Dom na uboczu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom na uboczu
Jest tylko jedno światło. Małe ledwie widoczne okienko na piętrze wieści - że ktoś zajmuje stare domostwo, którego świetność minęła już dawno. Obłamane i przegniłe od deszczu deski, skrzypiące gdzieś z tyłu, okiennice na naderwanych zawiasach i wszechogarniająca stęchlizna wdzierająca się zapachem, aż pod skórę.
Ale światło kusi, wabi, niby ćmy błagające o promyk zdradziecki. Drzwi są zamknięte, ale widnieje w nich klucz. Wystarczy, że wejdziesz po kilku, chwiejnych stopniach. To nie jest takie trudne, prawda?
Ale światło kusi, wabi, niby ćmy błagające o promyk zdradziecki. Drzwi są zamknięte, ale widnieje w nich klucz. Wystarczy, że wejdziesz po kilku, chwiejnych stopniach. To nie jest takie trudne, prawda?
Obraz rozmazywał się. Każdy - zdawałoby się - stały obiekt rozpoczynał dziwną, pulsacyjną formę tańca. Ściany falowały i rozlewały się w kręgach zupełnie jak wodna tafla. W tym wypadku smoliście czarna, nie dająca możliwości przejrzenia, co znajduje się na jej dnie. A może takowego nie posiadała...ściana?
W momencie, gdy Sophia wypowiedziała zaklęcie, jaśniejąca kula światła rozbłysła nad waszymi głowami, niemal natychmiastowo uspokajając wirujące wokół cienie. Podłoga przestała gwałtownie się poruszać i drgać pod stopami aurorki, obejmując także powierzchnię obok Lucindy, której lumos natychmiastowo zgasł, ale blask nie ujawnił się powtórnie. Inkantacja popłynęła, delikatne ciepło ujawniło działanie magii, ale szybko zniknęło. Obie kobiety miały jednak zatopione stopy w lepkiej nadal podłogi. Z każda chwilą, gdy padało na nie światło - stawało się twardsze i jeśli chciały się z niej wydostać, musiały szybko reagować.
Ciężkie, maksymalnie spowolnione kroki Matta w końcu zatrzymały się. Dzielił go nieduży dystans od drabiny, ale im dalej był od jaśniejącej kuli światła nad kobietami, tym ciemność zdawała się gęstnieć i oplatać nogi coraz wyżej. lepkie macki? sięgały już niemal ud mężczyzny a nieprzyjemne pieczenie zajmowało miejsca, gdzie oblepiała czarna masa, która wyraźnie próbowała pociągnąć Botta w dół.
- Mieszkam tu - cichy głos rozległ się ponownie, ale Percival mógł dostrzec, że dziewczynka nie poruszyła ustami. Cofnęła się gwałtownie, gdy mężczyzna w końcu się podniósł do pozycji siedzącej, ale wystraszone spojrzenie utkwiła w różdżce - Co to? - podniosła drobną dłoń, na której wierzchu wyraźnie widniała zaróżowiona, gojąca się plama po poparzeniu? Wycofała się z taka sama gwałtownością, jakby spodziewała się przynajmniej uderzenia - Nie rozumiem - jasne brwi zmarszczyła w konsternacji. Nie będąc pewna co właściwie chciał zrobić. czy bardziej uciec, czy trwać u boku...nieznajomego? - Nie będziesz bić? - dziecko ponownie uniosło wzrok z mieszanką zaskoczenia, ale sinawe wargi ani razu nie poruszyły się, przy żadnym z wypowiadanych słów - Eliza - chude palce wyciągnęła, by ostrożnie złapać brzeg kartki - Koszmary... - smutek sączył się z głosu?, ale przerwała, gdy w nagłym spazmie skuliła się - Jeśli tu przyjdzie, musisz się schować, ja muszę się położyć - uniosła bladą twarz, na kolanach przesuwając się dalej w kierunku wytartego materaca.
Sophia, Lucy - światło pozwala wam względnie stabilnie poruszać się po miękkiej podłodze. Możecie spróbować pomóc wyrwać się dla Matta lub wykonać inną akcję z rzutem k100. Jeśli wchodzicie na drabinę - rzucacie drugi raz k100 +silna wola.
Matt - st wyrwania się 42 + sprawność. Chyba że używasz magii.
Percy rzucasz k100 + silna wola niezalezienie od swoich działań. Jeśli czarujesz, wykonujesz drugi rzut.
Na odpis macie 48h
W momencie, gdy Sophia wypowiedziała zaklęcie, jaśniejąca kula światła rozbłysła nad waszymi głowami, niemal natychmiastowo uspokajając wirujące wokół cienie. Podłoga przestała gwałtownie się poruszać i drgać pod stopami aurorki, obejmując także powierzchnię obok Lucindy, której lumos natychmiastowo zgasł, ale blask nie ujawnił się powtórnie. Inkantacja popłynęła, delikatne ciepło ujawniło działanie magii, ale szybko zniknęło. Obie kobiety miały jednak zatopione stopy w lepkiej nadal podłogi. Z każda chwilą, gdy padało na nie światło - stawało się twardsze i jeśli chciały się z niej wydostać, musiały szybko reagować.
Ciężkie, maksymalnie spowolnione kroki Matta w końcu zatrzymały się. Dzielił go nieduży dystans od drabiny, ale im dalej był od jaśniejącej kuli światła nad kobietami, tym ciemność zdawała się gęstnieć i oplatać nogi coraz wyżej. lepkie macki? sięgały już niemal ud mężczyzny a nieprzyjemne pieczenie zajmowało miejsca, gdzie oblepiała czarna masa, która wyraźnie próbowała pociągnąć Botta w dół.
- Mieszkam tu - cichy głos rozległ się ponownie, ale Percival mógł dostrzec, że dziewczynka nie poruszyła ustami. Cofnęła się gwałtownie, gdy mężczyzna w końcu się podniósł do pozycji siedzącej, ale wystraszone spojrzenie utkwiła w różdżce - Co to? - podniosła drobną dłoń, na której wierzchu wyraźnie widniała zaróżowiona, gojąca się plama po poparzeniu? Wycofała się z taka sama gwałtownością, jakby spodziewała się przynajmniej uderzenia - Nie rozumiem - jasne brwi zmarszczyła w konsternacji. Nie będąc pewna co właściwie chciał zrobić. czy bardziej uciec, czy trwać u boku...nieznajomego? - Nie będziesz bić? - dziecko ponownie uniosło wzrok z mieszanką zaskoczenia, ale sinawe wargi ani razu nie poruszyły się, przy żadnym z wypowiadanych słów - Eliza - chude palce wyciągnęła, by ostrożnie złapać brzeg kartki - Koszmary... - smutek sączył się z głosu?, ale przerwała, gdy w nagłym spazmie skuliła się - Jeśli tu przyjdzie, musisz się schować, ja muszę się położyć - uniosła bladą twarz, na kolanach przesuwając się dalej w kierunku wytartego materaca.
Sophia, Lucy - światło pozwala wam względnie stabilnie poruszać się po miękkiej podłodze. Możecie spróbować pomóc wyrwać się dla Matta lub wykonać inną akcję z rzutem k100. Jeśli wchodzicie na drabinę - rzucacie drugi raz k100 +silna wola.
Matt - st wyrwania się 42 + sprawność. Chyba że używasz magii.
Percy rzucasz k100 + silna wola niezalezienie od swoich działań. Jeśli czarujesz, wykonujesz drugi rzut.
Na odpis macie 48h
Strzępy odzyskanego poczucia rzeczywistości znów zaczęły wysuwać się spomiędzy jego palców, a z każdym kolejnym słowem wypowiadanym (?) przez dziewczynkę, rozumiał mniej. Coś zdecydowanie było nie w porządku; widok sinych, całkowicie nieruchomych ust, wywoływał na jego karku nieprzyjemne dreszcze, sprawiające, że nagle zapragnął z powrotem znaleźć się w towarzystwie Lucindy. Nie miał pojęcia, co stało się z nią oraz pozostałą dwójką czarodziejów, ale co gorsza – nie wiedział też, co właściwie stało się z nim. Urywki wspomnień wracały do niego falami, jednak pomiędzy wyciągnięciem z pleców szklanego odłamka, a obudzeniem się w tajemniczym pomieszczeniu, nadal ziała pusta, wypełniona lepką ciemnością dziura.
Znieruchomiał odruchowo, gdy blondynka odsunęła się od niego, ale nie rozluźnił zaciskanych na różdżce palców. Mimo że dziecko nie wyglądało na kogoś, kto mógłby mu zagrozić, nie był na tyle naiwny, żeby dać się porwać złudnemu poczuciu bezpieczeństwa. Groza wciąż wisiała w powietrzu, ciężka i utrudniająca swobodne oddychanie; przypomniał sobie rozczłonkowane zwłoki z zaciśniętym na szyi paskiem i kobietę o pustym spojrzeniu, z paskudną dziurą ziejącą w klatce piersiowej. Potrząsnął lekko głową, zaciskając zęby; nie mógł pozwolić strachowi przejąć nad sobą kontroli – nieistotne, jak bardzo pragnął w tamtym momencie znaleźć się z powrotem za przyjaznymi ścianami dworku w Nottinghamshire i usłyszeć dźwięczny śmiech Inary. – To… – zawahał się, dopiero teraz orientując się, że dziewczynka mogła być – i najprawdopodobniej była – mugolką. Nie chcąc wystraszyć jej jeszcze bardziej, przełknął słowo różdżka zanim wypłynęło spomiędzy jego warg. – To coś, co pomaga mi się bronić – odpowiedział wymijająco, starając się zachować łagodny ton głosu, chociaż im dłużej znajdował się w pokoju, tym głośniej wyły wszystkie jego wewnętrzne systemy alarmowe. Słysząc jej przesycone lękiem pytanie, zmarszczył brwi, na chwilę znów powracając do zmartwionego tonu. – Oczywiście, że nie będę. Ktoś robi ci krzywdę? – Potrzebował informacji; potrzebował czegokolwiek, co pomogłoby mu wydostać się z tego… miejsca, choć nadal nie miał pojęcia, czym właściwie było.
Wiedziony niezrozumiałym przeczuciem, nie spuszczał z niej wzroku, gdy cofała się w stronę cienkiego materaca. Przypominała mu odrobinę przerażone, nieufne zwierzątko. – Eliza – zwrócił się do niej po imieniu, mając nadzieję, że zmniejszy to ziejący między nimi, pełen lęku dystans. – Powiesz mi, jak się stąd wydostać? Ja… Moi przyjaciele zostali w tyle. – Zawahał się. To chyba nie była pora na zabawę w bohatera, ale widok zaróżowionej, poparzonej skóry na ręce i brudnej koszuli dziewczynki sprawiał, że coś nieustannie przewracało mu się w żołądku. – Mogę ci pomóc, ale musisz najpierw pomóc mnie – powiedział cicho, prawie prosząc, ale i też kładąc nacisk na każde jedno słowo. Jeżeli tym, co miało tu przyjść były drzewne istoty, wolał znajdować się już wtedy daleko od przeklętego domu i mugolskiej wioski.
Znieruchomiał odruchowo, gdy blondynka odsunęła się od niego, ale nie rozluźnił zaciskanych na różdżce palców. Mimo że dziecko nie wyglądało na kogoś, kto mógłby mu zagrozić, nie był na tyle naiwny, żeby dać się porwać złudnemu poczuciu bezpieczeństwa. Groza wciąż wisiała w powietrzu, ciężka i utrudniająca swobodne oddychanie; przypomniał sobie rozczłonkowane zwłoki z zaciśniętym na szyi paskiem i kobietę o pustym spojrzeniu, z paskudną dziurą ziejącą w klatce piersiowej. Potrząsnął lekko głową, zaciskając zęby; nie mógł pozwolić strachowi przejąć nad sobą kontroli – nieistotne, jak bardzo pragnął w tamtym momencie znaleźć się z powrotem za przyjaznymi ścianami dworku w Nottinghamshire i usłyszeć dźwięczny śmiech Inary. – To… – zawahał się, dopiero teraz orientując się, że dziewczynka mogła być – i najprawdopodobniej była – mugolką. Nie chcąc wystraszyć jej jeszcze bardziej, przełknął słowo różdżka zanim wypłynęło spomiędzy jego warg. – To coś, co pomaga mi się bronić – odpowiedział wymijająco, starając się zachować łagodny ton głosu, chociaż im dłużej znajdował się w pokoju, tym głośniej wyły wszystkie jego wewnętrzne systemy alarmowe. Słysząc jej przesycone lękiem pytanie, zmarszczył brwi, na chwilę znów powracając do zmartwionego tonu. – Oczywiście, że nie będę. Ktoś robi ci krzywdę? – Potrzebował informacji; potrzebował czegokolwiek, co pomogłoby mu wydostać się z tego… miejsca, choć nadal nie miał pojęcia, czym właściwie było.
Wiedziony niezrozumiałym przeczuciem, nie spuszczał z niej wzroku, gdy cofała się w stronę cienkiego materaca. Przypominała mu odrobinę przerażone, nieufne zwierzątko. – Eliza – zwrócił się do niej po imieniu, mając nadzieję, że zmniejszy to ziejący między nimi, pełen lęku dystans. – Powiesz mi, jak się stąd wydostać? Ja… Moi przyjaciele zostali w tyle. – Zawahał się. To chyba nie była pora na zabawę w bohatera, ale widok zaróżowionej, poparzonej skóry na ręce i brudnej koszuli dziewczynki sprawiał, że coś nieustannie przewracało mu się w żołądku. – Mogę ci pomóc, ale musisz najpierw pomóc mnie – powiedział cicho, prawie prosząc, ale i też kładąc nacisk na każde jedno słowo. Jeżeli tym, co miało tu przyjść były drzewne istoty, wolał znajdować się już wtedy daleko od przeklętego domu i mugolskiej wioski.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Podłoga pod wpływem jaśniejącego lumosa zdawała się pozornie uspokoić to jednak nie sprawiło, że poczułem się bezpieczniej. Wciąż coś było z nią nie tak, a dla mnie wciąż najbliższą opcją ucieczki wydawało się poddasze - było blisko, magia cieni zdawała się tam nie sięgać, a kto wie - może znajdowały się tam odpowiedzi na to gdzie zasiał się ten gość? Niepokojące jednak było wspomnienie mlecznej mgły przesiąkającej przez sufit. Dlatego postanowiłem spróbować się tam dostać przed kobietami (niepokoiła mnie zawziętość w czyn zwłaszcza tej która towarzyszyła brunetowi). Jeśli było tam coś niebezpiecznego wolałem by ich to nie sięgnęło.
Dlatego gdy smoliste pnącza zaczeły ściślej mnie obłapywać fuknąłem plątaninę mugolsko-nokturnowych przekleństw - próbowałem się z ich wyrwać.
Dlatego gdy smoliste pnącza zaczeły ściślej mnie obłapywać fuknąłem plątaninę mugolsko-nokturnowych przekleństw - próbowałem się z ich wyrwać.
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
To, czego właśnie doświadczali, było bardzo dziwne, chociaż to można było chyba powiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się odkąd w karczmie zaczęły się dziać pierwsze niepokojące rzeczy. Momentami trudno było uwierzyć, że jeszcze niedawno siedziała spokojnie w jej ciepłym wnętrzu, pewna, że to tylko zwykły wieczór, ale późniejsze wydarzenia były czymś, z czym nie zetknęła się nigdy w dotychczasowym życiu.
Teraz już nie tylko podłoga falowała, ale również ściany, które przywodziły na myśl czarną, nieprzejrzystą powierzchnię wody. Było w tym coś złowieszczego. Gdy jednak jej zaklęcie rozbłysło intensywnym światłem, które zawisło nad ich głowami, cienie na podłodze zaczęły się uspokajać, a jej powierzchnia przestała falować. Wokół kostek mogła wyczuć, że podłoga twardnieje; szybko więc wyrwała z niej stopy, by stanąć na twardej, oświetlonej powierzchni. Przynajmniej chwilowo wydawało się, że podłoga w oświetlonych miejscach nie próbuje ich pożreć, nadal nie było jednak wiadomo, gdzie podział się zaginiony mężczyzna ani która droga ucieczki była najlepsza. Drzwi, czy może drabina prowadząca na wyższy poziom, gdzie mogło czaić się inne zagrożenie?
Ruszyła w stronę drabiny i mężczyzny, który utknął w podłodze próbując się do niej dostać, zmuszając kulę światła, żeby przemieściła się wraz z nią w tamtym kierunku i wciąż odganiała od nich cienie. Patrzyła, jak mężczyzna wyrywał się z objęć podłogi; była gotowa spróbować pochwycić go, gdyby okazało się, że potrzebuje pomocy w wydostaniu się. Skierowała się w stronę drabiny, zamierzając stanąć na czymś bardziej stabilnym. Może powinni spróbować wspiąć się na samą górę? Miała nadzieję, że tam nie czają się żadne cienie ani inne okropieństwa.
Teraz już nie tylko podłoga falowała, ale również ściany, które przywodziły na myśl czarną, nieprzejrzystą powierzchnię wody. Było w tym coś złowieszczego. Gdy jednak jej zaklęcie rozbłysło intensywnym światłem, które zawisło nad ich głowami, cienie na podłodze zaczęły się uspokajać, a jej powierzchnia przestała falować. Wokół kostek mogła wyczuć, że podłoga twardnieje; szybko więc wyrwała z niej stopy, by stanąć na twardej, oświetlonej powierzchni. Przynajmniej chwilowo wydawało się, że podłoga w oświetlonych miejscach nie próbuje ich pożreć, nadal nie było jednak wiadomo, gdzie podział się zaginiony mężczyzna ani która droga ucieczki była najlepsza. Drzwi, czy może drabina prowadząca na wyższy poziom, gdzie mogło czaić się inne zagrożenie?
Ruszyła w stronę drabiny i mężczyzny, który utknął w podłodze próbując się do niej dostać, zmuszając kulę światła, żeby przemieściła się wraz z nią w tamtym kierunku i wciąż odganiała od nich cienie. Patrzyła, jak mężczyzna wyrywał się z objęć podłogi; była gotowa spróbować pochwycić go, gdyby okazało się, że potrzebuje pomocy w wydostaniu się. Skierowała się w stronę drabiny, zamierzając stanąć na czymś bardziej stabilnym. Może powinni spróbować wspiąć się na samą górę? Miała nadzieję, że tam nie czają się żadne cienie ani inne okropieństwa.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 55, 38
'k100' : 55, 38
Lucinda nie wiedziała już co robić. Jej zaklęcie się nie powiodło, a światło zgasło i prawdopodobnie znalazłaby się w całkowitej ciemności gdyby nie lumos rzucony przez Sophi. Światło sprawiło, że cienie zaczęły gęstnieć unieruchamiając im nogi. Lucinda spojrzała na próbującego dostać się do drabiny mężczyznę. To było ich jedyne wyjście i chociaż wewnętrznie bała się tego co może ich spotkać na górze, ale wiedziała, że tutaj nie mają szans. Kiedy światło zniknie cienie znowu ich zaatakują. Starała się nie myśleć o tym co stało się z Percym. Chciała wierzyć, że to tylko chwilowe i zaraz wyjdą stąd wszyscy cali i zdrowi. Tak. Naiwność była jej sprawą. Ruszyła zaraz za rudowłosą czując jak stawianie kroków robi się co raz trudniejsze w świetle nad ich głowami. Nie miała dzisiaj szczęścia ani do zaklęć ani do działań. Wcale by się nie zdziwiła gdyby noga utknęła jej w tej mazi blokując dojście do drabiny. Jednak próbowała. Chciała wejść na górę i zacząć myśleć racjonalnie by w końcu się stąd wydostać.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87, 84
'k100' : 87, 84
- Bronić? Przed czym? Jak? - dziewczynka zatrzymała się w półgestu, pochylona, w połowie drogi do materaca. Podkrążone oczy utkwiła w Percivalu i przez krótki moment przypominała jedno ze zwyczajnych dzieci, zaintrygowane czymś, czego nigdy nie widziało. wargi nadal się nie poruszały i wydawało się, że najżywsze w niej są ciemne granaty źrenic, przeplatane nieostającym smutkiem i mieszanką niezidentyfikowanego lęku - Jestem przeklęta...zasługuję na krzywdę - odpowiedziała na pytanie, ale brzmiało to bardziej jakby powtarzała wyuczoną lekcję. Skuliła się, chowając głowę w ramionach - Przepraszam, nie chciałam, już nie będę - oczy zamknęła, jakby rzeczywiście oczekiwała uderzenia. Kaszlnęła, zakrywając ręką nieme usta, a na wierzchu zalśnił szkarłat - Twoi...przyjaciele już tu są - przekręciła głowę na bok, wpatrując się w pustą przestrzeń po drugiej stronie. Wyciągnęła chudą rączkę, a wraz z jej gestem w podłodze uniosła się do góry klapa - Jestem przeklęta - dodała jeszcze, próbując zapewne tłumaczyć się ze swojego uczynku.
Z cienkiej koszuli wyciągnęła...kredkę. Właściwie kawałek wystruganego węgielka, który podsunęła w stronę Percivala, który czuł coraz silniejsze zawroty głowy. Ciemne plamy raz jeszcze mieniły się przed oczami a obraz coraz bardziej rozmywał się, tworząc mozaikę ciemnych barw, w których centrum znajdowała się para granatowych źrenic - To wam pomoże.
- Nie dam rady... - głos rozbrzmiał głowie Lucindy bez ostrzeżenia. Zupełnie jakby właścicielka głosu znajdowała się tuż obok - Już niedaleko. Obiecuje. Jak tylko zobaczysz światło. Krzyknij... - głos powtórzył sekwencję, a łamaczka klątw czuła narastające, nieprzyjemne wiercenie w myślach. I zapewne to nieuchwytne wrażenia i otaczająca ciemność granicę padającego światła dodała sił, bo Lucy przedarła się do ściany z drabina jako pierwsza.
Wszędzie tam, gdzie blask lumosa nie docierał - czernił się lepki mrok. Zdawało się, że krąg jasności jest oplatany, jakby tworzyło niewidzialną barierę chroniąca trójkę znajdującą się wewnątrz. Sophia znajdowała się najbliżej padającego z góry promieni, mogła czuć się bezpieczniej, ale z chwilą, gdy wsparła dłonią Matta i podążyła za druga kobietą, poczuła narastające w głowie pulsowanie. Zupełnie, jakby coś drapało w jej świadomości.
Za wami, nieco wolniej podążył Matt, który wyrwał się z oblepiających go czarnych macek docierając na skraj drabiny. Wciąż czuł paskudne pieczenie na obu nogach, ale im bliżej światła się znajdował, tym ciemna, gęsta ciecz lepiąca się do jego spodni - rozsypywała się, pozostawiając po sobie szare smugi popiołu.
Lucinda jako pierwsze wspięła się wyżej po wytartych szczeblach. Nad głową wisiał żelazny uchwyt z rozbitą kłódka, a w drewnianym suficie rysowała się wyraźna linia klapy. Wyglądało na to, że dostać się na górę można było tylko drabiną. Nie było innego wyjścia. Należało chwycić wystający element i pchnąć do góry, by unieść drewniane wieko, które ustąpiło z niebywałą lekkością.
Zajęło wam chwilę, by znaleźć się na górze. Pomieszczenie nie było duże, ale pierwsze co dostrzegliście, to blask z unoszącej się nad waszymi głowami kuli. Pod stopami rozrzucone były kartki i śmieci. W jednym z kątów leżał stary, mocno zniszczony materac i...coś, co leżało na nim, przykryte szaro-brunatnym kocem. W drugim końcu, najbardziej od was oddalonym znajdował się jeszcze jeden obiekt, ale z odległości - nie potrafiliście stwierdzić co to takiego. W dół - schodzić nie chcieliście, chyba że ktoś pragnął spotkania z płynną ciemnością, która rozlała się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była drabina.
Percy - masz szansę czarować - st wg tabeli lub wykonać inna akcję związaną z ruchem (k100+sprawność). Jeśli tego nie robisz - nie musisz rzucać w tej kolejce.
Sophia, Lucy i Matt - możecie czarować - st wg tabeli. Jeśli tego nie robicie - nie musicie rzucać kością.
Obowiązują was minusy z poprzedniej kolejki
Na odpis macie 48h
Z cienkiej koszuli wyciągnęła...kredkę. Właściwie kawałek wystruganego węgielka, który podsunęła w stronę Percivala, który czuł coraz silniejsze zawroty głowy. Ciemne plamy raz jeszcze mieniły się przed oczami a obraz coraz bardziej rozmywał się, tworząc mozaikę ciemnych barw, w których centrum znajdowała się para granatowych źrenic - To wam pomoże.
- Nie dam rady... - głos rozbrzmiał głowie Lucindy bez ostrzeżenia. Zupełnie jakby właścicielka głosu znajdowała się tuż obok - Już niedaleko. Obiecuje. Jak tylko zobaczysz światło. Krzyknij... - głos powtórzył sekwencję, a łamaczka klątw czuła narastające, nieprzyjemne wiercenie w myślach. I zapewne to nieuchwytne wrażenia i otaczająca ciemność granicę padającego światła dodała sił, bo Lucy przedarła się do ściany z drabina jako pierwsza.
Wszędzie tam, gdzie blask lumosa nie docierał - czernił się lepki mrok. Zdawało się, że krąg jasności jest oplatany, jakby tworzyło niewidzialną barierę chroniąca trójkę znajdującą się wewnątrz. Sophia znajdowała się najbliżej padającego z góry promieni, mogła czuć się bezpieczniej, ale z chwilą, gdy wsparła dłonią Matta i podążyła za druga kobietą, poczuła narastające w głowie pulsowanie. Zupełnie, jakby coś drapało w jej świadomości.
Za wami, nieco wolniej podążył Matt, który wyrwał się z oblepiających go czarnych macek docierając na skraj drabiny. Wciąż czuł paskudne pieczenie na obu nogach, ale im bliżej światła się znajdował, tym ciemna, gęsta ciecz lepiąca się do jego spodni - rozsypywała się, pozostawiając po sobie szare smugi popiołu.
Lucinda jako pierwsze wspięła się wyżej po wytartych szczeblach. Nad głową wisiał żelazny uchwyt z rozbitą kłódka, a w drewnianym suficie rysowała się wyraźna linia klapy. Wyglądało na to, że dostać się na górę można było tylko drabiną. Nie było innego wyjścia. Należało chwycić wystający element i pchnąć do góry, by unieść drewniane wieko, które ustąpiło z niebywałą lekkością.
Zajęło wam chwilę, by znaleźć się na górze. Pomieszczenie nie było duże, ale pierwsze co dostrzegliście, to blask z unoszącej się nad waszymi głowami kuli. Pod stopami rozrzucone były kartki i śmieci. W jednym z kątów leżał stary, mocno zniszczony materac i...coś, co leżało na nim, przykryte szaro-brunatnym kocem. W drugim końcu, najbardziej od was oddalonym znajdował się jeszcze jeden obiekt, ale z odległości - nie potrafiliście stwierdzić co to takiego. W dół - schodzić nie chcieliście, chyba że ktoś pragnął spotkania z płynną ciemnością, która rozlała się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była drabina.
Percy - masz szansę czarować - st wg tabeli lub wykonać inna akcję związaną z ruchem (k100+sprawność). Jeśli tego nie robisz - nie musisz rzucać w tej kolejce.
Sophia, Lucy i Matt - możecie czarować - st wg tabeli. Jeśli tego nie robicie - nie musicie rzucać kością.
Obowiązują was minusy z poprzedniej kolejki
Na odpis macie 48h
Surrealizm rozgrywającej się przed jego oczami sceny skutecznie utrudniał mu ułożenie galopujących myśli w sensowny, logiczny sposób; słowa dziewczynki łączyły się w jego umyśle krótkotrwale i chaotycznie, jak niepasujące do siebie elementy układanki, zbyt wybrakowane, by można było wysnuć z nich pomocne wnioski. Nie wierzył, żeby naprawdę była przeklęta; nie wierzył też, że była zwyczajną mugolką, bo mówienie bez otwierania ust (czy to możliwe, żeby była w stanie umieszczać wypowiedzi wprost w jego głowie?) i otwieranie przejść przy pomocy prostych gestów, nie należało do umiejętności, którymi mogli pochwalić się niemagiczni. Chciał dowiedzieć się więcej; wrodzona natura odkrywcy zachęcała do dociekania, prawie podskakując radośnie na widok nierozwikłanych tajemnic, ale instynkt przetrwania zdecydowanie ją stopował. Jego działania były ograniczone, nie mógł swobodnie się poruszać, a wciąż krwawiąca rana na plecach nakładała na całą akcję rygorystyczny limit czasowy. Nie miał pojęcia, za ile minut znów straci przytomność; dziesięć, pięć, dwie?
Nie odpowiedział na kolejne pytanie o różdżkę, zajęty intensywnymi próbami wymyślenia rozwiązania, które jakimś cudem uratowałoby ich oboje. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu pozostawienie dziewczynki w pokoju – najprawdopodobniej nie była w stanie bronić się sama, stanowiła więc dodatkowy balast – ale jednocześnie wciąż nie potrafił oderwać spojrzenia od jej smutnych oczu o barwie wieczornego nieba. – Nie jesteś przeklęta – powiedział nieco nieprzytomnie, a jego własny głos zdawał się brzmieć odlegle, bardziej jak echo niż realny dźwięk. Spojrzał w dół, na wyciągniętą rączkę z dziwnym węgielkiem. W czym niby miało mu to pomóc? Wysunął jednak dłoń do przodu, biorąc w palce niewielki przedmiot i przez moment obserwując go uważnie, ale wydawało się, że nie przejawiał żadnych niezwykłych właściwości. Otworzył usta, spomiędzy jego warg nie wydobyło się jednak ani jedno pytanie, mimo że jeszcze sekundę wcześniej był pewien, że właściwie słowa tam były, czekając na końcu ciężkiego języka; nim się obejrzał, rozsypały się jednak, w jakimś mrocznym tańcu rozpadając się na sylaby, a później na głoski. Wróciły zawroty głowy; nie, pomyślał półprzytomnie, mrugając gwałtownie powiekami i starając się odzyskać ostrość widzenia, ale wszystko dookoła znów zaczęły pokrywać znajome już, tłuste, ciemne plamy. Wiedział, że za moment ponownie osunie się w nicość; otwarta klapa zamajaczyła mu w pamięci, pamiętał, gdzie mniej więcej się znajdowała, może byłby w stanie?.. Ale nie, nie mógł przecież zaprowadzić tam ich obojga, nie był nawet pewien, czy wystarczyłoby mu sił do dźwignięcia się na nogi, a co dopiero pociągnięcia Elizy w stronę wyjścia.
Przeklął pod nosem, ale wtedy w jego umyśle zamajaczyły ciche słowa, uprzednio prawie puszczone mimo uszu. Twoi przyjaciele już tu są – czy nie to do niego powiedziała? Zacisnął mocniej palce na różdżce, jakby dopiero teraz przypominając sobie, że nadal trzymał ją w ręku. Musiał jakoś dać im znać, gdzie byli. – Periculum – wymruczał, tak zmęczony, że ledwie poruszał już ustami, celując w miejsce, w którym – jak mu się wydawało – znajdowała się otwarta klapa.
Nie odpowiedział na kolejne pytanie o różdżkę, zajęty intensywnymi próbami wymyślenia rozwiązania, które jakimś cudem uratowałoby ich oboje. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu pozostawienie dziewczynki w pokoju – najprawdopodobniej nie była w stanie bronić się sama, stanowiła więc dodatkowy balast – ale jednocześnie wciąż nie potrafił oderwać spojrzenia od jej smutnych oczu o barwie wieczornego nieba. – Nie jesteś przeklęta – powiedział nieco nieprzytomnie, a jego własny głos zdawał się brzmieć odlegle, bardziej jak echo niż realny dźwięk. Spojrzał w dół, na wyciągniętą rączkę z dziwnym węgielkiem. W czym niby miało mu to pomóc? Wysunął jednak dłoń do przodu, biorąc w palce niewielki przedmiot i przez moment obserwując go uważnie, ale wydawało się, że nie przejawiał żadnych niezwykłych właściwości. Otworzył usta, spomiędzy jego warg nie wydobyło się jednak ani jedno pytanie, mimo że jeszcze sekundę wcześniej był pewien, że właściwie słowa tam były, czekając na końcu ciężkiego języka; nim się obejrzał, rozsypały się jednak, w jakimś mrocznym tańcu rozpadając się na sylaby, a później na głoski. Wróciły zawroty głowy; nie, pomyślał półprzytomnie, mrugając gwałtownie powiekami i starając się odzyskać ostrość widzenia, ale wszystko dookoła znów zaczęły pokrywać znajome już, tłuste, ciemne plamy. Wiedział, że za moment ponownie osunie się w nicość; otwarta klapa zamajaczyła mu w pamięci, pamiętał, gdzie mniej więcej się znajdowała, może byłby w stanie?.. Ale nie, nie mógł przecież zaprowadzić tam ich obojga, nie był nawet pewien, czy wystarczyłoby mu sił do dźwignięcia się na nogi, a co dopiero pociągnięcia Elizy w stronę wyjścia.
Przeklął pod nosem, ale wtedy w jego umyśle zamajaczyły ciche słowa, uprzednio prawie puszczone mimo uszu. Twoi przyjaciele już tu są – czy nie to do niego powiedziała? Zacisnął mocniej palce na różdżce, jakby dopiero teraz przypominając sobie, że nadal trzymał ją w ręku. Musiał jakoś dać im znać, gdzie byli. – Periculum – wymruczał, tak zmęczony, że ledwie poruszał już ustami, celując w miejsce, w którym – jak mu się wydawało – znajdowała się otwarta klapa.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Znajdując się na półpiętrze poczułem przypływ chwilowego poczucia bezpieczeństwa. Nie zamierzałem jednak się chwytać tej złudnej iluzji bo prawda była taka, że dalej tkwiliśmy w gównie po kostki - z ta różnicą, że w tym momencie już nie dosłownie. przynajmniej na chwilę obecną.
Łapałem oddech będąc pochylonym i podpierając ramionami kolana. Nie byłem pewien już co mnie boli. Wszystko zdawało się zlewać w jedno, nieprzyjemne uczucie wzmagające się przy każdym ruchu by kolejnej chwili rozbrzmieć tępym echem przy bezruchu. Śmiać mi się chciało na myśl, że wszystko zaczęło się od tej przeklętej karczmy w której pojawiłem się w przeświadczeniu, że alkohol rozwiąże kilka problemów - dobre sobie.
Westchnąłem przenosząc spojrzenie z nóg uświnionych smarem na podłogę dostrzegając mieszankę kartek i śmieci. Bezwiednie sięgnąłem po jedną (kartkę) znajdującą się pod stopą, przyjrzałem się jej spodziewając się nie wiadomo czego by potem wypuścić ją z rąk.
- Hej, on może jeszcze żyć. Gdyby tamta magia miała go po prostu zabić to powykręcałaby go na naszych oczach - rzuciłem w stronę kobiety (lucidy). Marna to była pociecha i może nie miałem racji, lecz odnosiłem wrażenie, że jeśli czegoś jej nie powiem to się rozsypie w miejscu - Na dole rzuciłem hexę. Aura zaklęcia przeniknęła wówczas przez sufit. Być może część tego domu, coś tutaj w jakiś sposób jest przeklęte i ktoś...kto tu był chyba zdawał sobie z tego sprawę... - mówiłem mimochodem patrząc na światło które nas tutaj zwabiło. Dostrzegłem również materac i kłąb umieszczonego na nim materiału, kiedy rozglądałem się za oknem mającym być planem ewakuacyjnym. Jednak przecząc samemu sobie zamiast do okna ruszyłem w stronę materaca. Coś pod materiałem koca się znajdowało. Może ktoś?
Łapałem oddech będąc pochylonym i podpierając ramionami kolana. Nie byłem pewien już co mnie boli. Wszystko zdawało się zlewać w jedno, nieprzyjemne uczucie wzmagające się przy każdym ruchu by kolejnej chwili rozbrzmieć tępym echem przy bezruchu. Śmiać mi się chciało na myśl, że wszystko zaczęło się od tej przeklętej karczmy w której pojawiłem się w przeświadczeniu, że alkohol rozwiąże kilka problemów - dobre sobie.
Westchnąłem przenosząc spojrzenie z nóg uświnionych smarem na podłogę dostrzegając mieszankę kartek i śmieci. Bezwiednie sięgnąłem po jedną (kartkę) znajdującą się pod stopą, przyjrzałem się jej spodziewając się nie wiadomo czego by potem wypuścić ją z rąk.
- Hej, on może jeszcze żyć. Gdyby tamta magia miała go po prostu zabić to powykręcałaby go na naszych oczach - rzuciłem w stronę kobiety (lucidy). Marna to była pociecha i może nie miałem racji, lecz odnosiłem wrażenie, że jeśli czegoś jej nie powiem to się rozsypie w miejscu - Na dole rzuciłem hexę. Aura zaklęcia przeniknęła wówczas przez sufit. Być może część tego domu, coś tutaj w jakiś sposób jest przeklęte i ktoś...kto tu był chyba zdawał sobie z tego sprawę... - mówiłem mimochodem patrząc na światło które nas tutaj zwabiło. Dostrzegłem również materac i kłąb umieszczonego na nim materiału, kiedy rozglądałem się za oknem mającym być planem ewakuacyjnym. Jednak przecząc samemu sobie zamiast do okna ruszyłem w stronę materaca. Coś pod materiałem koca się znajdowało. Może ktoś?
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Szlachcianka pokonywała kolejne stopnie drabiny chcąc jak najszybciej dostać się na górę. Uciekała. Znowu. Chociaż cienie chcące wciągnąć ich pod podłogę nie były jej winą to czuła, że ona była za to odpowiedzialna. Za to, że się tutaj znaleźli chcąc ratować Sophię. Lucinda nie potrafiłaby jej tutaj zostać, ale gdyby nie jej chęć ratowania każdej napotkanej osoby Percy nadal by… z nimi był. Nie pozwoliła sobie myśleć, że mogło być gorzej. Potrzebowała chwili by pomyśleć. Zorientować się sytuacji. Znaleźć rozwiązanie. Kolejne stopnie uginały się pod jej ciężarem i przez myśl jej przeszło, że tak naprawdę nie wiedzieli czy nie idą wprost w kolejną pułapkę. Odsunęła od siebie te myśli dopiero gdy usłyszała rozchodzący się w jej głowie głos. Znajomy głos. - Lisa? - szeptem wypowiedziane imię przepadło w odbijających się w jej głowie echem kolejnych słowach. Pamiętała to jak dzisiaj chociaż od tego wydarzenia minęło kilka miesięcy. Czyhająca na nią bestia, ciężki oddech gdy pokonywała ostatnie metry jaskini. Tak jak teraz. Z siłą pchnęła klapę by dostać się na samą górę. Wypuściła wstrzymywane powietrze rozglądając się po pomieszczeniu. Porozrzucane w pomieszczeniu kartki były rysunkami dziecka tylko skąd w tym domu miało wziąć się dziecko? Nie przypominały niczego co znała, ale chyba mogła tak powiedzieć o wszystkim co tego dnia widzieli. Począwszy od czerwonych ślepi kobiety. Spojrzała na mężczyznę gdy ten zaczął ją… pocieszać. Nie mogła myśleć o Percym jak o martwym. Nie było takiej możliwości. Wiedziała, że go znajdzie i wrócą do domu. Cali i zdrowi. Za dużo zła w ostatnim czasie uderzyło w jej życie. Powykręcałaby go na naszych oczach. Przed oczami znowu stanął jej obraz rozczłonkowanego ciała i poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła. Skinęła głową w stronę mężczyzny nie będąc w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Lucidna czuła w tym miejscu magię chociaż nie do końca potrafiła stwierdzić jaka ta magia jest. Spojrzała na materac i wytężyła wzrok przy przyjrzeć się temu co skrywał mrok. Sięgnęła po różdżkę mocniej zaciskając na niej dłoń. - Musimy go znaleźć… - mruknęła tylko bo przecież tracili tylko czas. Percy nie mógł nagle przenieść się na piętro, a oni musieli pomyśleć na sposobem by uniknąć cieni i dostać się… no właśnie gdzie? Do piwnicy? - Carpiene – mruknęła odpowiednim ruchem posyłając zaklęcie. Żadnych więcej niespodzianek. Zgadzała się z Mattem. Było tutaj coś przeklętego chociaż zdarzało jej się być świadkiem zawodzenia Hexa Revelio. Czasami klątwy były zbyt dobrze ukryte by je wykryć, albo zbyt silne by hexa była w stanie dobrze zlokalizować miejsce. Nie bała się istniejącej klątwy, bała się tylko tego co skryte w mroku.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Dom na uboczu
Szybka odpowiedź