Ławka nad rzeką
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ławka nad rzeką
Nad samą Tamizą znajduje się niewielka ławka, a z tabliczki na jej oparciu można się dowiedzieć, że została zadedykowana Elisabeth, “o której pamięć nigdy nie wygaśnie”. Chociaż ławka, sądząc po wyglądzie, z pewnością jest już wiekowa, czas obchodzi się z nią nad wyraz łagodnie: drewno nie ulega zniszczeniom pod wpływem deszczów, wciąż jest solidne i twarde, niemożliwym jest wyryć w nim jakiekolwiek zadrapania czy wyżłobienia, ewentualne akty wandalizmu zwyczajnie nie przynoszą skutku. Ktokolwiek postawił tę ławkę, zadbał o to, żeby nałożyć nań odpowiednie zaklęcia ochronne. Za dnia często przysiadają się tutaj turyści - ławka oddalona o kilkadziesiąt metrów od Mostu Westminster stanowi doskonały punkt widokowy na wiele słynnych atrakcji Londynu. Wieczorami atmosfera robi się bardziej romantyczna, a dźwięki dobiegające z ulic za plecami cichną.
Dostrzegła go, gdy tylko wyłonił się z jednej z parkowych alejek. Nie spuszczała wzroku z jego sylwetki i od początku szukała jakiejś wskazówki odnośnie tego, z jakim Aidanem będzie miała dziś do czynienia. Czy przyjmie jej słowa jak mężczyzna, czy też zboczy z tematu, próbując ugrać coś dla siebie? Widziała, że jest podekscytowany, lecz stara się nie robić sobie wielkich nadziei – mimo wszystko znała go zbyt dobrze, by sześć lat rozłąki całkowicie zmieniły paletę grymasów, pojawiających się od czasu do czasu na jego twarzy.
Gdy pojawił się obok, przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, po czym wzrokiem wskazała miejsce obok siebie. Darowała sobie wszelkie powitania i jakkolwiek dziwnie to brzmiało, ciężko jej było przepuścić przez gardło nawet zwykłe „cześć”. Wciąż skrywała w sobie ogromne pokłady żalu, lecz musiała myśleć o przyszłości i choćby spróbować przeskoczyć trudności, jakie się przed nią piętrzyły. Skinęła więc mężczyźnie głową, dopełniwszy powitania.
Milczała jeszcze przez chwilę, obserwując go uważnie; przenikliwe spojrzenie na pewno nie ułatwiało mu tego spotkania, lecz nie takie było jej zadanie. Jeśli Aidan chciał coś dostać, musiał trochę pocierpieć.
- Porozmawiajmy o Amosie – wyznała wreszcie, odwracając głowę i przenosząc wzrok na korony drzew, ubarwione wszystkimi kolorami jesieni.
Nie była pewna, czy spodziewał się akurat tego tematu, lecz nie powinien robić sobie nadziei na nic innego. Nie było już ich, a cała przeszłość została przekreślona jedną decyzją Bagmana, w której Jessa nie miała najmniejszego udziału. Żywo wspominała spotkanie w Otterton i starcie, do którego tam doszło. I choć Aidan wyglądał może mizerniej, niż kilka lat temu, udowodnił, że wciąż jest sprawnym czarodziejem, a tego właśnie w nim poszukiwała. W razie, gdyby…
Strząsnęła negatywne myśli, powracając spojrzeniem do mężczyzny siedzącego obok. Czekała na znak, który poinformuje ją o tym, że Bagman jest gotów usłyszeć to, co chciała mu powiedzieć. Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni ciepłego płaszcza i wyciągnęła z niej zaczarowane zdjęcie roześmianego Amosa, bawiącego się w ogrodzie z psidwakiem sąsiadów. Na widok syna uśmiechnęła się automatycznie, a po chwili podała zdjęcie swojemu towarzyszowi.
Gdy pojawił się obok, przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, po czym wzrokiem wskazała miejsce obok siebie. Darowała sobie wszelkie powitania i jakkolwiek dziwnie to brzmiało, ciężko jej było przepuścić przez gardło nawet zwykłe „cześć”. Wciąż skrywała w sobie ogromne pokłady żalu, lecz musiała myśleć o przyszłości i choćby spróbować przeskoczyć trudności, jakie się przed nią piętrzyły. Skinęła więc mężczyźnie głową, dopełniwszy powitania.
Milczała jeszcze przez chwilę, obserwując go uważnie; przenikliwe spojrzenie na pewno nie ułatwiało mu tego spotkania, lecz nie takie było jej zadanie. Jeśli Aidan chciał coś dostać, musiał trochę pocierpieć.
- Porozmawiajmy o Amosie – wyznała wreszcie, odwracając głowę i przenosząc wzrok na korony drzew, ubarwione wszystkimi kolorami jesieni.
Nie była pewna, czy spodziewał się akurat tego tematu, lecz nie powinien robić sobie nadziei na nic innego. Nie było już ich, a cała przeszłość została przekreślona jedną decyzją Bagmana, w której Jessa nie miała najmniejszego udziału. Żywo wspominała spotkanie w Otterton i starcie, do którego tam doszło. I choć Aidan wyglądał może mizerniej, niż kilka lat temu, udowodnił, że wciąż jest sprawnym czarodziejem, a tego właśnie w nim poszukiwała. W razie, gdyby…
Strząsnęła negatywne myśli, powracając spojrzeniem do mężczyzny siedzącego obok. Czekała na znak, który poinformuje ją o tym, że Bagman jest gotów usłyszeć to, co chciała mu powiedzieć. Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni ciepłego płaszcza i wyciągnęła z niej zaczarowane zdjęcie roześmianego Amosa, bawiącego się w ogrodzie z psidwakiem sąsiadów. Na widok syna uśmiechnęła się automatycznie, a po chwili podała zdjęcie swojemu towarzyszowi.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Ile razy od powrotu marzyłem o takiej chwili? O zobaczeniu się z nią, o porozmawianiu twarzą w twarz, obserwowaniu gry świateł na jej rudych włosach. Dawniej lubiłem to robić, bawić się jej włosami patrząc jak światło się w nich odbija, podziwiać jej twarz, zapamiętywać każdy kształt jej ciała. Byłem w niej zakochany bardziej niż potrafiłem to pojąć i mimo upływu lat część ze zduszonych uczuć nadal się we mnie tliła. Zdecydowanie większa część niż się tego spodziewałem. Jeszcze pół roku temu, gdy byliśmy daleko od siebie, potrafiłem wmówić sobie, że mam już to za sobą, słabość do niej, miłość, która rządziła moim życiem przez długi czas. Prawda była jednak zupełnie odmienna i siadając obok niej na ławce uświadamiałem sobie to coraz intensywniej. Choć tak wiele się zmieniło na złe.
Przenikliwe spojrzenie Jessy zdawało się prześwietlać mnie na wylot w ten mało przyjemny sposób, a milczenie dzwoniło w uszach sprawiając, że w końcu zacząłem się wiercić na ławce. W dawnych dniach patrzenie na siebie w ciszy nie sprawiało tak jak teraz, że czułem się nagi i bezbronny, wtedy czułem się kochany, teraz czułem, że moje zduszone nadal uczucia już nigdy nie będą odwzajemnione, a to doskonale przygasiło szczątki mojego podekscytowania przywołując mnie na ziemię. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu kobieta odwróciła wzrok kilkoma słowami przywołując całą moją uwagę.
Porozmawiajmy o Amosie.
Amos… To imię nadal miało dla mnie dziwny smak. Wzbudzało we mnie nie do końca jeszcze zrozumiałem uczucia, które czaiły się gdzieś na skraju umysłu. Nie potrafiłem określić czy mają coś wspólnego z podekscytowanie, które sprawiło, że moje serce zabiło szybciej na dźwięk imienia syna, czy strachem, który jednocześnie ścisnął moje gardło. Przecież nie wiedziałem do czego zmierza ta rozmowa.
Skinąłem głową, gdy nasze spojrzenia ponownie się spotkały, by następnie opuścić wzrok Jessy i trzymany w niej kawałek papieru. Zdjęcie małego szczęśliwego chłopca, któremu w ogrodzie zoologicznym podawałem zabawki. Dziecka, którego roześmiana buzia tak bardzo przywodziła mi na myśl twarz Jessy, gdy ta uśmiechała się na mój widok, gdy wracałem z kolejnej z podróży. Niepewnym ruchem ręki sięgnąłem po fotografię, uchwyciłem ją delikatnie i uniosłem bliżej do twarzy patrząc na jego drobne ręce, piegi na twarzy i włosy tak podobne do tych matki. Obserwowałem radosną zabawę tak długo, aż poczułem jak coś zaciska mi gardło uniemożliwiając normalne oddychanie, a ręka zaczyna drżeć nieznacznie utrudniając skupienie wzroku na Amosie. Opuściłem powoli dłoń na swoje kolano i westchnąłem próbując opanować kolejne fale emocji, wzruszenia i silnego, gwałtownego żalu wobec siebie. To moje decyzje powodowały, że oglądałem teraz syna na zdjęciach zamiast trzymać go na kolanach w ciepłym domu.
Odetchnąłem głębiej wbijając spojrzenie w drzewa przede mną, zmuszając się do zachowania spokoju.
- Jest podobny do ciebie – wyszeptałem w końcu po kilku minutach ciszy.
Przenikliwe spojrzenie Jessy zdawało się prześwietlać mnie na wylot w ten mało przyjemny sposób, a milczenie dzwoniło w uszach sprawiając, że w końcu zacząłem się wiercić na ławce. W dawnych dniach patrzenie na siebie w ciszy nie sprawiało tak jak teraz, że czułem się nagi i bezbronny, wtedy czułem się kochany, teraz czułem, że moje zduszone nadal uczucia już nigdy nie będą odwzajemnione, a to doskonale przygasiło szczątki mojego podekscytowania przywołując mnie na ziemię. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu kobieta odwróciła wzrok kilkoma słowami przywołując całą moją uwagę.
Porozmawiajmy o Amosie.
