Wybrzeże
Strona 19 z 19 • 1 ... 11 ... 17, 18, 19
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Pokryte zaczarowanym drobnym, białym piaskiem wybrzeże, zejście do którego prowadzi od sali balowej; szerokie, o miękkiej, przyjemnej dla bosych stóp powierzchni jest doskonałym miejscem do dalekich spacerów bez towarzystwa zbędnych gapiów. Przyjemna bryza stanowi rześkie orzeźwienie w trakcie dusznych przyjęć, a na co dzień - pozwala na zaznanie odpoczynku. Od tej strony wybrzeża można obserwować imponujące wschody słońca.
Swego stosunku do pierworodnego Evandra nie nazwałaby rozpieszczaniem, lecz w istocie często mu pobłaża, choćby dlatego, że w jej obecności jest znacznie spokojniejszy, niż przy opiekunkach. Roztaczany przez półwilę czar sprawia, że dziecko nie jest w stanie się jej sprzeciwić i z łatwością przyjmuje wszelkie sugestie.
- Równowaga, najdroższy. Bez niej będziemy mieć rozpuszczone, albo umęczone dziecko, nie chcę żadnego z nich. - Skrajności nigdy nie są dobrym rozwiązaniem, ale tego Tristan powinien być świadom. - Evan jest utalentowany, a każdy taki skarb należy odpowiednio szlifować, to nie jest kwestia podlegająca dyskusji. Uważam jednak, że nadmierna surowość może wyrządzić wiele krzywdy. Dziecko ma być dumne i pewne siebie, bez tego nigdy nie będzie sięgać po to, co leży poza jego zasięgiem. - A na tym im przecież zależy, aby dziedzic osiągał to, co wydaje się być niemożliwe. Stworzony jest do rzeczy wielkich i na to też powinien zostać przygotowany.
Dotykając ustami wierzchu jej dłoni, Tristan może natychmiast poczuć, że chłodne dotąd palce szybko się nagrzewają, a opuszki skrzą się lekko mimo bycia ukrytym w cieniu. Kolejne rewelacje są trudne do przełknięcia, wywołują zdumienie, mieszają w głowie, powodują mdłości, na które kobiecy oddech staje się płytki. Wydarta z Wenus, pod nowym nazwiskiem oraz strojem, z innymi manierami i poczuciem przynależności. Deirdre zdołała zakosztować władzy, a jej głód nie gaśnie, o czym wspomina na każdym kroku, przestrzegając przed sobą Evandrę, a ta wciąż naiwnie wierzy, że kochanka męża ma głęboko ukryte w sobie dobro. Czy nie jest nazbyt ufna? Czy powinna mieć się teraz na baczności i pilnować na każdym kroku, patrząc Mericourt na ręce?
- Wiedziały, kim są? Dlaczego… - urywa, kiedy czuje, że podnosi jej się ciśnienie i musi nabrać głębszego oddechu. - Rozumiem, lecz nie sądzę, by był to dobry pomysł. Mam na uwadze determinację Deirdre, która nie cofnie się przed niczym, by zaznaczyć swoją pozycję. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby sięgnęła po skrajności, chcąc zabezpieczyć przyszłość swoich dzieci. Zwłaszcza że coraz głośniejsze staje się przyzwolenie na stawianie osób krwi mieszanej na równi z naszą. - Budzi to w socjecie różne odczucia; najpierw otwarte zaproszenie lady Nott na sabat, później nadanie ziem Śmierciożercom. Nie ma wątpliwości, że zależy im na tym, aby kraj rósł w siłę, a powiew świeżości z całą pewnością przyda się skostniałemu społeczeństwu, lecz dopiero teraz Evandra jest w stanie dostrzec piętrzące się z tego tytułu ryzyko.
- Nie chcę, by ze sobą rywalizowali, ale z taką matką… - znów przerywa, aby nabrać więcej powietrza do płuc, uspokoić nieco skołatane serce, ale w melodyjnym brzmieniu jej głosu nadal przebija się irytacja. - Nie pozwolę, by ktokolwiek stanął na drodze ku wielkości Evana, zwłaszcza bękart. - Nie boi się użyć tego słowa. Unosi wolną rękę, by z uśmiechem pomachać bawiącym się dzieciom, kiedy Myssleine triumfalnie wznosi dzierżoną w drobnych palcach lalkę. Jeśli mocniej przyjrzeć się bliźniętom, z pewnością da się dostrzec cechy łączące je z Tristanem, ale półwila nie chce ich teraz widzieć. Już sama świadomość, że ma on dzieci z inną sprawia, że zimne dłuto wbija się w rozedrgane serce, sprawiając ból. Uśmiech schodzi z jej twarzy, a chłodnym spojrzeniu pojawia się smutek. Zwraca twarz w stronę męża i wodzi wzrokiem po ukochanych liniach. Jest przekonana, że lord nestor nie chce wyrządzić im krzywdy, to nigdy nie było jego celem, tylko czy jest świadom, jak wiele teraz od niej wymaga?
- Powiedz, jak mam się tym nie przejmować? Jak żyć z ciągłym niepokojem, że największe zagrożenie stanowi rodzina, która powinna być dla siebie wsparciem? - Bo tak zamierza ich traktować, jako krewnych, nie zaś zupełnie obcych sobie ludzi. - I tak tego nie zrozumiesz - dodaje już ciszej, nie chcąc unosić się gniewem.
- Równowaga, najdroższy. Bez niej będziemy mieć rozpuszczone, albo umęczone dziecko, nie chcę żadnego z nich. - Skrajności nigdy nie są dobrym rozwiązaniem, ale tego Tristan powinien być świadom. - Evan jest utalentowany, a każdy taki skarb należy odpowiednio szlifować, to nie jest kwestia podlegająca dyskusji. Uważam jednak, że nadmierna surowość może wyrządzić wiele krzywdy. Dziecko ma być dumne i pewne siebie, bez tego nigdy nie będzie sięgać po to, co leży poza jego zasięgiem. - A na tym im przecież zależy, aby dziedzic osiągał to, co wydaje się być niemożliwe. Stworzony jest do rzeczy wielkich i na to też powinien zostać przygotowany.
Dotykając ustami wierzchu jej dłoni, Tristan może natychmiast poczuć, że chłodne dotąd palce szybko się nagrzewają, a opuszki skrzą się lekko mimo bycia ukrytym w cieniu. Kolejne rewelacje są trudne do przełknięcia, wywołują zdumienie, mieszają w głowie, powodują mdłości, na które kobiecy oddech staje się płytki. Wydarta z Wenus, pod nowym nazwiskiem oraz strojem, z innymi manierami i poczuciem przynależności. Deirdre zdołała zakosztować władzy, a jej głód nie gaśnie, o czym wspomina na każdym kroku, przestrzegając przed sobą Evandrę, a ta wciąż naiwnie wierzy, że kochanka męża ma głęboko ukryte w sobie dobro. Czy nie jest nazbyt ufna? Czy powinna mieć się teraz na baczności i pilnować na każdym kroku, patrząc Mericourt na ręce?
- Wiedziały, kim są? Dlaczego… - urywa, kiedy czuje, że podnosi jej się ciśnienie i musi nabrać głębszego oddechu. - Rozumiem, lecz nie sądzę, by był to dobry pomysł. Mam na uwadze determinację Deirdre, która nie cofnie się przed niczym, by zaznaczyć swoją pozycję. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby sięgnęła po skrajności, chcąc zabezpieczyć przyszłość swoich dzieci. Zwłaszcza że coraz głośniejsze staje się przyzwolenie na stawianie osób krwi mieszanej na równi z naszą. - Budzi to w socjecie różne odczucia; najpierw otwarte zaproszenie lady Nott na sabat, później nadanie ziem Śmierciożercom. Nie ma wątpliwości, że zależy im na tym, aby kraj rósł w siłę, a powiew świeżości z całą pewnością przyda się skostniałemu społeczeństwu, lecz dopiero teraz Evandra jest w stanie dostrzec piętrzące się z tego tytułu ryzyko.
- Nie chcę, by ze sobą rywalizowali, ale z taką matką… - znów przerywa, aby nabrać więcej powietrza do płuc, uspokoić nieco skołatane serce, ale w melodyjnym brzmieniu jej głosu nadal przebija się irytacja. - Nie pozwolę, by ktokolwiek stanął na drodze ku wielkości Evana, zwłaszcza bękart. - Nie boi się użyć tego słowa. Unosi wolną rękę, by z uśmiechem pomachać bawiącym się dzieciom, kiedy Myssleine triumfalnie wznosi dzierżoną w drobnych palcach lalkę. Jeśli mocniej przyjrzeć się bliźniętom, z pewnością da się dostrzec cechy łączące je z Tristanem, ale półwila nie chce ich teraz widzieć. Już sama świadomość, że ma on dzieci z inną sprawia, że zimne dłuto wbija się w rozedrgane serce, sprawiając ból. Uśmiech schodzi z jej twarzy, a chłodnym spojrzeniu pojawia się smutek. Zwraca twarz w stronę męża i wodzi wzrokiem po ukochanych liniach. Jest przekonana, że lord nestor nie chce wyrządzić im krzywdy, to nigdy nie było jego celem, tylko czy jest świadom, jak wiele teraz od niej wymaga?
- Powiedz, jak mam się tym nie przejmować? Jak żyć z ciągłym niepokojem, że największe zagrożenie stanowi rodzina, która powinna być dla siebie wsparciem? - Bo tak zamierza ich traktować, jako krewnych, nie zaś zupełnie obcych sobie ludzi. - I tak tego nie zrozumiesz - dodaje już ciszej, nie chcąc unosić się gniewem.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Woda tryskała złociście mieniącą się w słońcu kaskadą, kiedy Evan biegł mielizną, być może ujrzał coś pod wodą, a może cieszył go sam żywioł. Dziecku wiele nie trzeba było do szczęścia, zaskakujące, jak szybko się to zmienia. Czy nadmiar bodźców uodparnia na nie szybciej? Słuchał ukochanej, wierząc, że dziecięcą potrzebę rozumiała lepiej od niego, będąc swemu powołaniu bliższą. Chłopiec wpatrywał się w matkę z uwielbieniem, Tristan nie mógł wiedzieć, czy stały za tym jej nadnaturalne geny i niezwykła aura, czy naturalna charyzma pięknej i czułej kobiety. Kiwnął głową, ostatecznie się z nią zgadzając. Jego syn musiał być dumny i pewny siebie, nie zaszczuty jak ranne zwierzę. Nie miał jak sięgnąć ojcowskiej porady, nie wiedział, jak być ojcem. Surowość wydawała mu się poprawną ścieżką, ale słuchał słów Evandry i dostrzegał ich rację.
- Daj im zatem to, czego potrzebują - odpowiedział, wciąż przyglądając się trójce dzieci. Nie wtrącał się dotąd w decyzje Evandry, tą deklaracją chciał ją zapewnić, że nie zamierzał tego robić i później. Nie zależało mu na ugaszeniu w Evanie iskry życia, a by pokładać w nim nadmierne wymagania był jeszcze za mały. Przed prawdziwymi wyzwaniami postawi go, gdy podrośnie, a to przetestuje jej metodykę najlepiej. Żałował, że drugiej szansy na ukształtowanie tej gliny już nie będzie. Dziś chciał od niego tylko deklamacji poematu.
Ciepło jej dłoni i błysk iskier w cieniu zwróciło jego uwagę w sposób, którego nie dał po sobie poznać. Być może w jego słowach kryła się pragmatyczna kontrowersja, ale czy Evandra nie lgnęła sama do bliskości Deirdre? Widział je razem więcej niż raz, splecionych w słodkich pieszczotach, których sam widok niósł posmak słodyczy. Deirdre broniła się przed wyjawieniem jego żonie prawdy podobnymi słowami do tych, które słyszał teraz. Próbowały ze sobą rywalizować, podczas gdy porozumienie mogło dać im większą siłę.
- Nie kpij, Evandro, w nasze kręgi dopuszczono wyłącznie tych, którzy wykazali się odwagą, przelewając własną krew w obronie naszych wartości. Bez ich męstwa fundamenty naszego świata dawno by runęły. Walka jednak toczy się o wartość podstawową, jaką jest krew najstarszych, nasza krew. Rozrzedzona krew Marcusa nigdy nie będzie równą krwi Evana, ale mój drugi syn wyrośnie na potężnego czarodzieja. - Nie walczyli, by skruszyć skostniałość wyższych sfer, walczyli o to, by tę skostniałość umocnić. Chichotem losu wydawał się fakt, że gdy wielu arystokratów gziło się w miękkich pieleszach, wierząc, że tytuły obronią się same brzmieniem, nie talentem, niżej sytuowani chwycili za oręż. Nie można ich było winić za to, że szlachetnie urodzeni stronili od swoich podstawowych obowiązków. Gdyby nie oddali tego pola, nikt nie mógłby z niego skorzystać. - Deirdre kieruje ambicja - zgodził się z nią - to ambicja ją ku mnie przywiodła. - Nie był głupi, trwała przy nim wtedy, bo widziała w tym własne korzyści. Wierzyła, że wyprowadzi ją z miejskiego burdelu, zrobił to. - I to ambicja sprawiła, że jest mi wierna. Nie zrobi nic wbrew mojej woli - oznajmił z pewnością. - A tym bardziej nie odważy się skrzywdzić mojego pierworodnego. Marcus może stanąć obok niego, walczyć ramię w ramię. Być mu wsparciem i podporą, jakiej przez wzgląd na krew nigdy się nie wyrzeknie. W odtrąconym rozgorzeje żal i gniew, w traktowanym dobrze - wdzięczność. Gdy urośnie, nie będę miał nad nim kontroli, jeśli nie uzyskam jej teraz. - Nie myślał o tym, że Marcus mógłby wdać się w matkę, ale myślał o tym, że mógł wdać się w niego samego. Liczył na to, że się wda. - Gdy poweźmie tę wiadomość po czasie, odtrącony stanie mu się rywalem. Gdy dorośnie jako jego brat, jak brata będzie go traktował. Evan jest starszy wiekiem, pierwszeństwo należne jest mu nie tylko z czystości urodzenia. - Zastanawiał się nad różnymi możliwościami, szukał tych najlepszych. Chciał mieć to dziecko dla siebie, chciał móc korzystać z jego możliwości. Nie obruszył się na nazwanie jego syna bękartem, nie zamierzał nigdy udawać, że nim nie był. Uścisnął trzymaną dłoń delikatnie, słysząc rosnącą w jej głosie nerwowość, a jego uwadze nie umknął gest, jakim obdarzyła jego córkę. Jego żona była silna, zaczynał to dostrzegać.
- Nie stanowią dla nas zagrożenia - Dla nas, dla mnie i dla ciebie, dla naszych dzieci, to łączącą go z nią obrączkę nosił na dłoni. - Stworzymy z Evana młodego mężczyznę, który nie będzie musiał lękać się własnego brata, do tego bękarta. Nauczymy go stanowczości i pomożemy mu wyzwolić potęgę, za sprawą której zdobędzie i utrzyma posłuch. - Dopiero co rozmawiali o jego wychowaniu. Martwił się, bo zdawał sobie sprawę z tego, jak odpowiedzialne stało przed nimi zadanie. Nie będzie próby, nie będzie miejsca na popełnianie błędów. - Deirdre nie odważy się zrobić nic przeciwko mnie. - A co jeśli okaże się słabszym, mniej godnym od Marcusa? O tym mówić dzisiaj nie chciał, nie dowierzał temu zresztą, rodowód Evana był czystszy i lepszy. - Wyzbądź się tego niepokoju, mon ciel etoile, spróbuj dostrzec korzyści. Jeśli zdołamy nauczyć te dzieci podobnej wierności, umocnią tylko siłę Evana w przyszłości. Będą mu służyły z oddaniem.
- Daj im zatem to, czego potrzebują - odpowiedział, wciąż przyglądając się trójce dzieci. Nie wtrącał się dotąd w decyzje Evandry, tą deklaracją chciał ją zapewnić, że nie zamierzał tego robić i później. Nie zależało mu na ugaszeniu w Evanie iskry życia, a by pokładać w nim nadmierne wymagania był jeszcze za mały. Przed prawdziwymi wyzwaniami postawi go, gdy podrośnie, a to przetestuje jej metodykę najlepiej. Żałował, że drugiej szansy na ukształtowanie tej gliny już nie będzie. Dziś chciał od niego tylko deklamacji poematu.
Ciepło jej dłoni i błysk iskier w cieniu zwróciło jego uwagę w sposób, którego nie dał po sobie poznać. Być może w jego słowach kryła się pragmatyczna kontrowersja, ale czy Evandra nie lgnęła sama do bliskości Deirdre? Widział je razem więcej niż raz, splecionych w słodkich pieszczotach, których sam widok niósł posmak słodyczy. Deirdre broniła się przed wyjawieniem jego żonie prawdy podobnymi słowami do tych, które słyszał teraz. Próbowały ze sobą rywalizować, podczas gdy porozumienie mogło dać im większą siłę.
- Nie kpij, Evandro, w nasze kręgi dopuszczono wyłącznie tych, którzy wykazali się odwagą, przelewając własną krew w obronie naszych wartości. Bez ich męstwa fundamenty naszego świata dawno by runęły. Walka jednak toczy się o wartość podstawową, jaką jest krew najstarszych, nasza krew. Rozrzedzona krew Marcusa nigdy nie będzie równą krwi Evana, ale mój drugi syn wyrośnie na potężnego czarodzieja. - Nie walczyli, by skruszyć skostniałość wyższych sfer, walczyli o to, by tę skostniałość umocnić. Chichotem losu wydawał się fakt, że gdy wielu arystokratów gziło się w miękkich pieleszach, wierząc, że tytuły obronią się same brzmieniem, nie talentem, niżej sytuowani chwycili za oręż. Nie można ich było winić za to, że szlachetnie urodzeni stronili od swoich podstawowych obowiązków. Gdyby nie oddali tego pola, nikt nie mógłby z niego skorzystać. - Deirdre kieruje ambicja - zgodził się z nią - to ambicja ją ku mnie przywiodła. - Nie był głupi, trwała przy nim wtedy, bo widziała w tym własne korzyści. Wierzyła, że wyprowadzi ją z miejskiego burdelu, zrobił to. - I to ambicja sprawiła, że jest mi wierna. Nie zrobi nic wbrew mojej woli - oznajmił z pewnością. - A tym bardziej nie odważy się skrzywdzić mojego pierworodnego. Marcus może stanąć obok niego, walczyć ramię w ramię. Być mu wsparciem i podporą, jakiej przez wzgląd na krew nigdy się nie wyrzeknie. W odtrąconym rozgorzeje żal i gniew, w traktowanym dobrze - wdzięczność. Gdy urośnie, nie będę miał nad nim kontroli, jeśli nie uzyskam jej teraz. - Nie myślał o tym, że Marcus mógłby wdać się w matkę, ale myślał o tym, że mógł wdać się w niego samego. Liczył na to, że się wda. - Gdy poweźmie tę wiadomość po czasie, odtrącony stanie mu się rywalem. Gdy dorośnie jako jego brat, jak brata będzie go traktował. Evan jest starszy wiekiem, pierwszeństwo należne jest mu nie tylko z czystości urodzenia. - Zastanawiał się nad różnymi możliwościami, szukał tych najlepszych. Chciał mieć to dziecko dla siebie, chciał móc korzystać z jego możliwości. Nie obruszył się na nazwanie jego syna bękartem, nie zamierzał nigdy udawać, że nim nie był. Uścisnął trzymaną dłoń delikatnie, słysząc rosnącą w jej głosie nerwowość, a jego uwadze nie umknął gest, jakim obdarzyła jego córkę. Jego żona była silna, zaczynał to dostrzegać.
