Wydarzenia


Ekipa forum
Gospoda "Pod Bazyliszkiem"
AutorWiadomość
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]10.03.12 23:05
First topic message reminder :

Gospoda "Pod Bazyliszkiem"

-
Wbrew swej nazwie jest to gospoda nie tylko dla czarodziejów - bywają w niej również mugole. Zaniedbany i zapuszczony budynek gospody znajduje się już w odleglejszej części wioski, tej mniej uczęszczanej, stąd też o wiele mniejsze zainteresowanie odwiedzających Salisbury. Lokal ten nijak nie może poszczycić się dobrej opinią, większość mieszkańców omija go szerokim łukiem - a to pewnikiem z racji podejrzanej klienteli nawiedzającej jej progi, dobijanych tam ciemnych interesów czy samej nieprzyjemnej obsługi. Przy wejściu zawieszony został brelok złożony z małych, szpetnych buziek, lubujących się w wulgaryzmach i odstraszaniu młodziaków chcących w sposób całkowicie nielegalny napić się trochę trunków dlań nieprzeznaczonych.
Po wejściu do środka pierwsze wrażenie nie ulega zmianie - izba jest zaniedbana, zakurzona, zwyczajnie zapuszczona. Blaty nielicznych stolików są wyszczerbione, a ich nogi chwiejne. Kontuar znajdujący się naprzeciw wejścia sprawia wrażenie, jakby nie sprzątano go od dawien dawna; podobnie jak i zapuszczona podłoga skrzypiąca przy każdym kroku. Naczynia, by nie odstawać od reszty, są brudne i poobtłukiwane, nijak nie zachęcające do licznych wizyt. Chyba, iż w poszukiwaniu nielegalnego hazardu czy handlu kradzionymi rzeczami.


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.

Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]06.04.22 9:53
Rodzina Chestnut odkąd pamięcią sięga zajmowała się marynarstwem i rybołówstwem całe życie mieszkając w Londyńskim porcie. Rodzinę sporą mieli, ale zawsze sobie potrafili poradzić. Bogaci nie byli, to pewne, ale wcale tak źle im się nie wiodło. Dopóki ta cała wojna się nie zaczęła. Ledwo uszli wtedy z Londynu z życiem odnajdując azyl właśnie tutaj, w Wiltshire. Dalekie było to od ideału, bo i miejsca tu dla nich wszystkich nie było, ale co gorsze hrabstwo to było niebezpieczne dla takich jak oni. Musieli się ukrywać, ale innego wyboru za bardzo nie mieli nie mając dokąd pójść. Co poradzić mogli? Jeszcze teraz ta noga... Panią Baudelaire jeszcze z portu znali. Dużo im pomogła, łącznie z samą ucieczką ze stolicy. Zainteresowała się nimi sama i tym gdzie poszli proponując im pomoc. Z tego co wiedziała nie tylko im. Jej wizyta nieco ją uspokoiła, bo martwiła się strasznie o tą nogę. Zakażenie to paskudna sprawa, a jakby przyszło im uciekać? Noga się zaleczy, a oni będą musieli myśleć nad tym gdzie to się udać, bo tu zostać na pewno nie mogli. W końcu ktoś ich zauważy i doniesie na nich, a wtedy czekać ich będzie tylko śmierć.
Po tym jak pani Baudelaire wyszła pani Chestnut zajęła się przygotowywaniem kolacji. Okno w kuchni akurat wychodziło na ulice przed kamienicą to widzieć mogła jak blondynka akurat z niej wychodzi. Kobieta wypuściła ze świstem powietrze spomiędzy warg widząc jak na drodze Yvette ktoś staje - mężczyzna. Obserwowała ich z góry tak cały czas zauważając widząc jak ze sobą rozmawiają, zauważając, że mężczyzna był ranny i że ostatecznie oboje ruszyli z powrotem w kierunku kamienicy. Stała tak przez dłuższą chwilę nasłuchując czy ktoś zbliża się do drzwi ich mieszkania, ale niczego takiego nie słyszała. Zauważyła jednak coś jeszcze bardziej niepokojącego. Patrol na końcu ulicy. Nie myśląc wiele od razu wyszła z mieszkania kierując się na parter domyślając się, że właśnie tam pani Baudelaire i nieznajomy musieli być. No i rację miała.
- Musicie stąd iść. Patrol się zbliża. - Zdradziła szeptem zlękniona czekając aż blondynka zareaguje i dopiero wtedy wycofując się z pomieszczenia, aby samej powrócić do mieszkania. Lepiej by i jej nikt tu nie zobaczył. - Pani to sama się o kłopoty prosi. -Rzuciła jeszcze przez ramię ostatecznie uśmiechając się jednak do kobiety, bo naprawdę wdzięczna była za to co robi, ale ryzykować też tak nie powinna.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]06.04.22 12:04
Pracowała spokojnie, metodycznie, zajmując się według kolejności najpierw tymi najcięższymi ranami, aby następnie przejść do tych mniej poważnych. Jego stan nie był najlepszy, naprawdę dziwiło ją to, że wciąż był w stanie ustać równo na nogach. Sięgnęła dłonią po torbę, którą tu ze sobą przyniosła podając mu jeden z eliksirów. - Wzmocni pana na tyle, że będzie mógł się pan bez problemu stąd teleportować, gdy jednak będzie już pan w bezpiecznym miejscu proszę wypocząć. Te rany naprawdę były poważne. - Pouczyła mężczyznę przechodząc do rany na nodze. Kostka była zwichnięta, a skóra poszarpana za sprawą czarnomagicznego zaklęcia. Od razu przeszła do działania rzucając kolejne inkarnacje. Właśnie wtedy usłyszeli jak ktoś w pośpiechu schodzi ze schodów. Zamarła z różdżką w dłoni przenosząc wzrok na mężczyznę, który swoją już miał skierowaną na drzwi wejściowe. Po krótkiej chwili te zostały uchylone, a w ich progu stanęła pani Chestnut. Dłoń Yvette szybko wystrzeliła do góry do różdżki pana Dearborn tłumacząc mu pośpiesznie, że kobieta nie stanowiła dla nich zagrożenia o czym przekonał się zaledwie chwilę później, gdy kobieta ostrzegła ich o zbliżającym się patrolu.
Cała trójka spojrzała po sobie, aby następnie od razu przejść do działania nie chcąc tracąc czasu. Pani Chestnut wróciła do swojego mieszkania, Yvette zabrała swoje rzeczy, a pan Dearborn ubrał się w pośpiechu. Oboje wyszli tylnym wejściem, aby stamtąd teleportować się dalej. Pan Dearborn w nieznane jej miejsce, a ona pod Londyn, skąd wciąż musiała wrócić do siebie. Nie spodziewała się stracić aż tyle czasu, a później wpaść jeszcze na rannego mężczyznę, ale nie wyobrażała sobie, że miałaby go tak po prostu tam zostawić bez udzielenia mu pomocy. Musiała się z nim zgodzić. Powinna być bardziej ostrożna, ale nie wyobrażała sobie jak miałaby niby tego dokonać. Nie mogła wybrać komu chciała pomagać, a komu nie. Nie w sytuacjach jak ta, bo po której stronie stała już dawno się opowiedziała. Pozostało jej więc robić dalej to co potrafiła najlepiej - leczyć.

| ztx2


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]08.09.22 17:58
8 IV 1958
po ucieczce znad jeziora


Właściwie ten krótki epizod nieudanej komunikacji można byłoby uznać za niewinne urokliwy. Maria znowu zaufała bardziej temu co widziała, kierując się własnymi doświadczeniami i nie dopuszczając opcji, że może się po prostu mylić — ale z drugiej strony w Anglii ludzi podobnych do Thomasa widziała tylko raz. A i tak nie byli oni znowu wielce do niego podobni. Kilkoro starszych od niej chłopców kiedyś szukało kłopotów niedaleko hodowli skrzydlatych koni, w której pracowała w wakacje. Sama nie poradziłaby sobie pewnie z nimi, ale wtedy zjawiła się dziewczynka — ich siostra, dowiedziała się później — która zaprowadziła porządek, choć początkowo wydawało się, że nawet i jej interwencja niewiele pomoże. Tamci chłopcy również mieli czarne, kręcone włosy, ale oczy zupełnie już brązowe i ciemniejszą karnację. Cyganie, syczała wieczorem z niezadowoleniem pani dobrodziejka, gdy usłyszała historię tego niezwykłego spotkania. Thomas jednak nie wyglądał do końca na cygana, może trochę, ale nie tak zupełnie. Dlatego założyła, że bardziej prawdopodobnym było, że mógł być obcokrajowcem. Ród Malfoy, rządzący Wiltshire posiadał przecież francuskie korzenie, może to jeden z ich służących?
Wszystkie wątpliwości rozbiły się równie prędko jak się pojawiło. Jej towarzysz zupełnie nie znał języka francuskiego, choć w innym przypadku z pewnością roześmiałaby się na jego kanciate próby naśladowania jej mowy. Nie zdążyła jednak, nie teraz — dźwięki pobliskich eksplozji były najbardziej skutecznym przepędzaczem. Serce dziewczęcia ścisnęło się momentalnie w lodowatym strachu, ale mimo tego zdążyła zauważyć, choć w ostatniej chwili, że nieznajomy chłopak przy okazji ucieczki zgarnął ze sobą także leżące na pieńku gargulki. Musiał być naprawdę odważny albo może przyzwyczajony do czającej się niedaleko wojennej zawieruchy, że zamiast pomyśleć o jak najszybszym udaniu się w bezpieczne miejsce, dalej obchodziła go nierozpoczęta jeszcze przez nich gra.
Nie odzywała się — przynajmniej nie przed lotem i w jego trakcie. Zacisnęła natomiast usta w wąską kreskę, kiwając tylko głową na to, że rozumie polecenie. Niekoniecznie znała okolice Wiltshire, chciała przecież tylko skorzystać z miejsca urokliwości miejsca, które znane było w tych rejonach ze swojego piękna. Najchętniej zawróciłaby prosto do domu, ale chwilowo kruche zaufanie do złodzieja gargulek wygrało nad zdrowym rozsądkiem. Wydawało się bowiem, że może znać miejsce — jakąś kryjówkę, w której mogliby przeczekać najgorsze. Pozwoliła mu zatem wyruszyć przodem, choć z łatwością mogłaby wylecieć nad niego i odbić w dowolnym kierunku, by tylko zgubić go w przestworzach, jakby odkryła, że prowadzi ją w jakieś miejsce niewyglądające na niebezpieczne.
Zatrzymali się — albo raczej wylądowali — w wyglądającej na niezbyt zaludnioną części wioski, przed budynkiem, który co prawda nie znajdował się w opłakanym stanie, ale remont z pewnością by mu nie zaszkodził. Maria zeskoczyła z miotły, przerzucając ją do swej lewej ręki, wciąż nieco drżącej z emocji.
— Zamknięte — oznajmiła cicho, wskazując brodą na tabliczkę zawieszoną na drzwiach. Nie wiedziała, czy chłopak miał świadomość, że zaprowadził ich do miejsca, które nie mogło dać im schronienia, przynajmniej w tym tradycyjnym sensie. Nie miała chyba jednak ochoty rozglądać się za innym miejscem. Póki co w okolicy wydawało się być spokojnie, szumienie w skroniach powoli ustępowało. Mogła przygładzić dłonią rozwiane w locie włosy i odetchnąć chociaż na chwilę.
A im bardziej przeciągała się ta chwila, tym bardziej czuła naglącą konieczność przeprosin.
— Ja... — właściwie nie wiedziała, jak się do tego zabrać, dlatego też pierwszą czynnością poprawiającą komfort okazało się odwrócenie wzroku, gdzieś na brukowaną ulicę pod ich nogami. — Przepraszam, myślałam, że jesteś z Francji, ale chyba... Myliłam się? — spytała cicho, na dwie sekundy krzyżując ich spojrzenia ze sobą, do czasu aż przytknęła trzonek miotły do policzka, jakby chciała się za nim schować, choć odrobinę. — Tutaj zresztą chyba... Nie zagramy w te gargulki...


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]08.07.23 14:45
Działał w przypływie chwili, w przypływie głupoty i niesforności, do których przecież tak przywykł. Było mu bardziej niż daleko do kogoś odważnego - bliżej do głupca, który liczył całe życie na łód szczęścia, który przyniesie mu na tacy bezpieczeństwo. Póki co... Nie mylił się bardzo. W końcu w jakiś magiczny sposób przeżył do wieku, w którym znajdywał się w tej chwili. Chociaż czy naprawdę można było powiedzieć, że nie pakował się w tarapty z własnej głupoty? I że zawsze miał szczęście?
Początkowo nie spodziewał się angielskiego z ust Marii - może dlatego w pierwszej chwili się zawahał, nie będąc pewnym czy dobrze ją zrozumiał? Może się pomylił, może...
Nacisnął na drzwi, które wcale nie ustąpiły, jakby w pierwszej chwili nawet nie zrozumiał, dlaczego dziewczyna nie wchodziła do środka. Zamknięte? Na klucz? A może zabarykadowane..?
Zetknął już po chwili przez okno, starając się zatrzeć z niego rękawem dużą warstwę kurzu, brudu i może jeszcze czegoś, czego pochodzenia wcale nie chciał znać, nie przejmując się wcale że dopranie tego będzie obowiązkiem jego siostry.
Słysząc kolejną jedną sylabę, tym razem bardziej znajomą, odwrócił wzrok na moment na dziewczynę. Zaraz przywołał uśmiech na twarz na jej słowa.
- Nie, nie jestem... Chociaż mam krewnych tam! - powiedział z dziwną dumą w głosie, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie - nie mówiąc nawet o tym czy było to wszystko prawdą. W końcu trudno było temu potwierdzić czy zaprzeczyć, jeśli rodzina która mogłaby mieć o niej pojęcia, była martwa, prawda? A z drugiej strony - kuzynostwo również było rodziną, nawet jeśli nie łączyły ich nawet więzy krwi. -Ale to nic... To był francuski?- zapytał, zaraz zaczynając grzebać w torbie. Przez same okno zdawało się, że w środku nic nie blokowało drzwi, więc była nadzieja, że jedyne co blokowało to miejsce, to kłódka...
- Zaraz zobaczymy czy nie zagramy - powiedział, wyciągając z torby parę wytrychów i zaczynając ostrożnie grzebać przy kłódce. Czy chatka była magiczna? Może były na niej zabezpieczenia? Nie przeszło mu to wcale przez myśl, może powinien zadać sobie te pytania przed włamaniem się do środka.
Skupiając się jednocześnie na rozpracowywaniu zamka, zetknął na dziewczynę obok.
- Nauczysz mnie? - dopytał, kiedy wytrychy zdawały się na coś natrafiać - mechanizm? Może magię, którą przypadkiem aktywował? - Francuskiego w sensie.

1 - drzwi się otwierają
2 - zamek puszcza, ale drzwi są zablokowane od środka
3 - niezidentyfikowany wybuch odpycha Tomka od drzwi, przez co ląduje na ziemi


Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]08.07.23 14:47
The member 'Thomas Doe' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]08.07.23 20:11
Nic dziwnego, że działał w przepływie chwili, zwłaszcza, że przez żyły Marii również przepływała adrenalina, wartkim nurtem docierała do każdej komórki organizmu. W uszach wciąż jeszcze dźwięczało coraz bardziej oddalające się echo wybuchu, ale czy ktoś mógłby być tym zaskoczonym? Mieszkające w cichych, bezpiecznych lasach dziewczęta nie miały w zwyczaju być świadkami eksplozji, choć w ucieczkach potrafiły być mistrzyniami, jak panna Multon. Panna Multon, która rozedrgana nie tak dawnymi wydarzeniami próbowała odnaleźć jakąś stabilność w nowej scenerii, zaufawszy nieznajomemu młodemu chłopakowi na tyle, by wziąć za niego odpowiedzialność, by zabrać go ze sobą. Gdyby ktoś ich gonił, ktoś z organów ścigania, pewnie uznałby ich za współwinnych eksplozji, z samego powodu wspólnej ucieczki. Ale wydawało się, że byli już bezpieczni, że mieścina, w której wylądowali, ochroniona była od wojny. Nareszcie.
Część poczucia winy płynąca z niepoprawnego założenia narodowości młodego mężczyzny odpłynęła gdzieś daleko, ciężar zsunął się z zaciśniętego w dalszym ciągu w strachu serca, a wargi drgnęły nawet, wznosząc kąciki ust do góry w łagodnym, acz nieśmiałym uśmiechu. Wolna dłoń od razu sięgnęła do burzy jasnych loków, gładząc je dla uspokojenia siebie oraz nerwowych odruchów, a szarozielone oczy wciąż skupiały się na twarzy nieznajomego chłopaka; zarejestrowała dumę w jego głosie, gdy mówił o krewnych z Francji. Och, to dobrze, że nie był do Francuzów źle nastawiony!
— Lepiej dla nich, tam w odpoczynku nie przeszkadzają bomby... — szepnęła na wydechu, zaraz pozwalając sobie na nerwowy śmiech. Wciąż jeszcze nie czuła się w pełni swobodnie, wciąż nie opuszczało jej wrażenie, że coś złego czyha za rogiem. Schowanie się do środka byłoby całkiem dobre, pozostaliby poza wzrokiem obcych, dostaliby od losu chwilę wytchnienia, ale jak to zrobić, gdy gospoda była zamknięta? Przecież tak mówił znak...
A Maria nie powiedziała z kolei nic, tylko skinęła głową na potwierdzenie, że w istocie, przemawiała do niego po francusku. Jednocześnie odrobinę ciekawsko, lecz zdecydowanie bardziej w związku z wrodzoną ostrożnością, wychyliła się w jego kierunku, chcąc sprawdzić, co takiego wyprawiał przy oknie, a następnie przy drzwiach. Złe przeczucie poczęło wdrapywać się w górę jej kręgosłupa, zimna fala natychmiast zalała jej ciało.
— Zaczekaj! — pisnęła, dobywając prędko różdżki. Miała kilka możliwości wyboru; mogłaby go obezwładnić, jak porządna, prawa obywatelka. Mogła też sprawdzić, czy kogoś nie było w środku, odciągnąć go od drzwi, zanim kogoś zaalarmują, w ramach wdzięczności za wspólną ucieczkę, niepozostawienie na własną rękę. Zamiast tego wybrała trzecią opcję, błękitny blask zaklęcia skierowany został prosto w drzwi. Carpiene na całe szczęście żadna z możliwych pułapek, o których Maria miała jakąś wiedzę, nie została wykryta przez zaklęcie. Zaraz po tym dziewczę westchnęło głęboko, przykładając wierzch dłoni do czoła.
Bezpiecznie.
Zachwyt zwiększył się, tym bardziej że cokolwiek i jakkolwiek robił Thomas — drzwi otworzyły się, darując im przynajmniej jakiś cień schronienia.
— Jedna lekcja nie wystarczy nawet na podstawy — zaczęła ostrożnie, stając tuż za Thomasem. Jeżeli mieli wejść do środka, niech wchodzi pierwszy. — Ale jeżeli wygrasz, to nauczę cię mówić dwa wybrane zdania, zgadzasz się? — za czasów szkolnej gry w Quidditcha odkryła w sobie pierwiastek rywalizacji. Współzawodnictwa. Jeżeli mieli faktycznie odbyć mecz w gargulki, powinni mieć o co walczyć, czyż nie?


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]08.07.23 21:56
Nie będąc nigdy we Francji, trudno było mu wykształcić nawet sposób myślenia jak tam dokładnie mogło być - i czy rzeczywiście mogło być spokojniej niż tutaj, na wyspach. W końcu wyspy z jednej strony nie były aż tak dużym wyrywkiem świata, i nawet jeśli wiedział, że w Walii, Irlandii czy Szkocji świat był jakiś spokojniejszy, wciąż nie do końca i nie zawsze ta myśl, że gdzieś nie było wojny, pojawiała się w jego głowie. W końcu nie żył Francją, nie była w jego głowie czymś wartym uwagi - a może nawet nie spotykał się z nią na tyle często, aby taka się stała.
- Tutaj też nie wszędzie... - odpowiedział, chociaż bez większego przekonania w głosie. O ile wiedziało się, gdzie się ukryć - i jak się ukryć. A może nawet nie brał pod uwagę, że świat dla Marii rządził się zupełnie innymi zasadami chociażby przez fakt jej blond loków? Nie brał tego pod uwagę w końcu, nawet jeśli miał świadomość, że dla siostry czy bratowej sytuacja nie zawsze wyglądała barwnie w niektórych kwestiach. Szczególnie teraz, podczas wojny...
Spojrzał zaskoczony przez moment na jej słowa. Wystraszyła się, nie chciała wchodzić do środka? A może nie w taki sposób...
- Wyglądało na opuszczone, nikt nie będzie miał nic przeciwko... skoro nikt tam nie mieszka... - zaczął jakby chciał wytłumaczyć siebie, ale bardziej przekonać dziewczynę do tego, że wszystko miało być w porządku - bo co złego mogłoby się stać?
Nie, żeby Thomasowi brakowało chociażby wyobraźni. Wręcz przeciwnie! Ale chyba podświadomie nie chciał wymyślać okropnych historii, które mogłyby się ziścić z jego słów. A może nie chciał kusić losu? Może nie chciał ryzykować, że jego słowa staną się prawdą, mimo że wolałby tego uniknąć w pierwszej kolejności?
Słysząc jednak słowo zaklęcia, zamilkła na moment. W końcu je rozpoznawała. Uśmiechnął się szeroko do dziewczyny.
- Teraz jesteś wspólnikiem we włamie - oznajmił, zaraz lekko się śmiejąc. Nawet jeśli faktem było, że był zmęczony, że nie przesypiał nocy, a jego głowę nawiedzało morze wszystkich czarnych myśli i zwątpień, łatwiej było mu zawsze udawać śmiech - a szczególnie w obecności obcych. Udawać i nie martwić się, nie przejmować, zgrywać kogoś, komu serce nie dudniło w przestrachu na wybuchy, które jeszcze chwilę temu docierały do ich uszu. Tak zwyczajnie w świecie było łatwiej - udawać, zgrywać, nie pokazywać wszystkiego co było prawdziwe. Zresztą, dlaczego miałby jej to pokazywać - prawdę? Była obcą, nie była jedną z nich - nie była kimś, komu powinni ufać. A może to on zaczął się powoli uczyć, że gadzie nie byli warci zaufania? Nawet jeśli zawsze do nich lgnął, potrzebując kontaktów z większą ilością osób niż miał do nich dostęp.
- Nie? Jestem dobrym uczniem, możemy sprawdzić - odpowiedział w żartach, chociaż jej układ jej pasował, kiedy wchodził do środka pustego i stanowczo zakurzonego lokalu. Jak długo był tutaj porzucony? Nie do końca był pewny, kiedy zamykał za nimi drzwi, tak aby nikt się nie zainteresował tym, że nagle te zostały otwarte. Na pewno teraz brud na oknach dawał się jeszcze bardziej we znaki, kiedy trudno było dostrzec detale znajdujące się w półmroku. - Zgadzam się. A jeśli ty wygrasz... ja mogę cię nauczyć czegoś. Gry na harmonijce, albo też dwóch zdań w innym języku - zaoferował dziewczynie. W końcu układ powinien przynosić korzyść im obu - nawet jeśli ta korzyść nie zawsze była rzeczywiście wartościowa. Jaka wartość była w grze na harmonijce, poza tym, że można było na moment komuś poprawić humor? To nie był instrument, który robiłby na kimkolwiek wrażenie...
- Myślisz, że w okolicy są świeczki? Warto widzieć grę - rzucił, nawet nie wpadając na użycie lumos - choć może ze względu, że gdzieś w głowie miał świadomość, że mogłoby być to zbyt ryzykowne? W końcu trudniej było utrzymać zaklęcie w skupieniu, a jeszcze przy grze!
Odłożył skradzione gargulki na blacie zakurzonego i zaklejonego stołu, nie przejmując się wcale stanem pomieszczenia. Może wychodziło jego wychowanie w wozie, bieganie po dworze - w końcu nigdy nie wybrzydzał i nie narzekał na to, że coś było brudne. Nawet nie wpadłby na myśl, że samej Marii mogłoby to przeszkadzać, dlatego też udał się nieco głębiej w poszukiwaniu jakichkolwiek świeczników, które mogłyby im dać nieco światła.
- A właściwie to Tom jestem. A ty? - rzucił, grzebiąc za ladą i przestawiając puste szkło, butelki i skrzynki, w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Zastanawiał się czy dziewczyna chodziła do Hogwartu - bo nie pamiętał. Może była jeszcze młodsza od jego siostry? Może to było powodem, dla którego zupełnie nie kojarzył jej twarzy czy też faktu, że mówiła w innym języku?


Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]11.07.23 20:26
Kąciki ust drgnęły w nieśmiałym uśmiechu, gdy słyszała jego słowa o tym, że nie wszędzie w Anglii spadały bomby. Jej rodzice — nie wiedziała, że rodzice Thomasa również — mogliby się z tym nie zgodzić. Starsze pokolenie wiedziało, czym była wojna, wojna nie tylko czarodziejska, ale także mugolska. Ktoś mógłby powiedzieć, że dzięki stłumieniu ruchów mugolskich współczesny konflikt był o wiele cichszy i paradoksalnie spokojniejszy. Niemniej jednak umiejętność wprawnego i co ważniejsze, szybkiego znalezienia schronienia niezmiennie pozostawała niezwykle ważna. Była wszak kwestią życia i śmierci.
— To... nie o to chodzi... — wymamrotała bez większego entuzjazmu, zagryzając wnętrze policzka. Na całe szczęście jej wcześniejsze obawy się nie spełniły, wydawało się, że miejsce było faktycznie opuszczone i do tego niezabezpieczone. — To, że nikogo nie ma, nie oznacza, że to nie jest pułapka... — dodała po chwili, pocierając delikatnie swój łokieć. Na całe szczęście los się do nich uśmiechał; mieli przecież gargulki, czynili kroki po to, by znaleźć też dach nad głową i przestać moknąć, a wokół było tak cicho, że wydawało się, że wszystko to, co złe musiało już minąć.
— Humpf — nadęła lekko policzki, spoglądając na chłopaka z wyraźnym niezadowoleniem. Jednakże nawet zmarszczony nosek i ściągnięte brwi nie dodawały delikatnej i dziewczęcej twarzy Marii złowrogiego wyrazu. Bardziej niż strach wzbudzała zapewne rozczulenie i rozbawienie, nie wyglądała przecież na kogoś, kto mógłby zrobić mu krzywdę. — Nie da się włamać ani ukraść rzeczy, która jest niczyja — nieświadomie podsunęła Thomasowi kolejną wymówkę, którą mógłby wykorzystać — jeżeli jeszcze jej nie użył. W głębi duszy chciała się po prostu usprawiedliwić, wszak nie wypadało jej przykładać ręki do włamań, zwłaszcza z kimś, kogo zupełnie nie znała. Czy mogła mu ufać? Na to pytanie było już za późno, bowiem drobna nitka odpowiedzialności za tego chłopaka pojawiła się między nią a Doe już w chwili, gdy wspólnie uciekali znad jeziora. Maria była niepoprawną marzycielką, momentami wydawało się, że ledwo stąpała po ziemi. Ufała zbyt szybko i zbyt mocno, czuła potrzebę lojalności dla kogoś, kto znalazł się w nieprzyjemnej sytuacji razem z nią. Oby tylko nie przyszło jej za to zapłacić.
Wszelkie wcześniejsze wątpliwości uleciały, gdy oboje przestąpili próg zamkniętej dotychczas gospody. Brud rzucał się w oczy nawet w niezbyt dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Kurz zakręcił się w nozdrzach dziewczęcia, które ledwo powstrzymało kichnięcie. Spodziewała się, że nieznajomemu, jako chłopakowi, taki stan wnętrza nieszczególnie przeszkadza, sama jednak musiała zareagować.
— Chłoszczyść — wprawny ruch nadgarstkiem poprowadził różdżkę tak, że swym zasięgiem objęła większą część głównej izby. Powywracane krzesła podniosły się, podobnie jak stoły; wszystkie meble straciły warstwę kurzu, lecz Maria myśląc o szczegółach, zwracała uwagę na to, by różdżką nie wskazywać okien. Ich zabrudzenie mogło być właśnie zaletą. Nikt nie dojrzy ich w środku, nikt nie uzna, że szukali kłopotów.
— Trzymam za słowo — odpowiedziała na propozycję własnej nagrody. Nigdy nie potrafiła grać na żadnych instrumentach, a opanowanie przynajmniej podstaw na harmonijce było naprawdę kuszące (nawet jeżeli nie posiadała harmonijki). Z drugiej strony, skoro nieznajomy nie znał francuskiego, ale proponował jej naukę innego języka, to też mogłoby się jej kiedyś przydać...
Wyrwała się ze swych myśli, gdy słyszała jego pytanie o świeczki.
— Spróbuj Accio — podsunęła mu, zasiadając na jednym z chyboczących się krzeseł. Sama z kolei pochyliła się nad stołem, przyglądając się gargulkom. Nawet w słabym świetle udało się jej rozpoznać kulkę zieloną, zwaną także kontrolną. — Masz zapałki? — zapytała wreszcie, podnosząc się na chwilę z krzesła, choć w dalszym ciągu dłońmi była oparta o blat. Wyglądnęła w jego kierunku, po części dlatego, że rozmawiali i dobrze było mieć kontakt wzrokowy z rozmówcą, a po części dlatego, że martwiła się nieco tym, co mógłby znaleźć za kontuarem. — Lepiej zapalić świece tak, a nie zaklęciem, nie chcemy tu pożaru — dodała, a gdy chwilę później usiadła, nie zamierzała marnować czasu. Puściła zieloną gargulkę po stole, a gdy ta zatrzymała się na środku planszy, wiadomo było, w które miejsce powinni celować.
— Tu już wszystko gotowe! — oznajmiła, uśmiechając się szeroko. Pozostawiła gargulki podzielone według kolorów po obu stronach stołu, aby wreszcie dotrzeć do kontuaru. Akurat w momencie, w którym Tom się jej przedstawiał. — Maria, ale możesz mówić mi Mimi — odpowiedziała, stając na palcach, aby zajrzeć za kontuar. Może jej udałoby się dojrzeć brakujące świece? Albo chociaż świecznik?

| rzucam gargulkę kontrolną


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]11.07.23 20:26
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 92
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Gospoda "Pod Bazyliszkiem"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach