W zamieszaniu i plątaninie ciał nie była jednak pewna: czy pobiegł przodem? Został z tyłu? Na sprawdzenie tej drugiej możliwości było już za późno: ledwie ostatnia z osób zniknęła w mroku zapewnianym przez cienie kamienic, mury zapewniające chwilową osłonę pękły pod naporem zaklęć, a na ulicę Henryka Kapryśnego zaczęli wylewać się funkcjonariusze magicznej policji. Jedyna droga prowadziła naprzód - do portu.
Tym, co zatrzymało Kaia, był zwyczajny pech - a może wymówiona niepoprawnie sylaba zaklęcia; czar, który miał ukryć jego rysy i utrudnić rozpoznanie, nie tylko nie zadziałał tak, jak powinien, ale sprawił, że drewno jego różdżki rozgrzało się gwałtownie pod palcami, wywołując przenikające przez skórę mrowienie - które podążyło wzdłuż dłoni i ramienia, szybko powodując odrętwienie całego ciała, drżącego dziwnie, jakby niespójnego, miękkiego. Zakończenia nerwowe odmówiły mężczyźnie posłuszeństwa, i nie był w stanie nawet krzyknąć, gdy upadał na chłodną ulicę, mniej więcej w połowie drogi do zaułka. Unieruchamiający go efekt nie trwał długo, może kilka sekund - ale tyle wystarczyło, by mur po obu jego stronach pękł, a na jego ramieniu zacisnęły się palce jednego z funkcjonariuszy magicznej policji.
Lyall zdecydował się na współpracę z funkcjonariuszami magicznej policji; ten, z którym rozmawiał, kiwnął głową w odpowiedzi na jego słowa, po czym sam ruszył w głąb ulicy, żeby sprawdzić trop. Lyall w międzyczasie skutecznie wzmocnił swoich sojuszników, a ponad ulicą pojawiło się wyczarowane przez niego oko - zbyt słabo widoczne, by zauważyli je uciekający ludzie, ale za to odsłaniające przed Lupinem to, co ze względu na wzniesione mury i bariery pozostawało niedostrzegalne dla policjantów: dzięki Oculusowi, zobaczył sporą grupę ludzi, przemykających z jednej strony ulicy na drugą i niknących w zaułku. Ze swojej pozycji nie był w stanie ich powstrzymać, ale mógł się im przyjrzeć, rozpoznając kilka twarzy, a inne zachowując w swojej pamięci.
Tangwystl i towarzyszący jej mężczyzna nadal przemieszczali się w górę ulicy, lecz szczęście tym razem się do nich nie uśmiechnęło: nim zdołaliby dołączyć do uciekającej grupy, tuż przed nimi wyrósł mur wyczarowany przez Daniela, odgradzając im drogę ucieczki. Musieli się zatrzymać, a próby rzucenia podobnego zaklęcia przez Tangwystl spaliły na panewce; kilka sekund później dotarli do nich pierwsi funkcjonariusze, by odebrać im różdżki i zatrzymać ich w miejscu.
Lyall, Tangwystl, Kai - zostaliście odprowadzeni do celi zbiorowej w Tower of London, gdzie - wraz z kilkoma innymi aresztowanymi - polecono wam czekać na przesłuchanie. Lyall, zostałeś wypuszczony jako pierwszy zaledwie pół godziny po trafieniu do celi, a po krótkim udzieleniu wyjaśnień i zebraniu zeznań, mogłeś wrócić do domu. Tangwystl - zostałaś wypuszczona dopiero rano, głównie dzięki temu, że rozpoznano cię jako pracownika Ministerstwa Magii - musiałaś jednak przejść przez długie i raczej nieprzyjemne przesłuchanie, przeciągające się dodatkowo ze względu na nieposiadanie przez ciebie przy sobie dokumentów potwierdzających rejestrację różdżki. Ponieważ na ulicy sprawiałaś wrażenie działania wbrew własnej woli, nie wysunięto przeciwko tobie oskarżeń o udzielanie pomocy buntownikom i mogłaś udać się do domu - ze świadomością, że twoja sytuacja może się zmienić, jeśli któryś ze świadków obciąży cię w zeznaniach. Kai - twoja sytuacja była najgorsza, złapano cię praktycznie na gorącym uczynku - dlatego spędziłeś w Tower of London niemal tydzień, w trakcie którego starano się powiązać cię ze sprawą i wysunąć oskarżenia. Żeby się wydostać, potrzebujesz wstawiennictwa kogoś z zewnątrz - przed rozpoczęciem wątków mających miejsce chronologicznie później, powinieneś więc napisać z więzienia list, zaadresowany do mistrza gry (jeśli zwracasz się o pomoc do postaci NPC) lub do innego gracza, który napisze prośbę o uwolnienie cię w twoim imieniu. Musisz mieć jednak świadomość, że twoja sytuacja może się zmienić, jeśli któryś ze świadków obciąży cię w zeznaniach.
Lyall - mistrz gry wykonał rzut kością na rozpoznanie przez ciebie uciekinierów dzięki zaklęciu Oculus. Jeżeli znasz osobiście Kaia, to udało ci się go rozpoznać; zapamiętałeś również twarz Daniela - i jeśli znasz go osobiście, to jesteś również w stanie go rozpoznać. Oprócz tego udało ci się rozpoznać jednego z buntowników (który pracował kiedyś w ministerstwie), a także czworo z dwunastu uciekinierów; zapamiętałeś też twarze trzech, których nie widziałeś nigdy wcześniej - ale jeśli kiedyś zobaczysz ich ponownie, będziesz w stanie ich rozpoznać. Wszystkie te informacje możesz przekazać innym postaciom (lub władzom) w dowolny (fabularny) sposób.
Maeve, Daniel - swoją rozgrywkę kończycie tutaj.
Mistrz gry dziękuje wszystkim za wspólną rozgrywkę i jednocześnie przeprasza, że jej zakończenie pojawiło się tak późno - rozpoczynając wydarzenie, sądziłam, że uda mi się dokończyć je przed moim wyjazdem, ale zabrakło mi kilku dni. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko bawiliście się przynajmniej w połowie tak dobrze, jak ja. <3 Jeśli którekolwiek z was chciałoby rozegrać dalej któryś z poruszonych w trakcie wydarzenia motywów i potrzebuje do tego wątku z mistrzem gry, piszcie śmiało.
Jeśli macie ochotę, możecie też rozegrać wątek w celi zbiorowej (nie musicie) - pamiętajcie jedynie, że ze względu na koniec okresu rozliczeniowego, powinien być on zaczęty przed 20 sierpnia.
Informacja o zdobytych punktach i osiągnięciach pojawi się za chwilę w temacie z wydarzeniem.
Maeve, Kai i Daniel również dołączyli do tego nietypowego pochodu, a Maeve bez trudu dodatkowo ukryła swoje rysy, sprawiając, że stały się bardziej niewyraźne. Udało jej się również wzmocnić swoich sojuszników, gdy jednak wraz z nimi dotarła do kolejnego zaułka, niknąc w ciemnościach, mogła się zorientować, że nie było już za nią brata. W zamieszaniu i plątaninie ciał nie była jednak pewna: czy pobiegł przodem? Został z tyłu? Na sprawdzenie tej drugiej możliwości było już za późno: ledwie ostatnia z osób zniknęła w mroku zapewnianym przez cienie kamienic, mury zapewniające chwilową osłonę pękły pod naporem zaklęć, a na ulicę Henryka Kapryśnego zaczęli wylewać się funkcjonariusze magicznej policji. Jedyna droga prowadziła naprzód - do portu.
Tym, co zatrzymało Kaia, był zwyczajny pech - a może wymówiona niepoprawnie sylaba zaklęcia; czar, który miał ukryć jego rysy i utrudnić rozpoznanie, nie tylko nie zadziałał tak, jak powinien, ale sprawił, że drewno jego różdżki rozgrzało się gwałtownie pod palcami, wywołując przenikające przez skórę mrowienie - które podążyło wzdłuż dłoni i ramienia, szybko powodując odrętwienie całego ciała, drżącego dziwnie, jakby niespójnego, miękkiego. Zakończenia nerwowe odmówiły mężczyźnie posłuszeństwa, i nie był w stanie nawet krzyknąć, gdy upadał na chłodną ulicę, mniej więcej w połowie drogi do zaułka. Unieruchamiający go efekt nie trwał długo, może kilka sekund - ale tyle wystarczyło, by mur po obu jego stronach pękł, a na jego ramieniu zacisnęły się palce jednego z funkcjonariuszy magicznej policji.
Lyall zdecydował się na współpracę z funkcjonariuszami magicznej policji; ten, z którym rozmawiał, kiwnął głową w odpowiedzi na jego słowa, po czym sam ruszył w głąb ulicy, żeby sprawdzić trop. Lyall w międzyczasie skutecznie wzmocnił swoich sojuszników, a ponad ulicą pojawiło się wyczarowane przez niego oko - zbyt słabo widoczne, by zauważyli je uciekający ludzie, ale za to odsłaniające przed Lupinem to, co ze względu na wzniesione mury i bariery pozostawało niedostrzegalne dla policjantów: dzięki Oculusowi, zobaczył sporą grupę ludzi, przemykających z jednej strony ulicy na drugą i niknących w zaułku. Ze swojej pozycji nie był w stanie ich powstrzymać, ale mógł się im przyjrzeć, rozpoznając kilka twarzy, a inne zachowując w swojej pamięci.
Tangwystl i towarzyszący jej mężczyzna nadal przemieszczali się w górę ulicy, lecz szczęście tym razem się do nich nie uśmiechnęło: nim zdołaliby dołączyć do uciekającej grupy, tuż przed nimi wyrósł mur wyczarowany przez Daniela, odgradzając im drogę ucieczki. Musieli się zatrzymać, a próby rzucenia podobnego zaklęcia przez Tangwystl spaliły na panewce; kilka sekund później dotarli do nich pierwsi funkcjonariusze, by odebrać im różdżki i zatrzymać ich w miejscu.
Lyall, Tangwystl, Kai - zostaliście odprowadzeni do celi zbiorowej w Tower of London, gdzie - wraz z kilkoma innymi aresztowanymi - polecono wam czekać na przesłuchanie. Lyall, zostałeś wypuszczony jako pierwszy zaledwie pół godziny po trafieniu do celi, a po krótkim udzieleniu wyjaśnień i zebraniu zeznań, mogłeś wrócić do domu. Tangwystl - zostałaś wypuszczona dopiero rano, głównie dzięki temu, że rozpoznano cię jako pracownika Ministerstwa Magii - musiałaś jednak przejść przez długie i raczej nieprzyjemne przesłuchanie, przeciągające się dodatkowo ze względu na nieposiadanie przez ciebie przy sobie dokumentów potwierdzających rejestrację różdżki. Ponieważ na ulicy sprawiałaś wrażenie działania wbrew własnej woli, nie wysunięto przeciwko tobie oskarżeń o udzielanie pomocy buntownikom i mogłaś udać się do domu - ze świadomością, że twoja sytuacja może się zmienić, jeśli któryś ze świadków obciąży cię w zeznaniach. Kai - twoja sytuacja była najgorsza, złapano cię praktycznie na gorącym uczynku - dlatego spędziłeś w Tower of London niemal tydzień, w trakcie którego starano się powiązać cię ze sprawą i wysunąć oskarżenia. Żeby się wydostać, potrzebujesz wstawiennictwa kogoś z zewnątrz - przed rozpoczęciem wątków mających miejsce chronologicznie później, powinieneś więc napisać z więzienia list, zaadresowany do mistrza gry (jeśli zwracasz się o pomoc do postaci NPC) lub do innego gracza, który napisze prośbę o uwolnienie cię w twoim imieniu. Musisz mieć jednak świadomość, że twoja sytuacja może się zmienić, jeśli któryś ze świadków obciąży cię w zeznaniach.
Lyall - mistrz gry wykonał rzut kością na rozpoznanie przez ciebie uciekinierów dzięki zaklęciu Oculus. Jeżeli znasz osobiście Kaia, to udało ci się go rozpoznać; zapamiętałeś również twarz Daniela - i jeśli znasz go osobiście, to jesteś również w stanie go rozpoznać. Oprócz tego udało ci się rozpoznać jednego z buntowników (który pracował kiedyś w ministerstwie), a także czworo z dwunastu uciekinierów; zapamiętałeś też twarze trzech, których nie widziałeś nigdy wcześniej - ale jeśli kiedyś zobaczysz ich ponownie, będziesz w stanie ich rozpoznać. Wszystkie te informacje możesz przekazać innym postaciom (lub władzom) w dowolny (fabularny) sposób.
Maeve, Daniel - swoją rozgrywkę kończycie tutaj.
Mistrz gry dziękuje wszystkim za wspólną rozgrywkę i jednocześnie przeprasza, że jej zakończenie pojawiło się tak późno - rozpoczynając wydarzenie, sądziłam, że uda mi się dokończyć je przed moim wyjazdem, ale zabrakło mi kilku dni. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko bawiliście się przynajmniej w połowie tak dobrze, jak ja. <3 Jeśli którekolwiek z was chciałoby rozegrać dalej któryś z poruszonych w trakcie wydarzenia motywów i potrzebuje do tego wątku z mistrzem gry, piszcie śmiało.
Jeśli macie ochotę, możecie też rozegrać wątek w celi zbiorowej (nie musicie) - pamiętajcie jedynie, że ze względu na koniec okresu rozliczeniowego, powinien być on zaczęty przed 20 sierpnia.
Informacja o zdobytych punktach i osiągnięciach pojawi się za chwilę w temacie z wydarzeniem.
Na pannę Dolohov czekała na końcu ulicy Henryka Kapryśnego, tam, gdzie krzyżowała się z Aleją Morgany, na niewielkim, kamiennym murku. Siedziała na nim z założoną nogą na nogę, odsłoniętymi przez ciemną spódnicę z rozcięciem do połowy uda. Lekką, luźną koszulę o barwie ciemnej zieleni wpuściła w nią i talię ścisnęła skórzanym paskiem. Materiały były cienkie, ale o tej porze roku i tak odczuwała gorąc. W mieście doskwierał człowiekowi o wiele bardziej, choć w Londynie i tak zrobiło się zdecydowanie przyjemniej i przewiewniej od kiedy tak istotnie opustoszał. Szkoda, że wraz z brudnym szmalem nie wyniosło się całe robactwo. Tłusta mucha zabrzęczała Rookwood koło ucha i poczuła łaskotanie na nagim karku, jasne włosy związała wysoko nad karkiem w koński ogon, w który uderzyła z impetem otwartą dłonią. Na jej wewnętrznej stronie została tłusta, brązowa plama, którą wytarła z obrzydzeniem o kamienny murek i najprostszym zaklęciem chlusnęła nań strumień wody. Później odpaliła papierosa, wypatrując na horyzoncie szczupłej sylwetki Tatiany, mając nadzieję, że nie każe jej długo na siebie czekać. Sigrun nie należała do kobiet cierpliwych, to oczywiste, a i poleciła Dolohov tu przybyć w celach towarzyskich. Poleciła, nie prosiła, bo dowiedziawszy się o uczynieniu czarownicy sojuszniczką Rycerzy Walpurgii miała zadbać o to, by nie brakowało jej okazji do wykazania się.
Wieczór dwudziestego trzeciego sierpnia miał być jedną z nich. Ulica Henryka Kapryśnego to również nie przypadek, choć miały kawałek do przejścia. W wysłanym liście nie zdradziła szczegółów, ciekawa, czy Tatiana zdecyduje się ruszyć za nią w ciemno i poczuje obowiązek wobec sprawy, której zdecydowała się obiecać swoją różdżkę. Wieść tę Sigrun przyjęła z zadowoleniem. Lubiła tę dziewczynę i miała całkiem wysokie mniemanie o tym, co potrafiła. A potrafiła nie tylko pić. Na całe szczęście, choć w tej materii należało pochylić przed nią czoło. Tyle wódki co ona potrafił jedynie jej krewny Valerij. Godne podziwu. Przy tej dwójce ona i Macnair nie mogli się równać, a sądziła, że mają całkiem twarde głowy.
O wiele większym zaskoczeniem okazała się informacja, że Tatianę i Mulcibera wydało na świat to samo łono byłej lady Rowle, że są przyrodnim rodzeństwem. Od tamtej pory doszukiwała się w nich fizycznych podobieństw, a może bardziej tych podobnych cech charakteru. Tatiana wydawała się inna, bardziej emocjonalna, była jak ogień w porównaniu z zimną stalą Ramseya, lecz nie wykluczało to, że i w niej miało miejsce silne pragnienie krwi. Może nawet podobny sadyzm? Była tego niezwykle ciekawa, chciała to sprawdzić, a sprawa, którą miały się zająć na ulicy Henryka Kapryśnego mogła okazać się dobrym sprawdzianem.
- W końcu - westchnęła ciężko, jakby z przyganą, Sigrun, kiedy Rosjanka zbliżyła się na tyle, by mogła ją usłyszeć. Dopaliła papierosa, niedopałek zgasiła o murek i wyprostowała się, podwijając rękawy koszuli. Darowała sobie wylewne słowa powitania. - Za długi balowałaś po egzekucji? - spytała żartobliwie. - Byłaś na Connaught Square, mam nadzieję?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Skwar lejący się z nieba był w stanie odbierać zdrowe zmysły; Tatiana nie była pewna, czy bardziej nie znosi londyńskiego deszczu, czy londyńskiego lata, które mimo wyludnionych ulic, wciąż dawało się we znaki, sprawiając, że z coraz większą desperacją zdarzało jej się wspominać ojczyste tereny, wracać myślami do pokrytych białym puchem ziem norweskich, topić ów iście dramatyczny smutek w kolejnym kieliszku ruskiego napitku, który, poza pamiątkami walającymi się bezustannie po mieszkaniu, był jedyną, żywą namiastką jej świata.
Sierpniowe południe wołało jednak o mrożoną lemoniadę, a nie szklaneczkę rozgrzewającej wódki; obydwie arcyludzkie pokusy zostały zduszone w zarodku, wraz z kolejnym krokiem odbijającym się echem obcasów stukoczących głucho o rozgrzany bruk chodnika. Karmelowa sukienka, choć przewiewna i odsłaniająca odpowiednią ilość skóry, która desperacko pragnęła wytchnienia, nie ratowała ciała przed upalnym dniem, który winna spędzać w przyjemnym chłodzie własnej sypialni pogrążonej w mroku.
Czymże jednak były nader gorliwe promienie słońca w zderzeniu z nęcącą pokusą, którą Dolohov traktowała niemalże jak przeznaczenie? Gdzieś na granicy faktycznej powinności, ocierającej się wraz z dziwacznym dziedzictwem, zaszczepionym przez Grahama, kontynuowanym przez Ramseya – czyż nie czyniła właśnie tego, co czynić powinna?
