Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade
Ksiegarnia Beedle'a
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Ksiegarnia Beedle'a
Niewielka księgarnia ulokowana nieopodal Sowiej Poczty, na skrzyżowaniu głównej ulicy i ścieżki prowadzącej do Hogwartu.
Można tu znaleźć właściwie wszystko, od podręczników i poradników po harlequiny, horrory, thrillery, dramaty i książeczki z dowcipami. Właścicielka księgarni, Madame Reyes, szczyci się największą w Anglii kolekcją magicznych baśni. Honorowe miejsce na półkach zajmują oczywiście Baśnie Barda Beedle'a.
Na drzwiach zawieszono tabliczkę: "Zakaz wstępu dla psów, insektów i Beatrix Bloxam". Choć od śmierci Beatrix - zatwardziałej przeciwniczki Baśni Barda Beedle'a - minęło blisko czterdzieści pięć lat, właścicielka księgarni utrzymuje, że zakaz jest wciąż aktualny.
Uwaga, niektóre z tutejszych książek są zaczarowane i potrafią płatać figle!
Można tu znaleźć właściwie wszystko, od podręczników i poradników po harlequiny, horrory, thrillery, dramaty i książeczki z dowcipami. Właścicielka księgarni, Madame Reyes, szczyci się największą w Anglii kolekcją magicznych baśni. Honorowe miejsce na półkach zajmują oczywiście Baśnie Barda Beedle'a.
Na drzwiach zawieszono tabliczkę: "Zakaz wstępu dla psów, insektów i Beatrix Bloxam". Choć od śmierci Beatrix - zatwardziałej przeciwniczki Baśni Barda Beedle'a - minęło blisko czterdzieści pięć lat, właścicielka księgarni utrzymuje, że zakaz jest wciąż aktualny.
Uwaga, niektóre z tutejszych książek są zaczarowane i potrafią płatać figle!
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:02, w całości zmieniany 2 razy
Nic nie mierziło mnie bardziej niż właśnie takie sytuacje. Wiedziałem, że uśmiech Sallowa był fałszywy, że prędzej udławilibyśmy się własnymi językami niż zjedli ze sobą obiad, a mimo to zapraszał mnie do Fantasmagorie – na pokaz. Żeby zrobić dobre wrażenie na... Właściwie na kim? Na córce? Pracownicy księgarni? A może po prostu chciał zagrać mi tą dwulicowością na nosie? Odrażające. Skoro już patrzyliśmy ku sobie wilkiem, niech chociaż ma na tyle odwagi – i przyzwoitości – by szczerze okazywać tę niechęć, nie zaś zmieniać maski zależnie od okazji. Jakby naprawdę mógł cokolwiek w ten sposób ugrać, osiągnąć.
Nawet mu na tę propozycję nie odpowiedziałem; wyraz mojej twarzy powinien być wystarczająco wymowny, wyrazić więcej niż tysiąc słów. Słyszałem, że Fantasmagorie było niebywale eleganckim lokalem, serwowane posiłki kosztowały niemały majątek, a co ciekawsze – występowały tam syreny w roli podwodnych tancerek. I choć możliwość podziwiania ich czarownego uroku brzmiała kusząco, to na pewno nie z takim towarzystwem, nie w tych czasach.
