Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Oxfordshire
Kolegium Uniwersyteckie
AutorWiadomość
First topic message reminder :
opuszczone
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kolegium Uniwersyteckie
Kolegium Wielkiej Izby Uniwersytetu jest najstarszym ze wszystkich należących do Uniwersytetu Oxfordzkiego. Po dużym, zielonym dziedzińcu krążą przede wszystkim mugolscy studenci i profesorowie, podobnie jak po korytarzach czy salach wykładowych. Nie oznacza to jednak, że całe miejsce jest całkowicie obce czarodziejom. I to nie tylko ze względu na podobieństwo kolegium do Hogwartu. Legenda głosi, że przed laty w jednej z komnat swoją pracownię miał Parcelsus, alchemik i uzdrowiciel, uznawany za odkrywcę mowy wężów. Rzeczywiście, w całym budynku znaleźć można sekretne przejścia i tajemnicze pokoje ukryte przed mugolami potężną magią sprzed setek lat. Czym dokładnie się w nich jednak zajmowano, nikt już nie wie. Odpowiedź na to pytanie znać mogą jedynie duchy, które zamieszkują niektóre z pomieszczeń. Swoją wiedzą nie dzielą się jednak zbyt chętnie.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:20, w całości zmieniany 2 razy
Misja, której musieli stawić dziś czoła, zdecydowanie różniła się od tego, co Lucan musiał wykonać poprzednim razem. Tamto zadanie Abbott wspominał bardzo pozytywnie - razem z Frances wspólnymi siłami pokonali wszystkie trudności, które napotkali na drodze. Nie były to jednak przeszkody wybitnie niebezpieczne. Ot, zamknięte drzwi. Albo zagadka ze świecami. Żadnych niebezpiecznych stworzeń, wybuchających im w twarz zaklęć czy pojedynków z nieznajomymi. Były takie chwile, że Lucan czuł się w norweskim mieście zupełnie jak na bardzo krótkiej, bardzo późnej wycieczce - szczególnie gdy pozwolili sobie na krótki spacer urokliwymi uliczkami miasteczka, a potem mogli wspólnie podziwiać wnętrze strzelistej katedry. Mugolskie budownictwo chyba nie przestanie go zaskakiwać.
Dziś jednak niestety było inaczej. Z informacji, które otrzymali, wynikało, że na misji mogło być niebezpiecznie. Nic dziwnego, skoro w grę wchodziły burze z piorunami. Szczególnie czarnomagiczne burze z piorunami. Nie znał co prawda osóbki z którą przyszło mu dziś współpracować, imię niewiele mu powiedziało, ale zupełnie się tym nie przejął. W końcu jeśli była gotowa podjąć się tej misji, musiało to coś znaczyć - po pierwsze, że miała serce na właściwym miejscu, a po drugie, że wiedziała co robi, stawiając czoła niebezpieczeństwu bez zawahania.
Gdy stawili się w Kolegium, Lucan miał złe przeczucia. Miał wrażenie, że włoski na jego karku unoszą się lekko do góry - jeżyły się jak u zwierzęcia wyczuwającego niebezpieczeństwo. Echo, które docierało do ich uszu także nie napawało go optymizmem. O nie, tym razem to nie miała być wycieczka turystyczna, dziś prawdopodobnie przyjdzie im walczyć z naprawdę niebezpieczną anomalią.
- To chyba na piętrze - mruknął w odpowiedzi na słowa Sue, ruszając przed siebie. Był gotowy do biegu tak samo jak ona - a więc już po chwili faktycznie biegł, dostosowując jednak swoją prędkość tak, by Lovegood mogła za nim nadążyć. A gdy tylko dotarli na szczyt schodów, Lucan wyciągnął z rękawa różdżkę. - Cholera - syknął. Po czym postanowił pójść w ślady swojej towarzyszki i spróbować wzmocnić ją swoją magią - Magicus Extremos - W tym miejscu zdecydowanie wyraźniej było słychać krzyki o pomoc. Docierały z dwóch różnych stron. Mieli więc jeszcze większy problem niż początkowo zakładali.
Dziś jednak niestety było inaczej. Z informacji, które otrzymali, wynikało, że na misji mogło być niebezpiecznie. Nic dziwnego, skoro w grę wchodziły burze z piorunami. Szczególnie czarnomagiczne burze z piorunami. Nie znał co prawda osóbki z którą przyszło mu dziś współpracować, imię niewiele mu powiedziało, ale zupełnie się tym nie przejął. W końcu jeśli była gotowa podjąć się tej misji, musiało to coś znaczyć - po pierwsze, że miała serce na właściwym miejscu, a po drugie, że wiedziała co robi, stawiając czoła niebezpieczeństwu bez zawahania.
Gdy stawili się w Kolegium, Lucan miał złe przeczucia. Miał wrażenie, że włoski na jego karku unoszą się lekko do góry - jeżyły się jak u zwierzęcia wyczuwającego niebezpieczeństwo. Echo, które docierało do ich uszu także nie napawało go optymizmem. O nie, tym razem to nie miała być wycieczka turystyczna, dziś prawdopodobnie przyjdzie im walczyć z naprawdę niebezpieczną anomalią.
- To chyba na piętrze - mruknął w odpowiedzi na słowa Sue, ruszając przed siebie. Był gotowy do biegu tak samo jak ona - a więc już po chwili faktycznie biegł, dostosowując jednak swoją prędkość tak, by Lovegood mogła za nim nadążyć. A gdy tylko dotarli na szczyt schodów, Lucan wyciągnął z rękawa różdżkę. - Cholera - syknął. Po czym postanowił pójść w ślady swojej towarzyszki i spróbować wzmocnić ją swoją magią - Magicus Extremos - W tym miejscu zdecydowanie wyraźniej było słychać krzyki o pomoc. Docierały z dwóch różnych stron. Mieli więc jeszcze większy problem niż początkowo zakładali.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wyprawa do duńskiego Henne nie kojarzyła się Susanne źle - na tle innych aktywności Zakonu wypadła naprawdę spokojnie i bezproblemowo - nikt nie atakował, nie utrudniał, anomalie także nie sięgały tak daleko. Jedyną przeszkodą okazały się kraby, lecz z nimi poradziła sobie bez problemu, to główna część zadania sprawiła jej więcej trudności i ostatecznie nie podołała - gdyby nie zdolna koleżanka, choć trochę odratowująca sytuację, wróciłyby do kraju z okropnym poczuciem porażki. W Lovegood jego zalążek tlił się od dłuższego czasu, stanowiąc też jeden z punktów zapalnych do rozwoju i wzmacniania swych umiejętności, we wrześniu i październiku zdołała przebrnąć przez największe przeszkody i naprawdę czuła, że zrobiła postępy, dlatego w listopadzie z większą pewnością zabrała się za odwiedziny miejsc skażonych anomaliami.
Od początku listopada magia dawała wyraźne znaki - będzie gorzej. I było, pojedyncze zaklęcia potrafiły sprowokować błyski, grzmoty, przyciągnąć zwały zwątpienia i lęku, jakie odczuła na własnej skórze w dzielnicy portowej, mając przy boku dzielną Elyon. Nietrudno było zgadnąć, że i zadanie okaże się trudniejsze - mimo tego krzyki zaskoczyły ją. Nie sądziła, że na miejscu będą ludzie, spodziewała się tylko i wyłącznie wyjątkowo niebezpiecznej anomalii.
Może nie miała długich nóg, lecz biegała szybko - zwłaszcza pod wpływem silnych impulsów, a oczywista krzywda wyrządzana innym z pewnością do takich należała. Lucan nie musiał dostosowywać tempa do zwinnego dziewczęcia - gnała co sił w nogach, nawet trochę go wyprzedzając, zaślepiona celem, do którego musieli dotrzeć jak najszybciej. Dopiero ujrzawszy obydwa skrzydła zwolniła nieco, przerażona widokiem - powiodła spojrzeniem po ciemnym dymie, wydobywającym się z jednej części, dostrzegła jasne błyski z drugiej - z takiej odległości nie mogli nic poradzić, bardziej martwiło ją jednak to, że wybierając wschód lub zachód, musieli liczyć się z pozostawieniem drugiej opcji. Z pozostawieniem ludzi, którzy tam cierpieli. Nie było czasu na zastanowienie ani bieganie w tę i we w tę. Przyspieszony oddech kuł w płuca, starała się ignorować powysiłkowe niedogodności. Palce zaciskały się kurczowo na różdżce. Pokręciła głową, jeszcze nie wierząc w to, że mieli poradzić sobie z tym wszystkim tylko we dwójkę.
- Magicus Extremus - powtórzyła, poprzednio czuła, że prawie się udało. Może tym razem - zignorowała ryzyko, starając się nie myśleć o możliwych anomaliach.
- Rozdzielmy się - zaproponowała szybko, przenosząc wzrok z głębi korytarza na Abbotta. - Nie możemy wybrać tylko jednego kierunku - nie wyobrażała sobie tego. Wszystkie życia były ważne. - Mogę iść tam - wskazała część rozbłyskującą co jakiś czas. Dym mógł wiązać się z ogniem. Im dalej od niego była, im mniej ryzykowała napad przykrych wspomnień, tym lepiej.
Od początku listopada magia dawała wyraźne znaki - będzie gorzej. I było, pojedyncze zaklęcia potrafiły sprowokować błyski, grzmoty, przyciągnąć zwały zwątpienia i lęku, jakie odczuła na własnej skórze w dzielnicy portowej, mając przy boku dzielną Elyon. Nietrudno było zgadnąć, że i zadanie okaże się trudniejsze - mimo tego krzyki zaskoczyły ją. Nie sądziła, że na miejscu będą ludzie, spodziewała się tylko i wyłącznie wyjątkowo niebezpiecznej anomalii.
Może nie miała długich nóg, lecz biegała szybko - zwłaszcza pod wpływem silnych impulsów, a oczywista krzywda wyrządzana innym z pewnością do takich należała. Lucan nie musiał dostosowywać tempa do zwinnego dziewczęcia - gnała co sił w nogach, nawet trochę go wyprzedzając, zaślepiona celem, do którego musieli dotrzeć jak najszybciej. Dopiero ujrzawszy obydwa skrzydła zwolniła nieco, przerażona widokiem - powiodła spojrzeniem po ciemnym dymie, wydobywającym się z jednej części, dostrzegła jasne błyski z drugiej - z takiej odległości nie mogli nic poradzić, bardziej martwiło ją jednak to, że wybierając wschód lub zachód, musieli liczyć się z pozostawieniem drugiej opcji. Z pozostawieniem ludzi, którzy tam cierpieli. Nie było czasu na zastanowienie ani bieganie w tę i we w tę. Przyspieszony oddech kuł w płuca, starała się ignorować powysiłkowe niedogodności. Palce zaciskały się kurczowo na różdżce. Pokręciła głową, jeszcze nie wierząc w to, że mieli poradzić sobie z tym wszystkim tylko we dwójkę.
- Magicus Extremus - powtórzyła, poprzednio czuła, że prawie się udało. Może tym razem - zignorowała ryzyko, starając się nie myśleć o możliwych anomaliach.
- Rozdzielmy się - zaproponowała szybko, przenosząc wzrok z głębi korytarza na Abbotta. - Nie możemy wybrać tylko jednego kierunku - nie wyobrażała sobie tego. Wszystkie życia były ważne. - Mogę iść tam - wskazała część rozbłyskującą co jakiś czas. Dym mógł wiązać się z ogniem. Im dalej od niego była, im mniej ryzykowała napad przykrych wspomnień, tym lepiej.
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Sytuacja, którą zastali po dotarciu na miejsce była dramatyczna - i to delikatnie mówiąc. Lucan, podobnie jak towarzysząca mu Sue, był w szoku. Zwykle obszary objęte anomalią były całkowicie opustoszałe z powodu zagrożenia, które wynikało z przebywania w jej pobliżu. Rzadko zdarzało się, że na miejscu pojawiła się jakaś dusza - również dlatego, ze zwykle patrol kontroli magicznej jakoś je zabezpieczał. Abbott, dla przykładu, nie miał jeszcze okazji zetknąć się podczas napraw anomalii z kimkolwiek. Nie ważne czy chodziłoby o przypadkowego przechodnia, młodocianego wyrostka, który próbowałby się popisać przed znajomymi, czy też najgorszą z możliwych opcji - o stanięcie oko w oko z członkami rycerzy. Dlaczego właśnie tutaj musiało być inaczej? Komu życie było niemiłe?
A jednak nie dało się zaprzeczyć, że krzyki, które słyszeli, były jak najbardziej prawdziwe. Mężczyzna poczuł, jak robi mu się gorąco (a przecież nie podeszli jeszcze nawet aż tak blisko), gdy zorientował się jaki problem napotkali na swojej drodze. Okej, nikt nie mówił, że miało być łatwo, ale czy to już nie była lekka przesada...? Mężczyzna aż zaklął szpetnie pod nosem, ale cicho, tak, żeby towarzysząca mu Sue nie usłyszała. Właściwie nawet nie musiała wypowiadać na głos swoich myśli, Lucan gotów był postąpić dokładnie tak samo. Rozdzielenie się i działanie w pojedynkę było jedynym wyjściem z sytuacji. Będzie z pewnością nieporównywalnie ciężko, ale nie mieli innego wyjścia. Abbott nie chciał być odpowiedzialny za śmierć potencjalnych ofiar anomalii w skrzydle budynku, które zostawili by bez pomocy.
- Dobra, ja pójdę do drugiego skrzydła. Jeśli któremuś z nas uda się skończyć wcześniej, niech spróbuje wrócić i pomóc drugiemu - zaproponował, chociaż nie sądził, by któremukolwiek z nich miało pójść gładko. Spojrzał jeszcze raz uważnie na kobietę. Czekało ich naprawdę ciężkie zadanie, nie wiedzieli nawet ilu osobom trzeba było pomóc. Abbott modlił się za jak najmniejszą liczbę potencjalnych ofiar, jedną, może dwie maksymalnie. Pojedynczo nie będą w stanie pomóc większej ilości.
- Sue, uważaj na siebie - poprosił jeszcze, zanim ścisnął mocniej różdżkę w ręce i ruszył biegiem na ratunek.
Rozdzielamy sie - Lucan idzie tam gdzie dym, Susanne tam gdzie błyska!
A jednak nie dało się zaprzeczyć, że krzyki, które słyszeli, były jak najbardziej prawdziwe. Mężczyzna poczuł, jak robi mu się gorąco (a przecież nie podeszli jeszcze nawet aż tak blisko), gdy zorientował się jaki problem napotkali na swojej drodze. Okej, nikt nie mówił, że miało być łatwo, ale czy to już nie była lekka przesada...? Mężczyzna aż zaklął szpetnie pod nosem, ale cicho, tak, żeby towarzysząca mu Sue nie usłyszała. Właściwie nawet nie musiała wypowiadać na głos swoich myśli, Lucan gotów był postąpić dokładnie tak samo. Rozdzielenie się i działanie w pojedynkę było jedynym wyjściem z sytuacji. Będzie z pewnością nieporównywalnie ciężko, ale nie mieli innego wyjścia. Abbott nie chciał być odpowiedzialny za śmierć potencjalnych ofiar anomalii w skrzydle budynku, które zostawili by bez pomocy.
- Dobra, ja pójdę do drugiego skrzydła. Jeśli któremuś z nas uda się skończyć wcześniej, niech spróbuje wrócić i pomóc drugiemu - zaproponował, chociaż nie sądził, by któremukolwiek z nich miało pójść gładko. Spojrzał jeszcze raz uważnie na kobietę. Czekało ich naprawdę ciężkie zadanie, nie wiedzieli nawet ilu osobom trzeba było pomóc. Abbott modlił się za jak najmniejszą liczbę potencjalnych ofiar, jedną, może dwie maksymalnie. Pojedynczo nie będą w stanie pomóc większej ilości.
- Sue, uważaj na siebie - poprosił jeszcze, zanim ścisnął mocniej różdżkę w ręce i ruszył biegiem na ratunek.
Rozdzielamy sie - Lucan idzie tam gdzie dym, Susanne tam gdzie błyska!
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uśmiechnęła się do Abbotta pewnie, wręcz pogodnie i może trochę nieadekwatnie do trudnej sytuacji - nie od dziś było wiadomo, że reagowała niestandardowo w różnych momentach, często owymi zachowaniami zaskakując, bo nie mieściły się w utartych schematach i przyjętych normach. - Niech lepiej anomalie uważają na mnie. I na pana też - odpowiedziała dziarsko, nie do końca wierząc w to, że byli zdolni do lekkiego przeciwstawienia się tym niezbadanym siłom. Niemniej, potrzebowała przypomnieć sobie o własnej odwadze - a i prędko okazało się, że musiała ją podtrzymywać wyjątkowo mocno. Błyski magicznie zniknęły, zamiast nich pojawił się dym oraz oczywiście ogień. Odetchnęła, póki mogła, zatrzymując się na chwilę by uspokoić myśli i utwierdzić w przekonaniu, że da radę i nie zawali tego zadania. Nie wahała się długo - krzyki były słyszalne, adrenalina krążyła w żyłach, serce łomotało. Usta i nos zasłoniła dłonią, zbliżając się do celu - próbowała ignorować okropny gorąc i idące za nim pieczenie, zastanawiała się też intensywnie jak obejść albo pokonać ogień - wiedziała, że jest już niedaleko. Wtedy też poczuła, jak coś ociera się o nogę - mocno, twarda skorupa prawdopodobnie miała pozostawić siniaka w tym miejscu, ale takimi drobnostkami nie zaprzątała sobie głowy - spróbowała dojrzeć w dymie, co może kryć się na podłodze.
- Znowu? - mruknęła pod nosem, obserwując ogniste kraby, widziane i omijane na ostatniej misji w Danii. Teraz najwyraźniej musiała zrobić to samo, posługując się mniej wyrafinowanymi sposobami. Zwierzęta może odnajdywały się w ogniu, lecz zdecydowanie nie takim i była tego świadoma - musiały być wystraszone i tym bardziej używać swojej największej broni. Kryształy na skorupach iskrzyły się, odbijając ogień, zaś Susanne spróbowała przedostać się dalej, mając w pamięci latające wokół kule ognia, które tylko pogarszały sytuacje. Nie mogła teraz myśleć nad wypędzaniem ich ani skąd i jak się tu znalazły, nie kiedy ludzie mogli zginąć w płomieniach, nie kiedy sama mogła zająć się ogniem lada moment. Martwa nie mogła uratować nikogo i zamierzała o tym pamiętać.
| ONMS III (+60), st 70
- Znowu? - mruknęła pod nosem, obserwując ogniste kraby, widziane i omijane na ostatniej misji w Danii. Teraz najwyraźniej musiała zrobić to samo, posługując się mniej wyrafinowanymi sposobami. Zwierzęta może odnajdywały się w ogniu, lecz zdecydowanie nie takim i była tego świadoma - musiały być wystraszone i tym bardziej używać swojej największej broni. Kryształy na skorupach iskrzyły się, odbijając ogień, zaś Susanne spróbowała przedostać się dalej, mając w pamięci latające wokół kule ognia, które tylko pogarszały sytuacje. Nie mogła teraz myśleć nad wypędzaniem ich ani skąd i jak się tu znalazły, nie kiedy ludzie mogli zginąć w płomieniach, nie kiedy sama mogła zająć się ogniem lada moment. Martwa nie mogła uratować nikogo i zamierzała o tym pamiętać.
| ONMS III (+60), st 70
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Prześlizgnięcie się obok ognistych krabów nie było trudne - miała już małą wprawę po ostatniej misji, choć w Danii dym nie gryzł w oczy i nie drapał w gardło. Obawiała się tego, co zastanie dalej, potworne gorąco buchało zewsząd, zdając się więzić liche ciało w językach ognia - choć wcale nie były tak blisko niej, by momentalnie przenieść się na ubrania. Czuła potrzebę wzięcia głębokiego oddechu, a świadomość, że byłaby to okropna decyzja - ciążyła niemiłosiernie. Trafiła w środek piekła, własnego oraz tych wszystkich ludzi, których głosy niosły się zza ognistej bariery. Nie, to nie mama - musiała sobie powtarzać, nie, to nie tata - myślała gorączkowo, słysząc podobny głos - a może to tylko jej głowa podsuwała kłamstwa? Oni nie żyją, nie ratujesz martwych - fuknęła na siebie niewerbalnie, dalej osłaniając usta i nos. Drżącą dłonią sięgnęła do torby, starając się stanąć w miejscu jak najbardziej oddalonym od płomieni. Musiała być bezpieczna - bez tego nie mogła nikogo wyprowadzić z pułapki. Odnalazła eliksir, upewniła się, że to właściwa fiolka, po czym prędko wypiła jej zawartość, a szkło odłożyła do torby, choć miała ochotę rzucić je z nerwów o ścianę - która gdzieś na pewno istniała, lecz teraz nie była widoczna. Odczekała krótką chwilę, aż alchemiczne cudo zacznie działać - chłód przyjemnie przeszył ciało, dając wytchnienie od temperatury. Nawet mimo tego przez płomienie przechodziła pełna strachu i wątpliwości, dopiero trzeci krok - ostateczny, przez ogień - postawiła szybko i zdecydowanie. Dwa kolejne sprawiły, że bez obrażeń znalazła się po drugiej stronie, gdzie przez dym widziała już więźniów anomalii.
- Spokój! - krzyknęła głośno, najgłośniej i najpewniej jak mogła, chcąc przebić się przez inne krzyki i trzask płomieni. - Spokojnie! - powtórzyła, nie ustając, choć zakrztusiła się nieco dymem. - Wyprowadzę was! - krzyknęła, różdżkę kierując w tę stronę, z której przybyła. Potrzebowała tunelu. Część ludzi była nieprzytomna - nie mogła ich wynieść, nie miałaby tyle siły. Póki co - nie mieli jak wyjść. - Subeo - spróbowała, starając się utworzyć w ogniu choć małe przejście, umożliwiające ucieczkę.
| zużywam: Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29) - jego ST to 70, anatomia w momencie rozpoczęcia misji na I - więc mogę go wypić
- Spokój! - krzyknęła głośno, najgłośniej i najpewniej jak mogła, chcąc przebić się przez inne krzyki i trzask płomieni. - Spokojnie! - powtórzyła, nie ustając, choć zakrztusiła się nieco dymem. - Wyprowadzę was! - krzyknęła, różdżkę kierując w tę stronę, z której przybyła. Potrzebowała tunelu. Część ludzi była nieprzytomna - nie mogła ich wynieść, nie miałaby tyle siły. Póki co - nie mieli jak wyjść. - Subeo - spróbowała, starając się utworzyć w ogniu choć małe przejście, umożliwiające ucieczkę.
| zużywam: Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29) - jego ST to 70, anatomia w momencie rozpoczęcia misji na I - więc mogę go wypić
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Udało się - nie mogła jednak odetchnąć z ulgą. Przez dym było raczej trudno, zresztą taka wyrwa nie musiała gwarantować powodzenia, gdyby zaczęli się przepychać, mogliby wybiec tak samo nadpaleni, jak przez pełną ścianę ognia. Nie myślała długo, dobrze pamiętając zaklęcia, które radziły sobie z ogniem - sprawdzała je wiele razy, szukała nowych, próbowała, odczuwając lęk - utrzymywał się mimo zażycia eliksiru, wciąż chłodem rozchodzącego się po ciele. Nie opuściła różdżki, chcąc spróbować czegoś jeszcze. Ostatnia szansa, nim zacznie ich wyprowadzać. - Każdy, KAŻDY - zwróciła się do ludzi - zdawali się jej słuchać, nie mając innego wyboru, w końcu rzeczywiście jej magia zadziałała, a głos zdołał się przebić - pomaga wynieść nieprzytomnych! Jak najwięcej osób - krzyczała, chwilę później kaszląc. Łzawiące oczy nie ułatwiały dostrzegania szczegółów - słone krople już płynęły po policzkach. Zimnych, jak całe ciało, chronione od ognia fioletowym eliksirem. Nie wiedziała, ile osób było w tym kącie, nie miała pojęcia, ile uratują - dała im chwilę na przeorganizowanie, kiedy sama ponownie uciekała się do magii.
- Nebula exstiguere - wypowiedziała, starając się skupić na inkantacji i zachować spokój - był potrzebny do powodzenia akcji. Odpowiedni ruch dłonią zgrał się ze słowami. Nie mogła teraz zawieść - w razie niepowodzenia planowała przepuszczać ich kolejno, bardzo szybko, przez przejście, jakie udało się utworzyć. - Zachowajcie spokój, możecie stąd wyjść - powtórzyła, ponownie słysząc krzyk. Drżała, palce zaciśnięte na różdżce bolały od ucisku, ale ledwo to czuła przez nadmiar innych bodźców. - Wychodzimy kolejno, PO KOLEI, wypuszczę was tylko po kolei - zaczęła, ale pojęła, że sama musi delegować ich do wyjścia w wyznaczonej kolejności, dlatego zawołała pierwszą dwójkę, dźwigają z ledwością nieprzytomnego mężczyznę i wskazała im wyjście. Musiało się udać, musiało choć trochę. Pragnęła uciec stąd tak samo, jak oni, lecz była świadoma, że reszta nie wspomogła się eliksirem i płomienie oraz dym stanowiły dla nich zagrożenie o wiele poważniejsze, niż dla niej samej. Nawet gdyby miała uratować choć jedną osobę - zamierzała to zrobić.
- Nebula exstiguere - wypowiedziała, starając się skupić na inkantacji i zachować spokój - był potrzebny do powodzenia akcji. Odpowiedni ruch dłonią zgrał się ze słowami. Nie mogła teraz zawieść - w razie niepowodzenia planowała przepuszczać ich kolejno, bardzo szybko, przez przejście, jakie udało się utworzyć. - Zachowajcie spokój, możecie stąd wyjść - powtórzyła, ponownie słysząc krzyk. Drżała, palce zaciśnięte na różdżce bolały od ucisku, ale ledwo to czuła przez nadmiar innych bodźców. - Wychodzimy kolejno, PO KOLEI, wypuszczę was tylko po kolei - zaczęła, ale pojęła, że sama musi delegować ich do wyjścia w wyznaczonej kolejności, dlatego zawołała pierwszą dwójkę, dźwigają z ledwością nieprzytomnego mężczyznę i wskazała im wyjście. Musiało się udać, musiało choć trochę. Pragnęła uciec stąd tak samo, jak oni, lecz była świadoma, że reszta nie wspomogła się eliksirem i płomienie oraz dym stanowiły dla nich zagrożenie o wiele poważniejsze, niż dla niej samej. Nawet gdyby miała uratować choć jedną osobę - zamierzała to zrobić.
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 84
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 84
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Próba opanowania chaosu szalejącego w pochłanianym przez płomienie budynku - w dodatku w pojedynkę - była co najmniej ryzykowna, udało ci się jednak zachować zimną krew. W przenośni i dosłownie, sprytne zażycie eliksiru lodowego płaszcza pozwoliło ci na przeprowadzenie akcji ratunkowej w pełnym skupieniu, bez rozpraszającej troski o własne życie. Wciśnięci w odgrodzony ogniem zaułek mugole w pierwszej chwili co prawda zareagowali paniką, gdy jak gdyby nigdy nic wyłoniłaś się ze ściany zbudowanej z trzaskających płomieni, ale twoje instrukcje - jasne, klarowne i stanowcze - skutecznie skłoniły ich do współpracy. Przeszli przez utworzone przez ciebie przejście, spoglądając na ciebie trochę z podziwem, a trochę z przestrachem; całkiem możliwe, że pozbawieni wiedzy na temat świata magii, uznali cię za swojego anioła stróża. Wyczarowana przez ciebie mgła przygasiła szalejący ogień, a chwilę później dołączyli do ciebie inni czarodzieje w uniformach magicznych służb ratunkowych. Pomogli ci ugasić pożar, później pomagając również uwolnionym z pułapki studentom.
Wiedziałaś - i potwierdziły to również słowa starszej ratowniczki, która po wszystkim z wdzięcznością uścisnęła ci dłoń - że gdybyś nie podjęła ryzyka, skazując mugoli na oczekiwanie na nadejście pomocy, byłoby już dla nich za późno na ratunek. Zawdzięczali ci życie - mimo że większość z nich najprawdopodobniej nie będzie o tym pamiętała, oddana pod troskliwą opiekę uzdrowicieli i amnezjatorów.
Wiedziałaś - i potwierdziły to również słowa starszej ratowniczki, która po wszystkim z wdzięcznością uścisnęła ci dłoń - że gdybyś nie podjęła ryzyka, skazując mugoli na oczekiwanie na nadejście pomocy, byłoby już dla nich za późno na ratunek. Zawdzięczali ci życie - mimo że większość z nich najprawdopodobniej nie będzie o tym pamiętała, oddana pod troskliwą opiekę uzdrowicieli i amnezjatorów.
Nie oglądał się za siebie, by obserwować jak Susanne znika w drugim korytarzu. Spróbował być dobrej myśli i zastosować się do słów, które sam wypowiedział wcześniej w kierunku kobiety - a także do jej odpowiedzi. Niestety, o skali problemu miał się dowiedzieć dopiero po dotarciu na miejsce, a z doświadczenia wiedział, że już to nie będzie wcale najprostszym zadaniem. Korytarz, którym Lucan biegł, jeszcze przez kilka metrów wyglądał w miarę normalnie - bardzo prędko jednak na jego drodze ukazało się prawdziwe pobojowisko. Kiedy Lucan spoglądał na rozbryźniętą wszędzie krew, jego umysł mimowolnie cofał się do wydarzeń na Stonehenge. Tamtego dnia sceneria była oczywiście zgoła inna, ale wtedy też Abbott miał to nieszczęście, że jego wzrok padł na kilka zmasakrowanych zwłok. To była potworna śmierć. Lucan podjął krótką, gorączkową próbę rozejrzenia się, czy wśród ciał nie ostała się jakaś żywa osoba, która potrzebowałaby jego pomocy - niestety, bardzo prędko okazało się, że w tym korytarzu on sam był jedynym żywym człowiekiem. Lucan mógł tylko bezradnie zacisnąć pięści i zakląć głośno w akcie bezsilnej furii - przynajmniej do momentu, gdy dostrzegł ścieżkę z krwi i gruzów, prowadzącą dalej, wgłąb zachodniego skrzydła. Być może wciąż był tam ktoś żywy. A on miał obowiązek ruszyć za tymi przerażającymi śladami i upewnić się.
Właściwie już miał postawić pierwszy krok i rzucić się biegiem przez korytarz, ale zatrzymał się, przyglądając dokładniej podłodze. Oczywiście, że to nie mogło być takie proste. Wyglądało na to, że ta część budynku - a przynajmniej ten korytarz - ledwo stały z powodu naruszonej konstrukcji. Jeden nieostrożny ruch i Abbott sam mógł potrzebować pomocy, zamiast nieść ją tym, którzy mogli być uwięzieni na auli. Mężczyzna dołożył więc wielkich starań, aby przesuwając się do przodu, uważnie badać ścieżkę przed sobą, zanim postawił kolejny krok. Działanie to było tym trudniejsze, że podłoga umazana była gdzieniegdzie świeżą, śliską krwią. Widok ciał rozciągniętych pod ścianą, które cały czas dostrzegał kątem oka również nie ułatwiał mu przeprawy na drugą stronę - ale był pewien, że jeśli zachowa odpowiednią ostrożność, dotrze na koniec korytarza w jednym kawałku.
Spostrzegawczość II | +30
St 70
Właściwie już miał postawić pierwszy krok i rzucić się biegiem przez korytarz, ale zatrzymał się, przyglądając dokładniej podłodze. Oczywiście, że to nie mogło być takie proste. Wyglądało na to, że ta część budynku - a przynajmniej ten korytarz - ledwo stały z powodu naruszonej konstrukcji. Jeden nieostrożny ruch i Abbott sam mógł potrzebować pomocy, zamiast nieść ją tym, którzy mogli być uwięzieni na auli. Mężczyzna dołożył więc wielkich starań, aby przesuwając się do przodu, uważnie badać ścieżkę przed sobą, zanim postawił kolejny krok. Działanie to było tym trudniejsze, że podłoga umazana była gdzieniegdzie świeżą, śliską krwią. Widok ciał rozciągniętych pod ścianą, które cały czas dostrzegał kątem oka również nie ułatwiał mu przeprawy na drugą stronę - ale był pewien, że jeśli zachowa odpowiednią ostrożność, dotrze na koniec korytarza w jednym kawałku.
Spostrzegawczość II | +30
St 70
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Kolegium Uniwersyteckie
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Oxfordshire