Wybrzeże
Strona 1 z 19 • 1, 2, 3 ... 10 ... 19
AutorWiadomość
Wybrzeże
Pokryte zaczarowanym drobnym, białym piaskiem wybrzeże, zejście do którego prowadzi od sali balowej; szerokie, o miękkiej, przyjemnej dla bosych stóp powierzchni jest doskonałym miejscem do dalekich spacerów bez towarzystwa zbędnych gapiów. Przyjemna bryza stanowi rześkie orzeźwienie w trakcie dusznych przyjęć, a na co dzień - pozwala na zaznanie odpoczynku. Od tej strony wybrzeża można obserwować imponujące wschody słońca.
Dni pełne emocji. Czy to właśnie początek nowego życia? Usianego pełną paletą niezidentyfikowanych uczuć? Tak dziwnych, że aż wywołujących nieznane dotąd mrowienie w okolicach serca? Jestem pełen refleksji wypełniających umysł stopniowo, jak magia czarę ognia. Zbieranina różnych doświadczeń, spostrzeżeń, przeżyć wdzierających się do świadomości wraz z ich istnieniem. Wykończony, wręcz przesycony tym wszystkim kieruję kroki na wybrzeże. Ponoć ma się tu odbyć tajemnicze polowanie na lisa. Idziesz ze mną? Doskonale wiem na kogo będziesz stawiać wygraną, ale zdaje mi się to nie przeszkadzać. Adrenalina powoli, cicho, uwalnia się z organizmu pozostawiając po sobie odczuwalne uczucie pustki. Takiej obojętności wymieszanej z chęcią walki. Dalszego przemierzania kolejnych metrów, wprost do celu. Celu, którego sobie nawet nie ustanowiłem, a który pojawił się na mojej drodze bez mojej wiedzy. Rywalizacja? Nie, nigdy nie czułem potrzeby udowadniać nikomu niczego. Prócz swojej wartości w oczach ojca - nie ma go tu. Nie patrzy na mnie wyczekująco, a jednocześnie tak mocno beznamiętnie jak tylko Burke potrafi. Znam go, wiem, że w tej właśnie chwili naprężyłby się cały w oczekiwaniu. To nic złego mieć oczekiwania względem swoich dzieci. To inwestycja w przyszłość, to wizytówka rodu, to sprawdzian dla rodzica. Czy potrafił ustawić go do pionu, czy potrafił w nim zaszczepić podstawowe wartości godne prawdziwego arystokraty, spadkobiercy swych przodków? Nie chodzi o wiedzę nabywaną przez guwernerów oraz w szkole magii, tu chodzi o coś znacznie więcej. O coś, co do dzisiaj przyprawia mnie o nieprzyjemny dreszcz. Dreszcz rozczarowania. Marcusa nie ma tutaj wśród gości, a jednak czuję to palące piętno oczekiwania. Na spełnienie wszystkich moich powinności, których pomimo starań do tej pory spełnić mi się nie udało. A które tylko pogłębiały nigdy niewypowiedziane lęki o wybrakowaniu, zastępowane czczymi przekonaniami o swej nieskazitelności. Po gentlemeńsku zrzucając winę na byłą żonę.
Teraz, po tych przejściach, które zastały mnie w obcym kraju - teraz jestem zadziwiająco pewien. Może nie tyle swoich umiejętności, co przeświadczenia, że należy mi się ta próba. Że nie jestem skreślony już na samym starcie za bycie samym sobą, mną po prostu i zwyczajnie. Mogę się mierzyć z innymi, nawet tymi perfekcyjnie zdrowymi osobnikami, mogę walczyć o palmę pierwszeństwa w zwycięstwie nawet jeśli miałaby się skończyć padnięciem wprost na chłodny piasek ujmującego wybrzeża. Okalanego dość sporymi podmuchami wiatru. Patrzę to w wodę, to gdzieś przed siebie oddychając głęboko, pierwszy chyba raz nie licząc poszczególnych prób poboru powietrza.
Jest dobrze.
Teraz, po tych przejściach, które zastały mnie w obcym kraju - teraz jestem zadziwiająco pewien. Może nie tyle swoich umiejętności, co przeświadczenia, że należy mi się ta próba. Że nie jestem skreślony już na samym starcie za bycie samym sobą, mną po prostu i zwyczajnie. Mogę się mierzyć z innymi, nawet tymi perfekcyjnie zdrowymi osobnikami, mogę walczyć o palmę pierwszeństwa w zwycięstwie nawet jeśli miałaby się skończyć padnięciem wprost na chłodny piasek ujmującego wybrzeża. Okalanego dość sporymi podmuchami wiatru. Patrzę to w wodę, to gdzieś przed siebie oddychając głęboko, pierwszy chyba raz nie licząc poszczególnych prób poboru powietrza.
Jest dobrze.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Po wszystkich godnych rozrywkach, których mógł zażyć właśnie tu, w Dover, przyszedł czas na coś ciekawszego. Do polowań nigdy nie trzeba było go namawiać - to wręcz on namawiał do nich innych, biedny Morgo - bezsensownie byłoby zatem przegapić nadarzającą się okazję. Z nieukrywanym - przed samą zainteresowaną - żalem rozstał się z Rosalie po wyjątkowo udanym spędzeniu czasu w różanym ogrodzie. Lubił jej towarzystwo, tak jak lubił ichniejsze rozmowy oraz kolekcjonowanie tego na półce przyjemnych wspomnień. Od czasu śmierci rodziców bardzo dbał o to, ażeby zapełniać swoje życie takimi pozytywnymi chwilami, chwytać je w garść i nie puszczać. To prawda, nie było ich wiele, a żadna nie wydawała się wybijać ponad innymi, lecz to go nie zniechęcało. Wręcz przeciwnie. Musiał się odbudować oraz pokazać wszystkim swoją siłę. Słabość nigdy nie ani była nagradzana, ani podziwiana. Nie zależało mu po prawdzie na aprobacie innych - raczej na zbudowaniu przed sobą muru należnego mu szacunku. Niekiedy dumne nazwisko oraz bogactwo nie są w stanie wystarczyć w obliczu poważnych uchybień, takich jak chociażby zniewieściałość u mężczyzn. Takie zachowanie mogłoby się spotkać jedynie z kpiną, w najlepszym razie z politowaniem.
Szedłszy wprost na wybrzeże odganiał przykre myśli chcąc całkowicie oczyścić umysł. Ten przydawał się nie tylko w codziennym życiu, lecz również właśnie podczas polowań. Cyneric odgarnął włosy do tyłu nie chcąc, żeby wpadały mu do oczu przez panujący nad wodą wiatr oraz przystanął w miejscu, gdzie ponoć mieli się zebrać. Ze zdumieniem dostrzegł raptem jednego mężczyznę, któremu skinął lekko głową. Czyżby to była cała jego konkurencja? Rozejrzał się wokół poszukując wzrokiem innych, nadciągających tu osób. Wreszcie znużony próżnym oczekiwaniem, odpalił zniecierpliwiony pierwszy papieros dzisiejszego dnia. Zajęcie się czymś innym niż bezsensownością oraz samymi rozmyślaniami stanowiło idealny pomysł.
Szedłszy wprost na wybrzeże odganiał przykre myśli chcąc całkowicie oczyścić umysł. Ten przydawał się nie tylko w codziennym życiu, lecz również właśnie podczas polowań. Cyneric odgarnął włosy do tyłu nie chcąc, żeby wpadały mu do oczu przez panujący nad wodą wiatr oraz przystanął w miejscu, gdzie ponoć mieli się zebrać. Ze zdumieniem dostrzegł raptem jednego mężczyznę, któremu skinął lekko głową. Czyżby to była cała jego konkurencja? Rozejrzał się wokół poszukując wzrokiem innych, nadciągających tu osób. Wreszcie znużony próżnym oczekiwaniem, odpalił zniecierpliwiony pierwszy papieros dzisiejszego dnia. Zajęcie się czymś innym niż bezsensownością oraz samymi rozmyślaniami stanowiło idealny pomysł.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Kiedy emocje pierwszej części ślubu opadły, kiedy mogła pozwolić sobie na opuszczenie brata, udali się do ogrodu. Podczas błądzenia po labiryncie, spędzili ze sobą tyle czasu, że stamtąd na chwilę ich drogi się rozeszły. Ruszyła na wybrzeże, spodziewając się właśnie tam spotkać Quentina, który prawdopodobnie uprzedzając ją (prawdopodobnie nie słuchala), skierował się tam gdzie wszyscy inni mężczyźni. Szła nieśpiesznie, wzdłuż wybrzeża, przypominając sobie lata dziecięce. Wędrówki z Druellą, z Tristanem i Marie. Rozmowy prowadzone przy brzegu, kiedy „bawili” się napawaniem spojrzenia widokiem fal. Ich dzieciństwo nigdy nie wyglądało tak samo, jak ich rówieśników. Urodzili się w szlacheckim rodzie. Mieli swoje powinności i pewną ciążącą od najmłodszych lat na ich barkach wymaganą dojrzałość w sobie. Którą Darcy starała się nie łamać potknięciami na plaży, wpadając na brata – czasami specjalnie. Lubiła czuć ciepło jego ramion, kiedy chwytał ją pod pachami, upewniając się, ze stoi prosto i pouczał, żeby szła pewnie, ale zanim skończył zdanie, Marie wchodziła mu w słowo zawsze mając przygotowaną na takie okoliczności całą sekwencję takich pouczeń.
Było… minęło.
Teraz tym brzegiem Tristan będzie się przechadzał ze swoją żoną. Marie nigdy już nie zobaczą, Druella już teraz pokazuje dzieciom ziemie, na których się wychowała. Rzeczy się zmieniają. Ludzie dojrzewają, wymagania wzrastają. Darcy przystając przy wodzie, wiedziała już, że oczekiwania wobec niej też rosły, odkąd narzeczeństwo z Lorne okazało się wielkim towarzyskim faux pas. Zatrzymując się, podążając spojrzeniem wzdłuż brzegu, dostrzegła inną sylwetkę.
Stał prosto. Z daleka wydawał się wyższy. Pojawił się jako jeden z pierwszych. Darcy nie dostrzegała dużo więcej męskich figur. Ruszyła w jego kierunku, podnosząc suknię w górę, aby nie ubrudzić jej szorstkim piaskiem, czepiającym się materiału. Kiedy w końcu znalazła się na poziomie mężczyzny, stanęła za jego plecami. Próbowała nie patrzeć sobie pod nogi, nie spuszczać spojrzenia, ale była zmuszona skontrolować stopień zwilgocenia piasku pod ich stopami. Buty, które trzymała w dłoni odłożyła na bok, jeszcze przed Quentinem, na boso w końcu docierając do niego, oparła dłoń na jego ramieniu.
— Będę Cię obserwować — szepnęła wprost do jego ucha i wycofała się, nie narażając już dłużej materiału sukni na nieprzyjemności ubrudzenia.
Było… minęło.
Teraz tym brzegiem Tristan będzie się przechadzał ze swoją żoną. Marie nigdy już nie zobaczą, Druella już teraz pokazuje dzieciom ziemie, na których się wychowała. Rzeczy się zmieniają. Ludzie dojrzewają, wymagania wzrastają. Darcy przystając przy wodzie, wiedziała już, że oczekiwania wobec niej też rosły, odkąd narzeczeństwo z Lorne okazało się wielkim towarzyskim faux pas. Zatrzymując się, podążając spojrzeniem wzdłuż brzegu, dostrzegła inną sylwetkę.
Stał prosto. Z daleka wydawał się wyższy. Pojawił się jako jeden z pierwszych. Darcy nie dostrzegała dużo więcej męskich figur. Ruszyła w jego kierunku, podnosząc suknię w górę, aby nie ubrudzić jej szorstkim piaskiem, czepiającym się materiału. Kiedy w końcu znalazła się na poziomie mężczyzny, stanęła za jego plecami. Próbowała nie patrzeć sobie pod nogi, nie spuszczać spojrzenia, ale była zmuszona skontrolować stopień zwilgocenia piasku pod ich stopami. Buty, które trzymała w dłoni odłożyła na bok, jeszcze przed Quentinem, na boso w końcu docierając do niego, oparła dłoń na jego ramieniu.
— Będę Cię obserwować — szepnęła wprost do jego ucha i wycofała się, nie narażając już dłużej materiału sukni na nieprzyjemności ubrudzenia.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Każdy ślub wygląda tak samo i według Edgara niewiele ma z wielkiej miłości. Za każdym razem rządzą się tym samym schematem; zdobią je podobne przemówienia i atrakcje dla gości. Szczodre prezenty, puste życzenia szczęścia i zdrowych potomków. Przyszedł tutaj, bo wypadało. Jak zwykle to Ziva wykazała się o wiele większym entuzjazmem i z większą radością (z jakąkolwiek radością) zajęła się wymyślaniem prezentu.
Tak więc Edgar pojawił się tu razem z nią, złożył młodej parze życzenia, porozmawiał z paroma osobami, zatańczył i nawet zrobił to z przyjemnością. Niemniej uciekł z towarzystwa tak szybko jak się dało, czyli zaraz po usłyszeniu zaproszenia na polowanie. Odetchnął świeżym powietrzem i udał się spokojnym krokiem w stronę wybrzeża. Szybko zobaczył brata i miał zamiar do niego podejść, lecz wyprzedziła go młoda lady Rosier, a Edgar nie miał zamiaru im przeszkadzać w rozmowie. Kto wie jaki jest jej temat... Stanął więc tyłem do zebranych, wpatrując się w spokojne morze.
Tak więc Edgar pojawił się tu razem z nią, złożył młodej parze życzenia, porozmawiał z paroma osobami, zatańczył i nawet zrobił to z przyjemnością. Niemniej uciekł z towarzystwa tak szybko jak się dało, czyli zaraz po usłyszeniu zaproszenia na polowanie. Odetchnął świeżym powietrzem i udał się spokojnym krokiem w stronę wybrzeża. Szybko zobaczył brata i miał zamiar do niego podejść, lecz wyprzedziła go młoda lady Rosier, a Edgar nie miał zamiaru im przeszkadzać w rozmowie. Kto wie jaki jest jej temat... Stanął więc tyłem do zebranych, wpatrując się w spokojne morze.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn oczywiście nie mogło zabraknąć na ślubie ukochanego kuzyna. Przybyła tutaj wraz ze swoimi rodzicami i rodzeństwem, i spędziła całą ceremonię, siedząc pośród nich, swojej rodziny. Cieszyła się ze szczęścia Tristana, który mógł w końcu poślubić swoją ukochaną. Wydawał się wyglądać na szczęśliwszego niż wtedy, kiedy widzieli się po raz ostatni, gdy sprawiał wrażenie zmęczonego licznymi obowiązkami. Od razu po zakończeniu oficjalnej części wraz z resztą gromadki Slughornów poszła złożyć nowożeńcom gratulacje; szczególnie jej matka wydawała się bardzo przejęta, zachwalając urodę nowej lady Rosier. Guinevere Slughorn, kiedyś także mieszkała w tych pięknych stronach, była śliczną różą Rosierów, którą ród oddał Slughornom. W jej oczach błyszczała nostalgia bardzo łatwo zauważona przez jej najmłodszą córkę.
Później jednak Evelyn oddaliła się, samotnie kontemplując piękno okolicy, którą przecież i ona darzyła sentymentem. Usłyszawszy jednak o planowanym polowaniu na lisa, które miało odbyć się na wybrzeżu, postanowiła skierować się właśnie w tamtą stronę. Może nie było to najbardziej kobiece zajęcie, jednak Evelyn lubiła polowania, wyścigi i tego typu wydarzenia. I to nie jako widz, a uczestnik.
Idąc na miejsce, delektowała się spokojem wybrzeża; białym piachem, o który łagodnie rozbijały się fale, odległymi klifami, wiosennym słońcem muskającym jej skórę i wydobywającym odcienie czerwieni jej stroju, idealnie pasującego zarówno do barw rodowych Slughornów, jak i Rosierów. Jej oczy tymczasem wypatrywały nadejścia kolejnych uczestników, miała nadzieję na interesującą konkurencję. W pobliżu siebie udało jej się wypatrzeć Edgara.
- Witaj, Edgarze. Gdzie jest Ziva? – powiedziała do niego, posyłając mu nieznaczny uśmiech. Nie widziała w pobliżu jego małżonki. – Tristanowi trafił się naprawdę ładny dzień na ślub, nie uważasz?
Nie była pewna, czy miał ochotę na rozmowę, dlatego po chwili ucichła, powracając do wpatrywania się w dal.
Później jednak Evelyn oddaliła się, samotnie kontemplując piękno okolicy, którą przecież i ona darzyła sentymentem. Usłyszawszy jednak o planowanym polowaniu na lisa, które miało odbyć się na wybrzeżu, postanowiła skierować się właśnie w tamtą stronę. Może nie było to najbardziej kobiece zajęcie, jednak Evelyn lubiła polowania, wyścigi i tego typu wydarzenia. I to nie jako widz, a uczestnik.
Idąc na miejsce, delektowała się spokojem wybrzeża; białym piachem, o który łagodnie rozbijały się fale, odległymi klifami, wiosennym słońcem muskającym jej skórę i wydobywającym odcienie czerwieni jej stroju, idealnie pasującego zarówno do barw rodowych Slughornów, jak i Rosierów. Jej oczy tymczasem wypatrywały nadejścia kolejnych uczestników, miała nadzieję na interesującą konkurencję. W pobliżu siebie udało jej się wypatrzeć Edgara.
- Witaj, Edgarze. Gdzie jest Ziva? – powiedziała do niego, posyłając mu nieznaczny uśmiech. Nie widziała w pobliżu jego małżonki. – Tristanowi trafił się naprawdę ładny dzień na ślub, nie uważasz?
Nie była pewna, czy miał ochotę na rozmowę, dlatego po chwili ucichła, powracając do wpatrywania się w dal.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Oficjalna część uroczystości niewiele różniła się od innych które widziałam. W moim odczuciu możliwość zorganizowanie wielkiego wystawnego przyjęcia miała wynagrodzić szlachciankom fakt że przyrzeczono je – zazwyczaj – praktycznie obcemu mężczyźnie. Starałam się jednak nie oceniać poglądów innych pozwalając im żyć swoim życiem i mając nadzieję że zastosują tą samą zasadę względem mnie.
Spędzenie dwóch tygodni marca w Rosji pozwoliło mi na chwilę wyrwać się z szlacheckich norm i konwenansów. Jednocześnie też powrót do rodzimej Anglii był jak otrzeźwiający policzek w twarz. Mimo że moje zaręczyny przebiegły w umiłowanej przeze mnie ciszy i bez świadków to jednak nie miałam złudzeń – doskonale wiedziałam jak szybko potrafią wędrować informacje w arystokratycznym światku i jednocześnie też moje rychłe zamążpójście nie było tajemnicą (choć sama najchętniej bym z niego takową zrobiła). Wizja polowania była niczym wybawienie od zbędnych rozmów i pytań na które nie miałam najmniejszej ochoty. Cieszył mnie też fakt że wybrana przez Marcela sukienka na tę uroczystość zapewniała swobodę ruchu a towarzyszące jej buty na płaskim obcasie zdecydowanie ułatwiały poruszanie się. Z radością wręcz opuściłam salę by znaleźć się na wybrzeżu na którym to bez zawahania ruszyłam w stronę starszego brata obok którego postanowiłam się zatrzymać. Skrzyżowałam z nim spojrzenia a moim jedynym komentarzem było lekkie uniesienie brwi i nieme rzucenie wyzwania skrywane w spojrzeniu. Evelyn skinęłam głową nie miałam nic do powiedzenia więc postanowiłam - w standardowym dla mnie odruchu - milczeć i obserwować otoczenie.
Spędzenie dwóch tygodni marca w Rosji pozwoliło mi na chwilę wyrwać się z szlacheckich norm i konwenansów. Jednocześnie też powrót do rodzimej Anglii był jak otrzeźwiający policzek w twarz. Mimo że moje zaręczyny przebiegły w umiłowanej przeze mnie ciszy i bez świadków to jednak nie miałam złudzeń – doskonale wiedziałam jak szybko potrafią wędrować informacje w arystokratycznym światku i jednocześnie też moje rychłe zamążpójście nie było tajemnicą (choć sama najchętniej bym z niego takową zrobiła). Wizja polowania była niczym wybawienie od zbędnych rozmów i pytań na które nie miałam najmniejszej ochoty. Cieszył mnie też fakt że wybrana przez Marcela sukienka na tę uroczystość zapewniała swobodę ruchu a towarzyszące jej buty na płaskim obcasie zdecydowanie ułatwiały poruszanie się. Z radością wręcz opuściłam salę by znaleźć się na wybrzeżu na którym to bez zawahania ruszyłam w stronę starszego brata obok którego postanowiłam się zatrzymać. Skrzyżowałam z nim spojrzenia a moim jedynym komentarzem było lekkie uniesienie brwi i nieme rzucenie wyzwania skrywane w spojrzeniu. Evelyn skinęłam głową nie miałam nic do powiedzenia więc postanowiłam - w standardowym dla mnie odruchu - milczeć i obserwować otoczenie.
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
Spacer wśród zaczarowanych róż minął stanowczo zbyt szybko, gdyż złota tarcza zegara wciąż wskazywała godzinę zbyt wczesną, aby umknięcie z wystawnego przyjęcia pozostało w granicach dobrego wychowania. Avery jednak z ulgą przekazał Librę w jak najbardziej powołane do tego ręce jej ojca, a sam udał się wzdłuż wybrzeża, kontemplując miłe dla oka pejzaże Dover. Na miękkim piasku powstawały ślady jego butów, ale Samael obserwował jedynie grzmiące w oddali morze - niespokojne, wzburzone, iście marcowe, chociaż było nadzwyczaj ciepło i przyjaźnie, jak na ten niezbyt przyjemny miesiąc. Plaża przyciągnęła zdecydowanie więcej osób, niż spodziewał się ujrzeć, acz nie zniechęciło to Avery'ego przed krążeniem niebezpiecznie blisko spienionego morza oraz gości, którzy podobnie jak on uciekli od zgiełku sali balowej. Wśród znanych twarzy dostrzegł tą jedną, szczególną i po chwili wahania skierował się ku Wynonnie, uznając za stosowne oficjalnie poznać - och, nareszcie - narzeczoną swego młodszego brata.
Drobna, ciemnowłosa, skromna: zdawałoby się, iż Soren trafił całkiem nieźle, acz Avery i tak gotów był podejrzewać lady Burke o skrajną głupotę, co w jego mniemaniu stanowiło zbrodnię gorszą od zaniedbanego wyglądu czy gargulczej urody. Mimo wszystko, zbliżył się doń, przystając w stosownej odległości, by przypadkiem nie uznała go za natręta. Mogła go kojarzyć, lecz czy zdawała sobie sprawę, że właśnie ma do czynienia ze swym przyszłym szwagrem?
-Lady Burke - przywitał się krótkim skinieniem głowy (nie wspominał nic o zaszczycie, ponieważ nie lubił kłamać w nieuzasadnionych przypadkach) i uniósł jej dłoń, by złożyć na niej szarmancki pocałunek - czy narzeczony panienki wspominał, że ma starszego brata? - spytał z żartobliwą nutą, choć tak naprawdę był ciekaw, czy oraz ile, Soren zdążył już opowiedzieć swej wybrance.
Drobna, ciemnowłosa, skromna: zdawałoby się, iż Soren trafił całkiem nieźle, acz Avery i tak gotów był podejrzewać lady Burke o skrajną głupotę, co w jego mniemaniu stanowiło zbrodnię gorszą od zaniedbanego wyglądu czy gargulczej urody. Mimo wszystko, zbliżył się doń, przystając w stosownej odległości, by przypadkiem nie uznała go za natręta. Mogła go kojarzyć, lecz czy zdawała sobie sprawę, że właśnie ma do czynienia ze swym przyszłym szwagrem?
-Lady Burke - przywitał się krótkim skinieniem głowy (nie wspominał nic o zaszczycie, ponieważ nie lubił kłamać w nieuzasadnionych przypadkach) i uniósł jej dłoń, by złożyć na niej szarmancki pocałunek - czy narzeczony panienki wspominał, że ma starszego brata? - spytał z żartobliwą nutą, choć tak naprawdę był ciekaw, czy oraz ile, Soren zdążył już opowiedzieć swej wybrance.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czas mijał szybko w miłym towarzystwie, przynosząc niespodziewane odkrycie, że ślub Tristana i Evandry nie musiał być okrutną torturą znoszoną ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust tylko ze względu na dobre wychowanie graniczące z perfekcyjną tresurą. Wciąż nie był szczęśliwy, wciąż nie cieszyło go to, co widział ani to, jak potoczyły się sprawy, które już od tak dawna wydawały się być solą w jego oczach, jednak upływ kolejnych miesięcy i lat osłabił nieco smak rozczarowania i przywołał niemalże dorosłą świadomość, że nie można zawrócić palcem rzeki, a bieg wydarzeń minionych i obecnych był poza jakąkolwiek jego kontrolą. Choć nie ułatwiało to całkowitej akceptacji, z pewnością przybliżało go o jeden krok w dobrym kierunku. Niezależnie jednak od nagle zaobserwowanych zmian, zakończenie oficjalnej części ceremonii, wznoszenia toastów, składania życzeń, serii balowych tańców i możliwość wyrwania się na wybrzeże przyjął z ulgą, która nie powinna znaleźć odzwierciedlenia na jego twarzy - a która jednak wygięła usta Avery'ego w lekkim uśmiechu, gdy wpatrując się w rozbijające się o brzeg fale wdychał charakterystyczny, kojący zapach nadmorskiego powietrza. Naokoło gromadzili się kolejni weselnicy, zbierający się w mniejsze czy większe grupki, lecz Perseus uparcie pozostawał na uboczu, nieskory do wdawania się w czysto uprzejmościowe pogawędki. Chociaż znosił ten dzień o wiele lepiej, niż się spodziewał, wolał nie przeciągać struny i nie nadwyrężać swojej cierpliwości.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
W uszach wciąż dźwięczały jej słowa przysięgi, która wypowiadali - już - małżonkowie. Tristan jej przyjaciel, mimo czasu, jaki ich dzielił wciąż był jej bliski i świadomość, że u jego boku stała kobieta, anioł, za którym rzeczywiście gonił - była przyjemnie rozgrzewająca. Zasługiwał na szczęście. Oboje zasługiwali. I cicho szeptała im życzenia powodzenia, bliższe niż te, kierowane na części oficjalnej ślubu.
Ciepło rozlewające się po ciele - przeganiało wciąż chmurne myśli, które wierzgały w jej głowie ostatnimi czasy, niby stado rozjuszonych aetonatów. I może dlatego - swoje kroki skierowała ku wybrzeżom i zapowiadanej gonitwie lisa. Energia i pęd wiatru - powinien chociaż na jakiś czas przegonić zaogniony smutek. Dziś była winna uśmiech, tym dla których tu przyszła. I uparcie przywracała go na usta, które czerwieniły się barwą, z daleka znacząc jej wyraz.
Podciągnęła wyżej brzeg ciemnozielonej, nie krępującej ruchów sukienki i - ukryte pod nią bryczesy. Skoro miała brać udział w podobnym wydarzeniu - nie mogła - jako Carrow - się nie przygotować. Jeździectwo miała we krwi i liczyła, że jej umiejętności pozwolą kolejny raz zapomnieć o uderzającym w nią losie. Albo...wyzwaniu, z którym wciąż próbowała się rozprawić. Ich prawdopodobny finał miał mieć pod koniec kwietnia.
Zacisnęła drobna dłoń mocniej, czując pod palcami zielone oczko pierścionka zaręczynowego, który lekko się przesunął. Bez większego zastawienia - traktowała go jak jej osobisty amulet szczęścia. I mimo burz, które próbowały je stłumić - nie miała zamiaru się poddać.
Zatrzymała się lekko na uboczu, ale tak, by mieć w zasięgu wzroku Wynony. Zatrzymała swoje kroki, dopiero, gdy stanęła u boku...Perseusa. Posłała mu lekki uśmiech, dostrzegając, że brakło jej gdzieś w tłumie Lilith. Tak jak jej narzeczonego, którego porwała rozmowa z nestorem. Nie zbliżała się jednak. Chmurne oblicze mężczyzny świadczyło, ze nie bez powodu znajduje się w oddaleniu od gwaru zbierających się szlachciców.
Ciepło rozlewające się po ciele - przeganiało wciąż chmurne myśli, które wierzgały w jej głowie ostatnimi czasy, niby stado rozjuszonych aetonatów. I może dlatego - swoje kroki skierowała ku wybrzeżom i zapowiadanej gonitwie lisa. Energia i pęd wiatru - powinien chociaż na jakiś czas przegonić zaogniony smutek. Dziś była winna uśmiech, tym dla których tu przyszła. I uparcie przywracała go na usta, które czerwieniły się barwą, z daleka znacząc jej wyraz.
Podciągnęła wyżej brzeg ciemnozielonej, nie krępującej ruchów sukienki i - ukryte pod nią bryczesy. Skoro miała brać udział w podobnym wydarzeniu - nie mogła - jako Carrow - się nie przygotować. Jeździectwo miała we krwi i liczyła, że jej umiejętności pozwolą kolejny raz zapomnieć o uderzającym w nią losie. Albo...wyzwaniu, z którym wciąż próbowała się rozprawić. Ich prawdopodobny finał miał mieć pod koniec kwietnia.
Zacisnęła drobna dłoń mocniej, czując pod palcami zielone oczko pierścionka zaręczynowego, który lekko się przesunął. Bez większego zastawienia - traktowała go jak jej osobisty amulet szczęścia. I mimo burz, które próbowały je stłumić - nie miała zamiaru się poddać.
Zatrzymała się lekko na uboczu, ale tak, by mieć w zasięgu wzroku Wynony. Zatrzymała swoje kroki, dopiero, gdy stanęła u boku...Perseusa. Posłała mu lekki uśmiech, dostrzegając, że brakło jej gdzieś w tłumie Lilith. Tak jak jej narzeczonego, którego porwała rozmowa z nestorem. Nie zbliżała się jednak. Chmurne oblicze mężczyzny świadczyło, ze nie bez powodu znajduje się w oddaleniu od gwaru zbierających się szlachciców.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
małe zawirowania czasowe; wcześniej pojawi(ł) się na uroczysku + w ogrodzie
Skóra ogorzała od słońca (na południu Egiptu nawet w styczniowe dni trudno było uniknąć wędrówki promieni po nieprzyzwyczajonych jeszcze wtedy do ich wszędobylskiej bytności bladych policzkach), wypłowiałe włosy i spierzchnięte usta, przytwierdzone do twarzy niemalże nieruchomo - tak, że trudno było wyczytać, jakie emocje podrygują w ich kącikach. Jedynie moje oczy pozostawały niespokojne i zachłannie chłonęły każdą mniej lub bardziej subtelną zmianę na roztaczającym się przed nimi polu bitwy morskich bałwanów. Obserwowałem ten spektakl natury wprowadzony w sentymentalny trans, czując, jak z każdą chwilą rośnie moja tęsknota do surowego piękna chłodnej Anglii (jej nieprzesadnie napigmentowane barwy nieustannie kontrastowały w moich myślach z nienaturalnie intensywnym, prześwietlonym niebem Egiptu). Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi tęsknić do tak - kiedyś rzekłbym - pospolitego widoku.
Wiatr łopotał połami mej szaty, a moje myśli - choć powinny już krążyć wokół polowania bądź przynajmniej tożsamości licznie gromadzących się gości - dryfowały gdzieś daleko - poza horyzontem. Zapragnąłem podejść niebezpiecznie blisko linii, na której woda kończyła swą wędrówkę po plaży. Upewniwszy się, że mam jeszcze chwilę, oddaliłem się od grupki weselników dosłownie na minutę, może dwie. W akwenie rzekomo dorosłej mentalności pojawił się iście dziecięcy kaprys - moje myśli krążyły po tafli oczywistości, miałem ochotę zrobić najbanalniejszą rzecz pod słońcem, więc nie przedłużając już swego oczekiwania, przykucnąłem, zanurzając dłonie w orzeźwiającej toni. Gdy ponownie się wyprostowałem, na opuszkach palców zdążyła mi się już osadzić ledwie widoczna struga soli. Dopiero wtedy uśmiechnąłem się sam do siebie (próżno było w tym uśmiechu szukać choć krzty radości) - fale wyrzuciły na brzeg wspomnienia tamtych nocy, jej dłoni na moim ciele i małej, drewnianej chatki na naszej plaży. Ostatni przylądek burzowej nadziei, który wspólnymi siłami doszczętnie zatopiliśmy w odmętach codzienności.
Skóra ogorzała od słońca (na południu Egiptu nawet w styczniowe dni trudno było uniknąć wędrówki promieni po nieprzyzwyczajonych jeszcze wtedy do ich wszędobylskiej bytności bladych policzkach), wypłowiałe włosy i spierzchnięte usta, przytwierdzone do twarzy niemalże nieruchomo - tak, że trudno było wyczytać, jakie emocje podrygują w ich kącikach. Jedynie moje oczy pozostawały niespokojne i zachłannie chłonęły każdą mniej lub bardziej subtelną zmianę na roztaczającym się przed nimi polu bitwy morskich bałwanów. Obserwowałem ten spektakl natury wprowadzony w sentymentalny trans, czując, jak z każdą chwilą rośnie moja tęsknota do surowego piękna chłodnej Anglii (jej nieprzesadnie napigmentowane barwy nieustannie kontrastowały w moich myślach z nienaturalnie intensywnym, prześwietlonym niebem Egiptu). Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi tęsknić do tak - kiedyś rzekłbym - pospolitego widoku.
Wiatr łopotał połami mej szaty, a moje myśli - choć powinny już krążyć wokół polowania bądź przynajmniej tożsamości licznie gromadzących się gości - dryfowały gdzieś daleko - poza horyzontem. Zapragnąłem podejść niebezpiecznie blisko linii, na której woda kończyła swą wędrówkę po plaży. Upewniwszy się, że mam jeszcze chwilę, oddaliłem się od grupki weselników dosłownie na minutę, może dwie. W akwenie rzekomo dorosłej mentalności pojawił się iście dziecięcy kaprys - moje myśli krążyły po tafli oczywistości, miałem ochotę zrobić najbanalniejszą rzecz pod słońcem, więc nie przedłużając już swego oczekiwania, przykucnąłem, zanurzając dłonie w orzeźwiającej toni. Gdy ponownie się wyprostowałem, na opuszkach palców zdążyła mi się już osadzić ledwie widoczna struga soli. Dopiero wtedy uśmiechnąłem się sam do siebie (próżno było w tym uśmiechu szukać choć krzty radości) - fale wyrzuciły na brzeg wspomnienia tamtych nocy, jej dłoni na moim ciele i małej, drewnianej chatki na naszej plaży. Ostatni przylądek burzowej nadziei, który wspólnymi siłami doszczętnie zatopiliśmy w odmętach codzienności.
Ślub planowany był już od dawien dawna i przygotowywałam się do niego powoli. Kiedy razem z Evelyn nie udało nam się wybrać sukien, okazało się, że wszystko zostało na ostatnią chwilę, więc spędziłam w sklepie chyba całe dwa dni, żeby upewnić się, że byłam odpowiednio przygotowana. Uroczystość miała odbyć się w dosyć nietypowym miejscu, dlatego należało zadbać, żeby strój był piękny i zwiewny, a przy tym i ciepły. Nie mogłam przecież specjalnie wybieranej na tę okazję sukni zasłaniać zbytnio ubraniami wierzchnimi, dlatego liliowe rękawy były długie, a dłonie odziane miałam w delikatne, różowe rękawiczki. Na tą całkiem ciepłą suknię nałożyłam płaszcz, który chronić miał mnie raczej przed wiatrem, gdybym zechciała się nim lepiej okryć. Wyobrażałam sobie jak majestatycznie wyglądałby, gdyby powiewał za mną podczas szybkiego galopu.
Przybyłam na uroczystość razem z ojcem i razem z nim przyglądałam się przyrzeczeniu państwa młodych, potem skierowaliśmy swe kroki tam gdzie wszyscy, by złożyć im gratulacje. Ucałowałam Tristana i Evandrę, życząc im wszystkiego dobrego, a później dyskretnie opuściłam ojca, zajętego rozmową.
Skryte pod materiałem buty nie były najlepszym wyborem na salony, ale obecnie nie było ich widać i cieszyłam się z wyboru, kiedy weszłam na piasek i obcasy nie zapadły się głęboko. Szłam po mokrym piasku w stronę morza, zostawiając za sobą suche, głębokie ślady. Nie mogłam doczekać się polowania, chociaż nie byłam pewna, czy to aby na pewno wypada? Piękne stroje trochę kłóciły się z taką atrakcją, ale widząc w pobliżu Evelyn i inne dziewczęta, nie miałam zamiaru rezygnować. Wypatrzyłam Cynerica i podeszłam do niego, prawie wcale nie okazując po sobie, że przeszkadzał mi zapach papierosowego dymu.
- Cynericu, gdzie zgubiłeś Rosalie? - Zakłóciłam jego rozmyślenia, zerkając na niego tylko na chwilę, a potem przenosząc spojrzenie na szarą wodę. - Zamierzam złapać tego lisa przed tobą - powiedziałam z niemal niezauważalnym, acz cwanym uśmiechem, już wyobrażając sobie jak kuzyn stwierdzi, że to na pewno nie zajęcie dla dam.
Przybyłam na uroczystość razem z ojcem i razem z nim przyglądałam się przyrzeczeniu państwa młodych, potem skierowaliśmy swe kroki tam gdzie wszyscy, by złożyć im gratulacje. Ucałowałam Tristana i Evandrę, życząc im wszystkiego dobrego, a później dyskretnie opuściłam ojca, zajętego rozmową.
Skryte pod materiałem buty nie były najlepszym wyborem na salony, ale obecnie nie było ich widać i cieszyłam się z wyboru, kiedy weszłam na piasek i obcasy nie zapadły się głęboko. Szłam po mokrym piasku w stronę morza, zostawiając za sobą suche, głębokie ślady. Nie mogłam doczekać się polowania, chociaż nie byłam pewna, czy to aby na pewno wypada? Piękne stroje trochę kłóciły się z taką atrakcją, ale widząc w pobliżu Evelyn i inne dziewczęta, nie miałam zamiaru rezygnować. Wypatrzyłam Cynerica i podeszłam do niego, prawie wcale nie okazując po sobie, że przeszkadzał mi zapach papierosowego dymu.
- Cynericu, gdzie zgubiłeś Rosalie? - Zakłóciłam jego rozmyślenia, zerkając na niego tylko na chwilę, a potem przenosząc spojrzenie na szarą wodę. - Zamierzam złapać tego lisa przed tobą - powiedziałam z niemal niezauważalnym, acz cwanym uśmiechem, już wyobrażając sobie jak kuzyn stwierdzi, że to na pewno nie zajęcie dla dam.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Po zakończeniu części oficjalnej oraz złożeniu najszczerszych życzeń młodej parze, udałam się w stronę wybrzeża na którym mieli zebrać się goście chętni wzięcia udziału w polowaniu. Z początku idea gnania za futrzastym stworzeniem w sukni wydawała mi się nieco nierealnym pomysłem, ale teraz, kiedy straciłam z oczu Perseusa, mogło to być jedno z miejsc w którym mogłabym go znaleźć, a przy okazji, czemu nie - w końcu, jeszcze nie tak dawno temu lubiłam takie zabawy. Odległość dzielącą mnie od miejsca zbiórki pokonałam szybkim, lecz miękkim krokiem. Gonitwa miała zacząć się już za chwilę a ja, jako najwyraźniej ostatnia uczestniczka, nie chciałam przedłużać oczekiwania. Widok znajomych mi twarzy nie zaskoczył mnie ani trochę. Inara nie przepuściłaby podobnej okazji a mój mąż no cóż... można było podejrzewać, że postąpi podobnie. Posłałam mu jedynie pytające spojrzenie, gdyż nie miałam zamiaru nękać go swoją osobą - moim celem była (jeszcze) lady Carrow.
- Wiedziałam, że Cię tu znajdę. - Szepnęłam jej do ucha. - Kto jak kto, ale dziedziczka Carrow'ów z pewnością nie pominęłaby takiej atrakcji. - Zaśmiałam się cicho, rzucając przyjaciółce wymowne spojrzenie i zaplatając prawą rękę wokół jej lewego ramienia. Przez chwilę znów czułam się tak, jakbyśmy miały naście lat.
- Wiedziałam, że Cię tu znajdę. - Szepnęłam jej do ucha. - Kto jak kto, ale dziedziczka Carrow'ów z pewnością nie pominęłaby takiej atrakcji. - Zaśmiałam się cicho, rzucając przyjaciółce wymowne spojrzenie i zaplatając prawą rękę wokół jej lewego ramienia. Przez chwilę znów czułam się tak, jakbyśmy miały naście lat.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z Cynerickiem rozstaliśmy się raptem kilka chwil temu. On oddalił się w stronę wybrzeża, aby wziąć udział w polowaniu, a ja postanowiłam znaleźć swoją przyjaciółkę Darcy, aby spędzić z nią chwilę czasu. Obeszłam całą posiadłość, salę balową, uroczysko szukając jej pięknej osoby, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Dopiero przy pomocy gości udało mi się ustalić, że dziewczyna ostatnio widziana była gdy szła w stronę wybrzeża. Wątpiłam, aby Darcy była skłonna do wzięcia udziału w polowaniu, dlatego logicznym było, że idzie kibicować, najpewniej swojemu nowemu narzeczonemu, o czym poinformowała mnie zresztą dopiero wczoraj. Więc i ja skierowałam swoje kroki nad morze, obejmując ramiona dłońmi, gdyż wiatr dawał mi się we znaki. Szłam tam jednak z miłą chęcią, nie tylko dlatego, że mogłam porozmawiać z kuzynką, ale też dlatego, że będę mogła pokibicować swojemu kuzynowi.
Z daleka ujrzałam postać kuzynki, co jak co, ale nie miałam żadnych problemów, aby rozpoznać Darcy. Jej ciało, sposób poruszania się był na tyle charakterystyczny, że nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania. Podeszłam do niej od tyłu, od razu wsuwając swoją dłoń pod jej ramię i zwracając się w jej kierunku, uśmiechnęłam się ciepło. Bo ciepła nam dzisiaj potrzeba było.
- W końcu cię znalazłam - powiedziałam lekko radosnym tonem.
Zwróciłam swój wzrok przed siebie, stałyśmy w pewnej odległości od osób biorących udział w polowaniu, dlatego mogłam przyjrzeć się każdemu po kolei. Moim oczom nie umknął Perseus, na którym chwilę dłużej zatrzymałam spojrzenie, szybko jednak przerzucając go na Cynerica, który rozmawiał z Lilianą.
- Nie wiedziałam, że Liliana weźmie udział w polowaniu - stwierdziłam zaskoczona.
Moja mała Lili, jak zwykle kompletne przeciwieństwo. Kiedy ja stoją na uboczu bojąc się o swoje samopoczucie i o to, aby nie ubrudzić nowej sukni, ta pcha się w zabawy dla mężczyzn nie bacząc właściwie na nic. Ale może to było właśnie między nami piękne, że tak mocno się od siebie różniłyśmy? W końcu zaczynałyśmy się dogadywać.
- Lord Burke, to ten co stoi niedaleko Cynerica? Z tak ładnie ułożonymi włosami? Prezentuje się zdecydowanie lepiej, niż twój poprzedni narzeczony - stwierdziłam.
Nie wypowiedziałam nazwiska tego mężczyzny, który jeszcze niedawno uważany był za partnera mojej przyjaciółki, nie zasługiwał na to, aby zwracać się do niego z takim szacunkiem.
Z daleka ujrzałam postać kuzynki, co jak co, ale nie miałam żadnych problemów, aby rozpoznać Darcy. Jej ciało, sposób poruszania się był na tyle charakterystyczny, że nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania. Podeszłam do niej od tyłu, od razu wsuwając swoją dłoń pod jej ramię i zwracając się w jej kierunku, uśmiechnęłam się ciepło. Bo ciepła nam dzisiaj potrzeba było.
- W końcu cię znalazłam - powiedziałam lekko radosnym tonem.
Zwróciłam swój wzrok przed siebie, stałyśmy w pewnej odległości od osób biorących udział w polowaniu, dlatego mogłam przyjrzeć się każdemu po kolei. Moim oczom nie umknął Perseus, na którym chwilę dłużej zatrzymałam spojrzenie, szybko jednak przerzucając go na Cynerica, który rozmawiał z Lilianą.
- Nie wiedziałam, że Liliana weźmie udział w polowaniu - stwierdziłam zaskoczona.
Moja mała Lili, jak zwykle kompletne przeciwieństwo. Kiedy ja stoją na uboczu bojąc się o swoje samopoczucie i o to, aby nie ubrudzić nowej sukni, ta pcha się w zabawy dla mężczyzn nie bacząc właściwie na nic. Ale może to było właśnie między nami piękne, że tak mocno się od siebie różniłyśmy? W końcu zaczynałyśmy się dogadywać.
- Lord Burke, to ten co stoi niedaleko Cynerica? Z tak ładnie ułożonymi włosami? Prezentuje się zdecydowanie lepiej, niż twój poprzedni narzeczony - stwierdziłam.
Nie wypowiedziałam nazwiska tego mężczyzny, który jeszcze niedawno uważany był za partnera mojej przyjaciółki, nie zasługiwał na to, aby zwracać się do niego z takim szacunkiem.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Udał się na wybrzeże, czyli tam, gdzie większość mężczyzn; zarówno tych uciekających od obowiązkowych tańców z partnerkami, jak i od zbyt długich spacerów w ogrodach, gdzie pustą ciszę winny wypełniać mniej lub bardziej interesujące rozmowy. Te tereny znał dość dobrze, choć uciekający nieubłaganie czas zacierał wyrazistość wspomnień z dzieciństwa. Obecność tych wszystkich osób, tej rodziny, w tym miejscu i on przyczyniły się do głębokich rozmyślań i podróży w czasie. Przypominał sobie tamtą beztroskę, dziecięce szaleństwa, mając wrażenie, że to wszystko odbywało się w innej dekadzie. Nierzeczywiste, odległe, poza jego zasięgiem. Tristan się ożenił. Był już dorosłym mężczyzną, który spełniał obowiązki wobec swej rodziny; który mógł napawać się źródłem swoich pragnień.
Szedł wolnym krokiem, wzrokiem ogarniając obecne tam twarze. Nie wiedzieć czemu to właśnie Darcy jako pierwsza skupiła na sobie jego uwagę. Jak zwykle. Utkwił w niej spojrzenie, lecz była zaabsorbowana kimś innym. Obserwowanie jej w tej sytuacji było dziwaczne. Z kimś innym, kimś w kogo wydawała się zapatrzona jak w obrazek. Skinął młodemu Burkowi głową, nie zatrzymując się na wymianę uprzejmości. Z pewnością, gdy spotkają się kiedyś w sklepie przyjdzie mu pogratulować doskonałego wyboru.
Dostrzegłszy Perseusza ruszył w jego kierunku. Towarzyszyły mu dwie czarujące damy — małżonka wraz ze znajomą nieznajomą. Szelmowski uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy kłaniał się im nisko.
— Drogie damy— zaczął cicho. — Mam dzisiaj wyjątkowe szczęście, ciesząc oczy tak pięknym widokiem.
Zatrzymał wzrok na Alchemiczce nieco dłużej, po czym przywitał się z młodym lordem — będącym coś w nie w sosie — podając mu rękę. Stanął obok niego i nachylił się w jego stronę.
— Widzę, że małżeństwo ci sprzyja — zaczął konspiracyjnym szeptem, by słowa trafiły tylko do uszu adresata. Uśmiechnął się pod nosem i dodał: — Przytyłeś. Wyraźnie.
Szedł wolnym krokiem, wzrokiem ogarniając obecne tam twarze. Nie wiedzieć czemu to właśnie Darcy jako pierwsza skupiła na sobie jego uwagę. Jak zwykle. Utkwił w niej spojrzenie, lecz była zaabsorbowana kimś innym. Obserwowanie jej w tej sytuacji było dziwaczne. Z kimś innym, kimś w kogo wydawała się zapatrzona jak w obrazek. Skinął młodemu Burkowi głową, nie zatrzymując się na wymianę uprzejmości. Z pewnością, gdy spotkają się kiedyś w sklepie przyjdzie mu pogratulować doskonałego wyboru.
Dostrzegłszy Perseusza ruszył w jego kierunku. Towarzyszyły mu dwie czarujące damy — małżonka wraz ze znajomą nieznajomą. Szelmowski uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy kłaniał się im nisko.
— Drogie damy— zaczął cicho. — Mam dzisiaj wyjątkowe szczęście, ciesząc oczy tak pięknym widokiem.
Zatrzymał wzrok na Alchemiczce nieco dłużej, po czym przywitał się z młodym lordem — będącym coś w nie w sosie — podając mu rękę. Stanął obok niego i nachylił się w jego stronę.
— Widzę, że małżeństwo ci sprzyja — zaczął konspiracyjnym szeptem, by słowa trafiły tylko do uszu adresata. Uśmiechnął się pod nosem i dodał: — Przytyłeś. Wyraźnie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Strona 1 z 19 • 1, 2, 3 ... 10 ... 19
Wybrzeże
Szybka odpowiedź