Amos… To imię nadal miało dla mnie dziwny smak. Wzbudzało we mnie nie do końca jeszcze zrozumiałem uczucia, które czaiły się gdzieś na skraju umysłu. Nie potrafiłem określić czy mają coś wspólnego z podekscytowanie, które sprawiło, że moje serce zabiło szybciej na dźwięk imienia syna, czy strachem, który jednocześnie ścisnął moje gardło. Przecież nie wiedziałem do czego zmierza ta rozmowa.
Skinąłem głową, gdy nasze spojrzenia ponownie się spotkały, by następnie opuścić wzrok Jessy i trzymany w niej kawałek papieru. Zdjęcie małego szczęśliwego chłopca, któremu w ogrodzie zoologicznym podawałem zabawki. Dziecka, którego roześmiana buzia tak bardzo przywodziła mi na myśl twarz Jessy, gdy ta uśmiechała się na mój widok, gdy wracałem z kolejnej z podróży. Niepewnym ruchem ręki sięgnąłem po fotografię, uchwyciłem ją delikatnie i uniosłem bliżej do twarzy patrząc na jego drobne ręce, piegi na twarzy i włosy tak podobne do tych matki. Obserwowałem radosną zabawę tak długo, aż poczułem jak coś zaciska mi gardło uniemożliwiając normalne oddychanie, a ręka zaczyna drżeć nieznacznie utrudniając skupienie wzroku na Amosie. Opuściłem powoli dłoń na swoje kolano i westchnąłem próbując opanować kolejne fale emocji, wzruszenia i silnego, gwałtownego żalu wobec siebie. To moje decyzje powodowały, że oglądałem teraz syna na zdjęciach zamiast trzymać go na kolanach w ciepłym domu.
Odetchnąłem głębiej wbijając spojrzenie w drzewa przede mną, zmuszając się do zachowania spokoju.
- Jest podobny do ciebie – wyszeptałem w końcu po kilku minutach ciszy.
I created a monster, a hell within my head
I created a monster
a beast inside my brain
I created a monster
a beast inside my brain
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nie chciała sprawiać mu przykrości. Wcześniej pragnęła tego bardzo mocno, a w pewnym momencie udało jej się nawet przynieść mu ból, gdy kolejne zaklęcia trafiały go bezbłędnie. Tym razem jednak nie potrzebowała podnosić swojej samooceny podkopując jego własną. Musiał zachować przytomność umysłu i skupienie, jeśli miał zrozumieć to, co chciała mu przekazać. Bała się, że będzie zadawał za dużo pytań, na które nie będzie mogła udzielić mu odpowiedzi, lecz w duchu liczyła na kredyt zaufania. Taki, jaki sama udzielała jemu, pojawiając się w tym miejscu.
Jest podobny do ciebie.
Rozpromieniła się, słysząc te słowa. Wiedziała o tym, zapewniano ją o tym podobieństwie od dnia narodzin syna, a mimo wszystko czasem czuła, że ludzie mówią tak tylko dlatego, bo się nad nią litowali. Bo wiedzieli, że nie wypada im powiedzieć, że Amos jest podobny do Aidana. Fizycznie daleko mu było do ciemnowłosego mężczyzny, który siedział teraz obok niej na ławce w parku, lecz jeśli chodziło o osobowość, Diggory zauważała wiele cech wspólnych z Bagmanem. Chociaż nie wychowywał swojego dziecka i nie mógł przekazać mu żadnych wzorców, te i tak jakimś cudem przedostały się przez ochronkę i kształtowały małego na odległość.
- Jest bardzo bystrym dzieckiem – westchnęła, rejestrując wszystkie emocje, jakie mogła wyczytać z Aidana w tej chwili.
Ujrzenie syna na zdjęciu wstrząsnęło nim bardziej, niż Jessa byłaby w stanie podejrzewać. Poczuła się niezręcznie, jakby nie była godna obserwowania takiego odsłonięcia się i ukazania słabości. Nie była już mężczyźnie bliska, nie siedziała tutaj, by pocieszać go i podnosić na duchu, chciała mu pomóc w inny sposób. I liczyła, że on pomoże jej.
- Zbiera katy z Czekoladowych Żab, ma już całkiem pokaźną kolekcję – uśmiechnęła się na wspomnienie drewnianej szkatułki, w której syn trzymał swoje skarby – Jest też bardzo przywiązany do swoich figurek z magicznymi stworzeniami, więc to całe szczęście, że wtedy pomogłeś mu je pozbierać, inaczej byłoby mu przykro, że którąś zgubił – sama nie mogła uwierzyć w to, co mówi, ale gdy już zaczęła wspominać Amosa, nie mogła przestać. Był wyjątkową, najważniejszą na całym świecie osobą. Lecz Aidan już to wiedział – Nauczył się już pisać i wysyła listy do wszystkich wujków i cioć. Ozdabia je rysunkami.
Tych kilka zdań nie mogło sprawić, by Bagman nadrobił choćby jedną straconą godzinę, lecz rudowłosa i tak zamierzała przybliżyć mu sylwetkę syna. Nie umiała opowiadać o nim inaczej, niż tylko używając faktów i ciekawostek, bo był dla niej tak ważny, że tej miłości nie potrafiła ująć w słowa. Nie odebrała zdjęcia, postanawiając, że podaruje je mężczyźnie na pamiątkę.
Jest podobny do ciebie.
Rozpromieniła się, słysząc te słowa. Wiedziała o tym, zapewniano ją o tym podobieństwie od dnia narodzin syna, a mimo wszystko czasem czuła, że ludzie mówią tak tylko dlatego, bo się nad nią litowali. Bo wiedzieli, że nie wypada im powiedzieć, że Amos jest podobny do Aidana. Fizycznie daleko mu było do ciemnowłosego mężczyzny, który siedział teraz obok niej na ławce w parku, lecz jeśli chodziło o osobowość, Diggory zauważała wiele cech wspólnych z Bagmanem. Chociaż nie wychowywał swojego dziecka i nie mógł przekazać mu żadnych wzorców, te i tak jakimś cudem przedostały się przez ochronkę i kształtowały małego na odległość.
- Jest bardzo bystrym dzieckiem – westchnęła, rejestrując wszystkie emocje, jakie mogła wyczytać z Aidana w tej chwili.
Ujrzenie syna na zdjęciu wstrząsnęło nim bardziej, niż Jessa byłaby w stanie podejrzewać. Poczuła się niezręcznie, jakby nie była godna obserwowania takiego odsłonięcia się i ukazania słabości. Nie była już mężczyźnie bliska, nie siedziała tutaj, by pocieszać go i podnosić na duchu, chciała mu pomóc w inny sposób. I liczyła, że on pomoże jej.
- Zbiera katy z Czekoladowych Żab, ma już całkiem pokaźną kolekcję – uśmiechnęła się na wspomnienie drewnianej szkatułki, w której syn trzymał swoje skarby – Jest też bardzo przywiązany do swoich figurek z magicznymi stworzeniami, więc to całe szczęście, że wtedy pomogłeś mu je pozbierać, inaczej byłoby mu przykro, że którąś zgubił – sama nie mogła uwierzyć w to, co mówi, ale gdy już zaczęła wspominać Amosa, nie mogła przestać. Był wyjątkową, najważniejszą na całym świecie osobą. Lecz Aidan już to wiedział – Nauczył się już pisać i wysyła listy do wszystkich wujków i cioć. Ozdabia je rysunkami.
Tych kilka zdań nie mogło sprawić, by Bagman nadrobił choćby jedną straconą godzinę, lecz rudowłosa i tak zamierzała przybliżyć mu sylwetkę syna. Nie umiała opowiadać o nim inaczej, niż tylko używając faktów i ciekawostek, bo był dla niej tak ważny, że tej miłości nie potrafiła ująć w słowa. Nie odebrała zdjęcia, postanawiając, że podaruje je mężczyźnie na pamiątkę.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Czułem się wręcz obdarty z każdej nabudowanej wokół siebie tarczy, pozbawiony zasłon, które broniły by mnie przed rzeczywistością, a jednoczenie zdumiony tym jak mały kawałek papieru, wizerunek roześmianego chłopca, potrafiło pozbawić mnie wszystkiego nad czym pracowałem latami. A przecież to było tylko zdjęcie, nic poza tym, dalekie od ujrzenia go na żywo, od wzięcia na ręce, przytulenia, poznawania go i jego zwyczajów. A jednak ten kawałek papieru potrafił we mnie wywołać tak silne emocje, że ciężko było mi już zapanować nad drżeniem rąk czy galopującym sercem. Zaciskając palce na materiale spodni, wbijając wzrok w drzewa przed nami, słuchałem opowieści o moim synu, które tylko uzupełniały obraz, który już zaczął kreować się w mojej głowie.
Wyłapywałem każdy szczegół próbując jednocześnie przywołać we wspomnieniach wszystko co zapamiętałem z naszego krótkiego spotkania w zoo. Roześmianą twarz, ciepły ton głosu dziecka, kiedy dziękował mi za pomoc w pozbieraniu zabawek. Pamiętam jak wielką pokusą było dla mnie zachowanie jednej z nich, dyskretne wciśnięcie do kieszeni, udanie, że nigdzie jej nie widziałem, a potem postawienie w jak najbardziej widocznym miejscu w pokoju, by dzień w dzień móc katować się wspomnieniem tych krótkich chwil z zoo, dzień w dzień móc patrzeć na nią i myśleć co teraz robi i na jakiego człowieka wyrasta.
- Jest na pewno bardzo szczęśliwym dzieckiem, mając taką mamę – powiedziałem, gdy głos Jessy ucichł. Mój głos brzmiał ochryple od tłumionych emocji, ale ja nie potrafiłem niczego z tym zrobić, nie umiał bym teraz nad sobą zapanować. – Kiedy ma urodziny? – spytałem jeszcze, ponownie opuszczając wzrok na zdjęcie na kolanie.
Wiedziałem, że jest za późno by nadgonić wszelkie lata mojej nieobecności, ba, wiedziałem, że zapewne nawet nie dostał bym na to szansy, ale… Chciałem móc choć raz wysłać mu prezent w dniu urodzin, anonimowy list, który Jessa miałaby do wglądu. Zapakował bym wtedy jedną z tych smoczych figurek, które widziałem w trakcie wizyt w egipskim mieście, były bardzo efektowne, na pewno spodobały by się małemu chłopcu lubiącemu takie zabawki.
Wyłapywałem każdy szczegół próbując jednocześnie przywołać we wspomnieniach wszystko co zapamiętałem z naszego krótkiego spotkania w zoo. Roześmianą twarz, ciepły ton głosu dziecka, kiedy dziękował mi za pomoc w pozbieraniu zabawek. Pamiętam jak wielką pokusą było dla mnie zachowanie jednej z nich, dyskretne wciśnięcie do kieszeni, udanie, że nigdzie jej nie widziałem, a potem postawienie w jak najbardziej widocznym miejscu w pokoju, by dzień w dzień móc katować się wspomnieniem tych krótkich chwil z zoo, dzień w dzień móc patrzeć na nią i myśleć co teraz robi i na jakiego człowieka wyrasta.
- Jest na pewno bardzo szczęśliwym dzieckiem, mając taką mamę – powiedziałem, gdy głos Jessy ucichł. Mój głos brzmiał ochryple od tłumionych emocji, ale ja nie potrafiłem niczego z tym zrobić, nie umiał bym teraz nad sobą zapanować. – Kiedy ma urodziny? – spytałem jeszcze, ponownie opuszczając wzrok na zdjęcie na kolanie.
Wiedziałem, że jest za późno by nadgonić wszelkie lata mojej nieobecności, ba, wiedziałem, że zapewne nawet nie dostał bym na to szansy, ale… Chciałem móc choć raz wysłać mu prezent w dniu urodzin, anonimowy list, który Jessa miałaby do wglądu. Zapakował bym wtedy jedną z tych smoczych figurek, które widziałem w trakcie wizyt w egipskim mieście, były bardzo efektowne, na pewno spodobały by się małemu chłopcu lubiącemu takie zabawki.
I created a monster, a hell within my head
I created a monster
a beast inside my brain
I created a monster
a beast inside my brain
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nie umiała się postawić na jego miejscu. Gdyby mogła cofnąć czas, nie zrobiłaby tego, bowiem posiadanie Amosa, możliwość doświadczania na co dzień jego obecności i uśmiechu było cenniejsze niż wszystko inne, co w swoim życiu przeszła. Żadna krzywda nie była tak wielka, by Jessa pragnęła zamazać ją kosztem zmiany przeszłości. Nawet to, do czego doszło między nią i Aidanem, była w stanie przełknąć, gdy uświadamiała sobie, że bycie matką jest jej najważniejszą rolą. Wyboistą i pełną komplikacji drogą, lecz jednocześnie taką, którą wybrałaby ponownie.
- Mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Chciałabym też, by zawsze był bezpieczny – odparła, robiąc niewielki wstęp do tego, co zamierzała dziś powiedzieć Bagmanowi – Urodził się szesnastego listopada.
Spoglądała na niego i nie uciekła wzrokiem; uczyła się patrzeć na niego od nowa, bez sentymentów wzbierających wewnątrz i bez żalu szalejącego gdzieś w okolicach jej serca. Przeszłość była nieistotna, przeszłość leżała na dnie Tamizy, której tafle oboje mogli teraz oglądać, siedząc na parkowej ławce.
Rudowłosa wygładziła swój płaszcz, bowiem podjęcie następnego tematu nie było dla niej łatwe. Wciąż czuła bezsilność związaną z tamtą nocą, wyrzucała sobie, że mogła zrobić więcej, osłonić dom mocniejszymi zaklęciami, zadbać jakoś o Amosa, lecz prawda była taka, że nie sposób było przewidzieć wybuchu anomalii.
- Pierwszego maja uległ rozszczepieniu. Nagle przeniosło go z sypialni do ogrodu, choć kilka fragmentów ciała pozostało w domu – głos jej zadrżał, gdy opowiadała o krzywdzie syna – Natychmiastowa pomoc ocaliła mu życie. Anomalie zaczęły panoszyć się wszędzie i jest na nie nieustannie narażony, a ja na dobrą sprawę nie mogę zrobić nic, by temu zapobiec. Cały czas ktoś przy nim jest, ale jak długo jeszcze możemy tak żyć?
Westchnęła, pokonując pragnienie ukrycia twarzy w dłoniach. Musiała być silna, zwłaszcza w takim towarzystwie. Nie mogła okazać ani grama słabości, bo nie wiedziała, czy Aidan nie zdecyduje się tego wykorzystać. Choć podejrzewała, że nie miał złych zamiarów, nie mogła ufać mu całkowicie.
- Mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Chciałabym też, by zawsze był bezpieczny – odparła, robiąc niewielki wstęp do tego, co zamierzała dziś powiedzieć Bagmanowi – Urodził się szesnastego listopada.
Spoglądała na niego i nie uciekła wzrokiem; uczyła się patrzeć na niego od nowa, bez sentymentów wzbierających wewnątrz i bez żalu szalejącego gdzieś w okolicach jej serca. Przeszłość była nieistotna, przeszłość leżała na dnie Tamizy, której tafle oboje mogli teraz oglądać, siedząc na parkowej ławce.
Rudowłosa wygładziła swój płaszcz, bowiem podjęcie następnego tematu nie było dla niej łatwe. Wciąż czuła bezsilność związaną z tamtą nocą, wyrzucała sobie, że mogła zrobić więcej, osłonić dom mocniejszymi zaklęciami, zadbać jakoś o Amosa, lecz prawda była taka, że nie sposób było przewidzieć wybuchu anomalii.
- Pierwszego maja uległ rozszczepieniu. Nagle przeniosło go z sypialni do ogrodu, choć kilka fragmentów ciała pozostało w domu – głos jej zadrżał, gdy opowiadała o krzywdzie syna – Natychmiastowa pomoc ocaliła mu życie. Anomalie zaczęły panoszyć się wszędzie i jest na nie nieustannie narażony, a ja na dobrą sprawę nie mogę zrobić nic, by temu zapobiec. Cały czas ktoś przy nim jest, ale jak długo jeszcze możemy tak żyć?
Westchnęła, pokonując pragnienie ukrycia twarzy w dłoniach. Musiała być silna, zwłaszcza w takim towarzystwie. Nie mogła okazać ani grama słabości, bo nie wiedziała, czy Aidan nie zdecyduje się tego wykorzystać. Choć podejrzewała, że nie miał złych zamiarów, nie mogła ufać mu całkowicie.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Marzyłem o chwili, w której będę mógł stanąć przed Jessą, kiedy będę mógł spojrzeć jej w twarz i szczerze, bez wyrzutów sumienia spytać o naszego syna. O dniu, w którym usłyszę jakieś opowieści, które pozwolą nadrobić mi choćby minutę z życia dziecka, które przecież było moje, a które nigdy nie odczuło, że ma ojca. Mimo tych marzeń jednakże nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek pojawi się możliwość bym faktycznie spytał o cokolwiek, bym dowiedział się coś ponad to co potrafiłem wysnuć sam obserwując ich z oddali. W końcu tak wiele napsułem, w końcu złamałem serce siedzącej obok mnie kobiecie i nie zdziwił bym się wcale, gdyby stwierdziła, że nie mam prawa do żadnej wiedzy na temat tego co się dzieje. A jednak, nie wiedziałem co nakłoniło ją do takiej decyzji, ale siedzieliśmy teraz razem, a ja mogłem pytać, mogłem dowiadywać się więcej.
Zanotowałem w pamięci datę, którą podała mi Jessa, obiecując sobie, że gdy nastanie ten dzień będę miał gotowy prezent i list, który pewnie pisać zacznę miesiąc przed czasem. W końcu jak w parę chwil ująć wszystko co chciałbym mu powiedzieć, jednocześnie nie robiąc zamieszania w jego umyśle, nie raniąc niepotrzebnie chłopca. Opuściłem wzrok na zdjęcie zastanawiając się jak wyglądały jego poprzednie urodziny. Czy kiedykolwiek pytał się w nie czemu nie ma na nich jego ojca? Czy był smutny z tego powodu? Czy może Jessa i jej ojciec zastąpili mu mnie idealnie? Wierzyłem w umiejętności siedzącej obok mnie rudowłosej, byłem pewien, że otoczyła dziecko silnym i stabilnym uczuciem, pamiętałem jak potrafiła kochać i widziałem jak zmienia się wyraz jej twarzy, słyszałem jak ton głosu mięknie na samo wspomnienie o małym Amosie. Nawet gdybym był w ich życiu to dziecko nie mogło by czuć się kochane bardziej, niż było teraz.
- Na pewno jest - zapewniłem w odpowiedzi na jej słowa ponownie zerkając na zdjęcie. Wyglądał na nim na naprawdę szczęśliwe dziecko, tak samo jak zresztą w dniu, w którym widzieliśmy się w zoo. Miał roześmianą buzię, radosną.
Kolejne słowa, zmiana tonu głosu towarzyski, sprawiły że uniosłem wzork na nią, patrząc na kobiecą twarz z niepokojem. Rozszczepienie. To słowo obijało mi się po głowie gwałtownie, a myśli oszalały, gdy wyobraźnia podsunęła mi obraz wykrzywionej bólem twarzy chłopca. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym, choć miałem świadomość zagrożenia płynącego z anomalii do tej pory nie spotkałem się z ich faktycznym oddziaływaniem na dzieci. Odczułem je na sobie, naprawiałem parę zniszczeń wywołanych przez nie, słyszałem historię o czarodziejskich pojedynkach, które skończyły się fatalnie, ale nigdy nie zetknąłem się z ich oddziaływaniem na dzieci. Myśl o tym jak rzeczywiste okazało się to zagrożenie dla mojego syna sprawiła, że większość entuzjazmu uciekła ze mnie w jednej chwili.
- Najważniejsze, że jest już bezpieczny - powiedziałem po dłuższej chwili ciszy, która nastała po słowach towarzyszki. - Anomalie w końcu znikną, nie będą trwać wiecznie, wiem, że teraz nie jest z tym łatwo, ale... - urwałem i zawahałem się wbijając na chwilę spojrzenie w moje buty. Nie wiedziałem, czy to co chciałem powiedzieć w jakimś stopniu nie urazi Jessy, ale z drugiej strony nie mogłem powstrzymać się przed wypowiadaniem każdego słowa. - Wiem, że nie jestem osobą, której wsparcia byś poszukiwała, ale jeśli pozwolisz mi spróbuję ci jakoś pomóc w chronieniu Amosa. Zasięgnę języka wśród ludzi, przypomnę sobie wszystkie zaklęcia ochronne... Nie będę naruszać waszej prywatności, obiecuję ci to, po prostu spróbuję jakoś pomóc ci go zabezpieczyć przed tym wszystkim.
Zanotowałem w pamięci datę, którą podała mi Jessa, obiecując sobie, że gdy nastanie ten dzień będę miał gotowy prezent i list, który pewnie pisać zacznę miesiąc przed czasem. W końcu jak w parę chwil ująć wszystko co chciałbym mu powiedzieć, jednocześnie nie robiąc zamieszania w jego umyśle, nie raniąc niepotrzebnie chłopca. Opuściłem wzrok na zdjęcie zastanawiając się jak wyglądały jego poprzednie urodziny. Czy kiedykolwiek pytał się w nie czemu nie ma na nich jego ojca? Czy był smutny z tego powodu? Czy może Jessa i jej ojciec zastąpili mu mnie idealnie? Wierzyłem w umiejętności siedzącej obok mnie rudowłosej, byłem pewien, że otoczyła dziecko silnym i stabilnym uczuciem, pamiętałem jak potrafiła kochać i widziałem jak zmienia się wyraz jej twarzy, słyszałem jak ton głosu mięknie na samo wspomnienie o małym Amosie. Nawet gdybym był w ich życiu to dziecko nie mogło by czuć się kochane bardziej, niż było teraz.
- Na pewno jest - zapewniłem w odpowiedzi na jej słowa ponownie zerkając na zdjęcie. Wyglądał na nim na naprawdę szczęśliwe dziecko, tak samo jak zresztą w dniu, w którym widzieliśmy się w zoo. Miał roześmianą buzię, radosną.
Kolejne słowa, zmiana tonu głosu towarzyski, sprawiły że uniosłem wzork na nią, patrząc na kobiecą twarz z niepokojem. Rozszczepienie. To słowo obijało mi się po głowie gwałtownie, a myśli oszalały, gdy wyobraźnia podsunęła mi obraz wykrzywionej bólem twarzy chłopca. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym, choć miałem świadomość zagrożenia płynącego z anomalii do tej pory nie spotkałem się z ich faktycznym oddziaływaniem na dzieci. Odczułem je na sobie, naprawiałem parę zniszczeń wywołanych przez nie, słyszałem historię o czarodziejskich pojedynkach, które skończyły się fatalnie, ale nigdy nie zetknąłem się z ich oddziaływaniem na dzieci. Myśl o tym jak rzeczywiste okazało się to zagrożenie dla mojego syna sprawiła, że większość entuzjazmu uciekła ze mnie w jednej chwili.
- Najważniejsze, że jest już bezpieczny - powiedziałem po dłuższej chwili ciszy, która nastała po słowach towarzyszki. - Anomalie w końcu znikną, nie będą trwać wiecznie, wiem, że teraz nie jest z tym łatwo, ale... - urwałem i zawahałem się wbijając na chwilę spojrzenie w moje buty. Nie wiedziałem, czy to co chciałem powiedzieć w jakimś stopniu nie urazi Jessy, ale z drugiej strony nie mogłem powstrzymać się przed wypowiadaniem każdego słowa. - Wiem, że nie jestem osobą, której wsparcia byś poszukiwała, ale jeśli pozwolisz mi spróbuję ci jakoś pomóc w chronieniu Amosa. Zasięgnę języka wśród ludzi, przypomnę sobie wszystkie zaklęcia ochronne... Nie będę naruszać waszej prywatności, obiecuję ci to, po prostu spróbuję jakoś pomóc ci go zabezpieczyć przed tym wszystkim.
I created a monster, a hell within my head
I created a monster
a beast inside my brain
I created a monster
a beast inside my brain
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Przed wyjściem z domu wyobrażała sobie, jak będzie się czuła, gdy już spotka się z Aidanem tego dnia. Podejrzewała, że niechęć weźmie górę i będzie odbijać się w jej nastawieniu, jednak nic takiego nie miało miejsca. Jessa była zaskoczona swobodą, z jaką porozumiewali się oboje, choć wiedziała dobrze, że wymagało to wielu wyrzeczeń z obu stron. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek dadzą radę dojść do porozumienia w cywilizowany sposób? Póki co, nie czuła złości ani irytacji – nie zapowiadało się na kłótnie, nawet jeśli nie wszystkie poruszane tematy były sielskie i bezproblemowe.
Domyślała się, jak paskudnie musi czuć się Bagman, słuchając tego wszystkiego – jego bezsilność była wszakże większa od jej własnej, gdyż na syna mógł spoglądać jedynie na odległość. Czyny miały swoje konsekwencje, a Diggory nie była zaślepiona nagłą zmianą w stosunkach na tyle, by nagle dopuścić mężczyznę do Amosa. Nie o to jej chodziło, gdy prosiła swojego byłego o spotkanie; wręcz przeciwnie, chciała przedyskutować zgoła inną kwestię.
- Właśnie dlatego chciałam z tobą porozmawiać – podjęła temat, gdy skończył wykładać jej swoją propozycję. Obiecywał ochronę i był w tych obietnicach bardzo przekonujący.
Nie mógł jednak wiedzieć tego, co ona. Aby pokonać anomalie, musiała postawić wszystko na jedną kartę, musiała przekroczyć granicę, po której zapewne będzie się sobą brzydzić. Jeśli chciała pomóc w ustabilizowaniu magii raz na zawsze, musiała odwrócić głowę w kulminacyjnym momencie. W walce o bezpieczeństwo swojego dziecka, miała dopuścić do krzywdy innych.
Nie wiedziała jeszcze, czy zostanie wybrana do misji w Azkabanie, czy jej umiejętności okażą się na tyle przydatne, by ktoś wziął je pod rozwagę, lecz bardzo pragnęła udać się do tego złowrogiego miejsca. Chciała upewnić się, że problem zostanie zażegnany ostatecznie, a Zakon doprowadzi sprawę do końca. Biorąc pod uwagę fakt, że nie byli jedynymi osobami, które chciały tego dokonać, Jessa musiała myśleć o przyszłości w boleśnie realistyczny sposób.
- Gdyby coś mi się stało – zaczęła, odszukując jego spojrzenie; nie oczekiwała litości, chciała tylko, by jej wysłuchał i zgodził się na to, co miała do zaoferowania – Jeśli nadejdzie moment, w którym nie będę mogła już chronić Amosa lub po prostu mnie zabraknie… obiecaj mi, że nie wtargniesz do jego życia, by wywrócić je do góry nogami. Jego miejsce jest w Otterton, jest tam bezpieczny, będzie miał dookoła siebie osoby, które się nim zaopiekują – westchnęła, obserwując reakcje Aidana, lecz nie pozwoliła mu jeszcze dojść do głosu – Przyjmę twoją pomoc, ale na odległość. Poszukaj silnych zaklęć ochronnych, jeśli chcesz, ale nie zbliżaj się proszę do ognisk anomalii, to naprawdę niebezpieczne – wiedziała, co mówi, w końcu udało jej się poskromić kilka z nich.
Domyślała się, jak paskudnie musi czuć się Bagman, słuchając tego wszystkiego – jego bezsilność była wszakże większa od jej własnej, gdyż na syna mógł spoglądać jedynie na odległość. Czyny miały swoje konsekwencje, a Diggory nie była zaślepiona nagłą zmianą w stosunkach na tyle, by nagle dopuścić mężczyznę do Amosa. Nie o to jej chodziło, gdy prosiła swojego byłego o spotkanie; wręcz przeciwnie, chciała przedyskutować zgoła inną kwestię.
- Właśnie dlatego chciałam z tobą porozmawiać – podjęła temat, gdy skończył wykładać jej swoją propozycję. Obiecywał ochronę i był w tych obietnicach bardzo przekonujący.
Nie mógł jednak wiedzieć tego, co ona. Aby pokonać anomalie, musiała postawić wszystko na jedną kartę, musiała przekroczyć granicę, po której zapewne będzie się sobą brzydzić. Jeśli chciała pomóc w ustabilizowaniu magii raz na zawsze, musiała odwrócić głowę w kulminacyjnym momencie. W walce o bezpieczeństwo swojego dziecka, miała dopuścić do krzywdy innych.
Nie wiedziała jeszcze, czy zostanie wybrana do misji w Azkabanie, czy jej umiejętności okażą się na tyle przydatne, by ktoś wziął je pod rozwagę, lecz bardzo pragnęła udać się do tego złowrogiego miejsca. Chciała upewnić się, że problem zostanie zażegnany ostatecznie, a Zakon doprowadzi sprawę do końca. Biorąc pod uwagę fakt, że nie byli jedynymi osobami, które chciały tego dokonać, Jessa musiała myśleć o przyszłości w boleśnie realistyczny sposób.
- Gdyby coś mi się stało – zaczęła, odszukując jego spojrzenie; nie oczekiwała litości, chciała tylko, by jej wysłuchał i zgodził się na to, co miała do zaoferowania – Jeśli nadejdzie moment, w którym nie będę mogła już chronić Amosa lub po prostu mnie zabraknie… obiecaj mi, że nie wtargniesz do jego życia, by wywrócić je do góry nogami. Jego miejsce jest w Otterton, jest tam bezpieczny, będzie miał dookoła siebie osoby, które się nim zaopiekują – westchnęła, obserwując reakcje Aidana, lecz nie pozwoliła mu jeszcze dojść do głosu – Przyjmę twoją pomoc, ale na odległość. Poszukaj silnych zaklęć ochronnych, jeśli chcesz, ale nie zbliżaj się proszę do ognisk anomalii, to naprawdę niebezpieczne – wiedziała, co mówi, w końcu udało jej się poskromić kilka z nich.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Jej obecność działała na mnie w bardzo specyficzny sposób, pobudzała emocje, które przez lata próbowałem w sobie dusić, które również i teraz słuchałem na dalszy plan. Nie mogłem rozmyślać o tym czego pragnę, gdy tematem rozmowy okazał się nasz syn i zagrożenia jakie przed nim stały, byłem jednak pewien, że gdy zostane sam, gdy położę się do łóżka i wyciszę się na tyle, by nie zamartwiać się o życie i bezpieczeństwo syna, wtedy dopadnie mnie wszystko to, co tłumikiem w sobie. Cały żal, który czaił się na skraju umysłu, tęsknota która jątrzyła się jak brutalnie rozdrapana stara rana, smutek dobijający tym mocniej przez towarzyszące mu poczucie winy, a także inne rzeczy, których teraz wolałem nie nazywać. Nie było mi łatwo siedzieć obok niej tak jak teraz, a z drugiej strony przychodziło mi to piekielnie prosto w porównaniu do poprzednich wydarzeń. Czułem się rozdarty między moimi emocjami i dlatego wolałem je zakopać jak najgłębiej, uczepiłem się Amosa, zdjęcia które leżało na moich kolanach i raniło za każdym spojrzeniem rzucanym na poruszająca się postać. Bo wiedziałem, że ta radość i jego uśmiechy nie będą należeć do mnie, nie ważne jak tego nie pragnąłem. Choć miałem nadzieję, że kiedyś jednak będę mógł go wziąć w ramiona i przeprosić za wszystkie krzywdy jakie ode mnie doznał.
Skupiłem się na tym co było teraz, wypowiedziałem swoją propozycję i z bijącym szybciej sercem czekałem na reakcję siedzącej obok mnie kobiety, mimowolnie obawiając się jej złości czy irytacji. Wiedziałem, że nie chce mnie blisko. I poczułem to jeszcze mocniej, gdy po chwili przerwy Jessa zaczęła mówić.
Pobladłem, a moje serce zamarło zaciskając się boleśnie. Nie rozumiałem tego, nie rozumiałem czemu Jessa miałaby nie mieć możliwości dalszego opiekowania się naszym synem i ta wizja mnie przerażała, co się działo? Co jej groziło? Wbiłem w nią spojrzenie, które musiało zdradzać wszystko, każdą targającą mną emocje, strach o ich bezpieczeństwo, dławiący ból, który zadusił mnie, gdy przebrzmiały jej słowa. Nie wtargniesz do jego życia... Te słowa brzmiały niczym wyrok, który mówił mi wyraźnie, że nie ma dla mnie miejsca przy boku syna. Przywołały mnie do porządku, pozbawiły resztek kwitnącej nadziei i sprawiły, że musiała minąć dłuższa chwila nim udało mi się odetchnąć i zarejestrować, że jednocześnie chwilę później kobieta zdecydowała się przyjąć moją pomoc. Ponownie odetchnąłem głębiej i skinąłem powoli głową, by następnie spytać ochrypłym z emocji głosem:
- Co ci grozi, Jessa?
To była jedyna rzecz, na której umiałem się skupić i jedyna, która sprawiła, że udało mi się uspokoić oddech, przygotować w głowie cel, który kazał mi trzymać się w pionie. Nie mogłem pozwolić by nasz syn stracił najbliższą jej osobę, nie mogłem zgodzić się na to by coś się zdarzyło tej kobiecie.
-Ktoś próbuje cię skrzywdzić? Wpakowałaś się w jakieś kłopoty? - spytałem świdrując ją wzrokiem. Nie rozumiałem skąd ta prośba, więc musiałem to wyjaśnić, bo jak inaczej miałbym choćby spróbować zapobiec jakiejś katastrofie, której obawiała się Jessa?
Skupiłem się na tym co było teraz, wypowiedziałem swoją propozycję i z bijącym szybciej sercem czekałem na reakcję siedzącej obok mnie kobiety, mimowolnie obawiając się jej złości czy irytacji. Wiedziałem, że nie chce mnie blisko. I poczułem to jeszcze mocniej, gdy po chwili przerwy Jessa zaczęła mówić.
Pobladłem, a moje serce zamarło zaciskając się boleśnie. Nie rozumiałem tego, nie rozumiałem czemu Jessa miałaby nie mieć możliwości dalszego opiekowania się naszym synem i ta wizja mnie przerażała, co się działo? Co jej groziło? Wbiłem w nią spojrzenie, które musiało zdradzać wszystko, każdą targającą mną emocje, strach o ich bezpieczeństwo, dławiący ból, który zadusił mnie, gdy przebrzmiały jej słowa. Nie wtargniesz do jego życia... Te słowa brzmiały niczym wyrok, który mówił mi wyraźnie, że nie ma dla mnie miejsca przy boku syna. Przywołały mnie do porządku, pozbawiły resztek kwitnącej nadziei i sprawiły, że musiała minąć dłuższa chwila nim udało mi się odetchnąć i zarejestrować, że jednocześnie chwilę później kobieta zdecydowała się przyjąć moją pomoc. Ponownie odetchnąłem głębiej i skinąłem powoli głową, by następnie spytać ochrypłym z emocji głosem:
- Co ci grozi, Jessa?
To była jedyna rzecz, na której umiałem się skupić i jedyna, która sprawiła, że udało mi się uspokoić oddech, przygotować w głowie cel, który kazał mi trzymać się w pionie. Nie mogłem pozwolić by nasz syn stracił najbliższą jej osobę, nie mogłem zgodzić się na to by coś się zdarzyło tej kobiecie.
-Ktoś próbuje cię skrzywdzić? Wpakowałaś się w jakieś kłopoty? - spytałem świdrując ją wzrokiem. Nie rozumiałem skąd ta prośba, więc musiałem to wyjaśnić, bo jak inaczej miałbym choćby spróbować zapobiec jakiejś katastrofie, której obawiała się Jessa?
I created a monster, a hell within my head
I created a monster
a beast inside my brain
I created a monster
a beast inside my brain
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Odkąd wrócił na Wyspy, spotkali się już trzy razy, lecz żadne z tych spotkań nie przebiegło w kulturalny sposób i choć podczas nich wydawało jej się, że jest górą, dopiero po powrocie do domu Jessa uświadamiała sobie, że dawanie się ponieść emocjom wcale nie oznacza wygranej. Na wspomnienie każdego ze spotkań w jej umyśle pojawiał się cień wstydu za własne zachowanie; była przecież dojrzałą, pewną siebie czarownicą, dlaczego więc dawała upust negatywnej energii i zachowywała się przez to jak zbuntowana nastolatka. To oczywiste, że nie musiała skakać na jego widok z radości, lecz powstrzymanie się z atakowaniem go powinno leżeć w granicy jej powinności. Siedząc obok Aidana na parkowej ławce, Diggory obiecywała sobie, że będzie oazą spokoju i nie da się wyprowadzić z równowagi i póki co jej się to udawało.
Widząc jego minę, domyśliła się, że opacznie zrozumiał jej słowa. Nie zamierzała mu się teraz tłumaczyć, bowiem na dobrą sprawę nie mogła mu obiecać, że pozna kiedyś Amosa, choć wizja ta stawała się coraz wyraźniejsza. Nie byłaby dobrą matką, gdyby zabraniała swojemu dziecku kontaktów z ojcem, lecz w pierwszej kolejności musiała sprawdzić samego Bagmana. Czy był wiarygodny, czy zamierzał spełnić wszystkie swoje obietnice? Wiedziała o jego powrocie dopiero od miesiąca, nie mogła wiec przewidywać, co się stanie za kilka tygodni i czy łamacza klątw znowu nie wywieje w świat. A przede wszystkim musiała brać pod uwagę fakt jego przypadłości. Bardzo starała się nie być uprzedzona, przed ich spotkaniem przeczytała nawet artykuł o wywarze tojadowym, lecz gdzieś z tyłu głowy czaiła się myśl, że raz w miesiącu Aidan zamienia się w bestie, przez co niekoniecznie może się okazać wzorem rodzica.
Gdy jednak skupił się na jej osobie, zamiast na złożeniu obietnicy, Jessa zmarszczyła brwi. To, jakie miała plany i co zamierzała zrobić, nie leżało w sferze jego zainteresowania, nie powinno. Łączył ich Amos i to w jego kontekście powinni przeprowadzać wszystkie rozmowy, swoje życie prywatne odpychając na dalszy plan. Nie była zainteresowana tym, co poza pracą mężczyzna robi w Anglii, gdzie mieszka i czy kogoś ma – jeśli zechce jej o tym opowiedzieć, wysłucha go, lecz nie zamierzała wyciągać informacji, do których nie była uprawniona. Analogicznie nie zamierzała wtajemniczać go w swoje sprawy.
- Aidan – sprowadziła go na ziemię stanowczym tonem, lecz nienoszącym znamion poirytowania – To było czysto hipotetyczne stwierdzenie – nie musiała mu chyba tłumaczyć, że przyszło im żyć w ciężkich czasach?
Jego schrypnięty głos kazał jej sądzić, że naprawdę zrobiło mu się przykro; mimo wszystko znała go i wciąż potrafiła odczytywać emocje nie tylko z twarzy mężczyzny, ale także z mowy ciała i innych drobnostek, na które ktoś postronny być może nie zwróciłby uwagi.
- Chodziło mi o to, byś nie próbował przesadzać jego korzeni. Skoro już wróciłeś i planujesz zostać to pewnie w końcu nadejdzie dzień, w którym się spotkacie. Idę o zakład, że cię polubi, gdy zaczniesz opowiadać mu historie z podróży – uśmiechnęła się krzywo, bo sama uległa im kilka lat temu – Amos potrzebuje domu, stabilizacji i bezpieczeństwa. Niekoniecznie mógłbyś mu je zapewnić w pojedynkę, prawda? – zapytała gorzko, litując się nad jego losem.
Widząc jego minę, domyśliła się, że opacznie zrozumiał jej słowa. Nie zamierzała mu się teraz tłumaczyć, bowiem na dobrą sprawę nie mogła mu obiecać, że pozna kiedyś Amosa, choć wizja ta stawała się coraz wyraźniejsza. Nie byłaby dobrą matką, gdyby zabraniała swojemu dziecku kontaktów z ojcem, lecz w pierwszej kolejności musiała sprawdzić samego Bagmana. Czy był wiarygodny, czy zamierzał spełnić wszystkie swoje obietnice? Wiedziała o jego powrocie dopiero od miesiąca, nie mogła wiec przewidywać, co się stanie za kilka tygodni i czy łamacza klątw znowu nie wywieje w świat. A przede wszystkim musiała brać pod uwagę fakt jego przypadłości. Bardzo starała się nie być uprzedzona, przed ich spotkaniem przeczytała nawet artykuł o wywarze tojadowym, lecz gdzieś z tyłu głowy czaiła się myśl, że raz w miesiącu Aidan zamienia się w bestie, przez co niekoniecznie może się okazać wzorem rodzica.
Gdy jednak skupił się na jej osobie, zamiast na złożeniu obietnicy, Jessa zmarszczyła brwi. To, jakie miała plany i co zamierzała zrobić, nie leżało w sferze jego zainteresowania, nie powinno. Łączył ich Amos i to w jego kontekście powinni przeprowadzać wszystkie rozmowy, swoje życie prywatne odpychając na dalszy plan. Nie była zainteresowana tym, co poza pracą mężczyzna robi w Anglii, gdzie mieszka i czy kogoś ma – jeśli zechce jej o tym opowiedzieć, wysłucha go, lecz nie zamierzała wyciągać informacji, do których nie była uprawniona. Analogicznie nie zamierzała wtajemniczać go w swoje sprawy.
- Aidan – sprowadziła go na ziemię stanowczym tonem, lecz nienoszącym znamion poirytowania – To było czysto hipotetyczne stwierdzenie – nie musiała mu chyba tłumaczyć, że przyszło im żyć w ciężkich czasach?
Jego schrypnięty głos kazał jej sądzić, że naprawdę zrobiło mu się przykro; mimo wszystko znała go i wciąż potrafiła odczytywać emocje nie tylko z twarzy mężczyzny, ale także z mowy ciała i innych drobnostek, na które ktoś postronny być może nie zwróciłby uwagi.
- Chodziło mi o to, byś nie próbował przesadzać jego korzeni. Skoro już wróciłeś i planujesz zostać to pewnie w końcu nadejdzie dzień, w którym się spotkacie. Idę o zakład, że cię polubi, gdy zaczniesz opowiadać mu historie z podróży – uśmiechnęła się krzywo, bo sama uległa im kilka lat temu – Amos potrzebuje domu, stabilizacji i bezpieczeństwa. Niekoniecznie mógłbyś mu je zapewnić w pojedynkę, prawda? – zapytała gorzko, litując się nad jego losem.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Minęło wiele lat odkąd między nami było dobrze, wiele lat od czasów swobody, uśmiechów, niewielkich czułości wymienianych przy możliwych ku temu okazjach, to co było najlepsze między nami umarło już dawno, utonęło pod natłokiem czasu, zalane bólem i słowami, które wypowiedziałem w dniu spotkania. Niemal wszystko między nami się zmieniło, jednak mimo, mimo czasu i moich prób zabicia tego co ja czułem, mimo kobiet, w których ramionach próbowałem znaleźć zapomnienie, Jessa nadal była dla mnie ważna. I to właśnie dlatego tak bardzo przeraziła mnie wizja tego, że coś miało by się jej stać. Nie liczyłem, że kiedykolwiek jeszcze wrócimy do siebie, nie miałem nawet prawa do tego by czegoś takiego oczekiwać, ale świadomość, że żyła, że gdzieś tam jest możliwie bezpieczna i szczęśliwa koiła trochę tę tęsknotę, która szarpała mnie za trzewia. Nie chciałem by to się zmieniło, tak samo jak nie chciałem by nas syn stracił drugiego z rodziców, wystarczyło mu to, że wychowywał się bez ojca, czemu miałby tracić jeszcze matkę?
Jej stanowczy głos, gdy wymówiła moje imię przystopował mnie na tyle bym nie wypowiedział na głos dalszej plątaniny moich myśli, jednakże zapewnienie o czystej hipotetyczności poprzednich słów wcale mnie nie uspokoiło. Normalnie prawie nikt nie mówi takich rzeczy, jeśli nie pojawia się przed nim jakieś realne ryzyko, dlatego też bałem się co za tymi słowami może stać. Zmusiłem się jednak do głębszego odetchnienia w celu uspokojenia nerwów i skinienia głową. W końcu nie pozostało mi nic innego do zrobienia.
Resztki obaw, które starałem się odepchnąć, zniknęły jednak szybko wraz z następnymi słowami towarzyski. Spojrzałem na nią zaskoczony, słuchając jej zapewnień, a serce ponownie zabiło mi mocniej. Czyli jednak… Istniała szansa bym choć jedną rzecz naprawił, by choć jeden most odbudować. Odruchowo uśmiechnąłem się w odpowiedzi na krzywy uśmiech kobiety wkładając w ten gest całą ulgę, którą w tym momencie poczułem. Miałem poznać mojego syna, nie musiało to być dzisiaj, mogło być za miesiąc, dwa, pół roku, ale miałem go wreszcie normalnie poznać, a to było zbyt cenne bym musiał przejmować się oczekiwaniem.
- Jessa, skoro to hipotetyczne stwierdzenie to nie musimy się tego obawiać – odpowiedziałem w końcu, niesiony ulgą niezbyt ostrożnie dobierając początkowe słowa, gdy zdałem sobie z tego sprawę westchnąłem cicho i poprawiłem się: - Nigdy nie próbował bym odebrać go ani tobie, ani nikomu z jego bliskich gdyby ciebie zabrakło. Wystarczająco skrzywdziłem go latami nieobecności, nie mógłbym zrobić mu jeszcze tego, wiem, że tam jest jego dom i będę się cieszył kiedy pozostanie w nim bezpieczny. Chciałbym… - zawahałem się na chwilę, nie chciałem brzmieć roszczeniowo wypowiadając swoje chęci czy prośby, wiedziałem, że nie miałem do tego prawa, jednakże jak inaczej miałem przekazać swoje intencje. – Chciałbym po prostu kiedyś, jeśli się na to zgodzisz, być jakąś niewielką częścią jego życia.
Jej stanowczy głos, gdy wymówiła moje imię przystopował mnie na tyle bym nie wypowiedział na głos dalszej plątaniny moich myśli, jednakże zapewnienie o czystej hipotetyczności poprzednich słów wcale mnie nie uspokoiło. Normalnie prawie nikt nie mówi takich rzeczy, jeśli nie pojawia się przed nim jakieś realne ryzyko, dlatego też bałem się co za tymi słowami może stać. Zmusiłem się jednak do głębszego odetchnienia w celu uspokojenia nerwów i skinienia głową. W końcu nie pozostało mi nic innego do zrobienia.
Resztki obaw, które starałem się odepchnąć, zniknęły jednak szybko wraz z następnymi słowami towarzyski. Spojrzałem na nią zaskoczony, słuchając jej zapewnień, a serce ponownie zabiło mi mocniej. Czyli jednak… Istniała szansa bym choć jedną rzecz naprawił, by choć jeden most odbudować. Odruchowo uśmiechnąłem się w odpowiedzi na krzywy uśmiech kobiety wkładając w ten gest całą ulgę, którą w tym momencie poczułem. Miałem poznać mojego syna, nie musiało to być dzisiaj, mogło być za miesiąc, dwa, pół roku, ale miałem go wreszcie normalnie poznać, a to było zbyt cenne bym musiał przejmować się oczekiwaniem.
- Jessa, skoro to hipotetyczne stwierdzenie to nie musimy się tego obawiać – odpowiedziałem w końcu, niesiony ulgą niezbyt ostrożnie dobierając początkowe słowa, gdy zdałem sobie z tego sprawę westchnąłem cicho i poprawiłem się: - Nigdy nie próbował bym odebrać go ani tobie, ani nikomu z jego bliskich gdyby ciebie zabrakło. Wystarczająco skrzywdziłem go latami nieobecności, nie mógłbym zrobić mu jeszcze tego, wiem, że tam jest jego dom i będę się cieszył kiedy pozostanie w nim bezpieczny. Chciałbym… - zawahałem się na chwilę, nie chciałem brzmieć roszczeniowo wypowiadając swoje chęci czy prośby, wiedziałem, że nie miałem do tego prawa, jednakże jak inaczej miałem przekazać swoje intencje. – Chciałbym po prostu kiedyś, jeśli się na to zgodzisz, być jakąś niewielką częścią jego życia.
I created a monster, a hell within my head
I created a monster
a beast inside my brain
I created a monster
a beast inside my brain
Ostatnio zmieniony przez Aidan Bagman dnia 22.12.18 16:13, w całości zmieniany 1 raz
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nawet gdyby chciała mu się wytłumaczyć, nie mogła tego zrobić. Nie był członkiem Zakonu Feniksa i żadne tajemnice organizacji nie mogły dotrzeć do jego uszu, jeśli ktoś nie uznałby, że Aidan jest tego godny. Lata temu rzeczywiście był i gdyby Zakon działał już wtedy, na pewno wcieliłby Bagmana w swoje szeregi. Sześć lat nieobecności w kraju zrobiło jednak swoje – czy ktoś z dawnych znajomych mógł powiedzieć, że zna dobrze tego mężczyznę, że za niego ręczy? Łamacz klątw był może świetny w swoim fachu, ale spalił po drodze tak wiele mostów, że powrót do ojczyzny wcale nie miał okazać się łatwy. Jessa nie zamierzała się nad nim litować, chociaż szczątkowe pokłady empatii, jakie posiadała, pozwoliły jej zrozumieć sytuację, w jakiej się znalazł. Współczuła mu, ale nie do niej należała teraz rola jego wsparcia.
Sprzeczka nie miała najmniejszego sensu, skoro głównym tematem rozmowy było bezpieczeństwo Amosa. Ich syna. Rudowłosej nie podobała się myśl, że miałaby dzielić prawo do dziecka z kimkolwiek innym, zwłaszcza ojcem, który pod wymówką bezpieczeństwa postanowił zostawić swoją rodzinę. Diggory w dalszym ciągu uważała, że wszystkiego dałoby się uniknąć, gdyby tylko Aidan wyznał jej wtedy prawdę, zamiast uciekać. Był to błąd, którego nie byli w stanie odwrócić i niestety oboje musieli mierzyć się teraz z konsekwencjami.
- Dobrze, trzymam cię za słowo – skomentowała tylko, przyglądając się jednak mężczyźnie uważnie. Pozostawała czujna, rzucała mu wyzwanie. Była ciekawa, czy tym razem dotrzyma złożonej obietnicy.
Nie zamierzała deklarować się już teraz odnośnie możliwych spotkań Bagmana z Amosem. Czas miał pokazać, czy mężczyzna był ich godny. Nie mogłaby nazwać się dobrą matką, gdyby zabroniła własnemu dziecku kontaktów z ojcem, lecz dopóki jej syn pozostawał małym chłopcem, musiała jakoś kontrolować sytuację. W przyszłości decyzja należeć będzie tylko i wyłącznie do niego, teraz to Jessa sprawowała pieczę nad tym aspektem jego życia.
Wydawało jej się, że główne punkty rozmowy mieli już za sobą, nie zamierzała spędzać na ławce nie wiadomo ile czasu, choć pogoda dopisywała, a widok był nawet przyjemny, jak na centrum miasta. Usiłowała przypomnieć sobie, czy istniało coś jeszcze, o czym chciała z nim porozmawiać.
- Gdzie teraz mieszkasz? – zapytała, zanim naszły ją wyrzuty, że wcale nie powinno jej to obchodzić.
Sprzeczka nie miała najmniejszego sensu, skoro głównym tematem rozmowy było bezpieczeństwo Amosa. Ich syna. Rudowłosej nie podobała się myśl, że miałaby dzielić prawo do dziecka z kimkolwiek innym, zwłaszcza ojcem, który pod wymówką bezpieczeństwa postanowił zostawić swoją rodzinę. Diggory w dalszym ciągu uważała, że wszystkiego dałoby się uniknąć, gdyby tylko Aidan wyznał jej wtedy prawdę, zamiast uciekać. Był to błąd, którego nie byli w stanie odwrócić i niestety oboje musieli mierzyć się teraz z konsekwencjami.
- Dobrze, trzymam cię za słowo – skomentowała tylko, przyglądając się jednak mężczyźnie uważnie. Pozostawała czujna, rzucała mu wyzwanie. Była ciekawa, czy tym razem dotrzyma złożonej obietnicy.
Nie zamierzała deklarować się już teraz odnośnie możliwych spotkań Bagmana z Amosem. Czas miał pokazać, czy mężczyzna był ich godny. Nie mogłaby nazwać się dobrą matką, gdyby zabroniła własnemu dziecku kontaktów z ojcem, lecz dopóki jej syn pozostawał małym chłopcem, musiała jakoś kontrolować sytuację. W przyszłości decyzja należeć będzie tylko i wyłącznie do niego, teraz to Jessa sprawowała pieczę nad tym aspektem jego życia.
Wydawało jej się, że główne punkty rozmowy mieli już za sobą, nie zamierzała spędzać na ławce nie wiadomo ile czasu, choć pogoda dopisywała, a widok był nawet przyjemny, jak na centrum miasta. Usiłowała przypomnieć sobie, czy istniało coś jeszcze, o czym chciała z nim porozmawiać.
- Gdzie teraz mieszkasz? – zapytała, zanim naszły ją wyrzuty, że wcale nie powinno jej to obchodzić.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Ostatnie kilkadziesiąt minut były jednymi z najlepszych chwil od mojego powrotu do Anglii, ładna pogoda, przyjemne miejsce do spędzania czasu, towarzystwo Jessy i leżące na moich kolanach zdjęcie sprawiły, że dzień ten był dla mnie wyjątkowy i podejrzewałem, że pozostanie taki na długi czas. Jeszcze przecież tydzień temu nie uwierzył bym w możliwość normalnej i kulturalnej rozmowy z ognistowłosą kobietą, nie żywiłem zbyt dużych nadziei względem mojej przyszłości, ba, podejrzewałem nawet, że po klęsce jaką przyniosło mi ostatnie spotkanie nie pozostanie mi wreszcie nic innego jak opuszczenie tego kraju, w końcu życie tak blisko nich, a jednocześnie tak daleko od osób, których bliskości pragnąłem nie byłoby łatwe, stałoby się wreszcie nie do zniesienia i mimo całych moich pokładów cierpliwości i zapału zapewne wreszcie bym tego nie wytrzymał. Co prawda nie dopuszczałem do siebie do tej myśli zbyt często i lubiłem ją bagatelizować, przekonywałem się, że znajdę sposób na to by żyć obok i być tu w razie gdyby Jessa i nasz syn potrzebowali mojej pomocy, jednakże siedząc teraz na tej ławce uświadomiłem sobie w pełni, że bez tego, bez tej rozmowy, bez fotografii roześmianego chłopca, najpewniej bym poległ.
Teraz jednak dostałem nową mobilizację by starać się być jak najlepszą wersją mnie, nie uciekać, nie psuć więcej niż już napsułem, a także trzymać język za zębami w sprawach kobiecej prywatności. Miałem świadomość, że nie mogę pozwalać sobie na zbyt wiele, nie mogłem przekraczać kolejnych granic jakby nic się nie stało, a lata które minęły nigdy nam się nie przytrafiły, dlatego też, gdy usłyszałem zapewnienie o trzymaniu mnie za słowo skinąłem głową spokojnie znosząc spojrzenie towarzyszki. Byłem szczęśliwy, że dostałem od niej cień nadziei na przyszłość, dlatego obiecałem sobie, że zasłużę na niego w pełni. I choć niezaprzeczalnie obawa o jej dobro wywołana przez dziwną prośbę nadal tkwiła w mojej głowie zepchnąłem ją na skraj umysłu pozostawiając ją tylko dla siebie. Nie zamierzałem niweczyć tego co otrzymałem przez zbytnią dociekliwość i brak poszanowania dla jej zasad. Dlatego też pytanie, które po chwili padło zaskoczyło mnie dość wyraźnie. Zmarszczyłem na chwilę brwi, nie zgniewany jej dociekliwością, ta mi wcale nie przeszkadzała, a zdziwiony faktem, że choć chwilę temu Jessa sprowadziła mnie na ziemię w wyraźny sposób przypominając o obowiązujących między nami granicach, po chwili sama je przekroczyła.
- Na Pokątnej, wynajmuję małe mieszkanie na piętrze w kamienicy – wyjaśniłem w końcu by po chwili uśmiechnąć się krzywo. – Nie nazwałbym go idealnym, ale jest lepsze od braku własnego kąta…. Choć właściwie nie jest prawdziwie własne, ale mam nadzieję, że i na takie niedługo przyjdzie czas. – Wzruszyłem ramionami, by następnie odwrócić wzrok myślami na chwilę cofając się do odległych czasów, gdy mieszkaliśmy razem. To mieszkanie w ogóle nie przypominało domu, do którego kiedyś uwielbiałem wracać, gdyby nie Fenrir jego pusta dobiłaby mnie już dawno. – Jeśli będziesz czegokolwiek ode mnie potrzebować śmiało możesz tam przyjść, nawet jeśli to będzie tylko herbata, poza pracą i sporadycznymi próbami życia towarzyskiego większość czasu spędzam w domu – powiedziałem ostatnią część zdania mimowolnie ubierając w ironię, której zaraz pożałowałem. Nie chciałem by Jessa pomyślała, że próbuję użalać się nad sobą w celu przekonania ją do częstszych spotkań, jednak nie potrafiłem mówić normalnie o moim życiu towarzyskim, które do najbardziej owocnych nie należało.
Teraz jednak dostałem nową mobilizację by starać się być jak najlepszą wersją mnie, nie uciekać, nie psuć więcej niż już napsułem, a także trzymać język za zębami w sprawach kobiecej prywatności. Miałem świadomość, że nie mogę pozwalać sobie na zbyt wiele, nie mogłem przekraczać kolejnych granic jakby nic się nie stało, a lata które minęły nigdy nam się nie przytrafiły, dlatego też, gdy usłyszałem zapewnienie o trzymaniu mnie za słowo skinąłem głową spokojnie znosząc spojrzenie towarzyszki. Byłem szczęśliwy, że dostałem od niej cień nadziei na przyszłość, dlatego obiecałem sobie, że zasłużę na niego w pełni. I choć niezaprzeczalnie obawa o jej dobro wywołana przez dziwną prośbę nadal tkwiła w mojej głowie zepchnąłem ją na skraj umysłu pozostawiając ją tylko dla siebie. Nie zamierzałem niweczyć tego co otrzymałem przez zbytnią dociekliwość i brak poszanowania dla jej zasad. Dlatego też pytanie, które po chwili padło zaskoczyło mnie dość wyraźnie. Zmarszczyłem na chwilę brwi, nie zgniewany jej dociekliwością, ta mi wcale nie przeszkadzała, a zdziwiony faktem, że choć chwilę temu Jessa sprowadziła mnie na ziemię w wyraźny sposób przypominając o obowiązujących między nami granicach, po chwili sama je przekroczyła.
- Na Pokątnej, wynajmuję małe mieszkanie na piętrze w kamienicy – wyjaśniłem w końcu by po chwili uśmiechnąć się krzywo. – Nie nazwałbym go idealnym, ale jest lepsze od braku własnego kąta…. Choć właściwie nie jest prawdziwie własne, ale mam nadzieję, że i na takie niedługo przyjdzie czas. – Wzruszyłem ramionami, by następnie odwrócić wzrok myślami na chwilę cofając się do odległych czasów, gdy mieszkaliśmy razem. To mieszkanie w ogóle nie przypominało domu, do którego kiedyś uwielbiałem wracać, gdyby nie Fenrir jego pusta dobiłaby mnie już dawno. – Jeśli będziesz czegokolwiek ode mnie potrzebować śmiało możesz tam przyjść, nawet jeśli to będzie tylko herbata, poza pracą i sporadycznymi próbami życia towarzyskiego większość czasu spędzam w domu – powiedziałem ostatnią część zdania mimowolnie ubierając w ironię, której zaraz pożałowałem. Nie chciałem by Jessa pomyślała, że próbuję użalać się nad sobą w celu przekonania ją do częstszych spotkań, jednak nie potrafiłem mówić normalnie o moim życiu towarzyskim, które do najbardziej owocnych nie należało.
I created a monster, a hell within my head
I created a monster
a beast inside my brain
I created a monster
a beast inside my brain
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Chociaż zarzekała się, ze tego nie zrobi, tak naprawdę dała właśnie Bagmanowi kredyt zaufania. Bo czym innym było podarowanie mu zdjęcia i podzielenie się wiadomościami o Amosie? Nie była mu nic winna, więc tym bardziej nie powinna czuć się zobligowana do przekazywania mu jakichkolwiek informacj o synu, którego opuścił. Sześć lat temu był świadomy sytuacji, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie zostawia jednej osoby, a dwie. Nawarzył sobie kremowego piwa i musiał je teraz wypić, a choć Jessa nie zamierzała mu pomagać, miała w sobie na tyle empatii, by okazać mu zrozumienie. Zrobiła więc więcej, niż on całe lata temu.
Skinęła głową, gdy podzielił się z nią swoim adresem. Jego życie towarzyskie nie mogło interesować jej mniej, lecz potrzebowała adresu na wszelki wypadek. Nie chciała zapeszać i zastanawiać się co by było, gdyby nagle potrzebowała nowego lokum lub tymczasowego schronienia, ale przezorny zawsze pozostawał ubezpieczony. Zbyt wiele działo się ostatnio na świecie, a stan wojenny jedynie potwierdzał fakt tego, z jak ciężkimi czasami czarownice i czarodzieje mieli do czynienia.
- Raczej nie wpadnę na herbatę – zaprotestowała, gdy tylko irracjonalny pomysł wyrwał się Aidanowi z ust. Jak on w ogóle mógł proponować coś takiego? Musiał mieć naprawdę niezły tupet!
Bardzo się starała nie przewrócić oczami i finalnie udało jej się tego dokonać. Nie chciała mieć z tym mężczyzną żadnych kontaktów poza czysto służbowymi. Nie mieli już wspólnego grona znajomych, a każdy temat do rozmowy mógł stać się potencjalną pułapką; rudowłosa kilka razy straciła już przy nim panowanie, a nie chciała po raz kolejny popełniać tego błędu. Musiał pogodzić się z karą za swoje grzechy, a Jessa miała stać na straży tej sprawiedliwości.
- Zdjęcie możesz zatrzymać – mruknęła więc, starając się zatrzymać natrętną chęć dopieczenia mu i oznajmienia, że zasłużył na taki los. Dalsze przepychanki słowne nie miały znaczenia, skoro mogli właśnie zakończyć to spotkanie względnie spokojnie i nawet w zgodzie.
Po chwili milczenia rudowłosa podniosła się więc nagle i wygładziła ubranie, by później spojrzeć na mężczyznę. Właściwie nie wiedziała, jak powinna się z nim pożegnać. Do zobaczenia? Tego nie mogła i nie chciała mu obiecywać.
- Trzymaj się – skinęła głową, po czym odwróciła się i energicznie pomaszerowała przed siebie, zostawiając Aidana, ławkę i Tamizę coraz dalej za swoimi plecami.
| zt x 2
Skinęła głową, gdy podzielił się z nią swoim adresem. Jego życie towarzyskie nie mogło interesować jej mniej, lecz potrzebowała adresu na wszelki wypadek. Nie chciała zapeszać i zastanawiać się co by było, gdyby nagle potrzebowała nowego lokum lub tymczasowego schronienia, ale przezorny zawsze pozostawał ubezpieczony. Zbyt wiele działo się ostatnio na świecie, a stan wojenny jedynie potwierdzał fakt tego, z jak ciężkimi czasami czarownice i czarodzieje mieli do czynienia.
- Raczej nie wpadnę na herbatę – zaprotestowała, gdy tylko irracjonalny pomysł wyrwał się Aidanowi z ust. Jak on w ogóle mógł proponować coś takiego? Musiał mieć naprawdę niezły tupet!
Bardzo się starała nie przewrócić oczami i finalnie udało jej się tego dokonać. Nie chciała mieć z tym mężczyzną żadnych kontaktów poza czysto służbowymi. Nie mieli już wspólnego grona znajomych, a każdy temat do rozmowy mógł stać się potencjalną pułapką; rudowłosa kilka razy straciła już przy nim panowanie, a nie chciała po raz kolejny popełniać tego błędu. Musiał pogodzić się z karą za swoje grzechy, a Jessa miała stać na straży tej sprawiedliwości.
- Zdjęcie możesz zatrzymać – mruknęła więc, starając się zatrzymać natrętną chęć dopieczenia mu i oznajmienia, że zasłużył na taki los. Dalsze przepychanki słowne nie miały znaczenia, skoro mogli właśnie zakończyć to spotkanie względnie spokojnie i nawet w zgodzie.
Po chwili milczenia rudowłosa podniosła się więc nagle i wygładziła ubranie, by później spojrzeć na mężczyznę. Właściwie nie wiedziała, jak powinna się z nim pożegnać. Do zobaczenia? Tego nie mogła i nie chciała mu obiecywać.
- Trzymaj się – skinęła głową, po czym odwróciła się i energicznie pomaszerowała przed siebie, zostawiając Aidana, ławkę i Tamizę coraz dalej za swoimi plecami.
| zt x 2
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Wyraźnie słyszał krzyki, dochodzące gdzieś zza mgły. Był rozpaczliwe, błagalne i ewidentnie męskie. Dopiero w chwili, gdy udało mu się wylecieć z gęstej mgły jak mleko, którą mógłby ciąć nożem, dostrzegł dwie sylwetki. Mężczyźni dostrzegli go, ale nie wydawali się przejęci faktem, że ktoś unosi się w powietrzu na miotle jak potworni czarodzieje z bajek dla dzieci. Zaaferowani byli bardziej chęcią przeżycia tego horroru, jaki toczył się wokół nich. Otaczały ich płomienie, coraz bardziej zaborcze, upominające się o swoją zdobycz w postaci dwóch ludzkich istnień. Ujawnienie się przed mugolami było kwestia drugorzędną, ale przecież nikt nie uwierzy dwóm osobnikom, których dosięgła tragedia, że jakiś człowiek latał na miotle i po prostu ruszył im z pomocą. Każdy mugol ich wykpi. A może jednak nie? Przecież osoby bez talentu magicznego nie były ślepe, zdawały sobie sprawę, że ostatnie wydarzenia były nienaturalne.
Życie ludzkie było wartością nadrzędna, wobec której wszystko inne schodzi na dalszy plan. Był gotów wziąć na siebie wszystkie możliwe konsekwencje związane z naruszeniem Kodeksu Tajności. Nawet jeśli obecna władza nie zrozumie jego działań i powodów, które za nimi stoją, będzie mógł przynajmniej spojrzeć w lustro z uniesiono wysoko czołem. Musiał pomóc. Od niego zależało życie tych dwóch mężczyzn. Wszystkie drogi ucieczki mieli odcięte, znajdowali się w płonącej pułapce.
Szybko przekalkulował swoje możliwości. Nie było czasu na dokonanie dwóch podejść, musiał zabrać obu mężczyzn za jednym razem, bez konieczności lądowania na pokładzie. To wydawało się prawie niewykonalne. Potrafił latać, ale nie był pewien czy wystarczy mu wprawy. Bardzo chciał wierzyć, że się uda. Niepowodzenie przyniesie śmierć tym dwóm mugolom. Był w stanie im pomóc, wiedział to, musiał jednak wykonać wszystkie manewry precyzyjnie.
Podjął decyzję już wcześniej, teraz tylko miał okazję cię w niej upewnić. Zanurkował miotłą, podlatując sprawnie do płonącego statku. Kiedy był wystarczająco blisko, zwrócił się do mężczyzn, krzycząc w ich stronę donośnie: – ZŁAPCIE SIĘ MNIE!
Ryknięcie przywróciło im najwidoczniej trzeźwość umysłu, bo zaraz przygotowali ręce, aby wyciągnąć je ku niemu, gdy będzie próbował nadlatywać nad nimi jak najniżej. To musiało się udać.
| Etap I, ST 70, latanie na miotle I (+10)
Życie ludzkie było wartością nadrzędna, wobec której wszystko inne schodzi na dalszy plan. Był gotów wziąć na siebie wszystkie możliwe konsekwencje związane z naruszeniem Kodeksu Tajności. Nawet jeśli obecna władza nie zrozumie jego działań i powodów, które za nimi stoją, będzie mógł przynajmniej spojrzeć w lustro z uniesiono wysoko czołem. Musiał pomóc. Od niego zależało życie tych dwóch mężczyzn. Wszystkie drogi ucieczki mieli odcięte, znajdowali się w płonącej pułapce.
Szybko przekalkulował swoje możliwości. Nie było czasu na dokonanie dwóch podejść, musiał zabrać obu mężczyzn za jednym razem, bez konieczności lądowania na pokładzie. To wydawało się prawie niewykonalne. Potrafił latać, ale nie był pewien czy wystarczy mu wprawy. Bardzo chciał wierzyć, że się uda. Niepowodzenie przyniesie śmierć tym dwóm mugolom. Był w stanie im pomóc, wiedział to, musiał jednak wykonać wszystkie manewry precyzyjnie.
Podjął decyzję już wcześniej, teraz tylko miał okazję cię w niej upewnić. Zanurkował miotłą, podlatując sprawnie do płonącego statku. Kiedy był wystarczająco blisko, zwrócił się do mężczyzn, krzycząc w ich stronę donośnie: – ZŁAPCIE SIĘ MNIE!
Ryknięcie przywróciło im najwidoczniej trzeźwość umysłu, bo zaraz przygotowali ręce, aby wyciągnąć je ku niemu, gdy będzie próbował nadlatywać nad nimi jak najniżej. To musiało się udać.
| Etap I, ST 70, latanie na miotle I (+10)
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Ławka nad rzeką
Szybka odpowiedź