Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Leśne mokradła
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne mokradła
Kilka kilometrów od cmentarza w Salisbury łagodne pagórki zamieniają się w gęsty, porośnięty cierniami las. W samym jego sercu kwitną mokradła. Nikt o zdrowym rozsądku nie zapuszcza się tam samotnie. Mokradła pełne są niebezpiecznych magicznych stworzeń, które tylko na to czekają. Wśród nich są Zwodniki - bagienne demony o jednej nodze, wabiące zbłąkanych wędrowców na trzęsawiska. Miejscowi bajarze powiadają, że na mokradłach mieszka Ambrozjusz Bzik, który dobrych czarodziejów nagradza, wskazując im drogę do jaskini pełnej skarbów, a złych porywa i przywiązuje do drzewa.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
Ostatni będą pierwszymi. Nie jestem zwolennikiem motywujących tekstów, które powtarzane tysiące razy niczym kłamstwo mają stać się prawdą. Stawiam na czyny i przede wszystkim nie lubię być ostatni. Tym razem jednak wcale nie spieszyło mi się na czoło naszego barwnego korowodu. Walka o dominację na tym polu nie była teraz ani konieczna ani przydatna. Trzymanie się z tyłu, trochę wśród ciemności przedświtu miało swoje plusy skoro różdżka Avery'ego zajaśniała na przodzie. A moja wiedza o magicznych i nie zwierzętach podpowiada mi, że ciągnie je do światła. Zresztą podobnie do ludzi.
Niestety ciemności mają też zdecydowane minusy. Jak chociażby kompletnie zerowa widoczność podłoża. Niewidoczna ściółka okazała się być naprawdę paskudnym wrogiem. Cóż, nie warto pomijać maluczkich, bo drzemie w nich siła. Parłem do przodu starając się uniknąć wybicia sobie oka, żeby dla odmiany prawie stracić nogi. Życie jest pełne niespodzianek. Drobne krzaczki uzbrojone w rzędy ostrych kolców niebezpiecznie przytuliły się do moich kostek. Musiałem się zatrzymać, aby nie upaść twarzą w błoto i żeby uniknąć głębszych ranek. Póki co uciskały materiał spodni, gdzieniegdzie przebijając się w celu zadrapania. Przestanie wierzgania się chwilowo spowolniło proces zaplątywania się. Uniosłem mimowolnie głowę, aby zobaczyć, czy tylko mnie udało się wpaść w złośliwe zielsko. Nieopodal ujrzałem tylko Juliusa, natomiast reszta ruszyła dalej. Naprawdę? Tom nie bez powodu utworzył z nas drużynę, żebyśmy trzymali się razem i dbali o swoje tyłki. To nie jest żaden pieprzony wyścig szczurów. Chociaż może jest w ich mniemaniu, bo wyglądają jakby mieli dostać nagrodę za wykonanie zadania pierwszemu. I samemu. Widocznie powiedzenie umiesz liczyć, licz na siebie, wcale nie jest tylko przysłowiem.
Skoro musiałem zatroszczyć się o siebie sam, żeby móc dalej podążać śladami naszej wesołej gromady wyciągnąłem różdżkę. Nie mając za wielkiego wachlarza opcji rzuciłem to samo zaklęcie, co towarzyszący mi w niedoli, ale jednak zupełnie ode mnie odcięty, szlachcic.
- Diffindo - mówię w nadziei, że uwolni mnie to od niechcianej przyjaźni z cierniami i pozwoli na dalsze kontynuowanie podróży. Nie chciałem być tym, który odpada jako pierwszy.
Niestety ciemności mają też zdecydowane minusy. Jak chociażby kompletnie zerowa widoczność podłoża. Niewidoczna ściółka okazała się być naprawdę paskudnym wrogiem. Cóż, nie warto pomijać maluczkich, bo drzemie w nich siła. Parłem do przodu starając się uniknąć wybicia sobie oka, żeby dla odmiany prawie stracić nogi. Życie jest pełne niespodzianek. Drobne krzaczki uzbrojone w rzędy ostrych kolców niebezpiecznie przytuliły się do moich kostek. Musiałem się zatrzymać, aby nie upaść twarzą w błoto i żeby uniknąć głębszych ranek. Póki co uciskały materiał spodni, gdzieniegdzie przebijając się w celu zadrapania. Przestanie wierzgania się chwilowo spowolniło proces zaplątywania się. Uniosłem mimowolnie głowę, aby zobaczyć, czy tylko mnie udało się wpaść w złośliwe zielsko. Nieopodal ujrzałem tylko Juliusa, natomiast reszta ruszyła dalej. Naprawdę? Tom nie bez powodu utworzył z nas drużynę, żebyśmy trzymali się razem i dbali o swoje tyłki. To nie jest żaden pieprzony wyścig szczurów. Chociaż może jest w ich mniemaniu, bo wyglądają jakby mieli dostać nagrodę za wykonanie zadania pierwszemu. I samemu. Widocznie powiedzenie umiesz liczyć, licz na siebie, wcale nie jest tylko przysłowiem.
Skoro musiałem zatroszczyć się o siebie sam, żeby móc dalej podążać śladami naszej wesołej gromady wyciągnąłem różdżkę. Nie mając za wielkiego wachlarza opcji rzuciłem to samo zaklęcie, co towarzyszący mi w niedoli, ale jednak zupełnie ode mnie odcięty, szlachcic.
- Diffindo - mówię w nadziei, że uwolni mnie to od niechcianej przyjaźni z cierniami i pozwoli na dalsze kontynuowanie podróży. Nie chciałem być tym, który odpada jako pierwszy.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Crispin Russell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Nie chciał wiedzieć, dlaczego miałoby mu stawać na jego widok i zaśmiałby się z pewnością, gdyby myśl ta nie spętała jego gardła trwogą i obrzydzeniem. Dlatego też odpędził parszywe myśli i niesmaczne aluzje, które wywoływały w nim jedynie dreszcze – bo z pewnością nie był to strach, drogi Avery, wręcz czuł się tutaj jak ryba w wodzie. Bywał w miejscach jak to, w tysiącach miejsc owianych tajemnicą, przeszywających grozą, lecz nauczył się ignorować dźwięki i sygnały, które okazywały się kolejno błędnymi poszlakami. Dlatego też zdziwił się, gdy usłyszał Samaela, ponieważ sam nie dostrzegł niczego niepokojącego. Nawet się nie zirytował, nie wydał z siebie westchnienia przepełnionego zażenowaniem. Nic dziwnego, że Samael popadał w paranoję, skoro nigdy wcześniej nie zdarzało mu się pracować w takich warunkach.
Czy może jednak miał rację?
Lestrange szczerze w to wątpił dlatego zignorował to błahe ostrzeżenie. Był głęboko przekonany, że lekarzyna po prostu panikuje. Lub jak najszybciej chce wrócić do domu. To nadal słaba wymówka, Avery. Przykro mi.
Odwrócił się jednak, aby skontrolować sytuację, sprawdzić czy wszyscy przedarli się przez raniące gąszcze.
-Wszystko w porządku? - spytał półszeptem, lecz nie było potrzeby krzyczeć, w tej ciszy słyszeli się wszak doskonale. Zauważył jednak Crispina, który nie radził sobie zbyt dobrze, dlatego też w akcie dobroci – czy może rozwagi – postanowił wyciągnąć do niego pomocną dłoń – Diffindo – rzucił cicho.
Czy może jednak miał rację?
Lestrange szczerze w to wątpił dlatego zignorował to błahe ostrzeżenie. Był głęboko przekonany, że lekarzyna po prostu panikuje. Lub jak najszybciej chce wrócić do domu. To nadal słaba wymówka, Avery. Przykro mi.
Odwrócił się jednak, aby skontrolować sytuację, sprawdzić czy wszyscy przedarli się przez raniące gąszcze.
-Wszystko w porządku? - spytał półszeptem, lecz nie było potrzeby krzyczeć, w tej ciszy słyszeli się wszak doskonale. Zauważył jednak Crispina, który nie radził sobie zbyt dobrze, dlatego też w akcie dobroci – czy może rozwagi – postanowił wyciągnąć do niego pomocną dłoń – Diffindo – rzucił cicho.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Caesar Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Zaklęcie bez większych problemów przecięło ciernie, w które zaplątał się Julius - mógł wkroczyć na ścieżkę, by usunąć pozostałości pędów, które powbijały się w materiał jego ubrań, a także i w skórę. Natomiast Crispin potrzebował pomocy, po jego zaklęciu odpadło tylko kilka mniejszych gałązek, najpewniej męczyłby się jeszcze kilka dłuższych chwil z wyplątaniem się, raniąc się przy tym boleśnie, gdyby nie pomoc Cezara, który bez większych problemów uwolnił mężczyznę. W między czasie Samantha pozbyła się kolców wbitych w skórę, jednakże po jej nogach spływały niewielkie strużki krwi.
Wzrok Samaela i Ramseya powędrował w tym samym kierunku, wiedziony ledwo dostrzegalnym ruchem, gdy... to coś próbowało się zbliżyć od tyłu do uzdrowiciela. Tylko czy na pewno? W tej chwili patrzyli na zwykły, okrągły kamień o sporych rozmiarach tuż u stóp Samaela. Zanim zdążyliście dokładniej przeanalizować sytuacje, głaz się poruszył - jakby wiedząc, że nie zdążył się skupić na czas. W następnej chwili z wyciągniętymi przed siebie włochatymi łapkami, nieporadnie rzucił się w kierunku lorda Avery'ego, próbując wgryźć się w jego łydkę wystającymi zębami. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, odepchnięcie stworzenia liczącego co najwyżej stopę nie powinno być większym problemem.
| ST uniknięcia ugryzienia wynosi 5. Jeśli komuś uda się pokonać pogrebina, następna osoba staje się chwilowym przewodnikiem grupy i zobowiązana jest do dalszej wędrówki, rzucając kością dwa razy k100. Pozostali rzucają kością k100 jeden raz.
Na odpis macie 48 godzin.
Wzrok Samaela i Ramseya powędrował w tym samym kierunku, wiedziony ledwo dostrzegalnym ruchem, gdy... to coś próbowało się zbliżyć od tyłu do uzdrowiciela. Tylko czy na pewno? W tej chwili patrzyli na zwykły, okrągły kamień o sporych rozmiarach tuż u stóp Samaela. Zanim zdążyliście dokładniej przeanalizować sytuacje, głaz się poruszył - jakby wiedząc, że nie zdążył się skupić na czas. W następnej chwili z wyciągniętymi przed siebie włochatymi łapkami, nieporadnie rzucił się w kierunku lorda Avery'ego, próbując wgryźć się w jego łydkę wystającymi zębami. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, odepchnięcie stworzenia liczącego co najwyżej stopę nie powinno być większym problemem.
| ST uniknięcia ugryzienia wynosi 5. Jeśli komuś uda się pokonać pogrebina, następna osoba staje się chwilowym przewodnikiem grupy i zobowiązana jest do dalszej wędrówki, rzucając kością dwa razy k100. Pozostali rzucają kością k100 jeden raz.
Na odpis macie 48 godzin.
Szlag jasny by to trafił.
Nie mogę w to uwierzyć. To komiczne. Że też właśnie mnie się to przydarza. Chociaż ostatnio większość żałosnych rzeczy spotyka właśnie mnie. Być może los, fatum czy jeszcze coś innego się na mnie uwzięło. Musiało. Jak inaczej wytłumaczyć, że tak banalnie proste zaklęcie mi nie wyszło? Znaczy, wyszło. Zapewne krzaczek zadrżał ze strachu, że aż odpadło parę gałązek. Uwaga, to wielki auror Crispin kroczy lasem. Żałosne.
Na szczęście niedane mi było pogłębiać swojej porażki. Okazało się bowiem, że nie wszyscy skupieni są tylko i wyłącznie na czubku własnego nosa. Ciche pytanie poniosła cisza lasu, a zaraz potem zawtórowało mu zaklęcie. Udane zaklęcie. Jednak pewien inny szkopuł zdecydowanie bardziej skupił moją uwagę. Mianowicie osoba, która przyszła mi z pomocą. Osoba, po której ani trochę się tego nie spodziewałem. Słodki Salazarze, to był szlachcic. Kiedy mój wzrok oswaja się z ciemnością moje zdziwienie nieco stygnie. To Lestrange.
- Dzięki - rzucam ściskając jego przedramię, aby podkreślić swoje słowa. Mam nadzieję, że nie odskoczy z obrzydzeniem. Gdyby nie on nadal prowadziłbym z góry przegraną walkę z cierniami. Tymczasem natura kontra Crispin jeden do jednego. Skoro obudziły się w nas ludzkie odruchy bezwiednie spoglądam na jedyną kobietę w naszym towarzystwie. Kobieta to kobieta, obojętnie, w jakich okolicznościach należy się jej szacunek. Przynajmniej tego mnie nauczono. - Wszystko w porządku? - pytam Samanthę, obrzucając przy okazji krytycznym spojrzeniem jej przykrótkie spodnie. Ktoś chyba powinien ją uprzedzić, że im mniej zakrytego ciała tym lepiej. Żałuję, że nie wziąłem do torby kilku gaz czy chusteczek, bo mogłyby okazać się całkiem przydatne. Dobiega mnie zamieszanie z przodu naszej kolumny, ale skoro są tacy męscy i niezniszczalni to na pewno poradzą sobie z wszelką niedogodnością.
Nie mogę w to uwierzyć. To komiczne. Że też właśnie mnie się to przydarza. Chociaż ostatnio większość żałosnych rzeczy spotyka właśnie mnie. Być może los, fatum czy jeszcze coś innego się na mnie uwzięło. Musiało. Jak inaczej wytłumaczyć, że tak banalnie proste zaklęcie mi nie wyszło? Znaczy, wyszło. Zapewne krzaczek zadrżał ze strachu, że aż odpadło parę gałązek. Uwaga, to wielki auror Crispin kroczy lasem. Żałosne.
Na szczęście niedane mi było pogłębiać swojej porażki. Okazało się bowiem, że nie wszyscy skupieni są tylko i wyłącznie na czubku własnego nosa. Ciche pytanie poniosła cisza lasu, a zaraz potem zawtórowało mu zaklęcie. Udane zaklęcie. Jednak pewien inny szkopuł zdecydowanie bardziej skupił moją uwagę. Mianowicie osoba, która przyszła mi z pomocą. Osoba, po której ani trochę się tego nie spodziewałem. Słodki Salazarze, to był szlachcic. Kiedy mój wzrok oswaja się z ciemnością moje zdziwienie nieco stygnie. To Lestrange.
- Dzięki - rzucam ściskając jego przedramię, aby podkreślić swoje słowa. Mam nadzieję, że nie odskoczy z obrzydzeniem. Gdyby nie on nadal prowadziłbym z góry przegraną walkę z cierniami. Tymczasem natura kontra Crispin jeden do jednego. Skoro obudziły się w nas ludzkie odruchy bezwiednie spoglądam na jedyną kobietę w naszym towarzystwie. Kobieta to kobieta, obojętnie, w jakich okolicznościach należy się jej szacunek. Przynajmniej tego mnie nauczono. - Wszystko w porządku? - pytam Samanthę, obrzucając przy okazji krytycznym spojrzeniem jej przykrótkie spodnie. Ktoś chyba powinien ją uprzedzić, że im mniej zakrytego ciała tym lepiej. Żałuję, że nie wziąłem do torby kilku gaz czy chusteczek, bo mogłyby okazać się całkiem przydatne. Dobiega mnie zamieszanie z przodu naszej kolumny, ale skoro są tacy męscy i niezniszczalni to na pewno poradzą sobie z wszelką niedogodnością.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Crispin Russell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Ciernie zdają się być nieprzejednane, ale wreszcie puszczają pod naporem zaklęcia. Juliusowi udało się przejść z krzaków na ścieżkę, na której to z kolei musiał się zatrzymać. Chciał powyciągać wszystko z ubrań i ze skóry, bo kolce wbite w ciało nie były przyjemnym elementem wędrówki. Jak wszystko zresztą, szaruga, wilgoć, chłód, niepożądane towarzystwo i tak dalej, i tak dalej. Miał być de facto przewodnikiem tego rozbrykanego stada, ale chyba zależało mu tak mało, że nie pofatygował się do dzierżenia władzy. Dobrze, że Caesar przejął inicjatywę, jemu na pewno pójdzie lepiej przenikanie wgłąb mokradeł. Miał więcej doświadczenia nawet, jeżeli bycie łamaczem klątw wiązało się z dużym ryzykiem, a Nott doświadczenie miał niemałe.
Nie zdążył ewentualnie wspomóc Crispina, ale to dobrze, miał mniej na głowie. Chciał dogonić tych, co gnali teraz do przodu i którzy teraz prawdopodobnie zmagali się z jakimiś problemami. Wywnioskował to przy dźwiękach, jakie stamtąd dobiegały, zatem ruszył w tamtym kierunku.
#niemamczasu
Nie zdążył ewentualnie wspomóc Crispina, ale to dobrze, miał mniej na głowie. Chciał dogonić tych, co gnali teraz do przodu i którzy teraz prawdopodobnie zmagali się z jakimiś problemami. Wywnioskował to przy dźwiękach, jakie stamtąd dobiegały, zatem ruszył w tamtym kierunku.
#niemamczasu
The devil's in his hole
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Julius Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Avery miał powody, aby sądzić, że dużo lepiej poradziłby sobie sam. I w tym stwierdzeniu brakło zupełnie megalomanii, kwitła za to pewność siebie oraz zażenowanie ludźmi, z którymi przyszło mu pracować. Jednego Russela mógłby usprawiedliwić – winą za fatalne wręcz początki obarczając złą krew. Lestrange z pewnością miał więcej szczęścia niż rozumu – natura poskąpiła mu inteligencji, ale jak widać nie pożałowała przychylności losu. Chwilowej zapewne, bowiem Fortuna toczyła się kołem i Avery był przekonany, że wkrótce ten alfons, mieniący się szlachcicem będzie błagał o pomoc. A wtedy może łaskawie mu jej udzieli.
Nie musiał zaprzątać sobie głowy ani Nottem, ani Crispinem, ani Mulciberem, ani Caesarem, ani nawet swoją podłą kuzyneczką (udawał, że jej nie zna), aczkolwiek zdawał sobie sprawę, że poświęcenie dla sprawy czasami wymaga ofiary. A wówczas trzeba kogoś wytypować, więc istniała jednak konieczność trzymania balastu przy życiu. Jeszcze.
Prychnął z dezaprobatą, widząc wyłaniającą się z gąszczu trójcę – zakrwawioną Weasley (nie jest już dla niego nawet zubożałą krewną) oraz Notta-samozwańca, prącego na przód, jakby chciał zrehabilitować się za wcześniejszą opieszałość. Niech Salazar ma go w swej opiece; dawno już stracił w oczach Avery’ego i nawet ten akt odwagi (brawury, charakterystycznej dla głupich Gryfiaków) nie mógł go ocalić przed negatywną oceną Samaela.
Który wśród leśnego gąszczu wypatrzył małe, zupełnie niepozorne zwierzątko, usiłujące użreć go w nogę.
-Immobulus! – zawołał, mierząc w nie różdżką. Nie potrzebowali na razie trupów, nawet jeśli miałyby to być wyłącznie zwierzęce ścierwa. Padlina mogłaby przyciągnąć większe drapieżniki…
Nie musiał zaprzątać sobie głowy ani Nottem, ani Crispinem, ani Mulciberem, ani Caesarem, ani nawet swoją podłą kuzyneczką (udawał, że jej nie zna), aczkolwiek zdawał sobie sprawę, że poświęcenie dla sprawy czasami wymaga ofiary. A wówczas trzeba kogoś wytypować, więc istniała jednak konieczność trzymania balastu przy życiu. Jeszcze.
Prychnął z dezaprobatą, widząc wyłaniającą się z gąszczu trójcę – zakrwawioną Weasley (nie jest już dla niego nawet zubożałą krewną) oraz Notta-samozwańca, prącego na przód, jakby chciał zrehabilitować się za wcześniejszą opieszałość. Niech Salazar ma go w swej opiece; dawno już stracił w oczach Avery’ego i nawet ten akt odwagi (brawury, charakterystycznej dla głupich Gryfiaków) nie mógł go ocalić przed negatywną oceną Samaela.
Który wśród leśnego gąszczu wypatrzył małe, zupełnie niepozorne zwierzątko, usiłujące użreć go w nogę.
-Immobulus! – zawołał, mierząc w nie różdżką. Nie potrzebowali na razie trupów, nawet jeśli miałyby to być wyłącznie zwierzęce ścierwa. Padlina mogłaby przyciągnąć większe drapieżniki…
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Nie minęła dłuższa chwila, a na ścieżce byli już wszyscy. Wielkim zaskoczeniem dla Samanthy był dobrotliwy czyn Caesara. Czarodziej najprawdopodobniej cofnął się do cierni, by pomóc Crispinowi się z nich wydostać. Jakie to słodkie... Gdyby ona znalazła się w takiej sytuacji, Lestrange najpewniej wykorzystałby moment, w którym Weasley nie może się ruszać, by ją zabić. Dość o tym napuszonym pawiu - Rudą spotkało coś bardzo dziwnego.
Jeden z Rycerzy się do niej odezwał. Dziwna sprawa, przeważnie nie zwraca się na nią uwagi. Co było jeszcze bardziej zadziwiające, Russell zapytał się jej czy w wszystko w porządku. Nie była pewna czy odebrać to jako kolejną obelgę (w tym wypadku bardzo inteligentną), czy zwyczajną, ludzką (co się w gronie popleczników Riddle'a praktycznie nie zdarza) troskę o czyjeś zdrowie. Trzeba przyznać, że miała prawo zastanawiać się nad motywami mężczyzny. Przyzwyczajona była do całkiem innego sposobu odzywania się do niej.
Spojrzała więc na czarodzieja i przez moment patrzyła na niego obojętnym - przeradzającym się powoli w przenikliwy - wzrokiem. W tym samym czasie Samaela zaatakowało jakieś małe stworzenie. Samantha nawet nie odwracała wzroku od Crispina, by zobaczyć co to za stwór - była pewna, że jej dupogłowy kuzyn poradzi sobie z czymś takim. Jednak moment później usłyszała inkantację zaklęcia spowalniającego, które najwyraźniej nie wyszło wielkiemu Averemu. Wtedy dziewczyna musiała zwrócić uwagę na zdarzenie. Scena wydała jej się bardzo komiczna - najszlachetniejszy ze szlachetnych czarodziej nie potrafił pozbyć się małego pogrebina. Sam wróciła więc na chwilę wzrokiem do Russella i odpowiedziała mu sucho:
- Wszystko dobrze, dzięki.
Po czym podeszła do biednego kuzyna i wymierzyła w stworzonko nogą na tyle mocno, by przestało zawracać im głowę.
Jeden z Rycerzy się do niej odezwał. Dziwna sprawa, przeważnie nie zwraca się na nią uwagi. Co było jeszcze bardziej zadziwiające, Russell zapytał się jej czy w wszystko w porządku. Nie była pewna czy odebrać to jako kolejną obelgę (w tym wypadku bardzo inteligentną), czy zwyczajną, ludzką (co się w gronie popleczników Riddle'a praktycznie nie zdarza) troskę o czyjeś zdrowie. Trzeba przyznać, że miała prawo zastanawiać się nad motywami mężczyzny. Przyzwyczajona była do całkiem innego sposobu odzywania się do niej.
Spojrzała więc na czarodzieja i przez moment patrzyła na niego obojętnym - przeradzającym się powoli w przenikliwy - wzrokiem. W tym samym czasie Samaela zaatakowało jakieś małe stworzenie. Samantha nawet nie odwracała wzroku od Crispina, by zobaczyć co to za stwór - była pewna, że jej dupogłowy kuzyn poradzi sobie z czymś takim. Jednak moment później usłyszała inkantację zaklęcia spowalniającego, które najwyraźniej nie wyszło wielkiemu Averemu. Wtedy dziewczyna musiała zwrócić uwagę na zdarzenie. Scena wydała jej się bardzo komiczna - najszlachetniejszy ze szlachetnych czarodziej nie potrafił pozbyć się małego pogrebina. Sam wróciła więc na chwilę wzrokiem do Russella i odpowiedziała mu sucho:
- Wszystko dobrze, dzięki.
Po czym podeszła do biednego kuzyna i wymierzyła w stworzonko nogą na tyle mocno, by przestało zawracać im głowę.
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Russell utknął gdzieś w krzakach i trudno tu zwalać sprawę na nieczystość jego krwi, po prostu był ciamajdą. Albo miał paskudnego pecha. Był gotów wrócić po niego, ale minął go Lestrange spiesząc z pomocą. Pozostał więc w swoim miejscu, patrząc w stronę Samaela, który miał towarzystwo — i to dość nietypowe. Dlaczego od razu tak agresywnie, może miał rodzinę? Może miał dzieci? Avery powinien go przygarnąć, może towarzystwo małego demona, trochę by rozluźniło mu poślady. Ruszył w jego kierunku, obrzucając spojrzeniem to coś, a następnie Avery'ego, który poradził sobie z problemem i westchnął ciężko, oszczędzając sobie jakiegokolwiek komentarza.
—Lumos— szepnął cicho, wystawiwszy różdżkę przed siebie i rozejrzał się dookoła. Nie chciał, żeby blask przyciągał stworzenia, starał się ograniczyć intensywność światła do maksimum, aby mogli tylko przejść przez ten gąszcz bez większego szwanku, na przykład potykając się o jakiś konar i niefortunnie rozbijając czaszkę o jakiś głaz. Ledwie oddalili się od domu, a już polała się pierwsza krew. Byli żałośni. Oni wszyscy. To nie miało być wcale takie trudne, prawda? Ruszył przed siebie, tylko raz oglądając się za siebie, by odliczyć wszystkich, choć wcale nie zależało mu na nikim specjalnie. Liczył się cel, mieli ukończyć zadanie. Im szybciej tym lepiej.
—Lumos— szepnął cicho, wystawiwszy różdżkę przed siebie i rozejrzał się dookoła. Nie chciał, żeby blask przyciągał stworzenia, starał się ograniczyć intensywność światła do maksimum, aby mogli tylko przejść przez ten gąszcz bez większego szwanku, na przykład potykając się o jakiś konar i niefortunnie rozbijając czaszkę o jakiś głaz. Ledwie oddalili się od domu, a już polała się pierwsza krew. Byli żałośni. Oni wszyscy. To nie miało być wcale takie trudne, prawda? Ruszył przed siebie, tylko raz oglądając się za siebie, by odliczyć wszystkich, choć wcale nie zależało mu na nikim specjalnie. Liczył się cel, mieli ukończyć zadanie. Im szybciej tym lepiej.
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k100' : 64
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k100' : 64
Leśne mokradła
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire