Druga sala przesłuchań
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Druga sala przesłuchań
Tego pomieszczenia w żadnym wypadku nie można określić jako przytulne. Ściany wyłożone siwymi, terakotowymi płytkami nadają chłodnej, nieprzyjemnej atmosfery. Każdy delikwent, który tu trafi, już po chwili odczuwa pierwsze niedogodności. Po paru minutach rozmowy, kurz unoszący się powietrzu zaczyna drapać w gardło. Twarde, proste krzesła również nie zachęcają do długiego przebywania w tej sali. Rozchodzące się echo, przytłacza z każdej strony przesłuchiwanego, kiedy funkcjonariusz powtarza pewne pytania jak mantrę, licząc na satysfakcjonującą odpowiedź
Zastanawiała się nad dalszym rozwojem tej sytuacji. Nie martwiła się, że mogą ją zostawić w areszcie. Fakt, nie wydawał się przyjemnym miejscem z atłasową pościelą, którą miała we własnej sypialni. Obawiała się w jaki sposób wytłumaczą to bliźniaczkom. U dziadków mogą zostać weekend, tydzień, ale wreszcie zaczną zadawać pytania. Zawsze chciały być podobne do niej. Buszowały w jej garderobie, zakładając buty na obcasie i sukienki, które z nich spadały, a następnie dumnie paradowały się przed lustrem do momentu aż ich nie nakryła. Tłumaczeniem było właśnie pragnienie poczucia się jak ich mama, wzór, który chciały naśladować. Oczywiście, że czuła wtedy przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele. Chciały być jak ona, Ziva Burke, dama i szlachcianka, a nie jak Ziva Burke, którą podejrzewają o morderstwo jakby była zwykła szlamą.
Westchnęła gdy poczuła rękę męża na swoim ramieniu. Odruchowo go dotknęła, jakby chcąc sprawdzić, że Edgar rzeczywiście jest obok niej, że nie zostawił jej w tym bagnie samej. Gdyby ktoś pięć lat temu powiedział Zivie, że obecność lorda Burke będzie przynosić spokój i ukojenie nerwów, odpowiedziałaby gorzkim śmiechem.
- Istnieje możliwość wypuszczenia mnie do domu, ale chcą dać dwóch funkcjonariuszy, którzy by pilnowali żebym przypadkiem nie uciekła do momentu, aż coś mocnego na mnie znajdą. W tym jednego policjanta z Rosji. - powiedziała monotonnym głosem, patrząc nieobecnym wzrokiem w przestrzeń za Raidenem. Znając zwyczaje Burke’ów, w życiu nie zgodzą się, aby ktokolwiek obcy kręcił się po ich posiadłości. Zwłaszcza czarodziej z dzikiego i nieokrzesanego wschodu. Cóż, policjanci będą chyba skazani na obserwację z zewnątrz.
Westchnęła gdy poczuła rękę męża na swoim ramieniu. Odruchowo go dotknęła, jakby chcąc sprawdzić, że Edgar rzeczywiście jest obok niej, że nie zostawił jej w tym bagnie samej. Gdyby ktoś pięć lat temu powiedział Zivie, że obecność lorda Burke będzie przynosić spokój i ukojenie nerwów, odpowiedziałaby gorzkim śmiechem.
- Istnieje możliwość wypuszczenia mnie do domu, ale chcą dać dwóch funkcjonariuszy, którzy by pilnowali żebym przypadkiem nie uciekła do momentu, aż coś mocnego na mnie znajdą. W tym jednego policjanta z Rosji. - powiedziała monotonnym głosem, patrząc nieobecnym wzrokiem w przestrzeń za Raidenem. Znając zwyczaje Burke’ów, w życiu nie zgodzą się, aby ktokolwiek obcy kręcił się po ich posiadłości. Zwłaszcza czarodziej z dzikiego i nieokrzesanego wschodu. Cóż, policjanci będą chyba skazani na obserwację z zewnątrz.
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Odetchnął ciężko zbyt zmęczony tą przepychanką. Czuł jeszcze akcję sprzed kilku dni, w wyniku której zginął ten psychopata. Do tego wszystkiego spotkanie z uroczym małżeństwem szlachciców nie należało do jego planu dnia. Zresztą czy istniał w ogóle na świecie jakikolwiek arystokrata, który nie potrafił go tak zmordować? Dobre pytanie. I w sumie bardzo trafne.
- Są podejrzenia, a jak każde poszlaki należy je zbadać. Do tego znaleziono list adresowany do pańskiej żony w miejscu zamieszkania denata. Wiadomo też, że prowadzili korespondencję nad sprawą ważną dla tego człowieka - odpowiedział na pytanie męża Zivy. Jak mu było? Ed? Edgar. Merlinie... Nie miał do tego dzisiaj głowy. Całe szczęście na kolejne zagadnienie odpowiedziała sama zainteresowana, nieświadomie ratując go z opresji. - Myślę, że członek rosyjskiego wywiadu przedstawi to lepiej ode mnie - odparł, po czym pożegnał się i wyszedł. Chyba nigdy jeszcze nie czuł takiej ulgi z opuszczania sali przesłuchań. Jeszcze trochę i zapewne atmosfera jeszcze bardziej by się zagęściła, a on miał inne rzeczy do roboty. Powinien przekazać tę sprawę komuś innemu. I to jak najszybciej.
|zt
- Są podejrzenia, a jak każde poszlaki należy je zbadać. Do tego znaleziono list adresowany do pańskiej żony w miejscu zamieszkania denata. Wiadomo też, że prowadzili korespondencję nad sprawą ważną dla tego człowieka - odpowiedział na pytanie męża Zivy. Jak mu było? Ed? Edgar. Merlinie... Nie miał do tego dzisiaj głowy. Całe szczęście na kolejne zagadnienie odpowiedziała sama zainteresowana, nieświadomie ratując go z opresji. - Myślę, że członek rosyjskiego wywiadu przedstawi to lepiej ode mnie - odparł, po czym pożegnał się i wyszedł. Chyba nigdy jeszcze nie czuł takiej ulgi z opuszczania sali przesłuchań. Jeszcze trochę i zapewne atmosfera jeszcze bardziej by się zagęściła, a on miał inne rzeczy do roboty. Powinien przekazać tę sprawę komuś innemu. I to jak najszybciej.
|zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Na nowo zaczynało w niej wrzeć. Czy to, co robił, było zemstą za Hogwart? A może po prostu próbował zrekompensować sobie problemy osobiste i chciał poszargać trochę szlachtę? Uniosła dumnie podbródek, obserwując Raidena i zaciskając usta w wąską linię.
- Nie mam zamiaru czekać na nikogo z rosyjskiego wywiadu. Jak znajdą coś mocniejszego niż list z moim imieniem, to znają adres. - rzuciła twardo, kiedy Raiden zbliżał się już do drzwi. Nawet na nią nie spojrzał. - I żaden z nich nie wejdzie do naszej posiadłości. Jeśli chcą mnie pilnować, to niech to robią z dworu. - dodała gdy chwytał już klamkę. Po to była ta cała szopka? Aby zrzucić wszystko na Rosjan i pozbyć się problemu? Tylko, że problem sam nie zniknie. Trzeba go rozwiązać, a Carter w ogóle w tym nie pomagał. Jeśli tak wygląda profesjonalizm w zawodzie policjanta, to do diabła z tym. Oczekiwała, że jej pomoże, że przez wzgląd na dawne czasy, okaże chociaż trochę zainteresowania całą sprawą, zamiast traktować ją przedmiotowo i zadaniowo. Skoro nie zależało mu posiadaniu długu wdzięczności u rodu Burke, co mógłby traktować jako spore wyróżnienie, to trudno.
Niedbale podniosła się z krzesła, powodując nieprzyjemny dla ucha, zgrzyt. Czując na sobie przeszywające spojrzenie Edgara, który niewątpliwie oczekiwał wyjaśnień, westchnęła zrezygnowana. - Wytłumaczę Ci w domu. - powiedziała, kiedy sprawnie opuszczali pokój przesłuchań. Ministerstwo Magii nie było najlepszym miejscem na rozmowy, a może i nawet kłótnie małżeńskie. Zwłaszcza, że w każdej chwili mogli trafić na kogoś z rodu Crouch, a ostatnim czego chciała, to to, aby ojciec zobaczył ją tak zdenerwowaną. Z czystej złośliwości dociekałby, co jest tego powodem.
Gdy razem z Edgarem przechodzili przez korytarze ministerstwa, zmierzając do kominków, trzymała go pod rękę. Sprawiali pozory niemalże wzorowego małżeństwa.
|zt x2
- Nie mam zamiaru czekać na nikogo z rosyjskiego wywiadu. Jak znajdą coś mocniejszego niż list z moim imieniem, to znają adres. - rzuciła twardo, kiedy Raiden zbliżał się już do drzwi. Nawet na nią nie spojrzał. - I żaden z nich nie wejdzie do naszej posiadłości. Jeśli chcą mnie pilnować, to niech to robią z dworu. - dodała gdy chwytał już klamkę. Po to była ta cała szopka? Aby zrzucić wszystko na Rosjan i pozbyć się problemu? Tylko, że problem sam nie zniknie. Trzeba go rozwiązać, a Carter w ogóle w tym nie pomagał. Jeśli tak wygląda profesjonalizm w zawodzie policjanta, to do diabła z tym. Oczekiwała, że jej pomoże, że przez wzgląd na dawne czasy, okaże chociaż trochę zainteresowania całą sprawą, zamiast traktować ją przedmiotowo i zadaniowo. Skoro nie zależało mu posiadaniu długu wdzięczności u rodu Burke, co mógłby traktować jako spore wyróżnienie, to trudno.
Niedbale podniosła się z krzesła, powodując nieprzyjemny dla ucha, zgrzyt. Czując na sobie przeszywające spojrzenie Edgara, który niewątpliwie oczekiwał wyjaśnień, westchnęła zrezygnowana. - Wytłumaczę Ci w domu. - powiedziała, kiedy sprawnie opuszczali pokój przesłuchań. Ministerstwo Magii nie było najlepszym miejscem na rozmowy, a może i nawet kłótnie małżeńskie. Zwłaszcza, że w każdej chwili mogli trafić na kogoś z rodu Crouch, a ostatnim czego chciała, to to, aby ojciec zobaczył ją tak zdenerwowaną. Z czystej złośliwości dociekałby, co jest tego powodem.
Gdy razem z Edgarem przechodzili przez korytarze ministerstwa, zmierzając do kominków, trzymała go pod rękę. Sprawiali pozory niemalże wzorowego małżeństwa.
|zt x2
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tony papierków do wypełnienia, a on nie był nawet w połowie. Całe szczęście mógł się od tego wykręcać jeszcze trochę, bo biegał w tę i z powrotem od samego rana z dowodami w sprawie związanej z Dziurawym Kotłem. Wciąż nie mógł uwierzyć w głupotę tego całego Craiga Burke'a. I to niby on miał być szlachcicem - tym wykształconym. Ta... Nawet wykształcony nie był do końca w miejscach, gdzie facet być powinien. Morderstwo dla oczu i rodzaj męskiego. Całe szczęście Judith padła nieprzytomna jeszcze zanim się do niej dobrał, a przynajmniej tak wynikało z zeznań świadków. Ten cały Arab był nieprzydatny, odkąd wylądował na intensywnej terapii w oddziale magipsychiatrii, a cała reszta osób jakoś niezbyt przejmowała się albo nie chciała zeznawać. Lord Burak oczywiście uważał, że nie musi nic mówić, bo w końcu jest lordem. Judith była w ciężkim stanie i ciągle leżała w szpitalu Świętego Munga, a pracownicy słynnego pubu jakoś nigdy nie mieli czasu. Koniec końców każdy z nich musiał się stawić w biurze policyjnym czy tego chcieli, czy nie. Jeśli sami nie chcieli przyjść, policja mogła wysłać do nich nakazy przybycia i złożenia zeznań. Do tego ten cały biedak, któremu rozwaliło czaszkę... Tym bardziej sprawa była poważna, a konsekwencje ciągnęły się jak sznurek kaczek za mamusią.
- Dolly, powiedz, że masz coś dla mnie innego niż papiery - rzucił do starszej sekretarki, która przypominała mu nieco jego babcię. Była niezwykle szybka w przybijaniu pieczątek, a że miał ładną buzię i chyba miała do niego słabość, załatwiała mu niektóre wpisy poza kolejką. Do tego nie gapiła się na niego jak te młode z działu prawnego. A skoro o tym mowa...
- Elaine ciągle czeka, aż ją zaprosisz na kawę - odpowiedziała urzędniczka, szukając jego nazwiska w spisie. Raiden wywrócił oczami. No, tak. Ale to było gdy był stanu wolnego, a teraz był przyklepany tatusiem, który nie miał czasu na inne kobiety. No, chyba że musiał je przesłuchać.
- Nie mam czasu - odparł, wbijając w nią spojrzenie jak uczeń błagający nauczyciela o dobrą ocenę. Jednak opłacało się. Został skierowany do sali przesłuchań. Niestety - tej drugiej, brzydkiej, gdzie najczęściej trafiali najgorsi podejrzani lub paskudni świadkowie. Jednak czekająca tam kobieta wcale najgorsza i paskudna nie była. W sumie daleko jej było od tego, a bez zaaferowania jakie miała na twarzy tamtego dnia w Dziurawym Kotle wyglądała jeszcze lepiej. - Pani Cresswell. Raiden Carter. Spotkaliśmy się jakiś czas temu - zaczął, wskazując nieco przepraszającym spojrzeniem krzesło.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ze stresu liczyła bruzdy w ścianie, na przeciwko której siedziała. Jedna bruzda szła pionowo do góry (albo w dół, zależy od perspektywy), pokracznie skręcała i tworzyła skrzyżowanie z następną. Swoiste drogi, które naznaczył czas i niejedno zaklęcie, odbite od płaskiej powierzchni ze złością. Obróciła głowę w prawo, kiedy usłyszała jakieś rozmowy i wbiła się w ławkę, by umożliwić przejście pracownikom.
Palcami bębniła o udo nakryte czarnym płaszczem.
Mogła już stąd iść? Nie chciała tu być. Nie chciała po raz kolejny opowiadać o tym, czego była tylko pół-świadkiem. Nie chciała przypominać sobie wszystkich szczegółów - począwszy od nagości dwójki ludzi baraszkujących do woli w tamtym pokoju (Judith, coś ty ze sobą zrobiła, dziewczyna), a skończywszy na krwi rozbryzganej na podłodze. Lubiła Cuthberta. O ile wiedziała, był samotny. Ale pracował jak za dwóch, całkiem poważnie traktując Franka i jego dbałość o Dziurawy Kocioł, czasami strzelając żartami o samolatających miotłach, żeby rozładować wieczorne napięcie wywołane obciążeniem głównej sali. Zawsze przychodził do pracy punktualnie, zawsze był gotowy na wykonanie odpowiednich poleceń. A teraz odszedł.
Westchnęła ciężko i zerknęła na zapięty na dłoni zegarek. Stary, doświadczony przez życie, ale wciąż działający, wciąż uparcie popychający wskazówki do przodu. Należał do jej dziadka. Tamtego dnia, gdy zginął, nie wziął go ze sobą. Miał załatwić tylko jedną sprawę, sprzedać zrobione pióra i wrócić. Ale już nie wrócił. Wspomnienie zasnuło się ciężką, czarną mgłą unoszącą się nad ziemią po ataku bombowym.
Dwa słowa skutecznie ją rozwiały.
- Dzień dobry - wstała i szybko przełknęła ślinę. Naprawdę nie chciała tu być. - Tak, znamy się. To nie potrwa długo, prawda?
Zacisnęła dłonie na niewielkiej torebce, którą wzięła z domu. Jej różdżka, dowód osobisty, leżała w niej bez ruchu.
Palcami bębniła o udo nakryte czarnym płaszczem.
Mogła już stąd iść? Nie chciała tu być. Nie chciała po raz kolejny opowiadać o tym, czego była tylko pół-świadkiem. Nie chciała przypominać sobie wszystkich szczegółów - począwszy od nagości dwójki ludzi baraszkujących do woli w tamtym pokoju (Judith, coś ty ze sobą zrobiła, dziewczyna), a skończywszy na krwi rozbryzganej na podłodze. Lubiła Cuthberta. O ile wiedziała, był samotny. Ale pracował jak za dwóch, całkiem poważnie traktując Franka i jego dbałość o Dziurawy Kocioł, czasami strzelając żartami o samolatających miotłach, żeby rozładować wieczorne napięcie wywołane obciążeniem głównej sali. Zawsze przychodził do pracy punktualnie, zawsze był gotowy na wykonanie odpowiednich poleceń. A teraz odszedł.
Westchnęła ciężko i zerknęła na zapięty na dłoni zegarek. Stary, doświadczony przez życie, ale wciąż działający, wciąż uparcie popychający wskazówki do przodu. Należał do jej dziadka. Tamtego dnia, gdy zginął, nie wziął go ze sobą. Miał załatwić tylko jedną sprawę, sprzedać zrobione pióra i wrócić. Ale już nie wrócił. Wspomnienie zasnuło się ciężką, czarną mgłą unoszącą się nad ziemią po ataku bombowym.
Dwa słowa skutecznie ją rozwiały.
- Dzień dobry - wstała i szybko przełknęła ślinę. Naprawdę nie chciała tu być. - Tak, znamy się. To nie potrwa długo, prawda?
Zacisnęła dłonie na niewielkiej torebce, którą wzięła z domu. Jej różdżka, dowód osobisty, leżała w niej bez ruchu.
Gość
Gość
Zapewne nikt nie chciał być przesłuchiwany, ale Raiden akurat nic na to poradzić nie mógł. Był policjantem i była to część jego pracy - zbieranie informacji. I chociaż ludzie byli o wiele mniej wiarygodnym źródłem niż przedmioty na miejscu zbrodni lub jakiegokolwiek wydarzenia, to czasami zdarzali się ci uczciwi. Mało kiedy miał do czynienia ze zwykłymi przesłuchaniami, które powinny odbywać się w spokojnych warunkach. W Chicago bardziej specjalizował się w wyciąganiu informacji z tych mniej chętnych i to najczęściej gdzieś w podziemiach więzienia. W Anglii miał ich pół na pół. Czasem musiał oglądać płaczących świadków nie będących w stanie powiedzieć nic konkretnego, a czasami ktoś inny kręcił tak zeznaniami i do tego nie zadrgała mu powieka. Część z przesłuchiwanych jednak należała do tej grupy, która po prostu chciała powiedzieć, co wiedziała i zniknąć z Ministerstwa Magii. Specjalnie ci, którzy byli pochodzenia mugolskiego, a co za tym szło również i pani Cresswell, którą przyszło mu się dziś zająć. Ciągle szła za nim sprawa z Dziurawego Kotła, która w jakiś sposób uderzała w jego prywatność. No, do cholery. Tam była jego kuzynka! I to z jakimś obleśnym szlachcicem, którego powinien przymknąć w ogóle za bycie jakąś zakałą rodzaju męskiego. Niestety nie było takiego prawa, a przynajmniej nie w tym świecie, chociaż Raiden z chęcią by takie wprowadził. W jego rzeczywistości już istniało. Gdy usłyszał niespokojny głos kobiety, spojrzał na nią z pocieszającym uśmiechem i pokręcił lekko głową.
- Obiecuję, że nie zajmę pani więcej czasu niż potrzebujemy - odpowiedział szczerze. Wiedział, że nie mógł określić z góry czasu przesłuchania. Też miał kilka spraw do załatwienia przed końcem dnia, dlatego zależało mu na sprawnie przeprowadzonej rozmowie. Musiał jednak zdobyć wszystkie informacje potrzebne do dokumentów i ułożenia sobie wypadków dokładnie takimi, jakimi były. Ze zbadania miejsca zdarzenia wiedział mniej więcej jak to mogło wyglądać, ale dalej brakowało mu paru informacji. - Może kawy, herbaty? Albo pączka? Coś się znajdzie - zaczął, chcąc jakoś rozluźnić kobietę. Przecież wiedział jak to wygląda. W dodatku w tej sali przesłuchań. Zresztą... Sam by zjadł coś słodkiego. Po dłuższej chwili przystawił sobie krzesło naprzeciwko niewielkiego stolika, by usiąść naprzeciwko pani Cresswell. - Magnolia Cresswell. Urodzona osiemnastego maja dwudziestego drugiego roku. Zamieszkała w mieszkaniu nad Dziurawym Kotłem. Nazwisko pani matki to Cattermole. Wszystko się zgadza? - przeczytał z akt to, co zawsze było potrzebne na wstępie do przesłuchania.
- Obiecuję, że nie zajmę pani więcej czasu niż potrzebujemy - odpowiedział szczerze. Wiedział, że nie mógł określić z góry czasu przesłuchania. Też miał kilka spraw do załatwienia przed końcem dnia, dlatego zależało mu na sprawnie przeprowadzonej rozmowie. Musiał jednak zdobyć wszystkie informacje potrzebne do dokumentów i ułożenia sobie wypadków dokładnie takimi, jakimi były. Ze zbadania miejsca zdarzenia wiedział mniej więcej jak to mogło wyglądać, ale dalej brakowało mu paru informacji. - Może kawy, herbaty? Albo pączka? Coś się znajdzie - zaczął, chcąc jakoś rozluźnić kobietę. Przecież wiedział jak to wygląda. W dodatku w tej sali przesłuchań. Zresztą... Sam by zjadł coś słodkiego. Po dłuższej chwili przystawił sobie krzesło naprzeciwko niewielkiego stolika, by usiąść naprzeciwko pani Cresswell. - Magnolia Cresswell. Urodzona osiemnastego maja dwudziestego drugiego roku. Zamieszkała w mieszkaniu nad Dziurawym Kotłem. Nazwisko pani matki to Cattermole. Wszystko się zgadza? - przeczytał z akt to, co zawsze było potrzebne na wstępie do przesłuchania.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Głos funkcjonariusza odbił się od jej uszu i z łoskotem wpadł do środka, gdzie informacje zostały przetrawione szybko i skutecznie. Tembr jego głosu wskazywał na obietnicę, zarysowane dość łagodnie słowa wyrównały odrobinę rytm bicia jej serca, a sama Magnolia poczuła się nieco lżej. Perspektywa powtórnego opowiedzenia o całym zajściu w Dziurawym Kotle nie przerażała ją już aż tak bardzo, o ile pan Carter nagle nie zmieni swojego stosunku do niej. Nie była przecież zagrożeniem. Nie wyrywała się do wyjścia, choć miała ochotę przenieść swobodnie stopę przez jego próg; nie krzyczała, cicho i tylko z westchnieniem zniecierpliwienia wypełniała swoją rolę w tym miejscu.
- Dziękuję - powiedziała, chociaż na razie brakło powodów do wypowiadania podobnych słów. Może podziękowała za same dobre chęci wypuszczenia jej jak najprędzej. - Cóż, um... herbata to dobry pomysł.
Ministerstwo Magii kojarzyło jej się wybitnie źle. Zwłaszcza po zmianach ogłoszonych po referendum. Wyjście z MKCz udowodniło jej, że Wilhelmina Tuft musiała mieć jakieś nieprzyjemności związane z mugolami, bo nie wierzyła, że wszyscy, dokładnie wszyscy obywatele tej małej, czarodziejskiej ojczyzny zagłosowali za wyjściem z Konfederacji. Wyniki musiały być podrobione... albo wykupione przez nestorów odpowiedzialnych za szlacheckie rody. Miała ochotę splunąć, ale wtedy zapewne mogłaby się pożegnać z miłym tonem głosu i pączkami pana Cartera.
Weszła za nim do sali - obskurnej i brzydkiej, przeznaczonej dla przestępców klasy czwartej i wyżej, nie dla kobiet, które miały zamiar poważnie podejść do sprawy składania prawdziwych zeznań. Z pewnym dystansem rozejrzała się po pomieszczeniu i ostrożnie zajęła miejsce, trzymając na kolanach swoją torebkę. Jej oczy powędrowały do twarzy funkcjonariusza, kiedy znów się odezwał.
Miała już trzydzieści cztery lata? Niesamowite.
- Tak - przytaknęła, jej twarz wciąż była blada. - Cattermole to panieńskie mojej matki.
Nie do końca była pewna, co nakazało jej to powiedzieć. Przecież pan Carter musiał zdawać sobie z tego sprawę. Miała ochotę już teraz zapytać się o wycenę szkód, ale wolała czekać. Niecierpliwie, co prawda, ale czekać.
- Dziękuję - powiedziała, chociaż na razie brakło powodów do wypowiadania podobnych słów. Może podziękowała za same dobre chęci wypuszczenia jej jak najprędzej. - Cóż, um... herbata to dobry pomysł.
Ministerstwo Magii kojarzyło jej się wybitnie źle. Zwłaszcza po zmianach ogłoszonych po referendum. Wyjście z MKCz udowodniło jej, że Wilhelmina Tuft musiała mieć jakieś nieprzyjemności związane z mugolami, bo nie wierzyła, że wszyscy, dokładnie wszyscy obywatele tej małej, czarodziejskiej ojczyzny zagłosowali za wyjściem z Konfederacji. Wyniki musiały być podrobione... albo wykupione przez nestorów odpowiedzialnych za szlacheckie rody. Miała ochotę splunąć, ale wtedy zapewne mogłaby się pożegnać z miłym tonem głosu i pączkami pana Cartera.
Weszła za nim do sali - obskurnej i brzydkiej, przeznaczonej dla przestępców klasy czwartej i wyżej, nie dla kobiet, które miały zamiar poważnie podejść do sprawy składania prawdziwych zeznań. Z pewnym dystansem rozejrzała się po pomieszczeniu i ostrożnie zajęła miejsce, trzymając na kolanach swoją torebkę. Jej oczy powędrowały do twarzy funkcjonariusza, kiedy znów się odezwał.
Miała już trzydzieści cztery lata? Niesamowite.
- Tak - przytaknęła, jej twarz wciąż była blada. - Cattermole to panieńskie mojej matki.
Nie do końca była pewna, co nakazało jej to powiedzieć. Przecież pan Carter musiał zdawać sobie z tego sprawę. Miała ochotę już teraz zapytać się o wycenę szkód, ale wolała czekać. Niecierpliwie, co prawda, ale czekać.
Gość
Gość
Nie zamierzał jej w żaden sposób straszyć. Od tego byli inni, którzy nie wiedzieli, że na każdego nie działa ich agresja w celu rozwiązania języka. W policji znajdowali się gburowaci funkcjonariusze, przebiegli donosiciele czy przekupni gliniarze. W każdym zawodzie znajdowali się z każdego z tego podgatunku. Istniała jednak grupa uczciwych, którzy stawiali prawdę i sprawiedliwość ponad wszystko. Owszem. Jemu też zdarzało się po nocach przebywać długie godziny w podziemiach Tower of London, gdzie, delikatnie rzecz ujmując, wyciskał z winnych dowody. Jak chociażby w sprawie zabójstwa tej małej dziewczynki, gdy nikt nie wiedział, gdzie mogła się znajdować, tylko tej cholerny skurwysyn. A i tak okazało się, że było za późno. Raidenowi na chwilę przestała pracować żuchwa, a jego spojrzenie zatrzymało się w pustce. Tak. Niektóre sprawy były mocno syfiaste i potrafiły nie dawać spokoju przez wiele lat. Zaraz jednak odgłos obcasów przywrócił go na ziemię, po czym lekko uśmiechnął się do kobiety. Zupełnie jakby przepraszał za tę chwilę zamyślenia. Nim drzwi sali przesłuchań zamknęły się za nimi, Carter mruknął o herbacie dla pani Cresswell i kawie dla siebie. No i oczywiście o pączkach, bo miał na nie straszną ochotę. Stojąca tam liliputka, zapisała wszystko na karteczce i odeszła. Raiden nie wiedział jak to możliwe, ale niektórzy znali Ministerstwo Magii jak własną kieszeń, a ta pracownica jego departamentu na pewno należała do tej grupy.
Ile to już myślał o referendum? Długa rozmowa lub właściwie jego monolog do Sophii był znamienny. Dalej uważał, że wyniki były podrobione i nie miało to znaczenia jak bardzo. Większość obywateli nie chciała zmian, a jednak owe zmiany zostały wprowadzone w życie. Dlaczego tak było? Cóż. To pytanie do tych, którzy najbardziej na tym skorzystali. Gdy zajęli swoje miejsca i po wstępnym potwierdzeniu wszystkich istotnych informacji, Raiden przeszedł dalej.
- Wiem, że poniekąd już to pani robiła, ale prosiłbym o opowiedzenie swojej wersji wydarzeń. Wszystko jest ważne. Co robiła pani przed wejściem pana Cuthberta do jej pokoju? Jakie dźwięki usłyszała w chwili, w której miał miejsce wybuch. Wiem, że to kolejna procedura, ale jeśli chce pani się dowiedzieć, kogo należy obłożyć kosztami i kto jest temu winny potrzebuję tych informacji. Oznajmiono mi, że był u pani ktoś, kto wyliczył ile mniej więcej wynosiło odszkodowanie - mruknął, podnosząc na chwilę na nią spojrzenie z dokumentów.
Ile to już myślał o referendum? Długa rozmowa lub właściwie jego monolog do Sophii był znamienny. Dalej uważał, że wyniki były podrobione i nie miało to znaczenia jak bardzo. Większość obywateli nie chciała zmian, a jednak owe zmiany zostały wprowadzone w życie. Dlaczego tak było? Cóż. To pytanie do tych, którzy najbardziej na tym skorzystali. Gdy zajęli swoje miejsca i po wstępnym potwierdzeniu wszystkich istotnych informacji, Raiden przeszedł dalej.
- Wiem, że poniekąd już to pani robiła, ale prosiłbym o opowiedzenie swojej wersji wydarzeń. Wszystko jest ważne. Co robiła pani przed wejściem pana Cuthberta do jej pokoju? Jakie dźwięki usłyszała w chwili, w której miał miejsce wybuch. Wiem, że to kolejna procedura, ale jeśli chce pani się dowiedzieć, kogo należy obłożyć kosztami i kto jest temu winny potrzebuję tych informacji. Oznajmiono mi, że był u pani ktoś, kto wyliczył ile mniej więcej wynosiło odszkodowanie - mruknął, podnosząc na chwilę na nią spojrzenie z dokumentów.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Odrzuciła już na dobre myśli, które niezwiązane były zupełnie z aktualną (wciąż) sprawą Dziurawego Kotła. Chciała załatwić to jak najszybciej, a tymczasem sama siebie oszukiwała myśląc o nie wiadomo jak dalekich i obcych sprawach. Gdy mężczyzna się do niej zwrócił, objaśniając swoją prośbę, zmarszczyła brwi, naprostowując swoje ścieżki na ten jeden tor. Minęła chwila, zanim zaczęła opowiadać. Nie dlatego, że w wyobraźni próbowała odnaleźć jakieś niestworzone obrazy zdarzeń. Musiała jeszcze raz przeanalizować dokładnie kolejność toczących się po ścianach dźwięków i twarze, które widziała jako pierwsze i jako ostatnie, mnogość doznań.
- Ja… tworzę piszące pióra, więc to właśnie tym zajmowałam się w tamten feralny wieczór. Miałam zamówienie, które wymagało dokończenia, zaledwie kilka gęsich piór wymagało obróbki i napełnienia jej atramentem. Chciałam mieć następny wolny dzień, więc postanowiłam się zająć tym akurat wtedy, bo męża mnie było w domu. Chciał załatwić kilka ważnych spraw i wybył. – błagała w duchu, żeby nie kazał jej opowiadać o Franku. O jego przypadłości i konsekwencjach, które się z nią wiązały. Nie chciała tego. – Więc jak już obrabiałam dutki i przygotowywałam je do moczenia w atramencie, ściany zadrżały i coś jakby… wybuchło. Z reguły w Dziurawym Kotle dzieją się różne rzeczy – a to ktoś tak gestykuluje różdżką, że rzuci zaklęciem w ścianę, nieszkodliwym, na szczęście, wybuchy są zazwyczaj nie tak mocne. A to komuś innemu przyjdzie ochota na szalone tańce na samym środku lokalu. Rozumie pan, różnie to bywa w takich pubach. Dlatego też w pierwszym momencie nie zwróciłam uwagi na to, że coś stało się w sali głównej. Dopiero chwilę później zorientowałam się, że drżenie nie pochodzi z dołu, tylko z bocznych sal, prawdopodobnie z pokoi mieszkalnych. Nie miałam nawet czasu myśleć nad tym, kto mógłby być sprawcą owego wybuchu, bo pukał już do naszego mieszkania Cuthbert.
Świeć, Merlinie, nad jego duszą.
- Nikt u nas jeszcze nie był i właśnie miałam zamiar pytać, czy może nie ma już pan jakichś dokumentów z tego tytułu. Chcielibyśmy starać się o odszkodowanie, ale nici z niego, skoro nie wiemy, ile wyniosły szkody.
Ostatnie, na co miała ochotę, to tłuc się z druczkami po Ministerstwie Magii, z przymilnym uśmiechem wysłuchując gadaniny podstarzałych knurów z jednostki jednego z departamentów.
- Ja… tworzę piszące pióra, więc to właśnie tym zajmowałam się w tamten feralny wieczór. Miałam zamówienie, które wymagało dokończenia, zaledwie kilka gęsich piór wymagało obróbki i napełnienia jej atramentem. Chciałam mieć następny wolny dzień, więc postanowiłam się zająć tym akurat wtedy, bo męża mnie było w domu. Chciał załatwić kilka ważnych spraw i wybył. – błagała w duchu, żeby nie kazał jej opowiadać o Franku. O jego przypadłości i konsekwencjach, które się z nią wiązały. Nie chciała tego. – Więc jak już obrabiałam dutki i przygotowywałam je do moczenia w atramencie, ściany zadrżały i coś jakby… wybuchło. Z reguły w Dziurawym Kotle dzieją się różne rzeczy – a to ktoś tak gestykuluje różdżką, że rzuci zaklęciem w ścianę, nieszkodliwym, na szczęście, wybuchy są zazwyczaj nie tak mocne. A to komuś innemu przyjdzie ochota na szalone tańce na samym środku lokalu. Rozumie pan, różnie to bywa w takich pubach. Dlatego też w pierwszym momencie nie zwróciłam uwagi na to, że coś stało się w sali głównej. Dopiero chwilę później zorientowałam się, że drżenie nie pochodzi z dołu, tylko z bocznych sal, prawdopodobnie z pokoi mieszkalnych. Nie miałam nawet czasu myśleć nad tym, kto mógłby być sprawcą owego wybuchu, bo pukał już do naszego mieszkania Cuthbert.
Świeć, Merlinie, nad jego duszą.
- Nikt u nas jeszcze nie był i właśnie miałam zamiar pytać, czy może nie ma już pan jakichś dokumentów z tego tytułu. Chcielibyśmy starać się o odszkodowanie, ale nici z niego, skoro nie wiemy, ile wyniosły szkody.
Ostatnie, na co miała ochotę, to tłuc się z druczkami po Ministerstwie Magii, z przymilnym uśmiechem wysłuchując gadaniny podstarzałych knurów z jednostki jednego z departamentów.
Gość
Gość
Czas toczył się tutaj dość wolno. Zdecydowanie za wolno dla niego, a zapewne było to jeszcze gorsze dla przesłuchiwanego. Nie było jednak na to rady. Trzeba było to zrobić i koniec. Nie wszyscy byli zachwyceni, znaczna większość nie była z pobytu w tym miejscu, ale nie miał na to wpływu. Chcieli oczyścić się z zarzutów, zaświadczyć za kogoś lub właśnie jak pani Cresswell - dostać odszkodowanie. Jednak nie czarodziejska policja nie była taką instytucją. Powinna się zgłosić do banku Gringotta i zapewne do jakiegoś urzędasa z Ministerstwa Magii, ale nie znał nazwisk. Przecież był tu dopiero czwarty miesiąc i jeszcze nie miał sprawy związanej z odszkodowaniem. Zawsze musiał być ten pierwszy raz. Stał jednak nieco oddalony, słuchając jej słów. Wszystko było ważne. Jego uwadze nie uszły nawet ruchy jej ciała, gdy siedziała cała spięta, opowiadając co się wydarzyło. Samopiszące pióro jedynie przerywało ciszę, gdy przerywała, by nabrać powietrza. Nie wtrącał się. Dał jej mówić i o to własnie chodziło. Musiał poznać każdy szczegół, chociaż dla niektórych było to zupełnie niepotrzebne. Tym się właśnie różnili - to była jego praca, szukanie czegoś, gdzie inni nic nie widzieli. Dawało się wyczuwać od kobiety niechęć pomieszaną ze strachem. Ile razy już to widział. Niechęć do garniturów w Chicago była na początku dziennym. W każdym kraju, mieście, wyspie było to samo. Nikt nie lubił psów, ale nie przeszkadzało mu to. To nie była praca, którą mógł wykonywać byle kto. Niestety dużo takich funkcjonariuszy było, a wynikiem były nierozwiązane sprawy. W liczbach ponad wyobrażenie. Carter miał wpisaną walkę o sprawiedliwość i służenie prawu w każdą komórkę ciała. Każdy członek jego rodziny je miał, chociaż zdarzył się taki John Carter. Ale Raiden nie myślał o nim w kategoriach rodziny. Był to dla niego obcy facet o twarzy jego ojca. Jednak czy miało to powodować coś głębszego? Nie był dzieckiem. Wiedział, że jak go znów zobaczy, już się nie powstrzyma. Słuchał słów kobiety, pióro pisało, aż w końcu kazał mu przestać. Zmarszczył brwi. - Przekazano mi zatem złe informacje. Na pewno nikt u państwa nie był? A gdzie państwo to zgłaszali? - spytał, a jego głos odbił się, nawet tak spokojny, od ścian małej klity, w której byli.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Tak, owszem, po brzegi wypełniona była zniecierpliwieniem, a komórki jej ciała były napięte aż do czerwoności. Nie była przyzwyczajona do konfrontacji z prawem ani do jakichkolwiek dialogów wywiązywanych na tym podłożu. Wolała być teraz gdzie indziej, w miejscu o wiele bardziej nasłonecznionym albo w swoim mieszkaniu, usiłując w odpowiedniej kolejności dodać do kociołka składniki i uwarzyć jakikolwiek eliksir. Bo chciała zająć swój umysł czymś innym, niż myśleniem o przesłuchaniu.
Pokręciła głową.
- Nikt do nas nie przyszedł – powtórzyła tak samo spokojnym tonem głosu, jakim posługiwała się dosłownie sekundę wcześniej. Nie było powodów, by denerwowała się na funkcjonariusza. Potraktował ją we właściwy sposób, nie uświadczyła z jego strony żadnych oznak irytacji czy niekulturalnego odnoszenia się do petenta. – Zgłosiliśmy to z mężem do służb administracyjnych Wizengamotu, ale odpowiednie odniesienie poszło chyba też do Departamentu Prawa Czarodziejów, chociaż nie jestem pewna. W każdym razie powiedziano nam, że do czasu znalezienia winnego całej - jak to mogła nazwać? Nieszczęśliwy wypadku? Zbieg okoliczności? Oh, Scrimgeour był faktycznie zbiegiem okoliczności, na Merlina. – katastrofy oraz głównego powodu, przez który powstawała dziura w suficie naszego pokoju, nikt nie będzie potrafił oszacować, ile tak dokładnie się nam należy i pod co tak naprawdę można podpiąć całą sprawę. Sądziłam, żeby udać się do Departamentu Niewłaściwego Użycia Czarów, ale nie wiem, czy dziura powstała przez magię czy… coś innego. A tym, jak sądzę, powinniście zająć się wy.
Nie była zła. Była zniecierpliwiona, bo to wszystko coraz bardziej się nawarstwiało, a ona była w epicentrum zdarzeń razem z Frankiem. Im dłużej cała ta sprawa była nierozwiązana, tym bardziej ociągał się remont i tym więcej tracili w związku z pokojem, którego nie mogli wynajmować. Minuty przesypywały się jeszcze wolniej przez ciasne gardło klepsydry, sekundnik już niemal przyczepił się do białej tarczy zegarka.
Czas tym razem był dla nich okrutnie niekorzystny.
Pokręciła głową.
- Nikt do nas nie przyszedł – powtórzyła tak samo spokojnym tonem głosu, jakim posługiwała się dosłownie sekundę wcześniej. Nie było powodów, by denerwowała się na funkcjonariusza. Potraktował ją we właściwy sposób, nie uświadczyła z jego strony żadnych oznak irytacji czy niekulturalnego odnoszenia się do petenta. – Zgłosiliśmy to z mężem do służb administracyjnych Wizengamotu, ale odpowiednie odniesienie poszło chyba też do Departamentu Prawa Czarodziejów, chociaż nie jestem pewna. W każdym razie powiedziano nam, że do czasu znalezienia winnego całej - jak to mogła nazwać? Nieszczęśliwy wypadku? Zbieg okoliczności? Oh, Scrimgeour był faktycznie zbiegiem okoliczności, na Merlina. – katastrofy oraz głównego powodu, przez który powstawała dziura w suficie naszego pokoju, nikt nie będzie potrafił oszacować, ile tak dokładnie się nam należy i pod co tak naprawdę można podpiąć całą sprawę. Sądziłam, żeby udać się do Departamentu Niewłaściwego Użycia Czarów, ale nie wiem, czy dziura powstała przez magię czy… coś innego. A tym, jak sądzę, powinniście zająć się wy.
Nie była zła. Była zniecierpliwiona, bo to wszystko coraz bardziej się nawarstwiało, a ona była w epicentrum zdarzeń razem z Frankiem. Im dłużej cała ta sprawa była nierozwiązana, tym bardziej ociągał się remont i tym więcej tracili w związku z pokojem, którego nie mogli wynajmować. Minuty przesypywały się jeszcze wolniej przez ciasne gardło klepsydry, sekundnik już niemal przyczepił się do białej tarczy zegarka.
Czas tym razem był dla nich okrutnie niekorzystny.
Gość
Gość
- Zgodnie z zeznaniami niejaki Rolf Scrimgeour od jakiegoś już czasu prowadził swoje eksperymenty w wynajmowanym przez niego u państwa pokoju. Do tego świadkowie zeznali, że ów wybuch spowodował właśnie on, o czym też świadczą odłamki ściany w pokoju numer czternaście. To była eksplozja nie implozja. Również po oględzinach sąsiadującego pomieszczenia można było zobaczyć kociołek. I to nie jeden. Ślady na ścianach które mówiły wprost co się tam działo. Już nie mówiąc o samym zaopatrzeniu owego pana Scrimgeoura, który posiadał spory zapas ingrediencji. Jak w ogóle Wizengamot mógł was przesłać tutaj skoro mieli wszystkie raporty? Nie pomogę pani w tym momencie, chociażby z tego względu, że właśnie Wizengamot jest w posiadaniu ów zeznań, z których mieli wywnioskować i odwiedzić państwa, by wycenić szkody. Nie znam się na tym. Policja zajmuje się częścią sprawy, w której wypadku wydarzył się nieszczęśliwy wypadek i zginął pan Cuthbert.
Zamilkł na chwilę, przejeżdżając dłonią po zaroście i myśląc nad tym co powiedziała pani Cresswell. Nienawidził tej całej biurokracji. Chciał jedynie robić swoje z daleka od wszystkich pieniężnych i urzędniczych spraw. Najwidoczniej jednak nawet oni ich pięknie zmylili. I nie tylko ich skoro napisali pismo zaadresowane własnie do niego, że jeden z ich pracowników został wysłany do Dziurawego Kotła, by zdecydować jakie odszkodowanie przysługuje jego właścicielom. Na pewno koszty powinien również ponieść pan Rolf, który aktualnie przebywał na oddziale urazów magipsychiatrycznym, jednak miały one zostać ściągnięte dopiero po przebadaniu szalonego nieszczęśnika. Kiedy to miało się stać Raiden nie wiedział. Podobnie jak na tym etapie jego wiedza się kończyła a propos spraw związanych z odszkodowaniem. Wiedział też, że kobieta nie chciała tego usłyszeć, co przed chwilą powiedział, więc dodał:
- Mogę się udać osobiście do Wizengamotu i spróbować to wyjaśnić, bo dostaliśmy sprzeczne informacje. Zapewniono nas, że już u państwa ktoś od nich był. Zapewniam też, że był to wybuch spowodowany nieudanym eliksirem. Udanie się do Departamentu Niewłaściwego Użycia Czarów wydaje mi się jak najbardziej ugruntowane. Na razie tylko tyle mogę pani powiedzieć - zakończył, czekając na jej reakcję. Jeśli zamierzała się z nim z godzić oznaczało to koniec przesłuchania.
Zamilkł na chwilę, przejeżdżając dłonią po zaroście i myśląc nad tym co powiedziała pani Cresswell. Nienawidził tej całej biurokracji. Chciał jedynie robić swoje z daleka od wszystkich pieniężnych i urzędniczych spraw. Najwidoczniej jednak nawet oni ich pięknie zmylili. I nie tylko ich skoro napisali pismo zaadresowane własnie do niego, że jeden z ich pracowników został wysłany do Dziurawego Kotła, by zdecydować jakie odszkodowanie przysługuje jego właścicielom. Na pewno koszty powinien również ponieść pan Rolf, który aktualnie przebywał na oddziale urazów magipsychiatrycznym, jednak miały one zostać ściągnięte dopiero po przebadaniu szalonego nieszczęśnika. Kiedy to miało się stać Raiden nie wiedział. Podobnie jak na tym etapie jego wiedza się kończyła a propos spraw związanych z odszkodowaniem. Wiedział też, że kobieta nie chciała tego usłyszeć, co przed chwilą powiedział, więc dodał:
- Mogę się udać osobiście do Wizengamotu i spróbować to wyjaśnić, bo dostaliśmy sprzeczne informacje. Zapewniono nas, że już u państwa ktoś od nich był. Zapewniam też, że był to wybuch spowodowany nieudanym eliksirem. Udanie się do Departamentu Niewłaściwego Użycia Czarów wydaje mi się jak najbardziej ugruntowane. Na razie tylko tyle mogę pani powiedzieć - zakończył, czekając na jej reakcję. Jeśli zamierzała się z nim z godzić oznaczało to koniec przesłuchania.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Słuchała wszystkiego, co miał jej do powiedzenia policjant, bardzo uważnie. Marszcząc przy tym brwi, bo to jakoś zawsze pomagało jej się skupić na wyłapywaniu najdrobniejszych szczegółów z rozmowy. Wcale nie zaskoczył jej fakt, że to naprawdę Scrimgeour stał za spowodowaniem całej tej katastrofy. Jego eksperymentalne zapędy, choć czasami przypominały jej ją samą z czasów Hogwartu, już niejednokrotnie powodowały u niej i u Franka niespodziewany atak białej gorączki. Cały czas powtarzali mu, że jeśli nie przestanie wyżywać się na swoich kociołkach, będą zmuszeni zawiadomić odpowiednie służby o nadużyciu gościnności i przywilejów płynących z możliwości wynajmowania w Dziurawym Kotle pokoju. Westchnęła tylko, bo mimo wszystko pan Scrimgeour był starszym człowiekiem, a skoro to była jego wina…
Może chociaż należały im się ingrediencje, które zostawił w swoim wybuchniętym pokoju? Nie pogardziłaby.
- Nie mam pojęcia, panie Carter – uśmiechnęła się lekko, jakby chciała wyrazić swoje szczere kondolencje z powodu kiepskiego przepływu informacji w Ministerstwie Magii. – Ale dziękuję, że mi to pan tak cierpliwie wyłożył. Teraz już będę wiedziała, a być może wizyta kogoś, kto byłby w stanie wycenić szkody, nastąpi za dzień lub dwa. Ostatnio doświadczyliśmy tylu zmian – na pewno nie na lepsze, chciała dodać. – Że może Ministerstwo jeszcze sobie z nimi nie poradziło, a kolejne kłopoty szarych czarownic i czarodziejów są tylko dodatkowym balastem.
Nie zabarwiła swojego głosu ironią, choć mogła to zrobić, zabrzmieć tak, jakby cały ten system, o którym wspominała, już od dawna szwankował, jakby był kiepskim żartem albo rozporządzanym przez dziecko majątkiem.
- Dziękuję – uśmiech się poszerzył. – Za cierpliwość i wyrozumiałość. Jestem świadoma tego, że to nie jest wasza wina. Nasza też – moja i męża. Dlatego tym bardziej jestem wdzięczna, że nie poniosły pana emocje związane z całą tą niedorzecznością. Czy to… koniec przesłuchania?
Jednak wolała domowe zacisze niż te ponure, szare cztery ściany.
Może chociaż należały im się ingrediencje, które zostawił w swoim wybuchniętym pokoju? Nie pogardziłaby.
- Nie mam pojęcia, panie Carter – uśmiechnęła się lekko, jakby chciała wyrazić swoje szczere kondolencje z powodu kiepskiego przepływu informacji w Ministerstwie Magii. – Ale dziękuję, że mi to pan tak cierpliwie wyłożył. Teraz już będę wiedziała, a być może wizyta kogoś, kto byłby w stanie wycenić szkody, nastąpi za dzień lub dwa. Ostatnio doświadczyliśmy tylu zmian – na pewno nie na lepsze, chciała dodać. – Że może Ministerstwo jeszcze sobie z nimi nie poradziło, a kolejne kłopoty szarych czarownic i czarodziejów są tylko dodatkowym balastem.
Nie zabarwiła swojego głosu ironią, choć mogła to zrobić, zabrzmieć tak, jakby cały ten system, o którym wspominała, już od dawna szwankował, jakby był kiepskim żartem albo rozporządzanym przez dziecko majątkiem.
- Dziękuję – uśmiech się poszerzył. – Za cierpliwość i wyrozumiałość. Jestem świadoma tego, że to nie jest wasza wina. Nasza też – moja i męża. Dlatego tym bardziej jestem wdzięczna, że nie poniosły pana emocje związane z całą tą niedorzecznością. Czy to… koniec przesłuchania?
Jednak wolała domowe zacisze niż te ponure, szare cztery ściany.
Gość
Gość
To była dziwna sprawa. Śmierdzący skandal już był praktycznie pewny. Cóż... Niedługo Czarownica i reszta szmatławców miała się dowiedzieć o schadzce jakiegoś szlachcica i Judith, wybuchu, śmierci. Czy mógł być lepszy temat na pierwszą stronę? Wątpił, ale wszyscy lubili wyolbrzymiać. A co do Ministerstwa... Dobrze nie było i ci, którzy nie dali się jeszcze wciągnąć korporacyjnemu trybowi pracy, gdzie pracuje się jak najmniej i dostaje jak najwyższą stawkę, mieli utrudnioną pracę z samego względu, że inni poddali się takim okazjom. Przejechał dłonią po twarzy, słuchając jej słów, ale nie odpowiedział. Nie miał już co mówić. To prawda, że nie była to niczyja wina, że wszyscy odczuli zmiany i mieli je odczuwać, chociaż żadne z nich nie wiedziało jak silnie. Skrzywił się jak za każdym razem gdy myślał o referendum, Minister Magii czy całej tej polityce. On chciał być jedynie dobrym gliniarzem i nikim więcej. Po prostu lubił swoją pracę. Czy to było aż takie trudne by dać mu robić swoje? Zapewne niedługo miał dostać ograniczenia względem niej, a tego znieść nie mógł. Już i tak nie nadążał z każdą nową sprawą, które trafiały się nawet cztery na raz. I to dziennie.
- Ci szarzy są najważniejsi. Nie sądzi, pani? - spytał retorycznie, uśmiechając się blado. - Tak. Dziękuję za przybycie i mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni - odpowiedział, po czym poprosił o podpisanie pewnego papieru, zabrał dokumenty i otworzył drzwi sali przesłuchań, by przepuścić w nich Magnolię Cresswell. I tak kolejne zadanie na dziś zostało wykonane. Ciekawe czy ten cholerny Wizengamot weźmie się w końcu do pracy...
|zt x2
- Ci szarzy są najważniejsi. Nie sądzi, pani? - spytał retorycznie, uśmiechając się blado. - Tak. Dziękuję za przybycie i mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni - odpowiedział, po czym poprosił o podpisanie pewnego papieru, zabrał dokumenty i otworzył drzwi sali przesłuchań, by przepuścić w nich Magnolię Cresswell. I tak kolejne zadanie na dziś zostało wykonane. Ciekawe czy ten cholerny Wizengamot weźmie się w końcu do pracy...
|zt x2
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Krocząc ministerialnym korytarzem w kierunku sali przesłuchań miała dziwne wrażenie, że jeśli nie będzie ostrożniejsza, za jakiś czas będzie wędrowała tą samą drogą w asyście funkcjonariuszy czarodziejskiej policji i w zaczarowanych kajdankach, zaciśniętych mocno na rękach. Tym razem jednak była tu tylko w sprawach służbowych, niemających nic wspólnego z nienawiścią, jaką darzyła swojego męża i faktem, że czara goryczy przelała się już dawno temu i kwestią czasu było to, kto pierwszy się w niej utopi.
Caley nie zwykła spóźniać się na umówione spotkania, a już tym bardziej, gdy to nie ona wybierała czas i miejsce, a zaproszenie do sali przesłuchań pochodziło od jakiegoś wysoko postawionego brygadzisty. Od małego czuła wrodzoną chyba awersję do funkcjonariuszy prawa, jeśli jednak miała zarobić i utorować sobie drogę powrotu do stałej pracy, odsuwała na bok wszelkie uprzedzenia. Potrzebowali tłumaczki? Więc właśnie ją mieli otrzymać, ni mniej, ni więcej. Pełen profesjonalizm, skupienie i rzetelność mogły przynieść jej nie tylko brzęk złotych monet, ale i dobre słowo szepnięte do odpowiedniego ucha. Jej nazwisko znowu miało zacząć się liczyć, a choć należało do jej męża, blondynka odczuwała dziwną satysfakcję z powodu wspinania się po szczeblach kariery wyżej, niż Cedric.
W liście, jaki przyszedł do niej dwa dni temu, funkcjonariusz policji przedstawiający się jako Augustus Meadowes prosił ją o pomoc w kwestii przesłuchania pewnego goblina, oskarżonego o kradzież cennego sztyletu ze sklepu z artefaktami. Właściciel sklepu był człowiekiem z odpowiednimi koneksjami , a przynajmniej tego dowiedziała się Caley, gdy postanowiła odpowiedzieć na list i przyjąć zlecenie tłumaczenia zeznań. Okazało się bowiem, że goblin imieniem Podrick nie zna języka angielskiego; udało się ustalić, że posługuje się jedynie łamanym niemieckim, Biuro od razu postanowiło więc wezwać tłumacza goblideguckiego. Dziwnym zbiegiem okoliczności jedyny tłumacz na etacie miał tego dnia inne obowiązki, dlatego wezwanie powędrowało do rąk Spencer-Moon, a raczej prosto do okna jej jadalni.
Nie nastawiała się na wielki sukces, ani tym bardziej spektakularną porażkę. Jej zadaniem było jedynie przetłumaczenie słów goblina na angielski i funkcjonariusza policji na goblidegucki. Czy to mogło okazać się trudne? Wielce wątpiła.
Przestąpiła próg sali przesłuchań i na moment wstrzymała oddech; mimo wszystko spodziewała się mniej depresyjnego pomieszczenia, a ściany wyłożone siwą terakotą nadawały temu miejscu złowrogiego klimatu. W środku znajdował się jedynie nieznajomy mężczyzna, który niemal natychmiast utkwił w Caley czujne spojrzenie, po czym przedstawił się jako Augustus Meadowes. Przyporządkowując wreszcie twarz do nazwiska, blondynka podała także swoje personalia i podpisała lojalkę świadczącą o tym, że treść zeznań pozostanie poufna, w przeciwnym razie tłumaczkę czekać będą prawne konsekwencje. Prawie prychnęła pod nosem; nikt z jej bliskich raczej nie chciałby słuchać o nudnym dniu pracy, nawet jeśli tym razem wyjątkowo nie został on spędzony na ślęczeniu nad księgami i pergaminami.
Właśnie pergamin wyciągnęła ze swojej torby Caley, by notować wszelkie problematyczne dla przetłumaczenia słowa. Zdarzały się one naprawdę często, ponieważ goblidegucki nie był wcale prostym językiem, a jego zawiłości studiowała przecież latami. Gry słów, idiomy, nieprzetłumaczalne dosłownie zwroty i łamańce językowe czaiły się dosłownie wszędzie i mogła natknąć się na nie również teraz, dlatego profesjonalizm kazał jej się przygotować. Poprosiła Augustusa o pióro, a on użyczył jej jednego ze swoich, starannie przygotowanych i leżących na stole.
Usiadła po jego lewej stronie, by naprzeciw siebie mieć przesłuchiwanego, którego za moment miał tu doprowadzić inny funkcjonariusz. Augustus wykorzystał ten moment na odpalenie papierosa, po czym podsunął tłumaczce swoją paczkę. Odmówiła bez słowa, a niezrażony mężczyzna schował papierosy do wewnętrznej kieszeni ciemnej szaty.
- Gdy przyprowadzili go tu za pierwszym razem, nie zrozumiałem ani słowa z tego, co wykrzykiwał, ale miałem wrażenie, że cały czas obrzucał mnie obelgami – spróbował zażartować szatyn, zwracając tym samym uwagę Caley, której kąciki ust uniosły się lekko do góry.
- Tak zapewne było – nie zamierzała owijać w bawełnę i postanowiła sobie, że jeśli i dziś usłyszy stek przekleństw, przetłumaczy je najlepiej, jak to tylko możliwe.
Augustus chciał coś chyba jeszcze powiedzieć, jednak w tym samym momencie drzwi Sali przesłuchań otworzyły się, a krępy funkcjonariusz wprowadził zakutego w kajdanki goblina. Ten nie przewyższał wzrostem sześcioletniego dziecka, a mimo to minę miał tak groźną, że Spencer-Moon z miejsca uznała, że doskonale wie czemu ktoś wskazał go jako podejrzanego w tej sprawie.
Goblin przyjrzał jej się od stóp do głów, a gdy Meadowes wytłumaczył mu, że kobieta jest tłumaczką, na twarzy Podricka wymalowało się zdziwienie wymieszane z podziwem. Ha, nie spodziewał się czarownicy.
Podejrzanego usadzono na tak samo twardym krześle jak to, na którym siedziała teraz Caley. Skute dłonie położył z głuchym stukiem na stole i spojrzał prosto w oczy Augustusa, po czym wycedził pogardliwie:
- Ile jeszcze razy mam wam powtarzać, że jestem niewinny? – głos miał niski, lekko schrypnięty, ale wciąż bardzo stanowczy.
Blondynka przetłumaczyła wszystko powoli i spokojnie, a później poproszona przez Meadowesa odezwała się do Podricka po goblidegucku.
- Trudno im w to uwierzyć, skoro nie chciałeś podać żadnego alibi na okoliczność kradzieży. Gdzie wtedy byłeś? – przez moment czuła się tak, jakby to ona była funkcjonariuszem, a uczucie to dziwnie jej się spodobało. Zastanawiała się, czy jej umiejętności legilimencji mogłyby okazać się przydatne również podczas tego przesłuchania, zdecydowała jednak, że nic nie jest warte tego, by się z nimi zdradzać.
Goblin prychnął, opryskując przy tym śliną najbliższy sobie skrawek biurka; Augustus i Caley odsunęli się odruchowo.
- Nie wasza jebana sprawa. Sztylet, który znaleźliście należał do mnie od zawsze, nie wiem czemu ten imbecyl twierdzi, ze go ukradłem. Może chce położyć na nim łapska, ten… - potok przekleństw, jaki nastąpił chwilę później sprawił, że Spencer-Moon aż się skrzywiła, a przyzwyczajona była przecież do żeglarskiego żargonu.
Zgodnie z własnymi przewidywaniami, nie wszystkie obelgi dało się zgrabnie przetłumaczyć, na szczęście były tylko obelgami i niewiele wnosiły do sprawy, dlatego Caley zapisała je szybko na pergaminie, który zamierzała później dołączyć do akt sprawy. Meadowes kiwnął głową, gdy przy jednym ze słów napisała szybkie wyjaśnienie, nie zamierzał jednak dłużej przeciągać powstałej pauzy.
- Słowo przeciwko słowu. Ty byłeś notowany, on ma nieposzlakowaną opinię.
- Spisaliście mnie, frajerzy, bo rozbiłem kufel z piwem na łbie gościa, który chciał mnie okraść. Pierdolę waszą sprawiedliwość.
- Jakie masz dowody na to, że sztylet rzeczywiście jest Twoją własnością? Jest wpisany w księgi ewidencyjne sklepu.
- A jaki ty masz dowód, że nią nie jest? Słowo tego bufona?
Caley tłumaczyła dzielnie słowa jednego i drugiego, znajdując się właściwie pośrodku ostrej wymiany zdań. Miała wrażenie, że Meadowes ma żelazną cierpliwość, bo gdyby ona była na jego miejscu, już dawno sięgnęłaby po różdżkę. Podrick prychał i charczał, jakby osoby siedzące po drugiej stronie biurka były jego największymi wrogami, obrzucał ich też nienawistnym spojrzeniem, ale blondynka po części rozumiała jego frustrację – w starciu słowo w słowo przeciw szlachcie sama także nie miałaby najmniejszych szans. Nie miała jednak zamiaru rozczulać się nad losem butnego goblina, ani w jakikolwiek sposób próbować go tłumaczyć. Była bezstronna, a płacili jej przecież za dobre tłumaczenie, a nie próbę rozwiązania sprawy.
- Wykonał go mój dziadek, a proces powstawania sztyletu mogę opisać wam krok po kroku. Czy to też będzie niedostateczny dowód, czy też potrzebujecie Veritaserum, żeby dowieść prawdy? – podejrzany tym razem całkowicie zignorował Caley, ponieważ do Meadowesa zwrócił się… po angielsku.
Jego akcent był nienaganny, musiał wiec doskonale udawać nieznajomość języka i świetnie się przy tym bawić. Caley parsknęła śmiechem, a Augustus spojrzał na nią urażony, nie mógł jednak cofnąć czasu i zażenowania, jakie zapewne nim teraz zawładnęło.
- Skoro wybierasz Veritaserum, niech tak będzie. Posiedzisz jeszcze dzień w Tower i przyprowadzą cię na kolejne przesłuchanie. To uważam za skończone – gburowaty ton Meadowesa zdradzał, jak bardzo funkcjonariusz czuł się wykiwany.
Po chwili w pomieszczeniu pojawił się ten sam krępy mężczyzna co wcześniej, by wyprowadzić goblina i przetransportować go do celi. Noc w Tower nie była chyba odpowiednią karą za nabicie w butelkę brygadzistę, jednak Spencer-Moon wolała milczeć w tej kwestii i nie narażać się już więcej. Jej zadanie zostało wykonane, a tłumaczenie przesłuchania było w gruncie rzeczy ciekawym doświadczeniem. Zostawiła swoje notatki i z uśmiechem podziękowała Augustusowi wiedząc doskonale, że następnym razem nie będzie mu już potrzebna.
zt
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Druga sala przesłuchań
Szybka odpowiedź