Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Pub Rozbrykany Hipogryf
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
AutorWiadomość
Pub Rozbrykany Hipogryf
W powietrzu czuć przyjemny zapach piwa, smażonej ryby, frytek oraz papierosowego dymu. Do uszu dociera odgłos cichej muzyki, szmer rozmów, a od czasu do czasu głośniejszy toast. Za barem kobieta z zapamiętaniem poleruje kufel, żeby po chwili nalać do niego złocistego płynu ozdobionego białą pianą. W znajdującym się w Dolinie Godryka pubie czas płynie leniwie, spokojnie, a wszystkie zmartwienia życia codziennego wydają się błahostkami wobec przyjemności płynącej z kontemplacji uroków życia zapijanych whisky z lodem, tutejszym specjałem. Wnętrze urządzone jest ze smakiem, typowo dla podobnych lokali rozsianych po małych mieścinach na całych Wyspach Brytyjskich. Przy barze ciągnie się rząd wysokich stołków bez oparcia, na brązowej, nieco zakurzonej miejscami podłodze przy stoikach ustawione są obite skórą krzesła. Na oknach naklejono ruchome wycinki z różnych gazet. Do pubu przychodzą wyłącznie czarodzieje, a sam budynek skryty jest za prostą iluzją podniszczonej kamienicy z zablokowanym wejściem.
Możliwość gry w darta.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 3 razy
/Po spotkaniu z Lyrą, kilka godzin przed wizytą u Aleksandra/
Z niektórymi osobami widywała się częściej niż kiedykolwiek by chciała - taką osobą był Dobrev, a z niektórymi rzadziej niż jej serce pragnęło - taką osobą była Ally. Ich kontakt był utrudniony przez wyjazd Avery do Egiptu w celach naukowych. Pozostały im tylko listy, w których mogły wymienić się najważniejszym sprawami, podzielić się wątpliwościami, czy po prostu utrzymać kontakt. W końcu jednak Allison wróciła. Elizabeth musiała od nowa przyzwyczaić się do jej obecności, nauczyła się świetnie odczytywać jej listy, ale czytanie człowieka zawsze było trudniejsze. Zgodnie z ustaloną godziną weszła do pubu i usiadła przy jednym ze stolików na końcu sali. Chciała mieć przynajmniej pozory prywatności, choć nie spodziewała się spotkać tutaj kogoś znajomego. Ale dla ich komfortu lepiej było pozostać w cieniu, i tak niedługo pomieszczenie zapełni się klientelą, dzięki temu mało kto zwróci uwagę na dwie blondynki, których raczej nie powinno się spotkać w takim miejscu. Gdyby tylko kiedykolwiek owe ograniczenia jej przeszkadzały. Zamówiła swoją ulubioną szkocką i rozsiadła się wygodnie na krześle. Skłamałaby mówiąc, że nie odczuwała zdenerwowania. Mogła przecież nie rozpoznać w Ally swej przyjaciółki ze szkolnych lat. Listy mogły dawać tylko pozory, choć nawet w nich zauważalna była zmiana jaka w niej zaszła. Nie była tylko pewna jak szybko będzie umiała dostosować się do tej nowej Allison. Nie ważne czy lepszej czy gorszej, po prostu innej. Patrzyła nerwowo na zegar, a jej palce zaczęły bębnić o blat stołu ukazując jej zestresowanie. Obawiała się tego spotkania, bo nie chciała poczuć zawodu, bo co jeśli straciła przyjaciółkę? Takie myślenie na pewno nie wpłynie korzystnie na jej nastrój. Napiła się sporego łyka alkoholu, aby uspokoić nerwy, choć to była głupota, że denerwowała się akurat tym spotkaniem. To była przecież Ally, znała ją. Mimo czasu jaki upłynął, wciąż czuła o nią troskę i tęskniła za nią, gdyż jednak słowa pisane nie potrafią oddać całej gamy emocji, jakie dają wyrazy werbalne.
Z niektórymi osobami widywała się częściej niż kiedykolwiek by chciała - taką osobą był Dobrev, a z niektórymi rzadziej niż jej serce pragnęło - taką osobą była Ally. Ich kontakt był utrudniony przez wyjazd Avery do Egiptu w celach naukowych. Pozostały im tylko listy, w których mogły wymienić się najważniejszym sprawami, podzielić się wątpliwościami, czy po prostu utrzymać kontakt. W końcu jednak Allison wróciła. Elizabeth musiała od nowa przyzwyczaić się do jej obecności, nauczyła się świetnie odczytywać jej listy, ale czytanie człowieka zawsze było trudniejsze. Zgodnie z ustaloną godziną weszła do pubu i usiadła przy jednym ze stolików na końcu sali. Chciała mieć przynajmniej pozory prywatności, choć nie spodziewała się spotkać tutaj kogoś znajomego. Ale dla ich komfortu lepiej było pozostać w cieniu, i tak niedługo pomieszczenie zapełni się klientelą, dzięki temu mało kto zwróci uwagę na dwie blondynki, których raczej nie powinno się spotkać w takim miejscu. Gdyby tylko kiedykolwiek owe ograniczenia jej przeszkadzały. Zamówiła swoją ulubioną szkocką i rozsiadła się wygodnie na krześle. Skłamałaby mówiąc, że nie odczuwała zdenerwowania. Mogła przecież nie rozpoznać w Ally swej przyjaciółki ze szkolnych lat. Listy mogły dawać tylko pozory, choć nawet w nich zauważalna była zmiana jaka w niej zaszła. Nie była tylko pewna jak szybko będzie umiała dostosować się do tej nowej Allison. Nie ważne czy lepszej czy gorszej, po prostu innej. Patrzyła nerwowo na zegar, a jej palce zaczęły bębnić o blat stołu ukazując jej zestresowanie. Obawiała się tego spotkania, bo nie chciała poczuć zawodu, bo co jeśli straciła przyjaciółkę? Takie myślenie na pewno nie wpłynie korzystnie na jej nastrój. Napiła się sporego łyka alkoholu, aby uspokoić nerwy, choć to była głupota, że denerwowała się akurat tym spotkaniem. To była przecież Ally, znała ją. Mimo czasu jaki upłynął, wciąż czuła o nią troskę i tęskniła za nią, gdyż jednak słowa pisane nie potrafią oddać całej gamy emocji, jakie dają wyrazy werbalne.
Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Fawley dnia 16.08.15 23:21, w całości zmieniany 1 raz
| Po spotkaniu z Alexandrem aka. Damienem
Pub. Kolejna pijalnia. Czy nie spędzam w nich zbyt wiele czasu? Gdyby Soren zobaczył mnie praktycznie każdego wieczoru w takim miejscu, zapewne spuściłby mi na głowę wiadro braterskiej troski. Jednak dzisiaj dziękowałam za – jak zawsze – doskonały wybór swej przyjaciółki – dzięki temu obrazy uwięzione w mojej głowie, po raz kolejny odpłyną daleko. Póki co umieram z nerwów. Pobieram się. Nie potrafię sobie wyobrazić reakcji przyjaciółki do momentu, gdy informuję ją z kim zaaranżowano mi przyszłość. Co jeśli uzna mnie niegodną dla swojego kuzyna, przez co nasze relacje stracą na bliskości? Już i tak nie widziałyśmy się zbyt długo, by narażać znajomość na kolejne próby. Przywlekam na twarz delikatny, niezobowiązujący uśmiech, gdy ląduje przed Rozbrykanym Hipogryfem na dwie minuty przed umówioną godziną spotkania. Obawiam się, że dałam sobie zbyt mało czasu na odnalezienie Liz, co jeśli jej nie rozpoznam? Jak bardzo mogła się zmienić przez ten czas? Czuję się jakbym szła na pierwsze spotkanie z osobą, którą znam tylko z wymienianej korespondencji. Takich spotkań czeka mnie wiele, lecz te z panną Fawley, jak i Yaxley wydają się najbardziej stresujące.
Wygładzam fałdy sukienki sięgającej za kolana, zanim popycham drzwi, wchodząc do środka – muszę się dobrze prezentować, by chociaż zyskać dobrym wrażeniem po latach rozłąki. Mój wzrok bezwiednie wędruje do jednego, a następnie do kolejnego stolika w rogu sali – co do tego jednego zgadzamy się bez spornie, najlepiej wybierać miejsca z boku, nie od razu na widoku. Gdy dostrzegam twoją drobną sylwetkę, moja twarz rozpromienia się całkowicie naturalnie, a wszelkie troski odlatują w dal, choć na tę krótką chwilę. W oka mgnieniu wracają wspomnienia błogiego czasu wspólnie spędzonego w Hogwarcie. Moja droga, czy postarzałaś się choć trochę? Praktycznie wcale się nie zmieniłaś… Może tylko rysy twojej twarzy nabrały większej kobiecości, byś z łatwością mogła skradać męskie serca. W kilku krokach przemierzam salę, nie patrząc na to, by zachować choćby pozory dostojności. Zatrzymuję się przed okupywanym przez ciebie stolikiem i nagle tracę całą pewność siebie, praktycznie zapominam jak się nazywam, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują. Znów wraca cały ciężar jaki noszę na ramionach – zbyt długa rozłąka, niepewność, Samael, a także zaręczyny z twoim kuzynem, kochana. Nie wiem, jak się z tego wytłumaczę, w końcu nie jesteś wtajemniczona w zawirowania naszej rodziny, a fakt, że to mój brat miał decydujący głos w planach na moją przyszłość jest zbyt istotny, by mógł zostać od tak pominięty. Przecież i tak się o tym dowiesz, może przypadkiem podczas rozmowy z Alexandrem.
- Lizzy – szepczę lekko przerażona, na nic więcej mnie nie stać. Niepewnie podchodzę bliżej ściągając kapelusz, który chronił moją chorobliwie bladą skórę przed nazbyt upalnym słońcem, jak i nadawał elegancji. Nabieram głęboko powietrza - chwytam się wszystkiego, byle tylko się uspokoić i nie rozkleić na twój widok. Właśnie myśl, że mogę na ciebie liczyć, całkowicie mnie rozstraja. Kochana Elizabeth, nie mam pojęcia co dalej robić. Wiesz tylko tyle, ile chciałam, byś wiedziała, a teraz powinnam ujawnić przed tobą te wstydliwe prawdy, skoro oczekuję wsparcia, ujęcia za rękę i poprowadzenia we właściwym kierunku.
Pub. Kolejna pijalnia. Czy nie spędzam w nich zbyt wiele czasu? Gdyby Soren zobaczył mnie praktycznie każdego wieczoru w takim miejscu, zapewne spuściłby mi na głowę wiadro braterskiej troski. Jednak dzisiaj dziękowałam za – jak zawsze – doskonały wybór swej przyjaciółki – dzięki temu obrazy uwięzione w mojej głowie, po raz kolejny odpłyną daleko. Póki co umieram z nerwów. Pobieram się. Nie potrafię sobie wyobrazić reakcji przyjaciółki do momentu, gdy informuję ją z kim zaaranżowano mi przyszłość. Co jeśli uzna mnie niegodną dla swojego kuzyna, przez co nasze relacje stracą na bliskości? Już i tak nie widziałyśmy się zbyt długo, by narażać znajomość na kolejne próby. Przywlekam na twarz delikatny, niezobowiązujący uśmiech, gdy ląduje przed Rozbrykanym Hipogryfem na dwie minuty przed umówioną godziną spotkania. Obawiam się, że dałam sobie zbyt mało czasu na odnalezienie Liz, co jeśli jej nie rozpoznam? Jak bardzo mogła się zmienić przez ten czas? Czuję się jakbym szła na pierwsze spotkanie z osobą, którą znam tylko z wymienianej korespondencji. Takich spotkań czeka mnie wiele, lecz te z panną Fawley, jak i Yaxley wydają się najbardziej stresujące.
Wygładzam fałdy sukienki sięgającej za kolana, zanim popycham drzwi, wchodząc do środka – muszę się dobrze prezentować, by chociaż zyskać dobrym wrażeniem po latach rozłąki. Mój wzrok bezwiednie wędruje do jednego, a następnie do kolejnego stolika w rogu sali – co do tego jednego zgadzamy się bez spornie, najlepiej wybierać miejsca z boku, nie od razu na widoku. Gdy dostrzegam twoją drobną sylwetkę, moja twarz rozpromienia się całkowicie naturalnie, a wszelkie troski odlatują w dal, choć na tę krótką chwilę. W oka mgnieniu wracają wspomnienia błogiego czasu wspólnie spędzonego w Hogwarcie. Moja droga, czy postarzałaś się choć trochę? Praktycznie wcale się nie zmieniłaś… Może tylko rysy twojej twarzy nabrały większej kobiecości, byś z łatwością mogła skradać męskie serca. W kilku krokach przemierzam salę, nie patrząc na to, by zachować choćby pozory dostojności. Zatrzymuję się przed okupywanym przez ciebie stolikiem i nagle tracę całą pewność siebie, praktycznie zapominam jak się nazywam, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują. Znów wraca cały ciężar jaki noszę na ramionach – zbyt długa rozłąka, niepewność, Samael, a także zaręczyny z twoim kuzynem, kochana. Nie wiem, jak się z tego wytłumaczę, w końcu nie jesteś wtajemniczona w zawirowania naszej rodziny, a fakt, że to mój brat miał decydujący głos w planach na moją przyszłość jest zbyt istotny, by mógł zostać od tak pominięty. Przecież i tak się o tym dowiesz, może przypadkiem podczas rozmowy z Alexandrem.
- Lizzy – szepczę lekko przerażona, na nic więcej mnie nie stać. Niepewnie podchodzę bliżej ściągając kapelusz, który chronił moją chorobliwie bladą skórę przed nazbyt upalnym słońcem, jak i nadawał elegancji. Nabieram głęboko powietrza - chwytam się wszystkiego, byle tylko się uspokoić i nie rozkleić na twój widok. Właśnie myśl, że mogę na ciebie liczyć, całkowicie mnie rozstraja. Kochana Elizabeth, nie mam pojęcia co dalej robić. Wiesz tylko tyle, ile chciałam, byś wiedziała, a teraz powinnam ujawnić przed tobą te wstydliwe prawdy, skoro oczekuję wsparcia, ujęcia za rękę i poprowadzenia we właściwym kierunku.
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czy to jest ona? Tak. Studiowała jej twarz szukając starej Ally czy przyzwyczajając się do tej nowe? To zaskakujące po latach zobaczyć ją przed sobą, prawdziwą z krwi i kości. Nie jest to wizualizacja jej tęsknoty ani nocne majaki – prawdziwa Allison Avery. Nie zmieniła się aż tak bardzo jak można było się spodziewać po latach spędzonych w prażących słońcu. Jej karnacja nie nabrała żadnych kolorów, nadal jest bliższa trupowi niż człowiekowi, którego serce pompuje krew. Powinna rzucić się w jej ramiona? Nie, tak nie wypada. A może po prostu nie może się ruszyć jakby została wyrobiona w drewnie wraz z krzesłem? Tak wiele wątpliwości zawisa w powietrzu. To nie tak, że nagle czuje potok powietrza, nie, czuję jakby było go za mało i miała się zaraz udusić. Pragnie przekląć wszelkie przyczyny jakie spowodowały ich rozłąkę, choć nigdy nie powinno się winić pragnienia wiedzy. Czuje zarazem jakby ktoś obcy chciał wejść do domu, a zarazem, że wszystko wróciło do normy.. Sprzeczne uczucia nie pozwalają jej jednoznacznie ocenić jak się czuje. Mają sobie tyle do powiedzenia, może powinna zacząć? Jakoś listy było łatwiej pisać, można była wtedy ukryć tak wiele. Tego nie dopisać, to przemilczeć- patrząc komuś w oczy o wiele ciężej o taką swobodę. Układa w końcu swoje zardzewiałe wargi w niepewny uśmiech. Oh, moi drodzy, Elizabeth Fawley odczuwa niepewność.
- Witaj, Ally. – Nie może nic więcej powiedzieć, wstaje z krzesła i szybko ją obejmuje. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Teraz mocniej niż wcześniej odczuwa, że jej przyjaciółka wróciła do domu. Nie przejmuję się, że jakiś mugol może zobaczyć jej niebieską szatę, ważna jest tylko dziewczyna, teraz już kobieta, stojąca obok niej. Nadal była niższa od niej, co wcale nie było zadziwiające, ale dziwnie ją uspokoiło. Coś było na swoim miejscu. Trzyma ją tak przez chwilę, bo to łatwiejsze od rozmowy. Gdy wróci na swoje miejsce będzie musiała stanąć twarzą w twarz z prawdą, teraz jeszcze mogła pływać w obłokach. Gdzieś na końcu jej pamięci ma jeszcze sprawę Lyry, ale jest to obecnie zupełnie nieważne. W końcu Ally jest tutaj. Jej ramiona opadają wzdłuż jej tułowia, robi krok w tył aż siada na krześle. Czas przemówić.
- Nie jesteś już dzieckiem. – To chyba nie powinny być pierwsze słowa jakie wypowie, ale wymykają się one bez jej kontroli. Gdyż właśnie to straciła. Nie mogła obserwować jak jej przyjaciółka dorasta, staję się kobietą. Nie mogła tego przeżywać z nią. Nie wie czemu, ale złe przeczucie jej nie opuszcza. Coś z tyłu jej głowy nie pozwala nacieszyć się wystarczająco tą chwilą. Pragnie to zignorować, ale wystarczająco długo jest Aurorem , aby to zrobić. Nie raz uratowało jej to życie.
- Witaj, Ally. – Nie może nic więcej powiedzieć, wstaje z krzesła i szybko ją obejmuje. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Teraz mocniej niż wcześniej odczuwa, że jej przyjaciółka wróciła do domu. Nie przejmuję się, że jakiś mugol może zobaczyć jej niebieską szatę, ważna jest tylko dziewczyna, teraz już kobieta, stojąca obok niej. Nadal była niższa od niej, co wcale nie było zadziwiające, ale dziwnie ją uspokoiło. Coś było na swoim miejscu. Trzyma ją tak przez chwilę, bo to łatwiejsze od rozmowy. Gdy wróci na swoje miejsce będzie musiała stanąć twarzą w twarz z prawdą, teraz jeszcze mogła pływać w obłokach. Gdzieś na końcu jej pamięci ma jeszcze sprawę Lyry, ale jest to obecnie zupełnie nieważne. W końcu Ally jest tutaj. Jej ramiona opadają wzdłuż jej tułowia, robi krok w tył aż siada na krześle. Czas przemówić.
- Nie jesteś już dzieckiem. – To chyba nie powinny być pierwsze słowa jakie wypowie, ale wymykają się one bez jej kontroli. Gdyż właśnie to straciła. Nie mogła obserwować jak jej przyjaciółka dorasta, staję się kobietą. Nie mogła tego przeżywać z nią. Nie wie czemu, ale złe przeczucie jej nie opuszcza. Coś z tyłu jej głowy nie pozwala nacieszyć się wystarczająco tą chwilą. Pragnie to zignorować, ale wystarczająco długo jest Aurorem , aby to zrobić. Nie raz uratowało jej to życie.
Stanie w miejscu i przyglądanie się sobie nawzajem, wprowadza mnie w pewien rodzaj konsternacji. Tak bardzo się zmieniłam, a może lekki make up nie przeżył spotkania z niemiłosiernym słońcem? Pewnie jeszcze długo po prostu byśmy się sobie przyglądały, gdyby nie to, że wstajesz i mnie przytulasz. Może aż nazbyt ochoczo odpowiadam na ten prosty gest, ciesząc się z twojej bliskości, realnego ciepła ciała, mieszanki kosmetyków i perfum – to chyba te, które podesłałam ci tukanem na ostatnie urodziny? Dobrze, że nie będę musiała korzystać już z tych ptaszysków, by się z tobą kontaktować, a co do urodzin – twoje następne będziemy świętować w taki sposób, by nadrobić starty ostatnich kilku lat.
- Ty także – odpowiadam, a moje usta wyginają się w jeszcze szerszym uśmiechu. Nawet nie wiesz, jak dobrze cię widzieć, Elizabeth. Odsuwam cię na odległość ramion, by dobrze ci się przyjrzeć. Najmniejszą uwagę poświęcam twojej szacie, nieodpowiedniej co do tego mugolskiego miejsca. Bardziej skupiam się na twoje figurze, zmianach na twarzy, które zaszły przez te kilka lat. Jednak jest ich trochę, niż dojrzałam w pierwszym momencie. Bez obaw - to same superlatywy. - Droga, Lizzy, mam ci tyle do powiedzenia – trochę markotnieję, jednak uśmiech wciąż pozostaje na mojej twarzy. Sama nie wiem, od czego zacząć, pewnie nie spodziewasz się tematów, które poruszę już za krótką chwilę. Wolisz najpierw usłyszeć dobre czy może te złe wieści, od których czuję nieprzyjemne zaciskanie gardła? Na prawdę nie chcę cię tym zadręczać, choć nie daję sobie radę z tym wszystkim. Przez chwilę nawet myślę, by to wszystko pominąć, lecz po chwili zdaję sobie sprawę, że to twój kuzyn. Łączą was więzy krwi – czy będą one silniejsze od naszej przyjaźni? - Ale najpierw… Czego się napijesz? – pytam, by podejść do baru i zamówić odpowiednie drinki.
- Ty także – odpowiadam, a moje usta wyginają się w jeszcze szerszym uśmiechu. Nawet nie wiesz, jak dobrze cię widzieć, Elizabeth. Odsuwam cię na odległość ramion, by dobrze ci się przyjrzeć. Najmniejszą uwagę poświęcam twojej szacie, nieodpowiedniej co do tego mugolskiego miejsca. Bardziej skupiam się na twoje figurze, zmianach na twarzy, które zaszły przez te kilka lat. Jednak jest ich trochę, niż dojrzałam w pierwszym momencie. Bez obaw - to same superlatywy. - Droga, Lizzy, mam ci tyle do powiedzenia – trochę markotnieję, jednak uśmiech wciąż pozostaje na mojej twarzy. Sama nie wiem, od czego zacząć, pewnie nie spodziewasz się tematów, które poruszę już za krótką chwilę. Wolisz najpierw usłyszeć dobre czy może te złe wieści, od których czuję nieprzyjemne zaciskanie gardła? Na prawdę nie chcę cię tym zadręczać, choć nie daję sobie radę z tym wszystkim. Przez chwilę nawet myślę, by to wszystko pominąć, lecz po chwili zdaję sobie sprawę, że to twój kuzyn. Łączą was więzy krwi – czy będą one silniejsze od naszej przyjaźni? - Ale najpierw… Czego się napijesz? – pytam, by podejść do baru i zamówić odpowiednie drinki.
I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Musiała się zmienić w ciągu tych paru lat, gdy się ostatnio widziały to jeszcze dorastała, teraz się już starzeje. Na przestrzeni lat pokornie obserwowała w lustrze jak zmienia się jej ciało, szczególnie twarz. Rysy twarzy nabrały ostrości; straciła tę delikatność, która cechowała ją w okresie dojrzewania. Allison jednak nadal miała ową delikatność na twarzy, choć oczy nabrały pewnego oblicza hardości. O wiele bardziej jednak niż wygląd, ciekawiły ją zmiany jakie zaszły wewnątrz jej przyjaciółki. W końcu nie było jej sześć lat, nie wiadomo jak te afrykańskie powietrze na nią wpłynęło. Obie teraz są dorosłe, są kobietami, ale są nadal młode i mają przed sobą jeszcze ze sto lat, patrząc na to ile żyją czarodzieje. Mimo to te 2192 dni, wydają jej się wiecznością, którą będzie trzeba oswoić.
-Taka dorosła. – mówi z uśmiechem na twarzy. Może to i dobrze, że Ally nie widziała jej imprezowych lat. Na pewno czułaby się zaniepokojona, może nawet zdegustowana, a tak? Tylko w weekendy można przypomnieć sobie tamte wieczory, ale to i tak nie jest to. Nie ten klimat, nie Ci ludzie i nie ta muzyka. Ciekawe co jej przyjaciółka wyprawia w Gizie. Nie musiała się martwić sztywną etykietą, nudnymi zasadami i tym co ludzie powiedzą. Była wolna, ale zarazem osamotniona. Ona ułamka tej swobody zaznawała przy podróżach do Indii, gdy zabrała tam kuzyna, musiała się nim jednak trochę opiekować, taki przynajmniej odczuwała rodzinny obowiązek. Niezbyt mu się to podobało, ale kto by na to patrzył. – Mamy całą wieczność. – powiedziała uroczyście, nie mogąc się nią napatrzeć. – Ale tak naprawdę dzisiaj mamy tylko parę godzin, więc mam nadzieję, że przygotowałaś plan wydarzeń ze swojego życia. – Ona oczywiście tego nie zrobiła, a też tego było sporo. Zostanie Aurorką, romans z kobietą i ukrycie zbrodni... Z czego tego ostatniego i tak nigdy nie będzie mogła wspomnieć. Czuła pewną sztywność, jakby coś nie zostało powiedziane. Pewne zaniepokojenie, ale to na pewno nie jest nic złego. Jakaś błaha sprawa, która nie daję jej przyjaciółce spokoju. To musi być coś takiego. Podnosi do góry napełnioną do połowy szklankę i uśmiecha się do kobiety porozumiewawczo. – Szkockiej nigdy za mało, ale że chce być przytomna, gdy będziesz mi się spowiadać, więc na razie zostanę z tym co mam. – Chce przynajmniej początek tego wieczoru zapamiętać, czuje w kościach, że dowie się dzisiaj czegoś interesującego.
-Taka dorosła. – mówi z uśmiechem na twarzy. Może to i dobrze, że Ally nie widziała jej imprezowych lat. Na pewno czułaby się zaniepokojona, może nawet zdegustowana, a tak? Tylko w weekendy można przypomnieć sobie tamte wieczory, ale to i tak nie jest to. Nie ten klimat, nie Ci ludzie i nie ta muzyka. Ciekawe co jej przyjaciółka wyprawia w Gizie. Nie musiała się martwić sztywną etykietą, nudnymi zasadami i tym co ludzie powiedzą. Była wolna, ale zarazem osamotniona. Ona ułamka tej swobody zaznawała przy podróżach do Indii, gdy zabrała tam kuzyna, musiała się nim jednak trochę opiekować, taki przynajmniej odczuwała rodzinny obowiązek. Niezbyt mu się to podobało, ale kto by na to patrzył. – Mamy całą wieczność. – powiedziała uroczyście, nie mogąc się nią napatrzeć. – Ale tak naprawdę dzisiaj mamy tylko parę godzin, więc mam nadzieję, że przygotowałaś plan wydarzeń ze swojego życia. – Ona oczywiście tego nie zrobiła, a też tego było sporo. Zostanie Aurorką, romans z kobietą i ukrycie zbrodni... Z czego tego ostatniego i tak nigdy nie będzie mogła wspomnieć. Czuła pewną sztywność, jakby coś nie zostało powiedziane. Pewne zaniepokojenie, ale to na pewno nie jest nic złego. Jakaś błaha sprawa, która nie daję jej przyjaciółce spokoju. To musi być coś takiego. Podnosi do góry napełnioną do połowy szklankę i uśmiecha się do kobiety porozumiewawczo. – Szkockiej nigdy za mało, ale że chce być przytomna, gdy będziesz mi się spowiadać, więc na razie zostanę z tym co mam. – Chce przynajmniej początek tego wieczoru zapamiętać, czuje w kościach, że dowie się dzisiaj czegoś interesującego.
Żal mi lat, które minęły. Skradziono nam możliwość wspólnego dorastania, nawet jeśli oznaczałoby to zdemoralizowanie, nadmierne popijawy w pubach i na bankietach, a może i testowanie najlepszych oraz najdroższych odurzaczy. Znam cię tylko z korespondencji, którą przechowuję w ozdobnych pudełkach, osobnych dla ciebie, Sorena i Constance, gdybym chciała wrócić do tamtych czasów naszej młodości, mam je zawsze pod ręką, jakby były wspomnieniami przetrzymywanymi w myślodsiewni.
Wieczność to pojęcie względne, szczególnie, gdy czas, który ponoć jest najpiękniejszy, już przeminął. Chcę ci powiedzieć o wszystkim, lecz całkowicie nie wiem od czego zacząć. Przed wyjściem z domu, miałam jeszcze jakiś plan, wszystko na spokojnie ułożone, lecz teraz czuję pustkę w głowie. Wiem, że niektóre wydarzenia będzie ci ciężko przyjąć, dlatego nie zamierzam ich poruszać, przynajmniej nie na dzień dobry. Skoro nic nie chcesz, przepraszam cię na chwilę i kieruję kroki, by zrealizować własne zachcianki – daje mi to chwilę czasu, by przemyśleć wszystko raz jeszcze. Najlepiej porozmawiajmy o tobie, o wzlotach i upadkach, o pracy i o prywatnych zawirowaniach. Do stolika wracam już z kieliszkiem shery. Uśmiecham się wesoło, gdy zajmuję miejsce obok, pomimo że wcale nie czuję się zbyt szczęśliwa. Oszołomienie na twój widok stopniowo mija, na pierwszy plan wracają problemy, na które przecież i tak nic nie poradzę – dlatego mam zamiar się cieszyć czasem spędzonym z tobą, nie pozwolę ukraść kolejnych chwil. - Opowiadaj, co u ciebie. Wciąż nie widzę pierścionka zaręczynowego na twoim palcu. Nie mów, że tak oddajesz się pracy, że nie masz czasu, by wyjść poznać kogoś interesującego. Musimy to koniecznie zmienić! – uderzam z tej strony, skupiając się na tobie, byś nie chciała wiedzieć, jak się odnajduję po powrocie – bo cóż ci mogę powiedzieć? Samą prawdę, a ona zabije cały dobry nastrój. - Nie mogę się doczekać! Musisz mi pokazać wszystkie miejsca, które są warte uwagi. Wiesz, jak bardzo jestem do tyłu. Właściwie to stresujące, znów czuję się jak debiutantka na salonach, choć jeszcze nie ujawniłam się oficjalnie ze swoim powrotem - mówię szybko, w głosie możesz usłyszeć podekscytowanie, niczym jak za czasów Hogwartu, gdy można było znaleźć we mnie więcej radości niż obecnie.
Wieczność to pojęcie względne, szczególnie, gdy czas, który ponoć jest najpiękniejszy, już przeminął. Chcę ci powiedzieć o wszystkim, lecz całkowicie nie wiem od czego zacząć. Przed wyjściem z domu, miałam jeszcze jakiś plan, wszystko na spokojnie ułożone, lecz teraz czuję pustkę w głowie. Wiem, że niektóre wydarzenia będzie ci ciężko przyjąć, dlatego nie zamierzam ich poruszać, przynajmniej nie na dzień dobry. Skoro nic nie chcesz, przepraszam cię na chwilę i kieruję kroki, by zrealizować własne zachcianki – daje mi to chwilę czasu, by przemyśleć wszystko raz jeszcze. Najlepiej porozmawiajmy o tobie, o wzlotach i upadkach, o pracy i o prywatnych zawirowaniach. Do stolika wracam już z kieliszkiem shery. Uśmiecham się wesoło, gdy zajmuję miejsce obok, pomimo że wcale nie czuję się zbyt szczęśliwa. Oszołomienie na twój widok stopniowo mija, na pierwszy plan wracają problemy, na które przecież i tak nic nie poradzę – dlatego mam zamiar się cieszyć czasem spędzonym z tobą, nie pozwolę ukraść kolejnych chwil. - Opowiadaj, co u ciebie. Wciąż nie widzę pierścionka zaręczynowego na twoim palcu. Nie mów, że tak oddajesz się pracy, że nie masz czasu, by wyjść poznać kogoś interesującego. Musimy to koniecznie zmienić! – uderzam z tej strony, skupiając się na tobie, byś nie chciała wiedzieć, jak się odnajduję po powrocie – bo cóż ci mogę powiedzieć? Samą prawdę, a ona zabije cały dobry nastrój. - Nie mogę się doczekać! Musisz mi pokazać wszystkie miejsca, które są warte uwagi. Wiesz, jak bardzo jestem do tyłu. Właściwie to stresujące, znów czuję się jak debiutantka na salonach, choć jeszcze nie ujawniłam się oficjalnie ze swoim powrotem - mówię szybko, w głosie możesz usłyszeć podekscytowanie, niczym jak za czasów Hogwartu, gdy można było znaleźć we mnie więcej radości niż obecnie.
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby została, zdemoralizowanie byłoby jej obiecane. Wystarczy wspomnieć, że u Elizabeth było czasem gorzej niż w szkole, a Ally dobrze wie jak bawić się potrafiły uciśnione przez etykietę dzieci, choć ciężko jej uwierzyć, że Avery była grzeczną dziewczynką w tym gorącym Egipcie, ale niech ona sama jej o tym opowie. Przekręciła głowę w bok, słuchając jej przyjaznego dla uszu brzmienia. Musi się do niego od nowa przyzwyczaić, bo listy nie mają głosu. To ona ma zacząć swoją historie? Była na to trochę niegotowa, przygotowana do zadawania pytań, nie odpowiedzi. Jeszcze zaczyna od tego tematu, małżeństwo. Czy wszyscy sądzą, że to jedyny cel kobiety? Oczywiście, że Ally nie.
-Poznaje różne interesujące jednostki, ale zawsze po paru dniach odkrywam, że to tylko iluzja. Nie jestem stworzona do stałych związków, o małżeństwie lepiej nie wspominając. Wybór co do małżeństwa i tak nie będzie należał do mnie. Znałam kilku bardzo ciekawych ludzi, ale żadnym z nich nie mogłabym się związać na dłużej. Może po prostu bym się nimi znudziła? A ty? Nadal panna?– pyta, choć nie spodziewa się innej odpowiedzi niż twierdzącej. – A moja praca jest naprawdę fascynująca! Może człowiekowi ukraść życie, jeśli on na to pozwoli. To była jedna z najlepszych decyzji jakie podjęłam. A co z twoją praca? Giza.. Też sobie wybrałaś miejsce. – Elizabeth raz w życiu odwiedziła Czarny Ląd gdy była jeszcze dzieckiem. Kenia była kolejną Kolonią Brytyjską, którą odwiedził jej ojciec i zabrał ją ze sobą. Z powodu panujących tam temperatur, pragnęła wrócić do domu jak najszybciej, choć pokochała naturę tamtego miejsca. – Pokaże Ci wszystko, mamy czas. – Mają czas. Na tę myśl uśmiechnęła się do siebie. – Za wiele się nie zmieniło. Nadal jest sztywno i sztucznie, ale orkiestra ciągle gra. Wszyscy nadal zachowują się tak samo, choć pojawiają się buntownicy, a raczej buntowniczki. Co zadziwiające, dużo ich u Blacków. Nawet nie wiesz jak głośno było, gdy trzy panny z tego rodu postanowiły same sobie wybrać małżonków, którzy zdecydowanie nie spodobali się rodzinie. Nie mówiło się o niczym innym; domyśl się jaka była reakcja arystokracji na owe wyczyny.- powiedziała konspiracyjnie a na jej twarzy gościł zawadiacki uśmiech. Tyle plotek musiała jej przekazać! Ally zapewne była zupełnie nie obyta z najświeższymi , bo przecież nie mogła wszystkiego w listach jej napisać.
-Poznaje różne interesujące jednostki, ale zawsze po paru dniach odkrywam, że to tylko iluzja. Nie jestem stworzona do stałych związków, o małżeństwie lepiej nie wspominając. Wybór co do małżeństwa i tak nie będzie należał do mnie. Znałam kilku bardzo ciekawych ludzi, ale żadnym z nich nie mogłabym się związać na dłużej. Może po prostu bym się nimi znudziła? A ty? Nadal panna?– pyta, choć nie spodziewa się innej odpowiedzi niż twierdzącej. – A moja praca jest naprawdę fascynująca! Może człowiekowi ukraść życie, jeśli on na to pozwoli. To była jedna z najlepszych decyzji jakie podjęłam. A co z twoją praca? Giza.. Też sobie wybrałaś miejsce. – Elizabeth raz w życiu odwiedziła Czarny Ląd gdy była jeszcze dzieckiem. Kenia była kolejną Kolonią Brytyjską, którą odwiedził jej ojciec i zabrał ją ze sobą. Z powodu panujących tam temperatur, pragnęła wrócić do domu jak najszybciej, choć pokochała naturę tamtego miejsca. – Pokaże Ci wszystko, mamy czas. – Mają czas. Na tę myśl uśmiechnęła się do siebie. – Za wiele się nie zmieniło. Nadal jest sztywno i sztucznie, ale orkiestra ciągle gra. Wszyscy nadal zachowują się tak samo, choć pojawiają się buntownicy, a raczej buntowniczki. Co zadziwiające, dużo ich u Blacków. Nawet nie wiesz jak głośno było, gdy trzy panny z tego rodu postanowiły same sobie wybrać małżonków, którzy zdecydowanie nie spodobali się rodzinie. Nie mówiło się o niczym innym; domyśl się jaka była reakcja arystokracji na owe wyczyny.- powiedziała konspiracyjnie a na jej twarzy gościł zawadiacki uśmiech. Tyle plotek musiała jej przekazać! Ally zapewne była zupełnie nie obyta z najświeższymi , bo przecież nie mogła wszystkiego w listach jej napisać.
- Wiesz, starzejesz się, za niedługo pojawią się pierwsze siwe włosy, a twój ojciec chyba chciałby mieć wnuki – puszczam ci perskie oczko, lecz, gdy pada luźne pytanie o mój stan cywilny, żałuję, że w ogóle poruszyłam ten temat. Cóż ci mam powiedzieć? Przecież i tak się dowiesz prawdy… Lecz nie jestem jeszcze gotowa, by ci ją przedstawić. Nie teraz, gdy widzę twoje szczęśliwe oblicze, gdy możemy cieszyć się z naszego spotkania. - Daj spokój, Lizzy. Owszem, było kilku adoratorów w moim życiu po wyjeździe, lecz wiesz jak to jest. Tylko mężczyźni mogą pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa przed ślubem – kłamię gładko. Nigdy nie przeszkadzał mi szlachecki celibat, przecież panicznie boję się myśli… Nie, noc poślubna z twoim kuzynem jest całkiem realna, jeśli nie wymyślę czegokolwiek, by nie dopuścić do tego ślubu. Lecz ty mi w tym nie pomożesz, nie chcesz narazić Alexandra na niebezpieczeństwo z rąk Samaela. Może jednak mylisz się co do niego? Tobie jako kuzynce pokazuje to dobre oblicze, a tak na prawdę, pod maską obłudy jest niczym mój brat? Wiem, że to będzie ciężkie do przełknięcia, ale udowodnię ci, że taka jest prawda. Nie ma innego wytłumaczenia na jego postępowanie.
- Wiesz, że tam szkolą najlepszych alchemików. Centrum alchemii jest… To nie żadne plotki, po prostu wspaniałe. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile prowadzą tam eksperymentów! Za kilka lat znajdą lekarstwa na wszystko, może i na samą śmierć – mówię niczym zafascynowana praktykantka, którą po raz pierwszy wpuszczono do laboratorium. Giza może nie była najprzyjaźniejszym miejscem dla Brytyjki rozlubowanej w typowo angielskiej pogodzie, lecz każde miejsce, nawet to bezlitośnie upalne, jest lepsze niż przebywanie w pobliżu Samaela. Po dłuższym czasie można zaadoptować się do panujących warunków, jeśli pamięta się o ochronie trupiobladej skóry. - Będę tęsknić za testami na myszach – robię smutną minkę, wiedząc, że chyba nie do końca pochwalasz takie eksperymenty, lecz gra jest warta wszystkich mysich żywotów.
- Cóż to za farsa! Pewnie ich ojciec musiał gotować się ze złości, a reporterzy z Czarownicy rozdziobali, to co z nich pozostało – kręcę z niedowierzaniem głową, kto by pomyślał - rodzina Blacków schodzi na psy!; przynajmniej według opinii publicznej. - Przeżyły swoje pomysły? Byli chociaż z domów szlacheckich? – uśmiecham się szeroko, rozbawiona kreującym się w mojej głowie obrazem, choć zapewne panną nie było tak wesoło. Elizabeth uświadamia mi, jak bardzo jestem w tyle ze wszelkimi nowościami z salonów. Zamiast Proroka powinnam regularnie prenumerować Czarownicę!
- Wiesz, że tam szkolą najlepszych alchemików. Centrum alchemii jest… To nie żadne plotki, po prostu wspaniałe. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile prowadzą tam eksperymentów! Za kilka lat znajdą lekarstwa na wszystko, może i na samą śmierć – mówię niczym zafascynowana praktykantka, którą po raz pierwszy wpuszczono do laboratorium. Giza może nie była najprzyjaźniejszym miejscem dla Brytyjki rozlubowanej w typowo angielskiej pogodzie, lecz każde miejsce, nawet to bezlitośnie upalne, jest lepsze niż przebywanie w pobliżu Samaela. Po dłuższym czasie można zaadoptować się do panujących warunków, jeśli pamięta się o ochronie trupiobladej skóry. - Będę tęsknić za testami na myszach – robię smutną minkę, wiedząc, że chyba nie do końca pochwalasz takie eksperymenty, lecz gra jest warta wszystkich mysich żywotów.
- Cóż to za farsa! Pewnie ich ojciec musiał gotować się ze złości, a reporterzy z Czarownicy rozdziobali, to co z nich pozostało – kręcę z niedowierzaniem głową, kto by pomyślał - rodzina Blacków schodzi na psy!; przynajmniej według opinii publicznej. - Przeżyły swoje pomysły? Byli chociaż z domów szlacheckich? – uśmiecham się szeroko, rozbawiona kreującym się w mojej głowie obrazem, choć zapewne panną nie było tak wesoło. Elizabeth uświadamia mi, jak bardzo jestem w tyle ze wszelkimi nowościami z salonów. Zamiast Proroka powinnam regularnie prenumerować Czarownicę!
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Na szczęście jest dwójka w kolejce przede mną. – mówi a te słowa widocznie sprawiają jej radość.- I to mój brat powinien pierwszy się tym zająć. Zawsze w obwodzie pozostaje jeszcze mój ojciec i jego piękna młoda żona. Co za każdym razem napawa mnie obrzydzeniem. Miałaś to szczęście poznać panią G?- nie wymawia jej imienia umyślnie i jest to jej zwyczajem. Nie potrafi strawić tej osoby, a każde ich spotkanie to wymiana ciosów słownych, które zawsze denerwują jej ojca, choć zawsze stoi on po stronie małżonki, nigdy nie po jej. Od kiedy poznała ją kilka miesięcy przed ukończeniem Hogwartu wiedziała, że coś się kroi. Ledwo pełnoletnia i urodziwa czarownica była uwieszona ramienia jej ojca przez całe przyjęcie Sylwestrowe, no może trochę przesadzała. Potem był już ten „ślub stulecia” jak lubiła o nim mówić jej macocha i teraz żyją w tej dziwnej koegzystencji.
-Kobiety również, tylko muszą robić to po cichu. – poprawia ją, ale ona przecież o tym wie. Ma przykład tego przed sobą, ale postanawia nie wymuszać odpowiedzi. – W końcu komu potrzebni są mężczyźni? – pyta z szerokim uśmiechem i bierze kolejny łyk whisky. Oczywiście, że są potrzebni ale bez nich również można sobie poradzić. Może to taka próba uatrakcyjnienia bycia starą panną? Choć jej nic takiego nie grozi. Nawet jeśli miałaby wolną wolę w tej kwestii to kiedyś chciałaby znaleźć partnera, tyle że nie ma, więc nie potrzebnie o tym myśli.
- To byłoby przerażające! – stwierdziła, choć podobał się jej ten błysk w oczu, który dostrzegła u Allison. Musiało tam być naprawdę wspaniale; sam Egipt musiał być niesamowitym miejscem, które powinna zwiedzić. – Tylko pomyśl co by się stało z tym światem. Istnieje on tylko dlatego, że ludzie żyją zbyt krótko by go zniszczyć. No i wieczność jest przerażająca w swojej ciągłej obecności. – wymamrotała zaniepokojona wizją świata bez śmierci. To ona wyznaczała wszystko, człowiek żył by umrzeć. I teraz miałoby zabraknąć największej trwogi ludzkości i jednej z nielicznych rzeczy, która była sprawiedliwa.
Uśmiechnęła się szeroko widząc jej oburzenie. Mimo że sama Elizabeth święta nie była, to na taki czyn by się nie odważyła. Zbyt bardzo szanowała swoje nazwisko by je tak upokorzyć, no i nie miała tej wielkiej i niezwyciężonej miłości na swojej drodze.
- Ojcowie byli wściekli, gdyż nie były one wszystko siostrami. Tylko dwie. – Nie powinna mieć takiej satysfakcji z plotkowania na temat innych, ale czuła że to taki neutralny temat, w którym będą zgodne. No i uwielbiała plotkować. – Przeżyć przeżyły i podobno mają się całkiem dobrze, choć początkowo reporterzy nie dawali im żyć. Teraz to Panie Longbottom, Wesley i Potter, więc sama sobie odpowiedź.- Widać było ekscytacje w jej oczach i gdyby była nastolatką to by zapewne zapiszczała.
-Kobiety również, tylko muszą robić to po cichu. – poprawia ją, ale ona przecież o tym wie. Ma przykład tego przed sobą, ale postanawia nie wymuszać odpowiedzi. – W końcu komu potrzebni są mężczyźni? – pyta z szerokim uśmiechem i bierze kolejny łyk whisky. Oczywiście, że są potrzebni ale bez nich również można sobie poradzić. Może to taka próba uatrakcyjnienia bycia starą panną? Choć jej nic takiego nie grozi. Nawet jeśli miałaby wolną wolę w tej kwestii to kiedyś chciałaby znaleźć partnera, tyle że nie ma, więc nie potrzebnie o tym myśli.
- To byłoby przerażające! – stwierdziła, choć podobał się jej ten błysk w oczu, który dostrzegła u Allison. Musiało tam być naprawdę wspaniale; sam Egipt musiał być niesamowitym miejscem, które powinna zwiedzić. – Tylko pomyśl co by się stało z tym światem. Istnieje on tylko dlatego, że ludzie żyją zbyt krótko by go zniszczyć. No i wieczność jest przerażająca w swojej ciągłej obecności. – wymamrotała zaniepokojona wizją świata bez śmierci. To ona wyznaczała wszystko, człowiek żył by umrzeć. I teraz miałoby zabraknąć największej trwogi ludzkości i jednej z nielicznych rzeczy, która była sprawiedliwa.
Uśmiechnęła się szeroko widząc jej oburzenie. Mimo że sama Elizabeth święta nie była, to na taki czyn by się nie odważyła. Zbyt bardzo szanowała swoje nazwisko by je tak upokorzyć, no i nie miała tej wielkiej i niezwyciężonej miłości na swojej drodze.
- Ojcowie byli wściekli, gdyż nie były one wszystko siostrami. Tylko dwie. – Nie powinna mieć takiej satysfakcji z plotkowania na temat innych, ale czuła że to taki neutralny temat, w którym będą zgodne. No i uwielbiała plotkować. – Przeżyć przeżyły i podobno mają się całkiem dobrze, choć początkowo reporterzy nie dawali im żyć. Teraz to Panie Longbottom, Wesley i Potter, więc sama sobie odpowiedź.- Widać było ekscytacje w jej oczach i gdyby była nastolatką to by zapewne zapiszczała.
- Jeszcze nie miałam tej niewątpliwej przyjemności, lecz słyszałam to i owo. Masz szczęście, może ojciec zaabsorbowany swoją panną zapomni o wydaniu swoich dzieci? – puszczam ci perskie oczko. Wiem, że drażni cię niewiele starsza dziewucha, rządząca się w twoim domu, lecz postaraj się dojrzeć pozytywy w tej beznadziejnej sytuacji. Nie wyobrażam sobie ciebie w białej sukni, misternym upięciem zamiast swobodnie opadających włosów, zapewne także i ty nie myślisz o mnie w takim stroju, lecz to coraz bardziej realne, z każdą upływającą sekundą. - Ich zdrowie – unoszę kielich, by upić łyk tak słodkiego, że aż lepkiego trunku.
- Tylko nie mów o tym za głośno, bo za takie herezje możesz trafić na oddział zamknięty, pod opiekę mojego chorego braciszka – szepczę konspiracyjnie. Wolę o tym nawet nie myśleć, o tobie w pobliżu Samaela. To byłby gorszy cios, niżeli wieść o własnym ślubie. Nie mówię ci, że twoja orientacja jest nienormalna, już dawno do tego przywykłam. Nawet mnie to nie gorszy… W sumie nigdy nie gorszyło, wiesz? Może masz rację? Może to jest jakieś rozwiązanie na wszystkie trapiące mnie problemy? Sposób na przełamanie się przed dotykiem obcych dłoni?
Jakby się skończyło, gdyby czarodzieje żyli tyle, ile przewidziały ich geny; Nie ulegali wypadkom, śmiercionośne zaklęcia nie przyczyniały się do przedwczesnego zejścia z tego świata? Prawdopodobnie przeludnieniem, jednak czy nie warte byłoby to swojej ceny? Przecież sama walczysz z czarnoksiężnikami, niejednokrotnie odbierającymi ludzkie życia. Takie antidotum uratowałoby tych, których nie zdołacie ocalić.
Śmieję się śmiechem trochę histerycznym na tę sensację. Blackowie musieli posiwieć ze złości, widząc wybranków swoich córeczek. Trochę nie mogę w to uwierzyć, że naprawdę zmieniły nazwiska bez uszczerbków na własnym zdrowiu. Niektóre rody są o wiele bardziej konserwatywne, przecież o tym wiesz, choćby ten mój, choćby Blackowie, Malfoyowie, lecz pomimo to… Świat staje na głowie, kochana Lizzy. Jak sądzisz, może uda mi się zerwać aranżowane zaręczyny, jeśli przyprowadzę do domu jakiegoś Weasleya? Ponoć są kochani i troskliwi, pozytywnych emocji przydałoby mi się aż w nadmiarze, by zabliźnić piętno krzywd wypalone na mym sercu przez własnego brata. To plan wprost genialny. Albo… Albo odnajdę swą dawną miłość… Radość zamiera na moich ustach, zapominam się na chwilę, co na pewno nie umknęło twej uwadze. - Ma żonę i dwójkę cudownych dzieci, nieprawdaż? – obracam kieliszek w dłoniach, żałując, że nie wzięłam całej butelki czegoś mocniejszego, choć żaden mugolski trunek nie dorówna Ognistej. Doskonale wiesz o kogo pytam, z taką miną, z tym smutkiem w oczach mogę mieć na myśli tylko jedną osobę, bez której nie wyobrażałam sobie świata. A pomimo to zignorowałam go lata temu, niema na jego listy, nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia na nasze serca obrócone w drobny pył. Spoglądam na ciebie przepraszająco, a potem znów się uśmiecham, jakby nic się nie stało. - Zapomnij, to było dawno. Mamy teraz całkiem nowe życia. Szukam pracy, jak sądzisz, gdzie mogliby mnie przyjąć? Ciężko się rozstać z metodami badawczymi na rzecz zwykłego warzenia eliksirów – trochę ci smęcę, ale gładko zmieniam temat. Kto wie, może kogoś mi polecisz, a ja w końcu znajdę zajęcie, które zaprzątnie moje myśli na kilka godzin w ciągu doby.
- Tylko nie mów o tym za głośno, bo za takie herezje możesz trafić na oddział zamknięty, pod opiekę mojego chorego braciszka – szepczę konspiracyjnie. Wolę o tym nawet nie myśleć, o tobie w pobliżu Samaela. To byłby gorszy cios, niżeli wieść o własnym ślubie. Nie mówię ci, że twoja orientacja jest nienormalna, już dawno do tego przywykłam. Nawet mnie to nie gorszy… W sumie nigdy nie gorszyło, wiesz? Może masz rację? Może to jest jakieś rozwiązanie na wszystkie trapiące mnie problemy? Sposób na przełamanie się przed dotykiem obcych dłoni?
Jakby się skończyło, gdyby czarodzieje żyli tyle, ile przewidziały ich geny; Nie ulegali wypadkom, śmiercionośne zaklęcia nie przyczyniały się do przedwczesnego zejścia z tego świata? Prawdopodobnie przeludnieniem, jednak czy nie warte byłoby to swojej ceny? Przecież sama walczysz z czarnoksiężnikami, niejednokrotnie odbierającymi ludzkie życia. Takie antidotum uratowałoby tych, których nie zdołacie ocalić.
Śmieję się śmiechem trochę histerycznym na tę sensację. Blackowie musieli posiwieć ze złości, widząc wybranków swoich córeczek. Trochę nie mogę w to uwierzyć, że naprawdę zmieniły nazwiska bez uszczerbków na własnym zdrowiu. Niektóre rody są o wiele bardziej konserwatywne, przecież o tym wiesz, choćby ten mój, choćby Blackowie, Malfoyowie, lecz pomimo to… Świat staje na głowie, kochana Lizzy. Jak sądzisz, może uda mi się zerwać aranżowane zaręczyny, jeśli przyprowadzę do domu jakiegoś Weasleya? Ponoć są kochani i troskliwi, pozytywnych emocji przydałoby mi się aż w nadmiarze, by zabliźnić piętno krzywd wypalone na mym sercu przez własnego brata. To plan wprost genialny. Albo… Albo odnajdę swą dawną miłość… Radość zamiera na moich ustach, zapominam się na chwilę, co na pewno nie umknęło twej uwadze. - Ma żonę i dwójkę cudownych dzieci, nieprawdaż? – obracam kieliszek w dłoniach, żałując, że nie wzięłam całej butelki czegoś mocniejszego, choć żaden mugolski trunek nie dorówna Ognistej. Doskonale wiesz o kogo pytam, z taką miną, z tym smutkiem w oczach mogę mieć na myśli tylko jedną osobę, bez której nie wyobrażałam sobie świata. A pomimo to zignorowałam go lata temu, niema na jego listy, nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia na nasze serca obrócone w drobny pył. Spoglądam na ciebie przepraszająco, a potem znów się uśmiecham, jakby nic się nie stało. - Zapomnij, to było dawno. Mamy teraz całkiem nowe życia. Szukam pracy, jak sądzisz, gdzie mogliby mnie przyjąć? Ciężko się rozstać z metodami badawczymi na rzecz zwykłego warzenia eliksirów – trochę ci smęcę, ale gładko zmieniam temat. Kto wie, może kogoś mi polecisz, a ja w końcu znajdę zajęcie, które zaprzątnie moje myśli na kilka godzin w ciągu doby.
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- To zapewne niedługo Cię to czeka. – bąknęła i tylko tyle słów jej wystarczyło, aby wyrazić całą gamę negatywnych emocji wobec tej kobiety. - Niestety, rękę nad tym wszystkim trzymają dziadkowie; z nimi można się było jednak zawsze dogadać. – Bo potrafili słuchać w porównaniu do niektórych. Elizabeth zawsze odczuwała niesamowity szacunek wobec dziadków, którzy wychowywali ją na Fawley’a, ale przede wszystkim na dobrego człowieka. Może nie wszystko im wyszło, ale mieli ciężkie zadanie-nastoletnia Elizabeth Fawley była osobą, do której trzeba było mieć anielską cierpliwość. To u nich spędzała większość czasu, gdy nie miała zajęć z guwernantką, nie męczyła Beatrice albo Lexa. I wtedy oni opowiadali jej te niesamowicie mądre opowiastki, które zawsze świetnie pełniły role edukacyjną. Chyba nigdy nie będzie potrafiła im powiedzieć jak wiele im zawdzięcza.
- Żyje z tym ryzykiem od dawna, że jestem już do tego przyzwyczajona. I zapewne nie do twojego brata- jest zbyt znanym lekarzem, a oni chcieliby jak najmniejszego rozgłosu. Najlepiej aby było to po za Anglią. – ściszyła głos do szeptu, aby nie stresować więcej przyjaciółki. Dobrze wie, że jej orientacja to nieakceptowana rzecz dla społeczeństwa i nawet jej własne rodzeństwo czuje się z nią niewygodnie. Bo jak można czuć pociąg do obu płci? To niemoralne, a co najważniejsze nienormalne! Jakie są jednak kanony normalności nikt jej jednak nie potrafił wytłumaczyć. Za to istnieje cała gama rzeczy nienormalnych, które takie są bo tak. Gdy odkryła w wieku piętnastu lat, że jej koleżanka z dormitorium jest zaskakująco ładna, wymiotowała całą noc w łazience. Nie mogła nie spojrzeć na Dei nie myśląc jak chora jest i że zaraz wyląduje w psychiatryku. Zajęło jej trzy lata akceptacja tego, że kobieta może być równie pociągająca co mężczyzna, ale do dzisiaj odczuwa strach. Jeśli ktokolwiek z nieprzychylny jej osób by się o tym dowiedział, musiałaby albo uciec z kraju albo wspiąć się na wyżyny dyplomacji- w tej jednak nigdy nie jest nic za darmo i jak się chce coś zdobyć- trzeba coś zaoferować. Sprawdza czy nikt nie patrzy i wyjmuję różdżkę. Wykonuje specjalny ruch dłonią, nie podnosząc jej wyżej, aby nikt nie zauważył.- Muffliato. – szepczę i zaraz potem uśmiecha się szeroko, chowając różdżkę. Było to niesłychanie przydatne zaklęcie, którego nauczyła się parę lat temu. – Teraz możemy rozmawiać swobodnie. – oznajmia zadowolona ze swojego czynu. Nikt ich nie podsłucha i nie skończy ona w zakładzie zamkniętym. Nasłuchała się wystarczająco by czuć trwogę do tego miejsca: elektrowstrząsy, nafaszerowanie eliksirami czy lobotomia, która przeraża ją najbardziej. Zrobiłaby wszystko, aby nie dostać się do tego miejsca, ale zarazem życie jako uzależniona od kogoś kaprysów również nie wchodziło w grę. Uciekłaby. Nie patrzyłaby na rodzinę, Ally,Beatrice,Lexa.. Ostatecznie była Ślizgonką, a oni zawsze najpierw patrzą na siebie.
- Nie, nic o tym nie słyszałam. – mówi delikatnie, choć przeklina w duszy Croucha. Jak ma jej powiedzieć, że człowiek, którego darzyła uczuciem stoczył się na dno? Nie powinna jej tego mówić, choć i tak zapewne się dowie. Może będzie mieć przyjemność spotkać ten wrak człowieka i wtedy zrozumie dlaczego Fawley woli o nim nie mówić. – Lepiej nie szukaj z nim kontaktu, dla twojego dobra.- Bo Cię to zrani, pragnie wykrzyczeć ale zamiast tego tylko ją obserwuje. To będzie bolesne dla nich oboje, a ten etap życie mają już za sobą. Praca! Jaki dobry i poczciwy temat, który powinien być zawsze na salonach. Przynajmniej, jeśli nie jesteś politykiem, nie będzie żadnej kłótni.
-W Mungu próbowałaś? To chyba będzie najlepsze miejsce. – proponuje, choć wie jak ciężko dostać tam pracę. Ale Ally ma kontakty, w końcu jej brat tam pracuje, więc nie powinna mieć problemu. – Jeśli nie tam to zawsze zostaje apteka, prywatny sklep i oczywiście Nokturn, ale chyba to nie jest najlepsze miejsce. – Chyba że chcesz robić coś nielegalnego, ale nie posądzałaby o to Ally.
- Żyje z tym ryzykiem od dawna, że jestem już do tego przyzwyczajona. I zapewne nie do twojego brata- jest zbyt znanym lekarzem, a oni chcieliby jak najmniejszego rozgłosu. Najlepiej aby było to po za Anglią. – ściszyła głos do szeptu, aby nie stresować więcej przyjaciółki. Dobrze wie, że jej orientacja to nieakceptowana rzecz dla społeczeństwa i nawet jej własne rodzeństwo czuje się z nią niewygodnie. Bo jak można czuć pociąg do obu płci? To niemoralne, a co najważniejsze nienormalne! Jakie są jednak kanony normalności nikt jej jednak nie potrafił wytłumaczyć. Za to istnieje cała gama rzeczy nienormalnych, które takie są bo tak. Gdy odkryła w wieku piętnastu lat, że jej koleżanka z dormitorium jest zaskakująco ładna, wymiotowała całą noc w łazience. Nie mogła nie spojrzeć na Dei nie myśląc jak chora jest i że zaraz wyląduje w psychiatryku. Zajęło jej trzy lata akceptacja tego, że kobieta może być równie pociągająca co mężczyzna, ale do dzisiaj odczuwa strach. Jeśli ktokolwiek z nieprzychylny jej osób by się o tym dowiedział, musiałaby albo uciec z kraju albo wspiąć się na wyżyny dyplomacji- w tej jednak nigdy nie jest nic za darmo i jak się chce coś zdobyć- trzeba coś zaoferować. Sprawdza czy nikt nie patrzy i wyjmuję różdżkę. Wykonuje specjalny ruch dłonią, nie podnosząc jej wyżej, aby nikt nie zauważył.- Muffliato. – szepczę i zaraz potem uśmiecha się szeroko, chowając różdżkę. Było to niesłychanie przydatne zaklęcie, którego nauczyła się parę lat temu. – Teraz możemy rozmawiać swobodnie. – oznajmia zadowolona ze swojego czynu. Nikt ich nie podsłucha i nie skończy ona w zakładzie zamkniętym. Nasłuchała się wystarczająco by czuć trwogę do tego miejsca: elektrowstrząsy, nafaszerowanie eliksirami czy lobotomia, która przeraża ją najbardziej. Zrobiłaby wszystko, aby nie dostać się do tego miejsca, ale zarazem życie jako uzależniona od kogoś kaprysów również nie wchodziło w grę. Uciekłaby. Nie patrzyłaby na rodzinę, Ally,Beatrice,Lexa.. Ostatecznie była Ślizgonką, a oni zawsze najpierw patrzą na siebie.
- Nie, nic o tym nie słyszałam. – mówi delikatnie, choć przeklina w duszy Croucha. Jak ma jej powiedzieć, że człowiek, którego darzyła uczuciem stoczył się na dno? Nie powinna jej tego mówić, choć i tak zapewne się dowie. Może będzie mieć przyjemność spotkać ten wrak człowieka i wtedy zrozumie dlaczego Fawley woli o nim nie mówić. – Lepiej nie szukaj z nim kontaktu, dla twojego dobra.- Bo Cię to zrani, pragnie wykrzyczeć ale zamiast tego tylko ją obserwuje. To będzie bolesne dla nich oboje, a ten etap życie mają już za sobą. Praca! Jaki dobry i poczciwy temat, który powinien być zawsze na salonach. Przynajmniej, jeśli nie jesteś politykiem, nie będzie żadnej kłótni.
-W Mungu próbowałaś? To chyba będzie najlepsze miejsce. – proponuje, choć wie jak ciężko dostać tam pracę. Ale Ally ma kontakty, w końcu jej brat tam pracuje, więc nie powinna mieć problemu. – Jeśli nie tam to zawsze zostaje apteka, prywatny sklep i oczywiście Nokturn, ale chyba to nie jest najlepsze miejsce. – Chyba że chcesz robić coś nielegalnego, ale nie posądzałaby o to Ally.
Nawet nie wiesz, jakie masz niesamowite szczęście Elizabeth, że należysz do rodu, w którym zawsze można znaleźć złoty środek, nigdy nie zmusza cię do niechcianego małżeństwa. Wiele panien – w tym ja – niezmiernie ci zazdrości, tak bardzo, że można zzielenieć! Może powinnyśmy wyrwać się z tego hermetycznego światka? Uciec gdzieś, gdzie nie narzucają partnera, ani nawet płci, która powinna wydawać się atrakcyjna. Powiedz mi, czy takie miejsce istnieje? Oddałabym całe rodowe złoto, byle tylko się tam znaleźć, nie bacząc na gniew seniora ani Samaela.
- Najlepiej, gdyby było to normalne, a świat usilnie przestał nam narzucać tego co powinnyśmy czuć i robić. Wznieśmy toast za łajdaków, którzy rządzą naszym życiem – unoszę kieliszek, uśmiechając się do ciebie cierpko. Nie dbam o poprawne słowa, jak mogłabym być odpowiednia, gdy nic dobrego na mnie nie czeka? Może jakiś skandal byłby ucieczką, zanim wszystkie staniemy się ofiarami tego systemu, przepełnionego obłudą i zgnilizną? Z każdym ruchem zamiast oddalać się od tego wszystkiego, będziemy pogrążać się coraz bardziej i bardziej w tym szlacheckim bagnie. Ja szybciej niż ty, temu ulegnę, lecz i na ciebie, kochana Lizzy, przyjdzie odpowiednia pora – dziadkowie wieczności na twój wybór nie będą czekać, dlatego może rozejrzysz się za kimś godnym twojego serca, nim ktoś inny wybierze za ciebie?
Kurs aurorski sprawił, że poznałaś zaskakująco wiele przydatnych zaklęć. Przynajmniej nikt nie usłyszy twojej złości, gdy oznajmię ci, z kim mam stanąć na ślubnym kobiercu. - Oczywiście, przepraszam... Nie powinnam o niego pytać - ledwie panuję nad swoim głosem. Crouch… Gdy ostatni raz go widziałam, wciąż był jeszcze nastolatkiem. Lecz masz rację, Lizzy, powinnam trzymać się od niego z daleka, potrafię go tylko ranić, nie potrafię wnieść nic dobrego w jego doczesność. Skończyłoby się bólem serca, rozdrapanymi ranami, nie tylko dla niego, ale i dla mnie… Nie wątpię, że bez nich się obyło. Zbyt mocno do siebie lgnęliśmy, by tak po prostu, bez uszczerbku na duszy, pogodzić się ze stratą. Prawdopodobnie nigdy nie będę gotowa, by spojrzeć mu w oczy – nie po zniknięciu bez słowa wytłumaczenia.
- Nie będę miała czasu na pracę… Poza tym nie chcę być tak blisko Samaela… – wbijam wzrok w swoje dłonie nieprzyozdobione żadnym pierścionkiem. - Oni chcą… Nie, to mój brat chce… Stwierdził, że swym zachowaniem… – zaczynam się plątać, wciąż boję się na ciebie spojrzeć. - Znalazł mi idealnego męża, chyba nie muszę ci mówić, jak cieszę się z tego powodu – w końcu udaje mi się wydusić te kilka słów, jednak to dopiero początek piekielnej przejażdżki, bowiem za chwilę zasypiesz mnie pytaniami.
- Najlepiej, gdyby było to normalne, a świat usilnie przestał nam narzucać tego co powinnyśmy czuć i robić. Wznieśmy toast za łajdaków, którzy rządzą naszym życiem – unoszę kieliszek, uśmiechając się do ciebie cierpko. Nie dbam o poprawne słowa, jak mogłabym być odpowiednia, gdy nic dobrego na mnie nie czeka? Może jakiś skandal byłby ucieczką, zanim wszystkie staniemy się ofiarami tego systemu, przepełnionego obłudą i zgnilizną? Z każdym ruchem zamiast oddalać się od tego wszystkiego, będziemy pogrążać się coraz bardziej i bardziej w tym szlacheckim bagnie. Ja szybciej niż ty, temu ulegnę, lecz i na ciebie, kochana Lizzy, przyjdzie odpowiednia pora – dziadkowie wieczności na twój wybór nie będą czekać, dlatego może rozejrzysz się za kimś godnym twojego serca, nim ktoś inny wybierze za ciebie?
Kurs aurorski sprawił, że poznałaś zaskakująco wiele przydatnych zaklęć. Przynajmniej nikt nie usłyszy twojej złości, gdy oznajmię ci, z kim mam stanąć na ślubnym kobiercu. - Oczywiście, przepraszam... Nie powinnam o niego pytać - ledwie panuję nad swoim głosem. Crouch… Gdy ostatni raz go widziałam, wciąż był jeszcze nastolatkiem. Lecz masz rację, Lizzy, powinnam trzymać się od niego z daleka, potrafię go tylko ranić, nie potrafię wnieść nic dobrego w jego doczesność. Skończyłoby się bólem serca, rozdrapanymi ranami, nie tylko dla niego, ale i dla mnie… Nie wątpię, że bez nich się obyło. Zbyt mocno do siebie lgnęliśmy, by tak po prostu, bez uszczerbku na duszy, pogodzić się ze stratą. Prawdopodobnie nigdy nie będę gotowa, by spojrzeć mu w oczy – nie po zniknięciu bez słowa wytłumaczenia.
- Nie będę miała czasu na pracę… Poza tym nie chcę być tak blisko Samaela… – wbijam wzrok w swoje dłonie nieprzyozdobione żadnym pierścionkiem. - Oni chcą… Nie, to mój brat chce… Stwierdził, że swym zachowaniem… – zaczynam się plątać, wciąż boję się na ciebie spojrzeć. - Znalazł mi idealnego męża, chyba nie muszę ci mówić, jak cieszę się z tego powodu – w końcu udaje mi się wydusić te kilka słów, jednak to dopiero początek piekielnej przejażdżki, bowiem za chwilę zasypiesz mnie pytaniami.
I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zawsze ceniła w swojej rodzinie dawanie sobie czasu na podejmowanie decyzji. Nie byli jak ród Selwyn, który unosił się szybko i gniew ich był bardzo ekspresyjny. Fawley’owie woleli wszystko przemyśleć, najlepiej na świeżym powietrzu, i dopiero wtedy podjąć decyzje. Zrobiło się zestawienie plusów i minusów, zanalizowało skutki i wybrało najlepszą decyzje. Jej ojciec świetnie na tym wychodził w polityce, choć ostatecznie zbyt długo zwlekał ze zmianami i końcu stracił fotel ministra.
- Przecież kukiełki muszą tańczyć a przestawienie trwać. Ich zdrowie, niech ich coś dopadnie. – Podniosła szklankę do góry w ramach toastu. Widać, że Ally nabrała w sobie iskry buntu, to dobrze. Elizabeth nie mogła już słuchać i patrzeć na młode arystokratki, które mają w głowie tylko słowa ojców, a własne przemyślenia tylko na temat ubioru. Jakże ich życie musi być proste, jeśli tak mało dostrzegają, nie muszą się przejmować rolą marionetki. Są pogodzone ze swoim losem, a nawet im on odpowiada. Do głowy by im nie przyszło, że może być inaczej, że istnieją inne możliwości i rozwiązania. Żyją w swoim zamkniętym świecie, gdzie są tylko kopiami innych i trudno odnaleźć w nich coś nowego, bo wszystko to już kiedyś powiedzieli czy zrobili ich rodzice. Czy kiedykolwiek odkryją w czym tak naprawdę się znajdują? Że żyją w bańce mydlanej, która szybko może prysnąć okazując ich hipokryzje, zepsucie i samotność, bo w ich świecie każdy jest samotny. Nie może powiedzieć o bólu jaki sprawia Ci dom, bo przecież to jest tajemnica rodowa. Wszystko jest rzeczą prywatną, a zarazem publiczną- wszyscy wiedzą, nikt nie mówi.
- Ale mogłaś. – przypomina jej, dlatego że są same i wtedy można robić wiele i pytać o niewygodne sprawy. W towarzystwie nie wypada, są granice i pruderia, ale teraz są same i mogą wszystko. Niestety, wyjdą stąd i znów nie będą mogły nic. Słyszy jej głos i wie, że mimo wszystko chciałaby go spotkać i nadal gdzieś w sercu ma wspomnienia tamtych lat. Głupia. Wszystko się zmieniło, a to spotkanie tylko by pogorszyło sytuacje. Będzie musiała Cruochowi powiedzieć, że Ally wróciła. Ta myśl sprawia, że czuje dreszcze, bo nie jest pewna jego reakcji. On ją nadal kocha, tak przynajmniej uważa Elizabeth, ale tą wiedzę zabierze ze sobą do grobu.
- Dlaczego nie chcesz być blisko swojego brata? –zapytała bezpośrednio, w końcu mogła. Nigdy nie słyszała, aby Ally mówiła źle o swoim starszym bracie – raczej rzadko kiedy o nim wspominała. Ona swojemu bratu by życie powierzyła, ale coś w głosie i postawie Ally mówiło coś przeciwnego. – Dlaczego twój brat? Nie rozumiem hierarchii w waszym domu. – Jest zaręczona. Bierze ślub. Zostanie zaobrączkowana. Jakby tego nie powiedzieć było to faktem. Najpierw Cerys, potem ona. – Kim jest twój idealny mąż? – zapytała zaskakująco ostro zła na całą sytuacje, a w szczególności na jej kochanego braciszka.
- Przecież kukiełki muszą tańczyć a przestawienie trwać. Ich zdrowie, niech ich coś dopadnie. – Podniosła szklankę do góry w ramach toastu. Widać, że Ally nabrała w sobie iskry buntu, to dobrze. Elizabeth nie mogła już słuchać i patrzeć na młode arystokratki, które mają w głowie tylko słowa ojców, a własne przemyślenia tylko na temat ubioru. Jakże ich życie musi być proste, jeśli tak mało dostrzegają, nie muszą się przejmować rolą marionetki. Są pogodzone ze swoim losem, a nawet im on odpowiada. Do głowy by im nie przyszło, że może być inaczej, że istnieją inne możliwości i rozwiązania. Żyją w swoim zamkniętym świecie, gdzie są tylko kopiami innych i trudno odnaleźć w nich coś nowego, bo wszystko to już kiedyś powiedzieli czy zrobili ich rodzice. Czy kiedykolwiek odkryją w czym tak naprawdę się znajdują? Że żyją w bańce mydlanej, która szybko może prysnąć okazując ich hipokryzje, zepsucie i samotność, bo w ich świecie każdy jest samotny. Nie może powiedzieć o bólu jaki sprawia Ci dom, bo przecież to jest tajemnica rodowa. Wszystko jest rzeczą prywatną, a zarazem publiczną- wszyscy wiedzą, nikt nie mówi.
- Ale mogłaś. – przypomina jej, dlatego że są same i wtedy można robić wiele i pytać o niewygodne sprawy. W towarzystwie nie wypada, są granice i pruderia, ale teraz są same i mogą wszystko. Niestety, wyjdą stąd i znów nie będą mogły nic. Słyszy jej głos i wie, że mimo wszystko chciałaby go spotkać i nadal gdzieś w sercu ma wspomnienia tamtych lat. Głupia. Wszystko się zmieniło, a to spotkanie tylko by pogorszyło sytuacje. Będzie musiała Cruochowi powiedzieć, że Ally wróciła. Ta myśl sprawia, że czuje dreszcze, bo nie jest pewna jego reakcji. On ją nadal kocha, tak przynajmniej uważa Elizabeth, ale tą wiedzę zabierze ze sobą do grobu.
- Dlaczego nie chcesz być blisko swojego brata? –zapytała bezpośrednio, w końcu mogła. Nigdy nie słyszała, aby Ally mówiła źle o swoim starszym bracie – raczej rzadko kiedy o nim wspominała. Ona swojemu bratu by życie powierzyła, ale coś w głosie i postawie Ally mówiło coś przeciwnego. – Dlaczego twój brat? Nie rozumiem hierarchii w waszym domu. – Jest zaręczona. Bierze ślub. Zostanie zaobrączkowana. Jakby tego nie powiedzieć było to faktem. Najpierw Cerys, potem ona. – Kim jest twój idealny mąż? – zapytała zaskakująco ostro zła na całą sytuacje, a w szczególności na jej kochanego braciszka.
Mogłam, jednak to niepotrzebne. To już minęło, karty zostały rozdane, pewnie już dawno uporał się z rozstaniem, więc po co wracać do zamkniętych rozdziałów życia, szczególnie teraz, gdy na moim palcu, już za niedługo, znajdzie się pierścionek zaręczynowy, a później i obrączka? Jednak pamięć pozostaje, wspomnienia wciąż tak żywe jakby nie minęło od nich ponad pół dekady, a tylko krótka chwila… Wyobrażasz sobie? Taki szmat czasu! Wszystko mogło się zmienić i zapewne się zmieniło, odeszło bezpowrotnie. Nie zachęcasz mnie do walki o niego i masz absolutną rację, na własne życzenie się odcięłam, wysyłając tylko kilka oschłych listów, zanim korespondencja urwała się na dobre. Nie rozumiesz i on także, że musiałam to zrobić, musiałam zniknąć z kraju, inaczej oglądałby moje ciało złożone w trumnie, albo upadek psychiki, przetrzymywanie na oddziale zamkniętym, dzięki czemu zostałabym wepchnięta wprost w łapska swojego brata. A tam straciłabym poczucie własnego ja. Czy to egoizm, że postawiłam własną osobę ponad wszystko to co kochałam? Ślzgoni tacy są, wiesz dobrze. Powinnam o to walczyć? Być może, lecz w uwikłana w sidła przerażenia i własnej słabości nie potrafiłam tego zrobić… Przez co czuję tylko obrzydzenie do samej siebie. Nie zaufałam wam, nie otworzyłam się przed wami, choć powinnam po prostu zostać. W Egipcie, po latach, gdy strach już minął, przyszedł czas na wymówki, rok za rokiem coraz to inne, byle tylko nie wracać do ojczyzny. Jak długo bym w tym trwała, gdyby nie jeden sromotny w skutkach błąd?
Milczę, chyba zbyt długo; widzisz moje roztargnienie, jestem obecna ciałem, lecz duchem znajduję się przy Crouchu, wymyślając najróżniejsze scenariusze jego przeszłości, która powinna być naszą. Upijam łyk wina, z trudem przełykając zawartość kieliszka. Krótkim gestem przywołuję jedyną kelnerkę na sali, by zamówić mugolską whisky, która być może swym paskudnym smakiem będzie w stanie oderwać mnie od majaków na jawie.
- Emm… Huh. To głupota, ale... – głos mi drży, kiedy w końcu się odzywam. - Nic o nim nie wiesz, Lizzy. Lepiej nie zagłębiaj się w naszą rodzinę, proszę – spoglądam na ciebie zbolałym spojrzeniem pełnym błagania, byś nie dręczyła dalej tematu. Jesteś w stanie to zrobić? Nic nie wiesz o Samaelu, pomimo, że jesteś moją przyjaciółką. A może właśnie dlatego, rozniosłabyś go na kawałki, albo on ciebie… Nie wybaczyłabym sobie, gdybyś ucierpiała z mojego powodu, a ten człowiek… Bywa nieobliczalny. Dlatego trzymam swoje sekrety wewnątrz siebie, nie dzieląc się dręczącymi zmorami z najbliższymi, nie z powodu braku zaufania, a z obawy. Teraz też się nic nie zmienia, dlatego zostaw ten temat, choć być może Samael wydaje się tajemniczy, jakby skrywał w sobie sekret, który ze swoim zmysłem aurora chciałabyś poznać… Lecz nie rób tego. Nie warto ryzykować.
Nie wiem, jeszcze go nie poznałam – chcę powiedzieć, uciec wzrokiem gdzieś w bok, byle tylko nie widzieć wyrazu twojej twarzy, tych przenikliwych niebieskich oczu, które wyczytałyby ze mnie prawdę. Będziesz zawiedziona? Zła? A może uznasz mnie za niegodną twojego kuzyna, z którym przecież jesteś blisko? Tak wiem o tym, czasami o nim wspominałaś, jednak wtedy nie zwracałam uwagi na jakiegoś Selwyna, którego mogłam, co najwyżej kiedyś spotkać na salonach. Zamykam na chwilę oczy, czując, że w pomieszczeniu jest coraz to goręcej, choć przecież temperatura powietrza nie uległa najmniejszej zmianie. Osób z Traumą Krwi nie powinno się stresować, biedne krwinki nie nadążają z transportem tlenu. - Zdecydowali, że będziemy rodziną… – udaje mi się w końcu wydusić odpowiedź pod twoim przenikliwym, świdrującym wzrokiem. Jest wymijająca, pewnie masz wielu kuzynów w wieku odpowiednim do ożenku. Nieświadomie wbijam paznokcie jednej dłoni w drugą, byle tylko jakoś pozostać przytomną i przyglądam się skórze, która staje się biała niczym kości pozbawione otaczającej ich tkanki. Po chwili ciszy spoglądam na ciebie kątem oka. Siedzisz tu jeszcze?
Milczę, chyba zbyt długo; widzisz moje roztargnienie, jestem obecna ciałem, lecz duchem znajduję się przy Crouchu, wymyślając najróżniejsze scenariusze jego przeszłości, która powinna być naszą. Upijam łyk wina, z trudem przełykając zawartość kieliszka. Krótkim gestem przywołuję jedyną kelnerkę na sali, by zamówić mugolską whisky, która być może swym paskudnym smakiem będzie w stanie oderwać mnie od majaków na jawie.
- Emm… Huh. To głupota, ale... – głos mi drży, kiedy w końcu się odzywam. - Nic o nim nie wiesz, Lizzy. Lepiej nie zagłębiaj się w naszą rodzinę, proszę – spoglądam na ciebie zbolałym spojrzeniem pełnym błagania, byś nie dręczyła dalej tematu. Jesteś w stanie to zrobić? Nic nie wiesz o Samaelu, pomimo, że jesteś moją przyjaciółką. A może właśnie dlatego, rozniosłabyś go na kawałki, albo on ciebie… Nie wybaczyłabym sobie, gdybyś ucierpiała z mojego powodu, a ten człowiek… Bywa nieobliczalny. Dlatego trzymam swoje sekrety wewnątrz siebie, nie dzieląc się dręczącymi zmorami z najbliższymi, nie z powodu braku zaufania, a z obawy. Teraz też się nic nie zmienia, dlatego zostaw ten temat, choć być może Samael wydaje się tajemniczy, jakby skrywał w sobie sekret, który ze swoim zmysłem aurora chciałabyś poznać… Lecz nie rób tego. Nie warto ryzykować.
Nie wiem, jeszcze go nie poznałam – chcę powiedzieć, uciec wzrokiem gdzieś w bok, byle tylko nie widzieć wyrazu twojej twarzy, tych przenikliwych niebieskich oczu, które wyczytałyby ze mnie prawdę. Będziesz zawiedziona? Zła? A może uznasz mnie za niegodną twojego kuzyna, z którym przecież jesteś blisko? Tak wiem o tym, czasami o nim wspominałaś, jednak wtedy nie zwracałam uwagi na jakiegoś Selwyna, którego mogłam, co najwyżej kiedyś spotkać na salonach. Zamykam na chwilę oczy, czując, że w pomieszczeniu jest coraz to goręcej, choć przecież temperatura powietrza nie uległa najmniejszej zmianie. Osób z Traumą Krwi nie powinno się stresować, biedne krwinki nie nadążają z transportem tlenu. - Zdecydowali, że będziemy rodziną… – udaje mi się w końcu wydusić odpowiedź pod twoim przenikliwym, świdrującym wzrokiem. Jest wymijająca, pewnie masz wielu kuzynów w wieku odpowiednim do ożenku. Nieświadomie wbijam paznokcie jednej dłoni w drugą, byle tylko jakoś pozostać przytomną i przyglądam się skórze, która staje się biała niczym kości pozbawione otaczającej ich tkanki. Po chwili ciszy spoglądam na ciebie kątem oka. Siedzisz tu jeszcze?
I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
Pub Rozbrykany Hipogryf
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka