Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade
Główna ulica
AutorWiadomość
Główna ulica
Główna ulica znajdująca się w sercu Hogsmeade, magicznej wioski zamieszkanej całkowicie przez czarodziejów i czarownice. Wzdłuż ulicy ciągną się kamienice, puby, kawiarnie i sklepy - Miodowe Królestwo, Pub pod Trzema Miotłami, Gospoda Pod Świńskim Łbem, sklep Derwisza i Bangesa, Sowia Poczta, sklep Scrivenshafta czy McBloom & McMuck. Od niej odchodzą mniejsze uliczki, które - wijąc się jak węże - prowadzą m.in. na stację kolejową, na cmentarz, i do Hogwartu.
Od czasów wojennej zawieruchy Hogsmeade stało jakby mniej wesołe, mniej kolorowe; nocą ulice świeca pustkami. Pomimo wynegocjowanego z Grindelwaldem pokoju czarodzieje czują, że coś wisi w powietrzu. Nikt jednak nie potrafi powiedzieć, co.
Od czasów wojennej zawieruchy Hogsmeade stało jakby mniej wesołe, mniej kolorowe; nocą ulice świeca pustkami. Pomimo wynegocjowanego z Grindelwaldem pokoju czarodzieje czują, że coś wisi w powietrzu. Nikt jednak nie potrafi powiedzieć, co.
1 sierpnia
Nie poszła z Colinem na początek Festiwalu Lata. Wciąż mając w pamięci to, jak kilka dni ją uderzył, wykręciła się złym samopoczuciem. Fawley udał się tam sam, i zapewne i tak znajdzie sposób, żeby dobrze się bawić. Chociaż czuła irracjonalne obawy, starała się o nich nie myśleć. W ostatnich dniach ich relacje były dosyć specyficzne i choć już się nie kłócili, czuć było pomiędzy nimi pewną niezręczność, która coraz bardziej ciążyła Raven. Dlatego nie pogardziła perspektywą samotnego dnia, który mogła spędzić po swojemu, bez utkwionego w niej spojrzenia Colina.
Miała zamiar spędzić dzień w domu, jednak korzystając z wyjątkowo pogodnego dnia, postanowiła wybrać się w miejsce, które już od dawna chciała odwiedzić.
Hogsmeade kojarzyło jej się z wolnością; w końcu to w Hogwarcie pierwszy raz odkryła, że można żyć inaczej, niż wpoił jej to ojciec. Pierwszy raz poznała beztroskę, życie bez ciągłego lęku przed bolesnymi karami za nieodpowiednie zachowanie. Dla zaszczutej dziewczynki o skrzywionej psychice było to niesamowite przeżycie i najszczęśliwszy okres w jej życiu, przerywany jedynie niespokojnymi okresami, kiedy musiała wracać do domu na ferie i wakacje, i znosić pogłębiające się szaleństwo Williama, który karał ją coraz dotkliwiej, próbując odwrócić niekorzystne (jego zdaniem) zmiany, które zaszły w niej po wysłaniu do szkoły. Nauka w Hogwarcie wpłynęła na całe jej życie, dlatego też, już po ukończeniu szkoły i odejściu z domu ojca, nadal żywiła pewien sentyment do tego miejsca i kilka razy w roku odwiedzała Hogsmeade, starannie wybierając dni, gdy nie było tam uczniów. Teraz jednak były wakacje, więc nie musiała obawiać się tłumu dzieciaków, kiedy zmaterializowała się na ulicy Głównej, gdzie prócz niej, było może kilku innych czarodziejów snujących się uliczką.
Nie dało się nie zauważyć, że wioska wyglądała inaczej niż w czasach jej nauki. Wystawy sklepów wydawały się jakby mniej krzykliwe, a ludzie bardziej powściągliwi. To dobitnie świadczyło o tym, że w magicznym świecie dzieje się coś niedobrego.
Poprawiła niespokojnie długie rękawy sukienki; mimo stosowania zaklęcia maskującego na blizny, wolała nosić ubrania zakrywające jak najwięcej ciała, nawet latem. Ale po chwili ruszyła wzdłuż ulicy po obu stronach otoczonej niewielkimi domkami o stromych dachach, które zimą przywodziły na myśl polukrowane chatki z piernika, natomiast teraz wydawały się raczej niepozorne. Zastanawiała się, które miejsce odwiedzić jako pierwsze. Mimo tej nieprzyjemnej aury, a także niedawnego spięcia w relacjach z Colinem, chciała się rozluźnić, powspominać te lepsze chwile swojej przeszłości. Sięgnęła na moment do kieszeni, upewniając się, że miała przy sobie różdżkę. Wolała ją mieć. Niechcący jednak upuściła niewielki świstek pergaminu, który także znajdował się w jej kieszeni i teraz upadł na ziemię. Nawet tego nie zauważyła, idąc dalej uliczką.
Nie poszła z Colinem na początek Festiwalu Lata. Wciąż mając w pamięci to, jak kilka dni ją uderzył, wykręciła się złym samopoczuciem. Fawley udał się tam sam, i zapewne i tak znajdzie sposób, żeby dobrze się bawić. Chociaż czuła irracjonalne obawy, starała się o nich nie myśleć. W ostatnich dniach ich relacje były dosyć specyficzne i choć już się nie kłócili, czuć było pomiędzy nimi pewną niezręczność, która coraz bardziej ciążyła Raven. Dlatego nie pogardziła perspektywą samotnego dnia, który mogła spędzić po swojemu, bez utkwionego w niej spojrzenia Colina.
Miała zamiar spędzić dzień w domu, jednak korzystając z wyjątkowo pogodnego dnia, postanowiła wybrać się w miejsce, które już od dawna chciała odwiedzić.
Hogsmeade kojarzyło jej się z wolnością; w końcu to w Hogwarcie pierwszy raz odkryła, że można żyć inaczej, niż wpoił jej to ojciec. Pierwszy raz poznała beztroskę, życie bez ciągłego lęku przed bolesnymi karami za nieodpowiednie zachowanie. Dla zaszczutej dziewczynki o skrzywionej psychice było to niesamowite przeżycie i najszczęśliwszy okres w jej życiu, przerywany jedynie niespokojnymi okresami, kiedy musiała wracać do domu na ferie i wakacje, i znosić pogłębiające się szaleństwo Williama, który karał ją coraz dotkliwiej, próbując odwrócić niekorzystne (jego zdaniem) zmiany, które zaszły w niej po wysłaniu do szkoły. Nauka w Hogwarcie wpłynęła na całe jej życie, dlatego też, już po ukończeniu szkoły i odejściu z domu ojca, nadal żywiła pewien sentyment do tego miejsca i kilka razy w roku odwiedzała Hogsmeade, starannie wybierając dni, gdy nie było tam uczniów. Teraz jednak były wakacje, więc nie musiała obawiać się tłumu dzieciaków, kiedy zmaterializowała się na ulicy Głównej, gdzie prócz niej, było może kilku innych czarodziejów snujących się uliczką.
Nie dało się nie zauważyć, że wioska wyglądała inaczej niż w czasach jej nauki. Wystawy sklepów wydawały się jakby mniej krzykliwe, a ludzie bardziej powściągliwi. To dobitnie świadczyło o tym, że w magicznym świecie dzieje się coś niedobrego.
Poprawiła niespokojnie długie rękawy sukienki; mimo stosowania zaklęcia maskującego na blizny, wolała nosić ubrania zakrywające jak najwięcej ciała, nawet latem. Ale po chwili ruszyła wzdłuż ulicy po obu stronach otoczonej niewielkimi domkami o stromych dachach, które zimą przywodziły na myśl polukrowane chatki z piernika, natomiast teraz wydawały się raczej niepozorne. Zastanawiała się, które miejsce odwiedzić jako pierwsze. Mimo tej nieprzyjemnej aury, a także niedawnego spięcia w relacjach z Colinem, chciała się rozluźnić, powspominać te lepsze chwile swojej przeszłości. Sięgnęła na moment do kieszeni, upewniając się, że miała przy sobie różdżkę. Wolała ją mieć. Niechcący jednak upuściła niewielki świstek pergaminu, który także znajdował się w jej kieszeni i teraz upadł na ziemię. Nawet tego nie zauważyła, idąc dalej uliczką.
Dni zlewały się w jedno, a każdy kolejny nie przynosił ukojenia. Nerwy przepełnione były goryczą, a znikąd nie zjawiał się ratunek. Pośród rozlicznych podróży, trafiła się ta jedna, nieprzewidywalna, która zadecydowała o całym życiu Juliusa. A mimo to chciał żyć jak dawniej, próbując tłumić swe pierwotne instynkty. Stłumić zbolałą duszę i agresję płynącą w żyłach. Gdzieś podświadomie może i chciał być zły, lecz nie za taką cenę. Z czasem najpewniej będzie walczył coraz mniej ze swoją naturą. Może powinien jednak udać się do uzdrowicieli? Albo do Świętego Munga? Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, zważywszy na to, że do Notta nie docierały zachowane strzępki rozsądku tyczące się potrzeby pójścia po pomoc. Nie chciał się przyznać do słabości i do tego, że znów zawiódł. Popełnił błąd. A ten miał katastrofalne skutki. Czy to głównie nie przez to dał się przekabacić na stronę Rycerzy? Czy to nie dlatego czuł się dobrze w tamtejszym towarzystwie? Wszak niegdyś nie interesowała go zbytnio czystość krwi, tyle o ile ojciec coś do niego mówił. Teraz odnosił wrażenie, że to sprawa pierwszorzędna w kontaktach z innymi. Jak gdyby to kryterium było najważniejsze i jak gdyby wpajane mu tyle lat zasady dopiero teraz znalazły zrozumienie i akceptację w jego egzystencji. Tym dziwniejsza była jego wizyta w Hogsmeade, że wreszcie pomyślał o kimś innym, a nie o sobie.
Zjawił się w magicznej wiosce po to, aby wpierw zakupić sporo słodyczy dla dzieci kuzyna (czy to ma jakąś specjalną nazwę?), a potem zamierzał skierować się w stronę pubu Pod Trzema Miotłami. Nietrudno się domyślić w jakim celu. Jedynie przypadkiem, kiedy kierował kroki po wybrukowanych, niemalże pustych uliczkach czarodziejskiej miejscowości, natknął się na kobietę, a raczej dziewczynę jeszcze. Kogoś mu przypominała, nie wiedział jednak do końca kogo. Kątem oka przyuważył spadający kawałek pergaminu, który niesiony był lekko przez wiatr. Nie odleciał daleko, kiedy Julius schylił się i podniósł ów świstek. Przelotnie jedynie na niego spojrzał, by zaraz przyspieszyć kroku i stanąć za nieznajomą. To było dziwne, bo tak naprawdę co go to interesowało?
- Upuściłaś coś - Nawet nie wiedział, kiedy słowa wydobyły się z jego gardła. Nie trudził się jednak zbytnio dobrymi manierami, jak gdyby podświadomie czuł, że to działanie zupełnie bezsensowne i bezcelowe. Nie oddał jednak pergaminu od razu. Przepuścił go przez palce, jak gdyby badał jego fakturę, a potem nań spojrzał, jak gdyby interesowała go jego zawartość.
//przepraszam, że tak słabo, źle się czuję, ale postaram się lepiej później
Zjawił się w magicznej wiosce po to, aby wpierw zakupić sporo słodyczy dla dzieci kuzyna (czy to ma jakąś specjalną nazwę?), a potem zamierzał skierować się w stronę pubu Pod Trzema Miotłami. Nietrudno się domyślić w jakim celu. Jedynie przypadkiem, kiedy kierował kroki po wybrukowanych, niemalże pustych uliczkach czarodziejskiej miejscowości, natknął się na kobietę, a raczej dziewczynę jeszcze. Kogoś mu przypominała, nie wiedział jednak do końca kogo. Kątem oka przyuważył spadający kawałek pergaminu, który niesiony był lekko przez wiatr. Nie odleciał daleko, kiedy Julius schylił się i podniósł ów świstek. Przelotnie jedynie na niego spojrzał, by zaraz przyspieszyć kroku i stanąć za nieznajomą. To było dziwne, bo tak naprawdę co go to interesowało?
- Upuściłaś coś - Nawet nie wiedział, kiedy słowa wydobyły się z jego gardła. Nie trudził się jednak zbytnio dobrymi manierami, jak gdyby podświadomie czuł, że to działanie zupełnie bezsensowne i bezcelowe. Nie oddał jednak pergaminu od razu. Przepuścił go przez palce, jak gdyby badał jego fakturę, a potem nań spojrzał, jak gdyby interesowała go jego zawartość.
//przepraszam, że tak słabo, źle się czuję, ale postaram się lepiej później
The devil's in his hole
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Szła przed siebie, wpatrując się w zarysy budynków, między którymi niegdyś przechadzała się jeszcze jako uczennica. Zastanawiała się, gdzie najpierw zajrzeć. Przystanęła przed witryną Miodowego Królestwa. Słodycze? Pamiętała swój zachwyt tym miejscem, gdy pojawiła się tu pierwszy raz jako trzynastoletnia dziewczynka, już wtedy spaczona przez surowe wychowanie ojca. Zamyśliła się na moment, znowu pogrążając we wspomnieniach.
Wtedy jednak coś zmąciło jej spokój. Usłyszała czyjeś kroki, a po chwili głos. Podskoczyła nerwowo, błyskawicznie, zupełnie odruchowo wsuwając dłoń do kieszeni z różdżki i zaciskając palce na jej trzonku, gotowa natychmiast ją wyciągnąć, gdyby zaszła taka konieczność. Odwróciła się, zachowując stosowny dystans od przybysza i zapewne budząc w nim konsternację swoim płochym zachowaniem, zupełnie jakby obawiała się ataku z jego strony. Zawsze reagowała niespokojnie, kiedy została przez kogoś zaskoczona. Kolejna pozostałość po dzieciństwie i byciu krzywdzoną przez ojca.
Dopiero po chwili ochłonęła i uspokoiła się na tyle, by zdać sobie sprawę, że to tylko młody czarodziej trzymający niewielki świstek pergaminu, który najwyraźniej wypadł jej z kieszeni. Rozluźniła palce trzymane na różdżce, powiodła spojrzeniem po wciąż młodej twarzy nieznajomego.
- Och... – powiedziała, nie przestając jednak obserwować go czujnym spojrzeniem niebieskich oczu. – W porządku. Dziękuję.
Wyciągnęła bladą, drobną dłoń, czekając, aż odda jej pergamin, czego jednak nie zrobił od razu.
- Mógłbyś mi to po prostu oddać? – zapytała wtedy nieco nagląco, zadzierając lekko podbródek. Zastanawiała się, po co się z nią drażnił, zamiast po prostu oddać jej pergamin i odejść w swoją stronę. Kim w ogóle był? Nie potrafiła go sobie przypomnieć.
Wtedy jednak coś zmąciło jej spokój. Usłyszała czyjeś kroki, a po chwili głos. Podskoczyła nerwowo, błyskawicznie, zupełnie odruchowo wsuwając dłoń do kieszeni z różdżki i zaciskając palce na jej trzonku, gotowa natychmiast ją wyciągnąć, gdyby zaszła taka konieczność. Odwróciła się, zachowując stosowny dystans od przybysza i zapewne budząc w nim konsternację swoim płochym zachowaniem, zupełnie jakby obawiała się ataku z jego strony. Zawsze reagowała niespokojnie, kiedy została przez kogoś zaskoczona. Kolejna pozostałość po dzieciństwie i byciu krzywdzoną przez ojca.
Dopiero po chwili ochłonęła i uspokoiła się na tyle, by zdać sobie sprawę, że to tylko młody czarodziej trzymający niewielki świstek pergaminu, który najwyraźniej wypadł jej z kieszeni. Rozluźniła palce trzymane na różdżce, powiodła spojrzeniem po wciąż młodej twarzy nieznajomego.
- Och... – powiedziała, nie przestając jednak obserwować go czujnym spojrzeniem niebieskich oczu. – W porządku. Dziękuję.
Wyciągnęła bladą, drobną dłoń, czekając, aż odda jej pergamin, czego jednak nie zrobił od razu.
- Mógłbyś mi to po prostu oddać? – zapytała wtedy nieco nagląco, zadzierając lekko podbródek. Zastanawiała się, po co się z nią drażnił, zamiast po prostu oddać jej pergamin i odejść w swoją stronę. Kim w ogóle był? Nie potrafiła go sobie przypomnieć.
Zdziwiło go tak nerwowe zachowanie dziewczyny. Najpewniej miała coś na sumieniu. Być może nawet była poszukiwana, chociaż nieszczególnie starała się zmienić swój wygląd, aby pozostać nierozpoznaną. A może to właśnie jej nowa twarz? Chyba w świecie magii wszystko jest możliwe. Przyglądał jej się uważnie, jak gdyby próbował wyłapać każdy szczegół z jej rysami twarzy, z mimiką, gestami, znakami szczególnymi. Kojarzył coś piąte przez dziesiąte, że chyba ją widział gdzieś. Teraz jeszcze tego nie wiedział, ale to była przecież córka Willa. Poprawił chlebak zwisający z ramienia i w którym była chyba tona słodyczy, jednocześnie wciąż trzymając świstek w swojej wolnej dłoni.
Równie dobrze mogła to być lista zakupów, coś kompletnie nieprzydatnego. Lecz mimo to coś mu podpowiadało, że nie powinien jej tego tak po prostu oddać. Że powinien wzbudzić w niej niepokój związany z tym, że Nott by mógł chcieć coś od niej w zamian za ten pergamin. Albo, że chciałby jej zrobić krzywdę. Zupełnie bezsensownie, nawet, jeśli ta uliczka w Hogsmeade nie była teraz szczególnie uczęszczana. Jej pustka wzmacniała jedynie jego pozycję i przewagę, nawet, jeżeli to ona miała różdżkę w pogotowiu, a nie on. Przecież tu nie rozchodzi się jedynie o siłę fizyczną.
- No nie wiem, a powinienem? - odezwał się wreszcie, analizując w głowie jej barwę głosu. Gdzieś tam drgnęła struna pod tytułem znam skądś ten głos, lecz nie dał jej zbytnio wiary. - Może... to jakieś czarnomagiczne zaklęcie? - dodał po chwili, chcąc sprawiać wrażenie stróża prawa, który natknął się na przestępcę. I oczekuje teraz na wyjaśnienia.
Równie dobrze mogła to być lista zakupów, coś kompletnie nieprzydatnego. Lecz mimo to coś mu podpowiadało, że nie powinien jej tego tak po prostu oddać. Że powinien wzbudzić w niej niepokój związany z tym, że Nott by mógł chcieć coś od niej w zamian za ten pergamin. Albo, że chciałby jej zrobić krzywdę. Zupełnie bezsensownie, nawet, jeśli ta uliczka w Hogsmeade nie była teraz szczególnie uczęszczana. Jej pustka wzmacniała jedynie jego pozycję i przewagę, nawet, jeżeli to ona miała różdżkę w pogotowiu, a nie on. Przecież tu nie rozchodzi się jedynie o siłę fizyczną.
- No nie wiem, a powinienem? - odezwał się wreszcie, analizując w głowie jej barwę głosu. Gdzieś tam drgnęła struna pod tytułem znam skądś ten głos, lecz nie dał jej zbytnio wiary. - Może... to jakieś czarnomagiczne zaklęcie? - dodał po chwili, chcąc sprawiać wrażenie stróża prawa, który natknął się na przestępcę. I oczekuje teraz na wyjaśnienia.
The devil's in his hole
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Raven najprawdopodobniej miała czyste sumienie. Nie była poszukiwana, więc nie musiała się ukrywać, chyba że przed własnym ojcem, jednak Hogsmeade było chyba jednym z ostatnich miejsc, gdzie spodziewałaby się go ujrzeć, może dlatego postanowiła się wybrać właśnie tu. Nie ulegało jednak wątpliwości, że stojący naprzeciwko niej mężczyzna obserwował ją uważnie, wysnuwał własne wnioski dotyczące jej zachowania, może nawet ją o coś podejrzewał? To, co w rzeczywistości było naturalnymi odruchami obronnymi i podejrzliwością osoby po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, dla kogoś niewtajemniczonego mogło sprawiać wrażenie czegoś zgoła odmiennego.
Także wydawało jej się, że gdzieś go widziała. Może na Pokątnej? Albo wcześniej, w czasach, gdy mieszkała z ojcem i była przez niego zabierana w różne miejsca, by nabierała obycia towarzyskiego, a on mógł pochwalić się córką, oficjalnie pochodzącą ze związku z Therese Fawley? Te wszystkie dni zacierały się w jej pamięci, nie były tak wyraziste jak wspomnienia kar wymierzanych przez Williama. Jak na ironię, z czasów młodości pamiętała głównie te złe wspomnienia.
- To nie należy do ciebie – powiedziała, wciąż zaciskając palce na różdżce ukrytej w kieszeni. W końcu nie znała jego zamiarów, skąd miała wiedzieć, czy ten nie zechce jej zaatakować, korzystając z tego, że uliczka wyglądała na opustoszałą? Nie wyglądał jakoś szczególnie groźnie, ale pozory mogły przecież mylić. – Dlatego proszę o jego zwrot. Nie musisz się obawiać. To tylko zwykły list od osoby z rodziny, ale wolałabym dostać go z powrotem.
W rzeczywistości pergamin nie zawierał formuł klątw ani podejrzanych eliksirów. Był jedynie listem od ojca, który dostała rano i szybko schowała do kieszeni, by nie zobaczył go Colin, a później o nim zapomniała. Aż do teraz, kiedy wypadł jej z kieszeni i został znaleziony przez tego mężczyznę. Nie żeby list ojca był dla niej w jakikolwiek sposób ważny, najprawdopodobniej nawet na niego nie odpisze, ale nie chciała, żeby ktoś obcy go czytał. Może ten mężczyzna był aurorem lub kimś w tym rodzaju, skoro podbierał ją w taki sposób, licząc, że Raven pod wpływem stresu niechcący wyda się z czymś podejrzanym? Ale tego się nie doczeka, bo Raven nic takiego nie przeskrobała.
Także wydawało jej się, że gdzieś go widziała. Może na Pokątnej? Albo wcześniej, w czasach, gdy mieszkała z ojcem i była przez niego zabierana w różne miejsca, by nabierała obycia towarzyskiego, a on mógł pochwalić się córką, oficjalnie pochodzącą ze związku z Therese Fawley? Te wszystkie dni zacierały się w jej pamięci, nie były tak wyraziste jak wspomnienia kar wymierzanych przez Williama. Jak na ironię, z czasów młodości pamiętała głównie te złe wspomnienia.
- To nie należy do ciebie – powiedziała, wciąż zaciskając palce na różdżce ukrytej w kieszeni. W końcu nie znała jego zamiarów, skąd miała wiedzieć, czy ten nie zechce jej zaatakować, korzystając z tego, że uliczka wyglądała na opustoszałą? Nie wyglądał jakoś szczególnie groźnie, ale pozory mogły przecież mylić. – Dlatego proszę o jego zwrot. Nie musisz się obawiać. To tylko zwykły list od osoby z rodziny, ale wolałabym dostać go z powrotem.
W rzeczywistości pergamin nie zawierał formuł klątw ani podejrzanych eliksirów. Był jedynie listem od ojca, który dostała rano i szybko schowała do kieszeni, by nie zobaczył go Colin, a później o nim zapomniała. Aż do teraz, kiedy wypadł jej z kieszeni i został znaleziony przez tego mężczyznę. Nie żeby list ojca był dla niej w jakikolwiek sposób ważny, najprawdopodobniej nawet na niego nie odpisze, ale nie chciała, żeby ktoś obcy go czytał. Może ten mężczyzna był aurorem lub kimś w tym rodzaju, skoro podbierał ją w taki sposób, licząc, że Raven pod wpływem stresu niechcący wyda się z czymś podejrzanym? Ale tego się nie doczeka, bo Raven nic takiego nie przeskrobała.
Julius nie miał czystego sumienia, ale to w niczym nie przeszkadzało. Ostatnimi czasy nie odczuwał żadnego dyskomfortu, kiedy robił źle. Wyczulony był za to na niewłaściwe zachowanie wśród ludzi w jego otoczeniu. Raven spacerując pośród pustych uliczek naraziła się wręcz na zauważenie przez Notta. Nawet, jeżeli była niewinna, to nie zachowywała się, jak ktoś, kto nie dopuścił się żadnego występku, wręcz przeciwnie. Ta jej nerwowość intrygowała mężczyznę, który bacznie się jej przyglądał. Widział, że się go bała, że dłonią szukałą różdżki. Nie zamierzał jej jednak skrzywdzić, chyba? Chciał... sam nie wiedział czego, trochę się podroczyć może? Przecież nie wyglądał na zbira, ani psychopatę, prawda? Był szlachcicem, dobrze ułożonym, z wieloletnim doświadczeniem jeżeli chodzi o łamanie klątw. A że stał się częścią jednej z nich? Niby wypadek przy pracy, to nie powinno go przecież dyskwalifikować z rangi porządnego jegomościa. Może właśnie uśmiechnął się lekko, jak gdyby był twoim przyjacielem. Jak myślisz, Baudelaire? Czy Julius wzbudza twoje zaufanie? Kiedy stoi przed tobą, mnąc coś, co należy do ciebie?
Pergamin ponownie zaszeleścił pod wpływem palców Notta. Patrzył na dziewczynę wyczekująco, jak gdyby ciekawiły go jej reakcje, słowa. Być może poświęcał jej zbyt wiele czasu, a być może to miał być zwykły przerywnik podczas cotygodniowych sprawunków? Nieistotne. Istotnym było tylko to, czy należało to przeciągać, czy już nie?
- Naprawdę? A czy ktoś tu kogoś pyta o zdanie? - spytał, udając szczerze zdziwionego. Nawet rozejrzał się dookoła. A tam, rzecz jasna, pustka. Przybliżył też dłonie z papierem do siebie, jak gdyby chciał go schować do własnej kieszeni.
- Czyli mogę przeczytać? - zadał kolejne pytanie, unosząc brwi do góry. Skoro to nic takiego, to nie zrobi jej to różnicy, prawda?
Pergamin ponownie zaszeleścił pod wpływem palców Notta. Patrzył na dziewczynę wyczekująco, jak gdyby ciekawiły go jej reakcje, słowa. Być może poświęcał jej zbyt wiele czasu, a być może to miał być zwykły przerywnik podczas cotygodniowych sprawunków? Nieistotne. Istotnym było tylko to, czy należało to przeciągać, czy już nie?
- Naprawdę? A czy ktoś tu kogoś pyta o zdanie? - spytał, udając szczerze zdziwionego. Nawet rozejrzał się dookoła. A tam, rzecz jasna, pustka. Przybliżył też dłonie z papierem do siebie, jak gdyby chciał go schować do własnej kieszeni.
- Czyli mogę przeczytać? - zadał kolejne pytanie, unosząc brwi do góry. Skoro to nic takiego, to nie zrobi jej to różnicy, prawda?
The devil's in his hole
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Może nie zamierzał, ale skąd miała to wiedzieć? Wolała zachować ostrożność, tym bardziej, że postawa mężczyzny wcale nie skłaniała jej do uspokojenia się i porzucenia obaw. Z pozoru wyglądał normalnie, ale jakby na to nie patrzeć, jej ojciec także wydawał się uczciwym i poukładanym czarodziejem, urzędnikiem ministerstwa. A w rzeczywistości był ogarniętym obsesją szaleńcem, gotowym zrobić wszystko, byle tylko dopiąć swojego celu. Tak więc Raven wiedziała, że niepozorny wygląd może być zwodniczy. I trudno było zdobyć jej zaufanie.
Gdy jednak ten po raz kolejny odmówił oddania pergaminu, zirytowała się.
- Nie – powiedziała szorstko, wyciągając wreszcie różdżkę i celując nią w świstek trzymany przez mężczyznę. – Accio pergamin!
Miała nadzieję, że list wyrwie się z dłoni mężczyzny i poszybuje prosto w jej ręce, tak, by mogła znowu starannie go ukryć. A po powrocie do domu Colina zapewne wrzuci go do kominka, gdzie lądowały wszystkie listy ojca. Powinna to zrobić od razu po przeczytaniu go. Ba, nie powinna go nawet czytać, ale mimo całego wstrętu do Williama, nadal tkwiło w niej bardzo niechętne, wpojone jej w dzieciństwie poczucie szacunku do ojca. Z czym jednak starała się walczyć, uwolnić się od tego, co sączył w jej umysł.
/sorry, że tak krótko i w ogóle, ale nie mam weny na tą postać :/
Gdy jednak ten po raz kolejny odmówił oddania pergaminu, zirytowała się.
- Nie – powiedziała szorstko, wyciągając wreszcie różdżkę i celując nią w świstek trzymany przez mężczyznę. – Accio pergamin!
Miała nadzieję, że list wyrwie się z dłoni mężczyzny i poszybuje prosto w jej ręce, tak, by mogła znowu starannie go ukryć. A po powrocie do domu Colina zapewne wrzuci go do kominka, gdzie lądowały wszystkie listy ojca. Powinna to zrobić od razu po przeczytaniu go. Ba, nie powinna go nawet czytać, ale mimo całego wstrętu do Williama, nadal tkwiło w niej bardzo niechętne, wpojone jej w dzieciństwie poczucie szacunku do ojca. Z czym jednak starała się walczyć, uwolnić się od tego, co sączył w jej umysł.
/sorry, że tak krótko i w ogóle, ale nie mam weny na tą postać :/
Słusznie. Ludziom nie należy ufać, bez względu na doświadczenia życiowe. Chociaż nie ulega wątpliwościom, że Raven miała w tej kwestii najwięcej do powiedzenia. Julius nie znał tej dziewczyny, nie wiedział także o jej przeżyciach. Dla niego aktualnie była jedną, wielką niewiadomą, która jawiła się jako ktoś, kto zachowuje się co najmniej p o d e j r z a n i e. Źle jej z oczu patrzyło, była zbyt spłoszona i zbyt agresywna jednocześnie. To była zaskakująca mieszkanka, której Nott nie potrafił rozgryźć. Może kierowała się zasadą najlepszą obroną jest atak? W każdym razie nie zmyła swym zachowaniem podejrzliwości mężczyzny. Z drugiej strony, to cóż takiego mogła załatwiać ledwie wyrośnięta pannica w opustoszałym Hogsmeade? Hm, jeżeli chodzi o szpiegostwo, to im bardziej niepozorne osoby, tym większa szansa na sukces. Przytaknął swoim myślom, jednocześnie nie przestając obserwować zachowania i gestów nieznajomej. Zauważył, że wyciąga różdżkę w jego kierunku, dlatego zdążył zacisnąć pergamin w dłoni. Nie cały, bowiem kawałek, dolnej części pod wpływem zaklęcia uległ rozerwaniu. Z pewnością więc Julius nie dostrzeże podpisu tegoż listu, nie skojarzy Williama i chyba wszystko będzie w porządku?
- Strasznie dużo zachodu jak na zwykły list od rodziny - powiedział w końcu, nie rozluźniając uścisku. Papier z pewnością będzie bardzo pomięty. - Może powinienem to zgłosić do Ministerstwa? - spytał, niby od niechcenia. Wiadomo jednak, że chciał trochę Baudelaire nastraszyć. Sam do końca nie potrafił określić, czego powinien spodziewać się po tym rzekomym liście. Czy dziewczyna mówi prawdę, czy nie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że właściwie dlaczego go to w ogóle interesowało i dlaczego stał tutaj, marnując swój cenny czas? Zamiast wybrać się do Lestrange'ów z prezentami dla młodych?
- Strasznie dużo zachodu jak na zwykły list od rodziny - powiedział w końcu, nie rozluźniając uścisku. Papier z pewnością będzie bardzo pomięty. - Może powinienem to zgłosić do Ministerstwa? - spytał, niby od niechcenia. Wiadomo jednak, że chciał trochę Baudelaire nastraszyć. Sam do końca nie potrafił określić, czego powinien spodziewać się po tym rzekomym liście. Czy dziewczyna mówi prawdę, czy nie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że właściwie dlaczego go to w ogóle interesowało i dlaczego stał tutaj, marnując swój cenny czas? Zamiast wybrać się do Lestrange'ów z prezentami dla młodych?
The devil's in his hole
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/początek października
Ani się obejrzała, jak wrzesień minął i nastał październik, jeszcze chłodniejszy i bardziej deszczowy niż poprzedzający miesiąc, sprawiający, że malowanie na Pokątnej stawało się coraz mniej przyjemne, a chęć znalezienia przytulnego kąta na zimę coraz bardziej rozpaczliwa.
Potrzebowała jednak na trochę wyrwać się z Londynu. Bo chociaż polubiła mieszkanie z bratem i regularne wizyty na Pokątnej, czasami coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że czuje się przytłoczona miejskim gwarem. Życie najpierw w domku Weasleyów położonym na odludziu, a potem siedem lat w Hogwarcie zdecydowanie jej do tego nie przyzwyczaiło.
Rok temu o tej porze była uczennicą Hogwartu. Teraz była młodą uliczną malarką, która w dodatku od jakichś pięciu tygodni nosiła na palcu pierścionek zaręczynowy. Czasem nie mogła uwierzyć, że ten rok tak szybko zleciał, i że okres bezpośrednio po zakończeniu szkoły przyniósł tak daleko idącą zmianę w jej życiu.
To wszystko sprawiło, że pewnego dnia w jej głowie zrodził się pomysł wypadu do Hogsmeade. Brakowało jej magicznej wioski, która podczas okresu nauki była regularną atrakcją lubianą przez uczniów. Za zachomikowane skromne kieszonkowe kupowała sobie niesamowite słodycze i przesiadywała w ciepłym, pachnącym piwem kremowym wnętrzu gospody Pod Trzema Miotłami.
Doszła do wniosku, że najlepiej byłoby urządzić sobie taką podróż pełną wspomnień wspólnie z kimś znajomym, komu także mogłoby to sprawić przyjemność, dlatego napisała do Eilis. A teraz pojawiła się w wiosce jako pierwsza, więc, czekając na koleżankę, kręciła się po głównej ulicy, wsuwając ręce do kieszeni znoszonego, jesiennego płaszczyka w ciemnoszarym kolorze kontrastującym z płomiennorudymi włosami. Chyba niedawno musiało padać; droga była rozmokła, a aportując się, panna Weasley omal nie wylądowała w rozległej kałuży. Pachniało dużo przyjemniej niż w Londynie, gdzie w powietrzu unosiła się woń tych dziwacznych mugolskich pojazdów. Niewielkie, drewniane domki o spadzistych dachach były jednak równie urokliwe, jak dawniej, choć najpiękniej wyglądały zimą, gdy śnieg nadawał im wyglądu lukrowanych chatek z piernika, a w oddali majaczył zarys wieżyczek Hogwartu.
Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, choć bez wątpienia było teraz dużo bardziej pusto niż w te dni, kiedy przybywali tu uczniowie. Ale, podczas gdy mugolski Londyn był zatłoczony, głośny i pełen wysokich budynków, niepozorna, odludna wioska zachowała swój unikalny magiczny charakter, jaki miała tego dnia, kiedy Lyra, wówczas jako trzynastolatka, uczestniczyła w swoim pierwszym szkolnym wyjściu.
Krążyła tak, oglądając sklepowe wystawy (najwięcej czasu poświęciła oczywiście tej w Miodowym Królestwie), ale póki co nigdzie nie wchodziła; czekała na przybycie Eilis. Zapach słodyczy sączący się z drzwi, które właśnie otworzyła wychodząca ze środka staruszka, dotarł jednak do Lyry, stanowiąc niezwykłą pokusę. Zaciągnęła się nim na moment, a na jej piegowatej buzi pojawił się uśmiech.
Była to woń przeszłości, za którą tęskniła.
Ani się obejrzała, jak wrzesień minął i nastał październik, jeszcze chłodniejszy i bardziej deszczowy niż poprzedzający miesiąc, sprawiający, że malowanie na Pokątnej stawało się coraz mniej przyjemne, a chęć znalezienia przytulnego kąta na zimę coraz bardziej rozpaczliwa.
Potrzebowała jednak na trochę wyrwać się z Londynu. Bo chociaż polubiła mieszkanie z bratem i regularne wizyty na Pokątnej, czasami coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że czuje się przytłoczona miejskim gwarem. Życie najpierw w domku Weasleyów położonym na odludziu, a potem siedem lat w Hogwarcie zdecydowanie jej do tego nie przyzwyczaiło.
Rok temu o tej porze była uczennicą Hogwartu. Teraz była młodą uliczną malarką, która w dodatku od jakichś pięciu tygodni nosiła na palcu pierścionek zaręczynowy. Czasem nie mogła uwierzyć, że ten rok tak szybko zleciał, i że okres bezpośrednio po zakończeniu szkoły przyniósł tak daleko idącą zmianę w jej życiu.
To wszystko sprawiło, że pewnego dnia w jej głowie zrodził się pomysł wypadu do Hogsmeade. Brakowało jej magicznej wioski, która podczas okresu nauki była regularną atrakcją lubianą przez uczniów. Za zachomikowane skromne kieszonkowe kupowała sobie niesamowite słodycze i przesiadywała w ciepłym, pachnącym piwem kremowym wnętrzu gospody Pod Trzema Miotłami.
Doszła do wniosku, że najlepiej byłoby urządzić sobie taką podróż pełną wspomnień wspólnie z kimś znajomym, komu także mogłoby to sprawić przyjemność, dlatego napisała do Eilis. A teraz pojawiła się w wiosce jako pierwsza, więc, czekając na koleżankę, kręciła się po głównej ulicy, wsuwając ręce do kieszeni znoszonego, jesiennego płaszczyka w ciemnoszarym kolorze kontrastującym z płomiennorudymi włosami. Chyba niedawno musiało padać; droga była rozmokła, a aportując się, panna Weasley omal nie wylądowała w rozległej kałuży. Pachniało dużo przyjemniej niż w Londynie, gdzie w powietrzu unosiła się woń tych dziwacznych mugolskich pojazdów. Niewielkie, drewniane domki o spadzistych dachach były jednak równie urokliwe, jak dawniej, choć najpiękniej wyglądały zimą, gdy śnieg nadawał im wyglądu lukrowanych chatek z piernika, a w oddali majaczył zarys wieżyczek Hogwartu.
Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, choć bez wątpienia było teraz dużo bardziej pusto niż w te dni, kiedy przybywali tu uczniowie. Ale, podczas gdy mugolski Londyn był zatłoczony, głośny i pełen wysokich budynków, niepozorna, odludna wioska zachowała swój unikalny magiczny charakter, jaki miała tego dnia, kiedy Lyra, wówczas jako trzynastolatka, uczestniczyła w swoim pierwszym szkolnym wyjściu.
Krążyła tak, oglądając sklepowe wystawy (najwięcej czasu poświęciła oczywiście tej w Miodowym Królestwie), ale póki co nigdzie nie wchodziła; czekała na przybycie Eilis. Zapach słodyczy sączący się z drzwi, które właśnie otworzyła wychodząca ze środka staruszka, dotarł jednak do Lyry, stanowiąc niezwykłą pokusę. Zaciągnęła się nim na moment, a na jej piegowatej buzi pojawił się uśmiech.
Była to woń przeszłości, za którą tęskniła.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nadal nie wiem, jak na Eilis wpłynął wrzesień, więc nie zadawaj mi pytań co u niej
Od śmierci Zaima minął już miesiąc, a mi wciąż było się trudno pozbierać. Patrzyłam jak Seth jest dzielny, stara się odnaleźć w nowej sytuacji, ale nie potrafiłam pogodzić się z tą stratą. Na pewno było lepiej niż miesiąc temu. Garrett szepnął ci kilka słówek, że potrzebuję teraz przyjaciół bardziej niż powietrza, ale nie potrafiłam z żadnym z was rozmawiać. W zamian za to zatracałam się w toksycznych relacjach z uzdrowicielem.
Podobno potrzebowałam relaksu, ale nie chciałam w to wierzyć. Odprężałam się w pracy, a szał zakupów wydawał mi się po prostu nie na miejscu, jednak obiecałam sobie, że kupię tylko składników eliksirów i jakąś fajną książkę o smokach. A może miniaturkę dla Charliego? Nawet nie przypominałam sobie okresu szkolnego. Po prostu potrzebowałam czegoś, co odetnie moje myśli. Dasz radę to zrobisz, Lyra? Nie mogłam długo odmawiać. Miałam wrażenie, że przywieziesz mnie tu nawet siłą. Po raz kolejny walczyłam z Błędnym Rycerzem.
Przeklinałam ten pomysł. Pogoda jak to w Wielkiej Brytanii bywała w kratkę, a ja co chwilę się rozbierałam albo ubierałam z kilku warstw. Nawet jeśli miałam kiepski humor, nigdy nie założyłam spodni. I tym razem miałam delikatną sukienkę oraz ciemnofioletowy płaszcz. Szalik tańczył z wiatrem, a ja nie chciałam już tym walczyć. Wszystko mi było obojętne.
Hogsmeade, czy zaczarujesz mnie dzisiaj? Otul mnie swoim ciepłem. Pokaż, że nie poddajesz się jesiennej chandrze, dodaj mi trochę sił życiowych. Mocniej zawiązuję poły płaszcza, czując się osłabiona. Powinnam w domu się wygrzać, przy Dotyku Meduzy starałam się unikać każdej najmniejszej choroby. Łapałam wszystko jak małe dziecko, a żaden uzdrowiciel nie potrafił mi pomóc.
Przytuliłam cię od tyłu, od razu czując przyjemne ciepło. Może nie powinnam odcinać się od przyjaciół, ale nie widziałam sensu trwania przy was z nieobecnym spojrzeniem. Nie chciałam o niczym rozmawiać, co dotyczyło mnie. Dasz radę, Lyra? Prędko schowałam dłonie do kieszeni płaszcza.
- Och, nie mów, że będziesz tu malować – jęknęłam od razu niezadowolona. Pamiętałam, że ulica jest twoim ulubionym miejscem na obrazy, ale nie chciałam tkwić na tym zimnie i wykrzykiwać na ulicy „lady Weasley i jej wielki talent”.
– Masz jakiś plan na zakupy? – pytam, a opuszkami palców sięgam do jej pierścionka zaręczynowego i od razu się uśmiecham – Pięknie podkreśla ci oczy
Od śmierci Zaima minął już miesiąc, a mi wciąż było się trudno pozbierać. Patrzyłam jak Seth jest dzielny, stara się odnaleźć w nowej sytuacji, ale nie potrafiłam pogodzić się z tą stratą. Na pewno było lepiej niż miesiąc temu. Garrett szepnął ci kilka słówek, że potrzebuję teraz przyjaciół bardziej niż powietrza, ale nie potrafiłam z żadnym z was rozmawiać. W zamian za to zatracałam się w toksycznych relacjach z uzdrowicielem.
Podobno potrzebowałam relaksu, ale nie chciałam w to wierzyć. Odprężałam się w pracy, a szał zakupów wydawał mi się po prostu nie na miejscu, jednak obiecałam sobie, że kupię tylko składników eliksirów i jakąś fajną książkę o smokach. A może miniaturkę dla Charliego? Nawet nie przypominałam sobie okresu szkolnego. Po prostu potrzebowałam czegoś, co odetnie moje myśli. Dasz radę to zrobisz, Lyra? Nie mogłam długo odmawiać. Miałam wrażenie, że przywieziesz mnie tu nawet siłą. Po raz kolejny walczyłam z Błędnym Rycerzem.
Przeklinałam ten pomysł. Pogoda jak to w Wielkiej Brytanii bywała w kratkę, a ja co chwilę się rozbierałam albo ubierałam z kilku warstw. Nawet jeśli miałam kiepski humor, nigdy nie założyłam spodni. I tym razem miałam delikatną sukienkę oraz ciemnofioletowy płaszcz. Szalik tańczył z wiatrem, a ja nie chciałam już tym walczyć. Wszystko mi było obojętne.
Hogsmeade, czy zaczarujesz mnie dzisiaj? Otul mnie swoim ciepłem. Pokaż, że nie poddajesz się jesiennej chandrze, dodaj mi trochę sił życiowych. Mocniej zawiązuję poły płaszcza, czując się osłabiona. Powinnam w domu się wygrzać, przy Dotyku Meduzy starałam się unikać każdej najmniejszej choroby. Łapałam wszystko jak małe dziecko, a żaden uzdrowiciel nie potrafił mi pomóc.
Przytuliłam cię od tyłu, od razu czując przyjemne ciepło. Może nie powinnam odcinać się od przyjaciół, ale nie widziałam sensu trwania przy was z nieobecnym spojrzeniem. Nie chciałam o niczym rozmawiać, co dotyczyło mnie. Dasz radę, Lyra? Prędko schowałam dłonie do kieszeni płaszcza.
- Och, nie mów, że będziesz tu malować – jęknęłam od razu niezadowolona. Pamiętałam, że ulica jest twoim ulubionym miejscem na obrazy, ale nie chciałam tkwić na tym zimnie i wykrzykiwać na ulicy „lady Weasley i jej wielki talent”.
– Masz jakiś plan na zakupy? – pytam, a opuszkami palców sięgam do jej pierścionka zaręczynowego i od razu się uśmiecham – Pięknie podkreśla ci oczy
self destruction is such a pretty little thing
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przez ostatnich kilka tygodni praktycznie nie miały ze sobą kontaktu, więc nawet nie wiedziała, co działo się w życiu koleżanki. Gdyby jednak wiedziała, pewnie tym bardziej chętnie zaproponowałaby jej wyprawę do Hogsmeade, by mogła odprężyć się w atmosferze miejsca jednoznacznie kojarzącego się z beztroskimi czasami dzieciństwa. Na Lyrę widok drewnianych chatek oraz sklepowych wystaw wyglądających niemal archaicznie w porównaniu z tymi w Londynie (ale przez to wydawały się bardziej znajome i przystępne) wpływał naprawdę kojąco. Czy podziała tak na Eilis?
Niedługo później usłyszała jej głos. Odwróciła się od wystawy Miodowego Królestwa, którą obserwowała z nie mniejszym zachwytem, niż wtedy, kiedy miała trzynaście lat, i dostrzegła jej szczupłą sylwetkę okutaną kilkoma warstwami ubrań.
Na bladej twarzy Lyry pojawił się uśmiech, jednak szybko odnotowała, że Eilis nie wygląda tak radośnie jak podczas ich poprzedniego spotkania pod koniec sierpnia, gdzie od wejścia trajkotała beztrosko i ekscytowała się na wzmiankę o zaręczynach panny Weasley. Teraz wyglądała mizerniej. Czyżby znowu była chora? Lub po prostu coś ją trapiło? Korciło ją, żeby o to zapytać, jednak postanowiła na razie ugryźć się w język.
- Nie będę, jest za zimno – zapewniła; obecna pogoda zdecydowanie nie sprzyjała malowaniu, było zimno, wilgotno, a wiatr mimo ubrań kąsał, szczególnie w odsłoniętą twarz i dłonie. Zresztą, gdyby przybyła tu, by malować, nie ciągnęłaby nikogo ze sobą. – Myślałam raczej o dniu pełnym wspomnień szkolnych lat. Przejdźmy się po sklepach, a potem możemy usiąść w Trzech Miotłach i napić się kremowego piwa... Tam zawsze jest ciepło i przyjemnie.
Pozwoliła, by panna Sykes sięgnęła dłonią do jej pierścionka. Lyra powoli się do niego przyzwyczajała, a także do myśli, że była zaręczona. Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Dziękuję – powiedziała. – Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku? Cieszę się, że zgodziłaś się tu spotkać, zawsze raźniej razem niż samej. Może na początek chodźmy do Miodowego Królestwa? – zaproponowała po chwili, zerkając tęsknie na sklep znajdujący się tuż za jej plecami. – Mam ogromną ochotę na coś słodkiego, a ostatni raz byłam tutaj jeszcze przed ukończeniem Hogwartu.
Po wejściu do sklepu natychmiast otuliło je przyjemne ciepło, przesycone intensywnym zapachem rozmaitych słodyczy. Kolorowe łakocie szczelnie pokrywały wszystkie półki, których jak na stosunkowo niewielki sklep wydawało się tutaj bardzo dużo. Może upchnięto je tu jakoś za pomocą czarów? Oczy Lyry błyszczały z ekscytacji.
- Uwielbiam to miejsce! – wyznała, mimo gorzkiej świadomości, że nigdy nie było jej stać na większe zakupy i musiała starannie rozważyć każdy wybór. Wypatrzyła regał z czekoladami, najpierw kierując swoje kroki właśnie do niego.
Niedługo później usłyszała jej głos. Odwróciła się od wystawy Miodowego Królestwa, którą obserwowała z nie mniejszym zachwytem, niż wtedy, kiedy miała trzynaście lat, i dostrzegła jej szczupłą sylwetkę okutaną kilkoma warstwami ubrań.
Na bladej twarzy Lyry pojawił się uśmiech, jednak szybko odnotowała, że Eilis nie wygląda tak radośnie jak podczas ich poprzedniego spotkania pod koniec sierpnia, gdzie od wejścia trajkotała beztrosko i ekscytowała się na wzmiankę o zaręczynach panny Weasley. Teraz wyglądała mizerniej. Czyżby znowu była chora? Lub po prostu coś ją trapiło? Korciło ją, żeby o to zapytać, jednak postanowiła na razie ugryźć się w język.
- Nie będę, jest za zimno – zapewniła; obecna pogoda zdecydowanie nie sprzyjała malowaniu, było zimno, wilgotno, a wiatr mimo ubrań kąsał, szczególnie w odsłoniętą twarz i dłonie. Zresztą, gdyby przybyła tu, by malować, nie ciągnęłaby nikogo ze sobą. – Myślałam raczej o dniu pełnym wspomnień szkolnych lat. Przejdźmy się po sklepach, a potem możemy usiąść w Trzech Miotłach i napić się kremowego piwa... Tam zawsze jest ciepło i przyjemnie.
Pozwoliła, by panna Sykes sięgnęła dłonią do jej pierścionka. Lyra powoli się do niego przyzwyczajała, a także do myśli, że była zaręczona. Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Dziękuję – powiedziała. – Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku? Cieszę się, że zgodziłaś się tu spotkać, zawsze raźniej razem niż samej. Może na początek chodźmy do Miodowego Królestwa? – zaproponowała po chwili, zerkając tęsknie na sklep znajdujący się tuż za jej plecami. – Mam ogromną ochotę na coś słodkiego, a ostatni raz byłam tutaj jeszcze przed ukończeniem Hogwartu.
Po wejściu do sklepu natychmiast otuliło je przyjemne ciepło, przesycone intensywnym zapachem rozmaitych słodyczy. Kolorowe łakocie szczelnie pokrywały wszystkie półki, których jak na stosunkowo niewielki sklep wydawało się tutaj bardzo dużo. Może upchnięto je tu jakoś za pomocą czarów? Oczy Lyry błyszczały z ekscytacji.
- Uwielbiam to miejsce! – wyznała, mimo gorzkiej świadomości, że nigdy nie było jej stać na większe zakupy i musiała starannie rozważyć każdy wybór. Wypatrzyła regał z czekoladami, najpierw kierując swoje kroki właśnie do niego.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie wierzę, że nie rozmawiałaś z Garrettem i nie zauważyłaś jak długo nie robiłam wypieków. Musiałaś chociaż to zauważyć. Próbowałam odwrócić uwagę od mojego stanu lakonicznymi pytaniami o kominek, ale teraz nawet on mnie nie obchodził. Jestem ci nawet wdzięczna, że się tym nie interesowałaś. Powinnam mieć ci to za złe, że to twój brat był ze mną w tych ciężkich chwilach a nie ty. Jeśli to jeszcze możliwe, to na pewno miałam większą niedowagę niż wtedy, kiedy ostatni raz się widziałyśmy. Zrobiłam od tamtego momentu mnóstwo głupstw. A jedna z nich pewnie niedługo pojawi się w czarownicy. Uwierzysz mi, że Samael Avery nosił mnie na rękach? Albo że u jego boku uczestniczyłam w ślubie szlachcica? Nie wiem, dlaczego to przed tobą ukrywam. Może pomyślisz, że zaszło między nami o krok za dużo, a ja nadal nie potrafię zebrać myśli. Samael jest zagadkowy, zarówno troskliwy jak i do szpiku arogancki. Nie mogę się skupić, wszystko dzieje się nie po mojej myśli, gdy tylko skończyły się wakacje.
- Muszę ci zrobić nowy szalik, pogoda jest świetna jak na październik, w końcu przestały nas męczyć upały – nawet nie wiesz jak to źle wpływa na moje stawy. Jestem pewna, że Dotyk Meduzy powstał w upalną, lipcową noc. Nie w sierpniową, bo wtedy spada najwięcej gwiazd i często pada.
- Często po wigilijnym spotkaniu Klubu Ślimaka chodziliśmy do Trzech Mioteł – poddaje się wspomnieniom, ale wcale nie mam ochoty pić. Za dużo używek jest w moim życiu od czasu pogrzebu. Opium, alkohol, aż dziw bierze, że nie zaczęłam palić papierosów jak Pers. Och, muszę się do niego odezwać. On zawsze potrafił mnie podnieść na duchu i sprawić, że po spotkaniu wracałam jak nowonarodzona.
- Och, Lyra, jeszcze rok temu byłaś w Hogwarcie, to nie jest jakoś super dawno, dlaczego ci tak smutno – szepczę marudnie, przyciągając cię do siebie i jeszcze raz cię przytulając. Nie uważam, aby wrzesień i październik bez Hogwartu, był czymś strasznym. Chciałabym ci opowiedzieć o wszystkim, ale nie mogę znaleźć słów. Chcę tylko odciąć swoje myśli. Będziesz potrafiła to zrobić?
- Jak ci się układa z lordem perłą? – pytam zaciekawiona, gdy wchodzimy do Miodowego Królestwa. Ostatnio nie mam w ogóle apetytu. Nawet stwierdziłam, że nigdy nie jadłam swoich wypieków. Może dlatego rozsyłałam je wszystkim? To oni mieli przytyć, a nie ja. Policzki od razu zarumieniły się od ciepła. Często szukałam tu inspiracji. Choć Miodowe Królestwo nie było dużym sklepem, nie brakowało tu nigdy żadnej słodkości. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
- Może usiądziemy, wypijemy gorącą czekoladę? – proponuje od razu, bo nie ma doprawdy lepszej czekolady niż ta z Miodowego Królestwa. I chcę, żebyś to ty mówiła, żebyś nawet nie pytała co u mnie, bo pękłoby Ci serce. Nie czekam na twoją decyzję, zajmuję jedno z miejsc i jestem gotowa zostać najlepszym słuchaczem na świecie. Tylko mów, mów do mnie i nie przerywaj.
self destruction is such a pretty little thing
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zauważyła, że Eilis ostatnio jakby ucichła, nie wysyłała nawet ciast mimo zwykłej chęci dokarmiania młodych Weasleyów, jednak wiązała to raczej z nawałem pracy lub jej chorobą. Nie wiedziała przecież o jej ostatnich problemach. Ale jej mizerność zauważyła; bo choć panna Sykes była grubo ubrana, na samej jej twarzy było widać chudość i bladość. Co też mogła uznać za skutek nadmiaru obowiązków lub pogorszenia stanu zdrowia. Widok był niepokojący i Lyra z trudem powstrzymywała cisnące się na usta pytania. W jej oczach było jednak widać, że się martwiła i zastanawiała. Eilis była jedną z jej bliższych koleżanek, więc to, co się z nią działo, nie pozostawało dla niej obojętne.
- Też się cieszę, że już nie ma upałów, dla mnie również były męczące... Ale coraz bliżej do zimy i poważnie się obawiam, że jeśli nie zdążę znaleźć żadnego miejsca, będę musiała zawiesić swoje uliczne malowanie na ten czas – powiedziała. Już teraz coraz częściej musiała malować w domu z powodu zdarzających się niekiedy obfitych deszczy, ale przecież w domu nie znajdzie nowych klientów... Parę dni temu otrzymała jednak obiecujący list od niejakiego Aloysiusa Diggory’ego, który chciał się z nią spotkać w sprawie jej obrazów, więc uczepiła się tej myśli i starannie przygotowywała się do wyznaczonego terminu. Rezultat spotkania nie był jednak pewny, więc póki co nie wspomniała o nim koleżance. Zbyt mocno bała się, że Diggory udzieli jej odmownej odpowiedzi, więc na wszelki wypadek wolała nie okazywać przedwczesnej radości.
- Sama nie wiem, Eilis – odrzekła w odpowiedzi na jej pytanie. – Mimo wszystko to było siedem szczęśliwych lat mojego życia. Mam do nich sentyment, zwłaszcza, że teraz tak szybko dopadły mnie nowe zobowiązania, o których rok temu jeszcze nawet nie myślałam. – Potarła dłonią pierścionek zaręczynowy. To oczywiste, że tęskniła za czasami dzieciństwa i młodości, wtedy wszystko wydawało się takie ciepłe, pewne. A teraz, mimo że wciąż była osóbką radosną i pełną optymizmu, w jej głowie kłębiły się obawy: o przebieg przygody z malarstwem, o zaręczyny i majaczące na horyzoncie małżeństwo z Glaucusem... Poza tym, była sentymentalna. Potrafiła z rozrzewnieniem oddawać się wspomnieniom, ilekroć znalazła swoje stare rysunki sprzed lat lub choćby przelotnie znajdowała się w miejscu, które pozytywnie jej się kojarzyło. Tak było i teraz.
- Myślę, że nie jest tak źle. Chociaż od czasu zaręczyn widzieliśmy się może kilka razy – wyjaśniła w kwestii Glaucusa. Ich relacje, o dziwo, póki co nie odbiegały znacząco od tych wcześniejszych, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Później zaczną się wspólne wyjścia na różne wydarzenia (bo przecież wypadało pokazywać się z narzeczonym) i siłą rzeczy będą musieli spędzać ze sobą czas.
Szybko zauważyła, że od momentu wejścia do sklepu, na bladą twarz Eilis wstąpiły kolory. Najwyraźniej i ona uległa niezwykłej magii i ciepłu tego miejsca. Podczas gdy Lyra krążyła między regałami, starannie rozważając każdy swój wybór odnośnie zakupów i przeliczając w myślach ceny, by wiedzieć, na ile może sobie pozwolić, panna Sykes już usiadła przy stoliku. Lyra, po dokonaniu swoich skromniutkich zakupów, natychmiast się do niej dosiadła.
- To doskonały pomysł – przytaknęła. Już po chwili obie miały przed sobą kubki pełne gorącego, rozkosznie pachnącego napoju. Żadna inna czekolada nie mogła równać się z tą z Miodowego Królestwa. Upiła łyk. – Przepyszne!
Zamyśliła się na moment. Musiała starannie zastanowić się nad kolejnym pytaniem.
- Jak sytuacja w pracy? Masz teraz dużo zleceń? – zapytała; kończył jej się zapasik eliksirów i chciała możliwie delikatnie wybadać sytuację Eilis w tym względzie, nie chciała zrzucać na nią dodatkowego obowiązku, jeśli ta ma dużo innych zajęć. Zresztą, miała jeszcze w odwodzie Olivera Burke’a, który kiedyś zaproponował jej pewien układ odnośnie eliksirów, i choć nie miała do niego takiego zaufania, jak do panny Sykes, mogłaby spróbować poprosić go o tę małą przysługę. Poza tym, za pomocą tego pytania mogła też zorientować się, czy mizerny stan koleżanki faktycznie jest spowodowany pracą, czy może innym czynnikiem, o którym nie miała pojęcia?
- Też się cieszę, że już nie ma upałów, dla mnie również były męczące... Ale coraz bliżej do zimy i poważnie się obawiam, że jeśli nie zdążę znaleźć żadnego miejsca, będę musiała zawiesić swoje uliczne malowanie na ten czas – powiedziała. Już teraz coraz częściej musiała malować w domu z powodu zdarzających się niekiedy obfitych deszczy, ale przecież w domu nie znajdzie nowych klientów... Parę dni temu otrzymała jednak obiecujący list od niejakiego Aloysiusa Diggory’ego, który chciał się z nią spotkać w sprawie jej obrazów, więc uczepiła się tej myśli i starannie przygotowywała się do wyznaczonego terminu. Rezultat spotkania nie był jednak pewny, więc póki co nie wspomniała o nim koleżance. Zbyt mocno bała się, że Diggory udzieli jej odmownej odpowiedzi, więc na wszelki wypadek wolała nie okazywać przedwczesnej radości.
- Sama nie wiem, Eilis – odrzekła w odpowiedzi na jej pytanie. – Mimo wszystko to było siedem szczęśliwych lat mojego życia. Mam do nich sentyment, zwłaszcza, że teraz tak szybko dopadły mnie nowe zobowiązania, o których rok temu jeszcze nawet nie myślałam. – Potarła dłonią pierścionek zaręczynowy. To oczywiste, że tęskniła za czasami dzieciństwa i młodości, wtedy wszystko wydawało się takie ciepłe, pewne. A teraz, mimo że wciąż była osóbką radosną i pełną optymizmu, w jej głowie kłębiły się obawy: o przebieg przygody z malarstwem, o zaręczyny i majaczące na horyzoncie małżeństwo z Glaucusem... Poza tym, była sentymentalna. Potrafiła z rozrzewnieniem oddawać się wspomnieniom, ilekroć znalazła swoje stare rysunki sprzed lat lub choćby przelotnie znajdowała się w miejscu, które pozytywnie jej się kojarzyło. Tak było i teraz.
- Myślę, że nie jest tak źle. Chociaż od czasu zaręczyn widzieliśmy się może kilka razy – wyjaśniła w kwestii Glaucusa. Ich relacje, o dziwo, póki co nie odbiegały znacząco od tych wcześniejszych, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Później zaczną się wspólne wyjścia na różne wydarzenia (bo przecież wypadało pokazywać się z narzeczonym) i siłą rzeczy będą musieli spędzać ze sobą czas.
Szybko zauważyła, że od momentu wejścia do sklepu, na bladą twarz Eilis wstąpiły kolory. Najwyraźniej i ona uległa niezwykłej magii i ciepłu tego miejsca. Podczas gdy Lyra krążyła między regałami, starannie rozważając każdy swój wybór odnośnie zakupów i przeliczając w myślach ceny, by wiedzieć, na ile może sobie pozwolić, panna Sykes już usiadła przy stoliku. Lyra, po dokonaniu swoich skromniutkich zakupów, natychmiast się do niej dosiadła.
- To doskonały pomysł – przytaknęła. Już po chwili obie miały przed sobą kubki pełne gorącego, rozkosznie pachnącego napoju. Żadna inna czekolada nie mogła równać się z tą z Miodowego Królestwa. Upiła łyk. – Przepyszne!
Zamyśliła się na moment. Musiała starannie zastanowić się nad kolejnym pytaniem.
- Jak sytuacja w pracy? Masz teraz dużo zleceń? – zapytała; kończył jej się zapasik eliksirów i chciała możliwie delikatnie wybadać sytuację Eilis w tym względzie, nie chciała zrzucać na nią dodatkowego obowiązku, jeśli ta ma dużo innych zajęć. Zresztą, miała jeszcze w odwodzie Olivera Burke’a, który kiedyś zaproponował jej pewien układ odnośnie eliksirów, i choć nie miała do niego takiego zaufania, jak do panny Sykes, mogłaby spróbować poprosić go o tę małą przysługę. Poza tym, za pomocą tego pytania mogła też zorientować się, czy mizerny stan koleżanki faktycznie jest spowodowany pracą, czy może innym czynnikiem, o którym nie miała pojęcia?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Każdej nocy, gdy czas pogasić wszystkie światła, owinąć się w kołdrę i spróbować odpocząć, dopada mnie bezgraniczny smutek. Bezsilność zaciska szpony na mojej szyi, ramionach. Lubi spocząć na klatce piersiowej, a wtedy panicznie walczę o każdy oddech. I wiem, że to siedzi we mnie. Powinnam z kimś porozmawiać, otworzyć się, lecz nie potrafię. Kto da tej osobie prawo do oceniania mojego życia i zachowania? Mogę tłumaczyć się, że to wszystko wynika z czegoś. Nie jestem pewna swojej sytuacji z Samaelem, sięgam po używki, a im bardziej się staczam, tym większe głupoty robię. I gorzej się czuję. Mój uzdrowiciel mówi, że skoro można wmówić sobie chorobę, to powinno się wmówić również, że jest się zdrowym. I podczas tej nocy cały czas próbuję. Mówię do siebie jak do małego dziecka, które nie rozumie jeszcze świata. Ból ciągle ze mną jest, nie pozwala mi odejść. Nie piekę i nie mam ochoty piec. Rozważam porzucenie pracy guwernantki, aby skupić się na pracy pod tytułem „wynalazca roku”. Jeśli się nie pospieszę, zostanie po mnie tylko posąg.
- Dlaczego jeszcze nie zaniosłaś swoich prac do galerii? – spytałam. Od dziecka wierzyłam w talent Lyry i mogłam obserwować jak się rozwija. Każde miejsce, w którym kształtuje się sztuka i jest zarówno podziwiana, powinno ją docenić. Nie sądziłam, że mąż ci zabroni pasji. Pewnego dnia, o ile nie już, zrozumie, że sztuka nie jest dla ciebie tylko ostoją, ale powietrzem potrzebnym do szczęścia. Bez niej będziesz chwiać się na nogach, cierpieć na bezsenność i nawet czekolada z Miodowego Królestwa nie będzie smakować. Ty już o tym wiesz, i ja o tym wiem. Twój narzeczony też to zrozumie. Nie można żyć bez miłości, a i ona ma różne oblicza. Można kochać ludzi, sztukę, świat, poranki, wieczory albo tylko samego siebie. I nie wiem, kiedy pojawia się tu nieszczęście. Bo patrząc na siebie w odbiciu szyby, właśnie taka się czuje. Zapadnięte policzki i szara skóra potęgują siłę sugestii, że czekolada nam dobrze zrobi, lecz wcale nie mam na nią ochoty. Wyłączam się na twoje wspomnienia o Hogwarcie, bo skupiam się na wpatrywaniu w pierścionek. Czy znaczy on dla ciebie tyle co sztuka? Nie wyobrażam sobie brać teraz ślub i zmienić wszystkie przyzwyczajenia. Zrobić miejsce dla drugiej osoby. Nie tylko w łóżku, w domu, ale także i w sercu. Harriett, jak zareagujesz, gdy tak gorączkowo myślę o przeprowadzce? Pozwolisz mi pójść własną drogą? Wzdycham ciężko, ale prędko się budzę, bo jest jeden temat, który wciąż wywołuje na mojej twarzy uśmiech.
- Wybrałaś już sukienkę? – pytam zaciekawiona, butiki to była moja trzecia skaza zaraz po aptekach i księgarniach. Oczywiście, gdybym tylko mogła to w każdej możliwej sytuacji polecałabym Harriett, ale teraz nie wyrywam się. Delektuje się ciepłem czekolady. Obejmuje wielki kielich dłońmi, lecz jeszcze jej nie spróbowałam. Uznajmy, że byłam zbyt zajęta rozmową.
- Mały łakomczuszku – śmieję się i postaram się zmusić do zrobienia jutro jakiegokolwiek wypieku. Powinnam podziękować tym, którzy wytrzymywali ze mną przez ten miesiąc, ale nadal w głowie nie pojawia mi się żaden przepis. A co jeśli po prostu przestałam to lubić? Szybko wybijam sobie to z głowy, a czubek języka moczę w czekoladzie. Słodkie, nawet za bardzo. Mój brzuch z wielką serenadą przyjmuje sygnał, że w końcu dostanie jakieś pożywienie. Nie wiem, kto tu jest bardziej naiwny. On czy ja.
- Nie, w końcu jest spokój, a ja przestałam robić za alchemika na dwóch piętrach – zauważam, ze lord Avery coraz rzadziej wysyła do mnie swoich pacjentów, ale nie wiem czy powinnam czuć ulgę czy tęsknotę. W końcu biorę solidny łyk czekolady, delektując się smakiem
– A coś ci potrzeba? – pytam, a w moim głosie pojawia się troska. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie musisz angażować w to wszystko mężczyznę, którego pod wpływem opium całowałam. Swoją głupotę zapijam jeszcze większą ilością czekolady.
- Dlaczego jeszcze nie zaniosłaś swoich prac do galerii? – spytałam. Od dziecka wierzyłam w talent Lyry i mogłam obserwować jak się rozwija. Każde miejsce, w którym kształtuje się sztuka i jest zarówno podziwiana, powinno ją docenić. Nie sądziłam, że mąż ci zabroni pasji. Pewnego dnia, o ile nie już, zrozumie, że sztuka nie jest dla ciebie tylko ostoją, ale powietrzem potrzebnym do szczęścia. Bez niej będziesz chwiać się na nogach, cierpieć na bezsenność i nawet czekolada z Miodowego Królestwa nie będzie smakować. Ty już o tym wiesz, i ja o tym wiem. Twój narzeczony też to zrozumie. Nie można żyć bez miłości, a i ona ma różne oblicza. Można kochać ludzi, sztukę, świat, poranki, wieczory albo tylko samego siebie. I nie wiem, kiedy pojawia się tu nieszczęście. Bo patrząc na siebie w odbiciu szyby, właśnie taka się czuje. Zapadnięte policzki i szara skóra potęgują siłę sugestii, że czekolada nam dobrze zrobi, lecz wcale nie mam na nią ochoty. Wyłączam się na twoje wspomnienia o Hogwarcie, bo skupiam się na wpatrywaniu w pierścionek. Czy znaczy on dla ciebie tyle co sztuka? Nie wyobrażam sobie brać teraz ślub i zmienić wszystkie przyzwyczajenia. Zrobić miejsce dla drugiej osoby. Nie tylko w łóżku, w domu, ale także i w sercu. Harriett, jak zareagujesz, gdy tak gorączkowo myślę o przeprowadzce? Pozwolisz mi pójść własną drogą? Wzdycham ciężko, ale prędko się budzę, bo jest jeden temat, który wciąż wywołuje na mojej twarzy uśmiech.
- Wybrałaś już sukienkę? – pytam zaciekawiona, butiki to była moja trzecia skaza zaraz po aptekach i księgarniach. Oczywiście, gdybym tylko mogła to w każdej możliwej sytuacji polecałabym Harriett, ale teraz nie wyrywam się. Delektuje się ciepłem czekolady. Obejmuje wielki kielich dłońmi, lecz jeszcze jej nie spróbowałam. Uznajmy, że byłam zbyt zajęta rozmową.
- Mały łakomczuszku – śmieję się i postaram się zmusić do zrobienia jutro jakiegokolwiek wypieku. Powinnam podziękować tym, którzy wytrzymywali ze mną przez ten miesiąc, ale nadal w głowie nie pojawia mi się żaden przepis. A co jeśli po prostu przestałam to lubić? Szybko wybijam sobie to z głowy, a czubek języka moczę w czekoladzie. Słodkie, nawet za bardzo. Mój brzuch z wielką serenadą przyjmuje sygnał, że w końcu dostanie jakieś pożywienie. Nie wiem, kto tu jest bardziej naiwny. On czy ja.
- Nie, w końcu jest spokój, a ja przestałam robić za alchemika na dwóch piętrach – zauważam, ze lord Avery coraz rzadziej wysyła do mnie swoich pacjentów, ale nie wiem czy powinnam czuć ulgę czy tęsknotę. W końcu biorę solidny łyk czekolady, delektując się smakiem
– A coś ci potrzeba? – pytam, a w moim głosie pojawia się troska. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie musisz angażować w to wszystko mężczyznę, którego pod wpływem opium całowałam. Swoją głupotę zapijam jeszcze większą ilością czekolady.
self destruction is such a pretty little thing
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Główna ulica
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade