Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Krucza wieża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Krucza wieża
Położona na na wzgórzach wyspy Wight, sprawiająca wrażenie opuszczonej, wieża stanowi niezwykłe centrum zainteresowania kruków. Trudno stwierdzić, dlaczego miejsce jest tak licznie obsiadane przez czarnoskrzydłe, wieszcze stworzenia. Jedno jest pewne: jeśli rzeczywiście wybierasz się w te okolice, nie próbuj samotnie zwiedzać ciemnych zakamarków i strzelistej wieży, otulonej ciężkim zapachem piór i ciszy naruszanej tylko przez pojedyncze skrzeki.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
- Dziękuję - mruknął ku jasnowłosej czarownicy, czując ulgę, potłuczenia na jego plecach przestawały boleć, a dyskomfort przestał być na tyle odczuwalny, by utrudniać mu skupienie. To było przecież najważniejsze - skuteczność.
Florean miał rację: ocalił ich, podając właściwą odpowiedź; Brendan wolał nie zastanawiać się nad tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby podali błędną. Dołączyliby do tego stada przeraźliwych kruków, na zawsze uwięzieni w ptasich ciałach? Zaatakowaliby ich inni potężni strażnicy? Kruk odciąłby im drogę na zawsze, uniemożliwiając ratunek? Nie, to nie miało znaczenia; patrzenie wstecz było błędem. Musieli iść do przodu - tylko tak mogli sobie poradzić. Z wyczekiwaniem wpatrywał się w przestrzeń rozciągającą się za skomplikowanym, zagadkowym mechanizmem, zatrzymując wzrok na błyskających tajemniczo płomieniach. Tak, dojście do drzwi tak po prostu byłoby zbyt łatwe - nie miał wątpliwości co do tego, że wnętrze wieży naszpikowane musiało być różnego rodzaju pułapkami, a żadne z nich nie chciało wpaść w dół naszpikowany igłami. W milczeniu obserwował, jak jego towarzysze rzucają kolejne zaklęcia ochronne, unosząc wzrok na szczyt wieży: również w milczeniu przyjmując słowa Fredericka. Coś tutaj nie było tym, na co wyglądało, nawet jeśli wystrój pierwszego piętra wyglądał tak naprawdę śmiertelnie groźnie.
- Musimy być ostrożni - szepnął tylko, choć wiedzieli to wszyscy. Żadne z nich nie mogło mieć pojęcia, co tak naprawdę czekało na nich w środku. Pamiętał rozpiskę, którą odnalazł, klątwy, ciała pozbawione oczu, gdzieś w tej wieży tkwiła śmiertelnie groźna klątwa crepito, był co do tego przekonany. Klątwa, która mogła całkiem skutecznie udaremnić całą tę wyprawę hucznie i na wyrost nazywaną odwetem. - Hexa Revelio - wyszeptał inkantację zaklęcia, wyciągając przed siebie różdżkę, wspólnymi siłami z pewnością przedrą się przez te pułapki. Mieli działać razem: to właśnie miała na myśli Bathilda Bagshot.
Obserwował efekt zaklęcia Margaux.
Florean miał rację: ocalił ich, podając właściwą odpowiedź; Brendan wolał nie zastanawiać się nad tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby podali błędną. Dołączyliby do tego stada przeraźliwych kruków, na zawsze uwięzieni w ptasich ciałach? Zaatakowaliby ich inni potężni strażnicy? Kruk odciąłby im drogę na zawsze, uniemożliwiając ratunek? Nie, to nie miało znaczenia; patrzenie wstecz było błędem. Musieli iść do przodu - tylko tak mogli sobie poradzić. Z wyczekiwaniem wpatrywał się w przestrzeń rozciągającą się za skomplikowanym, zagadkowym mechanizmem, zatrzymując wzrok na błyskających tajemniczo płomieniach. Tak, dojście do drzwi tak po prostu byłoby zbyt łatwe - nie miał wątpliwości co do tego, że wnętrze wieży naszpikowane musiało być różnego rodzaju pułapkami, a żadne z nich nie chciało wpaść w dół naszpikowany igłami. W milczeniu obserwował, jak jego towarzysze rzucają kolejne zaklęcia ochronne, unosząc wzrok na szczyt wieży: również w milczeniu przyjmując słowa Fredericka. Coś tutaj nie było tym, na co wyglądało, nawet jeśli wystrój pierwszego piętra wyglądał tak naprawdę śmiertelnie groźnie.