- Nie stanowią dla nas zagrożenia - Dla nas, dla mnie i dla ciebie, dla naszych dzieci, to łączącą go z nią obrączkę nosił na dłoni. - Stworzymy z Evana młodego mężczyznę, który nie będzie musiał lękać się własnego brata, do tego bękarta. Nauczymy go stanowczości i pomożemy mu wyzwolić potęgę, za sprawą której zdobędzie i utrzyma posłuch. - Dopiero co rozmawiali o jego wychowaniu. Martwił się, bo zdawał sobie sprawę z tego, jak odpowiedzialne stało przed nimi zadanie. Nie będzie próby, nie będzie miejsca na popełnianie błędów. - Deirdre nie odważy się zrobić nic przeciwko mnie. - A co jeśli okaże się słabszym, mniej godnym od Marcusa? O tym mówić dzisiaj nie chciał, nie dowierzał temu zresztą, rodowód Evana był czystszy i lepszy. - Wyzbądź się tego niepokoju, mon ciel etoile, spróbuj dostrzec korzyści. Jeśli zdołamy nauczyć te dzieci podobnej wierności, umocnią tylko siłę Evana w przyszłości. Będą mu służyły z oddaniem.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Skrajny upór mija się z celem, podobnie jak podkreślanie wyolbrzymionej niechęci względem uznania zasług osób krwi mieszanej. Ze świstem wypuszcza powietrze z płuc, lecz choć bardzo chce, tak nie pozwala sobie na wywrócenie oczami.
- Tak, wiem - przytakuje niechętnie z wciąż przesiąkniętym irytacją głosem. - Doceniam waleczność tych czarodziejów. Uznanie należy im się bardziej od tych, którzy wybrali czekanie na uboczu, aż inni zdobędą wolność za nich - mówi zgodnie z sumieniem, bo jest zwolenniczką następujących w kraju zmian.
Milczy przez dłuższą chwilę, analizując słowa męża. Nie sposób się z nim dalej sprzeczać, bo każda wątpliwość wydaje się już nie mieć podstaw. Argumenty, jakimi się posługuje, są nie tylko pięknie i inspirujące, ale i logiczne oraz rzeczowe. Emocjonalność Evandry schodzi na dalszy plan, kiedy sama chce stłamsić w sobie obawy. Tristan ma słuszność co do potencjalnej tworzącej się między dziećmi więzi, jak i co do krwi, której różnica jest oczywista.
- Ufam ci i wierzę, że będzie tak, jak mówisz. Za bardzo się boję, bo widzę w nim tylko dziecko. - Nie pozostanie nim na wieki. Starszyzna mówi, że dzieci szybko dorastają i nim się obejrzeć, idą do pierwszej klasy, a zaraz później debiutują na sabacie. Choć Evandra spodziewa się, że podobne wrażenie znajdzie się i w jej przypadku, tak w tym momencie nie potrafi sobie tego wyobrazić. Nawet jeśli pierworodny zaledwie rok temu zaczynał stawiać pierwsze kroki, a dziś już biega po plaży, przekrzykując się z rodzeństwem.
Półwila wzdycha cicho, jeszcze przez chwilę wodząc wzrokiem za dziećmi, z łatwością widząc ich wspólną przyszłość. Jeśli mają iść przez życie razem, powinni częściej się widywać. Sama doskonale pamięta, jak bardzo tęskno jej było do rówieśników jeszcze przed czasami szkolnymi, kiedy kuzynostwo różne było od niej wiekiem, nie wspominając już o starszym niemal dekadę bracie.
- Masz jednak rację, jako rodzeństwo staną się sobie bliscy i będą się wzajemnie wspierać. Dbasz o ich edukację, Myssleine i Marcusa, czy mam się tym zająć? - Powraca wzrokiem do Tristana, znacznie się już uspokajając. Uścisk jej dłoni traci na sile, a skrzące się iskry nikną bez śladu. Kapryśność krwi przodkiń potrafi być zarówno utrapieniem, co błogosławieństwem. Wyprowadzona z równowagi reaguje gwałtownie, często nie zastanawiając się nad konsekwencjami, ale potraktowana odpowiednim argumentem, równie prędko odnajduje rezon. - Z całym szacunkiem dla Deirdre, ale wątpię, że potrafi radzić sobie z dziećmi. - Madame Mericourt jest czarownicą poważną, zdecydowaną i obowiązkową, lecz próżno w niej szukać ciepła i wyrozumiałości względem najmłodszych. Dała się poznać z różnych stron, także tej opiekuńczej, ale stosowane przez nią metody raczej się tu nie sprawdzą.
Przywołując na myśl sylwetkę namiestniczki, Evandrę nachodzą kolejne wątpliwości. O ile same dzieci można jeszcze odpowiednio wychować i ukształtować podług własnej woli, o tyle Śmierciożerczyni wydaje się być momentami niereformowalna.
- Ufać chcę też Deirdre, ale ta wzbrania się wciąż przede mną i widzi we mnie tylko twoją żonę. - A to jej nie wystarcza. Abstrachuje tu już zupełnie od szalonego pomysłu, jakoby Mericourt mogłaby odwzajemnić zainteresowanie. Wprawdzie to ona pokazała jej, że saficki akt może być nie dość, że dopuszczalny, to również pociągający i satysfakcjonujący, lecz zbyt oddana Tristanowi nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłoby je połączyć coś więcej. - To, że potrafimy odnaleźć wspólny język w sypialni, nie znaczy, że dojdziemy do porozumienia także poza nią. - A to zaś może być kluczowy problem w łączeniu ze sobą ich rodzin. Czy Deirdre kiedykolwiek uzna ją za kogoś więcej, niż tylko zależną od męża kobietę? Wielokrotnie podkreśla, nie rozumie myśli, ani czynów półwili, traktuje jak kogoś obcego, komu nie można ufać, choć nigdy nie dała jej powodu ku zwątpieniu, bynajmniej umyślnie. Fakt, że w jej głowie roi się od fałszywych oskarżeń i teorii spiskowych, jest już inną sprawą. - Proszę, nie rozmawiaj z nią tym. Nie chcę, by uznała, że dogadanie się ze mną ma być wypełnieniem twojego rozkazu. Pozwól mi spróbować się tym zająć.
- Tak, wiem - przytakuje niechętnie z wciąż przesiąkniętym irytacją głosem. - Doceniam waleczność tych czarodziejów. Uznanie należy im się bardziej od tych, którzy wybrali czekanie na uboczu, aż inni zdobędą wolność za nich - mówi zgodnie z sumieniem, bo jest zwolenniczką następujących w kraju zmian.
Milczy przez dłuższą chwilę, analizując słowa męża. Nie sposób się z nim dalej sprzeczać, bo każda wątpliwość wydaje się już nie mieć podstaw. Argumenty, jakimi się posługuje, są nie tylko pięknie i inspirujące, ale i logiczne oraz rzeczowe. Emocjonalność Evandry schodzi na dalszy plan, kiedy sama chce stłamsić w sobie obawy. Tristan ma słuszność co do potencjalnej tworzącej się między dziećmi więzi, jak i co do krwi, której różnica jest oczywista.
- Ufam ci i wierzę, że będzie tak, jak mówisz. Za bardzo się boję, bo widzę w nim tylko dziecko. - Nie pozostanie nim na wieki. Starszyzna mówi, że dzieci szybko dorastają i nim się obejrzeć, idą do pierwszej klasy, a zaraz później debiutują na sabacie. Choć Evandra spodziewa się, że podobne wrażenie znajdzie się i w jej przypadku, tak w tym momencie nie potrafi sobie tego wyobrazić. Nawet jeśli pierworodny zaledwie rok temu zaczynał stawiać pierwsze kroki, a dziś już biega po plaży, przekrzykując się z rodzeństwem.
Półwila wzdycha cicho, jeszcze przez chwilę wodząc wzrokiem za dziećmi, z łatwością widząc ich wspólną przyszłość. Jeśli mają iść przez życie razem, powinni częściej się widywać. Sama doskonale pamięta, jak bardzo tęskno jej było do rówieśników jeszcze przed czasami szkolnymi, kiedy kuzynostwo różne było od niej wiekiem, nie wspominając już o starszym niemal dekadę bracie.
- Masz jednak rację, jako rodzeństwo staną się sobie bliscy i będą się wzajemnie wspierać. Dbasz o ich edukację, Myssleine i Marcusa, czy mam się tym zająć? - Powraca wzrokiem do Tristana, znacznie się już uspokajając. Uścisk jej dłoni traci na sile, a skrzące się iskry nikną bez śladu. Kapryśność krwi przodkiń potrafi być zarówno utrapieniem, co błogosławieństwem. Wyprowadzona z równowagi reaguje gwałtownie, często nie zastanawiając się nad konsekwencjami, ale potraktowana odpowiednim argumentem, równie prędko odnajduje rezon. - Z całym szacunkiem dla Deirdre, ale wątpię, że potrafi radzić sobie z dziećmi. - Madame Mericourt jest czarownicą poważną, zdecydowaną i obowiązkową, lecz próżno w niej szukać ciepła i wyrozumiałości względem najmłodszych. Dała się poznać z różnych stron, także tej opiekuńczej, ale stosowane przez nią metody raczej się tu nie sprawdzą.
Przywołując na myśl sylwetkę namiestniczki, Evandrę nachodzą kolejne wątpliwości. O ile same dzieci można jeszcze odpowiednio wychować i ukształtować podług własnej woli, o tyle Śmierciożerczyni wydaje się być momentami niereformowalna.
- Ufać chcę też Deirdre, ale ta wzbrania się wciąż przede mną i widzi we mnie tylko twoją żonę. - A to jej nie wystarcza. Abstrachuje tu już zupełnie od szalonego pomysłu, jakoby Mericourt mogłaby odwzajemnić zainteresowanie. Wprawdzie to ona pokazała jej, że saficki akt może być nie dość, że dopuszczalny, to również pociągający i satysfakcjonujący, lecz zbyt oddana Tristanowi nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłoby je połączyć coś więcej. - To, że potrafimy odnaleźć wspólny język w sypialni, nie znaczy, że dojdziemy do porozumienia także poza nią. - A to zaś może być kluczowy problem w łączeniu ze sobą ich rodzin. Czy Deirdre kiedykolwiek uzna ją za kogoś więcej, niż tylko zależną od męża kobietę? Wielokrotnie podkreśla, nie rozumie myśli, ani czynów półwili, traktuje jak kogoś obcego, komu nie można ufać, choć nigdy nie dała jej powodu ku zwątpieniu, bynajmniej umyślnie. Fakt, że w jej głowie roi się od fałszywych oskarżeń i teorii spiskowych, jest już inną sprawą. - Proszę, nie rozmawiaj z nią tym. Nie chcę, by uznała, że dogadanie się ze mną ma być wypełnieniem twojego rozkazu. Pozwól mi spróbować się tym zająć.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 19 z 19 • 1 ... 11 ... 17, 18, 19
Wybrzeże
Szybka odpowiedź