Wydarzenia


Ekipa forum
Brzeg jeziora [ślub]
AutorWiadomość
Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]27.01.17 21:15
First topic message reminder :

Światełka na wodzie

Wraz z zapadnięciem zmroku, na wodzie tuż przy kamienistym brzegu, pojawia się kilkadziesiąt płonących, dryfujących po powierzchni lampionów. Lampki wykonane są z dębowego drewna, zabarwionego na rodowe kolory: czerwień i czerń Carrowów oraz delikatne szarości Nottów. W każdej z nich płonie świeca, do każdej przyczepiono też karteczkę z krótką, rymowaną wróżbą, przeznaczoną dla czarodzieja, który wyłowi lampion.

Według zwyczaju, po przeczytaniu wróżby jej tekst należy zastąpić osobistym życzeniem - dotyczącym własnej bądź innej osoby - a lampion puścić z powrotem na wodę. Zabranie go przez fale ma zapewniać, że zapisana prośba wkrótce się spełni.

Lokacja zawiera kości - opis poniżej!


Wróżenie

Dryfujący na wodzie lampion można przywołać jedynie zaklęciem Accio. Aby to zrobić, należy napisać post, w którym postać decyduje się na kolor lampionu, w który celuje (czerwony, czarny lub szary) oraz rzucić dwiema kośćmi: k100 (na powodzenie rzuconego zaklęcia) oraz k10 (na określenie numeru wróżby przypisanej do danego koloru). Pole rzutu kością powinno wyglądać tak.

ST wyłowienia lampionu jest równe stopniowi trudności Accio i wynosi 40 (do rzutu dolicza się statystykę zaklęć). W razie niepowodzenia nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbować jeszcze raz.

Każda postać może wylosować tylko jedną wróżbę (panowie mogą jednakże wyręczyć w tej czynności panie, losując w ich imieniu i przekazując im później lampion), jak również posłać na wodę jedno życzenie.

Post z wróżbą pojawi się z konta Ain Eingarp po każdym udanym rzucie. W razie wylosowania numeru, który przy danym kolorze pojawił się już wcześniej, organizator kierujący zabawą sam wybierze następną wolną wróżbę - nie ma potrzeby w takim wypadku rzucania kością jeszcze raz.


Wszelkie pytania i wątpliwości można kierować do Percivala Notta.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott

Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]30.01.17 17:25
Niemalże zastrzygłem uszami, gdy odmówiła mi udzielenia odpowiedzi. Od zawsze miałem z tym problem. Na świecie było wiele tajemnic i jeszcze więcej pokątnych rozmów, do których niekoniecznie mogłem być dopuszczany. Wszak nie wszystko było przeznaczone dla tych konkretnych - moich - uszu, a jednak moja wrodzona ciekawość potrafiła być prawdziwą kulą u nogi. Coraz częściej mi zawadzała, ale nie ze względu na niewygodę ewentualnych pytań, gdy poznawałem prawdę. Przeszkadzało mi to mdlące uczucie niepewności, pojawiające się za każdym razem, gdy moje myśli natrafiały na pustkę lub starannie zabezpieczony sekret. Chciałbym wiedzieć wszystko o wszystkich, a przecież tak się nie dało. Musiałem przełykać tę żądzę wiedzy, udawać że wcale nie wstrząsa mną alergia na niedopowiedzenia i wcale nie drażni mnie ten unik Lucindy. Szukała noża… co to za nóż? Po co on jej? Jak wyglądał? Dlaczego miałby być w tych katakumbach? Skąd się o nim dowiedziała? Od jak dawna go szukała? Potrafiłem wymyślić setki podobnych pytań, a tak naprawdę nawet nie wiedziałem jak ważny mógłby być ten artefakt, którego z taką zawziętością poszukiwała. Był ze mnie kawał hipokryty, wiedziałem o tym dobrze, ale czy to cokolwiek zmieniało?
- Niech będzie - zgodziłem się, nie bez trudu, ale nie brnąłem w to. Każdy miał swoje tajemnice i jeżeli panna Selwyn musiała chronić ten swój nóż, musiałem to zaakceptować. W końcu, ja sam nie chciałbym, aby ktoś tak wnikał w istotę mojego wypadku, dokopywał się do akt szpitalnych et cetera. Poza tym, nie odmówiła mi odpowiedzi, a jedynie ją odroczyła. Nie wiedziałem jaki miała w tym cel, ale zamilkłem, szurając zawzięcie czubkiem buta w jednej z większych, wypełnionych piaskiem szczelin pomiędzy kamieniami. Nic nie odpowiedziałem na jej współczucie. Życie nauczyło mnie, abym nie starał się wśród innych ludzi odnaleźć zrozumienia. Nie dziękowałem, kiedy już ktoś był łaskaw zainteresować się moim losem, tak samo i teraz nie powiedziałem zupełnie nic. Przyjąłem jej słowa jedynie suchym, absolutnie bezosobowym potaknięciem. Ta wyprawa była już dla mnie przeszłością. Niezwykle nieudanym elementem minionego miesiąca. Tylko ta potyczka z trollem… ach, to akurat było godne zapamiętania. Kto by pomyślał, że właśnie ta jedna myśl o śmierdzącym brzydalu tak mnie ożywi. Moje ciało zareagowało nawet na samo wspomnienie ożywczej adrenaliny rozpalającej wówczas me żyły. Nabrałem trochę energii i z większą werwą niż przed chwilą, pochyliłem się, aby zerknąć na kawałek pergaminu przyczepiony do mojego lampionu. Wraz z każdą kolejną linijką, mina rzedła mi coraz bardziej. Wreszcie zdusiłem przekleństwo, fucząc coś jedynie niezrozumiale pod nosem, mnąc blankiet z niebezpiecznym zapamiętaniem. - Pal sześć te głupie wróżby - burknąłem, niezwykle zdenerwowany ukrytym przesłaniem, jakie dostrzegłem w tych kilkunastu słowach. Nie żebym wierzył w ich spełnienie, ale wiecie jak to jest. Ludzie chcieliby pokładać nadzieje w podobnych drobiazgach. Radość sprawiłoby im ujrzenie czarnych liter układających się w przepowiednie długiego, szczęśliwego życia pozbawionego nudnej rutyny. - Niespecjalnie - odpowiedziałem wreszcie, ale Lucinda sama musiała to zauważyć. - Może z Twoją jest lepiej? - zerknąłem w kierunku jej lampionu, jakby chcąc go niewerbalnie zmusić do zaprezentowania optymistyczniejszej wróżby od jego własnej. Gdyby to jeszcze tak działało! - Ech, może to jednak nie był dobry pomysł.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]31.01.17 17:25
Lucinda była empatyczną osobą. Z łatwością wczuwała się w sytuację innych szukając odpowiedniego rozwiązania. Nigdy nie zastanawiała się nad tym co wpłynęło na to, że tak bardzo pozwalała wpływać ludziom na siebie. Wpływać słowami, przeżyciami, trudnościami. Chociaż empatia wydawała się płynąć w jej krwi to jeżeli chodziło o nią starała się być powściągliwa. Nikt nie chciał czuć się słaby. Nikt nie chciał by inni litowali się, współczuli, pokazywali swoje wsparcie. Wsparcie, które pewnie w jakimś stopniu miało pomóc skonfrontować się ze słabością tylko je pogłębia. Lucina wiedziała jak to jest gdy ktoś patrzy na ciebie z litością, wiedziała też jak to jest patrzeć tak na kogoś. Empatia choć pozornie pozytywna często jest problemem, którego nikt nie chce. Jest zakłóceniem wiary. Wiary w to, że jest się niepokonanym, że jest się niezłomnym. Dlatego Lynn bardzo rzadko odnosiła się do uczuć swoich względem osób i innych osób względem niej. Pal sześć te głupie wróżby. Słysząc to uśmiechnęła się szeroko. Nie śmiała się z niego. Rozbawił ją fakt, że póki nie sięgnie się po świstek papieru, na którym zapisana ma być przyszłość jesteśmy w stanie w nią wierzyć. Jesteśmy też w stanie w nią wierzyć gdy mówi nam coś dobrego obiecując całkiem przyjemną przyszłość. Ponoć gdy wierzymy w coś bardzo to w końcu to dostajemy. Lucinda wierzyła w samospełniające się przepowiednie, ale raczej tylko w ich negatywny skutek. Ciężko było uwierzyć, że wystarczy bardzo chcieć by coś dostać. Gdyby tak było… - Nie liczę na to. - mruknęła sięgając po swoją wróżbę. Na chwile zmarszczyła brwi nie wiedząc o czym może jej wróżba mówić. To była właśnie hipokryzja w jej wydaniu. Mówić jak bardzo nie wierzy we wróżby, a trzymać jedną w dłoni i analizować każde jej słowo. Pokręciła głową składając karteczkę na pół i spoglądając na czarny lampion. - Widocznie przyjdzie mi coś stracić, ale niedługo później zyskać… więc to chyba dobra wróżba. - skwitowała z wahaniem spoglądając na mężczyznę ze wzruszeniem ramion. Miała w zwyczaju szukanie pozytywów tam gdzie ich nie ma. Nie mogła jednak mieć tego sobie za złe. To była jedyna rzecz, która w złym czasie potrafi podtrzymać ją na duchu. Nie wszystkim w końcu przychodzi to tak łatwo. Upiła łyk wina z kieliszka i rozejrzała się po plaży. - Siądziemy? - zapytała. Ludzi nadal było tutaj stosunkowo niewiele dlatego cofnęła się o krok i poprawiając długą do ziemi suknię usiadła na suchym piasku. Nie przejmowała się, że pobrudzi sukienkę. Nie po to Merlin dał im magię by z niej nie korzystać. - Oczywiście jeżeli masz inne plany bądź… zobowiązania nie chce Cię zatrzymywać. - dodała jeszcze szybko spoglądając na niego. Jej nie śpieszyło się by wrócić na salę balową. Zwykle tak wyglądały jej śluby i wesela. Znajdowała miejsce, w którym nie musiałaby sztucznie się uśmiechać i udawać, że jej się podoba. Tutaj… pomimo tej tragicznej wróżby było całkiem przyzwoicie. - Co cię tutaj przywiodło? Inara czy Percy? A może… jeszcze coś innego? - zapytała nie odrywając wzroku od jeziora. Zdarzało jej się chodzić na śluby bo tak trzeba. Bo szlachta tego wymagała. Czasami wymagała od nich zbyt wiele i doskonale miała tego świadomość.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 03.02.17 22:37, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Brzeg jeziora [ślub] - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]02.02.17 19:46
Udawałem, że nie widzę jak się śmieje z mojej niedoli. Dziecinna wręcz irytacja wywołała na mojej twarzy na tyle dziwaczny grymas, że nawet nie dosłyszawszy co tam sobie marudzę pod nosem, mogłaby się roześmiać. Brakowało jeszcze tylko, abym tupnął nóżką i czym prędzej oddalił się z nosem wycelowanym w leniwie płynące po niebie obłoczki, tak bardzo urażony tą niestosowną wróżbą. Nie chciałem nawet myśleć o ukrytym sensie zawartym w tych kilku prostych linijkach. Ludzie mieli niezwykle rozwiniętą imaginację i nawet słowom bez większego znaczenia mogli przypisać bogatą historię. Jednakże ten fragment o masce, o obawie… to mogło być wszystko. Dla normalnego, niczym nie trapionego mężczyzny, mógł to być jedynie nieciekawy frazes - coś na kształt popularnego „słońce wschodzi każdego dnia”, a dla mnie? W tych czterech linijkach znalazło się wszystko. Moje obawy, nadzieje na odmianę przeznaczenia i kompletne strzaskanie wszelkich możliwych opcji jego uniknięcia. Właśnie w takich momentach brakowało mi kogoś kto by wiedział. Travisa lub Theseusa. Oni mogliby mnie pięścią lub czarem postawić do pionu, odegnać z mych myśli żałobny marsz, jaki już sam sobie przygrywałem, a z drugiej strony nie chciałem ich o to prosić. Mieli ciekawsze zajęcia od wysłuchiwania po raz kolejny tych samych słów, identycznych żali. Wiedzieli jaki jestem próżny, jaki chciałbym być nieuchwytny i niedościgniony na wielu płaszczyznach. Oglądali mój upadek, mój drogi kuzyn nawet w dosłownym tego słowa znaczeniu. Kiedy upadałem wtedy na piasek, gdy wtulałem twarz w zimne drobiny, nie sądziłem, że ta jedna krótka chwila aż tak głęboko dosięgnie mej duszy. Dotknięty palcem Merlina, nagle porzuciłem samego siebie na rzecz sztucznie wykreowanego Raleigha, tym razem starannie powściąganego, prowadzonego za niewidzialną uzdę. Gdy pojawiała się taka potrzeba, mogłem sam ściągnąć sobie lejce, ale nie mogło to trwać długo. Wiedziałem, że Lycoris prędzej czy później upomni się o swoje, a chociaż sens tego rozwodnionego bełkotu, jakim była moja wróżba był w istocie nieprawdopodobny, podświadomie wyczułem zagrożenie. Cały spięty, wsłuchałem się w słowa Lucindy, starałem się wyrzucić pesymizm z umysłu, zamknąć go tak, jak robili to oklumenci dbający o własne sekrety. Czasami miałem wrażenie, że gdybym tylko minął legilimente na ulicy, ten padłby nieoczekiwanie na ziemię i zwinął się w kompulsywnie drgający kłębek, nie mogąc znieść mojej malkontenckiej natury, tak głośno użalałem się nad samym sobą. Paradoksalnie, ta myśl nieco rozjaśniła mi w głowie. Bez słowa usiadłem obok panny Selwyn. Opadłem na piasek i kamienie, wiedząc że i tak niedokładnie doczyściłem garnitur. Zresztą, tak czy owak nie było mi go szkoda, skoro w każdej chwili mogłem sprawić sobie nowy. Sięgnąłem dłonią do szyi, przez moment mocując się z ciasnym węzłem, który całkowicie rozluźniłem. Zerknąłem kątem oka na blondynkę siedzącą obok. Niewiele szlachetnie urodzonych dam zdobyłoby się na podobny brak poszanowania dla ubioru i własnej prezencji. Chociaż mogłem się tego spodziewać po kobiecie, która samotnie stawiła czoło trollowi w Ferrels Wood to i tak mi tym zaimponowała. Uwielbiałem sztywne maniery arystokratek na bankietach. Niektóre z nich pąsowiały po każdym komplemencie, zasłaniały się etykietą, opierały przed reakcją na dwuznaczną wypowiedź. Dewotki na sznurkach, którego końce ściskali lordowie - ojcowie. Lucinda wydawała się być żółtym tulipanem wśród całego morza pospolitych róż. Zdaje się, ze był to pierwszy raz, kiedy czyjaś niestandardowość tak mnie intrygowała. Podkurczyłem nogi, zginając je w kolanach i obejmując ramionami.
- Zobowiązałem się jedynie do przybycia - wyjaśniłem w skrócie, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. Moje nadzieje na pozostanie niewylewnym prysnęły niczym bańka mydlana. Spojrzałem na nią ponad ramionami, gdyż w międzyczasie zdążyłem oprzeć brodę na kolanie. - Inara - odpowiedziałem najpierw na prostszą część pytania. Westchnąłem. - Zostałem zaproszony, a że widujemy się dość często i zdaje się, iż jestem jej coś winien, uznałem że może moja obecność w jakiś sposób sprawi jej przyjemność. - uśmiechnąłem się z goryczą, ale w moich oczach znalazło odbicie rozbawienie. - Tyle, że zapomniałem zabrać ze sobą uśmiechu i szczerości. Patrzenie na nich przed ołtarzem… to nie była uciecha duchowa. To brzmi niezwykle niestosownie, zapomnij. - spojrzałem znów na wodę, uciekając spojrzeniem przed jej oczami. Wsunąwszy dłoń we włosy, nieświadomie nieco je rozburzyłem w kilku nerwowych ruchach. Że też ja zawsze musiałem powiedzieć coś równie kłopotliwego.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]04.02.17 12:11
Każdy miał swoje tajemnice. Rzeczy, które mogłyby pozostać ukryte nawet przed nami samymi. Wspomnienia słabości, której nie możemy już się wyrzec. Lucinda zawsze była ogniem. Tym płonącym delikatnie w ciemnościach i szatańską pożogą niszczącą wszystko na swojej drodze jeśli tego właśnie było trzeba. Nie tylko dlatego, że ten żywioł płynął w jej krwi. Była ogniem bo tak jak i on była nieprzewidywalna, zmienna, podążająca swoją własną drogą bez spoglądania na czyhające konsekwencje. Była bo jej ogień zgasł kilka miesięcy temu z odbijającym się nadal w jej głowie znajomym syknięciem. Chociaż mówi się, że zwykle nie mamy wpływu na złe rzeczy, które nas spotykają to blondynka w jakimś stopniu czuła się winna. Może temu, że nie przewidziała tego wcześniej, może temu, że pozwoliła sobie liczyć na o wiele więcej. Śmiałość w pragnieniach zwykle uderza w nas odwrotnością. Więc czemu skoro mamy tego świadomość nadal pozwalamy sobie tu czuć? O jej chorobie wiedziało niewiele osób. Elizabeth, której okłamywanie nigdy nie przynosiło Lucindzie nic dobrego, Morgoth, któremu w pewnym czasie powiedziałaby naprawdę dużo. Jednak ukrywanie tego przed bliskimi wcale nie było takie trudne. Ludzie przyzwyczaili się do tego, że zwykle jej nie ma. Przyzwyczaili się do tego, że spędza miesiące na poszukiwaniach, a wraca tylko po to by wyczekiwać kolejnej wyprawy. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że jest słaba, że ciągłe podążanie do życiem, które sobie umiłowała w końcu ją zabije. I Merlin był jej świadkiem, że nie miała zamiaru z tego rezygnować. W końcu ryzykowała każdego dnia. Mogła zginąć w Portugalii gdy wspinali się na jeden ze szczytów, w Tanzanii gdzie byli atakowani przez trytony, a nawet w Ferrels Wood przy bliskim spotkaniu z trollem. Ich rodowe motto mówiło, że nie ognia nie gasi się ogniem. Ona jednak wierzyła, że będzie w stanie pewnego dnia znowu rozpalić w sobie ten ogień. Dany jej z urodzenia i odebrany bez ostrzeżenia. Lucinda nigdy nie martwiła się o rzeczy zbyt przyziemne. Często zmuszana do nakładania maski na twarz korzystała z każdej okazji by sięgać po prostotę. Utkwiła wzrok w odbitym w tafli wody słońcu. Po miesiącach śniegu, lodu i zimna… ciepło było zaskakującą odskocznią. Blondynka odłożyła pusty kieliszek delikatnie na piasku. Słysząc odpowiedź mężczyzny spojrzała na niego lekko zaskoczona szczerością wypowiedzi. W końcu zwykle ludzie mieli talent do omijania prawdy, uciekania od tego co myślą i skupianiu się na nieistotnych szczegółach. - Grunt, że prezencję masz nienaganną. Nie wiem czy uśmiech i szczerość w ogóle jeszcze się liczą. - powiedziała ignorując jego słowa o byciu niestosownym. Wolała rozmawiać o tym co prawdziwe, a nie tym co napakowane sztucznością. Westchnęła sięgając po leżący na piasku kamyk. - To chyba pierwszy ślub od… długiego, naprawdę długiego czasu, na który przyjść chciałam. Zwykle jakimś trafem nagle znajduje wzmianki o niezwykłych artefaktach ograniczając się do wysyłania młodym prezentów. - mruknęła podrzucając lekko kamyczek w dłoni. - Czasami mam wrażenie, że w całym Londynie nie grają większej farsy. Z większą ilością nienagannych aktorów. - dodała spoglądając na mężczyznę. - Chociaż dzisiaj… jeszcze aż tak mnie to nie dotyka. - przeniosła spojrzenie na nadal dryfujące lampiony. Nikt nie potrzebował poznać swojej przyszłości?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Brzeg jeziora [ślub] - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]05.02.17 0:08
Przed gonitwą

Zaskakująca sytuacja. Jako ktoś, kto nosi nazwisko Burke, nadzwyczaj często goszczę na arystokratycznych przyjęciach. Kiedy się tak zastanawiam nad przyczyną niniejszego stanu rzeczy, ze zdumieniem odkrywam, że tak jak wcześniej uczestnictwo w tychże ceremoniałach było dla mnie zwyczajnie p r z y k r e, tak teraz jawi mi się ono jako… nadspodziewanie przyjemne? Im więcej o tym myślę, tym dziwniejsze wydaje mi się obecny stan rzeczy - nie kwestionuję go jednak, przyjmując to za dobrą monetę. Ciąg dalszy dobrych zmian, jakie mają nastąpić pod wpływem moich decyzji oraz posunięć. Nie jestem dobry w szachy, wszystko to stało się najprawdopodobniej dziełem zwyczajnego przypadku, ale czy to oznacza, że powinienem wszystko przekreślić, pójść po rozum do głowy oraz odzyskać dawne życie? Nie. Ono się skończyło, zresztą stanowiąc bardzo miałkie indywiduum. Pozbawionego polotu. Bardzo nie chcę do niego wracać. Nawet jeśli całe życie zejdzie mi na przystosowywaniu się do nowości serwowanych mi od tego czasu. Szczęście mi nie sprzyja, to prawda, ale nabrana w Rosji odwaga oraz zmiana niektórych życiowych priorytetów nie może pójść na marne. Nie, kiedy jestem z tobą, tuż obok, w każdej pojedynczej chwili naszego istnienia. Zazębiającego się z każdym uderzeniem mniej lub bardziej czułego serca.
Moje, wykute z lodu topnieje pod naporem spojrzenia spod kurtyny gęstych rzęs - uważnego, konkretnie badającego otaczający je świat, a jednak gdzieś wewnętrznie ciepłego. Wierzę w to, chociaż nie mam żadnych namacalnych dowodów na własne teorie. Może to tylko gra, jakich na salonach wcale nie brakuje, ale dlaczego miałbym pozbawiać się tej ulotnej nadziei? Zauważam z niemałym zdziwieniem, że przyjemnie jest topić się we własnych wyobrażeniach twojej osoby. Szukać na jej twarzy zalążka uśmiechu, a w słowach jakiejkolwiek nuty objawiającej zadowolenie. Nie wiem kiedy owinęłaś mnie wokół palca, ani jak to się dokładnie stało, ale paradoksalnie - czuję, że żyję. Gdzieś jakieś emocje się we mnie kotłują, pojawiają znienacka. Jak deszcz po wielu latach suchego nieurodzaju. Jak to robisz? Dlaczego? Czy jest w tym jakaś celowość?
W twoim towarzystwie zawsze zastanawiam się nad wieloma rzeczami. Uważnie kroczę ofiarowując ci swoje ramię, aż docieramy do centrum ceremonii. Na pewno bardzo romantycznej - nie znam się na tym. Dla mnie jest za jasno, przynajmniej w namiocie. Za dużo bieli. To nic złego, to ponoć symbol niewinności. Inara zasługuje na wszystko co najlepsze, dlatego jeśli chciała po raz ostatni zatopić się w bieli rodowych róż, to niech tak będzie. Z oczywistych względów bardziej muszę doceniać te szkarłatne, ale tak naprawdę kwiaty nie leżą w kręgu moich zainteresowań. Podziwiam praktycyzm całego wystroju, żeby wreszcie wraz z tobą podejść składać parze życzenia. Moje są na pewno szczere - życzę im jak najlepiej. I wręczam stosowny podarek. A kiedy tym pięknym chwilom może stać się w końcu zadość, prowadzę cię ku jeziorze. Milczę dłuższą chwilę.
- Chcesz poznać swoją przyszłość? - pytam ni stąd, ni zowąd, nie wiedząc do końca czy tyczy się to lampionowych atrakcji wróżenia czy może jest to ogólnikowe pytanie dotyczące jakże ważnych pytań życiowych. Za to spoglądam na ciebie wyczekując nie tyle co odpowiedzi, co reakcji.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]05.02.17 23:08
Ślub był wspaniały! Pola nie mogła powstrzymać łez, więc dobrze, że miała ramię Ollivandera przy sobie. Płakała cały czas, chociaż sie nie przyzna, ale to dlatego, że to jednak trudne jak się dopiero rozstała z kimś z kim myślala, że będzie robiła swoje wesele. Z cała masą wspaniałych słodkości! Och, wesele Bottów byłoby piękne! Ale potem powiedziała do ramienia Titusa coś takiego: - Ale wiesz, pomyślałam, że jak ja bm wygladała z takim krótkim nazwiskiem? Polly Bott? To brzmi kuriozalnie i conajmniej jak komedia - a właściwie to nie w ramię, ale całkiem głośno, kiedy stali w kolejce by złozyć te życzenia. Na ręce, a nie na uszy. Chociąz Titus to na uszy składał i pokazał jak to się robi!
Potem poszli się przejść i zobaczyli wspaniałe miejsce, bardzo romantyczne. Pola sobie paliła papieroska i opowiadała o tym, że złote sukienki są najpiękniejsze pod słońcem i że jakby mogła to by się tak codziennie ubierała. Później spytała, czy on jest pewny, że chce z nią tańczyć tego walca, bo ona ćwiczyła, ale sama już nie wie czy jest pięknie? No a później podeszli do miejsca w którym Titus mówi o tej zlej wróżbie:
- Daj spokój, to tylko zabawa. A jak ci to przepowiedzą, to obiecuje siedzieć z tobą w wannie cały tydzień. Podobno w wannie można przeżyć nawet wielkie tornado!
Czyżby? Tak czy siak, jak mu się udało, to zaklaskała w dłonie i zaraz spojrzała mu przez ramię co on dostał.
- Uuu, uważaj Titusku, bo ktoś ci skradnie serce - Polcia wygładziła złoty materiał swojej pięknej sukienki i spojrzała jeszcze raz rozbawiona na Tiutsa. - Gorzej, jeżeli już to się stało - a na przykład żadne z nich nie ma o tym pojęcia! Bo taka Pola to na pewno by się mogła zakochać w Titusie, on jest jak jakiś ideał dla niej. Zna się na tym co dla niej najważniejsze - czyli muzyce, umie wspaniale tańczyć, jest radosny i nie sprawia kłopotów. No i jeździ samochodem, to bardzo męskie.
- No dobrze, to teraz ja. Pozwolisz? - pyta, ale wcale nie dlatego, żeby jej pozwolił. Pola nie jest typową panienką, która się słucha, która będzie siedziała pod butem mężczyzny. Jak czegoś chce, to to bierze. Pewnie dlatego żaden mężczyzna nie umie jej utrzymać na długo przy sobie - nie mają jaj!
Poli spodobał się bardzo ten czerwony kolor, ale nie wiedzieć czemu wybrała lampion czarny! Wskazuje na niego różdżką i mówi wyraźnie: -Accio!


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]05.02.17 23:08
The member 'Polly Havisham' has done the following action : rzut kością


#1 'k100' : 3

--------------------------------

#2 'k10' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg jeziora [ślub] - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]06.02.17 0:02
Jedno z pewnością powiodło się Lucindzie. Roześmiałem się nagle, kompletnie zaskoczony z jaką łatwością wytrąciła mnie z mojej obrażalskości względem całego świata. Starając się stłumić to parsknięcie, otoczyłem głowę ciaśniej ramionami. Zabieg zakończyłem sukcesem, więc mogłem już na nią spojrzeć. Nieco cieplej niż przed sekundą.
- W takich okolicznościach? Pewnie nie, a jednak nie warto tłamsić prawdy obłudą. Prędzej czy później wróci ze zdwojoną siłą, uderzając w nas, miast w postronnych obserwatorów. - zabawne, że to akurat ja byłem w stanie zdobyć się na takie słowa. Raleigh Greengrass, dla którego nieszczerość była chlebem powszednim, a który całe swoje życie chciał zbudować właśnie na niej. Nie miałem złudzeń - nawet swojej przyszłej żonie nie zamierzałem spowiadać się ze swoich tajemnic. Byłem przekonany, że nie uda mi się odnaleźć w niej bratniej duszy, a osiągnięcie konsensusu okaże się możliwe jedynie w sprawach dalszej polityki rodowej, kiedy to mężczyzna miał o wiele więcej do powiedzenia niż jego droga „szyja”, a jednak to mnie dotykało. Chciałbym gromadzić wokół siebie ludzi, którym mógłbym bezgranicznie ufać. Dochowywanie tajemnic potrafiło być niezmiernie wykańczające, niemalże równie silnie jak nieskończona walka o swoje, w tych czasach nieoceniona. Przyglądałem się jak podrzuca kamyk, podczas gdy uszy rejestrowały jej słowa. - Więc dlaczego nie bawisz się jak pozostali? - zapytałem po prostu, marszcząc lekko czoło, bo i nie widziałem w tym żadnej silnie do mnie przemawiającej logiki. Mnie nie wypadało opuścić tego ślubu, a skoro Lucinda miała już pewne doświadczenie w omijaniu wydarzeń towarzyskich, dlaczego zdecydowała się pojawić akurat na tym konkretnym? Czymże różniło się od wszystkich poprzednich? Zestaw gości, potrawy i atrakcje? Czy to aż w takim stopniu mogło na nią wpływać? Szczerze wątpiłem, a jednak milczałem, wypatrując na jej twarzy jakiegoś znaku zwątpienia w sens jej postępowania. Słyszałem rozmowy par przechadzających się brzegiem, a mimo wszystko byłem w stanie je ignorować. W tym momencie to jedynie panna Selwyn zasłużyła sobie na moją uwagę. Chyba, że namiot weselny miał za kilka sekund stanąć w ogniu, wtedy pewnie przewartościowałbym swoją tabelę aktualnych priorytetów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]07.02.17 10:27
Dziwnie było słyszeć z czyichś ust to co jeszcze przed chwilą zajmowało myśli. Właśnie dlatego nie lubiła tych wszystkich uroczystości. Nienawidziła być zmuszaną do respektowania zasad czasem bezsensownych i tak często staroświeckich. I choć nigdy nie powiedziałaby tego głośno to uważała, że to było krzywdzące. Ciężko jest znaleźć swoją własną tożsamość, kiedy musisz być taki jak wszyscy. Lucinda uważała, że są rzeczy, które powinno się respektować o każdej porze dnia i nocy. Nigdy nie zrobiłaby nic co przyniosłoby wstyd jej rodowi, nigdy nie zrobiłaby też nic co mogłoby dotknąć jej nazwiska i zostawić na nim skazę. Decyzje ojca, których nigdy nie podważała. Słowa nestora, których się bała. Szacunek jaki miała i który tyczył się spraw znaczących. Nie tych błahych. Nie tych będących dodatkiem do tytułu. Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Nie musiała nic więcej mówić. To było jak wyjęte prosto z jej głowy. Każdego prędzej czy później dotknie sprawiedliwość. Lucy nie wierzyła w przeznaczenie, ale wierzyła w przekorność losu, która dopada nas w najmniej oczekiwanych momentach siejąc chaos nie tylko w naszych głowach, ale w całym naszym życiu. A kto nie brał tego pod uwagę miał bardzo szybko się o tym przekonać. I chociaż nie wiedziała jak naprawdę podchodzi do tego lord Greengrass. Nie miała pojęcia czy stosuje się do własnych słów to jednak może jakaś część jej chciała wierzyć, że to jeszcze ma sens i to nie dotyczy tylko jej. Więc dlaczego nie bawisz się jak pozostali? Lucinda wierzyła w szczęście Inary i Perciego. Dlatego właśnie ten ślub aż tak bardzo nie męczył jej oczu. Wierzyła, że składana przysięga była prawdziwa, a ten dzień jest dla nich szczególny. Szczególnie dobry. Nie była też hipokrytką. Wiedziała, że prędzej czy później stanie w tym samym miejscu tylko z mniejszą ilością szczęścia. W końcu bycie żoną w ich kręgach traktuje się bardziej jak zawód z umową do czasu „póki śmierć nas nie rozłączy”. Dzisiejszego dnia właśnie przez wzgląd na tych dwoje nie czuła się aż tak przytłoczona tym ślubnym fałszem. Jedni nie lubili chodzić do cyrku przez występujących tam klaunów, a Lucinda nie przepadała za ślubami. Kamyczek odbił się jeszcze kilka razy od jej dłoni zanim odpowiedziała. - Bo to ciągle jest tylko farsa. - powiedziała łapiąc kamyk i przenosząc wzrok z niego na mężczyznę. Może brzmiało to nielogicznie. Skoro mogła tutaj nie przyjść to po co przyszła? On nie mógł patrzeć na wypowiadane słowa przysięgi, parę stojącą w namiocie i więzy małżeńskie. Ona nie mogła patrzeć na całą resztę. - A tak naprawdę czekam aż zniknie ta cała powaga i zacznie się prawdziwa zabawa. Czasem po prostu mnie zadziwia to co alkohol może zrobić z niektórymi ludźmi. Tak przy tłamszeniu prawdy obłudą. - odparła i choć jej słowa przesiąknięte były rozbawieniem to nie było to całkowicie oderwane od prawdy. Dużo się naoglądała podczas swojego już długiego życia. Lucinda oderwała spojrzenie od mężczyzny i zwróciła się znowu w stronę jeziora. Kolejny lampion poszybował w czyjąś stronę. - Są jak chińskie ciasteczka - dodała spoglądając na kobietę, która po niego sięgnęła. - Chociaż po przeczytaniu tragicznej wróżby... zwykle zostawało jeszcze ciastko. - mruknęła ze wzruszeniem ramion.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Brzeg jeziora [ślub] - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]08.02.17 0:00
- Polly Ollivander by brzmiało lepiej, hm? - zerknął na nią kątem oka i się roześmiał, bo jakby Polka faktycznie została kiedyś lady Ollivander to by był ubaw po pachy. Pewnie by ze swojego małżonka zrobiła jakiegoś czarodziejskiego Elvisa, bo przecież nikt nie miał tyle stylu i klasy co panna Havisham, albo poszliby wspólnie drogą tańca towarzyskiego wygrywając międzynarodowe konkursy... Chociaż po wyjściu Wielkiej Brytanii z MKCz to może tylko te organizowane na wyspach...
- Siedzenie w wannie przez cały tydzień brzmi jak dobry plan, błagam, żeby to była śmiertelna wróżba. - pewnie sobie nie powinien żartować ze śmierci, szczególnie w takich niepewnych czasach, ale kto będąc w wieku nastoletnim myślał na serio o takich rzeczach? Chyba nikt...
Schylił się po lampion wyjmując zeń karteczkę i od razu uniósł obie brwi... Fantastycznie, jeszcze mu tego brakowało, by kolejna niewiasta zagościła w ollivanderowym serduszku, jak tak dalej pójdzie to w końcu dostanie zawału! Autentycznie! Ale spojrzał na Poleczkę i się roześmiał, wspierając dłoń na sercu - Chyba się to właśnie dzieje, Polly, od dzisiaj moje serce należy do ciebie! Czujesz to? Nigdy nie biło tak szybko, wyrywa się w twoje ręce! - stwierdził, łapiąc dziewczę w objęcia i składając całusa na jej gładkim policzku.
- Ależ proszę! - wypuścił ją z uścisku, przeciągając przez palce swoją wróżbę i wbił spojrzenie w lampiony, podążając wzrokiem za końcem różdżki panny Havisham. Myślał, że zaraz wyleci z niej świetlisty promień, ale nic takiego się nie stało, więc zerknął na Polę - Chociaż czekaj! Damy nie muszą czarować, pozwól, że twój dżentelmen zrobi to za ciebie. - skinął ku niej łepetyną, na nowo wyciągając swoją różdżkę - Ten? - upewnił się, celując końcem w wybrany przez Polly lampion, po czym wykonał serię nieskomplikowanych ruchów wypowiadając przy tym zaklęcie - Accio!

/rzucam tylko na zaklęcie, bo lampion se już Polka wybrała


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]08.02.17 0:00
The member 'Titus F. Ollivander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 47
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg jeziora [ślub] - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]08.02.17 0:10
Chociaż zaklęcie Poli ominęło wybrany przez nią lampion, to zamknięte w czarnej oprawie światełko bez wahania powędrowało w stronę Titusa. Na dołączonym bileciku eleganckie litery układały się w następujące słowa:

Nie musisz szukać daleko,
nie musisz sięgać głęboko;
Neptun i Saturn zwiastują,
że wpadłaś komuś w oko.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Brzeg jeziora [ślub] - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]08.02.17 11:26
Jeszcze kilka godzin temu nie sądziłem, że uda mi się osiągnąć ten stan. Wraz z każdą kolejną upływającą minutą zaczynał spływać na mnie przedziwny spokój. Nie ten fałszywy, gdzie tuż pod kruchą taflą normalności ukryty był najprawdziwszy diabeł, czysty gniew, ledwie trącony silniejszą emocją, a już wybudzony, przywołany na jawie. Nie trawiąca mą poczerniałą duszę nielojalna, podświadoma zazdrość. Chciałem zapomnieć o towarzyszących wszystkim szlachetnie urodzonym niewdzięcznych pozorach, a zarazem móc wykrzesać z siebie choćby i tyle entuzjazmu, aby nie ziewać podczas krojenia tortu. To bynajmniej nie była dziecinna igraszka nawet dla mnie, a jednak coś się zmieniło. Nie we mnie, o tym byłem przekonany. Zmieniły się podszepty mojej intuicji, moje pragnienia i postrzeganie całej tej sytuacji. Nie za sprawą jakichś magicznych sztuczek czy szalonego umotywowania odmiennego sposobu postępowania. Odmianę stanowiło głównie moje towarzystwo. Kiedy to sobie uświadomiłem, jedynie przesunąłem palcem prawej dłoni wzdłuż dolnej wargi. Dwa srebrne sygnety zalśniły na moich palcach w tych słabych promieniach słońca, a następnie zniknęły, gdy ponownie opuściłem rękę na swoje kolana. Wpatrzony w spokojną wodę, trawiłem jej słowa w nieprzerwanej ciszy. Wreszcie prychnąłem.
- Wspomnę o tym Inarze. - w moim głosie było tak wiele ironii, że rozumiała się ona sama przez się. - Jeszcze nie jest za późno, aby przymocowali do lampionów schłodzoną whisky. - może wtedy przyjąłbym ten nonsens, jaki stanowiła moja własna wróżba, z należytą Greengrassowi powściągliwością? Cóż, jeżeli mógłbym zapić wszelkie zmartwienia, było to wielce prawdopodobne. Alkohol był moim lekarstwem na wiele spraw. Wystarczyło popatrzeć jak się czułem, kiedy nie trzymałem dzisiaj w dłoni szklanki z grubego szkła. Cóż to za ślub bez szumu w głowie? Na trzeźwo ciężko znieść to wszystko. Atmosfera miłości i wzajemnego poszanowania zdecydowanie ostatnimi czasy mi nie służyła. - I to właśnie to robisz po godzinach? - zapytałem po chwili, wracając do jej poprzedniej wypowiedzi. - Podziwiasz skutki nadużycia alkoholu? Nie byłoby zabawniej przyłączyć się do nich wszystkich? Dać się porwać muzyce, zawirować w nieskrępowanym tańcu… niekoniecznie z kieliszkiem w dłoni. - ha, takie sugestie od kogoś mojego pokroju. Zdaje się, że zaczynałem czuć się nieswojo i powinienem jeszcze raz przemyśleć cel, ku któremu podążały moje rozmyślania. - Samotność jest lekiem doraźnym. - tych słów nie kierowałem do Lucindy. Ba, nie odnotowałem nawet, że wymówiłem je na głos. Na szczęście na tyle cicho, aby mogła udać, że ich nie dosłyszała. Takie wyrażenia z moich ust mogły być zawstydzające. W końcu nie musieliśmy się sobie z niczego spowiadać, oboje to wiedzieliśmy, a jednak ileż można trwać w stanie zawieszenia? Siedzenie okrakiem na płocie jeszcze nikomu na dobre nie wyszło, a skoro nawet nieświadom przechylałem się na jedną stronę, to chyba oznaczało, że jest jeszcze dla mnie ratunek?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]08.02.17 21:19
Pomimo ironii w jego głosie uśmiechnęła się szeroko do wizji ognistych przyczepionych do lampionów. Prawdopodobnie wróżby wtedy byłyby o wiele bardziej znośne, a przede wszystkim niosłyby ze sobą coś pozytywnego. Lucinda ceniła w takich miejscach dostatek alkoholu. Nie wszystko było w stanie znieść na trzeźwo. - Zdecydowanie zaryzykowałabym ponowne zszarganie swoich nerwów. - mruknęła przejeżdżając dłonią po upiętych włosach. Chociaż nie była zwolenniczką zapijania swoich problemów to nie była też całkowitą przeciwniczką. Dionizos dobrze zrobił zostając bogiem wina. Jego kieliszek musiał zawsze pozostawać pełny… - Kiedyś byłam na ślubie… całkowicie przypadkowych czarodziei. - zaczęła z uśmiechem, kiedy przypomniała sobie jej ta historia. - Mężczyzna chciał podarować przyszłej żonie pierścień z nałożoną klątwą, ale no nie do tego dążę… na kieliszki było rzucone ciekawe zaklęcie. Za każdym razem gdy kończył ci się trunek kieliszek wypełniał się po brzegi. Rozrywka na najwyższym poziomie. Muszę się nad tym zaklęciem głębiej zastanowić… w sumie kto wie kiedy i komu może się to przydać. - powiedziała śmiejąc się na same wspomnienie tych wszystkich uśmiechniętych od ucha do ucha gości. Dziwne jeszcze niedawno opowiadała tę historię Alekowi. Chociaż od ślubu Rosierów minęło możliwie dwa tygodnie to w życiu Lucindy tyle rzeczy zdążyło się wydarzyć, że miała wrażenie iż minął co najmniej miesiąc. Wygładziła brzeg sukni. Nie zastanawiała się nad tym czy wolała siedzieć tutaj czy spędzać czas na parkiecie. Nie była typem kobiety kręcącej nosem. Zwykle działała pod wpływem chwili, całkowicie spontanicznie. Chociaż nie miała ochoty spędzać czasu w takim tłumie to decyzja o przyjściu tutaj nie była tylko i wyłącznie ucieczką. Pewnie gdyby nie spotkała tutaj lorda Greengrassa i gdyby nie spędzało jej się tego czasu dobrze pewnie właśnie wyglądałaby słodkości, rozmawiała z gośćmi, wypijała trzeci kieliszek wina, a potem po prostu wróciłaby do domu. Nigdy nie kręciła nosem na to na co właściwie nie miała wpływu. Wbrew wszystkiemu zwykle była tą przekonującą wszystkich, że to wszystko nie jest takie złe na jakie wygląda. Wzruszyła delikatnie ramionami opierając brodę na złożonych dłoniach. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Wcale nie powiedziałam, że ograniczam się do biernej obserwacji. To, że niekoniecznie przepadam za takimi uroczystościami nie znaczy, że nie czerpię z nich tego co przyjemne. Chyba nie mam w zwyczaju kręcić nosem na coś na co nie mam wpływu. - odparła. Nadal była szlachcianką i nadal to wszystko leżało w jej obowiązkach, ale wbrew temu była też sobą, a tej natury nie da się pozbyć. - Mam wrażenie, że dla ciebie wszystko jest albo czarne albo białe… - mruknęła jeszcze unosząc brew. Nie wiedziała czemu to powiedziała. Może dlatego, że właściwie w ogóle zapomniała o tym, że tak naprawdę wcale go nie zna. Więc skąd te słowa? Przeniosła spojrzenie na wodę przed nimi. Słysząc jego słowa pokiwała głową. - Jest… w zależności od sytuacji, ale jest. - odpowiedziała równie cicho. - Chyba przeszkodziłam ci w leczeniu. - mruknęła przenosząc wzrok z tafli wody na mężczyznę. Nie wiedziała czy odpowiadało mu jej towarzystwo, nie miała pojęcia czy czasem nie życzy sobie tego by już w końcu sobie poszła bawić się, patrzeć na pijanych ludzi czy co tam jeszcze roiło się jej w główce.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Brzeg jeziora [ślub] - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Brzeg jeziora [ślub] [odnośnik]08.02.17 23:21
- To by brzmiało ładnie - przytakuje Pola i jest już trochę mniej obrażona. Jednak jak to dobre nazwisko działa na kobietę. Polly Ollivander. - Wiesz dlaczego brzmiałoby ładnie? Bo podwójne L w środku jak się powtarza to wyglada ładnie - zadecydowała, wszak jest dość rezolutną panienką i takie niuanse są dla niej bardzo istotne. Nie muszą być dla innych równie istotne. Idą sobie tak tym brzegiem jeziorka, a panna Havisham się głowi nad jedną z bardzo ciekawych rzeczy. - Słuchaj Tito, a czy jakbym była Ollivander to musiałabym się tez nauczyć tych wszystkich rdzeni różdżkowych? Jakby, dajmy na to moje dzieci mnie o coś spytały, to chyba powinnam sie znać. Żeby odrabiać za nie te zadania do szkoły różdżkarskiej - marszczy czoło i się zastanawia, czy nie powinna zaraz rzucić profesji cukiernicy i chodzić z Titusem na zajęcia, a potem aż się zdenerwowała i tupneła nóżką. - Powinniście mieć jakąś szkołę dla przyszłych żon Ollivanderów, to przecież nie fair, później dzieci myślą że mamy sa jakieś głupie
Mała feministka chce cały świat zawojować. Ale ucisza się i znów uśmiecha, bo wcale się nie może złościć jak tak sobie spacerują z Titusem po brzegu jeziora. A gwiazdy migają i robią nastrój. Nawet jak się rozmawia o śmiercionośnych przepowiedniach.
- Moglibyśmy nauczyć się nowego języka. Może goblinowego? Jakbyś umiał robić różdżki i rozmawiać w ich języku, to by każdy bank stał dla nas otworem - ale wymysliła, bo byliby jak Bonnie i Clyde! Mało to oryginalne, ale sa młodzi i mogą sobie tak dumać nad rzeczami. A czy tydzień wystarczy na naukę języka goblinów? A czemu by nie? Zawsze mogliby porzucić ten plan i jeść lody o wszystkich smakach.
Polka to się troche obraziła za te żarty o sercu, co jest już tylko jej. Jak on tak może żartować, przecież ona dopiero co pochowała swoją miłość do Bertiego. I co, już ma być odpowiedzialna za kolejną? Titus jest jej ogromnie drogi, ale nie może się tak wpychać bez czekania! Pacnęła go w ramię, bo co to za kradzież całusów, jak nikt nie patrzy. Jeszcze ktoś zobaczy!
- Och nie żartuj tak - a minę miała bojową, trochę jak dziecko. Uparta niczym z księżycowego królestwa, chce się odwrócić i pójść na tańce, ale on wtedy zawołał jej wróżbę i już sie przestała na niego gniewać. Staneła sobie obok swojego dżentelmena i przechyla głowę, żeby przeczytać co też czarny lampion jej przyniósł.
Najpierw miała wrażenie że się obrazi, ale później przestała już tak sądzić. Pokiwała głową i spojrzała tak trochę dziwnie na Titusa.
- Saturn i Neptun twierdza, że dziś znajdę swojego szlacheckiego adoratora - a po tym jak już powachlowała brwiami to chowa sobie tę wróżbę do torbeczki zawieszonej na nadgarstku i wzdycha sobie.
- Myślę, że zanim zatańczymy w konkursie, to należy mi się lampka wina
I to było zasugerowanie, żeby zmiatać w te pędy do wodopoju. Bo jeszcze zacznie robić się romantycznie i co będzie!


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Brzeg jeziora [ślub]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach