Pokój 21
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pokój 21
Czy pamiętasz swoją pierwszą wizytę w Dziurawym Kotle? Okoliczności zmusiły Cię do zatrzymania się w nim na noc, choć nikt z Twojego towarzystwa nie miał na to zbytniej ochoty. Mimo wszystko jednak pozostaliście w tym miejscu, po sytej kolacji dając się zaprowadzić do przydzielonych pokojów. Pierwszym, co zobaczyły Twoje oczy, było spore łóżko wyraźnie przeznaczone dla dwóch osób lub wyjątkowej wiercipięty. Bogato zdobione kolumienki zwracały uwagę, kontrastując z jasną, prostą podłogą. Dzielone szybki w części okien wychodzących na ulicę, niewielka szafka i chybotliwe krzesło w kącie pomieszczenia... Dyskretne oświetlenie, przy którym można zarówno odpoczywać, jak i czytać czy pracować. Pokój jest schludny, jednak nie można od niego wymagać niczego specjalnego. Spędzisz tu całkiem miłą noc, o ile nie obawiasz się trzęsącej podłogi i mebli podskakujących za każdym razem, gdy w okolicy przejedzie pociąg.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
13 maja '56
Trzynaście dni maja już minęło. Wielu ludzi na pewno miało nadzieję, że już po tym czasie wszystko się uspokoi, Londyn wróci do normalności, ale nic na to nie wskazywało. Chociażby ze względu na pogodę, która szalała od początku miesiąca. Okropne deszcze, nawałnice i temperatura, tak nienormalnie dla Londynu wysoka. Nim dotarła do umówionego miejsca już była cała zgrzana, a w pokojach Dziurawego Kotła, było zawsze tak duszno i pachniało starością i zgnilizną. Powód jej wizyty był prosty, chciała skonsultować się z dobrą znajomą na temat swojego stanu zdrowia. O ile potrafiła już, mniej więcej, określać choroby genetyczne ze względu na objawy i stosować prostsze leczenie, tak inne dziedziny magii leczniczej były jej zdecydowanie mniej znane. Nic więc dziwnego, że zdecydowała się poprosić o pomoc kogoś bardziej doświadczonego w tej kwestii, gdy miało się wątpliwości należało to sprawdzić. Każdy uzdrowiciel by tak powiedział i ona również.
Nie znała tej strony świata, gdy za dużo się wypije i traci się kontakt z rzeczywistością, to co dzieje się z człowiekiem staje się zagadką. Taką zagadką jak dla niej. Być może nic się nie stało, może ktoś zadbał o to, aby była bezpieczna, a może ktoś zadbał o to, aby nie poznała, że coś się wydarzyło, chociaż nie wiedziała, na ile było to prawdopodobne, jednak mając wątpliwości musiała to sprawdzić.
Kompletnie nie znała się na tej kwestii, nie wiedziała ile potrzeba czasu. Jeżeli w jej drobnym ciele właśnie miała rozwijać się nowa istota chciałaby o tym wiedzieć, aby móc jak najszybciej temu zaradzić. Poruszyłaby niebo i ziemię, czy też raczej Pokątną i Nokturn, aby dostać coś, co pomogłoby jej się tego pozbyć. Dziecko tak, ale kiedyś i nie z byle kim. Adrianna miała więc rozwiać Marianny wątpliwości, sprawdzić czy wszystko jest w porządku i powiedzieć jej, że wszystko jest w porządku, nic się nie stało i nie ma co się przejmować, a spóźniająca się miesiączka to nic poważnego, tym bardziej patrząc na to, ile ostatnio najadła się stresu. Czekała więc spokojnie na swoją przyjaciółkę, która miała pojawić się dzisiejszego dnia w tym pokoju. Byłoby łatwiej, gdyby spotkały się w Mungu, ale Marianna wolała ominąć wścibskie oczy i swoje sprawy jednak załatwiać poza jego progami. Nie miała ostatnio zaufania do swojego miejsca pracy i nie chciała pokazywać się tam w nadprogramowych godzinach.
Gdy drzwi się otworzyły obróciła się w tamtą stronę z uśmiechem wyczekując swojej koleżanki. Delikatnie uniosła brwi do góry, a usta otworzyły się ze zdziwienia, gdy w progu, dokładnie o umówionej godzinie zamiast Adrianny pojawił się jakiś mężczyzna. Marianna od razu pomyślała, że to jakaś pomyłka i po prostu pomylił pokoje, wstała więc, robiąc mały krok w jego stronę.
- Przepraszam, ale ten pokój jest zajęty - powiedziała.
Wpatrywała się w niego oczekując jego wyjścia i nawet się nie spodziewała tego, co zaraz miało nastąpić.
Trzynaście dni maja już minęło. Wielu ludzi na pewno miało nadzieję, że już po tym czasie wszystko się uspokoi, Londyn wróci do normalności, ale nic na to nie wskazywało. Chociażby ze względu na pogodę, która szalała od początku miesiąca. Okropne deszcze, nawałnice i temperatura, tak nienormalnie dla Londynu wysoka. Nim dotarła do umówionego miejsca już była cała zgrzana, a w pokojach Dziurawego Kotła, było zawsze tak duszno i pachniało starością i zgnilizną. Powód jej wizyty był prosty, chciała skonsultować się z dobrą znajomą na temat swojego stanu zdrowia. O ile potrafiła już, mniej więcej, określać choroby genetyczne ze względu na objawy i stosować prostsze leczenie, tak inne dziedziny magii leczniczej były jej zdecydowanie mniej znane. Nic więc dziwnego, że zdecydowała się poprosić o pomoc kogoś bardziej doświadczonego w tej kwestii, gdy miało się wątpliwości należało to sprawdzić. Każdy uzdrowiciel by tak powiedział i ona również.
Nie znała tej strony świata, gdy za dużo się wypije i traci się kontakt z rzeczywistością, to co dzieje się z człowiekiem staje się zagadką. Taką zagadką jak dla niej. Być może nic się nie stało, może ktoś zadbał o to, aby była bezpieczna, a może ktoś zadbał o to, aby nie poznała, że coś się wydarzyło, chociaż nie wiedziała, na ile było to prawdopodobne, jednak mając wątpliwości musiała to sprawdzić.
Kompletnie nie znała się na tej kwestii, nie wiedziała ile potrzeba czasu. Jeżeli w jej drobnym ciele właśnie miała rozwijać się nowa istota chciałaby o tym wiedzieć, aby móc jak najszybciej temu zaradzić. Poruszyłaby niebo i ziemię, czy też raczej Pokątną i Nokturn, aby dostać coś, co pomogłoby jej się tego pozbyć. Dziecko tak, ale kiedyś i nie z byle kim. Adrianna miała więc rozwiać Marianny wątpliwości, sprawdzić czy wszystko jest w porządku i powiedzieć jej, że wszystko jest w porządku, nic się nie stało i nie ma co się przejmować, a spóźniająca się miesiączka to nic poważnego, tym bardziej patrząc na to, ile ostatnio najadła się stresu. Czekała więc spokojnie na swoją przyjaciółkę, która miała pojawić się dzisiejszego dnia w tym pokoju. Byłoby łatwiej, gdyby spotkały się w Mungu, ale Marianna wolała ominąć wścibskie oczy i swoje sprawy jednak załatwiać poza jego progami. Nie miała ostatnio zaufania do swojego miejsca pracy i nie chciała pokazywać się tam w nadprogramowych godzinach.
Gdy drzwi się otworzyły obróciła się w tamtą stronę z uśmiechem wyczekując swojej koleżanki. Delikatnie uniosła brwi do góry, a usta otworzyły się ze zdziwienia, gdy w progu, dokładnie o umówionej godzinie zamiast Adrianny pojawił się jakiś mężczyzna. Marianna od razu pomyślała, że to jakaś pomyłka i po prostu pomylił pokoje, wstała więc, robiąc mały krok w jego stronę.
- Przepraszam, ale ten pokój jest zajęty - powiedziała.
Wpatrywała się w niego oczekując jego wyjścia i nawet się nie spodziewała tego, co zaraz miało nastąpić.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jay stał pod drzwiami pokoju już jakąś dobrą chwilę. W międzyczasie minęła go grupka gości z Norwegii, którzy śmiali się wesoło, czując wciąż płynący w ich żyłach alkohol; następna była stara pokojówka, która zmierzyła go długim spojrzeniem i jeszcze dwójka młodych czarownic przyglądających się mu z zaciekawieniem. Najwyraźniej Vane był w pewien sposób zagadką tkwiąc od piętnastu lub więcej minut pod drzwiami. Może czekał na to, aż pojawi się kobieta, która wysłała mu właśnie ten list? Czy była już w środku? Czy naprawdę powinien zapukać i wyjaśnić całą, dość niezręczną sytuację? A wszystko zaczęło się dość niewinnie, gdy pojawił się w Szkole Magii i Czarodziejstwa zmierzając ku Wieży Astronomicznej. Szło mu to niezwykle opornie, bo bezsenność wciąż trwała i nie pozwalała mu chociażby na chwilę w spokoju zmrużyć oczy. Uczniowie mijali go z szerokimi uśmiechami, witając się po drodze, ciesząc się ze zbliżającego dużymi krokami końca roku i powrotu do rodziny. Jayden jednak nie potrafił radować się tym wszystkim. Był zmęczony. Widać to było już na pierwszy rzut oka, patrząc mu w twarz. Lekkie, z każdą nieprzespaną nocą powiększające się wory pod oczami i gęstniejący zarost nigdy nie były jego cechami charakterystycznymi, a wygląd na narkomana po przejściach nie pasował do postawy profesora. Nietrudno było też zauważyć, że nieco podupadł po zaistniałych wydarzeniach nie tylko dzikich anomaliach, ale szczególnie po śmierci Lewisa - małego Puchona, który dopiero co zaczynał swoją przygodę z magią. I gdy znów miał po raz szósty wypisywać końcowe oceny podczas swojego nauczycielskiego pobytu w Hogwarcie, przez zawsze otwarte drzwi gabinetu wleciała sowa. Nie kojarzył tego ptaka, ale teraz ciągle przychodziły wiadomości od ludzi, których nie znał. Od rodziców, opiekunów, wydawców, gazet. Dziennikarze nie dawali mu spokoju, pragnąc poznać najdrobniejszy szczegół wydarzeń w sercu zamku. Zniknięcie Grindelwalda było teraz numerem na topie i każda informacja, nawet błędna, była dla nich na wagę złota. JJ jednak nie zamierzał dzielić się z nimi niczym, mając zdecydowanie większe problemy nad niebyt tyrana. Tym razem nie był to żaden z kategorii listów, których się spodziewał. Początkowo czytając już samo imię adresata, zbił się nieco z tropu, a dalszy jego ciąg był jak pasmo zakodowanych szyfrem słów, których nie rozumiał. Za dużo wypiłam w za szybkim tempie; Spóźnia mi się miesiączka; Mogłabyś to sprawdzić to nie było coś, co dotykało go na co dzień. Oczywiście że była to pomyłka, jednak tak bardzo intymna, że aż ciężko było sobie poukładać to w głowie. Nie, żeby nie zdawał sobie sprawę z istnienia tych kobiecych spraw, jednak... Gdyby mógł spisałby szybko słowa o pomyłce i odesłał je zainteresowanej, ale nie mógł. Myśl o spotkaniu nieco go przerażała. No, bo wejdzie i co jej powie? A teraz tu był... O danej godzinie przed wspomnianym pokojem, wiedząc, że żadna Adrianna się nie pojawi. Poprawił fioletowy krawat, wybijający się kolorystycznie z czarnego garnituru i równie ciemnej koszuli. Była już chwila po pierwszej, a to oznaczało, że musiał już wejść. I to teraz. Zapukał nieśmiało, po czym nacisnął klamkę, zaglądając do wnętrza.
- Przepraszam bardzo, ale... - zaczął, kompletnie gubiąc się w tym co miał powiedzieć. Gdyby znał chociażby imię kobiety, która nadała te list, mógłby posłać kilka słów wyjaśnienia, a przy okazji również i oryginał owej wiadomości, która dziwnym sposobem pojawiła się u niego w gabinecie. - Adrianna nie przyjdzie - powiedział, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Chyba nigdy nie było mu tak głupio jak teraz.
- Przepraszam bardzo, ale... - zaczął, kompletnie gubiąc się w tym co miał powiedzieć. Gdyby znał chociażby imię kobiety, która nadała te list, mógłby posłać kilka słów wyjaśnienia, a przy okazji również i oryginał owej wiadomości, która dziwnym sposobem pojawiła się u niego w gabinecie. - Adrianna nie przyjdzie - powiedział, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Chyba nigdy nie było mu tak głupio jak teraz.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie rozumiała co ten mężczyzna tu robi, dlaczego wtargnął do pokoju mimo tego, że jest on zajęty. Nie znała go, nie pamiętała jego twarzy i była pewna, że nigdy wcześniej na niego nie natrafiła. Nie przypominała sobie także, aby w jakiś sposób umawiała się z nieznajomym sobie panem w celu uleczenia go i, nawet gdyby tak było, nie umówiłaby się z nim tutaj i nie na chwilę przed spotkaniem z koleżanką. Była zdezorientowana, ale na razie nie czuła żadnego niepokoju biorąc to wszystko po prostu za nieporozumienie. Była przekonana, że mężczyzna gdy usłyszy, że pokój jest zajęty i najpewniej się pomylił, to po prostu przeprosi i wyjdzie, ale ten zamiast wyjść, wręcz przeciwnie, zamknął za sobą drzwi i wszedł do środka. Nie wiedziała co się dzieje, jak zareagować i co powiedzieć. Gdy usłyszała, że Adrianna nie przyjdzie uniosła brwi i spojrzała na niego zszokowana.
- Słucham? - zapytała.
To był jakiś głupi żart, na pewno był. Może Adrianna była metamorfomagiem i po prostu zmieniła się w mężczyznę, aby zażartować sobie z biednej Marianki, ale przecież znała ją tyle lat, na pewno by się dowiedziała, że jej koleżanka ma jakąś umiejętność, w dodatku tak niezwykłą. Nie, to nie mogła być prawda. Może jej się coś stało i po prostu przysłała kogoś, aby poinformował ją, że do spotkania nie dojdzie? Ale dlaczego w takim razie najzwyczajniej w świecie nie wysłała sowy? Ta sprawa dla Mari była bardzo podejrzana i coś jej tu zdecydowanie nie grało. Mężczyzna zachowywał się dziwnie, wyglądał na zawstydzonego? Zmarszczyła brwi i przyglądała mu się uważnie, podejrzliwie, na razie nie zdając sobie sprawy z tego, do jakiej pomyłki poszło i co się z tego wywinie.
- Czy to jest jakiś żart? - spytała ponownie.
Oczekiwała wyjaśnień, tego, że mężczyzna zaraz jej wszystko opowie i wyjaśni. Bo przecież nie mógł jej tak teraz zostawić. Na pewno musiał mieć jakiś powód, że pojawił się tutaj informując ją, że spotkanie, na które się umówiła, się nie odbędzie. Mimo zdenerwowania i niepewności tego, co tak naprawdę się wydarzyło, Marianna była ciekawa co usłyszy, co owy mężczyzna wymyśli. Przecież się nie znali, nie miał więc żadnych powodów, aby się tu pojawić i jedyne, co Mari brała za pewność to fakt, że po prostu Adrianna go przysłała. Ale w jakiej sprawie? Dlaczego jej tu nie było? Co, na Merlina, było grane?
- Czy przysłała pana Adrianna? Coś się z nią stało, że nie może przyjść?
Marianna nie brała innej opcji pod uwagę i nawet jej przez myśl nie przeszło, że jej list, w którym pisała o rzeczach, o których z mężczyznami się nie rozmawiało, trafił w niepowołane ręce, właśnie mężczyzny. Zawsze uważała, że jej sowa jest mądra, nigdy nie zboczyła z kursu, a listy dostarczała punktualnie i do odpowiednich osób. Dlatego też nawet o czymś takim nie pomyślała. Jak bardzo będzie zdziwiona w momencie gdy się dowie, że to właśnie to, czego absolutnie nie brała pod uwagę, będzie powodem pojawienia się mężczyzny.
- Słucham? - zapytała.
To był jakiś głupi żart, na pewno był. Może Adrianna była metamorfomagiem i po prostu zmieniła się w mężczyznę, aby zażartować sobie z biednej Marianki, ale przecież znała ją tyle lat, na pewno by się dowiedziała, że jej koleżanka ma jakąś umiejętność, w dodatku tak niezwykłą. Nie, to nie mogła być prawda. Może jej się coś stało i po prostu przysłała kogoś, aby poinformował ją, że do spotkania nie dojdzie? Ale dlaczego w takim razie najzwyczajniej w świecie nie wysłała sowy? Ta sprawa dla Mari była bardzo podejrzana i coś jej tu zdecydowanie nie grało. Mężczyzna zachowywał się dziwnie, wyglądał na zawstydzonego? Zmarszczyła brwi i przyglądała mu się uważnie, podejrzliwie, na razie nie zdając sobie sprawy z tego, do jakiej pomyłki poszło i co się z tego wywinie.
- Czy to jest jakiś żart? - spytała ponownie.
Oczekiwała wyjaśnień, tego, że mężczyzna zaraz jej wszystko opowie i wyjaśni. Bo przecież nie mógł jej tak teraz zostawić. Na pewno musiał mieć jakiś powód, że pojawił się tutaj informując ją, że spotkanie, na które się umówiła, się nie odbędzie. Mimo zdenerwowania i niepewności tego, co tak naprawdę się wydarzyło, Marianna była ciekawa co usłyszy, co owy mężczyzna wymyśli. Przecież się nie znali, nie miał więc żadnych powodów, aby się tu pojawić i jedyne, co Mari brała za pewność to fakt, że po prostu Adrianna go przysłała. Ale w jakiej sprawie? Dlaczego jej tu nie było? Co, na Merlina, było grane?
- Czy przysłała pana Adrianna? Coś się z nią stało, że nie może przyjść?
Marianna nie brała innej opcji pod uwagę i nawet jej przez myśl nie przeszło, że jej list, w którym pisała o rzeczach, o których z mężczyznami się nie rozmawiało, trafił w niepowołane ręce, właśnie mężczyzny. Zawsze uważała, że jej sowa jest mądra, nigdy nie zboczyła z kursu, a listy dostarczała punktualnie i do odpowiednich osób. Dlatego też nawet o czymś takim nie pomyślała. Jak bardzo będzie zdziwiona w momencie gdy się dowie, że to właśnie to, czego absolutnie nie brała pod uwagę, będzie powodem pojawienia się mężczyzny.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
No, nie była to fantastyczna, codzienna sytuacja, w której wszyscy powinni być szczęśliwi z jej zaistnienia jak i także miejsca, w którym się to odbywało. Jay mało kiedy bywał w Dziurawym Kotle z tego względu, że mieszkając w Hogsmeade preferował tamtejsze lokale, gdzie znał twarze klientów. A tutaj... Tutaj masy mieszały się i mało kiedy widziano tego samego człowieka dwa razy przy tym samym stoliku w rogu. Goście z różnych miejsc kraju, przeróżnych państw i części świata przewijali się przez jeden z najsławniejszych czarodziejskich miejsc w Londynie. Vane nie przepadał za dzikimi tłumami, woląc towarzystwo raczej spokojne i rozpoznawalne dla jego oka. Tym razem nie było inaczej i już przy wejściu został poczęstowany lecącą strzelającą owsianką, przed którą w ostatnim momencie się uchylił i plasnęła w miejscu, gdzie przed momentem znajdowała się jego głowa. Przepychanie się i pijańskie odzywki o godzinie pierwszej popołudniu nikogo tu nie dziwiły, ale zdecydowanie nie były to klimaty dla JJa. Pod koniec kwietnia spotkał się w porcie razem z Glaucusem i tam było równie... Charakterystycznie. I pomimo radości ze spotkania starego znajomego miał pewien dziwny niepokój znajdując się w lokalu, gdzie za chwilę i znienacka mógł dostać w twarz. A wolał nie pokazywać się w Hogwarcie z połamanym nosem czy podbitym okiem. I tak miał ostatnio za dużo na głowie...Pojawienie się w tym miejscu tego dnia również w pewien sposób do nich należało. A na pewno do kategorii wybitnie niezręcznych. Słysząc słowa młodej kobiety, zaprzeczył ruchem głowy, a gdy spytała o dziewczynę z listu, musiał wyjaśnić to już w tej chwili. Mimo że... Ten temat był bardzo wstydliwy.
- Nie, nie. Proszę się nie denerwować. Z pani koleżanką wszystko w porządku - zaczął dość niezręcznie jak się miało za chwilę okazać również i nie w ton. Bo twierdząc, że wszystko było w porządku... Cóż. Miał jej powiedzieć, że to on odebrał intymną wiadomość o spóźniającym się kobiecym procesie? Przecież równie dobrze mógłby się spalić na miejscu. Lub zapaść pod ziemię i zniszczyć piętro Dziurawego Kotła. - Chodzi o to, że nie znam Adrianny. Ta sytuacja jest zaskakująca nie tylko dla pani, ale również i dla mnie. Po prostu... - plątał się, uciekając spojrzeniem po ścianach pomieszczenia, byle tylko nie patrzeć zdezorientowanej dziewczynie w twarz. W końcu jednak zawziął się i podszedł do niej. Złapał ją za rękę i włożył delikatnie w jej dłoń list, który wciąż pachniał jej perfumami. - Pani sowa dostarczyła list do mnie. Nie do pańskiej koleżanki. Przykro mi - powiedział jednym tchem, po czym odsunął się parę kroków, zamierzając... W sumie to powinien opuścić pokój, jednak nie wiedział czy to było wystarczające. Nie chciał też zostawiać zbitej z tropu kobiety. Co mógł poradzić? Nie był uzdrowicielem ani nikt nie szukał porady u niego w takich sprawach. I całe szczęście, ale... Czy nie słyszał, że to u kobiet dość częste zjawisko? Może to był problem z hormonami? Tak to się nazywało? Hormony? Chyba Evey coś mówiła o tym, że mugole badają to... Coś. Czymkolwiek jest. Stał dalej w gotowości by w razie czego szybko otworzyć drzwi i wyślizgnąć się na zewnątrz.
- Nie, nie. Proszę się nie denerwować. Z pani koleżanką wszystko w porządku - zaczął dość niezręcznie jak się miało za chwilę okazać również i nie w ton. Bo twierdząc, że wszystko było w porządku... Cóż. Miał jej powiedzieć, że to on odebrał intymną wiadomość o spóźniającym się kobiecym procesie? Przecież równie dobrze mógłby się spalić na miejscu. Lub zapaść pod ziemię i zniszczyć piętro Dziurawego Kotła. - Chodzi o to, że nie znam Adrianny. Ta sytuacja jest zaskakująca nie tylko dla pani, ale również i dla mnie. Po prostu... - plątał się, uciekając spojrzeniem po ścianach pomieszczenia, byle tylko nie patrzeć zdezorientowanej dziewczynie w twarz. W końcu jednak zawziął się i podszedł do niej. Złapał ją za rękę i włożył delikatnie w jej dłoń list, który wciąż pachniał jej perfumami. - Pani sowa dostarczyła list do mnie. Nie do pańskiej koleżanki. Przykro mi - powiedział jednym tchem, po czym odsunął się parę kroków, zamierzając... W sumie to powinien opuścić pokój, jednak nie wiedział czy to było wystarczające. Nie chciał też zostawiać zbitej z tropu kobiety. Co mógł poradzić? Nie był uzdrowicielem ani nikt nie szukał porady u niego w takich sprawach. I całe szczęście, ale... Czy nie słyszał, że to u kobiet dość częste zjawisko? Może to był problem z hormonami? Tak to się nazywało? Hormony? Chyba Evey coś mówiła o tym, że mugole badają to... Coś. Czymkolwiek jest. Stał dalej w gotowości by w razie czego szybko otworzyć drzwi i wyślizgnąć się na zewnątrz.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Głęboka zmarszczka pojawiła się na jej czole widząc reakcję mężczyzny. Na jej pytanie gwałtownie zaprzeczył, Marianna więc kompletnie straciła pomysł na to, co mogło być powodem jego obecności tutaj. Skoro nie przysłała go sama Adrianna, nic się z nią nie stało, to czemu zamiast niej, tutaj przed nią, stał on? Spojrzała na niego podejrzliwie, starając się wyhaczyć charakterystyczne cechy Adrianny, bo już bardziej metamorfomagię brała za coś pewniejszego, niż to, czego się miała zaraz dowiedzieć. Słuchała go uważnie, z każdą chwilą spoglądając na niego coraz bardziej zdezorientowana. Jego niepewny ton głosu, dłuższe przerwy, jakby nie wiedział co powiedzieć, czy delikatnie zaczerwienione policzki. Była zdenerwowana, nie wiedziała o co chodzi i zaczynała się wkurzać, że on tak długo przedłuża.
- Proszę mi powiedzieć o co chodzi - zażądała w końcu, podczas kolejnej z jego dłuższych przerw w wypowiedzi.
Chociaż on błądził wzrokiem po pokoju, ewidentnie ją unikając, tak panna Goshawk wpatrywała się w niego uważnie, starając się przeniknąć go tym spojrzeniem i zmusić do tego, aby wyjawił jej prawdę. Co było powodem jego przyjścia dzisiaj tutaj. Co miał do ukrycia? Co go tak bardzo peszyło?
Rozchyliła lekko wargi ze zdziwienia, gdy mężczyzna nagle do niej podszedł. Chwycił ją za dłoń, jego szorstka skóra przejechała po delikatnym naskórku młodej kobiety, ale szybko się odsunął, wciskając jej list pomiędzy palce. Mari spojrzała w dół, rozpoznała swój pergamin, swoje pismo i słowa, które na nim napisała. Momentalnie się zaczerwieniła. Patrzyła speszona w dół, jakby otępiała, nie wiedząc co powiedzieć i jak się zachować. Żyli w takich czasach, gdzie takie tematy nie były często poruszane. Nie pośród kobiet, a już na pewno nie z mężczyznami. Nigdy nie zwróciłaby się do żadnego z taką sprawą, nie pozwoliła, aby jej wątpliwości czy tak intymne problemy, dotarły do jakiegokolwiek. Zacisnęła usta.
- Czemu pan tu przyszedł? Wystarczyło zignorować mój list - wymruczała.
Czuła się tak bardzo zawstydzona, że nie odważyła się na niego spojrzeć. Jak dobrze, że nie zaproponowała spotkania w innym miejscu, bardziej publicznym. Przecież to upokorzyło by ją przed wszystkimi ludźmi. Na szczęście, ani ona nie znała jego, ani on nie znał jej i ich drogi już nigdy, prawdopodobnie, nie miały się skrzyżować. Jednak niesmak, skrępowanie i wstyd pozostawał.
Odwróciła się. Mimo tego, że było bardzo gorąco i parno, otuliła się mocniej swoją szatą, czuła się jakby rozebrana i pozbawiona intymności. Mężczyźni nie powinni wiedzieć o tak krępujących problemach kobiet. Żadni mężczyźni.
- Po co pan tu przyszedł? - zapytała jeszcze raz, ostrzej. - Chciał się pan ze mnie pośmiać? Upokorzyć? A może miał pan inne zamiary?
Insynuowała, odwróciła głowę, aby kątem oka spojrzeć na niego. Mężczyzna mógł dostrzec jej czerwone policzki, kropelki potu zbierające się na skroni i spojrzenie, pełne zarazem wstydu i upokorzenia, jak i złości.
- Proszę mi powiedzieć o co chodzi - zażądała w końcu, podczas kolejnej z jego dłuższych przerw w wypowiedzi.
Chociaż on błądził wzrokiem po pokoju, ewidentnie ją unikając, tak panna Goshawk wpatrywała się w niego uważnie, starając się przeniknąć go tym spojrzeniem i zmusić do tego, aby wyjawił jej prawdę. Co było powodem jego przyjścia dzisiaj tutaj. Co miał do ukrycia? Co go tak bardzo peszyło?
Rozchyliła lekko wargi ze zdziwienia, gdy mężczyzna nagle do niej podszedł. Chwycił ją za dłoń, jego szorstka skóra przejechała po delikatnym naskórku młodej kobiety, ale szybko się odsunął, wciskając jej list pomiędzy palce. Mari spojrzała w dół, rozpoznała swój pergamin, swoje pismo i słowa, które na nim napisała. Momentalnie się zaczerwieniła. Patrzyła speszona w dół, jakby otępiała, nie wiedząc co powiedzieć i jak się zachować. Żyli w takich czasach, gdzie takie tematy nie były często poruszane. Nie pośród kobiet, a już na pewno nie z mężczyznami. Nigdy nie zwróciłaby się do żadnego z taką sprawą, nie pozwoliła, aby jej wątpliwości czy tak intymne problemy, dotarły do jakiegokolwiek. Zacisnęła usta.
- Czemu pan tu przyszedł? Wystarczyło zignorować mój list - wymruczała.
Czuła się tak bardzo zawstydzona, że nie odważyła się na niego spojrzeć. Jak dobrze, że nie zaproponowała spotkania w innym miejscu, bardziej publicznym. Przecież to upokorzyło by ją przed wszystkimi ludźmi. Na szczęście, ani ona nie znała jego, ani on nie znał jej i ich drogi już nigdy, prawdopodobnie, nie miały się skrzyżować. Jednak niesmak, skrępowanie i wstyd pozostawał.
Odwróciła się. Mimo tego, że było bardzo gorąco i parno, otuliła się mocniej swoją szatą, czuła się jakby rozebrana i pozbawiona intymności. Mężczyźni nie powinni wiedzieć o tak krępujących problemach kobiet. Żadni mężczyźni.
- Po co pan tu przyszedł? - zapytała jeszcze raz, ostrzej. - Chciał się pan ze mnie pośmiać? Upokorzyć? A może miał pan inne zamiary?
Insynuowała, odwróciła głowę, aby kątem oka spojrzeć na niego. Mężczyzna mógł dostrzec jej czerwone policzki, kropelki potu zbierające się na skroni i spojrzenie, pełne zarazem wstydu i upokorzenia, jak i złości.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdyby ktoś jeszcze uczestniczył w tym wydarzeniu, niechybnie ukryłby twarz w dłoniach z zażenowania. Każdy byłby lepszy do wykonania tego zadania tylko nie JJ, który w ogóle nie potrafił pojąć niektórych spraw. Pewnie powinien był zignorować list, rzucić go od razu w ogień i zapomnieć o całej sprawie. A przynajmniej tak by zrobił, gdyby miał trochę bardziej ignorujący charakter. Niestety dla Marianny profesor był zgoła inny i postanowił zjawić się w wyznaczonym miejscu, by powiedzieć, że ów sowa zabłądziła i nie ma co tracić czasu na siedzenie w pokoju numer dwadzieścia jeden w Dziurawym Kotle. Bo koleżanka i tak nie miała się zjawić. Jayden był beznadziejny, jeśli chodziło o sprawy lub tematy związane z relacjami damsko-męskimi. I nie trzeba było go znać, żeby to zauważyć. Na nieszczęście przyszło mu się zmierzyć z taką właśnie sytuacją i to krępującą już dla samych kobiet. A co dopiero gdy przychodziło to poruszać z przedstawicielem płci brzydkiej? To musiał być istny Armagedon.Proszę mi powiedzieć o co chodzi. Więc powiedział i wtedy zaczęło się robić jeszcze dziwaczniej niż wcześniej. Nie chciał źle i na pewno nie było jego intencją, żeby rozzłościć nieznajomą. Oczywiście gdyby chociaż odrobinę znał się na podobnych sprawach, postąpiłby tak jak sugerował zdrowy rozsądek jak i ów kobieta - zignorowałby list. Ale to był Jay, a on nie postępował konwencjonalnie.
- No, cóż - zaczął, biorąc głęboki wdech i wzruszając ramionami. - Mógłbym odesłać list, jeśli wiedziałbym do kogo powinien trafić - dodał, wyobrażając sobie swojego nierozgarniętego Steve'a, który niekiedy robił rundkę wokół domu i znowu przysiadywał u astronoma na parapecie, uważając, że wykonał zadanie i czekał na nagrodę. Próba posłania go do kogoś anonimowego byłoby równe ze skokiem z Wieży Astronomicznej. Możliwe że jastrząb (o ile naprawdę nim był) nigdy już by do niego nie wrócił, a tego nie chciał. - I... - urwał, widząc reakcję młodej panny. Widząc swój list, nie podniosła już na niego spojrzenia i role się odwróciły. Teraz to on na nią patrzył, a ona usilnie starała się uciekać wzrokiem jak najdalej od jego sylwetki. A potem się odwróciła, co JJ uznał za znak, że powinien już się stąd ulotnić. Miał jeszcze trochę spraw związanych z końcem roku, dlatego każda chwila była dla niego na wagę złota. No i gdy nie musiał myśleć o swoim pogarszającym się stanie zdrowia, które z chęcią ignorował. W przeciwieństwie do znajdującej się w pomieszczeniu czarownicy. Już łapał za klamkę, gdy usłyszał jej ostry głos. Nie mógł ukryć, że się zdziwił tymi słowami. Pośmiać? Upokorzyć? On? Jayden poczuł się w tym momencie jak w klatce. Był tak blisko wyjścia, ale równocześnie został przyciśnięty do muru i musiał odpowiedzieć na zadane pytania. Najchętniej by zapadł się pod ziemię tak samo jak Marianna. Próbował szukać ratunku w ścianach pokoju, ale te usilnie milczały nie mając zamiaru mu pomagać.
- Inne zamiary? Jakie inne zamiary? - powtórzył tylko za nią, nie rozumiejąc kompletnie tego co się właśnie działo. - Nie! - zaprzeczył, kręcąc głową jak mały pięciolatek. - Nigdy bym nie chciał, żeby się tak pani czuła. Po prostu chciałem oddać pani list - dokończył cicho, spuszczając spojrzenie na swoje buty i podłogę, nie dostrzegając tej furii. Wyglądał jakby czekał na kolejne krzyki, zanim miał stamtąd wyjść. Naprawdę nie miał pojęcia, co jej powiedzieć. Wszystko to co mówił było prawdą. Nie było jednak pewności czy kobieta w ogóle mu uwierzy.
- No, cóż - zaczął, biorąc głęboki wdech i wzruszając ramionami. - Mógłbym odesłać list, jeśli wiedziałbym do kogo powinien trafić - dodał, wyobrażając sobie swojego nierozgarniętego Steve'a, który niekiedy robił rundkę wokół domu i znowu przysiadywał u astronoma na parapecie, uważając, że wykonał zadanie i czekał na nagrodę. Próba posłania go do kogoś anonimowego byłoby równe ze skokiem z Wieży Astronomicznej. Możliwe że jastrząb (o ile naprawdę nim był) nigdy już by do niego nie wrócił, a tego nie chciał. - I... - urwał, widząc reakcję młodej panny. Widząc swój list, nie podniosła już na niego spojrzenia i role się odwróciły. Teraz to on na nią patrzył, a ona usilnie starała się uciekać wzrokiem jak najdalej od jego sylwetki. A potem się odwróciła, co JJ uznał za znak, że powinien już się stąd ulotnić. Miał jeszcze trochę spraw związanych z końcem roku, dlatego każda chwila była dla niego na wagę złota. No i gdy nie musiał myśleć o swoim pogarszającym się stanie zdrowia, które z chęcią ignorował. W przeciwieństwie do znajdującej się w pomieszczeniu czarownicy. Już łapał za klamkę, gdy usłyszał jej ostry głos. Nie mógł ukryć, że się zdziwił tymi słowami. Pośmiać? Upokorzyć? On? Jayden poczuł się w tym momencie jak w klatce. Był tak blisko wyjścia, ale równocześnie został przyciśnięty do muru i musiał odpowiedzieć na zadane pytania. Najchętniej by zapadł się pod ziemię tak samo jak Marianna. Próbował szukać ratunku w ścianach pokoju, ale te usilnie milczały nie mając zamiaru mu pomagać.
- Inne zamiary? Jakie inne zamiary? - powtórzył tylko za nią, nie rozumiejąc kompletnie tego co się właśnie działo. - Nie! - zaprzeczył, kręcąc głową jak mały pięciolatek. - Nigdy bym nie chciał, żeby się tak pani czuła. Po prostu chciałem oddać pani list - dokończył cicho, spuszczając spojrzenie na swoje buty i podłogę, nie dostrzegając tej furii. Wyglądał jakby czekał na kolejne krzyki, zanim miał stamtąd wyjść. Naprawdę nie miał pojęcia, co jej powiedzieć. Wszystko to co mówił było prawdą. Nie było jednak pewności czy kobieta w ogóle mu uwierzy.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Marianna była zła, zażenowana i zawstydzona. Wpatrywała się w okno czując, jak jej policzki się rumienią i nie potrafiła zapanować nad swoimi, jakże kobiecymi, odruchami. To nie powinno być dla niej aż tak ważne, to takie przyziemne rzeczy, na które nie powinno się zwracać uwagi, a jednak widząc go tutaj, obcego sobie mężczyznę, który przeczytał o jej problemach, po prostu było jej wstyd.
Sama nie do końca wiedziała właściwie czemu, w końcu oprócz tego, że jej się spóźnia i, że nie bardzo pamięta co się z nią działo, to właściwie nie było w tym nic takiego. Jednak Marianna poczuła, jakby ktoś zaatakował jej intymność. A już nawet, pal licho z intymnością, co gdyby jej sowa pomyliła odbiorcę i dostarczyła do tego faceta list, który wysłałaby do Ramsey’a o tym, że chce się spotkać aby pogłębić wiedzę na temat Czarnej Magii? Podała termin, miejsce. Wystawiłaby się jak na talerzu. I gdy zdała sobie z tego sprawę, jej wstyd, mimo że nadal był mocno odczuwalny, został zmieszany również ze złością na siebie i to głupie ptaszysko. Może z powodu anomalii pomyliła drogę? Sama nie wiedziała, bo nigdy jej ta sowa nie zawiodła. A tu nagle takie coś.
- Nie trzeba było - odpowiedziała oschle. - Dlaczego pan po prostu tego nie zignorował? Przecież widać było, że to pomyłka. Gdyby nikt się nie zjawił, za jakiś czas bym sobie poszła. A jeśli to pana bolało, to wystarczyło wysłać sowę do Dziurawego Kotła, aby powiadomili mnie, że sowa pomyliła odbiorców. Nie musiał się pan tu specjalnie fatygować.
Taka była prawdą. Miał tyle wyjść, a jednak zdecydował się przyjść tutaj i sam, osobiście, oddać jej list. To było najgłupsze co mógł zrobić, bo nie dość, że wystawił ją na nieprzyjemności, to także i siebie. Nie pomyślał, jakie to może być dla kobiety niewygodne? Naprawdę nie pomyślał, że można było załatwić tę sprawę tak, aby nie musieli się spotykać i patrzeć sobie w oczy? Zacisnęła pięści na liście, zacisnęła usta i nerwowo odwróciła się w jego stronę. Wiedziała, że to nie wina mężczyzny i może faktycznie nie wyglądał na takiego, który chciałby ją skrzywdzić, ale ona musiała wyżyć na kimś swoją złość. Cóż, tak właśnie jakoś padło na niego. Zrobiła więc kilka kroków w jego stronę, minęła go i otworzyła energicznie drzwi.
- Proszę już sobie pójść. Nie musiał się pan fatygować - mruknęła, starając się nie cisnąć w niego całą swoją złością.
A za list nie podziękowała. Przez to wszystko pewnie będzie miała przez jakiś czas awersję do sów i chyba lepiej będzie jak się do Adrianny jednak po prostu przejdzie. A tego mężczyznę, kimkolwiek był i cokolwiek sobie teraz o niej myślał, nie chciała już widzieć.
Sama nie do końca wiedziała właściwie czemu, w końcu oprócz tego, że jej się spóźnia i, że nie bardzo pamięta co się z nią działo, to właściwie nie było w tym nic takiego. Jednak Marianna poczuła, jakby ktoś zaatakował jej intymność. A już nawet, pal licho z intymnością, co gdyby jej sowa pomyliła odbiorcę i dostarczyła do tego faceta list, który wysłałaby do Ramsey’a o tym, że chce się spotkać aby pogłębić wiedzę na temat Czarnej Magii? Podała termin, miejsce. Wystawiłaby się jak na talerzu. I gdy zdała sobie z tego sprawę, jej wstyd, mimo że nadal był mocno odczuwalny, został zmieszany również ze złością na siebie i to głupie ptaszysko. Może z powodu anomalii pomyliła drogę? Sama nie wiedziała, bo nigdy jej ta sowa nie zawiodła. A tu nagle takie coś.
- Nie trzeba było - odpowiedziała oschle. - Dlaczego pan po prostu tego nie zignorował? Przecież widać było, że to pomyłka. Gdyby nikt się nie zjawił, za jakiś czas bym sobie poszła. A jeśli to pana bolało, to wystarczyło wysłać sowę do Dziurawego Kotła, aby powiadomili mnie, że sowa pomyliła odbiorców. Nie musiał się pan tu specjalnie fatygować.
Taka była prawdą. Miał tyle wyjść, a jednak zdecydował się przyjść tutaj i sam, osobiście, oddać jej list. To było najgłupsze co mógł zrobić, bo nie dość, że wystawił ją na nieprzyjemności, to także i siebie. Nie pomyślał, jakie to może być dla kobiety niewygodne? Naprawdę nie pomyślał, że można było załatwić tę sprawę tak, aby nie musieli się spotykać i patrzeć sobie w oczy? Zacisnęła pięści na liście, zacisnęła usta i nerwowo odwróciła się w jego stronę. Wiedziała, że to nie wina mężczyzny i może faktycznie nie wyglądał na takiego, który chciałby ją skrzywdzić, ale ona musiała wyżyć na kimś swoją złość. Cóż, tak właśnie jakoś padło na niego. Zrobiła więc kilka kroków w jego stronę, minęła go i otworzyła energicznie drzwi.
- Proszę już sobie pójść. Nie musiał się pan fatygować - mruknęła, starając się nie cisnąć w niego całą swoją złością.
A za list nie podziękowała. Przez to wszystko pewnie będzie miała przez jakiś czas awersję do sów i chyba lepiej będzie jak się do Adrianny jednak po prostu przejdzie. A tego mężczyznę, kimkolwiek był i cokolwiek sobie teraz o niej myślał, nie chciała już widzieć.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jay stał, słuchając tych wszystkich złości i słów. Być może prawdziwych i z tej perspektywy nabierających znacznie większego sensu niż mu się wcześniej wydawało. No, tak. Mógł sobie podarować tę wyprawę i wysłać zwyczajnie list ze wskazówkami do Dziurawego Kotła. Jednak to był właśnie on i jego niekonwencjonalne metody działania. Nie było to zbyt mądre i mógł wcześniej skontaktować się chociażby z Evey, która pomogłaby mu w dobrym rozegraniu całego, niefortunnego wydarzenia. Nie chciał nikogo obrażać, narażać ani prowokować. Zwyczajnie chciał dobrze, a wyszło jak zwykle - nie rozumiał nie tyle co kobiet, ale wszystkich praw, które panowały tym światem. Bo w tej rzeczywistości mężczyźni nie pojawiali się niezapowiedziani i nie rozmawiali o spóźniającej się miesiączce z nieznaną sobie kobietą. A profesor zrobił to i bez większego problemu. Było mu wstyd, jednak pojawił się. Zareagował inaczej niż wszyscy i znowu wychodziło na to, że sposób rozwiązywania problemów, które pojawiały się na jego drodze i dotyczące zwyczajnych ludzkich korelacji odchylał się daleko od normy. Jeden przypadek na milion, a ta sowa trafiła właśnie do niego. Możliwe że była tak zmęczona, że dostrzegła dostrzegła okazję i przysiadła na jego Wieży Astronomicznej? Wszystko to były domysły, o które nie należało się już martwić. Teraz trzeba było się uspokoić lub właściwie uciec przez otwarte na oścież drzwi. Vane'owi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Z chęcią by się ulotnił już parę chwil temu po oddaniu felernego listu i nie spodziewał się żadnych podziękować, bo aż tak naiwny nie był. Lawina, którą wywołał uderzyła w niego z siłą tsunami, a teraz czekał, aż się skończy. Nie odpowiadał na jej pytania, bo i tak by go zignorowała. Chciał się odwrócić i opuścić pokój, gdy stanął oko w oko z kolejną czarownicą.
- Co tu się dzieje?! Słyszę krzyki i piski! - Do środka zajrzała starsza kobieta. Najwyraźniej jakaś pracownica Dziurawego Kotła i spojrzała groźnie wpierw na Mariannę, a potem na Jaydena. Na nim się skupiła najbardziej, bo w końcu był mężczyzną i to oni byli głównie powodami cierpienia kobiet. Zwłaszcza młodych takich jak jego towarzyszka, której zapewne musiała dziać się krzywda i z racji solidarności kobiecej płci starsza musiała zainterweniować. - Proszę stąd wychodzić! Ale już! Nie widzisz dzieciaku, że ona cię tu nie chce?! - syknęła, patrząc jadowicie w stronę astronoma. Ten skulił się w sobie, nie rozumiejąc tego gwałtownego naskoku na jego osobę. Przecież chciał dobrze i dlaczego teraz posądzano go o coś, czego w żadnym wypadku nie chciał... Bo był mężczyzną i z góry zakładano, że kierował się właśnie tylko upokorzeniem młodej dziewczyny? Absolutnie nic z tych rzeczy!
- Kiedy ja... - zaczął, chcąc się wytłumaczyć, ale tamta mu nie pozwoliła.
- Zawsze to samo! Złażą się tacy i chcą jedynie wykorzystywać te młode dziewczęta! Wstydziłbyś się! Wstydziłbyś się! - krzyczała, nie dając mu dojść do słowa. Wyglądała jakby zaraz miała do niego podejść i wyciągnąć go za ucho za zewnątrz. Jayden wyszedłby bez słowa, jednak stara czarownica skutecznie zagradzała mu drzwi i nie zamierzała się przesunąć. Czy ona chciała go tu zamknąć i zagłodzić? Vane odetchnął szybko, chcąc stąd zniknąć. - No, rusz się!
Podskoczył na kolejny wrzask i gdy chciał stanąć krok bliżej wyjścia, równocześnie oznaczało to zbliżenie się też do obu kobiet, ale starsza już wyciągnęła różdżkę i skierowała koniec w jego stronę.
- Chciał cię zajść, moja droga! Niedoczekanie! Stara Betsy już mu pokaże!
- Co tu się dzieje?! Słyszę krzyki i piski! - Do środka zajrzała starsza kobieta. Najwyraźniej jakaś pracownica Dziurawego Kotła i spojrzała groźnie wpierw na Mariannę, a potem na Jaydena. Na nim się skupiła najbardziej, bo w końcu był mężczyzną i to oni byli głównie powodami cierpienia kobiet. Zwłaszcza młodych takich jak jego towarzyszka, której zapewne musiała dziać się krzywda i z racji solidarności kobiecej płci starsza musiała zainterweniować. - Proszę stąd wychodzić! Ale już! Nie widzisz dzieciaku, że ona cię tu nie chce?! - syknęła, patrząc jadowicie w stronę astronoma. Ten skulił się w sobie, nie rozumiejąc tego gwałtownego naskoku na jego osobę. Przecież chciał dobrze i dlaczego teraz posądzano go o coś, czego w żadnym wypadku nie chciał... Bo był mężczyzną i z góry zakładano, że kierował się właśnie tylko upokorzeniem młodej dziewczyny? Absolutnie nic z tych rzeczy!
- Kiedy ja... - zaczął, chcąc się wytłumaczyć, ale tamta mu nie pozwoliła.
- Zawsze to samo! Złażą się tacy i chcą jedynie wykorzystywać te młode dziewczęta! Wstydziłbyś się! Wstydziłbyś się! - krzyczała, nie dając mu dojść do słowa. Wyglądała jakby zaraz miała do niego podejść i wyciągnąć go za ucho za zewnątrz. Jayden wyszedłby bez słowa, jednak stara czarownica skutecznie zagradzała mu drzwi i nie zamierzała się przesunąć. Czy ona chciała go tu zamknąć i zagłodzić? Vane odetchnął szybko, chcąc stąd zniknąć. - No, rusz się!
Podskoczył na kolejny wrzask i gdy chciał stanąć krok bliżej wyjścia, równocześnie oznaczało to zbliżenie się też do obu kobiet, ale starsza już wyciągnęła różdżkę i skierowała koniec w jego stronę.
- Chciał cię zajść, moja droga! Niedoczekanie! Stara Betsy już mu pokaże!
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wpatrywała się w mężczyznę oczekując, aż opuści pokój. Stojąc bokiem nie była w stanie dostrzec, że razem z otworzeniem drzwi jemu otworzyła też drzwi jakiejś starej czarownicy, która najprawdopodobniej ich podsłuchiwała. Już odprowadzała go wzrokiem, gdy usłyszała głos owej kobiety, a raczej jej krzyk. Wszystko potoczyło się tak szybko, wpadła do środka, zaczęła krzyczeć na tego mężczyznę posądzając go o niewiadomo co. Nawet nie pozwoliła mu dojść do słowa karząc opuszczać pokój, jednocześnie zagracając mu drogę do wyjścia. Marianna uniosła brwi wyżej, patrząc na to wszystko lekko zdziwiona. Pierwsze co w nią uderzyło to brak prywatności, no tego to się nie spodziewała, że jakaś stara pracownica będzie stała pod drzwiami i podsłuchiwała. Pewnie, gdyby Marianna nie otworzyła drzwi, to w końcu ona sama wtargnęła by do środka. Zaśmiała się cicho, gdy kobieta oskarżyła go o wykorzystywanie kobiet, a mina owego człowieka była wręcz przekomiczna. Ale zaraz uśmiech zszedł z jej twarzy, bo wbrew pozorom stara czarownica miała dużo racji, o czym Marianna sama już zdążyła się przekonać. Patrzyła na to wszystko przymrużając oczy i nie chcąc się wtrącać. Właściwie myślała nawet o tym, aby wymknąć się przez drzwi w momencie, kiedy oni będą zajęci sobą, ale wtedy w ruch poszła różdżka. Przeklęła pod nosem.
Podeszła do kobiety, chwyciła ją za nadgarstek, ścisnęła mocno i opuściła jej rękę siłą, aby nie celowała w niego różdżką. Ostatniej rzeczy jakiej Marianna w tym momencie chciała to jakiegoś pojedynku, zlotu aurorów czy Merlin wie kogo. Spojrzała na nią srogo.
- Po pierwsze, nie wtyka się swojego długiego nochala w nie swoje sprawy, po drugie, gdybyś stara wiedźmo nie zagradzała swoim ciałem wyjścia to już dawno by go nie było, ani mnie - warknęła. - Więc wynoś się stąd.
Popchnęła ją delikatnie w stronę łóżka, wbrew pozorom Marianna miała szacunek do starszych i nie zrobiłaby nic, co mogłoby tej starej kobiecie zrobić krzywdę. Łóżko było dobrą alternatywą, oddalone, ale jednocześnie miękkie i dające bezpieczeństwo. Gdy droga do wyjścia była już wolna tylko raz spojrzała na mężczyznę i było to spojrzenie w stylu “Na co czekasz? Rusz się”. Po czym sama odwróciła się na pięcie i zła oraz zażenowana tym co się jej przytrafiło opuściła Dziurawy Kocioł sądząc, że więcej nie umówi się tutaj na żadne spotkanie. Nie dość, że nie pojawiają się tu osoby, które powinny, to jeszcze pracownicy podsłuchują i wtrącają się w nie swoje sprawy. Dobra nauczka na przyszłość, na pewno będzie o tym pamiętać. Wyszła tylnym wyjściem i już po chwili zniknęła wśród tłumu na Pokątnej.
zt dla Mari
Podeszła do kobiety, chwyciła ją za nadgarstek, ścisnęła mocno i opuściła jej rękę siłą, aby nie celowała w niego różdżką. Ostatniej rzeczy jakiej Marianna w tym momencie chciała to jakiegoś pojedynku, zlotu aurorów czy Merlin wie kogo. Spojrzała na nią srogo.
- Po pierwsze, nie wtyka się swojego długiego nochala w nie swoje sprawy, po drugie, gdybyś stara wiedźmo nie zagradzała swoim ciałem wyjścia to już dawno by go nie było, ani mnie - warknęła. - Więc wynoś się stąd.
Popchnęła ją delikatnie w stronę łóżka, wbrew pozorom Marianna miała szacunek do starszych i nie zrobiłaby nic, co mogłoby tej starej kobiecie zrobić krzywdę. Łóżko było dobrą alternatywą, oddalone, ale jednocześnie miękkie i dające bezpieczeństwo. Gdy droga do wyjścia była już wolna tylko raz spojrzała na mężczyznę i było to spojrzenie w stylu “Na co czekasz? Rusz się”. Po czym sama odwróciła się na pięcie i zła oraz zażenowana tym co się jej przytrafiło opuściła Dziurawy Kocioł sądząc, że więcej nie umówi się tutaj na żadne spotkanie. Nie dość, że nie pojawiają się tu osoby, które powinny, to jeszcze pracownicy podsłuchują i wtrącają się w nie swoje sprawy. Dobra nauczka na przyszłość, na pewno będzie o tym pamiętać. Wyszła tylnym wyjściem i już po chwili zniknęła wśród tłumu na Pokątnej.
zt dla Mari
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Już dawno by go tu nie było, gdyby nie starsza czarownica, która zupełnie przeinaczyła całą sytuację. Wzięła go za kogoś, kim zupełnie nie był i wystarczyło tylko na niego spojrzeć, żeby zrozumieć, że nie miał żadnych niecnych celów. Chyba musiałby być wspaniałym aktorem, żeby wyszło inaczej. Sęk w tym, że nawet jego zszokowana mina i otwierające się i zamykające w kółko usta nie przekonały kobieciny, że zbyt pochopnie wyciągnęła wnioski. Nie zamierzał nikogo krzywdzić czy wykorzystywać. Chociaż i tak sens tych obu słów przedstawiał się w jego umyśle, a w głowach obu kobiet zupełnie inaczej. A na pewno nie spodobał się starej pracownicy Dziurawego Kotła, która naskoczyła na niego wpierw krzykiem, a potem sięgnęła po różdżkę! JD zrobił jeszcze większe oczy i uniósł ręce, chcąc jakoś uspokoić kobietę, jednak chyba nic by to nie dało. Nie spodziewał się jednak reakcji ze strony kobiety, do której tu przyszedł. Ona zachowała trochę zdrowego rozsądku, chociaż jej mocne popchnięcie starszej osoby wprawiło go w kolejne zaskoczenie. Kompletnie nie wiedział, co się działo. Słowa skierowane w stronę trzeciej osoby nie były również zbyt miłe jak i cała sytuacja. Gdyby wszystko nie działo się tak szybko i niespodziewanie, może i powiedziałby Przepraszam lub zrobił cokolwiek. Patrzył teraz na jedną to na drugą kobietę, nie wiedząc czy pomóc jakoś tej starszej, czy posłuchać wyraźnego spojrzenia młodszej. Koniec końców zdecydował się umknąć przed wyraźnie rozeźloną wiedźmą, która wygrzebywała się z łóżka i rzucała jakieś niezbyt przyjemne uwagi w stronę młodszych od siebie czarodziejów. A mimo całej swojej dobroci i chęci niesienia pomocy Jay nie miał zamiaru znowu się z nią spotykać i stawać twarzą w twarz. Samotnie. Podążył zaraz za kobietą, nie zamykając nawet drzwi od pokoju. Zbiegł na dół, szukając drogi ucieczki przed zbliżającymi się krokami tamtej. Z ciągłymi wypiekami na twarzy skierował się w stronę wolnego kominka, by chwycić proszek i rzucić go pod nogi, równocześnie wymawiając nazwę szkoły. Oby ten dzień już do końca był w miarę normalny i spokojny, bo profesor chyba nie przeżyłby jeszcze kolejnych rewelacji.
|zt
|zt
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy dziś rano kończyłem dyżur na wypadkach przedmiotowych nie spodziewałem się tego, co miało mnie spotkać później dzisiejszego dnia. Skończyłem właśnie opatrywać złamane ramię chłopca, na oko dziewięcioletniego. Mimo diablego spojrzenia dziecko siedziało nieruchomo przez cały czas, kiedy się nim zajmowałem, by ostatecznie z dobrze zrośniętą i odpowiednio zabezpieczoną ręką zniknąć razem z matką w tłumie czekającym przed drzwiami do małego gabineciku, w którym zajmowałem się dziś wszystkimi przypadkami "zbyt nudnymi" dla uzdrowicieli, za to w ich mniemaniu idealnymi wręcz do stażysty. Nie pozostało mi więc nic innego niż posłusznie zejść na parter i pomagać.
Drzwi nie zdążyły się dobrze zamknąć za małym rozrabiaką, kiedy rozległo się znów ciche pukanie.
- Proszę -powiedziałem dostatecznie głośnym, acz miłym tonem, będąc (miałem nadzieję) w miarę słyszalnym po drugiej stronie ściany. Do pomieszczenia wślizgnęła się nieśmiało kobieta, tak jak gdyby nie chciała zostać zauważona, jakby wolała zniknąć. Wydawało mi się, że nie wszystko jest całkowicie w porządku, odniosłem wrażenie jak gdyby ona się czegoś... bała?
- W czym mogę pomóc? - zapytałem, a otrzymanej odpowiedzi całkowicie się nie spodziewałem.
Teoretycznie nie powinienem był jej tego proponować. Utrata pamięci w wyniku uderzenia i odzyskiwanie jej przy pomocy legilimencji nie do końca wpisywały się w zawód uzdrowiciela; chciałem jednak zrobić co w mojej mocy, by pomóc tej kobiecie, nawet jeżeli oznaczało to potajemne umówienie się z nią na spotkanie w Dziurawym Kotle. Przekroczyłem próg pokoju i powiodłem spojrzeniem po ścianach, łóżku, dzielonych oknach. Było tu całkiem czysto, czyściej niż bym się tego spodziewał, powiedziałbym że całe wnętrze było wręcz nieprzyzwoicie przytulne. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do stojącego w kącie przy oknie krzesła. Oparłem się o nie, w odpowiedzi otrzymując ciche skrzypnięcie wyrażające sprzeciw. Zignorowałem go jednak, oceniając stan mebla jako dostatecznie stabilny.
I z tą właśnie konkluzją czekałem.
Nie pamiętała. Nic. Nie wiedziała, gdzie ma iść, co ze sobą zrobić, choć ten akurat stan wydawał jej się dziwnie zwyczajny. Nie odczuła także wielkiego zdziwienia gdy okazało się, że nie ma żadnych pieniędzy. Oby więc doktorek pomógł, w końcu musi gdzieś mieszkać, mieć gdzieś swoje miejsce.
Przyszła do Kotła, czuła na sobie kilka spojrzeń, niektóre twarze wydawały jej się dziwnie znajome, znajomo brzydkie, znajomo spite. Może tu pracowała? Choć kiedy zastanawiała się nad tym chwilę dłużej, nie chciałaby i oby nie była to prawda.
I to ciągłe łupanie w głowie, ono denerwowało ją najbardziej. Nie pamiętała sytuacji ani osoby, ostatnia rzecz jaką pamiętała to ból głowy i upadek. Potem podniosła się na ulicy, a brak pamięci cholernie ją przerażał.
Kiedy dotarła na miejsce, zaklęła w duchu, żeby ten dzieciak okazał się na prawdę umieć jej pomóc. Weszła do pomieszczenia, rozglądając się dookoła.
- Zaczynamy?
Nie miała w sobie nadmiaru entuzjazmu, nie okazywała jednak niechęci. Nie chciała zniechęcać chłopaka nawet jeśli zdecydowanie wolałaby żeby zajął się jej pamięcią ktoś bardziej doświadczony. Na psidwaczą mać, jakiś bachor będzie jej grzebał w głowie! Chodzenie po szpitalu i pytanie kolejnych osób byłoby jednak cholernie głupie, musiała więc wyprosić pomoc od stażysty i modlić się o to, żeby przykładał się w życiu do nauki.
Musiał być z resztą jakimś ważniakiem. Różnili się pod każdym względem, w normalnej sytuacji dawałoby jej to - przynajmniej we własnym mniemaniu - pretekst do pogardy, a tak? Denerwowało ją, że jest zależna od jego łaski i niełaski, póki co jednak nie marudził zbytnio i wyglądało na to, że chciał jej pomóc. Wyglądało jakby przejęła go jej sytuacja, jakby na prawdę się zmartwił. Być może dobrze trafiła, na naiwnego, niewinnego chłopczyka, kimkolwiek ten chłopczyk jest. I lepiej, żeby nic nie kombinował - choć uprzedziła już, że nie ma pieniędzy. A sądząc po stanie własnym i ubrań, raczej przywrócona pamięć tego nie zmieni.
Przyszła do Kotła, czuła na sobie kilka spojrzeń, niektóre twarze wydawały jej się dziwnie znajome, znajomo brzydkie, znajomo spite. Może tu pracowała? Choć kiedy zastanawiała się nad tym chwilę dłużej, nie chciałaby i oby nie była to prawda.
I to ciągłe łupanie w głowie, ono denerwowało ją najbardziej. Nie pamiętała sytuacji ani osoby, ostatnia rzecz jaką pamiętała to ból głowy i upadek. Potem podniosła się na ulicy, a brak pamięci cholernie ją przerażał.
Kiedy dotarła na miejsce, zaklęła w duchu, żeby ten dzieciak okazał się na prawdę umieć jej pomóc. Weszła do pomieszczenia, rozglądając się dookoła.
- Zaczynamy?
Nie miała w sobie nadmiaru entuzjazmu, nie okazywała jednak niechęci. Nie chciała zniechęcać chłopaka nawet jeśli zdecydowanie wolałaby żeby zajął się jej pamięcią ktoś bardziej doświadczony. Na psidwaczą mać, jakiś bachor będzie jej grzebał w głowie! Chodzenie po szpitalu i pytanie kolejnych osób byłoby jednak cholernie głupie, musiała więc wyprosić pomoc od stażysty i modlić się o to, żeby przykładał się w życiu do nauki.
Musiał być z resztą jakimś ważniakiem. Różnili się pod każdym względem, w normalnej sytuacji dawałoby jej to - przynajmniej we własnym mniemaniu - pretekst do pogardy, a tak? Denerwowało ją, że jest zależna od jego łaski i niełaski, póki co jednak nie marudził zbytnio i wyglądało na to, że chciał jej pomóc. Wyglądało jakby przejęła go jej sytuacja, jakby na prawdę się zmartwił. Być może dobrze trafiła, na naiwnego, niewinnego chłopczyka, kimkolwiek ten chłopczyk jest. I lepiej, żeby nic nie kombinował - choć uprzedziła już, że nie ma pieniędzy. A sądząc po stanie własnym i ubrań, raczej przywrócona pamięć tego nie zmieni.
I show not your face but your heart's desire
Odwróciłem się na pięcie, kiedy drzwi do pokoju skrzypnęły. W postaci, która weszła do pomieszczenia rozpoznałem kobietę, która dziś rano szukała u mnie pomocy. Jeden rzut oka wystarczył, abym przekonał się o tym, że nie do końca była jej w smak cała sytuacja. Pamiętałem ten wyraz twarzy, taki sam przybrała kiedy tłumaczyłem jej, że wcale nie jestem uzdrowicielem. Jeszcze nie. Stłumiłem więc w sobie chęć westchnięcia - co mogłem bowiem poradzić na to, że świat nie chciał ze mną współpracować - i uśmiechnąłem się niezbyt nachalnie.
- Dzień dobry. Zachęcam panią do zajęcia jedynego miejsca siedzącego w tym pokoju. Tak będzie lepiej - powiedziałem uprzejmym tonem, podsuwając w jej stronę krzesełko, o które do tej pory się opierałem. Sam ruszyłem w krótką przechadzkę po pokoju, powoli zbierając myśli i formułując zdania.
- Z tego co mi pani powiedziała wywnioskowałem, że utrata pamięci wynika nie tyle co z uszkodzenia mózgu, ale zwykłego szoku pourazowego. Pani świadomość zbudowała coś w rodzaju wielkiego muru oddzielającego wspomnienia od świadomości. Do obalenia tego muru powinno jednak wystarczyć tylko to, aby wyjąć jedną z cegieł go budujących - wyjaśniem pokrótce, zerkając na kobietę. To co robiłem było całkowicie nieodpowiednie, jednak chciałem jej pomóc. A skoro mogłem to nie zamierzałem tak po prostu jej zostawić.
- Trzeba wrócić do jakiegoś z pani przeszłych wspomnień. Jestem w stanie to zrobić, lecz będzie to proces bardzo bolesny i w zawodowej praktyce uzdrowicielskiej niedopuszczalny - powiedziałem, uważnie przypatrując się kobiecie. - Nie zrobię nic bez pani w pełni świadomej zgody. Zamierzam wyciągnąć pani wspomnienia na wierzch przy pomocy legilimencji. Oznacza to, że przy pomocy magii moja jaźń wniknie do pani świadomości - wytłumaczyłem najlepiej, jak potrafiłem. Nie byłem jednak pewien, czy mój pomysł można było zakwalifikować do kategorii dobrych. - Istnieje jeszcze eliksir, który pozwala na przywrócenie pamięci, wspominałem pani o tym w szpitalu. Zawsze jest inna, choć wolniejsza, opcja - przypomniałem jej jeszcze. Chciała rozwiązać kwestię natychmiastowo, lecz jeżeli zaczęłaby teraz mieć wątpliwości to lepiej byłoby, gdyby się jednak wycofała.
- Dzień dobry. Zachęcam panią do zajęcia jedynego miejsca siedzącego w tym pokoju. Tak będzie lepiej - powiedziałem uprzejmym tonem, podsuwając w jej stronę krzesełko, o które do tej pory się opierałem. Sam ruszyłem w krótką przechadzkę po pokoju, powoli zbierając myśli i formułując zdania.
- Z tego co mi pani powiedziała wywnioskowałem, że utrata pamięci wynika nie tyle co z uszkodzenia mózgu, ale zwykłego szoku pourazowego. Pani świadomość zbudowała coś w rodzaju wielkiego muru oddzielającego wspomnienia od świadomości. Do obalenia tego muru powinno jednak wystarczyć tylko to, aby wyjąć jedną z cegieł go budujących - wyjaśniem pokrótce, zerkając na kobietę. To co robiłem było całkowicie nieodpowiednie, jednak chciałem jej pomóc. A skoro mogłem to nie zamierzałem tak po prostu jej zostawić.
- Trzeba wrócić do jakiegoś z pani przeszłych wspomnień. Jestem w stanie to zrobić, lecz będzie to proces bardzo bolesny i w zawodowej praktyce uzdrowicielskiej niedopuszczalny - powiedziałem, uważnie przypatrując się kobiecie. - Nie zrobię nic bez pani w pełni świadomej zgody. Zamierzam wyciągnąć pani wspomnienia na wierzch przy pomocy legilimencji. Oznacza to, że przy pomocy magii moja jaźń wniknie do pani świadomości - wytłumaczyłem najlepiej, jak potrafiłem. Nie byłem jednak pewien, czy mój pomysł można było zakwalifikować do kategorii dobrych. - Istnieje jeszcze eliksir, który pozwala na przywrócenie pamięci, wspominałem pani o tym w szpitalu. Zawsze jest inna, choć wolniejsza, opcja - przypomniałem jej jeszcze. Chciała rozwiązać kwestię natychmiastowo, lecz jeżeli zaczęłaby teraz mieć wątpliwości to lepiej byłoby, gdyby się jednak wycofała.
Nie podobał jej się ten dzieciak. Straszny mądrala jak to te wszystkie szlachcice, ma się za niewiadomo co i musi gadać jakby wszystkie rozumy na tym świecie pozjadał na śniadanie. I pewnie zapił jakąś drogą whisky czy winem takim co to kosztuje jak pięćdziesiąt bimbrów. Nie pamiętała skąd te skojarzenia, nie mogła wydobyć ze swoich wspomnień ani jednej chwili, także takiej związanej z alkoholem, jednak przez chwilę niemal poczuła smak takiego wyrobu.
Mimo naturalnej niechęci brakowało jej jednak pewności siebie czy buty z której wyrazem była widywana zazwyczaj. Brak pamięci był przerażający. Wyrywał coś z niej, niby była sobą, jednak nie miała pojęcia co to znaczy - nie żeby przedtem oddawała się tak filozoficznym rozważaniom, dawniej jednak niewątpliwie było to w jakiś sposób oczywiste.
- Wiem po co tu przyszłam i wiem czego chcę. - odpowiedziała na jego wszystkie mądre słowa i metarony, metatrony, metamory czy inne poetyckie coś co opowiadał o tym murze. Siadła na wskazanym jej krześle, usiłując nie okazywać swojej niepewności. Nie wiedziała skąd biorą się jej przekonania, jednak wiedziała że nie powinna pozwolić sobie na bycie niżej, na bycie zależną w jakiś sposób nawet jeśli cała ta sytuacja na to wskazywała.
- Nie będę się błąkać po ulicach czekając aż ta wolna opcja zadziała, chcę moje wspomnienia a potem się dobiorę do dupska temu co mnie tak urządził. - wymamrotała pod nosem, choć wiedziała że nie może też pozwalać sobie zbyt mocno. To dzieciak, nie żaden uzdrowiciel, jednak nie znała innego legilimenty więc musiała mu niestety zaufać. Oby tylko nie popsuł jej niczego w mózgu i nie poprzestawiał za bardzo, wolałaby nie skończyć przypominając cukinię na targu.
- Po prostu zacznijmy. - dodała nie chcąc czekać aż młody szlachciczek się oburzy i każe jej wyjść albo rozmyśli no bo to chyba nie jest takie legalne skoro nie robią tego w szpitalu. Ona ma łeb na karku, cokolwiek jej go na ten kark ustawiło i wie jak działa świat nawet jeśli niewiele o nim pamięta.
Mimo naturalnej niechęci brakowało jej jednak pewności siebie czy buty z której wyrazem była widywana zazwyczaj. Brak pamięci był przerażający. Wyrywał coś z niej, niby była sobą, jednak nie miała pojęcia co to znaczy - nie żeby przedtem oddawała się tak filozoficznym rozważaniom, dawniej jednak niewątpliwie było to w jakiś sposób oczywiste.
- Wiem po co tu przyszłam i wiem czego chcę. - odpowiedziała na jego wszystkie mądre słowa i metarony, metatrony, metamory czy inne poetyckie coś co opowiadał o tym murze. Siadła na wskazanym jej krześle, usiłując nie okazywać swojej niepewności. Nie wiedziała skąd biorą się jej przekonania, jednak wiedziała że nie powinna pozwolić sobie na bycie niżej, na bycie zależną w jakiś sposób nawet jeśli cała ta sytuacja na to wskazywała.
- Nie będę się błąkać po ulicach czekając aż ta wolna opcja zadziała, chcę moje wspomnienia a potem się dobiorę do dupska temu co mnie tak urządził. - wymamrotała pod nosem, choć wiedziała że nie może też pozwalać sobie zbyt mocno. To dzieciak, nie żaden uzdrowiciel, jednak nie znała innego legilimenty więc musiała mu niestety zaufać. Oby tylko nie popsuł jej niczego w mózgu i nie poprzestawiał za bardzo, wolałaby nie skończyć przypominając cukinię na targu.
- Po prostu zacznijmy. - dodała nie chcąc czekać aż młody szlachciczek się oburzy i każe jej wyjść albo rozmyśli no bo to chyba nie jest takie legalne skoro nie robią tego w szpitalu. Ona ma łeb na karku, cokolwiek jej go na ten kark ustawiło i wie jak działa świat nawet jeśli niewiele o nim pamięta.
I show not your face but your heart's desire
Siedząca przede mną kobieta była dość niezwykłym... zjawiskiem. Nie wątpiłem w to, że nie straciła wspomnień tak naprawdę, na zawsze. Byłem wręcz całkowicie pewien tego, że moja teoria jest prawidłowa, w innym przypadku nie zaryzykowałbym sesji legilimencji u całkiem nieznajomej mi persony. A niezwykłym było to, jak nawet pomimo chwilowej blokady pamięciowej była dokładnie taką osobą, jaką ukształtowało całe jej życie. Cóż, może trochę bardziej zagubioną w rzeczywistości niż na co dzień, jednak wciąż jej charakter pozostał wyrazisty. Miałem przed sobą człowieka, który od palców stóp aż po czubek głowy wypełniony był pogardą, ślepą butą i powodowaną krótkowzrocznym spojrzeniem na świat ignorancją. Na pewno nie miała w życiu łatwo, nic dziwnego więc, że mój salonowy sposób mówienia zdradzany nienaganną dykcją i doborem słownictwa wywołał już w pierwszej chwili gdy się odezwałem taki wyraz na jej twarzy, jakby ujrzała coś wyjątkowo niemiłego dla oka. Pogardzała arystokracją. W tym jednak coraz bardziej byłem skłonny się z nią utożsamić, poczynania czystokrwistych rodów coraz bardziej zaczynały rozbudzać we mnie złość i irytację. To ślepe dążenie za przestarzałymi i uprzedzeniami pozbawionymi sensu już w chwili, kiedy powstawały, to obsesyjne łaknienie utrzymania dobrej reputacji wśród podobnym sobie. Podwójne standardy i fałszywe zapewnienia. Zaczynało mi być coraz bardziej duszno w tym świecie, pałałem coraz gorętszą niechęcią do salonowych spędów i towarzyskich gierek, spoglądając za to z coraz większą pożądliwością na nieskrępowane niczym życie, jakie wiedli moi przyjaciele nie napiętnowani przez los szlacheckim nazwiskiem.
Jeszcze raz spojrzałem na kobietę, ale nie odezwałem się już ani słowem. Była dostatecznie zdecydowana żeby po raz kolejny pytać się jej o to samo. Wziąłem głęboki oddech, uspokajając myśli i skupiając się na samej istocie mojej świadomości, spojrzenie wbijając przed siebie i patrząc, jak w powietrzu wirują drobinki kurzu. Zaraz jednak uniosłem różdżkę i wycelowawszy w kobietę powiedziałem cicho i miękko jedno słowo:
- Legilimens.
Jeszcze raz spojrzałem na kobietę, ale nie odezwałem się już ani słowem. Była dostatecznie zdecydowana żeby po raz kolejny pytać się jej o to samo. Wziąłem głęboki oddech, uspokajając myśli i skupiając się na samej istocie mojej świadomości, spojrzenie wbijając przed siebie i patrząc, jak w powietrzu wirują drobinki kurzu. Zaraz jednak uniosłem różdżkę i wycelowawszy w kobietę powiedziałem cicho i miękko jedno słowo:
- Legilimens.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pokój 21
Szybka odpowiedź