Piwnice
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Piwnice
Część piwnic jest wydzielona na potrzeby dobrze wyposażonej pracowni alchemicznej oraz pomieszczenia z ingrediencjami. Na tym jednak nie kończą się podziemia posiadłości Slughornów. Znajduje się tu także nieduża winnica, pomieszczenie służące jako składowisko już nieużywanych przedmiotów oraz sporo zamkniętych pomieszczeń o bliżej nieokreślonym przeznaczeniu (w każdym razie, dla młodego pokolenia rodu). Stare opowieści mówią, jakoby w jednej z dziś zamkniętych piwnic przodek Slughornów prowadził niepokojące eksperymenty alchemiczne i czarnomagiczne. Ile w tym prawdy? Nie wiadomo, pewnym jednak jest, że w piwnicach znajduje się sporo dziwacznych, niekiedy zaklętych przedmiotów i że bez znajomości zawiłych korytarzy łatwo tu zabłądzić.
Mimo tego tajemnicze piwnice były lubianym miejscem eskapad młodych latorośli Slughornów.
Mimo tego tajemnicze piwnice były lubianym miejscem eskapad młodych latorośli Slughornów.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Evelyn Slughorn' has done the following action : rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Rodzina zdecydowanie bardziej przyłoży się do poleconego im zadania - tak niestety było. Obcy z racji bycia obcymi właśnie, nie czuli żadnej więzi ze swoimi klientami, dlatego niekoniecznie im zależało. Nie tyle co na samym efekcie - z którego zostaną rozliczeni - lecz na sposobie rozwiązania problemu, niekoniecznie finezyjnym. Slughornowie słusznie mieli pewne obawy co do przekazania tak delikatnej sprawy na przypadkowe ręce. Louvel, chociaż przestający być stricte rodziną po śmierci Maeve, nadal był kimś, komu mogło zależeć. I faktycznie tak było. Nie tylko ze względu na swoją zawodową reputację - tak naprawdę nie przybył tu w celach zawodowych, a prywatnych. Nie zamierzał pobierać płacy za swoje usługi, to miała być zwykła, grzecznościowa przysługa. Sam Rowle też chętnie dowiedziałby się więcej o tajemniczym duchu. Wydawało się, że to będzie dość ciekawy przypadek - najprawdopodobniej z wieloma zwrotami akcji. Lou sprawiał wrażenie opanowanego, może naprawdę delikatnie zaintrygowanego, lecz w środku nie mógł się doczekać osobistego spotkania z kimś, kto nawiedzał westmorlandzką piwnicę. Musiał mieć ku temu jakiś naprawdę dobry powód i on zamierzał go poznać.
- Takie duchy to rzadkość - przyznał otwarcie, kiedy szli obok siebie kierując się do piwnic. - Zwykle zamknięte są raczej w swoim cierpieniu oraz innych negatywnych uczuciach. Często nie rozumieją powodu swojej śmierci, co jeszcze mocniej je frustruje. Jedynie sporadycznie udaje im się przejść nad tym do porządku dziennego, dlatego wnioskuję, że miałaś dużo szczęścia skoro natrafiłaś na takie osobniki - potwierdził jeszcze raz swoje słowa. - O ile chcą faktycznie rozmawiać. Zdarzają się tacy, co wręcz uwielbiają rozwlekać się nad tym jak to kiedyś było lepiej. Tylko zanim się z tobą oswoją… - dodał w lekkim zamyśleniu. Jednak nie takim, żeby nie móc rozglądać się w napiętym oczekiwaniu na mlecznobiałą sylwetkę. Od momentu, w którym dotarli do podziemi, musieli bardzo baczyć na swoje słowa, żeby nie urazić krzątającej się pomiędzy chłodnymi murami zjawy. Gdyby skreśliliby się od razu, zdecydowanie trudniej byłoby im naprostować własną wpadkę.
- Mam prośbę - rzucił zatrzymując się na chwilę. - Cokolwiek by się nie działo, zachowaj spokój. Kłaniaj się oraz odnoś z szacunkiem do swojego zmarłego krewnego, wtedy wszystko powinno udać się szybciej - wyjaśnił jeszcze, po czym wznowili swoją wędrówkę. Kto by pomyślał, że piwnice tego dworu są aż tak rozległe?
Słuchał uważnie każdej informacji sprzedanej mu przez Evelyn, dokładnie zapamiętując wszystkie co do jednej. Nie wiadomo wszakże co konkretnie może mi się przydać w późniejszej konfrontacji. Z duchem. Poltergeist zachowywał się jednak inaczej. Mieli kilka cech wspólnych, lecz były one na tyle odległe oraz mało istotne, żeby móc je połączyć. Po trafnym określeniu z kim mają do czynienia, Lou mógł przejść płynnie w rozmyślania nad planem działania. Wymyślanie wszystkiego od A do Z mijało się z celem - zjawy bywały dość nieprzewidywalnymi bytami, działającymi pod wpływem swoich własnych kaprysów. Szkoda, wielka szkoda, że nie mógł przewidzieć tego, co się stanie.
Poprawił żabot swojej mocno staromodnej koszuli - to dobry bodziec do nie prowokowania duszy zza światów - przestępując przez następne pomieszczenie. Rozglądał się z zaciekawieniem po wnętrzu piwnicy zaintrygowany jak długo będzie musiał czekać na Aloysiusa we własnej osobie. Nie minęła chwila, a perlista mara pojawiła się przed nimi w całej swojej burkliwej okazałości. Louvel przywołał na twarz stonowany, uprzejmy uśmiech.
- Lordzie Slughorn - przywitał się z nim kłaniając płytko. - Nazywam się lord Louvel Rowle i jestem przyjacielem rodziny. To zaszczyt, że mogę lorda poznać osobiście. Lady Slughorn dużo mi o panu opowiadała - zaczął, zerkając znacząco na Evelyn, żeby też się przywitała ze swoim krewnym. Ignorowanie jego obecności tylko pokomplikowałoby sprawę. - Alchemia jest naprawdę trudną sztuką. Bardzo podziwiam lorda dokonania w tej dziedzinie magii. Niech mi lord wybaczy moją bezpośredniość, lecz to tylko dlatego, że jestem szczerze zaintrygowany warzeniem eliksirów. Który z nich jest pana ulubionym, lordzie Slughorn? - dokończył swój monolog obserwując reakcję mężczyzny. Nigdy wszystko gładko nie idzie, najpierw trzeba wybadać grunt. Ocenić jak mocno Aloysius jest otwarty czy skory do zwierzeń. To sprawiało, że Lou oczekiwał w napięciu na dalszy rozwój wypadków.
k6:
1,2 - lord Slughorn wydaje się być zadowolony z tak sympatycznego przyjęcia jego osoby oraz zaczyna spokojnie opowiadać o alchemii.
3,4 - lord Slughorn wydaje się być tylko połowicznie ukontentowany sytuacją. Niestety wspomnienie alchemii go poddenerwowało - wystrzelił swoim niematerialnym palcem wprost w nos Evelyn, przenikając przez niego - oraz powodując upiorne zimno na jego czubku - oskarżając ją o niewłaściwy sposób warzenia mikstur, jawnie ignorując pytanie Louvela.
5,6 - lord Slughorn prycha pod nosem, wyraźnie nie będąc zainteresowanym dialogiem. Złorzeczy coś pod nosem o ciekawskich dziewuchach oraz ich braku ogłady, kiedy on smacznie spał. Nadal złowrogo łypie, zarówno na Evelyn jak i Louvela.
- Takie duchy to rzadkość - przyznał otwarcie, kiedy szli obok siebie kierując się do piwnic. - Zwykle zamknięte są raczej w swoim cierpieniu oraz innych negatywnych uczuciach. Często nie rozumieją powodu swojej śmierci, co jeszcze mocniej je frustruje. Jedynie sporadycznie udaje im się przejść nad tym do porządku dziennego, dlatego wnioskuję, że miałaś dużo szczęścia skoro natrafiłaś na takie osobniki - potwierdził jeszcze raz swoje słowa. - O ile chcą faktycznie rozmawiać. Zdarzają się tacy, co wręcz uwielbiają rozwlekać się nad tym jak to kiedyś było lepiej. Tylko zanim się z tobą oswoją… - dodał w lekkim zamyśleniu. Jednak nie takim, żeby nie móc rozglądać się w napiętym oczekiwaniu na mlecznobiałą sylwetkę. Od momentu, w którym dotarli do podziemi, musieli bardzo baczyć na swoje słowa, żeby nie urazić krzątającej się pomiędzy chłodnymi murami zjawy. Gdyby skreśliliby się od razu, zdecydowanie trudniej byłoby im naprostować własną wpadkę.
- Mam prośbę - rzucił zatrzymując się na chwilę. - Cokolwiek by się nie działo, zachowaj spokój. Kłaniaj się oraz odnoś z szacunkiem do swojego zmarłego krewnego, wtedy wszystko powinno udać się szybciej - wyjaśnił jeszcze, po czym wznowili swoją wędrówkę. Kto by pomyślał, że piwnice tego dworu są aż tak rozległe?
Słuchał uważnie każdej informacji sprzedanej mu przez Evelyn, dokładnie zapamiętując wszystkie co do jednej. Nie wiadomo wszakże co konkretnie może mi się przydać w późniejszej konfrontacji. Z duchem. Poltergeist zachowywał się jednak inaczej. Mieli kilka cech wspólnych, lecz były one na tyle odległe oraz mało istotne, żeby móc je połączyć. Po trafnym określeniu z kim mają do czynienia, Lou mógł przejść płynnie w rozmyślania nad planem działania. Wymyślanie wszystkiego od A do Z mijało się z celem - zjawy bywały dość nieprzewidywalnymi bytami, działającymi pod wpływem swoich własnych kaprysów. Szkoda, wielka szkoda, że nie mógł przewidzieć tego, co się stanie.
Poprawił żabot swojej mocno staromodnej koszuli - to dobry bodziec do nie prowokowania duszy zza światów - przestępując przez następne pomieszczenie. Rozglądał się z zaciekawieniem po wnętrzu piwnicy zaintrygowany jak długo będzie musiał czekać na Aloysiusa we własnej osobie. Nie minęła chwila, a perlista mara pojawiła się przed nimi w całej swojej burkliwej okazałości. Louvel przywołał na twarz stonowany, uprzejmy uśmiech.
- Lordzie Slughorn - przywitał się z nim kłaniając płytko. - Nazywam się lord Louvel Rowle i jestem przyjacielem rodziny. To zaszczyt, że mogę lorda poznać osobiście. Lady Slughorn dużo mi o panu opowiadała - zaczął, zerkając znacząco na Evelyn, żeby też się przywitała ze swoim krewnym. Ignorowanie jego obecności tylko pokomplikowałoby sprawę. - Alchemia jest naprawdę trudną sztuką. Bardzo podziwiam lorda dokonania w tej dziedzinie magii. Niech mi lord wybaczy moją bezpośredniość, lecz to tylko dlatego, że jestem szczerze zaintrygowany warzeniem eliksirów. Który z nich jest pana ulubionym, lordzie Slughorn? - dokończył swój monolog obserwując reakcję mężczyzny. Nigdy wszystko gładko nie idzie, najpierw trzeba wybadać grunt. Ocenić jak mocno Aloysius jest otwarty czy skory do zwierzeń. To sprawiało, że Lou oczekiwał w napięciu na dalszy rozwój wypadków.
k6:
1,2 - lord Slughorn wydaje się być zadowolony z tak sympatycznego przyjęcia jego osoby oraz zaczyna spokojnie opowiadać o alchemii.
3,4 - lord Slughorn wydaje się być tylko połowicznie ukontentowany sytuacją. Niestety wspomnienie alchemii go poddenerwowało - wystrzelił swoim niematerialnym palcem wprost w nos Evelyn, przenikając przez niego - oraz powodując upiorne zimno na jego czubku - oskarżając ją o niewłaściwy sposób warzenia mikstur, jawnie ignorując pytanie Louvela.
5,6 - lord Slughorn prycha pod nosem, wyraźnie nie będąc zainteresowanym dialogiem. Złorzeczy coś pod nosem o ciekawskich dziewuchach oraz ich braku ogłady, kiedy on smacznie spał. Nadal złowrogo łypie, zarówno na Evelyn jak i Louvela.
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
The member 'Louvel Rowle' has done the following action : rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Evelyn ufała, że Louvel będzie najlepszą osobą do tego zadania. Znał się na swoim fachu, w dodatku łączyły go pewne powiązania z jej rodziną. Dlatego też bez większych przeszkód opisała mu sprawę ducha Aloysiusa Slughorna, chociaż parę wątków pominęła. Możliwe jednak, że sprawa i tak wypłynie – w końcu duch mógł sam poruszyć sprawę zabranej szkatuły. Nawet, jeśli był martwy, wydawał się wciąż przywiązany do swojej przeszłości i tego, co należało do niego za życia. Może nawet nie do końca rozumiał, co się wokół niego działo. Świat duchów i to, w jaki sposób postrzegały świat, był bardzo tajemniczy. Evelyn tak naprawdę nie miała pojęcia, jak jej zmarły przodek widział rzeczywistość oraz żywych członków rodu, ponieważ jak dotąd nie udało jej się go skłonić do normalnej, spokojnej rozmowy. Podobno już za życia był dziwakiem (tak przynajmniej słyszała z opowieści), a po śmierci wydawał się zupełnie zbzikować. Cóż, w końcu chyba każdy by zbzikował po stu latach siedzenia w piwniczce. A nawet więcej, bo za życia to ponoć też było jego najbardziej ulubione miejsce, gdzie prowadził swoje eksperymenty.
- Naprawdę? – zapytała. Większość duchów, które napotkała do tej pory, zachowywała się raczej spokojnie. Ojciec opowiadał jej także o duchach w Hogwarcie, w którym ona sama nigdy się nie uczyła. Ich posiadłość też niekiedy była nawiedzana, jak zapewne większość starych dworów. Wiele miało swojego ducha, ale słyszała opowieści o tym, że część duchów miało swoje dziwactwa, niektóre też były bardzo drażliwe na punkcie swojej śmierci. – Ciekawe wobec tego, jakim przypadkiem jest mój przodek. – Może Aloysius zachowywał się tak dziwnie nie tylko dlatego, że mu przeszkodziła, ale może zwyczajnie nie docierało do niego, że jest martwy? – Chętnie dowiedziałabym się o nim czegoś więcej. Gdyby tylko chciał rozmawiać...
Słysząc jego kolejne słowa, skinęła głową. Zdawała sobie sprawę, że od momentu wejścia do piwnicy musieli być bardzo ostrożni, a po znalezieniu ducha okazać mu odpowiedni szacunek. Aloysius może i był starym, martwym dziwakiem, ale był też jej krewnym.
Weszli do jej pracowni. Chłodne pomieszczenie było przesycone wonią ziół. Znajdował się tam stół do siekania składników i warzenia mikstur, kilka obecnie pustych kociołków i innych niezbędnych przyborów, a pod ścianami stały szafki z ingrediencjami oraz już ukończonymi wywarami. Evelyn rozejrzała się po tak znajomym sobie wnętrzu, i chociaż obawiała się, że Aloysius na złość może się ukryć, ten pojawił się przed nimi niedługo później. Najwyraźniej z jakiegoś powodu chciał tej konfrontacji. Gdyby tak nie było, nie znaleźliby go.
- Lordzie Slughorn – ukłoniła mu się z szacunkiem, tak, jakby zwracała się do kogoś ze starszych, żyjących krewnych. To, że ten tutaj był martwy, nie miało większego znaczenia. Aloysius unosił się parę cali nad podłogą; miał na sobie półprzezroczyste, staroświeckie szaty o kroju używanym w dziewiętnastym wieku, z przodu pochlapane czymś, co przypominało eliksir, pooraną zmarszczkami twarz i zmierzwione włosy, które za życia zapewne były siwe. Łypał na nich nieufnie, a jego spojrzenie wydawało się świdrować obydwoje. Prawdopodobnie właśnie ich oceniał, a Evelyn zaczęła obawiać się jego reakcji. Zacznie wrzeszczeć i miotać się po piwnicy? Czy może po prostu zniknie, pozbawiając ich szansy nawiązania rozmowy?
- Nie chcieliśmy panu przeszkadzać, lordzie Slughorn. Chcemy tylko porozmawiać. Lord Rowle naprawdę jest naszym przyjacielem i pragnie panu pomóc – zaczęła ostrożnie, starannie ważąc słowa i szybko urywając, by pozwolić duchowi na jakąś reakcję.
Aloysius łypnął na nią ponuro, po czym zaczął mamrotać pod nosem o ciekawskich dziewuchach, które zakłócają spokój i wtykają nos tam, gdzie nie powinny. Evelyn zdawała sobie sprawę, że to odnosiło się do niej, być może także do Lucindy, z którą tamtego dnia weszła do zamkniętej piwnicy. Spojrzała kątem oka na Louvela, ciekawa, jak jego umiejętności obcowania z duchami podziałają na Aloysiusa. Może w końcu to jemu uda się do niego dotrzeć?
Rzut k6:
1 – Duch decyduje się odezwać bezpośrednio do Louvela. „Czego?”, pyta nieco szorstko, zupełnie, jakby przez lata zamknięcia zapomniał o ogładzie, lub po prostu nadal nie do końca ufa przybyszowi. Wydaje się jednak być zainteresowany jego obecnością. Całkiem możliwe, że za życia znał kogoś z rodu Rowle, lub po prostu uważa mężczyznę za lepszego partnera do rozmowy.
2, 3 – Duch po chwili milczenia nagle zaczyna toczyć długą dysputę o tym, jak w jego czasach warzyło się eliksiry. Nie odnosi się bezpośrednio do słów Evelyn ani Louvela, chociaż wydaje się, że spodobało mu się wspomnienie mężczyzny o alchemii, zapewne będącą niegdyś jego wielką pasją i dumą.
4, 5 – Duch zaczyna mówić o eliksirach, ale potem nieoczekiwanie urywa wątek i zaczyna mamrotać o szkatule. Nagle wymierza oskarżycielsko palec w Evelyn, znowu zaczynając mruczeć pod nosem o bezczelnych dziewuchach, które nie szanują cudzej prywatności.
6 – Duch nadal nie mówi. Zaczyna latać po pracowni, udając, że bardzo zainteresowała go zawartość szafek. Pewne jest, że nadal nasłuchuje i czeka na kolejny krok czarodziejów.
- Naprawdę? – zapytała. Większość duchów, które napotkała do tej pory, zachowywała się raczej spokojnie. Ojciec opowiadał jej także o duchach w Hogwarcie, w którym ona sama nigdy się nie uczyła. Ich posiadłość też niekiedy była nawiedzana, jak zapewne większość starych dworów. Wiele miało swojego ducha, ale słyszała opowieści o tym, że część duchów miało swoje dziwactwa, niektóre też były bardzo drażliwe na punkcie swojej śmierci. – Ciekawe wobec tego, jakim przypadkiem jest mój przodek. – Może Aloysius zachowywał się tak dziwnie nie tylko dlatego, że mu przeszkodziła, ale może zwyczajnie nie docierało do niego, że jest martwy? – Chętnie dowiedziałabym się o nim czegoś więcej. Gdyby tylko chciał rozmawiać...
Słysząc jego kolejne słowa, skinęła głową. Zdawała sobie sprawę, że od momentu wejścia do piwnicy musieli być bardzo ostrożni, a po znalezieniu ducha okazać mu odpowiedni szacunek. Aloysius może i był starym, martwym dziwakiem, ale był też jej krewnym.
Weszli do jej pracowni. Chłodne pomieszczenie było przesycone wonią ziół. Znajdował się tam stół do siekania składników i warzenia mikstur, kilka obecnie pustych kociołków i innych niezbędnych przyborów, a pod ścianami stały szafki z ingrediencjami oraz już ukończonymi wywarami. Evelyn rozejrzała się po tak znajomym sobie wnętrzu, i chociaż obawiała się, że Aloysius na złość może się ukryć, ten pojawił się przed nimi niedługo później. Najwyraźniej z jakiegoś powodu chciał tej konfrontacji. Gdyby tak nie było, nie znaleźliby go.
- Lordzie Slughorn – ukłoniła mu się z szacunkiem, tak, jakby zwracała się do kogoś ze starszych, żyjących krewnych. To, że ten tutaj był martwy, nie miało większego znaczenia. Aloysius unosił się parę cali nad podłogą; miał na sobie półprzezroczyste, staroświeckie szaty o kroju używanym w dziewiętnastym wieku, z przodu pochlapane czymś, co przypominało eliksir, pooraną zmarszczkami twarz i zmierzwione włosy, które za życia zapewne były siwe. Łypał na nich nieufnie, a jego spojrzenie wydawało się świdrować obydwoje. Prawdopodobnie właśnie ich oceniał, a Evelyn zaczęła obawiać się jego reakcji. Zacznie wrzeszczeć i miotać się po piwnicy? Czy może po prostu zniknie, pozbawiając ich szansy nawiązania rozmowy?
- Nie chcieliśmy panu przeszkadzać, lordzie Slughorn. Chcemy tylko porozmawiać. Lord Rowle naprawdę jest naszym przyjacielem i pragnie panu pomóc – zaczęła ostrożnie, starannie ważąc słowa i szybko urywając, by pozwolić duchowi na jakąś reakcję.
Aloysius łypnął na nią ponuro, po czym zaczął mamrotać pod nosem o ciekawskich dziewuchach, które zakłócają spokój i wtykają nos tam, gdzie nie powinny. Evelyn zdawała sobie sprawę, że to odnosiło się do niej, być może także do Lucindy, z którą tamtego dnia weszła do zamkniętej piwnicy. Spojrzała kątem oka na Louvela, ciekawa, jak jego umiejętności obcowania z duchami podziałają na Aloysiusa. Może w końcu to jemu uda się do niego dotrzeć?
Rzut k6:
1 – Duch decyduje się odezwać bezpośrednio do Louvela. „Czego?”, pyta nieco szorstko, zupełnie, jakby przez lata zamknięcia zapomniał o ogładzie, lub po prostu nadal nie do końca ufa przybyszowi. Wydaje się jednak być zainteresowany jego obecnością. Całkiem możliwe, że za życia znał kogoś z rodu Rowle, lub po prostu uważa mężczyznę za lepszego partnera do rozmowy.
2, 3 – Duch po chwili milczenia nagle zaczyna toczyć długą dysputę o tym, jak w jego czasach warzyło się eliksiry. Nie odnosi się bezpośrednio do słów Evelyn ani Louvela, chociaż wydaje się, że spodobało mu się wspomnienie mężczyzny o alchemii, zapewne będącą niegdyś jego wielką pasją i dumą.
4, 5 – Duch zaczyna mówić o eliksirach, ale potem nieoczekiwanie urywa wątek i zaczyna mamrotać o szkatule. Nagle wymierza oskarżycielsko palec w Evelyn, znowu zaczynając mruczeć pod nosem o bezczelnych dziewuchach, które nie szanują cudzej prywatności.
6 – Duch nadal nie mówi. Zaczyna latać po pracowni, udając, że bardzo zainteresowała go zawartość szafek. Pewne jest, że nadal nasłuchuje i czeka na kolejny krok czarodziejów.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Evelyn Slughorn' has done the following action : rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Louvel trochę się zdziwił, kiedy powątpiewała w jego słowa. Może gdyby dokładniej opisałaby mu z jakimi duchami miała do czynienia, naprostowałby niektóre fakty. Nie widział nigdy hogwarckich duchów, lecz z tego co zdołał się o nich dowiedzieć, były niezwykłymi wyjątkami - aczkolwiek sceptycznie podchodził do informacji o nich. Nie wierzył, że żaden z nich przynajmniej raz w swojej karierze nie zachował się złośliwie lub nie doprowadził słowami kogoś do łez. Zjawy były prawdziwie przewrotne, a jeśli wreszcie godziły się ze swoją śmiercią, zajmowało im to całe mnóstwo czasu. Może Evelyn spotkała na swojej drodze naprawdę stare duchy, długo żyjące w niematerialnym ciele na ziemskim padole? Innego wytłumaczenia nie widział - pomijając dobre mary niektórych dzieci. W tej grupie istot częściej zdarzały się przyjazne żyjącym jednostki.
- Naprawdę - odparł z nutą wesołości w głosie. O dziwo nie powiedział już niczego więcej całkowicie koncentrując się na niełatwym zadaniu odnalezienia oraz ugłaskania lorda Slughorna. Rowle z ogromną chęcią porozmawiałby z nim, poznał jego historię, a nawet odebrał kilka porad dotyczących warzenia eliksirów, chociaż nie umie tego robić oraz ta dziedzina magii go nie interesowała. - Może w końcu puści parę z ust. Ile można milczeć? - spytał z poważnym zmartwieniem. Nie biorąc poprawki na to, że większość arystokratów naprawdę jest oszczędna w słowach. Nie to co on - Slughornowie również należeli do tych mniej rozmownych rodów - będący drobnym wykolejeniem w rodowodzie władców Cheshire. Jednak nigdy mu taki stan rzeczy nie przeszkadzał, ba, był dumny ze swojej natury.
Pozwolił kobiecie na wtrącenie się między jego monolog skierowany do Aloysiusa. W międzyczasie uważnie go obserwował - jego zaniedbany wygląd nie umknął jego uwadze. Tak samo jak złowrogie spojrzenie oraz niechęć do rozmowy. Którą najwidoczniej przezwyciężył, skoro mamrotał coś o wścibskich dziewuchach zakłócających jego spokój. Spojrzał pytająco na Evelyn bojąc się, że ta coś przed nim ukryła. Jakąś ważną informację.
Słuchał uważnie wszystkich wskazówek dotyczących alchemii - wszakże sam o to zapytał. Dlatego teraz musiał potakiwać, notować w pamięci wszystkie informacje, żeby zaraz je przeanalizować pod kątem zadawania kolejnych pytań. Często spotykał się z tym, że duchy czuły się niezrozumiane przez żyjących i przez to nie miały z kim rozmawiać. To spowodowało, że z odrobiną zachęty otwierały się nawet przed obcymi, którzy okazali im swoje zainteresowanie oraz poświęcili swój cenny czas na wysłuchanie ich. Podejrzewał, że z lordem Slughornem sprawa może się mieć podobnie. Może nikt z domowników nie chciał lub nie miał czasu go słuchać? Dlatego zaczął się mścić? Trudno orzec z całą pewnością oraz stanowczością. Pozostało czekać.
Kiedy mężczyzna podjął temat szkatuły, Louvel znów spojrzał pytająco na Slughornównę. To stanowiło poważną lukę w komunikacji, lecz teraz musiał już improwizować.
- Cokolwiek zrobiły te dziewuchy lordzie Slughorn, na pewno nie zrobiły tego umyślnie. W ich imieniu proszę o wybaczenie. Przecież to tylko kobiety, zwyczajnie nie pomyślały… zapewne lord wie jak to u nich wygląda. Serce oraz emocje przyćmiewają zdrowy rozsądek - kontynuował podjęty uprzednio temat. Miał nadzieję, że jednak Evelyn się nie obrazi, lecz była to siła wyższa. - Za to ja mogę lordowi przywrócić ów utracony spokój. Może się dogadamy? - spytał jeszcze, pokornie.
k6:
1,2 - lord Slughorn przytakuje słowom Louvela, rzucając Evelyn niechętne spojrzenie. Po krótkiej chwili zastanowienia mówi, że jest gotów powrócić do tajemniczej szkatuły, w której był zaklęty - pod warunkiem niezakłócania jego spokoju już nigdy więcej
3,4 - lord Slughorn przytakuje słowom Louvela, lecz nie jest do końca przekonany co do tego, czy chce opuszczać to miejsce. Mówi im, że czuje się tutaj jak u siebie w domu i nie zamierza się stąd nigdzie ruszać. W końcu musi NIEKTÓRYCH nauczyć poprawnego warzenia mikstur.
5,6 - lord Slughorn przytakuje słowom Louvela, lecz to tyle - chwilę później go ignoruje. Nie jest zainteresowany dialogiem. Raczej krzyczy na Evelyn oskarżycielsko - dlaczego zakłóciła jego spokój? Dlaczego przyprowadza obcych do jego posiadłości? Dlaczego nie poświęca czasu na męża lub poprawne warzenie eliksirów?
- Naprawdę - odparł z nutą wesołości w głosie. O dziwo nie powiedział już niczego więcej całkowicie koncentrując się na niełatwym zadaniu odnalezienia oraz ugłaskania lorda Slughorna. Rowle z ogromną chęcią porozmawiałby z nim, poznał jego historię, a nawet odebrał kilka porad dotyczących warzenia eliksirów, chociaż nie umie tego robić oraz ta dziedzina magii go nie interesowała. - Może w końcu puści parę z ust. Ile można milczeć? - spytał z poważnym zmartwieniem. Nie biorąc poprawki na to, że większość arystokratów naprawdę jest oszczędna w słowach. Nie to co on - Slughornowie również należeli do tych mniej rozmownych rodów - będący drobnym wykolejeniem w rodowodzie władców Cheshire. Jednak nigdy mu taki stan rzeczy nie przeszkadzał, ba, był dumny ze swojej natury.
Pozwolił kobiecie na wtrącenie się między jego monolog skierowany do Aloysiusa. W międzyczasie uważnie go obserwował - jego zaniedbany wygląd nie umknął jego uwadze. Tak samo jak złowrogie spojrzenie oraz niechęć do rozmowy. Którą najwidoczniej przezwyciężył, skoro mamrotał coś o wścibskich dziewuchach zakłócających jego spokój. Spojrzał pytająco na Evelyn bojąc się, że ta coś przed nim ukryła. Jakąś ważną informację.
Słuchał uważnie wszystkich wskazówek dotyczących alchemii - wszakże sam o to zapytał. Dlatego teraz musiał potakiwać, notować w pamięci wszystkie informacje, żeby zaraz je przeanalizować pod kątem zadawania kolejnych pytań. Często spotykał się z tym, że duchy czuły się niezrozumiane przez żyjących i przez to nie miały z kim rozmawiać. To spowodowało, że z odrobiną zachęty otwierały się nawet przed obcymi, którzy okazali im swoje zainteresowanie oraz poświęcili swój cenny czas na wysłuchanie ich. Podejrzewał, że z lordem Slughornem sprawa może się mieć podobnie. Może nikt z domowników nie chciał lub nie miał czasu go słuchać? Dlatego zaczął się mścić? Trudno orzec z całą pewnością oraz stanowczością. Pozostało czekać.
Kiedy mężczyzna podjął temat szkatuły, Louvel znów spojrzał pytająco na Slughornównę. To stanowiło poważną lukę w komunikacji, lecz teraz musiał już improwizować.
- Cokolwiek zrobiły te dziewuchy lordzie Slughorn, na pewno nie zrobiły tego umyślnie. W ich imieniu proszę o wybaczenie. Przecież to tylko kobiety, zwyczajnie nie pomyślały… zapewne lord wie jak to u nich wygląda. Serce oraz emocje przyćmiewają zdrowy rozsądek - kontynuował podjęty uprzednio temat. Miał nadzieję, że jednak Evelyn się nie obrazi, lecz była to siła wyższa. - Za to ja mogę lordowi przywrócić ów utracony spokój. Może się dogadamy? - spytał jeszcze, pokornie.
k6:
1,2 - lord Slughorn przytakuje słowom Louvela, rzucając Evelyn niechętne spojrzenie. Po krótkiej chwili zastanowienia mówi, że jest gotów powrócić do tajemniczej szkatuły, w której był zaklęty - pod warunkiem niezakłócania jego spokoju już nigdy więcej
3,4 - lord Slughorn przytakuje słowom Louvela, lecz nie jest do końca przekonany co do tego, czy chce opuszczać to miejsce. Mówi im, że czuje się tutaj jak u siebie w domu i nie zamierza się stąd nigdzie ruszać. W końcu musi NIEKTÓRYCH nauczyć poprawnego warzenia mikstur.
5,6 - lord Slughorn przytakuje słowom Louvela, lecz to tyle - chwilę później go ignoruje. Nie jest zainteresowany dialogiem. Raczej krzyczy na Evelyn oskarżycielsko - dlaczego zakłóciła jego spokój? Dlaczego przyprowadza obcych do jego posiadłości? Dlaczego nie poświęca czasu na męża lub poprawne warzenie eliksirów?
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
The member 'Louvel Rowle' has done the following action : rzut kością
'k6' : 3
'k6' : 3
Informacji o duchach w Hogwarcie nigdy nie miała okazji sprawdzić osobiście z całkiem oczywistego względu – nigdy się tam nie uczyła. Sama w swoim życiu nie miała też aż tak wielu bliskich spotkań ze zjawami, a jeśli już, szczęśliwie nie spotkało ją żadne szczególnie nieprzyjemne zdarzenie. Może więc miała szczęście widywać spokojne duchy; w każdym razie, to Aloysius wydawał jej się ewenementem i dziwakiem, który wniósł sporo zamieszania w alchemiczną pracę przyzwyczajonych do spokoju Slughornów. Obecność ducha może nie była ogromnym problemem, skoro z racji niematerialnej formy nie mógł wyrządzić prawdziwej szkody, ale był uciążliwy, dlatego tak ważnym było odpowiednie dotarcie do niego i próba przekonania go do zarzucenia złośliwego postępowania.
Evelyn czuła się trochę winna z powodu tego stanu rzeczy – w końcu to za sprawą jej ciekawskości i myszkowania w piwnicy, do której wchodzić nie powinna, duch zaczął nawiedzać podziemia dworu. Należało coś z tym zrobić, stąd ta próba porozumienia się z krnąbrnym, ale wymagającym odpowiedniego podejścia i szacunku duchem.
Aloysius w końcu zdecydował się przerwać milczenie i zaczął mamrotać, a Evelyn mimowolnie poczuła chłód, gdy uświadomiła sobie, że obawy dotyczące szkatuły mogły być prawdziwe i że to ona była powodem ujawnienia się ducha. Ze słów Aloysiusa wynikało, że doskonale wiedział, kto naruszył szkatułę i doprowadził do jej zabrania. Wiedział, że to ona, dlatego to ją najczęściej nękał.
- Lordzie Slughorn... To prawda, zabrałam tę szkatułę. Znalazłam ją... I chciałam dowiedzieć się, jakie zaklęcia na niej ciążą – przytaknęła, czując na sobie spojrzenie Louvela i czując, że nie może dłużej ukrywać tej kwestii. – Nie wiedziałam, że jest dla pana tak ważna, ale obiecuję, że dołożę starań, żeby niedługo wróciła do miejsca, skąd ją wzięłam. Zapewniam, że nie chciałam naruszać pańskiej własności.
Bo w końcu skąd mogła wiedzieć, że Aloysius był duchem i wiele lat po swojej śmierci wciąż tkwił w zapieczętowanym wiek temu pomieszczeniu? Teraz to Lucinda miała szkatułę, więc Evelyn musiała skontaktować się z nią i poprosić o jak najszybszy zwrot. Może wtedy Aloysius postanowi im odpuścić? Nie była jednak tego taka pewna po jego kolejnych słowach, według których wcale nie miał ochoty się stąd ruszać.
Przygryzła wargę, znowu zerkając na Louvela; nie czuła się zbytnio urażona jego słowami, bo wiedziała, że musiał tak powiedzieć. Rozmawiali przecież z czarodziejem, który żył ponad sto lat temu i zapewne przywykł do jeszcze bardziej konserwatywnego podejścia niż to, które cechowało jego współczesnych potomków. Istniała szansa, że tym sposobem Rowle łatwiej go ugłaska – gdy pokaże, że stanowi przykład czarodzieja rozumiejącego wagę tradycji. Ona natomiast musiała starannie miarkować skruchę i uległość, jak przystało na kobietę, która wie, że popełniła błąd, a teraz musi go naprawić.
K6:
1,2 – Aloysius przez chwilę milczy, ale wydaje się, że słowa Evelyn i Louvela nieco go uspokoiły. Nalega jednak, żeby szkatuła wróciła do posiadłości jak najszybciej i wyraża nadzieję, że nie została zepsuta przez tę obcą dziewuchę.
3,4 – Aloysius spogląda na nich krzywo, a po chwili wraca do przerwanego wywodu na temat eliksirów, zaznaczając, że Evelyn powinna go bardzo uważnie słuchać. Zawsze to jakiś postęp – duch już nie krzyczy i wygląda na nieco spokojniejszego.
5,6 – Duch po słowach Evelyn zaczyna głośno rozpaczać nad stratą szkatuły, która była dla niego bardzo cenna i nie może pogodzić się z tym, że dotykały jej niepowołane ręce.
Evelyn czuła się trochę winna z powodu tego stanu rzeczy – w końcu to za sprawą jej ciekawskości i myszkowania w piwnicy, do której wchodzić nie powinna, duch zaczął nawiedzać podziemia dworu. Należało coś z tym zrobić, stąd ta próba porozumienia się z krnąbrnym, ale wymagającym odpowiedniego podejścia i szacunku duchem.
Aloysius w końcu zdecydował się przerwać milczenie i zaczął mamrotać, a Evelyn mimowolnie poczuła chłód, gdy uświadomiła sobie, że obawy dotyczące szkatuły mogły być prawdziwe i że to ona była powodem ujawnienia się ducha. Ze słów Aloysiusa wynikało, że doskonale wiedział, kto naruszył szkatułę i doprowadził do jej zabrania. Wiedział, że to ona, dlatego to ją najczęściej nękał.
- Lordzie Slughorn... To prawda, zabrałam tę szkatułę. Znalazłam ją... I chciałam dowiedzieć się, jakie zaklęcia na niej ciążą – przytaknęła, czując na sobie spojrzenie Louvela i czując, że nie może dłużej ukrywać tej kwestii. – Nie wiedziałam, że jest dla pana tak ważna, ale obiecuję, że dołożę starań, żeby niedługo wróciła do miejsca, skąd ją wzięłam. Zapewniam, że nie chciałam naruszać pańskiej własności.
Bo w końcu skąd mogła wiedzieć, że Aloysius był duchem i wiele lat po swojej śmierci wciąż tkwił w zapieczętowanym wiek temu pomieszczeniu? Teraz to Lucinda miała szkatułę, więc Evelyn musiała skontaktować się z nią i poprosić o jak najszybszy zwrot. Może wtedy Aloysius postanowi im odpuścić? Nie była jednak tego taka pewna po jego kolejnych słowach, według których wcale nie miał ochoty się stąd ruszać.
Przygryzła wargę, znowu zerkając na Louvela; nie czuła się zbytnio urażona jego słowami, bo wiedziała, że musiał tak powiedzieć. Rozmawiali przecież z czarodziejem, który żył ponad sto lat temu i zapewne przywykł do jeszcze bardziej konserwatywnego podejścia niż to, które cechowało jego współczesnych potomków. Istniała szansa, że tym sposobem Rowle łatwiej go ugłaska – gdy pokaże, że stanowi przykład czarodzieja rozumiejącego wagę tradycji. Ona natomiast musiała starannie miarkować skruchę i uległość, jak przystało na kobietę, która wie, że popełniła błąd, a teraz musi go naprawić.
K6:
1,2 – Aloysius przez chwilę milczy, ale wydaje się, że słowa Evelyn i Louvela nieco go uspokoiły. Nalega jednak, żeby szkatuła wróciła do posiadłości jak najszybciej i wyraża nadzieję, że nie została zepsuta przez tę obcą dziewuchę.
3,4 – Aloysius spogląda na nich krzywo, a po chwili wraca do przerwanego wywodu na temat eliksirów, zaznaczając, że Evelyn powinna go bardzo uważnie słuchać. Zawsze to jakiś postęp – duch już nie krzyczy i wygląda na nieco spokojniejszego.
5,6 – Duch po słowach Evelyn zaczyna głośno rozpaczać nad stratą szkatuły, która była dla niego bardzo cenna i nie może pogodzić się z tym, że dotykały jej niepowołane ręce.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Evelyn Slughorn' has done the following action : rzut kością
'k6' : 2
'k6' : 2
Sprawa zdawała się biec ku końcowi. Aloysius powoli pozwalał się ugłaskiwać. Lovuel nadal nie wiedział w czym rzecz - Evelyn nie wspomniała mu o szkatule. Przynajmniej nie udzieliła mu tylu informacji, ile chciałby sobie zażyczyć. Niestety musiał improwizować z tą garstką wieści, które aktualnie posiadał. Wszystko wskazywało na to, że tajemniczy przedmiot mógł być może nie tyle przeklęty, co zaklęty. Mechanizm zabrania go z właściwego mu miejsca wywołał kolejną lawinę zdarzeń, wśród której ukrył się fakt wybudzenia ducha. Nie było to rozsądnym posunięciem, lecz skąd mogły wiedzieć? Tajemnicze one. Postąpiły bardzo nieroztropnie oraz nieodpowiedzialnie, lecz od udzielania reprymend byli ojcowie oraz nestorzy, nie on. Szybko postanowił nie wtrącać się w tę sprawę, koncentrując się jedynie na pierwotnym celu - mianowicie na pozbyciu się nieproszonego gościa westmorlandzkiej piwnicy. Po początkowych trudnościach problem dzikiego lokatora upatrującego wroga w młodej Slughornównie rozwiązywał się. Zjawa nabierała łagodności - Lou podejrzewał, że naprawdę chciał się zwierzyć komuś ze swoich bolączek - a ich pokorna postawa przyspieszyła ten proces. Rowle odetchnął niejako z ulgą, kiedy Evelyn zamiast oburzać się jego słowami - skądinąd prawdziwymi, wszakże należał do mocno konserwatywnego rodu - brnęła razem z nim w te wszystkie grzecznościowe zwroty oraz pokorne tłumaczenia. To znacząco ułatwiało sprawę.
Podczas przemowy kobiety, Louvel przytakiwał jej słowom gładząc swoją brodę oraz rzucają uważne - lecz bez wątpienia nienachalne! - spojrzenia lordowi Slughornowi. Musiał wybadać jego nastrój, żeby nie zniszczyć ich skrupulatnie utkanej strategii. Najprościej jest się potknąć właśnie na pozornie łatwej drodze, która znajduje się bliżej końca niż sam start.
- Oczywiście sam również tego dopilnuję, sir - odezwał się w momencie, w którym Evelyn umilkła. Złożył ręce, żeby zaraz je swobodnie ułożyć po bokach. To gest otwartości, bardzo przydatny w kontaktach z duchami. Pozagrobowe mary nie lubią tajemnic, a kłamstw szczególnie - wroga, zamknięta postawa byłaby najgorszą z możliwych. Rowle bardzo uważał na każdy swój krok, gest oraz każde zdanie wychodzące z jego ust. Odniósł wrażenie, że Aloysius mu zaufał - jako mężczyźnie, starszemu od samej arystokratki. Te słowa uspokoiły go już zupełnie. Niestety mediator wiedział również, że ten nieproszony gość nie da im spokoju dopóki szkatuła nie wróci na swoje miejsce. Na szczęście nie powinien za to przeszkadzać domownikom - musieli jednak być przygotowani na snucie się perlistej zjawy po piwnicach przez jakiś czas. Sam nie ośmielił się sugerować niczego duchowi - mogłoby go to urazić. Lou był młodszy od niego, w dodatku nie był też Slughornem - nie miał prawa mu czegokolwiek nakazywać. - To mam nadzieję, że się dogadamy? Rodzina byłaby ogromnie wdzięczna za zapewnienie im warunków do pracy przy warzeniu eliksirów. Do czasu, aż szkatuła wróci na właściwe miejsce - dodał jeszcze, mając nadzieję, że pertraktacje - najłagodniejsze z możliwych - odniosą oczekiwany skutek. I faktycznie, mężczyzna zbiesił się na chwilę, lecz ostatecznie pokiwał głową. Odwrócił się tyłem do nich, po czym zniknął w ścianie. Widocznie nie był zbyt rozmowny.
Rowle natomiast spojrzał na Evelyn w oczekiwaniu, aż przejdą na górę, gdzie można było porozmawiać dyskretniej, bez nadstawionych uszu zmarłego arystokraty.
Podczas przemowy kobiety, Louvel przytakiwał jej słowom gładząc swoją brodę oraz rzucają uważne - lecz bez wątpienia nienachalne! - spojrzenia lordowi Slughornowi. Musiał wybadać jego nastrój, żeby nie zniszczyć ich skrupulatnie utkanej strategii. Najprościej jest się potknąć właśnie na pozornie łatwej drodze, która znajduje się bliżej końca niż sam start.
- Oczywiście sam również tego dopilnuję, sir - odezwał się w momencie, w którym Evelyn umilkła. Złożył ręce, żeby zaraz je swobodnie ułożyć po bokach. To gest otwartości, bardzo przydatny w kontaktach z duchami. Pozagrobowe mary nie lubią tajemnic, a kłamstw szczególnie - wroga, zamknięta postawa byłaby najgorszą z możliwych. Rowle bardzo uważał na każdy swój krok, gest oraz każde zdanie wychodzące z jego ust. Odniósł wrażenie, że Aloysius mu zaufał - jako mężczyźnie, starszemu od samej arystokratki. Te słowa uspokoiły go już zupełnie. Niestety mediator wiedział również, że ten nieproszony gość nie da im spokoju dopóki szkatuła nie wróci na swoje miejsce. Na szczęście nie powinien za to przeszkadzać domownikom - musieli jednak być przygotowani na snucie się perlistej zjawy po piwnicach przez jakiś czas. Sam nie ośmielił się sugerować niczego duchowi - mogłoby go to urazić. Lou był młodszy od niego, w dodatku nie był też Slughornem - nie miał prawa mu czegokolwiek nakazywać. - To mam nadzieję, że się dogadamy? Rodzina byłaby ogromnie wdzięczna za zapewnienie im warunków do pracy przy warzeniu eliksirów. Do czasu, aż szkatuła wróci na właściwe miejsce - dodał jeszcze, mając nadzieję, że pertraktacje - najłagodniejsze z możliwych - odniosą oczekiwany skutek. I faktycznie, mężczyzna zbiesił się na chwilę, lecz ostatecznie pokiwał głową. Odwrócił się tyłem do nich, po czym zniknął w ścianie. Widocznie nie był zbyt rozmowny.
Rowle natomiast spojrzał na Evelyn w oczekiwaniu, aż przejdą na górę, gdzie można było porozmawiać dyskretniej, bez nadstawionych uszu zmarłego arystokraty.
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
Gdyby wiedziała, że w posiadłości znajduje się duch jej przodka, i że zabranie szkatuły może go uaktywnić i skłonić do złośliwych zachowań względem żywych członków rodziny, powstrzymałaby się przed tamtą próbą zgłębienia tajemnic ukrytego pomieszczenia, a przynajmniej – przed otworzeniem i zabraniem szkatuły. Ale to już się stało, więc teraz można było tylko spróbować naprawić skutki i uspokoić ducha, który nie mógł się pogodzić z odebraniem jego własności, nawet jeśli jako niematerialnemu bytowi szkatuła już do niczego mu się nie przyda.
Mogła zauważyć, że Aloysius stał się spokojniejszy. Najwyraźniej przypadła mu do gustu postawa Louvela, który doskonale miarkował zrozumienie jego bolączek. Evelyn starała się nie utrudniać sprawy, zachowując się grzecznie i z pokorą, co było kluczowe do obłaskawienia żywiącego do niej urazę ducha. Aloysius najwyraźniej pragnął jej skruchy i obietnicy zwrotu zabranej mu szkatuły, a Evelyn zamierzała dotrzymać słowa, które przed chwilą złożyła. Miała nadzieję, że nie dalej niż za dwa tygodnie będzie mogła zanieść szkatułę do miejsca, z którego została zabrana. Tam ją zostawi i będzie unikać niepotrzebnego niepokojenia zmarłego.
Kiedy skończyła mówić i przemówił Louvel, duch Aloysiusa Slughorna wciąż unosił się przed nimi w powietrzu. Jego rysy były jednak mniej rozeźlone, a po chwili, po ponowieniu prośby o zwrocie szkatuły, odwrócił się i pomknął w kierunku najbliższej ściany, przez którą przeniknął, opuszczając pomieszczenie. Zostali sami, tak przynajmniej mogło się wydawać.
Evelyn znowu zwróciła się w stronę Louvela.
- Chodźmy na górę – powiedziała cicho. Nawet, jeśli Aloysius opuścił pracownię, nadal istniało ryzyko, że coś usłyszy. Poprowadziła więc Rowle’a z powrotem w stronę wyjścia z piwnic, a potem schodami przeszli do holu. Tu istniało znacznie mniejsze prawdopodobieństwo nagłego pojawienia się ducha, który do tej pory nie był chętny do opuszczania piwnic.
- Dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że to rozwiąże sprawę i nasz szacowny przodek pozwoli nam w spokoju warzyć eliksiry – powiedziała, spoglądając na niego ukradkiem. – Ta szkatuła... Oddałam ją pewnej znajomej łamaczce klątw, żeby ją sprawdziła, ale skoro jest taka ważna, postaram się jak najszybciej ją odzyskać i zwrócić. Nie powinnam w ogóle jej stamtąd zabierać, ale nie spodziewałam się... że Aloysius po śmierci został w swojej dawnej pracowni. Nie nawiedzał nas, dopóki jej nie otworzyłam.
Nie wiedziała, czego się spodziewać. Przygany? Pobłażliwości? Postąpiła lekkomyślnie, ale z pewnością nie złośliwie.
- Co o nim myślisz, Louvelu? – zapytała po chwili, zastanawiając się, w jaki sposób mężczyzna postrzegał ducha, i czy miał jakieś przypuszczenia odnośnie relacji z nim w przeszłości, gdy już odda mu zabrany przedmiot. – Myślisz, że tu zostanie? Jak duża jest szansa, że zostawi nas w spokoju, gdy dostanie to, czego tak pragnie?
Miała zbyt małą wiedzę o duchach, żeby to stwierdzić, ale podejrzewała, że Louvel lepiej niż ona będzie wiedzieć, jak mogą potoczyć się dalsze relacje z przodkiem.
Mogła zauważyć, że Aloysius stał się spokojniejszy. Najwyraźniej przypadła mu do gustu postawa Louvela, który doskonale miarkował zrozumienie jego bolączek. Evelyn starała się nie utrudniać sprawy, zachowując się grzecznie i z pokorą, co było kluczowe do obłaskawienia żywiącego do niej urazę ducha. Aloysius najwyraźniej pragnął jej skruchy i obietnicy zwrotu zabranej mu szkatuły, a Evelyn zamierzała dotrzymać słowa, które przed chwilą złożyła. Miała nadzieję, że nie dalej niż za dwa tygodnie będzie mogła zanieść szkatułę do miejsca, z którego została zabrana. Tam ją zostawi i będzie unikać niepotrzebnego niepokojenia zmarłego.
Kiedy skończyła mówić i przemówił Louvel, duch Aloysiusa Slughorna wciąż unosił się przed nimi w powietrzu. Jego rysy były jednak mniej rozeźlone, a po chwili, po ponowieniu prośby o zwrocie szkatuły, odwrócił się i pomknął w kierunku najbliższej ściany, przez którą przeniknął, opuszczając pomieszczenie. Zostali sami, tak przynajmniej mogło się wydawać.
Evelyn znowu zwróciła się w stronę Louvela.
- Chodźmy na górę – powiedziała cicho. Nawet, jeśli Aloysius opuścił pracownię, nadal istniało ryzyko, że coś usłyszy. Poprowadziła więc Rowle’a z powrotem w stronę wyjścia z piwnic, a potem schodami przeszli do holu. Tu istniało znacznie mniejsze prawdopodobieństwo nagłego pojawienia się ducha, który do tej pory nie był chętny do opuszczania piwnic.
- Dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że to rozwiąże sprawę i nasz szacowny przodek pozwoli nam w spokoju warzyć eliksiry – powiedziała, spoglądając na niego ukradkiem. – Ta szkatuła... Oddałam ją pewnej znajomej łamaczce klątw, żeby ją sprawdziła, ale skoro jest taka ważna, postaram się jak najszybciej ją odzyskać i zwrócić. Nie powinnam w ogóle jej stamtąd zabierać, ale nie spodziewałam się... że Aloysius po śmierci został w swojej dawnej pracowni. Nie nawiedzał nas, dopóki jej nie otworzyłam.
Nie wiedziała, czego się spodziewać. Przygany? Pobłażliwości? Postąpiła lekkomyślnie, ale z pewnością nie złośliwie.
- Co o nim myślisz, Louvelu? – zapytała po chwili, zastanawiając się, w jaki sposób mężczyzna postrzegał ducha, i czy miał jakieś przypuszczenia odnośnie relacji z nim w przeszłości, gdy już odda mu zabrany przedmiot. – Myślisz, że tu zostanie? Jak duża jest szansa, że zostawi nas w spokoju, gdy dostanie to, czego tak pragnie?
Miała zbyt małą wiedzę o duchach, żeby to stwierdzić, ale podejrzewała, że Louvel lepiej niż ona będzie wiedzieć, jak mogą potoczyć się dalsze relacje z przodkiem.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W sprawach tak delikatnych jak nieznanego pochodzenia przedmiot skryty w odległych piwnicach lepiej jest zachować rozsądek oraz ostrożność, lecz najwidoczniej obie z panien nie wpadły na ten pomysł. Louvel nie mógł być z tego powodu zły - tak naprawdę nie dotykało go to w żaden możliwy sposób. Zwyczajnie miał więcej sprawy, lecz przywykł już do niespodziewanych zleceń. Duchy nie planowały swoich ataków z wyprzedzeniem, wręcz przeciwnie - najczęściej pojawiały się znienacka, robiąc współlokatorom niemałą niespodziankę. Rowle to rozumiał, wszakże stanowiło to jego codzienność, nawet jeśli sam nie był w epicentrum zdarzeń, które go nie dotyczyły. Jedynym, co naprawdę mu się nie podobało, były poważne luki w informacjach. Mieli jednak tyle szczęście, że lord Slughorn tak naprawdę był jedynie zaniepokojony, a nie złośliwy. Słowa oraz obietnice uspokoiły jego niematerialne nerwy, dzięki czemu Slughornowie mogli niejako odetchnąć z ulgą. Chwilowo. Zjawy nie zapominały - Lou miał pewność, że za jakiś czas Aloysius ponownie im się objawi, żądając spełnienia wszystkich rzuconych w tym pomieszczeniu przyrzeczeń. Dlatego jeśli mieszkańcy chcieli zyskać prawdziwy spokój, musieli poważnie potraktować swoje zadanie. Zadanie odzyskania szkatuły powinno być w tym momencie priorytetem. W pierwszym odruchu mężczyzna sądził, że nie będzie musiał o tym mówić Evelyn, lecz przypominając sobie całą minioną sytuację wiedział już, że ktokolwiek pomagał jej w przetrząsaniu tego miejsca, nie odznaczał się wielką zapobiegliwością. Dlatego właśnie zanotował w swojej głowie, że musi wszystko wyłożyć - jak kawę na ławę. Zwerbalizować swoje oczekiwania, chociaż zwykle ich nie miał. Nie w pracy. Poza tymi, żeby doprowadzić wszystko do końca. Wykonać zadanie ku zadowoleniu obu stron. Nic więcej nie miało dla niego znaczenia.
Louvel ukłonił mu się nisko, kiedy duch postanowił dać im spokój - do czasu odnalezienia jego lokum. Odwrócił się do Evelyn, pozwalając jej prowadzić przez kręte dróżki piwnic oraz schodów, wynurzając się na powierzchnie. Z pewnego rodzaju ulgą przyjął zamknięcie się za sobą drzwi, chociaż doskonale wiedział, że być może będzie musiał tutaj wrócić. Spotkania z duchami zawsze przysparzały mu obaw, że pewnego dnia coś się nie uda i wszystko trafi szlag - włącznie z jego renomą.
Pozwolił jej mówić, nie okazując na twarzy ani w spojrzeniu żadnych emocji. Pokiwał krótko głową rozglądając się wokół. Poprawił staromodny żabot pod swoją brodą, następnie przystając w znacznej odległości od zejścia z powrotem do piwnic.
- Jeżeli skrzynka wróci na swoje miejsce, lord Slughorn z pewnością da wam spokój. Póki co zaciągnęliście u niego dług zaufania, przez jakiś czas nie powinien was niepokoić. Cierpliwość duchów ma jednak swoje granice, mimo, że teoretycznie nigdzie im się nie spieszy - odparł na to wszystko, raptem na chwilę unosząc kąciki ust. - Dlatego zalecam pośpiech. W końcu nie wynegocjowaliśmy żadnego konkretnego terminu - zauważył spokojnie, będąc dalekim od reprymend oraz pobłażania. Mimo, że zależało mu na tym zleceniu bardziej niż na innych przez wzgląd na rodzinne relacje, to jednak nie na tyle, żeby się denerwować.
- Jest po prostu znudzony. Został uwolniony w zupełnie innych czasach nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zrozumiał jednak, że tym zachowaniem niczego nie ugra - skomentował jeszcze. Nie wiedział, czy powinien się już żegnać, czy Evelyn ma jeszcze jakieś sprawy do załatwienia. - Masz jeszcze jakieś pytania? - spytał więc, co by zrozumieć oraz określić dalsze kroki postępowania.
Louvel ukłonił mu się nisko, kiedy duch postanowił dać im spokój - do czasu odnalezienia jego lokum. Odwrócił się do Evelyn, pozwalając jej prowadzić przez kręte dróżki piwnic oraz schodów, wynurzając się na powierzchnie. Z pewnego rodzaju ulgą przyjął zamknięcie się za sobą drzwi, chociaż doskonale wiedział, że być może będzie musiał tutaj wrócić. Spotkania z duchami zawsze przysparzały mu obaw, że pewnego dnia coś się nie uda i wszystko trafi szlag - włącznie z jego renomą.
Pozwolił jej mówić, nie okazując na twarzy ani w spojrzeniu żadnych emocji. Pokiwał krótko głową rozglądając się wokół. Poprawił staromodny żabot pod swoją brodą, następnie przystając w znacznej odległości od zejścia z powrotem do piwnic.
- Jeżeli skrzynka wróci na swoje miejsce, lord Slughorn z pewnością da wam spokój. Póki co zaciągnęliście u niego dług zaufania, przez jakiś czas nie powinien was niepokoić. Cierpliwość duchów ma jednak swoje granice, mimo, że teoretycznie nigdzie im się nie spieszy - odparł na to wszystko, raptem na chwilę unosząc kąciki ust. - Dlatego zalecam pośpiech. W końcu nie wynegocjowaliśmy żadnego konkretnego terminu - zauważył spokojnie, będąc dalekim od reprymend oraz pobłażania. Mimo, że zależało mu na tym zleceniu bardziej niż na innych przez wzgląd na rodzinne relacje, to jednak nie na tyle, żeby się denerwować.
- Jest po prostu znudzony. Został uwolniony w zupełnie innych czasach nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zrozumiał jednak, że tym zachowaniem niczego nie ugra - skomentował jeszcze. Nie wiedział, czy powinien się już żegnać, czy Evelyn ma jeszcze jakieś sprawy do załatwienia. - Masz jeszcze jakieś pytania? - spytał więc, co by zrozumieć oraz określić dalsze kroki postępowania.
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
Tamtego dnia prawdopodobnie zgubiła ją ciekawość i zwykła niewiedza o tym, że opuszczona piwniczka ma niematerialnego lokatora. Popełniła błąd i teraz ona musiała go naprawić. Odpowiedzialność za spełnienie złożonej obietnicy spoczywała na niej i nie zamierzała od tego uciekać, wiedząc, że naruszenie spokoju ducha było jej winą. To ona pragnęła przygody i zaspokojenia ciekawości, co pchnęło ją do otwarcia piwnicy i myszkowania w jej wnętrzu, wskutek czego wraz z Lucindą odnalazły schowaną w starym biurku szkatułkę. Aloysius z pewnością nie dałby jej zapomnieć, gotów zacząć zachowywać się jeszcze bardziej złośliwie, gdyby złamała przyrzeczenie. Nie chciała tego, tym bardziej, że dzięki Louvelowi byli na dobrej drodze, żeby uratować sytuację i nie mogła tego zmarnować.
- Mam nadzieję. Poproszę o jak najszybsze dostarczenie szkatułki. Miejmy nadzieję, że wybaczy mi ewentualne kilka dni zwłoki... Nie mam pojęcia, w jaki sposób postrzega upływ czasu, tym bardziej że od stu lat nie opuszczał piwnicy. Nie wiem nawet, czy wie, że minęło aż tyle czasu – zapewniła, zdając sobie sprawę, że duch równie dobrze mógł się pojawić jutro, jak i za miesiąc. Kto wie, jak płynął czas, gdy było się martwym. Nie można było niczego przewidzieć. Zamierzała więc możliwie szybko napisać do Lucindy, mając nadzieję, że przeprowadzane przez nią testy nie naruszą szkatuły; obawiała się ewentualności, że Aloysius Slughorn może uznać ją za zniszczoną, a obietnicę za nieważną. Wtedy pewnie nawet Louvel miałby problem z obłaskawieniem go, skoro stara skrzyneczka była dla ducha tak cenna. Evelyn zdawała sobie sprawę, że zmarły mógł czuć popłoch, pojawiając się na świecie ponownie po stu latach od swojej śmierci. Wiele się zmieniło i zapewne desperacko pragnął czegoś, co było mu dobrze znane. Evelyn próbowała sobie wyobrazić, co by było, gdyby to ona po upływie całego stulecia nagle wylądowała w swoim dawnym domu i zetknęła się ze zmianami. Z pewnością nie byłoby to przyjemne doświadczenie, tym bardziej będąc duchem i nie mogąc absolutnie nic zrobić. Położenie Aloysiusa było nie do pozazdroszczenia.
- Chyba nie. Gdyby pojawił się jakiś problem, na pewno do ciebie napiszę, ale miejmy nadzieję, że odzyskanie szkatuły i przekazanie jej odbędą się bez komplikacji. Dzięki tobie w ogóle chciał ze mną porozmawiać i powiedzieć, czego oczekuje – powiedziała, mimowolnie będąc pod wrażeniem umiejętności Louvela w kwestii duchów. – Mam nadzieję, że zwrot szkatuły będzie tą łatwiejszą częścią zadania i nie wydarzy się żadna przykra niespodzianka.
Nie chciała dalszych problemów ani wyjścia na osobę niesłowną. Obietnica była obietnicą, nawet jeśli została złożona duchowi. Pokiwała więc lekko, w myślach wciąż zastanawiając się nad tym, jak to wszystko przebiegnie.
- Chcesz zostać na podwieczorku? Myślę, że moi rodzice chętnie by cię zobaczyli – zaproponowała po chwili z czystej grzeczności, chociaż wiedziała, że Louvel mógł mieć własne sprawy, które nie pozwolą mu dłużej zostać.
- Mam nadzieję. Poproszę o jak najszybsze dostarczenie szkatułki. Miejmy nadzieję, że wybaczy mi ewentualne kilka dni zwłoki... Nie mam pojęcia, w jaki sposób postrzega upływ czasu, tym bardziej że od stu lat nie opuszczał piwnicy. Nie wiem nawet, czy wie, że minęło aż tyle czasu – zapewniła, zdając sobie sprawę, że duch równie dobrze mógł się pojawić jutro, jak i za miesiąc. Kto wie, jak płynął czas, gdy było się martwym. Nie można było niczego przewidzieć. Zamierzała więc możliwie szybko napisać do Lucindy, mając nadzieję, że przeprowadzane przez nią testy nie naruszą szkatuły; obawiała się ewentualności, że Aloysius Slughorn może uznać ją za zniszczoną, a obietnicę za nieważną. Wtedy pewnie nawet Louvel miałby problem z obłaskawieniem go, skoro stara skrzyneczka była dla ducha tak cenna. Evelyn zdawała sobie sprawę, że zmarły mógł czuć popłoch, pojawiając się na świecie ponownie po stu latach od swojej śmierci. Wiele się zmieniło i zapewne desperacko pragnął czegoś, co było mu dobrze znane. Evelyn próbowała sobie wyobrazić, co by było, gdyby to ona po upływie całego stulecia nagle wylądowała w swoim dawnym domu i zetknęła się ze zmianami. Z pewnością nie byłoby to przyjemne doświadczenie, tym bardziej będąc duchem i nie mogąc absolutnie nic zrobić. Położenie Aloysiusa było nie do pozazdroszczenia.
- Chyba nie. Gdyby pojawił się jakiś problem, na pewno do ciebie napiszę, ale miejmy nadzieję, że odzyskanie szkatuły i przekazanie jej odbędą się bez komplikacji. Dzięki tobie w ogóle chciał ze mną porozmawiać i powiedzieć, czego oczekuje – powiedziała, mimowolnie będąc pod wrażeniem umiejętności Louvela w kwestii duchów. – Mam nadzieję, że zwrot szkatuły będzie tą łatwiejszą częścią zadania i nie wydarzy się żadna przykra niespodzianka.
Nie chciała dalszych problemów ani wyjścia na osobę niesłowną. Obietnica była obietnicą, nawet jeśli została złożona duchowi. Pokiwała więc lekko, w myślach wciąż zastanawiając się nad tym, jak to wszystko przebiegnie.
- Chcesz zostać na podwieczorku? Myślę, że moi rodzice chętnie by cię zobaczyli – zaproponowała po chwili z czystej grzeczności, chociaż wiedziała, że Louvel mógł mieć własne sprawy, które nie pozwolą mu dłużej zostać.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie dał z siebie wszystkiego podczas tej rozmowy. Wiedział o tym. Zrobił to z premedytacją - tajemnice rodu muszą zostać tajemnicami. Pilnie strzeżonymi. To było raptem krótką pogawędką mającą na celu rozeznanie się w sytuacji. Celem była pomóc zaprzyjaźnionemu rodowi. Osobom będących niegdyś rodziną. Teraz pozostającym cichym sojusznikiem. Pomimo braku zadeklarowanego uczestnictwa w zbliżającej się wojnie - nadchodziły trudne czasy. Louvel bał się o nie, bał się o przyszłość Cheshire, o przyszłość panów tych ziem. Wybrał doczesność, teraźniejszość, wywyższając ją ponad to, co ma dopiero nadejść - nie podejrzewał nawet jak to się skończy. Dla niego, dla nich. Być może te sekrety nie były już warte utrzymywania ich w ciałach przedstawicieli jego rodziny, kto mógł to wiedzieć? Nawet jasnowidzowie nie potrafią widzieć wszystkiego. On tym bardziej.
Pomimo jawnego braku zaangażowania - ze swojej własnej strony! - całe spotkanie mógł zaliczyć do udanych. Odczuwał zadowolenie z przeprowadzonej rozmowy. Następnym razem - jeśli duch pozostanie nieprzejednany - będzie mógł odnaleźć się w westmorlandzkich piwniczkach sam. Bez świadków. Załatwić wszystko tak, jak powinno być załatwione. Obecnie bez skrzynki i tak nie zdołałby ugrać niczego więcej.
- Na pewno nie wie. To tak, jakby miał patrzeć w przyszłość - widzi obraz, lecz nie potrafi określić jego czasowości, ponieważ nigdy tego nie przeżył. Odwrotnie to sytuacji z przeszłości. Może się domyślać po twoim stroju, że raczej nie kilka lat, a przynajmniej kilkadziesiąt, lecz nic ponad to. Duchy są pod tym kątem dość zróżnicowane - z jednej strony ich niecierpliwość rozciąga wewnętrzne poczucie czasu, z drugiej potrafią przecież znikać, żeby odnaleźć się kiedy indziej. Co wtedy robią? Czy wiedzą o upływających chwilach? Niektórych rzeczy jeszcze nie wiemy - wyjaśnił najlepiej jak potrafił, kiedy już wyrwali się z wpływu podziemi, w których mógłby ich usłyszeć. Czas sam w sobie był interesującym zagadnieniem, w połączeniu z życiem perłowych mar jawił się jeszcze ciekawiej. Zamyślił się na chwilę nad tym problemem - słowa Evelyn słyszał jak przez cienką ścianę. Skinął jej głową poprawiając mankiety rękawów.
- W takim razie czekam na informacje. I również żywię nadzieję do bezproblemowego rozwiązania tego problemu - przytaknął. Wyjął z kieszeni zegarek, chcąc spojrzeć ile ma czasu do powrotu do Ministerstwa. Obiecał przełożonemu, że uporządkuje dziś papierkową robotę. - Zostanę na chwilę - odpowiedział na propozycję chowając przedmiot. Pozwolił się kobiecie odprowadzić na górę, gdzie porozmawiali trochę z państwem Slughorn. Następnie wrócił do pracy.
zt x2
Pomimo jawnego braku zaangażowania - ze swojej własnej strony! - całe spotkanie mógł zaliczyć do udanych. Odczuwał zadowolenie z przeprowadzonej rozmowy. Następnym razem - jeśli duch pozostanie nieprzejednany - będzie mógł odnaleźć się w westmorlandzkich piwniczkach sam. Bez świadków. Załatwić wszystko tak, jak powinno być załatwione. Obecnie bez skrzynki i tak nie zdołałby ugrać niczego więcej.
- Na pewno nie wie. To tak, jakby miał patrzeć w przyszłość - widzi obraz, lecz nie potrafi określić jego czasowości, ponieważ nigdy tego nie przeżył. Odwrotnie to sytuacji z przeszłości. Może się domyślać po twoim stroju, że raczej nie kilka lat, a przynajmniej kilkadziesiąt, lecz nic ponad to. Duchy są pod tym kątem dość zróżnicowane - z jednej strony ich niecierpliwość rozciąga wewnętrzne poczucie czasu, z drugiej potrafią przecież znikać, żeby odnaleźć się kiedy indziej. Co wtedy robią? Czy wiedzą o upływających chwilach? Niektórych rzeczy jeszcze nie wiemy - wyjaśnił najlepiej jak potrafił, kiedy już wyrwali się z wpływu podziemi, w których mógłby ich usłyszeć. Czas sam w sobie był interesującym zagadnieniem, w połączeniu z życiem perłowych mar jawił się jeszcze ciekawiej. Zamyślił się na chwilę nad tym problemem - słowa Evelyn słyszał jak przez cienką ścianę. Skinął jej głową poprawiając mankiety rękawów.
- W takim razie czekam na informacje. I również żywię nadzieję do bezproblemowego rozwiązania tego problemu - przytaknął. Wyjął z kieszeni zegarek, chcąc spojrzeć ile ma czasu do powrotu do Ministerstwa. Obiecał przełożonemu, że uporządkuje dziś papierkową robotę. - Zostanę na chwilę - odpowiedział na propozycję chowając przedmiot. Pozwolił się kobiecie odprowadzić na górę, gdzie porozmawiali trochę z państwem Slughorn. Następnie wrócił do pracy.
zt x2
When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Piwnice
Szybka odpowiedź