Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Opuszczone magazyny
Opuszczona portiernia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Opuszczona portiernia
Opuszczona portiernia jest ulokowanym tuż obok bramy dwupiętrowym budynkiem, z którego rozciąga się doskonały widok zarówno na cały plac i magazyny, jak i na otaczającą ten przybytek okolicę. Nietrudno więc dostrzec stąd ewentualne zagrożenie, zwłaszcza podczas nocnych eskapad lub poszukiwania kryjówek.
Ponieważ portiernia w czasach świetności przyportowego obiektu pełniła rozmaite funkcje, od biura zacząwszy, a na stołówce skończywszy, do dziś pełna jest ona różnorakich pomieszczeń, obecnie zakurzonych, zniszczonych i przeżartych zębem czasu. Brudne, stłuczone szyby nie lśnią już w blasku słońca i nie chronią przed deszczem, większość drzwi została wyniesiona lub spalona, a drewniane barierki schodów powyrywane, jednak przy odrobinie trudu wciąż w dziesiątkach tychże pomieszczeń - jak i na terenie całych magazynów - można znaleźć bezpieczne schronienie tudzież nietknięte przez nikogo skarby: butelki alkoholu, książki, fiolki nieznanych eliksirów, sykle, knuty, pergaminy. Miejsce to pełne jest bowiem rozmaitych skrytek zabezpieczonych wszelakimi czarami i nikt, naprawdę nikt nie wie, czy istniały one tutaj już wcześniej, czy powstały dopiero podczas wojny.
Parter zajmują pokój portierów, szatnia i kilkanaście zagraconych pokojów o bliżej nieznanym przeznaczeniu - obecnie pełne kurzu i gruzu, najpewniej stratowanych podczas jakiegoś czarodziejskiego pojedynku. Na pierwszym piętrze znajdują się natomiast toalety, dawna stołówka - dziś zionąca pustką - a także wielka sala z dwoma połamanymi regałami i rozbitym kominkiem kaflowym, w której niegdyś najprawdopodobniej pracownicy magazynów spędzali swe przerwy obiadowe. Na samej górze umiejscowiono zaś pokoje biurowe oraz schody prowadzące na płaski dach, z którego rozpościera się iście bajkowy widok na sunące po Tamizie statki, barki oraz łódeczki, a także okoliczne uliczki i magazyny. Z oddali widać też majestatyczną, przepiękną wieżę zegarową, jaką jest Big Ben.
Ponieważ portiernia w czasach świetności przyportowego obiektu pełniła rozmaite funkcje, od biura zacząwszy, a na stołówce skończywszy, do dziś pełna jest ona różnorakich pomieszczeń, obecnie zakurzonych, zniszczonych i przeżartych zębem czasu. Brudne, stłuczone szyby nie lśnią już w blasku słońca i nie chronią przed deszczem, większość drzwi została wyniesiona lub spalona, a drewniane barierki schodów powyrywane, jednak przy odrobinie trudu wciąż w dziesiątkach tychże pomieszczeń - jak i na terenie całych magazynów - można znaleźć bezpieczne schronienie tudzież nietknięte przez nikogo skarby: butelki alkoholu, książki, fiolki nieznanych eliksirów, sykle, knuty, pergaminy. Miejsce to pełne jest bowiem rozmaitych skrytek zabezpieczonych wszelakimi czarami i nikt, naprawdę nikt nie wie, czy istniały one tutaj już wcześniej, czy powstały dopiero podczas wojny.
Parter zajmują pokój portierów, szatnia i kilkanaście zagraconych pokojów o bliżej nieznanym przeznaczeniu - obecnie pełne kurzu i gruzu, najpewniej stratowanych podczas jakiegoś czarodziejskiego pojedynku. Na pierwszym piętrze znajdują się natomiast toalety, dawna stołówka - dziś zionąca pustką - a także wielka sala z dwoma połamanymi regałami i rozbitym kominkiem kaflowym, w której niegdyś najprawdopodobniej pracownicy magazynów spędzali swe przerwy obiadowe. Na samej górze umiejscowiono zaś pokoje biurowe oraz schody prowadzące na płaski dach, z którego rozpościera się iście bajkowy widok na sunące po Tamizie statki, barki oraz łódeczki, a także okoliczne uliczki i magazyny. Z oddali widać też majestatyczną, przepiękną wieżę zegarową, jaką jest Big Ben.
Źle się czuł biernie wyczekując zaklęcie. To nie było w jego stylu. Unik, zawsze było trzeba wykonać unik, przecież od niego wszystko zależy. Chyba tylko siłą woli powstrzymał swoje nogi od oderwania się od podłoża i uskoczenia w bok. Poczuł jak świetlista smuga w niego uderza, a zaraz potem różdżka wyślizguje się spomiędzy palców. Zaciskał na niej kurczowo dłoń, ale to nic nie dało. Wystrzeliła w dal w ułamku sekundy. Mógł tylko powędrować za nią wzrokiem. Każdy inny ruch byłby nie na miejscu, zapewne skreślałby go do samego końca.
Szybko jednak odwrócił głowę w inną stronę. Przecież obaj aurorzy mierzyli do niego, ale sięgnęła tylko jedna smuga. Co się stało? Coś poszło zdecydowanie nie tak jak miało. Z ust wyrywa mu się parsknięcie, gdy widzi, że Brendana sięgnął własny urok. Może nie wierzył w przeznaczenie, ale zdecydowanie zauważał działanie karmy. Tak jak na przykład teraz. Założył, opierając się na swoim doświadczeniu, że Burke idąc swoim szlacheckim zwyczajem (bo nie oszukujmy się, to była już niemal wśród arystokracji tradycja) zwyczajnie zwieje skoro robiło się gorąco. Po co miał nadstawiać karku skoro sytuacja była nieprzyjemna. Widocznie w tej sytuacji główną rolę zagrała jednak szlachecka duma, którą musiał zranić swoim wyjątkowo niepasującym zachowaniem. Cóż, Russellowi jakoś za bardzo to nie robiło, jednak zdecydowanie nie w smak było mu oberwać tym mało przyjemnym zaklęciem. Zdołał zrobił zaledwie jednak krok w celu uniknięcia paskudnej klątwy, gdy pojawiło się coś zupełnie niespodziewanego. Patronus. Garrett zawsze uchodził w oczach Crispina za autorytet, a teraz dodatkowo urósł o kilka centymetrów. Skubany mógłby już przestać.
Skoro i tak podjął już dziś jedną, nieodwracalną decyzję to czemu by nie zrobić drugiej? Przecież i tak już podpisał na siebie wyrok śmierci, ale czemu nie zabrać ze sobą kogoś jeszcze? Albo przynajmniej go poturbować. Zareagował błyskawicznie, nie chciał dać drugiej szansy na ucieczkę panu lordowi. Na podnoszenie różdżki było za mało czasu, więc po prostu pobiegł w kierunku Craiga i będąc dostatecznie blisko zamachnął się do kopnięcia wprost między nogi pana arystokraty. Nie życzył tego najgorszemu wrogowi, ale Burke jeszcze nie był najgorszy.
Szybko jednak odwrócił głowę w inną stronę. Przecież obaj aurorzy mierzyli do niego, ale sięgnęła tylko jedna smuga. Co się stało? Coś poszło zdecydowanie nie tak jak miało. Z ust wyrywa mu się parsknięcie, gdy widzi, że Brendana sięgnął własny urok. Może nie wierzył w przeznaczenie, ale zdecydowanie zauważał działanie karmy. Tak jak na przykład teraz. Założył, opierając się na swoim doświadczeniu, że Burke idąc swoim szlacheckim zwyczajem (bo nie oszukujmy się, to była już niemal wśród arystokracji tradycja) zwyczajnie zwieje skoro robiło się gorąco. Po co miał nadstawiać karku skoro sytuacja była nieprzyjemna. Widocznie w tej sytuacji główną rolę zagrała jednak szlachecka duma, którą musiał zranić swoim wyjątkowo niepasującym zachowaniem. Cóż, Russellowi jakoś za bardzo to nie robiło, jednak zdecydowanie nie w smak było mu oberwać tym mało przyjemnym zaklęciem. Zdołał zrobił zaledwie jednak krok w celu uniknięcia paskudnej klątwy, gdy pojawiło się coś zupełnie niespodziewanego. Patronus. Garrett zawsze uchodził w oczach Crispina za autorytet, a teraz dodatkowo urósł o kilka centymetrów. Skubany mógłby już przestać.
Skoro i tak podjął już dziś jedną, nieodwracalną decyzję to czemu by nie zrobić drugiej? Przecież i tak już podpisał na siebie wyrok śmierci, ale czemu nie zabrać ze sobą kogoś jeszcze? Albo przynajmniej go poturbować. Zareagował błyskawicznie, nie chciał dać drugiej szansy na ucieczkę panu lordowi. Na podnoszenie różdżki było za mało czasu, więc po prostu pobiegł w kierunku Craiga i będąc dostatecznie blisko zamachnął się do kopnięcia wprost między nogi pana arystokraty. Nie życzył tego najgorszemu wrogowi, ale Burke jeszcze nie był najgorszy.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Crispin Russell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Wypowiedział inkantację zaklęcia, lecz z krańca różdżki nie wydobył się żaden promień, żadna świetlista smuga; wszechobecne czarne cienie, w których rozmywały się sylwetki ich przeciwników najwyraźniej przytłoczyły go zbyt mocno, przykuły jego uwagę, odbierając koncentrację. Nie skupił uwagi dostatecznie mocno; biały błysk go zamroczył. Nie wypuścił z dłoni różdżki, lecz zachwiał się niebezpiecznie, myśli płynęły wartkim, chaotycznym strumieniem, z którego nie mógł nic wyczytać; gdzie był, co robił? Co działo się wokół? Próbował się skupić, wrócić duchem do ciała, odnaleźć w ferworze walki, który dokonywał się zdecydowanie zbyt szybko. Nie rozumiał - i zrozumieć próbował, kątem oka dostrzegał ruchy, zbyt szybkie, by mógł się do nich wtrącić.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Craig zdecydował się pozostać, dając upust narastającemu gniewowi. Bezbłędna materializacja i zaklęcie, które pomknęło w stronę Crispina. Nim jednak paskudna klątwa sięgnęła celu, świetlista jaskółka - Patronus Garretta - pomknął w stronę nieoczekiwanego sprzymierzeńca, nie tylko chroniąc przed obrażeniami, ale i odbijając zaklęcie w stronę jego autora. Ciemna smuga czaru zawróciła swój bieg i pognała w stronę Craiga. I nie był to jedyny atak, przed jakim Śmierciożerca musiał się bronić. Russell wyprowadził zamaszyste kopnięcie i jeśli rycerz nie uniknie - zostanie potraktowany i fizycznym ciosem i pędzącym, własnym zaklęciem.
Brendan w tym czasie w końcu przełamał szalejącą w głowie dezorientację. Mógł zobaczyć rozgrywającą się właśnie scenę i zareagować odpowiednio do sytuacji.
Craig musisz unikać bądź skorzystać z ostatniej, czarnomgielnej dematerializacji. Pozostali mogą atakować jeśli rycerzowi nie da mu się ucieczka.
Kolejka: Craig, Brendan, Garrett, Crispin.
Na odpis macie 48h
Brendan w tym czasie w końcu przełamał szalejącą w głowie dezorientację. Mógł zobaczyć rozgrywającą się właśnie scenę i zareagować odpowiednio do sytuacji.
Craig musisz unikać bądź skorzystać z ostatniej, czarnomgielnej dematerializacji. Pozostali mogą atakować jeśli rycerzowi nie da mu się ucieczka.
Kolejka: Craig, Brendan, Garrett, Crispin.
Na odpis macie 48h
Lubił to zaklęcie... Bywało naprawdę przydatne, jeśli chciało się kogoś unieszkodliwić. W końcu niewielu czarodziejów specjalizowało się w magii niewerbalnej... Problem tylko istniał, jeśli trzeba było później takiego delikwenta przesłuchać... Ale od czego była legilimencja?
Zdążył się już nieco drwiąco uśmiechnąć pod maską - czar pomknął do przodu, ku bezbronnemu Crispinowi. Był pewien, że mają go z głowy chociaż na pewien czas... kiedy nagle pojaśniało mu przed oczami. Zamrugał dwa razy, nie bardzo rozumiejąc co widzi.
Patronus... odbijający czarną magię?
Inkantacja wskazywała jasno na to, czym był świetlisty twór, który zasłonił Russella. Ale przecież... nie tak to działało!
Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym, co zobaczył. Jego wzrok zarejestrował także ruch - samego Crispina jak się okazało. Który ruszył biegiem ku Burke'owi. Craig zagryzł zęby, zacisnął mocniej palce na różdżce. Nie uniósł jej jednak do obrony ani ataku. Czuł złość. Wściekłość wręcz. Nie był jednak głupi. Nic tu już nie mógł zdziałać. I tak dowiedział się całkiem ciekawych rzeczy. Jak choćby o tym dziwnym patronusie.
- Zdrajca! Doskonale wiesz, jaki spotka cię za to los, Russell! - ryknął, zanim podjął ostatnią już tego wieczora próbę przemiany w czarną mgłę.
Czarny Pan nie wybacza. Crispin skazał się dzisiejszego wieczora na długą i powolną śmierć z rąk swoich dawnych braci, z rąk rycerzy Walpurgii, lub może nawet - z rąk samych śmierciożerców.
Zdążył się już nieco drwiąco uśmiechnąć pod maską - czar pomknął do przodu, ku bezbronnemu Crispinowi. Był pewien, że mają go z głowy chociaż na pewien czas... kiedy nagle pojaśniało mu przed oczami. Zamrugał dwa razy, nie bardzo rozumiejąc co widzi.
Patronus... odbijający czarną magię?
Inkantacja wskazywała jasno na to, czym był świetlisty twór, który zasłonił Russella. Ale przecież... nie tak to działało!
Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym, co zobaczył. Jego wzrok zarejestrował także ruch - samego Crispina jak się okazało. Który ruszył biegiem ku Burke'owi. Craig zagryzł zęby, zacisnął mocniej palce na różdżce. Nie uniósł jej jednak do obrony ani ataku. Czuł złość. Wściekłość wręcz. Nie był jednak głupi. Nic tu już nie mógł zdziałać. I tak dowiedział się całkiem ciekawych rzeczy. Jak choćby o tym dziwnym patronusie.
- Zdrajca! Doskonale wiesz, jaki spotka cię za to los, Russell! - ryknął, zanim podjął ostatnią już tego wieczora próbę przemiany w czarną mgłę.
Czarny Pan nie wybacza. Crispin skazał się dzisiejszego wieczora na długą i powolną śmierć z rąk swoich dawnych braci, z rąk rycerzy Walpurgii, lub może nawet - z rąk samych śmierciożerców.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Mimo, że zaklęcie zostało odbite przez patronusa - nie sięgnęło Craiga. Czarnomagiczna klątwa minęła Śmierciożercę, rozbijając ciemny snop iskier na jednej ze ścian magazynu. Czar nie zrobił rycerzowi krzywdy.
Kolejka idzie dalej ustalonym torem
Kolejka idzie dalej ustalonym torem
Wreszcie jego umysł stawał się jaśniejszy - tragicznie wykonane Regressio w dekoncentracji wreszcie z niego wyciekło. Wciąż nie rozumiał, co się wydarzyło: jeszcze przed momentem byli już tylko we troje, teraz - jeden z nich, ten zamaskowany, powrócił; sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, a on zdążył jedynie zmarszczyć brew, kiedy patronus Garretta ochronił ich wroga. Dopiero słowo zdrajca przyniosło zrozumienie, mętne, sytuacja zmieniała się szybko, a on - wyłączony na moment z tej walki - nie miał żadnych szans, żeby się w niej połapać. Szedł za żywiołem, skoro kuzyn zdecydował się zaufać jednemu z nich - ufał i on - kierując różdżkę na czarodzieja, o którym nie wiedział, że jest Craigiem. Mieli nad nim - w tym momencie - olbrzymią przewagę i ocalić mogło go już tylko niezwykłe szczęście. Widział, widział, ów zdrajca go atakował; zajął go, skupiając na sobie jego uwagę. Musieli go natychmiast obezwładnić, oni oboje mogą mieć kilka ciekawych słów do powiedzenia - na temat swój i nie tylko.
- Expelliarmus - wypowiedział więc miękko, celując w ostatniego - czyżby? - z napastników; musiało się udać.
- Expelliarmus - wypowiedział więc miękko, celując w ostatniego - czyżby? - z napastników; musiało się udać.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Srebrzysta jaskółka wymknęła z końca jego różdżki i przecięła czerń nocy; wspomnienie o założeniu Zakonu, choć jednocześnie szczęśliwe i cierpkie, dało mu moc wystarczająco wielką, by świetlisty obrońca pochłonął ciemną smugę mrocznego zaklęcia. Nie, nie pochłonął - odbił, ale dziwnym cudem promień uroku zaginął gdzieś w oddali, zamiast w jego twórcę, trafiając w ścianę nieodległego budynku.
Dużo rzeczy działo się na raz - ich nieznajomy wróg/sojusznik (niepotrzebne skreślić?) zaraz wysunął do przodu, by zaatakować czwartego z mężczyzn wręcz; za plecami Garretta rozbrzmiała rozbrajająca inkantacja (cieszył się, że Brendan stanął już na nogi po chwilowej, niespodziewanej niedyspozycji), a Expelliarmus zaraz pomknął w stronę ich (ostatniego?) przeciwnika. Napastnik z niezrozumiałych przyczyn nie korzystał ze swojej dziwnej, mrocznej mocy; tym razem nie obrócił się we mgłę, aby jak dym po raz kolejny wymknąć im się spomiędzy palców.
To była ich szansa. Szansa, której nie mogli zaprzepaścić.
A potem padło nazwisko, którego... zdecydowanie się nie spodziewał.
Russell? Marnując ulotne sekundy, pobiegł do nieznajomego pełnym zdziwienia spojrzeniem. Russell? Ten Russell? Czy to był...
Odgonił od siebie tę myśl, nie powinien tracić więcej czasu. Czując, że odrobinę zbyt dużo zależy od powodzenia jego akcji, sięgnął pamięcią do zaklęcia, którego nie znał zbyt dobrze; było świeże, dopiero co doskonalone, jeszcze niedawno młódka ze szlacheckiego rodu (nie pamiętał, którego, nie miało to znaczenia) pracowała nad nim w Ministerstwie. Inkantacja zatańczyła mu z tyłu umysłu; to było dobre rozwiązanie - jeżeli przeciwnik zostanie obezwładniony atakiem wręcz, rozbrojony silnym zaklęciem i na dodatek skuty wyczarowanymi kajdankami uniemożliwiającymi ruch, niewiele już mu pomoże.
Ale... Russell? Cholera, Crispin, czy to mogłeś być ty?
Znów uniósł różdżkę, wskazując nim przeciwnika - Craiga.
- Esposas - powiedział głośno, pewnie, choć skrywał wątpliwości.
Dużo rzeczy działo się na raz - ich nieznajomy wróg/sojusznik (niepotrzebne skreślić?) zaraz wysunął do przodu, by zaatakować czwartego z mężczyzn wręcz; za plecami Garretta rozbrzmiała rozbrajająca inkantacja (cieszył się, że Brendan stanął już na nogi po chwilowej, niespodziewanej niedyspozycji), a Expelliarmus zaraz pomknął w stronę ich (ostatniego?) przeciwnika. Napastnik z niezrozumiałych przyczyn nie korzystał ze swojej dziwnej, mrocznej mocy; tym razem nie obrócił się we mgłę, aby jak dym po raz kolejny wymknąć im się spomiędzy palców.
To była ich szansa. Szansa, której nie mogli zaprzepaścić.
A potem padło nazwisko, którego... zdecydowanie się nie spodziewał.
Russell? Marnując ulotne sekundy, pobiegł do nieznajomego pełnym zdziwienia spojrzeniem. Russell? Ten Russell? Czy to był...
Odgonił od siebie tę myśl, nie powinien tracić więcej czasu. Czując, że odrobinę zbyt dużo zależy od powodzenia jego akcji, sięgnął pamięcią do zaklęcia, którego nie znał zbyt dobrze; było świeże, dopiero co doskonalone, jeszcze niedawno młódka ze szlacheckiego rodu (nie pamiętał, którego, nie miało to znaczenia) pracowała nad nim w Ministerstwie. Inkantacja zatańczyła mu z tyłu umysłu; to było dobre rozwiązanie - jeżeli przeciwnik zostanie obezwładniony atakiem wręcz, rozbrojony silnym zaklęciem i na dodatek skuty wyczarowanymi kajdankami uniemożliwiającymi ruch, niewiele już mu pomoże.
Ale... Russell? Cholera, Crispin, czy to mogłeś być ty?
Znów uniósł różdżkę, wskazując nim przeciwnika - Craiga.
- Esposas - powiedział głośno, pewnie, choć skrywał wątpliwości.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Ostatnia linia obrony - poległa. Craig nie zdołał wykorzystać skumulowanej w nim mocy i daru Czarnego Pana. Pozostał w miejscu, czując jak pulsująca czernią magia - ulatuje. I nim zdołał zareagować inaczej - silne kopnięcie wyprowadzone przez Crispina sięgnęło celu. Rycerz poczuł przeraźliwy ból i odruchowo skulił się chroniąc najwrażliwsze dla mężczyzny miejsce.
Aurorzy w tym czasie nie próżnowali. Brendan, który pozbył się skutków własnego uroku, wyprowadził skuteczną inkantację, posyłając ku Śmierciożercy rozbrajające zaklęcie, wyprzedzając promień czaru Garretta. Magiczne kajdany nie odnalazły celu, rozpływając się w ciemnościach w akompaniamencie iskier.
Craig - masz szansę uniknąć mknącego ku tobie zaklęcia, bronić się innym urokiem lub spróbować teleportować zgodnie z mechaniką gry - st 60 + biegłość koncentracji. Jeśli ci się nie powiedzie, zostaniesz rozbrojony, a aurorzy będą mogli cię zaatakować lub podjąć inne działanie.
Kolejka: Craig, Garrett, Brendan, Crispin
Na odpis macie 48h
Aurorzy w tym czasie nie próżnowali. Brendan, który pozbył się skutków własnego uroku, wyprowadził skuteczną inkantację, posyłając ku Śmierciożercy rozbrajające zaklęcie, wyprzedzając promień czaru Garretta. Magiczne kajdany nie odnalazły celu, rozpływając się w ciemnościach w akompaniamencie iskier.
Craig - masz szansę uniknąć mknącego ku tobie zaklęcia, bronić się innym urokiem lub spróbować teleportować zgodnie z mechaniką gry - st 60 + biegłość koncentracji. Jeśli ci się nie powiedzie, zostaniesz rozbrojony, a aurorzy będą mogli cię zaatakować lub podjąć inne działanie.
Kolejka: Craig, Garrett, Brendan, Crispin
Na odpis macie 48h
4 poziom w biegłości Koncentracja (+15 do rzutu)
Poczuł najpierw jak znajome, mroczne uczucie go opuszcza. Jak magia ulatuje. Dlaczego? Dlaczego przemiana zawiodła akurat teraz? Nie wydał z siebie żadnego dźwięku ale w myślach przeklinał na czym świat stoi.
Nie mógł tutaj zostać. Był wystawiony jak na widelcu. A wiedział, że po niego nie przyjdą. Samantha pewnie była już daleko. Nie interesowała się nim, tak samo jak on nie interesowałby się nią. Każdy za siebie. Czy chociaż miała na tyle oleju w głowie by ostrzec Czarnego Pana o zdradzie w ich szeregach?
Nie zdążył także zareagować na atak Crispina. Choć ból był przeraźliwy, wydał z siebie jedynie stłumione stęknięcie. Zgiął się niemal w pół, odsuwając trzy kroki od napastnika. Tak więc sobie pogrywasz Russell? W tym momencie to już była sprawa osobista. Bądź pewny, że to Craig będzie któregoś dnia tym, który wepchnie ci różdżkę w gardło i rzuci avadę...
Kątem oka dostrzegł, że idiota który sam na siebie rzucił zaklęcie, znów się ocknął.
Nie ma czasu, nie ma czasu, trzeba się stąd zwijać i to szybko. Przed oczami stanęła mu Rowan - nie mógł jej zawieść, nie mógł dać się zamknąć w Tower!
- Sczeźnij, zdrajco - wysycza, przed próbą deportacji z opuszczonej portierni.
Poczuł najpierw jak znajome, mroczne uczucie go opuszcza. Jak magia ulatuje. Dlaczego? Dlaczego przemiana zawiodła akurat teraz? Nie wydał z siebie żadnego dźwięku ale w myślach przeklinał na czym świat stoi.
Nie mógł tutaj zostać. Był wystawiony jak na widelcu. A wiedział, że po niego nie przyjdą. Samantha pewnie była już daleko. Nie interesowała się nim, tak samo jak on nie interesowałby się nią. Każdy za siebie. Czy chociaż miała na tyle oleju w głowie by ostrzec Czarnego Pana o zdradzie w ich szeregach?
Nie zdążył także zareagować na atak Crispina. Choć ból był przeraźliwy, wydał z siebie jedynie stłumione stęknięcie. Zgiął się niemal w pół, odsuwając trzy kroki od napastnika. Tak więc sobie pogrywasz Russell? W tym momencie to już była sprawa osobista. Bądź pewny, że to Craig będzie któregoś dnia tym, który wepchnie ci różdżkę w gardło i rzuci avadę...
Kątem oka dostrzegł, że idiota który sam na siebie rzucił zaklęcie, znów się ocknął.
Nie ma czasu, nie ma czasu, trzeba się stąd zwijać i to szybko. Przed oczami stanęła mu Rowan - nie mógł jej zawieść, nie mógł dać się zamknąć w Tower!
- Sczeźnij, zdrajco - wysycza, przed próbą deportacji z opuszczonej portierni.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Promień jego zaklęcia wystrzelił w przestrzeń; skrzywił się lekko, w trwającym sekundy bezruchu oglądając tor ruchu uroku, ale nie próżnował długo. Nieznajomy napastnik, być może zbyt przejęty (przerażony?) zaistniałą sytuacją i odwracającymi się rolami, nawet nie próbował stąd uciec (bądź podjął próbę, ale zawiódł) - Garrett na powrót wbił w niego spojrzenie, patrząc, jak mężczyzna stęka po otrzymaniu bolesnego uderzenia i jak mknie w jego stronę sprawnie wyrzucony Expelliarmus.
- Esposas - ponowił próbę, ponownie kierując koniec różdżki na Craiga.
Ale zaraz znów odwrócił spojrzenie. Nie ulokował go kontrolnie na Brendanie, wiedział, że kuzyn nawet pomimo chwilowego błędu radzi sobie znakomicie - bo przecież zawsze sobie radził, Garrett wielokrotnie widział go w akcji i znał jego umiejętności. Ufał mu. Nie bał się odwrócić od niego wzroku. Co innego ze zmieniającym strony nieznajomym; nie nazywał obcych przyjaciółmi (lub nawet sojusznikami) zbyt szybko, ostrożność jeszcze nigdy dotąd nie była dla niego zgubna. Nawet ta nadmierna. Nawet ta irracjonalna.
- Russell - dziwnie lodowato powtórzył nazwisko wypowiedziane przez obezwładnionego napastnika, tępo spoglądając w kierunku hybrydy przyjaciela i wroga - czy jesteś tym, kim myślę? Dlaczego to robisz?
- Esposas - ponowił próbę, ponownie kierując koniec różdżki na Craiga.
Ale zaraz znów odwrócił spojrzenie. Nie ulokował go kontrolnie na Brendanie, wiedział, że kuzyn nawet pomimo chwilowego błędu radzi sobie znakomicie - bo przecież zawsze sobie radził, Garrett wielokrotnie widział go w akcji i znał jego umiejętności. Ufał mu. Nie bał się odwrócić od niego wzroku. Co innego ze zmieniającym strony nieznajomym; nie nazywał obcych przyjaciółmi (lub nawet sojusznikami) zbyt szybko, ostrożność jeszcze nigdy dotąd nie była dla niego zgubna. Nawet ta nadmierna. Nawet ta irracjonalna.
- Russell - dziwnie lodowato powtórzył nazwisko wypowiedziane przez obezwładnionego napastnika, tępo spoglądając w kierunku hybrydy przyjaciela i wroga - czy jesteś tym, kim myślę? Dlaczego to robisz?
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Opuszczona portiernia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Opuszczone magazyny