Zdawało mi się, że komentarz dotyczący otrzymanych przez niego odznaczeń nie spotkał się z aprobatą Sallowa. Dlaczego? Czyżby naprawdę dziwił się, że nie biję przed nim pokłonów? Że nie chciałbym iść w jego ślady? Na Merlina; prawie zadławiłem się w reakcji na zaprawiony jadem przytyk dotyczący mojej rzekomej bezczynności. Bo przecież to właśnie sugerował. Skoro nie bawiłem się w samosądy, w mordowanie innych czarodziejów, albo i niemagicznych, to marnowałem swój potencjał. Szkoda, że nie mógł go teraz usłyszeć Solas, na pewno byłby niebywale dumny. – Wiem, że trudno będzie ci w to uwierzyć, ale na świecie istnieją ważniejsze rzeczy niż działanie pod publiczkę, Sallow. – Nie wierzyłem, żeby zrobił cokolwiek, co naprawdę można było uznać za dobre i pożyteczne. Coś, co przyczyniłoby się do przywrócenia spokoju Wyspom. W jakim świecie będą dorastać nasze dzieci? Jeśli jego, ich, definicją bohaterstwa będzie wieczne dolewanie oliwy do ognia? – Poza tym, w takim razie muszę powiedzieć Jaydenowi, żeby zgłosił się przy najbliższej okazji po swoje odznaczenie – dodałem z udawanym namysłem. Pieniądze zebrane w trakcie sympozjum naukowego miały zostać przekazane na dofinansowanie młodych badaczy. Tego chyba nie mógł nazwać bezczynnością, prawda? Był tam, próbował wciskać nos w nieswoje sprawy, rozporządzać nieswoimi środkami... Powinien pamiętać.
Co przypomniało mi, że ważył się wtedy rozmawiać z Jade. O czym dokładnie? Czego jeszcze od niej chciał...? Krążąca w moich żyłach wściekłość skutecznie paraliżowała mięśnie, nakazując tkwić w tym samym miejscu, w którym zatrzymały mnie łzy młodej dziewuszki. Niemalże nie dosłyszałem sztywnych, nieszczerych kondolencji Corneliusa; krew zbyt głośno dudniła mi w uszach. Tyle dobrze, że miałem przy sobie Jarvisa. To on utrzymywał mnie w ryzach, zakotwiczał w tu i teraz, nie pozwalając wypowiedzieć słów, które mogłyby sprowadzić na mnie – na nas – niemałe kłopoty. Albo przechodzić do rękoczynów.
Odetchnąłem kilka razy, próbując uspokoić i spowolnić oddech, obejmując niewidzącym wzrokiem sylwetki rozmawiających ze sobą ojca i córki. Ich słowa wpadały jednym uchem, a wypadały drugim. Zdrajcy z Somerset, opera, tobie też by się spodobała.
Komu tobie?
Zamrugałem, spoglądając to na Sallowa, to na Jarvisa, ku któremu musiał skierować tę uwagę. – Wątpliwie – wycedziłem tylko, przenosząc dłoń z ramienia syna na jego głowę w czułym, obronnym geście. Choć mały nie miał jeszcze okazji poznać wujka Rhennarda, to chciałem wierzyć, że jeszcze kiedyś zyskam okazję, by zapoznać ich ze sobą, a tym samym zaszczepić w Jarvisie pozytywne skojarzenia ze wspomnianym hrabstwem i opiekującymi się nim lordami i damami. Powinniśmy odwiedzić rezerwat znikaczy, wybrać się na spacer po Dolinie Godryka – gdybym tylko mógł zyskać pewność, że będziemy wtedy bezpieczni...!
– Powiedz mi, kiedy to stałeś się takim specjalistą od szanujących się dam i dobrze wychowanych chłopców, hm? – Uniosłem wyżej brwi, spoglądając ku rozmówcy z kpiną. Kobiety nie powinny nosić tego, chłopcy rozmawiać o tamtym, czekam, aż Ministerstwo wyda w tej sprawie jakiś dekret. A może Walczący Mag powinien poświęcić wspomnianemu problemowi najnowszy numer? – Mam nadzieję, że twój syn nie robi takich okropności – dodałem jeszcze, próbując wbić mu w ten sposób szpilę. Latka leciały, nie zależało mu przypadkiem na tym, by przedłużyć linię Sallowów? Na chwałę czystej krwi i nowego ładu?
Nawet nie wiedziałem, że mogę uderzyć mocniej niż zamierzałem.
– Cieszę się, panno Hersilio – zwróciłem się do blondyneczki, kiedy potwierdziła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, skinąwszy jej przy tym krótko głową; bez cienia niechęci czy złości. Może i zadzierała nosa, lecz winę za to zachowanie dodawałem do konta Corneliusa. – Życzymy dużo zdrowia – dodałem jeszcze z delikatnym, zatroskanym uśmiechem, gdy zakasłała; z nerwów?
