Wydarzenia


Ekipa forum
Kryjówka pisarzy
AutorWiadomość
Kryjówka pisarzy [odnośnik]04.12.16 0:57
First topic message reminder :

Kryjówka pisarzy

W jednej z bocznych uliczek można znaleźć wyjątkowe miejsce, magicznie ukryty pokój, określany mianem kryjówki pisarzy z racji spotykającej się tam grupy artystów szukających natchnienia. Pomieszczenie nie jest duże, wypełnione starymi fotelami i kanapami, w rogu znajduje się kominek i sterta bardzo starych gazet.
Wieść niesie, że natchnienie zbierających się tu osób to nie jedyny powód odwiedzin, a plotki lubią rozchodzić się echem. To duch pięknej śpiewaczki, wili, nawiedzającej dawny dom, stanowi główne źródło weny, tym bardziej, że duch eterycznej istoty lubuje się w udzielaniu przybyłym niezwykłych, artystycznych porad. Czyż można dziwić się młodym mężczyznom, stęsknionym zgubionych ideałów piękna, które ofiaruje im duch? A może i ty się skusisz?

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.01.19 7:42, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kryjówka pisarzy - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]08.01.19 8:40
Spod jego palców wydobyła się kakofonia dźwięków, która zdecydowanie nie była muzyką, jednak w akcie desperacji nie mógł wymyślić nic innego. Yaxleyowie nie byli muzykalną rodziną, preferując zupełnie inne dziedziny. Bardziej praktyczne niż instrumentalne próby ujarzmienia nut, jednak kto mógł wiedzieć, że przyda się to w takiej sytuacji jak ta? Przybywając na naprawę anomalii, nie wiedzieli, co będzie ich czekało, jednak rozdzielenie talentów i dobranie towarzysza, który znał się na innych tematach, okazało się być strzałem w dziesiątkę i drogą do sukcesu. Ryzykowali swoim bezpieczeństwem, ale obaj wiedzieli, że warto było je podjąć dla szansy powodzenia. Zaakompaniowanie duchowi było zaskoczeniem dla Yaxleya, na szczęście miał przy sobie Quentina, który od razu zareagował i przyszedł z pomocą muzykalnemu beztalenciu. Przesunął się ku niemu, by zmienić początkowe kocie wycie na prawdziwą muzykę, a Morgoth tylko przez moment przyglądał się skaczącym klawiszom. Szybko przeniósł uwagę na ducha, który początkowo niezadowolony, zaczął śpiewać głośniej, wyraźniej i w ton zasłyszanej melodii. Najwyraźniej kobieta okazała się być bardzo usatysfakcjonowana ze spotkania równego sobie muzyka, bo gdy tylko umilkła, uśmiechnęła się do Burke'a ciepło, Śmierciożercę nie obdarzając ani jednym spojrzeniem. Cóż. Nie dziwił się jej, bo talentem nie grzeszył. Wypowiedziała melodyjne pożegnanie i zniknęła wciąż śpiewając delikatnie pod nosem zadowolona z efektu, którym obdarzył ją Quentin. Gdy tylko rozpłynęła się w powietrzu, Morgoth zerknął na towarzysza. - Dziękuję - powiedział jedynie, lecz można było wyczytać z tego jednego słowa o wiele więcej. Przekazany w tym szacunek, wdzięczność, również i podziw za ukazanie swoich umiejętności i brak porażki. Yaxley wiedział, ile ryzykowali, przychodząc tutaj. Z natury byli też podatni na osłabienie ze względu na swoje choroby genetyczne, ale już drugi raz stawali obok siebie przeciwko szalejącej magii i chociaż za pierwszym naprawa okazała się totalną porażką, tak drugie, aktualne podejście zniwelowało każde niepowodzenie.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]14.01.19 12:05
Nie pochodzę z muzykalnej rodziny, ale gra wydobywająca się spod palców sunących po klawiszach fortepianu wyraźnie mnie odpręża. Szczególnie podczas trudnego, wymagającego kursu alchemicznego, gdzie rzadko kiedy miałem siłę na cokolwiek. Jedynie dźwięk wgrywanej własnoręcznie melodii ukajał zmysły, pozwolił się zrelaksować po ciężkim dniu. Oczyścić umysł i iść dalej, prosto w objęcia Morfeusza. Nie spodziewałem się jednak, że w takich warunkach podołam zadaniu. Moje umiejętności nie przedstawiają się ani imponująco, ani nawet przeciętnie. Reprezentuję podstawowy poziom zdolności do ugłaskania instrumentów muzycznych. Pianina konkretnie, gra na innym jest dla mnie równą abstrakcją co balet. Cieszę się zatem, że moja wytrwałość zostaje nagrodzona. Muzyka wybrzmiewająca w pomieszczeniu zadowala kapryśnego ducha, który wkrótce znika z naszego pola widzenia. Oddycham wtedy z ulgą, chociaż doprowadzam utwór do końca. Ceniąc sobie jego dźwięk, rytm oraz fakturę nie chcę urwać go w niedopowiedzeniu. Dopiero po kilkudziesięciu długich sekundach odejmuję palce od klawiszy i obracam głowę w stronę Morgotha siedząc cały czas na zdezelowanym stołku. Płuca poruszają się miarowo w rytm odzyskiwanego spokoju. Jestem trochę zestresowany drugą naprawą anomalii. Nie spodziewałem się, że tym razem nam się uda. A jednak - dokonaliśmy tego. Bez większych przeszkód. Nawet próbuję się uśmiechnąć, ale na twarzy wykwita raczej przerażający grymas, dlatego przestaję robić durne miny. Jeszcze Yaxley się przestraszy i pomyśli, że duch śpiewaczki mnie opętał.
- To ja dziękuję. Dokonaliśmy tego wspólnymi siłami - odpowiadam mężczyźnie. W oczach odbija się zadowolenie z wykonanej pracy. Zapanowanie nad źródłem anomalii, potężną, czarnomagiczną mocą, w dodatku mocno niestabilną nie jest wcale niczym prostym. Wymaga to sporych umiejętności i o ile młodszy arystokrata je posiadał, tak ja nie bardzo. Rozwijam się głównie pod kątem eliksirów, to nie jest umiejętność bojowa. Czarna magia jest mi znana, nie mogłaby nie, ale muszę zdecydowanie więcej poświęcić jej czasu. Niedługo się okaże, że nie jestem godzien swojego nazwiska skoro tak zaniedbałem się w nauce tej umiejętności. - Myślę, że trzeba się powoli zbierać zanim kolejny duch nas nie zaatakuje. Lub co gorsza będzie kazał napisać wiersz - stwierdzam z niesmakiem na samą myśl, że mógłbym zostać do tego zmuszony.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]14.01.19 12:38
Quentin najwidoczniej nie miał pojęcia o tkwiącej w nim duszy muzyka, a przypadkowe zrządzenie losu ukazało mu jego potencjał i możliwości, które się za tym chowały. Morgoth nie sądził, by jego towarzysz miał go zawieść - na poprzedniej próbie to on wykazał się kompletnym brakiem odporności, przez co musieli czym prędzej uciekać. Teraz jednak było inaczej i mógł odkupić swoje winy za niepowodzenie. Być może z lekką przekorą ich aktualne miejsce naprawy również znajdowało się w dzielnicy portowej jako nieuciekanie przed porażką. Wyszli jej naprzeciw i spełnili zadanie, które przed sobą postawili. Od którego zależało czy Rycerze Walpurgii mieli wyprzedzić Zakon Feniksa w ów staraniach, czy upaść. Yaxley natchniony i zmotywowany aktualnym stanem rzeczy, wiedział, że posunie się do kolejnych starań o zapanowanie nad miejscami, w których panowała nieustabilizowana energia. Zaangażowanie każdego z nich, musiało być widoczne oraz konsekwentne. Wszyscy, nie osobno, mieli szansę na zrealizowanie postawionych celów. Quentin robił aż nadto - wszak poświęcał się grupie badawczej, ale nie odmówił kolejnego uczestnictwa w wyraźnie niebezpiecznym zadaniu. Odstawił na chwilę eliksiry, by pochwycić w dłoń różdżkę i zrobić coś więcej. Morgoth to doceniał, chociaż milczał, lecz ani on, ani Burke nie potrzebowali słów, by wyrazić szacunek. To właśnie w ciszy mogli go ugruntować w przeciwieństwie do reszty społeczeństwa. Skinął głową na słowa towarzysza. Musieli się stąd wynosić i nie marnować cennego czasu na tkwienie w bezruchu. Yaxley przeszedł przez pokój i zanim wyszedł, odwrócił się, by przenieść ostatnie spojrzenie na wnętrze kryjówki pisarzy. Lokal znajdował się teraz pod panowaniem Rycerzy Walpurgii i, jeśli kiedykolwiek mieli tu trafić, mieli mieć przewagę. - Zrobiliśmy swoje - powiedział, gdy znaleźli się przed budynkiem, skinąwszy głową Burke'owi jedynie zamiast pożegnania. Musieli być ostrożni - mimo że ujarzmili chaotyczną, nieposkromioną wcześniej magię, nie mogli czuć się wystarczająco bezpiecznie. Wszak w każdym momencie patrolujący teren Departament Kontroli Magicznej mógł zainteresować się ciszą i brakiem wycia niezadowolonego ducha. Śpiewaczka nie miała już jednak nikomu przeszkadzać. Morgoth upewnił się, że jego towarzysz bezpiecznie mógł opuścić to miejsce, po czym sam przywołał do siebie moc czarnej mgły i zniknął.

|zt



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]16.02.20 19:30
| 19 marca

Nieśpiesznie przemierzała kolejne portowe uliczki, a stukot jej obcasów echem odbijał się od sięgających ku niebu, wybudowanych z cegły budynków. Najgorsze mrozy już minęły, po śniegu i skuwającym podłoże lodzie nie został nawet ślad, co dawało nadzieję na cieplejszą, nie tak kapryśną wiosnę. I dobrze – miała już dosyć odmarzniętych dłoni, podrażnionych i zaróżowionych przez to policzków. Teraz jednak nie była sobą, a przynajmniej nie z wyglądu, skrywając swą tożsamość pod maską nie wyróżniającej się z tłumu czarownicy o przeciętnym wzroście, równie przeciętnej twarzy… Tylko oczy miała swoje. Wciąż pamiętała o tej feralnej, nie tak dawnej przemianie, podczas której boleśnie połamała sobie żebra – nie chciała myśleć, co by się z nią stało, gdyby nie szybka reakcja słodkiej Poppy – zaś zmiana koloru tęczówek była niezwykle trudna, dlatego też nie chciała stawiać sobie poprzeczki zbyt wysoko, nie na taką pogadankę. Zmierzała w końcu do miejsca zwanego przez niektórych kryjówką poetów; to tam zwykła spotykać się z jednym ze swych informatorów, z dala od ciekawskich spojrzeń mieszkańców portu, odpoczywających na stałym lądzie marynarzy. Choć mówiło się przecież, że najciemniej bywało pod latarnią – może następnym razem powinni umówić się na osławionej arenie Carringtonów? W cyrku nigdy nie brakowało ludzi, tłumy wyczekiwały występów gibkich, przyjemnych dla oka tancerek, podniebnych akrobatek czy imponujących swą muskulaturą siłaczy…
Nie mogła się rozpraszać; choć okolica wyglądała na spokojną, prawdopodobnie było tak tylko i wyłącznie ze względu na wczesną godzinę, nie było nawet południa – musiała liczyć się z tym, że wspomniany stan rzeczy mógł ulec zmianie w każdej chwili. Nie zapominała ani o końcoworocznych niepokojach na Pokątnej, ani o ataku na Dolinę Godryka. Coś wisiało w powietrzu, najprawdopodobniej zwiastun kolejnego nieszczęścia, nie potrafiła jednak doprecyzować, czego bała się najbardziej. Tego, że nie wytrzyma już dłużej w ministerstwie? Że dojdzie do jeszcze jednej pokazowej napaści? A może tego, że zginie kolejna bliska jej osoba? Westchnęła cicho, mimowolnie, rozglądając się przy tym na boki; upewniła się, że w uliczce, gdzie znajdowało się wejście do kryjówki, nie ma żywej duszy – nie liczyła przecież przebiegającego drogę kota – i tym samym powolnym, leniwym krokiem pokonała ostatnią prostą. Cały czas chowała dłonie w kieszeniach płaszcza, w prawej ściskając asekuracyjnie różdżkę, wszak w ukrytym magicznie pokoju zawsze mógł zjawić się ktoś jeszcze, ktoś, kto nie był Runcornem. Po krótkich i ostrożnych oględzinach przekonała się, że w zakurzonym, zaniedbanym lokum była sama; wyglądąło na to, że nawet objawiający się tutaj duch dawnej śpiewaczki, wili, zaszył się gdzieś w innej części budynku. Spotykający się w klitce arystyści zostawili po sobie bałagan, po zakurzonej podłodze walały się puste butelki, na kilku fotelach leżały porozrzucane w nieładzie ubrania, jednak dla strażniczki najważniejszym było, że będą mieć kryjówkę do swej dyspozycji. Przezornie rzuciła na nią muffliato, po czym sięgnęła po zegarek, by sprawdzić godzinę.
Nie minął jeszcze kwadrans, a w kryjówce zjawił się informator, zdyszany i rozedrgany. Maeve, celując w niego różdżką, posłała mu krytyczne spojrzenie. – Mam nadzieję, że nie biegłeś – zaczęła cicho, z dezaprobatą; wciąż się nie odmieniła, najpierw musiała upewnić się, że rozmawia z Runcornem, nie z kimś, kto się pod niego podszywał. Opuściła zadbany, wypolerowany patyk dopiero wtedy, gdy podał hasło; widziała jego urażone spojrzenie, oburzał się za każdym razem, kiedy zachowywała środki ostrożności, jednak nic sobie z tego nie robiła. Wolała być cała i zdrowa niż oszczędzić sobie wymalowanych na twarzy chłopaka pretensji. – Czy ktoś cię śledził? – zapytała, unosząc przy tym brwi, wwierając w dziobatą, pokrytym kilkudniowym zarostem twarz rozmówcy uważny, podszyty podejrzliwością wzrok. Potrafił przetrwać na ulicach Nokturnu, potrafił poradzić sobie w dokach, wciąż jednak zapominał, że te spotkania były ceną, którą płacił za swe przewiny. Nie gnił w Tower, by móc przysłużyć się czarodziejskiej społeczności w inny sposób. – Nie, nikt mnie nie śledził – odpowiedział od razu, w jego wysokim głosie pobrzmiewała irytacja. Z cichym sapnięciem zajął miejsce na jednym ze znajdujących się w pomieszczeniu foteli, a kiedy już usiadł, zaczął wystukiwać obcasem nerwowy rytm. Coś sprawiało, że nie czuł się przy niej swobodnie; rozumiała, że miał obiekcje przed, jak to nazywał, donosicielstwem. Tego marcowego dnia zachowywał się jednak jeszcze dziwniej niż zwykle, nie potrafił nawet udawać, że wszystko jest w porządku. – Czy dowiedziałeś się tego, o co cię prosiłam? – zapytała po krótkiej chwili milczenia; nie zamierzała siadać, wciąż stała, krzyżując przy tym ręce na piersi. Chciała, by dotarł tam, gdzie ona nie mogła. Albo raczej – zwykle nie sięgała, obawiając się ryzyka, jakie niewątpliwie wiązało się ze zbyt częstymi wycieczkami na Nokturn. Wspomniana część Londynu zdawała się żyć własnym życiem, rządzić własnymi prawami, o których nie wiedziała jeszcze tyle, ile by mogła. – Nie – odpowiedział cicho, spoglądając w stronę swych podniszczonych, ubłoconych butów. Najwidoczniej nie był z siebie zadowolony… I słusznie. Musiał zdawać sobie sprawę z faktu, że jeśli przestanie współpracować, jeśli okaże się nieprzydatny, może odwiedzić go magiczna policja, tym razem zabrać do aresztu na dłużej. – Nie wszystkiego – sprostował, niepewnie wznosząc wzrok ku twarzy strażniczki. – Rozwiń, proszę – odpowiedziała, robiąc krok w jego stronę, panując nad swą mimiką; nie chciała okazywać rozczarowania, choć liczyła na to, że to spotkanie przyniesie jej więcej odpowiedzi niż kolejnych pytań, że dzięki niemu pchnie śledztwo do przodu. – Ostatnio zmienił się właściciel Mantykory, poprzedni wyjechał z miasta... Lokalu jednak nie zamknięto. W-w-wątpię, żeby miało to związek z przemytem. – Wzruszył ramionami, jego spojrzenie zrobiło się rozmyte, nieuważne. Mimo to z brzmienia głosu wnioskowała, że mówił prawdę. A przynajmniej to, co uważał za prawdę, wszak żadnej takiej rewelacji nie brała za gwarant, a jedynie za poszlakę. Coś, co musiała potwierdzić z innymi źródłami. – Co z handlarzami używek, Runcorn? – Zrobiła kolejny krok, skracając dzielącą ich odległość. W wypowiadanych zgłoskach pojawił się chłód; liczyła na to, że surowość go otrzeźwi, pomoże w skupieniu się na tym, co istotne. – Ja... Próbowałem rozmawiać z jednym, kupić coś... Na potrzeby naszej współpracy, oczywiście... Ale wtedy przyszedł ten dupek, Wroński... – urwał, lecz nie ze względu na otworzone szerzej oczy Maeve, na przelotne zamarcie w bezruchu, a na własne wzburzenie. Musiał zajść mu za skórę już wcześniej. – Który Wroński? – odezwała się powoli, ważąc przy tym słowa; pamiętała przecież o młodszym bracie Daniela, kto wie, może i on kręcił się teraz na Nokturnie. Miała jednak dziwne przeczucie, że nie chodzi o obcego jej mężczyznę, a właśnie o tego, który w trakcie sylwestra zdradził się ze swym obecnym miejscem zamieszkania. Łudziła się, że uda się tego uniknąć, mieszania go w śledztwo, teraz nie miała już jednak takiej pewności. Tym bardziej musiała dowiedzieć się, co on tam robił - i czy współpracował z przemytnikami, których ścigała. – Bo ja wiem... Po prostu Wroński... Wysoki, ma wąsy... – Znów wzruszył ramionami, nie spodziewając się raczej, że zacznie go o niego wypytywać. Albo że są jacyś inni Wrońscy, o których powinien wiedzieć. – Gdzie to było? Myślisz, że siedzą w interesie razem? – zadała kolejne pytania, próbując zachować przy tym neutralny ton głosu, choć przecież serce przyśpieszyło swój bieg, a na języku rozlewała się gorycz. Dopiero wtedy młodzik rozgadał się bardziej, korzystając z okazji, że na ten temat mógł powiedzieć coś więcej; podał jej pseudonim czarodzieja, który miał rozprowadzać po Nokturnie diable ziele, ale i podobno śnieżkę, opisał również wspomnianego dupka, przyznając, że mógł on posiadać interesujące ją informacje, lecz nie był przy tym skłonny do dyskusji. A przynajmniej nie z nim.
Potrzymała go tam jeszcze kwadrans, wypytując o wszystko, co wydawało jej się istotne, a także zlecając zdobycie kolejnych plotek – choć Mantykora nie interesowała strażniczki tak bardzo, jak wspomnienie nieudanej transakcji, to poprosiła i o podsłuchanie pogłosek dotyczących tożsamości nowego właściciela przybytku. Możliwe, że nie było w tym nic niezwykłego, że poprzedni po prostu zapragnął opuścić Londyn, wyjechać na wieś, albo miał też problemy finansowe, z których wykaraskać się mógł jedynie sprzedając lokal. Chciała jednak wiedzieć o wszystkim, o czym tylko mogła. Dopisać to do skrupulatnie tworzonej mapy Nokturnu. Kiedy skończyli rozmawiać, puściła Runcorna przodem, przypominając, by nie biegał więcej, bieganie przyciągało zbędną uwagę. Niewiele później i ona opuściła kryjówkę pisarzy, planując wrócić do ministerstwa – i dokładnie przemyśleć sobie to, czego się dowiedziała.

| zt (~1300 słów)


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]21.09.20 22:50
11 sierpnia 1957 r.


Po prawie pięciu miesiącach te myśli stały się ponure. Tak samo ponure jak rzeki trupów rozkładające się w londyńskich zaułkach, jak te pojedyncze krzyki rozpaczy ginące między mglistymi kominami portowej dzielnicy. Po pięciu miesiącach nadzieja już bladła, a serce siostry zaczynało się kruszyć. Skończył się szacunek dla własnych dróg i tajemnic, dla misternych obietnic powrotu. Jeśli nie umiał wrócić, to należało go sprowadzić. Dłużej nie mogła czekać. Dławiła się przesuwającymi się zbyt mozolnie dniami, nałogowo zatapiała oko w krzywym kawałku lusterka, wyobrażając sobie, że w końcu ujrzy skrawek uśmiechu, siny policzek lub choćby kawałek wytarganej czupryny. Brakowało jej go. Był jednym z dwóch ludzkich istnień, które musiała mieć przy sobie od lat, nad którymi obiecała czuwać już do końca świata. Tylko świat się nie kończył, choć dla wielu Londyn umarł wraz z nadejściem wiosny. Philippa nie chciała się żegnać. Przeczuwała, że istnieją drogi, okna, twarze, które znały odpowiedzi i potrafiły pokazać jej, dokąd poszedł i czy wciąż żyje.
Istniała także więcej niż jedna dusza, która odczuwała niepokój. Nie wolno mu było rozpływać się w powietrzu, nie wolno mu było dać się zadeptać jakiejś uprzedzonej szui między mdłymi błyskami ulicznej latarni. Mógł jednak potrzebować pomocy, a one wychodziły temu naprzeciw – czy tego chciał czy nie. Znów podążały jedną ścieżką, badając niemożliwe ślady pośrodku wielkiego bałaganu, w sercu wojny wspinającej się nachalnie po pokruszonych kamienicach portu. Nigdy nie pomyślałaby, że właśnie tak to będzie. Złączyła je troska, uparta, niewyciszona potrzeba odnalezienia swojej zguby. Czy spodziewał się tego? Czy jeszcze o nich pamiętał? Dziesiątki razy wyobrażała sobie ten powrót, własne wrzaski, rękoczyny, kubeł wody spływającej wodospadami po wstrętnym pysku, krzywe spojrzenia, kąśliwe uwagi i stuletnie, nieporuszalne oburzenie, które jednak zniknie, jak tylko będzie mogła zamknąć go w ramionach. Ryzykowały. Hania szczególnie, ale przedłużająca się cisza nie potrafiła najwyraźniej utrzymać ich w kryjówkach. Philippa zaczęła węszyć już w lipcu. Udało jej się dotrzeć do Frances, ale ta nie wiedziała niczego o swoim bracie. Zupełnie jakby przestał istnieć, pozostał nienaruszalny jedynie w ich wspomnieniach. Nie miała przeczuć, nie wierzyła żadnym łatwym do przyswojenia scenariuszom. Nie poprzestała, kiedy na horyzoncie nie pojawił się już żaden trop. Marynarze milczeli, Boyle miał ją w nosie, a jego jeszcze bardziej. Tkwił w swoich sprawach, nie służąc jej żadnym swoim kontaktem. Działa więc sama, ale ta batalia z tygodnia na tydzień stawała się bardziej dobijająca. Może dlatego dziś znalazły się tutaj razem. Jako te dwie, może ostatnie dwie, które pamiętały. Szły razem, Philippa ściskała w dłoni skarpetkę Keatona, którą co jakiś czas podsuwała pod nos psidwakowi. Skupiony ciągnął je za sobą, trzymał pysk blisko zabłoconych chodników i tylko czasem gubił trop, kiedy jakiś trup znalazł się w zasięgu jego nosa. Ciągnął mocno, gnany zwodniczą pewnością. Czy wiedział, że poszukiwał swojego pana? Wieczorem zapachy stawały się bardziej wyraźne, było sucho, otoczenie wydawało się szorstkie, głuche i śpiące. Nie miała pojęcia, czy uda im się dowiedzieć czegokolwiek, ale musiała iść dalej. Popatrzyła zamyślona na Hannah. Chyba w głębi czuła ulgę, że nie jest sama, że nie walczy z tą tęsknotą w samotności.
– Zawsze miał głupie pomysły – mruknęła nagle, przerywając ciszę. Skrzywiła usta. Ścisnęła mocniej w dłoni ten przeklęty kawałek materiału. – Keat, Keat, ten święty bohater. Porywał się nagle do tych wielkich historii. Merlin jeden wie, dokąd go pociągnęło tym razem. Pewnie ratował jakieś mugolskie dziecko i ktoś go potraktował paskudnym zaklęciem. Albo coś go przytłoczyło i zwiał stąd, daleko stąd – dywagowała głośno, ale zaraz potrząsnęła w proteście głową. – Nie, nie zrobiłby tego. Nie rzuciłby tego wszystkiego tak po prostu. Przynajmniej tak mi się wydaje. Może wplątał się w jakieś szemrane towarzystwo. Wszystkie tropy okazały się puste, zupełnie jakby przestał istnieć – mówiła przygnębiona. Dość miała już wrzucania na luz, wiecznego podnoszenia się na duchu i szanowania jego własnych, męskich spraw. To przestało być tylko jego sprawą. – Uduszę go, Hannah. Przysięgam, uduszę – rzuciła szorstko po chwili i przeniosła spojrzenie na dzielnego Nochala. Świetnie sobie radził. Prowadził je… Właściwie gdzie? Następna boczna uliczka kryjąca milion sierocych dramatów. – Cieszę się, że jesteś tu ze mną – dodała po chwili, zbyt ckliwie i zbyt szczerze.


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 04.12.20 22:40, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]21.09.20 22:50
The member 'Philippa Moss' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Kryjówka pisarzy - Page 5 PB0XXgd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kryjówka pisarzy - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]22.09.20 13:57
Tak wyczekiwane zmiany nie nadchodziły. Nie dokonali niczego przełomowego, nie udało im się odbić miasta, pokonać Rycerzy, konflikt trwał, wojna miała się w najlepsze. Ci, którzy dopchali się do koryta korzystali ile mogli, tarasując drogę wszystkim pozostałym. Bogacili się łowcy ingrediencji, kupcy, poszukiwacze artefaktów, zielarze, alchemicy. Popyt na drogocenne dziś towary był ogromny, nagle okazało się, że wielu tym, którzy dotąd stali z boku i tylko śledzili polityczne rozgrywki zaczęło się to opłacać. Zostali w Londynie, wyrzekli się swych przekonań dla obietnicy dobrobytu, który po wojnie gwarantowałby im dostatnie życie. Straciła kontakt z wieloma dostawcami, handlarzami z Pokątnej. Dziś jej głowa była na wagę złota, nie mogła ufać nikomu. Zmienił się też port. Odmówiono jej transportów, które nigdy wcześniej nie były problemem. Marynarze, dla których liczyła się tylko butelka i pełna sakwa zadeklarowali, że ugoszczą ją szczególnie. Wiedziała, co to oznacza. Mieli szybko się wzbogacić dzięki jej głowie. Listy gończe rozwieszone po Londynie już każdemu wryły się w pamięć. Mieszkańcy wiedzieli, jak wyglądało chodzące złoto, wiedzieli, co zrobić, aby je dostać. A tu, po przejęciu portowych dzielnic przez Rycerzy Walpurgii, zrobiło się jeszcze bardziej niebezpiecznie.
Ale nie mogła nie sprawdzić, czy naprawdę się tu nie ukrywał; czy list Philippy nie był tylko wrednym żartem. Czy naprawdę wydarzyło się coś złego.
Zawsze miał głupie pomysły. To zdanie, jeszcze nim zostało wypowiedziane głośno, szumiało jej w głowie od tygodni. Był też odważny, ale i młody, butny. Sądził, że jest w stanie wszystko zrobić sam, wepchnąć się w największą kabałę wybrnąć z niej jakoś. No właśnie, jakoś to wszystko będzie, poukłada się. Jakoś zrosną się połamane kości, jakoś się wykaraska. Potrafiła go sobie wyobrazić takiego, wzruszającego ramionami, z pewnym, zabójczym wręcz spojrzeniem i zacięciem na twarzy. Blizny dodawały mu powagi, wieku, a krzywy nos od dawna sprawiał, że z twarzą dziecka nie miał nic wspólnego. Marynarzom, pijakom, dałby radę. Nie widziała go dogorywającego w rynsztoku, złamanego, pobitego i nie mogącego wrócić do domu. Ale mogło stać się coś gorszego. Widziała na spotkaniu Zakonu jego chęć działania i zapał do pracy, wiedziała, że nie spocznie póki nie zrobi czegoś więcej, póki nie osiągnie swojego celu. Enigmatyczny list jaki jej wysłał początkowo zlekceważyła, wciąż niepewna jak czuje się z myślą, że jego i Tonks relacje były znacznie bliższe niż mogłaby przypuszczać. Później uznała, kiedy w końcu mijały dnie, tygodnie, a on się nie pojawiał, że to zemsta nim kierowała. Odpłacając się pięknym za nadobne odwrócił się z dnia na dzień, znikając z jej życia jak ona z jego przed pięcioma laty.
— Boję się, że wpadł na pomysł, by wejść na Nokturn i tam, po cichu...— zawahała się, ale przecież nie było już tajemnic tych i tamtych. — Inwigilować wrogów. — Naszych, bo Keat był jednym z nich.— Mógłby to zrobić. — stwierdziła smętnie, nie patrząc Na Philippę. Odgarnęła tylko z twarzy gęste złote loki, przykryte ciemnym kapturem, które miały choć trochę skonfundować łowców głów. — Udać jednego z nich, ludzi Sama Wiesz Kogo, by rozpracować ich od środka. Miał do tego głowę. Miał też nosa, gdzie wejść, do kogo zagadać. Ale czy dla własnego bezpieczeństwa, zniknąłby tak bez słowa?— spojrzała na Philippę. — Sprawdzałaś, czy w Parszywym nie ma jakiś dziwnie wyglądających fiolek?— zmarszczyła brwi, spoglądając znów na psa. Może powinna spróbować włamać się do jego chaty w Oazie, sprawdzić, czy nie zostawił tam czegoś cennego. — Może musiał porzucić dotychczasowe życie, żeby gdzieś działać pod przykrywką — gdybała, ale czy wtedy nie dałby znać o tym nawet Just? Nie chciała myślec o tym, że jej dywagacje prowadziły do prostych konkluzji. Nie chciała w to wierzyć; wszystko musiało być z nim w porządku.
Skręciły w uliczkę, prosto za psem tropiącym zapach swojego pana. Zadumała się na chwilę, wyrywając z odrętwienia dopiero, kiedy się odezwała. Spojrzała na nią niepewnie; nie znały się za dobrze, a każda komórka jej ciała ostatnim razem mówiła jej, że siostra Keatona nie pałała do niej szczególną sympatią. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.
— Znajdziemy go — obiecała, po czym zamilkła nasłuchując. Gdzieś słychać było czyjeś kroki. Zamarła, serce podskoczyło jej do gardła. Pies stanął pod drzwiami jakiegoś lokalu, może warto było to sprawdzić. Naciągnęła kaptur mocniej na głowę, włosy wyciągając spod niego do przodu, by jak najmocniej okryły twarz z plakatów. Pchnęła drzwi i weszła do środka jako pierwsza. Ryzykowała, ale kto dziś w tej paskudnej rzeczywistości tego nie robił?


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kryjówka pisarzy - Page 5 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]08.11.20 23:48
Deszczowy Londyn był zawsze ponurym miejscem. Takie wyznanie z ust kogoś, kto pół życia spędził w lochach Tower brzmiało może dziwnie, ale miasto z każdym dniem mojej wolności coraz bardziej przypominało więzienie. Szare budynki ograniczające widok nieba i ciemne chmury zasłaniające gwiazdy potrafiły wywołać w człowieku poczucie duszności. Zimno, wilgotno i bez oczywistej drogi ucieczki z labiryntu identycznych uliczek, u których zakończenia najczęściej widniał zaślepiający ją budynek z czerwonej cegły, dziwnie poszarzałej w londyńskim powietrzu. Nie było takiej chwili, by większość miasta nie znajdowała się w cieniu. Czy to zwiastujących opad chmur, czy blokujących słońce domów. A cieniem przemykały szczury i koszmary. Rynsztokami płynęła brudna deszczówka, którą co jakiś czas rozchlapywały buty spieszących się czarodziejów. Ludzie przemierzali ulice jakby nie mieli twarzy, ukryci pod kapturami, kapeluszami i parasolami, pochyleni, by nie moczyć wystających spod kołnierzy policzków.
Z tym zawsze kojarzył mi się Londyn. I tak też zawsze widziałem go, gdy wspominałem go z drugiego końca świata. Zasnuty mgłą i deszczem krajobraz, z szumem ściekających po bruku strumieni. Dlatego dziwne było dla mnie miejsce, w którym ostatnio się znalazłem. Pełne słońca i ciepłe. Dachy zdawały się nie rzucać takiego cienia jak zwykle, a chmury pozwalały słońcu bez przeszkód tańczyć na suchych i zakurzonych ulicach. Powietrze było suche, owiewało gorącem zamiast kleić się do ciała, a kroki na ulicy rozbrzmiewały bez charakterystycznego chlupotu. Wszystko to sprawiało, że czułem się jakbym wyjechał na więcej niż ledwie kilka miesięcy. Nie poznawałem tego miejsca, choć układ ulic wydawał się być wciąż ten sam i ani razu nie miałem problemu z odnalezieniem właściwej drogi. Nowy Londyn był słoneczny, suchy i przyjemny. A to sprawiało, że czułem się w nim źle. Za mało cieni, którymi mogłem przemykać wraz ze szczurami, za mało deszczu, który zmywał każdy poprzedni dzień z murów i za mało dusznego przytłoczenia, które zmieniało miasto w więzienny labirynt. Nowy Londyn był mi obcy. Nie lubiłem gorąca, nie lubiłem upałów. Byłem człowiekiem trzaskających mrozów i wiecznego zimna, nie przywykłem do ciągłego uczucia ciepła.
Szedłem niespiesznym krokiem, po wcześniej zaplanowanej trasie. Dzielnica portowa nawet latem śmierdziała rybami. Przynajmniej to jedno się nie zmieniło. Spacerując rozglądałem się uważnie szukając czegokolwiek niezwykłego. To był mój sposób na spędzanie wolnego czasu. Szukanie tych, którzy nie zgadzali się z nowonastałym porządkiem. Patrolowałem ulice w poczuciu patriotycznego obowiązku, upewniając się, że nikt nie maluje na murach opozycyjnych haseł ani nie próbuje rozdawać Proroka Codziennego czy innych, nielegalnych broszur. Nie najważniejszy był jednak efekt. Spacery okazały się świetnym sposobem na oczyszczenie głowy i zebranie myśli.
Drzwi do Kryjówki pisarzy były kolejnym punktem na mojej mapie. Nieczęsto kogoś tu spotykałem, ale miejsce zawsze wydawało mi się dobre na tajne spotkania. Nikogo nie dziwiło, że przychodziło tu dużo obcych ludzi, a jednocześnie mało kto zaglądał tu bez powodu. A poza tym, lubiłem wili śpiew. Świetnie zracjonalizowałem sobie powód, dla którego zawsze, gdy moja trasa wypadała na dzielnicę portową, zachodziłem właśnie tu. Nie potrzebowałem twórczych porad, ale z przyjemnością wsłuchiwałem się w aksamitny głos i wdawałem w konwersację z uroczą, nieco przeźroczystą panną. Oczywiście, zwykle byłem tu sam. Nie tym razem. Wychodząc zza rogu zobaczyłem znikający w wejściu rąbek szaty. Złapałem za klamkę zanim drzwi uderzyły we framugę i ponownie je otworzyłem. W środku dostrzegłem odwrócone do mnie tyłem dwie sylwetki oraz psa.
- Cóż za urocza niespodzianka - za moimi plecami kliknął zamek, gdy drzwi wreszcie się zatrzasnęły. - Zawsze miło spotkać inne, artystyczne dusze - nie miałem powodów podejrzewać niczego niezwykłego. Poza faktem, że w obecnych czasach niespecjalnie ufałem postaciom w kapturach. Zapewne dlatego, że na dworze było za ciepło, by uszy mogły marznąć. Zapewne dlatego, że sam z nich korzystałem, gdy chciałem ukryć swoją twarz przed tymi, którzy mogliby na moją głowę wciąż polować. Nie jednak też na tyle, by wyciągać w kierunku nieznajomych różdżkę. Wystarczyło mi, że była jak zawsze pod ręką. Uśmiechnąłem się zimno w oczekiwaniu na odpowiedź.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kryjówka pisarzy - Page 5 B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]13.11.20 14:08
– I tam wejdę, jeśli trzeba – odparła bez melodii strachu skrywającej się w kącikach ust, bez drżenia serca pod ciemnym płaszczem. Bez zawahania. Prowadził ją rydwan przerażających emocji. Możliwe, że nigdy wcześniej nie czuła takiej udręki i takiej złości. Pustka wydawała się jeszcze kilka miesięcy temu wręcz niemożliwą iluzją, żartem sennego scenopisarza. A teraz dławiła i to całkiem realnie. Miała przeczucie, gardło pęczniało chorobliwym niepokojem, stopy nie umiały powstrzymać kroków. Przez tę chwilę zdawało jej się, że wyciągnie go nawet z tronu śmierci. Jakkolwiek to uczynią, miał zaraz stanąć tu przy nich i już nigdy więcej nie robić takich numerów. – Jak będzie trzeba, to zrobię z nim dokładnie to, co z psidwakiem. Zapnę na smyczy. Cholerny Keat. Jak wlazł na Nokturn, sądząc, że tam mnie jeszcze nie widzieli, to się grubo pomylił. Zaraz sobie przypomnę, kto z tamtejszych jest mi winien przysługę i sprawę załatwimy szybko – oświadczyła ostro, patrząc uparcie przed siebie. Prawie natychmiast przywołała niewdzięczne pyski z ponurego londyńskiego świata. Choćby Wrońskiego, choćby i tego całego… Jeffreya od piersiówki i bardzo wygodnej komody. Wokół niej kręciło się wielu takich, którzy mieli swoje za uszami. A ich czyny z pewnością przerastały szczeniackie gównoplany Keatona. Znajdą go, złapią i wrzucą prosto w jej ręce. Philippa była zdeterminowana, roznosiło ją. Nie miała w sobie spokoju, nie myślała powoli, nie zamierzała wiecznie czekać na dobre okazje i moment, w którym sam zastuka w jej drzwi i uklęknie, dzierżąc w łapie zbitkę zwiędłych badyli z Psiej Wyspy. On już dobrze wie, z kim zadarł i wie, że ona nie przestanie. Może zaangażowania Hanki się nie spodziewał, ale Philippa w ogóle go nie powinna dziwić. Choćby się schował w najciemniejszej jaskini na środku oceanu, wkurwienie Moss powinien czuć na setki mil. O tak. Mieli do pogadania. – W Parszywym żadna flaszka nie wygląda normalnie. Zresztą nie tam bym szukała jego ciemnych sprawunków. Zanim zniknął, załatwiłam mu trochę mikstur. Oby pomogły mu przeżyć, a nie wpędziły do grobu. Skurczybykmruknęła, na końcu zginając swój gniew w kamiennej pięści.
– W cokolwiek teraz gra, dowiemy się tego. Ubzdurał coś sobie i nie chce odpuścić – podsumowała gorzko, wyraźnie niezadowolona z tej tak krzykliwej oczywistości. Port i Parszywy byli za blisko Moss, więc jeśli faktycznie kombinował coś większego, nie podałby się jej tak na tacy. Musiał więc zniknąć. Mimo to zdawało jej się, że pierwszy trop musiał być gdzieś tutaj. I że zabłądzona łódź w końcu wróci do swojej przystani. Albo nie wytrzyma, albo popełni błąd i tak wpadnie prosto w ich pułapkę. Na to liczyła, choć cudów też się nie spodziewała. To spryciula, umiał się ukryć, nie żył w tym syfie od wczoraj. Może miał mleko pod nosem, ale nie był głupi. Wiedział, co się z czym je i za dobrze znał ją. A może i je obydwie? Tylko z pewnością nie spodziewał się takiej drużyny. Gdyby Moss wyrzuciła z siebie kotłującą się lawinę przekleństw, zapewne upadłyby stare portowe kamienice. Zupełnie jakby była bombardą. Rozwali połowę miasta, ale wreszcie go znajdzie.
Moss w przeciwieństwie do Wright nie musiała się kryć. Nie potrzebowała też kapturów i osłon, które odebrałyby brzydkiemu otoczeniu widoki jej ładnej buzi. Może to nierozsądne, może mogłaby przyciągać za bardzo tych, na spotkanie z którymi nijak nie miały teraz ochoty. A może właśnie mogło jej to przysłużyć? Na ulicach portowej dzielnicy widok barmanki z doków nie powinien jednak już na nikim robić wrażenia. Jej buzia nie zdobiła słupów i zapewne nigdy na nich nie zawiśnie. Nie żałowała. Przynajmniej mogła robić, na co tylko miała ochotę, zupełnie wbrew temu, co niektórzy tak chętnie jej radzili. Niedoczekanie.
Pies szedł pierwszy, wyprzedzał je ze swoim czułym nosem. W tajemniczej kryjówce mógł go wręcz uczulić ten bukiet niespotykanych woni. Obcy, sekrety, podejrzane substancje i Merlin jeden wie, co jeszcze się tam znajdowało. Gniazdko gagatków, gniazdo naćpanych portrecistów. Czy tym było to nietypowe wnętrze? Kroki za plecami skupiły uwagę psidwaka. Uniósł łeb, a zaraz potem Philippa zachęcona jakże serdecznym głosem, obróciła się w stronę tego wielkiego artysty. Czy możliwe, by znała ten głos? Echem niosły się niepokoje, ale nie przestraszyła się ich. Odważnie popatrzyła w stronę tajemniczej postaci w kapturze. – O tak, poszukujemy natchnienia – przyznała, robiąc krok w stronę niewiadomej sylwetki. – Wydaje mi się, że ty jesteś bardzo natchniony. I że znam twój głos – kontynuowała w zamyśleniu. Lekko uniosła brew. Nawet w tym mroku mógł widzieć jej spojrzenie. – Kim jesteś? – zapytała więc ostatecznie. Dłoń wystrzeliła w powietrze, by zwolnić gdzieś w połowie tej drogi. Sięgnąć chciała do skrawków kaptura, aby obnażyć jego sekrety, by zaspokoić ciekawość, by zajrzeć pod.
Oby Hannah gdzieś tam za nią nie zbladła na ten gest. Z rumianymi policzkami wzbudziłaby więcej zaufania u przypadkowych portowych.. hultajów.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]30.11.20 1:16
Spojrzała na Moss spojrzeniem, którym obdarowywało się chojraków gotowych przenosić góry, nie umiejąc nawet podnieść głazu. Nie powiedziała jednak nic, nie chcąc odbierać jej determinacji. Bo tego nie mogła Philippie odmówić. Determinacji. Martwiła się o Keata, chciała go odnaleźć i wierzyła, że była gotowa pójść za nim wszędzie. Ale Aleja Śmiertelnego Nokturnu to nie doki, ani nawet Wyspa Psów. To było siedlisko zła. Prawdziwego, czystego, żywego. Nikt o zdrowych zmysłach się tam nie zapuszczał, a już na pewno nie sam. Przytaknęła cicho, przyglądając jej się dłużej. Kto z Nokturnowych potworów mógł wisieć jej przysługę? Z jakimi potworami się zadawała?
— Dużo takich znasz? — spytała, podłapując temat. — Czarodziejów z Nokturnu?— Nie odrywała od niej spojrzenia; może błędnie sądziła, że Moss nie ma z tym światem nic wspólnego. Ale tym gorzej dla niej. Jakiekolwiek powiązania z Nokturnem nie czyniły jej silniejszą tylko słabszą. Ci, którzy rzekomo wisieli jej przysługę pozbyliby jej się raz dwa. Nie zwerbalizowała jednak swoich myśli; wyjątkowo dziś zamknięta we własnych przemyśleniach i rozterkach. Gdzie u licha był Keat?
— Jakich mikstur?— dopytywała. Jeśli Burroughs się do czegoś skrycie przygotowywał to musiał planować jakieś bagno. Tonks nie wiedziała, co się z nim dzieje, nie mógł więc robić tego na polecenie Zakonu. Ale czy na pewno? Czy powrót Freda nie dowodził, jak bardzo była w błędzie? — Phills— zaczęła, nabierając powietrza w płuca, po chwili jednak zrezygnowała z powiedzenia czegokolwiek. Pokręciła głową tylko. Keaton, nawet jeśli jeszcze w czerwcu gdzieś mignął jej w Oazie, nie odezwał się od maja ni słowem. I sama nie wiedziała czego spodziewać się po chwili, gdy go odnajdą — bo musiały, w końcu musiały na niego trafić. Zaczynała się niepokoić. Martwić. Podejrzewać go o głupstwa, których może nigdy by nie popełnił, ale jeśli nawet jego siostra nie miała pojęcia, gdzie się podziewał, coś było nie tak. Bardzo nie tak.
Poprawiła ciemny kaptur peleryny, wkraczając za barmanką do lokalu. Rozejrzała się po nim ukradkiem. W pierwszej chwili nie usłyszała, że drzwi za nią się nie zatrzasnęły — ktoś włożył między nie a framugę nogę, przytrzymał je dłonią. Dopiero głos, który jakimś cudem przeszył ją na wskroś, paraliżując na moment, sprawił, że zesztywniała. Nie odwróciła się; może nie mówił do nich? Przypadkowy klient, gość. Ale Moss się odwróciła, by mu się przyjrzeć i była przekonana, że już gdzieś go słyszała. Ona nie. Była pewna, że zapamiętałaby. W jego tembrze był coś niepokojącego; coś, co nakazywało jej odwrócić się nie odsłaniając twarzy i wyjść, a potem szybko zwinąć się z portu. I wbrew szeptom rozsądku nie zrobiła tego. Ale nie odwróciła się też, choć pewnie jeszcze bardziej lekkomyślnie było stać tyłem do kogoś, kto mógł jej zrobić krzywdę. W twarzy Philippy próbowała odczytać jakieś emocje — poznawała go? W jej oczach, choćby chciała, nie mogła jednak dostrzec odbicia za plecami. Spod kaptura palcami wyciągnęła blond kosmyki, niby niewinnie, w dbałości o fryzurę wyszarpała ich więcej z luźnego upięcia, licząc na to, że okryją silniej jej twarz. I zsunęła go na tyle, by odsłonić jej kawałek, nie chcąc przyciągać uwagi próbą ukrywania się. Dopiero wtedy spojrzała za siebie przez ramię; katem oka spoglądając na postać za sobą.
Nie odezwała się, przynajmniej na razie, polegając całkowicie na Moss. Być może był to ktoś, kogo znała i kto mógłby jej wskazać poszukiwanego gnojka. Kiepsko radziła sobie z aktorstwem, więc zostawiła barmance pierwsze skrzypce, sama przesunęła się dalej, mijając ją i zaczęła rozglądać się za znajomą, barczystą sylwetką, za krzywym nosem wciśniętym do jakiegoś kufla.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Kryjówka pisarzy - Page 5 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]28.06.21 23:54
stąd

Cichy głos Finley i ta twarz, która raczej zdawała się prowokować, niż uspokajać sprawiły, że zmrużył oczy i zmarszczył ciemne brwi, odchylając się na chwilę do tyłu. Nie spuszczał zwrotu z niej, nieufnie, niepewnie — nie wiedząc co myślał. Czy mówiła prawdę, czy nie? Ale dlaczego miałaby go oszukiwać? Ciche "mhm" wydostało się z jego gardła, jakby miało być czymś w rodzaju potwierdzeniem, ale tak naprawdę wyleciało z niego samo, nieświadomie. Wypadło, jak portmonetka z torby podczas biegu, przypadkiem i zupełnie niezauważenie.
— W porządku — uwierzył jej, a przynajmniej na tym zakończył swoją podejrzliwość. Mimo to, że nie była zła — nie odpisała mu. Nie chciała? Nie miała czasu? A może jednak naprawdę była nabzdyczona aż do dzisiaj? Niemożliwe, żeby jego widok przyprawił ją nagle o dobry humor. Mhm. Znowu. — Wiesz co pomyślałem?— spytał, podnosząc się z krzesła, kiedy ona to także zrobiła, zostawiając niedopity cydr na stole. Zerknął na niego przelotnie, a później założył czapkę i wskazał jej drogę do wyjścia. Ppzez chwilę stał, patrzył w kąt, przyglądał się twarzy ciemnowłosego mężczyzny. To nie był jednak nikt znajomy, pokręcił głową. A może? Nie zdążył sprawdzić, poczuł jej dłoń na swoim nadgarstku, dał się pociągnąć na zewnątrz. I dopiero kiedy tam się znaleźli dokończył swoją myśl. — Pomyślałem, że tuż przed zbiórką, w nocy, albo o świcie, jeśli nie będzie żadnego patrolu w okolicy, można na samym placu i na murach przy drogach prowadzących na niego przylepić parę... plakatów, ulotek. Ludzie pewnie będą się zbierać wcześniej niż pojawią psy, albo sama zainteresowana.— Brwi nieprzerwanie ściągały się ku sobie. Nie był pewien, czy sam chciał to robić, tak jak nie wiedział, kiedy jego słowa wybrzmiały jak deklaracja lub propozycja.
Skręcili w boczną uliczkę, mieli do pokonania kilka przecznic. To on prowadził, wiedział dokąd.
— Byłaś kiedyś w kryjówce pisarzy? — spytał, pociągając ją za rękę, kiedy znów skręcali w boczną uliczkę. — Spotykają się tam artyści. Szukają natchnienia. Śpiewa tam duch wili.— Nigdy jej nie widział. Tej duszący, a zaglądał kilkukrotnie, ale słyszał jej głos. Dlatego tam wracał. Kiedy przekraczało się próg pokoju, kiedy niósł się po pomieszczeniu, trudno było już wyjść. Jego uszy wrażliwe były na tak piękne dźwięki. — Może natchniemy ich sami w inny sposób. Pisarze lubią opowieści. Plotki. Może ktoś napisze pieśń, którą zaśpiewa — usta wykrzywiły mu się w uśmiechu, ale był on raczej kwaśny niż serdeczny.  Kiedy podeszli do kryjówki, wyciągnął z torby dwie ulotki i przywarł do muru budynku. Jedną awersem, drugą rewersem, tak, by grafika przyciągała uwagę, a treść zmuszała do zastanowienia. Wyciągnął różdżkę, by rzucić zaklęcie trwałego przylepca również na nie.

| zaklęcie
ulotka:


Do każdego, komu życie miłe

-->Connaught Square jest miejscem, w którym każdy z nas może stracić życie - i miejscem, w którym wielu z nas straciło bliskich.

Aquila Black drwi z naszych żyć, przychodząc w najbardziej uciążliwy miesiąc roku i dla własnej uciechy rozdawać jedzenie nam, którzy nie mamy go pod dostatkiem. Rozdaje jedzenie w miejscu, w którym morduje nas i z uciechą chce patrzeć jak zniżamy się i upadlamy tylko po to, aby dostać kawałek chleba - coś, czego osoby pozbawione życia nie doświadczą, a do których możemy dołączyć.

Szlachta nie ma szlachetnych serc - szuka sposobu, aby wyplenić i zabawić się kosztem tych pod nimi. Musimy zadbać o swoje bezpieczeństwo i nie pozwolić, aby drwiono w taki sposób z miejsca, w którym każdy z nas może stracić życie za niewinność.

Fałszywa dobroczynność może być zasadzką do masowej egzekucji i rzeźni. Ostrzeżcie rodziny i przyjaciół - nie ufajcie zupie z trupa.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]28.06.21 23:54
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 18
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kryjówka pisarzy - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]29.06.21 2:31
Pozory. Dla obcych oczu musiała je zachować, było to lepsze niż chmurne odchylanie się na krzesłach, pozwalanie ciszy utworzyć jeszcze większy dystans, niż dotychczas miał miejsce. Uśmiech był prostszy, niż grymas niechęci, niż ukazanie, jak dziecinnie uraza potrafiła nieść się przez miesiące. I że to głupie, boczyć się za słowa, bo słowa to wiatr, a ten zwykł wiać jej w oczy. A ona się tym nie przejmowała. Sentymenty, chyba to sprawiało, że to, co mogło być niewinnym żartem, wzięła za coś zgoła innego. Zderzenie obrazów przeszłości z teraźniejszością, łagodniejszych w swym smutnym wydźwięku wywoływało nieprzyjemne zaciśnięcie się żołądka, bladość na palcach kurczowo trzymających pergamin. I łatwiej było odwrócić później wzrok na widok gołębiej bieli, odebrać wiadomość, odrzucić ją w kąt. Wykonać dwa kroki do tyłu, nim z drugiej strony nastąpi ten w przód. Durne, a mimo to posiadające w sobie niedorzeczną dozę ostrożności. Bo kiedy James mówił, to mówił celnie, zaś kiedy patrzył, tak zdawało się, iż widzi więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. I czasem, czasem miewała wrażenie, że mógłby ją zobaczyć. Nie Finley. Ją. Więc stąpała wokół sylwetki muzyka ostrożniej, ważąc w myślach każde wypowiadane zdanie, nigdy do końca szczere, nie bardzo też z kolei fałszywe. Sprzeczne. Wystarczające, by w pełni nie można było jej zaufać, a to natomiast pozwalało na wymknięcie się, ucieczkę przed wspomnieniami z życia, którego przecież nie było. Nawet teraz wiedziała, że żadna z odpowiedzi nie przyniosła mu ukojenia, że miał świadomość, iż ich spotkanie nie mogło wywoływać w niej wesołości, jaką po sobie ukazywała. Ale powiedział w porządku, tak też było w porządku. Puściła jego nadgarstek równie niespodziewanie, jak wtedy, gdy go pochwyciła, pociągając za sobą. Dłonie wsunęła w kieszenie płaszcza, nos wsunęła w ciepłe sploty szarego szalika. Śnieg skrzypiał pod podeszwami butów i to jemu poświęcała większą uwagę, niż otoczeniu. Przynajmniej do chwili, w której zdradził jej swój pomysł, nie wiedząc, czy bardziej zaskakuje siebie, czy tancerkę. Nie podejrzewała go o to, zawsze sądziła, że jeśli działał w podobnym duchu co teraz, to tylko dla Marcela, ograniczając się jedynie do konkretnej pomocy i nic więcej. To było...inne, ale nie było złe, nie sądziła, by mogło być złe.
- Skupiłabym się bardziej na ulicach prowadzących na plac, na tym, gdzie najbardziej kierują się oczy, gdy mija się je pospiesznie - zaciśnięcie ust, zmarszczenie brwi. Powinna coś dodać? Może lepiej było milczeć. To była propozycja, próba udowodnienia, że w porządku naprawdę istniało - Nie zbliżałabym się jednak do samego placu. Tam będą szlachcianki, a ich bezpieczeństwo to priorytet służb. Jedna dobrze urodzona panna jest warta więcej, niż wszyscy zgromadzeni w pubie - z racji pochodzenia, albo wartości, którą posiada i jaką można wcisnąć jakiemuś bufonowi. Dłonie wciąż w kieszeniach ukryte zacisnęła w pięści, zaraz je jednak rozluźniając - Nie sądzę więc, by pozostawiono to miejsce bez opieki. Poza tym to będą lady. Na pewno będą próbowali doprowadzić Connaught Square do używalności, tak żeby te delikatne kwiatuszki nie mdlały natychmiast na widok czerwieni. A to zajmie, nawet jeśli to próżny trud - krew zdołała się już weżreć w bruk, ile gniewnych duchów urzędnicy Ministerstwa musieli odesłać w niebyt? Nie chciała o tym myśleć, choć przecież powinna. Zwłaszcza teraz, tutaj. Podążała za nim bez pytania o ich cel, ufając, że tam, gdzie przyjdzie im się znaleźć, odnajdą wystarczająco dyskretnych uszu gotowych nieść co pikantniejsze wieści. Kiedy pociągnął ją za rękę? Kiedy w ogóle ją wyciągnęła, pozwalając zwisać bezwładnie wzdłuż biodra? Nieistotne, pozwoliła się prowadzić i wszystko wydawało się jakby znajome.
- Tak - mruknęła Finley. Była tutaj, nie raz. Nie dla artystycznej potrzeby obcowania z sercami podobnymi jej, a za zachętą Cilliana, który koniecznie chciał pokazać, jak wyjątkowe jest słowo pisane i jak wiele różnych od siebie osób potrafi się zgromadzić w jednym pomieszczeniu, snując wspólną wizję świata tworzonego. Po prawdzie była pewna, że Moore po prostu chciał zobaczyć, tego ducha wili i żeby jej udowodnić, iż było zgoła inaczej, zabrał ją z raz czy dwa na jakieś dziwne wieczorki poetyckie skąpane w oparach papierosowego dymu - Naprawdę sądzisz, że ktoś mógłby napisać pieśń? - aż uniosła brew do góry, a wraz z nią powędrował kącik ust w nader krzywym uśmiechu. Widząc, że Doe zajął się przyklejaniem ulotek - dobrze, nigdy nie była pewna swoich własnych talentów pod tym względem - sama zanurzyła się w świat tutejszej pisarskiej bohemy, śmiesznie marszcząc nos na wejściu. Ktoś by pomyślał, iż wojna odbiera tak wiele, nie wspominając o problemach z dostępem do poszczególnych produktów, a mimo to kryjówka pisarzy pozostawała tak samo zadymiona, jak ją pamiętała. Pomieszczenie nie było duże, płynąca z magicznego gramofonu cicha muzyka tylko pogłębiała klaustrofobiczne wrażenie, a jednak okupujący fotele oraz kanapy artyści nie wydawali się tym przejmować. Finnie zastyga, gdy pierwsze ciekawskie spojrzenia kierują się na nią, lecz porusza się zaraz płynnie, z lekkością, z obrotem na kości śródstopia wokół własnej osi, bo jest wśród swoich, a występy przed liczniejszym gronem przestały już przyprawiać ją o duszące zdenerwowanie. Na gwiazdy, występowała w cyrku!
- Życie jest tylko przechodnim półcieniem, nędznym aktorem, który swą rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie... - wypowiadała płynnie, acz nie miała zielonego pojęcia, o czym właśnie mówiła. Moore naciskał, żeby więcej czasu poświęcała rozwojowi umysłowemu, więc wciskał jej więcej książek - niezbyt bogatych w potrzebną wiedzę, a bardziej w romantyczny kicz - niż by chciała. Ten cytat powtarzał jednak często, kiedy pod wpływem natchnienia sięgał po pióro. Finnie sądziła wtedy, w zirytowaniu przewracając stronicami danej powieści, że mężczyzna specjalnie gada na głos, bo dzięki temu brzmi mądrze, no i może udawać, że faktycznie coś robi.
- ...W nicość przepada. Powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą - podjął inny głos, męski, przyjemniejszy, mający w sobie jakiś czar. Mężczyzna, o nieco luźniejszym odzieniu, ozdobionym kolorowymi koralikami oraz oczami podkreślonymi kohlem, chociaż specyficzny, tak cieszył się niezłym wzięciem jako pisarz, pomimo nietypowego wyglądu. Laurentis Levine, jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i nadzwyczaj irytujący w swym manieryzmie - Cóż sprowadza cię do nas siostro? - siostro, miała ochotę się wzdrygnąć. Zamiast tego przyłożyła wierzch dłoni do ust wciąż osłoniętych szalikiem, jakby tłumiła chichot.
- Och, niosą mnie legendy! - aż westchnęła, dramatycznie przysiadając na oparciu fotela, który na własność przejęła starsza wiedźma z barwnymi ptasimi piórami we włosach i strużką śliny w kąciku ust, bo najwyraźniej jedyne natchnienie, jakie na nią spłynęło, to słodki sen - Chciałam się przekonać, ile w nich prawdy - złączyła ze sobą dłonie, jak podekscytowany podlotek, który zaraz ujrzy swojego ulubionego zawodnika quidditcha wywijającego fikołki na miotle. Czy co tam oni wyprawiali.
- U nas legend ci dostatek - ktoś się zaśmiał. Ktoś inny gromko dorzucił, czy to o ich wspaniale duszną wokalistkę jej chodzi. Ale Finnie kręci głową, jakby zawiedziona, że tak utalentowani czarodzieje mogli wpaść na coś tak prostego.
- Nu-uh. Nie szukam waszej muzy, chociaż na pewno jest wyjątkowa. Przybyłam za śladami Krwawej Lady, ciekawa, czy kiedy czerń jej spódnicy sunie po ziemi, to zostawia za sobą czerwieni ślad - oświadczyła, przekręcając zaraz głowę, bo spotkała się z niezrozumieniem - Ach! Nie słyszeliście? Dzieciaki z doków snują opowieści. O damie, która nocami wyrywa serca przypadkowo napotkanych przechodniów, a następnie karmi nimi każdego, kogo po swej zbrodni spotka. Sama podobno wypija tylko krew ślicznych dziewcząt, najlepiej blondynek. Chociaż nie mam pojęcia, co do tego wszystkiego mogą mieć włosy - postukała się palcem wskazującym w zamyśleniu w policzek. Zdobyła ich zainteresowanie, tak jej się zdawało, czy pośród horroru dnia codziennego, ten na piśmie nie wydawał się lepszym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości? - Pewnie się boją, kto by się nie bał, że jak będzie to całe rozdawanie żywności, to do miski wleją im zupę z częściami ciała po tych, którzy zostali straceni na Connaught Square - aż zadrżała, zdjęta trwogą. Drgnęła raptownie, popielate oczy otwierając szerzej, rozglądając się po obecnych - Och, widzieliście może Celine? Tę śliczną blondwłosą baletnice, która lubiła tutaj nieopodal wirować w tańcu? Ona zawsze wiedziała, jak przekonać dzieciaki, do porzucenia głupich myśli - zmartwiła się okrutnie - Podobno została służącą lady Aquili Black, siostry po lordzie, na którego cześć zarządzono dzień żałoby, ale od tego czasu słuch o niej zaginął. Na pewno jej nie widzieliście? - dopytała zagubiona, pozwalając domysłom rosnąć. No dalej, podrzuciła im tyle wskazówek. Tylko głupcy pozbawieni wyobraźni by nie załapali, a miała do czynienia z pisarzami, najbłyskotliwszymi twórczymi umysłami.

| kokieteria I, kłamstwo II


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kryjówka pisarzy - Page 5 IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]29.06.21 20:12
Jej opinii na swoją propozycję wysłuchał z milczącym kiwaniem głową. Pewnie miała rację. Kobiety miewały w takich sytuacjach rację, jakąś magiczną intuicję, której nie potrafili nigdy okiełznać i zdobyć. trafne spostrzeżenia, nie chcieli przecież głupio ryzykować. Wiedział, co się stało z tą zakonniczką, która w sierpniu na placu postanowiła przeciwstawić się jawnie, otwarcie i z wielką dumą obecnej władzy i ludziom popierającym tego człowieka, którego imienia nie był w stanie bez obaw wypowiedzieć. Był tam wtedy, przez chwilę tylko. Nie po to, by patrzeć na biedaków prowadzących na ścięcie, poszedł za tłumem, nie wiedząc właściwie dokąd i po co. Obrazu, które widział tuż przed opuszczeniem terenu były nieprzyjemne, dobijające. I właściwie Marcel w swoich słowach miał rację — to mógł być każdy z nich. Tak jak zamiast Celiny mogła być Sheila. Odkąd to napisał nie mógł wyrzucić tego z głowy. Gniotło go od środka, zatruwało jak stare jedzenie zalegające w żołądku. Wcześniej wierzył, że jeśli wszyscy będą trzymać się z dala od kłopotów, ta praca może im się tylko opłacić. Teraz? Kiedy Tommy wrócił, a on obiecał pomóc Marcelowi, tylko narażali siostrę na niebezpieczeństwo. Tylko podsuwali wpływowym ludziom kolejne powody do tego, by potraktować ich tak samo lub gorzej. Zawsze ludzie traktowali ich tak samo...
— Jakieś to... — nie skończył. W ustach pojawił się jakiś kwaśny posmak, ale nie pochodził ze środka. Pojawił się z zewnątrz. Nagle. Zerknął na Fin przelotnie, jakby sądził, że będzie wiedzieć o co mi chodzi. Nie przeszło mu to przez gardło — że życie jednej, dobrze urodzonej kobiety, która nic w życiu nie osiągnęła, nie nauczyła się ciężką pracą, wszystko podsunięto jej pod nos, a złote pantofle wsadzono na stopy, jest więcej warte niż dziesiątki ludzi, którzy utrzymywali to miasto, pracowali i w handlu, sprzedając jej służbie żywność, i w transporcie, który przywoził jej jedwabie i kaszmiry, i w ogrodach, dbając o to by jej samopoczucie było na odpowiednio wysokim poziomie. I wszystkich pozostałych, piekarzy, dekarzy, stolarzy, marynarzy. I kiedy ci ledwo wiązali koniec z końcem, ona grymasiła z pewnością, że danie podano jej w złej temperaturze. Nie był tym zaskoczony. Znał niesprawiedliwość odkąd pojawił się na świecie. Wtedy jeszcze wydawało mu się, że właśnie tak skonstruowana jest rzeczywistość i trzeba się z tym pogodzić. Dopiero tacy ludzie jak Marcel pokazywali mu, że to nieprawda. Że oni wszyscy powinni być równi. Byli tyle samo warci.— Masz rację. Z pewnością będą dbali o plac, zabezpieczą go znacznie wcześniej, na wypadek gdyby historia miała się powtórzyć.— I znów mieli wpaść niezapowiedziani goście.
Kiedy podeszli do kryjówki, a pierwsza próba przyklejenia plakatu okazała się fiaskiem, obrócił się przez ramię na nią i zerknął z niedowierzaniem.
— Jasne, a czemu nie? — Uniósł brew. — Tam, gdzie życia odebrano, tam gdzie krew polała się. Karmić przyjdą fałszem i obłudą, wielcy panowie i ich paniusie— zaśpiewał cicho , spoglądając znów na plakat. Machnął różdżką raz jeszcze, ale pergamin wciąż nie chciał się trzymać. — Ci zakłamani, i ci mordercy, zakpią z biednych ludzi, te fujary, ci szydercy...— śpiewał dalej, choć zmienił język na romski, bezpieczniej było nie śpiewać tego głośno. Ktoś mógł usłyszeć, ktoś mógł zareagować. Nie chcieli tego wcale. Machnął znów różdżką, ale znów się nie udało. Co to miało być? Co się stało? Co nie tak było z tym papierem? Fin już weszła do środka, obejrzał się na nią przez ramię. Nie powinien jej zostawiać samej, ale musiał to załatwić i to szybko, póki nikt go wciąż nie widział. Ponowił próbę, aż w końcu udało mu się przytwierdzić ulotkę do muru. Skończył w chwili, w której drzwi od kryjówki się otwarły. Spodziewał się Fin, ale zamiast niej zobaczył jakiegoś czarodzieja z dłuższymi włosami, w starej, wypłowiałej kurtce. Wyciągnął z kieszeni papierosa, ale był wilgotny, nie chciał odpalić. Zaklął siarczyście pod nosem.
— Chcesz?— Tak się zupełnym przypadkiem stało, że miał przy sobie kilka własnych skrętów. Poczęstował mężczyznę i wskazał ruchem głowy na ulotki, które właśnie udało mu się przykleić, oczywiście udając przy tym, że widział je po raz pierwszy na oczy. — Wtedy, na placu, podczas egzekucji ścięli tego gracza quidditcha. Straszne. Jakieś to ironiczne, że w tym samym miejscu, gdzie odbyła się egzekucja ludzi, próbują urządzić fetę. Biorąc pod uwagę to wszystko, co się dzieje, nie zdziwiłbym się, gdyby próbowali zgromadzić tam wszystkich ubogich i masowo pozbawić ich życia.— Mruknął, mrużąc oczy. Nie miał pewności, z kim ma do czynienia, ale mężczyzna zaczął się przyglądać ulotce i czytać jej treść w skupieniu, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Ta Black ponoć miała służkę, stąd, z portu. Piękną jak anielica dziewczynę. Celinę, może kojarzysz? Drobna, złotowłosa. Kazała ją bez powodu osadzić więzieniu i stracić. Za niewinność. Tak po prostu, przestała jej być potrzebna — dodał po chwili, po czym klepnął go w ramię i uśmiechnął się szybko. Nie chciał, by zapamiętał jego twarz. Ruszył do drzwi, wszedł do środka, ale nie wchodził głębiej. Wzrokiem odszukał Finley. Wyglądała jakby świetnie grała swoją rolę. Podszedł do niej, po chwili i dotknął jej ramienia.
— Celinę? Ja słyszałem — przyznał, stając przed nią. Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, a potem wypuścił głośno powietrze z płuc. Oderwał od niej oczy, by przemknąć wzrokiem po pozostałych. — Ona... — zaczął znów, spoglądając na Finley, jak na obcą dziewczynę, do której przywiodło go znajome imię baletnicy. — Ponoć została stracona w Tower. A wcześniej wywleczona jak przestępca z Parszywego Pasażera... Prawie naga, nie pozwolono jej się nawet okryć. Była twoją znajomą? — spytał niepewnie, przechylając głowę leki na bok. Smutek i żal wstąpił na jego twarz. Przedstawienie niech trwa.

| perswazja I, kłamstwo II



rzuty...



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Kryjówka pisarzy [odnośnik]30.06.21 2:13
Chore. Instynktownie myślą dokończyła jego słowa, a popiół spojrzenia zetknął się na moment z piwnym, zielenią przetykanym. Rozumiał, a ona rozumiała jego. Czasami. Odwróciła wzrok, zaciskając usta w wąską linię, bo nie lubiła tego. Być zwiastunem gorzkiej prawdy; podcinającą skrzydła maszkarą; głosem rozsądku, który nigdy nie docierał do jej własnych uszu. Jednak świat obecnie był, jaki był, a oni pozostawali pyłem na wietrze w porównaniu do tych, w których żyłach płynęła błękitna krew. Oszukiwanie się nie wchodziło w grę, nie teraz, kiedy jednym błędnym krokiem oraz zrywem brawury mogliby wszystko zaprzepaścić. I narazić każdego, z kim mieli styczność.
- Musimy zakładać, że uczą się na błędach. Czasem lepiej jest przypisywać komuś większą bystrość, niż go lekceważyć - dziesiątki głów musiały pracować nad logistyką wydarzenia, nawet jeśli siłą napędową był zaledwie kaprys dobrze urodzonej panienki, której zachciało się ukazać swą głębię, choć dusza jej nie oceanem była, a zwykłą kałużą - Ale zawsze możemy odwiedzać miejsca, które znajdują się w pobliżu - zaproponowała cicho, niemal nieśmiało. Półksiężyce paznokci wbiły się we wnętrze dłoni, chwilą bólu przywracając się do porządku. Zerkając na Jamesa już pewniej dodała - Nie ograniczajmy się tylko do portu - wszyscy powinni widzieć, wszyscy powinni słyszeć. Czy ich poprą, czy nie, istnienie ulotek, drobnej skry buntu nie pozostanie niezauważone. Zarówno przez społeczeństwo, jak i przez tych, co dzierżą władzę. I martwiło ją to, że aż tak bardzo ją to nie martwiło.
Kamień opierał się magii zaciekle, a mimo to nie czuła szczególnie zniecierpliwienia, kiedy głos towarzysza niósł się w powietrzu, sprawiając, iż dotąd napięte mięśnie rozluźniły się na dźwięk znanych-nieznanych tonów, obcych słów żyjących tylko na ustach młodzieńca. Język romski, kultura, z jakiej się wywodził była jej równie daleka, jak jemu wzgórza gór Cuillin, ale pewne fragmenty, drobne elementy niczym prześwity przeszłości działały niemal kojąco, pomimo chaotyczności niekiedy się pojawiającej.
- Pieśni powtarzane są wieczne - sztuka potrafiła unieśmiertelnić jej wyznawców, czy i tym razem było to im pisane? Rozstali się, gdy cisza osiadła na jego ustach, kiedy wzrok nie dawał rady uniknąć widoku kolejnej zażartej bitwy między Doe a kamiennym murem. Zanurzyła się więc w inny świat, pełen niuansów oraz wypowiedzi, między których wierszami czaiło się czasem więcej, niż można by przypuszczać. Wślizgnęła się płynnie w swoją rolę, to drżąc z ekscytacji to z lęku, gdy zasłyszana legenda była zdecydowanie zbyt bliska prawdzie. I słuchali ją, może nie z ogromem przejęcia, acz oczy ich lśniły natchnieniem. Zanurzała się więc w obłudną toń swej opowieści, nim lekkie dotknięcie - niedotykajniedotykajniedotykaj - wybudziło ją z transu, nim odsunęła się odrobinę zbyt szybko, niż było to normalne dla zaskoczenia. Jednak dzięki temu wydawało się to bardziej naturalne, to, że się nie znali, że teraz w obliczu tej snutej prawdy, byli sobie obcy.
- ...Ona? - zapytała z nadzieją, ręce unoszą się, jakby miały dotknąć klatki piersiowej, lecz zatrzymują się w połowie ruchu. Nie ufa mu, nie ufa na tyle, by się cieszyć i ma racje, kolejne wieści wywołują bladość - pamiętasz, co czułaś na widok papierośnicy? - a następnie szklenie się tęczówek - zniszczone gniazdo jest tylko twoją winą - chociaż łzy nie płyną po policzkach. Bo może to kłamstwo, zły sen jakiś - Nie ma jej? - zapytała głucho, jak wtedy, gdy pytała o smocze dzieci. Nie ma ich? - Przecież. Dlaczego. Jak? - nie ukrywa twarzy w dłoniach, to byłoby zbyt przerysowane, nie tak wygląda prawdziwy cios, zachwianie świata. Wciąż pamiętała - Jak przestępca? Mówimy o Celine, o dziewczynie, która potrafiła zapłakać, kiedy przypadkiem nastąpiła na ślimaka? Jak to wywleczona? Przecież chyba miała zostać służącą lady Black, mówiła, że...że będzie dobrze, że będzie bezpieczna, pod opieką... - palce teraz splatają się ze sobą, to rozplatają. Ścieli ją, pozbawioną wszelkiej godności. Proszące spojrzenie unosi się na Jamesa. Za co? Pytają błyszczące wzruszeniem oczy. Nie mów, głoszą zaciskające się usta. Powinniśmy ruszać, krzyczy umysł, ale przedstawienie trwa, muszą doprowadzić do szokującej puenty.

| kokieteria I, kłamstwo II


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kryjówka pisarzy - Page 5 IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones

Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Kryjówka pisarzy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach