Zaczarowane Bryczki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Zaczarowane Bryczki
Dostojne francuskie abraxany stukają kopytami w bruk uliczki, mądrymi oczyma przypatrując się przechodniom, kiedy woźnica, siedząc na dyskach płotu znajdującego się obok, zagryza jabłko. Głębokie, malowane na różnobarwne wzory z symbolami zaczarowanego świata - różdżkami, bohaterami takimi jak Merlin, a nawet symbolami hogwardzkich domów czekają na pasażerów pod strzechą z zewnątrz wyglądającej na niewielką, a od wewnątrz powiększonej magicznie, stajni. Bryczki mogą zabrać pasażerów w dowolne miejsce, latające konie suną po niebie, a skomplikowane zaklęcia czynią pojazd niewidzialnym i nienamierzalnym dla mugoli. Kraksy z samolotami są na szczęście rzadkie.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:31, w całości zmieniany 1 raz
Lipcowa mgła, która osiadła na brukowanych uliczkach Londynu była dobrym odzwierciedleniem nastroju, w jakim Caley znajdowała się od początku miesiąca. Czuła, że coś nadciąga, że zbliża się wydarzenie, które odmieni jej życie, lecz nie była z tego powodu zaniepokojona, a raczej bezlitośnie obojętna. Straciła zainteresowanie nie tylko własnym dobrobytem, ale i reputacją, poświęcając czas na aktywności, które niekoniecznie byłyby mile widziane przez ludzi, którzy mieli na nią oko. Jej nieodłącznymi towarzyszami były kieliszki od wina i papierosy, a zatracanie się w nałogach było jedyną rzeczą, jaka mogła choć na moment pobudzić jej zmysły.
Wiedziała jednak, że musi utrzymywać grę pozorów, inaczej wszyscy bliscy na pewno domyślą się, że coś jest nie tak. Na ich listy odpisywała wylewnie, nie żałując atramentu, choć w głębi duszy czuła się pusta niczym dwie karafki stojące na jej nocnej szafce. Nie pamiętała nawet kiedy dała radę je opróżnić. Nie zmieniało to faktu, że musiała wziąć się w garść i zaprezentować światu lepszą wersję siebie; ze wszystkich możliwych aktywności wybrała taką, która miała realną szansę sprawić jej przyjemność.
Hjalmar był bez wątpienia jej ulubionym bratankiem, być może dlatego, że była blisko zżyta z jego rodzicami, a jego samego widywała dość często. Miała oczywiście konkurencje w postaci sióstr Eir oraz jej przyjaciółek, lecz nie czuła się zagrożona. Młody był Goylem, łączyła ich krew. Widziała w nim dawną siebie, a przynajmniej bardzo chciała żeby tak było.
Z Grimmauld Place odebrała go jeszcze przed południem, ubrana w schludną, butelkowozieloną szatę i z włosami spiętymi na tyle wysoko, by widać było, że nie jest guwernantką młodego, a członkiem jego rodziny. Czy ktoś na ulicy mógłby wziąć ich za matkę i syna? Szczerz w to wątpiła.
- Przygotowałam na dziś coś specjalnego – zapowiedziała mu, chwytając mocno jego rękę i prowadząc w stronę Ulicy Pokątnej; uśmiechała się szeroko, obserwując jego poważny wyraz twarzy – Opowiedz mi jak ci minął poranek, czy rodzice nie próbowali cię przekonać, byś namówił mnie do pozostania w domu?
W dobie czających się anomalii dzieci były szczególnie narażone na ich atak, lecz Caley nie mogła dłużej znosić tego, że mały Hjall trzymany był pod kloszem. Chciała pokazać mu kawałek świata, którego nie widział chyba już od dawna.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Hjalmar cały dzień czekał, aż przyjdzie ciocia Caley i pójdą... gdzieś. Nie miał pojęcia gdzie i dlatego to było takie ciekawe. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, anomalie były dla Hjalla trochę męczące. Szczególnie wymuszone przez niestabilną magię siedzenie w domu. Mlody Goyle i tak był wyjątkowo spokojny jak na dziecko, znosił to wszysto dużo lepiej niż inne dzieci, ale i on też zaczynał się trochę frustrować.
No ale w końcu nadeszła ta godzina. Caley przybyła na Grimmaud Place, a Hjalmar otworzył jej drzwi. Na pewno czatował gdzieś pod nimi. Szybko pożegnali się z resztą domowników dał się złapać Caley za rękę i już byli w drodze.
-Cały dzień się zastanawiam nad tym co wymysliłaś- podzielił się z nią. Caley była jedną z tych osób przy których Hjall zachowywał się nieco bardziej na swój wiek. Może dlatego, że czuł się przy niej bezpiecznie?
-Nie, nawet nie bardzo...- chyba rodzice chłopca też zauwazyli, że dzieciakowi przyda się nieco zmiana otoczenia. Potem powinien być przez jakiś czas spokojniejszy. A do tego skoro szedł z Caley to chyba nie było się czym martwić. Czarownica powinna w razie czego go wesprzeć swoją magią - ale musiałem wysłuchać na co mam uważać, że mam się nie zgubić i trzymać się blisko ciebie- westchnął ciężko na taką ilość przykazań.
-A sam poranek strasznie mi się dłużył. Dobrze, że nie postanowiłaś, że przyjdziesz po południu. W międzyczasie padłbym chyba z nudów. Okropnie jest tak na coś czekać- zauważył. Niby próbował się czymś zająć. Rysował runy, potem jakieś zielsko które znalazł w kuchni, próbował coś przeczytać, ale na niczym zupełnie nie mógł się skupić. Tak więc jakąś godzinę przed przybyciem czarownicy zaczął warować już w okolicy drzwi ciągle wynajdując sobie jakieś zajęcie w ich okolicy.
Cały czas dreptał przy swej ciotce i rozglądał się dookoła.
-Idziemy na Pokątną, prawda? - zapytał spoglądając na czarownicę, jakby szukając potwierdzenia swoich domysłów. Pokątna była chyba najciekawszą ulicą dla takiego małego czarodzieja jak Hjalmar.
No ale w końcu nadeszła ta godzina. Caley przybyła na Grimmaud Place, a Hjalmar otworzył jej drzwi. Na pewno czatował gdzieś pod nimi. Szybko pożegnali się z resztą domowników dał się złapać Caley za rękę i już byli w drodze.
-Cały dzień się zastanawiam nad tym co wymysliłaś- podzielił się z nią. Caley była jedną z tych osób przy których Hjall zachowywał się nieco bardziej na swój wiek. Może dlatego, że czuł się przy niej bezpiecznie?
-Nie, nawet nie bardzo...- chyba rodzice chłopca też zauwazyli, że dzieciakowi przyda się nieco zmiana otoczenia. Potem powinien być przez jakiś czas spokojniejszy. A do tego skoro szedł z Caley to chyba nie było się czym martwić. Czarownica powinna w razie czego go wesprzeć swoją magią - ale musiałem wysłuchać na co mam uważać, że mam się nie zgubić i trzymać się blisko ciebie- westchnął ciężko na taką ilość przykazań.
-A sam poranek strasznie mi się dłużył. Dobrze, że nie postanowiłaś, że przyjdziesz po południu. W międzyczasie padłbym chyba z nudów. Okropnie jest tak na coś czekać- zauważył. Niby próbował się czymś zająć. Rysował runy, potem jakieś zielsko które znalazł w kuchni, próbował coś przeczytać, ale na niczym zupełnie nie mógł się skupić. Tak więc jakąś godzinę przed przybyciem czarownicy zaczął warować już w okolicy drzwi ciągle wynajdując sobie jakieś zajęcie w ich okolicy.
Cały czas dreptał przy swej ciotce i rozglądał się dookoła.
-Idziemy na Pokątną, prawda? - zapytał spoglądając na czarownicę, jakby szukając potwierdzenia swoich domysłów. Pokątna była chyba najciekawszą ulicą dla takiego małego czarodzieja jak Hjalmar.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Obcowanie z Hjalmarem dawało jej dużo radości, bynajmniej nie dlatego, że wyraźnie miał do niej słabość. Ona także miała, a w dodatku nie uważała go wcale za naiwne dziecko; był spostrzegawczy i bardzo bystry jak na swój wiek, musiał wiedzieć, że atmosfera czarodziejskiego świata była gęsta i coś wisiało w powietrzu. Rodzice trzymali go w domu ze względu na anomalie, lecz zarówno Eir, jak i Cadan mieli swoich gości, a ci przynosili wieści. Caley wiedziała, że będąc na miejscu Hjala nie umiałaby się powstrzymać przed subtelnym węszeniem pod drzwiami, dlatego z dużą dozą pewności podejrzewała, że bratanek czasem tak właśnie robił.
Nie puszczała jego dłoni, gdy tak wędrowali spokojnym krokiem ku miejscu, do którego chciała go zabrać. Mógł czuć się przy niej bezpiecznie, czarownica trzymała różdżkę w pogotowiu i za nic nie pozwoliłaby skrzywdzić młodego Goyla.
- Szczerze mówiąc ja też nie mogłam się już doczekać – puściła mu oczko, uśmiechając się nieco szerzej – Dorośli też czasem się nudzą – zapewniła go – Na szczęście dziś czeka nas świetna zabawa.
Nie zdziwiła się wcale, gdy Hjalmar odgadł szybko dokąd się udają. Skinęła mu wtedy głową z uznaniem, lecz nie zamierzała psuć reszty niespodzianki; nie tylko Pokątna była ich dzisiejszym celem. Wiedziała, że już za kilka lat bratanek przybędzie tu z rodzicami po zakup pierwszej w życiu różdżki; nie mogła doczekać się tego momentu, bowiem był on ważny w życiu każdego młodego czarodzieja. Kochała Hjalla tak, jakby był jej dzieckiem i podejrzewała, że sama uroni łzę, gdy młody odpływać będzie na pierwszy rok do Durmstrangu.
Dotarli wreszcie na miejsce, a ich oczom ukazał się rząd bryczek, zaprzężonych w dorodne abraxany.
- Są zaczarowane – oznajmiła chłopcu podekscytowana – Zabiorą nas tam, gdzie tylko chcemy.
Za zgodą woźnicy podeszła do jednego z koni i pogłaskała go po pysku, gestem sugerując bratankowi, by odważył się na to samo. Matka uczyła go o Runach i eliksirach, ojciec zapoznawał ze sztuką żeglarstwa, a Caley zamierzała być tą, dzięki której młody Goyle pokocha jeździectwo. W przyszłości zamierzała go też nauczyć kilku goblińskich przekleństw, lecz o tym nikt nie musiał jeszcze wiedzieć.
- Skoro nie możemy popłynąć w podróż jak nasi przodkowie, przeżyjemy nieco inną przygodę – opłaciła z góry długą przejażdżkę, a woźnica otworzył im drzwi bryczki, do której w każdej chwili mogliby wsiąść.
Nie puszczała jego dłoni, gdy tak wędrowali spokojnym krokiem ku miejscu, do którego chciała go zabrać. Mógł czuć się przy niej bezpiecznie, czarownica trzymała różdżkę w pogotowiu i za nic nie pozwoliłaby skrzywdzić młodego Goyla.
- Szczerze mówiąc ja też nie mogłam się już doczekać – puściła mu oczko, uśmiechając się nieco szerzej – Dorośli też czasem się nudzą – zapewniła go – Na szczęście dziś czeka nas świetna zabawa.
Nie zdziwiła się wcale, gdy Hjalmar odgadł szybko dokąd się udają. Skinęła mu wtedy głową z uznaniem, lecz nie zamierzała psuć reszty niespodzianki; nie tylko Pokątna była ich dzisiejszym celem. Wiedziała, że już za kilka lat bratanek przybędzie tu z rodzicami po zakup pierwszej w życiu różdżki; nie mogła doczekać się tego momentu, bowiem był on ważny w życiu każdego młodego czarodzieja. Kochała Hjalla tak, jakby był jej dzieckiem i podejrzewała, że sama uroni łzę, gdy młody odpływać będzie na pierwszy rok do Durmstrangu.
Dotarli wreszcie na miejsce, a ich oczom ukazał się rząd bryczek, zaprzężonych w dorodne abraxany.
- Są zaczarowane – oznajmiła chłopcu podekscytowana – Zabiorą nas tam, gdzie tylko chcemy.
Za zgodą woźnicy podeszła do jednego z koni i pogłaskała go po pysku, gestem sugerując bratankowi, by odważył się na to samo. Matka uczyła go o Runach i eliksirach, ojciec zapoznawał ze sztuką żeglarstwa, a Caley zamierzała być tą, dzięki której młody Goyle pokocha jeździectwo. W przyszłości zamierzała go też nauczyć kilku goblińskich przekleństw, lecz o tym nikt nie musiał jeszcze wiedzieć.
- Skoro nie możemy popłynąć w podróż jak nasi przodkowie, przeżyjemy nieco inną przygodę – opłaciła z góry długą przejażdżkę, a woźnica otworzył im drzwi bryczki, do której w każdej chwili mogliby wsiąść.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Oj nie tylko czasem. Właściwie zawsze kiedy miał okazję, bo nie zawsze dało się podsłuchiwać. Fakt czasem nie rozumiał tematu rozmowy, ale zawsze coś mógł wyniuchać. Może to nie było zbyt chlubne hobby, ale za to jakie przydatne!
Uśmiechnął się dość szeroko słysząc, że Caley też nie mogła się doczekać. I był to uśmiech szczery obejmujący oczy chłopca co wcale nie było u niego tak częste.
-A to nie jest tak, że zawsze nie mają czasu bo mają za dużo do zrobienia? - zapytał trochę nieprzekonany co do nudzenia się dorosłych.
-W to nie wątpię- przyznał. Ciocia zawsze wymyślała ciekawe zajęcia. To był też jeden z powodów dla którego tak czekał na jej przybycie.
Hjalmar też nie mógł się doczekać, aż przyjdzie czas na wybór różdzki. Zastanawiał się jaka ona będzie. Giętka, a może sztywna? Z jakiego drewna? I co najważniejsze, co będzie jej rdzeniem? Będzie podobna do którejś z różdżek rodziców? Tyle pytań, które zostaną zaspokojone dopiero za jakieś pięć lat. To mnóstwo czasu, przynajmniej z punktu widzenia dziecka.
Gdy dotarli na miejsce Hjall przez chwilę patrzył jak zahipnotyzowany na zaprzężone zwierzęta. Były... ogromne. Chłopak nie czuł strachu przed nimi, ale wcale też nie czuł się obok nich zbyt pewnie.
-W jaki sposób są zaczarowane? - zapytał przenosząc wzrok na czarownicę. - Tam gdzie chcemy? - powtórzył za ciotką. W sumie to chłopak nie miał pomysłu dokąd polecieć. Najlepiej znał port... i Pokątną właśnie. Nie było to zbyt wiele.
Hjalmar wziął przykład z Caley i ostrożnie zbliżył się do jednego z wierzchowców. Delikatnym ruchem położył dłoń na pysku abraxana i pogładził do po nim. Widać było, że po tym "przywitaniu" nieco się ośmielił. Ale dalej czuł respekt przed ich wielkością. Bez problemu mogłyby go zdeptać.
-Brzmi świetnie! - zawsze to jakaś przygoda, przynajmniej dla Hjalmara.
-Dokąd pojedziemy? - zapytał zaciekawiony. Miał nadzieję, że ciocia miała jakiś pomysł. No i liczył na to, że pozna jakieś nowe miejsca. Hjall przede wszystkim lubił dowiadywać się nowych rzeczy.
Uśmiechnął się dość szeroko słysząc, że Caley też nie mogła się doczekać. I był to uśmiech szczery obejmujący oczy chłopca co wcale nie było u niego tak częste.
-A to nie jest tak, że zawsze nie mają czasu bo mają za dużo do zrobienia? - zapytał trochę nieprzekonany co do nudzenia się dorosłych.
-W to nie wątpię- przyznał. Ciocia zawsze wymyślała ciekawe zajęcia. To był też jeden z powodów dla którego tak czekał na jej przybycie.
Hjalmar też nie mógł się doczekać, aż przyjdzie czas na wybór różdzki. Zastanawiał się jaka ona będzie. Giętka, a może sztywna? Z jakiego drewna? I co najważniejsze, co będzie jej rdzeniem? Będzie podobna do którejś z różdżek rodziców? Tyle pytań, które zostaną zaspokojone dopiero za jakieś pięć lat. To mnóstwo czasu, przynajmniej z punktu widzenia dziecka.
Gdy dotarli na miejsce Hjall przez chwilę patrzył jak zahipnotyzowany na zaprzężone zwierzęta. Były... ogromne. Chłopak nie czuł strachu przed nimi, ale wcale też nie czuł się obok nich zbyt pewnie.
-W jaki sposób są zaczarowane? - zapytał przenosząc wzrok na czarownicę. - Tam gdzie chcemy? - powtórzył za ciotką. W sumie to chłopak nie miał pomysłu dokąd polecieć. Najlepiej znał port... i Pokątną właśnie. Nie było to zbyt wiele.
Hjalmar wziął przykład z Caley i ostrożnie zbliżył się do jednego z wierzchowców. Delikatnym ruchem położył dłoń na pysku abraxana i pogładził do po nim. Widać było, że po tym "przywitaniu" nieco się ośmielił. Ale dalej czuł respekt przed ich wielkością. Bez problemu mogłyby go zdeptać.
-Brzmi świetnie! - zawsze to jakaś przygoda, przynajmniej dla Hjalmara.
-Dokąd pojedziemy? - zapytał zaciekawiony. Miał nadzieję, że ciocia miała jakiś pomysł. No i liczył na to, że pozna jakieś nowe miejsca. Hjall przede wszystkim lubił dowiadywać się nowych rzeczy.
Ostatnio zmieniony przez Hjalmar Goyle dnia 26.07.18 20:34, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Dzieci bywały o wiele bardziej rozumne, niż pragnęliby tego dorośli. Caley nie raz nie dwa czuła na sobie wzrok bratanka, gdy akurat rozmawiała z jego matką lub ojcem i dałaby sobie rękę uciąć, że nawet trudniejsze tematy potrafił połączyć logicznie w spójną całość. Nie podejrzewała, by jego rówieśnicy byli równie bystrzy, to Hjalmar był po prostu wyjątkowy.
Błyskotliwy chłopiec nie mógł odpuścić nawiązania do jej uwagi, co przywołało uśmieszek na twarz pani Spencer-Moon. Już dawno obiecała sobie, że nie będzie ukrywać przed nim prawdy, przynajmniej takiej odpowiedniej dla jego uszu, bo w tym świecie istniały rzeczy, o których sześciolatki po prostu nie powinny myśleć.
- To tylko wymówka – odpowiedziała więc, świadoma faktu, że gdy następnym razem ktokolwiek będzie próbował zbyć młodego, on będzie doskonale wiedział, co się święci – Nudzimy się tak samo, jak dzieci, a już zwłaszcza, gdy za dużo czasu poświęcamy pracy. Dlatego najlepiej być panem swojego losu – poradziła, jak gdyby miała do czynienia z osobą wkraczającą w dorosłość, a nie z małym chłopce.
Chociaż najchętniej widziałaby Hjalmara jako kapitana rodzinnego statku dopuszczała do siebie możliwość wyboru innej ścieżki kariery przez bratanka. Miało minąć jeszcze wiele lat, by cokolwiek ruszyło w tym kierunku, lecz już w tym momencie wiedziała, że jego zainteresowanie Runami da w przyszłości obfite owoce. Kto wie, może Hjal pójdzie śladami swojego ojca? Na pewno jednak nie czeka go praca za biurkiem.
- Zaraz zobaczysz – jeszcze przez moment przytrzymała go w niepewności, obserwując jak zbliża się do abraxanów. Nawet jeśli trochę się ich obawiał, starał się nie dać tego po sobie poznać. Prawdziwy Goyle.
Wsiedli wreszcie do bryczki, moszcząc się wygodnie na miękkich siedzeniach. Caley upewniła się, że drzwi są szczelnie zamknięte, a okno odsłonięte, by mogli bez przeszkód podziwiać to, co za chwilę zostawią pod sobą. Woźnica dał znać i koń ruszył, a czarownica patrzyła jak wyraz twarzy jej bratanka zmienia się z chwili na chwilę.
- Polecimy – przyznała wreszcie, chwilę po tym, jak pojazd wzbił się w górę – I będziemy niewidzialni dla wszystkich na dole.
Z uśmiechem obserwowała, jak kamienice Ulicy Pokątnej oddalają się, stając się coraz mniejsze. Nie mogli lecieć zbyt wysoko, gdyż mgła na pewno utrudniałaby im widok.
- Zobacz, tamte ciemne zaułki to wejście na Nokturn – palcem pokazała Hjalowi kierunek, o którym dzięki swojemu podsłuchiwaniu wiedział już na pewno bardzo wiele.
Błyskotliwy chłopiec nie mógł odpuścić nawiązania do jej uwagi, co przywołało uśmieszek na twarz pani Spencer-Moon. Już dawno obiecała sobie, że nie będzie ukrywać przed nim prawdy, przynajmniej takiej odpowiedniej dla jego uszu, bo w tym świecie istniały rzeczy, o których sześciolatki po prostu nie powinny myśleć.
- To tylko wymówka – odpowiedziała więc, świadoma faktu, że gdy następnym razem ktokolwiek będzie próbował zbyć młodego, on będzie doskonale wiedział, co się święci – Nudzimy się tak samo, jak dzieci, a już zwłaszcza, gdy za dużo czasu poświęcamy pracy. Dlatego najlepiej być panem swojego losu – poradziła, jak gdyby miała do czynienia z osobą wkraczającą w dorosłość, a nie z małym chłopce.
Chociaż najchętniej widziałaby Hjalmara jako kapitana rodzinnego statku dopuszczała do siebie możliwość wyboru innej ścieżki kariery przez bratanka. Miało minąć jeszcze wiele lat, by cokolwiek ruszyło w tym kierunku, lecz już w tym momencie wiedziała, że jego zainteresowanie Runami da w przyszłości obfite owoce. Kto wie, może Hjal pójdzie śladami swojego ojca? Na pewno jednak nie czeka go praca za biurkiem.
- Zaraz zobaczysz – jeszcze przez moment przytrzymała go w niepewności, obserwując jak zbliża się do abraxanów. Nawet jeśli trochę się ich obawiał, starał się nie dać tego po sobie poznać. Prawdziwy Goyle.
Wsiedli wreszcie do bryczki, moszcząc się wygodnie na miękkich siedzeniach. Caley upewniła się, że drzwi są szczelnie zamknięte, a okno odsłonięte, by mogli bez przeszkód podziwiać to, co za chwilę zostawią pod sobą. Woźnica dał znać i koń ruszył, a czarownica patrzyła jak wyraz twarzy jej bratanka zmienia się z chwili na chwilę.
- Polecimy – przyznała wreszcie, chwilę po tym, jak pojazd wzbił się w górę – I będziemy niewidzialni dla wszystkich na dole.
Z uśmiechem obserwowała, jak kamienice Ulicy Pokątnej oddalają się, stając się coraz mniejsze. Nie mogli lecieć zbyt wysoko, gdyż mgła na pewno utrudniałaby im widok.
- Zobacz, tamte ciemne zaułki to wejście na Nokturn – palcem pokazała Hjalowi kierunek, o którym dzięki swojemu podsłuchiwaniu wiedział już na pewno bardzo wiele.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Faktycznie póki co Hjalmar był bystrzejszy od swoich rówieśników. Szybciej kojarzył fakty, z większej ilości rzeczy zdawał sobie sprawę. Może to dlatego, że jednak więcej przebywał w towarzystwie dorosłych niż innych dzieci? A może tak już po prostu miał i niezależnie od tego w jakiś środowisku by przebywał i tak byłby inteligentniejszy niż większość dzieci?
-Och, to ma sens- zgodził się na informację o wymówce dorosłych. Pewnie Hjall i tak będzie udawał, że w nią wierzy, ale przynajmniej będzie wiedział kiedy go ktoś próbuje spławić.
-W jaki sposób, kowalem własnego losu?- zapytał nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Caley.
Co do przyszłości chłopaka ta była na razie wielką niewiadomą. Do tej pory wielce prawdopodobnym było, że Hjall zostanie kapitanem. Jednakże odkąd jego ojciec opuścił morze, szanse na tę akurat karierę nieco zmalały, ale wciąż nie były zerowe. Kto wie kim zostanie Hjall w przyszłości? Może będzie poszukiwaczem artefaktów, a może sam będzie zaklinał przedmioty? A może dzisiejsza wycieczka powozem wywrze na nim taki wpływ, że zostanie hodowcą abraxanów?
Wracając do tych magicznych stworzeń to Caley mogła być z siebie dumna. Młodemu Goyle’owi spodobały się te wierzchowce.A szczególnie ten, którego gładził po nosie. Skubany sam się nadstawiał pod pieszczotę. Poza tym abraxany w oczach dzieciaka wydawały się silne, wręcz potężne i przy okazji też na swój sposób piękne.
-Czy można na nich jeździć wierzchem? -zapytał ciotkę gdy wsiadali do powozu. Fajnie byłoby jeździć na takim latającym wierzchowcu.
No ale po chwili ruszyli. Hjall od razu przykleił się do zerkając ciekawie na zewnątrz. Był zachwycony.
-Ekstra! – ucieszył się kiedy powóz zaczął się wznosić. Do tego wszystkiego byli jeszcze niewidzialni! Caley mogła te wszystkie emocje obserwować na twarzy chłopca. Mały Goyle nie pilnował się tak bardzo w towarzystwie czarownicy. Zresztą sama Caley pewnie się zorientowała, że Hjalmar czuje się przy niej całkiem swobodnie.
-Tam jest wejście? Wygląda niepozornie. – kobieta mogła być pewna, że jej bratanek dokładnie zapamięta sobie gdzie to jest. Prawdopodobnie dobrze by było gdyby ktoś w najbliższej przyszłości zabrał go na Nokturn. Chłopak teoretycznie był raczej posłuszny, ale wiedziony ciekawością gotów by był wybrać się samotnie na tę cieszącą się niebyt dobrą sławą ulicę.
-Chciałbym kiedyś zobaczyć sklep Burgina i Burkesa- wyznał swojej cioci. Ciekawił go asortyment tego bądź co bądź sławnego sklepu. Chyba najbardziej interesowały go zaklęte przedmioty. Zapisywanie ulotnych zaklęć w formie … materialnej albo raczej trwałej było dla niego po prostu fascynujące.
-Och, to ma sens- zgodził się na informację o wymówce dorosłych. Pewnie Hjall i tak będzie udawał, że w nią wierzy, ale przynajmniej będzie wiedział kiedy go ktoś próbuje spławić.
-W jaki sposób, kowalem własnego losu?- zapytał nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Caley.
Co do przyszłości chłopaka ta była na razie wielką niewiadomą. Do tej pory wielce prawdopodobnym było, że Hjall zostanie kapitanem. Jednakże odkąd jego ojciec opuścił morze, szanse na tę akurat karierę nieco zmalały, ale wciąż nie były zerowe. Kto wie kim zostanie Hjall w przyszłości? Może będzie poszukiwaczem artefaktów, a może sam będzie zaklinał przedmioty? A może dzisiejsza wycieczka powozem wywrze na nim taki wpływ, że zostanie hodowcą abraxanów?
Wracając do tych magicznych stworzeń to Caley mogła być z siebie dumna. Młodemu Goyle’owi spodobały się te wierzchowce.A szczególnie ten, którego gładził po nosie. Skubany sam się nadstawiał pod pieszczotę. Poza tym abraxany w oczach dzieciaka wydawały się silne, wręcz potężne i przy okazji też na swój sposób piękne.
-Czy można na nich jeździć wierzchem? -zapytał ciotkę gdy wsiadali do powozu. Fajnie byłoby jeździć na takim latającym wierzchowcu.
No ale po chwili ruszyli. Hjall od razu przykleił się do zerkając ciekawie na zewnątrz. Był zachwycony.
-Ekstra! – ucieszył się kiedy powóz zaczął się wznosić. Do tego wszystkiego byli jeszcze niewidzialni! Caley mogła te wszystkie emocje obserwować na twarzy chłopca. Mały Goyle nie pilnował się tak bardzo w towarzystwie czarownicy. Zresztą sama Caley pewnie się zorientowała, że Hjalmar czuje się przy niej całkiem swobodnie.
-Tam jest wejście? Wygląda niepozornie. – kobieta mogła być pewna, że jej bratanek dokładnie zapamięta sobie gdzie to jest. Prawdopodobnie dobrze by było gdyby ktoś w najbliższej przyszłości zabrał go na Nokturn. Chłopak teoretycznie był raczej posłuszny, ale wiedziony ciekawością gotów by był wybrać się samotnie na tę cieszącą się niebyt dobrą sławą ulicę.
-Chciałbym kiedyś zobaczyć sklep Burgina i Burkesa- wyznał swojej cioci. Ciekawił go asortyment tego bądź co bądź sławnego sklepu. Chyba najbardziej interesowały go zaklęte przedmioty. Zapisywanie ulotnych zaklęć w formie … materialnej albo raczej trwałej było dla niego po prostu fascynujące.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
To niewątpliwie dobra krew dawała o sobie znać, a jeśli w przyszłości Hjalmar miał wysławić się na morzu, przodkowie nie mogliby być z niego bardziej dumni. Dziecięca ciekawość, którą Caley pamiętała z własnego doświadczenia, objawiała się u jej bratanka w fantastyczny sposób. Spencer-Moon nie przypominała sobie, by ona była w jego wieku tak bystra, choć wyrachowanie wyssała chyba z mlekiem matki. Była dumna z tego, kim Hjal może stać się za kilka lat i chciała być zawsze obok, by móc obserwować tę przemianę.
- To, co stanie się z tobą w przyszłości, co osiągniesz i do czego dojdziesz zależą tylko i wyłącznie od ciebie – wytłumaczyła spokojnie, mając pewność, że chłopiec zrozumie – Możesz szukać wsparcia w rodzinie, ale nigdy nie podążaj na ślepo za cudzymi wskazówkami. Myśl, a później działaj – radziła mu, bowiem sama wiedziała doskonale, że Goylowie byli znani z robienia na odwrót. Na szczęście krew Eir miała szansę rozrzedzić tę wadę.
Ucieszyła się na pytanie o jazdę wierzchem; ojciec zapewne nie rwał się do pokazania synowi uroków życia na lądzie i Caley wcale się temu nie dziwiła. Ktoś jednak musiał wyręczyć Cadana i wtedy właśnie wkraczała ona.
- Można, tak samo jak na aetonanach – wspomniała o drugim z gatunków latających koni, z którymi miała kiedykolwiek do czynienia – Choć na początek zwykłe konie także zdają egzamin – mrugnęła do malca, chwilę później spoglądając już przez okno i podziwiając widoki przedzierające się przez rzadką mgłę.
Marzenie bratanka wcale jej nie zaskoczyło, lecz dla pozorów przywołała na twarz złudzenie lekkiego zdziwienia.
- Gdy już będziesz miał swoją różdżkę, sama cię tam zabiorę – obiecała.
Nokturn nie był miejscem dla sześciolatka, ale jedenastolatek to już inna bajka. Być może przed wyruszeniem do szkoły w zwyczaju leżało kupno zwierzaka, lecz Caley wiedziała, że Hjal o wiele bardziej ucieszyłby się z o wiele bardziej praktycznego przedmiotu. Nie zamierzała oczywiście fundować mu czegoś w stylu czary goryczy, ale jak na dobrą ciotkę przystało nie żałowałaby galeonów, gdyby coś rzeczywiście przykuło tam jego uwagę.
Opuścili już Pokątną, Nokturn także zostawiając w tyle. Wznosili się teraz nad Londynem, którego architekturę mogli podziwiać; City of Westminster kazało jej wspomnieć o ostatnich wydarzeniach.
- Być może któraś z tych mugolskich czerwonych budek to jedno z dawnych wejść do Ministerstwa Magii – nie korzystała z nich nigdy, preferując sieć Fiuu – Jak już zapewne wiesz, zostało ostatnio całkowicie spalone bardzo silnym zaklęciem – oboje nie mieli pojęcia, że Cadan maczał w tym palce – Departament, dla którego pracuję, został przeniesiony do Banku Gringotta.
- To, co stanie się z tobą w przyszłości, co osiągniesz i do czego dojdziesz zależą tylko i wyłącznie od ciebie – wytłumaczyła spokojnie, mając pewność, że chłopiec zrozumie – Możesz szukać wsparcia w rodzinie, ale nigdy nie podążaj na ślepo za cudzymi wskazówkami. Myśl, a później działaj – radziła mu, bowiem sama wiedziała doskonale, że Goylowie byli znani z robienia na odwrót. Na szczęście krew Eir miała szansę rozrzedzić tę wadę.
Ucieszyła się na pytanie o jazdę wierzchem; ojciec zapewne nie rwał się do pokazania synowi uroków życia na lądzie i Caley wcale się temu nie dziwiła. Ktoś jednak musiał wyręczyć Cadana i wtedy właśnie wkraczała ona.
- Można, tak samo jak na aetonanach – wspomniała o drugim z gatunków latających koni, z którymi miała kiedykolwiek do czynienia – Choć na początek zwykłe konie także zdają egzamin – mrugnęła do malca, chwilę później spoglądając już przez okno i podziwiając widoki przedzierające się przez rzadką mgłę.
Marzenie bratanka wcale jej nie zaskoczyło, lecz dla pozorów przywołała na twarz złudzenie lekkiego zdziwienia.
- Gdy już będziesz miał swoją różdżkę, sama cię tam zabiorę – obiecała.
Nokturn nie był miejscem dla sześciolatka, ale jedenastolatek to już inna bajka. Być może przed wyruszeniem do szkoły w zwyczaju leżało kupno zwierzaka, lecz Caley wiedziała, że Hjal o wiele bardziej ucieszyłby się z o wiele bardziej praktycznego przedmiotu. Nie zamierzała oczywiście fundować mu czegoś w stylu czary goryczy, ale jak na dobrą ciotkę przystało nie żałowałaby galeonów, gdyby coś rzeczywiście przykuło tam jego uwagę.
Opuścili już Pokątną, Nokturn także zostawiając w tyle. Wznosili się teraz nad Londynem, którego architekturę mogli podziwiać; City of Westminster kazało jej wspomnieć o ostatnich wydarzeniach.
- Być może któraś z tych mugolskich czerwonych budek to jedno z dawnych wejść do Ministerstwa Magii – nie korzystała z nich nigdy, preferując sieć Fiuu – Jak już zapewne wiesz, zostało ostatnio całkowicie spalone bardzo silnym zaklęciem – oboje nie mieli pojęcia, że Cadan maczał w tym palce – Departament, dla którego pracuję, został przeniesiony do Banku Gringotta.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
-Hmm- zamyślił się jeszcze przez chwilę na temat bycia kowalem swojego losu. No a potem się odezwał z kolejnym pytaniem i swoim przemyśleniem. - chyba to jest trochę za proste... nie uważasz? - zerknął na moment na czarownicę odrywając wzrok od świata w dole. - dużo rzeczy może się wydarzyć bez względu na to co zrobimy, prawda? - dodał jeszcze. Nie potrafił lepiej tego wytłumaczyć, ale w jego odczuciu to było trochę takie pobożne życzenie.
-Uhm... - kiwnął tylko głową na radę Caley. Na razie raczej stosował się do tej zasady, chociaż czasem zdażało mu się coś zrobić a dopiero potem zastanowić się nad konsekwencjami, ale to jak każdemu. Ciotka na pewno zauważyła, że w porównaniu do reszty Goyle'ów czy nawet swojego kuzyna Hjall był dość ostrożny w swoich działaniach.
-Jak wyglądają aetonany? - jakoś wcześniej nigdy się nie zainteresował wierzchowcami. - konie... są takie trochę mugolskie- mruknął delikatnie się krzywiąc. No ale perspektywa latania na abraxanach mu się całkiem spodobała. - potrafisz na nich jeździć, prawda? Pokażesz mi kiedyś? - zapytał od razu.
Westchnął ciężko słysząc odpowiedź o Nokturnie. - Dopiero wtedy? - dla niego te pięć lat to mnóstwo czasu, a na Nokturnie było tyle ciekawych rzeczy. Może... ojciec by się zgodził kiedyś go tam zabrać? Zawsze można spróbować.
-Po co im takie wejście w kształcie budki? - zdziwił się tylko spoglądając w dół i wyszukując czerwonych punktów pod nimi.
-Mhm - kiwnął głową. Coś tam słyszał o ministerstwie. Ciężko było nie usłyszeć. - przez pożogę, prawda? - to zaklęcie go fascynowało. Jeśli ktoś będzie mu pokazywać czarną magię to Hjall na pewno będzie chciał się go nauczyć. - wszystko spłonęło? Tak całkiem, czy są jakieś miejsca nietknięte zaklęciem? - zapytał zaciekawiony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jakim problemem mógł być pożar. W ministerstwie przecież było dużo ważnych rzeczy, dokumentów, artefaktów i pewnie jeszcze wielu innych o których nie miał pojęcia. Jak to wszystko spłonęło... ciekawe.
-Do Gringotta? Dlaczego akurat tam? - zdziwił się trochę- musisz siedzieć z goblinami? - jeszcze dopytywał.
-Uhm... - kiwnął tylko głową na radę Caley. Na razie raczej stosował się do tej zasady, chociaż czasem zdażało mu się coś zrobić a dopiero potem zastanowić się nad konsekwencjami, ale to jak każdemu. Ciotka na pewno zauważyła, że w porównaniu do reszty Goyle'ów czy nawet swojego kuzyna Hjall był dość ostrożny w swoich działaniach.
-Jak wyglądają aetonany? - jakoś wcześniej nigdy się nie zainteresował wierzchowcami. - konie... są takie trochę mugolskie- mruknął delikatnie się krzywiąc. No ale perspektywa latania na abraxanach mu się całkiem spodobała. - potrafisz na nich jeździć, prawda? Pokażesz mi kiedyś? - zapytał od razu.
Westchnął ciężko słysząc odpowiedź o Nokturnie. - Dopiero wtedy? - dla niego te pięć lat to mnóstwo czasu, a na Nokturnie było tyle ciekawych rzeczy. Może... ojciec by się zgodził kiedyś go tam zabrać? Zawsze można spróbować.
-Po co im takie wejście w kształcie budki? - zdziwił się tylko spoglądając w dół i wyszukując czerwonych punktów pod nimi.
-Mhm - kiwnął głową. Coś tam słyszał o ministerstwie. Ciężko było nie usłyszeć. - przez pożogę, prawda? - to zaklęcie go fascynowało. Jeśli ktoś będzie mu pokazywać czarną magię to Hjall na pewno będzie chciał się go nauczyć. - wszystko spłonęło? Tak całkiem, czy są jakieś miejsca nietknięte zaklęciem? - zapytał zaciekawiony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jakim problemem mógł być pożar. W ministerstwie przecież było dużo ważnych rzeczy, dokumentów, artefaktów i pewnie jeszcze wielu innych o których nie miał pojęcia. Jak to wszystko spłonęło... ciekawe.
-Do Gringotta? Dlaczego akurat tam? - zdziwił się trochę- musisz siedzieć z goblinami? - jeszcze dopytywał.
Ostatnio zmieniony przez Hjalmar Goyle dnia 01.08.18 13:02, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
- Niestety masz rację – przytaknęła bez najmniejszego poczucia wstydu, że sześciolatek zdołał zapędzić ją w kozi róg. Gdyby traktowała go jak malca, ich relacja nie wyglądałaby tak, jak obecnie, tak więc w mniemaniu Caley, Hjalmar zasługiwał na odnoszenie się do niego po prostu jak do człowieka – Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, ale zawsze warto jest postarać się o zdobycie kontroli. Dobrego żeglarza poznasz po tym, że mądrze walczy ze sztormem, a nie chowa się w kajucie czekając na cud – puściła bratankowi oczko.
Krew Goylów i Borginów dała naprawdę mocne połączenie – bystrego, inteligentnego chłopca o dużej ciekawości świata i nieoczywistej prezencji. Hjal być może wyglądał niepozornie, ale jego uosobienie Caley przyrównywała zawsze do ciszy przed burzą; wierzyła mocno, że w przyszłości chłopak jeszcze im wszystkim pokaże.
- Są mniejsze od tych, ale też mają skrzydła. Zazwyczaj nie ciągną pojazdów, nadają się bardziej pod jednego jeźdźca. Bardzo chętnie nauczę cię jeździć, jeśli tylko wszystko pójdzie po naszej myśli – mówiła oczywiście o zgodzie, jaką powinni w tej kwestii otrzymać od Eir i Cadana. Caley bardzo chciała wsadzić bratanka w siodło, lecz nie zrobiłaby tego wbrew jego rodzicom.
Widziała zawód na jego buzi, gdy wspomniała o odłożonej w czasie wyprawie na Nokturn. Uśmiechnęła się pocieszająco, postanawiając wybrnąć z sytuacji nieco inaczej, niż wcześniej.
- Dopiero wtedy, bo jak mnie obronisz bez różdżki? Tam naprawdę czają się zbiry i typy spod ciemnej gwiazdy – dodała teatralnie konspiracyjnym szeptem.
Zauważyła, że z zaciekawieniem zerka w dół i nie musiała czekać długo na pytanie o Ministerstwo. Nie miała nic do ukrycia, dlatego zdecydowała się odpowiadać szczerze.
- Niektórzy czarodzieje lubią się degradować do pozycji mugolaków – wzruszyła ramionami, a później przeszła już do bardziej pożądanego przez Hjalmara tematu – Tak, to była Szatańska Pożoga, bardzo silne zaklęcie i tylko ktoś naprawdę potężny byłby w stanie je rzucić – odróżnianie dobra i zła nie miało racji bytu w tej pogawędce – Spłonęło wszystko, na szczęście mi i kilkudziesięciu innym osobom udało się uciec – była pewna, że bratanek już wiedział o jej ucieczce z płonącego gmachu, skoro tak chętnie i skutecznie podsłuchiwał rozmowy starszych – Gobliny to cwane stworzenia, ale nie przeszkadza mi, że nam towarzyszą. Nie wszystkie wiedzą, że rozumiem ich język i czasem udaje mi się podsłuchać kilka rzeczy, które mogę wykorzystać później w pracy.
Krew Goylów i Borginów dała naprawdę mocne połączenie – bystrego, inteligentnego chłopca o dużej ciekawości świata i nieoczywistej prezencji. Hjal być może wyglądał niepozornie, ale jego uosobienie Caley przyrównywała zawsze do ciszy przed burzą; wierzyła mocno, że w przyszłości chłopak jeszcze im wszystkim pokaże.
- Są mniejsze od tych, ale też mają skrzydła. Zazwyczaj nie ciągną pojazdów, nadają się bardziej pod jednego jeźdźca. Bardzo chętnie nauczę cię jeździć, jeśli tylko wszystko pójdzie po naszej myśli – mówiła oczywiście o zgodzie, jaką powinni w tej kwestii otrzymać od Eir i Cadana. Caley bardzo chciała wsadzić bratanka w siodło, lecz nie zrobiłaby tego wbrew jego rodzicom.
Widziała zawód na jego buzi, gdy wspomniała o odłożonej w czasie wyprawie na Nokturn. Uśmiechnęła się pocieszająco, postanawiając wybrnąć z sytuacji nieco inaczej, niż wcześniej.
- Dopiero wtedy, bo jak mnie obronisz bez różdżki? Tam naprawdę czają się zbiry i typy spod ciemnej gwiazdy – dodała teatralnie konspiracyjnym szeptem.
Zauważyła, że z zaciekawieniem zerka w dół i nie musiała czekać długo na pytanie o Ministerstwo. Nie miała nic do ukrycia, dlatego zdecydowała się odpowiadać szczerze.
- Niektórzy czarodzieje lubią się degradować do pozycji mugolaków – wzruszyła ramionami, a później przeszła już do bardziej pożądanego przez Hjalmara tematu – Tak, to była Szatańska Pożoga, bardzo silne zaklęcie i tylko ktoś naprawdę potężny byłby w stanie je rzucić – odróżnianie dobra i zła nie miało racji bytu w tej pogawędce – Spłonęło wszystko, na szczęście mi i kilkudziesięciu innym osobom udało się uciec – była pewna, że bratanek już wiedział o jej ucieczce z płonącego gmachu, skoro tak chętnie i skutecznie podsłuchiwał rozmowy starszych – Gobliny to cwane stworzenia, ale nie przeszkadza mi, że nam towarzyszą. Nie wszystkie wiedzą, że rozumiem ich język i czasem udaje mi się podsłuchać kilka rzeczy, które mogę wykorzystać później w pracy.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Och, to nie tak, że Hjalmara nie powinno się traktować jak dziecko. W sumie nim był i pod pewnymi względami nie różnił się wiele od swoich rówieśników. Caley zdołała w pewien sposób wyważyć sposób odnoszenia się do małego Goyle’a, tak by nie czuł się traktowany z góry, a zarazem by treści, które mu przekazuje ciotka były dla niego zrozumiałe. To wcale nie było takie proste do zrobienia.
-Rozumiem – powiedział tylko gdy Caley użyła żeglarskiej metafory. Teraz to faktycznie miało sens. Miejmy nadzieję, że Hjalmar zdoła także w przyszłości dorównać opinii jaką miała o nim czarownica. Na razie jeszcze nie miał z tym do czynienia, ale w przyszłości pewnie przyjdzie mu się zmierzyć z presją otoczenia, ambicjami najbliższych, ciekawe czy sobie z tym poradzi. Raczej powinien, ale kto wie?
-Muszą być jeszcze ładniejsze od abraksanów – stwierdził próbując sobie wyobrazić takiego aetonana. – Myślę, że powinno pójść, jeśli ty byś mnie uczyła- odpowiedział po chwili namysłu. Rodzice Hjalla ufali Caley, a do tego jazda konna nie była niczym zbyt ekstrawaganckim, więc powinno się udać. No a przynajmniej, przekonanie ich nie powinno być zbyt ciężkie.
-Uh…- mruknął tylko, ale w zasadzie ciocia miała rację. Powinien mieć różdżkę, żeby nie być takim łatwym celem. Mimo to postanowił jednak spróbować namówić ojca, żeby go zabrał na Nokturn. Z Cadanem nic nie powinno się stać, prawda?
-Właśnie, czarodzieje, którzy mają różdżki nie muszą męczyć się z anomaliami, prawda? – w sumie nie czekał na potwierdzenie tylko kontynuował dalej- skoro tak, to czemu nie mogę mieć różdżki wcześniej. Przynajmniej miałbym spokój. – zauważył.
No ale potem przeszli do tematu pożaru w ministerstwie.
-To jest takie silne zaklęcie? Da się jakoś powstrzymać pożogę? – zadał kolejne pytania. Caley zawsze chętnie na nie odpowiadała i Hjalmar nie mógł się powstrzymać przed zadawaniem ich w coraz większej ilości. Kiwnął tylko głową dając znać, że słyszał o ucieczce ciotki z ministerstwa. Pewnie kiedyś będzie chciał usłyszeć całą historię z jej ust, ale nie dzisiaj.
Spodobała mu się wizja podsłuchiwania rozmów w innym języku. Co jak co, ale siostra Cadana wiedziała jak podsycać ciekawość swojego bratanka. Hjall na moment zamyślił się nad tym co usłyszał. Faktycznie podsłuchiwanie rozmów goblinów może być pożyteczne skoro te obracają pieniędzmi, ale na pewno są jeszcze inne ciekawe języki, nie?
-Jakie najpopularniejsze języki w Wielkiej Brytanii? Nie licząc oczywiście angielskiego i francuskiego, -zapytał. Chwilowo nie patrzył na Caley, bo był zajęty obserwowaniem świata na zewnątrz.
-Rozumiem – powiedział tylko gdy Caley użyła żeglarskiej metafory. Teraz to faktycznie miało sens. Miejmy nadzieję, że Hjalmar zdoła także w przyszłości dorównać opinii jaką miała o nim czarownica. Na razie jeszcze nie miał z tym do czynienia, ale w przyszłości pewnie przyjdzie mu się zmierzyć z presją otoczenia, ambicjami najbliższych, ciekawe czy sobie z tym poradzi. Raczej powinien, ale kto wie?
-Muszą być jeszcze ładniejsze od abraksanów – stwierdził próbując sobie wyobrazić takiego aetonana. – Myślę, że powinno pójść, jeśli ty byś mnie uczyła- odpowiedział po chwili namysłu. Rodzice Hjalla ufali Caley, a do tego jazda konna nie była niczym zbyt ekstrawaganckim, więc powinno się udać. No a przynajmniej, przekonanie ich nie powinno być zbyt ciężkie.
-Uh…- mruknął tylko, ale w zasadzie ciocia miała rację. Powinien mieć różdżkę, żeby nie być takim łatwym celem. Mimo to postanowił jednak spróbować namówić ojca, żeby go zabrał na Nokturn. Z Cadanem nic nie powinno się stać, prawda?
-Właśnie, czarodzieje, którzy mają różdżki nie muszą męczyć się z anomaliami, prawda? – w sumie nie czekał na potwierdzenie tylko kontynuował dalej- skoro tak, to czemu nie mogę mieć różdżki wcześniej. Przynajmniej miałbym spokój. – zauważył.
No ale potem przeszli do tematu pożaru w ministerstwie.
-To jest takie silne zaklęcie? Da się jakoś powstrzymać pożogę? – zadał kolejne pytania. Caley zawsze chętnie na nie odpowiadała i Hjalmar nie mógł się powstrzymać przed zadawaniem ich w coraz większej ilości. Kiwnął tylko głową dając znać, że słyszał o ucieczce ciotki z ministerstwa. Pewnie kiedyś będzie chciał usłyszeć całą historię z jej ust, ale nie dzisiaj.
Spodobała mu się wizja podsłuchiwania rozmów w innym języku. Co jak co, ale siostra Cadana wiedziała jak podsycać ciekawość swojego bratanka. Hjall na moment zamyślił się nad tym co usłyszał. Faktycznie podsłuchiwanie rozmów goblinów może być pożyteczne skoro te obracają pieniędzmi, ale na pewno są jeszcze inne ciekawe języki, nie?
-Jakie najpopularniejsze języki w Wielkiej Brytanii? Nie licząc oczywiście angielskiego i francuskiego, -zapytał. Chwilowo nie patrzył na Caley, bo był zajęty obserwowaniem świata na zewnątrz.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Zaczarowane Bryczki
Szybka odpowiedź