– Co to pończo...? – próbował dopytać skonsternowany Jarvis, ale naprawdę nie byłem teraz gotowy na tę rozmowę, rozmowę o pończoszkach, rajstopkach, stanikach i, nie daj Merlinie, gorsetach, toteż poczochrałem mu tylko fryzurę, nie zamierzając zmienić podjętej decyzji. – Kiedyś ci wytłumaczę. A teraz idziemy, no już, jeszcze wiele atrakcji przed nami. – Chciałem uspokoić wyraźnie niezadowolonego syna obietnicą innych rozrywek. Widziałem, że wolałby dalej rozmawiać z Hersilią, poznać ją bliżej, pokazać swoją książkę z pięknymi, ruchomymi ilustracjami i zapytać, dlaczego kaszle, czy jest chora. To jednak nie byłby dobry pomysł. Niestety. – Do widzenia – odpowiedziałem głośno, kierując to pożegnanie nie tylko do nich, co również zasiadającej w głębi sklepu pracownicy księgarni. Jarvis pomachał panience Sallow z niekłamaną dziecięcą sympatią, odrywając od niej wzrok dopiero wtedy, gdy wyszliśmy na zabłoconą uliczkę Hogsmeade.
I oby reszta tego dnia minęła już przyjemniej.
| zt
Nawet mu na tę propozycję nie odpowiedziałem; wyraz mojej twarzy powinien być wystarczająco wymowny, wyrazić więcej niż tysiąc słów. Słyszałem, że Fantasmagorie było niebywale eleganckim lokalem, serwowane posiłki kosztowały niemały majątek, a co ciekawsze – występowały tam syreny w roli podwodnych tancerek. I choć możliwość podziwiania ich czarownego uroku brzmiała kusząco, to na pewno nie z takim towarzystwem, nie w tych czasach.
Zdawało mi się, że komentarz dotyczący otrzymanych przez niego odznaczeń nie spotkał się z aprobatą Sallowa. Dlaczego? Czyżby naprawdę dziwił się, że nie biję przed nim pokłonów? Że nie chciałbym iść w jego ślady? Na Merlina; prawie zadławiłem się w reakcji na zaprawiony jadem przytyk dotyczący mojej rzekomej bezczynności. Bo przecież to właśnie sugerował. Skoro nie bawiłem się w samosądy, w mordowanie innych czarodziejów, albo i niemagicznych, to marnowałem swój potencjał. Szkoda, że nie mógł go teraz usłyszeć Solas, na pewno byłby niebywale dumny. – Wiem, że trudno będzie ci w to uwierzyć, ale na świecie istnieją ważniejsze rzeczy niż działanie pod publiczkę, Sallow. – Nie wierzyłem, żeby zrobił cokolwiek, co naprawdę można było uznać za dobre i pożyteczne. Coś, co przyczyniłoby się do przywrócenia spokoju Wyspom. W jakim świecie będą dorastać nasze dzieci? Jeśli jego, ich, definicją bohaterstwa będzie wieczne dolewanie oliwy do ognia? – Poza tym, w takim razie muszę powiedzieć Jaydenowi, żeby zgłosił się przy najbliższej okazji po swoje odznaczenie – dodałem z udawanym namysłem. Pieniądze zebrane w trakcie sympozjum naukowego miały zostać przekazane na dofinansowanie młodych badaczy. Tego chyba nie mógł nazwać bezczynnością, prawda? Był tam, próbował wciskać nos w nieswoje sprawy, rozporządzać nieswoimi środkami... Powinien pamiętać.
Co przypomniało mi, że ważył się wtedy rozmawiać z Jade. O czym dokładnie? Czego jeszcze od niej chciał...? Krążąca w moich żyłach wściekłość skutecznie paraliżowała mięśnie, nakazując tkwić w tym samym miejscu, w którym zatrzymały mnie łzy młodej dziewuszki. Niemalże nie dosłyszałem sztywnych, nieszczerych kondolencji Corneliusa; krew zbyt głośno dudniła mi w uszach. Tyle dobrze, że miałem przy sobie Jarvisa. To on utrzymywał mnie w ryzach, zakotwiczał w tu i teraz, nie pozwalając wypowiedzieć słów, które mogłyby sprowadzić na mnie – na nas – niemałe kłopoty. Albo przechodzić do rękoczynów.
Odetchnąłem kilka razy, próbując uspokoić i spowolnić oddech, obejmując niewidzącym wzrokiem sylwetki rozmawiających ze sobą ojca i córki. Ich słowa wpadały jednym uchem, a wypadały drugim. Zdrajcy z Somerset, opera, tobie też by się spodobała.
Komu tobie?
Zamrugałem, spoglądając to na Sallowa, to na Jarvisa, ku któremu musiał skierować tę uwagę. – Wątpliwie – wycedziłem tylko, przenosząc dłoń z ramienia syna na jego głowę w czułym, obronnym geście. Choć mały nie miał jeszcze okazji poznać wujka Rhennarda, to chciałem wierzyć, że jeszcze kiedyś zyskam okazję, by zapoznać ich ze sobą, a tym samym zaszczepić w Jarvisie pozytywne skojarzenia ze wspomnianym hrabstwem i opiekującymi się nim lordami i damami. Powinniśmy odwiedzić rezerwat znikaczy, wybrać się na spacer po Dolinie Godryka – gdybym tylko mógł zyskać pewność, że będziemy wtedy bezpieczni...!
– Powiedz mi, kiedy to stałeś się takim specjalistą od szanujących się dam i dobrze wychowanych chłopców, hm? – Uniosłem wyżej brwi, spoglądając ku rozmówcy z kpiną. Kobiety nie powinny nosić tego, chłopcy rozmawiać o tamtym, czekam, aż Ministerstwo wyda w tej sprawie jakiś dekret. A może Walczący Mag powinien poświęcić wspomnianemu problemowi najnowszy numer? – Mam nadzieję, że twój syn nie robi takich okropności – dodałem jeszcze, próbując wbić mu w ten sposób szpilę. Latka leciały, nie zależało mu przypadkiem na tym, by przedłużyć linię Sallowów? Na chwałę czystej krwi i nowego ładu?
Nawet nie wiedziałem, że mogę uderzyć mocniej niż zamierzałem.
– Cieszę się, panno Hersilio – zwróciłem się do blondyneczki, kiedy potwierdziła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, skinąwszy jej przy tym krótko głową; bez cienia niechęci czy złości. Może i zadzierała nosa, lecz winę za to zachowanie dodawałem do konta Corneliusa. – Życzymy dużo zdrowia – dodałem jeszcze z delikatnym, zatroskanym uśmiechem, gdy zakasłała; z nerwów?
– Co to pończo...? – próbował dopytać skonsternowany Jarvis, ale naprawdę nie byłem teraz gotowy na tę rozmowę, rozmowę o pończoszkach, rajstopkach, stanikach i, nie daj Merlinie, gorsetach, toteż poczochrałem mu tylko fryzurę, nie zamierzając zmienić podjętej decyzji. – Kiedyś ci wytłumaczę. A teraz idziemy, no już, jeszcze wiele atrakcji przed nami. – Chciałem uspokoić wyraźnie niezadowolonego syna obietnicą innych rozrywek. Widziałem, że wolałby dalej rozmawiać z Hersilią, poznać ją bliżej, pokazać swoją książkę z pięknymi, ruchomymi ilustracjami i zapytać, dlaczego kaszle, czy jest chora. To jednak nie byłby dobry pomysł. Niestety. – Do widzenia – odpowiedziałem głośno, kierując to pożegnanie nie tylko do nich, co również zasiadającej w głębi sklepu pracownicy księgarni. Jarvis pomachał panience Sallow z niekłamaną dziecięcą sympatią, odrywając od niej wzrok dopiero wtedy, gdy wyszliśmy na zabłoconą uliczkę Hogsmeade.
I oby reszta tego dnia minęła już przyjemniej.
| zt
I'd like to feel at home again
Drowning peaceful through your hands
Drowning peaceful through your hands
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Ksiegarnia Beedle'a
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade