Światełka na wodzie
Według zwyczaju, po przeczytaniu wróżby jej tekst należy zastąpić osobistym życzeniem - dotyczącym własnej bądź innej osoby - a lampion puścić z powrotem na wodę. Zabranie go przez fale ma zapewniać, że zapisana prośba wkrótce się spełni.
Dryfujący na wodzie lampion można przywołać jedynie zaklęciem Accio. Aby to zrobić, należy napisać post, w którym postać decyduje się na kolor lampionu, w który celuje (czerwony, czarny lub szary) oraz rzucić dwiema kośćmi: k100 (na powodzenie rzuconego zaklęcia) oraz k10 (na określenie numeru wróżby przypisanej do danego koloru). Pole rzutu kością powinno wyglądać tak.
ST wyłowienia lampionu jest równe stopniowi trudności Accio i wynosi 40 (do rzutu dolicza się statystykę zaklęć). W razie niepowodzenia nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbować jeszcze raz.
Każda postać może wylosować tylko jedną wróżbę (panowie mogą jednakże wyręczyć w tej czynności panie, losując w ich imieniu i przekazując im później lampion), jak również posłać na wodę jedno życzenie.
Post z wróżbą pojawi się z konta Ain Eingarp po każdym udanym rzucie. W razie wylosowania numeru, który przy danym kolorze pojawił się już wcześniej, organizator kierujący zabawą sam wybierze następną wolną wróżbę - nie ma potrzeby w takim wypadku rzucania kością jeszcze raz.
Wszelkie pytania i wątpliwości można kierować do Percivala Notta.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Niech będzie - zgodziłem się, nie bez trudu, ale nie brnąłem w to. Każdy miał swoje tajemnice i jeżeli panna Selwyn musiała chronić ten swój nóż, musiałem to zaakceptować. W końcu, ja sam nie chciałbym, aby ktoś tak wnikał w istotę mojego wypadku, dokopywał się do akt szpitalnych et cetera. Poza tym, nie odmówiła mi odpowiedzi, a jedynie ją odroczyła. Nie wiedziałem jaki miała w tym cel, ale zamilkłem, szurając zawzięcie czubkiem buta w jednej z większych, wypełnionych piaskiem szczelin pomiędzy kamieniami. Nic nie odpowiedziałem na jej współczucie. Życie nauczyło mnie, abym nie starał się wśród innych ludzi odnaleźć zrozumienia. Nie dziękowałem, kiedy już ktoś był łaskaw zainteresować się moim losem, tak samo i teraz nie powiedziałem zupełnie nic. Przyjąłem jej słowa jedynie suchym, absolutnie bezosobowym potaknięciem. Ta wyprawa była już dla mnie przeszłością. Niezwykle nieudanym elementem minionego miesiąca. Tylko ta potyczka z trollem… ach, to akurat było godne zapamiętania. Kto by pomyślał, że właśnie ta jedna myśl o śmierdzącym brzydalu tak mnie ożywi. Moje ciało zareagowało nawet na samo wspomnienie ożywczej adrenaliny rozpalającej wówczas me żyły. Nabrałem trochę energii i z większą werwą niż przed chwilą, pochyliłem się, aby zerknąć na kawałek pergaminu przyczepiony do mojego lampionu. Wraz z każdą kolejną linijką, mina rzedła mi coraz bardziej. Wreszcie zdusiłem przekleństwo, fucząc coś jedynie niezrozumiale pod nosem, mnąc blankiet z niebezpiecznym zapamiętaniem. - Pal sześć te głupie wróżby - burknąłem, niezwykle zdenerwowany ukrytym przesłaniem, jakie dostrzegłem w tych kilkunastu słowach. Nie żebym wierzył w ich spełnienie, ale wiecie jak to jest. Ludzie chcieliby pokładać nadzieje w podobnych drobiazgach. Radość sprawiłoby im ujrzenie czarnych liter układających się w przepowiednie długiego, szczęśliwego życia pozbawionego nudnej rutyny. - Niespecjalnie - odpowiedziałem wreszcie, ale Lucinda sama musiała to zauważyć. - Może z Twoją jest lepiej? - zerknąłem w kierunku jej lampionu, jakby chcąc go niewerbalnie zmusić do zaprezentowania optymistyczniejszej wróżby od jego własnej. Gdyby to jeszcze tak działało! - Ech, może to jednak nie był dobry pomysł.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 03.02.17 22:37, w całości zmieniany 1 raz
- Zobowiązałem się jedynie do przybycia - wyjaśniłem w skrócie, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. Moje nadzieje na pozostanie niewylewnym prysnęły niczym bańka mydlana. Spojrzałem na nią ponad ramionami, gdyż w międzyczasie zdążyłem oprzeć brodę na kolanie. - Inara - odpowiedziałem najpierw na prostszą część pytania. Westchnąłem. - Zostałem zaproszony, a że widujemy się dość często i zdaje się, iż jestem jej coś winien, uznałem że może moja obecność w jakiś sposób sprawi jej przyjemność. - uśmiechnąłem się z goryczą, ale w moich oczach znalazło odbicie rozbawienie. - Tyle, że zapomniałem zabrać ze sobą uśmiechu i szczerości. Patrzenie na nich przed ołtarzem… to nie była uciecha duchowa. To brzmi niezwykle niestosownie, zapomnij. - spojrzałem znów na wodę, uciekając spojrzeniem przed jej oczami. Wsunąwszy dłoń we włosy, nieświadomie nieco je rozburzyłem w kilku nerwowych ruchach. Że też ja zawsze musiałem powiedzieć coś równie kłopotliwego.
Zaskakująca sytuacja. Jako ktoś, kto nosi nazwisko Burke, nadzwyczaj często goszczę na arystokratycznych przyjęciach. Kiedy się tak zastanawiam nad przyczyną niniejszego stanu rzeczy, ze zdumieniem odkrywam, że tak jak wcześniej uczestnictwo w tychże ceremoniałach było dla mnie zwyczajnie p r z y k r e, tak teraz jawi mi się ono jako… nadspodziewanie przyjemne? Im więcej o tym myślę, tym dziwniejsze wydaje mi się obecny stan rzeczy - nie kwestionuję go jednak, przyjmując to za dobrą monetę. Ciąg dalszy dobrych zmian, jakie mają nastąpić pod wpływem moich decyzji oraz posunięć. Nie jestem dobry w szachy, wszystko to stało się najprawdopodobniej dziełem zwyczajnego przypadku, ale czy to oznacza, że powinienem wszystko przekreślić, pójść po rozum do głowy oraz odzyskać dawne życie? Nie. Ono się skończyło, zresztą stanowiąc bardzo miałkie indywiduum. Pozbawionego polotu. Bardzo nie chcę do niego wracać. Nawet jeśli całe życie zejdzie mi na przystosowywaniu się do nowości serwowanych mi od tego czasu. Szczęście mi nie sprzyja, to prawda, ale nabrana w Rosji odwaga oraz zmiana niektórych życiowych priorytetów nie może pójść na marne. Nie, kiedy jestem z tobą, tuż obok, w każdej pojedynczej chwili naszego istnienia. Zazębiającego się z każdym uderzeniem mniej lub bardziej czułego serca.
Moje, wykute z lodu topnieje pod naporem spojrzenia spod kurtyny gęstych rzęs - uważnego, konkretnie badającego otaczający je świat, a jednak gdzieś wewnętrznie ciepłego. Wierzę w to, chociaż nie mam żadnych namacalnych dowodów na własne teorie. Może to tylko gra, jakich na salonach wcale nie brakuje, ale dlaczego miałbym pozbawiać się tej ulotnej nadziei? Zauważam z niemałym zdziwieniem, że przyjemnie jest topić się we własnych wyobrażeniach twojej osoby. Szukać na jej twarzy zalążka uśmiechu, a w słowach jakiejkolwiek nuty objawiającej zadowolenie. Nie wiem kiedy owinęłaś mnie wokół palca, ani jak to się dokładnie stało, ale paradoksalnie - czuję, że żyję. Gdzieś jakieś emocje się we mnie kotłują, pojawiają znienacka. Jak deszcz po wielu latach suchego nieurodzaju. Jak to robisz? Dlaczego? Czy jest w tym jakaś celowość?
W twoim towarzystwie zawsze zastanawiam się nad wieloma rzeczami. Uważnie kroczę ofiarowując ci swoje ramię, aż docieramy do centrum ceremonii. Na pewno bardzo romantycznej - nie znam się na tym. Dla mnie jest za jasno, przynajmniej w namiocie. Za dużo bieli. To nic złego, to ponoć symbol niewinności. Inara zasługuje na wszystko co najlepsze, dlatego jeśli chciała po raz ostatni zatopić się w bieli rodowych róż, to niech tak będzie. Z oczywistych względów bardziej muszę doceniać te szkarłatne, ale tak naprawdę kwiaty nie leżą w kręgu moich zainteresowań. Podziwiam praktycyzm całego wystroju, żeby wreszcie wraz z tobą podejść składać parze życzenia. Moje są na pewno szczere - życzę im jak najlepiej. I wręczam stosowny podarek. A kiedy tym pięknym chwilom może stać się w końcu zadość, prowadzę cię ku jeziorze. Milczę dłuższą chwilę.
- Chcesz poznać swoją przyszłość? - pytam ni stąd, ni zowąd, nie wiedząc do końca czy tyczy się to lampionowych atrakcji wróżenia czy może jest to ogólnikowe pytanie dotyczące jakże ważnych pytań życiowych. Za to spoglądam na ciebie wyczekując nie tyle co odpowiedzi, co reakcji.
I powiedziała więcej niż słowa.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
Potem poszli się przejść i zobaczyli wspaniałe miejsce, bardzo romantyczne. Pola sobie paliła papieroska i opowiadała o tym, że złote sukienki są najpiękniejsze pod słońcem i że jakby mogła to by się tak codziennie ubierała. Później spytała, czy on jest pewny, że chce z nią tańczyć tego walca, bo ona ćwiczyła, ale sama już nie wie czy jest pięknie? No a później podeszli do miejsca w którym Titus mówi o tej zlej wróżbie:
- Daj spokój, to tylko zabawa. A jak ci to przepowiedzą, to obiecuje siedzieć z tobą w wannie cały tydzień. Podobno w wannie można przeżyć nawet wielkie tornado!
Czyżby? Tak czy siak, jak mu się udało, to zaklaskała w dłonie i zaraz spojrzała mu przez ramię co on dostał.
- Uuu, uważaj Titusku, bo ktoś ci skradnie serce - Polcia wygładziła złoty materiał swojej pięknej sukienki i spojrzała jeszcze raz rozbawiona na Tiutsa. - Gorzej, jeżeli już to się stało - a na przykład żadne z nich nie ma o tym pojęcia! Bo taka Pola to na pewno by się mogła zakochać w Titusie, on jest jak jakiś ideał dla niej. Zna się na tym co dla niej najważniejsze - czyli muzyce, umie wspaniale tańczyć, jest radosny i nie sprawia kłopotów. No i jeździ samochodem, to bardzo męskie.
- No dobrze, to teraz ja. Pozwolisz? - pyta, ale wcale nie dlatego, żeby jej pozwolił. Pola nie jest typową panienką, która się słucha, która będzie siedziała pod butem mężczyzny. Jak czegoś chce, to to bierze. Pewnie dlatego żaden mężczyzna nie umie jej utrzymać na długo przy sobie - nie mają jaj!
Poli spodobał się bardzo ten czerwony kolor, ale nie wiedzieć czemu wybrała lampion czarny! Wskazuje na niego różdżką i mówi wyraźnie: -Accio!
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k10' : 10
- W takich okolicznościach? Pewnie nie, a jednak nie warto tłamsić prawdy obłudą. Prędzej czy później wróci ze zdwojoną siłą, uderzając w nas, miast w postronnych obserwatorów. - zabawne, że to akurat ja byłem w stanie zdobyć się na takie słowa. Raleigh Greengrass, dla którego nieszczerość była chlebem powszednim, a który całe swoje życie chciał zbudować właśnie na niej. Nie miałem złudzeń - nawet swojej przyszłej żonie nie zamierzałem spowiadać się ze swoich tajemnic. Byłem przekonany, że nie uda mi się odnaleźć w niej bratniej duszy, a osiągnięcie konsensusu okaże się możliwe jedynie w sprawach dalszej polityki rodowej, kiedy to mężczyzna miał o wiele więcej do powiedzenia niż jego droga „szyja”, a jednak to mnie dotykało. Chciałbym gromadzić wokół siebie ludzi, którym mógłbym bezgranicznie ufać. Dochowywanie tajemnic potrafiło być niezmiernie wykańczające, niemalże równie silnie jak nieskończona walka o swoje, w tych czasach nieoceniona. Przyglądałem się jak podrzuca kamyk, podczas gdy uszy rejestrowały jej słowa. - Więc dlaczego nie bawisz się jak pozostali? - zapytałem po prostu, marszcząc lekko czoło, bo i nie widziałem w tym żadnej silnie do mnie przemawiającej logiki. Mnie nie wypadało opuścić tego ślubu, a skoro Lucinda miała już pewne doświadczenie w omijaniu wydarzeń towarzyskich, dlaczego zdecydowała się pojawić akurat na tym konkretnym? Czymże różniło się od wszystkich poprzednich? Zestaw gości, potrawy i atrakcje? Czy to aż w takim stopniu mogło na nią wpływać? Szczerze wątpiłem, a jednak milczałem, wypatrując na jej twarzy jakiegoś znaku zwątpienia w sens jej postępowania. Słyszałem rozmowy par przechadzających się brzegiem, a mimo wszystko byłem w stanie je ignorować. W tym momencie to jedynie panna Selwyn zasłużyła sobie na moją uwagę. Chyba, że namiot weselny miał za kilka sekund stanąć w ogniu, wtedy pewnie przewartościowałbym swoją tabelę aktualnych priorytetów.
- Siedzenie w wannie przez cały tydzień brzmi jak dobry plan, błagam, żeby to była śmiertelna wróżba. - pewnie sobie nie powinien żartować ze śmierci, szczególnie w takich niepewnych czasach, ale kto będąc w wieku nastoletnim myślał na serio o takich rzeczach? Chyba nikt...
Schylił się po lampion wyjmując zeń karteczkę i od razu uniósł obie brwi... Fantastycznie, jeszcze mu tego brakowało, by kolejna niewiasta zagościła w ollivanderowym serduszku, jak tak dalej pójdzie to w końcu dostanie zawału! Autentycznie! Ale spojrzał na Poleczkę i się roześmiał, wspierając dłoń na sercu - Chyba się to właśnie dzieje, Polly, od dzisiaj moje serce należy do ciebie! Czujesz to? Nigdy nie biło tak szybko, wyrywa się w twoje ręce! - stwierdził, łapiąc dziewczę w objęcia i składając całusa na jej gładkim policzku.
- Ależ proszę! - wypuścił ją z uścisku, przeciągając przez palce swoją wróżbę i wbił spojrzenie w lampiony, podążając wzrokiem za końcem różdżki panny Havisham. Myślał, że zaraz wyleci z niej świetlisty promień, ale nic takiego się nie stało, więc zerknął na Polę - Chociaż czekaj! Damy nie muszą czarować, pozwól, że twój dżentelmen zrobi to za ciebie. - skinął ku niej łepetyną, na nowo wyciągając swoją różdżkę - Ten? - upewnił się, celując końcem w wybrany przez Polly lampion, po czym wykonał serię nieskomplikowanych ruchów wypowiadając przy tym zaklęcie - Accio!
/rzucam tylko na zaklęcie, bo lampion se już Polka wybrała
If they can do it,
why not us?
'k100' : 47
nie musisz sięgać głęboko;
Neptun i Saturn zwiastują,
że wpadłaś komuś w oko.
- Wspomnę o tym Inarze. - w moim głosie było tak wiele ironii, że rozumiała się ona sama przez się. - Jeszcze nie jest za późno, aby przymocowali do lampionów schłodzoną whisky. - może wtedy przyjąłbym ten nonsens, jaki stanowiła moja własna wróżba, z należytą Greengrassowi powściągliwością? Cóż, jeżeli mógłbym zapić wszelkie zmartwienia, było to wielce prawdopodobne. Alkohol był moim lekarstwem na wiele spraw. Wystarczyło popatrzeć jak się czułem, kiedy nie trzymałem dzisiaj w dłoni szklanki z grubego szkła. Cóż to za ślub bez szumu w głowie? Na trzeźwo ciężko znieść to wszystko. Atmosfera miłości i wzajemnego poszanowania zdecydowanie ostatnimi czasy mi nie służyła. - I to właśnie to robisz po godzinach? - zapytałem po chwili, wracając do jej poprzedniej wypowiedzi. - Podziwiasz skutki nadużycia alkoholu? Nie byłoby zabawniej przyłączyć się do nich wszystkich? Dać się porwać muzyce, zawirować w nieskrępowanym tańcu… niekoniecznie z kieliszkiem w dłoni. - ha, takie sugestie od kogoś mojego pokroju. Zdaje się, że zaczynałem czuć się nieswojo i powinienem jeszcze raz przemyśleć cel, ku któremu podążały moje rozmyślania. - Samotność jest lekiem doraźnym. - tych słów nie kierowałem do Lucindy. Ba, nie odnotowałem nawet, że wymówiłem je na głos. Na szczęście na tyle cicho, aby mogła udać, że ich nie dosłyszała. Takie wyrażenia z moich ust mogły być zawstydzające. W końcu nie musieliśmy się sobie z niczego spowiadać, oboje to wiedzieliśmy, a jednak ileż można trwać w stanie zawieszenia? Siedzenie okrakiem na płocie jeszcze nikomu na dobre nie wyszło, a skoro nawet nieświadom przechylałem się na jedną stronę, to chyba oznaczało, że jest jeszcze dla mnie ratunek?
Mała feministka chce cały świat zawojować. Ale ucisza się i znów uśmiecha, bo wcale się nie może złościć jak tak sobie spacerują z Titusem po brzegu jeziora. A gwiazdy migają i robią nastrój. Nawet jak się rozmawia o śmiercionośnych przepowiedniach.
- Moglibyśmy nauczyć się nowego języka. Może goblinowego? Jakbyś umiał robić różdżki i rozmawiać w ich języku, to by każdy bank stał dla nas otworem - ale wymysliła, bo byliby jak Bonnie i Clyde! Mało to oryginalne, ale sa młodzi i mogą sobie tak dumać nad rzeczami. A czy tydzień wystarczy na naukę języka goblinów? A czemu by nie? Zawsze mogliby porzucić ten plan i jeść lody o wszystkich smakach.
Polka to się troche obraziła za te żarty o sercu, co jest już tylko jej. Jak on tak może żartować, przecież ona dopiero co pochowała swoją miłość do Bertiego. I co, już ma być odpowiedzialna za kolejną? Titus jest jej ogromnie drogi, ale nie może się tak wpychać bez czekania! Pacnęła go w ramię, bo co to za kradzież całusów, jak nikt nie patrzy. Jeszcze ktoś zobaczy!
- Och nie żartuj tak - a minę miała bojową, trochę jak dziecko. Uparta niczym z księżycowego królestwa, chce się odwrócić i pójść na tańce, ale on wtedy zawołał jej wróżbę i już sie przestała na niego gniewać. Staneła sobie obok swojego dżentelmena i przechyla głowę, żeby przeczytać co też czarny lampion jej przyniósł.
Najpierw miała wrażenie że się obrazi, ale później przestała już tak sądzić. Pokiwała głową i spojrzała tak trochę dziwnie na Titusa.
- Saturn i Neptun twierdza, że dziś znajdę swojego szlacheckiego adoratora - a po tym jak już powachlowała brwiami to chowa sobie tę wróżbę do torbeczki zawieszonej na nadgarstku i wzdycha sobie.
- Myślę, że zanim zatańczymy w konkursie, to należy mi się lampka wina
I to było zasugerowanie, żeby zmiatać w te pędy do wodopoju. Bo jeszcze zacznie robić się romantycznie i co będzie!
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3