Panna Rookwood emanowała przyjemną pewnością siebie; niezłomnością, której braki Tatiana odczuwała po nadmiernym przebywaniu wśród arystokratycznych mimoz, z którymi rozmawiać lubiła jedynie o finansach, nie pomadach i drogocennych malowidłach. Poza wyraźnym, hardym i bezkompromisowym usposobieniem, Sigrun miała jedną, istotną zaletę, która wyraźnie wybijała się ponad szereg pozostałych, zamykających się na stwierdzenie przydatna sojuszniczka – była niebywale zdolna; kurewsko zdolna, bo zbliżona tak bardzo do Czarnego Pana, a ten czynił ten zaszczyt tylko zdolnym.
Dolohov nie wiedziała, w którym momencie Rookwood stała się dla niej, z obcej, niecodziennej kobiety, istnym obiektem, dla którego wstrzymywała oddech, w wyczekiwaniu spoglądając na dłonie i przede wszystkim ślepia Sigrun; z podnieceniem podchodzącym do gardła oczekując tego, co zrobi teraz. Jak daleko się posunie. Jak zatrze granice; zniszczy i podepcze.
Nęcone wyobraźnią myśli spychały na bok zażalenia natury codziennej, a widok blondynki zasiadającej na kamiennym murku przywołał uśmiech na ustach Rosjanki.
– Zdążyłaś się stęsknić? – rzuciła po zbliżeniu się doń, z iście urokliwym uśmiechem krążącym od kącika do kącika, jak gdyby odpowiadała nim na drobny wyrzut pobrzmiewający w głosie Rookwood – Przepuścić taką okazję to grzech, co? – mruknęła, unosząc brew ku górze, by skinąć lekko podbródkiem i odpowiedzieć twierdząco na zadane przez kobietę pytanie – Więc? Jak mniemam nie pisałaś, bo nie masz z kim pograć w karty czy otworzyć flaszki?
Sierpniowe południe wołało jednak o mrożoną lemoniadę, a nie szklaneczkę rozgrzewającej wódki; obydwie arcyludzkie pokusy zostały zduszone w zarodku, wraz z kolejnym krokiem odbijającym się echem obcasów stukoczących głucho o rozgrzany bruk chodnika. Karmelowa sukienka, choć przewiewna i odsłaniająca odpowiednią ilość skóry, która desperacko pragnęła wytchnienia, nie ratowała ciała przed upalnym dniem, który winna spędzać w przyjemnym chłodzie własnej sypialni pogrążonej w mroku.
Czymże jednak były nader gorliwe promienie słońca w zderzeniu z nęcącą pokusą, którą Dolohov traktowała niemalże jak przeznaczenie? Gdzieś na granicy faktycznej powinności, ocierającej się wraz z dziwacznym dziedzictwem, zaszczepionym przez Grahama, kontynuowanym przez Ramseya – czyż nie czyniła właśnie tego, co czynić powinna?
Panna Rookwood emanowała przyjemną pewnością siebie; niezłomnością, której braki Tatiana odczuwała po nadmiernym przebywaniu wśród arystokratycznych mimoz, z którymi rozmawiać lubiła jedynie o finansach, nie pomadach i drogocennych malowidłach. Poza wyraźnym, hardym i bezkompromisowym usposobieniem, Sigrun miała jedną, istotną zaletę, która wyraźnie wybijała się ponad szereg pozostałych, zamykających się na stwierdzenie przydatna sojuszniczka – była niebywale zdolna; kurewsko zdolna, bo zbliżona tak bardzo do Czarnego Pana, a ten czynił ten zaszczyt tylko zdolnym.
Dolohov nie wiedziała, w którym momencie Rookwood stała się dla niej, z obcej, niecodziennej kobiety, istnym obiektem, dla którego wstrzymywała oddech, w wyczekiwaniu spoglądając na dłonie i przede wszystkim ślepia Sigrun; z podnieceniem podchodzącym do gardła oczekując tego, co zrobi teraz. Jak daleko się posunie. Jak zatrze granice; zniszczy i podepcze.
Nęcone wyobraźnią myśli spychały na bok zażalenia natury codziennej, a widok blondynki zasiadającej na kamiennym murku przywołał uśmiech na ustach Rosjanki.
– Zdążyłaś się stęsknić? – rzuciła po zbliżeniu się doń, z iście urokliwym uśmiechem krążącym od kącika do kącika, jak gdyby odpowiadała nim na drobny wyrzut pobrzmiewający w głosie Rookwood – Przepuścić taką okazję to grzech, co? – mruknęła, unosząc brew ku górze, by skinąć lekko podbródkiem i odpowiedzieć twierdząco na zadane przez kobietę pytanie – Więc? Jak mniemam nie pisałaś, bo nie masz z kim pograć w karty czy otworzyć flaszki?
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Pewnie. Nocą nie mogę zmrużyć oka przez wspomnienie twoich ust - odpowiedziała bezwstydnie na zawadiackie pytanie Rosjanki. Sigrun trudno było wprawić w zakłopotanie. Graniczyło to niemal z cudem. Nie sądziła jednak, aby to było intencją Tatiany - miała raczej cięte poczucie humoru, które przypadało blondynce do gustu. Łączyło je, dzięki niemu prędko zaczęły się dogadywać, spędzać w swym towarzystwie czas. Podobny humor rzadko spotykała wśród kobiet, dlatego poczuła się przy niej swobodniej.
- Zdecydowanie. Żałuj, że nie zdążyłaś zająć miejsca w pierwszym rzędzie - odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem. Wiedziałaby, gdyby Dolohov stała blisko podestu dla straceńców - w końcu sama znajdowała się tuż obok. - -Wydarzenie tak ciekawe, że nawet szlama nie potrafiła sobie odmówić uczestnictwa i sama wepchała się w nasze ręce. Najwyraźniej nie mogła się doczekać tego, kiedy nadejdzie jej kolej - zaśmiała się Sigrun, nawiązując do Justine Tonks, która próbowała bezskutecznie przeszkodzić egzekucji. Sama nie wiedziała co to miało mieć na celu. Sądziła, że jedna Bombarda Maxima powstrzyma ich przed wymierzeniem sprawiedliwości? Rookwood zastanawiała się, czy ta kobieta do końca postradała już zmysły, czy może była zwyczajnie głupia. Nie sądziła, aby wśród tłumów było ich więcej. Jedna osoba miała jeszcze szansę na przechytrzenie policji, zwłaszcza metamorfomag, ale taki gen to rzadkość.
- Nie narzekam na brak towarzystwa - odpowiedziała zgodnie z prawdą, a kącik pełnych ust uniósł się w uśmiechu. Może i nie miała szerokiego kręgu znajomych, ale wyłącznie dlatego, że go nie potrzebowała i nie zamierzała udawać innej niż jest. Szorstkie usposobienie czarownicy, wybuchowy i impulsywny charakter, cięty język nie przysparzał jej sympatii. Jednak ci, którzy zdołali wytrzymywać w jej towarzystwie nie narzekali na brak rozrywek... - Uznajmy, że to nie jest spotkanie towarzyskie, Dolohov. Na karty i alkohol będzie odpowiednia pora - oświadczyła, a w tonie Sigrun rozbrzmiała poważniejsza nuta. Słowa były niemal do niej niepodobne, lecz szczere. Służbę Czarnemu Panu traktowała naprawdę poważnie, czego świadectwem był Mroczny Znak noszony na przedramieniu, - Czy umiłowany brat zdradził ci, czym powinniśmy się zająć? My, rycerze walpurgii? - spytała, ogniskując na twarzy Rosjanki spojrzenie, ciekawa jak wiele Ramsey przekazał siostrze. O hierarchii, ich celach, potrzebach. - W Londynie ma panować porządek. Czystość. Wciąż ukrywają się tu jednak zdrajcy i robaki. Na tej ulicy - machnęła ręką w stronę brukowanej ulicy Henryka Kapryśnego - znajdziemy jednego z nich. Nazywa się Briggs i pracuje w Ministerstwie Magii. Mam sprawdzone informacje, że może utrzymywać kontakty z rebeliantami i obawiam się, że mówi im nieco więcej, niż powinien. Nie sądzisz, że należałoby się z nim rozmówić? - wyjaśniła Tatianie, zdradzając w końcu dlaczego chciała się spotkać z nią właśnie tutaj. Oczekiwała, że Dolohov będzie jej podczas tej rozmowy towarzyszyć. Dawała Rosjance okazję, by się wykazać - bo wierzyła, że ma w sobie potencjał.
- Zdecydowanie. Żałuj, że nie zdążyłaś zająć miejsca w pierwszym rzędzie - odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem. Wiedziałaby, gdyby Dolohov stała blisko podestu dla straceńców - w końcu sama znajdowała się tuż obok. - -Wydarzenie tak ciekawe, że nawet szlama nie potrafiła sobie odmówić uczestnictwa i sama wepchała się w nasze ręce. Najwyraźniej nie mogła się doczekać tego, kiedy nadejdzie jej kolej - zaśmiała się Sigrun, nawiązując do Justine Tonks, która próbowała bezskutecznie przeszkodzić egzekucji. Sama nie wiedziała co to miało mieć na celu. Sądziła, że jedna Bombarda Maxima powstrzyma ich przed wymierzeniem sprawiedliwości? Rookwood zastanawiała się, czy ta kobieta do końca postradała już zmysły, czy może była zwyczajnie głupia. Nie sądziła, aby wśród tłumów było ich więcej. Jedna osoba miała jeszcze szansę na przechytrzenie policji, zwłaszcza metamorfomag, ale taki gen to rzadkość.
- Nie narzekam na brak towarzystwa - odpowiedziała zgodnie z prawdą, a kącik pełnych ust uniósł się w uśmiechu. Może i nie miała szerokiego kręgu znajomych, ale wyłącznie dlatego, że go nie potrzebowała i nie zamierzała udawać innej niż jest. Szorstkie usposobienie czarownicy, wybuchowy i impulsywny charakter, cięty język nie przysparzał jej sympatii. Jednak ci, którzy zdołali wytrzymywać w jej towarzystwie nie narzekali na brak rozrywek... - Uznajmy, że to nie jest spotkanie towarzyskie, Dolohov. Na karty i alkohol będzie odpowiednia pora - oświadczyła, a w tonie Sigrun rozbrzmiała poważniejsza nuta. Słowa były niemal do niej niepodobne, lecz szczere. Służbę Czarnemu Panu traktowała naprawdę poważnie, czego świadectwem był Mroczny Znak noszony na przedramieniu, - Czy umiłowany brat zdradził ci, czym powinniśmy się zająć? My, rycerze walpurgii? - spytała, ogniskując na twarzy Rosjanki spojrzenie, ciekawa jak wiele Ramsey przekazał siostrze. O hierarchii, ich celach, potrzebach. - W Londynie ma panować porządek. Czystość. Wciąż ukrywają się tu jednak zdrajcy i robaki. Na tej ulicy - machnęła ręką w stronę brukowanej ulicy Henryka Kapryśnego - znajdziemy jednego z nich. Nazywa się Briggs i pracuje w Ministerstwie Magii. Mam sprawdzone informacje, że może utrzymywać kontakty z rebeliantami i obawiam się, że mówi im nieco więcej, niż powinien. Nie sądzisz, że należałoby się z nim rozmówić? - wyjaśniła Tatianie, zdradzając w końcu dlaczego chciała się spotkać z nią właśnie tutaj. Oczekiwała, że Dolohov będzie jej podczas tej rozmowy towarzyszyć. Dawała Rosjance okazję, by się wykazać - bo wierzyła, że ma w sobie potencjał.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Ulica Henryka Kapryśnego
Szybka odpowiedź