Dom na uboczu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom na uboczu
Jest tylko jedno światło. Małe ledwie widoczne okienko na piętrze wieści - że ktoś zajmuje stare domostwo, którego świetność minęła już dawno. Obłamane i przegniłe od deszczu deski, skrzypiące gdzieś z tyłu, okiennice na naderwanych zawiasach i wszechogarniająca stęchlizna wdzierająca się zapachem, aż pod skórę.
Ale światło kusi, wabi, niby ćmy błagające o promyk zdradziecki. Drzwi są zamknięte, ale widnieje w nich klucz. Wystarczy, że wejdziesz po kilku, chwiejnych stopniach. To nie jest takie trudne, prawda?
Ale światło kusi, wabi, niby ćmy błagające o promyk zdradziecki. Drzwi są zamknięte, ale widnieje w nich klucz. Wystarczy, że wejdziesz po kilku, chwiejnych stopniach. To nie jest takie trudne, prawda?
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Nienawidził bezsilności; uczucie opuszczających go sił, przygniatająca słabość, zatrzymujące się na nim, pełne duszącej litości spojrzenia – wszystko to przyprawiało go o mdłości, sprawiając, że wzdrygał się wewnętrznie, w jakimś irracjonalnym odruchu mając ochotę odrzucić oferowaną pomoc. Nie był pewien, co wzbudzało w nim większą frustrację: fakt, że nieudanej próbie podniesienia się do pozycji siedzącej, opadł z powrotem na zakurzoną podłogę, czy że chwilę później ze wsparciem pospieszyły mu pomocne dłonie; a może żałosne zażenowanie wzbudziło skierowane w jego stronę zaklęcie, zaoferowane przez kobietę, która nic nie była mu winna? Spojrzał na nią, wciąż nieco nieprzytomnie, z trudem hamując zawroty głowy i skupiając wzrok na bladej twarzy. Gdyby nie Lucinda, nigdy nie ruszyłby się z karczmy, żeby jej pomóc; dlaczego ona pomagała jemu? – Dziękuję – mruknął cicho, porzucając bezsensowne próby wyłuskania sensu z otaczającej ich rzeczywistości i zdając sobie sprawę, że jego własny umysł najprawdopodobniej nie chował w sobie odpowiedzi na kotłujące się tam pytania. Nie wiedział, czy rozmowa stoczona z zabiedzoną dziewczynką była prawdziwa, czy może przez cały czas pozostawał nieprzytomny; nie miał pojęcia, co było prawdą, a co stanowiło jedynie barwny wytwór jego własnej wyobraźni, pobudzonej przez rozproszoną w powietrzu magię. Niewiedza była frustrująca, a od braku zrozumienia pulsowało mu w głowie jeszcze bardziej, ale z jednej rzeczy zdawał sobie sprawę wyjątkowo wyraźnie – nie mieli czasu na zastanawianie się nad wszystkimi jak i dlaczego.
– Gdzie… – zaczął, automatycznie szukając spojrzeniem Elizy, ale gdy udało mu się ją odnaleźć – nieprzytomną (martwą?), zawiniętą w brudny koc – reszta słów zamarła mu w gardle. Zaklęcie mężczyzny odsłoniło coś, sprawiając, że mięśnie stężały mu niemal natychmiast, a dłoń bezwiednie odnalazła leżącą na podłodze różdżkę. Zacisnął na niej palce, mocno, kurczowo, choć nie miał pojęcia, jakie zaklęcie mógłby rzucić; czarna, wyłaniająca się z gęstej mgły postać stanowiła ni to zjawę, ni to żywe stworzenie, pojawiając się na kilka przerażających sekund i znikając bez śladu zaraz potem. Przypominał sobie, co mówiła dziewczynka; jej słowa, na chwilę zapomniane, zadźwięczały mu nagle w pamięci wyjątkowo wyraźnie; była przeklęta, tak jej powiedzieli. I jeszcze: to wam pomoże; spojrzał w dół, na czarną kredkę, o barwie takiej samej, która aktualnie znaczyła ściany pomieszczenia. – Zabierajmy się stąd – odezwał się nagle, głośniej niż do tej pory i bardziej stanowczo. – Zanim po nią przyjdą. – Nie wiedział, kto, nie wiedział, kiedy; być może zrozumiał wszystko na opak. Ale nie miał zamiaru czekać z założonymi rękami, aż ktoś zdecyduje się wyjaśnić mu prawdę.
Uniósł różdżkę, kierując ją w stronę dziewczynki. – Mobilicorpus – mruknął, wykonując nieco spowolniony, ale dobrze znany ruch nadgarstkiem. Wątpił, żeby którekolwiek z nich było w stanie ją nieść. – Powiedziała, że to nam pomoże – dodał, podnosząc kredkę wolną ręką i przez moment czując się wyjątkowo głupio, bo nie miał bladego pojęcia, do czego mógłby przydać im się kawałek węgla. Może stanowił coś w rodzaju klucza do nabazgranych na ścianach zarysów?
– Gdzie… – zaczął, automatycznie szukając spojrzeniem Elizy, ale gdy udało mu się ją odnaleźć – nieprzytomną (martwą?), zawiniętą w brudny koc – reszta słów zamarła mu w gardle. Zaklęcie mężczyzny odsłoniło coś, sprawiając, że mięśnie stężały mu niemal natychmiast, a dłoń bezwiednie odnalazła leżącą na podłodze różdżkę. Zacisnął na niej palce, mocno, kurczowo, choć nie miał pojęcia, jakie zaklęcie mógłby rzucić; czarna, wyłaniająca się z gęstej mgły postać stanowiła ni to zjawę, ni to żywe stworzenie, pojawiając się na kilka przerażających sekund i znikając bez śladu zaraz potem. Przypominał sobie, co mówiła dziewczynka; jej słowa, na chwilę zapomniane, zadźwięczały mu nagle w pamięci wyjątkowo wyraźnie; była przeklęta, tak jej powiedzieli. I jeszcze: to wam pomoże; spojrzał w dół, na czarną kredkę, o barwie takiej samej, która aktualnie znaczyła ściany pomieszczenia. – Zabierajmy się stąd – odezwał się nagle, głośniej niż do tej pory i bardziej stanowczo. – Zanim po nią przyjdą. – Nie wiedział, kto, nie wiedział, kiedy; być może zrozumiał wszystko na opak. Ale nie miał zamiaru czekać z założonymi rękami, aż ktoś zdecyduje się wyjaśnić mu prawdę.
Uniósł różdżkę, kierując ją w stronę dziewczynki. – Mobilicorpus – mruknął, wykonując nieco spowolniony, ale dobrze znany ruch nadgarstkiem. Wątpił, żeby którekolwiek z nich było w stanie ją nieść. – Powiedziała, że to nam pomoże – dodał, podnosząc kredkę wolną ręką i przez moment czując się wyjątkowo głupio, bo nie miał bladego pojęcia, do czego mógłby przydać im się kawałek węgla. Może stanowił coś w rodzaju klucza do nabazgranych na ścianach zarysów?
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Światło z różdżki Sophie błysnęło jasno, a w miejscu, gdzie ziała obficie krwawiąca rana, skrystalizowały się ciemniejsze ślady, krystalizujące i powoli zasklepiające ranę. I mimo fakt, że aurorka potrafiła rozpoznać właściwie rzucone zaklęcie, to widziała, że rana w niektórych miejsca wciąż się rozchodzi. Może zostało w niej coś, co przeszkadzało w gojeniu i jątrzyło głębokie zranienie?
Wskazówka kompasu zakręciła się ostro i przez kilka chwil zdawało się, że pozostanie w wirującej formie niezdecydowanie. Jednak wystarczyło, że Matt odczekał moment, a wszystko się uspokoił. Końcówka wskazówki celowała...w Notta? A przynajmniej w jego stronę poruszając się odrobinę tylko, gdy arystokrata podnosił dłoń z kawałkiem czarnej kredki. Czar zamigotał na różdżce Botta, ale jeśli jakikolwiek efekt miał się zmaterializować - nic się nie stało. Mężczyzna mógł jednak zobaczyć, jak osłabiony Percival zaklęciem unosi drobne ciało dziewczynki ze skołtunionego kocem barłogu, a materiał zsuwa się pozostawiając dziecko bezładnie unoszące się nad starym materacem. Kiedyś biała koszula przylegała do ciałka i przez cienki materiał widać było, jak bardzo jest wychudzona, a liczne sińce i blizny zdobiły niemal całą widoczną powierzchnię. Zdawało się nawet, że dziewczynka drgnęła, jakby chciała się podnieść sama.
Lucinda była zawodowym łamaczem klątw i to, co w pierwszej chwili uczyniła, należało do całkowicie naturalnych poczynań w obliczy zwykłej klątwy. Z chwilą, gdy ostatnie słowa inkantacji padły z ust, czarownica poczuła gwałtownie narastającą wokół niej moc. Tylko ona dostrzegła, jak wokół dziecięcej sylwetki rozlewa się się czerń tworząc gruby wielowarstwowy kokon, szczelnie oplatający drobne ciało. Powietrze niemal pulsowało plugawą magią, a zaklęcie uderzyło w zewnętrzną skorupę i zniknęło najpierw wchłonięte, by kilka sekund później coś wypluło w stronę łamaczki klątw niewidzialne uderzenie. Kobietą miotnęło, podrywając ją do góry, by z dużą siłą uderzyć o przeciwległą ścianę.
Komuś zdecydowanie nie podobały się działania Lucindy.
Ciężki oddech dziecka wzmógł się, a w podkrążonych oczach pojawiły się łzy.
Każdy, niezależnie od akcji rzuca k100 + silna wola (wg starych biegłości).
Dodatkowo:
Lucy - rzucasz na wytrzymałość - k100+sprawność - st 50, jeśli ci się nie uda osiągnąć właściwego wyniku, na jedną turę tracisz przytomność.
Percy, Matt i Sophia - drugi rzut wykonujecie tylko jeśli czarujecie.
Na odpis macie 48h
Wskazówka kompasu zakręciła się ostro i przez kilka chwil zdawało się, że pozostanie w wirującej formie niezdecydowanie. Jednak wystarczyło, że Matt odczekał moment, a wszystko się uspokoił. Końcówka wskazówki celowała...w Notta? A przynajmniej w jego stronę poruszając się odrobinę tylko, gdy arystokrata podnosił dłoń z kawałkiem czarnej kredki. Czar zamigotał na różdżce Botta, ale jeśli jakikolwiek efekt miał się zmaterializować - nic się nie stało. Mężczyzna mógł jednak zobaczyć, jak osłabiony Percival zaklęciem unosi drobne ciało dziewczynki ze skołtunionego kocem barłogu, a materiał zsuwa się pozostawiając dziecko bezładnie unoszące się nad starym materacem. Kiedyś biała koszula przylegała do ciałka i przez cienki materiał widać było, jak bardzo jest wychudzona, a liczne sińce i blizny zdobiły niemal całą widoczną powierzchnię. Zdawało się nawet, że dziewczynka drgnęła, jakby chciała się podnieść sama.
Lucinda była zawodowym łamaczem klątw i to, co w pierwszej chwili uczyniła, należało do całkowicie naturalnych poczynań w obliczy zwykłej klątwy. Z chwilą, gdy ostatnie słowa inkantacji padły z ust, czarownica poczuła gwałtownie narastającą wokół niej moc. Tylko ona dostrzegła, jak wokół dziecięcej sylwetki rozlewa się się czerń tworząc gruby wielowarstwowy kokon, szczelnie oplatający drobne ciało. Powietrze niemal pulsowało plugawą magią, a zaklęcie uderzyło w zewnętrzną skorupę i zniknęło najpierw wchłonięte, by kilka sekund później coś wypluło w stronę łamaczki klątw niewidzialne uderzenie. Kobietą miotnęło, podrywając ją do góry, by z dużą siłą uderzyć o przeciwległą ścianę.
Komuś zdecydowanie nie podobały się działania Lucindy.
Ciężki oddech dziecka wzmógł się, a w podkrążonych oczach pojawiły się łzy.
Każdy, niezależnie od akcji rzuca k100 + silna wola (wg starych biegłości).
Dodatkowo:
Lucy - rzucasz na wytrzymałość - k100+sprawność - st 50, jeśli ci się nie uda osiągnąć właściwego wyniku, na jedną turę tracisz przytomność.
Percy, Matt i Sophia - drugi rzut wykonujecie tylko jeśli czarujecie.
Na odpis macie 48h
Nikt nie spodziewał się, że dzisiejsze przyjście do tej przeklętej karczmy skończy się taką tragedią. Przez myśl jej przyszło, że przecież mieli największą broń. Magię. Co mieli więc zrobić mugole na ich miejscu? Prawdopodobnie doskonale mogła to zobaczyć piętro niżej w postaci rozczłonkowanego ciała. Z myśli wyrwał ją krzyk mężczyzny. Spojrzała na niego marszcząc brwi. Rozumiała, że wszyscy byli zmęczeni i fizycznie i psychicznie. Jednak to nie zmieniało ich położenia, a krzyk na pewno nie miał im w tym pomóc. Blondynka utkwiła spojrzenie w Nottcie. Wydawał się czuć już lepiej, a z serca Lucindy spadł wielki ciężar rozlewając po całym jej ciele ulgę. Nie pozwoliła sobie na myślenie o najgorszym, ale ciągle błądziło gdzieś w jej podświadomości siejąc przerażenie. Nic nie powiedziała zaraz przenosząc spojrzenie na dziewczynkę. Teraz mogła z czystym sumieniem zająć się ratowaniem jej. Dotknęła jej dłoni czując jaka jest zimna. Rodziło się w niej zbyt wiele wątpliwości. Skąd taka magia w takim miejscu? Skąd cienie na podłodze i skąd te dziwne stwory w karczmie? Szukała związku między wydarzeniami tam i wydarzeniami tutaj. To nie mógł być czysty przypadek, a jej myśli skupiły się na rodzajach klątw jakie znała i taki, które mogły coś podobnego spowodować. Lucinda czuła, że zaklęcie będzie za słabe. Wypowiedziane słowa miały na chwile odgonić ciemność i dać im szansę na wydostanie się stąd. Czas był teraz dla nich najważniejszy. Blondynka zacisnęła mocniej palce na drewnie różdżki. Magia, którą dało się odczuć w całym pomieszczeniu była skumulowana w ciele tej małej dziewczynki. Łamaczka klątw nigdy nie miała do czynienia z tego rodzaju magią. Nie tylko była wiążąca. Zdawała się przepływać bez końca. Tak jakby przez ten czas stała się zlepiona z ciałem dziewczynki. Tworzyły jedność. Patrzyła jak ciało dziewczynki oplata ciemność zakrywając każdy skrawek jej ciała. Teraz już wiedziała, że wszystko co postanowią zrobić by uratować małą tutaj traciło jakikolwiek sens. Ta magia jej nie opuści. Przez skórę blondynki przeszedł dreszcz, a powietrze stało się tak gęste, tak gorzkie, że nie potrafiła złapać oddechu. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w czerń, która pochłonęła przed chwilą jej zaklęcie. Czerń, która chroniła ciało dziewczynki przed ratunkiem. Mąciła im zmysły. Lucinda nie zdążyła zareagować gdy magia uderzyła w nią z impetem posyłając na drugą stronę pomieszczenia. Uderzyła w ścianę z siłą, która powinna zwalić ją z nóg. Blondynka miała nadzieje, że tak nie będzie. Nie mieli na to czasu. Nawet w takich chwilach jak ta potrafiła bardziej martwić się o życie innych niż swoje.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
Wiedział, że nie będzie łatwo; już od chwili, w której nad dziewczynką pojawiła się czarna postać niczym z koszmaru, zdawał sobie sprawę, że spotkają się z oporem. Był tego świadom, rzucając zaklęcie i mentalnie przygotowywał się na ewentualne uderzenie… nie przewidując jednak, że jego ofiarą stanie się Lucinda. Gdy ciało jego kuzynki – chwilowo bezwładne, jakby należące do szmacianej lalki, a nie żywej osoby – zostało odrzucone w kierunku przeciwległej ściany, żeby w następnej chwili osunąć się po niej na zakurzoną posadzkę, zamarł na kilka długich, wypełnionych grozą sekund, omal nie przerywając działania własnego zaklęcia. – Lynn! – imię kuzynki wydarło się spomiędzy jego warg, zachrypnięte, głuche, wypowiedziane głosem, który zdawał się należeć do kogoś innego. Dźwignął się na własne nogi, tymczasowo zapominając o wciąż ciążącej mu słabości i pulsujących bólem plecach, czy raczej – spychając te doznania gdzieś na krawędź świadomości. Być może poruszanie się nie było najmądrzejsze, ale nie mógł dłużej już siedzieć w miejscu – żadne z nich nie mogło, nie w tym przeklętym domu, wdychając przesiąknięte plugawą magią powietrze.
Chwiał się i kołysał niekontrolowanie na boki, kuśtykając w stronę kobiety, napędzany naglącą potrzebą sprawdzenia, czy wszystko było z nią w porządku. W prawej dłoni nadal ściskał różdżkę, w lewej – czarną kredkę, ale obie te rzeczy stanowiły chwilowo jedynie puste rekwizyty, podczas gdy jego uwaga skupiła się w całości na Lucindzie. Zdawało się, że była przytomna – na szczęście – choć nie mógł być pewien, czy nie nabawiła się innych, dodatkowych obrażeń. Nie przeszkodziło mu to jednak w wyklinaniu w myślach samego siebie; dlaczego (jak zwykle?) ustąpił jej wrodzonemu uporowi, pozwalając jej na opuszczenie karczmy i podążenie mglistym tropem umykającego niebezpieczeństwa? Powinni byli deportować się od razu, zanim jeszcze wydarzenia wymknęły się spod kontroli. – W porządku? – zapytał cicho, nachylając się nad nią z wyraźnym trudem i dopiero później przypominając sobie o konieczności odnalezienia wyjścia.
Opuścił spojrzenie niżej, na kawałek czarnego węgla. Pomysł wydawał mu się absurdalny, ale..? Zawahał się, żadne lepsze rozwiązanie nie przyszło mu jednak do głowy, więc z ociąganiem – wynikającym bardziej z fizycznych ograniczeń niż jątrzącej się do myśli niepewności – przysunął się do ściany, przystając przy najbliższym nabazgranym prostokącie, układającym się w zarys drzwi. Gdy wyciągał w ich stronę dłoń, czuł się jak idiota; jeszcze bardziej naiwne wydawało mu się przyłożenie do odłażącej farby feralnej kredki i próba obrysowania nią koślawego kształtu, ale zrobił to tak czy inaczej, chwytając się tej ostatniej, wątłej deski ratunku o wiele bardziej desperacko, niż byłby gotów przed sobą przyznać.
| według starych biegłości Percy miał II poziom silnej woli (+5 do kostek)
Chwiał się i kołysał niekontrolowanie na boki, kuśtykając w stronę kobiety, napędzany naglącą potrzebą sprawdzenia, czy wszystko było z nią w porządku. W prawej dłoni nadal ściskał różdżkę, w lewej – czarną kredkę, ale obie te rzeczy stanowiły chwilowo jedynie puste rekwizyty, podczas gdy jego uwaga skupiła się w całości na Lucindzie. Zdawało się, że była przytomna – na szczęście – choć nie mógł być pewien, czy nie nabawiła się innych, dodatkowych obrażeń. Nie przeszkodziło mu to jednak w wyklinaniu w myślach samego siebie; dlaczego (jak zwykle?) ustąpił jej wrodzonemu uporowi, pozwalając jej na opuszczenie karczmy i podążenie mglistym tropem umykającego niebezpieczeństwa? Powinni byli deportować się od razu, zanim jeszcze wydarzenia wymknęły się spod kontroli. – W porządku? – zapytał cicho, nachylając się nad nią z wyraźnym trudem i dopiero później przypominając sobie o konieczności odnalezienia wyjścia.
Opuścił spojrzenie niżej, na kawałek czarnego węgla. Pomysł wydawał mu się absurdalny, ale..? Zawahał się, żadne lepsze rozwiązanie nie przyszło mu jednak do głowy, więc z ociąganiem – wynikającym bardziej z fizycznych ograniczeń niż jątrzącej się do myśli niepewności – przysunął się do ściany, przystając przy najbliższym nabazgranym prostokącie, układającym się w zarys drzwi. Gdy wyciągał w ich stronę dłoń, czuł się jak idiota; jeszcze bardziej naiwne wydawało mu się przyłożenie do odłażącej farby feralnej kredki i próba obrysowania nią koślawego kształtu, ale zrobił to tak czy inaczej, chwytając się tej ostatniej, wątłej deski ratunku o wiele bardziej desperacko, niż byłby gotów przed sobą przyznać.
| według starych biegłości Percy miał II poziom silnej woli (+5 do kostek)
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Przeszedł mi po kręgosłupie nieprzyjemny dreszcz w momencie, gdy ciało dziewczynki zaczęło lewitować w powietrzu. Wyglądała jak porcelanowa lalka - krucho, nieco upiornie i martwo. Do tego te wszystkie siniaki...patrząc na nie nie mogłem się nie skrzywić. A przecież nie jedno już widziałem.
Moje zaklęcie nie wyszło. Kompas jednak wskazał mężczyznę, który obwieścił wszem obecnym, że nasze zbawienie zależy od kredki - tak mu przynajmniej powiedziała nieprzytomna, lewitująca koło mnie dziewczynka. Nic nie powiedziałem. Wygiąłem jednak jedną brew ku górze. Na moim czole pojawiła się najpewniej sugestywna zmarszczka, a w powietrzu zawisło nieme - Ach tak...To ma sens...
Jakiegokolwiek łączenia faktów nie zdołałem w pełni dokonać. Próba utrzymania skupienia stała się dla mnie czymś uciążliwym, męczącym...
W jednej chwili rozległ się łoskot, zanim zrozumiałem co było jego źródłem widziałem jak jedna z kobiet poleciała na ścianę.
- Zobaczę co z nią, zrób coś z tą...kredką - położyłem mu dłoń na ramieniu i chciałem go minąć. Mimo wszystko on coś wiedział, być może coś mógł. Niech więc to robi.
W miarę możliwości pochyliłem się nad kobietą. Zdawała się być przytomna. Sięgnąłem więc ku niej ręką by pomóc jej złapać pion. Mężczyzna zaś rysował...i cóż...
- Nie mógłbyś zrobić z tą kredka...no nie wiem...czegoś bardziej magicznego...? - dywagowałem nieco marudnie, nieco nieprzytomnie, próbując mimo wszystko zachować kontakt ze światem. I trochę jednak spodziewałem się czegoś bardziej rezolutniejszego niż widoku faceta bawiącego się w artystę. Może jednak w tym szaleństwie była metoda?
- Magicus Extremos - wypowiedziałem nie chcąc się czuć bezużytecznie i czując, że dopiero połowa przygód za nami. Jeśli przeżyję...Lily mnie zabije.
Moje zaklęcie nie wyszło. Kompas jednak wskazał mężczyznę, który obwieścił wszem obecnym, że nasze zbawienie zależy od kredki - tak mu przynajmniej powiedziała nieprzytomna, lewitująca koło mnie dziewczynka. Nic nie powiedziałem. Wygiąłem jednak jedną brew ku górze. Na moim czole pojawiła się najpewniej sugestywna zmarszczka, a w powietrzu zawisło nieme - Ach tak...To ma sens...
Jakiegokolwiek łączenia faktów nie zdołałem w pełni dokonać. Próba utrzymania skupienia stała się dla mnie czymś uciążliwym, męczącym...
W jednej chwili rozległ się łoskot, zanim zrozumiałem co było jego źródłem widziałem jak jedna z kobiet poleciała na ścianę.
- Zobaczę co z nią, zrób coś z tą...kredką - położyłem mu dłoń na ramieniu i chciałem go minąć. Mimo wszystko on coś wiedział, być może coś mógł. Niech więc to robi.
W miarę możliwości pochyliłem się nad kobietą. Zdawała się być przytomna. Sięgnąłem więc ku niej ręką by pomóc jej złapać pion. Mężczyzna zaś rysował...i cóż...
- Nie mógłbyś zrobić z tą kredka...no nie wiem...czegoś bardziej magicznego...? - dywagowałem nieco marudnie, nieco nieprzytomnie, próbując mimo wszystko zachować kontakt ze światem. I trochę jednak spodziewałem się czegoś bardziej rezolutniejszego niż widoku faceta bawiącego się w artystę. Może jednak w tym szaleństwie była metoda?
- Magicus Extremos - wypowiedziałem nie chcąc się czuć bezużytecznie i czując, że dopiero połowa przygód za nami. Jeśli przeżyję...Lily mnie zabije.
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92, 72
'k100' : 92, 72
Sophia wiedziała, że jej zaklęcie lecznicze, mimo doskwierającego jej zmęczenia, było rzucone poprawnie. Mimo to rana wciąż nie chciała się w pełni zasklepić. Możliwe, że w środku nadal znajdowały się okruchy szkła, ale Sophia postanowiła nie ryzykować wyciągania ich tutaj. Mężczyzna mógłby dostać silniejszego krwotoku i znowu stracić przytomność, a to byłoby im wszystkim nie na rękę w sytuacji, w jakiej się znajdowali. Przede wszystkim musieli jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce.
Nie wiedziała tylko, co z dziewczynką. Bardzo chciała jej pomóc, ale wiedziała, że zdjęcie tak silnej klątwy znajdowało się bardzo daleko poza jej możliwościami, a błędne próby dokonywane przez osoby nieznające się na rzeczy mogły zaszkodzić i małej, i jej, a być może także pozostałym, jeśli klątwa była w jakiś sposób powiązana z innymi dziwnymi zjawiskami w tym domu. Patrzyła, jak Lucinda leci do tyłu po próbie rzucenia na małą zaklęcia. Skoro nawet ona nie dała rady, mimo że z nich wszystkich to ona miała największe doświadczenie... Sytuacja przedstawiała się beznadziejnie.
Skrzywiła się. Nie chciałaby musieć dopisać tej dziewczynki do listy niewinnych ofiar, którym nie zdołała pomóc mimo chęci. Nie wiedziała, co robić, nie rozumiała czym dokładnie była nałożona na nią klątwa ani kto był zdolny stworzyć coś tak potężnego.
Spojrzała na Percivala, który mimo osłabienia i utraty krwi podniósł się chwiejnie z ziemi, ruszając w stronę odrzuconej przez zaklęcie kobiety. Sophia także podążyła w tamtą stronę.
- Wszystko w porządku? – zapytała także, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego, by po chwili zobaczyć, jak mężczyzna unosi w dłoni czarną kredkę i rusza w stronę ściany, gdzie widniały namalowane prostokąty, które wcześniej pod wpływem wykrywającego zaklęcia ukazały zarysy drzwi. Znowu zmarszczyła lekko brwi, wodząc spojrzeniem od malunków na ścianie do kredki, potem przeniosła je na kartki rozrzucone na podłodze i znowu spojrzała na mężczyznę próbującego narysować drzwi. Nie wiedziała, co o tym myśleć; chociaż dorastała w świecie magii, nie widziała jeszcze takich czarów i zastanawiała się, czy jest to możliwe, żeby ten mały węgielek mógł otworzyć im bezpieczną drogę ucieczki. Jeśli to się nie uda, będą musieli pomyśleć nad innym sposobem wydostania się, niezakładającym schodzenia na dolne piętro zapewne wciąż opanowane przez cienie. Oby jednak Percival się nie mylił, pokładając zaufanie w kawałku kredki.
| silna wola poziom IV
Nie wiedziała tylko, co z dziewczynką. Bardzo chciała jej pomóc, ale wiedziała, że zdjęcie tak silnej klątwy znajdowało się bardzo daleko poza jej możliwościami, a błędne próby dokonywane przez osoby nieznające się na rzeczy mogły zaszkodzić i małej, i jej, a być może także pozostałym, jeśli klątwa była w jakiś sposób powiązana z innymi dziwnymi zjawiskami w tym domu. Patrzyła, jak Lucinda leci do tyłu po próbie rzucenia na małą zaklęcia. Skoro nawet ona nie dała rady, mimo że z nich wszystkich to ona miała największe doświadczenie... Sytuacja przedstawiała się beznadziejnie.
Skrzywiła się. Nie chciałaby musieć dopisać tej dziewczynki do listy niewinnych ofiar, którym nie zdołała pomóc mimo chęci. Nie wiedziała, co robić, nie rozumiała czym dokładnie była nałożona na nią klątwa ani kto był zdolny stworzyć coś tak potężnego.
Spojrzała na Percivala, który mimo osłabienia i utraty krwi podniósł się chwiejnie z ziemi, ruszając w stronę odrzuconej przez zaklęcie kobiety. Sophia także podążyła w tamtą stronę.
- Wszystko w porządku? – zapytała także, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego, by po chwili zobaczyć, jak mężczyzna unosi w dłoni czarną kredkę i rusza w stronę ściany, gdzie widniały namalowane prostokąty, które wcześniej pod wpływem wykrywającego zaklęcia ukazały zarysy drzwi. Znowu zmarszczyła lekko brwi, wodząc spojrzeniem od malunków na ścianie do kredki, potem przeniosła je na kartki rozrzucone na podłodze i znowu spojrzała na mężczyznę próbującego narysować drzwi. Nie wiedziała, co o tym myśleć; chociaż dorastała w świecie magii, nie widziała jeszcze takich czarów i zastanawiała się, czy jest to możliwe, żeby ten mały węgielek mógł otworzyć im bezpieczną drogę ucieczki. Jeśli to się nie uda, będą musieli pomyśleć nad innym sposobem wydostania się, niezakładającym schodzenia na dolne piętro zapewne wciąż opanowane przez cienie. Oby jednak Percival się nie mylił, pokładając zaufanie w kawałku kredki.
| silna wola poziom IV
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Piekielny ból zalał falą ciało Lucindy, gdy uderzyła o drewnianą ścianę. Świat zawirował, a obraz rozmył się by zatopić się w totalnej ciemności. Nie trwało to jednak długo, kobieta uchyliła powieki, ale ciemne plamy utrudniały widoczność. Jeśli próbowała się podnieść czuła narastający miarowo ból pleców i głowy. Miała też problem z oddychaniem. Obok niej znalazła się Sophie i mimo, że stan jej towarzyszki zdawał się poważny, to uwagę zwróciła ściana za plecami łamaczki klątw. Powoli, chociaż widocznie - czerniała, przypominając falującą ciemność pochłaniającą ściany piętro niżej.
Rysowana niepewną ręką, czarna kreska na ścianie zaczynała bardzo delikatnie lśnić, a gdy Percival skończył prowizoryczny malunek drzwi, na samym ich środku, pisane dziecięcymi, nieco koślawymi literami pojawiło się słowo GDZIE?. Brzegu nadal jarzyły się delikatnym blaskiem, ale nic więcej się nie działo. Przynajmniej tutaj, bo tak Łowca, jak i nokturnowy przewodnik (i tylko oni) mogli dostrzec, że dziewczynka, do tej pory bezwładnie lewitująca nad materacem - przekręciła się w powietrzu do pozycji siedzącej i otworzyła oczy - To już koniec - głos rozległ się cicho, ale usta dziecka nie poruszyły się. Patrzyła smutno przez ciemnogranatowe tęczówki, a za jej plecami ciemniało. ta sama kula, która do tej pory blado rozświetlała całe pomieszczenie, teraz zaczynała drgać, a na jej powierzchni pojawiły się czarne, lepkie rysy, jakby zalewał ją dziwny płyn - On zaraz tu będzie. Musicie uciekać, nim was zobaczy - a gdy tylko padło ostatnie słowo, drobna sylwetka runęła na ziemię. Lucy i Sophia widziały tylko, jak dziecko opada na skołtuniony materac, a kula światła nad nią powoli gasła.
Jeśli nie czarujecie, nie musicie rzucać kością.
Na odpis macie 48h
Rysowana niepewną ręką, czarna kreska na ścianie zaczynała bardzo delikatnie lśnić, a gdy Percival skończył prowizoryczny malunek drzwi, na samym ich środku, pisane dziecięcymi, nieco koślawymi literami pojawiło się słowo GDZIE?. Brzegu nadal jarzyły się delikatnym blaskiem, ale nic więcej się nie działo. Przynajmniej tutaj, bo tak Łowca, jak i nokturnowy przewodnik (i tylko oni) mogli dostrzec, że dziewczynka, do tej pory bezwładnie lewitująca nad materacem - przekręciła się w powietrzu do pozycji siedzącej i otworzyła oczy - To już koniec - głos rozległ się cicho, ale usta dziecka nie poruszyły się. Patrzyła smutno przez ciemnogranatowe tęczówki, a za jej plecami ciemniało. ta sama kula, która do tej pory blado rozświetlała całe pomieszczenie, teraz zaczynała drgać, a na jej powierzchni pojawiły się czarne, lepkie rysy, jakby zalewał ją dziwny płyn - On zaraz tu będzie. Musicie uciekać, nim was zobaczy - a gdy tylko padło ostatnie słowo, drobna sylwetka runęła na ziemię. Lucy i Sophia widziały tylko, jak dziecko opada na skołtuniony materac, a kula światła nad nią powoli gasła.
Jeśli nie czarujecie, nie musicie rzucać kością.
Na odpis macie 48h
Uderzenie o ścianę odebrało jej dech. Przez chwile nic nie widziała i nic nie słyszała. Zniknął z jej oczu dom, ludzie, a nawet ona sama. Przez ten cały czas napędzana adrenaliną przepływając w jej żyłach, przerażeniem wprawiającym jej serce w szybkie bicie, zdezorientowaniem, którego na siłę próbowała się trzymać. Teraz jej ciało opuściły wszelkie wątpliwości. Czuła, że odlatuje. Blondynka spodziewała się, że klątwa będzie z nią walczyć, ale nie spodziewała się takiej siły. To czego byli świadkiem poszerzyło granice jej spostrzegania świata w jakim żyli. Nie miała pojęcia jak długo trwała w takim zawieszeniu. Dopiero pisk przeobrażający się w głos sprawił, że wszystko do niej wróciło. Niczym dźwięk przewijanej taśmy, który tak często słyszała odwiedzając piękne krańce nowego kontynentu. Jęknęła próbując się podnieść. Czarne plamy przed oczami i silny ból głowy sprawił, że pożałowała podniesienia się z podłogi. Zacisnęła usta. Spojrzała na swoich towarzyszy starając się utrzymać równowagę. - Nigdy... nigdy czegoś takiego nie widziałam. -mruknęła z trudem. Wiedziała, że nie uda im się zabrać dziewczynki ze sobą. Nie wiedziała czy w ogóle uda im się stąd wyjść. Patrzyła jak jej kuzyn z kredką w dłoni próbuje ich stąd wydostać. Widząc rozjaśnione miejsce zmrużyła oczy. Gdzie? Do domu. Tylko do domu. - Zabierz nas stąd Percy. Daleko stąd. -odparła przenosząc wzrok na dziewczynkę. Tak bardzo chciałaby jej pomóc. Zabrać ją ze sobą, a przede wszystkim mieć więcej czasu by zrozumieć to co się właśnie działo. Dotykało ją to, że go nie mieli. Nie mieli czasu by zadbać o siebie, o innych i zobaczyć prawdę rodzącą się w tym przeklętym miejscu. Kto cię na to skazał, słoneczko? Kto ci to zrobił?
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Podeszła do Lucindy, przyglądając jej się uważnie, zauważając, że kobieta nie miała się najlepiej po tym, jak przeleciała przez pomieszczenie i uderzyła w ścianę. Za jej plecami zauważyła jednak jeszcze coś, co mogło budzić poważny niepokój. Ściana zaczynała niepokojąco czernieć, tak, jak wcześniej czerniało pomieszczenie poniżej, co znaczyło, że ciemność powoli i nieubłagalnie zbliżała się do nich. Wolała się nie przekonywać, co się stanie, gdy pozostaną tu dłużej. Musieli uciekać.
Wyciągnęła rękę w stronę próbującej się podnieść kobiety, mając zamiar pomóc jej wstać i utrzymać się w pionie. Przez ramię spojrzała na mężczyznę rysującego drzwi. Wydawało jej się, że mogła dostrzec lekko migoczący zarys, ale wtedy usłyszała cichy, budzący dreszcze głos dziewczynki, mówiącej, że tajemniczy on zaraz tu będzie i powinni uciekać. A Sophia czuła, że nie chce zobaczyć, kim był on, tak samo jak nie chciała zetknąć się z niepokojącą ciemnością. Patrzyła w ciszy, jak dziecko opada z powrotem na materac, a w pomieszczeniu zaczynało robić się coraz ciemniej, gdy świetlna kula powoli zaczynała czernieć i gasnąć. Ich czas w tym miejscu się kończył, chociaż Sophia była pewna, że jeśli wyjdzie stąd cało, długo nie zapomni tych wydarzeń.
Lekko podtrzymując kobietę, razem z nią ruszyła w stronę mężczyzny rysującego drogę wyjścia, chociaż sama też była słaba. Miała nadzieję, że kredka faktycznie miała moc stworzenia dla nich bezpiecznego przejścia. Żałowała tylko, że nie mogli pomóc tej małej, obłożonej klątwą, której moc mieściła się poza zasięgiem jej pojmowania.
Wyciągnęła rękę w stronę próbującej się podnieść kobiety, mając zamiar pomóc jej wstać i utrzymać się w pionie. Przez ramię spojrzała na mężczyznę rysującego drzwi. Wydawało jej się, że mogła dostrzec lekko migoczący zarys, ale wtedy usłyszała cichy, budzący dreszcze głos dziewczynki, mówiącej, że tajemniczy on zaraz tu będzie i powinni uciekać. A Sophia czuła, że nie chce zobaczyć, kim był on, tak samo jak nie chciała zetknąć się z niepokojącą ciemnością. Patrzyła w ciszy, jak dziecko opada z powrotem na materac, a w pomieszczeniu zaczynało robić się coraz ciemniej, gdy świetlna kula powoli zaczynała czernieć i gasnąć. Ich czas w tym miejscu się kończył, chociaż Sophia była pewna, że jeśli wyjdzie stąd cało, długo nie zapomni tych wydarzeń.
Lekko podtrzymując kobietę, razem z nią ruszyła w stronę mężczyzny rysującego drogę wyjścia, chociaż sama też była słaba. Miała nadzieję, że kredka faktycznie miała moc stworzenia dla nich bezpiecznego przejścia. Żałowała tylko, że nie mogli pomóc tej małej, obłożonej klątwą, której moc mieściła się poza zasięgiem jej pojmowania.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Dom na uboczu
Szybka odpowiedź