- Musimy być ostrożni - szepnął tylko, choć wiedzieli to wszyscy. Żadne z nich nie mogło mieć pojęcia, co tak naprawdę czekało na nich w środku. Pamiętał rozpiskę, którą odnalazł, klątwy, ciała pozbawione oczu, gdzieś w tej wieży tkwiła śmiertelnie groźna klątwa crepito, był co do tego przekonany. Klątwa, która mogła całkiem skutecznie udaremnić całą tę wyprawę hucznie i na wyrost nazywaną odwetem. - Hexa Revelio - wyszeptał inkantację zaklęcia, wyciągając przed siebie różdżkę, wspólnymi siłami z pewnością przedrą się przez te pułapki. Mieli działać razem: to właśnie miała na myśli Bathilda Bagshot.
Obserwował efekt zaklęcia Margaux.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Czary Zakonników na pewno byłyby niezwykle skuteczne, jednak nie znajdowali się oni w miejscu zwyczajnym. Każde zaklęcie z dziedziny obrony przed czarną magią na tym piętrze wydawało się nie działać - ani Frederick, ani Florean, ani Brendan nie odczuli jakichkolwiek skutków swoich czarów. Fox dzięki swojej niezwykłej spostrzegawczości zauważył jednak w czasie obrzucania wnętrza wzrokiem, że ogień na tym krótkim odcinku oddzielającym ich od schodów w linii prostej ma odrobinę ciemniejszą barwę niż płomienie w pozostałych miejscach rynienki*.
Oczy Alana okazały się być bardziej skuteczne niż różdżki poprzedniej trójki. Skupiając się na płytkach dostrzegł, że białe pasy kafelek znajdują się jakby niecałe dwa cale ponad powierzchnią tych czarnych. Szacunkowo mógł też określić, że szerokość jednego pasa wynosi sześć stóp. Jego spostrzeżenie rozwinęło natomiast zaklęcie Margaux. Kolorowe śnieżki wystrzeliły w kierunku czarnego pasa na podłodze, a gdy zbliżyły się do płomieni te rozstąpiły się, przepuszczając śnieżne pociski, a one poleciały dalej, aż nie zetknęły się z powierzchnią domniemanych kafelek. Domniemanych, bowiem śnieżka za śnieżką zapadły się w czerń, która okazała się być średnio klarowną cieczą. Nie wyglądało to jednak na zwyczajną wodę: plusk był o wiele niższy dźwiękiem, a koła rozchodzące się po tafli w miejscu zniknięcia kolorowych kulek zdawały się ociężałe i niskie, tak że nie wylewały się na białe kafle.
|*Dzięki wysokiej biegłości spostrzegawczości.
Ogień ma wysokość niecałego metra. Nie wiecie, czym dokładnie jest ciecz znajdująca się w czarnych pasach. W pomieszczeniu zadziałało jak na razie tylko Albalis - zaklęcie dość nieszkodliwe i niewielkiego znaczenia.
Sześć stóp to około 183 centymetry.
Poprzez średnio klarowną ciecz możecie rozumieć, że widoczność sięga na jedynie metr wgłąb.
Kolejka piąta.
Na odpis macie czas do 28 marca do godziny 20:00.
Oczy Alana okazały się być bardziej skuteczne niż różdżki poprzedniej trójki. Skupiając się na płytkach dostrzegł, że białe pasy kafelek znajdują się jakby niecałe dwa cale ponad powierzchnią tych czarnych. Szacunkowo mógł też określić, że szerokość jednego pasa wynosi sześć stóp. Jego spostrzeżenie rozwinęło natomiast zaklęcie Margaux. Kolorowe śnieżki wystrzeliły w kierunku czarnego pasa na podłodze, a gdy zbliżyły się do płomieni te rozstąpiły się, przepuszczając śnieżne pociski, a one poleciały dalej, aż nie zetknęły się z powierzchnią domniemanych kafelek. Domniemanych, bowiem śnieżka za śnieżką zapadły się w czerń, która okazała się być średnio klarowną cieczą. Nie wyglądało to jednak na zwyczajną wodę: plusk był o wiele niższy dźwiękiem, a koła rozchodzące się po tafli w miejscu zniknięcia kolorowych kulek zdawały się ociężałe i niskie, tak że nie wylewały się na białe kafle.
|*Dzięki wysokiej biegłości spostrzegawczości.
Ogień ma wysokość niecałego metra. Nie wiecie, czym dokładnie jest ciecz znajdująca się w czarnych pasach. W pomieszczeniu zadziałało jak na razie tylko Albalis - zaklęcie dość nieszkodliwe i niewielkiego znaczenia.
