Łazienka
Strona 14 z 14 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Łazienka
Łazienki w szpitalu Św. Munga z powodu wiecznie trwającego remontu oraz problemów z kanalizacją są wspólne dla mężczyzn i kobiet. Znajdują się tam dwa spore pomieszczenia oddzielone drzwiami pomalowanych łuszczącą się ze starości białą farbą. Posadzka jest zimna, kamienna, zaś ściany wilgotne od cieknących rur, których nikt nie ma czasu naprawić. Jedno z pomieszczeń służy jako pokój kąpielowy. Znajduje się tam rząd ciasnych pryszniców, odgrodzonych od siebie zaledwie ceratową zasłonką. W drugim pomieszczeniu znalazły się poobtłukiwane zlewy, z dyfuzorami, w których próżno szukać mydła oraz kilka kabin z toaletami, czystymi, choć pozostawionymi w równie opłakanym stanie jak większość wyposażenia.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 18.02.19 8:24, w całości zmieniany 1 raz
Od tej pory to ustabilizowane miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich członków Zakonu Feniksa. Sukces zagwarantował im bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów podczas kolejnych gier w tej lokacji. Chwała wam za to, pewnego dnia świat za to podziękuje.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
Charlie była osobą wielu talentów, ale jej umiejętności koncentrowały się głównie wokół naukowych dziedzin, zwłaszcza eliksirów i powiązanej z nimi astronomii. Od dzieciństwa zdradzała spore predyspozycje w tym kierunku, ale często było i tak, że bycie dobrym w określonych rzeczach wiązało się z brakami w czymś innym. W Hogwarcie wyprzedzała kolegów na eliksirach, ale fatalnie sobie radziła z urokami uważanymi przez większość za jeden z najprostszych przedmiotów.
Prawdopodobnie odczułaby tę porażkę mocniej, gdyby dotyczyła czegoś związanego z eliksirami. Na Festiwalu Lata było jej tak wstyd za marne popisy na konkursie alchemicznym, że pytania o niego zbywała lakonicznie bez wdawania się w szczegóły. Ale o ile alchemia była dla niej dobrze znanym gruntem, w którym doskonaliła się od lat, wytrwale dążąc do wymarzonego mistrzostwa, tak anomalie były czymś obcym, wręcz wrogim i niebezpiecznym. Czymś, w czego przypadku musiała liczyć się z ryzykiem porażki, bo nie miała wprawy ani umiejętności.
Ale mimo to postanowiła spróbować raz jeszcze i powiedziała Rii o anomalii w mungowej łazience, o której nie raz już słyszała w pracy od uzdrowicieli skarżących się na zamknięty niebezpieczny obszar będący tak blisko pacjentów. I tak zakrawało na cud, że jeszcze nie doszło do żadnego poważniejszego nieszczęścia, biorąc pod uwagę na jakim oddziale się znajdowali. Charlie naprawdę chciała coś z tym zrobić, żeby uczynić to miejsce bezpieczniejszym. Gdyby tu nie pracowała i nie słyszała historii o tej anomalii pewnie także parsknęłaby śmiechem na wzmiankę o szalonym kaftanie, ale wiedziała, że sytuacja była poważna i nie była wytworem wyobraźni jednego z pacjentów, a najprawdziwszą prawdą.
Okazało się, że tym razem stanęły na wysokości zadania. Połączone starania Charlene i Rii przyniosły rezultaty. Nauczone doświadczeniem wcześniejszej porażki tym razem zadziałały dużo skuteczniej, wspólnymi siłami tłumiąc moc anomalii. Wypaczona magia nie chciała jednak poddać się tak łatwo, w swych ostatnich podrygach zsyłając na czarownice przerażające omamy. Obie mogły zobaczyć w lustrach makabrycznie wykoślawione, gnijące wersje samych siebie. I choć widok był straszny, Charlie udało się zapanować nad strachem i nie wpaść w panikę. Zachowała jasność umysłu, powtarzając sobie, że to zwidy i to nie dzieje się naprawdę. Dla pewności pomacała swoją twarz, a potem wszystko się skończyło.
Anomalia została pokonana, choć wyraźnie widziała roztrzęsienie Rii, na którą omamy najwyraźniej podziałały mocniej. Charlie chwyciła ją lekko za ramiona i odwróciła od lustra, by nie patrzyła na swoje makabryczne odbicie.
- Hej, spójrz na mnie – powiedziała do niej, opierając dłonie na jej ramionach. – To nie było naprawdę, słyszysz? To tylko zwidy, anomalia zesłała na nas halucynacje, by nas wystraszyć i wypłoszyć zanim dokończymy cały... proces naprawy – próbowała ją przekonać. Sama wciąż miała przed oczami ten okropny obraz, ale wyszła ze starcia obronną ręką, nie pozwoliła sobie na wpadnięcie w panikę i ucieczkę. Została do samego końca, a anomalia została pokonana.
- Udało nam się – odezwała się znowu. – Dokonałyśmy tego!
Przytuliła Rię, trochę z radości, a trochę pocieszająco i uspokajająco, by wiedziała, że już wszystko jest w porządku. Potem znowu się od niej odsunęła i spojrzała na nią uważnie.
- Jak się czujesz? Jeśli to nadal ci doskwiera... Jesteśmy w Mungu, zaprowadzę cię do uzdrowiciela. Pracuje tu kilku naszych, może jeszcze złapiemy kogoś z nich. – A jeśli nie, mogła zakraść się do pracowni alchemicznej i wziąć jakiś uspokajający specyfik dla Rii. Była jednak szansa że ktoś z Zakonu jeszcze pracował, więc mogła zaprowadzić tam Rię, by paroma zaklęciami doprowadzono jej skołatane nerwy do ładu. Wyglądała, jakby zdecydowanie tego potrzebowała.
Prawdopodobnie odczułaby tę porażkę mocniej, gdyby dotyczyła czegoś związanego z eliksirami. Na Festiwalu Lata było jej tak wstyd za marne popisy na konkursie alchemicznym, że pytania o niego zbywała lakonicznie bez wdawania się w szczegóły. Ale o ile alchemia była dla niej dobrze znanym gruntem, w którym doskonaliła się od lat, wytrwale dążąc do wymarzonego mistrzostwa, tak anomalie były czymś obcym, wręcz wrogim i niebezpiecznym. Czymś, w czego przypadku musiała liczyć się z ryzykiem porażki, bo nie miała wprawy ani umiejętności.
Ale mimo to postanowiła spróbować raz jeszcze i powiedziała Rii o anomalii w mungowej łazience, o której nie raz już słyszała w pracy od uzdrowicieli skarżących się na zamknięty niebezpieczny obszar będący tak blisko pacjentów. I tak zakrawało na cud, że jeszcze nie doszło do żadnego poważniejszego nieszczęścia, biorąc pod uwagę na jakim oddziale się znajdowali. Charlie naprawdę chciała coś z tym zrobić, żeby uczynić to miejsce bezpieczniejszym. Gdyby tu nie pracowała i nie słyszała historii o tej anomalii pewnie także parsknęłaby śmiechem na wzmiankę o szalonym kaftanie, ale wiedziała, że sytuacja była poważna i nie była wytworem wyobraźni jednego z pacjentów, a najprawdziwszą prawdą.
Okazało się, że tym razem stanęły na wysokości zadania. Połączone starania Charlene i Rii przyniosły rezultaty. Nauczone doświadczeniem wcześniejszej porażki tym razem zadziałały dużo skuteczniej, wspólnymi siłami tłumiąc moc anomalii. Wypaczona magia nie chciała jednak poddać się tak łatwo, w swych ostatnich podrygach zsyłając na czarownice przerażające omamy. Obie mogły zobaczyć w lustrach makabrycznie wykoślawione, gnijące wersje samych siebie. I choć widok był straszny, Charlie udało się zapanować nad strachem i nie wpaść w panikę. Zachowała jasność umysłu, powtarzając sobie, że to zwidy i to nie dzieje się naprawdę. Dla pewności pomacała swoją twarz, a potem wszystko się skończyło.
Anomalia została pokonana, choć wyraźnie widziała roztrzęsienie Rii, na którą omamy najwyraźniej podziałały mocniej. Charlie chwyciła ją lekko za ramiona i odwróciła od lustra, by nie patrzyła na swoje makabryczne odbicie.
- Hej, spójrz na mnie – powiedziała do niej, opierając dłonie na jej ramionach. – To nie było naprawdę, słyszysz? To tylko zwidy, anomalia zesłała na nas halucynacje, by nas wystraszyć i wypłoszyć zanim dokończymy cały... proces naprawy – próbowała ją przekonać. Sama wciąż miała przed oczami ten okropny obraz, ale wyszła ze starcia obronną ręką, nie pozwoliła sobie na wpadnięcie w panikę i ucieczkę. Została do samego końca, a anomalia została pokonana.
- Udało nam się – odezwała się znowu. – Dokonałyśmy tego!
Przytuliła Rię, trochę z radości, a trochę pocieszająco i uspokajająco, by wiedziała, że już wszystko jest w porządku. Potem znowu się od niej odsunęła i spojrzała na nią uważnie.
- Jak się czujesz? Jeśli to nadal ci doskwiera... Jesteśmy w Mungu, zaprowadzę cię do uzdrowiciela. Pracuje tu kilku naszych, może jeszcze złapiemy kogoś z nich. – A jeśli nie, mogła zakraść się do pracowni alchemicznej i wziąć jakiś uspokajający specyfik dla Rii. Była jednak szansa że ktoś z Zakonu jeszcze pracował, więc mogła zaprowadzić tam Rię, by paroma zaklęciami doprowadzono jej skołatane nerwy do ładu. Wyglądała, jakby zdecydowanie tego potrzebowała.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
| 120|220, -20
Większą część odwaliła Charlie, ale Ria nie miała jej tego za złe. Wręcz przeciwnie - to nie był czas na rozdrabnianie się oraz rozliczanie się z popełnionych czynów. Nawet Weasley dołożyła swoją cegiełkę do skutecznej naprawy anomalii, co wzbudzało w kobiecie dumę. Żałowała, oczywiście, że tak; wolałaby być świetna dosłownie we wszystkim i nie odstawać tak mocno od swej towarzyszki, ale życie rzadko bywało sprawiedliwe. Na pewno nie zamierzało spytać rudowłosej co ona o tym sądziła. Pozostało dać za wygraną, przynajmniej na etapie drugim, choć była do niego jedynie dodatkiem. W ostatnim, kluczowym momencie to znów Leighton przodowała wykazując się niezwykłą siłą umysłu. W przeciwieństwie do niej, walecznej Gryfonki - co za ironia.
Nie podołała. Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w formujące się w lustrze kształty. Ohydne, wypaczone - widziała gnijącą skórę, oczy bez źrenic zachodzące krwią, powykrzywianą twarz oraz całą masę innych, obrzydliwych obrazów. Pełnych makabrycznych scen sprawiających, że tak trudno było oderwać od nich wzrok. Puls znacząco przyspieszył, natomiast panika wsiąknęła w krew krążąc nieprzerwanie po całym organizmie.
Starała się. Odrzucić wątpliwości, wyrwać spod uroku dziwacznego lustra pełnego zdradzieckiej, okropnej mocy, ale na darmo. Umysł Rhiannon nie był dość silny, żeby wyrwać się z barier narzuconych mu przez anomalię. Oddziałującą silnie, nieprzerwanie i okrutnie. Nagle poczuła się słaba, zbyt słaba na odparcie ataku.
Nie rozumiała co mówiła do niej Charlene. Spojrzała na alchemiczkę pustym, nierozumiejącym wzrokiem, pozbawionym przytomności. Nie, nie chciała na nią patrzeć, co rusz odwracała wzrok do hipnotyzującego lustra. - Nie! To wszystkie jest prawdziwe, takie prawdziwe… - powtarzała w kółko, po czym złapała się za głowę. Wędrowała wzrokiem po podłodze, dziwnie naruszonej, brudnej i niepoukładanej. - Co ty mówisz? Czego dokonałyśmy? Jesteśmy zgubione - mamrotała w przypływie chaosu w głowie. Wciąż zerkała na lustro, chciała w nie patrzeć bez końca i zatapiać się w makabrycznych scenach. - Chodźmy… - mruknęła w przypływie chwilowego powrotu zmysłów, ale zaraz znowu wpadła w panikę. Nie mogła się opanować, swoich reakcji oraz zaćmionego umysłu. Musiała zostać poddana leczeniu przez uzdrowiciela, najlepiej magipsychiarę, ponieważ całość obrażeń została zadane właśnie w psychice. Mogła mieć tylko nadzieję, że Leighton naprawdę znała jakiegoś przyjaznego im medyka i ten wkrótce zajął się obrażeniami Rii.
| zt Ria
Większą część odwaliła Charlie, ale Ria nie miała jej tego za złe. Wręcz przeciwnie - to nie był czas na rozdrabnianie się oraz rozliczanie się z popełnionych czynów. Nawet Weasley dołożyła swoją cegiełkę do skutecznej naprawy anomalii, co wzbudzało w kobiecie dumę. Żałowała, oczywiście, że tak; wolałaby być świetna dosłownie we wszystkim i nie odstawać tak mocno od swej towarzyszki, ale życie rzadko bywało sprawiedliwe. Na pewno nie zamierzało spytać rudowłosej co ona o tym sądziła. Pozostało dać za wygraną, przynajmniej na etapie drugim, choć była do niego jedynie dodatkiem. W ostatnim, kluczowym momencie to znów Leighton przodowała wykazując się niezwykłą siłą umysłu. W przeciwieństwie do niej, walecznej Gryfonki - co za ironia.
Nie podołała. Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w formujące się w lustrze kształty. Ohydne, wypaczone - widziała gnijącą skórę, oczy bez źrenic zachodzące krwią, powykrzywianą twarz oraz całą masę innych, obrzydliwych obrazów. Pełnych makabrycznych scen sprawiających, że tak trudno było oderwać od nich wzrok. Puls znacząco przyspieszył, natomiast panika wsiąknęła w krew krążąc nieprzerwanie po całym organizmie.
Starała się. Odrzucić wątpliwości, wyrwać spod uroku dziwacznego lustra pełnego zdradzieckiej, okropnej mocy, ale na darmo. Umysł Rhiannon nie był dość silny, żeby wyrwać się z barier narzuconych mu przez anomalię. Oddziałującą silnie, nieprzerwanie i okrutnie. Nagle poczuła się słaba, zbyt słaba na odparcie ataku.
Nie rozumiała co mówiła do niej Charlene. Spojrzała na alchemiczkę pustym, nierozumiejącym wzrokiem, pozbawionym przytomności. Nie, nie chciała na nią patrzeć, co rusz odwracała wzrok do hipnotyzującego lustra. - Nie! To wszystkie jest prawdziwe, takie prawdziwe… - powtarzała w kółko, po czym złapała się za głowę. Wędrowała wzrokiem po podłodze, dziwnie naruszonej, brudnej i niepoukładanej. - Co ty mówisz? Czego dokonałyśmy? Jesteśmy zgubione - mamrotała w przypływie chaosu w głowie. Wciąż zerkała na lustro, chciała w nie patrzeć bez końca i zatapiać się w makabrycznych scenach. - Chodźmy… - mruknęła w przypływie chwilowego powrotu zmysłów, ale zaraz znowu wpadła w panikę. Nie mogła się opanować, swoich reakcji oraz zaćmionego umysłu. Musiała zostać poddana leczeniu przez uzdrowiciela, najlepiej magipsychiarę, ponieważ całość obrażeń została zadane właśnie w psychice. Mogła mieć tylko nadzieję, że Leighton naprawdę znała jakiegoś przyjaznego im medyka i ten wkrótce zajął się obrażeniami Rii.
| zt Ria
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Obie naprawdę się starały i Charlie wiedziała, że sama nie dałaby sobie rady. Dokonały tego razem, wspólnie stając na przeciw anomalii i działając na nią połączonymi siłami. Wkład Rii był nie mniejszy od jej własnego, nawet jeśli na koniec, wbrew temu, co mogłoby się im obu wydawać, to Charlie wykazała się większą jasnością umysłu i nie pozwoliła, by owładnęły nią omamy. Zawsze była przekonana, że to Ria jest tą silniejszą i bardziej odporną, ale anomalie były nieprzewidywalne i w starciu z nimi niekoniecznie wszystko działało tak, jak normalnie. Anomalie same w sobie były wypaczeniem.
Tak czy inaczej to wystarczyło, Charlie udało się zwyciężyć tę walkę i wytrzymać drastyczne obrazy w lustrze tak długo, by doprowadzić proces naprawy magii do końca. Cały czas powtarzała sobie wtedy w myślach, że nadal jest w Mungu i że jest cała i zdrowa, że to co widzi to halucynacje nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Przynajmniej jedna z nich musiała to przetrwać, bo gdyby uciekły zbyt szybko, magia uległaby przedwczesnej destabilizacji i naprawa by się nie powiodła.
W końcu wszystko się skończyło i łazienka wróciła do pierwotnego stanu, a Charlie w lustrze znów widziała siebie. Nieco bledszą niż wcześniej, ale pozbawioną makabrycznych dodatków. Teraz pozostawało jej uspokoić roztrzęsioną Rię i zaprowadzić ją do uzdrowiciela.
Ria zdawała się patrzeć na nią rozbieganym, zagubionym wzrokiem jakby nie do końca rozumiała jej słowa. Charlie musiała przytrzymać ją mocniej, by nie odwracała się do lustra.
- Nie patrz tam, proszę – mówiła do niej. – To halucynacje. Spójrz na swoje ręce i dotknij swojej twarzy, jesteś zdrowa, nic ci nie jest – zapewniała ją, chwytając ją za dłonie i podsuwając je na linię jej wzroku. – Naprawiłyśmy to miejsce, więc to już się nie wydarzy, to tylko wspomnienie, a uzdrowiciel zaraz cię obejrzy. – Już nikt nie padnie ofiarą szalonego kaftana ani omamów w lustrze. Teraz było późno, ale jutro ktoś na pewno odkryje że magia w tym miejscu się uspokoiła. Pewnie uzdrowiciele i stażyści będą o tym szeptać, a Charlie będzie udawać, że nie ma o niczym pojęcia i cieszyć się razem ze wszystkimi, że zagrożenie z trzeciego piętra nagle i niespodziewanie zniknęło. - Chodź... wychodzimy.
Troskliwie wzięła Rię pod ramię, ale zanim wyszły z łazienki, ostrożnie sprawdziła czy droga wolna i nikt nie nakryje ich na wymykaniu się stąd. Na korytarzu nikogo nie było, więc szybko wyprowadziła Rię i zaprowadziła ją do uzdrowiciela przynależącego do Zakonu. Na szczęście jeszcze był w pracy, więc kilkoma sprawnie rzuconymi zaklęciami uleczył Weasley po ataku paniki, którego doznała.
Niedługo później obie mogły wrócić do swoich domów z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
| zt.
Tak czy inaczej to wystarczyło, Charlie udało się zwyciężyć tę walkę i wytrzymać drastyczne obrazy w lustrze tak długo, by doprowadzić proces naprawy magii do końca. Cały czas powtarzała sobie wtedy w myślach, że nadal jest w Mungu i że jest cała i zdrowa, że to co widzi to halucynacje nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Przynajmniej jedna z nich musiała to przetrwać, bo gdyby uciekły zbyt szybko, magia uległaby przedwczesnej destabilizacji i naprawa by się nie powiodła.
W końcu wszystko się skończyło i łazienka wróciła do pierwotnego stanu, a Charlie w lustrze znów widziała siebie. Nieco bledszą niż wcześniej, ale pozbawioną makabrycznych dodatków. Teraz pozostawało jej uspokoić roztrzęsioną Rię i zaprowadzić ją do uzdrowiciela.
Ria zdawała się patrzeć na nią rozbieganym, zagubionym wzrokiem jakby nie do końca rozumiała jej słowa. Charlie musiała przytrzymać ją mocniej, by nie odwracała się do lustra.
- Nie patrz tam, proszę – mówiła do niej. – To halucynacje. Spójrz na swoje ręce i dotknij swojej twarzy, jesteś zdrowa, nic ci nie jest – zapewniała ją, chwytając ją za dłonie i podsuwając je na linię jej wzroku. – Naprawiłyśmy to miejsce, więc to już się nie wydarzy, to tylko wspomnienie, a uzdrowiciel zaraz cię obejrzy. – Już nikt nie padnie ofiarą szalonego kaftana ani omamów w lustrze. Teraz było późno, ale jutro ktoś na pewno odkryje że magia w tym miejscu się uspokoiła. Pewnie uzdrowiciele i stażyści będą o tym szeptać, a Charlie będzie udawać, że nie ma o niczym pojęcia i cieszyć się razem ze wszystkimi, że zagrożenie z trzeciego piętra nagle i niespodziewanie zniknęło. - Chodź... wychodzimy.
Troskliwie wzięła Rię pod ramię, ale zanim wyszły z łazienki, ostrożnie sprawdziła czy droga wolna i nikt nie nakryje ich na wymykaniu się stąd. Na korytarzu nikogo nie było, więc szybko wyprowadziła Rię i zaprowadziła ją do uzdrowiciela przynależącego do Zakonu. Na szczęście jeszcze był w pracy, więc kilkoma sprawnie rzuconymi zaklęciami uleczył Weasley po ataku paniki, którego doznała.
Niedługo później obie mogły wrócić do swoich domów z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
| zt.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Strona 14 z 14 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14
Łazienka
Szybka odpowiedź