Druga sala przesłuchań
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Druga sala przesłuchań
Tego pomieszczenia w żadnym wypadku nie można określić jako przytulne. Ściany wyłożone siwymi, terakotowymi płytkami nadają chłodnej, nieprzyjemnej atmosfery. Każdy delikwent, który tu trafi, już po chwili odczuwa pierwsze niedogodności. Po paru minutach rozmowy, kurz unoszący się powietrzu zaczyna drapać w gardło. Twarde, proste krzesła również nie zachęcają do długiego przebywania w tej sali. Rozchodzące się echo, przytłacza z każdej strony przesłuchiwanego, kiedy funkcjonariusz powtarza pewne pytania jak mantrę, licząc na satysfakcjonującą odpowiedź
Przeczesała grzywkę niezręcznie z oczami przymkniętymi ze zmęczenia. Była nieraz pewna, że jej zmęczenie sprawia, że ciągle chodzi rozdrażniona, a branie na siebie niemal dwóch zmian dziennie w niczym nie pomagało. Może jedynie w tym, by unikać przychodzących do głowy koszmarów, gdy zmrużała oczy we własnym, ciepłym łóżku. I jakoś to szło. Z dnia na dzień, listy, raporty, sprawy, rozbicie kolejnej barowej bójki, rozbicie napadu, szybkie akcje, które kończyły się szybkim rozwiązaniem.
Pogoda ostatnio była kapryśna i zaczął się ten okropny czas przeziębień. Jeden z policjantów zachorował ledwie parę dni temu na okropnie zaraźliwą transmutacyjną grypę. Jego skóra mieniła się milionem różnych kolorów. Skinner momentalnie nie pozwolił mu przychodzić do pracy, żeby nie zaznać tutaj epidemii, ale niektóre sprawy musiały toczyć się dalej, swoim rytmem. Dostało się właściwie każdemu, zaś Marcella przejęła dosyć prostą sprawę kradzieży, w której wystarczyło tylko zebrać odpowiednią ilość mocnych dowodów do przedstawienia przed Wizengamotem. Nic trudnego, poza tym, że należało jeszcze przesłuchać wszystkich świadków. Może właśnie dlatego ona dostała tę sprawę? Była już całkiem niezła w roli tego policjanta za biureczkiem, rozmawiającego z rozhisteryzowanym świadkiem zdarzenia. Uczyła się dziewczyna, nie ma co. Na pewno szło jej lepiej niż w obezwładnianiu byczków palących się do bitki, kiedy czasami nie wystarczało proste machnięcie różdżką. Chociaż ona wolała zdecydowanie machnąć różdżką i mieć to wszystko z głowy.
Weszła do sali, urządzonej bardzo skromnie, bez żadnych rozpraszających ozdobników. Za czarnym biurkiem po środku sali siedziała kobieta, ale jaka kobieta! Jedno spojrzenie wystarczyło, by Marcella zrozumiała, że na pewno jest ona obiektem zarówno westchnień mężczyzn, jak i zazdrości wielu dam z jej otoczenia. Figg momentalnie poczuła się trochę... Malutka. Jednak nie dając po sobie tego poznać, usiadła za biurkiem, układając na nim teczkę dotyczącą sprawy - ze wszystkimi potrzebnymi informacjami dotyczącymi szczegółów również samej damy siedzącej naprzeciwko. - Pan...na Flume, zgadza się? - spytała łagodnym tonem, opierając przedramiona na blacie biurka. Zaskakujące, nie była zamężna? - Proszę opowiedzieć zdarzenia z piętnastego stycznia.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
| 27 stycznia?
Chyba to odizolowanie od rzeczywistości zdołało zaślepić jej umysł. Tak samo jak wino, które sączyła przed zdarzeniem. Zapewne inaczej by się to wszystko potoczyło, gdyby tylko zachowała zdrowy rozsądek. Zapewne nie zostałaby okradziona, gdyby nie potrzebowała tak rozpaczliwie świeżego powietrza. Zapewne nic by się nie stało, gdyby tylko nie dała się zwieść temu facetowi. Zmanipulował ją, przejął nad nią kontrolę, zagadał i złapał w swoje sidła nieszczerości; dotychczas to Blanche, niewinnie i sprytnie, stosowała te sztuczki wobec mężczyzn. Tym razem ona była ofiarą, a przez tę swoją odurzoną głowę, potrzebę wysłuchiwania miłych słówek i przygnębiającą samotność straciła ulubioną torebkę. Na szczęście w środku portmonetki nie pozostawiła złodziejom zbyt dużego łupu, wszak co najwyżej parę galeonów, które zebrała dziś w trakcie występu od oczarowanych nią czarodziei. Oprócz tego parę typowo kobiecych pierdół pokroju pomadki do ust czy perfum w miniaturowej wersji; samo jednak zaistniałe wydarzenie wzburzyło nią wielce, pozostawiając po sobie cierpkie uczucie braku bezpieczeństwa. Coraz to bardziej przekonywała się o tym, że nie została stworzona do niezależności. Potrzebny był jej ktoś, kto mógłby ją w takiej sytuacji obronić - pobiec za torebką, uderzyć bandytę lub strzelić go zaklęciem czy po prostu nie pozwolić jej wdać się w taką pozbawioną sensu gadkę z obcym przechodniem. Sama nie potrafiła rzucić na przestępców żadnej inkantacji; stała jedynie w szoku, próbując zorientować się w tym, co właśnie się stało.
Siedziała osowiała w sali przesłuchań rozhisteryzowana, drżąc z powodu zalewającej ją fali zimna i stresu. Od zdarzenia zdążyło minąć już trochę czasu, stąd też zdenerwowanie nie powinno było jej towarzyszyć. Nie wiedzieć dlaczego w pewnym sensie zawstydzała ją tutejsza obecność. Czuła się jak przestępca, choć w tej sytuacji to ona była przecież poszkodowaną. Po policzku nie spływała łza, choć przy pierwszych słowach głos jej się załamał.
- Pani Flume - poprawiła, zerkając na młodą kobietę. - Wieczorem wyszłam na spacer i... jakiś obcy mi, wyglądający na dżentelmena, mężczyzna zaczął ze mną rozmawiać. W tym czasie, jak wnioskuję, jego wspólnik czekał tylko na odpowiedni moment, by ukraść moją torebkę. Ten, z którym rozmawiałam, udał że pobiegł za przestępcą, by zwrócić mi moją torbę, ale już nie wrócił - opowiedziała, ostatecznie chowając twarz w dłoniach. - Och, jaka ja byłam naiwna i nieostrożna!
Chyba to odizolowanie od rzeczywistości zdołało zaślepić jej umysł. Tak samo jak wino, które sączyła przed zdarzeniem. Zapewne inaczej by się to wszystko potoczyło, gdyby tylko zachowała zdrowy rozsądek. Zapewne nie zostałaby okradziona, gdyby nie potrzebowała tak rozpaczliwie świeżego powietrza. Zapewne nic by się nie stało, gdyby tylko nie dała się zwieść temu facetowi. Zmanipulował ją, przejął nad nią kontrolę, zagadał i złapał w swoje sidła nieszczerości; dotychczas to Blanche, niewinnie i sprytnie, stosowała te sztuczki wobec mężczyzn. Tym razem ona była ofiarą, a przez tę swoją odurzoną głowę, potrzebę wysłuchiwania miłych słówek i przygnębiającą samotność straciła ulubioną torebkę. Na szczęście w środku portmonetki nie pozostawiła złodziejom zbyt dużego łupu, wszak co najwyżej parę galeonów, które zebrała dziś w trakcie występu od oczarowanych nią czarodziei. Oprócz tego parę typowo kobiecych pierdół pokroju pomadki do ust czy perfum w miniaturowej wersji; samo jednak zaistniałe wydarzenie wzburzyło nią wielce, pozostawiając po sobie cierpkie uczucie braku bezpieczeństwa. Coraz to bardziej przekonywała się o tym, że nie została stworzona do niezależności. Potrzebny był jej ktoś, kto mógłby ją w takiej sytuacji obronić - pobiec za torebką, uderzyć bandytę lub strzelić go zaklęciem czy po prostu nie pozwolić jej wdać się w taką pozbawioną sensu gadkę z obcym przechodniem. Sama nie potrafiła rzucić na przestępców żadnej inkantacji; stała jedynie w szoku, próbując zorientować się w tym, co właśnie się stało.
Siedziała osowiała w sali przesłuchań rozhisteryzowana, drżąc z powodu zalewającej ją fali zimna i stresu. Od zdarzenia zdążyło minąć już trochę czasu, stąd też zdenerwowanie nie powinno było jej towarzyszyć. Nie wiedzieć dlaczego w pewnym sensie zawstydzała ją tutejsza obecność. Czuła się jak przestępca, choć w tej sytuacji to ona była przecież poszkodowaną. Po policzku nie spływała łza, choć przy pierwszych słowach głos jej się załamał.
- Pani Flume - poprawiła, zerkając na młodą kobietę. - Wieczorem wyszłam na spacer i... jakiś obcy mi, wyglądający na dżentelmena, mężczyzna zaczął ze mną rozmawiać. W tym czasie, jak wnioskuję, jego wspólnik czekał tylko na odpowiedni moment, by ukraść moją torebkę. Ten, z którym rozmawiałam, udał że pobiegł za przestępcą, by zwrócić mi moją torbę, ale już nie wrócił - opowiedziała, ostatecznie chowając twarz w dłoniach. - Och, jaka ja byłam naiwna i nieostrożna!
nie obiecuję ci wiele
bo tyle co prawie nic
najwyżej wiosenną zieleń
i pogodne dni
najwyżej uśmiech na twarzy
i dłoń w potrzebie
nie obiecuję ci wiele
bo tylko po prostu siebie.
bo tyle co prawie nic
najwyżej wiosenną zieleń
i pogodne dni
najwyżej uśmiech na twarzy
i dłoń w potrzebie
nie obiecuję ci wiele
bo tylko po prostu siebie.
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się
jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się
jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Druga sala przesłuchań
Szybka odpowiedź