Sześć stóp to około 183 centymetry.
Poprzez średnio klarowną ciecz możecie rozumieć, że widoczność sięga na jedynie metr wgłąb.
Kolejka piąta.
Na odpis macie czas do 28 marca do godziny 20:00.
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara ALAN 215 Brak BRENDAN 282 Brak FLOREAN 180 -5 do rzutu k100 FREDERICK 245 Brak MARGAUX 205 Brak
Adnotacja:
Jeżeli próbujecie skakać możecie założyć w postach, że od razu z rozpędu zamierzacie pokonać wszystkie siedem pasów: wykonujecie wtedy jeden rzut k100. ST wynosi 40.
Nikt nie zabrania Wam też jednak pokonywać po jednym pasku na kolejkę z identycznym ST - wybór należy do Was!
Do rzutów doliczana jest statystyka sprawności.
Jeżeli próbujecie skakać możecie założyć w postach, że od razu z rozpędu zamierzacie pokonać wszystkie siedem pasów: wykonujecie wtedy jeden rzut k100. ST wynosi 40.
Nikt nie zabrania Wam też jednak pokonywać po jednym pasku na kolejkę z identycznym ST - wybór należy do Was!
Do rzutów doliczana jest statystyka sprawności.
Nie była pewna, czego właściwie oczekiwała, rzucając w kierunku posadzki garścią zaczarowanych, kolorowych śnieżek, ale na pewno nie tego; ucieszyła się co prawda, gdy barwne kulki bez problemu przeniknęły przez błękitny ogień (osłabiony zaklęciem Freddiego? czy jednak zaprojektowany w ten sposób?), ale fakt, że pociski, zamiast odbić się od czarnego paska, zwyczajnie w nim zatonęły, wprawił ją w chwilowe osłupienie. Obserwowała w milczeniu, jak ciemna (i gęsta?) ciecz pochłania śnieżki, nie do końca chcąc jeszcze przyjąć do wiadomości, co właściwie to oznaczało. Odległość wyznaczana przez naprzemienne, czarno-białe obszary wydawała jej się nie do pokonania, a skutków podzielenia losu kolorowych kulek wolała sobie nie wyobrażać.
– Hm, to zmienia postać rzeczy – mruknęła ledwie słyszalnie, przenosząc spojrzenie na pozostałych Zakonników jakby z nadzieją, że mieli do zaoferowania lepsze rozwiązanie, ale nie wyglądało na to, żeby rzucone zaklęcia odkryły przed nimi inne możliwości. Bezgłośnie wciągnęła powietrze do płuc, modląc się o cierpliwość i spokój, ale nie mogła powtrzymać umysłu od przypomnienia jej o tym co stało się, gdy podczas ostatniej misji Zakonu miała do czynienia z wodą. Zmusiła się do lekkiego uśmiechu. – Pójdę pierwsza – zaoferowała, chcąc mieć już feralną przeprawę za sobą… w ten czy inny sposób. Oby tylko dziwna substancja nie okazała się toksyczna.
Schowała różdżkę do kieszeni płaszcza, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na siedem rozciągających się przed nią pasków i nie ociągając się dłużej, niż było to konieczne, ruszyła przed siebie. Wiedziała, że musieli się spieszyć; czas upływał nieubłagalnie, a z każdą kolejną straconą minutą ich szanse na uratowanie wszystkich pojmanych mugolaków malały. Zacisnęła dłonie w pięści, wzięła krótki rozbieg i – odruchowo wstrzymując oddech – skoczyła, starając się pokonać wszystkie przeszkody jedna po drugiej.
– Hm, to zmienia postać rzeczy – mruknęła ledwie słyszalnie, przenosząc spojrzenie na pozostałych Zakonników jakby z nadzieją, że mieli do zaoferowania lepsze rozwiązanie, ale nie wyglądało na to, żeby rzucone zaklęcia odkryły przed nimi inne możliwości. Bezgłośnie wciągnęła powietrze do płuc, modląc się o cierpliwość i spokój, ale nie mogła powtrzymać umysłu od przypomnienia jej o tym co stało się, gdy podczas ostatniej misji Zakonu miała do czynienia z wodą. Zmusiła się do lekkiego uśmiechu. – Pójdę pierwsza – zaoferowała, chcąc mieć już feralną przeprawę za sobą… w ten czy inny sposób. Oby tylko dziwna substancja nie okazała się toksyczna.
Schowała różdżkę do kieszeni płaszcza, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na siedem rozciągających się przed nią pasków i nie ociągając się dłużej, niż było to konieczne, ruszyła przed siebie. Wiedziała, że musieli się spieszyć; czas upływał nieubłagalnie, a z każdą kolejną straconą minutą ich szanse na uratowanie wszystkich pojmanych mugolaków malały. Zacisnęła dłonie w pięści, wzięła krótki rozbieg i – odruchowo wstrzymując oddech – skoczyła, starając się pokonać wszystkie przeszkody jedna po drugiej.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 42
'k100' : 42
Mało brakowało, a przesunąłby wzrok na następny element, zupełnie pomijając to, co miało przykuć jego spojrzenie. Jednak wiedziony jakimś przeczuciem, nagłym impulsem, zatrzymał wzrok w tamtym miejscu i wkrótce zaczął dostrzegać coraz więcej szczegółów. Niby niepozornych, niby niepotrzebnych, a może jednak miało im się na to przydać?
- Białe pasy są wyższe od tych czarnych. O cal, może dwa. - Mruknął cicho, jakby do siebie, ale ostatecznie rozejrzał się po reszcie sprawdzając, czy dotarły do nich jego słowa. Zmrużył oczy obserwując jak ich zaklęcia nie działają. Od czego mogło to zależeć - nie wiedział, lecz przypisywał to złowieszczej, potężnej magii, którą tą miejsce było wypełnione, a którą niemalże mógł poczuć, gdy sprawiała, że na jego rękach pojawiała się gęsia skórka, a we wnętrzu szalał niepokój. Starając się ignorować te uczucie - ponownie zwrócił wzrok ku kafelkom, przyglądając się lecącym w tym kierunku śnieżkom. I nagle wiele stało się jasne.
- Woda. - Rzucił nagle. Zaraz jednak zreflektował się. - Albo nie woda. Ta ciecz jest zbyt gęsta, by to była woda.
To nie pomagało. Jego niepokój tylko wzrósł, gdy już wiedzieli, że nawet podłoga miała im utrudniać misję. Gdyby ktoś nie planował przepędzenia (bądź zabicia) niechcianych intruzów - podłoga zostałaby wyłożona najzwyklejszymi w świecie kafelkami. Z jakiegoś powodu miał jednak przeczucie, że to dopiero początek. Rozejrzał się po reszcie, czy oni również mieli wątpliwości?
Czas uciekał i wszyscy doskonale wiedzieli o tym, że nie mogli sobie na to pozwolić. Bennett zacisnął pięści i nieświadomie wstrzymał oddech, gdy Margaux zaoferowała, że pójdzie przodem. Zamierzał zaprotestować, lecz ta już wykonywała ruch. Niewiele myśląc - ruszył w chwilę za nią, mając nadzieję, że sam nie zrobi jakiejś gafy, a w razie czego - będzie mógł pomóc jej lub komuś, kto ruszy za nim. Trzymając różdżkę w dłoni ruszył przed siebie, próbując pokonać ogień, a także wszystko co czekało go w dalszej drodze.
- Białe pasy są wyższe od tych czarnych. O cal, może dwa. - Mruknął cicho, jakby do siebie, ale ostatecznie rozejrzał się po reszcie sprawdzając, czy dotarły do nich jego słowa. Zmrużył oczy obserwując jak ich zaklęcia nie działają. Od czego mogło to zależeć - nie wiedział, lecz przypisywał to złowieszczej, potężnej magii, którą tą miejsce było wypełnione, a którą niemalże mógł poczuć, gdy sprawiała, że na jego rękach pojawiała się gęsia skórka, a we wnętrzu szalał niepokój. Starając się ignorować te uczucie - ponownie zwrócił wzrok ku kafelkom, przyglądając się lecącym w tym kierunku śnieżkom. I nagle wiele stało się jasne.
- Woda. - Rzucił nagle. Zaraz jednak zreflektował się. - Albo nie woda. Ta ciecz jest zbyt gęsta, by to była woda.
To nie pomagało. Jego niepokój tylko wzrósł, gdy już wiedzieli, że nawet podłoga miała im utrudniać misję. Gdyby ktoś nie planował przepędzenia (bądź zabicia) niechcianych intruzów - podłoga zostałaby wyłożona najzwyklejszymi w świecie kafelkami. Z jakiegoś powodu miał jednak przeczucie, że to dopiero początek. Rozejrzał się po reszcie, czy oni również mieli wątpliwości?
Czas uciekał i wszyscy doskonale wiedzieli o tym, że nie mogli sobie na to pozwolić. Bennett zacisnął pięści i nieświadomie wstrzymał oddech, gdy Margaux zaoferowała, że pójdzie przodem. Zamierzał zaprotestować, lecz ta już wykonywała ruch. Niewiele myśląc - ruszył w chwilę za nią, mając nadzieję, że sam nie zrobi jakiejś gafy, a w razie czego - będzie mógł pomóc jej lub komuś, kto ruszy za nim. Trzymając różdżkę w dłoni ruszył przed siebie, próbując pokonać ogień, a także wszystko co czekało go w dalszej drodze.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Florean był pewny, że jego zaklęcie się udało. To po prostu się czuje. A jednak... Nic się nie stało. Nie mógł uwierzyć, że w pomieszczeniu nie kryją się żadne pułapki. To go kompletnie zdezorientowało. - To dziwne. Wydaje mi się, że zaklęcie się udało, ale jakoś... nie wiem - mruknął, wiele tymi słowami nie wnosząc, ale musiał się podzielić swoim dziwnym odczuciem z innymi. Rozejrzał się po okrągłej sali, łudząc się, że w takim razie może coś uda mu się dostrzec. Przytaknął Alanowi, spoglądając na tajemniczą ciecz. Woda czy nie woda - Florean nie potrafił pływać i po raz pierwszy w życiu znacząco zaczęło mu to przeszkadzać. Spojrzał się zdezorientowany na Margo, trochę nie wierząc w jej pomysł. Zerknął na pozostałych, jakby szukając w nich podobnych odczuć, ale zamiast tego ujrzał jak Alan idzie w ślad za nią. Ścisk żołądka trochę mu zelżał, kiedy udał im się pierwszy skok - nie pozostało mu nic innego jak wykonać ten sam ruch. Cofnął się tyle ile tylko mógł. - Nie umiem pływać - mruknął, po czym zacisnął mocno pięści, wziął rozbieg i skoczył, powtarzając ruch swoich towarzyszy. Miał tylko nadzieję, że pójdzie mu to równie dobrze jak znajdowanie rozwiązania zagadki. Ale nie wiedział czy ona wystarczy.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Margaux i Alanowi udało się pokonać odległość dzielącą ich od schodów w siedmiu skokach, choć wymagało to od nich odrobiny skupienia. Florean nie mógł jednak pochwalić się tym samym osiągnięciem. Po wykonaniu pierwszego skoku źle wylądował, a jego prawa noga ześlizgnęła się z krawędzi białych płytek i z donośnym chlupnięciem wpadła do cieczy na wysokość kolana. Substancja była okropnie zimna, a zetknięcie się z nią spowodowało ból jak przy silnym ciosie. Ciecz od razu wlała się do buta Floreana i przeniknęła przez materiał spodni. Ból jednak ustąpił tak szybko, jak się pojawił. Zabrał niestety ze sobą czucie w nodze Floreana, powodując uczucie identyczne z tym, gdy od kończyny odetnie się dopływ krwi, powodując jej drętwienie. Czarodziej mógł poruszać nogą, lecz kompletnie stracił w niej czucie. Z upływem kolejnych minut zaczął jednak odczuwać charakterystyczne mrowienie i nieprzyjemne odczucie towarzyszące powracającemu krążeniu.
|Kolejka nadal trwa.
Florean - możesz spróbować dopiero w następnej kolejce znów ruszyć dalej, gdy odrętwienie minie. W tej kolejce dostajesz możliwość napisania jeszcze jednego posta, w którym dzielisz się swoimi odczuciami z innymi. Wyciągnięcie nogi z cieczy nie wymaga od Ciebie rzutu kością k100. Znajdujesz się obecnie na pierwszym białym pasie.
|Kolejka nadal trwa.
Florean - możesz spróbować dopiero w następnej kolejce znów ruszyć dalej, gdy odrętwienie minie. W tej kolejce dostajesz możliwość napisania jeszcze jednego posta, w którym dzielisz się swoimi odczuciami z innymi. Wyciągnięcie nogi z cieczy nie wymaga od Ciebie rzutu kością k100. Znajdujesz się obecnie na pierwszym białym pasie.
Nadzieja nie wystarczyła. Z początku Florean ucieszył się z udanego skoku, jednak ta radość skończyła się kiedy tylko jego prawa stopa ześlizgnęła się z krawędzi białych płytek. Wszystko działo się bardzo szybko, ale Fortescue zdążył w tym krótkim czasie przemyśleć mnóstwo rzeczy i mnóstwo rzeczy poczuć. Przede wszystkim przypomniał sobie o braku przydatnej umiejętności pływania; potem pomyślał, że jego nieudany skok niepotrzebnie wszystkich spowolni. Przez sekundę myślał, że zaraz utonie, ale okazało się, że ciecz sięga mu tylko do kolan. No i wpadła mu tylko jedna noga, to też uniemożliwiało zatonięcie. - Wszystko w porządku! - Uspokoił ich, kiedy tylko sam sobie to uświadomił. - Prawie... - dodał, odczuwając nagle ból w zamoczonej nodze. Ból szybko minął, lecz odrętwienie pozostało, i choć Florean bardzo się starał to nie mógł nią ruszyć. Wydawało mu się jednak, że to zaraz minie - ale może to była kolejna złudna nadzieja. - Noga mi tylko zdrętwiała - dodał, żeby przypadkiem żadne z nich nie próbowało mu na siłę pomóc. Krążenie zaczynało powracać, nogę zaraz wyciągnie i pójdzie dalej.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Doskonale. Wieża pozbawiła ich najsilniejszego oręża, jakie mieli - zaklęcia się nie udały, wyparowały, rozpierzchły w powietrzu, nie odnosząc żadnego sukcesu. Świetnie, byli tutaj jak dzieci - bezradni i pozbawiony swoich mocy. Śnieżki, które wpadły w ciecz, potwierdzały słowa Alana - jedne i drugie, coś jak woda, a jednak nie woda. Czymkolwiek to było - wolałby się w tym nie znaleźć, choć pewną ulgą napawał go fakt, że żadna ze śnieżek nie zaszła trującą zielenią, nie spłonęła ani nie została uchwycona przez przerażające dłonie inferiusów ani innych równie sympatycznych lokatorów tego miejsca. Ogień rozstąpił się przed kulką, wszystko wskazywało na to, że mogli przez niego przejść. A dalej - pas za pasem - musieli skakać i, niech Merlin nad nimi czuwa, ominąć te czarne zbiorniki. Martwiła go droga wyjścia z tej wieży - jeśli wszystko pójdzie tak, jak powinno, będą musieli pokonać ten tor przeszkód jeszcze raz, tym razem w towarzystwie być może osłabionych osób. Niedobrze - ale zanim zaczną się tym martwić, musieli dostać się na szczyt - albo tam, gdzie znajdowali się uprowadzeni czarodzieje, gdziekolwiek to było. Margaux i Alan poradzili sobie świetnie...
- Florean! - A Floreanowi ześlizgnęła się noga, na szczęście utrzymał się brzegu; nie potrzebował ich pomocy. - Wszystko w porządku? Nasza magia tutaj nie działa, musimy zdać się na... szczęście - mruknął niechętnie, powierzanie swojego losu uśmiechowi fortuny na śmiertelnie niebezpiecznej misji było dalece nieodpowiedzialne - ale nie mogli zrobić nic więcej. Jeśli tak miało być, niech będzie.
Fakt, że Floreanowi zdrętwiała noga, wcale go nie pocieszał, oznaczało to, że nawet potrafiąc pływać - wewnątrz zbiornika pójdą prostą drogą na dno. Cóż, zaczynało się świetnie - a to był dopiero początek. Z westchnieniem przymierzył się do skoku - i ruszył ku schodom, w tym zadaniu nie mogli sobie nawzajem pomóc.
- Florean! - A Floreanowi ześlizgnęła się noga, na szczęście utrzymał się brzegu; nie potrzebował ich pomocy. - Wszystko w porządku? Nasza magia tutaj nie działa, musimy zdać się na... szczęście - mruknął niechętnie, powierzanie swojego losu uśmiechowi fortuny na śmiertelnie niebezpiecznej misji było dalece nieodpowiedzialne - ale nie mogli zrobić nic więcej. Jeśli tak miało być, niech będzie.
Fakt, że Floreanowi zdrętwiała noga, wcale go nie pocieszał, oznaczało to, że nawet potrafiąc pływać - wewnątrz zbiornika pójdą prostą drogą na dno. Cóż, zaczynało się świetnie - a to był dopiero początek. Z westchnieniem przymierzył się do skoku - i ruszył ku schodom, w tym zadaniu nie mogli sobie nawzajem pomóc.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Krucza wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight